środa, 31 stycznia 2007

Przeżarty...

6 maja

Zaledwie dwa dni temu to ja byłem umierający i z trudem mogłem iść na lekcje zaś dziś przyszła kolej na Syriusza. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Leżącego na łóżku i jęczącego pod nosem. Wyglądał dość marnie jednak jego twarz nabrała rumieńców, chociaż jego mina nie wskazywała na zadowolenie z życia, a już na pewno aktualnej sytuacji. Jego szare oczy błyszczały od nieskrywanej męczarni, a usta wykrzywiały się markotnie. Raczej nikogo z nas nie dziwiło to, że Black uważał się za umierającego i raz na jakiś czas trzymał się za brzuch mówiąc, iż „to koniec, on umiera”.

- Syri, wybacz, ale o ile wiem to nikt jeszcze nie umarł z... przejedzenia. – westchnąłem siedząc na szafce nocnej przy łóżku chłopaka.

- Remi, poprawka. Z przejedzenia może nie, ale on się... PRZEŻARŁ! – James mimo sceptycznej miny i drwiących słów przejmował się stanem kruczowłosego, jako że on sam nie byłby w stanie wepchnąć w siebie tylu kawałków placka z dyni, co jęczący teraz szarooki. Cóż, pewne zachowania musiały mieć swoje konsekwencje, jednak mimo wszystko było mi żal Syriusza, ponieważ mogłem sobie wyobrazić jak może się czuć. Nawet, jeśli ja cierpiałem z zupełnie innego powodu to on również nie mógł mieć przejść tego bezproblemowo.

- Proponuję żeby ktoś przeszedł do Skrzydła Szpitalnego i poprosił o krople na żołądek dla niego, bo o ile z Remusem da się wytrzymać to Syriusz zaczyna mnie powoli denerwować. – odezwał się Sheva, który siedząc na swoim posłaniu przeglądał mały stos kartek, które jak mówił wręczyła mu matka gdyby to jemu coś się działo w szkole. – James, zbieraj się i biegiem.

- Że co? A niby, czemu ja? – Potter zaprotestował, co nie zdziwiło dosłownie nikogo.

- Jesteś najbliżej drzwi. – oświadczył Andrew dodając po chwili – Syriusz sam sobie nie pójdzie, Remi musi go poniańczyć, ja szperam w papierach, a Pet... – zwiesił głos patrząc na blondynka – Sam widzisz, co robi. – nie dziwiłem się, że Szaman wolał tego nie komentować. W końcu cóż można było powiedzieć o kimś kto siedząc z łóżku z paczką chipsów w ręku i odkładał je na dwie kupki powtarzając w kółko „kocha, nie kocha, kocha...”. Jedno musiałem mu przyznać, pomysłowy był.

- Niech wam będzie! – westchnął głośno Potter i wybiegł szybko z pokoju. Ja tym czasem patrzyłem na męczącego się Blacka i dopiero po chwili przypomniałem sobie jak w takich sytuacjach postępowała moja matka. Syri miał zamknięte oczy i gdy delikatnie zacząłem rozpinać jego koszulę otworzył je energicznie i utkwił we mnie zdziwione spojrzenie. Scena musiała wyglądać dość dwuznacznie, jednak uznałem, że lepsze to niż sterczenie w miejscu i powtarzanie „nie martw się, zaraz ci przejdzie”.

- Co? – rzuciłem do patrzącego na mnie Gryfona, który uśmiechnął się niepewnie.

- Wiesz, nie myślałem, że taki napalony będziesz akurat, kiedy ja umieram... – wymamrotał z lekką ironią, a ja krzyżując ręce wstałem z miejsca, co wywołało u niego niemałe poruszenie – Nie, nie, nie. Nie przestawaj... Cokolwiek miałeś robić... – ciężko było uwierzyć w to, że Syriusz potrafił być taki jak zawsze nawet, kiedy przechodził gehennę. Zadziwiające jak on radzi sobie ze wszystkim, jednak prawdopodobnie wypływa to z jedenastoletniego przyzwyczajenia, o jakie nie trudno było w bogatych rodzinach.

Na powrót usiadłem przy chłopaku i uporawszy się ze wszystkimi guzikami rozchyliłem na boki jego koszulę. Delikatnie dotknąłem palcami gorącej skóry na piersi chłopaka w niewielkim zagłębieniu klatki piersiowej poniżej mostka. Black zajęczał i zadrżał przywołując na twarzy lubieżny uśmieszek, który zabawnie kontrastował ze zmarszczonym czołem.

- Rozluźnij się... – powiedziałem cicho i powolnymi, płynnymi ruchami zacząłem masować tamto miejsce. Wystarczyła chwila, a Syriusz mruczał radośnie najwyraźniej chwilowo nie odczuwając bólu, jednak, kiedy do pokoju wpadł James odruchowo zabrałem ręce z piersi kruczowłosego.

- Syri, pani Mallery mówi, żebyś do niej przyszedł, bo ona nie ma zamiaru biegać po szkole! – Potter stanął lekko zdziwiony w drzwiach patrząc na roznegliżowanego chłopaka.

- Przekaż jej, że nie dojdę, bo mnie bardzo boli. – wymamrotał niezadowolony Black, a J. znowu biegiem ruszył do SS. – Wracając do tego, co przerwał... – roześmiałem się cicho słysząc to, ale moje dłonie powędrowały posłusznie na poprzednie miejsce. Nie wiem, co bardziej pomagało Gryfonowi, mój dotyk, czy samo drażnienie czułego miejsca, ale z własnego doświadczenia wiedziałem, że to skutkowało.

- I jak? – zapytałem cicho, a on wyszczerzył się ucieszony.

- Masz takie sprawne paluszki, że nawet nie wiesz jak mi dobrze...

- Nie przy ludziach... – mruknąłem czerwony na twarzy, a w tej właśnie chwili J. był już w progu.

- Ona... mówi... żebyś... nie... przesadzał... – wysapał zmęczony.

- Nie przesadzam, powiedz, że umieram! – naburmuszył się Black i zrobił minę urażonego księcia.

- Sam.. sobie... to... powiedz... Ja... wymiękam... – James położył się na podłodze dysząc ciężko, za to Andrew podniósł się z miejsca i stanął przed zajętym nadal sobą Peterem.

- Wstawaj! Już nie mogę patrzeć na to jak się zachowujesz. Idziemy na przeszpiegi i wyniuchamy, jakich chłopaków lubi ta twoja Narcyza. – zauważyłem, że Sheva kątem oka patrzy na mnie i Syriusza, co jednoznacznie oznaczało, że on wie o wszystkim. O dziwo w Pottera wstąpiły nowe siły i podniósł się w zaskakującym tempie podobnie jak Pettigrew, który wybiegł z sypialni nie czekając nawet na chłopaków.

- Wiesz, Remi? Pocałowałbym cię, gdyby nie to, że mnie mdli przy każdym ruchu... – kiedy zostałem z chłopakiem sam na sam mówił już o wiele głośniej niż wcześniej.

- Nie musiałeś tyle jeść. – stwierdziłem wracając do zajęcia sprzed chwili. – Mogłeś zadowolić się tym, co było na naszym stole, a nie chodzić jeszcze po innych. I tak cud, że nauczycieli nie prosiłeś o placek dyniowy.

- Rozpatrzyłem to i doszedłem do wniosku, że mnie tam większość nie lubi, więc bezpieczniej było sobie to podarowaććććć... – Black przedłużył ostatnią literę i łapiąc mnie za rękę przyciągnął do siebie. – Nie przeszło mi jeszcze, ale chcę się trochę popieścić... – uśmiechnął się i z jękiem lekkiego bólu zaczął mnie całować. Odepchnąłem go po chwili i niezadowolony popatrzyłem w jego przymglone delikatnie oczy.

- Na łożu śmierci też zamierzasz się ‘popieścić’? – roześmiałem się głośno, a kąciki warg chłopaka uniosły się.

- Ja się chcę pieścić zawsze, ale tylko z tobą. – tym razem to ja zamruczałem i musnąłem ustami klatkę piersiową Syriusza. Jak na chorego był całkiem słodki i pozwalał na wszystko. Przypominał grzeczne dziecko, które zrobi dosłownie wszystko za łakocie.

- Pieszczoch jesteś... – wyszeptałem, a moje palce przesunęły się po rowku pomiędzy żebrami kruczowłosego schodząc do pępka i obrysowując jego ścianki. – Wiesz, tak się zastanawiam, dlaczego to ty miałbyś się do mnie dobierać, a nie ja do ciebie. – Black drgnął, a przez jego ciało przeszedł chłodny dreszcz.

- Co ty chcesz przez to powiedzieć, Remi? – wyjąkał.

- Że to nie ja muszę być ‘na dole’? – nieme przerażenie zastygło chwilowo na twarzy Syriusza. Sam byłem zdziwiony, że może wyglądać aż tak słodko w takim momencie.

- Ja... Ja nie chcę! Mój kochany, słodki, niewinny, delikatny, milusi, rozkoszny i wiele tego jeszcze, Remusek miałby się do mnie dobrać? – Syri zaczął histeryzować – Ale ja już zaplanowałem, w jaki sposób to zrobię. Będzie nam tak dobrze... Nie żebym nie chciał, ale... Ja chciałem cię pieścić tak długo i intensywnie... – Zakryłem dłońmi rozpalone policzki i spomiędzy palców patrzyłem na kruczowłosego.

- Żartowałem, tylko już nic nie mów i nie wprowadzaj mnie w szczegóły – wybełkotałem zażenowany. – Wolę nie wiedzieć, o czym ty, na co dzień myślisz, a tym bardziej, co ci się śni nocami. Więc już się uspokój.

- A jednak jesteś moim kochanym, słodkim, niewinnym, delikatnym, milusim, rozkosznym i tak dalej, Remuskiem! – wyszczerzył się – Jak ty się cudownie rumienisz... – chłopak na siłę zabrał moje dłonie z twarzy i zaczął wpatrywać się we mnie.

 

  

niedziela, 28 stycznia 2007

Plany...

Kolejna naciągana nota, wybaczcie...

 

29 kwiecień

- Syriuszu, powiesz mi, dlaczego to akurat naszej grupie trafił się referat z Eliksirów Miłosnych? – przeciągnąłem się idąc do biblioteki po potrzebne książki.

- Mnie nie pytaj, naprawdę nie maczałem w tym palców. – Black zmieszał się trochę i zaśmiał nerwowo – Przecież wiesz, że ja do pupili Slughorna nie należę i gdyby tylko mógł złożyłby zażalenie do Dumbledora, że mu się trafił tak ‘wybitny’ uczeń jak ja.

- Tylko, dlaczego ja ci nie wierzę? – westchnąłem otwierając drzwi sali. – Może mi się wydawało, albo ty specjalnie zacząłeś drażnić się z dziewczynami żeby tylko zwrócić na siebie uwagę nauczyciela. – przed oczyma stanął mi podejrzany uśmiech kruczowłosego dokładnie w chwili, kiedy profesor rozdawał nam kartki z zagadnieniami.

- Sheva, Sheva, Sheva! – chłopak przerywając dalszą dyskusję podbiegł szybko do klęczącego na krześle Andrew, który zawzięcie coś pisał. – Co tam skrobiesz? Powiedz, że referat, błagam powiedz, że referat! – początkowy zapał do Eliksirów Miłosnych jakoś osłabł, co bynajmniej mnie nie dziwiło.

- Masz... – mruknął jasnowłosy podając Syriuszowi zwinięty pergamin. – Tu jest zadanie, a teraz siadaj, a nie stój nade mną... – Szaman najwidoczniej był doszczętnie pochłonięty swoim aktualnym zajęciem.

- Jak chcesz. – Syri opadł na krzesło i ledwie powstrzymał się od krzyku, kiedy rzucił okiem na zapisane kartki. – Ty... Tyś to wszystko sam napisał? - wyjąkał podając mi arkusze. Wielkie zaskoczenie Blacka rzeczywiście było uzasadnione, ponieważ około szesnastu dość sporych pergaminów zostało zapisane całkowicie drobnymi literkami, tak charakterystycznymi dla Andrew. Nawet ja nie zdołałbym znaleźć tylu informacji na ten temat, nie mówiąc już o tym żeby je spisać.

- James ci pomagał? – upewniłem się.

- Chyba żartujesz! Wczoraj poprosiłem Fabiena o pomoc, a J. po raz czwarty w tym tygodniu siedział na korepetycjach z Zielarstwa, które udziela mu Ryoooo... – Sheva przeciągnął ostatnią literę i zmarszczył czoło skreślając coś z kartki, na której pisał. Syri pochylił się nad stołem i zaczął składać litery nagłówku widząc je do góry nogami.

- Sku... tki... zbyt... wczesnego roz... poczęcia... w... spół... życia sek... seksualnego?! - Co?! – podszedłem bliżej i sam przeczytałem temat referatu, nad którym w tej chwili siedział chłopak. – P... Po co ty to piszesz? – sam nie wiedziałem, o co zapytać, kiedy zobaczyłem, że dukanie kruczowłosego jak najbardziej układało się w prawdziwe zdanie widniejące na samej górze pergaminu.

- Za karę. – westchnął Andrew, a na jego policzkach pojawił się głęboki odcień czerwieni. – Camus powiedział, że w poniedziałek chce mieć to u siebie i mam się nie zbliżać do Fabiena przez najbliższe dwa tygodnie. – tym razem nachmurzył się, ale na twarzy nadal miał rumieńce. Powoli coś zaczynało do mnie docierać, chociaż przychodziło to z lekkim trudem.

- Chwilunia! – Syriusz odgarnął włosy z czoła. – Chcesz mi powiedzieć, że wczoraj ty i Trezeguet...? – zielonooki przytaknął z szerokim uśmiechem – No pięknie, to ja tu się dobrać nie mam jak nawet troszeczkę, a ten zdążył karę zarobić! – Black zamyślił się przez chwilę patrząc na mnie. – Dobra powoli... – podjął po chwili – A co ma do tego Camus?

- Kiedy się dowiedział, do czego doszło trochę się zdenerwował... Uznał, że gdyby teraz dorwali Fabiena to bez wątpienia siedziałby w więzieniu nie za przywództwo podczas zamieszek, ale za współżycie z nieletnim czarodziejem.

- A no, tak. W końcu on ma te swoje trzydzieści lat, a ty jeszcze dzieciak jesteś. – Syri chyba pierwszy raz mówił coś mądrego. – Ale opowiadaj jak było! – załamałem się widząc rozradowanego chłopaka, który wbił zaciekawione spojrzenie w Szamana.

- Bolało, ale mówię ci coś pięknego! – Sheva podzielał entuzjazm Syriusza – Ciężko było go namówić, ale jakoś się udało. Teraz nie mogę siedzieć, bo mnie strasznie tyłek boli, ale opłacało się! Następnym razem będzie jeszcze lepiej.

- Przypominam ci, że masz dopiero jedenaście lat, a Camus odpowiada za ciebie dopóki spotykasz się z jego kuzynem. – wydawało mi się, że jestem jedynym głosem rozsądku, jaki siedział teraz przy stoliku.

