czwartek, 27 marca 2008

Pyton, a kijanka

Byliśmy już zgrzani i zmęczeni, kiedy w końcu daliśmy sobie spokój. Bitwa na poduchy na zakończenie dnia była dobrym pomysłem, ale chyba tylko zaraz przed snem. Teraz byliśmy do niczego. Każde leżało rozłożone na łóżku i tylko Potter nie potrafił podnieść się z podłogi. Otulony ramieniem Syriusza trzymałem głowę na jego barku. Jego włosy wyglądały tak jakby właśnie wrócił z błoni po długim pościgu za wiatrem, a ja zapewne nie prezentowałem się lepiej. Było mi dobrze, jak zawsze, kiedy chłopak znajdował się gdzieś blisko mnie. Nawet nie czułem, że dopiero, co wróciłem do szkoły po dłuższej nieobecności. Zamknąłem na chwilę oczy, kiedy Sheva przerwał nasze sapanie, dyszenie i stękanie Petera.
- Wiem, że nie jest to najlepsza pora, ale póki jesteśmy razem... –jego powaga mogła zwiastować tylko coś katastrofalnego w skutkach – No, bo wiecie... Ja od dłuższego czasu myślałem nad tym, czy nie przenieść się do zupełnie innej szkoły. – ślina zatrzymała mi się w połowie drogi do żołądka – Mieszkałbym tylko z Fabienem i nie martwił się o rodziców. W prawdzie teraz nie jest źle, ale wtedy byłoby jeszcze lepiej... – James poderwał się odzyskując pełnię sił.
- Najpierw mnie rozkochujesz, dajesz kosza, a teraz chcesz wiać z kochankiem?! Zapomnij, że cię puszczę gdziekolwiek z tym starym zboczeńcem! – odchrząknąłem dobrze wiedząc, że to raczej Sheva jest głównodowodzącym, jeśli chodzi o jego przeżycia seksualne z ukochanym.
- Potter! On nie jest zboczeńcem!
- Ha, ha! Ale stary jest! – tym razem okularnik ugodził w czuły punkt.
- Jest w sam raz! – zielone oczy Andrew rozbłysły żądzą mordu – To ty jesteś zbyt młody! Fabien przynajmniej jest w stanie zapewnić mi bezpieczeństwo i przyjemne doznania, a ty masz tylko rower na nosie i próżnię we łbie! – uwalił się z westchnieniem na materac i próbował uspokoić – Jest idealny i ma wszystko na swoim miejscu. W porównaniu z tobą w spodniach ma pytona, a nie kijankę! – J. poczerwieniał i już nawet nie wiedział jak ripostować. Na jego miejscu sam poddałbym się od razu. Takie stwierdzenie musiało ugodzić prosto w jego męską dumę. Syriusz chyba łączył się w bólu z okularnikiem, ponieważ nawet nie wyglądał na rozbawionego. Wziął mnie za to za rękę i zaciągnął do łóżka Shevy. Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi dopóki nie położył się przy chłopaku i nie zaczął gładzić jego brzucha dłonią. Ja raczej nie odważyłbym się sam na tak bezpośrednie gesty. Mimo wszystko, nie chciałem jednak stracić przyjaciela. Gdyby nie on moje układy z Blackiem byłyby zupełnie inne i nie wiadomo, jak by się to potoczyło. Jeśli to byłby jedyny sposób by jakkolwiek, choć odrobinę zmusić blondyna do zmiany decyzji, to planowałem podjąć nawet tak radykalne kroki. Było mi głupio i nie chciałem się ośmieszyć, ale i musiałem w końcu przełamać wstyd. Z szybko bijącym sercem i drżącym ciałem położyłem się po drugiej stronie chłopaka. Splotłem kilka palców swojej dłoni z palcami Syriusza i wsunęliśmy dłonie pod koszulę Andrew. Chłopak wydawał się tym zadowolony. Zamruczał z uśmiechem i aprobatą.
- Może jednak zmienię zdanie... – jęknął, co James skwitował prychnięciem. Zupełnie niespodziewanie Black uśmiechnął się wymownie i mrugnął. Pochylając się nad jasnowłosym polizał jego wargi. Nie mogłem uwierzyć w to, co planował zrobić. Z wielkimi wypiekami na twarzy zrobiłem cos podobnego, chociaż nie byłem, aż tak pewny siebie. Zawisłem nad chłopakiem i nieśmiało wyjąłem język. Andrew uchylił usta zapraszając do zabawy, która na dobrą sprawę dla mnie była dosyć krępująca. Nawet świadomość tego, że kilka razy całowałem się już z Shevą niewiele pomagała. Mój nos zetknął się z nosem Syriusza i Szamana. Odchyliłem głowę podobnie jak oni, dzięki czemu łatwiej było nam połączyć, choć trochę trzy pary warg. W większym stopniu była to praca językiem niż czymkolwiek innym, by móc dzięki temu utrzymać kontakt. Oddychanie sprawiało niesamowitą trudność i było bardzo gorąco. Poczułem dłoń na pośladku i sądząc po tym, jak zaraz za nią pojawiła się kolejna odciągając tamtą kruczowłosy właśnie pokazywał Ukraińcowi, że na wszystko nie ma prawa sobie pozwalać. W takiej sytuacji moja pozycja była chyba najgorsza. Nie mogąc znieść dłużej tego gorąca odsunąłem się dysząc ciężko. Pet ukrył się pod kołdrą zwijając w kłębek, zaś Potter rzucał wściekle oczyma na boki.
