środa, 28 lutego 2007

Polana

Chłopak zauważył nas i wstał uśmiechając się szeroko. Teraz dokładniej niż jeszcze kilka godzin temu widziałem jak bardzo się zmienił. Wydawał się zupełnie inny niż na początku roku, był prawdziwy i szczery.

- Cieszę się, że jesteście. – rzucił wesoło przeciągnął się lekko teatralnie – Jeśli wszystko dobrze pójdzie za godzinę będziemy już z powrotem. Chodźcie! – nie oglądając się na nas ruszył w stronę schodów, które były niedaleko.

- Ale gdzie nas tak dokładnie ciągniesz, co? – Syriusz podbiegł szybko do chłopaka i zrównał z nim krok, podczas kiedy ja spokojnie trzymałem się około metr z tyłu.

- Idziemy do Zakazanego Lasu, ale reszty dowiecie się na miejscu – jasnowłosy położył rękę na ramieniu Blacka. – Nie martw się wrócicie cali i zdrowi. – wyszczerzył się i zwolnił, dzięki czemu i ja byłem już tuż obok nich.

Bez żadnych przeszkód opuściliśmy zamek przechodząc przez jedno z tajnych przejść. Na dworze było już chłodno, a słońce rzucało lekko pomarańczową poświatę na opustoszałe błonia. Delikatny, chłodny wiatr smagał mi twarz i rozwiewał włosy niosąc ze sobą przyjemny zapach trawy i kwitnących drzew. Wnętrze lasu było całkowicie zaciemnione i nawet jeśli coś czaiło się za pierwszymi drzewami nie można było dostrzec żadnego kształtu. Jedynie słuch i węch mogły stanowić jakieś zabezpieczenie. Chyba właśnie, dlatego cieszyłem się, że nie jestem zwykłym człowiekiem, a moje wyczulone zmysły są w stanie przestrzec mnie przed niebezpieczeństwem. Czerń, która przeciskała się pomiędzy zaroślami w połączeniu z czerwienią słońca wydawała się jeszcze bardziej przerażająca, jednak Syri i Oliver wydawali się nawet tego nie zauważać. Nie wiedziałem czy lepiej byłoby zagłuszyć ciszę rozmową, czy też wsłuchać się w nią oczekując na jakiś atak, lub cokolwiek innego. Czułem się dziwnie biorąc pod uwagę, że jako wilkołak, nawet, jeśli nie przemieniony, boję się przebywać wieczorem w Zakazanym Lesie, w którym co krok kryły się setki tajemnic i niebezpiecznych istot.

Z łatwością przeszliśmy koło chaty gajowego słysząc ujadanie jego psa, który jak dobrze pamiętałem miał dziwną słabość do Michaela. Jakoś nie chciałem się z nim spotkać, a tym bardziej z jakimiś jego dzikimi krewnymi, którzy jakby się okazało mieszkają sobie w głębie lasu i tylko czekają na wścibskich uczniów. Moja podwójna natura wystarczała mi w zupełności, więc, po co byliby mi nowi przyjaciele z obnażonymi kłami i jeżącą się sierścią.

Ślizgon poprowadził nas jakąś zarośniętą ścieżką, która prawdopodobnie od dawna nie była już używana przez nikogo i zatrzymał się przed wielkim dębem o rozdwojonej koronie i dziwnym, poskręcanym pniu. Syriusz westchnął zadowolony i poprawił rozczochrane włosy wyciągając z nich niewielkie gałązki i liście.

- Mam nadzieję, że tutaj nie ma kleszczy? –niema prośba w jego głosie była tak wyraźna, że ciężko byłoby jej nie zauważyć, czy chociażby ją zignorować. Osobiście sam nie chciałem mieć do czynienia z jakimiś małymi robalami, które zabierałby się za moją krew bez wcześniejszego uzgodnienia tego ze mną samym.

- Powiem szczerze, że sam nie wiem, ale... – Oliver zawahał się – Nie, przecież by mnie nie wysyłano, gdyby jakieś coś miało się do mnie przyczepić. – nie byłem przekonany, co do tego i otrząsnąłem się zaczynając drapać po plecach, jednak raczej czując iluzyjne swędzenie niż za sprawą jakiegoś robaczka. – Teraz panowie cichutko i nie wyrżnąć mi na jakiejś gałęzi – roześmiał się cicho i okrążając wielkie drzewo zaczął patrzeć pod nogi. Syriusz nie był z tego zadowolony i prawdopodobnie równie dobrze jak ja wiedział, że tylko on potrafił wywrócić się z gracją i wyczuciem właśnie w chwili, kiedy nie powinien. O ile Pet leżał niemal zawsze, a J., kiedy mogło mu to zaszkodzić, to Syri miał na tyle szczęścia, że w najważniejszych momentach dawał plamę.

Po około pięciu minutach spoza gęstej kurtyny drzew i krzaków mogłem dostrzec szkarłatną smugę światła, która docierała na niewielką polanę przebijając się przez korony. Cieszyłem się, że będę mógł w końcu rozprostować wszystkie kości i rozluźnić mięśnie spięte od bezustannego mijania się z tysiącami gałęzi, jednak najważniejsze było to, że nic nas nie atakowało, ani nie przeszkadzało nam przez ten czas. W prawdzie nikt nie mówił, że każdorazowe zapuszczenie się w głąb lasu może skończyć się tragicznie, ale i nikt nie mówił, że wyjdzie się z niego w całości.

- Więc oto jesteśmy na miejscu – Oli posłał nam uśmiech i odsuwając się na bok wskazał ręką na drugi koniec plany. – Reijel uznał, że to może się wam kiedyś przydać...

- O, cholera... – słysząc jęk Syriusza spojrzałem we wskazane przed chwilą miejsce. Kilka pięknych jednorożców śnieżnobiałej maści o lśniących grzywach i złotych kopytach stało przy leżącej na trawie samicy oraz niedawno narodzonym źrebięciu. Największe i najbardziej okazałe ze stworzeń obróciło łeb w naszą stronę i odrzuciło z jasnych oczu grzywę. Spoglądając na Olivera zwierzę zgięło lekko jedną z nóg i pokłoniło się przed chłopakiem, który wydawał się tym lekko speszony.

- Chodźcie. – jasnowłosy powoli zbliżył się do przywódcy i skinąwszy nieznacznie głową z uśmiechem pogładził łeb jednorożca, który zareagował cichym prychnięciem. Nie wiedziałem jak to możliwe, że najczystsze i najbardziej nieskazitelne ze stworzeń pozwala na to by dotykał go człowiek, jednak niepewnie zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku. Syriusz widząc to złapał mnie za rękę i pewniej pociągnął w stronę Olivera. Bałem się reakcji zwierzęcia na moją osobę. W końcu niewątpliwe było, że wyczuje to, kim jestem, a przecież likantropia nie należała do dolegliwości, które ot tak sobie umkną jednorożcowi. Zamknąłem na chwilę oczy chcąc jakoś się uspokoić i wmówić sobie, że wszystko będzie dobrze.

- One kierują się intencjami i czystością serca – Oli rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, które mogło świadczyć o tym, że chłopak wie o wszystkim. Zanim oprzytomniałem poczułem jak moja dłoń dotyka ciepłego ciała stworzenia. Wystraszyłem się, ale widząc spokojny uśmiech kruczowłosego uspokoiłem się. Black mocno ściskał moją rękę i równocześnie błądził nią po miękkiej sierści jednorożca.

- Skąd wiedziałeś, że tu będą? – Syri zafascynowany magicznym ‘koniem’ nie patrzyła nawet na Ballacka.

- Jeśli wiesz gdzie szukać zawsze je znajdziesz – głos Ślizgona drgał lekko od tłumionego śmiechu – Róg jednorożca potrafi odebrać człowiekowi pamięć, ale i zabić, jeśli dana osoba właśnie tego pragnie w chwili, gdy się nim zatnie. Miałem to przekazać Remusowi i pokazać mu to miejsce. – spojrzenie niebieskich oczu chłopaka spotkało się z moim. – Reijel nie tłumaczył mi, o co dokładnie chodzi. Powiedział tylko, że kiedyś może się to przydać.

- Dziwny z niego gość, ale dzięki temu jedno sobie uzmysłowiłem – Black zostawił zwierze w spokoju i stając za moimi plecami objął mnie w pasie – Nawet coś tak pięknego jak jednorożec nie może równać się z moim kochanym Remuskiem... – wymruczał i potarł policzkiem o tył mojej głowy. Tym razem Oliver roześmiał się głośno.

- Gdybym miał zamiar zainteresować czymś ciebie, zabrałbym cię do cukierni, Syriuszu. – zachichotałem cicho słysząc nie tyle stwierdzenie chłopaka, co cichy jęk Blacka, który najwyraźniej nabrał ochoty na taki wypad. Mimo wszystko Ślizgon miał rację, Syriusz mógł w niezliczonych ilościach pochłaniać słodycze, zaś ja byłem zafascynowany widokiem pięknych jednorożców, chociaż mogłem to przyznać dopiero, kiedy pierwszy strach opadł i wyluzowałem się. Nie rozumiałem w ogóle, po co mi wiedza, jaką teraz zdobyłem, ale wrażenie było niesamowite, a młody jednorożec wyglądał rozkosznie. Na jego czole błyszczał maleńki wzgórek, który w przyszłości na pewno będzie równie zachwycający jak rogi dorosłych osobników, a matka z uwagą przyglądała się poczynaniom swojego dziecka. Malec starał się stanąć na nogi, jednak one jak na złość załamywały się pod nim i dopiero po kilku minutach wyprostowały się, chociaż maluch w dalszym ciągu kiwał się na boki. Wyglądał zabawnie, a jego liczne upadki były dość komiczne.

- Jak myślisz, Remi, nasze dziecko też będzie takie nieporadne? – wypalił Syriusz, co całkowicie wybiło mnie z chwilowego zamyślenia.

- Coś ty znowu wymyślił? – westchnąłem czując jak chłopak obejmuje mnie i tuli do siebie.

- Nic, tak tylko... – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

niedziela, 25 lutego 2007

Wschodnia Wieża

22 maj

Nikt chyba nie przepadał za poniedziałkami, jednak zawsze były nieuniknionym początkiem tygodnia. Z jednej strony mogły być przyjemne, jednak tylko i wyłącznie poza salą lekcyjną. Osobiście nie miałem nic do szkoły, nauki, czy też prac domowych, ale o wiele przyjemniejsze było dla mnie przebywanie z przyjaciółmi i wygłupianie się, jak to mieliśmy w zwyczaju. W końcu, jeśli nauka nie stanowiła, przynajmniej dla mnie, większego problemu mogłem czasami, a ostatnio bardzo często, pozwolić na to, by książki trochę się zakurzyły. Egzaminy były coraz bliżej, a ja nie miałem zamiaru jeszcze się na nie uczyć i biorąc przykład z chłopaków robiłem wszystko byleby tylko trzymać się z daleka od obowiązków szkolnych. Zgubny wpływ Syriusza i jego coraz częstszego ‘myziania’...

Cieszyłem się, że mam już za sobą pierwsze w tym tygodniu lekcje i ociągając się wracałem do dormitorium. Syri, który zdążył załapać się na dłuższą reprymendę u Slughorna cały czas wystawiał głowę z klasy sprawdzając czy nic mi nie jest i czy przypadkiem nie odszedłem za daleko. Nie wiem, do jakiego stopnia nerwy profesora były ze stali, ale ja na jego miejscu dawno rozszarpałbym chłopaka. Chyba właśnie, dlatego nie myślałem o zostaniu nauczycielem. Marzyły mi się bardziej pasjonujące zajęcia niż dzielenie się wiedzą z dziećmi, a tego i tak miałem z nadmiarze na każdym sprawdzianie oraz podczas odpytywania. Jedyną dobrą rzeczą było to, że Black bardzo specyficznie i namiętnie okazywał swoją wdzięczność.

Zatrzymałem się i odwróciłem w stronę wyglądającego Syriusza, który po raz piętnasty został już zaciągnięty z powrotem do klasy. Pociągnąłem nosem czując znajomy, przyjemny zapach wody po goleniu.

- Oli! – uśmiechnąłem się do chłopaka, który raźnym krokiem zmierzał w moją stronę. Ostatnio nie widywałem go zbyt często, jednak łatwo można było zauważyć, że jego zazwyczaj smutne oczy teraz lśniły radośniej. W przeciwieństwie do reszty znajomych o nim nie wiedziałem niemal nic.

- Hej – rzucił i stając naprzeciwko mnie wychylił się lekko – A gdzie masz resztę? No, nie ważne. Mam do ciebie sprawę... – nie skończył, bo z sali właśnie wybiegł Syriusz, który najwidoczniej zauważył, że rozmawiam z Ballackiem.

- Syriuszu, wracaj tu natychmiast! – krzyk nauczyciela poprzedził mocny uścisk chłopaka na mojej ręce i byłem pewny, że tak samo mocno Syri złapał Olivera.

- Zostawiłem włączone żelazko! – kruczowłosy wytłumaczył się bezsensownie i pociągnął mnie i Ślizgona w głąb korytarza jak najdalej od klasy. Nawet, jeśli nie można było zarzucić mu oryginalności w wymówkach na szybkiego, to i tak robił wrażenie, kiedy ucieczką starał się unikać większych kłopotów.

-Teraz wiem, dlaczego nauczyciele najczęściej wymieniają twoje nazwisko, Syriuszu. – roześmiał się Oliver kiedy staliśmy już dwa piętra niżej, a kruczowłosy oddychał szybko i starał się odpocząć.

- Nigdy... więcej... nie ciągnę... was obydwu... naraz... – wysapał i usiadł na ziemi przecierając spoconą twarz brzegiem szaty. – A teraz... czego ty chcesz od mojego Remusa?! – czujne spojrzenie Blacka świdrowało blondyna z wściekłym blaskiem.

- Spokojnie – chłopak uniósł ręce w pojednawczym geście – Mam do niego sprawę, nic więcej. Nie jest w moim typie, spokojnie. – Syri nie ustąpił nadal wymagając od Olivera wytłumaczeń. – No, dobra. Kiedyś był, ale już mi się odwidziała słodycz. – to wydawało się uspokoić szarookiego – Reijel prosił mnie o coś i z tym tutaj przychodzę.

- Reijel? – dopytałem dla pewności – Chodzi ci o tego nauczyciela, który przejął czwarte i piąte klasy?

