czwartek, 31 maja 2007

Pies XP

Powiem szczerze, że myślałam kiedyś nad tym by chociaż raz Fillip był seme, jednak sama nie wiem czy tak zrobić ^^" Sasi również mi nie ułatwia XD

 

30 lipiec

- Chodź, chodź, chodź! – mimo nie do końca przespanej nocy Syriusz trzymał się świetnie. Podczas kiedy ja, co pięć minut ziewałem on biegał po całym domu i za wszelką cenę starał się wyciągnąć mnie na spacer. Podziwiałem to, z jaką szybkością potrafi zregenerować siły i nie chciałem tracić okazji na chociażby chwilowy pobyt sam na sam z kruczowłosym. Miałem dziwnie dobry humor, więc uśmiechnąłem się do niego i wybiegłem na podwórze. Wyciągnąłem dłoń w kierunku lekko zaskoczonego chłopaka czekając aż w końcu to on ruszy się z miejsca. Niemal drżałem, kiedy złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął w stronę ulicy. Minęliśmy dom sąsiadów i skręciliśmy w dróżkę, która przecinała całą, dość rozległą łąkę. Liczne drzewa w ogrodach niemal odgradzały to miejsce od zabudowań i uniemożliwiały dostrzeżenie tego, co dzieje. Wzmocniłem uścisk palców na dłoni Syriusza, a mój uśmiech sam się powiększył. Słońce przestało mi chwilowo przeszkadzać, a ciepło, jakie dawało nie było już tak uciążliwe i duszące. Jedyne, czego teraz chciałem to napawać się bliskością Blacka i uczuciem, jakie nas połączyło.

- Gonisz! – poklepałem Blacka po ramieniu i odbiegłem od niego na pięć metrów. Wystawiłem język, a na twarzy chłopaka pojawił się rozbawiony uśmiech. Z głośnym westchnieniem ruszył się, więc zacząłem uciekać słysząc jak mruczy niezadowolony nie mogąc mnie złapać. Bardzo szybko zacząłem się męczyć, co poza pogodą potęgował również mój ciągły chichot. Odwróciłem się do tyłu chcąc sprawdzić, jaką mam przewagę nad Syrim, niestety on wykorzystał to rzucając się na mnie i powalając na trawę. Wyglądał na naprawdę dumnego z siebie. Usiadł na moich biodrach z wyrazem tryumfu na twarzy sięgając do kieszeni.

- Teraz już mi nie uciekniesz – wyszczerzył zęby i wyciągnął małe, zielone pudełeczko – Otwórz buzię. – nakazał, więc bez obiekcji wykonałem jego polecenie. Chłopak włożył mi do ust ciemny żetonik, wielkości starej, XVII wiecznej monety i zamknął je lekkim pocałunkiem. Kiedy się odsunął poczułem słodki smak czekolady, a w kilka sekund później chłodną miętę. Oblizałem wargi czekając na kolejnego łakocia. Syri rozdzielił między nas czekoladki i karmił mnie nadal nie pozwalając wstać.

- Jesteś ciężki! – jęknąłem, kiedy słodycze się skończyły, a kruczowłosy poruszył się lekko.

- Nie prawda! Schudłem ostatnio! – wciągnął brzuch i wyprostował plecy – Widzisz?

- Przytyłeś, kłamczuchu! – roześmiałem się – Moje biodra właśnie to czują!

- Nie, nie, nie! – Black pochylił się i pokręcił głową – Jeśli mówię, że schudłem to tak jest! – zacząłem przytakiwać, by uzmysłowić mu, że się z nim nie zgadzam, na co Syriusz pochylił się jeszcze niżej i zaczął powoli oblizywać moje wargi. Czułem delikatny smak czekolady i mięty, który zostawiał po sobie.

- Zachowujesz się jak pies – skomentowałem i od razu tego pożałowałem. Chłopak momentalnie przeniósł się z warg na całą resztę mojej twarzy docierając do linii szczęki w okolicach ucha. Jęknąłem czując wilgotny język, który łaskotał mnie i drażnił skórę w tym wrażliwym miejscu. Odruchowo zacząłem się wyrywać i kręcić na wszystkie strony, niestety nie dawało to wiele. Ciało chłopaka krępowało moje ruszy i możliwość uniknięcia dręczącej pieszczoty. Śmiejąc się głośno ledwie łapałem oddech i nie byłem w stanie wypowiedzieć słowa.

- Mam przestać? – Syri oderwał się jedynie na chwilę i zaraz potem wrócił do poprzedniej zabawy, a ja jedynie jęknąłem, co miało oznaczać, iż właśnie tego oczekuję – A co będę za to miał? – ku mojej radości Black podniósł głowę i spojrzał podejrzliwie w moje oczy.

- K... Kupię ci kość! – parsknąłem i na nowo roześmiałem, zaś oburzony Syri zaatakował mnie ze zdwojoną siłą. – Z... Zepchnę cię! – ostrzegłem – Naprawdę!

- Proszę bardzo – kruczowłosy najwyraźniej nie wierzył, że zdołam to zrobić i poniekąd miał rację. Z największą trudnością zdołałem jakoś położyć dłonie na piersi chłopaka, nie mówiąc już o zebraniu sił, które przetrzebił ciągły chichot. Impulsywnie pchnąłem Syriusza, a ten zaskoczony klapnął na ziemi i plecami przywarł do trawy. Z jego miny łatwo można było wywnioskować, iż nie spodziewał się tego, a wyraźnie wypisane na twarzy niezadowolenie niemal raziło.

- Ostrzegałem! – tym razem to ja usiadłem na Blacku.

- Takie chuchro, a ma tyle siły - jego westchnienie wydawało się błagać o fikcję – Ja się ciebie boję, wiesz? Przecież ty mi zerwiesz całą skórę z pleców, kiedy będziemy się kochać...

- Idiota! – odwróciłem twarz w bok, a moje policzki poczerwieniały przywodząc na myśl dojrzałe wiśnie. – Mógłbyś zachowywać się jak normalny dwunastolatek!

- Ale kiedy ja właśnie tak się zachowuję. Myślę tylko i wyłącznie o mojej pasji i tym, co kocham. Nie moja wina, że zamiast maniakalnego zamiłowania do quidditcha, lub jakiegoś innego sportu ja jestem chory na twoim punkcie. Mogłeś nie patrzeć na mnie tymi maślanymi oczyma w pociągu! Poza tym to ty byłeś dla mnie miły, a nie ja dla ciebie.

- Czyli to moja wina?

- Nie, to jest twoja zasługa. – Syri szybko przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno – Moje kochane, słodkie Remiątko.

- A ja mam niby mówić o tobie niedopieszczony, napalony Syriś? – wyszarpnąłem się z ciepłego uścisku i skrzyżowałem nogi na brzuchu Blacka, który z zadowoleniem kiwał głową. Jakoś nie miałem zamiaru zwracać się do niego za pomocą tysięcy wyszukanych przymiotników. Wystarczyło spojrzeć ma ten niemożliwy obraz pieszczocha, który z rozkoszą służył mi za poduszkę do siedzenia, by zbędne było opisywanie czegokolwiek. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od Andrew, a teraz dzięki niemu powoli brnęło do przodu. Miałem prywatnego, żywego pluszaka i z każdą chwilą doceniałem to coraz bardziej. Mogłem tulić się do woli, całować, ściskać, pieścić, a on oddawał to wszystko z nadwyżką.

- Jeśli powiem, że cię kocham to będę nudny? – szare oczy chłopaka zalśniły, prosząc o właściwą odpowiedź, zaś brwi zmarszczyły się minimalnie.

- A jak bardzo mnie kochasz? – zawisłem nad kruczowłosym i potarłem jego nos swoim.

- Hmm... Bardzo, bardzo, baaaaaaaaaaaaardzo! – Syriusz wyszczerzył się szeroko i poruszył sprawiając, że straciłem równowagę zsuwając się z niego – Mogę ci to udowodnić – po brzmieniu jego głosu od razu domyśliłem się, jaki dowód najchętniej by mi przedstawił. Pomógł mi wstać, ale nie puścił mojej ręki. Teraz wiedziałem, że zmęczenie po wczorajszym meczu i ogromne podniecenie wywołane niesamowitymi przeżyciami, które nie pozwoliło nam spać dało się we znaki także szarookiemu. Był stanowczo spokojniejszy niż zazwyczaj, o ile jawne dobieranie się do mnie, można zaliczyć do jego zwyczajnych zachowań dnia codziennego. W głębi cieszyłem się niczym dziecko z możliwości przebywania, chociaż przez te kilka dni z chłopakiem. Biorąc pod uwagę, iż matka wzięła go pod lupę po największym z jego wyczynów, jakim był Gryffindor to nasze spotkanie u Andrew można było nazwać cudem. Lucjusz musiał się postarać, skoro zdołał namówić panią Black na wypuszczenie syna z domu, w dodatku na kilka dni. Swoją drogą śmierć ojca Malfoya na pewno nie była powodem do radości dla tej części rodziny, która dzięki niemu utrzymywała się na wysokich stanowiskach w Ministerstwie. Po burzliwym roku nauki wakacje wydawały mi się teraz nie lepsze, ale miały w sobie także coś pięknego. Kto by przypuszczał, że kiedyś uznam za najcenniejsze głupie przekomarzanie się z Blackiem i jeden, na pozór mało znaczący uśmiech, czy też uścisk dłoni.

