piątek, 29 września 2006

Wszystko

W prawdzie nadal jestem chora, ale mój mózg zaczął już przetwarzać informacje ^^. Niestety będę szczera i napiszę to, co mi po głowie chodzi od pewnego czasu. Jakieś trzy tygodnie temu mój Wen odszedł, a ja tworzę na wspomnieniach o nim T_T. Muszę znaleźć jakiegoś nowego i to szybko (ale ten był, jest i będzie niezastąpiony).

 

1 styczeń

Obudziłem się gwałtownie otwierając oczy. Wątpię żeby było to spowodowane snem, prędzej obwiniałbym o to rękę, która spoczęła na moim podbrzuszu, w dodatku niebezpiecznie nisko. Zajrzałem pod kołdrę i szybko owinąłem się nią szczelniej. Byłem zupełnie nagi. Kątem oka widziałem, że nie tylko ja. Syriusz mruknął przez sen i przybliżył się do mnie, co sprawiło, że zamarłem.

Zacząłem intensywnie myśleć o tym jak doszło do tej sytuacji i po pięciu minutach w końcu mnie olśniło.

Po fajerwerkach zaczęliśmy z chłopakami szaleć na całego i chyba przesadziliśmy z piwem kremowym. Syri i James założyli się o to, który zrobi bardziej szaloną rzecz, a później Potter dołożył dla zabawy swój kolejny pomysł.

Co mnie u licha podkusiło żeby się na to zgodzić? ‘Zobaczymy, który z nas się nie wyśpi śpiąc na ziarnku grochu’ przecież to już na samym początku brzmiało absurdalnie!

- Aaa…!! Szlag! – wystraszyłem się słysząc potworny krzyk. Podniosłem się, a Syriusz rozbudzony również usiadł na łóżku.

- Kto u licha wpuścił Pottera do pokoju?! I jakim cudem on śpi ze mną nago?! – wrzeszczał Sheva owijając się pościelą niczym kokonem i skopując nadal nieprzytomnego okularnika na ziemię.

- Co się dzieje? – zapytał zaspany James, kiedy spotkał się z podłogą.

- Jak tyś wlazł do mojego łóżka?!

- Zimno mi było w Pokoju Wspólnym, więc przyszedłem i… Sheva, dawaj trochę kołdry! – J. zasłonił krok rękami, kiedy dotarło do niego, że siedzi przed nami całkowicie rozebrany.

- Jeszcze czego?! Paraduj ze wszystkim na wierzchu, jak Ci się zachciało na grochu spać!

- Jak już w temacie jesteśmy… - odezwał się Syriusz i wziął coś z szafki nocnej – Wiesz jak mnie to w nocy w tyłek uwierało?! – kruczowłosy rzucił w Pottera grochem trafiając centralnie w środek czoła.

- A może to nie ziarnko Cię tak uwierało… - zamyślił się okularnik z chytrym uśmiechem.

- Odwal się, zboku jeden! – tym razem Syri rzucił poduszką.

- O.K. Jak chcesz, ale ja bym to przemyślał… Już nic nie mówię – zastrzegł widząc wściekłe spojrzenie Blacka. – Zamknijcie oczy, bo się muszę jakoś do siebie dowlec… - Syriusz zasłonił mi dłonią oczy, co mnie rozbroiło.

- O.K. Już możecie – rzucił J., ale kruczowłosy zabrał ręce dopiero po chwili – Tak na marginesie, Black – zaczął okularnik ubierając sweter – Jeśli Ty na tym grochu spać nie mogłeś to księżniczką jesteś – wyszczerzył się.

- Zaraz Cię walnę, Potter…

- No dobra. Przyjmijmy, że po prostu należysz do arystokratycznego rodu – Syri przewrócił oczyma i zaczął pod kołdrą ubierać bieliznę i resztę odzieży. Wstał i podał mi ubrania, po czym skrupulatnie kazał się chłopakom odwrócić.

- Jeśli któryś, choć raz rzuci na niego okiem to zabiję. – uśmiechnąłem się sam do siebie.

Na śniadaniu siedzieliśmy lekko struci, gdyż jak się okazało, Fillip całą noc nie ruszył się z miejsca.

Nie mogłem tego znieść i odszedłem od stołu. Chciałem nakłonić chłopaka, by coś zjadł, ale stanąłem w drzwiach Wielkiej Sali, gdy do zamku ktoś wszedł.

- Marcel! – krzyknął Ślizgon i podbiegł do mężczyzny, który popatrzył na niego z uśmiechem. Prawe oko i policzek przecinała mu długa, głęboka szrama. Chłopiec wystraszył się.

- C… Co się stało? – wyjąkał.

- Wypadek przy pracy – rzucił wesoło mężczyzna, a ciemnowłosy zaczął płakać. Zacisnął dłonie w pięści i położył je na piersi profesora, który chciał go objąć, jednak w tej też chwili Fillip zaczął krzyczeć zapłakany, mocno uderzając pięścią w tors Camusa.

- Dlaczego, dlaczego się zgodziłeś tam jechać?! Miałeś wrócić wczoraj! Co oni sobie myślą?! Nie jesteś ich zabawką! Marcel, dlaczego pozwalasz, by Tobą manipulowali?! Dlaczego mi to robisz… - głos chłopaka załamał się i nie miał już siły dalej wyżywać się na nauczycielu. Mężczyzna patrzył na chłopca z czułością i objął go mocno pozwalając na to, by wtulił w niego zapłakaną twarz. Uśmiechnął się leciutko zamykając oczy i położył policzek na głowie Ślizgona.

- Czekałeś na mnie? – zapytał szeptem – Czekałeś całą noc? – chłopiec nie odpowiedział tylko rozpłakał się jeszcze bardziej – Fillipie…

Moje oczy zaszkliły się, a nie chcąc przeszkadzać wróciłem do stołu milcząc.

- I co? – rzucił Andrew.

- Camus wrócił – powiedziałem jak zahipnotyzowany.

- Co?! – zapytała cała trójka moich towarzyszy.

- Widziałem ich przed chwilą razem…

- Chwała Bogu, że nic mu nie jest – westchnął z ulgą Syriusz – Czytajcie. – podał mi Proroka Codziennego.

Popatrzyłem na pierwszą stronę. Majaczyło tam zdjęcie jakiegoś pogorzeliska i wielki napis ‘Współczesna Masakra’.

- Krwawe zamieszki na południu Francji… – zacząłem czytać na głos – … pochłonęły 2560 ofiar śmiertelnych w tym 250 mugoli, a co najmniej 8000 osób zostało rannych, gdy w jednym z większych miast, Bordeaux, doszło do zbezczeszczenia kościoła katolickiego. Od dawna uśpiony Upadły Ród, na którego czele stanął teraz Fabien Trezeguet, postanowił po raz kolejny wymierzyć ‘sprawiedliwość’. Ministerstwo wezwało do walki najlepszych czarodziejów, którym na szczęście udało się opanować sytuację. Jak podano do wiadomości publicznej Fabien może ukrywać się poza granicami Francji. Jego dom w Lyon jest pod ciągłą obserwacją. Każdego, kto zobaczy tegoż mężczyznę prosi się o jak najszybszy kontakt z Ministerstwem Magii w swoim kraju. – skończyłem i spojrzałem na małe zdjęcie pod tekstem.

- W środku jest wkładka – powiedział Syriusz. Popatrzyłem na niego i wyciągnąłem kolorowy kartonik, który okazał się zdjęciem opatrzonym napisem ‘Wanted’.

Z fotografii sceptycznym spojrzeniem obdarowywał mnie dość młody mężczyzna o jasno brązowych włosach, niewielkim zaroście i wąskich ustach. Prawe oko miał szare, zaś lewe niebieskie. Podałem fotkę chłopakom.

- Cudo! – rzucił Sheva przyglądając się uważnie mężczyźnie – Wygląda niesamowicie męsko. I te oczy! Wow!

- A ten znowu swoje – westchnąłem i roześmiałem się widząc obrażonego Jamesa, który świdrował wzrokiem poszukiwanego.

- Michael i Gabriel wrócili! – wydarły się jakieś Krukonki, a my podskoczyliśmy wystraszeni.

- Maniaczki chore – skomentował J. Sheva z szerokim uśmiechem patrzył na drzwi wejściowe.

Trochę mnie zdziwiło, że Ricardo prowadził Nedveda, który kuśtykał i miał przy tym mało optymistyczną minę.

Ślizgoni jakoś się do nas dowlekli.

- C… Co się stało? – zapytałem Michaela, a w odpowiedzi usłyszałem tylko chłodne:

- Lepiej nie pytaj. – na co Gabriel zaczął się głośno śmiać.

- Miał spotkanie z Okruszkiem! – rechotał chłopak, co denerwowało długowłosego.

- Cicho siedź, Rica!

- Okruszkiem? – Shevę zainteresował poruszony przed chwilą temat.

- Wielki bernardyn gajowego. Wzrostem to dorównuje nam, ale jest słodki…

- Paskudne ciele! – fuknął Nedved – Hagrid powinien go w klatce trzymać!

- Okruszek uwielbia Michaela i na stacji się z nim przywitał w specyficzny sposób – komentował ciemnowłosy głaszcząc Andrew po głowie.

- O tak, specyficzny… Rzuciło się na mnie bydle i dywan sobie ze mnie zrobiło! On chyba z tonę waży! Ajj…! – syknął po chwili poszkodowany Ślizgon odczuwając ból.

- Powinieneś iść do pani Mallery – poradził chłopakowi przyjaciel, ale na sam dźwięk nazwiska kobiety długowłosy odskoczył od nas na dwa metry.

- Oszalałeś?! Ty pamiętasz jak się nade mną wyżywała w drugiej klasie?!

- Pamiętam jakby to wczoraj było. Goniła Cię przez trzy godziny po szkole i w końcu rzuciła zaklęcie żeby Cię związać. – roześmiał się Rica. – Nie myślałem, że aż tak się szczepienia boisz!

- Nie gadam z Tobą! Już mi przeszło, więc wracam do siebie – chłopak zaczął w żółwim, lub nawet ślimaczym tempie wychodzić z Wielkiej Sali.

- Uważaj żeby Cię policja z przekroczenie prędkości nie złapała! – krzyknął za nim Syriusz. Zaczęliśmy się śmiać, ale Ślizgon tylko zadrżał zdenerwowany nie uraczywszy nas nawet spojrzeniem.

- Dobra, chłopaki. Idę zaprowadzić to dziecko, bo sobie na schodach krzywdę zrobi. Poza tym zaraz mi się na niego rzuci kilka Krukonek, więc wolę się pospieszyć – wyszczerzył się Gabriel i spokojnie dołączył do kolegi.

Po około pół godziny na śniadanie zbiegła się już cała szkoła. Peter dołączył do nas ucieszony, a Lu uśmiechnął się idąc na czele sporej grupy Slytherinu.

Jeszcze tego wieczora wymknąłem się z dormitorium. Chłopcy posnęli niemal od razu, kiedy jak głupi najedli się placków, które przywiózł Pettigrew. Jego mama miała talent do pieczenia, więc nic dziwnego, że prowadziła cukiernię na Pokątnej.

Niestety wszystko szło gładko i musiałem natknąć się na pewien niesprzyjający mojej przemianie czynnik.

Tuż koło ukrytego przejścia natknąłem się na Ryo. Tylko, dlaczego akurat na niego? Chłopak zauważył mnie niemal od razu. Chcąc, nie chcąc zbliżyłem się do niego, ale nie pozwolił mi przejść obok.

- Gdzie się wybierasz? – zapytał wyzywająco.

- W żadne szczególne miejsce – odpowiedziałem sucho.

- To może ja się z Tobą powłóczę nocą po korytarzach, co? Chyba, że Twoje Kochanie zaraz się tu na mnie rzuci… - chłopak rozglądnął się na boki.

- Nie mam ochoty na wspólne wypady, więc wybacz, ale pójdę sobie – chciałem odejść jednak Nakamura złapał mnie za rękę.

Poczułem ból w piersi i pulsowanie w skroni. Do przemiany zostało mi niewiele czasu. Krew szybciej krążyła w moich żyłach i paliła niczym lawa. Serce biło szybciej, a oddech stał się ciężki.

Wyrwałem rękę z uścisku i powoli traciłem kontrolę nad własnym ciałem.

- Przecież krzywdy Ci nie zrobię – drażnił się Japończyk.

- Ale ja nie ręczę za siebie, więc radzę Ci się stąd zabierać! – wysyczałem przez zęby.

- No, no… Byłbyś w stanie zrobić mi cokolwiek?

- Zależy, co masz na myśli… - uniosłem lekko brwi i posłałem mu chytry uśmiech.

Moje ciało żyło teraz własnym życiem i wyłącznie podświadomość funkcjonowała prawidłowo, jednak nie miała na nic wpływu.

- To może się zabawimy, co? – zapytałem poważnie powoli podchodząc do chłopaka. Jego źrenice poszerzyły się, a wargi lekko drgały. Na twarzy Ryo malowało się przerażenie, a ja zdawałem sobie sprawę z tego, co jest powodem jego strachu. Moje złote oczy przybrały czerwonawy kolor, a kły powiększyły się groźnie.

- P… Przepraszam, nie chciałem, już sobie idę – wyjąkał Japończyk i odwrócił się by odejść. Chwyciłem go za nadgarstek i wykręciłem mu rękę za plecy. Jęknął z bólu, a ja roześmiałem się.

- Przecież nawet nie zacząłem – przycisnąłem Nakamurę do ściany i przywarłem do jego pleców – Powiedz, jeśli zaboli – szepnąłem, a chłopak krzyknął, gdy niemal złamałem mu rękę. Paznokciem przeciąłem mu skórę na szyi i przejechałem nosem po jego policzku.

- Lupin, proszę, zostaw mnie – jęknął Krukon, a ja oprzytomniałem. Odskoczyłem od niego i złapałem się za bolącą głowę.

Co to u licha miało być?

Ryo uciekł szybko, a ja chwiejnym krokiem przeszedłem przez ukryte przejście padając na kolana i wijąc się z bólu zaraz za nim.

wtorek, 26 września 2006

No i guzik T_T

Wybaczcie mi, ale się rozłożyłam i mój Wen również załapał bakcyla. Dajcie mi czas do piątku, a wyzdrowieje i powinnam się jakoś zacząć wyrabiać ze wszystkim. Poza tym od poniedziałku mi się szkoła zaczyna (jakoś to przeżyję ^^). Jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że jak tylko wrócę do zdrowia to się postaram jakoś wszystko nadrobić ^^.

  

poniedziałek, 25 września 2006

Plan vol. 2

Niestety demon choroby mnie dołapał T_T. Także dlatego notka jest taka krótka T_T. Na Turnieju było bosko (oj, jaki tam był Węgrzyn cudny *^^* Blondynek, średniego wzrostu, włoski leciutko dłuższe, jasna karnacja, niebieskie oczka i rycerz w dodatku ^^ Młodziutki taki *^^* KAWAII!! Bishounenik jak nic ^^).

 

Do naszych uszu dobiegły głośne, rytmiczne dźwięki puszczanej muzyki. Na środku tańczyło już kilka par, masa dziewczyn, w co najmniej pięcioosobowych kółkach i paru chłopaków. Furory na szczęście nie zrobiliśmy, ale co po niektórzy patrzyli na nas dziwnie.