- Ale mój taka już o tym wie i zgodził się na wszystko... – Ukrainiec jęknął z wyrzutem – Napisałem do niego i powiedział, że dopóki jestem szczęśliwy on nie ma nic przeciwko. – powoli dochodziłem do wniosku, że jak na jeden dzień to zbyt wielka dawka wrażeń nie jest niczym pożytecznym, a wręcz przeciwnie. Chcąc nie chcąc mogłem jakoś znieść wszystko, ale myśl o beztrosce, jaką charakteryzował się ojciec Andrew przyprawiała mnie o chłodne dreszcze. Wątpiłem w to, że podchodził tak do wszystkiego, ale najwidoczniej w tym wypadku zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich decyzji i mimo wszystko wyraził zgodę na wszystko. Matka chłopaka za to na pewno nie wiedziała o niczym, bo z tego, co słyszałem ona jako jedyna nie zgadzała się na związki syna z osobami tej samej płci. To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać nad tym jak moi rodzice przyjmą wiadomość o moim związku z kolegą z klasy. W prawdzie byli nad wyraz wyrozumiali, ale ile byli w stanie znieść?

Westchnąłem głośno obiecując sobie, że chociażby świat miał stanąć na głowie ja nie zrezygnuję z Blacka i nie zostawię go. Był dla mnie kimś bardzo ważnym, a raczej najważniejszym. Jako jedyny potrafił mnie pocieszyć samą tylko bliskością, a ciepło jego ciała sprawiało mi rozkosz za każdym razem, kiedy przytuliłem się do niego. Przez ostatnie tygodnie Syriusz zachowywał się spokojnie i na nic nie nalegał, starając się nie zrazić mnie niczym, ja zaś mogłem odpłacać mu się za to jedynie swoją uległością, która i tak stanowiła przyjemne doznanie także i dla mnie.

- Remi, idziemy do kuchni! – stanowcze stwierdzenie kruczowłosego skróciło moje rozmyślania. – Jestem głodny, a tu i tak nie mamy nic do robienia... – Gryfon podniósł się i pociągnął mnie w stronę drzwi rzucając Andrew szybkie ‘powodzenia’.

- Przecież przed chwilą... – jęknąłem opuszczając pomieszczenie, jednak Syri nie pozwolił mi dokończyć.

- Wiem, wiem, ale chcę żebyś mnie pokarmił. – uśmiechnął się – Potrzebuję trochę czułości, bo czuję się zdołowany. – spoważniał na chwilę, a ja wiedziałem, o co mu chodzi.

- Syriuszu, ja...

- Nic nie mów, wszystko doskonale rozumiem i nie liczę na to, że do czegoś między nami dojdzie jeszcze w tym roku. Poza tym przemyślałem wszystko już trochę temu i doszedłem do wniosku, że im dłużej będę czekał tym więcej będę miał później radości. Jak sobie wyobrażę, jakie będzie twoje ciałko za kilka lat to się doczekać już nie mogę – chłopak zaczął szybko unosić brwi szczerząc się jednoznacznie. – Z moich obliczeń wynika, że będziesz tak samo słodki jak teraz, więc nic a nic nie tracę.

- Głupek! – uderzyłem go lekko w głowę i wtuliłem się w jego ramię. – Wyobraź sobie lepiej, z jaką chmarą twoich fanek będę musiał walczyć zanim będę zdecydowany na... sam wiesz, co...

- Wiesz, właśnie postanowiłem, że kiedy wrócimy już do domów to ja będę planował nasz pierwszy raz. – speszyłem się i nie odezwałem ni słowem – Co powiesz na ciepłą marcową noc? Najlepiej żebyśmy byli sami już na samym początku, bo przynajmniej Potter nie wlezie wtedy, co nie trzeba, jak to on już tradycyjnie robi. Sam się przekonasz jak nam dobrze będzie. Chyba wypytam się Camusa o pewne szczegóły, bo on podobno niezły w tym jest...

- Błagam, zlituj się nade mną... – wyjęczałem czując jak robi mi się niesamowicie gorąco z zażenowania. Nie miałem zamiaru rozmawiać z kimkolwiek na takie tematy, a tym bardziej z Syriuszem.

- Jakiś ty delikatny... – zamruczał rozkosznie i objął mnie ramieniem – Kiedyś nie wytrzymam i rzucę się na ciebie, zobaczysz... Założę się, że jesteś tak samo słodki w każdym miejscu na ciele.

- Syriuszu!

- Już się nie odzywam. – roześmiał się głośno.

 

  

piątek, 26 stycznia 2007

Znowu?

17 kwiecień

Syriusz zniknął gdzieś zaraz po śniadaniu każąc mi czekać na niego przed klasą Eliksirów dopóki się nie zjawi. Znając jego niechęć do tego przedmiotu wiedziałem, że raczej spieszyć się nie będzie, a ja, kto wie jak długo byłbym zmuszony sterczeć przed drzwiami sali. James i Peter wyparowali dokładnie w chwili, kiedy profesor Slughorn zniknął pośród grupy Gryfonów i Puchonów przepychających się w kierunku klasy, Sheva leżał chory w łóżku i niczym nie musiał się przejmować nawet w najmniejszym stopniu. Jak dla mnie jedno było pewne, czas dłużył się nieubłaganie, a Blacka jak nie było tak być najwidoczniej nie miało.

- Szlag! – westchnąłem głośno widząc jak podchodzi do mnie dziewczyna, którą spotkałem kilka dni temu. Wyglądała na zawziętą, a ja nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Mogłem uciec, ale pewnie i tak niewiele by to dało, a Syri mógłby pojawić się w każdej chwili. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy Puchonka zaczęła rozglądać się w koło najwyraźniej sprawdzając czy nie ma gdzieś w pobliżu kogoś, kto by jej przeszkadzał.

- Cześć. – zagadała stając przede mną z rękoma za plecami. – Ostatnio jakoś nie wyszło, więc może teraz dokończymy? – brązowe oczy rozbłysły, a ja z przerażeniem stwierdziłem, że nieznajoma po raz kolejny przysuwa się do mnie niebezpiecznie.

- P... Prze... praszam... ale, no wiesz... Czekam na kogoś... – wydukałem i odsunąłem się o krok do tyłu, jednak ona nie zwracając na to uwagi znowu zaczęła się zbliżać. W głębi duszy jęczałem prosząc o pomoc i gdybym mógł prawdopodobnie wyłbym teraz na cały zamek błagając o jakiś ratunek. Mogłem poradzić sobie jakoś z chłopakiem, ale dziewczyna? Uderzyć jej nie mogę, odepchnąć też nie wypada...

Nerwowo zacisnąłem dłonie na szacie wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia i obrzydzenia. Dziewczyna stanęła na palcach i próbowała oprzeć dłonie o mój tors, ale wtedy właśnie poczułem znajomy uścisk ramion w pasie. Odetchnąłem głęboko z wyraźną ulgą, kiedy Syriusz przytulił mnie do siebie i odsunął od nieznajomej.

- Przyszedłem w samą porę. – syknął wściekle – Bądź tak miła i trzymaj swoje oszponione łapy przy sobie! – zaczął z odrazą patrząc na rozzłoszczoną Puchonkę – Ślinisz się do niego, nie ma sprawy, ale z daleka i tak żebym nie widział, O.K.?

- On jakoś nie protestuje. – stwierdziła z satysfakcją, a lekko spanikowałem. – Poza tym mógłbyś się nie mieszać w cudze sprawy, co? O ile się nie mylę to dziewczyny nie ma, więc nie muszę się przejmować.

- Trzymajcie mnie, bo ją zabiję... – warknął Black i ukrył mnie za swoimi plecami. – Zdziwiłbym się gdyby jakąś miał! A teraz będziesz grzeczną harpią i powrócisz do swojego gniazda po TAMTEJ stronie tego DŁUGIEGO korytarza! – nie wiem czy była to odpowiednia chwila, jednak Syriusz kłócący się o mnie z jakąś dziewczyną wydawał mi się bardziej pociągający niż zazwyczaj.

- Myślisz, że możesz sobie rezerwować pierwszeństwo w zdobywaniu dziewczyn?! – długowłosa nie dawała za wygraną, co jeszcze bardziej złościło chłopaka.

- Cholera jasna! PSYCHOLKO JEDNA, kiedy łaskawie dotrze do tej TWOJEJ PUSTEJ MÓZGOWNICY, że REMUS woli M-N-I-E?! – Black przeliterował ostatnie słowo, a ja zamarłem widząc jak nasza tajemnica właśnie zaczyna ulegać rozpadowi.

- Wolne żarty! – fuknęła ciemnooka i obrzuciła Syriusza lekceważącym spojrzeniem, które mówiło ‘aż taka głupia nie jestem’.

- Dla mnie to już za wiele! – kruczowłosy nie wytrzymał i łapiąc mnie za rękę odciągnął zarówno od nieznajomej jak i sali lekcyjnej. Mogło to oznaczać tylko jedno, na Eliksirach to nas dziś nauczyciel nie zobaczy. Syri nie należał raczej do osób, które cokolwiek zostawiają w spokoju, jeśli stanowi to dla nich zagrożenie, ale przecież nie mogliśmy ciągle uciekać z lekcji. Wiele można sobie wybaczyć, kiedy stara się unikać kłopotów, ale nie miałoby sensu pakowanie się w jeszcze większe. Tylko, że dla mnie w tej chwili nie było większego problemu niż pewien napalony, długowłosy i w dodatku o odmiennej płci...

- Remi, trzeba ją otruć! – odezwał się nagle Black i zatrzymał w połowie jednego z korytarzy. – Najlepiej podczas podwieczorku... Będzie dużo osób i nikt nie będzie podejrzewał, że to nasza sprawka. – chłopak wyglądał dość poważnie i chyba naprawdę zamierzał przemienić słowa w czyny.

- Zapomnijmy o niej, proszę. – jęknąłem chcąc zakończyć drażniący, nie tylko mnie, temat.

- Słusznie – wyszczerzył się Syriusz i popatrzył na mnie z błyskiem w oczach. – Mamy całą godzinę tylko dla siebie, więc proponuję zając się czymś przyjemniejszym... – jego zawzięta mina wyglądała całkiem zabawnie, kiedy zbliżał się powoli zmuszając mnie tym samym do oparcia się o ścianę. Początkowo chciałem zapytać gdzie był tak długo, jednak jego usta kusiły mnie i nieodparcie zapraszały. Z przyjemnością zagłębiłem dłoń w miękkich, kruczoczarnych włosach, które musiałem przyznać, że bardzo szybko odrastały. Syri przeciągnął kciukiem po moich ustach, a chwilę później jego ciepła dłoń spoczęła na moi policzku. Słodkie wargi chłopaka złączyły się z moimi, a ja teraz już dokładnie wiedziałem gdzie się podziewał do tej pory. Czułem przyjemny smak dżemu wiśniowego na ustach Blacka, który zapewne siedział w kuchni i dojadał rogaliki, których było mu mało podczas śniadania. Nigdy nie zamieniłbym przyjemnej pieszczoty, jaką była bliskość szarookiego na nic innego... Całe moje ciało zdawało sobie sprawę z tego jak bardzo potrzebuję tego wszystkiego. Język Syriusza, który do tej pory muskał mój własny zaczął wędrować po mojej szyi łaskocząc ją delikatnie i kreśląc na niej litery, które tworzyły krótkie zdanie „kocham cię”. Drgnąłem czując jak Black zaczyna mocno ssać moją skórę w miejscu, gdzie najwidoczniej chciał postawić wykrzyknik. Z jękiem odepchnąłem go i skarciłem spojrzeniem.

- Nie w takim miejscu – powiedziałem z żalem i skrzyżowałem ręce na piersi – Później znowu będę w golfach chodził!

- No, tak... Zapomniałem... – chłopak nie był zachwycony, ale wystarczyła chwila by się rozpromienił. Podszedł i uklęknął przede mną podnosząc moją szatę i wkładając pod nią głowę. To samo uczynił z moim swetrem i koszulką. Zmieszałem się i zaczerwieniłem, jednak nie reagowałem. Jego gorący oddech drażnił moją pierś, a wargi musnęły skórę na mostku, kiedy Gryfon się podnosił. Z satysfakcją oparł się o moje biodra i wpił w miejsce, które chwilę wcześniej naznaczył. Bez wątpienia nie mogłem protestować, jako że cokolwiek bym nie założył maleńka plamka, jaką po sobie zostawiał musiała zostać przysłonięta.

- Skończyłeś? – roześmiałem się, kiedy usta Syriusza oderwały się, a on wyszedł spod mojego ubrania.

- Tak – wyszczerzył się – Teraz twoja kolej. – przekręcił głowę w bok odsłaniając szyję. W przeciwieństwie do mnie lubił, kiedy wszyscy widzieli na jego ciele niewielkie dowody naszych pieszczot, nawet, jeśli nikt nie miał pojęcia skąd w ogóle bierze się to wszystko.

Kręcąc głową pocałowałem napiętą, lekko opaloną skórę i podobnie jak wcześniej Syri zacząłem ssać ją mocno, by po chwili stwierdzić, że przez najbliższy tydzień lub dłużej Black powinien być usatysfakcjonowany.

- Syriuszu, jak myślisz zobaczymy się, chociaż raz w te wakacje? – zapytałem łapiąc kruczowłosego za rękę i ciągnąc w stronę klasy, gdzie za kilkanaście minut miała rozpocząć się Transmutacja.

- Nie wiem... Ale jak coś to na Pokątnej nikt nie powinien zwrócić uwagi na dwóch szlajających się ulicą chłopców tym bardziej przed rozpoczęciem roku, prawda? – Syri uśmiechnął się wesoło – Zostawię matkę z koleżankami, które zawsze gdzieś spotyka i umówimy się na przykład pod księgarnią. Możesz być pewny, że coś wymyślę, bo kto mnie dopieści przez te ponad dwa miesiące, co?

- Chyba nie liczysz na to, że na środku ulicy będę się tobą zajmował? – zacząłem chichotać wyobrażając sobie minę mijających nas ludzi, gdybyśmy zaczęli obściskiwać się i całować w takim miejscu.

- Byłoby słodko... – westchnął Black – Sensacja tygodnia, młody panicz Black mizia się w miejscu publicznym ze swoim szkolnym kolegą na oczach całek rzeszy czarodziejów i czarodziejek. – teraz także i o się roześmiał głośno – Moja matka dostałaby zawału! Zostałbym wydziedziczony i eksmitowany na Syberię, bez możliwości powrotu.

- Wiesz, może to nie taki zły pomysł... – zacząłem głośno myśleć. – Ja wyjechałbym za tobą i przynajmniej byłoby ci cieplej. – w głębi wiedziałem bardzo dobrze, że właśnie tak postąpiłbym gdyby cos takiego miało miejsce.

 

  

środa, 24 stycznia 2007

Kartka z pamiętnika VIII - James

Pytacie, do kiedy to Syri i Remi ukrywają ich związek... „Od czasu, kiedy znowu jesteśmy razem starał się ukrywać nasz związek. Prawdopodobnie w końcu zrozumiał, że nie wszyscy odbierają nas tak jak przyjaciele, którzy na dobrą sprawę dzielą nasze upodobania.” (Wynagrodzenie?). To tyczyło się również chłopaków. Założyłam sobie nowego bloga z cyklu Harry Potter Yaoi, więc jeśli kogoś interesuje ff Harry/ Draco to zapraszam na:

http://www.love-storm.mylog.pl

 

- Połknij tą francowatą tabletkę! – Syriusz od pewnego już czasu szarpał się z Andrew nie mogąc zmusić chłopaka do zażycia lekarstwa. Błagania Remusa także nie przynosiły efektu, a ja dostałem odgórne zalecenie nie zbliżania się do jasnowłosego. Najprawdopodobniej olałbym to gdyby nie fakt, iż Sheva był dość mocno przeziębiony, a ja nie chciałem go drażnić dodatkowo. Poza tym, jeśli Black nie dawał sobie rady z młodym Ukraińcem to ja tym bardziej nie miałem szans. Mimo wszystko wydawał mi się całkiem słodki z tymi lekko przymglonymi gorączką niesamowicie zielonymi oczyma i rozczochranymi na wszystkie strony włosami. Jeśli jego matka miała tyle samo problemów z ojcem chłopaka to chyba mogłem uznać, że ją podziwiam, chociaż osobiście nie miałem nic przeciwko oglądaniu całkiem niezłego przedstawienia w wykonaniu Syriusza, który niemal siedział na biodrach Andrew.

