piątek, 31 sierpnia 2007

Zdrajca?

Nie lubię odpowiadać na pytania dotyczące treści na forum bloga, jednak nie mam wyjścia jak widzę... A więc, tak, nieznajomy pojawi się jeszcze.

 

20 wrzesień
Siedząc na łóżku ze skrzyżowanymi nogami powtarzałem materiał jak dotąd przerobiony na Historii Magii. Niektóre lekcje nie należały do najciekawszych mimo wszystko miały w sobie, chociaż małe zalążki czegoś przyjemnego, dzięki czemu nauka szła mi całkiem sprawnie i nawet biegający po pokoju koledzy nie przeszkadzali mi w skupieniu uwagi na temacie. W prawdzie krzyczeli i śmieli się okropnie głośno, co zachęcało do przyłączenia się, ale mając do wyboru ominięta zabawa, lub niska ocena z przedmiotu, wolałem wybrać to pierwsze. Na rozrywkę z pewnością nie raz mogłem znaleźć czas, a obowiązki szkolne jak dotąd nie planowały poczekać, aż łaskawie się nimi zajmę z własnej woli.
- Remi, dołóż tą książkę, to rani moje biedne oczęta – Potter na kilka chwil zatrzymał się przy moim łóżku i po upływie kilku sekund pobiegł dalej w stronę swojego posłania, gdzie zatoczył kółeczko i wrócił pod drzwi ścigany przez Blacka.
- Chętnie, jednak szczerze wątpię w waszą pomoc na jutrzejszym teście. – chłopcy momentalnie się zatrzymali i wpatrywali w siebie nawzajem, zaś po chwili jasne oczęta Syriusza i ciemne tęczówki Jamesa skupiły się wyłącznie na mnie. Jak łatwo można było się domyśleć zapomnieli już o wszystkim, a jeszcze niedawno głośno przeżywali swoją głupotę i wyjątkowe ‘szczęście’.
- Chwilunia... Ja o czymś nie wiem, prawda? – kruczowłosy złożył ręce niczym grzeczne dziecko i klapnął na swojej pościeli. – Który moment lekcji mi umknął? Przecież powinniśmy mieć jeszcze trochę laby po wakacjach! – Przewróciłem oczyma.
- W chwili, kiedy przez te twoje ciemne okularki nie zauważyłeś Binns’a, a podręcznik przeleciał przez jego głowę lądując w rękach Pottera straciłeś jakiekolwiek szanse na chociażby kilka dni wolnego. – przypomniałem chłopakowi niedawną akcję, na której ucierpiała cała klasa, plus inne roczniki. Myślałem, że będzie to dobra nauczka dla przyjaciół, jednak stanowczo się myliłem, a ich skleroza sięgała zenitu biorąc pod uwagę dotychczasowe obserwacje. Mógłbym napisać pracę na ten temat i przedstawiać ją na jednych z zaklęć by dostać za to wyższą ocenę. Czasami podziwiałem u nich tę umiejętność, osobiście uważam, że byłaby całkiem przydatna, chociaż nie na lekcjach i nie wiem, po co właściwie miałaby być mi potrzebna.
- Dobra, teraz to ja już się boję. – J. przegrzewał całą szafkę w poszukiwaniu podręcznika – Kto widział moją książkę? Taka z rysunkiem żuczka na okładce. Przyznawać się, gdzie jest! Jeśli w tym roku moja matka zobaczy oceny przed Bożym Narodzeniem wrócę po nowym roku do połowy w gipsie.
- Chciałbym to widzieć! – Black roześmiał się udając niemal unieruchomionego Pottera. Sam dobrze pamiętałem, jego wielkie wejście podczas Świąt w tamtym roku. Do tej pory nie wiem, jaką minę zrobiła McGonagall, kiedy wyskoczył z jej kominka, a to musiało być całkiem niezłe przedstawienie.
- Żebyś skisł! – James wkurzony rzucił się na łóżko, kiedy ja tylko odłożyłem przeczytany już w odpowiednich miejscach podręcznik. Poniekąd właśnie zaczynała się mała wojna między tymi dwoma i wolałem przez nieuwagę nie wpakować się w sam jej środek.
- Z pewnością nie tak, jak twoje skarpetki pod wyrem. Jeśli zrobisz wdech z pewnością je poczujesz. – mina Pottera nie wyglądała zachęcająco, za to wyższość, jaką odznaczał się teraz Syri i jego dumna mina jednoznacznie mówiły, że chłopak musi mieć rację. Nie chciałem sprawdzać i wierzyłem mu na słowo, tym bardziej znając niechęć okularnika do sprzątania i jego maniakalny nawyk rozrzucania swoich rzeczy. Po chwili zacząłem się śmiać nie mogąc pozostać poważnym w takich momentach. Peter i Sheva także chichotali, a blondyn usilnie starał się uspokoić zwlekając z łóżka i podchodząc do mojego.
- Odpocznijmy chwilę, a później Remus opowie nam to, z czego ma być kartkówka – powiedział spokojnie siadając i kładąc głowę na moim udzie. Wzdrygnąłem się czując niezręcznie i poruszyłem nogą. Zielone oczy Andrew popatrzyły na mnie wyczekująco, jak gdyby spodziewając się jakiejś gwałtowniejszej reakcji. Widziałem kątem oka, że Syriusz nie był zadowolony, jednak i on nie reagował. Ja sam nie miałem pojęcia, co zrobić, więc wydusiłem tylko krótkie:
- Sheva, czuję się głupio w takiej pozycji – co niewiele mogło tłumaczyć. Jasnowłosy uniósł głowę, a jego uśmiech poszerzył się.
- W takim razie popraw nogi. Mogę dzisiaj spać z tobą? – zaczerwieniłem się prostując kolana, a blond pasma na nowo usłały moje uda. – Potrzebuję czułości, a ty się nadajesz. Jesteś cieplutki, jak dziecko, proszę. – dobiło mnie to, a na twarzy Blacka pojawił się grymas zazdrości. Nie myślałem, że bliskość Ukraińca będzie w stanie go trochę zdenerwować, jednak uznałem to za dobrą okazję do kolejnego zaznaczenia mojej pozycji w naszym związku.
- Niech będzie, ale śpisz po stronie Syriusza – uspokajając się trochę zdołałem wymusić zarozumiały uśmiech. – Wolę mieć więcej miejsca do manewrów, kiedy będę się rzucał po łóżku. – wytłumaczyłem, by uspokoić, chociaż trochę wściekłego kruczowłosego.
- A z kim ja będę spał?! – Black w końcu przeszedł do ataku, chociaż nie miał większych szans. Wiedziałem już, w jaki sposób mógłbym sparować ten cios. Schyliłem się i sięgnąłem do szafki.
- Będziesz spał z nim! – podstawiłem kruczowłosemu pod nos pluszowego misia i posłałem niewinny uśmieszek. Ufałem Andrew i wiedziałem, że w jego postępowaniu nie ma żadnych podtekstów, czy złośliwości, a przynajmniej ja byłem o tym przekonany. Jak dotąd chłopak zawsze był tym najrozsądniejszym z nierozsądnych, a jego pomoc wydawała mi się czasami niezbędna. Ostatnio zachowywał się dziwnie, a teraz do tej listy dołączyć miała dzisiejsza noc, ale nie miałem mu tego za złe. Poniekąd cieszyłem się, że jest, jaki jest.
- Phi! Skąd masz tego misiaczka? – Black wziął pluszaka i przytulił go do siebie – Pachnie tobą, więc powinien mi wystarczyć, ale jeśli dotkniesz mojego Remuska nie tam gdzie trzeba zemszczę się, rozumiesz?! – podobała mi się ta zapalczywość chłopaka, chociaż lekko się uspokoił dostając do rąk zabawkę. Położył się u siebie przykrywając szczelnie pierzyną. Najwidoczniej temat Historii Magii uznał za zamknięty i nie miał zamiaru ślęczeć nad nią przez noc. Reszta chłopaków poszła za jego przykładem, z czego Potter wyglądał jakby wpadł przed chwilą pod Hipogryfa. Uganiał się za Andrew przez bardzo długi czas, więc chęć, z jaką blondyn nie stronił ode mnie w tej chwili na pewno trochę go przytłaczała. Sam Sheva zamknął oczy układając się wygodnie i już teraz czułem, że robi mi się ciepło. Wsunąłem się pod kołdrę odwracając do chłopaka tyłem. Jego ramiona oplotły się wokół mnie, a głowa spoczęła na moim barku.
- Gdybym nie przyprowadził ci Syriusza pod nos możliwe, że teraz byłbyś ze mną – wyszeptał pesząc mnie, ale i rozbawiając. Poniekąd miał rację. Gdyby nie Black wszystko wyglądałoby inaczej, ale z pewnością także Andrew nie miałby okazji poznać Fabiena, a nad tym lamentowałby niesłychanie.
- Ciekawe tylko jak poradziłbym sobie z kimś, kogo trzeba ciągle rozpieszczać – zaśmiałem się by zapomnieć o gorącu rumieńcach. Stwierdzenie chłopaka trochę zakłóciło mój spokój, jednak jego zachowanie w dalszym ciągu się nie zmieniało. Syriusz z pewnością starał się wszystko podsłuchać, chociaż nie wiem, z jakim skutkiem.
- Wtedy musiałbym się całkowicie zmienić. W prawdzie o wiele bardziej wolę taki stan rzeczy, ale ciekawe czy sprawdziłbym się jako ten dominujący. Jak myślisz? – tym razem zaczęło mnie to bardzo śmieszyć. Znając podejście Andrew do miłości, byłby naprawdę strasznie niedopieszczonym partnerem, zapewne o wiele gorszym pod tym względem od Blacka.
- Najwłaściwszą osobą, która powinna ci dopowiedzieć jest Trezeguet. – westchnąłem zamykając oczy i skupiając się na pierwszym takim kontakcie z przyjacielem – Zna cię lepiej niż my pod tym względem, ale obiecaj, że powiesz mi, co mówił. To może być zabawniejsze niż wygłupy chłopaków. – chichotałem już na samą myśl o tym, co mogłem usłyszeć. Noc w jednym łóżku z jasnowłosym była całkiem ciekawym pomysłem i w końcu miałem poróżnienie do Syriusza. Obiecałem sobie, że następnym razem powiem mu o wszystkich płynących z tego różnicach.
- Niech będzie, ale nie rozpowiadaj tego, nie chcę później być pośmiewiskiem do końca roku. – sam chłopak wydawał się być tym całkiem zadowolony.