Pół godziny siedzieliśmy przy stolikach, by później potańczyć przez piętnaście minut i zabrać się za realizację planu. W Sali było ciemno i tylko nikłych światełek błyszczało gdzieś po bokach. Idealna scenografia, gdyż nikt nie powinien zwracać uwagi na jednostki ‘porozrzucane’ po pomieszczeniu.

Potter przystąpił do dzieła. Stojąc koło kolumny balonów widziałem jak wpada na prefekta i zatacza się udając, że zgubił szkło kontaktowe. On zawsze musiał wymyślić coś durnego. Najzabawniejsze było to, że zrobił z siebie taką ofiarę losu, iż chłopak przy wieży od razu dał się nabrać. James udał, że przypadkiem wpada na sprzęt naciskając jakiś przycisk, który włączył reflektor oświetlający samiuśki środek Sali. Prefekt nie zwrócił na to uwagi i razem z Potterem zaczął szukać ‘zguby’.

Teraz przyszła kolej na Syriusza i Shevę. Jak gdyby nigdy nic weszli w strumień światła i zaczęli tańczyć przy jakiejś świetnej japońskiej piosence. Zaniepokoił mnie specyficzny, przebiegły uśmiech kruczowłosego. Złapał Andrew za rękę i przyciągnął do siebie kładąc dłonie na jego biodrach. Kolano chłopaka powędrowało między nogi szamana, który zaczął się o nie ocierać równocześnie bawiąc się czarnymi włosami Blacka. Byli niemal splecieni ze sobą, a ich twarze dzieliły około dwa centymetry. Usta Syriusza przesunęły się zbliżając do szyi Shevy i w odległości centymetra śledziły ciało zielonookiego do ramienia. Wokół chłopaków zebrała się spora grupka uczniów, a nauczyciele byli oburzeni, jednak nie reagowali. Nie chcieli pokazywać nam, co sądzą o tym jakże intymnym tańcu chłopaków. Syri uklęknął, a jego głowa poruszała się w kierunku przeciwnym do ruchu bioder szamana.

- Zatłukę ich za tą orgię – szepnąłem do siebie i ledwo opanowałem delikatnie narastającą wściekłość. Kiedy tylko piosenka dobiegła końca zamieniłem płytki w wieży i wróciłem na swoje miejsce z boku. Musiałem się jakoś wyżyć, więc wyciągnąłem z buta różdżkę i rzuciłem na płytę małe zaklęcie.

- Mission complite – uśmiechnąłem się i podszedłem do Pottera, który właśnie ‘znalazł szkło’. Szybko oddaliliśmy się od tego miejsca.

Cichy dźwięk gitary i spokojny męski głos, który śpiewał:

Here we are Dear old friends

You and I drunk again

Laughs have been had

Tears have been shed

Maybe the whisky has gone to my head

But if I were gay

I would give you my heart

And if I were gay

You’d be my work of art

And if I were gay

We would swim in romance

But I’ m not gay

So get your hand out of my pants

Its not that I don’t care I do

I just don’t see myself in you

Another time another scene

I'd be right behind you if you know what I mean

Cause if I were gay

I would give soul

And if I were gay

I would give you my whole... being

And if I were gay

We would tear down the walls

But I'm not gay

So won’t you stop cupping my Ba... Hand

We’ve never hugged

We’ve never kissed

I've never been intimate with your fist

You have opened brand new doors

Get over here and drop ... your ... Drawers *

McGonagall szybko podniosła się z miejsca, a uczniowie z początku zszokowani teraz śmiali się w najlepsze. Oburzona kobieta podeszła do prefekta, który starał się wyłączyć muzykę, ale nie był w stanie. Nauczycielka również nie dała rady. Robiła się coraz bardziej zła.

- Niezła piosenka – śmiałem się głośno podchodząc do Shevy i Syriusza. – A tak właściwie to, co to miało być, to przed chwilą?! – Syri spoważniał.

- No… Nic lepszego nie przychodziło mi do głowy… Ale chyba się nie gniewasz, kochanie?

- Zastanowię się – rzuciłem chłodno i nadal patrzyłem jak profesorka męczy się z wieżą.

Po kilku minutach muzyka ucichła i grono pedagogiczne odetchnęło z ulgą. Reszta piosenek była już zupełnie normalna.

- Znikamy i widzimy się dopiero za jakiś czas – rozkazał Black i pociągnął mnie za rękę.

Wszyscy byli zupełnie zajęci zabawą i nie zauważyli nawet jak przechodzimy przez jakieś przejście ukryte za flagą Ravenclawu wiszącą na jednej ze ścian.

- Gdzie Ty mnie ciągniesz? – zapytałem, gdy wyszliśmy na jeden z korytarzy.

- Na taras – uśmiechnął się Syri.

Wyszliśmy na zewnątrz. Poczułem chłodny wiatr i zadrżałem. Syriusz objął mnie i pokierował w stronę muru. Wyciągnął z kieszeni jakiś nożyk szepcząc mi do ucha:

- Ten zamek jest stary i widział nie jedno. Chcę żeby był świadkiem naszej miłości, żeby był pamiątką czasów szkolnych. Dziś jest szczególna noc. Kończy się jeden rok, a zaczyna drugi… Ten, który spędzimy razem… - chłopak z uśmiechem zaczął ryć w kamiennych fundamentach nadal mocno przytulając się do moich pleców. Słyszałem piosenkę, która rozchodziła się po murach zamku.

All of me for you Tonight

asu ga kuru kimi nadonai

All of me for you It's crying

kimi na shino boku jya kiete shimau

tsumari mada ano hi no tochuuda mou modore yashinai noni

futari shite nozon daji yuude chigireta hazuganaze

kimi o hiki kaeni tenishi tamono suteteii

All of me for you Tonight

hoshi kuzu ni hikari wa nai

All of me for you It's crying

kimi na shino ai wa subete chigau

...All of me for you

samete made yume omiru you na kokoro nara itai noni

futari nite hito tsunosaibouga hanarete motomeatte

boku to surikaete aishita mono oshietekure

All of me for you Tonight

asu ga kuru iminadonai

All of me for you It's crying

kimi na shino boku jya kiete shimau

Tonight hoshikuzuni hikari wa nai

All of me for you It's crying

kimi na shino ai wa subete chigau... **

Po chwili napis był skończony.

- I love you forever and nothing else matters – przeczytałem głośno. Syri podpisał się pod tym ryjąc swoje imię, a po nim ja zrobiłem to samo. Jeszcze tylko małe serduszko z boku i kruczowłosy pocałował mnie delikatnie w policzek.

- Wracajmy, bo się przeziębisz – uśmiechnął się Black i znowu szliśmy korytarzem.

- A właśnie, zapomniałbym o jeszcze jednej rzeczy… - Syriusz pchnął mnie lekko na ścianę.

- Co Ty…?

- Cii… Zaufaj mi – kruczowłosy pocałował mnie i wsunął kolano między moje uda. Poruszał nim powoli wywołując tym jęk tłumiony przez jego gorące usta. Moje dłonie powoli rozpięły jego koszulę i zacząłem uważnie badać idealne ciało chłopaka. Czułem jak jego palce muskają moją klatkę piersiową pod koszulką.

- Koniec na dziś – wyszeptał w dalszym ciągu dotykając wargami moich ust – Jesteś słodki… - z wysiłkiem odsunął się ode mnie i doprowadził do porządku.

Niezauważeni wróciliśmy do Wielkiej Sali i odnaleźliśmy chłopaków.

- Chwała, że was nie było! – zaczął James – McGonagall z nami rozmawiała i pytała się o tą płytkę. Gdybyście tu byli pewnie by się zorientowała, że to nasza sprawka. Po tym przedstawieniu na środku podejrzewała, że to ukartowaliśmy.

- Ja to mam wyczucie – wyszczerzył się Syri – Andrew, może kiedyś to powtórzymy?

- Jeszcze, czego! – syknąłem i uderzyłem chłopaka w żebra.

Wszystkie światła pogasły, a sufit w Wielkiej Sali zaczęły przecinać przepiękne fajerwerki. Black złapał mnie za rękę i ścisnął ją mocno.

Cieszyłem się, że jest przy mnie, że mogę będąc tak blisko niego zachwycać się wspaniałą grą świateł na nieboskłonie.

- Kocham Cię – usłyszałem cichutki szept kruczowłosego między jednym ‘wybuchem’, a drugim.

„ Ja Ciebie również” pomyślałem i wtuliłem się w ramię chłopaka. Ja Ciebie również…

 

* Stephen Lynch “If I were Gay”

** Kanjani8 “All of me For You”

czwartek, 21 września 2006

Plan vol. 1

Dla tych którzy jeszcze o tym nie wiedzą podaję do wiadomości, że na http://ai-no-tenshi.blog.onet.pl możecie czytać o historii Fillipa i Marcela. Poza tym notkę dodają dziś jako, że jutro nie będę mieć czasu. Niestety w niedzielę nie pojawi się kolajna część, ponieważ cały dzień będę na Turnieju Rycerskim z kuzynką. Postaram się nadrobić to wszystko w poniedziałek.

 

31 grudzień

Gdy się obudziłem Fillipa nie było w pokoju. Nie przespał już drugiej nocy z rzędu i nie tknął jedzenia od chwili wyjazdu Camusa. Martwiłem się o niego, ale nie miałem pojęcia jak mu pomóc.

Schodząc do Wielkiej Sali minęliśmy go na schodach. Siedział na nich i wpatrywał się w drzwi z nadzieją, że lada chwila ujrzy w nich Marcela. Chciałem by poszedł z nami, ale nawet nie zareagował na moje słowa.

- Może powinniśmy powiedzieć o tym pani Mallery? – zaczął Sheva, gdy siedzieliśmy przy stole jedząc śniadanie.

- Prawda, przecież on się w końcu rozchoruje – przyznałem smutno.

- Wydaje mi się, że nie powinniśmy robić nic – wtrącił poważnie Syriusz – Najlepiej będzie, jeśli zostawimy go samego z tym wszystkim i będziemy żyć własnym życiem. Żaden z nas nie może mu ulżyć, a on nawet tego nie chce. Jedyne, czego mu teraz potrzeba to Camus. On się o niego boi i to niesamowicie. Nikt nie jest w stanie zapewnić go o tym, że mężczyzna wróci cały i zdrowy… W tym tkwi problem.

- S… Skąd Ty to wiesz? – wydukał James.

- Postaw się na jego miejscu… Wyjazd mimo Świąt, wielka niewiadoma, tajemnice Ministerstwa i zamieszki we Francji… - zamyśliłem się.

Syri miał rację. Gdyby to chodziło o mnie i o niego pewnie też zachowywałbym się tak jak Fillip.

Przypomniała mi się matka, która nigdy nie była w stanie zasnąć, jeśli ojca nie było w domu.

Kolejne prawo miłości… Niepokój.

Wracając do siebie po raz kolejny mijaliśmy Ślizgona. Czekał na nauczyciela tylko, że nikogo nie zobaczył w drzwiach. Już nawet nie płakał, jedynie pustym wzrokiem wciąż otaczał wejście do zamku…

Rozsiedliśmy się w Pokoju Wspólnym przed kominkiem, a Sheva wyjaśnił nam swój genialny plan.

- Przypomniała mi się akcja z Irytkiem i doszedłem do wniosku, że to nieźle wnerwi McGonagall – mówił – W prawdzie to tylko piosenka, ale ona jest przewrażliwiona. Więc, tak. Remus i James zwrócą na siebie uwagę prefekta, który będzie stał przy wieży, Syriusz zrobi małe show na środku Sali, a ja podmienię płytki.

- Małe show? – zdziwił się Black.

- No ja tam nie wiem, co. Wymyśl coś, lub improwizuj. – wyszczerzył się szaman.

- Powiedz mi, Sheva, dlaczego ja mam najgorsze zadanie?

- Y… No, bo… Najlepiej się do tego nadajesz?

- Ty liczysz na striptiz, czy jak?

- O, świetny pomysł, Syri. Jestem za – entuzjazm Andrew dosłownie nas powoli.

- Zrobiony to inaczej – zaczął kruczowłosy – James zajmie się prefektem, bo ma, co do tego niezłe pomysły. Remi podmieni płyty, a Ty i ja zrobimy show.

- Ty masz jakiś plan? – raczej stwierdził niż zapytał jasnowłosy.

- Of course, jak zawsze – uśmiechnął się Syriusz i założył ręce za głowę – Mówcie mi mistrzu…

- Wolne żarty! Mam w sobie więcej z mistrza, niż Ty! – oburzył się J.

- Ty?! Nie rozśmieszaj mnie!

- Wyzywasz mnie na pojedynek?

- Niech będzie! Kiedy i gdzie?!

- Syri… Dobieram Ci się do Remusa… - rzucił przeciągle Andrew, co zwróciło uwagę chłopaka.

- Ani mi się waż!

- To się uspokój. Nie mamy teraz czasu na jakieś głupie pojedynki między Tobą, a Potterem.

- J., przypominam Ci, że zakładałeś się niedawno o pewną rzecz z Michaelem i Lucjuszem – wtrąciłem.

- A, fakt! – oprzytomniał James – To jak, Andrew? Dasz mi wygrać? – okularnik zaczął się tulić do szamana, a ten niemiłosiernie walnął go z pięści w głowę.

- Chyba kpisz, Potter! Nie dotykaj mnie nawet!

- Myślisz, co innego, a mówisz jeszcze inaczej… - myślał na głos James i wtedy dostał po raz drugi.

- Jeszcze słowo, a rozwalę Ci ten pusty czerep! – fuknął Sheva.

- Ale, kochanie…

- Idę dekorować Wielką Salę i obeznać się w sytuacji – nie zwracał już na chłopaka uwagi Andrew.

- Idę z Tobą – ucieszyłem się – Przynajmniej będę miał jakieś zajęcie.

- Wszyscy idziemy – rzucił Syriusz i łapiąc Pottera za szatę wycharatał go z pokoju.

Musiałem przyznać, że zapowiadała się świetna zabawa. Wszędzie roiło się od balonów z konfetti w środku i serpentyny. Stoły poustawiano pod ścianą, dzięki czemu było sporo miejsca do tańczenia. Gdzieś z boku ustawiono sprzęt grający, a w jego pobliży kolumnę z balonów. Pomyślałem, że przynajmniej będę miał się gdzie schować podczas akcji.

Kiedy wszystko było gotowe poszliśmy z chłopakami się przebrać.

Syriusz nie miał najmniejszych kłopotów ze strojem. Czarne lekko obcisłe jeansy i koszula tego samego koloru. Od niechcenia postawił włosy na żelu, a Sheva zrobił mu kredką do oczu ‘kreski’, które podkreśliły szare tęczówki chłopaka. James wylał na niego chyba połowę perfum.

- I co o tym sądzisz, Remi? – zapytał niepewnie kruczowłosy.

- Wyglądasz bosko – stwierdziłem z uśmiechem i zabraliśmy się za Pottera.

J. wcisnął się w luźne ciemne sztruksy i koszulę w zieloną kratkę. Podobnie jak Syriusz włosy postawił do góry i pozwolił by Andrew zajął się jego oczami.

- James, nie masz przypadkiem… - zaczął szaman, ale okularnik mu przerwał.

- O tym mówisz? – wyjął z szafki pudełeczko ze szkłami kontaktowymi.

- O, właśnie… - Potter bez okularów wyglądał zupełnie inaczej. Sheva, aż otworzył usta z wrażenia.

- Czemu Ty no, co dzień tak nie chodzisz, James?