- Teraz Fabiena będzie musiał się naprawdę postarać by to przebić – zachichotał, a do mnie nagle dotarło, że moja ręka w dalszym ciągu spoczywa na piersi chłopaka. Zabrałem ją szybko, jednak wiedząc, że to raczej nie koniec sięgnąłem wargami jasnej szyi przyjaciela. Syriusz zajął się jej drugą stroną i w taki właśnie sposób muskaliśmy delikatnie gładką, pachnąca balsamem skórę. Widać było, że Andrew dbał o siebie specjalnie by samym sobą sprawiać już przyjemność kochankowi. Szybko miałem już tego dosyć i uznałem, że nie nadaję się do takiej roli. Położyłem się na piersi chłopaka czując jak głaszcze mnie po plecach. Black usiadł patrząc na to z mieszanką zazdrości i zrozumienia. Sam nie wiedziałem, co może o tym myśleć.
- Więc teraz powiedz, że z nami jeszcze zostaniesz i ja zabiorę sobie mojego Remusa – wycedził po kilku chwilach zastanowienia.
- Nie wiem czy zostanę, ale to był tylko pomysł, jak na razie. W prawdzie Fabien uznał, że to nie jest zły pomysł, jednak mimo wszystko sam nie wiem, co robić. Tutaj mam was, a tam będę sam... – widać było, że kłóci się sam ze sobą w duchu o to, co powinien zrobić. Na jego miejscu pewnie także byłbym w rozterce. Wybieranie między przyjaciółmi, a ukochanym nie było na pewno łatwe. Myślałem o tym intensywnie, aż w końcu uznałem, że najlepiej byłoby postawić na łut szczęścia. Przynajmniej by pozbyć się pierwszych niepewności, co do wyboru.
- Przypasuj nam jakieś odpowiedzi na pytanie o wyjazd. Zasłonimy ci oczy i pokręcisz się w koło. Wszystko będzie zależało od tego, które z nas dostanie zaklęciem zmieniającym kolor włosów na... różowy! – pomysł nie był genialny, ale zawsze jakiś. Andrew wydawał się być nim zachwycony. Od razu zmierzył nas wzrokiem.
- Może lepiej zmieniającym płeć? – wyszczerzył się do Pottera i było widać, że okularnik przełknął ciężko ślinę. – No dobra, nie ryzykujmy. J., będzie wyjazdem. I bez dyskusji! – doprowadził do porządku chłopaka, który wyraźnie planował protestować – Remus, pozostaniem, Syriusz, plusami przy pozostaniu, zaś Peter, minusami pozostania. – skinąłem głową przystając na taki układ. Zdjąłem krawat i zawiązałem nim oczy jasnowłosego. Black obrócił go kilka razy w kółko i puścił odskakując w bok. Zamknęliśmy powieki czekając na rozstrzygnięcie. Słyszałem wyraźnie świst i aż zrobiło mi się gorąco po raz kolejny tego popołudnia. Niepewnie popatrzyłem przed siebie na zdejmującego krawat chłopaka i na przyjaciół. Żaden nie miał różowych włosów, a i moje kosmyki z tego, co widziałem były normalnego koloru. Dopiero, kiedy przyjrzałem się uważniej dostrzegłem wyraźną zmianę koloru u Syriusza. Prawdopodobnie ze względu na czystą czerń jego czupryny zamiast różu grube pasma stały się granatowe, zaś miejscami przebijał się przez nie fiolet. Wyglądał niesamowicie słodko i pociągająco, chociaż miało to i swoje minusy.
- Brwi nie musiałeś mi zabarwiać! – Syri patrzył w górę krzywiąc się by mieć tym samym lepszą możliwość dostrzeżenia niesamowitego kolorku. Rzeczywiście z bliska wszystko stawało się jasne. Black zaczął usilnie rzucać zaklęcia na swoje brwi by, choć im przywrócić poprzedni stan. Udało mu się bardzo szybko, jednak najwyraźniej włosy stanowiły zupełnie inny rodzaj problemu. Przydługie końcówki rozdwoiły się, co przerażało Syriusza jeszcze bardziej. Zrezygnowałem z przyglądania się jego staraniom. Sam zająłem się odwróceniem skutków jednego z łatwiejszych zaklęć. Black był zadowolony. Położył dłonie na moich biodrach oddając się pod moje władanie. Ufał mi i to mnie trochę przerażało, gdyż przez chwilę miałem ochotę na nim poeksperymentować. Koniec końców po prostu odwróciłem czar, a kruczoczarne kłaczki znowu otulały jasne policzki chłopaka.
- A właśnie... – Syri oblizał wargi i przywarł do moich bioder swoimi – Dzień dobry, mój złoty promyczku – uśmiechnięty pocałował mnie lekko, ale z każdą chwilą słodkie wargi o smaku malinowej herbaty obdarzały mnie coraz to namiętniejszą pieszczotą. Pet znowu zaczął jęczeć, a szelest pościeli wskazywał na to, ze ukrył się podobnie jak poprzednio. Stałem jak słup, chociaż ustami odwzajemniałem każdy jego ruch i ciepłe liźnięcie. Nie chciałem w takiej chwili być jak zimna ryba, jednak dzięki temu Syriusz starał się jeszcze bardziej. Sam zabiegał o coraz większą bliskość i dużo ciepła. Odszedł na krok nie opuszczając dłoni, a tylko mocniej zaciskając je na moich bokach.
- Uwielbiam cię – westchnął ignorując całą resztę pokoju.
- Z wzajemności – zachichotałem, wyrwałem się z ciepłych objęć i rzuciłem uradowany na łóżko.