- Jakoś się udało! – oświadczył Remus wchodząc szybko do pokoju i zaraz potem zamykając drzwi, kiedy tylko wysoki, ślepy na jedno oko mężczyzna wszedł za nim do sypialni. Przez moje ciało przeszedł miażdżący dreszcz nienawiści do tego faceta. Oddałbym wiele żeby w końcu wyniósł się ze szkoły i chociażby dał się złapać ludziom z Ministerstwa. Miałbym przynajmniej wolną rękę, jeśli chodziłoby o dobieranie się do Andrew.

- W końcu! – Syri westchnął głośno i zszedł z łóżka pokazując mężczyźnie leżącą na szafce małą pastylkę i parujący obok wywar w ciemnym kubku. – Jeśli uda się panu podać mu to, nie oszukujmy się, świństwo to nawet pomnik mogę panu postawić na środku błoni. – na poważnej twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech.

- Nie ma takiej potrzeby... – roześmiał się i podszedł do rozpalonego Shevy. Miałem ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu jedyne cokolwiek widzące oko. Francuz delikatnie położył dłoń na czole chłopaka i pokręcił głową. Najwyraźniej uznał, że nie ma innego wyjścia i musi nafaszerować jasnowłosego lekami. Oddałbym wiele żeby po tym wszystkim Szaman znienawidził go, ale jakoś nie byłem przekonany, co do możliwości urzeczywistnienia się moich pragnień.

- Nie potrzebuję tego dziadostwa... – wymamrotał Andrew patrząc błagalnie na przestępcę. – Fabien, powiedz im, że ja nie chcę...

- Masz gorączkę, więc nie obędzie się bez tego... ‘dziadostwa’ – Trezeguet pochylił się nad chłopakiem i musnął ustami jego spocone czoło. Już teraz robiło mi się niedobrze od tej całej słodyczy!

- On po dobroci tego nie weźmie. – wtrącił Black przeczesując dłonią włosy – Ja nawet na siłę nie dawałem rady. – Fabien roześmiał się cicho.

- Jest tylko jeden sposób żeby to w niego wepchnąć. – sięgnął na stolik po tabletkę, po czym spojrzał na nas i spokojnie wsunął pastylkę do ust. Momentalnie też wziął duży łyk napoju i unieruchamiając twarz Andrew silnym uściskiem palców na jego szczęce, mocno przywarł wargami do ust chłopaka. Sheva na początku wydawał się stawiać opór, ale chwilę później objął rękoma kark mężczyzny i zamruczał cicho. Zamarłem i zacząłem się trząść na całym ciele. Z trudem panowałem nad sobą, a kiedy Francuz oderwał się w końcu od jasnowłosego zacisnąłem dłonie w pięści czekając tylko na jeden niewłaściwy ruch z jego strony.

- Mógłbyś mnie tak karmić. – roześmiał się Sheva, który najwidoczniej już czuł się niemal zdrowy i z chęcią zostałby sam na sam z Trezeguet. Dla mnie było to już zbyt wiele. Spokojnie mogłem zwymiotować na środku pokoju i oświadczyć, że zbyt wiele słodyczy mi nie służy, ale znałem lepsze rozwiązanie. Nie zwracając więcej na nic uwagi wyszedłem z sypialni i po chwili wściekły przemierzałem korytarze szkoły niechybnie zmierzając w stronę biblioteki. Tak jak myślałem było w niej pełno dzieciaków w moim wieku, co pozwoliło mi na wyłapanie jakiegoś niższego ode mnie, o co najmniej głowę chłopaka. Czarnowłosy Krukon popatrzył na mnie przerażony, kiedy złapałem go brutalnie za szatę i odciągnąłem od grupki znajomych. Jakoś niewiele mnie obchodziło to, co on ma na ten temat do powiedzenia.

- Znasz Nakamurę?! – syknąłem popychając go w stronę drzwi wejściowych.

- T... Tak... – wyjąkał, a w oczach zaczynały mu się zbierać łzy.

- To teraz grzecznie po niego pobiegniesz i każesz mu tutaj przyjść! Rozumiemy się? – posłałem mu ironiczny uśmiech, na co on odpowiedział niemym skinieniem i od razu wybiegł z sali. Tym czasem ja spokojnie stanąłem na korytarzu w pobliżu drzwi opierając się o jedną ze ścian. Powoli czułem jak napięcie mnie opuszcza, a serce bije wolniej i uspokaja tym samym mój oddech. Rozluźniłem się i dłonią mocno ściskając własny kark rozmasowałem go.

Nie minęło pięć minut, a Ryo w towarzystwie niskiego chłopaka byli już niemal przy mnie. Dzieciak ze strachem uciekł szybko do pomieszczenia, z którego go wycharatałem, zaś Japończyk z uśmiechem stanął naprzeciwko mnie.

- Czymś ty go poszczuł, James? – zaśmiał się i przeciągnął jak po krótkiej drzemce. – Kiedy po mnie przyszedł wyglądał jakby ktoś mu nóż do gardła przykładał, mogłeś być delikatniejszy, nie sądzisz?

- Przynajmniej wie, że ze mną lepiej nie mieć do czynienia. – westchnąłem i odruchowo zmierzwiłem sobie włosy.

- No to teraz powiedz mi łaskawie, o co chodzi?

- Zróbmy to na serio. – rzuciłem i popatrzyłem chłodno na chłopaka, który uśmiechnął się szeroko.

- Co ja słyszę? – zakpił – Potrzebujesz się jakoś wyżyć i przychodzisz do mnie? Jak to miło, że jestem niezastąpiony przynajmniej w takich chwilach.... A co ja będę z tego miał, co?

- Że co?! – krzyknąłem i łapiąc się za głowę zacisnąłem palce na włosach.

- Zapłać mi. – Krukon mówił to pewnym siebie głosem, a na jego twarzy nie pojawił się ani cień zażenowania.

- Cholera, mam ci płacić za to, żebyś się ze mną przespał?!

- Krzycz głośniej, a na pewno zaraz wszyscy uznają, że obaj wymagamy leczenia specjalistycznego w Świętym Mungu...

- Materialista jesteś, wiesz? – mruknąłem i odetchnąłem głęboko uspakajając się na nowo – Niech ci świeci, ile chcesz?

- No, teraz rozumiem, czego ode mnie oczekujesz. – ciemnowłosy wyszczerzył się jak gdyby omawiali zakup jakiejś zabawki do dziecka. – Powiedzmy, że... 20 galeonów...

- CO?! Oszalałeś?!

- Chyba jak na jednorazową wpłatę wystarczy, nie? W końcu to ja pokażę ci, do czego służy to, co od urodzenia nosisz w spodniach, a czego użyć nie potrafisz. – byłbym zdesperowany, byłbym niesamowicie zdesperowany gdybym się na to wszystko zgodził. I tak też się stało.

- Dobra, niech będzie. Tracę na tym, ale nie ważne. Chodź! – syknąłem i łapiąc chłopaka za rękę pociągnąłem go w stronę Pokoju Życzeń, który kiedyś pokazał nam Lucjusz.

Nie chciało mi się wymyślać niewiadomo, jakich romantycznych bzdur. Wystarczyłoby mi łóżko i nic więcej, ale w końcu nie mogłem wyjść do końca na idiotę większego niż do tej pory.

Wciągnąłem Krukona do Pokoju, kiedy tylko na ścianie pojawiły się drzwi i ustąpiły pod naciskiem mojej dłoni. Musiałem przyznać, że nie było najgorzej. Mimo, że całe wnętrze ograniczało się do najzwyklejszego pokoju z małym stolikiem i kilkoma krzesłami wokół niego, dużego łóżka i miękkiego dywanu na podłodze Ryo wydawał się zadowolony.

- Przez chwilę myślałem, że będziesz miał zamiar kochać się ze mną na gołej ziemi. – wysyczał i kładąc się na pościeli ułożył dłonie pod głową. – Dobra, zabawa się w tym miejscu kończy. – oznajmił po chwili poważnie i wstając podszedł do mnie ciągnąc za sobą w stronę łóżka. – Na początek ja pokażę ci jak to się robi, a później ty zademonstrujesz, czego się nauczyłeś... – wyszeptał powoli i przymykając oczy pocałował mnie. Odwzajemniłem pierwszą pieszczotę i siadając na pościeli ustąpiłem pod naporem ciała ciemnowłosego kładąc się pomiędzy jego nogami, podczas gdy dłonie Ryo z początku pomagały mu utrzymać równowagę, by zaraz potem powoli zacząć zdejmować ze mnie szatę. W tym czasie moje palce wczesały się w dość długie pasma jego czarnych włosów i spłynęły na kark oraz szyję Krukona.

niedziela, 21 stycznia 2007

Nuda...

Notka pisana całkowicie z niczego i bez natchnienia, tak więc jest do bani ==

 

13 kwiecień

Teraz powinienem leżeć na łóżku w pokoju i wpatrywać się znudzony w sufit, jednak Black, który nie był w stanie wytrzymać nadmiernej ilości nie spożytkowanego czasu wolnego ogłosił Wielkie Śledztwo. Z barku jakiegokolwiek obiektu śledzenia postanowił doczepić się do profesor McGonagall, która według niego prowadzi całkiem ciekawe życie towarzyskie... Teraz przynajmniej wiem, co nuda potrafi zrobić z człowiekiem. Ze wszystkich nauczycieli, jacy nas uczyli, ona wydawała mi się najnudniejsza. Jednak, jako że ‘Syriusz zawsze wie najlepiej’ przystałem na jego absurdalny pomysł. I tak nie miałem zupełnie nic do robienia, a nauka, o dziwo, jakoś mi nie przychodziła łatwo, więc, po co miałem się męczyć z czymś, co i tak jakoś pamiętałem? Gdyby nie fakt, iż nie było możliwości pozbycia się Jamesa, a marzenia o pozostaniu z Blackiem sam na sam były TYLKO marzeniami, mógłbym przynajmniej spędzić te godziny o wiele przyjemniej.

- Syriuszu, a gdzie my w ogóle idziemy? – zapytał James po dość długiej chwili milczenia i przedzierania się przez zakurzone, nieuczęszczane korytarze.

- Już ci mówiłem, na przypuszczalne miejsce spotkania się McGonagall ze Sprout, które razem wyruszą na Wielką Akcję Podglądania Lucifera. – westchnąłem słysząc już któryś raz z rzędu tą samą odpowiedź, która naturalnie nie została nam do końca sprecyzowana, jak to zazwyczaj w przypadku Blacka bywało. Mimo wszystko zdziwiłbym się gdyby kruczowłosy nie miał racji. On zazwyczaj wiedział więcej niż inni o każdej dziwnej, podejrzanej lub mogącej się przydać rzeczy.

- Nareszcie! – odetchnąłem z ulgą wychodząc na znany mi już korytarz, na którym o wiele łatwiej było mi oddychać, ponieważ poprzedni zapach stęchlizny drażnił mój wyczulony węch oraz sprawiał, że oczy zaczynały mnie piec i łzawić dość obficie.

- Ja nadal uważam, że powinniśmy iść do kuchni i poprosić Skrzaty o ten tort czekoladowy z podwieczorku... – Pet rozmarzył się na wspomnienie wielkiej góry słodkości, których nie zdążył w porę pochłonąć jakieś pół godziny temu.

- Życie to nie tylko jedzenie! – Syriusz uniósł dumnie głowę i karcąco spojrzał, na Pettigrew, jednak zaraz potem rzucił mi łagodny uśmiech dodając – Chociaż niektóre rodzaje słodyczy są tak kuszące, że nawet ja nie mogę się im oprzeć. – momentalnie zrozumiałem jego aluzję i zaczerwieniłem się lekko zawstydzony słowami chłopaka. Ciężko było ukrywać przed innymi nasz związek, tym bardziej, że dawniej nawet w ich obecności mieliśmy możliwość obściskiwania się i mówienia sobie czułych słów. To bez wątpienia było bardziej ekonomiczne, w końcu, po co szukać ustronnego miejsca skoro o wiele wygodniejszym było korzystanie z każdej wolnej chwili.

- Przepraszam... – słysząc pewny siebie, dziewczęcy głos zatrzymałem się przed niewysoką Puchonką, która mierzyła mnie wzrokiem z błyskiem krytycyzmu w jasno brązowych oczach. Długie, kasztanowe włosy spięte w dwa kucyki sięgały pasa, a jej drobna sylwetka od razu rzucała się w oczy.

- O mnie chodzi? – zapytałem zdziwiony, kiedy wydawała się czekać na jakąś reakcję. Z tego, co zauważyłem chłopcy byli tak samo zaskoczeni jak ja. Wcześniej nie widziałem tej dziewczyny na oczy, a przynajmniej jej nie kojarzyłem, co bynajmniej mnie nie dziwiło.

- Nauczysz mnie jak należy się całować? – wycedziła bez ogródek nieznajoma nadal mierząc mnie spojrzeniem. Dałbym sobie głowę uciąć, że w tamtej chwili zostałem spetryfikowany i to w dodatku z szeroko otwartymi ustami. Nawet nie wiem, jakim cudem ustałem na nogach słysząc słowa długowłosej. Stojący z boku Syriusz zadławił się własną śliną, a James po chwili zaczął głośno rechotać.

- C... Co...? – wyjąkałem nadal się nie ruszając.

- Nauczysz mnie jak się całuje? – powtórzyła nadal pewna siebie i zrobiła krok do przodu stając bliżej mnie. Na szczęście wybawienie przyszło w samą porę.

- Hola, hola! Co ty sobie u licha wyobrażasz, co? Nachodzisz chłopaka na środku pustego korytarza i chcesz żeby ot tak się z tobą całował?! Idź sobie go kogoś innego, zabraniam ci zbliżać się do Remusa! – warknął Black stając zaraz przy mnie i wściekle patrząc na nieznajomą, która w ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Stanęła na palcach i przymykając oczy zbliżyła swoją twarz do mojej. Prawdopodobnie gdyby mój mózg nie zawiesił swojej działalności, a ciało potrafiło funkcjonować bez jego pomocy teraz byłbym daleko stąd. Tym czasem stałem jak głupi patrząc na dziewczynę. Nie wiem, co by się stało, gdyby Black nie podsunął między nas zdziwionego Petera, jako bariery nie do przejścia. Puchonka w porę otworzyła oczy i skrzywiła się, a gdyby wzrok mógł zabijać Black leżałby teraz całkowicie sztywny i bez ducha na zimnej posadzce.

- Coś ty się uwzięła na mojego Remusa?! – kontynuował Syri nie puszczając trzymanego za ramiona blondynka. – Już cię tu nie ma natrętna mucho! No spływaj, sio! Bo zacznę gryźć, a mam wściekliznę, więc radzę ci, nie pokazuj mi się więcej w pobliżu Remiego! – dziewczyna fuknęła tylko na kruczowłosego i poszła w swoją stronę, zaś chłopak odetchnął z wyraźną ulgą obejmując mnie ramieniem. – Żyjesz, Remusie? – szturchnął mnie kilka razy, co sprawiło, że poprzednie przerażenie zniknęło pozostawiając po sobie nieprzyjemne, zimne dreszcze.