- No dokładnie... – Ballack speszył się lekko, ale starał się ciągnąc dalej –Mam pokazać ci pewne miejsce, Syriusz też może iść. – westchnął, kiedy kruczowłosy zerwał się na nogi i nabrał powietrza by coś powiedzieć. – Tylko to ma zostać wyłącznie między nami. Jeśli chodzi o to czy można mi ufać... – uśmiechnął się niepewnie – Remi, sam musisz zdecydować. Jeśli się zdecydujecie to czekam na was o 20.00 na korytarzu koło Wschodniej Wieży. – pomachał nam lekko i odbiegł. Oli należał do tych, których nie dało się określić jednym, czy dwoma słowami. Zawsze tajemniczy, rozwrzeszczany w towarzystwie znajomych, spokojny przy Fillipie i zamknięty w sobie przy innych. Jednak wielka zagadka pod względem uczuć, przeszłości i wszystkiego, co z nim związane. Nawet polegając na moich zmysłach nie potrafiłem powiedzieć o nim nic poza tym, co pozwalał dostrzec. Jednak zmieniła się przez ostatnie miesiące, to było jedynym pewnikiem w tym wszystkim. Bardzo się zmienił.

- No to, kochanie ty moje... – Syriusz objął mnie ramieniem i przytulił mocno – Skoro jesteśmy tu sami... Lekcje się skończyły... – zaczął wodzić nosem po mojej szyi – Nikt nam nie przeszkodzi...

- Masz rację, nikt nam nie przeszkodzi zastanowić się nad tym, czy opłaca się spotkać z Oliverem wieczorem. – wyszczerzyłem się wrednie patrząc na niezadowoloną minę Blacka – Idziemy do dormitorium. – załapałem chłopaka za rękę i zachęciłem słodkim uśmiechem. – No, dalej Syri. Jedna noga, druga noga. Wiem, że potrafisz. – pocałowałem lekko wykrzywione ze złości wargi i uniosłem brew widząc jak kruczowłosy szybko się rozweselił. Jego zmienne nastroje były jedną z najbardziej charakterystycznych cech, jakimi się odznaczał. Wystarczyło słowo by go zdołować i kolejne by poprawić mu humor.

- A dostanę buzi, jeśli grzecznie pójdę? – zrobił maślane oczy i ułożył usta w dzióbek.

- Przecież dostałeś – westchnąłem stając na palcach.

- Jeszcze, jeszcze, jeszcze – wyjęczał i sam pochylił się całując mnie lekko, jednak z właściwą sobie namiętnością. Pod tym względem w ogóle nie przypominał dzieciaka, jakim był zazwyczaj, a wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą był coraz lepszy i szybko zauważał, co sprawia mi największą przyjemność, czy też, które miejsce powinien musnąć językiem żeby usłyszeć mój cichy jęk. Nie przeszkadzało mi to dopóki miałem go przy sobie, ale gdyby ktoś inny miał czerpać przyjemność z tych słodkich warg, które zawsze drażniły moje zmysły delikatnym smakiem łakoci, umarłbym z zazdrości wcześniej pozbywając się wszelkiej możliwej konkurencji.

Syri z łatwością odgonił ode mnie chęć powrotu do Wieży Gryffindoru gładząc spokojnymi, powolnymi ruchami moje plecy i mrucząc cicho w chwili, kiedy moje dłoni błądziły spokojnie po jego karku, czy wplatały się w miękkie, ciemne włosy. Nie wiem jak on to robił, ale wystarczała mu chwila, a ja nie mogłem myśleć o niczym innym jak tylko o nasilających się pieszczotach.

- Nadal chcesz wracać? – zapytał odrywając się ode mnie i pocierając swoim nosem o mój.

- Nie – mruknąłem zawiedziony i przyciągnąłem chłopaka od siebie. Black był pieszczochem, ale ja przy nim stawałem się jeszcze większym. Rozchyliłem usta, co Syri wykorzystał nie czekając na nic innego. Uwielbiałem, kiedy jego język ocierał się o mój, przenosił na podniebienie, policzki i znowu wracał do pierwotnej pozycji. W połączeniu i ciepłym oddechem chłopaka i jego dłońmi, które po chwili znajdowały się już na moich pośladkach pocałunek przedłużał się i działał już nie tylko kojąco, ale i podniecał. Szczerze wątpiłem w swoje możliwości pod względem dłuższej obrony przed napalonym Syriuszem. Był zwodniczo słodki i zbyt ważny bym mógł wiecznie przed nim uciekać, a każde przerwanie pocałunku kosztowało mnie więcej niż napisanie nie jednego godzinnego testu z Transmutacji.

- Już się opamiętałeś? – roześmiał się chłopak, kiedy odetchnąłem głęboko i odsunąłem go od siebie.

- To nie jest śmieszne – naburmuszyłem się – Wykorzystujesz moją słabość do słodkiego! – nic lepszego nie przyszło mi do głowy.

- O, nie. To przypadek, że zawsze przed każdym naszym pocałunkiem ja jem słodycze. U Slughorna podwędziłem mu jakiegoś cukierka, ale skąd miałem wiedzieć, że później będę miał takie urozmaicenie dnia?

- Idziemy! – tym razem nie dałem się sprowokować, co dziwiło mnie samego. – Zdecydowałem, że spotkamy się z Oliverem. Raczej nic mi nie grozi.

- Oczywiście! Przecież ja będę z tobą! – chłopak wypiął pierś i mocniej ścisnął moją dłoń.

- Pomyliłem się, grozi mi... – zaśmiałem się słysząc niezadowolony jęk Blacka – Ty jesteś niebezpieczny.

- Wypraszam sobie!

 

Kilka godzin, jakie mieliśmy do czasu spotkania z Oliverem mijało zabójczo powoli i ciężko było mi wysiedzieć na miejscu. Ciągle zastanawiałem się czy uda nam się wymyślić jakąś dobrą wymówkę dla Jamesa i Petera, jako że Sheva zaraz po podwieczorku zmył się do Fabiena nie mając zamiaru wracać na noc do dormitorium. On chyba jako jedyny nigdy nie wchodził nikomu w drogę, pomijając jego pierwsze spotkanie z Lucjuszem i jego bandą. Zawsze przydatny, wyrozumiały i nigdy nie zadający zbędnych pytań. Andrew był najbardziej przydatnym elementem naszej paczki.

- Nuuudzi miiii sięęęę... – J. zawył żałośnie leżąc na podłodze w Pokoju Wspólnym i bawiąc się poduszką niczym młody kot. – Wymyślcie coś, bo mi się nuuudziiii...

- Trzymaj! – Syriusz wyciągnął w stronę okularnika podręcznik do Historii Magii, który ktoś zostawił na sofie. – Może nie jest interesujący, ale zawsze możesz zagrać w Kółko i Krzyżyk na rozdziale o Wielkiej Wojnie Chochlików Północnosłowiańskich.

- Bardzo zabawne, Syri! Ja umieram z nudy! Rozumiesz?! Umieram! – chłopak przytulił do siebie szkarłatną poduchę i zaczął się wiercić.

- James? – pewny głos jakiejś dziewczyny sprawił, że Potter uspokoił się momentalni i zerwał na równe nogi. Nadia Marson, wysoka pierwszoklasistka o czarnych, długich włosach, które rozpuszczone kołysały się na boki, kiedy chodziła i dużych, niebieskich oczach, skinęła głową na okularnika, który jak sparaliżowany podszedł do niej. Dziewczyna zaciągnęła go na drugi koniec Pokoju, w czym Syriusz zauważył swoją szansę.

- Idziemy, Remi. – szepnął i cichcem wyciągnął mnie z pomieszczenia. Byłem ciekaw, o co chodziło dziewczynie, w końcu J. wyglądał jakby go mieli zabić. Jego kontakty z płcią przeciwną ograniczały się do mijanki na korytarzu, a tu nagle list, teraz jakaś poufna rozmowa... Wolałem chyba nie znać szczegółów tego całego zamieszania.

- Syriuszu... – zacząłem po chwili cichego marszu – A gdzie jest ta Wieża Wschodnia?

- A gdzie jest wschód? – Syri zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco z lekko głupawą miną.

- Na początek sprawdź, z której strony rośnie mech... – uśmiechnąłem się, a Black zaczął się rozglądać uważnie po ścianach i podłodze, by po chwili znowu przenieść wzrok na mnie.

- Ale tutaj nie ma mchu! – chłopak w końcu zrozumiał aluzję, a przynajmniej częściowo pojął, o co chodzi.

- Zdziwiłbym się gdyby był. Chodź, bo nie dotrzemy tam nigdy, a Filch na pewno nie będzie czekał aż sami do niego przyjdziemy. – ruszyłem w głąb korytarza kierując się raczej na wyczucie niż za pomocą sprawdzonych metod. Oddałbym wiele by móc jakoś uniknąć kłopotów, które mogły pojawić się w każdej chwili. Ciarki przechodziły mi po plecach na samą myśl o tym, co by się stało gdybyśmy natchnęli się na Irytka, woźnego lub któregoś z nauczycieli, pomijając dwóch, którzy byli nam poniekąd przychylni. Oczyma wyobraźni widziałem już Camusa w rozchełstanej koszuli, Fillipa, który mruczy niezadowolony i zdziwionego Filcha, który jeszcze przed chwila miał nadzieję, że nasza wymówka była tylko kłamstwem. Cóż, czasami warto było mieć dobre układy z profesorem i zawsze można było wykorzystać to w krytycznej sytuacji, jednak wolałem bez przeszkód przeżyć dzisiejszy dzień.

Sam nie wiem, jakim cudem, ale chwile później byliśmy już na miejscu, a Oliver czekał na nas siedząc pod ścianą.

 

  

piątek, 23 lutego 2007

T^T

Wybaczcie mi, ale dziś noty nie będzie:

1. Mój brat wrócił do domu i nie mam humoru

2. Mam pustkę w głowie

Ale za to w niedzielę postaram się dodać coś dłuższego, jeśli mi się uda.

 

  

środa, 21 lutego 2007

Poradnik

Wtuliłem się w Syriusza i spojrzałem na jasno świecące gwiazdy. Nie chciałem wracać do naszego dormitorium. Mógłbym całą noc spędzić w objęciach chłopaka, czując jak jego przyjemny zapach drażni moje zmysły, a ciepła dłoń spokojnymi ruchami sunie po moich plecach.

- Wiesz, Remi. – zaczął po chwili, a jego pierś uniosła się wysoko, kiedy nabierał powietrza – Zanim się rozstaniemy na wakacje, musimy wymyślić jakieś stylowe pożegnanie. W prawdzie moje ciało już tylko czeka, aż twoje będzie gotowe, ale zawsze możemy robić, co innego... – jego głos leciutko zadrżał.

- Syri... – westchnąłem nie pierwszy raz załamany wywodami młodego Blacka – Ty najlepiej zajmij się egzaminami, a nie planami – bardzo dobrze rozumiałem sens słów chłopaka, a na moich policzkach przeważała czerwień, jednak mimo zażenowania podobało mi się to, że kruczowłosy jest coraz bardziej napalony. Niemal nie mogłem od siebie odpędzić wizji tego jak nie dopieszczony będzie po upływie tych dwóch miesięcy lata. Jego ciało już teraz zaczęła nabierać męskich kształtów, podczas kiedy moje nadal należało do dziecka spotkanego w pociągu pierwszego dnia i chyba właśnie, dlatego tak dobrze czułem się w bezpiecznych ramionach Gryfona.

- Ale tylko pomyśl. – Syriusz nie spoczął i nadal męczył wszystko wkoło swoimi dość jednoznacznymi teoriami – Okres dojrzewania zaczyna się między 10 a 17 rokiem życia. Czyli jakby nie patrzeć to niedługo i ty będziesz myślał podobnie jak ja, a co to oznacza?

- Że zaraz cię uderzę! – warknąłem i wstając usiadłem na biodrach kruczowłosego patrząc na niego z lekkim niezadowoleniem.

- Nie! To oznacza, że będziesz równie napalony jak ja, a wtedy nie będziesz mi się opierał. – Black wyszczerzył się i przeciągnął. – Będę musiał opracować jakąś lepszą metodę na pozbywanie się Jamesa i Petera. W końcu Sheva zawsze wyjdzie z pokoju, jeśli się go poprosi, a oni mogą stanowić problem.

- Czegoś ty się naczytał? – uniosłem brwi i delikatnie uderzyłam chłopaka w czoło.

- Zaraz ci pokażę! – Black zadowolony uniósł kolano dotykając nim moich pleców i sięgnął do niego. Wyjął niewielką książeczkę z dwoma rozmawiającymi chłopcami na okładce i zadowolony z siebie podał mi ją.

- I ty to nosisz? – na mojej twarzy pojawił się przesadnie szeroki, ironiczny uśmiech.

- W skarpecie. – tym razem sam siebie walnąłem dłonią w głowę z cichym jękiem. – Ale tylko popstrz, zaznaczyłem najciekawsze kawałki. – Na szybkiego zacząłem przeglądać Poradnik zatrzymując się na stronach z podkreślanymi zdaniami.

- Powiedz mi jedno... – moje policzki płonęły i z trudem powstrzymywałem się by nie zacząć się wiercić siedząc na chłopaku – Dlaczego wszystko, ale to wszyściusieńko co podkreśliłeś dotyczy... naszych narządów płciowych? – ostatnie słowa powiedziałem ciszej siląc się na normalny ton głosu.

- Bo to najlepsze i najważniejsze kawałki. – Syri wydawał się mówić o czymś równie normalnym jak quidditch z tym jednym wyjątkiem, że jego usta bez przerwy wykrzywiały się w specyficznym uśmiechu. – Nawet nie wiesz jak dobrze się to czyta przed snem. – poczułem dreszcz przechodzący przez całe moje ciało i zszedłem z chłopaka kładąc się obok w bezpiecznej odległości. Teraz wiedziałem, dlaczego przez ostatnie tygodnie Syri jęczy coś przez sen i rozkopuje się zrzucając na podłogę pościel. Po takiej dawce wiadomości na pobudzenie hormonów dziwiłem się, że jeszcze wytrzymuje samotne noce.

- A kto powiedział, że ja zgodzę się być na dole? – to pytanie byłoby zupełnie wyrwane z kontekstu gdyby nie fakt małego rysuneczku na jednej ze stron książki.

- CO?! – otworzyłem usta i potarłem ucho starając się złagodzić skutki wrzasku Syriusza, który zerwał się do siadu niemal z przerażeniem patrząc na mnie. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to nie ja będę dominował w naszym związku? – chyba tylko na wspomnienie wściekłej matki kruczowłosy reagował z większym strachem w oczach. – Rozmawialiśmy kiedyś o czymś podobnym, pamiętasz? Nie zrobisz mi tego, mam rację? Nabijasz się. – z jego słów można było wyczytać szczere błaganie. Sam nie myślałem, że dręczenie chłopaka w taki sposób może być tak przyjemne. Całe poprzednie rozbawienie i radość całkowicie wyparowały pozostawiając czyste przerażenie i niepewność.