 

  

wtorek, 25 marca 2008

Bomba!

Mój kochany Kotani-kun ma dziś urodzinki! Wszystkiego naj, naj kochanie! =*


  



5 styczeń
Ze względu na przemianę nie wróciłem do szkoły razem z innymi. W domu miałem lepsze warunki, ze względu na brak ciekawskich kolegów i całej gromady innych uczniów Hogwartu. Napisałem do Syriusza, że mama źle się czuła po Świętach i zostałem z nią dłużej. Znowu go okłamywałem, jednak nie miałem innego wyjścia. Przychodziło mi to z coraz większym trudem, jednak zawsze jakoś dawałem sobie radę i nadal musiałem. Cieszyłem się, że koszmar minął, przynajmniej na miesiąc, aja mogłem spokojnie wrócić do beztroskiej nauki. Padałem po nocnej podróży pociągiem, chociaż było mi o wiele lepiej, gdy powóz czekał na stacji i zabrał mnie do zamku. Najgorsze miałem przed sobą. Nadrobienie zaległości z tygodnia nie było żadnym problemem, za to rozwijanie kłamstw przed Blackiem i resztą, wręcz przeciwnie. Musiałem przejść kawałek zanim stanąłem na schodach przy wejściu do szkoły. Ścisnąłem mocniej rączkę kufra i otworzyłem ciężkie, masywne drzwi. Wgramoliłem się do środka przeciskając pomiędzy framugą, a samym wejściem. Nie odzyskałem jeszcze całkowicie sił po pełni, ale radziłem sobie nieźle.Męczyłem się właśnie z zamknięciem drzwi i uniedostępnieniem wnętrza budynku dla padającego śniegu, kiedy usłyszałem tupot na schodach i głośne:
- Remus! – Syriusz zbiegł po schodach i rzucił się na mnie tuląc,jakby nie widział mnie od co najmniej pół roku – Jak tam mama?Tęskniłem i martwiłem się o ciebie! Chodź, chodź! – otarł się kilka razy policzkiem o mój i uporał się bez przeszkód z drzwiami, wziął do ręki mój kufer, zaś drugą złapał moją. Chciałem ostrzec, że moje rzeczy odrobinę ważą, ale nie zdążyłem. Kruczowłosy z entuzjazmem szarpnął za uchwyt i jęknął głośno. Posłałem mu niepewny uśmiech, co lekko złagodziło ironię jego spojrzenia.
- Co ty tam nosisz?! – warknął powoli przyzwyczajając się do ciężaru.
- Książki – rzuciłem lekko rozbawiony pozwalając się ciągnąć po schodach na górę do samej wierzy. – I nie musiałeś się martwić. Nie jestem już dzieckiem i potrafię sam trafić do szkoły. – nawiązałem do jego stwierdzeń z początku. Nie był zachwycony, jednak nie odezwał się więcej przez czas, który potrzebował do zataszczenia kufra. Ja przywykłem do noszenia swoich rzeczy, ale on z pewnością nie. Wydawał się aż zabawnie obolały i umęczony powoli brnąc przed siebie. Jego dłoń była za to cudownie ciepła i ubrudzona na palcach atramentem. To przypomniało mi o zajęciach, które przecież powinien mieć.
Uśmiechałem się do siebie będąc w końcu w naszym pokoju.Wysprzątany, wyglądał jakby chłopcy wrócili tu wraz ze mną. Szczerze mówiąc byłem tym zdziwiony. Usiadłem na łóżku pchnięty przez Blacka.Chłopak patrzył poważnie to na mnie to na kufer.
- Odpocznij, bo na pewno padasz po podróży. – jakoś nie odczuwałem już zmęczenia, kiedy tylko znalazłem się w ukochanej szkole. Pokręciłem głową, na co Syri usiadł na podłodze i położył głowę na moich kolanach.Przypominał szczenię. Gładziłem opuszkami jego włosy bawiąc się nimi na wszystkie możliwe sposoby.
- Nie powinieneś być teraz na zajęciach? – zapytałem w końcu o to,co najbardziej w tej chwili mnie intrygowało. Syri przechylił głowę opierając ją brodą na moich udach i patrzył zalotnie szarością swoich tęczówek w moje.
- Widziałem cię przez okno, więc wypełzłem na czworakach z klasy i Binns nawet mnie nie zauważył – był dumny z siebie i ciężko byłoby tego nie dostrzec – Tęskniłem, więc codziennie cię wypatrywałem. Ominęły cię niezłe kawałki. James porwał Kinna już w pociągu i do wieczora go nie widzieliśmy, a Peter pokazał, co potrafi. Zarył twarzą w podłogę przed wejściem do sali na Zaklęcia. Tuż przed Narcyzą! Przeszła po nim, jak po dywanie, co Pet podsumował, że go kocha. Gdybyś ty to widział! Nie było nikogo, kto przetrwałby to bez bólu brzucha! I jeszcze raz tęskniłem! – uśmiechnąłem się. Zebrałem palcami kilka pasemek włosów Blacka i przyszło mi coś do głowy, kiedy tak na niego patrzyłem. Trochę żałowałem, że nie było mnie z chłopakami od początku, ale teraz miałem zamiar to sobie odbić.
- Zrobisz coś dla mnie? – starałem się być niewinny i delikatny,co chyba doprowadzało chłopaka do żywej gorączki. Wzdychał, pojękiwał i tulił się mocniej do moich nóg.