  

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Kartka z pamiętnika XXII - James Potter

Szkoła od zawsze była największą zmorą mojego życia, która spędzała sen z powiek i wywoływała dreszcze. Gdyby jakiś wróżbita przepowiedział mi, że zamiast rozwalać po kawałeczku zamek będę krążył po bibliotece uznałbym go za niebezpiecznego dla społeczeństwa. Kruczek tkwił w tym, iż coraz częściej przebywałem w tej części Hogwartu, a czasami nawet nadrabiałem brakujące notatki, czy też zajmowałem się zadaniami. Ten, kto wymyślił miłość powinien trafić za to do Azkabanu, lub zabronić mi uganiania się za grzecznymi chłopcami, którzy rzadko wystawiali nos poza książkę. Świat był niesprawiedliwy, chociaż na jego uroki narzekać nie mogłem. I tu pojawiał się kolejny problem. Kto wymyślił bujdę o pięknych, kobiecych kształtach? Bądź, co bądź moje dłonie ciągnęło w zupełnie innym kierunku, chociaż bynajmniej nie chodziło mi o obmacywanie samego siebie. O niebo smaczniejszy kąsek stanowił niewysoki, szczuplutki i delikatny Ślizgon, który miał szczęście pojawić się na mojej drodze, chociaż i to nie do końca było prawdą.

- Umarłem i jestem w niebie, kocham cię Boże... – z uwielbieniem wpatrywałem się w stojącego do mnie tyłem chłopca, który trzymał w ręce kilka książek szukając najwyraźniej kolejnej. Gdyby nie to, że zawsze byłem niecierpliwy i zachłanny wystarczyłoby mi napawanie się widokiem, niestety jak to z grzesznikami bywa mało mnie to zadowalało.

Ukojony cudowną obecnością Severusa w pobliżu podszedłem do niego pochylając się nad jasną szyjką. Ciemnooki z pewnością nadal nie zauważył mojej obecności i dopiero, kiedy objąłem go w pasie kładąc głowę na jego ramieniu zrozumiał, o co chodzi. Przez kilka sekund chyba nawet się szamotał, jednak w mgnieniu oka oberwałem potwornie ciężkimi woluminami, co w zupełności wystarczało jako protest. Trzymając się za obolałe czoło odskoczyłem momentalnie. Nie chciałem stracić resztek rozumu, nawet, jeśli należały do bakterii na moim ciele.

- Czego chcesz?! – Ślizgon fuknął, zabrał jakiś tom i odszedł w stronę stolika. Właśnie to tak bardzo mi się w nim podobało. To zewnętrzne zimno, oschły ton, ale i chęć postawienia na swoim. Ta jego zła strona natury w charakterze była niesamowicie pociągająca. Oddałbym wiele by to na mnie rzucił się w tamtym roku, nie zaś na Lupina. Możliwość, że stawiałbym opór była równa zeru.

- Czy muszę czegoś chcieć, żeby być blisko ciebie? – ze zniewalającym uśmiechem dosiadłem się obok i przysunąłem krzesło bliżej chłopaka. Położyłem dłoń na chudziutkim udzie, zaś Snape zerwał się gwałtownie.

- Co ty sobie...!

- Cicho, przecież jesteśmy w bibliotece – zamruczałem przerywając jego początkowy krzyk. Gdyby nie fakt grubej książki, która trzymał w ręce i twardej okładki może miałbym okazję poprzytulać się jeszcze trochę. Jak na razie jeden guz z pewnością mi wystarczał, a to było dopiero pierwsze podejście. Jeśli wierzyć starym powiedzeniom to ten precyzyjnie zadany, całkiem silny cios był niczym wyznanie miłości. Nie chciałem sobie tylko wyobrażać, w co zamieniło by się nasze pierwsze zbliżenie, jeśli uścisk, aż tak bolał.

- Odłóż broń... tfu! ...wolumin i porozmawiajmy, lub jeśli chcesz możemy zająć się czymś ciekawszym. Jestem otwarty na wszelkie propozycje, no nie krępuj się. – wyciągnąłem do niego dłoń, zaś on zrobił krok do tyłu i położył rękę na kieszeni z różdżką. Jego uczucia do mnie były chyba mocniejsze niż się spodziewałem. Szybko podniosłem ręce do góry i przysunąłem się do niego. Wystraszony i zdesperowany był niemal na wyciągnięcie ręki, niestety właśnie w takiej chwili pojawił się Malfoy. Zapach perfum jasnowłosego można było wyczuć z odległości kilometra, więc tylko ja zawiniłem w tej sytuacji.

- Potter, czy mi się wydaje, czy miałeś zamiar położyć łapska na tym, co nie twoje? – ten jego ironiczny, przesycony udawaną słodyczą głos doprowadzał mnie do szału. Ku mojemu jeszcze większemu nie zadowoleniu starszy Ślizgon objął Severusa krzyżując ręce na brzuchu chłopaka, który delikatnie pogładził. Pocałował ciemnookiego w szyję, zaś ten nawet na to nie zareagował chyba, że reakcją nazwałoby się subtelny uśmiech i ulgę, z jaką odetchnął. Nie wiem czy wraz z pieniędzmi, zarozumiałym uśmiechem i tak przeciętnym ciałem, jakie Lucjusz posiadał, można było dojść do czegokolwiek, jednak bynajmniej nie podobało mi się to, iż jego ręce spoczywały na mojej aktualnej zdobyczy.

- A ty gdzie z tymi porcelanowymi protezami, co? – najchętniej rzuciłbym się na tą męską lalkę, która na domiar złego musiała być ze mną spokrewniona – Twoje mięso?!

- Ciszej, Potter. Tutaj się nie krzyczy. – nie wiem jak on mógł to zrobić, jednak w tamtej chwili poczułem się lekko zażenowany. – I bądź łaskaw nie dotykać Severusa, gdyż bynajmniej mnie to nie bawi.

- Podpisałeś go sobie? – zakpiłem, za to uśmiech na wąskich wargach chłopaka zaniepokoił mnie bardziej, niż test z Transmutacji w poniedziałkowy ranek. Malfoy odwrócił Snape’a przodem do siebie i zaczął majstrować coś przy jego szacie. Już po chwili ciemnooki stał do mnie przodem, zaś dłoń Lucjusza odsłaniała niewielkie czerwone plamki na obojczyku Seva, które układały się w inicjały mojego rywala. Kciuk przesunął się po literach drażniąc bladą skórę, by niedługo potem szata ponownie została zapięta.

- Coś jeszcze, James? – powiedzieć, iż chłopak wypluł moje imię, byłoby chyba najbardziej trafne. Cudem powstrzymywałem nerwy, tym bardziej wiedząc, że moja wielka miłość jest nie tylko obłapiana przez tego ignoranta. Chociażby z tego jednego powodu pragnąłem Severusa jeszcze bardziej. Moje dobre układy z kuzynem zaczęły się i skończyły na pierwszej klasie, a to, co teraz miało miejsce oznaczało wypowiedzenie mi wojny. Od zawsze byłem pechowcem, jednak nie spodziewałem się aż takiego ciosu. Sheva olał mnie już na samym początku, do Ślizgona dobrał się mój kuzyn, zaś Kinn nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Powoli sam zaczynałem zastanawiać się nad poszukaniem jakiejś naiwnej dziewczyny, co nie znaczyło, że planowałem zrezygnować z moich upodobań do silnej woli ukrytej w niepozornych chłopcach.

- A właśnie, Lu. Mam nadzieję, że nie sypiasz z Sevem zaraz po tym jak wkładałeś komuś innemu. To byłoby obrzydliwe – odciąłem się za wszystko napawając tym razem widokiem wściekłego Malfoya. Wyglądał zabawnie i wolałem napatrzeć się dowoli zanim będę musiał zmagać się z rzucanymi zaklęciami. O dziwo w moją stronę nie pofrunął żaden morderczy cios, a Malfoy zbył mnie prychnięciem. Odkleił się od ciemnookiego i pchnął go w stronę krzesła, które wcześniej zajmował. Sam usiadł na moim ignorując moją obecność. Wychodziło mu to doskonale, biorąc pod uwagę totalny brak zainteresowania, czy to moimi szeptanymi pod nosem obelgami, czy też nie cenzuralnymi gestami. Nie chciałem tak łatwo dawać za wygraną, ale i nie pasowało mi oglądanie tej niemal słodkiej scenki z udziałem tych dwojga.

- Niech to wszystko szlag – bąknąłem na odchodnym, co z pewnością usatysfakcjonowało Lucjusza. Jeśli spodziewał się wygranej na całej linii to z pewnością się przeliczył. W końcu nie mógł zawsze strzec Snape’a, a ciemnowłosy nie zawsze musiał mieć w rękach jakieś niebezpieczne przedmioty. Musiałem zdać się tylko na swoje wyczucie miejsca i czasu, pozbyć się świadków, wszelakich niedogodności i miałem w swoich szponach słodką zdobycz. Lucjusz nie miał prawa być lepszy ode mnie po jakimkolwiek względem. Ja byłem inteligentniejszy, a on potrafił tylko dużo mówić. Poza tym ja byłem przystojniejszy, bardziej pociągający i w ogóle o kilka kroków przed nim. Żałowałem tylko, iż wszystko to musiałem udowadniać sam sobie przed lustrem. Z drugiej strony zawsze mogłem nagrać się na jakimś mugolskim sprzęcie i odtwarzać sobie przed snem całą litanię do mojej boskości.

- Jestem geniuszem! – kilka Puchonek i trzy Krukonki popatrzyły na mnie krzywo, kiedy w pobliżu ich stolików zacząłem sobie schlebiać. Tylko Gryfonii powstrzymywali śmiech, czego i tak nie rozumiałem. Fakt, który wygłosiłem na głos był niezaprzeczalny i chociaż Sev w dalszym ciągu nie poznał się na mnie, to miałem zamiar to zmienić, chociażby siłą. Swoją drogą Severus Snape proszący o to bym przestał, cokolwiek zmierzałbym zrobi, wyrywający się, krzyczący, lub nawet płaczący, musiał być cudowny i nawet bardziej podniecający niż do tej pory. Jeśli już musiałbym użyć przemocy wobec niego, to przynajmniej mogłem zyskać na tym więcej niż przeciętnie.

 

  

piątek, 24 sierpnia 2007

Kartka z pamiętnika XXI - Lucjusz Malfoy

Notka dedykowana Mitztiel. Wiele osób pytało o tych dwoje, więc coś tam dodaję ^^"

 

Nie minął jeszcze rok, od kiedy postanowiłem służyć Tomowi, a już poznawałem ciemne strony tego układu. Nocami miewałem koszmary, nie byłem w stanie się wyspać, szkoła dawała o sobie znać, a coraz częstsze rozkazy Riddle’a zabierały mi cały wolny czas. Nie miałem mu tego za złe. Koniec końców to dzięki niemu pozbyłem się najbardziej znienawidzonej osoby i przynajmniej w domu oddychałem spokojniej nie martwiąc się ani o obecność ojca, ani też o własny spokój. Warto było płacić taką cenę za to, co otrzymałem.