- T... Tak, żyję... – wydukałem – P... Przepraszam...

- Wytłumaczcie mi kilka rzeczy z łaski swojej... – James, który na początku śmiał się głośno teraz wydawał się spoważnieć. – Po pierwsze, coś ty się tak, Syri, za Remusem wstawił, co? Po drugie, czy ty przypadkiem nie powiedziałeś „MOJEGO Remusa”? I trzecie, najważniejsze... Co to było za dziecko?! – J. sprawił, że otrzeźwiałem całkowicie zastanawiając się, jakiej udzielić odpowiedzi na pierwsze dwa zagadnienia.

- Czy ty naprawdę jesteś taki nie kumaty, Potter?! – oburzył się Black pragnąc chyba zyskać na czasie. Miałem nadzieję, że jakoś wybrnie z tego wszystkiego. – Przecież to jest tak oczywiste... Chronię Remiego przed tymi krwiożerczymi chimerami, które myślą tylko i wyłącznie o jednym! – w tamtej chwili naprawdę chciałem wiedzieć, co chłopak ma na myśli mówiąc o ‘wyłącznie jednym” – Poza tym myślisz, że pozwolę na to żeby którykolwiek z was całował się z jakąś dziewczyna przede mną? Niedoczekanie wasze! – niechby tylko spróbował się do jakiejś zbliżyć, a rozszarpałbym ją na strzępy – No... To powiedzmy, że tylko ostatnie pytanie zostało – zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie.

- C... Co? Nie znam jej, pierwszy raz widzę, słyszę i w ogóle. – wytłumaczyłem szybko krzywiąc się na samo wspomnienie tamtej Puchonki. - Może i była ładna, ale bez wątpienie nie w moim typie. – uspokoiłem kruczowłosego. – Wystarczy popatrzeć na Blacka, ona nie przypominała go ani trochę, a ja przecież się w nim bujałem do niedawna, prawda? – głupie stwierdzenie, ale idealnie pasujące do sposobu analizy faktów Pottera.

- A gdzie ty znajdziesz taką wyrośniętą dziewczynę! – wrzasnął James i razem z Peterem zaczęli śmiać się na nowo.

- Odezwał się! – warknął wściekle Syriusz – Przypominam ci, że jeszcze niedawno niemal oszalałeś na moim punkcie! – kruczowłosy wyszczerzył się wrednie zmywając z ust okularnika resztki wesołości. – A teraz ja i Remus idziemy w prawo, a ty i Pet w lewo i spotykamy się przy drzwiach do Wielkiej Sali. Szukamy McGonagall, bo teraz to już na pewno gdzieś się zmyła. – chłopak powrócił do swojego planu rzucając mi krótkie spojrzenie.

- Chwila! – James najwidoczniej chciał się sprzeciwić, jednak Syriusz wyprzedził jego pytanie.

- Ponieważ twoja inteligencja i wdzięk Petera są wystarczające żebyście mogli we dwóch zając się jedną połową piętra. – roześmiałem się cicho słysząc typową odpowiedź na miarę pomysłowego Blacka, która sam nie wiem, jakim cudem upewniła Jamesa w przekonaniu, że jest niezwyciężony i to on dowodzi grupą. - Odmaszerować! – Syri złapał mnie za rękę i szybko odciągnął od kolegów. Bez wątpienia tylko on potrafił znaleźć pretekst do rozdzielenia się i nie wzbudzania podejrzeń, co wyłącznie w przypadku okularnika i blondynka było możliwe. Dzięki temu nudny i nieprzyjemny jak dotąd dzień mógł spokojnie zakończyć się w jak najlepszym stylu.

 

  

piątek, 19 stycznia 2007

Kąpiel

Niby to piszę o Remusie i Syriuszu, a po nocach mi się śni, że przy jednym stole siedzę z Draco, Lucjuszem i Severusem śmiejąc się w najlepsze i, że mam ciągoty do Seva ==... No cóż... Najważniejsze, że mi się tematycznie śniło XD

 

3 kwiecień

Nie spodziewałem się, że Syriusz z łatwością spławi takiego natręta jak James, a wraz z nim Petera. Mimo wszystko niedocenianie Blacka mogło zawsze kończyć się inaczej niż ktoś by sobie tego życzył. Z jednej strony sam nie wiem, czy Syri nie powinien nosić miana najlepszego kłamcy w Hogwarcie, które chcąc nie chcąc przypisano mnie. Wmówienie Potterowi, że Filch ma w swoim kantorku całą torbę Wystrzałowych Czekoladowych Różdżek, tylko na pozór wydawało się proste. Okularnik już dawno zauważył, że każdy chcąc się go pozbyć stosował metodę ‘kija i marchewki’ ze szczególnym uwzględnieniem tego pierwszego pod każdą postacią. W tym przypadku zaowocowało to dłuższą chwilą spokoju i możliwością wzięcia kąpieli w towarzystwie Syriusza.

Nie mając pojęcia, co chłopak kombinuje w łazience po raz kolejny zataczałem kółko przed drzwiami do zamkniętego pomieszczenia, które odziedziczyło w tej chwili dumny przydomek Tajemnego Miłosnego Królestwa Syriusza. Nie wiem, czy kruczowłosy kiedykolwiek zastanawiał się nad sensem, lub bezsensem tych wszystkich nazw, ale ja bałem się na sam dźwięk tych określeń. Po Syrim mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego, a jego ciągłe uspakajanie mnie i prośby o cierpliwość sprawiały, że serce stawało mi w gardle. Proponując mu rekompensatę za poprzednie zachowanie nie liczyłem na nic większego, jednak najwidoczniej Black wczuł się w sytuację aż nadto.

- Syri, litości! Długo jeszcze?! – krzyknąłem stojąc przy drzwiach i nasłuchując.

- Już skończyłem. – zamek skrzypnął cicho, a klamka ustąpił pod naporem dłoni Syriusza. Poczułem przyjemny zapach lawendy, który rozniósł się po pokoju wraz z wilgotnym powietrzem wydostającym się z łazienki. Syriusz złapał mnie za rękę i wciągnął do środka zamykając przy tym drzwi zaklęciem. Rozejrzałem się zszokowany po pomieszczeniu. Kabina prysznicowa po lewej stronie była całkowicie spowita parą wodną podobnie jak umywalka po przeciwnej stronie oraz wszystkie ściany. Duża, ozdobna wanna rozpościerająca się naprzeciwko mnie wydawała się większa niż zazwyczaj zapewne z powodu olbrzymiej wypełniającej ją warstwy lekko różowej piany oraz płatków czerwonych róż, które ścieliły nie tylko powierzchnię wody, ale i całą podłogę. Gęsta para spowijała wnętrze łazienki tworząc niezapomniany obraz romantycznej atmosfery.

- Oszalałeś, Syriuszu... – wyjąkałem zamykając usta, które otworzyły się z wrażenia chwilę wcześniej.

- Wszystko, co najlepsze dla mojego księcia z bajki. – wyszczerzył się chłopak i otarł twarz, na której zalśniły drobne kropelki potu. – W przyszłości dorzucę jeszcze kilka szczegółów, ale jak na pierwszy raz myślę, że wystarczy.

- Nie wiem, co powiedzieć...

- Czy ci się podoba – odparł i objął mnie od tyłu tak, iż czułem jak zaczyna mi się robić coraz bardziej gorąco.

- To jest fantastyczne! – rzuciłem entuzjastycznie i obróciłem się twarzą do tulącego mnie chłopaka. – Jesteś walnięty, ale słodki – pocałowałem lekko wykrzywione w uśmiechu dumy usta i odsuwając się od kruczowłosego. Popatrzyłem wymownie na Syriego, który z westchnieniem niezadowolenia odwrócił się i zakrył dłońmi oczy. Mogłem być pewny, że po kryjomu i tak będzie patrzył jak się rozbieram, jednak wolałem łudzić się, iż nic nie widzi.

Kiedy tylko pozbyłem się ubrań szybko wszedłem do wanny zanurzając w ciepłej, pachnącej wodzie, pełnej piany, która kryła mnie niemal po ramiona. Teraz to ja odwróciłem się i zakryłem oczy, kiedy Black uśmiechnięty zaczął zdejmować z siebie odzież. Czułem jak policzki zaczynają mi płonąć, a do szarych komórek powoli docierało, co właściwie się dzieje.

- Możesz patrzeć. – odezwał się Black, a w jego głosie słyszałem nutę nadziei.

- Nie dziękuję, może innym razem. – rzuciłem szybko i starałem się uspokoić. Poczułem jak poziom wody podnosi się, a po chwili spojrzałem na rozanielonego Syriusza, który z błyskiem w oczach zbliżył się do mnie. Bez wątpienia sam fakt przebywania ze mną w jednej wannie nie mógł mu wystarczyć, a ja musiałem jakoś przezwyciężyć zażenowanie i wstyd. Zsunąłem się pod wodę i uspokoiłem minimalnie. Wynurzając się otarłem twarz i zgarnąłem włosy do tyłu, dzięki czemu mogłem spokojnie dostrzec zafascynowane spojrzenie Blacka. Podobało mi się to, jak przygryzał dolną wargę i wzdychał, co jakiś czas. Nie mogąc się powstrzymać uklęknąłem i zbliżyłem do niego tak, iż spokojnie mogłem sięgnąć jego ust.

- I co, tak będziesz tylko na mnie patrzył? – odezwałem się z lekką ironią unosząc sugestywnie brwi.

- Niedoczekanie twoje. – wymruczał chłopak i wplatając palce w moje włosy przyciągnął moją twarz do swojej i złączył nas w pierwszym do dłuższego czasu namiętnym pocałunku. Od razu dało się wyczuć różnicę pomiędzy poprzednimi, a teraźniejszymi pieszczotami jego warg. W tej chwili były bardziej desperackie i zachłanne, jak gdyby kruczowłosy bał się, że to tylko wspomnienie z przeszłości, które rozpłynie się jak wonny zapach na wietrze. Niespokojne wargi przeniosły się na moją szyję i klatkę piersiową, a dłonie Syriusza skrzętnie zmniejszały ilość piany, która uniemożliwiała mu dostanie się do niższych partii mojego ciała.

- S... Syriuszu... Przecież nie ucieknę... – wyjęczałem wyczuwając irracjonalną obawę kruczowłosego.

- A co jeśli jednak uciekniesz? – zapytał lekko drżącym głosem i spojrzał mi w oczy. – Nie chcę żebyś znowu odszedł.

- Więcej już nic takiego nie zrobię, słowo. A teraz oprzyj się i pozwól, że to ja zajmę się wszystkim...

- Remusie, obiecujesz, że nigdy nie uznasz naszego związku za wybryk z dzieciństwa? – westchnąłem i popchnąłem chłopaka tak by siedział spokojnie przy jednej z krawędzi wanny.

- Obiecuję, tylko nie przypominaj mi o tym, jaki głupi byłem. Teraz muszę ci to wynagrodzić, prawda? Więc wyluzuj się i zaufaj mi. – sam nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale chciałem jak najszybciej zapomnieć o moich wątpliwościach, które przecież już teraz nie miały większego znaczenia. Odrzuciłem wszystkie te bezwartościowe myśli, które mogły jedynie popsuć mi wieczór i musnąłem delikatnie wargi Blacka, a zaraz potem całowałem i z satysfakcją przygryzałem skórę na jego piersi. Palce chłopaka spokojnie błądziły po moich żebrach, a moje dłonie towarzyszyły ustom w cichej wędrówce po lekko opalonej powłoce ciała.

Mimo wszystko radość zmysłowych pieszczot nie trwała długo, bo po kilku minutach dało się słyszeć uporczywe walenie do drzwi i wydzierającego się Pottera, który najwyraźniej nie potrafił zachowywać się ciszej.

- Jest tam, Syriusz?! Musi mi jeszcze raz wytłumaczyć gdzie Filch trzyma te Różdżki! – Syri wściekły miotał ciche przekleństwa pod adresem Jamesa, a ja pokręciłem głową śmiejąc się z całej tej sytuacji.

- Czyś ty oszalał, J.? Ja się kąpię, a ty mi tu wyskakujesz z Blackiem? – odpowiedziałem na dobijanie się i krzyki okularnika. – Tak, jak najbardziej siedzi ze mną w wannie, wiesz? I właśnie obiecuje, że cię zabije, bo zawsze przychodzisz nie w porę! – było bardzo małe prawdopodobieństwo, że Potter uwierzy w prawdziwą wersję, która teraz opowiadałem.

- To gdzie on jest?! – męczył nadal ciemnowłosy przestając przynajmniej forsować wejście.

- Poszedłem za tobą, młotku... – warknął cicho Syriusz z trudem powstrzymując się by nie wyskoczyć z łazienki i nie rzucić się na chłopaka.

- O ile wiem to miał iść za tobą i pomóc szukać tych całych Różdżek! – odpowiedziałem na przed chwilą zadane pytanie i zachichotałem.

- Pet, szukamy dalej! Jeśli Black znajdzie je przed nami to nawet się nie przyzna! – oświadczył w końcu okularnik i w asyście blondynka wybiegł z pokoju. Roześmiałem się tym razem głośniej i wepchnąłem Syriusza pod wodę starając się uciszyć go na jakiś czas. Kiedy się wynurzył jego twarz przybrała już całkiem inny wyraz. Teraz i on śmiał się ze wszystkiego i objął mnie mocno.

- Następnym razem napiszę mu instrukcję na kartce i narysuje mapę – powiedział mrucząc i pocierając nosem o moją szyję. – Ma tupet, przerywać mi w takiej chwili... – Jego usta znowu zaczynały drażnić moją skórę, a po chwili zęby kruczowłosego wbiły się nieznacznie w płatek mojego ucha.

- Syri, woda jest już chłodna... Dokończymy to innym razem... – wyszeptałem i z trudem odsunąłem od siebie Blacka.

 

  

środa, 17 stycznia 2007

Wynagrodzenie?

2 kwiecień

No i kolejna z rzędu przemiana. Tym razem czułem się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Głowę mi niemal rozrywało i w dodatku ból był tak okropny, że zaczynało mnie mdlić. Cisza była nie do zniesienia i tylko potęgowała moje dolegliwości, a chłopcy już sami nie mieli siły się wydzierać jak to zwykle czynili. Najchętniej zwinąłbym się w kłębek na łóżku i zasnął jednak założę się, że po przebudzeniu zwróciłbym wszystkie posiłki dzisiejszego dnia.

Zamknąłem na chwilę oczy błagając Niebiosa o chwilę odpoczynku od tych, co miesięcznych tortur. Jeśli kobiety czuły się tak jak ja za każdym razem, kiedy przychodziły ‘te’ dni, to współczuję im bardziej niż mężczyzną, którzy muszą z nimi wytrzymywać.

- Odetnijcie mi łeb i zakopcie ją baaaardzo głęboko, błagam! – jęknąłem i popatrzyłem na kolegów siedzących przy mnie jak przy umierającym.

- Remi, ale co by się stało gdybyś stracił ten słodki łebek, co? Pomyśl o naszych sprawdzianach, wypracowaniach, referatach... Bez ciebie wszystko zostanie tylko na naszych głowach. – Syriusz pogładził mnie po policzku i uśmiechnął się lekko. Od czasu, kiedy znowu jesteśmy razem starał się ukrywać nasz związek. Prawdopodobnie w końcu zrozumiał, że nie wszyscy odbierają nas tak jak przyjaciele, którzy na dobrą sprawę dzielą nasze upodobania. Za wyjątkiem Petera, który teraz zastanawiał się czy Narcyza czuje się podobnie podczas comiesięcznych napadów wściekłości, które jak obliczył wypadają, co około 28 dni. Przynajmniej on jeden korzystał jakoś z moich dolegliwości.