- Dosłownie wszystko! Co zechcesz! – przytakiwał żwawo. Spodobało mi się to. Wyjąłem z kuferka dwie gumki do włosów i sięgnąłem po różdżkę. Black nie wiedział, o co chodzi i wiedzieć nie musiał.Wyszeptałem jedno z zaklęć, o których McGonagall wspominała na zajęciach, a dwie proste gumki zamieniły się w typowo dziewczęce z małymi, okrągłymi dzwoneczkami. Z jakąś dziwną radością zawiązałem jena włosach Syriusza robiąc tym samym dwa sterczące kucyki wystające z małej burzy ciemnych włosów. Wyglądał na swój sposób słodko i chociaż zaskoczony to nie zdjął ich, ani też nie protestował. Wstał i pozwolił tym samym na to bym i ja się podniósł. Na tym jego łaskawość się skończyła. Objął mnie i tulił się mocno. Słodki, wyposzczony i ciepły kociak, który uciekł z zajęć żeby się połasić. Sam byłem nie mniej stęskniony. Objąłem go przyciskając się mocno. Miałem ochotę na słodkiego buziaka, który był specjalnością Syriusza, ale najpierw musiałbym się odsunąć, a to już mi nie pasowało.
- Remus! – krzyk dwóch kolegów, którzy właśnie wrócili z zajęć był kojący. Poczułem ssanie w żołądku i dostrzegłem jak podbiegają.Później już tylko uderzyłem plecami o materac przygnieciony przez przyjaciół. Syriusz z prawej, Sheva z lewej, zaś Potter jakimś cudem leżał rozwalony po środku szczerząc się szeroko. Było mi ciężko, ale przyjemnie. Tulili się i specjalnie poruszali by mnie zgniatać jeszcze bardziej. Roześmialiśmy się, kiedy już przewracałem oczyma czując jak się we mnie wgniatają. Przekręciłem minimalnie głowę, słysząc otwierane drzwi. Peter otrzepywał się i ścierał z twarzy kremówkę. Musiał upaść na schodach i zaryć twarzą w kremowym ciastku. Widząc naszą piramidkę ina jego pulchnej twarzy pojawiła się radość.
- Remus?! – jakimś cudem wszyscy reagowali na mnie tak samo –Bomba! – krzyknął głośno, wszedł na łóżko i zwalił się na Jamesa.Zajęczałem, kiedy dodatkowy ciężar przygwoździł mnie do materaca.Wątpiłem w to, że przypominałem hamak, jednak im nie robiło to raczej większej różnicy. Znowu zaczęliśmy się histerycznie chichotać, co u mnie było dosyć mocno utrudnione. Czterech kumpli leżało na mnie ucieszonych jak nigdy.
- Uwielbiam was. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, jakich mam –stwierdziłem, kiedy Syriusz z czułością gładził mój policzek i uśmiechał się delikatnie, zaś Sheva robił to samo by tylko dokuczyć kruczowłosemu – Ale mimo wszystko... Zgniatacie mnie! – zawyłem. Nie mogłem się ruszyć. Teraz nawet z trudem mówiłem. Byłem szczęśliwy, alei obolały.
- Peter, weź ze mnie brzuch, bo się po moich plecach rozlewa! –okularnik miał na ustach szatański uśmieszek i minę pełną dumy z żartu.Pettigrew wręcz przeciwnie. Wstał podpierając się o boki i patrzył tona Pottera to na siebie.
- Chcesz mi powiedzieć, że mam duży brzuch?! – warknął urażony –Nie prawda! Popatrz! Jest płaski! Nawet kości dostrzeżesz, jak podniosę sweter! – mimo, że chłopcy zeszli we mnie nadal czułem lekki ciężar i równocześnie lekkość, co sprawnie uniemożliwiało mi normalny śmiech.
- Jeśli trzy centymetry różnicy między linią ud, a brzucha, na rzecz tego drugiego to płaski, wtedy ja mam wklęsły nie? – James niewiele widział zginając się w pół i chichocząc za to na pewno poczuł,jak poduszka uderza go w samą głowę, a Peter ukrył się za łóżkiem tworząc tym samym małą fortecę. Patrzyłem na tę wojnę ze spokojem. Nie dotyczyła mnie, więc mogłem sobie na to pozwolić. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy ja uniknąłem pocisku cudem, przez co Sheva dostał w samą twarz. Wtedy bitwa rozpoczęła się na dobre, a poduchy traciły swój ładny kształt. Latały z jednego końca pokoju na drugi i godziły we wszystko. Mój kufer został wywrócony przez uciekającego za swoje posłanie okularnika, Syriusz starał się mnie bronić i samemu nie oberwać, zaś Andrew z wściekłością celował w Pottera, od którego to obrywał najczęściej. Czułem, że naprawdę wróciłem do szkoły i do przyjaciół. Chociaż zmęczenie dawało o sobie znać jakoś trzymałem się na nogach. Nie uniknąłem kilku poduszek, przez co mogłem przysiąc, że w końcu padnę ze zmęczenia. Zgnieciony przez chłopaków, pobity przez nich i w dodatku nadal bez pocałunku starałem się jak najlepiej bawić i nie stracić głowy. Byliśmy tak głośno, że w Pokoju Wspólnym na pewno było słychać nasze wrzaski i odgłos przewracanych rzeczy. Chyba tylko my potrafiliśmy narobić tyle hałasu o nic.