- Dochodzę do wniosku, że w drugiej klasie będziesz musiał się bardziej postarać, żeby mi dogodzić – rzuciłem obojętnie nie patrząc na Syriusza. – Byłem dla ciebie za dobry i trzeba będzie to zmienić! – uśmiechnąłem się nie mogąc dłużej powstrzymać drżenia mięśni twarzy.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – kruczowłosy odsunął się odrobinę – Pamiętaj, że jestem tylko człowiekiem. Napalonym, bo napalonym, ale tylko człowiekiem.

- Przekonasz się – spuściłem odrobinę głowę nie chcąc zdradzać rumieńców na policzkach. Może i nie miałem na myśli nic konkretnego, jednak sama chęć częstszego tulenia się do ciepłego ciała chłopaka była wystarczająca by mnie zawstydzać. Nigdy nie myślałem o tym, że czyjaś obecność i bliskość, będzie dla mnie tak ważna i przyjemna. Rodzice nie mogli wywołać u mnie szybszego bicia serca, czy też drżenia rąk. Syriusz był niezastąpiony.

 

  

niedziela, 27 maja 2007

Kartka z pamiętnika XIX (Special) - James

Neko męczyła, więc nota dla niej ^^" Lemon XD Ehh... W piątek mój brat miał rozprawę w sądzie o picie alkoholu, a dziś po raz 3 policja go za to przywozi == Ja mam testy bo chcę być gliną, ojciec, 3 wujków i dziadek byli w policji, a ten takie wyskoki ==

 

Gdyby ktoś dowiedział się, że dałem nogę z domu, prawdopodobnie mógłbym zapomnieć o kolejnym zaproszeniu do któregokolwiek z chłopaków. Przyznaję, że oglądanie mugolskich filmów czasami się przydaje, a w moim wypadku było wręcz bezcenne. Kto by pomyślał, że głupia akcja z prześcieradłem przywiązanym do łóżka da tak skuteczny efekt? Wydostanie się z pokoju na podwórze było dziecinnie proste, a Rotan tak jak obiecał załatwił mi bezproblemowe wejście do hotelu, w jakim nocowali gracze Ukrainy. Nie musiałem być w cale inteligentny by zyskać względy młodego pałkarza, który obiecał mi, iż porozmawia z Serhijem na temat spędzenia ze mną nocy. Mógłbym powiedzieć, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą, gdyby nie ciągłe problemy z nauką. Mimo to transmutacja okazywała się zbędna w takich chwilach jak ta. Wystarczyła umiejętność kombinowania i znajomość zegarka, według którego miałem jeszcze dziesięć minut czasu, by sprawnie znaleźć się w pod pokojem Woronina. Zapukałem, a nie słysząc odpowiedzi wszedłem do środka. Osobiście mógłbym mieszkać w takim apartamencie. Olbrzymie okno zajmujące niemal całą ścianę, wielgachne łóżko, niewielka ilość mebli i typowo klasyczny wystrój wnętrza stanowczo wystarczały niejednemu, a już na pewno mnie.

Odruchowo poprawiłem jasną koszulę w ciemne paski i dokładniej nasunąłem okulary na nos. Zastanawiałem się tylko gdzie podział się właściciel pokoju, a na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Jedne z drzwi otworzyły się i stanął w nich niemal całkowicie nagi mężczyzna osłonięty wyłącznie ręcznikiem w pasie. Uchyliłem usta, a strużka śliny sama zaczęła spływać mi po brodzie. Gdyby tylko nie ten biały, puchaty materiał... I jak na zawołanie ręcznik opadł zaś Rotan nawet nie zareagował. Po jego minie mogłem wnioskować, że nie spodziewał się mnie tak wcześnie, ale chwaliłem w duchu swoje ‘wejścia’. Widok był niesamowity, a w mojej głowie zamiast myśli o ojcu Shevy pojawiło się pytanie o uczucie, jakie wywoła członek Woronina, kiedy wsunie się we mnie do samego końca.

- Podoba ci się? – mężczyzna uniósł brew zauważając jak wpatruję się w jeden punkt na cudownie zbudowanym ciele.

- Bardzo... – jęknąłem nie zdając sobie z tego sprawy. Odruchowo oblizałem wargi i zbliżyłem się do mężczyzny. Mało mnie obchodziło to, iż kiedyś zamiast chwalić się zaciągnięciem do łóżka samego Rotana Woronina będę musiał przyznać, że sam mu do tego łóżka wszedłem i posłusznie rozłożyłem nogi, jednak, jaka taka okazja nie zdarzała się codziennie. Czułem się tak jakbym przed chwilą zażył całe pudełeczko leków, które zadziałały na mnie niczym narkotyk. Nie myśląc o niczym konkretnym tylko o chwili obecnej uklęknąłem przed mężczyzną i ująłem w dłoń jego członek. Zapłoną w mojej dłoni i powoli zaczął twardnieć. Przymknąłem oczy przybliżając głowę do ciała ciemnowłosego. Z dziwną rozkoszą włożyłem go do ust, a mój język momentalnie podtrzymał penis Rotana w chwili, kiedy zacząłem ssać pobudzoną męskość.

- Więc jednak Serhij nie jest ci potrzebny? – ciemnooki roześmiał się ochryple i łapiąc mnie za głowę przysunął bliżej. Jęknąłem zarówno w odpowiedzi, jak i zdając sobie sprawę z tego, jak głębokie potrafią być moje usta. Mięśnie pałkarza spięły się tak jak gdyby specjalnie chciał spuścić się w pieszczące go wargi, jednak pozwoliłby wyłącznie odrobina nasienia uraczyła mój język słonawym smakiem. Powoli poruszyłem głową chcąc w końcu otrzymać całość białawej ‘nagrody’. Przesunąłem zębami po delikatnej skórze i niemal zadławiłem się, kiedy Woronin w końcu doszedł. Nie byłem w stanie utrzymać w ustach całej jego spermy. Spłynęła po mojej brodzie i zatrzymała się na koszuli. Oblizałem się i wstałem powoli sunąc językiem po brzuchu i piersi mężczyzny. Dopiero, co umyte ciało było już lekko spocone i całkowicie rozgrzane. Członek ciemnowłosego na nowo dochodził do stanu erekcji, a to oznaczało, że nie tylko mnie było mało. Rozpiąłem koszulę i położyłem się na świeżej pościeli. Szybko zsunąłem adidasy i skarpetki, jednak spodnie postanowiłem chwilowo zostawić. Rozsunąłem tylko zamek i pozwoliłem by i mój penis mógł porzucić nieprzyjemny materiał.

- Byłem niegrzeczny i teraz chcę zostać ukarany – rozłożyłem szeroko uda i poruszyłem biodrami chcąc zachęcić Ukraińca do działania. Uśmiech na jego twarzy wyraźnie mówił mi, z jaką chęcią zajmie się moim ciałem i teraz musiałem przyznać, że byłem dzieckiem szczęścia. Po raz pierwszy nie musiałem starać się o czyjeś zainteresowanie, gdyż przyszło ono samo i w dodatku dotyczyło samej sławy światowego quidditcha.

- Nie pytam ile masz lat, jako że mogę się domyślać, a w tym wypadku niewiedza jest o wiele bezpieczniejsza – Rotan wyjął z szafki nocnej buteleczkę z olejkiem i kondomy. Patrzyłem uważnie jak zakłada jeden z nich. Była to bezsprzecznie kolejna przydatna lekcja. Zaraz potem wszedł na łóżko i kładąc dłonie na moich żebrach przesunął nimi po mojej skórze do samej szyi. Zdjął mi okulary i odłożył na szafkę, a ciepłe ręce pogładziły mój brzuch i sprawnie rozpięły spodnie. Uśmiechnąłem się widząc zdziwienie pałkarza, kiedy zauważył, iż nie mam na sobie bielizny. Spojrzał mi w oczy i skinął głową z aprobatą. Szybkim ruchem położył mnie na brzuchu i jedną dłonią rozszerzając moje pośladki drugą nalał między nie chłodnej, śliskiej cieczy. Uklęknąłem i podparłem się rękoma o pościel chcąc ułatwić wszystko brązowowłosemu ‘zabiegi’. Poczułem jak jeden z jego palców wsuwa się w mój odbyt i porusza jakby badając teren. Rozluźniłem mięśnie pamiętając jeszcze chwile, kiedy to dopiero uczyłem się, czym jest miłość fizyczna, a drugi oraz trzeci palec z największą łatwością zagłębiły się w moim wejściu. Nie powstrzymywałem jęków i sam zacząłem poruszać biodrami nie mogąc doczekać się już upragnionej części ciała Ukraińca.

- Je... szcze... wię... cej! – wydyszałem nabijając się na palce, które jakoś nie chciały odstąpić miejsca penisowi. Szamocząc się zsunąłem całkowicie dolną część ubrania.