- Jesteś pewny, że nie musisz iść do Skrzydła Szpitalnego? – po raz kolejny tego dnia zapytał James chodząc w kółko po pokoju i obmyślając plan pomocy.

- Nie. Przecież nie umieram. Poza tym przejdzie mi zaraz... Się znaczy jutro. – usiłowałem się odnieść, ale kiedy tylko poczułem, że zwymiotuję opadłem z powrotem na pościel.

- Ja nie byłbym tego taki pewny. Biorąc pod uwagę, że objawy masz ciążowe...

- Co?! Czyś ty na łepetynę upadł? Jakie mam objawy?! – tym razem J. przesadził na całej linii.

- No, takie jakbyś był w ciąży. Źle się czujesz, masz mdłości, wyczulone zmysły, a w szczególności węch... Tylko, że jako chłopak nie możesz ot tak dziecka urodzić, a Syriusz zaklina się, że nie dobrał się do ciebie, kiedy z tobą był... Nikt inny by cię nie tknął, bo i po co... Wszystko wskazuje na to, że będziesz umierał długą, powolną i comiesięczną śmiercią.

- Tyś się czegoś halucynogennego nażarł? – Sheva nie wytrzymał i podniósł się z miejsca. Pokręcił głową i złapał chłopaka za ramiona. – Usiądź sobie na tyłku, bo zaraz mnie łeb rozboli od twojego krążenia. I choćbyś dał się poćwiartować to Remus dziecka nie urodzi i w ciążę nie zajdzie. Co za głupek, no!

- Wypraszam sobie! – okularnik oburzony wyrwał się z uścisku i nadal chodził tam i z powrotem. – To, że ty nie jesteś w ciąży nie znaczy, że nasz Remi nie może. – tym razem załamałem się całkowicie. – Myślisz, że jak cię ten Francuz przeleciał kilka razy z rzędu to już możesz rodzinę zakładać?

- Lecz się, Potter! – Andrew wydawał się panować nad sobą ostatkiem sił. – Znajdź sobie jakiegoś naiwniaka, który będzie z tobą chodził, a nie wyżywaj się na mnie. Poza tym, nie przeleciał, ale kiedy już to zrobi to jako pierwszy dowiesz się jak wspaniale mi było! A teraz z łaski swojej daj sobie spokój, bo Remusa mamy obłożnie chorego.

- Chłopaki zostawmy Remusa samego na pewien czas. – Syriusz odetchnął głęboko i przeczesał dłonią rozczochrane, czarne pasma włosów. – No już, idziemy. – wypchnął z pokoju kolegów i mrugnął do mnie wymownie, co oznaczało, że kiedy tylko pozbędzie się natrętów od razu wróci. Nie przeszkadzało mi towarzystwo kłócących się przyjaciół, jednak James stał się strasznie drażliwy na punkcie Shevy. Przesada, z jaką traktował wszystko wokół była aż nadto wyczuwalna i dołująca. Dzisiaj mogłem znieść wszystko byleby nie musieć ruszać się z miejsca, chociaż może to zrobiłoby mi lepiej niż bezczynność?

Podniosłem się z trudem i podszedłem do okna. Pogoda była ładna, chociaż wiał chłodny wiatr, który neutralizował nieprzyjemne, nadmierne gorąco. Uchylając okiennicę usiadłem na szerokim parapecie wewnątrz pokoju i oparłem się plecami o ścianę. Kiedyś będę musiał wytłumaczyć, co się ze mną dzieje, lub przynajmniej zmierzyć się z zarzutami przyjaciół, którzy domyślą się wszystkiego. Musiałem wytrzymać jeszcze tylko dwa miesiące i spokojnie wrócić do domu bez obawy, że coś pójdzie nie tak i wyda się moja tajemnica. Rozwiązań było wiele, jednak największy problem stanowił dla mnie ten potwory ból, tak ciężki do wytrzymania.

Usłyszałem, że drzwi do pokoju otwierają się. Syri z uśmiechem wszedł do środka i podchodząc do mnie delikatnie dotknął mojego policzka.

- Mogę usiąść obok ciebie? – zapytał, a kiedy odsunąłem się od ściany on zajął moje miejsce kładąc nogi na parapecie w lekkim rozkroku. Wyglądał zabawnie z tą nadzieją w oczach, kiedy wyciągnął dłoń i czekał aż usiądę między jego udami. Syriusz był w tej chwili tym, co pomagało mi się uspokoić. Sam nie wierzyłem w to, że jeszcze niedawno wątpiłem w moje uczucia do niego, a teraz znowu nie potrafiłem żyć bez jego obecności. Bez wesołego głosu, delikatnego dotyku i błysku w szarych tęczówkach jego oczu. Wtulając się w niego zapomniałem o całym świecie, a ból zniknął natychmiast, kiedy przymknąłem powieki i skupiłem się na cichym, spokojnym biciu jego serca oraz silnych ramionach, które obejmowały mnie dając tym samym bezcenny azyl wolny od świata zewnętrznego.

- Dlaczego już o nic nie pytasz? – zapytałem mocniej wtulając się w pierś chłopaka.

- Nie muszę już o nic pytać, w końcu kiedyś powiesz mi o wszystkim, prawda? Poza tym i tak dość się dzisiaj wymęczyłeś. Zajmijmy się czymś mniej uciążliwym, na przykład obmyślmy plan jak uczcić nasz powrót do siebie. Co powiesz na wielki tort czekoladowy? Poproszę Skrzaty o przygotowanie go specjalnie do nas, a chłopakom powie się, że to z okazji mojego zaliczenia Transmutacji.

- Ty zawsze myślisz tylko o jedzeniu? – zaśmiałem się i popatrzyłem Syriuszowi w oczy.

- No wiesz... Na pierwszym miejscu myślę o tobie, a dopiero później o słodyczach. Poza tym najlepiej jest, kiedy mogę połączyć jedno i drugie. – Black ujął w dłonie moją twarz i musnął ustami czoło – Zdrowiej mi szybko, Remi, bo jestem niedopieszczony. Poza tym tobie też się przyda trochę czułości.

- Głupek – roześmiałem się i na powrót przytuliłem do chłopaka – Pamiętasz, kiedy cię uderzyłem?

- Oj, to ciężko byłoby zapomnieć. Przez dwa dni musiałem jeść zupki, bo tak mnie zęby bolały. – Syri zmarszczył czoło na wspomnienie naszej ostatniej kłótni.

- Co powiesz na to, żebym ci to wynagrodził? – zastanawiałem się jak Gryfon zareaguje na moją propozycję.

- Jeśli miąłbyś zamiar przyłożyć mi z drugiej strony to podziękuję, ale jeśli to ma być coś miłego to się zgadzam. – Syriusz przytulił mnie mocniej i westchnął cicho.

- Pozwolę ci się ze mną kąpać. – poczułem jak kruczowłosy drgnął i zamruczał z aprobatą. Mogłem być pewny, że nie spodziewał się czegoś takiego, jednak ja nic nie traciłem, a po moich ostatnich wyskokach byłem mu wiele winien. Poza tym musiałem jakoś odpłacić się mu za to, że postarał się zmienić tylko i wyłącznie dla mnie, a teraz troszczył się o to bym jak najłagodniej przechodził nieprzyjemny czas przemiany.

- Taka propozycja z ust samego Remusa Lupina? Jak mógłbym nie przyjąć zaproszenia do wanny? – Black zaśmiał się głośno. – Co powiesz na dzień jutrzejszy? Miła, ciepła kąpiel przed sprawdzianem z Zaklęć. Pottera i Pettigrew wyśle się na małe przeszukanie szkoły, Shevę wystarczy poprosić o chwilę sam na sam i możemy pławić się w luksusach nie myśląc o niczym jak tylko o sobie.

- Czy ty przypadkiem nie posuwasz się zbyt daleko w tych planach? Nie tak łatwo jest się pozbyć Jamesa. Chyba, że powiesz mu, że woźny ma u siebie słodycze zabrane jakimś innym uczniom...

- Właśnie o to mi chodziło. Remi, jesteś genialny! – pokręciłem głową i uspokoiłem się już całkowicie zamknięty w słodkim uścisku ramion chłopaka.

 

  

niedziela, 14 stycznia 2007

-

Wybaczcie, ale dziś notki nie będzie. Czuję się potwornie (i bynajmniej nie jest to skutek mojej wczorajszej imprezy u znajomych XD). Gdyby nie fakt, że głowa i brzuch bolą mnie do tego stopnia, iż cudem nie zwracam tego co dziś zjadłam na pewno pojawiłaby sie kolejna część ff. Jeszcze raz błagam o wybaczenie i dziękuję za wyrozumiałość, jeśli takową okażecie.

 

  

piątek, 12 stycznia 2007

Napis

Jako, że pytaliście o to skąd wzięłam ten skan z mangi, to udzielam odpowiedzi XD Znalazłam go na necie (doujinshi z HP) i zmieniłam tekst w 'dymkach' XD

 

28 marzec

Z upływem czasu wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane. Syriusz wydawał się odżyć i rzeczywiście już teraz przykładał się do nauki. Zaliczył sprawdzian z Transmutacji i o dziwo Historii Magii nawet lepiej ode mnie, a teraz siedział w pokoju i uczył się na Zielarstwo. Założę się, że dawniej cieszyłbym się z tej zmiany, jaka się dokonała, jednak w tej chwili nie byłem w stanie o tym myśleć. Wydawało mi się, że wszystko robię wbrew samemu sobie, każdy uśmiech, gest był czymś całkowicie sztucznym. Kłamstwo bolało mnie tym bardzie, że Black angażował się w nasz związek, który jak dla mnie nie miał większych szans na przetrwanie. Tylko jak miałem powiedzieć o tym chłopakowi żeby go nie zranić?

Zamyślony bez celu przemierzałem szkolne korytarze. Oficjalnie siedziałem teraz w bibliotece nad jakąś bardzo nudną i opasłą książką, a w rzeczywistości włóczyłem się w pobliżu gabinetu nauczyciela Latania, jak jakiś szczeniak zapatrzony w witrynę sklepową i błagający matkę o coś niemożliwego do zdobycia. Podniosłem głowę patrząc na sufit i westchnąłem głośno kręcąc głową. Byłem tak niesamowicie głupi! Sam nie wiem, czego oczekiwałem od życia i na co w ogóle czekałem. Moja beznadziejna sytuacja, niemal błagała o natychmiastową śmierć i wybawienie za pomocą zdrowego rozsądku, a tym czasem wszystko nadal beznamiętnie kręciło się wokół cichej nadziei, że w końcu zacznie mi się układać.

Zatrzymałem się natychmiast, kiedy poprzez mur myśli do mojego mózgu dotarły fale czyjejś rozmowy. Wyjrzałem zza rogu korytarza, na którym stałem. O drzwi do gabinetu Camusa opierał się Fillip, a tuż przed nim stał uśmiechnięty profesor. Coś drgnęło w moim wnętrzu, kiedy nauczyciel przysunął się do chłopaka.

- Aniele, przecież wiesz, że zawsze będę należał tylko do ciebie. – zacisnąłem dłonie w pięści słysząc słowa mężczyzny. – Jutro masz egzamin, prawda?

- Czy ty zawsze musisz mi przypominać o takich rzeczach? – westchnął Ślizgon i zmarszczył brwi. – Nie jestem już dzieckiem!

- No, tak. JUŻ nie jesteś. – roześmiał się nauczyciel dając chłopcu do zrozumienia, o czym myśli, co najwidoczniej poskutkowało, ponieważ na policzkach Fillipa pojawił się rumieniec.

- Bête!* - skwitował i skrzyżował ręce na piersi.

- Jesteś słodki... – Camus pogładził delikatnie zaczerwienioną twarz i pocałował Ballacka na pożegnanie. Byłem wściekły i trochę roztrzęsiony. Ze wszystkich momentów musiałem trafić akurat na ten, kiedy to nauczyciel jest tak niesamowicie słodki, a w dodatku potwierdza swoje uczucia czułymi słowami. Chyba właśnie to mi się w nim tak bardzo podobało. Delikatność i ogrom miłości, jaką potrafił darzyć. Idealny związek opierający się na szczerości, oddaniu i poświęceniu.

Szybkim krokiem zbliżyłem się do mężczyzny, który z żalem patrzył na oddalającego się ukochanego. Skoro i tak byłem pełen wątpliwości nie traciłem wiele, a przynajmniej mogłem dowiedzieć się więcej na pewne tematy.

- Panie profesorze... – zacząłem, a Camus odwrócił się do mnie ze słodkim uśmiechem na twarzy.

- O, witaj Remusie. O co chodzi? – w jego głosie brzmiała jeszcze ciężka do ukrycia nutka dziecięcej radości.

- Chciałbym z panem porozmawiać. Tak dokładniej to... mam jedno pytanie. – westchnąłem i uciekłem przed jego ciepłym wzrokiem.

- Wejdziesz do środka? – zaproponował wskazując na drzwi, jednak pokręciłem tylko głową. Wolałem nie spoufalać się z nim, a poza tym i tak nie mogłem na nic liczyć. – Więc, o co chodzi?

- Czy... Czy pan kiedykolwiek wątpił w swoje uczucia do Fillipa? – wypaliłem i widziałem jak mężczyzna drgnął zdziwiony. Roześmiał się cicho i oparł plecami o ścianę odchylając lekko głowę.

- Czy kiedykolwiek wątpiłem? Nie, nigdy. Mimo, że Fillip jest ode mnie młodszy o 12 lat, że jest chłopcem i w dodatku moim uczniem, nigdy nie wątpiłem w to, że kocham go całym sercem i nigdy wątpić w to nie będę. Cały mój świat kręci się wokół niego i nie pozwolę na to by cokolwiek zmieniło taki stan rzeczy. Nie wiem, co stanie się za rok, lub kilka lat. Może uzna, że byłem dla niego tylko przelotną miłostka, czy też chwilową zachcianką, nie obchodzi mnie to. On dla mnie nigdy się nie zmienia i zawsze jest taki sam jak wtedy, kiedy spotkałem go po raz pierwszy. Już wtedy poruszył w moim wnętrzu niewidoczną i całkowicie niewyczuwalną strunę, która zmieniła całe moje życie. Kiedy na niego patrzę, kiedy widzę te cudowne, roześmiane, a czasami tak niepewne oczęta, które wydają się zamykać mnie w swoim sanktuarium jestem pewny także jego uczuć do mnie i to jest najpiękniejsze. Mimo wszystko nie liczę się ja, ale on. Moim największym pragnieniem jest jego szczęście. Wątpliwości są czymś naturalnym. – szare tęczówki skupiły się na mnie jak gdyby czytając w moich myślach i duszy. – Jeśli w coś wątpisz nie znaczy to, że coś jest nie tak jak powinno. Zmieniasz się. Po prostu zmienia się pewna część ciebie i musisz w tym wszystkim odnaleźć dawne ideały, lub pozwolić na całkowitą zmianę siebie samego. Nie przejmuj się tym, że wszystko zaczyna się sypać. Zamknij oczy. – nakazał i uklęknął przede mną. – Wyobraź sobie, że nic nie istnieje, otacza cię ciemność i pustka. Zagłębiasz się w nią coraz bardziej, a ona posłusznie absorbuje całe twoje istnienie. A teraz powiedz mi czy widzisz pośród mroku czyjąś twarz.