- No, wiesz... – wzruszyłem ramionami skupiając wzrok na błyszczącym nieboskłonie – Na razie mamy jedenaście lat, ale niedługo, jak sam powiedziałeś, i ja zacznę dorastać i stanę się podobny do ciebie. Więc skąd pewność, że nie będę chciał dominować? – odwróciłem trzymany Poradnik pokazując Syriuszowi jego rysunek z innej perspektywy – Kilka poprawek i będzie jak znalazł. – chłopak wyrwał mi książkę z rąk i schował ją z powrotem za skarpetkę.

- Nie wieżę, że jesteś do tego zdolny! – zachmurzył się i ciężko opadł na ziemię.

- Skoro tak mówisz... – z przebiegłym uśmiechem przysunąłem się do Blacka i wstając położyłem się na nim. Widziałem jak w szarych tęczówkach jego oczu miesza się rozkosz i przerażenie. Z satysfakcją położyłem jedną dłoń na biodrze Syriusza gładząc je delikatnie zaś drugą podniosłem jego szatę szkolną i podkoszulek drażniąc skórę na brzuchu kruczowłosego. Poruszał się niepewnie i najwyraźniej zastanawiał co powinien zrobić. Widziałem jak unosi ręce chcąc mnie zepchnąć jednak szybkim ruchem zacisnąłem palce na jego nadgarstkach i unieruchomiłem jego ręce tuż nad głową. Sam nie myślałem, że mogę być w tym aż tak dobry, ale ten słodki wyraz twarzy Gryfona tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że czasami warto być ciut wrednym.

- Remi... – jęknął – Nie wygłupiaj się, złaź! – milcząc uśmiechnąłem się i pochyliłem nad chłopakiem.

- Nie. – pocałowałem go mocno i przez chwilę zapominając o wszystkim, a uścisk moich palców zelżał, co Syri musiał wykorzystać zwalając mnie i samemu siadając na moich biodrach bez słowa całując mnie dalej.

- Ja przepraszam, że wam w takim momencie przeszkadzam... – niepewny głos przerwał dość brutalnie całą zabawę, a Black zrezygnowany jedynie odsunął swoją twarz. – Nie widzieliście Gabriela? – przewróciłem oczyma słysząc pytanie stojącego w drzwiach na taras Michaela.

- Nie, ale dobrze, że jesteś! – w głosie Blacka zabrzmiała nuta nadziei. – Powiedz mi, Rica jest na dole, nie? – gdyby nie fakt, że z Syrim na sobie czułem się mało komfortowo roześmiałbym się głośno.

- Jakby to powiedzieć... – Ned zawahał się i podrapał po ciemnej czuprynie długich włosów, które teraz w nieładzie opadały gdzie tylko się im podobało. – Nie zawsze. Kiedy się zdenerwuje to ja muszę być pod nim... – żałosne westchnienie potwierdziło jego słowa – Właśnie teraz staram się złagodzić sytuację, bo mi uciekł, kiedy powiedziałem, że mam lenia i wolę żeby to on odwalił za mnie większość roboty. Dostałem za to w twarz, a on trzasnął drzwiami i wyszedł... – z twarzy Syriusza zniknął początkowy lekki uśmieszek – Koniec tego dobrego. Muszę go znaleźć i to jak najszybciej. – Nedved szybko odwrócił się w zniknął w ciemnym korytarzu, a Syri niezadowolony zgramolił się z mojego ciała. - Ja nie chcę skończyć tak jak on! – załkał teatralnie – Ja zostałem stworzony do dominacji! Cała moja duma ucierpi, jeśli pozwolę sobie na cos takiego! Jestem skończony!

- Jesteś głupi! – poprawiłem go – Totalnie tępy, nienormalny i walnięty! – chociaż Black czasami strasznie przypominał mi Michaela jakoś ciężko było mi wyobrazić go sobie w sytuacji, kiedy to ja całkowicie i na serio przejmuję inicjatywę. Zabawa mogłaby być niezłe, ale efekty opłakane. O wiele bardziej podobała mi się wizja zajmującego się mną Syriusza niż jakakolwiek inna, a chłopak chyba w końcu zrozumiał, iż przez cały czas nabijałem się z niego. Znowu przytulił mnie mocno i otarł się o mój bok mrucząc zabawnie. Wiedziałem, że kiedyś mi się oberwie za to wszystko, ale wolałem nie wybiegać za bardzo w przyszłość.

- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś... – szepnął cicho i spojrzał na wąski sierp księżyca. Osobiście mogłem go w ten sposób straszyć o wiele częściej i zastanawiałem się czy od czegoś takiego można się uzależnić. Syriusz Black błagający o możliwość dominacji i jęczący za każdym razem, kiedy to nie on robi ten najważniejszy krok. Samo wyobrażenie sobie tego było wystarczająco piękne, a co dopiero możliwość realizacji...

 

  

niedziela, 18 lutego 2007

Nowa miłość

18 maj

Po dość męczących lekcjach, na których głównie wysłuchiwaliśmy przydługich monologów na temat zbliżających się egzaminów przesadny optymizm i wniebowzięcie Pottera nie było dobrym omamem. Na samą myśl o tym, że chce zebrać wieczorem całą naszą piątkę i uroczyście zdradzić nam tajemnicę swojej nowej miłości ciarki przechodziły mi po plecach. Mogłem spokojnie spodziewać się wszystkiego, co najgorsze, jako że przy Jamesie nic nie mogło być do końca normalne, a już na pewno racjonalne. Przez wszystkie te miesiące poznałem go, aż za dobrze.

Nie zdziwiło mnie to, że J. wyglądał przez drzwi sypialni patrząc czy ktoś nie podsłucha w czasie, kiedy on ogłaszać będzie ‘wspaniałą nowinę’. Raczej nikt nie interesował się tymi sprawami poza naszą paczką, jednak nadal nie dawała nam spokoju sprawa listu, który ni jak nie zaprowadził nas do tajemniczej dziewczyny. Wolałem nie myśleć, co stałoby się z Potterem i jego nowym ukochanym gdyby sama zainteresowana dowiedziała się o wszystkich intrygach Jamesa. Nawet, jeśli chłopak nie mówił nam wszystkiego to z łatwością można było zauważyć dziwne uśmiechy i przymilny ton niektórych uczniów w stosunku do niego.

- Jako, że zebraliśmy się tu wszyscy by usłyszeć tak długo oczekiwane nazwisko mojej nowej wielkiej miłości... – okularnik spojrzał na Shevę i westchnął głośno. – Oświadczam wszem i wobec, iż jest to nie, kto inny jak... Severus Snape!

- Merlinie! – Syriusz podniósł się z miejsca i poklepał mnie po plecach, kiedy zakrztusiłem się słysząc Pottera.

- Jestem rad, że cieszycie się z mojego szczęście – ciągnął dalej w tym samym lekko patetycznym stylu szczerząc się szeroko. – Wydarzenia ostatnich... godzin... pozwoliły mi na dokładne przeanalizowanie sytuacji i jedno znacznie wskazały mi właściwą drogę...

- Lecz się, J.! – Black zaczął krążyć po pokoju – To Ślizgoński zboczeniec! Dobierał się do Remusa! Nie możesz ot tak sobie się w nim bujać! To zdrada!

- Nie prawda! – James wypiął pierś przyjmując pozę gotowego do ataku koguta – Sev jest słodki i niewinny... – po raz kolejny zadławiłem się śliną – W dodatku ma temperament, wie, czego chce i jest bardzo namiętny, czego Remi już sam doświadczył.

- Mam cię w nosie, Potter. Wychodzę. – Sheva wydawał się być tak samo zbulwersowany jak Syri. Nie dziwiłem się temu, gdyż, kiedy poprzedniego wieczora dowiedział się o całym zajściu z Snape’m wyglądał jak po jakiejś kuracji wstrząsowej.

Drzwi trzasnęły i Andrew już nie było w pokoju. Kruczowłosy też zbierał się do wyjścia łapiąc mnie za rękę i chyba jedynie Peter wydawał się ucieszony faktem pozyskania sojusznika w staraniach o Narcyzę.

- Ja was nie rozumiem! – J. nadąsał się i usiadł ze skrzyżowanymi dłońmi i nogami na swoim łóżku – Ja tu wam mówię, że się znowu zakochałem, a wy reagujecie jakbym mówił, co najmniej o górskim trolu!

- Ja jestem za trolem, stworzycie idealną parę. – Syriusz zaśmiał się cierpko i nie chcąc dłużej słuchać wywodów Pottera wyciągnął mnie z sypialni.

Wolałem nie wypowiadać się na temat upodobań okularnika więc opuszczenie pokoju było dla mnie zbawienne. W głębi czułem pewien uraz do Ślizgona, ale wolałem nie mówić o tym głośno. Syri bez większych obiekcji głośno wygłaszał całe litanie obelg w kierunku Severusa i cieszyłem się, że grupy na Eliksirach zostały zmienione, dzięki czemu nie mieliśmy żadnego kontaktu z Slytherinem poza posiłkami i przeciskaniem się w czasie przerw między uczniami z Domu Węża. Teraz jednak wszystko wskazywało na to, że będziemy musieli zaakceptować decyzję okularnika, który uparty jak osioł na pewno nie zmieniłby zdania, co do tej sprawy, a tylko bardziej zacząłby się obnosić ze swoimi uczuciami.

Nawet nie zauważyłem, kiedy Syriusz wyprowadził mnie na jeden z tarasów w zamku. Mrok już powoli opanował błonia i Zakazany Las, a ptaki umilkły ustępując miejsca świerszczom. W powietrzu przyjemnie pachniało wiosną i powoli zbliżającym się latem. Nawet mgła unosząca się nad jeziorem niemal całkowicie zniknęła pozostawiając po sobie jedynie słabą, lśniącą poświatę. Kruczowłosy z westchnieniem oparł się o mur w pobliżu drzwi i zsunął po nim na ziemię siadając w lekkim rozkroku. Z jednej strony wydawał się być zamyślony, zaś z drugiej delikatny uśmiech zdradzał, czego oczekuje. Kręcąc głową usiadłem między nogami chłopaka, który objął mnie w pasie i przytulił się mocno. Czułem jego niespokojny oddech i nierówne ruchy klatki piersiowej.

- Musimy coś wymyślić, Remi – wyszeptał i pocałował mnie lekko w policzek – Z każdą chwilą coraz więcej osób mi się do ciebie dobiera. Najpierw ta wariatka, teraz ten kochaś Lucjusza. Jeszcze trochę i będę musiał cię odganiać od połowy szkoły! – jego głos brzmiał pewnie i ostro, a usta powoli ześlizgnęły się w dół składając kolejny miękki pocałunek na mojej szyi. Jęknąłem i przechyliłem głowę w bok zapraszając tym samym chłopaka, który zamruczał ucieszony i zaczął spokojnie muskać moją szyję. Uśmiechnąłem się sam do siebie odrywając się do rzeczywistości i pozwalając ciepłym wargą błądzić po mojej skórze. W tej chwili mało interesowało mnie to, że ktoś się mną interesował. Czując łaskoczące pocałunki kruczowłosego zapominałem o wszystkim. Poczułem jak chłopak zatrzymuje się w jednym miejscu kilka centymetrów poniżej mojego ucha, a jego palce zacisnęły się na przegubach moich dłoni.

- Co ty... – zapytałem, ale zaraz potem jęknąłem uświadamiając sobie zamiary Blacka. – Nie! – szarpnąłem się, jednak szarooki tylko mruknął coś pod nosem i zaczął mocno ssać skórę na mojej szyi. – Przecież ci mówiłem! – wyrywałem się, ale Syriusz objął mnie pewniej i na chwilę odsunął usta maltretowanego miejsca.

- Nie ma ‘nie’ – szepnął – Muszę cię naznaczyć tak żeby nikt więcej mi cię nie tknął – wilgotne wargi powróciły do poprzedniego zajęcia, a ja wiedząc, że nie mam z Blackiem większych szans zajęczałem jeszcze kilka razy poddając się jego woli. Nie lubiłem tego rodzaju pieszczot, ale Syri wprost je ubóstwiał. W szarych tęczówkach zawsze lśniła duma, kiedy pozostawiał na moim ciele maleńką, czerwoną plamkę.

- Zadowolony?! – żachnąłem się, kiedy skończył i polizał delikatnie swoje dzieło. – Może na tyłku mi jeszcze tatuaż zrobisz?! – z wyrzutem skrzyżowałem ręce na piersi.

- Nie bądź taki. – zaśmiał się cicho – Chociaż to kusząca propozycja, miałbym okazję dokładniej sobie ciebie pooglądać...

- Głupek! – odsunąłem się od chłopaka i odwracając spojrzałem na niego wściekły. – O tej porze roku raczej nie wypada mi chodzić w golfach, nie sądzisz? A przez ciebie będę paradował z tym CZYMŚ na szyi!

- To jest znaczek firmowy, ale chyba powinienem się jeszcze pod nim podpisać... – udał, że się zastanawia. – Wtedy każdy wiedziałby, że tylko ja mam do ciebie prawo. W końcu nie mogę pozwolić konkurencji na zbytnią pewność siebie. – na jego ustach widniał szeroki uśmiech.

- Za kogo ty mnie masz? – spuściłem głowę i zatrzymałem wzrok na przestrzeni dzielącej mnie i kruczowłosego. Jakoś nie podobała mi się wizja traktowania mnie jak kartę przetargową, która kiedyś może się przydać, a teraz powinna spokojnie leżeć i nabierać wartości. Nie tego oczekiwałem.

- Remusie, przecież nie robię tego dla zabawy... – posłałem mu wymowne spojrzenie – No może troszeczkę. – zachichotał – Ale to tylko, dlatego, że jesteś taki słodki z tym maleństwem na szyi. Poza tym ty też nie chcesz żeby ktoś się do ciebie przystawiał. – Syri przysunął się do mnie i objął przepraszająco. Starałem się ukryć uśmiech cisnący się na usta, ale nie udało mi się to. Przytuliłem się do chłopaka i słyszałem jak westchnął z ulgą. Ten etap miałem już za sobą od pewnego czasu, jednak nadal ciężko było mi przyzwyczaić się do niektórych specyficznych zagrań z jego strony. Pomimo pewności siebie, jaką się odznaczał lubiłem, kiedy na jego twarzy widniał leciutki grymas zaniepokojenia i niepewności. Zauważyłem, że coraz bardziej zaczynało mi się to podobać.