- Robiłeś to już – roześmiał się mężczyzna – I to z mężczyzną – polizał mój kręgosłup i zanim cokolwiek odpowiedziałem zastąpił palce swoim członkiem. Krzyknąłem cicho nie tyle z bólu, co z niesamowitej przyjemności, ponieważ męskość Rotana trafiła dokładnie w moją prostatę. Nie miałem nawet czasu się przegrupować. Ciemnowłosy dyszał ciężko i co jakiś czas można było słyszeć jęk pełen zadowolenia i zaspokajanej żądzy. Zwinne palce zacisnęły się na mojej erekcji i zaczęły pocierać jej główkę. Woronin miał doświadczenie w tych sprawach i to naprawdę ogromne. Dokładnie wiedział gdzie i jak pchnąć, bym krzyczał i drżał odczuwając przyjemność niemal nie do zniesienia. Powoli zaczynałem tracić siły i krzycząc rozlałem się na pościel, jednak ruchy mężczyzny były tak samo celne i szybkie. Powoli zaczynałem się na nowo podniecać, jednak w ostatniej chwili także on z westchnieniem zachwytu spełnił się i wyszedł z mojego ciała. Jak gdyby nigdy nic, oddychając głęboko zniknął za drzwiami łazienki, podczas gdy ja nie byłem w stanie się ruszyć.

- Możesz się tutaj wykąpać! – jego głos zgrał się z cichym odgłosem wody obijającej się o szklaną kabinę prysznicową. – Co do Serhija... – urwał, a po kilku chwilach znowu pojawił się w pokoju – Niestety nic nie załatwiłem. Zwiał zaraz po waszym wyjściu i nie mam pojęcia gdzie poszedł.

- Nie... szkodzi... – wydyszałem i zdjąłem klejącą się do mnie koszulę. Mężczyzna owinął mnie pierzyną i położył się na czystym prześcieradle. Wątpiłem w to bym zastał go w łóżku z samego rana i wydawało mi się, że tak będzie najlepiej. Gdybym przywiązał się do Ukraińca, lub najprawdopodobniej jego ciała mógłbym mieć niemały problem.

Z jękiem podniosłem się i wydostałem z ‘kokonu’. Sex ze starszym od siebie mężczyzną w dodatki doświadczonym był o niebo przyjemniejszy, ale i bardziej wykańczający. Jeśli dawniej bolały mnie wszystkie mięśnie to teraz cud, że w ogóle mogłem się ruszać. Mimo wszystko było mi niesamowicie dobrze i mógłbym po raz kolejny oddać się w ręce Rotana słysząc jego westchnienia, czując jak porusza się we mnie niemiłosiernie stymulując prostatę. Byłem ciekaw czy reszta drużyny również potrafiłaby tak dokładnie pobudzić wszystkie moje zmysły, jednak bynajmniej nie uważałem się za kogoś, kto leci na niemal każdego gracza i pozwoliłby się przelecieć pierwszemu lepszemu. Wbrew pozorom dobrze wiedziałem, komu i na co pozwolić, a przyjemność z tego płynąca była jak gdyby małym bonusem.

 

czwartek, 24 maja 2007

Dzień trzeci

Po pierwsze... BŁAGAM! Trzymajcie za mnie kciuki 3 czerwca. Wtedy od 11.00 mam testy do Policji. Błagam! Odmówcie za mnie jakąś zrdowaśkę, czy coś ^^" Po drugie... Zaopatrzyłam się w 'Saihoshi'. Weźcie ode mnie tą mangę! Wymiętam XD

- Jestem prawie pewien, że to książę Anel, ale jeszcze sie nie przyznał. A zgwałciłem go na każdy możliwy sposób. (...)

- Może gdybys zagroził, że już go nie zgwałcisz?

Wymiękam, jak słowo daję!

- YUHUUUU!! Riot, kochanie, już jestem, tęskniłeś?

- Robiliśmy to już 6 razy! Daj mi odetchnąć! Już nie mogę!

- Nie poradzę, że w tych łańcuchach wyglądasz na gorący towar!

 

  

 

29 lipiec

Widziałem wiele zachwycających rzeczy i nie jednokrotnie miałem niemal ochotę płakać widząc coś tak pięknego, jednak przenigdy nie miałem do czynienia z atmosferą Mistrzostw. Nie byłem w stanie wyrazić tego słowami. Z otwartymi ustami wpatrywałem się w latających szybko graczy i ich manewry na miotłach. Mógłbym z czystym sercem uznać ich wyczyny za taniec, w dodatku jeden z bardziej namiętnych. To, co działo się na trybunach można było spokojnie nazwać żywą orgią. Sam fakt tego, iż z całej siły ściskam dłoń Syriusza był mi dziwnie odległy. Moje gardło już powoli traciło zdolność normalnego funkcjonowania, więc podziwiałem Pottera, który nadal miał siłę na snucie planów i zapewnienia, że w przyszłości będzie zawodowym graczem. Z jego szczęściem mogłem być pewny, że od marzeń się zacznie i na marzeniach się skończy. Sheva chyba jako jedyny nie do końca potrafił się skupić na grze bez przerwy obmacując Fabiena. Syri zachowywał się podobnie jak ja, a więc darł w niebogłosy i szalał niczym nawiedzony. Jedynie Francuz siedział w miarę spokojnie i chociaż podzielał nasz entuzjazm z równym zapałem kibicując, to z pewnością był o niebo spokojniejszy.

- Będę grał w quidditcha i będę mógł dowalać się do każdego przystojniaka w drużynie! – James zacisnął dłoń w pięść, a w jego oczach płonęło pożądanie i pewność siebie. Wstał gwałtownie i wydzierał się na wszystkie strony przysięgając, że kiedyś zaliczy jakiegoś gracza. Całe szczęście wrzawa na stadionie była tak wielka, że nikt poza nami nie słyszał wywodów chłopaka.

- Idziemy – Sheva stał łapiąc za rękę Fabiena i zaczął przeciskać się między tłumem szalejących ludzi – Jeśli chcecie spotkać się z moim ojcem i resztą drużyny to musimy się pospieszyć.

Jasnowłosy przeprowadził nas jakimś nie obstawionym wejściem do wnętrza przebieralni i stając przy drzwiach, na których widniała flaga Ukrainy wtulił się w ramię kochanka.

- Ja chcę widzieć ich nago, jak się kąpią! – okularnik zawył na tyle głośno, że ktoś aż otworzył drzwi od środka. Był to ten sam mężczyzna, który kilka dni temu wysuszył spodnie Jamesa. Stał przed nami w na wpół rozpiętych spodniach i białej koszulce bez rękawów. Ciemnobrązowe włosy opadły na zdziwione, równie ciemne oczy, a gdy tylko dostrzegł Andrew uśmiechnął się i pogłaskał zielonookiego po głowie. Zaraz potem elektryzujące spojrzenie przeniosło się na okularnika, który spłoną rumieńcem i skrzywił się gwałtownie.

- Miło cię widzieć – głęboki śmiech mężczyzny rozniósł się po korytarzu, a drzwi do środka uchyliły się szerzej. – Wejdźcie. – mrugnął i odsunął się.

- Ale obciach, ale obciach... – J. najwidoczniej nadal był w szoku i nie mógł pogodzić się z faktem, iż jego wielki wyczyn ze spodniami teraz stanowi jeden z głównych elementów zainteresowania, jakim obdarzył go Woronin. Jak na życzenie z kabiny prysznicowej w pomieszczeniu obok wyszedł Serhij nie mając na sobie zupełnie nic poza ręcznikiem, który przewiesił przez ramię. Widząc nas szybko się okrył i westchnął cicho. Najwidoczniej nie miał żadnych obiekcji przed pokazywaniem się kolegą z drużyny całkowicie nago.

- Mogłeś mnie ostrzec, Rotan – uśmiechnął się do ciemnowłosego i położył dłoń na jego ramieniu. – Właśnie deprawuję młodzież.

- To ja się nawet nie zamykałem kąpiąc u was, żeby tylko jakoś go sprowokować, a tu takie widoki na co dzień... – James przetarł dłońmi twarz i szybko odsunął się od wściekłego Andrew tym samym zbliżając do Woronina. O dziwo mężczyzna objął do lekko i uśmiechając się pochylił szepcząc okularnikowi coś do ucha. Nie chciałem się nawet domyślać, o co mogło chodzić, a zszokowana i do granic możliwości podniecona twarz chłopaka już w zupełności wystarczała jako ostrzeżenie. Osobiście powstrzymywałem się by nie zacząć szaleć i przytulać do roześmianych graczy, który posyłali nam wesołe spojrzenia. Czułem, że i Black walczy sam ze sobą, a jego dłonie mięły moją koszulkę. Naturalnie moja chęć rzucenia się na Ukraińców wynikała całkowicie z chęci zbliżenia się do znanych na całym świecie sław, co w przypadku Jamesa nie było raczej do końca sprecyzowane. Sheva mimo wszystko był w najlepszej sytuacji. Znał przyjaciół ojca i ich obecność nie robiła na nim żadnego wrażenia. Oni raczej także nie wyglądali na zdziwionych widząc obściskującego się ze starszym od siebie mężczyzną. Nie mogłem dziwić się temu, jaki charakter ma zielonooki, jeśli wychował się wśród tak wyrozumiałych osób. Najwidoczniej jedynie jego matka różniła się całkowicie, jednak raczej nie miała większego wpływu na chłopaka. Chyba właśnie dzięki temu Andrew stał się dla nas wszystkich kimś na wzór starszego brata, chociaż w przypadku Pottera jak najbardziej się to nie sprawdzało.