Właśnie powoli kończył się jeden z trudniejszych i mniej udanych dni tego roku. Marzyłem o chwili odpoczynku, wytchnienia i normalnego życia. Głowę rozwalał mi potworny ból ściskający okolice nosa i skronie. Każdy nawet najcichszy dźwięk drażnił mnie okropnie i wzmagał ogromną chęć pozbycia się źródła tych niedogodności. Znak na przedramieniu przestał mi dokuczaj już dawno temu, jednak nadal pochłaniał całkiem sporo energii.

Klnąc pod nosem wszedłem do sypialni. Spodziewałem się zastać tam przyjaciół, jednak łóżka chłopaków były puste. Tylko moje wyróżniało się znacznie. Dotychczasowy podły nastrój minął, a na moją twarz wpełzł uśmiech. Zapomniałem o bólu, niewyspaniu i dosłownie wszystkim.

Na mojej lekko zmierzwionej pościeli siedziało jedno z najrozkoszniejszych stworzeń, które chyba jako jedyne mogło zamienić ten paskudny dzień w coś pięknego. Severus miał na sobie wyłącznie rozpiętą szatę. Czarny materiał odsłaniał jego pierś i kolana dziwnie zniewalająco układając się na pierzynie. Chłopiec siedział na klęczkach, wpatrywał we mnie wielkimi, ciemnymi oczyma, tak pełnymi niepewności i napięcia. Myślałem, że oszaleję widząc tą słodycz i dziecięcą ufność ścierająca się z głębią wpatrzonych w moją postać tęczówek. Był niczym cudowny lek, który powinienem zażywać codziennie chcąc radzić sobie z parszywą, zakłamaną codziennością.

- Gdzie są chłopcy? – zapytałem spokojnie przekręcając klucz w drzwiach, zaś on wzruszył w ciszy ramionami powodując, iż cienka szata zsunęła się bardziej – Dziś jest jakaś okazja, o której nie pamiętam? – upewniłem się, jednak tym razem odpowiedziało mi przeczące kręcenie głową. – Więc dlaczego? – nie zwykłem zadawać tylu pytań, jednak z tych zwodniczych ust chciałem spijać każde słowo, a jak na razie nie otrzymałem żadnego.

- Byłeś zły przez ostatnie dni... – ciemnowłosy spuścił głowę, a jego oczy stały się jeszcze większe – Nie chcę byś był smutny i zatroskany... – rozpłynąłem się słysząc to. Jeśli w murach tego zamku mogłem trafić na kogoś tak wspaniałego to wolałem ich nie opuszczać. Serce Severusa z pewnością należało już tylko do mnie i miałem zamiar strzec tego daru. W końcu i on uzależnił mnie od siebie, a teraz koił nerwy.

- Tęskniłeś, tak? – szerszy uśmiech sam wpełzł na moje wargi. Zbliżyłem się do łóżka zdejmując szatę, która spadła na podłogę. Mało mnie obchodziło, że może się pomiąć, lub ubrudzić. Nawet Malfoy miał prawo do chwilowej słabości, a moja wypływała z tego niesamowicie pociągającego i drobnego ciała. Rozwiązałem krawat, który dołączył do poprzedniej części odzieży i zabrałem się za guziki koszuli. Sev podniósł się szybko, a jego szata rozsuwając się ukazała jaśniutką skórę i odsłoniła niemal całe jego ciało. Drobne palce same zajęły się rozbieraniem mnie pozwalając dzięki temu na pierwsze pieszczoty. Kiedy chłopak skupił się na swoim zajęciu ja bez najmniejszych problemu kładąc dłonie na jego biodrach gładziłem je przypominając sobie ich kształt i zmysłowe ruchy w czasie seksu. Zacisnąłem palce na pośladkach młodszego Ślizgona, zaś on roześmiał się cicho. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałem okazję słyszeć ten dziecięcy chichot, jednak tak szybko jak się pojawił, zniknął ponownie ustępując powadze.

- Przestań, Lucjuszu! – wątpiłem by były to omamy. Ten mały gad wydał mi plecenie głosem pełnym goryczy. Tego nie mogłem tolerować. Sam szybko pozbyłem się koszuli i pchnąłem ciemnookiego na pościel. Jęknął i wyglądał na przestraszonego, czemu nie mogłem się dziwić.

- Nie przestanę, mój drogi. Zapominasz, że od dawna nie miałem cię u siebie. – rzuciłem sarkastycznie stając nad nim na czworaka – Długie zabawy zostawimy na później, a teraz daj mi się odrobinę pobawić. Wiesz, jak bardzo lubię robić to z tobą. No dalej. Rozchyl grzecznie usteczka. – Snape udawał obrażonego, jednak widziałem, z jakim trudem stara się nadal zachowywać powagę. Miałem ochotę jęczeć, kiedy już sięgnąłem jego warg, na szczęście nie pozwoliłem sobie na tę oznakę słabości. Musiałem przynajmniej stwarzać pozory zimnego drania, jednak nie miałem pojęcia jak długo wytrzymam. Pozbyłem się ciemnego materiału, który nadal trzymał się na rękach Severusa i łapiąc delikatnie cudownie miękkie uda rozchyliłem je. Klęcząc pomiędzy nimi zlizałem ślinę z brody chłopaka wędrując językiem na szyję, pierś i brzuch. Już teraz byłem na skraju wytrzymałości, a co dopiero gdybym musiał zadowalać ciemnowłosego przez dłuższy czas. Obiecałem sobie, że na czułości przyjdzie pora później i bezpardonowo polizałem jego penisa. Z pewnością był zdziwiony, o czym zaświadczyło drgnięcie, jęk i wypchnięte nerwowo biodra. Ostrzegłbym go przed samym sobą i moim podnieceniem, gdyby nie sztywny członek w ustach, który ssałem chcąc poczuć smak słodkiego nektaru pożądania. Ślizgon nie wydawał się zawiedziony, chociaż z pewnością miał nadzieję na o wiele delikatniejsze pieszczoty.

- Lu! – krzyknął cicho, a z jego oczu popłynęły pojedyncze łzy. Odsunąłem się i polizałem palce pokrywając je mieszanką śliny i odrobiny nasienia. Sev nie do końca pojmował, co się dzieje. Nie zdołał dojść, a ja już wsuwałem w niego palce. Czując jak mięśnie zaciskają się na nich stawiając opór zatraciłem się w magii tej chwili. Już nie wiedziałem, czy to pragnienie wyżycia się, czy też ogromna tęsknota za drugoklasistą tak bardzo na mnie działały. Wspomnienie ciepłego wnętrza zamykającego w sobie mojego penisa przyprawiało mnie o dreszcze i zawroty głowy. Nie mogłem, lub nie chciałem wytrzymać. Ledwie włożyłem w to upragnione ciało trzy palce, a już zastępowałem je czymś innym. Jedną ręką podniosłem jego biodra i opuszkiem rozmasowałem dziurkę Severusa, a kiedy mięśnie rozluźniły się wystarczająco wszedłem do środka. Już nie miałem zamiaru zagryzać języka i wstrzymywać się. Zawyłem głośno czując intensywny skurcz ciała ciemnowłosego i niemal zapomniane ciepło. Ciasne wejście wydawało się poznawać mnie i prosić o więcej. Odbyt chłopaka rozluźnił się i pozwolił mi na pierwsze ruchy. Oblizałem wilgotne palce i wpiłem się w usta kochanka. Jego szybki, gorący oddech mieszał się z moim, podobnie jak jęki tłumione pocałunkiem. Objąłem członek Seva stymulując go i napawając się cieczą, która pokrywała moje palce. Nadal było mi mało. Zabrałem rękę i przyśpieszyłem, co momentalnie spotkało się z odpowiedzią.

- L... Lucjuszu, nie! W... Wolniej! – przysiągłbym, że w tym krzyku kryła się prośba o więcej. Bawiąc się sutkiem Ślizgona rozsmarowałem jego spermę po brodawce i jej okolicach. Na nowo zajmując się pragnącą dotyku męskością lizałem słoną ciecz z piersi Snape’a, perfekcyjnie działającą na moje zmysły, co przy okazji z pewnością podobało się także jemu.

- Jeszcze nie, kochanie. – rzuciłem, kiedy odbyt chłopaka stał się ciaśniejszy, co zapowiadało rychły koniec. Nawet wiedząc, iż jest to dopiero pierwszy raz wolałem napawać się tym dłużej. Niestety nawet rozkaz jedynego męskiego potomka Malfoy’ów nie był w stanie powstrzymać tego, co nieuniknione.

- Nie mogę! – kiedy Severus zaczął krzyczeć, dochodząc pociągnął za sobą także mnie. Kilka sekund później to ja wylałem się obficie napierając mocno na szczupłe biodra. Nawet, jeśli obaj byliśmy już teraz zmęczeni nie myślałem nawet przez chwilę, by zakończyć tylko na tej jednej ekstazie.

- Wiesz, że za nieposłuszeństwo należy ci się kara? – kładąc się obok ledwo dyszącego ciemnookiego zlizywałem z dłoni to, co na niej zostawił. Jasna buzia pokryta czerwonymi wypiekami wydawała się uśmiechać, kiedy szeroko otwarte usta łapały powietrze. Może i stawałem się patetyczny, jednak już teraz zaświtał mi pewien głupi pomysł. Skoro i tak nie wiedziałem, w jaki sposób dać drugoklasiście popalić postanowiłem pokryć malinkami najczulsze miejsce jego ciała i okolice z wnętrzem ud, jądrami i podbrzuszem na czele. Doczekać się nie mogłem owoców mojej pracy, które z pewnością zawstydzą Severusa nad ranem, zaś mnie rozbawią. Na nowo podniecała mnie myśl o gładkim, jasnym ciele, delikatniej skórze i jej smaku w chwili, kiedy powoli, morderczo spokojnie będę ssać niewielkie, wrażliwe jej skrawki pozostawiając na nich znamię przynależności tylko i wyłącznie do mnie.

 

  

środa, 22 sierpnia 2007

Krawat

W niedzielę brat mnie zdenerwował i głowa zaczęła mnie potwornie boleć, dlatego własnie nie byłam w stanie dać notki. Dzisiejsza jest... denna ==

 

19 wrzesień

Cztery dni przewagi nad Syriuszem miałem już z głowy. W prawdzie dwa razy pozwoliłem mu przejąć nad wszystkim kontrolę, jednak teraz miałem zamiar sobie to odbić, a przynajmniej, chociaż trochę pobawić kosztem kruczowłosego. Jedynym większym minusem był dla mnie fakt obawy przed samym sobą. Raz może byłbym w stanie podokuczać przyjacielowi, jednak już dawno przekroczyłem swój limit i jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie chciałem nawet myśleć o konsekwencjach, jakie mogłoby to ze sobą nieść gdyby nagle okazało się, iż ma to coś wspólnego z moją likantropią. Czasami mógłbym przysiąc, że za bardzo się wszystkim przejmuje, a zaraz potem uznać, iż przesadzam. Gdyby ktoś czytał w moich myślach z pewnością miałby niezłą zabawę. Czułem się niczym niezdecydowana kobieta, chociaż nie byłem przekonany, czy to określenie było trafne. Zardi zaprzeczała niemal każdemu porównaniu i ogólnemu sądowi na temat dziewczyn, jednak w jej przypadku mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. Jej ostatnie ciągłe zrzędzenie na temat piekielnego szczęścia w miłości obiegło całą szkołę i wątpię, czy ktokolwiek nie słyszał o cudownej, wakacyjnej niedzieli, która dziewczynę podłamała. Na jej miejscu prawdopodobnie zareagowałbym podobnie, chociaż różnica pomiędzy naszymi przypadkami byłaby w tym momencie nawet bardzo widoczna.