- Musisz mi to wynagrodzić! – stwierdziłem ostro, a jego oczy rozbłysły niebezpiecznie.

- Z największą chęcią... – wymruczał i pchnął mnie na ziemię kładąc się na mnie. – Co powiesz na to? – pocałował mnie namiętnie i wsunął język w moje usta. Zajęczałem czują przyjemną pieszczotę i delikatne łaskotanie na podniebieniu.

 

  

piątek, 16 lutego 2007

Kartka z pamiętnika X - Oliver

Mrożąca fala chłodu otuliła mnie niczym płaszcz, a moje oczy zamknęły się na chwilę. Ból, jaki czułem wewnątrz serca nasilił się, a łzy, które powinny spływać po moich policzkach nawet nie wypłynęły spod powiek. Niczym przez mgłę pamiętałem to, co wydarzyło się zaledwie chwilę wcześniej. Ares, dzieciaki, biblioteka... To nigdy nie miało miejsca, a jednak raniło moją duszę. Każda komórka mojego mózgu odtwarzała wszystkie wspomnienia związane z Fillipem i jasno dawała mi do zrozumienia, że nie mam najmniejszych szans na to by zając jedno z najważniejszych miejsc w sercu chłopaka. Od kilku lat starałem się uciszyć cichy szept, który słyszałem za każdym razem, gdy byłem sam, ten cholerny głos, który powtarzał bez przerwy, że nie zostałem stworzony do miłości. Teraz pośród tego chłodu, który zdawał się szczypać nagą skórę na mojej twarzy i dłoniach wyraźniej niż kiedykolwiek słyszałem drwiący śmiech będący szeptem mojej duszy. Kochałem, jednak moje uczucie nigdy nie zostanie odwzajemnione.

- Więc pozwól bym je zabrał... – ostry ton czyjegoś głosu wystraszył mnie, ale nie byłem w stanie otworzyć oczu mogąc jedynie wsłuchiwać się w chłodno wypowiadane słowa – Oddaj mi je... Smutek, ból, cierpienie, bezużyteczną miłość, która tylko cię rani. Zapomnij o nim, o tym, co czujesz i pozwól bym to ja zajął jego miejsce... – zadrżałem i jęknąłem próbując się podnieść z twardej posadzki, na której leżałem.

- Nie... – odezwałem się z trudem siadając na kolanach, a moje powieki nadal nie chciały się uchylić.

- Kiedy zrozumiesz, że to nie ma najmniejszego sensu? – mężczyzna wydawał się podchodzić do mnie, lecz nie czułem w ogóle jego obecności. Nie miałem też pojęcia, kim jest i czego ode mnie chce. Słyszałem go i w tej chwili wyłącznie na tym jednym tylko zmyśle mogłem polegać.

- K... Kim jesteś? – drgnąłem, gdy zimne palce przesunęły się po mojej twarzy, a kończyny odmówiły mi posłuszeństwa nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Czułem się tak jakby ktoś drażnił moją skórę soplami lodu schodząc na szyję i powracając do linii szczęki, a kciuk otarł się delikatnie o moje wargi.

- Ty mi to powiedz... – głos nawet nie zadrżał, a druga chłodna dłoń spoczęła na moim biodrze. – To twoje oczy nadają mi kształt, twój dotyk może sprawić bym istniał, a usta pozwolą mi czuć. Tylko ty możesz mnie nazwać...

- N... Nie... – wyjęczałem, kiedy świeży, mroźny oddech otulił moją twarz, a lodowate wargi spokojnie musnęły moje własne. Mężczyzna bez problemu położył mnie na ziemi, a ja nadal nie byłem w stanie się ruszyć, niczym lalka, która bez właściciela nie może zmienić miejsca, w którym ją położono.

- Zapomnisz... Kiedyś o nim zapomnisz... Znowu stanie się tym samym chłopakiem, którym był dla ciebie na samym początku... Pozwól mi tylko być tym, który zajmie jego miejsce... – kolejny pocałunek podrażnił moją szyję w miejscu gdzie bez problemu wyczuć można było puls. Mimo, że serce waliło mi w piersi jak oszalałe krew płynęła powoli zaprzeczając anatomii. Chłodne palce wślizgnęły się pod moją koszulkę unosząc ją i powoli ściągając. Chciałem krzyknąć, zaprotestować, jednak usta nieznajomego zamknęły moje słowa w swoim wnętrzu. Mimo, iż można to było nazwać zaledwie dotykiem nie byłem w stanie wyrwać się spod mrożącego władania jego warg. Nie chciałem tego. Nie chciałem niczyjej bliskości, chyba, że byłby to Fillip, tym czasem mężczyzna całował moją klatkę piersiową sunąc palcami po moich żebrach. Głos uwiązł mi w gardle i teraz nie miałem już nawet jak wołać o pomoc. Mogłem jedynie leżeć poddając się całkowicie woli człowieka, którego twarz nawet nie znałem.

- Chcesz wiedzieć, kim jestem? – wyszeptał, a jego zimne dłonie ujęły moją twarz. – Więc otwórz oczy. Popatrz na mnie! – mimo, że spokojna barwa jego głosu nie zmieniła się ani trochę wiedziałem, że jest to polecenie, które muszę wykonać. O dziwo udało mi się podnieść powieki i żałowałem, że tak się stało. Dwa zamarznięte jeziora jego oczu zatopiły mnie w swojej niezmierzonej i niebezpiecznej głębinie, a piękna twarz wydawała się odbijać taki sam smutek, jaki niejednokrotnie widniał na moim obliczu, gdy tylko myślałem o Fillipie i Marcelu, którego, mimo iż chciałem nienawidzić, nie byłem w stanie.

- Oddam ci to, co zabrałem... – mężczyzna westchnął i po raz trzeci już musnął moje wargi. Nie wiem jak to było możliwe, ale właśnie wtedy poczułem, że znowu mogę mówić.

- Zostaw mnie! – wrzasnąłem i zdziwiony odsunąłem od nowego nauczyciela. Znowu mogłem panować nad swoim ciałem, jednak, kiedy tylko mój organizm zdołał powrócić do poprzedniego stanu poczułem jak bardzo jest mi zimno. Zacząłem się trząść i obejmując ramionami miałem nadzieję, że to, chociaż w małym stopniu pomoże mi się ogrzać.

- Nie jestem Aniołem, więc nie oczekuj, że dam ci spokój... – szept Reijela sprawił, że na nowo zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje. Nie wiem, co to było za miejsce, ale poza podłogą i czterema ścianami nie było tam zupełni nic. Mrok spowijał wszystko, a jasne oczy jako jedyne kryły w sobie wyjście z tego pomieszczenia.

- C... Czego chcesz...? – wydusiłem z trudem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Mężczyzna wstał i powoli podszedł do mnie. Chciałem się odsunąć jednak lodowata ściana odcięła mi dalszą drogę ucieczki. Otworzyłem usta by zacząć krzyczeć, ale jedynym szybkim ruchem jasnowłosy mocno zacisnął palce na mojej szczęce i brutalnie pocałował boleśnie wciskając język w moje gardło. Gdyby nie jego dłoń odgryzłbym mu go, a on najwidoczniej zdawał sobie z tego sprawę. Siła, z jaką mnie całował była niemal nie do zniesienia. Chciałem płakać, ale łzy nawet nie pojawiły się w moich szeroko otwartych oczach. Zacisnąłem dłonie na jego koszuli starając się go odsunąć, co nie przyniosło żadnego efektu. Mimowolnie zajęczałem w usta mężczyzny, a on odsunął się leniwie.

- Teraz wiesz już wszystko... – stwierdził i kucając powiódł palcami po mojej piersi zostawiając na niej potworne uczucie chłodu. Jego dłoń niczym kleszcze zacisnęła się na przegubach moich dłoni. Właśnie wtedy odzyskałem, choć odrobinę świadomości i zacząłem się wybywać. Nauczyciel podniósł się odrobinę i pocałował moje nadgarstki, po czym szarpnięciem przygwoździł mnie do podłogi. Moje ciało zadrżało, gdy niesamowity ból i okropne pieczenie naznaczyły moje ręce, a na przegubach pojawiły się lodowe kajdanki przytwierdzając mnie do ziemi. Krzyknąłem głośno, ale z moich ust wydobył się jedynie zniekształcony szloch, który obiegł szybko całe pomieszczenie i umilkł jak gdyby nigdy się nie pojawił. Język mężczyzny prześlizgnął się przez moją pierś i mogłem przysiąc, iż to samo poczułbym gdybym nagą skórą dotknął świeżego śniegu. Starałem się kopnąć klęczącego przy mnie Reijela, lecz kiedy tylko moja noga znalazła się centymetr od jego głowy mocny chwyt uniemożliwił jej trafienie w cel, a palce mężczyzny werżnęły się w moje udo. Milcząc odsunął się i łapiąc mnie za drugą nogę z całych sił rozchylił moje uda. Czułem jak każdy jego dotyk sprawia mi ból. Nie protestowałem, kiedy sunął mi do kolan spodnie i bieliznę. Chciałem mieć wszystko za sobą, chciałem się obudzić i stwierdzić, że mogę płakać, a tym czasem drżałem z zimna nawet nie myśląc o zamiarach nauczyciela.

- D... Dlaczego? – zdołałem wyjęczeć, kiedy on wyłącznie przyglądał się mojej twarzy.

- Byś w końcu zapomniał... – wyszeptał, a jego palec bezceremonialnie wsunął się we mnie. Wydałem z siebie głośny pomruk, który sam nie wiem, czym właściwie miał być. Zimno rozeszło się po moim wnętrzu, a chłodna dłoń wydawała mi się być pokryta lodową powłoką, która ułatwiała mężczyźnie drażnienie mojego odbytu. Jasnowłosy ostrożnie potarł opuszkiem palca wrażliwe miejsce wewnątrz mojego ciała, co sprawiło, że przeszedł przeze mnie impuls podniecenia, który trafił dokładnie w to miejsce, w które powinien. Zajęczałem klnąc wszystko i wszystkich wokoło za to, że mój członek zareagował. Kolejny drażniący dotyk w tym samym miejscu i bez wątpienia jasnym stało się jak przyjemne było to doznanie. Zagryzłem wargę do krwi nie pozwalając sobie na jakiekolwiek odgłosy podniecenia. Mimo wszystko mężczyzna wiedział więcej niż mógłbym sobie wyobrazić. Powoli wyciągnął palec i wsadził go na powrót tym jednak razem dołączając do niego drugi. Znowu potarł prostatę najwyraźniej usatysfakcjonowany tym, co osiągnął, jednak nie zdradził się nawet jednym gestem, czy namiętnym westchnieniem. Jedną ręką rozpiął spodnie i zsunął je nieznacznie. Podniósł moje biodra i wyjął palce przysuwając swój członek do mojego wejścia. Nawet jeden mięsień nie drgnął na poważnej twarzy, gdy mocno wbił się we mnie. Rozrywający ból przeszedł przez całe moje ciało, a ja nie mogąc wytrzymać krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Nauczyciel wydawał się nawet tym nie przejmować. Momentalnie zaczął się poruszać tylko potęgując ból. Wyraźnie czułem jak duża jest jego męskość i jak nieprzyjemna jest jej obecność w moim wnętrzu, jednak mimo wszystko jakaś część mojego mózgu kazała mi zacząć pieścić samego siebie. Wygiąłem się w łuk, a Reijel pchnąłem mocno obejmując swoją dłonią moją, która właśnie sunęła po moim penisie. Moje ciało drżało i płonęło z rozkoszy i bólu, jednak jego nadal pozostawało zimne, mimo że krople potu lśniły na chłodnej twarzy. Zacząłem jęczeć pragnąc tym samym umrzeć, gdyż nigdy nie powinienem okazywać takiej słabości przed kimś takim jak ten właśnie mężczyzna. Gdy tylko moja świadomość zarejestrowała przymknięte oczy nauczyciela, który zdawał się spokojnie rozkoszować moim ciałem i własną przyjemnością nie zdołałem już opanować targających mną pragnień. Z krzykiem wylałem się w nasze dłonie, a kilka sekund później jasnowłosy wysunął się ze mnie i doszedł poza moim ciałem.

- Kiedyś zapomnisz... - wyszeptał, a sceneria przemieniła się we wnętrze jakiegoś pokoju. Mężczyzna otulił moje zmęczone i zmarznięte ciało kołdrą, po czym poprawił się w wyszedł przez jedne z drzwi.

środa, 14 lutego 2007

Odwet

Podobnie jak opis Petera na Transmutacji tak i akcja z Eliksirów została zaczerpnięta z mojej szkoły (klasy) na fizyce.

 

17 maj

‘Ślimaczkiem’ zmierzałem do biblioteki po dzisiejszej lekcji Eliksirów, na której J. i Syri zarobili po niezbyt chlubnych ocenach i ostrzeżeniu od Slughorna. Z jednej strony nie dziwiło mnie to, gdyż jak miał zareagować nauczyciel na ich dość nie odpowiednie zachowanie? Nawet, jeśli cała klasa miała ubaw, a profesor zdołał nas uspokoić to pewien niesmak po drobnym zamieszaniu chyba jednak pozostał.

Nadal miałem przed oczyma obraz Syriusza czytającego na głos jeden z rozdziałów o Napojach Spowalniających i Jamesa, który z głupkowatym uśmiechem głaskał go po dłoniach i przedramieniu. Black odpychał go jedną ręką w drugiej trzymając podręcznik i odchylał się na krześle pragnąc odsunąć się od Pottera, a głos drżał mu ze zdenerwowania. Najlepsze było chyba jednak to, że kiedy kruczowłosy schował ręce pod ławkę okularnik zaczął sunąc palcami po jego kolanach i udach robiąc przy tym niesamowite miny i powstrzymując śmiech, którym już dawno wybuchła cała grupa. Slughorn zwrócił na nich uwagę dopiero po pewnym czasie, kiedy to J. muskał delikatnie włosy na rękach Syriusza puszczając mu oczko i co jakiś czas machając przymilnie.

Gdyby nie fakt, że od razu można było zauważyć, że James się wydurnia mógłbym być zazdrosny, jednak to wyglądało dosłownie obłędnie. Skołowany Black, uśmiechnięty od ucha do ucha Potter, roześmiana klasa i nauczyciel, który nie wiedział, co ma zrobić. Dawno nie ubawiłem się tak jak tego dnia. Niestety koniec był taki, że dostając od kruczowłosego wyraźny rozkaz powolnego udana się do biblioteki starałem się jak najwolniej dowlec pod drzwi pomieszczenia i zachowując się w miarę normalnie nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi innych.