- Cóż… Jestem przywiązany do tych bryli – wyszczerzył się – No, Andrew, pokaż nam, czym to zamierzasz publiczność powalić.

- Zostawcie go mnie – rzucił Black i zaciągnął chłopaka wraz z kufrem do łazienki.

Po 10 minutach wyszedł Syri z uśmiechem dumy na twarzy.

- Przedstawiam wam moje dzieło! – zrezygnowany Andrew wszedł nieśmiało do pokoju.

- WOW!! – wyrwało się Potterowi, a ja otworzyłem szeroko oczy.

- Coś Ty mu zrobił? – zapytałem.

- Musiałem go ustylizować, jeśli mamy zrobić show. – szaman wyglądał świetnie, a może raczej wyzywająco.

Niebieskie jeansy biodrówki opinały lekko jego szczupłe biodra, a jasna obcisła bluzka sięgała pępka. Zazwyczaj zaczesane do tyłu włosy teraz pozbawione były koralików i opadały na zielone oczy chłopaka sprawiając, że wyglądał delikatnie i zmysłowo.

- Czuję się idiotycznie z tą grzywką – bąknął niezadowolony.

- Ale dobrze wyglądasz! Poza tym już za późno, obciąłem Ci włosy i nic na to nie poradzisz. – rzeczywiście w niektórych miejscach włosy Andrew były minimalnie krótsze, a w szczególności z przodu.

Niedługo później chłopcy na siłę ubierali mi skórzane brązowe spodnie, podobne do tych, jakie niedawno miał na sobie Nedved.

- Remi, zrób to dla mnie i załóż je po dobroci – mówił przez zęby kruczowłosy siłując się ze mną.

- Oszalałeś? Ja się w tym nie pokażę.

- Ubieraj, a nie gadaj! – nie miałem szans. Trzech na jednego nie było dla mnie dogodną sytuacją.

Skończyło się na tym, że wcisnęli mnie w skórzane spodnie i brązową bluzkę bez rękawów. Na ramieniu przywiązali mi jakąś chustkę, a włosy rozpuścili i zmierzwili.

- Arcydzieło – wyszczerzył się Black – No uśmiechnij się – stałem naburmuszony z rękami skrzyżowanymi na piersi.

- Przejdzie Ci – stwierdził Syri i położył dłoń na moim brzuchu, który wystawał minimalnie zza koszulki. – Lubię Cię w takim stroju. Chętnie bym się z Tobą pobawił, gdyby nie to, że moim partnerem ma być Sheva. – chłopak złapał mnie za rękę i zaciągnął nas wszystkich na zabawę.

W tłumie, jaki stał na schodach dostrzegłem kątem oka Fillipa, który od rana nie ruszył się z miejsca. Westchnąłem głośno i za chłopakami wszedłem do zaciemnionej już Wielkiej Sali.

środa, 20 września 2006

Sacrifice

Kolejna sonda, tym razem o adopcji. Zależy mi na waszej opinii co do tego tematu.

 

29 grudzień

Jak co dzień przez te Święta obudziłem się wtulony w Syriusza na jego łóżku. Było mi ciepło i odczuwałem dziwną wewnętrzną przyjemność, która wypływała z obecności kruczowłosego. Przez cały ten czas, kiedy to jesteśmy razem niemal zapominam o tym, że jestem wilkołakiem. Koledzy i koleżanki patrzą na nas trochę dziwnie, ale mimo to wokół Syriusza ciągle kręcą się jakieś dziewczyny i szczerzą się do niego na każdym kroku. Najgorsze są chyba te z siódmej klasy. Podchodzą, mierzwią mu włosy i słodzą tak, że aż człowieka mdli. Całe szczęście, że są Ferie Świąteczne, bo bądźmy szczerzy, umarłbym z zazdrości o niego! Chłopak pozwalał tym wszystkim, damusiom na flirt, ale zawsze, kiedy zauważył moje niezadowolenie zapewniał o tym, że poza mną nie widzi świata i że tylko ja się liczę. Odsunąłem się od ciepłego ciała Blacka i spojrzałem na jego spokojną, delikatnie uśmiechniętą twarz. Wydawał się taki niewinny…

Nie mogąc się powstrzymać pocałowałem go leciutko w miękkie, niczego nie świadome wargi. Kruczowłosy zamruczał i przytulił mnie mocniej.

- Śpioch – szepnąłem i umiejętnie wyślizgnąłem z uścisku jego ramion.

- Uciekinier – usłyszałem obrażony głos chłopaka. Popatrzyłem na niego w chwili, gdy przeciągnął się z lekko uchylonymi powiekami.

- Ileż można spać? – zapytałem nie oczekując odpowiedzi i wracając na łóżko usiadłem na brzuchu Syriusza. – Naszą Noc Poślubną też zamierzasz przespać? – zakpiłem.

- O, nie! Tak Cię wtedy wymęczę, że się później nie podniesiesz – rzucił pewnym głosem Syri.

- Wstawaj! – roześmiałem się i łapiąc Blacka za ręce starałem się go podnieść.

- A co będę z tego miał?

- Niech pomyślę… - pochyliłem się nad nim i w tej tez chwili usłyszałem stukanie w szybę.

Syriusz westchnął zrezygnowany, a ja wstając otworzyłem okno wpuszczając do pokoju młodego brązowego puchacza. Odwiązałem od jego nóżki list i pogłaskałem go po główce.

- Dzięki, Mir – powiedziałem do niego, a ten dzióbnął mnie lekko i pieszczotliwie.

Otworzyłem list i przeczytałem go szybko.

- Andrew dziś wraca – oznajmiłem, a z piersi Blacka znowu wyrwało się ciche westchnienie. – Doszedł do wniosku, że spędzanie Sylwestra ze starszymi od siebie o około 20 lat osobami jakoś mu nie pasuje, a poza tym ma pomysł na mały przekręt.

- Przynajmniej to go usprawiedliwia – rzucił kruczowłosy i niechętnie podniósł się z łóżka.

Kiwnąłem głową do sowy, a ta wyleciała z pokoju. Podszedłem do Syriusza, który zakładał niespiesznie koszulkę. Stanąłem za nim i jedną ręką objąłem w pasie, zaś drugą wsunąłem pod T-shirt drażniąc paznokciami gorącą, gładką skórę chłopaka.

- Najpierw wrócił James, teraz Sheva… Widać jest jeszcze za wcześnie na nasze Święta we dwoje. – zamruczałem wtulając się w plecy Blacka.

- Jakim cudem Ty jesteś, aż tak spokojny?

- Oj, Syriuszu. W końcu to Ty jesteś tym porywczym – zaśmiałem się – Nie możemy mieć wszystkiego, bo życie daje nam to, co dla nas ma, a nie to, co chcemy by nam dało.

- Ja powinienem dziękować losowi za Ciebie – rozweselił się nagle i odwrócił do mnie przodem – Co ja bym zrobił, gdyby nie Ty?

- Nie miałbyś pokoju – wyszczerzyłem się.

- No tak – przyznał i łapiąc mnie za pośladki podniósł do góry, a ja oplotłem go w pasie nogami. Black uśmiechnął się zawadiacko i uniósł brwi. Sięgnął moich ust i wsunął w nie język. Objąłem ramionami jego kark i pogłębiłem pocałunek. Słyszałem jak drzwi otwierają się i po chwilowej ciszy Potter rzucił szybkie:

- W złym momencie przychodzę – i wyszedł. Syri ostatni raz musnął moje wargi i oparł swoje czoło o moje.

- Jesteśmy trochę niedopieszczeni jak na te 11 lat – stwierdził.

- A widziałeś kiedyś dopieszczonego jedenastolatka?

- Fakt, nie bardzo.

- Andrew ma się pojawić po śniadaniu, więc lepiej się już zbierajmy…

- Ja nie przeżyję wakacji bez Ciebie – rzucił Syri i postawił mnie na ziemi.

Po śniadaniu staliśmy wraz z Jamesem przy drzwiach głównych czekając na Shevę. Powoli zaczynaliśmy się nudzić, ale w końcu do zamku wszedł jakiś zakapturzony i zasypany chłopak.

- Wyglądasz jak bałwan – zaczął James.

- A Ty nim jesteś – zakpił Andrew i otrzepał się z białego puchu.

- Wiedziałem, że za mną tęskniłeś!

- J., zlituj się. Nie chcę już teraz żałować, że wróciłem.

- Jak zawsze uprzejmy – roześmiałem się i rzuciłem szamanowi na szyję. – Dobrze Cię znowu widzieć.

- Ja tez się cieszę, że znowu jestem z wami – chłopak objął mnie lekko.

- Mnie tak nie witał – zachmurzył się Potter.

- A może dość tych czułości? – Black skrzyżował ręce na piersi.

- Ktoś tu jest zazdrosny – uśmiechnąłem się przekornie.

- No chyba nie ja i nie o Andrew? – udał zdziwienie kruczowłosy i złapał mnie za rękę.

- Ja coś ominąłem? – stwierdził pytaniem szaman.

- W skrócie to oni teraz są oficjalnie razem. – podsumował okularnik – A Ty nadal mnie odrzucasz…

- James, kiedy Ty sobie dasz spokój?

- Nigdy! – wyszczerzył się Potter, a Andrew ściągnął z siebie lekko przemoczoną kurtkę.

Ruszyliśmy we czterech w stronę dormitorium i wtedy też na jednym z korytarzy zobaczyliśmy Fillipa i Camusa. Chłopak stał wtulony w nauczyciela, a po jego policzkach płynęły łzy.

- To tylko dwa dni – słyszałem jak mężczyzna pociesza chłopca, delikatnie głaszcząc go po głowie.

- Ale ja nie chcę – jęknął Ślizgon i rozpłakał się jeszcze bardziej.

- Fillipie, muszę jechać. Nie mogę sprzeciwiać się Ministerstwu.

- Dlaczego? – zapytał z wyrzutem Ballack mocniej obejmując ukochanego.

- Bo jeśli zaczną szperać w moich papierach to mogą się dowiedzieć, kim jestem.

- Niech się dowiedzą! Wtedy razem uciekniemy i …

- Fillipie, chcesz się ukrywać przez całe życie? Nie taką przyszłość pragnę Ci zapewnić. Poza tym to nie jest film…

- Ale ja naprawdę nie chcę.

- Ja również, ale nic na to nie poradzę…

- To niesprawiedliwe! – chłopak wyrwał się z objęć profesora i rzucił biegiem w głąb korytarza.

- Fillipie! – krzyknął za nim Marcel, ale ten nie zwrócił na to uwagi.

- Niech szlag trafi to całe Ministerstwo! – zdenerwował się mężczyzna i przeczesał dłonią włosy.

Podszedł do nas powoli, a jego oczy były niesamowicie smutne. Wiedziałem, że chciał płakać, ale potrafił stłumić łzy jeszcze zanim zaszkliły mu źrenice.

- Błagam was, przypilnujcie go – zwrócił się do nas, a jego zazwyczaj dźwięczny głos brzmiał pusto i chłodno.

- Dobrze – szepnąłem patrząc jak profesor odchodzi w stronę, z której my przyszliśmy.

- Chłopaki, zaraz do was dołączę – rzuciłem i pobiegłem w stronę gdzie niedawno zniknął Fillip.

Nie musiałem długo myśleć gdzie może być. Od razu skierowałem się do gabinetu Camusa. Zapukałem, ale nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi wszedłem do środka. Ślizgon siedział skulony na łóżku i tulił do siebie dużą, miękką poduszkę. Drżał lekko płacząc.

- F… Fillipie… - zacząłem niepewnie siadając na pościeli.

- Dlaczego on?! Powiedz mi, Remi. Dlaczego właśnie on, musiał wracać do Francji?!

- Fillipie, nie bądź dzieckiem. Przecież to tylko dwa dni…

- On też tak mówił… Ale to nie są tylko dwa dni! To cała wieczność! Każda minuta życia zawiera w sobie odrębną część czasu, który Bóg liczy i którego nam nie zwróci. Tylko dwa dni… Więc dlaczego nikt nie powiedział, o co dokładnie chodzi?! Kazali mu wracać, bo we Francji są jakieś zamieszki. Co Marcel ma z tym wspólnego?! Niech sami sobie radzą skoro nie potrafią utrzymać porządku! – chłopak powoli wyładowywał swój gniew, ale z jego oczu w dalszym ciągu płynęły wielkie słone łzy.

- Fillipie, uspokój się i chodź ze mną. Camus kazał nam się Tobą zająć… - powiedziałem łagodnie.

- Nie chcę…

- Nie zostawię Cię tu samego! Możesz spać na łóżku Jamesa, bo on i tak nie ma wstępu do pokoju na noc.

- Remi, dziękuję, ale…

- Zrób to dla niego. On na pewno będzie szczęśliwy, kiedy po powrocie zobaczy Cię w lepszym stanie niż teraz. – chłopak zamyślił się.

- Dobrze… - odpowiedział bez przekonania i otarł załzawione oczy.

Zaprowadziłem go do naszego dormitorium, ale mogłem być pewny, że tej nocy na pewno nie zaśnie. Z resztą zdziwiłbym się gdyby w ogóle spał. Nie wiedziałem, co czuje. Mogłem się jedynie domyślać i to bolało mnie chyba najbardziej.

 

wtorek, 19 września 2006

Kartka z pamiętnika I – Syriusz

Robi mi się niedobrze, kiedy pomyślę, ż4e do tej poty byłem wolnym człowiekiem, a teraz siedzę z Lucjuszem w pociągu i czekam aż łaskawie zabierze nas do… Więzienia Dla Nieletnich – Zamku Hogwart.

Lu wzdryga się na samą myśl o szkole. On przynajmniej wie już, jaka to udręka, a ja? Obym tylko był z nim!

- O czym myślisz, Syriuszu? – zapytał Malfoy patrząc na mnie uważnie.

- A o czym tu można myśleć, jak nie o szkole? – odparłem uśmiechając się do niego lekko.

- Nie martw się. Pomogę Ci to przeżyć – wyszczerzył się do mnie z przebiegłym uśmiechem.

Nagle drzwi naszego przedziału otworzyły się i do środka weszło trzech chłopaków.

- No nareszcie – westchnął Lu – Co tak długo? Mówiłem wam, że zbieramy się pół godziny wcześniej!

- Sorry, Lu, ale zaspałem, a reszta czekała na mnie, no i jest jak jest. – wytłumaczył się dość wysoki chłopak o czarnych niczym smoła włosach postawionych na żelu i niesamowicie ciemnych oczach.

- Dobra, Rudolfie. Usprawiedliwiam Cię. Tak nawiasem mówiąc to jeszcze Ci się i tak za to dostanie, ale przejdźmy do rzeczy. To jest Syriusz Black, mój kuzyn – Lucjusz wskazał na mnie – A to Rudolf Lastrange, Denny ‘Blood’ Zachir. Blood, bo w pierwszej klasie podcinał sobie żyły – niewysoki blondyn o intensywnie fioletowych oczach uśmiechnął się lekko unosząc nieznacznie lewy kącik warg – A ten trzeci to Alen Neren – chłopak ukłonił się, a kasztanowe pasma jego włosów przysłoniły jego niebieskie oczy o lekko szalonym wyrazie.

- O.K. Lucjuszu, powiedz nam, o co chodzi – odezwał się Denny.

- A to, kto? – Malfoy wskazał na niskiego chłopca o delikatnych rysach twarzy. Ciemne włosy sięgające ramion zgrywały się z czarnymi oczami i kontrastowały z jasną cerą malca.