- Syri, ty mnie nie wystawisz, prawda? – śmiejąc się w duszy postanowiłem wykorzystać nieszczęście koleżanki do podejścia Blacka i małego wyżycia się jego kosztem.

- Coś ty znowu wymyślił? Jeśli chodzi o ten pocałunek to mówiłem ci, że nie wiem, co to było. – ten wzrok męczennika, który posłał mi chłopak był niesamowity. Sam dziwiłem się, że Syriusza tak podłamał fakt łatwego ulegania Andrew, a o moim buziaku z kolegą nawet nie chciał słuchać. W takich chwilach uwielbiałem swoją dziecięcą niewinność bardziej niż kiedykolwiek.

- Nie, nie – łapiąc Blacka za rękaw koszuli zatrzymałem go na korytarzu, a ten jak gdyby idąc za moim tokiem myślenia odwrócił się przodem – Chodzi mi o tego księdza – zrobiłem niewinną minę i przysuwając się bliżej do przyjaciela zarzuciłem ręce na jego szyję – Pamiętasz, o czym opowiadały dziewczyny? Co jeśli ty uznasz, że chcesz iść na księdza?

- Że co?! – kruczowłosy o dziwo nie zakrztusił się śliną, z to nawet nie zauważył, iż jego krawat zamiast tkwić na swoim miejscu został mu rozwiązany i niemal zsunięty z szyi.

- Skoro ten luby Zardi mógł iść...

- Ty udajesz głupiego, prawda? – ironiczne spojrzenie chłopaka tylko podkreślało jego naiwność – Jej podobała się z połowa mężczyzn na tym globie, a zakochana jest w takim jednym, nie? Więc pomyśl... Skoro ja kocham ciebie, a ty mnie to, po co miałbym zostać klechą?

- W sumie racja... – trzymając w ręce krawat przesunąłem dłońmi po ramionach Syriusza uśmiechając się zadziornie. Po raz kolejny bałem się własnych pomysłów i odwagi. Korzystając ze słabości Blacka do pieszczot z łatwością skrzyżowałem jego nadgarstki za plecami i związałem je zdjętą częścią garderoby. Syriusz zrozumiał, w co się wpakował dopiero, kiedy chciał mnie objąć, co uniemożliwiały skrępowane ręce. Dotychczas lekko uśmiechnięta twarz spoważniała, zaś oczy wyrażały zaniepokojenie. Nudne wykłady wujka na temat harcerstwa i jego uroków przynajmniej ten jeden raz były niezbędne. Wątpiłem by kruczowłosy zdołał wyplątać się o własnych siłach, ale nie mogłem go także nie doceniać.

- Żartujesz sobie, prawda? – bąknął niepewnie bezowocnie poruszając dłońmi i ramionami, chociaż nie wiem, co chciał poprzez to osiągnąć. Swoją drogą był słodki w tej chwili. Black związany własnym krawatem i nie mogący się wyswobodzić. Zdobyłbym majątek na zdjęciach uwieczniających ta chwilę.

- Oj, przecież wytrzymasz ze mną jeszcze do piątku... – kładąc ręce na biodrach chłopaka przyciągnąłem go do siebie. Widząc jego specyficzny, zarozumiały uśmieszek, który zdawał się mówić mi, iż blefuję i nie odważę się na nic musiałem zareagować. Gdybym zaczął myśleć z pewnością poddałbym się już teraz, jednak jakoś nie chciałem dawać szarookiemu tak wielkiej przewagi. Rozpiąłem trzy guziki jego koszuli i łapiąc go za pośladki ścisnąłem je, co Black podkreślił cichym jękiem zaskoczenia i jeszcze większej obawy. Moja twarz przypominała zapewne dojrzałego pomidora w peruce. Kawałek odsłoniętego torsu chłopaka był dla mnie ratunkiem. Syriusz będąc ode mnie wyższym nie był w stanie dostrzec moich policzków, kiedy przesunąłem nosem po jego obojczykach i pocałowałem lekko skórę poniżej nich. Już dla reguły zacząłem ją ssać zostawiając maleńki znaczek przynależności chłopaka do mnie. Stając na palcach nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu.

- Zostawię cię tak i sprawdzimy ile czasu potrzebujesz na znalezienie kogoś, kto zdoła rozwiązać krawat zamiast tarzać się ze śmiechu – szepcząc ledwie powstrzymywałem chichot i specjalnie przybliżyłem się wystarczająco by Syriusz mógł także na mojej szyi zostawić czerwoną plamkę. Z każdą chwilą sprawiało mi to więcej przyjemności, a to stanowiło dla mnie już kolejny powód zmartwień.

- Nie zrobisz mi tego – nawet, jeśli głos kruczowłosego brzmiał pewnie to jak zwykle w takich momentach załamywał się leciutko – Bałbyś się, że jakaś dziewczyna wykorzysta sytuację – miał rację, chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Mogłem uznać, że jestem samolubny jednak nie chciałem oddać Blacka w niczyje ręce chyba, że byłbym pewny, iż nie stracę poprzez to chłopaka.

- Niech będzie – odwiązując przyjaciela na kilka chwil znowu byłem sobą. Krawat ponownie znalazł się na szyi właściciela, zaś jego dłonie na moich plecach. Sam sięgnąłem jego ust by nie mógł później wypominać mi tego jako słabości po chwilowej odwadze i pewności siebie. W rzeczywistości nigdy nie ufałem swoim zdolnością w żadnej z dziedzin, a nauka również należała do moich słabych stron, jeśli poruszyć temat wiary we własne możliwości.

- Zawsze myślałem, że jesteś grzeczny i nieśmiały, a tu właśnie wyszło jak bardzo się myliłem. – Black z szerokim uśmiechem zabrał jedną dłoń i kciukiem otarł moje wargi. – Masz bardzo lubieżne myśli skoro nawet mnie wiążesz. – nie bardzo rozumiałem, o co mogło mu chodzić, co z pewnością wynikało z mojej ubogiej wiedzy na temat związków i tego, co następuje po pewnym czasie przeistaczając się z pocałunków w pieszczoty – Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł, co? No przyznaj się mały zbereźniku!

- Ha! I kto tu jest zbereźny?! – urażony odwróciłem się do chłopaka tyłem. To, że on myślał sam nie wiem, o czym nie znaczyło, iż i po mojej głowie krążą podobne wizje. Mogłem się w prawdzie domyślać, o co chodziło, jednak całkowicie to pominąłem. Miałem już okazję poznać zaczątek wielkiego zamiłowania Blacka do wszelkiego rodzaju poradników, książek, mang i kto wie, czego jeszcze w kwestii płciowości, a to w zupełności mi wystarczało.

- Nie bocz się... – ciche mruczenie i ciepło płynące z oddechu Syriego na mojej szyi momentalnie rozluźniło wszystkie spięte mięśnie i przyjemnie bawiło się skórą. Nie wiem, czy kruczowłosy aż tak dobrze znał moje słabe punkty, czy po prostu miał szczęście, ale to sprawiało, że moje nogi lekko się uginały.

- Dasz mi tabliczkę czekolady mlecznej z nadzieniem porzeczkowym i mi przejdzie – wymyśliłem na poczekaniu nie chcąc od razu zdradzać się ze słabością do ciepła chłopaka.

- Nie ma sprawy, miodziku... – odwróciłem głowę w stronę Syriusza nie bardzo rozumiejąc, o co chodziło, a tym bardziej nie nadążając za jego tokiem myślenia.

- Wytłumacz – rzuciłem krótko, co najwyraźniej trochę go podłamało.

- Czy ja zawsze musze używać normalnych zdrobnień i określeń? Tak mi się powiedziało, poza tym smakujesz podwieczorkiem – Black oblizał wargi i zniżając głowę przeciągnął językiem także po moich ustach. Bez wątpienia była to jedna z pieszczot, które uwielbiałem, a których przyjaciel nigdy mi nie szczędził. Naturalnie także teraz nie mogłem pozwolić sobie na spokojny uśmiech zadowolenia, czy też nadmierną beztroskę. Musiałem utrzymać swój chwilowy autorytet na swoim miejscu.

- Ty jadłeś rogaliki z dżemem wiśniowym, a jakoś ci tego nie wypominam – prychnąłem, co sprawiło, że Syri przewrócił oczyma. Mój charakter był jednak niesamowicie wadliwy i po kilku sekundach śmiałem się głośno doprowadzając przyjaciela do podobnego stanu.

 

  

piątek, 17 sierpnia 2007

Całus

Notka do kitu, ale winą za to obarczajcie mojego tatę, który przez ponad pół godziny siedział nade mną i czytał na głos relkamówkę z jakiegoś supermarketu ==

 