Od celu mojej jakże szybkiej podróży dzieliło mnie zaledwie kilka metrów, a chłopcy nadal do mnie nie dołączyli za to przed sobą widziałem Severusa, który opierając się o ścianę najwyraźniej na kogoś czekał. Widząc mnie szybko odsunął się i podszedł, ale jego kroki nie były już tak niepewne jak dawniej. Uśmiechnąłem się do niego, jednak on jedynie wyciągnął dłoń w moim kierunku i pchnął mnie na ścianę. Jęknąłem zdziwiony i chciałem zapytać, o co chodzi, kiedy Ślizgon przysunął się do mnie unieruchamiając moje ręce w nadgarstkach. Jego ciało mocno przywarło do mojego, a kolano brutalnie rozszerzyło moje uda. Zanim zdążyłem zareagować usta Severusa zniewoliły moje, a jego język zaczął przesuwać się po moich wargach. Szarpnąłem się i zajęczałem, ale chłopak jedynie pogłębił pocałunek. Sam nie wiem, dlaczego nie miałem siły by się wyswobodzić, ale moje ciało drżało, a łzy same napłynęły do szeroko otwartych oczu.

Jeszcze szybciej niż się to zaczęło wszystko się skończyło, a ja jak przez mgłę widziałem trzymającego się za policzek Snape’a, któremu krew leciała z rozciętej wargi. Czyjeś ramię objęło mnie mocno i przytuliło do piersi. Słone krople, które spłynęły mi po policzkach wniknęły w szatę Syriusza, którego rozpoznałem po zapachu. Oddychał szybko i ciężko, a jego głos brzmiał jak ciche warczenie.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! – syknął do Ślizgona i łapiąc mnie delikatnie za ramiona odsunął od siebie. – Nic ci nie jest, Remusie? Ten gad mógł cię skrzywdzić! – wściekłe spojrzenie posłane zszokowanemu Severusowi zawierało w sobie obrzydzenie i odrazę. – Zbliż się do niego jeszcze raz, a zabiję!

- Wątpię żebyś był w stanie. – zakpił Snape wycierając płynąca po brodzie krew. – Sam całowałeś się z Lucjuszem, nie pamiętasz?

- To ten psychol się do mnie dobierał, a nie ja do niego! – Syriusz na chwilę spuścił wzrok zapewne nadal pamiętając tamtą chwilę.

- Co nie zmienia faktu, że teraz jesteśmy kwita. – nie mogłem uwierzyć, że to ten sam spokojny chłopak, którym był na samym początku. Rysy jego twarzy stały się ostrzejsze, a spokojna, piękna twarz straciła dawną niewinność.

- Nie zbliżaj się nigdy więcej do Remusa! Następnym razem zatłukę cię tak, że rodzona matka cię nie pozna! – Syri mocno zacisnął dłoń na moim pasie jak gdyby to miało w jakiś sposób uwolnić mnie od Ślizgona.

- Akuratnie o nią bym się nie martwił. – zaśmiał się smutno ciemnooki – Zapewniam, że ma wprawę w tych sprawach, więc na pewno mnie rozpozna i większego wrażenia na niej to nie zrobi.

- Żebyś się nie przeliczył! – Black wyciągnął różdżkę w stronę chłopaka, który nie odezwał się już ani słowem. W tej właśnie chwili James podbiegł do nas i stanął zaskoczony widząc niemal trzęsącego się ze złości Blacka i skrwawionego na twarzy Severusa. Snape z powagą na twarzy przeszedł koło nas i odpychając okularnika minął także i jego.

- C... Co się stało? – Potter wpatrywał się otępiale w kruczowłosego i plecy odchodzącego Ślizgona. – Coś mnie ominęło?

- Zamknij się, James! – warknął Black i złapał mnie za rękę. – Niech ja tylko dorwę Lucjusza! Niech sobie trzyma swoje laleczki z dala od tego, co moje! – gdyby nie to, że Syri był w złym humorze prawdopodobnie zastanowiłbym się nad jakimś kazaniem na temat aktu własności i mojej przynależności do niego, jednak wolałem nie poruszać tego tematu. Sam nadal nie ochłonąłem po tym zdarzeniu i nieprzyjemnym doznaniu, jakim był ten pocałunek. Nie spodziewałem się czegoś takiego ze strony Severusa, który wydawał mi się całkowicie spokojnym chłopakiem. Z niesmakiem przełknąłem ślinę nadal odczuwając niemiły dreszcz i wilgotny język, który niedawno uporczywie starał się znaleźć w moich ustach.

Spuściłem głowę i pozwoliłem Syriuszowi pociągnąć mnie lekko za sobą. Jego zimna dłoń mocno ścisnęła moją, a wargi głośno pochłaniały powietrze.

- Syriuszu, ja... – zacząłem, jednak chłopak przerwał mi cichym syknięciem.

- Nic nie mów, wiem, co się stało, a raczej domyślam się i nie musisz mi nic tłumaczyć. Ten gnojek nigdy więcej cię nie dotknie!

- Syriuszu, uspokój się już, proszę... – jęknąłem i zatrzymałem się, co zmusiło kruczowłosego do spojrzenie na mnie.

- Jestem spokojny. – stwierdził – Ale nie podoba mi się, że to Ślizgońskie ścierwo cię dotykało i w dodatku całowało. – szarooki wykrzywił się. – Może się czepiać każdego, ale nie ciebie! Jesteś mój, mój i tylko mój! Nie oddam cię nikomu! W pokoju mamy spirytus salicylowy. On powinien ci usta odkazić...

- Nie dziękuję... Czysta woda w zupełności wystarczy. – pomysł Syriusza nie wydawał mi się wcale zachęcający. Wątpiłem jednak w to, że Gryfon zrezygnuje ze swojego planu. Najbardziej prawdopodobne było to, że sam natrze sobie wargi spirytusem, a później zacznie zmywać nimi pozostałości po Ślizgonie z moich ust. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie incydentu sprzed chwili. Jeśli kruczowłosy czuł się kilka miesięcy temu tak samo okropnie jak ja teraz to oddałbym wiele by mu tego oszczędzić.

- Zabiję smarkacza... – Black znowu pociągnął mnie za sobą i mruczał pod nosem najróżniejsze obelgi. – Wypruję flaki, przywiążę je do drzewa i każę mu biegać w około... Zapamięta mnie raz na zawsze... W najgorszych koszmarach nie przeżyje takiej gehenny jak teraz ze mną... Nauczy się trzymać łapska przy sobie... – nawet, jeśli nie była to odpowiednia chwila uważałem, że Syri wyglądał cudownie, kiedy myślał intensywnie z zawziętą miną i zdenerwowaniem, które sprawiło, że chłopak marszczył nos.

- Syri... – postanowiłem jakoś zmienić temat, by zapomnieć o wszystkim – Co powiedział wam Slughorn? – ten temat trochę zmniejszył napięcie, które targało szarookim.

- Po pierwsze, że nie chce więcej widzieć jak się na jego lekcji wygłupiamy, po drugie, że jeśli chcemy się wygłupiać to jemu to nie przeszkadza, ale mamy zakaz robienia tego na jego lekcjach, a po trzecie... Dobra, już nie pamiętam trzeciego. Za dużo tego było, ale opracowałem na niego metodę! – o dziwo chłopak wyszczerzył się dumny z siebie. – Trzeba mu jak najwięcej schlebiać, chwalić go i przyznawać zawsze rację, a łagodnieje jedząc ci niemal z ręki. – uśmiechnąłem się lekko i wtuliłem w ramię Syriusza.

- Dziękuję ci, że mi pomogłeś. – wyszeptałem, a Black zmierzwił mi włosy i odpowiedział cicho.

- Przecież ktoś musi cię bronić przed takimi napaleńcami, ale usteczka to ja i tak ci odkażę.

 

  

niedziela, 11 lutego 2007

Remi, ręka...

Potter był zdenerwowany, ale nikt z nas nie mógł wiedzieć, o co tak właściwie mu chodzi. List nie mógł na pewno, aż tak rozwścieczyć Jamesa, a jednak coś na niego wpłynęło.

- Chcesz nam o czymś powiedzieć, J.? – odezwał się Syriusz po dłuższej chwili denerwującej ciszy.

- Nic a nic. – warknął okularnik i odwrócił się do nas tyłem. – Chociaż nie... – usiadł energicznie na pościeli – Jak myślicie, jaki chłopak będzie do mnie pasował najbardziej? – tego się raczej nie spodziewałem, ale chłopak lubił zaskakiwać, co mu się w tamtej właśnie chwili udało idealnie.

- No, cóż... – Syri zwalił mnie ze swoich kolan na łóżko i puścił mi przepraszająco oko. – Na pewno nie ktoś pokroju Andrew. Zastanówmy się... Najlepiej ktoś podobny do ciebie? Sam nie wiem... Popatrz na Remiego, jak dla mnie to był to strzał w dziesiątkę... Ale dla mnie nie dla ciebie! – James właśnie wyszczerzył się w moją stronę. – Do niego się nie zbliżaj, ja go trzymam na czarną godzinę!

- Ty się dobrze czujesz? – Potter odzyskał dawną wesołość – Przecież go sobie nie podpisałeś.

- Zdziwiłbyś się, J. Oj, nawet nie wiesz jak bardzo. – na moich policzkach pojawił się rumieniec, mimo że nie przypominałem sobie żaby Black miał mnie naznaczyć na swoją własność. Mimo wszystko przyjemnie było słuchać jak wymyśla czasami lekko absurdalne wymówki żeby trzymać innych z dala ode mnie. Był słodki, kiedy się denerwował przy najmniejszym moim spotkaniu z kimkolwiek sam na sam. Później musiałem mu opowiadać wszystko ze szczegółami, ale wnioski zawsze wysuwał takie same ‘to jest moja potencjalna konkurencja, którą trzeba wyeliminować’. On raczej nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo podoba mi się ta jego słodka zazdrość, jednak na pewno jeszcze nie raz zdołam mu o tym powiedzieć.

- To teraz zrobimy tak... – zabrałem głos raczej mając na celu własne dobro niż okularnika, ale to już wynikało z ludzkiej, samolubnej natury. – J., ty zostajesz tutaj, bo nie wiadomo czy znowu ci czegoś ta dziewczyna nie przyśle, Syriusz idzie popytać chłopaków z naszej grupy, a ja zajmę się dziewczynami. Na Petera nie mamy, co liczyć, bo i tak właśnie po raz kolejny zabrał się za pisanie listu miłosnego do Narcyzy... – westchnąłem widząc jak chłopak zaczyna gryźć pióro, jak miał w zwyczaju zawsze, gdy intensywnie myślał.

- Remi, masz rację! Nie ma, co siedzieć, trzeba działać! – okularnik podniósł się z łóżka i zaczął wypychać mnie i kruczowłosego za drzwi. – To jest sprawa najwyższej wagi i nie możemy pozwolić sobie na zwłokę! Nie wracać mi tu bez informacji! – zatrzasnął za nami drzwi sypialni mrucząc cos jeszcze pod nosem.

- Szybko się uczysz, Remusie... – wymruczał Black i rozejrzał się po chwilowo pustym Pokoju Wspólnym. – Aż tak się stęskniłeś? – objął mnie w pasie i uśmiechnął się szeroko. – Moja szkoła, mój pieszczoch... – chłopak pocałował mnie delikatnie i pchnął na ścianę w pobliżu drzwi do naszego pokoju. Jęknąłem czując jak wsuwa kolano między moje uda.

- Syri, co ty...? – nie skończyłem, gdyż Black momentalnie zabrał nogę i pocałował mnie po raz kolejny.

- Ja tylko sprawdzam na ile jesteśmy do przodu. – stwierdził i przytulił mnie mocno. – Wiesz, że ja się w końcu wygadam z tym, że nadal jesteś ze mną? – wyszeptał – Każdy tylko by się do ciebie dobierał...

- Ty mówisz, że się dobierają, ale tylko ta wariatka z kucykami się przystawia... – fakt faktem od pewnego czasu unikaliśmy jej, ale kiedy tylko zauważała mnie z Syriuszem krzywiła się i zaczynała lekko drżeć zapewne ze zdenerwowania. Nie przepadałem za nią, jak i za każdą dziewczyną, która dla własnej przyjemności miałaby zamiar wieszać się na mnie, o próbach pocałunku nie wspominając. Jakoś nie cieszyło mnie to, że mam jakąś tam adoratorkę i prawdopodobnie wynikało to z mojego przyzwyczajenia do Syriego. On wystarczał mi w zupełności i nie potrzebowałem dodatkowego bagażu w postaci nawet nie znanej mi dziewczyny. Moja nieśmiałość już dawno została gdzieś w tyle i przestała się liczyć, a jej miejsce zajęło rozdrażnienie, którego powodem była bliskość osób zawadzających na każdym kroku, lub traktujących nas jak obiekt badań naukowych. Całe szczęście miałem grono wiernych przyjaciół, z którymi łączyło mnie wiele i miałem Syriusza, który zawsze plątał się gdzieś blisko z tym swoim wesołym uśmiechem i lekko szalonym wzrokiem szarych oczu.

- Co ty się mi tak przyglądasz? – kruczowłosy uświadomił mi właśnie, że trochę otępiale wpatruję się w niego, a moja ręka spoczywała na jego pośladkach. Speszony i lekko czerwony zabrałem dłoń.

- J... Ja.. Sorry... P... Przypadek... – wydukałem, a Gryfon roześmiał się głośno zapominając o Jamesie, który czuwał w sypialni. Szybko zakryłem szarookiemu usta dłonią i syknąłem uciszając go. Poczułem jak zaczyna ślizgać językiem po moich palcach, a kiedy chciałem się odsunąć złapał mnie za rękę i zmusił bym nie ruszał się z miejsca, podczas gdy on nadal lizał moją dłoń uśmiechając się i mrucząc cicho. Czułem się nieswojo, ale doznanie było dość intensywne. Zadrżałem, kiedy robił to nadal biorąc do ust jeden z moich palców zaczynając go lekko ssać. Wolałem nie wiedzieć skąd on brał wszystkie te pomysły, ale bez wątpienia odwiedził już wszystkich możliwych znajomych, który mogli posiadać jakąkolwiek wiedzę na tematy oczywiste dla każdego, kto znał Syriusza wystarczająco dobrze.