- Mój kuzyn – rzucił Blood – Severusie, zostaw nas samych – poprosił Ślizgon, a chłopiec przytaknął i odszedł.

- Dobrze… - zaczął ponownie Lu – Całkiem niezły ten Twój kuzyn, ale nie o tym miałem mówić. – jasnowłosy wyciągnął z kieszeni turkusowy naszyjnik – No chłopaki, co to jest? – trójka spóźnialskich popatrzyła na niego dziwnie.

- Malfoy, od kiedy matce biżuterię podkradasz? – zakpił Lastrange.

- Od zawsze, wiesz? – syknął Lucjusz i uderzył czarnego w głowę – Jeszcze raz będziesz sobie ze mnie żartował, a zrobię Ci piekło z życia!

- Nie denerwuj się tak. Nie mam pojęcia, co za złom żeś tu przyniósł – rzucił Rudolf i osłonił się przed kolejnym ciosem.

- Pamiętacie legendę, którą wam opowiadałem pod koniec roku? – kontynuował po chwili jasnowłosy.

- Nie bardzo – odparł Alen.

- Z kim ja się trzymam?! – załamał się Lu – Tutaj wam jej nie powtórzę, bo jest zbyt cicho, a poza tym ktoś może nas usłyszeć – chłopak wyprowadził nas z przedziału i wyciągnął na sam koniec pociągu. Wyszliśmy poza jego wnętrze.

Lu oparł się o barierkę i bawił wisiorkiem, a my otoczyliśmy go i skupiliśmy całą uwagę na nim.

- To jest ciołki, naszyjnik egipskiej bogini Isis. Jest w stanie spełnić jedno z życzeń osoby, która go posiada. Reszty nie powtarzam, bo i tak zapomnicie.

- Dzięki, że w nas wierzysz, Lu.

- Przypominam Ci, Alen, że pod koniec pierwszej klasy tłukłem wam do łbów całą historię tego cacka!

- Pokaż to coś – rzucił Lastrange i zabrał jasnowłosemu biżuterię. – Mi to wygląda całkiem nor… - nie skończył, bo w tym momencie ktoś go popchnął, a ten wypuścił z rąk wisiorek.

- Szlag! – zaklął Blood próbując złapać spadające świecidełko, ale nie był w stanie. Szybko wychyliłem się przez barierkę i ledwo złapałem naszą niemal przepustkę do raju.

- Denny, nie ruszaj się, bo zaraz spadnę… - jęknąłem do chłopaka.

- Łatwo Ci mówić, ja stoję na Nerenie – lekko odwróciłem głowę do tyłu by sprawdzić jak wygląda nasza sytuacja.

- S… Szlag! – wyrwało się z moich ust. Sytuacja była krytyczna.

Lucjusz na jednej nodze trzymał za rękę Lastrange żeby się nie przewrócił. Alen na klęczkach, zgięty w pół trzymał się spodni Rudolfa. Blood stał na plecach kasztanowowłosego, a ja wychylony poza barierkę pociągu wisiałem z nogami w górze trzymany za koszulkę przez Zachira, a sam złapałem się jedynie metalowej rurki, która stanowiła moje jedyne zabezpieczenie przed natychmiastowym upadkiem.

- Chłopaki, będę kichał – odezwał się Lastrange. Zbaranieliśmy.

- Ani mi się waż! – fuknął Lu.

- Jestem uczulony na sierść kota! – popatrzyłem ostrożnie w bok. Tuż obok twarzy czarnego na rurce siedział puchaty zwierzak i z zaciekawieniem się nam przyglądał.

- Czyj jest ten pchlarz?! – krzyknął Malfoy.

- Na pewno nie nasz. Przecież wszyscy mamy sowy – jęknął Alen – Blood jesteś ciężki!

- Dzięki za słowa otuchy! Ty też komfortowy nie jesteś! – oddał chłopakowi Denny.

- Jaka fajna kicia! – dźwięczny głosik zdziwił całą naszą paczkę.

Do kota podszedł jakiś chłopiec o blond włosach z wplecionymi w nie koralikami. Wziął na ręce zwierzę, a to machnęło ogonem ocierając się o nos Rudolfa.

Lastrange nie wytrzymał i wystarczyło, że kichnął raz, a cała konstrukcja naszej piramidy się zawaliła. Każdy ‘ratował’ siebie, ale ja miałem najgorzej. Wypuściłem z ręki naszyjnik Isis i załapałem się barierki oburącz.

Całe szczęście, że Ślizgoni pozbierali się szybko i wciągnęli mnie z powrotem. Chłopak z kotem w ręku patrzył lekko wystraszony na całą tą scenę.

- Straciłem naszyjnik! – zawył Lu i z nienawiścią spojrzał na chłopca. – Tyś na nas wpadł?! – mały przełknął ślinę i rzucając kota na ziemię zaczął uciekać.

- Z nim! – rozkazał Malfoy.

Ruszyliśmy w pogoń za winowajcą przeskakując nad przerażonym stworzeniem.

- Cholera, gdzie on jest?! – Alen stanął i zaczął się rozglądać.

- Wlazł do któregoś przedziału! – fuknął Blood i każdy z nas rozszedł się w inne miejsce.

Szybko przetrząsaliśmy po kolei każdy przedział, gdy usłyszeliśmy krzyk Lastrange.

- Tam jest! – chłopak wskazywał palcem tył pociągu i biegnącego w tamtą stronę blondyna.

Ruszyliśmy za nim, ale znowu zniknął.

- Jest w ostatnim przedziale – mruknął Lucjusz i podchodząc do drzwi otworzył je gwałtownie.

- Gdzie on jest?! – wrzasnął, a my stanęliśmy za jego plecami.

- Kogo Ty znowu szukasz, Lucjuszu? – zapytał jakiś okularnik o czarnych włosach. Zdziwiony uniosłem brwi. Skąd ten dzieciak zna Lu? Nagle dotarły do mnie dalsze słowa nowego. On i Lucjusz są kuzynami?! Chyba od strony ciotki, bo ojciec Malfoya to brat mojej matki… ‘Mniejsza z tym!” pomyślałem i kładąc dłoń na ramieniu jasnowłosego uspokoiłem go trochę.

- Spokojnie, Lu, lepiej się już zmywajmy. Tego robala tu nie ma – omiotłem spojrzeniem pomieszczenie i siedzących w środku chłopaków. „ Okularnik, pulchny blondynek i dzieciak przypominający panienkę” wyliczyłem i przyjrzałem się dokładniej temu ostatniemu.

Delikatne rysy twarzy, niewinna minka, wielkie złote oczęta, które z takim zafascynowaniem wpatrywały się we mnie przysłonięte lekko przez niesforne pasma długich, ciemnych blond włosów, które wyzwoliły się spod ucisku gumki, która je spinała.

- Lucjuszu, przecież nie będziemy sterczeć wśród tych bab – rzuciłem posyłając małemu wymowne spojrzenie.

Wyszliśmy stamtąd i za Lu wróciliśmy do siebie.

Opadłem ciężko na siedzenie i oddychając głośno zamknąłem oczy. Nadal widziałem tego złotookiego chłopca, a usta same wykrzywiły mi się w uśmiechu na jego wspomnienie. Kiedy do mojej podświadomości dotarło w końcu pytanie o smak tych delikatnie rozchylonych usteczek, skarciłem się momentalnie i ukryłem twarz w dłoniach.

- No to, klops! – przerwał ciszę Rudolf.

- Gdyby nie ta Twoja alergia, Rud.

- Nie moja wina, Lu.

- Dobra, widać tak nam było pisane.

- Wierzycie w przeznaczenie? – zadając pytanie spojrzałem na chłopaków.

- Syri, jakoś o to nie pytałeś, kiedy biliśmy do nieprzytomności dzieciaki w te wakacje.

- Cicho siedź! Nie moja wina, że wystarczyły dwa ciosy, a one wszystkie leżały na ziemi!

- Blood wierzy – odparł z westchnieniem jasnowłosy – I szczerze mówiąc pod jego wpływem nawet ja uwierzyłem.

- Przez niego wszyscy wierzymy – dodał Alen i oparł głowę o oparcie siedzenia.

- A właśnie! Narcyza Cię szukała, Lu – oprzytomniał Lastrange.

- Widziałeś się z nią?! – Malfoy, aż wstał ze swojego miejsca.

- Niestety…

- Bellatrix się na niego rzuciła, kiedy staliśmy jeszcze na peronie. Choćby nie chciał to musiał spotkać obie. – wyszczerzył się Neren.

- Ja idę spać! – wtrącił Blood i zamknął oczy.

- Ja też – poparłem go i jak się okazało wszyscy już byliśmy nieźle zmęczeni.

Obudził nas jakiś ciemnowłosy prefekt, który kazał nam założyć szkolne szaty. Przetarłem oczy i przeciągnąłem się. Blood siedzący naprzeciwko mnie robił to samo. Dostrzegłem długą poziomą bliznę na dole jego brzucha, gdy czarna koszulka podniosła się.

- Skąd to masz? – zapytałem.

- Matka udowodniła jak bardzo mnie kocha – odparł z wyrzutem.

- Ale widziałem go nago i całkiem ładnie się prezentuje z tą szramą – uśmiechnął się Neren i przejechał palcem po bliźnie.

- Odwal się, Alen!

- Spokój! Musimy obudzić Lastrange! – opanował sytuację Lucjusz.

- Mam pomysł – rzuciłem z przebiegłym uśmiechem. Podszedłem do czarnego i nachyliłem się nad jego uchem.

- Rudolfusku, kochanie. Wstawaj, to ja Bella… - szepnąłem udając kobiecy głos, a chłopak zerwał się na równe nogi. Zaczęliśmy się głośno śmiać.

- Black! Zabiję Cię! I to mają być przyjaciele?! – oburzył się.

- Wyluzuj się, Rud. Miałeś cudowną minę, jak słowo daję – zarechotałem zgięty w pół i klepałem go po ramieniu.

Niestety na peronie musieliśmy się rozstać. Razem z kuzynem Dennyego, Severusem Snapem poszedłem za jakimś wielkoludem.

Nudziłem się jak mops i dopiero, kiedy McGonagall wykrzyczała moje imię trochę oprzytomniałem.

- Gryffindor! – wrzasnęła Tiara przydzielając mnie do jednego z domów. Chciałem protestować, ale wiedząc, że nie ma to większego sensu podszedłem do milczącego stołu Gryfonów. Po drodze rzucając błagalne spojrzenie Malfoyowi.

Chłopak przesłał mi karteczkę, którą natychmiast przeczytałem. „Mamy problem, ale nie martw się. Nie zostawię Cię, poza tym przyda nam się szpieg u tych mięczaków”. Odesłałem chłopakowi odpowiedź, „Widać moja debilna natura wzięła górę nad krwią Blacków, ale jakoś sobie poradzę.”

Zdziwiło mnie, gdy złotooki usiadł obok mnie. Spojrzałem na niego, ale nie odezwałem się ni słowem. Cholera, musiałem przyznać, że był słodki! Wiedziałem, że Lu preferuje chłopców, a dziewczyny są tylko przykrywką, ale w moim przypadku był to niezły szok.

Po chwili dołączyła do nas reszta ekipy z ostatniego przedziału wraz z blondynem, którego nie udało się złapać mi i Ślizgonom.

- Witaj, laleczko. Chyba jesteśmy na siebie skazani – uśmiechnąłem się ironicznie patrząc na niego, a okularnik rzucił jakimś komentarzem, który zignorowałem.

W Pokoju Wspólnym stałem oparty o ścianę, a ręce skrzyżowałem na piersi. Jakim cudem trafiłem tu sam? Nawet Severus trafił do Slytherinu.

Nagle podszedł do mnie chłopiec o dziewczęcej twarzyczce. Posłałem mu zimne spojrzenie, ale nie zraził się.

- Może zamieszkasz z nami w pokoju? – zapytał. Zastanowiłem się szybko. W końcu nic nie traciłem, ale jakby na to nie patrzeć mogłem zyskać. Oderwałem się od ściany i ruszyłem do sypialni.

Opadłem na swoje łóżko i wpatrzony w sufit zastanawiałem się, co teraz. Matka mnie zabije, ojciec jakoś przeboleje to wszystko, a Regulus będzie miał ubaw.

Poczułem na sobie czyjeś spojrzenie i przekręcając głowę w bok napotkałem ciepłe złote oczka po raz kolejny patrzące na mnie z dziwną fascynacją.

- Jestem Remus Lupin – uśmiechnął się. Cholera, jaki on był niesamowicie słodki!

- Ty nigdy się nie poddajesz? – zapytałem po chwili ciszy, mimowolnie samemu posyłając małemu szeroki uśmiech.

- No, to zależy… - odparł.

- Od czego?

- Od tego, co mogę zyskać.

- A co zyskałeś teraz?

- Masz piękny uśmiech – speszyłem się, a on roześmiał. Jak on mnie w tamtej chwili niesamowicie podniecał! Skoro i tak już tu trafiłem to mogę się trochę wyluzować, a poza tym warto się zaprzyjaźnić z tym małym… Remusem…

niedziela, 17 września 2006

Forever Love

Mój genialny brat został wczoraj o 22.00 przywieziony do domu przez polcję... Ale mnie wcięło! Otwieram drzwi, a tu... bishounen jak nic! Może nie był w moim stylu, ale chyba jeden z najprzystojniejszych gliniarzy w Brzesku ^^" . Mnie niegdy nie musiała policja do domu przywozić, a tego od razu jakiś przystojniak T_T . Nie wiem, czy on wybierał sobie kogo chce, czy jak? Ale Tomotsu uznał, że moja wersja wydarzeń była najlepsza, czyli policjant był gejem, Tomek mu się spodobał i postanowił zabrać go do domu i w ten sposób sprawdzić gdzie mieszka... Ta, jasne...

  

 

Dziś są urodziny ludzkiej postaci Archanioła Raphaela (Rav_san ma już 26 lat ^^). Z tej okazji składam mu najlepsze życzenia ^^.

 

26 grudzień

- Remusie, śpiochu, wstawaj… - cichy, kojący głos Syriusza wyrwał mnie z objęć snu.

- Dzień dobry – powiedział wesoło chłopak.

- Dzień dobry – odparłem przecierając oczy.

- Śniadanie podano – rzucił Syri i położył mi kolanach tacę z miską płatków i dzbankiem mleka. – Przyniósłbym Ci coś innego, gdyby nie to, że Ty zawsze jesz na śniadanie to samo – wyszczerzył się i pocałował mnie delikatnie.

- Dziś jest jakaś specjalna okazja, że zachowujesz się tak jakbyśmy byli starym, dobrym małżeństwem? – zapytałem zabierając się za posiłek.

- Nie, ale sam mówiłeś, że ciężko mi będzie Cię zadowolić, bo jesteś romantykiem. Ja właśnie się staram to zrobić.

- Jesteś stuknięty – stwierdziłem kręcąc głową.

- Możliwe, ale za to mnie kochasz – uśmiechnął się i poczekał, aż skończę jeść.

- Zaniosę to do kuchni, a Ty się przebierz i umyj – powiedział i wyszedł.

Czułem się, co najmniej dziwnie, a wszystko wydawało mi się nierealne. W końcu, kto by się spodziewał, że Black postanowi zachowywać się dziś tak… szarmancko? To chyba dobre określenie.