- James, ślinisz się... – Syriusz opanował się już i odsunął okularnika od na wpół nagich mężczyzn, a w szczególności od ciemnowłosego ‘wybawiciela’ z czwartku, który porozumiewawczo kiwnął głową. Ten widok w połączeniu z jeszcze szerszym ‘bananem’ na twarzy okularnika, który w tej chwili już naprawdę wyglądał jak gdyby był na budyniu, mógł czasami przerazić. Bezwzględny J. i jeden z kolegów ojca Andrew, bynajmniej nie zapowiadało to łatwego weekendu.

- Wiecie, co? Ja nie wracam dziś do domu... Zostanę tutaj... – rozmarzone spojrzenie omiotło szybko kilku wychodzących spod prysznicy mężczyzn. – Nudzić się nie będę...

- Coś mi się wydaje, że nawet tobie nie wystarczy tylko jedna noc – Andrew rzucił chłopakowi ironiczny uśmieszek i mocniej przytulił się do milczącego Fabiena.

- Ty nie wiesz ile potrafię! – syknął w odpowiedzi J., czym zainteresował kilku graczy, na których twarzach pojawiły się rozbawione miny. Poniekąd trafiłem z deszczu pod rynnę. Do tej pory obracałem się w towarzystwie głównie kolegów ze szkoły, tym czasem teraz miałem wokół całą grupę lekko szalonych mężczyzn, którzy za pewne w młodości stanowili postrach grona pedagogicznego. Zawsze można było uznać, iż po prostu bawią się oni podnieceniem Pottera i jego chwilowym otumanieniem, chociaż ciężko było nazwać je chwilowym. Moje początkowe napięcie opadło i mogłem spokojnie przyglądać się temu wszystkiemu z uśmiechem równocześnie znajdując się na tyle blisko Syriusza by ocierać się od czasu do czasu o jego ramię. Mistrzostwa były cudownym przeżyciem, a mogąc cieszyć się nimi wraz z Blackiem uznałem, iż są dzięki temu jeszcze bardziej wartościowe. Gdybym sam tego nie doświadczył, nigdy nie byłbym w stanie uwierzyć, że sama obecność na meczu może być niewystarczająca. Do tej pory byłem przekonany, iż nie ma nic piękniejszego niż udział w tak wspaniałym wydarzeniu sportowym, a o spotkaniu z graczami nawet nie śniłem, teraz przekonałem się jak bardzo potrzebuję Syriusza bym mógł być naprawdę szczęśliwy.

- Rzuciłbyś mnie dla nich wszystkich? – Black zapytał na tyle cicho, że tylko ja mogłem go dosłyszeć w ogólnie panującym gwarze. Zmarszczyłem nos nie do końca pojmując znaczenie tych słów. Odwróciłem głowę w jego stronę i musnąłem dłonią jego palce.

- Głupi... – westchnąłem przygryzając wargę. Najchętniej wyszedłbym na chwilę z szatni i zapewnił kruczowłosego o tym, iż dla mnie jest i zawsze będzie najważniejszy, niestety nie mogłem pozwolić sobie na zbytnią pewność siebie, nawet, jeśli J. zajęty był robieniem maślanych oczu do mężczyzn.

- A ty kochany – pokazał mi język i przesunął palcami po moich pośladkach zakładając ręce za plecy jak gdyby nigdy nic. Z jego miny można było wyczytać jak bardzo jest z siebie dumny.

Biorąc pod uwagę, iż Jamesa trzeba było siłą wyciągać z szatni, ponieważ stawiał czynny opór i wydzierał się na całe gardło mimo naszego ogólnego zmęczenia to okularnik musiał mieć w sobie jeszcze całe zapasy ukrytej energii. Czasami potrafił mnie zadziwiać, a już na pewno w ekstremalnych sytuacjach. Jeśli kiedyś przez jego głupie pomysły znajdziemy się w niebezpieczeństwie to bez wątpienia on jako pierwszy da nogę i narzuci nam niesamowite tempo. Wolałem się w nic nie pakować, ale właśnie znając moich współlokatorów graniczyło to z cudem, a one rzadko się zdarzają. Szczerze mówiąc czułem się jak niańka, której przypadło zajmowanie się niesamowicie ruchliwym i samolubnym dzieckiem. Niestety ja nigdy nie miałem do czynienia z dziećmi, więc tym trudniej było mi poradzić sobie z tym dość znaczącym problemem.

niedziela, 20 maja 2007

Kartka z pamiętnika XVIII (Special) - Fabien

Inu chciała, Inu ma XDD Lemon ^^

 

Bezpośrednio po powrocie z Otwarcia Mistrzostw Andrew brutalnie, o ile można użyć takiego stwierdzenia w stosunku do dwunastoletniego dziecka, zaciągnął mnie do pokoju i zamknął drzwi przekręcając kluczyk. Nie ciężko było się domyśleć, co chodziło malcowi po głowie, tym bardziej, kiedy jakąś godzinę wcześniej odczułem na sobie jego podniecenie. Chłopiec o wyglądzie szalonego Anioła w rzeczywistości miał w sobie więcej z napalonego Demona, niż Skrzydlatej Niewinności. Emerytowana sędzina, która na stadionie, na swoje nieszczęście, miała okazję siedzieć tuż obok mnie bynajmniej nie wyglądała na zachwyconą, kiedy niemal przez cały czas drobne dłonie jasnowłosego błądziły po najczulszych miejscach mojego ciała. Gdyby nie otoczenie tłumu ludzi nie miałbym nic przeciwko temu, niestety biorąc pod uwagę ogólne zgorszenie wywołane zachowaniem Andrew i jego lekko niemoralnymi słowami ciężko było mi skupić się na samej uroczystości. Raz po raz musiałem odciągać rękę chłopca od swojego krocza, a zwinne palce nie dawały łatwo za wygraną. Byłem przygotowany na to, że tej nocy po raz kolejny nie będę mógł spokojnie spać, jednak nie spodziewałem się tego, iż już wieczór upłynie mi na pieszczotach i zaspokajaniu rozpalonego dzieciaka.

Pchnięty przez chłopca posłusznie usiadłem na łóżku i poczekałem, aż zielonooki usadowi się na moich kolanach klękając przy tym na pościeli. W jasnych oczkach lśniła pewność siebie i chęć dominacji, do których zdołałem się już w zupełności przyzwyczaić. Machinalnie zdjąłem marynarkę i kładąc dłonie na pośladkach chłopaka zbliżyłem twarz do delikatnie rozchylonych warg. Pocałowałem je, a ręce Andrew objęły moje szyję. Niewielkie paluszki momentalnie zrujnowały dotąd starannie uczesane włosy sprawiając, że pod wpływem suchego już żelu stały na wszystkie strony. Wyciągnąłem moje okulary przeciwsłoneczne z tylnej kieszeni jego jeansów i wyrzuciłem je gdzieś w kąt pokoju by nie plątały się niepotrzebnie tam gdzie najmniej ich potrzebowałem. Wyrwałem się z ciasnego uścisku łapek chłopaka i odgarnąłem do tyłu włosy, czując jak dziwne są teraz w dotyku.

- Ta babcia mogła przez ciebie dostać zawału – przypomniałem jasnowłosemu staruszkę, która naprawdę nie wyglądała na pełną życia, kiedy to zamiast obserwować wydarzenia na boisku ciągle z dezaprobatą rzucała mi rozeźlone spojrzenia. Nie zdziwiłbym się gdybym od tej pory poza Dementorami miał na głowie koło gospodyń wiejskich, pragnących zemścić się za wykorzystywanie dzieci.

- To wina mojego ojca, że posadził cię obok 75letniej sędziny, ale nie martw się jutro już wybłaga inne miejsce. – chłopiec uśmiechnął się szelmowsko i zaczął rozpinać moją koszulę przy okazji sunąc nosem po moich ustach. – Powinieneś częściej chodzić w garniturach... – westchnął zaledwie po kilku sekundowej ciszy – Wyglądasz wtedy zupełnie inaczej... Tak niesamowicie pociągająco. – uniosłem brew słuchając lekko drżącego głosu Andrew – Kiedy zamieszkamy razem zmuszę cię do ciągłego ubierania się w taki sposób i będziemy się częściej kochać.

- Yhm... – odchrząknąłem krzywiąc się i podnosząc głowę chłopaka za brodę – Jeszcze częściej? Raz dziennie już ci nie wystarcza? – wolałem nie wyobrażać sobie tego, jak miałoby to wyglądać. I tak mimo obecności rodziców chłopaka w domu on zawsze znalazł sposób na spędzenie ze mną dłuższej chwili sam na sam. Nie przeszkadzało mi to, jednak mimo wszystko malec był nadal dzieckiem i wolałbym nie spotkać Marcela, gdyby tylko dowiedział się jak wygląda mój dzień codzienny w towarzystwie jednego z jego uczniów.

- Wcale nie robimy tego codziennie! – zielonooki oburzył się i gwałtownym ruchem ręki wyjął mi koszulę ze spodni i dokończywszy rozpinanie rozsunął ją na boki. – Czasami nie mamy jak!