- Podoba ci się? – zapytał wesoło dumny z siebie przysuwając mnie bliżej i zaczynając lizać tym razem moje usta. – Zobaczysz zanim to zrobimy ja już będę mistrzem w tym fachu. – szczerość Blacka niemal mnie załamała, ale miło było słuchać jego zapewnień, które podświadomie były obietnicą wiecznego uczucia. Nie wiem czy byłbym w stanie przez całe życie odmawiać kruczowłosemu pewnych rzeczy, ale na pewno wolałem zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. Zaczynałem już myśleć podobnie jak on, co było straszne, bo oznaczało, że przez wakacje będę niedopieszczony i napalony, a to nie wróżyło dobrze. Zamiast zająć się nauką jak poświęcałem całe godziny na włóczenie się po zamku w towarzystwie Syriusza i przy każdej nadarzającej się okazji musieliśmy się obściskiwać, lub całować, co, mimo iż miłe to odbijało się na naszych wynikach.

- Remi, twoja ręka... – Black po raz kolejny zwrócił uwagę na moją dłoń spoczywająca na jego tylnej części ciała. Jeśli robiłem to podświadomie to wolałem nie myśleć, co by się działo gdybym spał z kruczowłosym w jednym łóżku.

Odepchnąłem Gryfona słysząc jak ktoś podchodzi do drzwi, a po chwili otworzyły się i James wyjrzał na zewnątrz.

- Już jesteście? – zapytał i rozglądnął się po pustym Pokoju. – Nikogo, nie ma?

- Jest wiosna, nie dziw się, tylko my gnijemy w szkole, a reszta bawi się na błoniach. Trzeba będzie ich dorwać na lekcjach, a teraz nie ma, co siedzieć nawet, jeśli jakaś dziewczyna znowu zacznie do ciebie pisać. Idziemy na zewnątrz! – Syriusz wyciągnął okularnika z sypialni.

- Mamy trzy możliwości. – zacząłem – Pierwsza, to dręczenie woźnego i rzucanie kamykami w jego okno, druga, dołapanie chłopaków ze starszych klas i znęcanie się nad nimi udając małe dzieci, trzecie, siedzenie i nic nie robienie. – zazwyczaj tylko to wchodziło w grę, a w szczególności trzecia propozycja.

- Idziemy się lenić! – odpowiedzieli zgodnie Syri i J.

- No to nie ma, co czekać! Jeśli nas Peter dorwie to nigdy nie zdołamy się uwolnić od tych jego listów i wierszy miłosnych! – złapałem chłopaków za ręce i pociągnąłem za sobą. Im może nie groziło sprawdzanie i poprawianie błędów, ale na pewno musieliby wysłuchiwać tego, co tam nabazgrał blondynek, a czasami było tam więcej głupot niż konkretów, a jego ostatnio napisana ‘Oda do cukierka’ była przegięciem na całej linii. Jeśli blondwłosa Black dostała poprzednią kopertę wysłaną jej przez Pettigrew to nie dziwie się, że miała taka skwaszoną minę przez ostatni tydzień. W prawdzie wiele razy proponowaliśmy z chłopakami, że napiszemy mu coś składnego, ale jego stanowcze ‘nie’ było raczej chęcią popisania się, niż przejawem zdrowego rozsądku, którego i tak chłopak miał niewiele sądząc po jego osiągnięciach we wszelkich dziedzinach życia.

 

  

piątek, 9 lutego 2007

Różowa?!

11 maj

Pierwsza lekcja z profesor McGonagall od dnia jej ‘wielkiego wejścia’ minęła bez większych ekscesów nie licząc jej zdenerwowania i laby, jaką Syriusz miał na kartkówce. Nie dało się nie zauważyć tego jak ściągał, jednak mimo wszystko nauczycielka nie zwróciła mu uwagi ani razu. Potter uznał, że musiała być jakaś rozkojarzona, zaś Sheva uznał jej dobre serce za wielkie odkrycie ostatnich tygodni. Cóż, żaden z nich nie miał pojęcia, w jakiej sytuacji została postawiona zaledwie we wtorek i woleliśmy o tym nie opowiadać. Na samo wspomnienie tamtego zdarzenia z trudem powstrzymywałem śmiech, a Black rzucał mi mordercze spojrzenia. Gdyby jego wzrok mógł zabijać chyba tylko mnie nic by się nie stało, w końcu, kogo, jak kogo, ale mnie by nie skrzywdził... A przynajmniej nie powinien. Szczęściem w nieszczęściu były lekcje Transmutacji, które całkowicie mogliśmy olewać, a profesorka wolała nie mieć do czynienia z nikim, kto znajdował się w danej chwili przy Syriuszu. Oddałbym wiele żeby móc jeszcze raz zobaczyć to wszystko jeszcze raz. Mimo wszystko Syri wolał żeby incydent nigdy nie miał miejsca, a życie toczyło się jak dawniej. Nie wiem jak ja bym się czuł gdyby to mnie nauczycielka widziała paradującego nago po pokoju, ale mogłem sobie wyobrazić coś takiego, co sprawiało, że niemal płakałem od powstrzymywanego chichotu.

- Czy nie możemy porozmawiać o czymś innym jak tylko o McGonagall?! – warknął w końcu Syriusz, kiedy naburmuszony wchodził do sypialni rzucając torbę w kąt. – O czymkolwiek! Chociażby o uprawie Ziemniaków Samoobierających w Afganistanie! Tylko nie o MCGONAGALL!

- To zrozumiałem, że za nią nie przepadasz, ale czego się tak złościsz? To tylko takie nasze gadanie... – wypowiedź Jamesa została brutalnie przerwana.

- CISZA! Ja wydaje polecenia, ja decyduje, o czym rozmawiamy, a o czym nie! – Potter aż podskoczył i zamilknął momentalnie nie chcąc wszczynać awantury. – Aktualny temat to... list Jamesa, który właśnie leży na jego łóżku! – zdziwiony popatrzyłem na Blacka, a później kolegów i pościel okularnika. James jak poparzony wziął do rąk kopertę i z mieszanką zaskoczenia, przerażenia i odrazy przyglądnął się trzymanej rzeczy.

- Różowa! – wrzasnął Potter, a kropelki jego śliny spadły na twarz Petera. Zbliżyłem się do kolegi i spojrzałem na list.

- Z plemniczkiem?! – jęknąłem oglądając starannie narysowaną ozdobę. Wolałem chyba nie wiedzieć, co jest w środku, a już na pewno, kto to napisał, jednak nawet Syri i Pettigrew wzdrygnęli się – Chyba na mnie powiesz, że to... – powoli zaczęło do mnie docierać, dlaczego J. jest załamany faktem otrzymanej koperty.

- Jest na niej pieczątka?! – Syriusz otrząsnął się po chwili, podobnie jak Pet.

- Gdzieś ty łaził, James?! Od dłuższego czasu cos ukrywasz, ale żeby...

- Przecież to straszne! – kruczowłosy wszedł blondynowi w słowo i wydawał się równie przestraszony, co sam okularnik.

- A o co właściwie chodzi? – początkowa inteligentna mina Pettigrew znowu zamieniła się w głupkowaty akcent kolejnego dnia szkoły. J. przetarł twarz dłonią i odetchnął głęboko nie chcąc się denerwować.

- A mówią, że to ja jesteś tępy... – wymruczał.

- Czyli? – Pet najwyraźniej był wyjątkowo tępy, lub po prostu nie obeznany w takich sprawach, co wydawało mi się na równi prawdopodobne z pierwszym wariantem.

- To jest... – James otworzył kopertę i wyjął z niej list czytając przez chwilę, a na jego policzkach pojawił się rumieniec. – list miłosny, Pet. Od jakiejś dziewczyny... Najgorsze, co może spotkać samotnego chłopaka, takiego jak ja... – okularnik był na prawdę przejęty. – Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że mi się podoba jakaś baba? One dużo mówią, są wymagające i trzeba się nimi zajmować! Jestem zgubiony!

- Nie przesadzaj, zawsze możesz uznać to za dowcip... – Syri chciał pocieszyć chłopaka, ale jego mina bynajmniej nie wydawała się świadczyć o wierze we własne słowa. Ja sam również czarno widziałem to wszystko. Potter może i przestał kleić się do Andrew, jednak teraz rozglądał się za zupełnie nowym obiektem westchnień i jak najbardziej nie miała to być przedstawicielka płci pięknej.

- No, ale skąd pewność, że to dziewczyna napisała? – ktoś musiał spojrzeć na tą sprawę obiektywnie, a chyba poza mną nie było w pokoju nikogo, kto mógłby to zrobić.

- Cytuję... – okularnik zadrżał – „Kiedy koło mnie przechodzisz zapiera mi dech, a gdy słyszę twój głos kolana mam jak z waty. Gdybyś tylko zechciał na mnie spojrzeć byłabym w niebie, jednak to zbyt wiele jak na jednorazowy dar od kogoś tak szlachetnego...” Ojciec zawsze mi powtarzał, żebym nie wierzył kobiecie i nie dał jej się zdominować... Kiedy mama mówiła, że kupiła bardzo tanią sukienkę, bo akurat udało jej się znaleźć odpowiednią to nigdy nie można było znaleźć ceny, a jej koleżanki wzdychały zastanawiając się jak jej nie żal wydawać taki majątek.

- Jesteś po prostu skąpy, J. – Syri usiał na swoim łóżku i uśmiechnął się do mnie – Osobiście nie chciałbym być na twoim miejscu, ale co do traconej na partnerkę... lub partnera... – druga opcja bez wątpienia podobała mu się znacznie bardziej, ponieważ niemal wymruczał te słowa – gotówki, to, jeśli moje kochanie będzie zadowolone to oddam wszystko, co posiadam.

- Black, ciebie na to stać, ja mam takie kieszonkowe, że ledwie mi starcza na czekoladowe żaby! – roześmiałem się mając przed oczyma obraz Pottera, który rzuca się zawsze na słodycze przysyłane przez matkę Pettigrew. Wolałem nie pamiętać o tym, że to Syriusz przytrzymuje blondynka, kiedy jest powoli ograbiany z jego racji żywnościowych. Sam miałem w tym swój udział, bo przecież to ja dzieliłem wszystko na równe części. Nawet, jeśli było mi wstyd to, kiedy przychodziło, co, do czego nie stawiałem oporów.

- A ja bym się na twoim miejscu cieszył! – Pet wybił się z tłumu jak zawsze, jeśli chodziło o sprawy uczuciowe. Jego miłość do Narcyzy mogła kiedyś zaszkodzić nam wszystkim, jednak miałem nadzieję, że niewysoki Gryfon zmądrzeje i zacznie patrzeć trochę krytyczniej na zachowanie i zachcianki swojej ukochanej. Jasnowłosa Black należała do najładniejszych dziewczyn w szkole, mimo iż chodziła dopiero do pierwszej klasy. Wyłącznie siostra mogła się z nią mierzyć. Westchnąłem i usiadłem na kolanach Syriusza tak jakby było to coś zupełnie normalnego.

- Jak dla mnie najlepiej będzie, jeśli dowiemy się, kto to pisał. – stwierdziłem i jęknąłem, kiedy Syri objął mnie przysuwając bliżej siebie. – Nie tak mocno, Black. Ja nie mam zamiaru na tobie leżeć. – syknąłem.

- A ja robić za prześcieradło, ale popieram pomysł. Trzeba rozpocząć śledztwo! – po tych słowach wypowiedzianych głośno Syri zaczął szeptać mi do ucha czułe słowa i zapewnienia o swoich usługach jako jakikolwiek element pościeli. Gdyby nie to, że raczej ja nie miałem okazji odpowiedzieć wyłącznie przygryzłem wargę, by nie zdradzić się z czymkolwiek. Spojrzałem na markotnego Jamesa, który doczytał list i schował go na samo dno szafki.

- Dobra! Dowiemy się, która wariatka się we mnie podkochuje, a przy okazji ja rozglądnę się za jakimś ciekawym męskim okazem. Co myślicie o Nicku Woodcroft? W prawdzie jest dość cichy, ale już ja bym go rozruszał.

- Jest różnica między rozruszać, a rozruchać, James... – Syriusz zaśmiał się i wychylił, by zza moich pleców dostrzec lekko zaczerwienionego okularnika. – Czyżbym trafił?

- Nie jestem taki jak ty, Black! – J. oburzył się, ale i dziwnie zaniepokoił, co mnie zastanowiło. – Dorwijmy lepiej tą dziewczynę, a nie zajmujmy się różnicami!

- Ktoś się nam omal nie wygadał? – kruczowłosy nie dawał za wygraną.

- Zamknij się! – zdenerwowany Potter opadł na łóżko i ułożył dłonie pod głową. Jego oddech wyraźnie przyspieszył i był nierówny. Bez wątpienia zdenerwowały go słowa Syriusza, bądź zaniepokoiło to, jak blisko prawdy się on znalazł.

 

 

środa, 7 lutego 2007

Kartka z pamiętnika IX (Special) - Sheva

Sasi, jako, że wczoraj miałaś urodzinki, a ja obiecałam napisać dla Ciebie notkę... Oto ona! Poza tym życzę Ci tego co już Ci zapisałam... Mangi, anime i duuuuuużo yaoi! *^^*

Poza tym ^^" art pod tekstem nie jedno z was skojarzy, ale właśnie tak mniej więcej miałaby wyglądac przedstawiona przeze mnie scena ^^

 

- I don't know what it is about you

but you're always on my mind

I don't know if you feel the same way I do

cos we're running out of time

I just need you to know

there's a memory I hold

and I wanted to share it with you ... – sam nie wiem dlaczego właśnie ta piosenka przyszła mi do głowy i uporczywie prosiła o to by ją nucić, ale z przyjemnością oddawałem się przyjemnemu uczuciu jakie wywoływała. Z początku byłem wściekły, że to właśnie ja muszę iść do kuchni po słodycze dla chłopaków, ale ta melodia potrafiła mnie uspokoić i podnosiła na duchu pomimo spokojnego tonu. Gdyby nie fakt, że niebezpiecznie byłoby natknąć się na woźnego prawdopodobnie wykrzykiwałbym słowa piosenki i skakał po korytarzu, tym czasem zadowoliłem się szerokim uśmiechem. Życie wydawało się jakieś weselsze, kiedy wyśpiewywałem cicho kolejne słowa.

Zanim się obejrzałem byłem już w pobliżu kuchni i odetchnąłem z ulgą mając nadzieję na szybki powrót do pokoju, jednak widząc wysoką sylwetkę nieznanego mężczyzny wzdrygnąłem się mimowolnie. Dłonie miał splecione za głową i delikatnie mierzwił nimi jasno brązowe włosy. Jego wąskie usta opatrzył lekko histeryczny uśmiech, kiedy mnie spostrzegł, a ich delikatne ruchy bez wątpienia świadczyły o cicho wypowiadanych przekleństwach. Serce zamarło mi w piersi, kiedy podszedłem bliżej i ujrzałem wpatrzoną we mnie parę cudownych oczu, z których jedno było niebieskie, zaś drugie szare, lecz wbrew pozorom mieniły się w nim iskierki życia. Delikatny zarost, który mógł świadczyć o tym, że nieznajomy nie golił się od kilku dni dodawał mężczyźnie powagi i tajemniczości.