17 września
Niedziela od zawsze była dla mnie jednym z najspokojniejszych dni wolnych od jakichkolwiek obowiązków czy też nadmiernej nauki. Całymi tygodniami miałem na głowie szkołę, egzaminy i stosy zadań, zaś ten jeden jedyny raz ze spokojnym sumieniem mogłem odpuścić sobie to wszystko i spędzić miło czas. Niestety takie zasady obowiązywały wyłącznie wtedy, kiedy nie użerałem się z chłopakami, a ostatnie dni minęły trochę beztrosko piętrząc z każdą chwilą coraz więcej prac domowych, referatów i zaległości. Teraz pomimo spokojnego popołudnia, które poprzedziło wylegiwanie się ze znajomymi w Pokoju Wspólnym, byłem zmuszony pozbierać porozrzucane przez przyjaciół książki i zabrać się za jedne z mniej lubianych przez nich obowiązków, jakie spadają na każdego ucznia. Lenistwo Pottera i ciągłe narzekanie Blacka udzieliły mi się z nawiązką wzbogaconą o ślamazarność Peta, czy też roztargnienie Andrew. Chwaliłem się tylko za to, że w przeciwieństwie do niektórych siedziałem cicho z samotności znosząc ból kolejnego wypracowania z Eliksirów. Siedząc w bibliotece przy stole, na której o dziwo znajdowało się wyłącznie pięć książek, co chwila skupiałem się na ciepłej dłoni Syriusza błądzącej po moim udzie, nie zaś na przydługich zastosowaniach skóry żaby, czy Wodorostów Szkarłatnych. Przed chwilowym zanudzeniem uratował mnie chyba wyłącznie cichy śmiech kruczowłosego.
- J., biorąc pod uwagę, że do tej pory wpatrywałeś się w Kinn’a, a Snape właśnie przeszedł koło działu Transmutacji zwierząt... Za którego się teraz zabierzesz?
- Cicho, myślę! – okularnik rozmasował sobie skronie patrząc to w jedną, to w drugą stronę. Prawdopodobnie była to największa niedogodność uganiania się za dwoma osobami na raz, mimo to chłopak wyglądał zabawnie, kiedy robił zeza czując ból mięśni oczu.
- Zwieją ci obaj... – Sheva oderwał się od czytanego podręcznika wskazując na powoli zbierającego się Niholas’a.
- Holender, zaraz wracam! – Potter poderwał się i niby to bezinteresownie podszedł do jednego z pierwszorocznych Gryfonów. Sięgając do kieszeni wyjął z niej kilka monet i wcisnął je chłopakowi w rękę. Jak łatwo można było się domyśleć pierwszoklasista nie wyglądał na niezadowolonego. Wręcz przeciwnie. Pokiwał kilka razy głową w odpowiedzi na jakieś szeptane przez Jamesa słowa i ruszył w stronę ciemnowłosego kolegi. Wyraźnie mogłem dostrzec wyraz tryumfu na twarzy okularnika. Jak gdyby nigdy nic zaczął przeciskać się między półkami najwyraźniej zamierzając zająć się teraz Severusem. Czarno widziałem zakończenie tej całej farsy, jednak nie była to moja sprawa, a przynajmniej nie dotyczyła bezpośrednio mojej osoby. Kolejny raz chwaliłem Merlina za wiernego i na swój sposób spokojnego Syriusza. Do znudzenia mogłem cieszyć się z jego obecności w moim życiu i chyba tylko on sam mógł mieć tego dosyć.
- Remi, chodź ze mną po to takie wielkie o starych metodach wykorzystywania żab i glonów – Andrew przekartkował do końca podręcznik do Eliksirów i zabrał ze sobą jakąś obdartą kartkę najwyraźniej z tytułem potrzebnego wolumina. Podniosłem się słysząc żałosne zawodzenie Blacka, który musiał zabrać rękę z moich nóg.
- Zawsze, kiedy mi się nie chce wstawać to wam się czegoś zachciewa – wyjęczał kładąc się na stoliku i zamykając oczy. – Wracajcie szybko i obudźcie mnie, kiedy znajdziecie tą kobyłę. – uśmiechnąłem się lekko widząc jak słodko wyglądał z miną męczennika. Pogładziłem go po głowie otrzymując w zamian zadowolone mruczenie. Obrzuciłem spojrzeniem moje rzeczy by w miarę możliwości zapamiętać, na czym skończyłem i połączyłem do uśmiechniętego lekko Szamana. Znalezienie odpowiedniego działu nie zajęło nam więcej jak dwie minuty.
- Remusie, jest jeszcze jedna rzecz, dla której chciałem byś ze mną poszedł – odwróciłem głowę w jego stronę zatrzymując się przed odpowiednią półką.
- O co chodzi? – zanim zdążyłem wziąć oddech po zadanym pytaniu Sheva dotknął lekko moich policzków i przysunął się łącząc nasze usta. Moje oczy z pewnością przypominały olbrzymie monety. Całkowicie zapomniałem o oddychaniu poddając się nie tylko przyjacielowi, ale i potwornemu zdziwieniu. To, że nic nie rozumiałem było oczywiste, jednak większym zaskoczeniem była dla mnie przyjemność płynąca z pocałunku chłopaka. Jego usta wydawały mi się delikatniejsze niż kiedyś, ale i bardziej doświadczone. To ostatnie miało w sobie wiele prawdy biorąc pod uwagę umiłowanie jasnowłosego do pieszczot oferowanych mu przez Fabiena. Drgnąłem, kiedy język Andrew przesunął się po moich wargach. Kląłem w myślach na samego siebie równocześnie uchylając usta i zamykając oczy. Różnica pomiędzy pieszczotami zdawanymi przez Shevę, a tymi Blacka była łatwo wyczuwalna, jednak obydwaj znali się na tym lepiej niż ja. Ukrainiec tylko na kilka chwil wsunął język do moich ust, gdyż po pewnym czasie wyjął go odsuwając się i posyłając mi zabójczy uśmiech pełen dawnej słodyczy. Kiedy ja stałem osłupiały on porwał potrzebną mu książkę i zniknął za półkami. Ciężko było mi się przyzwyczaić do świadomości tego, co miało miejsce, a wstyd dopiero teraz dał o sobie znać. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób miałbym powiedzieć o tym Syriuszowi, a podobnie jak kiedyś także teraz nie chciałem tego przed nim ukrywać. Oddychając ciężko i starając się uspokoić powoli zrobiłem kilka kroków do przodu. Niemrawo przebrnąłem przez tę część biblioteki i po raz kolejny dzisiejszego dnia stanąłem jak spetryfikowany. Widok Syriusza trzymającego dłonie na biodrach Andrew i chętnie oddającego pocałunek sprawił, że niemal upadłem. Nie miałem tego za złe ani jednemu, ani drugiemu. Teraz dotarło do mnie, że zachowanie jasnowłosego było dosyć dziwne, jednak znając go, jeśli miałby zamiar nam o czymś powiedzieć z pewnością zrobiłby to bez zachęty, czy wypytywania się o cokolwiek. Lekko chwiejnym krokiem zbliżyłem się do nich akurat w chwili, kiedy Syri oblizał usta i odrobinę zaczerwieniony popatrzył na mnie. Ciężko opadłem na krzesło i westchnąłem, gdy Black usiadł obok. Kręcąc głową starłem lśniący ślad z jego warg i złapałem go za rękę. Niewiele myślałem i nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek. Sheva zachowywał się jak gdyby nic nie miało miejsca, chociaż to raczej należało do jego cech rozpoznawczych.
- Dlaczego to ja muszę trafić na moment, kiedy Lucjusz dobiera mi się do Severusa? – Potter wrócił do nas akurat w momencie, kiedy było po wszystkim, a pierwsze zaskoczenie i początkowe emocje opadły. Nie tylko ja, ale i obaj moi przyjaciele nie robiliśmy sobie nic z tamtych pocałunków. Nie można było nazwać tego przyjacielskim buziakiem, ale i nie widziałem w tym żadnych skrywanych uczuć, czy czegokolwiek innego.
- Może to znak, że powinieneś dać spokój temu oślizgłemu robalowi i trzymać się z nami? W końcu ten idiota dobierał mi się do Remusa. – Syriusz przytulił się do mnie i zaczął łasić. Odepchnąłem go lekko nie mając zamiaru natknąć się czy to na nauczyciela, czy któregoś z kolegów w takiej chwili.
- A właśnie... Gdzie jest Peter? – marszcząc brwi rozejrzałem się dookoła zauważając brak jednego z przyjaciół. Nie wiem jak to możliwe, jednak przez dobrą godzinę blondynka nie było z nami, a mówił, że idzie tylko do ubikacji. Znając jego szczęście i wrodzony talent mógł zabłądzić w szkole, wpakować się w kłopoty, lub ślinić na widok jasnowłosej kuzynki Blacka. Nie wiem, co w niej widział, jednak z pewnością zalazła mu za skórę. Wielokrotnie słyszałem jak mamrotał przez sen wyznania miłości i powoli zaczynało mnie to nudzić. W końcu każdy traciłby cierpliwość gdyby przyszło mu wysłuchiwać tych samych słów, siedem dni w tygodniu przez kilka godzin w nocy.
- Proponuję zrobić zadania na odczepnego i znaleźć go w miarę szybko. – w głosie chłopaka przeważała nadzieja, nie zaś troska o kolegę, co wydawało mi się normalne, gdy nie mając najmniejszej ochoty na wracanie do prac domowych myślami było się w dormitorium. Obiecałem sobie, że od poniedziałku znowu zacznę uczyć się w miarę regularnie i sumiennie, chociaż prawdopodobieństwo dotrzymania słowa przed samym sobą było niewielkie. Gdyby nie chłopacy z pewnością nie miałbym najmniejszych problemów, niestety przebywanie w gronie osób takich jak oni musiało kończyć się gorszymi wynikami i utratą chęci do czegokolwiek. Jedyne, o co nie mogłem się martwić zawarte było w kilku słowach, zabawa, Syriusz i pieszczoty.

środa, 15 sierpnia 2007

Pytania!

Jeśli ktos uważa, że Syriusz jako seme jest zbyt słodki dla Remusa to z pewnością nie widział parki, która była na konwencie XP Ahh... Takiej słodyczy to ja jeszcze nie widziałam. Niczym Ai no Tesnhi! Słowo daję! Seme niesamowity, a uke spokojniutki i cichy... Cudowni byli!

 