- T... Tak. – jęknąłem i szybko otworzyłem oczy. Jasna cera, roześmiane, szare oczy i bezkreśnie czarne włosy, które sam przecież ścinałem razem z kolegami... Syriusz...

- To właśnie jest gwiazda, która pomoże ci powrócić do rzeczywistości, takiej, za jaką tęsknisz. – mężczyzna zmierzwił mi włosy i wstał. Dotyk jego dłoni był bardzo przyjemny, jednak nie sprawiał mi zmysłowej rozkoszy, jakiej się kiedyś spodziewałem. – Remusie... – nauczyciel wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę i nakreślił nią jakieś znaki, które ułożyły się w złoty, lśniący napis.

   

– ‘...gotowy, by złożyć w ofierze własne życie dla tego idealnego marzenia... tonąc w swoim śnie nawet, jeżeli tylko tonę...’ – Camus przetłumaczył widniejące w powietrzu słowa. Uśmiechnąłem się szeroko i szybko odbiegłem od niego w stronę, z której kilka chwil wcześniej przyszedłem.

- Dziękuję! – krzyknąłem w ostatniej chwili i kątem oka uchwyciłem roześmiane oblicze profesora. Nie myślałem, że w taki sposób otworzę oczy i dostrzegę to, co wydawało mi się czymś absurdalnym. Pomyśleć, że jeszcze kilkanaście minut temu chciałem rozstać się z Syriuszem i stracić najważniejszą dla mnie osobę. Mimo to teraz wszystko wydawało mi się oczywiste. Odnalazłem w sobie wspomnienia pierwszego dnia szkoły, wszystkie uczucia, które gdzieś głęboko wniknęły we mnie i nie chciały powrócić.

Wbiegłem do dormitorium i lekko zasapany stanąłem w drzwiach sypialni. James i Syri rzucali się poduszkami i śmiali tak głośno, że nawet nie usłyszeli mojego wejścia.

Popatrzyłem na kruczowłosego i dziką radość, jaka malowała się na jego zaczerwienionej od szaleństwa twarzy. To właśnie dzięki niemu poznałem, czym jest miłość, przyjaźń i słodki smak pieszczot między kochankami. To on chronił mnie i sprawiał, że czułem się bezpiecznie. Dzięki niemu śmiałem się i wygłupiałem wraz z resztą chłopaków. Słodkie, duże dziecko... Jak ja mogłem oczekiwać, że on się kiedykolwiek zmieni? Przecież takiego go pokochałem i takim chciałem żeby został. Byłem głupszy niż mi się wydawało. Schyliłem się unikając poduszki lecącej wprost we mnie i podniosłem ją z podłogi. Wycelowałem nią w Jamesa i oddałem chłopakowi celnym strzałem za nieumyślną próbę nokautu. Uwaga kolegów od razu została zwrócona na mnie. Syri spoważniał i niepewnie uśmiechnął się na mój widok. Jaki ja byłem durny, skoro doprowadziłem go do takiego stanu!

- Wy się nigdy nie zmienicie. – westchnąłem i posłałem Syriuszowi szczery uśmiech, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu. Widziałem jak i on odwzajemnił się tym samym i odgarnął wpadające mu do oczy włosy. Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w zmęczonych i lekko spoconych chłopaków.

- Hmm... Pan Poważny się odezwał. – bąknął James i poprawił przekrzywione okulary.

- Aktualnie to zauważ, że tak właśnie jest. – wytknąłem chłopakowi język.

- J. on ma rację, więc wydaje mi się, że jego część słodyczy możemy zjeść... – kruczowłosy schylił się i spomiędzy łóżek, swojego i Pottera, wyciągnął jakiś pakunek.

- Ch... Chwila? To moje! – rzuciłem i podrywając się usiłowałem zabrać rozbawionemu chłopakowi łakocie.

- I on miał być poważny, tak? – James zwijał się ze śmiechu.

- To nie sprawiedliwe! To jest moje! – warknąłem i usiadłem na plecach Syriusza, który podał siatkę okularnikowi.

- Tak dokładniej mówiąc to moje, Remi. – dopiero teraz zwróciłem uwagę na Petera, który leżał na brzuchu na łóżku i zawzięcie coś pisał.

- A co ty tam dziubdziasz? – zainteresowałem się i wstając z jęczącego Blacka podszedłem do blondynka.

- Chyba nie list do mamy z zażaleniem, że twoje racje żywnościowe zostały podzielone na cztery części? Nie naskarżysz na kolegów? – Potter objął ramionami worek słodyczy jakby miał mu je ktoś siłą odebrać.

- Bez przesady, James. Przecież i tak wiem, że to by nic nie dało. To jest list miłosny! – nie wiedziałem, co powiedzieć. Pet i listy miłosne, to było dość dziwne, ale zakrawało na dobrą zabawę.

- Wracając do tematu... Co powiecie na to, żeby każde z was płaciło mi dziesięcinę z słodyczy, jakie mu przypadają? – Syriusz zaczął liczyć cos na palcach.

- A ten tylko o jednym... – roześmiałem się i usiadłem obok Petera sprawdzając to, co napisał.

środa, 10 stycznia 2007

Kłamstwo?

23 marzec

Leżałem z zamkniętymi oczyma i nie miałem zamiaru wstawać. Rzeczywistość wydawała mi się zbyt skomplikowana, a przynajmniej to, co działo się we mnie takie właśnie było. To, co zbudowałem przez pół roku teraz rozsypywało się jak wieżyczka z kart naruszona podmuchem chłodnego, zimowego wiatru. Mogłem jedynie pozwolić na to by żywioł zdmuchnął sprzed moich oczu to, co z takim wysiłkiem przywołałem do życia. Nie cierpiałem takich sytuacji. Czułem okropną pustkę wypływającą ze świadomości, że coś się nieubłaganie kończy. Kto to w ogóle wymyślił? Przecież mogłoby nie być czegoś takiego jak ‘koniec’ wszystko mogłoby po prostu trwać i trwać bez końca... To oszczędziłoby bólu tylu osobom...

Podnosząc ręce zasłoniłem twarz i odetchnąłem głęboko. W pokoju panowała zupełna cisza. Byłem sam? Nie... Zdecydowanie nie. Słyszałem cichy, spokojny oddech dochodzący z prawej strony, od łóżka Syriusza.

Zerwałem się szybko i wystraszony spojrzałem w szare oczy, które z uwagą śledziły każdy mój ruch. Zamyślony wyraz twarzy niepokoił mnie bardziej niż bezczynność chłopaka. Po raz kolejny byłem z nim sam na sam w pustym pokoju. Jednak ten dziwny smutek, jaki spowijał wnętrze sypialni i nasze ciała wydawał się mnie przytłaczać i niemal żądać bym uciekł jak najdalej od tego wszystkiego.

- Remi... – zaczął powoli kruczowłosy spuszczając wzrok – Chciałbym z tobą porozmawiać... Wiem, do czego doszło wczoraj między tobą, a Andrew. – przerażony patrzyłem na Syriusza, który ciągnął dalej. – Nie winię za to żadnego z was i o dziwo nie jestem zazdrosny – pozwolił by na jego usta wpełzł przelotny uśmiech. – Rozmawiałem z Shevą w nocy, kiedy już spałeś i... Chciałem cię przeprosić za wszystko. Miałeś rację, zbyt wiele czasu poświęcałem Jamesowi i mi to trochę na psychikę wpłynęło. – szare tęczówki po raz kolejny spoczęły na mnie – On za dużo mówi na TE tematy, no i tak jakoś mi zostało. Słowo, że więcej nie będę się do ciebie dobierał, jeśli mi na to nie pozwolisz. Poza tym zerwałem nad ranem z łóżka Zardi i już wiem, w czym tkwił problem.

- C...Co? – nie rozumiałem zbyt wiele z tego, co chłopak do mnie mówił.

- No... Zakradłem się do Sowiarni, wysłałem do jej pokoju sowę i z nią porozmawiałem. Się znaczy z Zardi, a nie sową. Chyba jestem genialny, bo nawet nie zbudziłem całego jej pokoju. – Syri uśmiechnął się szeroko. – Przedstawiłem jej sprawę i poza tym, że mnie lekko ochrzaniła za ‘molestowanie’ cię to powiedziała mi, co nie, co na temat związków między ludźmi i roli, jaką odgrywa w nich każda osoba z osobna. W każdym bądź razie już wiem, co robiłem nie tak i zmienię to. Uratuję nasze małżeństwo, słowo!

- Ma... Małżeństwo?! – Syriusz zawsze miał walnięte pomysły, ale czasami ledwo stałem na nogach słuchając jego wywodów.

- Przepraszam, za to, że zacząłem traktować cię jak stały element mojego życia. Jak coś, co jest w nim na stałe i nie ma prawa zniknąć. To było dziecinne i samolubne, ale już więcej tak nie zrobię...

- To ja powinienem cię przeprosić... – odezwałem się w końcu i zacisnąłem dłonie, na pościeli. W końcu jakby na to nie patrzeć i ja nie byłem bez winy. – Byłem dla ciebie zbyt opryskliwy i trochę się na tobie wyżyłem. – dziwnie się czułem mówiąc teraz o tym wszystkim, ale kiedyś musiałem wyjaśnić pewne kwestie. Moje zachowanie ostatnimi czasy było nie na miejscu, a reakcje nieprzemyślane i gwałtowane.

- Wiesz, wszystko zaczęło się sypać po tym jak Lucjusz mnie pocałował – westchnął Black i wstając usiadł na moim łóżku. – Co byś powiedział gdybyśmy zaczęli wszystko od tego miejsca gdzie się skończyło? No, bo ja... nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Dasz mi jeszcze jedną szansę, co? – Syri popatrzył na mnie błagalnie. Nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Było mi głupio po tym wszystkim i nie wiedziałem, jakie są teraz moje uczucia do Syriusza. Nie potrafiłem ocenić jak bardzo się zmieniły i czy zaważą one na moim dalszym życiu z chłopakiem. W końcu kiedyś coś musiało pójść nie tak i zrujnować cały powstały świat, tylko czy będę w stanie poradzić sobie z tym wszystkim? Chcąc nie chcąc pozostawała jeszcze kwestia nauczyciela Latania. Andrew najwidoczniej o niczym nie powiedział kruczowłosemu, a ja na pewno nigdy nie będę miał na tyle odwagi, by podzielić się z nim swoimi wątpliwościami.

- Ja... – wyjąkałem – Ja nie wiem, czy potrafię... Jest mi głupio z powodu tego wszystkiego...

- Przynajmniej spróbujmy! – Syri uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Byłem zaskoczony jego zachowaniem i entuzjazmem, z jakim to zrobił. Poczułem, że zażenowanie zmieniło kolor mojej twarzy z lekko różowej na czerwoną.

- Oj, Remi. Każde małżeństwo się kłóci, jednak, jeśli dwoje ludzi się kocha to do siebie wraca, prawda? – Black wstał i podchodząc na powrót do swojego łóżka poprawił pościel. – Kładź się. Dzisiaj nie idziemy na lekcje. Nadrobimy to, co straciliśmy. – przez chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością, jednak w końcu uśmiechnąłem się i położyłem koło Syriusza.

- Wiesz, że ominie nas sprawdzian z Transmutacji? – westchnąłem, kiedy chłopak przytulił mnie lekko.

- Wiem, wiem, ale McGonagall i tak nie pozwoli nam się obijać. Założę się, że go przełoży tylko po to, żeby mnie dorwać.

- Dziwisz się? Dałeś się jej we znaki do tego stopnia, że nie spocznie dopóty dopóki nie zaliczysz wszystkich oblanych testów.

- Kiedy tylko zacznie się między nami układać tak jak dawniej, zacznę się uczyć żeby poprawić oceny ze wszystkich przedmiotów. – głos Blacka brzmiał teraz o wiele weselej. Nie mogłem powiedzieć mu, że nie jestem pewien moich uczuć do niego. Wydawał się szczęśliwy, a przynajmniej spokojniejszy niż na początku. Nie chciałem go ranić. Musiałem sam rozwiązać ten problem i wyjść z tego wszystkiego najdelikatniej jak potrafiłem. Czułem się jak oszust i wiem, że prawdopodobnie nim byłem, jednak wydawało mi się to o wiele lepszym rozwiązaniem niż powiedzenie, wprost co mnie dręczy. Może i nie miałem prawa oszukiwać chłopaka, czy dawać mu nadziei, jednak to było łatwiejsze i mogło dać mi czas na oswojenie się ze wszystkim. To były tylko moje problemy, on nie musiał o nich wiedzieć, a przynajmniej jeszcze nie teraz, lub nigdy nie miał się o tym dowiedzieć.

- A co masz zamiar robić teraz? – zapytałem chcąc uciec od dręczących mnie pytań i myśli.

- Hmm... Do końca nie wiem, ale mamy cały dzień dla siebie, więc musimy go jakoś wykorzystać. Najpierw poleżymy do późna, później możemy cichcem powłóczyć się po błoniach. A właśnie, nie jesteś głodny? – Black usiadł i uśmiechnął się. – Idę o zakład, że Peter ma coś pochowane po szafkach. – Syri wstał i zaczął grzebać w rzeczach blondynka. W chwilę później wrócił do łóżka z tabliczką czekolady, pięcioma opakowaniami Czekoladowych Żab i dwiema paczkami paluszków. – Na początek wystarczy, później proponuję iść do kuchni po coś więcej i na obiad, tylko tak żeby nas żaden psor nie widział.

- Y, Syriuszu? Czy ty przypadkiem nie zarekwirowałeś Peterowi chomikowanych przez niego zapasów na Nocne Objadanie Się Bez Wiedzy Pottera? – rzuciłem częstując się jedną z Żab.

- Spokojnie, jeszcze jutro mama przyśle mu cały zapas. Już rozpracowałem to wszystko. Trzy razy w tygodniu Pet dostaje paczkę z domu, w której jest jedzenie.

- Jesteś walnięty, wiesz? – roześmiałem się i mimowolnie przytuliłem do chłopaka. Poczułem dziwne ukłucie wewnątrz, które mogło oznaczać wszystko i nic, jednak nie pozwoliłem zakwitnąć wątpliwością. Na nie na pewno przyjdzie czas, ale nie teraz.

- Ja jestem walnięty, tak? – Syri zastanawiał się przez chwilę. – To dobrze czy źle? Bo wiesz, jak coś to może uda mi się to zmienić.

- Głupku, nic nie zmieniaj. Przecież czasami muszę mieć się, z kogo nabijać.

- Remusie, mogę cię pocałować? – zamarłem słysząc pytanie, a moja twarz przybrała prawdziwie rubinowy kolor. – Wolę się upewnić, żebym znowu nie dostał po twarzy...

- O... O takie rzeczy to ty mnie nie pytaj. Czuję się teraz niezręcznie! – warknąłem z żalem.

- Czyli mogę?

- Domyśl się! – kruczowłosy zawisł nade mną i przejechał dłonią po moim policzku. Łagodny uśmiech błądził po jego ustach, które zaraz potem zaklęły tę chwilę w leciutkim muśnięciu.

 

  

 

  

niedziela, 7 stycznia 2007

Dylemat

Notka jest jaka jest, ponieważ czuję się niespełniona artystycznie. Inaczej mówiąc cierpię na jedną z dwóch najgorszych chorób jakie nękają artystów... Ok, koniec o tym! Zamieszczam nową sondę 'Ai no Tenshi' dotyczącą właśnie tamtego bloga. Mam nadzieję, że się wypowiecie w tym temacie ^^"

 

22 marzec

- „Transmutacja istot stałocieplnych o masie powyżej 20 kilogramów odbywa się poprzez rzucenie na nie zaklęcia Nosines i doprowadzenie ich układu immunologicznego do stanu reakcji zwrotnej zatrzymanej przez substancje wytwarzające się w skórze istoty...” Kto to u licha wymyślił?!