- Bosko... – wyszeptał cichuteńko po angielsku i sam nie wiem, jakim cudem udało mi się to dosłyszeć, jednak delikatne brzmienie niesamowitego, męskiego głosu wyrwało z moich ust jęk zachwytu. Czułem jak moje serce przyspieszyło niebezpiecznie, a nogi trzęsły się bez mojej zgody z podniecenia, jakie mnie przepełniało. Zafascynowany stanąłem naprzeciw poszukiwanego Francuza, którego niedawno widziałem w Proroku Codziennym, a moje spojrzenie błądziło po idealnym ciele i zdziwionej twarzy. Fabien Trezeguet... Nie wydawał mi się ani trochę niebezpieczny, za to słodki i piękny o przenikliwym spojrzeniu, które wydawało się dostrzegać każdy mój ruch, a także pozwalało czytać w moich myślach.

Od zawsze pragnąłem go spotkać. Nawet, jeśli o jego istnieniu dowiedziałem się zaledwie w tym miesiącu i to z gazety już wtedy poczułem to przyjemne podniecenie towarzyszące mi za każdym razem, kiedy patrzyłem na jego niebezpiecznie wyglądające oblicze i uśmiechnięte oczy. To nie było to samo, co w przypadku Michaela, Gabriela, czy Lucjusza. Całe moje ciało wyraźnie odczuwało różnicę.

- Na zdjęciu wyglądał pan trochę inaczej. Czy to boli? – mój głos drżał, kiedy podjąłem jakąkolwiek próbę konwersacji i podniosłem dłoń by wskazać na niewidzące oko.

- Nie... – odparł lekko zaskoczony marszcząc nieznacznie brwi, jednak po chwili uśmiechnął się do mnie, a ja jęknąłem po raz kolejny zachwycony tym jak słodko wyglądał w tamtym momencie. – Nie krzyczysz? Nie uciekasz... Nie wiem, co jeszcze mogą robić dzieci w takich momentach... – westchnął rozkosznie.

- Nie, ale czy mogę dotknąć... wiesz, o co mi chodzi...? – odwzajemniłem uśmiech i przygryzłem wargę czekając na jego odpowiedź. Sam nie wiem, dlaczego już na wstępie porzuciłem zwroty grzecznościowe, nawet, jeśli był starszy ode mnie.

- Jeśli chcesz... – westchnął i pochylił się na tyle, że mogłem bez przeszkód musnąć palcami zamkniętą powiekę jego prawego oka. Przeszył mnie przyjemny dreszcz w chwili, kiedy pierwszy raz dotknąłem jego skóry i mogłem być pewny, że wyczuł na twarzy mój oddech, kiedy stając na palcach uniosłem głowę całując miejsce, które niedawno naznaczyłem dotykiem. Roześmiałem się czując drżenie mężczyzny w chwili, kiedy to zrobiłem, ale nie byłem w stanie powstrzymać się przed kolejnym muśnięciem.

- Jak masz na imię? – wyszeptał odsuwając się nieznacznie, a jego duże, silne dłonie ujęły delikatnie moją twarz wplatając się w pasma moich włosów. Delikatnie rozchylone wargi stanowiły dla mnie największe pragnienie serca.

- Andrew... – przymknąłem oczy starając się sięgnąć jego ust i słysząc kolejne pytanie

- Nie sądzisz, że jestem dla ciebie za stary? – pokręciłem głową i z głębokim pomrukiem przyjemności pozwoliłem na to, by Fabien pocałował mnie ostrożnie. Niczym w sennych marzeniach mężczyzna uklęknął przede mną i pozwolił tym samym, bym to ja pochylając się objął go za szyję i pogłębił dotąd lekki całus. Na miękkich wargach Francuza dało się wyczuć niewinność i ufność, a ja z rozkoszą oddawałem mu każdy grzech, jaki zdołał już zagościć na moich, które tyle razy łączyły się z ustami, z którymi nie powinny. Gorące dłonie spoczęły na moich plecach tuż nad nerkami, a pocałunek stał się bardziej namiętny, zaprzeczając całkowicie temu, że było to dopiero pierwsze nasze spotkanie.

- Kocham cię... – szepnąłem, kiedy Fabien odsunął mnie od swojego ciała uśmiechając się z widoczną przekorą.

- Merci... Moi aussi. Tu es sucré. Je t’aime, Andrew... – po raz kolejny przywarłem do warg mężczyzny pragnąc jego bliskości i ciesząc się tym, że najwidoczniej odwzajemniał moje uczucia, nawet, jeśli sami do końca tego nie pojmowaliśmy. Dla niego mogłem zrobić wszystko i byłem w stanie oddać mu to, o co poprosi, bez względu na okoliczności, czy samą prośbę, która mogła być jedynie wydanym przez niego poleceniem. Dotknąłem policzka Trezeguet, a moje palce natrafiły na drażniący zarost, którym zacząłem się bawić. Tym czasem jedna dłoń poszukiwanego pieściła mój kark, zaś druga przysuwała mnie bliżej spragnionego ciała. Francuz usiadł na podłodze i oparł się plecami o mur nadal muskając moje wargi, podczas kiedy ja w rozkroku zająłem miejsce na jego udach zachłannie absorbując jego bliskość i cudowny smak ust, które niepewnie uchylając się pozwoliły na to, by język mężczyzny wsunął się we mnie zaczynając pieścić wnętrze moich warg. Żaden pocałunek nie sprawił mi dotąd takiej przyjemności i nie był tak słodki, namiętny czy też podniecający jak każdy dzielony teraz z Fabienem. Zamruczałem niezadowolony, kiedy przestępca po raz drugi już odepchnął mnie od siebie.

- Kochanie, ja mam trzydzieści lat... – stwierdził markotnie – Jeśli nadal będziesz mnie tak kusił nie wiem jak dalece się posunę, jestem wyposzczony... – potarł nosem o mój policzek i uśmiechnął się radośnie.

- A bardzo jesteś wyposzczony, tak? – roześmiałem się głośno – Mi to nie przeszkadza, poza tym dzieli nas tylko dziewiętnaście lat... – szybko znowu połączyłem nasze usta nie chcąc słuchać żadnego wywodu, a tym bardziej pozwolić na to by mężczyzna oświadczył, że powinien już iść, chociaż i na mnie czekali koledzy. Niestety Fabien zatracił się wyłącznie na chwilę i z niechęcią zakrył moje wargi dłonią.

- Non, non, non! – zaprotestował w swoim języku, a ja z łatwością zabrałem rękę mężczyzny z twarzy.

- Dlaczego?! – widziałem jak przewrócił oczyma i przez chwilę zastanawiał się nad ripostą.

- Ponieważ jesteś za mały? Ponieważ Marcel mnie zabije, jeśli dowie się, że opuściłem pokój, a tym bardziej, że właśnie dobieram się do jednego z uczniów? Ponieważ jestem poszukiwany przez Ministerstwo i tylko narobię ci kłopotów? Mam wymyślać dalej?

- To jest niesprawiedliwe! – zachmurzyłem się, a w moich oczach pojawiły się łzy bezsilności. – Dlaczego akurat ja nie mogę być szczęśliwy?

- Głuptasie... – ciche westchnienie Fabiena sprawiło, że wilgotne krople spłynęły po mojej twarzy, ale zostały momentalnie scałowane. – Nie powiedziałem, że cię zostawię i nie będę chciał mieć z tobą do czynienia, ani nic w tym stylu. – zagryzłem wargę nie pozwalając nawet na cień uśmiechu. – Jak na pierwszy raz i tak jesteśmy już za daleko, a twoje łapki właśnie sięgają tam gdzie nie powinny. – szybko zabrałem dłonie z paska spodni mężczyzny, który zaczął się głośno śmiać, co sprawiło, że i ja nie wytrzymałem. Rumieniec tylko na kilka sekund pojawił się na moich policzkach, bo zniknął równocześnie z delikatnym muśnięciem, jakie Trezeguet złożył na moich niespokojnych dłoniach, które objął swoimi.

- Zaczekaj chwileczkę! – rzuciłem i pobiegłem do kuchni.

Najszybciej jak mogłem wróciłem obładowany tym, co dały mi skrzaty i część słodyczy wręczyłem uśmiechniętemu mężczyźnie. Jeśli on musiał już iść, a i mnie czas ponaglał przynajmniej to mogłem dla niego zrobić.

- Jesteś rozkoszny... – zamruczał i pocałował mnie w czoło. – Spotkamy się jutro w tym miejscu o tej samej porze, dobrze?

- Oczywiście! – odparłem i patrzyłem jak mój ukochany znika mi z oczu, by otrząsnąć się w końcu i szybko wrócić do dormitorium.

 

  

niedziela, 4 lutego 2007

Nago

Me, dzięki Ci wielkie za wszystko ^^ Mam nadzieję, że nota Ci się spodoba ^^ Buźka! =*

 

Syriusz chciał udowodnić mi swoje uczucia, a nawet, jeśli mój pomysł początkowo stanowił tylko i wyłącznie żart to teraz nabrał on zupełnie innego zabarwienia. Bynajmniej nie erotycznego, gdyż w przeciwieństwie do chłopaków nie byłem na tyle ‘niewyżyty’, ale mimo wszystko coraz bardziej zaczynałem myśleć o sprawach nie związanych z nauką, ale z młodym Blackiem. Obiecywałem sobie, że to już ostatni raz, kiedy coś takiego ma miejsce, ale głupie uśmiechy coraz częściej pojawiały się na mojej twarzy zawsze, kiedy poruszane były dość specyficzne tematy. Nawet, jeśli było to coś normalnego dla chłopca w moim wieku to za każdym razem, kiedy w mojej głowie gościły pewne ‘wizje’ czułem się niezręcznie i głupio. Najbardziej przeszkadzał mi fakt, iż skłonności do zakochiwania się w osobach tej samej płci uznawane były za całkiem powszechny przejaw dojrzewania. Już od pewnego czasu szukałem na ten temat jakiś informacji, ale nie wydawały mi się one ani trochę krzepiące, a wręcz przeciwnie. Tym razem również dałem się ponieść zafascynowaniu kruczowłosym i mimo delikatnego mrowienia wewnątrz ciała wydawało mi się, że jestem aż nadto zboczony. Nie pocieszało mnie to, że inni moi koledzy są o wiele większymi perwertami, jednak raz na jakiś czas zapominałem o wszystkim i pozwalałem działać żądzy, z która na dobrą sprawę starałem się walczyć.

Ułożyłem ręce pod głową i westchnąłem mając nadzieję, że wraz z wypuszczanym głośno powietrzem także problemy znikną przestając drażnić mój żołądek. Niestety trwało to tylko chwilowo, a niepokój znów powrócił, by zostać wypartym przez wychodzącego z łazienki Syriusza. Podniosłem się i usiadłem po turecku.

- Będę szczery! Czuję się głupio! – Black miał na sobie wyłącznie niebieskie bokserki w miotły, a dłonie skrzyżował na piersi. Jak na dzieciaka prezentował się lepiej niż nie jeden dorosły. Umięśnione uda i łydki pokrywały niewielkie ciemne włoski, a twarz nabrała delikatnie różowego odcieniu. Klatka piersiowa chłopaka unosiła się szybko, a mięśnie brzucha prężyły pod napiętą skórą.

- Więc zrezygnuj. – odezwałem się z wyczuwalną, jednak tylko dla mnie, nutą zawodu. Pewne zachowania po raz kolejny zaczynały górować nad rozsądkiem i wrodzoną nieśmiałością.

- Nie... – westchnął chłopak na wydechu i rozciągnął się unosząc ręce do góry. Jego brzuch na kilka sekund schował się do wnętrza ciała. – Powiedziałem, że to zrobię, więc muszę się postarać – wyszczerzył się, a chwilowe zażenowanie rozpłynęło się momentalnie. – Masz jakieś wymagania, co do sposobu, w jaki mam się całkowicie rozebrać? – szare tęczówki rozbłysły, a ich spojrzenie wyczekująco skupiło się na mnie.

- N... Nie... – odpowiedziałem niepewnie i z całych sił starałem się wytrzymać nacisk roześmianych oczu. Właśnie wtedy, kiedy ja usilnie starałem się nie spuścić wzroku Syri zsunął nieznacznie bieliznę, która opadła na ziemię. Black uniósł jedną brew czekając na moją reakcję, a kiedy dotarło do mnie, o co chodzi szybko zasłoniłem oczy czując jak moje policzki płoną, a przez ciało przechodzą dreszcze. Kruczowłosy roześmiał się głośno, a jego głos drżał minimalnie.

- To nie wchodzi w grę, Remi. Chciałeś, masz, teraz musisz wycierpieć swoje. Chyba nie wyglądał aż tak źle... – zawahał się, a ja odsłoniłem oczy jednak moje powieki nadal były zamknięte.

- Merlinie, jaki ja jestem głupi... – wyjąkałem i powoli spojrzałem na Syriusza. Takiego wstydu nie czułem nigdy dotąd. Nawet, jeśli to nie ja zajmowałem miejsce chłopaka, było to jedno z bardziej konsternujących przeżyć.

- I? – chłopak czekał na moją ocenę, ale ja nie miałem zamiaru udzielać mu jakiejkolwiek. Sam przed sobą nie chciałem się przyznać do wrażenia, jakie kruczowłosy na mnie wywarł i ze wszystkich sił starałem się o tym nie myśleć. To było dla mnie zbyt wiele i nie miałem pojęcia czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do czegoś takiego.

- I nic. – warknąłem nadal śledząc uważnie ciało Gryfona przez cały czas mrugając ze zdenerwowania. Wiele oddałbym za to, by to wszystko nie miało miejsca, ale z drugiej strony nawet cieszyłem się z takiego obrotu spraw.

- Nie podobam ci się? – Syri specjalnie załamał głos z wyrzutem patrząc na mnie.