Przeciągnąłem się i wstałem. Coś mi mówiło, że to będzie udany dzień.

W Pokoju Wspólnym James i Syriusz siedzieli jak zawsze przed kominkiem na szkarłatnym wypoczynku, który na czas Świąt robił za łóżko Pottera. Podszedłem do chłopaków i usiadłem na kolanach Blacka.

- O czym rozmawiacie? – zagadałem.

- O niczym konkretnym – zbył mnie J.

- Co byś chciał dzisiaj robić, Remi? – zapytał Syri obejmując mnie.

- Nie wiem. Mamy masę zadań do odrobienia przed końcem Ferii Świątecznych, a czasu coraz mniej…

- A ten znowu swoje – westchnął James.

- Siedź cicho, J. – zganiał go Syri – Dziś zabierzemy się za te wszystkie referaty… wypracowania… testy… i tak w nieskończoność – zakończył z uśmiechem.

- Ty się dobrze czujesz? – odwróciłem się do kruczowłosego i położyłem dłoń na jego czole.

- Nie, Remi. On za dużo na słońcu przebywał i teraz są tego skutki – podsumował Potter i wstał powoli. – Bierzmy się za te roboty przymusowe, bo chcę mieć to jak najszybciej za sobą.

- A co powiecie na to, żebyśmy się podzielili zadaniami?

- O, nie! Kolejny genialny pomysł Blacka?

- Cicho, Potter! Zrobimy tak… Remi zajmie się referatami i wypracowaniami, J. testami, a ja obliczeniami na eliksiry.

- Dlaczego ja mam najgorzej? – jęknąłem.

- Nie, no. Jesteś z nas najinteligentniejszy. Chyba nie chcesz oddać nauczycielom czegoś, co będzie dziełem moim, lub Pottera? - nic nie odpowiedziałem.

- Black, a dlaczego ja mam rozwiązywać testy?! Ty sobie książkę do eliksirów otworzysz, a ja się będę głowić! Nie zgadzam się!

- I jak was zadowolić? Niech będzie. Ja się zajmę testami, a Ty elkami.

- Stoi! – wyszczerzył się James i całą trójką zabierając swoje rzeczy poszliśmy do biblioteki.

Zapowiadało się długie, męczące popołudnie w książkach, ale Black po zaledwie pięciu minutach miał z głowy 1/4 wszystkich testów.

- Syri, nie za szybko Ci to idzie? – zapytał okularnik patrząc na kruczowłosego z szeroko otwartymi ustami.

- E, tam. Czepiasz się. To banał. Patrz… Entliczek, pentliczek, okrągły stoliczek, a przy tym stoliczku dostojny paniczek, kilkunastu rycerzy, Merlin na wieży, królowa w komnacie, a Artur na krucjacie... Widzisz i zaznaczamy ‘C’… - słysząc to J. zrobił głupią minę, a ja przetarłem dłonią twarz.

- Syriuszu, od kiedy centaury żyją na stepach Akermańskich? – wskazałem chłopakowi jedną z odpowiedzi, jakie zaznaczył.

- A fakt.

- A dinożarły nie są pokojowo nastawionymi wojownikami o wolność i sprawiedliwość… - dodał Potter wskazując inne miejsce.

- A co to są ‘dinożarły’? – zapytał Syri literując kilka razy to słowo.

- Ja tam nie wiem, ale na pewno nie są czymś w rodzaju Czarodziejki z Księżyca, więc tu jest źle. – rzucił James.

- Dinożarł to leśna odmiana jaszczurki Wolno Rosnącej, która zamieszkuje Syberię i większą część północnej Rosji… No, co? – chłopcy patrzyli na mnie jak na idiotę – Z jej krwi robi się mój eliksir…

- No, chyba, że tak… - wydusił Syri. – Dzięki za pomoc, przynajmniej mam jedno zadanie mniej – wyszczerzył się.

- Ja Cię błagam stary, podaruj sobie wyliczanie i rozwiąż to wszystko jak należy. – jęknął James – Ja i tak mam już dość przerąbane. Jeszcze kilka takich ocen jak te, które mam do tej pory i jestem trupem.

- Nie przesadzaj. Ja muszę jakoś przeżyć wakacje w domu po tym jak do Gryffindoru trafiłem.

- Remi, jak Ty to robisz, że nie masz problemów z nauką, co?

- Bo ja się uczę James… Przypominam Ci, że ostatnio, kiedy ja siedziałem nad książką do Historii Magii, Ty goniłeś Shevę po całym Pokoju i dopiero na schodach do dormitorium dziewczyn zaliczyliście obaj glebę…

- Hmm… Ciekawa uwaga… Przeanalizują to… - udał zamyślenie J., po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

- Ej, bo ja tu z wami gadam, a nawet nie napisałem połowy refa z transmutacji. – westchnąłem i znowu wróciliśmy do zadań.

Po obiedzie wróciliśmy do naszych zajęć, ale po godzinie chłopaki mieli już wszystko za sobą, a ja nadal męczyłem się z wypracowaniem Pottera na temat zaklęć osłabiających.

- Remi, to my się z Jamesem teraz idziemy na chwilę… gdzieś… - zaczął po chwili Syri.

- C… Co proszę?

- No… Ale spotkamy się w Pokoju Wspólnym…

- Chcecie mnie zostawić samego z WASZYMI wypracowaniami?!

- Jak on to delikatnie ujął – uśmiechnął się niepewnie okularnik.

- Wybacz, ale musimy – wyszczerzył się przepraszająco kruczowłosy i pociągnął za sobą Pottera.

- Parszywe Sklątki tylnowybuchowe! – krzyknąłem za nimi.

- … Że CO?! – odwrócili się i wybałuszyli oczy.

- Nie ważne, idźcie już. – pokręciłem głową z politowaniem, a oni ocknęli się i odeszli.

„Wielkie dzięki, no! Cały dzień siedzę nad ich zadaniami, a Ci idą sobie w najlepsze! Jak ich dorwę to zatłukę!” myślałem wracając do siebie obładowany pergaminami. Niewiele widząc wszedłem do sypialni i poczułem, że ktoś bierze ode mnie stertę papierów.

- Pomogę – rzucił wesoło Syriusz i dołożył wszystko na łóżku Petera.

- Teraz się obudziłeś?! – fuknąłem – Lepiej mi powiedz, dlaczego ja nie mam wam jednak za złe tego, że mnie wyrolowaliście?

- A nie masz? – zdziwił się James.

- W tym problem, że nie!

- Bo Ty się nie potrafisz gniewać – powiedział słodko Black i przytulił się do mnie.

- Nie przesadzaj. Jestem zmęczony – stwierdziłem odpychając od siebie chłopaka.

- To ja wiem, co zrobić żeby Ci zmęczenie przeszło – uśmiechnął się. – uniosłem nieznacznie jedną brew w geście zdziwienia.

- Poleż sobie chwilę, a później będzie czas na niespodziankę. – jego oczy śmiały się wraz z ustami, których kąciki powędrowały w górę.

Po pół godzinnym odpoczynku Syriusz wyprowadził mnie z pokoju i trzymając mocno za rękę zaczął ciągnąć na jedno z najwyższych pięter zamku.

- Zamknij oczy – szepnął i wprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. – Otwórz oczęta – szepnął po raz kolejny do mojego ucha i przygryzł jego płatek. Wykonałem jego polecenie i jęknąłem cicho zarówno z zaskoczenia, jak i zachwytu. Mimo, że przez cały czas byliśmy w jakiejś sali to jej ścian zupełnie nie było widać, no może jedynie tą, na której znajdowały się drzwi, przez które przed chwilą weszliśmy.

Całość sprawiała wrażenie tarasu, z którego można było oglądać całą okolicę. Gdzieniegdzie paliły się małe lampki, które leciutko oświetlały wnętrze pomieszczenia, a resztę dopełniał śnieg odbijający od każdego płatka blask księżyca. Niebo było czyste i usłane milionem gwiazd. Na środku stał niewielki stolik elegancko zastawiony i dwa krzesła. Do moich uszu doszła cicha muzyka jak gdyby dochodząc z oddali.

- To jest piękne, Syriuszu… - wyszeptałem z zachwytem.

- Dziękuję – uśmiechnął się chłopak i poprowadził mnie do stolika. Odsunął mi krzesło, a ja zająłem miejsce mówiąc ze śmiechem.

- Traktujesz mnie jak kobietę…

- Nie jak kobietę, ale jak… hmm… sam nie wiem. – Chłopak klasnął w dłonie i nagle niedaleko nas pojawił się niski Skrzat Domowy. Położył przed nami jedno z dań i kłaniając się zniknął.

- Smacznego – wyszczerzył się kruczowłosy i zabrał za jedzenie.

- Jak Ty to wszystko…

- Bez pomocy pewnego profesora nic bym nie zdziałał… Poza tym mieliśmy szczęście z Jamesem, że nas Flich nie zdążył złapać, kiedy wykradliśmy mu stolik i krzesła. Mam nadzieję, że nas nie poznał… To był morderczy bieg po korytarzach. Zgubiliśmy go dopiero w ukrytym przejściu na czwartym piętrze…

- To, dlatego mnie zostawiliście?

- Oczywiście. W innych okolicznościach nie opuściłbym mojego Misiaka – uśmiechnął się chłopak, a ja westchnąłem i odpowiedziałem mu tym samym.

Kolacja, jaką zażyczył sobie Black składała się z dwóch dań i deseru. Nie wnikałem w to jak mu przyszedł do głowy taki pomysł, ale ja byłem niesamowicie szczęśliwy. Nigdy nie przypuszczałbym, że Syriusz przygotuje dla mnie taką niespodziankę. To było dla mnie większym zaskoczeniem niż dzisiejsze śniadanie.

Kiedy uporaliśmy się już z posiłkiem kruczowłosy wstał i podał mi dłoń.

- Zatańczymy? – zapytał, a ja wstając złapałem nieśmiało jego rękę. Chłopak położył ją sobie na biodrze i to samo zrobił z moją drugą ręką. Sam przysunął się do mnie znacznie i włożył dłonie w tylne kieszenie moich spodni.

Cicha muzyka przerodziła się w tekst piosenki:

„Mou hitori de arukenai

toki no kaze ga tsuyosugite

AH... kizu tsuku koto nante

nareta hazu dakedo ima wa

 

AH... kono mama dakishimete

nureta mama no kokoro wo

kawari tsuzukeru kono toki ni

kawaranai ai ga aru nara

 

WILL YOU HOLD MY HEART

namida... uketomete mou...

kowaresou na ALL MY HEART

 

FOREVER LOVE, FOREVER DREAM

afureru omoi dake ga

hageshiku setsunaku jikan wo umetsukusu

OH! TELL ME WHY

ALL I SEE IS BLUE IN MY HEART

 

WILL YOU STAY WITH ME

kaze ga sugisaru made

mata... afuredasu ALL MY TEARS

 

FOREVER LOVE, FOREVER DREAM

kono mama soba ni ite

yoake ni, furueru, kokoro wo dakishimete

 

OH! STAY WITH ME

 

AH... subete ga owareba ii

owari no nai kono yoru ni

AH... ushinau mono nante

nanimo nai anata dake

 

AH... WILL YOU STAY WITH ME

kaze ga sugisaru made

mou dare yori mo soba ni

 

FOREVER LOVE, FOREVER DREAM

kore ijou arukenai

OH! TELL ME WHY, OH! TELL ME TRUE

oshiete ikiru imi wo

 

FOREVER LOVE, FOREVER DREAM

afureru namida no naka

kagayaku kisetsu ga eien ni kawaru made

FOREVER LOVE...” *

Zamknąłem oczy i oparłem głowę o pierś Syriusza. Zapomniałem o wszystkim, o całym świecie, jaki nas otaczał. Liczyło się jedynie to, że jest przy mnie. Moje serce szeptało tylko jedno, najpiękniejsze ze wszystkich słów – imię kruczowłosego.

Kiedy ballada dobiegła końca chłopak odsunął się trochę i z uśmiechem ukląkł przede mną na jedno kolano.

- Remusie, pozwolę sobie zapytać jeszcze raz… Wyjdziesz za mnie? – zatkało mnie i przez chwile milczałem.

- Syriuszu…

- Proszę Cię, odpowiedz…

- Tak, wariacie! Wyjdę za Ciebie! – roześmiałem się, a gdy chłopak wstał rzuciłem mu się na szyję.

- Jesteś słodki – szepnął, a nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. - Aha... Zapomniałbym. Przecież muszę dać Ci pierścionek - Syri posłał mi promienny uśmiech. - Proszę - rzucił i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko.

Otworzyłem je i wyjąłem z niego piękny, niewielki sygnet zawieszony na złotym łańcuszku.

- Czy to nie jest przypadkiem...

- Tak, jest. Pierścień Rodu Blacków... Ale przecież od teraz jesteśmy zaręczeni, więc jest Twój.

- Walnięty jesteś! - powiedziałem i pocałowałem go mocno.

 

* X - Japan  'Forever Love'

piątek, 15 września 2006

Wspomnienia vol. 2

* * *

Chłopiec obudził się i spojrzał na zegarek stojący na nocnej szafce. Była 10.00, a Marcel zapewne już dawno wstał i kręcił się po domu. Fillip ubrał się, umył i poszedł do kuchni, gdzie Camus zmywał naczynia. Na stole stał już karton mleka, opakowanie płatków kukurydzianych i talerz. Młodzian usiadł i zabrał się za jedzenie.

- Wyspałeś się? – zapytał francuz zajmując miejsce naprzeciw malca.

- Tak.

- To bardzo dobrze. Pojedz sobie, bo za chwilę wychodzimy.

- G… Gdzie? – Fillip zawahał się.

- Nie martw się o nic. Po prostu chcę Cię gdzieś zabrać.

- Ale mnie nie odeślesz?

- Nie, spokojnie. Nie mam zamiaru odsyłać Cię tak wcześnie – uśmiechnął się mężczyzna i pozbierał naczynia ze stołu.

- Przygotuj się, Fillipie. Obiad zjemy na mieście, nie masz nic przeciwko? – chłopak pokręcił głową i nadal nie do końca wiedząc, o co chodzi zebrał się szybko.

* * *

Stanęli na głównym placu Paryża. Fillip z otwartymi ustami podziwiał olbrzymią Wieżę.

- Chodź – rzucił wesoło Camus i łapiąc chłopca za rękę pociągnął go lekko w stronę wejścia na ogromną budowlę.

Zaledwie chwilę później obaj byli już na szczycie Wieży. Malec zachwycony podbiegł do barierek. Z jego piersi wydarł się cichy okrzyk zachwytu. Paryż z góry wyglądał niesamowicie, a ludzie mogli mieć, co najwyżej 2 milimetry wzrostu. Dachy budynków, piękne parki i tysiące ulic tworzyły coś na kształt mozaiki.

- Podoba Ci się? – zapytał Marcel podchodząc do chłopca i kładąc dłoń na jego głowie.

- T… Tak – wydusił zachwycony Fillip i jęknął wystraszony, gdy mężczyzna złapał go delikatnie, lecz stanowczo w pasie podnosząc i sadzając na swoich barkach.

- Które miejsce podoba Ci się najbardziej?

- Tamto! – młodzieniec wskazał niewielką ozdobną wieżyczkę w oddali, co rozśmieszyło profesora.

- Masz nosa, Fillipie. To Disneyland.

- Pójdziemy tam, proszę?

- Jeśli tylko chcesz…

- Tak, tak, tak! Dziękuję! – krzyknął młody Ślizgon i pochylając się przytulił francuza.