- Syriuszu, mógłbyś zachowywać się ciszej? Jesteśmy w bibliotece. – upomniałem siedzącego przede mną chłopaka, który westchnął głośno i zamykając czytany przed chwilą podręcznik odsunął go jak najdalej od siebie.

- Wybacz, ale to nie ma najmniejszego sensu. James, wstawaj i zakładaj bryle. – Black szturchnął śpiącego na książkach chłopaka. – Mam to gdzieś, idziemy na żywioł!

- No nareszcie jakaś inteligentna propozycja! – wyszczerzył się okularnik.

- Na mnie nie liczcie jutro na teście. Jeśli się nie uczycie to wasza to rzecz. – mruknąłem i wróciłem do studiowania ‘Transmutacji dla początkujących’, którą przeczytałem po raz pierwszy już kilka miesięcy temu.

- Aleś ty się markotny zrobił. – wysyczał Syriusz i wstał przeciągając się – To, dlatego że nie pozwalasz mi się do siebie zbliżać... Brakuje ci mnie, przyznaj się.

- Kpisz sobie, Black? – roześmiałem się ironicznie – Nareszcie nie muszę się obawiać, że dobierzesz się do mnie, kiedy się odwrócę.

- Tęsknisz, widzę to w tych twoich złotych oczętach. – Syri splótł dłonie za głową i zaczął powoli maszerować w stronę wyjścia z sali mijając mnie z zamyślonym wyrazem twarzy. – NO PRZYZNAJ SIĘ! – wydarł się zza moich pleców i zanim zareagowałem usiadł na moich kolanach.

- Przymknij się, to raz, a po drugie, co ja krzesło jestem?! – warknąłem spychając chłopaka z siebie. – Miałeś mnie nie dotykać, nie?

- Nie dotykam, ja tylko siedzę grzecznie u ciebie na kolankach. – wyszczerzył się kruczowłosy i poruszył nieznacznie wywołując tym mój cichy jęk. Czułem jak moje kości wbijają się w mięśnie pod wpływem ciężaru Syriusza.

- Jesteś ciężki, zabieraj swoją szlachetną z moich ud!

- Jestem leciutki niczym piórko, więc nie zejdę. – przekorny uśmieszek ozdobił jego wąskie wargi. – Zresztą zapytaj Pottera, co on o tym sądzi. James, jak myślisz, powinienem z niego zejść? – wyczuwałem w tym najzwyklejszy podstęp w wykonaniu dwóch moich przyjaciół, jednak ciało Blacka było bardzo ciepłe i mimo swojego ciężaru przyjemnie ogrzewało.

- Jak najbardziej, nie – roześmiał się James. – Ja na pewno bym nie schodził, gdyby to o Andrew chodziło. – mimo, że Sheva nigdy nie traktował okularnika jako potencjalnego partnera ten nadal nie zrezygnował z młodego Szamana. Dziwiło mnie to, jako że Andrew nie zwracał uwagi na nikogo poza ukrywającym się w szkole Francuzem. Na wspomnienie tamtego mężczyzny momentalnie przypomniał mi się nauczyciel Latania i Fillip. Powoli zaczynałem uświadamiać sobie, czego brakowało mi przez te kilka miesięcy, a od czego teraz uciekałem nawet nieświadomy swojego postępowania. Może Syriusz nie należał do tych, którzy to okazywali swoje uczucia w sposób właściwy, ale mimo wszystko czynił to na swój własny sposób.

- Ja tu nadal jestem... – Black zamachał mi przed twarzą dłonią i zaniepokojony wpatrywał się we mnie. – Co się dzieje, Remi? Jesteś jakiś dziwny ostatnimi czasy i w dodatku mnie nie chcesz. – Syri wstał i usiadł z powrotem na swoim miejscu.

- To nie o to chodzi. – westchnąłem lekko nieprzytomny, jednak sam nie byłem przekonany, co do prawdziwości swoich słów. Miałem poważny problem i to bardzo poważny, tylko niby, z kim miałem o tym porozmawiać? Patrzyłem na lekko zaniepokojonego kruczowłosego, a jego szare oczy kojarzyły mi się mimowolnie z tęczówkami Camusa. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Zachowanie Blacka zaczynało mnie denerwować, podobnie jak jego wygłupy i porywczość. Profesor był zupełnie inny tylko, że on ponad życie kochał Fillipa...

- Remusie?

- Przepraszam was, ale coś mi się przypomniało! – nie zwracając już uwagi ani na kruczowłosego, ani też Pottera czy Pettigrew pozbierałem swoje rzeczy i szybko wyszedłem z biblioteki. Czułem się zagubiony i całkowicie pozbawiony źródła pomocy. Do głowy przychodziła mi tylko Zardi, ale gdzie miałem jej szukać? Ona zawsze była wszędzie i nigdzie, a natknąć się na nią przypadkiem graniczyło z cudem. W prawdzie cuda się zdarzały, ale nie liczyłem na nie w tej chwili.

Zatrzymałem się na jednym z korytarzy i usiadłem pod ścianą podciągając kolana pod brodę. Objąłem je rękami i ukryłem w nich twarz. Miałem wiele zmartwień, jednak to wydawało mi się najistotniejsze. Nie chciałem nikogo zranić, a wszystko wskazywało na to, że tak właśnie się stanie. Z profesorem Camusem łączyła mnie jedynie specyficzna przyjaźń i zawsze byłem przekonany, że właśnie tak zostanie. Przenigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłbym się w nim kochać. Jednak zaczynałem coraz częściej o nim myśleć i zastanawiać się, dlaczego to ja nie trafiłem na kogoś takiego jak on, a na wspomnienie tych rozważań łzy powoli zaczęły spływać po moich policzkach.

- Remi? – cichy głos wystraszył mnie śmiertelnie. Przetarłem na szybkiego oczy i spojrzałem na stojącego nade mną chłopaka. – Co się stało?

- Nie, nic... – to kłamstwo nie miało nawet najmniejszego prawa zostać niezauważone.

- Nie oszukuj tylko mów. –Sheva usiadł obok mnie i starł z mojej twarzy resztę wilgotnych kropli. – Wiem, że ostatnie rzadko z wami przebywałem, ale to ze względu na Fabiena. No opowiedz mi o wszystkim, co przegapiłem?

- Andrew, powiedz mi, co czułeś, kiedy zaczynał ci się podobać ktoś nowy? – wydusiłem.

- Co czułem? Szczerze mówiąc nic szczególnego. Prawda jest taka, że nadal podoba mi się każdy z chłopaków, w których się bujałem tylko, że teraz oni się nie liczą i jakkolwiek wspaniali by nie byli to mam świadomość, że Fabien jest od nich lepszy. A dlaczego pytasz? Chodzi o Syriusza?

- Nie, to znaczy tak... To znaczy... Heh, chyba nie czuję już do niego tego, co wcześniej.

- A to znaczy, że...

- Że zaczynam bujać się w Camusie. – zaczerwieniłem się i ukryłem rumieńce w dłoniach.

- Auć. – słowa chłopaka bynajmniej nie podniosły mnie na duchu. – No, to mamy problem.

- Dzięki za wsparcie. – westchnąłem i mimowolnie uśmiechnąłem patrząc w zielone oczy Szamana. – Spodziewałem się czegoś w rodzaju ‘nie martw się to przejdzie’.

- Faktycznie, to zabrzmiałoby lepiej, ale... Jak słowo daję nie jest dobrze. Gdyby nie fakt, że on i Syriusz są zupełnie różni... Wiesz, mam pomysł. Głupi oczywiście, ale coś mi mówi, że to może jakoś pomóc. Fabien mi to wybaczy, a jak go znam to nawet nie zwróci na to uwagi, ale... Remi, między tobą a Syrim doszło do czegoś... WIĘKSZEGO?

- N... Nie. – wyjąkałem zażenowany i całkowicie skołowany. Słowa jasnowłosego trochę mnie zaniepokoiły.

- Nie no, nie zrobię tego... – westchnął – Co ci nie pasuje w Blacku? - Sam nie wiem. Może to, że ostatnio skupia się jedynie na sobie. Wydaje mi się, że gdybym zapytał, czego chce od razu pomyślałby o jednym. Cholera, zaczynam mówić jak baba! – podłamałem się i odchyliłem głowę do tyłu. – Wiem jak Camus traktuje Fillipa i to chyba to aż tak mnie do niego ciągnie. Ta czułość, jaką okazuje chłopakowi i to jak traktuje innych. Zabij mnie póki możesz, błagam.

- Pozwól, że zostawię cię przy życiu. – uśmiechnął się leciutko samymi kącikami warg Andrew. – Domyślam się, że rozmowa z Syriuszem odpada, więc może ja z nim pogadam? Nie martw się nie wspomnę o tym, co usłyszałem od ciebie. – uspokoił mnie widząc jak drgnąłem wystraszony – Dam mu tylko dyskretnie do zrozumienia, że brakuje ci czułości, ciepła i sam wiesz, o co chodzi. Kiedyś czułem się podobnie jak ty teraz, więc pomogę ci choćby nie wiem, co, a teraz wstawaj i idziemy... Już wiem! Idziemy napić się gorącej czekolady. – chłopak podał mi dłoń i pomógł wstać. – A przy okazji skończę to, w czym kiedyś mi przeszkodzono. Nie martw się to nic nie znaczy. – Chłopak objął dłońmi moją twarz i przybliżył ją do swojej. Nawet nie starałem się zapobiec czemukolwiek. Gorące usta Andrew zetknęły się z moimi w kojącym pocałunku, który trwał dość długo. Zaraz potem Sheva odsunął się i łapiąc za rękę zachęcił do ruszenia się z miejsca.

 

   

piątek, 5 stycznia 2007

Policzek?

18 marzec

Obudziło mnie ciche stukanie. Ciężko było mi skupić się na otaczającym mnie świecie, ale powoli wracałem do rzeczywistości, w dalszym ciągu słysząc dziwny drażniący mnie dźwięk. Gdyby nie fakt, że byłem zaspany prawdopodobnie pozbyłbym się tych natrętnych odgłosów. Przetarłem oczy i powoli uchyliłem jedną z powiek, za nią podążyła druga.

- Syriuszu, co ty robisz?! – wymamrotałem widząc ucieszonego chłopaka, który pochylał się nade mną.

- Jak to, co? Robię ci sesję zdjęciową. Nawet nie wiesz, jaki jesteś słodki, kiedy śpisz. – Black wyszczerzył się, pochylił i pocałował mnie delikatnie, a odsuwając się zrobił kolejne zdjęcie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak absurdalne są słowa chłopaka i to, co robi. Zerwałem się do siadu i nakryłem po uszy kołdrą.

- Rozpiąłeś mi piżamę! – krzyknąłem głośno czując, że guziki mojej koszuli nie spełniają swojej funkcji, a moja klatka piersiowa dotyka bezpośrednio ciepłego przykrycia. Na moje policzki wpełzł rumieniec, a ja mocniej otuliłem się pierzyną.

- No wiesz... Dzięki temu wyglądałeś bardziej podniecająco, a jeszcze te rozczochrane włosy rozrzucone po całej poduszce... Ehh, dzieło sztuki... – Syriusz westchnął głośno i zacisnął pięść na skraju mojej kołdry. – Nie wstydź się, Remi. Pozwól mi jeszcze na kilka ujęć.

- Odwal się, zboczeńcu! – złapałem pewniej przykrycie i zacząłem siłować się z chłopakiem. – Zbyt długo przebywałeś z Potterem i ci się to na mózgu odbiło!

- Oj, przecież już nie raz widziałem cię w takim stanie, że już nie wspomnę o małej grze wstępnej kilka miesięcy temu... Ej! – kruczowłosy cudem uniknął poduszki, którą w niego rzuciłem. – Moja Śpiąca Królewna jest zła? Oj, przecież nic ci nie zrobię.

- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a stracisz wszystkie zęby, Black! – puszczając kołdrę wziąłem do rąk różdżkę leżącą na szafce i wycelowałem nią w chłopaka. Musiałem przyznać, że wyglądał słodko z tą lekko zdezorientowaną miną podnosząc ręce do góry.

- Niech będzie. Odsuwam się, ale weź pod uwagę, że mogłem ci ściągnąć spodnie, a tego nie zrobiłem. – w szarych tęczówkach zalśniła przekorna iskierka. Nie świadczyło to ani o dobrych zamiarach chłopaka, ani też o czystym sumieniu.

- Chyba nie... – jęknąłem, a uśmiech Syriusza odpowiedział na każde pytanie, którego jeszcze nie zadałem. – Jesteś chory, Black! – wrzasnąłem i rozejrzałem się po pokoju. – A gdzie reszta? – w sypialni byliśmy tylko my dwaj, a łóżka reszty chłopaków były już pościelone.

- Sheva nie nocował u nas, z resztą jak zwykle, a Pet i J. już dawno poszli na śniadanie. Ktoś powiedział, że jeśli się pospieszą to zostanie dla nich trochę masła orzechowego. – przetarłem twarz dłonią załamany łakomstwem kolegów.

- Przecież oni za słodycze sprzedadzą nas wszystkich. – stwierdziłem i opuściłem różdżkę odkładając ją z powrotem na poprzednie miejsce. I to był chyba największy błąd. Kruczowłosy korzystając z okazji rzucił aparat na swoje łóżko i siłą położył mnie na pościeli samemu siadając na moich biodrach. Zacząłem się wyrywać, ale Syriusz był ode mnie cięższy, więc nie zdało się to na wiele.

- Za to, że we mnie celowałeś należy ci się... KARA! – roześmiał się akcentując ostatnie słowo i zaczął mnie łaskotać. Ze wszystkich tortur, jakie stosował ta była chyba najgorsza. Ledwie zaczął, a ja już wiłem się pod nim, szarpałem i śmiałem głośno. Powoli zaczynałem odczuwać mięśnie brzucha i twarzy, kiedy palce Blacka sprawnie błądziły po moich żebrach. Dobrze, że nauczyciele o tej porze nie sprawdzali, co dzieje się w dormitorium, bo moje krzyki dało się słyszeć wyraźnie w Pokoju Wspólnym i zapewne na korytarzu. Nie zdziwiłbym się gdyby Gruba Dama zasłaniała uszy jak to miała w zwyczaju za każdym razem, kiedy w pobliżu pojawiał się Syriusz w asyście Jamesa.

- S... Syr... i! D... ość! Puś... ć... m... mnie! J.. Ju... ż wię... ciej... nie b... ędę... w cie... bie ce... lował! – wykrzyczałem przez łzy śmiejąc się w dalszym ciągu.

- Hmm... – chłopak na chwilę zaprzestał tortur – Słowo?

- Postaram się, tylko zejdź... – wysapałem, a Black tylko poruszył się nie mając najmniejszego zamiaru opuścić moich bioder. Z jednej strony to, że kruczowłosy rozpiął mi piżamę było w tej chwili dość przydatne, ponieważ czułem jak bardzo się zgrzałem.

- Wiesz, Remi? Korzystając z okazji, że jesteśmy sami, a pozycja nie jest najgorsza... – słowa chłopaka zaniepokoiły mnie poważnie. – Może przesuniemy naszą znajomość o krok dalej?