  

niedziela, 23 marca 2008

Kartka z pamiętnika XXV - Reijel

Pojawiłem się bezpośrednio w holu mojego domu. Był cichy i wydawał się całkowicie pusty, podczas kiedy powinna tam przebywać jedna, wybrana przeze mnie osoba, Oliver. Przeniósł się niedługo po skończeniu szkoły i wątpiłem by nagle postanowił odejść. Zbyt mocno uzależniłem go od siebie i to wiedziałem na pewno. Nie podobało mi się to, jednak zaskoczył mnie. Spodziewałem się raczej gorącego powitania, namiętnego seksu i wyłącznie chwili odpoczynku, nie zaś ciszy, spokoju, podejrzanej melancholii, czy drażniącej pustki. Dawniej jakoś mi to nie przeszkadzało, jednak teraz zmieniłem się. Byłem na to przygotowany już, kiedy zdecydowałem się zamieszkać na cuchnącej ludźmi ziemi, jako jeden z nich, ale nie chciałem aż takich zmian. Gdyby nie pojawił się Ballack z tym swoim wiecznie smutnym wzrokiem, podkrążonymi oczyma i bladym obliczem, do tej pory spraszałbym do siebie najróżniejsze ofiary czy to dla przyjemności ciała, czy też duszy, którą o dziwo okazało się, iż posiadałem.
Przeszedłem przez lekko mroczny korytarz nie zapalając lamp. Na zewnątrz było widno, jednak przez zasłonięte okna nie wpadało światło. Planowałem ukarać Olivera za zaniedbanie mnie, kiedy wyposzczony wracam do siebie, jednak ten pomysł szybko opuścił mój umysł. Salon był wysprzątany, a stół starannie nakryty. Dwie, długie świeczki, ozdobna zastawa i kwiaty w wazonie jakoś nieodparcie nasuwały mi skojarzenia łzawych, romantycznych scen. Chłopak spał na sofie, najwyraźniej zmęczony czekaniem. Ponownie rzuciłem okiem na pokuj. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że blondyn marzył o odrobinie normalnego związku, ciepła i spokoju. Jak dotąd nasz związek opierał się na seksie i prawdziwie minimalnej ilości czułych gestów. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, jednak, kiedy pomyślałem o tym dłużej zrozumiałem, że sam potrzebowałem jego uczucia, by być usatysfakcjonowanym. Nie podobało mi się to ani trochę, jednak prawdopodobnie nie było nic złego w tym by, choć raz być dla chłopca bardziej czułym. Nienawidziłem własnej słabości w stosunku do niego, ale zmienić jej także nie potrafiłem.
Przechyliłem się nad oparciem wypoczynku i odgarnąłem jedno pasmo falowanej czupryny z jego oczu. Nie przepadałem za tymi prostymi, wyświechtanymi gestami, jednak ten jeden raz postanowiłem zrobić wyjątek.
- Oliver? – szepnąłem nad jego uchem i pochyliłem się bardziej muskając go w kącik warg. Przewrócił się na plecy pozwalając tym samym na bardziej konkretną pieszczotę. Zgadzał się na to i odwzajemniał każdy nacisk moich warg. Nagle wystraszony zerwał się wyrywając spod pocałunku. Patrzył nieprzytomnie prosto w moje oczy, a jego pierś zachęcała mnie do zabawy, gdy unosiła się i opadała w szybkim tempie. Schlebiało mi, że aż tak boi się moich reakcji. Gdyby był to ktoś inny rozpłakałby się na myśl o karze, teraz bał się, iż to samo czeka go, gdy zapytam, kogo tak chętnie całował i nie uwierzę w prostą odpowiedź, jedyną, jakiej mógł udzielić. Miałem na to niesamowitą ochotę. Pognębić go, doprowadzić do płaczu i ukształtować jak tylko mi się spodobała. Aż żal było poświęcać coś tak wspaniałego na te kilka godzin spełniania marzeń Ballacka.