Kiedy ja włóczyłem się po korytarzach wracając z biblioteki Potter skombinował gorącą czekoladę i przygotował sobie wygodną poduchę. Oczywiście jak na ‘staruszka’ Jamesa przystało musiał mieć odpowiednie miejsce z oparciem na plecy i wszelkimi możliwymi wygodami. Pettigrew potrzebował tylko masy słodyczy pod ręką i już był niemal w niebie. W efekcie siedzieliśmy w pobliżu łóżka Pottera w kole. J. po zaledwie pięciu minutach pozbył się czekolady i zaczął zaglądać do kubka siedzącego przy nim Andrew. Jakoś nie wydawało mi się to istotnym szczegółem, ale zawsze coś zaczynało się dziać i miałem nadzieję, że nie zapowiadało katastrofy. Między nami leżała kupka kartek, na których powypisywane były odpowiednio trzy słowa: ‘przeszłość’, ‘teraźniejszość’ i ‘przyszłość’. To właśnie one miały pomóc nam w doborze pytań.
- Dobra, koniec! – Syriusz usadowił się wygodnie między mną, a okularnikiem, a jego szare oczy błyszczały z niecierpliwości – Który zaczyna? – zapanowała chwilowa cisza, jednak jak łatwo było się domyślić pierwszym, który ją przerwał był J.
- Dla mamusi... – jęknął i wybrał pierwszy skrawek papieru – Przeszłość – wyszczerzył się i popatrzył przebiegle na Shevę – Największa gafa! – zabawnie poruszył brwiami odkładając kartkę na bok. Andrew zmarszczył czoło zastanawiając się nad jakąś odpowiedzią. Sam nie miałem pojęcia, co powiem, ale i tak nic nie przychodziło mi do głowy. Najwidoczniej nie byłem jedynym, gdyż i Ukrainiec nie dopowiadał od razu.
- Jeszcze chwilę... – bąknął odgarniając z czoła włosy i przecierając twarz dłońmi – W wieku siedmiu lat wszedłem do przebieralni po meczu quidditcha, kiedy połowa kolegów ojca wygłupiała się nago. – westchnął w końcu – Nawet nie wiecie jak piękny był to widok... Tylko Fabien ma lepsze ciało niż oni – rozmarzony wzrok i język, który zwilżył wargi chłopaka były aż nadto wymowne.
- Wystraszyłem się widząc Narcyzę, która wchodziła do cukierni mojej matki i poślizgnąłem się na upuszczonej babce kończąc z głową w torcie na ladzie. – Peter poczerwieniał i widać było, iż nadal jest mu wstyd. Jego niektóre odruchy zawsze kończyły się nieszczęściem, a już na pewno, kiedy w grę wchodziła blond-włosa Ślizgonka. Niestety teraz przyszła kolej na mnie, a z tego, co pamiętałem nie przytrafiło mi się nic kompromitującego.
- Przez całe wakacje mama myślała, że mam dziewczynę? – wypaliłem z mało entuzjastyczną miną. W końcu nic innego nie chciało mi przyjść do głowy, a skoro musiałem odpowiedzieć to było to najlepsze rozwiązanie. Potter nie był tym usatysfakcjonowany, jednak dał za wygraną bez zbędnych obiekcji.
- McGonagall widziała jak paradowałem nago po pokoju – Black nabrał delikatnego kolorku na policzkach i niczym poniżony męczennik odwrócił twarz w bok. Roześmiałem się na samo wspomnienie tamtego incydentu, a tak samo zareagowali chłopcy słysząc jego wyznanie. To bez wątpienia była największa gafa Syriusza i zastanawiałem się, czy ktoś może ją pobić, a z naszego grona został już tylko J.
- Namida... – zaczął bąkając i patrząc na swoje skarpetki – przyłapał mnie w Wielkiej Sali, jak pieprzyłem się z Ryo. – wypalił, a moja szczęka uchyliła się samoistnie, kiedy dotarł do mnie sens przed chwilą wypowiedzianych słów. Nie miałem pojęcia, że tych dwoje coś łączyło, a histeryczny chichot Andrew nie pozwalał nawet na spokojne przetrawienie tej wiadomości. Wyobraziłem sobie całą scenę i to, jaką minę miał nauczyciel czy też moi koledzy. Ponownie pokój wypełnił śmiech i tym razem był intensywniejszy, chociaż nie wtórował nam Potter. Jednak ten cały wieczór miał jakiś sens i dobre strony. Moje mięsnie już od dawna nie przeżywały takich katuszy jak teraz i wątpiłem czy zdołam podnieść się po tym wszystkim.
- Moja kolej – Sheva wyjął kolejną kartkę z kupki i przetarł załzawione od śmiechu oczy w dalszym ciągu nie do końca mogąc się uspokoić – Teraźniejszość. Więc... Erotyczne fantazje, lub wizja pierwszego razu – Takiego zagadnienia spodziewałem się raczej po okularniku, jednak brak Fabiena musiał niesamowicie dokuczać zielonookiemu. Najgorsze było to, że na samą myśl o tym zrobiło mi się o wiele cieplej, a problem odpowiedzi powrócił na nowo. Całe szczęście przede mną był Peter, który uważnie coś analizował.
- Narcyza w samym czarnym fartuszku z białymi koronkami z budyniową babką w ręce i dużo bitej śmietany... – jego twarz z pewnością była bardziej czerwona niż moja, jednak słowa chłopaka wywołały śmiech u Syriusza, zamyślenie przy Jamesie i obrzydzenie widniejące na twarzy Andrew. Ja sam wolałem po prostu o tym nie myśleć, jako że takie wyobrażenia nigdy nie były moją mocną stroną i trochę mnie przerażały. Kiedy przyszła moja kolej rzuciłem tylko szybkie:
- Nie mam – co wywołało jęk zawodu Blacka oraz wyrozumiały uśmiech Andrew, najwidoczniej rozumiejącego mnie doskonale. Niestety uważny wzrok kruczowłosego nie chciał dać mi spokoju i pogłębiał moje zażenowanie, a zdawałem sobie sprawę z tego, iż teraz to on miał się wypowiedzieć.
- Mój piękny Remi... – wyszeptał jak gdyby na wstępie, co spowodowało, że musiałem zakryć twarz dłońmi by, chociaż odrobinę zakryć purpurowe policzki – Olbrzymie łóżko o szkarłatnej pościeli, płatki białych róż kontrastujące z materiałem, jednak zgrywające się z jasną skórą Remusa. – jęknąłem, a serce zaczęło niczym oszalałem pompować krew, która rozlewała po moim ciele niemal wrzącą krew – Wokół świece, tysiące świec! I drużka z kwiatów, po której można przejść do zaciemnionej i oświetlonej jedynie płomykami łazienki z wanną wypełnioną mlekiem. Z boku słoik miodu. – byłem jak sparaliżowany, a gardło ścisnęło mi się boleśnie. Ciężko było mi wysłuchiwać Blacka ze świadomością własnej roli w takiej wizji. Nawet, jeśli mogłoby mi się to podobać, to w tej chwili nie chciałem o tym w ogóle myśleć.
- Wystarczy, nie ma tak dobrze. Teraz ja! Ha, ha! – jeśli J. chciał by jego chwilowy śmiech brzmiał złowieszczo to chyba mu się to udało. – Szatnia przed najważniejszym meczem quidditcha tego roku. Wszyscy już wyszli, ale zostaję tylko ja. Po chwili wchodzi Niholas. Ma na sobie przewiewny płaszcz w barwach Gryffindoru i trzyma w rękach moją miotłę. Podaje mi ją, a wtedy ciuszek upada, zaś on stoi przede mną całkowicie nagusieńki z zachęcającym uśmiechem na twarzy. Podchodzi bliżej i zaczyna się lekko ocierać... Mmm... Podnieciłem się. – J. władował do ust jeden z batoników Peta i odetchnął głośno – Zakończenie jest namiętne i bardzo perwersyjne! Sheva, teraz ty. – jasnowłosy przeciągnął się i oparł brodą o kolana podciągnięte pod pierś. Po jego wargach błądził drobny uśmieszek.
- Zima, wieczór, domek w górach, ogień w kominku, niesamowicie puszysty dywan, schłodzona czekolada, kajdanki oklejone różowym, puchatym materiałem i napalony, gotowy na wszystko Fabien...
- Peter, losuj, bo zaraz pójdzie druga kolejka na ten sam temat! – James bez wątpienia miał ochotę nadal wysłuchiwać tych erotyków, jednak najwidoczniej nie miał zamiaru podniecać się jeszcze bardziej, niż dotychczas.
- Teraźniejszość – przeczytał blondynek – Typ dziewczyny, która wam odpowiada – to bez wątpienia było jak dotąd najlepszym z pytań i mogło pomóc mi w przyszłości, biorąc pod uwagę związek z Syriuszem. Pomyślałem chwilę zanim sam udzieliłem odpowiedzi.
- Inteligentna o długich, czarnych włosach i zielonych oczach. Niewysoka, rozgadana, jednak czasami spokojna, a przede wszystkim opanowana. – niemal wyrecytowałem, a dłoń Blacka zacisnęła się na mojej. To, że widziałem, jaka dziewczyna mogłaby mi się spodobać bynajmniej nie świadczyło, że to kiedykolwiek nastąpi, tym bardziej, że miałem przy sobie kruczowłosą piękność idealnie pasującą do moich aktualnych oczekiwań. Mimo wszystko dziwnie się czułem musząc to mówić. Teraz zastanawiałem się nad ripostą, jaką pośle Syri. Popatrzyłem na niego napotykając spokojny wzrok jego tęczówek koloru nieba późną jesienią.
- Musi być piękna – zaczął, zaś moje serce zamarło, po czym zaczęło uderzać stanowczo za mocno o klatkę piersiową – Mądra, kochająca, wierna, delikatna, czuła i tak idealnie niewinna – palec chłopaka sięgnął moich warg, które zaczął pieścić lekkim dotykiem. Jego dłoń zsunęła się niżej na moją brodę. Syriusz przymknął oczy i zbliżył się uchylając usta. Nie do końca wiedziałem, co zamierza zrobić, ale i ja nie byłem w stanie się od niego odsunąć. – Wybacz, Remi, ale tylko ty odpowiadasz temu opisowi – wyszeptał nakrywając moje wargi swoimi i obejmując mnie w pasie. Zamruczałem nie panując nad odruchami. Może i to właśnie ja miałem przejmować inicjatywę, ale ciepły wzrok i słodkie słowa chłopaka zupełnie mnie oczarowały. Nie chciałem się ani wyrywać, ani też protestować mimo obecności przyjaciół. Black niemal położył mnie na podłodze, kiedy to Potter oderwał ode mnie kruczowłosego. Z niepewnym uśmiechem patrzyłem na uradowanego kruczowłosego, który niechętnie skupił uwagę na reszcie znajomych.
- Nie przy mnie, jeśli łaska – J. wydął wargi i robiąc minę urażonego księcia skrzyżował ręce – Ładna, mądra, naiwna, łatwowierna i przede wszystkim zapatrzona tylko we mnie – wycedził na odczepnego. Andrew pokręcił głową na znak, że zupełnie nie ma zamiaru odpowiadać na to pytanie i raczej nikt z nas nie dziwił się temu, zaś w przypadku Pettigrew wystarczyło jedno imię ‘Narcyza’.
Wraz z chłopakami uznaliśmy, że to powinno nam wystarczyć, więc przeszliśmy do kolejnej fazy naszej nietypowej zabawy. Tego obawiałem się najbardziej, ale i nie mogłem uniknąć. By, chociaż odrobinę zapomnieć o strachu przed pytaniem, które jeszcze nie padło postanowiłem, chociaż odrobinę skierować się w inną stronę.
- Jaki byłeś zanim trafiłeś do Hogwartu? – tym razem to ja ścisnąłem dłoń Blacka chcąc otrzymać jego szczerą odpowiedź. To mogło mi wiele wytłumaczyć, lub chociażby pomóc w lepszym poznaniu chłopaka.
- Przede wszystkim miałem długie włosy, które mi ścięliście – fuknął niewyraźnie – Byłem niemiły, zapatrzony w siebie, marzyłem o spokojnym, leniwym życiu polegającym tylko na wydawaniu pleceń. Trzymałem się wyłącznie z Lucjuszem i resztą rodziny. Udawałem dobrego synka, jednak w rzeczywistości nudziło mnie to wszystko. Później poznałem ciebie, zakochałem się i w końcu otworzyłem tą durną złota klatkę, do której władowała mnie matka. – przygryzłem wargę zastanawiając się, czy to mi wystarczy. Z jednej strony liczyło się to, jaki Syri był teraz, ale kilka informacji z pewnością musiało mi się przydać.
- Dlaczego znikasz, co miesiąc? – przestraszony odwróciłem się w stronę Jamesa, który zadał pytanie. Chłopcy patrzyli na mnie i niemal czułem jak ich wzrok błądzi po moim ciele niczym mrówki. Spodziewałem się tego, jednak gdzieś w głębi liczyłem na to, że to pytanie nie padnie. Chciałem mocno zacisnąć palce na ręce kruczowłosego, ale to zdradziłoby tylko jak bardzo byłem zaniepokojony.
- Mam... problemy zdrowotne – wycedziłem nie przemyślawszy wszystkiego dokładnie – Ciężko mi to sprecyzować, ale od małego tak jest i nic na to nie poradzę. – okularnik z pewnością chciał zadać bardziej szczegółowe pytania, jednak i tym razem Black przyszedł mi z pomocą. Obawiałem się, że mógł zrozumieć, co ukrywam, ale bałem się dociekać prawdy.
- Jak daleko doszedłeś ze Snape’m, J.? – Potter zapominając o wszystkim uśmiechnął się przebiegle.
- Na chwile obecną wymusiłem kilka buziaków, ale jeszcze w tym roku dobiorę się do jego tyłka. Zapewnię mu przyjemność, o jakiej nawet nie śnił, możecie być pewni... – te wyobrażenia Gryfona zaważyły na dalszym losie naszej rozmowy. J. uciekł szybko do łazienki, co zakończyło wszystko uwalniając mnie od mało dyskretnego dociekania moich sekretów.