- To prawda, raz na dwa tygodnie. – rzuciłem mu ironiczne spojrzenie, zaś on ukarał mnie za to zdjęciem swojej koszulki. Sam nie wiem skąd wziął się u niego pomysł na taki sposób pokazywania swojego niezadowolenia, ale niewiele różnił się on od nagrody, jaką było przysunięcie się bliżej i subtelne otarcie o moje ciało. Chłopiec był niesamowity i ufny, co zauważyłem już przy naszym pierwszym spotkaniu, jednak teraz wydawało mi się, że od tamtego dnia minęły już całe wieki.

Z westchnieniem przesunąłem dłonie wyżej na plecy Andrew i zacząłem wodzić palcami po cieplutkiej, delikatnej skórze. Czułem wyraźnie ruchy kręgów i łopatek malca, który z jękiem sięgnął moich ust. Wsunąłem język w wilgotne wnętrze sunąc po zębach i dziąsłach jasnowłosego, a w chwilę później drażniąc coraz namiętnej miękkie usteczka mogłem lizać jego język oraz każde, nawet te najmniej dostępne punkty wewnątrz słodkich warg. Co jakiś czas odsuwałem się zlizując z nich własną ślinę, by po raz kolejny zatracić się w uległych ustach, z których kącika zlewały się lśniące krople. Zielonooki zaczął jęczeć cicho wystarczająco podniecony samym pocałunkiem i kiedy tylko muskałem jego szyję i ramiona odchylił głowę mocno zaciskając dłonie na moich barkach. Rozpiąłem mu spodnie i zsunąłem je ze szczuplutkich bioder, a przy pomocy chłopaka z całych nóg. To samo stało się z jego bielizną, która wylądowała na samym środku pokoju. Teraz bez najmniejszych przeszkód mogłem gładzić nagie pośladki i wyraźnie czułem jak jego członek ociera się o moją pierś.

- D... Dość! – chłopiec odepchnął mnie i zeszedł ze mnie – Oprzyj się. – wskazał na poduszki i drewniane zakończenie łóżka. Bez obiekcji wykonałem kolejne z jego poleceń i na nowo poczułem cudowny ciężar na biodrach. Pieszcząc ustami tors Andrew po omacku sięgnąłem do szafki nocnej i wyjąłem z niej olejek o zapachu czarnej porzeczki, który jasnowłosy sam kiedyś wybrał. Zsunąłem się niżej tak by móc spokojnie sięgnąć męskości szmaragdowookiego. Cudowny, namiętny jęk towarzyszył temu, kiedy objąłem wargami członek chłopca. Wylałem trochę oliwki na dłoń i rozsmarowując ją po pośladkach drżącego i cicho krzyczącego Shevy rozprowadziłem ją także po mojej dłoni. Pokonując minimalny opór ze strony mięśni odbytu wsunąłem palce w rozkosznie mięciutkie wnętrze, które niechętnie pozwalało mojej dłoni na to bym wysuwał się z cudownego ciepła, jakie mi zapewniało.

- Fa... bien! – Andrew odciągnął moją głowę od siebie i pochylił się rozpinając dolną część mojej garderoby. Sprawnie zsunął ją nieznacznie wraz z bokserkami, co sprawiło mi niesamowitą ulgę, jako że niewygodny materiał przestał mnie uciskać. Rączka chłopca zawisła na wysokości mojej twarzy prosząc tym samym o oliwkę. Nalałem niewielką jej ilość na rozłożoną dłoń i zagryzłem wargi, kiedy cudowny dotyk podrażnił mój członek zwilżając go dokładnie.

Andrew bez trudu usiadł na mnie, co wydarło z moich ust głośne westchnienie rozkoszy zmieszane z cichym jękiem chłopca. Wyraźnie czułem jak głęboko wchodzę w niewielkie wnętrze i z jaką przyjemnością mnie ono przyjmuje. To bez wątpienia była ulubiona pozycja jasnowłosego. Uniosłem się odrobinę i objąłem malca w pasie mocno tuląc do siebie. Dłońmi objąłem śliskie, wilgotne pośladki i pomagałem chłopakowi się poruszać. Jego penis sprawnie i bez przeszkód ocierał się o mój brzuch mieszając nasienie z potem, który pokrył zarówno moją, jak i jego skórę. Gorący, szybki oddech drażnił moje ramię, a paznokcie chłopca wpijały się w łopatki, co wspaniale potęgowało podniecenie. Odrobina spermy, która wydostała się do tej pory z mojego ciała sprawiła, że chłopiec z większą swobodą unosił się i opadał.

- A! – z krzykiem doszedł z całych sił nabijając się na mnie i oblewając nasieniem nasze ciała, nie oszczędzając także koszuli, którą w dalszym ciągu miałem na sobie. Gdy tylko się uspokoił znowu zaczął się poruszać, jednak tym razem nic już mu w tym nie przeszkadzało. Szybko i mocno pieścił mnie swoim wnętrzem i nadal jęczał mi do ucha. Po chwili, kiedy z niewinnością w głosie szeptał kolejne ze swoich niemoralnych propozycji nie wytrzymałem i wylałem się w idealnie ciasne ciało. Kierując się impulsem uniosłem biodra, a mięśnie chłopaka zacisnęły się wydobywając ze mnie całą spermę, jaka do tej pory zdołała się we mnie zgromadzić.

Ściągnąłem z siebie Andrew i położyłem go na pościeli. Pocałowałem lekko rozchylone wargi, które szybko łapały powietrze i wtuliłem się w drobną pierś. Dobrze wiedziałem, że to była dopiero zapowiedź długiej nocy.

czwartek, 17 maja 2007

Dzień drugi vol.2

Czas spędzony z chłopakami na śmiechu i zabawach minął niesamowicie szybko, a dopiero po obiedzie mogliśmy, a raczej musieliśmy, zająć się każdy sobą, jako że Sheva poza Francuzem świata nie widział i najwyraźniej nie miał zamiaru ot tak sobie zostawić go dziś w spokoju, co bynajmniej mi nie przeszkadzało, zaś Potter z ukrycia obserwował Serhija, nie zwracając większej uwagi na cokolwiek. Koniec końców po raz kolejny zostałem sam z Syriuszem i nie miałem nic przeciwko. Chłopak wydawał się wręcz tłumić w sobie ogromną radość i co chwila pozwalał sobie na głośne westchnienie. Sam najchętniej zachowywałbym się podobnie, jednak niedopieszczenie Blacka w zupełności wystarczało za nas obydwu. Kiedy kruczowłosy uznał, że jest całkowicie bezpiecznie, gdyż matka Andrew zajęła się czymś w kuchni, wyciągnął mnie na dwór nie odzywając się ani słowem. Z tego, co zdążyłem zauważyć coraz częściej był milczący i spokojny, a to stanowczo nie oznaczało niczego dobrego. Pogoda była cudowna, ponieważ wiatr neutralizował ciepłe słońce i dzięki temu nie dało się wyczuć duchoty kolejnego wakacyjnego dnia, zaś ogród za domem stanowił obraz kunsztu i dbałości o szczegóły kobiecej ręki. Kwiaty, drzewka i krzewy porozsadzane były z wielką dbałością i wyczuciem i znalazło się tu także sporo miejsca, które można było wykorzystać do zabaw, spotkań, czy czegokolwiek innego.

Syriusz momentalnie położył się na trawie i odetchnął głęboko z delikatnym uśmiechem błądzącym po jego idealnych wargach. W tej chwili nie wyglądał już tak dziecinnie, jak za każdym razem, kiedy wydurniał się z Potterem. Mógłbym przysiąc, że niesamowicie się zmienił, jednak mogło to być jedynie złudzenie spowodowane naszym miesięcznym rozstaniem.

- Chodź do mnie – ze słodką radością na twarzy wyciągnął do mnie dłoń, której nie zdążyłem nawet dobrze złapać, a już wylądowałem na piersi chłopaka, który przytulił mnie i potarł policzkiem o moje włosy – W tym roku będziemy musieli się bardziej postarać, żeby mnie zaspokoić – wymruczał i zaczął sunąć palcami po moich plecach – Jestem na głodzie i tylko ty możesz mnie z tego wyleczyć. – poruszyłem się i podniosłem odrobinę patrząc na rozanielonego Blacka.

- Ja się tam za bardzo starać nie będę – bąknąłem unosząc brew – Wszystko w swoim czasie, nie sądzisz? Poza tym, jeśli chciałbym cię zadowolić musiałbym od razu zrobić z siebie twój podwieczorek. – skrzywiłem się na samą myśl o tym, zaś Syriusz oblizał wargi i znowu zaczął błądzić dłońmi po moim kręgosłupie. Oparłem łokcie o tors kruczowłosego i podparłem głowę dłońmi patrząc na jego zadowoloną minę.

- Jak ja chciałbym przyspieszyć nasze dorastanie... – westchnął po chwili i złapał mnie delikatnie za włosy – Mój kłaczek byłby przynajmniej bardziej chętny i otwarty na pieszczoty. – mrugnął i unosząc głowę pocałował mnie lekko. – Masz prze słodkiego dzióbaska! – roześmiał się i po raz kolejny połączył nasze usta. Opadł z jękiem na trawę i zamknął na kilka chwil oczy. Niewielka biedronka usiadła na jego policzku, co skwitował niezadowolony pomruk. Black otworzył oczy i spojrzał w miarę możliwości na swoją twarz. Ostrożnie przystawił palec do i poniekąd zmusił stworzonko do wgramolenia się na niego.