- Tęskniłeś? – zapytałem chłodno i beznamiętnie, uwielbiałem to brzmienie mojego głosu. Sprawiało, że rozmówca czuł się nikim, nic nie znaczącym robakiem, o którym nie warto pamiętać.
- Nie – powiedział cicho, bojąc się, że okazanie zainteresowanie wobec mnie sprawi, iż stanie się mniej atrakcyjny i w końcu go wyrzucę znudzony. Kiwnąłem głową w stronę zastawionego stołu. Blade policzki zapłonęły, a w oczach pojawił się wyraźny wstyd. Widać chęci na miłosne uniesienia przeszły mu wraz z moim przybyciem i chwilą odpoczynku.
Złapałem go mocno za brodę i pociągnąłem do góry ułatwiając sobie pocałunki. Wsunąłem język w jego wargi równocześnie prześlizgując się nad oparciem z gracją czarnej pantery. Zdziwiłbym się gdyby ktoś na moim stanowisku nie potrafił każdym ruchem pobudzać zmysłów i podniecać. Ja opanowałem to do perfekcji przez wszystkie te lata lubieżnych zabaw. Fakty mówiły same za siebie, więc nawet moja skromność, o ile ją miałem, musiała zawiesić działalność. Nie puszczając go wsunąłem dłoń w lekko opięte spodnie. Tak jak przypuszczałem zareagował gwałtownie i właściwie. Poruszył się, jęknął i twardniał. Kilka miesięcy bez kochanka zrobiło z nim swoje. Nie mogłem męczyć go psychicznie, więc zostałem przy fizycznym aspekcie tortury. Odsunąłem się jakbym miał zamiar kontynuować, jednak wstałem z niego i usiadłem przy stole. Był rozpalony, zdziwiony, pobudzony i co najważniejsze z trudem powstrzymywał się by samemu nie działać.
- Szykowałeś kolację, czyż nie? – nadałem moim słowom lekko zaciekawiony ton. Musiałem gnębić go w dalszym ciągu by niemal masturbował się pod stołem w połowie posiłku. Skoro ja mogłem się powstrzymywać, to i on musiał nauczyć się ogłady i pokory. Gdy wybiegł niemal do kuchni wiedziałem, że jestem bliski osiągnięcia celu. Cierpiał przy każdym ruchu, jednak po kilku chwilach przyniósł obiad. Widać było, że się starał. Zapalił świeczki i chyba nie mógł uwierzyć, że zgadzam się na coś takiego. Sam dziwiłem się sobie, ale tolerowałem to dziwactwo swojej duszy. Skosztowałem tego, co mi podał. Jego wyczekiwanie nagrodziłem krótkim ‘Pyszne’, zaś on zaczął się cieszyć jak dziecko.
Jadłem wszystko powoli starając się by i w tym zawrzeć jak najwięcej erotyzmu. Starał się odwracać wzrok i skupiać go na talerzu, jednak, kiedy odnosił naczynia idąc po deser widziałem, o ile bardziej opięte stały się jego jeansy.
Ostatni etap posiłku był dla niego chyba najgorszym. Gdyby nie słodkości na koniec nie miałbym ochoty go gnębić, za to teraz do woli mogłem wykazywać się umiejętnościami, jakie posiadałem. Oliver z trudem przełykał teraz nawet małe kęsy. Zostawił połowę starannie wykombinowanego budyniowego deseru nie mogąc go dłużej jeść. I dla mnie było już zbyt późno na dalsze zabawy. Bez słowa podszedłem do niego, rozpiąłem spodnie chłopaka i pozwoliłem by wilgotny materiał przestał go uwierać. Zaczynałem się nudzić tym wszystkim. Wziąłem Ballacka na ręce łamiąc kolejną z moich zasad. Znowu był zaskoczony i nawet nie chciałem widzieć, jego wzroku by nie irytował mnie bardziej niż sama świadomość jego obecności. Koniec końców chłopak został posadzony na łóżku. Zapominając o dumie Księcia Podziemia uklęknąłem