niedziela, 5 sierpnia 2007

FF

Notką tego nazwać nie można, jednak przed konwentem nie potrafie mysleć o niczym innym poza X-Japan ^^" Następna notka powinna być dopiero w niedzielę i z pewnością będzie o wiele lepsza ^^'

 

Pomysł z tymi wieczornymi pytaniami, był raczej spontaniczny za to z pewnością dawał mi trochę czasu na obmyślenie kolejnego sposobu gnębienia Syriusza, który podszedł do tego chyba zbyt entuzjastycznie i teraz wraz z Potterem zastanawiali się nad jakimiś głupimi zagadnieniami. Osobiście raczej chciałem to wykorzystać jako źródło informacji o Blacku, jednak teraz wątpiłem by miało to jakikolwiek związek z normalną rozmową w gronie przyjaciół. Tylko w bibliotece nad książkami mogłem w spokoju pomyśleć nie wysłuchując głupich pomysłów chłopaków, którzy miejscami naprawdę przechodzili samych siebie. Sam byłem sobie winny, więc mogłem o wszystko winić tylko swoje coraz to nowsze pomysły.

Zmarszczyłem czoło widząc leżącą na korytarzu całkiem dużą kartkę papieru. Nie specjalnie mnie interesowała, jednak znając już niektóre szczególne przypadki uczące się w Hogwarcie mogłem domyślać się, jaki ubaw mieliby nauczyciele znajdując nie jedne tajne zapiski, czy cokolwiek innego. Wzruszyłem ramionami i popatrzyłem na niewielki wydrukowany tekst. Odrzucając na bok ostrożność powoli zacząłem czytać.

‘Muzyka ucichła, emocje opadły, lecz w głowie nadal rozbrzmiewała delikatna melodia ostatnich piosenek. Spośród wszystkich koncertów ten był najpiękniejszy. Łzy rosiły twarze nie tylko widowni, ale samych członków zespołu.

Ich ostatni wspólny występ...

Swoiste pożegnanie i ciche zapewnienia wiecznej pamięci. Ostatnie słowa w tym rozdziale właśnie zostają zapisane, a tusz delikatnie rozmywają opadające na kartkę maleńkie płatki śniegu, których kolor przesiąka ciemnym atramentem łącząc je z niezapomnianą historią X-Japan...

Delikatne światło rozświetlało barwną garderobę, do której weszło pięciu mężczyzn. Nie byli pewni jak się zachować, jednak mimo wszystko po ich twarzach błądziły delikatne uśmiechy. Tylko oczy zdradzały jak wielki smutek kryje się w sercach i może właśnie, dlatego starali się unikać wzroku przyjaciół z zespołu. Z pewnością było to łatwiejsze, niż szczere wypowiedzenie chociażby kilku słów, które i tak ujrzały światło dzienne podczas tego kilku godzinnego koncertu, i które przebijały się w każdym słowie piosenki, czy też nawet najcichszym dźwięku instrumentu.

Cisza paliła mocniej niż ogień trzaskający w kominku w środku zimy podczas samotnych nocy i równocześnie mroziła ciało docierając do samych kości. Mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, jednak to tylko upewniałoby w przekonaniu, iż to nie może się skończyć, a właśnie teraz sprawna dłoń Przeznaczenia malowała ostatnie kreski w znakach, które nie powinny pojawić się nigdy – owari...

Hide wciągnął głośno powietrze do płuc i przywołał na twarz swój zwykły wesoły uśmiech. Wyglądał niczym wyrośnięte dziecko, czym z łatwością rozładował chwilowe napięcie. Jasne kolory jego ubrania raziły po oczach, a różowa czupryna znowu zaczynała lekko śmieszyć.

„Jeśli powiem, że jestem zmęczony i dosłownie się ze mnie leje to zostanę porównany do tych dwóch, prawda?” wyciągając przed siebie dłoń dwoma palcami wskazał wokalistę i perkusistę, którzy rzeczywiście wyglądali najgorzej.

„Biorąc pod uwagę ich wygłupy, to zdziwiłbym się gdyby wyszli z tego cało i zdrowo nie zahaczając o przeziębienie” Heath z trudem zdjął klejąca się do ciała koszulkę otrzepując z chwilowego zimna.

Ciepły, szczery śmiech rozniósł się po pomieszczeniu i korytarzu cudownie kojąc dotąd niespokojne serca. Wygłupy i krzyki zaczęły się na nowo nie oszczędzając ani wyposażenia garderoby, ani też butelek z mineralną. W prawdzie zarówno Yoshiki miał już na sobie część wody, którą wylał na niego Toshi, zaś ten drugi zaliczył trzy butelki na raz, jednak najwidoczniej było im mało. Koniec ich zabawy był taki jak zawsze. Cała piątka zmęczona leżała na podłodze sapiąc głośno i chichocząc jeszcze, co jakiś czas, zaś dwaj szkolni przyjaciele popychali się i kopali ostatkiem sił.

Wokalista spoważniał po chwili i unosząc dłoń opuszkami palców pogładził policzek jasnowłosego chłopaka.

Czuły uśmiech uniósł nieznacznie wargi o miesiąc młodszego perkusisty. Przymykając oczy wtulił się w ciepłą dłoń.

„Zaczyna się panowie!” hide z trudem uniósł się na czworakach i na chwiejnych nogach stanął prosto „Już, już, już! Podnosić się! Zostawiamy ich samych! Pata, za włosy cię wyciągnę, jeśli nie ruszysz tyłka!” różowo-włosy wyszczerzył się wrednie patrząc z nadzieją na burzę ciemnych loków „Będą się tak pięknie prezentować jako dodatek do mojej gitary...” biorąc pod uwagę zwariowane pomysły Hideto każdy zacząłby się bać wytworów jego nie do końca normalnej wyobraźni.

„Niech was...” długowłosy z jękiem niezadowolenia powoli zebrał się w sobie i przy pomocy krzesła stanął na nogach.

Heath w tym czasie już od dawna oparty o futrynę czekał na dwójkę przyjaciół, gdyż nierozłączne gołąbeczki od dłuższego czas nie były w stanie oderwać od siebie wzroku, a o kojarzeniu, czy powrocie do rzeczywistości nie było mowy.

Drzwi zamknęły się na kilka sekund by ponownie uchylić i wpuścić do środka hide. Chłopak porwał ze stolika swoją kredkę do oczu i ponownie opuścił pomieszczenie tym razem już raczej bez zamiaru powrotu.

Ciche pukanie w drewniane drzwiczki było bardziej irytujące niż wszystko inne toteż nie wytrzymując tego Toshi podpełzł do nich i wieszając się na klamce wyjrzał na zewnątrz.

Zmarszczone czoło przykryte przez jarzącą grzywkę wskazywało na dziecięce niezadowolenie. Piękne dzieło hide musiało teraz być poprawiane, a to wcale, a wcale się mu nie podobało.

Ciemnowłosy spojrzał na drzwi i uchylił usta widząc nabazgrany niemoralny rysunek o wdzięcznej nazwie ‘Nie przeszkadzać, oni mają jeszcze siłę’.

„Nie bój nic, ja będę tu stał i pilnował!” Matsumoto po raz kolejny pokazał rząd zębów nanosząc ostatnie poprawki na swoje arcydzieło.

„Jesteś chory!” skwitował krótko wokalista i w asyście cichego trzasku zniknął wewnątrz garderoby.

Na jego miejscu z pewnością każdy zakończyłby to tak samo, w końcu użeranie się z dorosłym mężczyzną, który zachowuje się niczym pięciolatek bynajmniej nie należało do najciekawszych rozrywek. Tym bardziej, kiedy niemal tuż obok stał cudownie słodki chłopak z niewinnością wypisaną na dziewczęcej buźce.

Jasne pasemka kleiły się do nadal mokrej skóry, a ciemne oczy lśniły wyczekiwaniem i zwykłą dla siebie w takich chwilach niepewnością. Nawet, jeśli Yoshiki był o kilka centymetrów wyższy od partnera i miał nad nim kilkukilogramową przewagę nadal wydawał się słodkim dzieckiem, które w pogodni za marzeniami postawiło wszystko na jedną kartę ufnie trzymając za rękę przyjaciela.

„O co chodzi?” Hayashi ściągnął brwi i przekrzywił głowę minimalnie w bok.

„Nic szczególnego, po prostu wychodząc stąd popatrz na drzwi” odpowiedź zawierała w sobie nutę lekkiego zdenerwowania i załamania.

Perkusista kiwnął głową. Chociaż niesamowicie korciło go by już teraz dowiedzieć się wszystkiego zebrał w sobie siły i wypchnął myśli o tym na samo dno podświadomości. By pomóc sobie w odciągnięciu uwagi od ‘drzwi’ przygryzając delikatnie wargę zbliżył się na kilka kroków do ciemnowłosego. Starał się, aby każdy jego ruch był wyzywający i morderczo powolny.

Deyama mimowolnie wygiął wargi w uśmiechu. Jeśli jego śliczny przyjaciel tak stawiał sprawy to z pewnością nie miał zamiaru zakończyć tego na pocałunkach i subtelnym dotyku.

Swoją drogą to zadziwiające ile energii i siły miało w sobie to wątłe, chorowite ciałko. Gra, szaleństwa na scenie, wygłupy po koncercie... Jeśli dodać do tego, iż chłopak rzadko, kiedy odpoczywał, a czas snu skracał do minimum to chyba jedynie Toshi mógł z całą pewnością zaświadczyć, iż jego kochanek rzeczywiście jest tylko człowiekiem.