- Tylko się nad nią nie znęcaj – fuknąłem na wstępie patrząc czule na kropkowanego robaczka. – Jest słodka – wyszczerzyłem się i przyglądnąłem dokładniej, kiedy Syri podstawił mi ją pod twarz. Poczułem, że chłopak dmuchnął lekko, a stworzonko rozłożyło skrzydełka i przefrunęło na mój nos. Spojrzałem na biedronkę i zamrugałem szybko kilkakrotnie czując, że powoli kręci mi się w głowie. Niestety patrzenie przed siebie również nie było trudne, jako że czerwony pancerzyk o czarnych kropkach drażnił mój wzrok niemiłosiernie.

- Wiesz, co oznacza to, że biedronka usiadła akurat na tobie? – Black delikatnie strącił robaczka z mojej twarzy.

- Niestety... – westchnąłem, a wściekłe spojrzenie Syriusza wystarczyło jako podsumowanie moich słów. – Oj, dobrze, już dobrze! Cieszę się z tego. Kolejny dowód na to, że jesteśmy sobie przeznaczeni. – wystawiłem język zadowolonemu już chłopakowi i potarłem nosem o jego policzek. – Jesteś strasznie wygodny, wiesz? – poruszyłem się układając jeszcze wygodniej na ciele kruczowłosego i odgarnąłem z jego twarzy kilka kosmyków, które uparcie wkradały się do szarych oczu chłopaka.

- A ty śliczny... – speszyłem się i zaczerwieniłem spuszczając głowę.

- Głupi! – syknąłem i speszyłem się jeszcze bardziej, kiedy dłonie Syriusza spoczęły na moich pośladkach.

- Ale kiedy to prawda – chłopak jedną ręką uniósł moją twarz, zaś drugą trzymał w bezruchu – Zabij mnie, ale nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego od ciebie.

- Głupi! Głupi! Głupi! – wtuliłem się w niego kryjąc w ten sposób czerwoną twarz. Czułem się okropnie zażenowany i nie chciałem tego od razu pokazywać, chociaż kruczowłosy zdawał sobie z tego sprawę doskonale.

- Chłopakiiiiiiii... – Sheva uratował mnie przed prawdopodobnie jeszcze większym wstydem stając jak wryty koło domu i z dziwnym uśmieszkiem przyglądając się nam. – Yhmm... – odchrząknął i podszedł bliżej – Ja chciałem tylko powiedzieć, że czas się zbierać, bo rozpoczęcie Mistrzostw czeka i przeprosić za to, że wam zakłóciłem miłosne uniesienia. – chciałem coś odpowiedzieć, jednak Black nie pozwolił na to spychając mnie i podnosząc, kiedy sam stanął już na nogi.

- Mimo wszystko i tak masz wejścia lepsze niż Potter – roześmiał się i łapiąc za rękę zarówno mnie jak i jasnowłosego zaciągnął nas do domu, gdzie już w przejściu można było dostrzec całkiem ciekawy obiekt.

Fabien ubrany w ciemny garnitur starał się pogodzić ze swoim wyglądem i wrażeniem, jakie sprawiał. Włosy zaczesane do tyłu i utrwalone w ten sposób niewielką ilością żelu w połączeniu z poważną miną, a także ciemnymi okularami nieodparcie kojarzył się z Rosyjską Mafią. Jeśli dodać do tego Andrew, który pozbył się kolczyków i koralików grzecznie zaczesując grzywkę na oczy, a dodatkowo założył błękitną koszulkę i jasne jeansy, to niemożliwym było by ktoś widząc ich razem nie pokusił się o stwierdzenie, iż ma do czynienia z mafijnym bossem i jego młodziutkim kochankiem. Musiałem przyznać, że widok zapierał dech w piersiach. Rozradowany Sheva wtulił się w ramię mężczyzny, który wydawał się tego nie zauważać, co dodatkowo spotęgowało dziwne wrażenie. Gdybym ich nie znał na sto procent uznałbym, iż natknąłem się właśnie na rosyjski półświatek. Mężczyźnie brakowało tylko broni i obstawy. Matka Andrew rozmawiała z kimś przez telefon i na szczęście nie widziała syna, który obmacywał kochanka na oczach uradowanego ojca.

- Jestem z siebie dumny! – Serhij rozmarzył się wpatrując w parę kochanków – załatwiłem wam miejsca w loży dla vipów, więc nikt się nie zorientuje, że ma do czynienia ze sławnym już Fabienem Trezeguet, a Andrew biorąc pod uwagę jego zachowanie także nie wzbudzi podejrzeń. O was również nie muszę się martwić – tym razem jasne oczy mężczyzny skierowały się na mnie, Syriusza i Pottera. – Kolejni chłopcy do zabaw – wyszczerzył się ukazując rząd równiutkich, białych zębów. Bez wątpienia Sheva podał się do ojca i jakoś mnie to nie dziwiło. Mężczyzna imponował mi za to tym, iż akceptował dosłownie wszystko, co wiązało się z synem od wieku kochanka począwszy, po same kontakty z tym ‘kryminalistą’.

- Ja też tak chcę... – jęknąłem, a Syri dźgnął mnie palcem w żebra. Uwielbiałem, kiedy był zazdrosny, jednak musiałem się przyznać do tego, że Fabien niemal wywoływał u mnie dreszcze właśnie teraz, kiedy jego dwukolorowe oczy zostały dokładnie przysłonięte przez ciemne szkła, a starannie ogolona twarz niemal nie zdradzała uczuć. Można było jedynie zachwycać się w nieskończoność, tym wspaniałym widokiem, a Andrew z pewnością i tej nocy nie miał zamiaru pozwolić Francuzowi na spokojny sen. Wystarczyło spojrzeć w te błyszczące podnieceniem, zielone oczy by wyczytać z nich niemal wszystko. Prawdopodobnie za kilka lat i ja będę reagował podobnie na Syriusza, chociaż czasami żałowałem, iż mój charakter nie pozwalał mi na większą śmiałość. Mimo to, kiedyś na pewno chciałem się w końcu przemóc i zbliżyć do kruczowłosego jeszcze bardziej.

 

  

niedziela, 13 maja 2007

Dzień drugi vol.1

Dziś moja mama jedzie do sanatorium na miesiąc i będę musiała radzić sobie bez niej. Nie wiem ile to zmieni, ale może jakoś sobie poradzę ^^" . Oczywiście nadal siedzę na antybiotyku, a przed wczoraj miałam paskudny dzień i tylko wczoraj był taki sobie... Coś czuję, że przez ten miesiąc będę duuużo ryczeć i to przez ojca i brata ==

 

28 lipiec

Zamruczałem i przeciągnąłem się o dziwo bez najmniejszego kłopotu. Niezadowolony zmarszczyłem nos czując, że leżę sam. Jak na zawołanie ciepły oddech otoczył moją twarz, a miękkie wargi musnęły czoło mówiąc w ten sposób ‘dzień dobry’. Uśmiechnąłem się i otwierając oczy objąłem Syriusza za kark przyciągając do siebie i kładąc na łóżku. Materiał jego jeansów był strasznie nieprzyjemny, kiedy tuliłem się do niego, więc z głośnym westchnieniem podniosłem się do siadu. Ziewnąłem przecierając oczy i opadając z powrotem na miękką poduchę. Wizja wstawania była mało interesująca biorąc pod uwagę, że już dawno nie miałem tak udanej nocy. W końcu Syri jako misiak do przytulania sprawdzał się idealnie, a w domu nie miałem takiego komfortu.

- Wstawaj... – Black westchnął, czym przerwał dotąd panującą ciszę – Sheva już chodził po pokojach i ostrzegał, że Potter w każdej chwili może tutaj wpaść, a przecież nie chcemy się tłumaczyć, prawda? – mimo wszystko szarooki objął mnie ramieniem i zaczął bawić się moimi włosami. Przymknąłem oczy skupiając się tylko na przyjemnym doznaniu i na chwilę zapomniałem o wszystkim. Niestety, jako że nic nie trwa wiecznie obudziłem się z tego pięknego snu, który nazwać można ‘chwilą teraźniejszości poza rzeczywistością’.

- Już późno! – oprzytomniałem, a chłopak podniósł się niechętnie i rzucił mi jakieś ubrania, które najwidoczniej wcześniej już przygotował. Przeglądnąłem wybrane przez niego części garderoby. Kremowy, cienki sweter, stare lekko powycierane jeansy i oczywiście bielizna, której przegrzebanie musiało mu sprawić największą przyjemność. Zastanawiałem się tylko, co takiego planuje, że sam wszystko sobie powybierał.

- Coś jeszcze? – spojrzałem na opierającego się o ścianę chłopaka.

- Nie, to tyle. – z uśmiechem założył za ucho włosy i nadal stał w tym samym miejscu.