Dopiero po około 1,5 godziny Ballack uznał, że napatrzył się wystarczająco.

Camus pokazał mu Łuk Tryumfalny i tak jak obiecał zabrał do Disneylandu. Niemal przez cały ten czas obaj trzymali się za ręce. Przypominali kochające się rodzeństwo, dzięki czemu nie wzbudzali ogólnego zainteresowania.

Do domu wrócili niesamowicie późno i kiedy już się położyli Fillip niewinnie pocałował mężczyznę w policzek wtulając się w jego ciało.’

Chłopak odsunął się ode mnie i kładąc ręce pod głowę położył się na dywanie.

- Lubię to wspomnienie – uśmiechnął się szeroko – Chyba będę musiał powtórzyć ten wypad do Francji.

- Skąd wiedziałeś, że on…?

- Uczy nas latania. Nie mógłby opuścić pierwszego meczu Niebieskich na Mistrzostwach – nagle Ślizgon zaczął się histerycznie śmiać. – P… Przepraszam, ale przypomniało mi się jak zmusiłem Marcela żeby mnie wziął na biurku w Sali zaklęć. – w tej też chwili drzwi do pokoju otworzyły się, a profesor wszedł do środka.

- Co za baba! – westchnął – Oj, przepraszam Cię, Remusie. Co za KOBIETA!! A Ty, z czego się tak śmiejesz? – mężczyzna spojrzał na tarzającego się po ziemi Ballacka.

- Przecież wiesz – rzucił chłopak starając się opanować – Czego ona od Ciebie chciała?

- Żebym zajął się Zabawą Sylwestrową. Nie martw się, odmówiłem – odpowiedział nauczyciel na pytanie, które planował mu zadać Fillip, gdyż otwierał właśnie usta.

- To dobrze.

- Remusie, napijesz się czegoś?

- Nie dziękuję, proszę pana. Muszę już iść. Syriusz pewnie się niecierpliwi. – uśmiechnąłem się nieśmiało i skierowałem w stronę drzwi. – Dobranoc.

- Dobranoc – odparł nauczyciel.

- Do jutro – rzucił entuzjastycznie Ballack i przyciągnął do siebie profesora.

Ostatni raz spojrzałem na tych dwoje i z uśmiechem wróciłem do dormitorium.

Sypialnia była zupełnie pusta, a przechodząc przez Pokój Wspólny nigdzie nie zauważyłem Blacka i Pottera. Westchnąłem głośno i stając przed oknem obserwowałem jak maleńkie płatki śniegu spadały z nieba odbijając od siebie światło księżyca. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy pogrążyłem się w myślach…

Czy moje uczucie do Syriusza jest równie mocne jak to, którym darzą się Camus i Fillip? Chłopak był przecież niemal dorosły, a mężczyzna miał już te 30 lat. Ja jestem jeszcze dzieckiem. O tak wielu rzeczach nie wiem, a co dopiero miłość? Jednak, jeśli to, co czuję do Kruczowłosego nie jest tym wielkim uczuciem, które potrafi zmienić świat, doprowadzić człowieka do szczytu szczęścia, ale i na skraj rozpaczy, to, czym właściwie jest? Jak mogę nazwać ten dziwny impuls, który powoduje, że w moim wnętrzu wszystko zaczyna wirować, kręcić się i łaskotać? Gdy pomyślę, że Syriego mogłoby kiedyś zabraknąć w moim życiu, łzy same zbierają mi się pod powiekami. Za to wystarczy mi jedna, krótka myśl o jego bliskości, dotyku bym czuł jak u ramion wyrastają mi skrzydła.

Podobno, jeśli bardzo się czegoś pragnie, to cały Wszechświat sprzyja temu pragnieniu. W tej chwili mógłbym przysiąc, że to prawda. Wszystko, co ma miejsce wydaje się dążyć do tego bym był z Syriuszem, a przecież tego chce moje serce. Tylko czy moja likantropia nie jest końcem wszystkiego? Człowiek ma prawo do miłości. Może kochać i być kochanym… Ale wilkołak? Przecież sam widziałem przeszłość Greybacka. Jestem pewny, że on kochał tą kobietę, a jednak… Może gdybym postanowił zostawić Blacka samemu sobie, uchroniłbym go przed cierpieniem, które mogę mu kiedyś zadać? To przypomina mi scenariusz jakiegoś głupiego filmu. W dodatku tam nie może być miejsca na całkowicie szczęśliwe zakończenie. Jeśli go teraz zranię i dzięki temu nie będziemy razem, może to oznaczać koniec wszystkiego, ale i późniejszy powrót. Tylko, po co tracić czas na niepotrzebne łzy? Jeśli powiem mu o moich obawach on obejmie mnie, pocałuje i uśmiechając się czule oświadczy, że ani trochę go to nie obchodzi, że nawet, jeśli świat przestanie istnieć tylko, dlatego, iż będziemy razem, to on podejmie to ryzyko. Tylko, że ja nie będę w stanie się z tym pogodzić. Dlatego właśnie sam muszę podjąć decyzję, co do przyszłości mojego… Nie… Naszego… Uczucia.

Wystraszyłem się, gdy ktoś objął mnie w pasie, ale zaraz potem poczułem przyjemny zapach, bez wątpienia był to Syriusz.

- O czym tak myślisz? – zapytał przekornie.

- O mnie, o Tobie, o Nas – odparłem wtulając się plecami w ciepłe ciało chłopaka.

- I do jakiego wniosku doszedłeś?

- … Żadnego… - westchnąłem.

- To ja Ci pomogę – rzucił kruczowłosy, a w jego głosie dało się wyczuć rozbawienie – O czym dokładnie myślałeś?

- O tym, kim dla mnie jesteś? O tym, jak wiele jesteśmy w stanie znieść…

- Więc kim dla Ciebie jestem?

- … Wszystkim…

- A ile jesteśmy w stanie znieść?

- … Nie wiem…

- Kiedyś babcia mówiła mi, że życie to bajka, którą każdy z nas pisze przez cały czas. Tylko, że to od nas zależy, czy wierzymy w to, co napisaliśmy… Wydawało mi się, że to tylko fantazje starej kobiety u kresu dni… Ale kiedy poznałem Ciebie uwierzyłem w bajkę, którą sam teraz tworzę. Uwierzyłem we wszystkie baśnie, jakie czytał mi ojciec. I znalazłem swój skarb, ten, którego zawsze szukałem… Ciebie. Czy Ty wierzysz w historię, którą możemy razem stworzyć?

- Gdzieś Ty był z tym Potterem? Zachowujesz się zbyt poważnie jak na ten Twój szalony styl bycia. – wyskoczyłem nagle.

- Oj, Remusie. Gdyby nie Ty pewnie nigdy bym o tym nie mówił – Syriusz pochylił się i delikatnie musnął ustami moją szyję. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy.

- Podoba Ci się? – zapytał wesoło Black, a ja jedynie mruknąłem w odpowiedzi. Kruczowłosy naciągnął mój sweter odsłaniając ramię i nadal pieścił moją skórę leciutkimi pocałunkami swoich gorących warg.

Po chwili miałem już dosyć. Odwróciłem się przodem do uśmiechniętego chłopaka i pokręciłem głową patrząc mu w oczy.

- Ja Cię naprawdę kocham – rzuciłem cicho – I wiesz, wierzę bajki… - uśmiechnąłem się i obejmując go za szyję przywarłem ustami do jego warg.

Syri pogłębił pocałunek i biorąc mnie na ręce zaniósł na swoje łóżko. Położył się na mnie, a ja jęknąłem cicho czując na sobie jego przyjemny ciężar. Nie obchodziło mnie nic, to, że obaj jesteśmy mężczyznami, że inni mogą nas nie zaakceptować, że to zakazane nie tylko przez ludzi, ale i przez Boga. Jeśli miałbym dostąpić potępienia to tylko w jego ramionach, tylko czując smak jego słodkich ust.

Rozkoszowałem się zmysłową grą naszych języków i dotykiem dłoni chłopaka, który wczesał place w moje włosy. Kruczowłosy powoli oderwał się ode mnie i z uśmiechem szepnął:

- Czas spać Pieszczochu. Mam dla Ciebie niespodziankę i wolę żebyś był jutro przytomny.

- Jest jeszcze wcześnie – stwierdziłem.

- Chyba nie chcesz się całować do rana… Chociaż ja osobiście nie mam nic przeciwko…

- No, jeszcze, czego?!

- Tak myślałem… - westchnął Syriusz. – Dobranoc. – szepnął i pocałował mnie w czoło.

- Zostań – jęknąłem i złapałem go za koszulkę, kiedy chciał odejść.

- Masz zamiar spać w ubraniu? – zdziwił się.

- Tak. – odpowiedziałem i mocno go obejmując przytuliłem się do niego zasypiając.

 

  

środa, 13 września 2006

Wspomnienia vol. 1

Ma kilka spraw tak na początek. Pierwsza jest do niejakiej 'Gabi'. Otóż to jest blog, a nie książka, więc nie wiem jak długich notek oczekujesz. Poza tym jak już chcesz opisy to przeczytaj moje notki od pierwszej do odtatniej (nie będę w każdej pisac jak chłopcy wyglądają). Nie mam zamiaru wkręcać tu długich i nudnych opisów (to nie 'Nad Niemnem - a i tak tego nie czytałam, ale nauczycielka polskiego opowiadała, że nie cierpi tej książki właśnie ze względu na te długaśne, nudne opisy. Uznała, że musimy to przerobić, ale to jest nasz obowiązek, a nie przyjemność, dla niej również). A, co do języka jakiego używam, to tak mi sie zdaje, że ten blog jest nie tylko o życiu w Hogwarcie, ale i o yaoi, czytają go różne osoby i nie mam zamiaru wszystkiego komplikować. zawsze stosuję prosty język wypowiedzi, bo jest lepiej rozumiany i sorry, ale nie będę pisać o np. konsternacji, skoro mogę użyć słowa 'zakłopotanie'. I po raz kolejny powtarzam... o uczuciach było, a teraz troche od tego odchodzę! To tyle do Ciebie ^^.

 

Teraz coś dla Was moi kochani czytelnicy. Wpadłam na pomysł (hehe tak, kolejny ^^). Co powiecie na to żebym raz na dwa tygodnie we wtorki dodawała 'Kartkę z pamiętnika', czyli krótkie wspomnienia jednej z postaci pobocznych historii? Piszcie co w na to, a jeśli jesteście 'za' to dodaję sondę 'Kartka z pamiętnika' wktórej sami wybierzecie kolejność wspomnień ^^ .

 

25 grudzień

Pierwszy dzień Świąt. W domu pewnie musiałbym teraz pakować rzeczy i przygotowywać się do wyjazdu w odwiedziny do dziadków. Na szczęście byłem teraz w Hogwarcie i nudne siedzenie z rodziną w tym roku mnie ominęło.

Z samego rana, zaraz po śniadaniu urządziliśmy sobie z chłopakami wielką wojnę na śnieżki. Do zamku wróciliśmy zziębnięci i przemoczeni. Przebraliśmy się szybko i zjedliśmy obiad, a po nim znowu wybiegliśmy na dwór tym razem po to by zbudować ogromne iglo – genialny pomysł Pottera.

Grzaliśmy się właśnie przy kominku w Pokoju Wspólnym, kiedy do pomieszczenia weszła profesor McGonagall.

- Remusie, mogę Cię o coś prosić? – zaczęła. – Idź do profesora Camusa i poproś go, by przyszedł do mojego gabinetu. Mam do niego pewną sprawę. – skinąłem głową i wyszedłem szybko z pokoju. Usłyszałem przeciągły jęk zawodu, który wydał z siebie Syriusz.

Wspiąłem się po schodach na trzecie piętro i ostrożnie zapukałem do drzwi.

- Kto tam? – zapytał profesor.

- Remus Lupin, przysyła mnie profesor McGonagall – odpowiedziałem.

- Wejdź, Remusie – otworzyłem drzwi i powoli przekroczyłem próg gabinetu nauczyciela latania.

Był dokładnie taki, jakim opisał go Fillip w swoim pamiętniku. Na końcu pokoju na dywanie pod oknem siedział profesor, a między jego nogami Ballack, który uważnie coś studiował.

- Niw wiesz, czego ode mnie chce Minewra? – odezwał się spokojnie Camus.

- Nie mam pojęcia, proszę pana – mężczyzna westchnął i wstając zmierzwił włosy Ślizgonowi.

- Poczekajcie na mnie, zaraz powinienem być z powrotem – to mówiąc wyszedł z gabinetu.

Popatrzyłem na Fillipa, który odprowadził nauczyciela wzrokiem .

- Usiądź – rzucił, a ja zająłem miejsce niedaleko niego – McGonagall zawsze ma wyczucie. Czy ona nawet w Święta musi od niego coś chcieć?!

- Jesteś zazdrosny – roześmiałem się.

- Nie przeczę, ale na moim miejscu też byś był.

- Co to jest? – wskazałem na stary zwój leżący przed chłopakiem.

- Marcel uczy mnie zaklęć – uśmiechnął się – W dormitorium i tak siedziałbym sam, więc przynajmniej mam zajęcie.

- A właśnie, co planujesz po szkole?

- Hmm… Chciałbym otworzyć sklep z miotłami i akcesoriami do Quiditcha na Pokątnej. Kupię niewielkie mieszkanie gdzieś na skraju Londynu i przynajmniej Marcel nie będzie musiał wracać do Francji na wakacje. Przez sześć lat dość już się wycierpiałem nawet nie wiedząc gdzie dokładnie jest.

- Kochasz go, prawda? – to raczej było stwierdzenie, niż cokolwiek innego.

- Z całego serca – przytaknął chłopak.

- Śpicie razem? – sam nie wiem, dlaczego o to spytałem, ale moje policzki od razu się zaczerwieniły.

- T… Tak – odpowiedział zdziwiony Ślizgon. – Przynajmniej na razie. Kiedy wrócą moi lokatorzy będę musiał znowu przenieść się do siebie. Ale muszę przyznać, że Marcel nie zmienił się ani trochę przez te wszystkie lata. Pierwszy raz spędziłem z nim noc w 2 klasie. Miałem koszmary po nocach, przez co chodziłem markotny i niewyspany. On to zauważył i kiedy dowiedział się, o co chodzi postanowił siedzieć przy mnie dopóki nie znaczną spać normalnie. Za każdym razem, gdy był przy mnie i trzymał mnie za rękę nic się nie działo. Po tygodniu uznał, że nie jest mi już potrzebny. Niestety już następnego dnia koszmar powrócił. Obudziłem się przerażony i zapłakany. Nie myśląc wiele poszedłem do Marcela. Otworzył mi drzwi całkowicie zaspany… Wyglądał słodko! Niemal spał na stojąco. Spodobał mi się fakt, że śpi w samych bokserkach. – roześmiał się chłopak - Zaprosił mnie do gabinetu i klękając przede mną otarł moją zapłakaną twarz. Złapał mnie za rękę i poprowadził do swojego łóżka. Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy czułem. Było mi niesamowicie ciepło i przyjemnie. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową, a on objął mnie mocno. Ciche miarowe bicie jego serca i spokojny oddech był jak kołysanka. Zasnąłem niemal od razu. – Fillip rozpromienił się, a ja ze zdziwienia nie wiedziałem, co powiedzieć. – Chcesz to pokażę Ci kilka moich wspomnień.