Jasnowłosy dumny z siebie stanął tuż przed wokalistą. Widział błyski podniecenia w niesamowicie ciemnych oczach mężczyzny i właśnie to napawało go dumą. Tylko on potrafił je wywołać, w dodatku wystarczyło, że odrobinę się postarał i osiągał zamierzony cel. Wyciągając przed siebie dłoń sięgnął guzików ciemnej, przemoczonej koszuli. Bezustannie napawając się żądzą wypisaną na przystojnej twarzy partnera zaczął spokojnie i powoli rozpinać jeden po drugim. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu, kiedy potarł palcami ciepłą skórę na torsie Toshimitsu, przygryzł dolną wargę kontynuując. Po kilku chwilach materiał nie stanowił już żadnej przeszkody. Sunąc dłonią po ramieniu mężczyzny jasnowłosy pozbył się koszulę z upragnionego ciała. Jego serce waliło mocniej niż w chwili, gdy biegał po scenie. Przymykając oczy zbliżył usta do piersi kochanka. Delikatnie pocałował obojczyk rozkoszując się zarówno ciepłem, jak i miękkością skóry. Z cichym jękiem dotknął całą dłonią klatki ciemnowłosego gładząc ją i lekko zaciskając na niej palce.

Uśmieszek samczego zadowolenia sam wpełzł na dotąd opanowane wargi. Toshi odchylił lekko głowę i zamruczał cicho. Jeszcze przed chwilą to on był niesamowicie napalony, zaś teraz perkusista nie był w stanie opanować swoich odruchów.

Sięgnął spodni wokalisty, jednak ten szybko złapał go za przegub i unosząc rękę chłopaka przyciągnął rozpalone ciało obejmując je mocno.

„Nie musisz się tak spieszyć” z cichym śmiechem musnął kącik słodkich warg „Mamy czas na wszystko, a tym bardziej...” ucałował drugą stronę ust „... kiedy jesteś tak cudownie napalony” uciekł głową w tył, kiedy Yoshiki chciał go namiętnie pocałować i wyszczerzył się widząc niezadowoloną minę i słysząc głośny jęk protestu...’

Przechodzący koło mnie Michael zwolnił krok i popatrzył mi przez ramię. Dziwnie się czułem ze świadomością, że stoi za moimi plecami.

- Znalazłeś go! – chłopak objął mnie mocno i zaczął ocierać swoim policzkiem o mój. Speszony poczułem tylko jak twarz zaczyna mnie piec i zapewne czerwienieje.

- C... Co znalazłem? – wydukałem nadal stojąc w bezruchu obejmowany przez starszego kolegę.

- Moje arcydzieło! – wyrwał mi kartkę i teraz to o nią się ocierał. – Kocham cię, Remi! – wrzasnął i uciekł. Miałem tylko nadzieję, że kiedyś wyjaśni mi wszystko. Poza tym coś mi mówiło, iż to ma coś wspólnego z wielkim pomysłem Syriusza o zakładaniu zespołu.

 

  

środa, 1 sierpnia 2007

Coś

Krótko, ale aktulanie mam fazę związku Toshi/Yo z X-Japan. Poza tym mojemu bratu kupiono łóżko i musze pomagać przy noszeniu == No i dostałam się na filologię angielską XD

 

16 wrzesień

Kołdra była przyjemnie cieplutka i niemal mruczałem rozkoszując się jej temperaturą. Mocniej wtulając głowę w poduchę nakryłem się nią po samą brodę i chciałem przewrócić na drugi bok. Wszystko szło gładko do czasu, gdy zamiast opaść na brzuch zatrzymałem się na czymś przyjemnie gorącym, ale niezbyt miękkim, co wyraźnie wskazywało, iż owe ‘coś’ nie miało wiele wspólnego z moim łóżkiem, poza samym przebywaniem w nim. Niezadowolony otworzyłem oczy zastanawiając się, czym jest ta ciemna, włochata kulka przede mną. Nie do końca przytomny dzióbnąłem palcem w czarny przedmiot, a słysząc pomruk, bynajmniej nie mój, i widząc, jak... głowa podnosi się i znowu opada na poduchę jakoś zdołałem zebrać wszystkie fakty i rozbudzić się w zaskakującym tempie. Nawet rozumiejąc, co się dzieje, nie maiłem pojęcia, jakim cudem.

- Co ty tutaj robisz? – dźgnąłem Blacka palcem w ramię, a chłopak najwyraźniej już od pewnego czasu nie spał, gdyż bez żadnych przeszkód był w stanie kojarzyć.

- Muszę mówić prawdę, czy mogę skłamać? – mimo głupiego pytania jego głos był niesamowicie poważny. - Wolałbym prawdę, w końcu, kiedy zasypiałem to w łóżku byłem sam – zauważyłem.

- Więc tak... – jego wstęp był dobijający – We dnie jesteś zupełnie inny, za to, kiedy śpisz nadal widzę tego samego słodkiego i niewinnego Remusa. Dlatego chciałem, chociaż przez ten czas być bliżej tej twojej spokojnej wersji. – osobiście nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Nawet nie mając takiego zamiaru zaczerwieniłem się i to dosyć znacznie. Syriusz chciał się odwrócić, jednak wtuliłem twarz w jego plecy nie pozwalając tym samym na przekręcenie się. Nie chciałem by widział mnie czerwonego, jednak wątpiłem by nie domyślał się, co mi jest.

- Remi? – rzucił cicho.

- Poczekaj chwilę... – wybąkałem, jednak po chwili postawiłem wszystko na jedną kartę. Objąłem go i rozpiąłem kilka guzików jego piżamy wkładając rękę pod materiał. Musiałem przygryźć wargę by jakoś się opanować, kiedy moja dłoń zetknęła się z niesamowicie gorącą i gładką skórą chłopaka. Zauważyłem, że coraz bardziej entuzjastycznej reagowałem na jego bliskość, lub dotyk, jednak to wydawało mi się normalne, biorąc pod uwagę, iż moja widza na temat związków zaczynała się do niedawna i kończyła na encyklopedycznej, krótkiej definicji. Jak to kiedyś powiedziała Zardi ‘wszystko, co wiem na temat seksu, wiem z fanfiction’, ja nie miałem pojęcia o niczym dopóki nie trafiłem na mangi Syriusza.

- Wiesz, Remi... – Black położył swoją dłoń na mojej – Doszedłem do wniosku, że bez względu na to, czy będziesz chciał być ‘na górze’, czy ‘na dole’ to ja i tak pogodzę się ze wszystkim. Zawsze będziesz moim słodkim Remusem – ponownie zarumieniłem się słuchając słów chłopaka. Tym razem nie przeszkodziłem mu w odwróceniu się, a także na jego policzkach widniały śladowe ilości czerwieni. Kruczowłosy był niemożliwy i czasami dobijający.

- Kocham cię – powiedziałem cicho, zaś on zareagował lekko zdziwioną miną.

- Nie mówiłeś mi tego od dnia naszej wielkiej sprzeczki. – uśmiechnął się szeroko – Jesteś cudowny! – przymknąłem nieznacznie oczy czekając na pocałunek. Nie miałem zamiaru psuć tej chwili jakimiś głupimi układami. Black najwyraźniej zrozumiał to i delikatnie objął dłońmi moją twarz. Rozkoszowałem się tą chwilą, jako że przez najbliższe dni nie pozwolę sobie na uleganie takim melancholijnym staną. Całkowicie zamknąłem powieki, kiedy usta chłopaka przywarły do moich, a palce zsunęły się z policzków na szyję. Byłem coraz bardziej uzależniony od przyjaciela i nawet przed sobą nie mogłem tego ukryć.

- Zastanowię się, która z ról bardziej mi odpowiada – kiwnąłem teatralnie głową uśmiechając się do załamanego Blacka. Zapewne miał nadzieję, iż dam sobie spokój z dominacją, jednak ja nie miałem takiego zamiaru. Nie podchodziłem może entuzjastycznie do takiej pozycji, mimo wszystko wolałem pobawić się póki miałem na to czas, a później powrócić do dawnego stylu bycia. Zupełnie inną sprawą było zachowanie Syriusza. Lubiłem, kiedy zachowywał się względem mnie niczym słodki, kochający chłopak, jednak nie za bardzo pasowało to do jego codziennego zachowania przy kolegach, lub nauczycielach. O wiele bardziej wolałem by był sobą, jakakolwiek miałaby nie być ta przemiana.

- Nad czym tak myślisz? – ciepły głos kruczowłosego uświadomił mi, że wpatruję się tępo w jego twarz, która na swój sposób potrafiła zarówno uspokajać, jak i niepokoić. Swoją drogą chłopak sam w sobie miał wiele kontrastów, od charakteru, po zachowanie, czy też sposób, w jaki ze mną rozmawiał. Poniekąd nie znałem go nazbyt dokładnie, a to specjalnie nie było plusem. Z drugiej strony i on niemal nic o mnie nie wiedział, poza tym, że co miesiąc znikam na noc wracając nad ranem z drobnymi skaleczeniami.

- Urządźmy sobie wieczorem małą pogadankę przy czekoladzie... – zaproponowałem niepewnie – Takie męskie rozmowy. Tylko my i reszta chłopaków. – w prawdzie bardziej kojarzyło mi się to z dziewczynami, jednak pewne fakty musiałem pominąć – Głupie pytania i szczere odpowiedzi, co ty na to? – miałem szczerą nadzieję, że Syri zgodzi się na to, więc by postawić na swoim z maślanymi oczyma pogładziłem go po brodzie. Starałem się nie myśleć, o tym, co powiem, kiedy wyjdzie w końcu pytanie o moje zniknięcia i złe samopoczucie. Likantropia w takich momentach była okropnym doświadczeniem, zaś jeszcze gorszym, kiedy przychodził czas przemiany.

- Głupie pytania, tak? – szatański błysk w szarych oczętach Blacka był wystarczająco wymowny. – Z największą przyjemnością! Ha! Później wykorzystam to wszystko dla własnych celów i będę bogaty, kiedy zacznę szantażować każdego po kolei. – jakoś wątpiłem w powodzenie czegoś takiego, jednak chłopak zawsze mógł się łudzić. – Podsumowując... Sheva nie zareaguje nawet, jeśli zapytam go o pełne wymiary Fabiena, to już oczywiste. Z Pottera można coś wyciągnąć, Pet będzie jęczał, że nie chce, a ty... No właśnie. A ty, Remi?

- Co ja? – zmarszczyłem czoło.

- Jeśli będę zadawał mało delikatne pytania? Na przykład o nas? O to, co nas łączy, co będzie łączyło?

- Głupi! – pokręciłem głową – Jeśli ma być szczerze, to będzie szczerze. – czułem się winny, kiedy tylko pomyślałem, że to może być źródłem moich kolejnych kłamstw. Nie chciałem tego, jednak prawdopodobnie nie miałem wyboru. Odwróciłem sobie Blacka tyłem i tak jak poprzednio wtuliłem w ciepłe plecy.