- Mógłbyś wyjść? Chcę się przebrać... – podnosząc w górę ubrania pomachałem nimi – To, że ty paradujesz przede mną nago nie znaczy, że ja też muszę. – wyszczerzyłem się szyderczo z zadowoleniem patrząc na minę Blacka, który wyglądał na zawiedzionego. Ociągając się niesamowicie w końcu zamknął za sobą drzwi, co tylko wywołało u mnie głośne westchnienie. Powoli wcisnąłem się w ciuchy i opierając o parapet wyjrzałem za okno. W nocy najwyraźniej padało, gdyż gdzie niegdzie były kałuże, a trawa lśniła od niewielkich kropelek. To tłumaczyło, dlaczego kruczowłosy wygrzebał z moich rzeczy sweter. Na zewnątrz musiało być trochę chłodno i było to jak dla mnie zbawienne. Nie cierpiałem upałów, a słońce nie przeszkadzało mi o ile nie prażyło nazbyt mocno.

- Długo jeszcze? – Syri zapukał w drzwi i prawdopodobnie wtulił się w nie, bo zaskrzypiały niebezpiecznie.

- To ty na mnie czekasz?! – odskoczyłem od okna i pokręciłem głową. Byłem przekonany, że chłopak już zeszedł na śniadanie, jednak najwidoczniej były to tylko złudne nadzieje, chociaż z drugiej strony nie miałem nic przeciwko temu. Otworzyłem drzwi patrząc jak Black stara się utrzymać równowagę, co o dziwo mu się udało. Złapał mnie za rękę i spokojnie zrobił kilka kroków w przód. Nie sprzeciwiając się ruszyłem za nim zastanawiając, w którym momencie mnie puści. Mimo wszystko było mi bardzo przyjemnie i mogłem tylko w dalszym ciągu marzyć o powrocie do szkoły i naszych chwilach sam na sam.

Tak jak myślałem Syri zwolnił uścisk dopiero przed samą kuchnią i jak gdyby nigdy nic z szerokim uśmiechem wszedł do środka kłaniając się matce Andrew i nie do końca przytomnemu Trezeguet. Sam do końca nie wiem, jakim cudem, ale z miny Shevy z łatwością dało się wyczytać, co jest powodem niewyspania mężczyzny. Zielonooki przypominał dziecko, które właśnie wykręciło najlepszy numer w życiu i z utęsknieniem spoglądał na jedzenie. Nie wiem skąd on czerpał siły, ale różnica w zachowaniu między nim a Fabienem była wielka. Współczułem trochę matce chłopaka, w końcu pod jej nosem działy się najróżniejsze rzeczy, a ona nie miała o tym pojęcia, w przeciwieństwie do Serhija, który był czymś w rodzaju motoru napędowego w związku własnego syna z o wiele starszym mężczyzną. Jakoś nie chciałem sobie wyobrażać młodzieńczych lat jednej z większych sław quidditcha.

- Remi, siadaj szybciej, błaaagammmm... – Sheva zajęczał składając ręce, a gdy tylko zająłem miejsce odliczył cicho do dziesięciu czekając aż chłopcy zaczną męczyć się z kanapkami, po czym rzucił się na jedzenie. Z nie małym rozbawieniem sam zabrałem się za posiłek, który o dziwo upływał w milczeniu, najwyraźniej tylko, dlatego, że Potter wpatrywał się w puste miejsce, gdzie zapewne miał siedzieć Serhij.

- Dobra... A teraz mówić mi, gdzie moje mięso? – J. w końcu oprzytomniał, za co pod stołem dostało mu się od Andrew.

- Mój ojciec jak już, a nie ‘mięso’! – matka chłopaka wydawała się nawet ich nie słuchać, co mnie osobiście nie dziwiło.

- Co ty, kompleks jakiś masz, czy co? Przez tyle lat miałeś takiego tatę pod nosem, a o mnie zazdrosny jesteś? – rozmowa jak zawsze nie miała większego sensu.

Wstałem od stołu i podziękowałem za śniadanie. Black z podejrzanym uśmiechem zrobił to samo i towarzyszył mi do samej łazienki. Kiedy tylko od całej reszty oddzielały nas zamknięte drzwi oplótł mnie ramionami nie pozwalając na umycie się i pocałował w szyję. Wyjątkowo nie byłem temu przeciwny i tylko przekręciłem głowę, czym pozwoliłem mu na więcej. Przez ten miesiąc brakowało mi dosłownie wszystkiego, co było związane z Syriuszem. Od jego dziwnych pomysłów, po brzmienie głosu, śmiech i ciepło ciała. Jak na dwunastolatka był naprawdę bardzo dojrzały, niestety wyłącznie w kwestii dotyczącej pieszczot w naszym związku.

- Syriuszu... – jęknąłem i odwróciłem się przodem do niego. Stając na palcach wsunąłem dłonie w ciemne pasma jego włosów, które zdążyły już zabawnie urosnąć, i pocałowałem go przypominając sobie, jakie to uczucie. Black zrobił krok przesuwając mnie i unieruchamiając za pomocą umywalki. Nieprzyjemny chłód wbijał mi się w plecy, jednak wystarczyło ustawić się wygodniej, by przestał drażnić. Ciepłe palce chłopaka wsunęły się bez problemu pod mój sweter i teraz już wiedziałem, czym kierował się Syri w doborze stroju. Jego dłoń powoli pieściła moją skórę na brzuchu, zaś druga zwinnie dołączyła do pierwszej łaskocząc żebra. Nie mogłem przewidzieć jak daleko posuniemy się w tym roku, jednak i bez tego wiedziałem jak wielką przyjemność sprawia mi każdorazowy dotyk, czy też pocałunek chłopaka.

- Remusie – kruczowłosy odsunął się nieznacznie i polizał moją dolną wargę – Śpijmy dzisiaj razem... – zamruczał muskając mój policzek – Będę grzeczny tylko chcę się do ciebie poprzytulać... – roześmiałem się cicho słysząc jego słowa i widząc szczenięcą minę. Za ten niewinny wyraz twarzy oddałbym wiele na Transmutacji, jednak mogłem wykorzystać go także teraz.

- Jeśli obiecasz, że wymyślisz coś słodkiego to się zgodzę, co ty na to? – z trudem spoważniałem, a gładząca akurat mój sutek dłoń bynajmniej w niczym nie pomagała.

- Słowo, że będzie słodko! – wyszczerzył się Black i schylając liznął moją brodę. – Im więcej słodyczy teraz, tym większe szanse na szaleństwo w przyszłości. Ha! Zobaczysz. Jeszcze trochę i będziesz rozdziewiczony, zaobrączkowany i w ogóle! – nie wiem skąd brała się jego filozofia, jednak na pewno nie brzmiała zachęcająco. Wręcz przeciwnie. Nie uśmiechało mi się tracić czegokolwiek, a już na pewno nie za wcześnie, co w mojej obecnej sytuacji na pewno będzie wymagać wiele wysiłku. - Plany zostaw na razie na boku i pozwól mi się umyć. – położyłem rękę na dłoni kruczowłosego, w chwili, kiedy jego palce wkradały się do moich spodni i odsunąłem ją kładąc na biodrze Syriusza. Starając się nie zwracać większej uwagi na lekko podwinięty sweter i bezustanną pieszczotę skóry na brzuchu stanąłem przodem do umywalki i biorąc do rąk szczoteczkę poruszyłem się chcąc w spokoju umyć zęby, a nie wzdychać, co chwilę odczuwając delikatny dotyk napalonego kolegi.

- Wieczorem... – jęknąłem i pozbyłem się ostatniej przeszkody, która uniemożliwiała mi poranną toaletę. Gdyby nie to, że bałem się całkowicie poddać chłopakowi nie miałbym zupełnie nic przeciwko jego bliskości, nawet, jeśli stosunkowo zbyt śmiałej, jednak musiałem cały czas pamiętać, że oszukuję Syriusza i kiedyś będę musiał się do tego przyznać. W końcu tajemnica, jaką skrywałem była znacząca dla nas i naszej przyszłości, jeśli takowa w ogóle mogła mieć szanse.

niedziela, 6 maja 2007

*khe, khe, khe*

Więc tak... Jestem chora == Tak, tak, po raz kolejny! Nic tylko się radować, nie ma co == Czuję się jak stara, zakurzona książka -.- Serio ^^" Myślenie mi wysiada, nie mogę się nad niczym skupić i w ogóle... Wybaczcie, ale notka będzie dopiero kiedy dojdę do siebie (oby jak najszybciej).

 

   

środa, 2 maja 2007

Dzień pierwszy vol.3

Wybaczcie denną notkę, ale biorąc pod uwagę, że zapowiada mi się dłuuugi tydzień, a w dodatku musze sobie zrobić usg węzłów chłonnych (proszę, niech to nie będzie nic poważnego!)... Heh... Dziś byłam u lekarza i jakoś ciężko było mi skompletowaać tę notę ^^"

 

Mimo ciągłych jęków Jamesa droga, jaką musieliśmy przebyć nie była najgorsza, pomijając fakt, iż Sheva wychodził już z siebie i około pięć razy miał zamiar wyrzucić okularnika z samochodu. Tydzień nawet, jeśli zapowiadał się pod znakiem nachalności Pottera z pewnością już teraz był obiecujący. Pierwszy raz miałem okazję przebywać za granicą, jednak w ogóle tego nie czułem. Andrew i jego ojciec rozmawiali po angielsku zapewne nie chcąc nas niepokoić. Może właśnie, dlatego J. z takim zapałem wychwalał wszystko, co z mężczyzną było związane.