przed nim. Drażniąc zębami jego członek wsadziłem go głęboko w usta. Język i wargi spełniały swoje zadanie idealnie. Wystarczyło naciskać lekko na podbrzusze chłopaka, a krzyczał wpuszczając mi w wargi coraz więcej nasienia. Jego czubek przesuwał się po moim podniebieniu od twardego po miękkie zostawiając na nim gorzkawo, słony smak. W końcu nacisnąłem językiem na miejsce gdzie główka jego penisa łączyła się z trzonem, a żyły zaczynały mocniej pulsować. Wyczuwałem na nich bicie jego serca. Wylał się, zmiękł i zawstydzony zacisnął uda. Możliwe, że znowu obawiał się mojej reakcji na to, że pozwolił sobie dochodzić między moimi wargami. Zacząłem wsuwać dłoń pod jego podkoszulek na brzuchu i wtedy to ja zostałem zaskoczony, jak nigdy dotąd. Odepchnął mnie i uciekł na drugi koniec pokoju. Wystraszony czekał na moją reakcję. Widać było, że niemal czekał na karę. Podnosząc się z podłogi usiadłem na pościeli. Chłopak nabrał gwałtownie powietrza i trzęsąc się zdjął ostatnią część odzieży. Spodnie już dawno całkowicie zsunęły się z jego nóg, a wilgotne uda lśniły w subtelnym świetle. Przyjrzałem się temu, co chciał przede mną ukryć. Na jasnej piersi przy delikatnym sutku błyszczały trzy brokatowe szósteczki, a przy pępku pentagram. Mimowolnie zacząłem się uśmiechać. Te akcenty w połączeniu z niemalże anielskim wyglądem Olivera doprowadzały mnie do szaleństwa. Potrafił być cudowny i cieszyłem się, że należy wyłącznie do mnie. Oblizałem wargi wyrażając tym swoje zadowolenie. Podszedł powoli chcąc tym samym dać mi okazję do napatrzenia się na wszystko. Pocałowałem jego pępek i tym razem to on uklęknął przede mną rozsuwając zamek moich spodni. Nie planowałem ponownie nadawać takiej chwili wyrazu czystej żądzy. Pochyliłem się nad jego ciepłym uchem.
- Kocham cię – wyszeptałem w nie, przez co zamarł nie robiąc nic więcej niż to, co dotychczas osiągnął. Wpatrywał się we mnie z mieszanką niedowierzania, zaskoczenia i radości. Teraz dostrzegłem, jak piękny stał się w moich ramionach. Znalazłem go, jako więdnący kwiat, sprawiłem, że obumarł i podarowałem kolejną wiosnę oraz nową porę rozkwitu. Jaśniał, niczym biała lilia pośród krwistoczerwonych róż. Pocałowałem go by w końcu trochę oprzytomniał, jednak nie reagował. Zrezygnowany z westchnieniem przeczesałem jego falowane włosy.
- To nie znaczy, że dam sobie wejść na głowę – tym razem o dziwo uśmiechnął się, wspiął na moje kolana i przycisnął swoim ciałem do materaca. Przewracając się na bok wtulił twarz w moją pierś.
- I tak już ci na nią wchodzę – takiej słodyczy jeszcze u niego nie słyszałem. Teraz byłem pewien, że raz na rok, bądź, co najwyżej dwa razy, mogłem pozwalać mu na coś więcej.
- Będę musiał cię ukarać. – rzuciłem poważnie, chociaż on raczej odbierał to jako żart – Włożę ci i nie wyciągnę do rana. Będę w tobie całą noc, biorąc cię raz po raz aż omdlejesz z wyczerpania, a na tyłku nie usiądziesz przez najbliższe dni, bo nadal będziesz miał wrażenie, że w nim jestem.
- Zawsze tak jest – zamruczał ignorując mnie i poświęcając się tylko swoim aktualnym zachcianką. Rozpieściłem go w przeciągu kilku chwil i z całą pewnością najbliższe dni musiałem spędzić na przywróceniu dawnej hierarchii w naszym związku.