- Nie, podo... Nie, nic, nieważne! Nie pytaj! – starałem się jakoś pozbierać myśli, które całkowicie rozbiegły się po pomieszczeniu nie chcąc powrócić na właściwe miejsce w mojej głowie. Powoli chyba zacząłem się już oswajać z tym, że Black nagi chodził po pokoju i stara się pokazać z każdej możliwej strony. Na moje wargi siłą wepchał się uśmiech, który był zaczątkiem szaleńczego śmiechu, który jeszcze byłem w stanie ukryć. To był jak dotąd najgłupszy ze wszystkich pomysłów, jakie mieliśmy i nawet spanie na grochu nie mogło temu dorównać. Oparłem łokieć o kolano i ułożyłem twarz na dłoni patrząc jak kruczowłosy okrąża swoje łóżko z satysfakcją wypisaną na roześmianych ustach. On był zdolny do wszystkiego i przez chwilę zastanawiałem się czy powinienem się go bać, czy jeszcze nie jest aż tak źle.

Syriusz stanął właśnie w pobliżu swojej szafki nocnej, kiedy ktoś otworzył energicznie drzwi i wszedł do sypialni zatrzymując się. W ułamku sekundy Black owinął się pierzyną, którą zszarpał z łóżka, a ja odwróciłam się do zszokowanego przybysza. Otworzyłem usta i zachłysnąłem się powietrzem zaczynając kaszleć.

- Pani profesor! Ja się tu przebieram! Proszę pukać! To sypialnia, a nie klasa Transmutacji! – chłopak wydarł się głośno na McGonagall, która bez słowa, czerwona na twarzy opuściła nasz pokój. Roześmiałem się histerycznie dusząc przy tym od łapczywie wchłanianego powietrza i łez spływających mi po policzkach. Waliłem pięściami w materac i nie mogłem się uspokoić. Takiej akcji to ja jak dotąd nie widziałem i mogłem być pewny, że więcej nie dane mi będzie jej zobaczyć. Kruczowłosy był w takim szoku, że przez pięć minut nie ruszył się z miejsca, a ja jęczałem z bólu wszystkich mięśni i dalszego rechotania.

- To! Było! Mocne! – darłem się raczej, a nie mówiłem przerywając, co słowo salwami śmiechu – Ale! Miała! Minę!

- I z czego ty się tak cieszysz?! – Syriusz w końcu oprzytomniał – Ona widziała mnie nago! Rozumiesz?! Widziała to, co tylko ty miałeś prawo oglądać! – znowu zacząłem tarzać się po łóżku. – A co jeśli ona komuś o tym powie?! Każdy będzie wiedział jak wyglądam!

- S... Syriuszu! Wątpię! Żeby ona! Chciała! Chociażby! O tym! Pamiętać! – na jej miejscu wolałbym teraz nie rzucać się w oczy i nie mieć kontaktu z chłopakiem przez najbliższe tygodnie. To raczej Syri mógł ją skompromitować w oczach szkoły, a nie ona jego, ale przy rozumowaniu chłopaka ciężko byłoby mu to wytłumaczyć. Jedno było jednak niezaprzeczalnym faktem, nauczycielka widziała to, czego nie powinna i to bawiło mnie najbardziej.

- Idę się ubrać! A ty się do tego czasu uspokój! Powinieneś być załamany! – chłopak owinięty w pierzynę przeparadował do łazienki szurając nogami o podłogę i mrucząc coś pod nosem. Drzwi trzasnęły, ale zaraz potem otworzyły się, a Syri wrócił obrażony podnosząc z ziemi swoje bokserki i po raz kolejny zamykając się w pomieszczeniu. Bez wątpienia nie musiał się martwic o zaliczenie Transmutacji w tym roku. Gdyby nie fakt, że profesorka nawet nie pukając weszła do naszej sypiali mógłbym w to wątpić, ale teraz na pewno nawet się nie dowiem, o co jej chodziło.

Wstałem z miejsca i wszedłem do łazienki, gdzie Black odwrócony tyłem do drzwi zakładał właśnie bieliznę. Podchodząc do niego przytuliłem się do jego pleców, a jedną dłoń położyłem na brzuchu chłopaka.

- Teraz przynajmniej wiesz, że na twój widok nawet nauczycielki stają osłupiałe i nie wiedzą, co robić. – wymruczałem tłumiąc kolejną nadchodzącą serię głośnego śmiechu. – McGonagall do końca życia cię zapamięta i już nigdy nie przyjdzie do naszej sypialni.

- Wielkie dzięki, Remi. – Syriusz nadal był trochę zdenerwowany – Ona mnie widziała, a ty się tym nie przejmujesz. – głośno nabrałem powietrza do płuc.

- Oj, nie przesadzaj. Twoje... walory... są na pewno bezpieczne i raczej więcej nikt nie będzie miał okazji ich podziwiać poza mną, jeśli czegoś się dziś nauczyłeś. Nie bierz na serio tego, co czasami mówię. – nie mogłem się powstrzymać i znowu zacząłem chichotać niczym opętany.

- Remi, a przesuń tą rękę trochę niżej, co? – chłopakowi najwidoczniej wrócił cały humor.

- Niedoczekanie!

 

  

piątek, 2 lutego 2007

Kocham Cię...

9 maj

Włóczyłem się po korytarzach z Syriuszem. Potter spanikowany poszedł na szlaban do Nakamury. Nie wiem, jakim cudem udało mu się zarobić go z samego rana w niedzielę, a jeszcze dziwniejsze było to, że przyznał się dopiero dzisiaj. Od tego czasu minęły dwa dni, a on nawet usiedzieć w spokoju nie był w stanie. Najwidoczniej jego ‘przepychanki’ z Ryo nie były aż tak delikatne, skoro trząsł się cały opuszczając Pokój Wspólny przed kilkunastoma minutami. Nie zdziwiłbym się gdyby okładał się z Krukonem pięściami w chwili, gdy nauczyciel wszedł do Wielkiej Sali. Jednak wraz z chłopakami mogliśmy jedynie snuć domysły, gdyż nikt nie widział całego zajścia. No może poza profesorem Wróżbiarstwa. Syri uważał, że James coś kręcił, bo ostatnio miał aż zbyt wiele tajemnic i dość często znikał bez śladu. Tym czasem Pet i Andrew szlajali się po szkole lub nawet błoniach za Narcyzą Black, co do najciekawszych zajęć również nie należało.

- Daj łapkę. – Syriusz zatrzymał się na chwilę i wyciągnął do mnie dłoń. Z początku nie docierało do mnie, o co chłopakowi chodzi, ale po chwili uśmiechnąłem się i podałem mu rękę, którą on delikatnie uścisnął. Nie mieliśmy tego w zwyczaju, ale trzymanie się z Syrim za ręce było czymś bardzo przyjemnym. Zastanawiałem się jak zareagowałyby na to wszystkie dziewczyny, które tymi tęsknymi, maślanymi spojrzeniami obdarzały Blacka za każdym razem, kiedy przechodził obok jakiejś grupki. Denerwowało mnie to, jednak Gryfon zdawał się tego nie zauważać lub po prostu wolał udawać, że tego nie widzi. Większość tych sztucznych, przymilnych uśmieszków zmyłbym z tych wypudrowanych twarzy. Bałem się, choć sam nie wiem, czemu, że to Syriusz mnie kiedyś zostawi dla jakiejś ładnej damulki o długich rzęsach niemal uginających się od nadmiary tuszu, z mocnym makijażem, w wyzywającym stroju, który więcej będzie odsłaniał niż zakrywał.

Na samą myśl o tym mocniej ścisnąłem dłoń chłopaka, który bez wątpienia wyczuł moje chwilowe zdenerwowanie, gdyż spojrzał na mnie i uśmiechnął się łagodnie.

- Syriuszu? – zacząłem nie mogąc już dłużej znieść milczenia, które mnie drażniło.

- Yhm... – zamruczał patrząc tym razem przed siebie.

- Nie zostawisz mnie prawda? To... To znaczy... – zmieszałem się przypominając sobie to, że przecież nie mogę do niego niczego oczekiwać. W końcu byłem tu jedynym Wilkołakiem...

- To znaczy? – Syri wyszczerzył się prawdopodobnie wyczuwając szansę na wyciągnięcie ze mnie czegoś.

- Nie ważne. – westchnąłem, ale on zatrzymał się gwałtownie i przyciągnął mnie do siebie obejmując mocno.

- Nie ma ‘nie ważne’. Mów mi tu zaraz, o co chodzi. – zażądał, a ja przygryzłem wargę zauważając jak bardzo pasuje do niego ta słodka stanowczość.

- No, bo... – zacząłem się jąkać – Ja... Boję się, że znajdziesz sobie kogoś innego... Że mnie już nie będziesz chciał... – jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji.

- Głupi! – skarcił mnie tuląc mocniej – Gdzie ja znajdę drugą taką słodycz, co? Poza tym chociażbyś mnie siłą chciał od siebie odgonić, to ja nie dam za wygraną. Z kogo będę dżem zlizywał? – kruczowłosy roześmiał się wspominając drugi dzień szkoły. – A dlaczego tak myślisz, co? – potarł delikatnie swoim nosem o mój.

- Nie wiem. – spuściłem wzrok – Ty nie wiesz o mnie wszystkiego, więc nie wiesz jak zareagujesz, kiedy się już dowiesz... Poza tym przecież nasz związek nie jest do końca normalny... – zrobiło mi się trochę smutno.

- Ehh... Nie ma tajemnicy, po której ujawnieniu przestałbym cię kochać, głuptasie, lub jak wolisz i tak będę chciał się do ciebie dobrać chociażby nie wiem, co. – po raz kolejny posłał mi wesoły uśmiech. – No i przede wszystkim przecież ja nie jestem normalny, więc i nie mogę żyć w normalnym związku, prawda? Nawet, jeśli w przyszłości stanie się coś, co nie powinno, to ja nigdy przenigdy cię nie zostawię i nie zdradzę. Może i jestem niewyżyty, ale do Pottera to mi wiele brakuje – Syri starał się mnie rozbawić. – Takiego ciałka jak twoje to ja nie znajdę nawet na końcu świata – jego dłoń powędrowała na moje pośladki, co wywołało u mnie głęboki rumieniec.

- Ja mówię serio! – jęknąłem, a on od razu zabrał rękę.

- Ja też. – uśmiech spełzł z jego twarzy – Jak myślisz, czy ktoś jest w stanie zastąpić mi ciebie? Remusie, nawet, jeśli miałbym marzenia, które wymagałyby opuszczenia ciebie, to nie byłyby tego warte. Jak ja mam ci udowodnić, że będę z tobą zawsze? – nie mogłem już dłużej wytrzymać, musiałem powiedzieć chłopakowi o tym, co zaszło miesiąc wcześniej.

- Syri, pamiętasz to jak cię uderzyłam i to, co działo się później? – kruczowłosy drgnął zdziwiony – Ja wtedy wątpiłem w to, że cię kocham. Myślałem, że Camus jest lepszy od ciebie... – w moich oczach pojawiły się łzy. To był największy błąd mojego życia i nie mogłem o tym zapomnieć. Black milczał przez dłuższą chwilę, po czym westchnął głośno.

- Ale wróciłeś, prawda? I jednak mnie kochasz. – uśmiechnął się leciutko. – To była moja wina, że doszło do tego wszystkiego. Narzucałem ci się i zapomniałem o tym, jaki jesteś delikatny – zamruczał, a humor znowu mu powracał. – Jeśli chcesz mogę zrobić striptiz na środku Wielkiej Sali, a kiedy już pozbędę się wszystkich ubrań oświadczę, że cię kocham. – roześmiałem się wyobrażając sobie tę scenę.

- Wolę żeby cię nie oglądała cała szkoła, a tym bardziej dziewczyny.

- Ha, ha! – Syriusz wyszczerzył się dumny z siebie. – Jesteś zazdrosny! Moje Kochanie jest o mnie zazdrosne! – speszyłem się, ale nie mogłem zaprzeczyć. Byłem chorobliwie zazdrosny o chłopaka. Nie mogłem znieść myśli, że ktoś zająłby moje miejsce. Jedynym rozwiązaniem byłoby wtedy zabicie rywala, opcjonalnie rywalki, i jak słowo daję byłbym na to gotowy. Sam nie wiem, dlaczego, ale ta myśl nawet mnie nie przeraziła, a racjonalnie kalkulując moja wilcza natura dawała o sobie znać, aż nadto.

- Już mi przeszło... – stwierdziłem i chciałem odsunąć się od chłopaka, ale mi na to nie pozwolił.

- Zanim wrócimy do normalnego życia, powiesz mi jak mam ci udowodnić, że cię kocham i nigdy nie zostawię. – rzucił ostro Black – Wszystkie chwyty dozwolone.

- Nie musisz tego robić... – czułem się trochę głupio.

- Muszę i już! A teraz powiedz. No dalej, Remi. Nie wstydź się... – chłopak powoli zaczynał mi działać na nerwy, ale był przy tym niesamowicie rozkoszny.

- Wieczorem, kiedy będziemy sami przeparaduj się po pokoju nago, tak żebym cię widział. – wypaliłem zanim pomyślałem, a kruczowłosy uśmiechnął się złowieszczo.

- Hmm... Nie spodziewałem się tego... – zamyślił się – To będzie coś nowego. Ja wiedziałem, że to ja mam niemoralne myśli zawsze, kiedy cię widzę, ale że i tobie zachce się oglądania mnie w całej okazałości...

- Żartowałem! To był żart! – załamałem się – Nie będę patrzył na to jak paradujesz przede mną z ... Nie ważne... – teraz mogłem przysiąc, że moja twarz przypomina dojrzałe, czerwone jabłko.

- Moje Kochanie się już nie wykręci! – Syriusz podniósł moją twarz i obejmując mnie stłumił moją chęć protestu głębokim pocałunkiem. Wizja nagiego chłopaka w zupełności wystarczyła bym nie chciał się od niego oderwać i odwzajemnił całusa obejmując chłopaka. Moje hormony powoli zaczynały szaleć w dość jednoznaczny sposób, co wywoływało u mnie dreszcze i dziwne mrowienie na całym ciele. Chyba powoli zaczynałem pojmować, że bez przestudiowania kilku książek na temat anatomii się nie obejdzie. Jednak, jeśli Black naprawdę miał zamiar dzisiejszej nocy spełnić moją dość niemoralną propozycję, czy jakkolwiek mogłem to nazwać, to przynajmniej mogłem mieć ciekawy model porównań.

Moje usta drgnęły napierając na wargi chłopaka i lekko się wykrzywiając, z czego w tej chwili język Syriusza pieszczący moje wnętrze był niewygodny. Mimo wszystko sprawiał mi przyjemność i potęgował nieznane reakcje.

- Kocham cię... – wyszeptałem do Gryfona odsuwając się od niego i po chwili na powrót łącząc nasze usta. Od dawna nie mówiłem tego chłopakowi, ale wiedziałem, że to, co czuję jest najprawdziwszą miłością, nawet, jeśli jak na razie wyłącznie szczeniacką.