Dom mieścił się na zapewne jednej ze spokojniejszych ulic Kijowa. Nie odznaczała się ona niczym szczególnym i bardzo przypominała te londyńskie. Pełna domków jednorodzinnych i zadbanych ogrodach i miłym dla oka tynku najczęściej w białym kolorze. Mimo, iż z zewnątrz każdy budynek wydawał się niewielki to od środka spokojnie można było podziwiać ogromną ilość pokoi i różnego rodzaju pomieszczeń, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Na życzenie Andrew pchając przed sobą Pottera wysiadłem z samochodu i rozprostowałem nogi, które trochę ucierpiały od ciągłego rozpychania się okularnika. Sheva otworzył drzwi i wpuścił nas przodem chcąc uniemożliwić Jamesowi wpatrywanie się w jego ojca, a tym bardziej głośne wyrażanie opinii na temat mężczyzny. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to bynajmniej nie przestronne wnętrze urządzone w klasycznym stylu z wysokimi schodami pod lewą ścianą, czy niewielka rzeźba przedstawiająca jakiegoś greckiego boga tuż przy drzwiach na stoliku, lecz krzątający się po mieszkaniu Fabien w fartuchu i puchatych kapciach.

- O, już jesteście? – młoda kobieta wyjrzała zza drzwi, w których stronę zmierzał Francuz.

- Co on kur...mmmpfff... – Andrew rzucając się na Pottera zasłonił mu usta dłonią nie pozwalając na powiedzenie niczego więcej.

- D... Dzień dobry... – wydukałem kątem oka patrząc na siłujących się ze sobą dwóch chłopaków. Syriusz kiwnął głową i ukłonił się lekko, zaś J. wymruczał sam nie wiem, co nadal trzymany przez jasnowłosego.

- Pokażę im pokoje! – chłopak kopnął okularnika w tyłek i zmusił do wgramolenia się na schody. Powoli przywykałem do tego, iż to zawsze ciemnowłosy był na straconej pozycji, a Syriusz potrafił z niemal każdej sytuacji wyjść cało. Dziwiło mnie tylko to, że bez względu na to, czy byliśmy w szkole, czy na wakacjach James miał tendencję do robienia z siebie ofiary, którą na dobrą sprawę był.

Jasnowłosy wepchnął okularnika do jednego z pokoi i odetchnął z ulgą. Usiadł na łóżku, które stało naprzeciw drzwi przy oknie krzyżując ręce.

- Na początek – zaczął smętnie – Tutaj śpi James, Remus obok, zaś Syri naprzeciwko Remiego. Nie martw się, J., sypialnia mojego ojca jest daaaleko! Swoje rzeczy możecie spokojnie rozpakować i poukładać – chłopak wskazał jasnobrązowy segment w pobliżu wejścia. Musiałem przyznać, że pokój był naprawdę ładnie urządzony. Każdy element idealnie pasował do innego. Dywan w różnych odcieniach brązu z maleńkimi liśćmi, elegancki żyrandol w kształcie kielichów kwiatów, czy też małe żółte dzwoneczki przy oknie.

- A gdzie dokładniej śpi twój tata? – Potter udał obojętnego, choć dobrze wiedział, że niewiele to da i został zignorowany.

- Ważniejsza sprawa... Moja matka myśli, że Fabien jest kuzynem ojca i nie może się dowiedzieć prawdy. Inaczej cała nasza trójka z moim tatuśkiem na czele miałaby armagedon załatwiony. Gdyby wiedziała, co jest między mną, a nim zatłukłaby ojca... Cóż jeszcze mogę powiedzieć... – spojrzał wściekle na Jamesa. – Nie odzywaj się nieproszony, jeśli ci życie miłe! A teraz zostawcie swoje rzeczy i idziemy na obiad! – tym razem chłopak wyglądał na rozradowanego. Zaczekał na nas i razem zeszliśmy na dół do ładnej kuchni w jasnych odcieniach zieleni. Przy dużym stole na środku siedzieli już wszyscy. James rzucił niechętne spojrzenie Francuzowi, po czym spoglądając na rozmawiającego z żoną Serhija westchnął rozmarzony.

Całe popołudnie udało nam się przesiedzieć w salonie nie robiąc nic innego jak tylko przeglądając stare oraz nowsze magazyny, czy książki o quidditchu i rozmawiając na ten temat. Niektóre rzeczy wyszły momentalnie, jak na przykład wielkie wielka miłość Jamesa do Madlen Worn, szwedzkiej szukającej, czy zamiłowanie Syriusza do długich włosów na wzór Mikaangela Rossi, włoskiego gracza, który zakończył karierę przed kilkoma laty.

- Wow! – wybałuszyłem oczy widząc jeden z artykułów w ‘Q. Play’ – Zgadnijcie, kogo znalazłem! – położyłem się na plecach, a podnosząc nogi oparłem je o wypoczynek – Prawdopodobnie najmilszy nauczyciel w naszej szkole... Teraz prawdopodobnie spędza wakacje z najbardziej niewinnym Ślizgonem, jakiego kiedykolwiek widział świat.

- C... Co?! Gdzie?! – chłopcy rzucili się na mnie niemal bestialsko przygnietli wyrywając mi z rąk gazetę. Nie trudno było się domyśleć, że to właśnie J. jako pierwszy dobrał się do czasopisma, a ja jęknąłem musząc znosić ciężar leżącego na mnie Syriusza. Było to całkiem milutkie, gdyby nie jego łokieć wbijający się między mój żołądek a wątrobę. Andrew nie mając zamiaru bić się z okularnikiem o jeden artykuł zaczął zaplatać mi na włosach małe warkoczyki, czekając na swoją kolej do odzyskania ‘Q. Play’.

- Więc wszystko jasne! – James przeciągnął się oddając gazetę jasnowłosemu – Camus grał w reprezentacji... To tłumaczy, czemu on taki obeznany we wszystkim. Ja też tak kiedyś będę! Zobaczycie. Miliony fanów... Pieniędzy więcej niż mogę sobie wyobrazić... Sportowy samochodzik, najlepsze miotły! Co za życie...

- J., ale każdy wie, co się z tobą dzieje, nie sądzisz? Ciekawscy na każdym kroku, ręka odpada od rozdawania autografów. Zero prywatności... – poczułem jak Black delikatnie gładzi moją dłoń. Osobiście wolałbym być z nim sam na sam i poprzytulać się do ciepłego ciała chłopaka. Niestety skazany na obstawę w formie Pottera nie bardzo miałem ku temu okazję.

*

Położyłem się spać stosunkowo późno marząc o chwili odpoczynku i ciszy, jakiej przy Jamesie nie było ani trochę. Łóżko było miękkie i ciepłe, co biorąc pod uwagę chłodniejszą noc cudownie usypiało. Mama Andrew zrobiła nam gorące kakao, co tym bardziej skleiło mi powieki. Wtuliłem się w poduchę i uśmiechając do siebie wymruczałem imię Blacka, z którym w końcu się spotkałem. Miałem tylko nadzieję, że przez czas pobytu tutaj zdołam znaleźć, chociaż chwilę na wspólny spacer, czy poufną rozmowę wzbogaconą o małą dawkę czułości.

Zanim cokolwiek do mnie dotarło zdążyłem zasnąć i obudziło mnie ciche skrzypnięcie zwiastujące czyjąś obecność w pokoju. Zadrżałem, jednak po chwili poczułem znajomy zapach i otworzyłem oczy, które nie potrafiły dostrzec żadnego kształtu i cały czas się zamykały. Poczułem jak moja kołdra podnosi się, a przyjemna, znajoma skóra styka się z moją.

- Tęskniłem – Syriusz objął mnie ramionami i pocałował delikatnie w skroń. Jego kolano wsunęło się delikatnie między moje uda, zaś palce zaczęły błądzić po plecach. Mocno wtuliłem się w pierś chłopaka nie do końca pojmując, o co chodzi, za to idealnie wiedząc, do kogo należy gorące ciało. Położyłem dłonie na gładkim torsie chłopaka i musnąłem go lekko ustami.

- Ja także tęskniłem... – wymruczałem układając się wygodniej i zwijając w kłębek, jednak, kiedy natrafiłem na opór krocza kruczowłosego wyprostowałem postanowiłem odrobinę się wyprostować.

- Kocham cię, Remi. – ostatnie słowa chłopaka docierały do mnie jak przez gęstą mgłę, jednak coś mówiło mi, że były one miłe i bardzo ważne. Uśmiechnąłem się i przesunąłem paznokciem po miękkiej skórze. Najprawdopodobniej rano i tak nic z tego nie będę pamiętał, jednak było mi przyjemnie ciepło i milutko. Syri był lepszy niż jakikolwiek miś, czy inna maskotka, a jego organizm był niczym naturalny grzejnik. Całe życie mógłbym tak przespać i na pewno nie żałowałbym ani jednej chwili. Zamruczałem i potarłem policzkiem o pierś chłopaka.