- Cz… Czemu nie? – odparłem.

Ballack przybliżył się do mnie i obejmując dłońmi moją twarz uśmiechnął się promiennie.

- Zamknij oczy – szepnął i przyłożył swoje czoło do mojego.

‘ – Tato, proszę. Mam już trzynaście lat! – przy wielkim stole w ładnie urządzonej na żółto kuchni siedział wysoki mężczyzna o czarnych włosach, delikatnie zaczesanych w tył, a przed nim ze złożonymi rękami klęczał na krześle chłopiec.

- Proszę, proszę, proszę! Nic mi się nie stanie.

- Nie! Jesteś jeszcze dzieckiem! Nie pozwolę Ci samemu jechać do Francji, nawet na Mistrzostwa Świata w Quiditchu!

- Ale…

- Skończyłem, Fillipie! – malec rozgniewany wyszedł z pomieszczenia i tupiąc głośno wszedł po schodach na wyższe piętro domu zamykając się w pokoju.

- Jesteś jeszcze dzieckiem! – przedrzeźniał ojca i wyciągnął z szafy dużą torbę. – To się jeszcze okaże! – wściekły zaczął się pakować. Kiedy skończył ukrył swoje rzeczy pod łóżkiem i rzucając się na pościel wyjął spod poduszki jakieś zdjęcie. - Uda mi się zobaczysz, że mi się uda! – szepnął i pocałował fotkę znowu ją chowając.

* * *

Chłopiec siedział przy biurku i w skupieniu pisał cos na niewielkiej karteczce.

- Nie jestem dzieckiem. Wracam za kilka dni. Fillip – przeczytał na głos i położył wiadomość na szafce nocnej. Wyjął spod łóżka torbę i skarbonkę z oszczędnościami. Schował pieniądze do kieszeni i wyjmując zdjęcie musnął je ustami.

- Już niedługo – powiedział chowając fotografię do tylnej kieszonki spodni i wyrzucając torbę przez okno. Zaraz potem sam wyskoczył delikatnie lądując na trawniku. Zabrał rzeczy i biegiem oddalił się od domu.

W jednej z bocznych uliczek stała długa kolejka czarodziejów i czarownic. Chłopiec stanął na samym końcu i kiedy przyszła jego kolej dotknął lekko starej leżącej na pokrywie śmietnika puszki. W chwilę potem stał już w zupełnie innym miejscu. Rozejrzał się uważnie. Była to duża leśna polana, a zza ściany drzew dało się słyszeć podniecone głosy ludzi.

- Jestem – westchnął głośno młodzieniec i ruszył w tamtą stronę. Przed nim zamajaczyło, co najmniej 10.000 różnych osób, które stały wokół olbrzymiego pięknego stadionu przystrojonego w barwy i flagi dwóch państw – Francji i Paragwaju.

- Teraz tylko bilet – powiedział sam do siebie Fillip i zaczął przeciskać się między ludźmi.

W pewnym momencie zatrzymał się i uśmiechnął szeroko, a jego wzrok spoczął na mężczyźnie, z którego to kieszeni wystawał kawałek biletu.

- Tak jak mnie uczył Oliver. Spokojnie, powoli i jak coś to w nogi – chłopak podszedł do nieznajomego i niczym zawodowy złodziej wyjął mu niezauważalnie wejściówkę na mecz zastępując ją jakąś kopertą.

Młodzian zadowolony i dumny z siebie skierował się ku wejściu na stadion. Zdziwiony kasjer sprawdził jego bilet i wpuścił go do środka.

Fillip bez większych kłopotów odnalazł przydzielone mu miejsce i zamykając oczy odetchnął z ulgą. Jakoś mu się udało.

Mecz się rozpoczął, a kibice zaczęli szaleć. Chłopak tylko przez chwilę obserwował to, co dzieje się na boisku. Rozglądał się uważnie na wszystkie strony najwyraźniej kogoś szukając. Odwrócił głowę w lewo, a jego źrenice rozszerzyły się. Na usta malca wpełzł szeroki uśmiech. Ujrzał młodego mężczyznę, który energicznie gestykulował, co chwilę podnosił się z siedzenia, łapał za głowę, unosił ręce w geście tryumfu i bez przerwy coś krzyczał po francusku.

- Marcel – szepnął młodzieniec i stracił kontakt z rzeczywistością.

Po kilku godzinach mężczyzna od niechcenia spojrzał w bok. Uniósł brwi zdziwiony i uśmiechając się do chłopca pomachał mu. Na policzki malca wpełzł rumieniec, który pozwolił mu jedynie na skinienie głową.

Młody Ballack sam nawet nie wiedział, kiedy i jakim wynikiem skończył się mecz. Widział jedynie roześmianą twarz swojego nauczyciela, który podszedł do niego i zaczął niewinną rozmowę.

- Co tu robisz, Fillipie? – chłopiec milczał – Gdzie Twoi rodzice?

- Jestem sam – odparł niepewnie młodzian nie patrząc na twarz profesora.

- Ale wiedzą, że tu jesteś? – czerwone policzki Ślizgona mówiły same za siebie. – Masz się gdzie zatrzymać? – westchnął mężczyzna, a widząc jak Fillip kręci przecząco głową podniósł z ziemi jego torbę.

- Chodź – rzucił – Zostaniesz ze mną. W końcu nie możesz spać na ulicy, a Twoi rodzice muszą ochłonąć po tej ucieczce. – dopiero teraz młodzieniec podniósł wzrok i spojrzał na uśmiechnięte oblicze Camusa. - Daj rękę, bo jeszcze mi się zgubisz – powiedział francuz i wyciągnął do niego dłoń, którą malec złapał i ścisnął mocno.

* * * 

- Wysłałem sowę do Twoich rodziców żeby się nie martwili, bo jesteś ze mną. Jak Ty to sobie wyobrażałeś, Fillipie? Chciałeś spać na ławce w parku?

- Nie wiem – odparł speszony chłopak – Ale jakoś bym sobie poradził.

- Nocowałbyś u jakiegoś innego samotnego mężczyzny licząc na jego dobre serce? – zakpił Marcel.

- Nie! – rozzłościł się Ballack i spojrzał wściekle na mężczyznę.

- Już dobrze, żartowałem – uspokoił go profesor głaszcząc po głowie – Jesteś głodny?

- N… Nie. – odpowiedział malec, ale mimo to francuz podał mu obfity posiłek, na który trzynastolatek niemal się rzucił.

- I Ty nie byłeś głodny? – zaśmiał się nauczyciel.

Marcel poczekał, aż chłopiec skończy jeść, po czym zaprowadził go do jednego z pokoi. Rozścielił mu łóżko i zasunął w oknach zasłony, by rano słońce nie zbudziło młodzieńca swymi promieniami.

- A pan?

- Spokojnie, prześpię się na kanapie w salonie.

- Ale…

- Nie martw się, tam też jest całkiem wygodnie. – chłopak spuścił głowę i zapytał niepewnie:

- A mógłbym spać z panem? – mężczyzna zdziwił się, ale po chwili znowu uśmiechnął się wesoło.

- Boisz się?

- T…Tak. Trochę – przytaknął Fillip, a dłoń nauczyciela spoczęła przyjaźnie na jego ciemnych włosach.

- Przebierz się, a ja zaraz wrócę – chłopiec ubrał piżamę i spokojnie poczekał na powrót profesora, który położył się obok niego.

- Dobranoc, Fillipie.

- Dobranoc i dziękuję – odparł malec i wtulając się w zaskoczonego mężczyznę zasnął niemal od razu.

niedziela, 10 września 2006

Pierwszy raz

Zabijcie mnie, ale podoba mi się ta notka ^^ . Wybaczcie, że spolszczyłam te ich święta, ale tak jakoś mi wyszło ^^" .

 

24 grudzień

Przeciągnąłem się leniwi niechcący uderzając o coś łokciem. Usłyszałem cichy jęk i poczułem jak ktoś się do mnie przytula.

- Co ja robię w Twoim łóżku?! – wrzasnąłem, gdy obeznałem się w sytuacji.

- Chwila… - westchnął Syriusz i otworzył najpierw jedno, a zaraz potem drugie oko. – Rzeczywiście jesteś w moim łóżku – wyszczerzył się.

- Mam dziurę w pamięci – stwierdziłem.

- No ja Ci się nie dziwię. Wyszaleliśmy się wczoraj jak nigdy dotąd, a później wyżłopałeś cały dzbanek soku z dyni i… - zaśmiał się Black, po czym krzyknął jakby go nagle olśniło – Wigilia! – podniósł się i rzucił na prezenty leżące w nogach łóżka. Ja również wstałem i podszedłem do pakunków leżących na mojej pościeli. Otworzyłem jedną z paczek, którą dostałem od Jamesa.

- Wiedziałem, Wielki Album Sław Quidditcha – powiedziałem i szybko przekartkowałem opasły tom. Zatrzymałem się na stronie opatrzonej bordowym napisem ‘Luis Quimi Sliva’ i zdjęciem młodego 32 letniego mężczyzn, którego ciemne włosy przysłaniały równie ciemne oczy.

- Mój kochany, Luis! – jęknąłem i przycisnąłem do piersi otwarty album.

- Remi? – odezwał się niepewnie Syriusz. – Wiesz, że my to już ‘po słowie’ jesteśmy i…

- CO?! – zbaraniałem.

- No wiesz, wczoraj, kiedy już udało się nam wyłudzić to piwo kremowe… No tego… Oświadczyłem Ci się, a Ty przyjąłeś moje oświadczyny… - stałem z otwartymi ustami patrząc na Blacka – Skrzaty udzieliły nam ślubu, no i…. No wiesz…

- Żartujesz sobie ze mnę… - niemal wydukałem.

- Jasne, że żartuje! – krzyknął chłopak i roześmiał się głośno. Kamień spadł mi z serca. – Ty w to uwierzyłeś, Remi?

- Zamknij się, Syri! – zaczerwieniłem się i znów utkwiłem wzrok w uśmiechającym się do mnie Szukającym.

- Remusie – zaczął ponownie kruczowłosy – To dla Ciebie, chciałem Ci to dać osobiście – wyciągnął w moją stronę małą paczuszkę staranie zapakowaną w szkarłatny papier.

- D…Dziękuję – wyjąkałem i biorąc z rąk chłopaka prezent otworzyłem go ostrożnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Wyjąłem ostrożnie delikatną zawartość pudełeczka.

- Jest piękny, ale to przecież…

- Teraz należy do Ciebie – uśmiechnął się Syriusz, a ja w lekkim szoku przyglądałem się szklanemu łabędziowi, który w dziobie dzierżył różę o rubinowym kwiecie. Rozłożone majestatycznie skrzydła ptaka wskazywały na to, że jest gotowy do odlotu.

- Ten łabędź jest przekazywany w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie i otrzymuje go zawsze pierworodne z dzieci, ale teraz jest Twój.

- Ale przecież… - Black znowu mi przerwał.

- Remi, z Tobą raczej dzieci mieć nie mogę, więc niczym się nie przejmuj. – uśmiechnąłem się i odkładając na szafkę nocną podarunek uściskałem mocno kruczowłosego.

- Wiesz, Syriuszu… - teraz to ja zacząłem niepewnie – Długo myślałem nad tym, co powinienem Ci dać i w końcu postanowiłem… - stanąłem na palcach i łapiąc chłopaka za kark przyciągnąłem jego twarz do swojej. Zamknąłem oczy i delikatnie przywarłem do jego warg. Czułem jak znieruchomiał, by po chwili odprężyć się i kładąc dłonie na moich plecach przysunąć mnie bliżej. Rozchylił nieznacznie usta pozwalając by mój język wsunął się w ich wnętrze. Oblała mnie nagła fala gorąca, a Syri pogłębił nasz pocałunek poddając się niepewnej pieszczocie mojego języka, który błądził po jego podniebieniu. Odsunąłem się na zaledwie kilka centymetrów.

- W tej chwili nie wiem, co powiedzieć – wyszeptał kruczowłosy – Ale chyba nie pozwolimy na to, by skończyło się tylko na pierwszym razie? – uśmiechnął się lekko i wpił się w moje usta rozchylając je językiem i zagłębiając w ich wnętrze. Zamruczałem czując, z jaką pewnością całuje mnie Syriusz. Pieszczota jego języka była czymś niesamowicie przyjemnym. Chłopak łaskotał moje wnętrze, a ja rozkoszowałem się smakiem jego słodkich warg, który kojarzył mi się z wyrafinowaną i jedyną w swoim rodzaju słodyczą miodu. Moje dłonie spoczęły na biodrach kruczowłosego.

- To był najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem – rzucił wesoło Black, gdy zabrakło nam powietrza. – Ciekawe, co dasz mi za rok – roześmiał się, a ja spłonąłem czerwonym rumieńcem zawstydzony.

- A co byś chciał? – zapytałem świetnie zdając sobie sprawę z tego jak dwuznaczne było pytanie.

- Pomysłów mam wiele. – odparł – Skoro jesteśmy sami… - chłopak popatrzył mi głęboko w oczy – Remi, ja Cię…

- WRÓCIŁEM!! Upss… - Syriusz popatrzył wściekle na drzwi.

- To ja się może lepiej usunę…

- Zabiję Cię, Potter… Gołymi rękoma – powiedział Black, a jego głos drżał lekko ze zdenerwowania, ale przybierał miejscami dziwnie chłodny ton.

- Notocześć! – rzucił szybko James i wyszedł zamykając pospiesznie drzwi, co uchroniło go przed poduszką, jaka poleciała w jego stronę.

- Ja też się cieszę, że was widzę – dodał jeszcze wkładając głowę do pomieszczenia i po raz kolejny trzasnął drzwiami, a w sekundę później jasna fala rozbiła się o nie zostawiając po sobie około dziesięciocentymetrową dziurę.

- Niech mi tu wlezie jeszcze raz… - syknął kruczowłosy i schował różdżkę do kieszeni – Pięknie, magię chwili trafił szlag… Ale zaraz to naprawimy – wyszczerzył się i popchnął mnie na swoje łóżko. Opadłem na nie z cichym jękiem zdziwienia, a Syriusz zawisł nade mną na czworakach. Popatrzyłem w jego rozpromienione tęczówki, w których bawiły się jakieś maleńkie wesołe iskierki.

- Kocham Cię, Remusie – rzucił – Kocham Cię ponad życie. – pochylił się i nakrył moje usta swoimi.

- Powtórz jeszcze raz moje imię – poprosiłem – Podoba mi się to jak je wypowiadasz.

- Remusie – szepnął chłopak miękko i dźwięcznie – Wyjdziesz za mnie? – uśmiechnął się szeroko i nie czekając na żadną odpowiedź zamknął mi usta głębokim, ciepłym pocałunkiem.

- Dobra, Potter możesz już wejść – rzucił Black siadając na pościeli i patrząc jak okularnik niepewnie wchodzi do środka.

- Jesteś pewien…? - rozejrzał się dookoła – Nie chcę umrzeć jako jedenastolatek, w dodatku z własnej głupoty…

- Już sobie odbiłem to, w czym przeszkodziłeś – stwierdził Syri i pokręcił głową patrząc jak James przygląda mu się uważnie.

- Jak to się stało, że już wróciłeś, J.? – zapytałem.