- Jak na razie to twoja ręka się przesuwa... – jęknąłem i zadrżałem czując ciepłą dłoń Syriusza, która powoli przemieszczała się przez mój brzuch – I to stanowczo zbyt nisko! – spanikowałem i starałem się wyślizgnąć spod Gryfona.

- Ale przecież to element związku. – szare tęczówki uważnie rejestrowały ruchy ręki.

- Ty się lecz! – gwałtownie podniosłem nogi zginając je w kolanach i szybkim ruchem bioder zrzuciłem chłopaka na ziemię słysząc jak jęknął przeciągle. – Nie dotykaj mnie przez najbliższe dni! – zastrzegłem i wstając pozbierałem swoje rzeczy wchodząc do łazienki.

- Ale, Remi. Remusku, mój kochany... – Black zrobił maślane oczy i podniósł się z podłogi.

- Powiedziałem! – trzasnąłem drzwiami i zamknąłem je zaklęciem. Na wszystko jest czas, a ja nie miałem zamiaru stanowić żywej zabawki Blacka, który miał zamiar rozładować na mnie swoje chwilowe napięcie seksualne. Nawet, jeśli miałoby to być przyjemne.

- Remi, Lupiś, już nie będę, ale żartowałeś z tym dotykaniem, prawda? – głos chłopaka zadrżał w udawany napadzie płaczu.

- Zastanowię się, jeśli będziesz grzeczny! – krzyknąłem stojąc przed drzwiami i powstrzymując się od śmiechu. Przecież gdyby ktoś słyszał to wszystko ze szczegółami mógłby wysłać nas obydwu do Świętego Munga na leczenie.

- Będę grzeczny! Słowo Blacka, tylko wyjdź... – miałem już dość tego jęczenia. Ubrałem się szybko i otworzyłem drzwi łazienki wychodząc z niej. Obrzuciłem uśmiechniętego Syriusza ostrym spojrzeniem i wyciągnąłem w jego stronę dłoń. Chłopak zaśmiał się cicho i ujmując ją delikatnie zaczął całować w ramach przeprosin. Zanim się obejrzałem kruczowłosy przytulił mnie mocno i zaczął gładzić moje plecy, by po chwili jego ręka zatrzymała się na moich pośladkach. Westchnąłem i nadepnąłem Gryfonowi na stopę, dzięki czemu puścił mnie momentalnie zajmując się bolącą nogą i ocierając łzy, które zebrały mu się pod powiekami. Gdyby nie fakt, że byłem wściekły pewnie byłoby mi go żal.

- Kłamca! – fuknąłem i w teatralnym geście odwróciłem się po raz kolejny zamykając w łazience. Usiadłem po turecku na podłodze ze skrzyżowanymi na piersi rękami i zastanawiałem się czy zakaz zbliżania się do mnie przez miesiąc to wystarczająca kara.

- Przecież nic nie zrobiłem! – wyjęczał Syriusz najwyraźniej nadal ubolewając nad stopą.

- Nie, jasne, że nic nie zrobiłeś. To ja jestem taki zły, niedobry, bezczelny i wulgarny, że ci krzywdę robię bez powodu. – syknąłem oddychając głęboko i starając się uspokoić.

- Nie zaprzeczę... – to było zbyt wiele. Zerwałem się i wychodząc z pomieszczenia stanąłem przed Blackiem.

- Masz rację. Jestem zły! – wziąłem zamach i z pięści uderzyłem chłopaka w twarz. Zaraz potem położyłem się na swoim łóżku jak gdyby nigdy nic. – Zapomniałeś dodać, że to ja cię obmacuję bez pozwolenia i rozbieram do zdjęć, kiedy śpisz!

- Chołeła, Łemi! Chkod chy mach tyłe chiły! Omał mi łębów nie wybiłech! – Syri trzymał się za miejsce, w którym moja pięść spotkała się z jego policzkiem i roztasowując je poruszał żuchwą. – Płecief łak połem chłopakom, łe to ty mnie tak załatwiłech to umrą ze chmiechu!

- Y... Syri, a to serio bardzo bolało? – zaniepokojony spojrzałem na chłopaka, który w dalszym ciągu stał w pobliżu drzwi.

- Pytanie... – westchnął i usiadł na swoim łóżku. – Złub mi łdjęcie. Będłie pamiątka.

- O tak, idealna. – wziąłem aparat z rąk chłopaka i zrobiłem mu kilka fotek, włącznie z wnętrzem ust. – Wiesz... Zanim to nie będziesz się do mnie zbliżał, przez co najmniej tydzień, muszę jakoś wynagrodzić ci ten... policzek? No, nie ważne. – przysunąłem się do chłopaka i pocałowałem go na początku dość delikatnie, ale po chwili trochę mocniej słysząc jak jęknął zapewne z bólu. Nie mogłem się oprzeć i postanowiłem go trochę podręczyć. Wsunąłem język w jego wargi i drażniłem nim bolącą część szczęki od środka. Czułem, że policzek zaczął mu lekko puchnąć, a słodkie skurcze, jakie przechodziły przez jego ciało za każdym razem, kiedy mocniej nacisnąłem na wewnętrzną część ust były cudownym uczuciem. Dopiero po chwili skończyłem katować chłopaka.

- A teraz żegnam i pamiętaj, że przez tydzień masz mnie nie dotykać! – uśmiechnąłem się zadziornie i opuściłem pokój.

 

  

wtorek, 2 stycznia 2007

Fota

W niedzielę nie było notki, a ja nie wiem jak to jutro będdzie więc notę dodaję dziś. Mam nadzieję, że jest wystarczająca, jako przeprosiny za brak poprzedniej ^^ Thoma, Megan Moonlight, dziękuję, że przypomnieliście mi od czego zaczynała się ta historia ^^ Mam nadzieję, że Was nie zawiodę ^^

 

16 marzec

Kolejny z nudnych dni był niemal nieunikniony. Syriusz od ponad tygodnia codziennie znikał na całe godziny i niemal w ogóle nie mieliśmy czasu na rozmowę, zresztą podobnie było z innymi. James i Peter niczym wierni słudzy chodzili za Blackiem krok w krok. Czułem się niezręcznie i tak jakoś nieswojo. Nie myślałem, że tak ciężko będzie mi się przyzwyczaić do chwili samotności i spokoju, a także tej niemożliwej ciszy, jaka panowała w bibliotece, kiedy nikt nade mną nie stał i nie przeszkadzał mi w nauce. Najgorsze jednak było chyba to, że nie miałem pojęcia, co się dzieje. Dawniej wcale by mi to nie przeszkadzało, ale po tych wszystkich miesiącach wydawało mi się to czymś nienaturalnym. W końcu znalazłem przyjaciół, ale obawiałem się, że zrozumieli, na czym polega moja, co miesięczna choroba i postanowili mnie opuścić.

Po raz setny wmawiając sobie, że mają po prostu coś do zrobienia powoli zmierzałem do sali lekcyjnej. Szurałem nogami o kamienną podłogę i nie mogłem znieść świadomości tego wyobcowania, jakie w tej chwili towarzyszyło mi niemal w każdym momencie. Dopiero mocny uścisk na ramieniu sprawił, że podniosłem głowę i oderwałem wzrok od czubków własnych butów.

- O... O co chodzi? – wymamrotałem odwracając się i wpatrując w poważne oczy Blacka.

- Chodź! – rzucił i łapiąc mnie za rękę pociągnął w kierunku przeciwnym do klasy.

- A... Ale lekcja...

- Oj, Remi. Odpuść sobie przynajmniej raz tą Historię Magii. Ten nudny duch i tak nie zauważy, że nas nie ma.

- Ale...

- Bez dyskusji! – warknął chłopak i na siłę zaczął mnie ciągnąć. Sam już nie wiedziałem, czy mam być przerażony tym wszystkim, czy poddać się woli Syriusza i odpuścić sobie zajęcia. Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem zaryzykować.

- Puść mnie, pójdę po dobroci... – syknąłem, a kruczowłosy spojrzał na mnie niepewnie. – Słowo, tylko puść. – chłopak przeczesał włosy wolną dłonią, a zaraz potem rozluźnił uścisk.

- A teraz chodź. – zdziwiłem się, kiedy doszliśmy do drzwi wyjściowych z zamku, a Syri otworzył je i puścił przodem. Posłusznie wyszedłem na błonia i rozglądnąłem się. Śnieg stopniał już całkowicie kilka dni temu i było dość ciepło, jednak nieprzyjemny wiatr uderzał o twarz drażniąc oczy i mój wyczulony węch. Słońce świeciło jasno i zapewne tylko dzięki niemu nie było potrzeby zaopatrzenia się w kurtkę za każdym razem, kiedy opuszczało się szkołę.

- Przez ciebie będę miał zaległości. – wymamrotałem, kiedy Syriusz stanął tuż przy mnie.

- Ty nigdy ich nie masz, a poza tym od tak dawna nie byliśmy sami... – jego dłoń objęła moją tym razem w o wiele spokojniejszym i delikatnym uścisku. Zdziwiony spojrzałem na uśmiechniętego chłopaka. – Remi, chyba nie myślałeś, że chcę ci krzywdę zrobić? – roześmiał się – Nie powiem, jestem czasami porywczy, ale mojego misia nie naruszę. – wyszczerzył się do mnie i odgarnął mi z czoła kilka pasemek włosów, które łaskotały mnie w policzki.

- Właśnie opuściliśmy Historię Magii, a ty ot tak sobie o tym mówisz? – udałem, że tylko o to mi chodziło przez cały czas. W końcu trochę głupio byłoby przyznać się, że przez chwilę myślałem o chłopaku jako moim potencjalnym mordercy.

- Wolisz towarzystwo całej klasy i ducha, od mojego? Nie wierzę! Chodź, bo przecież nie będziemy tutaj stać w nieskończoność! – pociągnął mnie spokojnie w kierunku drzewa, pod którym często siedzieliśmy z chłopakami. Syri usiadł na trawie i uśmiechnął się szeroko. Domyśliłem się od razu, o co mu chodziło.

- Na kolanach? – westchnąłem i widząc błysk w oczach Gryfona usiadłem na jego udach i patrzyłem wyczekująco na jego reakcję.

- Więc tak... – zaczął po chwili przyglądając mi się uważnie – Przepraszam, że nie miałem dla ciebie czasu, ale pracowałem nad ważnym projektem, a nie chciałem odrywać cię od nauki. Pewnie byłeś taki samotny... – jęknął i przytulił mnie mocno – Tyle czasu bez twojego kochanego Syriuszka. To na pewno było dla ciebie takie trudne, ale nie martw się nie zostawię cię więcej...

- Syri, zgniatasz mnie... – westchnąłem, a kruczowłosy odsunął się nieznacznie. – Co to był za projekt? – zapytałem nieśmiało.

- Dowiesz się, ale teraz zamknij oczy.

- Co? Po co?

- Oj, zamknij. Przecież nic się nie stanie, jeśli chociaż na chwilę przestaniesz mnie nimi kusić. – Syriusz roześmiał się i powoli położył palce na moich powiekach opuszczając je w dół. Uśmiechnąłem się lekko czując jak stara się być delikatny i dokładny. Nadal nie byłem pewny, co się dzieje, ale postanowiłem polegać na zmysłach. Słyszałem cichy szelest, a zaraz potem poczułem oddech Blacka na twarzy. Pocałował mnie delikatnie, a po chwili słodkim językiem rozsunął mi wargi. Po moich ustach rozszedł się przyjemny smak czekolady, co sprawiło, że ledwie powstrzymałem śmiech. Skupiłem się na miękkich wargach chłopaka i słodkim łakociu, którego chłopak zapewne włożył do buzi z rozmysłem. Słodycz szybko rozpuścił się pod wpływem naszych gorących oddechów i języków, które zlizywały czekoladę z siebie nawzajem i podniebienia kruczowłosego. Syri jęknął, kiedy odsunąłem się zlizując resztki słodkiej mazi ze swoich ust.

- I jak było? – wyszczerzył się – Ja dochodzę do wniosku, że to jest lepsze niż jedzenie słodyczy samemu. Twoje usteczka sprawiają, że wszystko jest jeszcze słodsze. – zrobiło mi się gorąco, a policzki mi sczerwieniały. – Zrobimy to jeszcze raz? – w głosie chłopaka dało się słyszeć nieskrywaną nadzieję.

- Nie ma szans. – powiedziałem sucho – To kara za to, że tylko na lekcjach masz dla mnie czas.

- Ale kiedy to było naprawdę ważne. Oj, proszę. Błagam... Sam nie wiem, co jeszcze. – jego oczy zalśniły potwierdzając chęć powtórzenia poprzedniego pocałunku.

- A powiesz mi, co było ważniejsze ode mnie przez cały ten czas? – zmierzyłem chłopaka surowym spojrzeniem.

- Powiem wszystko, co zechcesz. – rozpromienił się i podstawił mi całą tabliczkę czekolady. Kręcąc głową wziąłem do ręki jedną kostkę i włożyłem do ust, a Black po zaledwie kilku sekundach zachłannie wpił się w moje wargi i zaczął mruczeć zabawnie, podczas kiedy jego dłonie przytrzymywały moje biodra. Nawet, kiedy słodki smak zniknął Syri nadal nie przerywał pocałunku i musiałem go odepchnąć żeby złapać powietrze.

- Teraz mów! – nakazałem niezadowolonemu chłopakowi.

- A nie da się jeszcze raz? – posłałem mu wściekłe spojrzenie, przez co westchnął głośno – Niech ci będzie, Remusie. Tak, więc oto, co robiliśmy przez cały ten czas. – sięgnął po plecak i wyjął z niego czarne urządzenie, które przypominało najzwyklejszy polaroid.

- Że co? – zadałem dość bezsensowne pytanie i uniosłem brwi zdziwiony.

- To jest nasz tajny projekt – uśmiechnął się niepewnie Black. – Brat przysłał mi go we wtorek i wraz z chłopakami trochę go przerobiliśmy. Teraz możemy spokojnie modyfikować zdjęcia jeszcze przed ich zrobieniem. Popatrz! – Syriusz poszperał cos przy aparacie i przyciągając mnie do siebie szybko zrobił nam wspólne zdjęcie. Po chwili fotka wysunęła się z urządzenia, a Syri spojrzał na nią krytycznie. Wyjąłem mu zdjęcie z ręki i sam na nie spojrzałem. - Wow! – krzyknąłem cicho widząc swoją własną twarz zaraz przy zawziętym obliczu kruczowłosego i ozdobioną wokół ramką serduszek i róż.

- Podoba ci się? – chłopak z nadzieją czekał na moją odpowiedź.

- Jest fenomenalne! – ucieszyłem się – Musimy założyć album ze zdjęciami z lat szkolnych! Ale będzie zabawa! Na pewno musi tam być Peter, kiedy śpi! Z otwartymi ustami i uchylonymi powiekami. – zachichotałem, a Syriusz przytulił się do mnie.

- Najwięcej musi być naszych fotek, w wakacje będę patrzył na ciebie i wzdychał tak głośno, że nawet matka nie będzie wiedziała, co się dzieje. – zaczął się głośno śmiać.

- A co ja będę miał? – rzuciłem przekornie oglądając aparat ze wszystkich stron.

- Jeśli chcesz mogę zrobić sobie zdjęcie zaraz po wyjściu spod prysznica, będziesz miał mnie w całej okazałości... Ajć! – zawył Black kiedy uderzyłem go w głowę.

- Jesteś zboczony! – syknąłem.

- A ty słodki – wyszczerzył się i włożył do ust kolejny kawałem czekolady.