- No, cóż… - westchnął chłopak – Wszystko było w porządku dopóki nie wypadła mi z torby kartka z ocenami. Matka ją podniosła i… No i chwała, że nie chciało mi się wczoraj rozpakowywać. Na prędce zabrałem rzeczy i wybiegłem z domu, tak szybko jak się dało. Słyszałem tylko jak mama krzyczy za mną wściekła, że mam natychmiast wracać… - patrzyłem na niego z niemałym zdziwieniem, a Syri uniósł do góry brwi nie mogąc uwierzyć w historię Jamesa. – Chwała, że sąsiadka miała kominek. Następnym razem jak już przejmę pocztę i kopertę z wynikami to od razu ja spalę!

- Coś mi się zdaje, że nie będzie już następnego razu, J. – dobiłem chłopaka. – Już Twoja mama się o to zatroszczy.

- Nawet mi nie mów. Gdybyś widział minę McGonagall, kiedy wypadłem z jej kominka… Aż jej ciastko z rąk wypadło. W biegu buchnąłem jej jedno z talerza i przyleciałem tutaj… No i resztę już znacie – wyszczerzył się.

- A właśnie, J. – oprzytomniał Syriusz – Jako, że zrujnowałeś mi i Remusowi wspólne Święta we dwoje, śpisz przez cały tydzień na kanapie w Pokoju Wspólnym!

- Ty chyba żartujesz…

- Nie, bynajmniej. Nie chcę Cię tu widzieć w nocy!

- Czy Ty… Masz zamiar… Z nim…

- Nie! Oszalałeś?! – Black speszył się.

Do wieczora czas płynął nam na wspólnych rozmowach i salwach śmiechu, gdy Potter opowiadał o tym, jaką minę miał, kiedy matka dorwała jego oceny.

Kiedy na dworze już się ściemniło zeszliśmy do Wielkiej Sali na wspólną kolację. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego jak wiele osób zostało w szkole. Jako, że jedynym Ślizgonem, jaki nie spędzał Świąt w domu był Fillip, siedział razem z nami przy stole Gryffindoru.

Dyrektor, który miał na sobie czerwoną czapkę z białym pomponem wstał i witając nas zaprosił do składania sobie życzeń, i dzielenia się wigilijnym opłatkiem. Jako, że uczniowie masowo okupowali stół nauczycieli, Camus wymknął się i podszedł do nas.

Śmiejąc się i żartując życzyliśmy sobie najróżniejszych rzeczy. Gdy przyszła kolej na mnie i Syriusza chłopak zamiast przyjacielskim uściskiem zakończył wszystko namiętnym pocałunkiem. Zamarłem na chwilę, ale pod wpływem jego ciepłego ciała, które przywarło do mojego osunąłem się w bezkresny ocean jego pieszczoty. Dopiero po chwili, gdy obaj otworzyliśmy oczy zauważyliśmy, że James, Fillip i Marcel zasłonili nas, by nikt nie dostrzegł, co się przed chwilą wydarzyło.

- Czyś Ty oszalał! – szepnął zażenowany i lekko wściekły Potter – Chciałeś żeby was wszyscy w Sali widzieli?!

- Poniosło mnie, nic na to nie poradzę – wyszczerzył się kruczowłosy, a Camus roześmiał się przyjaźnie.

- Jesteśmy wśród swoich – wyszeptał do Fillipa profesor i niezauważalnie musnął ustami szyję chłopaka.

- Marcel – syknął Ślizgon – Nie tu i nie teraz!

- Więc do zobaczenia… później… - zaakcentował ostatnie słowo mężczyzna i mrugając do nas wrócił do reszty grona pedagogicznego.

Musiałem przyznać, że tą Wigilię zapamiętam do końca życia. Nie tylko ze względu na mnie i Syriusza, ale i na tą niesamowitą atmosferę, jaka towarzyszyła nam do późnej nocy.

piątek, 8 września 2006

Bye, bye guys

O.K. Niech będzie, że notki będę dodawać w te trzy dni, ale poza tym kiedy będę mogła to dodam jakąś nieplanowaną ^^ .

 

23 grudzień

I nadszedł ten dzień. Dziś wszyscy, którzy wracają do domów na Święta biegali od rana po całej szkole, żegnali się ze znajomymi, a co po niektórzy na szybkiego pakowali swoje rzeczy. Do tych ostatnich należał James. Niemal, co chwila wykrzykiwał niezbyt przyjemne słowa nie mogąc znaleźć to skarpetek, to znowu szczoteczki do zębów. Osobiście wcale mu się nie dziwiłem. Kto, jak kto, ale on nigdy nie był w stanie utrzymać porządku. Nie dziwiło mnie, gdy Sheva wszedł pod swoje łóżko i wyjął stamtąd grzebień okularnika.

- A ja go szukałem od dwóch tygodni! – krzyknął chłopak i zaczął tulić do siebie zgubę.

- Ja współczuję Twojej przyszłej żonie, J. – stwierdził Andrew i zawiesił uważne spojrzenie na Potterze.

- Hmm… Gdybym miał czas porozmawiałbym z Tobą na ten temat, ale niestety za dziesięć minut musimy być w Wielkiej Sali, a ja nawet połowy rzeczy nie spakowałem.

- W domu pakuje Cię mama? – sam nie wiem czy pytałem, czy stwierdzałem fakt, ale James przytaknął mi energicznie i na szybkiego opróżnił całą zawartość szafki wrzucając ją do torby.

- Jesteś beznadziejny, J. – westchnąłem i odsunąłem chłopaka od jego tobołka, z którego już wszystko się wysypywało. Wyrzuciłem wszystko na ziemię i spokojnie spakowałem Pottera.

- Kurcze, Remi Ty to będziesz dobrą żoną – wyszczerzył się, ale natychmiast zamilkł gdyż na jego twarzy wylądował bordowy wełniany sweter.

- Chłopaki, idziemy! – pospieszył nas Peter i szybko wyszliśmy z pokoju.

W Wielkiej Sali byli już niemal wszyscy. Przyszliśmy dwie minuty przed rozpoczęciem pożegnania, jakie zorganizowano by pożegnać wszystkich, którzy wyjeżdżali.

Zajęliśmy miejsca przy naszym stole i z niecierpliwością czekaliśmy, aż dyrektor zacznie swoje przemówienie, po którym miało nastąpić lekko uroczyste śniadanie. Dumbledore wstał i otworzył usta chcąc coś powiedzieć, kiedy to drzwi uchyliły się szybko, a Michael i Gabriel niemal wbiegli do środka. Profesor Span widząc ich załamana przetarła twarz dłonią.

Nedved starał się ubrać jak najszybciej czarny sweter, ale pogubił się całkowicie. Sam już nie wiedział gdzie jest rękaw, a gdzie powinien włożyć głowę. Rozpięte spodnie ukazywały jego zieloną bieliznę, a mięśnie na brzuchu spinały się leciutko, gdy nieudolnie się ubierał. Jego włosy wskazywały na to, że nie zdążył się nawet uczesać. Tym czasem Ricardo skakał na jednej nodze i zakładał na szybkiego spodnie. Wyglądał słodko w samej bluzie, bokserkach w pirackie flagi i jeansach, które jakoś nie chciały posłusznie wejść na jego szczupłe biodra. Czarne pasma włosów odstawały mu na wszystkie strony i wpadały do oczu.

Dyrektor roześmiał się serdecznie widząc ten komiczny widok, a cała rzesza uczniów zawtórowała mu. Dziewczyny wzdychały cicho, gdy niemal do połowy rozebrani Ślizgoni przechodzili koło poszczególnych stołów. Dopiero, gdy usiedli na swoich miejscach udało im się uporać z garderobą.

- Czy ja mogę już zacząć? – zapytał rozbawiony Dumbledore, a chłopcy energicznie pokiwali głowami.

- Przedstawienie już nam panowie zapewnili, więc myślę, że powiem tylko, miłych Świąt, uważajcie na siebie i wróćcie do szkoły wypoczęci oraz z nowym zapałem do nauki. Smacznego. – zakończył mężczyzna i na stołach pojawiły się najróżniejsze potrawy.

- Za to lubię dyrektora – zaczął Sheva – Mówi krótko i konkretnie.

- Ja się mu nie dziwię – rzucił Syriusz - Wszystkie dziewczyny zwracały uwagę tylko na Michaela i Gabriela.

- I nic dziwnego. Widziałeś te ciała? Człowieku, ja osobiście nie miałbym nic przeciwko gdyby mi się mieli śnić po nocach tak wyrozbierani.

- Opanuj się i nie przy jedzeniu, Andrew – upomniał jasnowłosego Peter i zaczął pochłaniać kurczaka w cieście.

- Oj, Pet mi na samą myśl o nich cieknie ślina…

- Litości! – niemal zaczął błagać James, na co Sheva zareagował przeciągłym westchnięciem.

- Ja to będę za wami tęsknił – rzucił Pettigrew z pełnymi ustami.

- No, tak jakoś inaczej będzie, kiedy wyjedziecie… - przyznałem.

- Remi, nie martw się, bo Syriusz zatroszczy się o to byś za nami nie tęsknił – zaśmiał się James.

- Żal Ci, że Tobą nikt się nie zajmie? – odgryzł się Black, a Potter spojrzał na Andrew.

- Ode mnie się odczep! – fuknął jasnowłosy i zajął się jedzeniem.

Czułem się jakoś dziwnie patrząc jak 2/3 naszej paczki brnie przez zaśnieżone błonia w kierunku stacji. Widziałem jak James niemal tarza się w śniegu wraz z resztą chłopaków nie zwracając uwagi na McGonagall, która starała się ich uspokoić.

- No i jesteśmy sami – szepnąłem, a Syriusz objął mnie ramieniem.

- Chodź, nacieszymy się tą samotnością – powiedział spokojnie chłopak i poprowadził mnie do naszego pokoju.

- To jest życie – westchnął kruczowłosy i opadł na swoje łóżko z rękami za głową. – W każdej chwili mógłbym się do Ciebie dobrać.

- Odczep się, Syri! – krzyknąłem i rzuciłem w chłopaka poduszką.

- Tak chcesz się bawić?! – roześmiał się i tym razem to w moją stronę poleciała miękka poduszka. Zrobiłem unik i oddałem kruczowłosemu.

Zaczęliśmy tą wojnę na dwóch łóżkach, ale wystarczyła chwila, by już wszystkie posłania zostały zdemolowane, a poduszki latały po całej sypialni niczym śnieg, który prószył na dworze. Śmiałem się niemal bez przerwy, włosy miałem w totalnym nieładzie, a wszystkie mięśnie powoli zaczęły mnie boleć.

- Wymiękasz? – zapytał Black, a po podłodze rozsypały się tysiące piórek.

- Niedoczekanie! – odparłem i przeskakując ze swojego łóżka na pościel chłopaka uderzyłem go poduchą prosto w twarz. Syriusz z cichym jękiem złapał mnie za pas i przewrócił. Siadając na moich nogach, otulił mnie w pościel niczym mumię. Cudem udało mi się jakoś z tego wyplątać i usiąść na chłopaku. Nakryłem jego twarz poduszką śmiejąc się w najlepsze. Jednak Syri zepchnął mnie i teraz to znowu on siedział na mnie. Obaj dyszeliśmy ciężko i byliśmy niesamowicie zmęczeni.

- Nie myślałem, że to tak wyczerpuje człowieka – wyszeptałem przez zaciśnięte gardło.

- Fakt, ale teraz sobie odpoczniemy – wyszczerzył się chłopak i położył się obok mnie na boku. Objął mnie i przytulił do siebie z całych sił. Chcąc, nie chcąc moje plecy przywarły do klatki piersiowej Blacka. Zamruczałem z aprobatą, a kruczowłosy roześmiał się. To było bardzo przyjemne leżeć razem z nim pośród porozrzucanych piór, nie martwiąc się o nic.

Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zasypiam.

Gdy moje oczy uchyliły się powoli leżałem przodem do chłopaka, który nadal tulił mnie do swojego ciała. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej, a on wzmocnił uścisk.

- Daj mi jeszcze chwilkę, Remi – zamruczał.

- Nie mam nic przeciwko – rzuciłem cicho i trwałem w bezruchu wsłuchując się w spokojne bicie serca Syriusza i w jego cichy oddech. To było wspaniałe. Sam nie wiem, co wtedy dokładnie czułem. Chciałem zatrzymać czas i nie pozwolić chłopakowi odejść.

- Chodź się potalać w śniegu – szepnął po chwili kruczowłosy i popatrzył na mnie.

- Ale z Tobą nie mam szans – jęknąłem, a on zaśmiał się cicho.

- No, chodź – powtórzył i pocałowawszy mnie w czoło podniósł się.

Ubraliśmy się w miarę szybko i wybiegliśmy na białe błonia. Odetchnąłem głęboko wciągając do płuc świeże, zimowe powietrze.

- Tylko mi się później nie rozchoruj! – krzyknął Black, a ja nieświadomy niczego oberwałem śnieżką w twarz.

- Ej, to było nie fair!

- Wszystkie chwyty dozwolone! – zachichotał kruczowłosy i w moją stronę poleciała kolejna kula ze śniegu.

- Tak nie będzie! – fuknąłem i z szyderczym uśmiechem posłałem śnieżkę w stronę chłopaka. Trafiłem go prosto w czoło. Cieszyłem się, że moje wilcze zmysły pomagają mi nawet w tak głupich chwilach.

- Ale Ty masz cela, no!

- Wymiękasz?

- Niedoczekanie! – Syriusz z dziką satysfakcją zaczął bez opamiętania rzucać śnieżnymi kulkami, a ja postanowiłem zrobić to samo. Miałem szczęście, gdyż tylko, co trzecia część amunicji Blacka trafiała do celu, a ja niemal nie pudłowałem. Po wojnie na poduszki nie przypuszczałem, że będę miał siłę na kolejną tym razem śnieżną. Całkowicie zapomniałem o tym, że zaledwie kilka godzin temu J., Pet, Sheva i Lu wyjechali.

- Atak bezpośredni! – krzyknął Syri i podbiegając objął mnie. Obaj upadliśmy na śnieg.

- To już było całkowicie nie fair!

- No, co Ty? – roześmiał się i potarł nosem o mój zimny policzek. – Chodź za zamek – rzucił i pomógł mi wstać. Posłusznie podążyłem za nim.

Nagle chłopak zatrzymał się, a ja wyjrzałem zza jego pleców.

- No, ładnie – szepnął kruczowłosy i roześmiał się cicho. Za szkołą zauważyliśmy Camusa i Fillipa. Chłopak opierał się o mur zamku, zaś nauczyciel lekko napierał na niego swoim ciałem. Ich usta złączone były w długim, namiętnym pocałunku. Dłonie Ballacka bawiły się krótkimi włosami mężczyzny, który swoje złożył na szczupłych biodrach Ślizgona.

- Piękny widok – stwierdziłem i uśmiechnąłem się do siebie.

- A wiesz, że ja się z Tobą zgodzę – rzucił wesoło Syriusz – Całkiem zapomniałem, że Fillip zostaje na Święta w Hogwarcie.

- Oni obaj zostają, co roku – wyszczerzyłem się i westchnąłem cicho.

- Romantyk z Ciebie.

- Nie przeczę, Syriuszu. Pomyśl jak ciężko będzie Ci mnie zadowolić, skoro taki jestem. – zażartowałem.

- Oj, już ja się postaram o to, abyś był zadowolony.

- Liczę na to, a teraz… Gonisz! – klepnąłem chłopaka w plecy i szybko uciekłem, zaś on niemal natychmiast rzucił się w pogoń za mną.