piątek, 21 marca 2008

SideStory - Denny/Alen

Wesołych Świąt Wielkanocnych dla Was wszystkich!

 

Sok pomarańczowy wychodził mi już bokami, podobnie jak skradzione ze Skrzydła Szpitalnego tabletki. Po połknięciu szóstej miałem ochotę wymiotować. Po raz kolejny wytykałem sobie, że nie wziąłem innych. Było olbrzymie prawdopodobieństwo, iż łatwiej byłoby mi je przełykać. Mimo wszystko miały jeden plus. Powoli czułem, jak tracę władzę nad ciałem, a właśnie o to mi chodziło. W pierwszym roku Alen znalazł mnie krwawiącego z podciętymi żyłami na nadgarstkach, w drugim byłem pilnowany przez nauczycieli i kolegów bym nic sobie nie zrobił, i w końcu na trzecim roku znowu trafiła się okazja. Byłem ciekaw jak daleko mogę się posunąć i jak bliski śmierci będę, a oni nadal zdołają mnie odratować. Byłbym wdzięczny gdyby nie zdołali. W końcu ojciec w ogóle się mną nie przejmował zostawiając matkę zaraz po porodzie, a ona kochała mnie i pielęgnowała tylko do czasu. Gdy dowiedziała się, że mam zdolności magiczne robiła wszystko by tylko mnie zabić. Jakby nie patrzeć prawie jej się udało, ale właśnie wtedy ojciec niespodziewanie wrócił. Reakcje matki na mnie wystarczyły by odechciało mi się żyć. Uważała mnie za demona i nie chciała bym istniał. Skoro jej byłem zbędny to i całej reszcie świata.
Popatrzyłem z obrzydzeniem na białą, okrągłą pastylkę, sam nie wiem, na co. Zmusiłem się by położyć ją na języku i popić. Z coraz większą trudnością panowałem nad ciałem. Usłyszałem trzask drzwi i powoli podniosłem głowę. Alen wyglądał jakby ktoś zdzielił go w twarz. Zakręciło mi się w głowie, kiedy podbiegał, a długi po kolano łańcuszek przy jego spodniach zakołysał się lubieżnie zachęcając, i wytrącił z moich rąk opakowanie rozsypując tabletki po całym pokoju. Wydawało mi się, że niemal płakał, jednak nie mogłem już mieć pewności, czy w ogóle był w pokoju, czy też sam upuściłem szklane naczyńko, a reszta była tylko omamem.
- Oszalałeś?! – wrzasnął, chociaż nie robiło to na mnie większego znaczenia – Skąd to masz?! Otwieraj usta! – przewrócił mnie bez problemu na łóżku i usiadł na moich biodrach ściskając szczękę. Kląłem w myślach. Był wyższy o kilka centymetrów, ale nie na tyle silny by mnie do czegoś zmuszać. Teraz wyraźnie czułem, że tabletki działają, a moje ciało funkcjonuje wedle własnego uznania nie zważając na mózg. Łykanie tego dziadostwa nie było jednak zbyt dobrym pomysłem. Nie mogłem protestować, ani się wyrwać. Przez kręgosłup przechodziły podejrzanie miłe ciarki, kiedy oczy bezwładnie wpatrywały się w przyjemnie niebieski ocean tęczówek Nerena. Roztrzęsiony chłopak musiał chyba coś zrozumieć, gdyż natychmiast się uspokoił i lekko poczerwieniał. Jego wzrok badał całą moją twarz i na chybił trafił mogłem stwierdzić, iż zatrzymał się na ustach. Całą siłą woli chciałem powstrzymać ciało, które wydawało się z tego cieszyć. Moje spojrzenie sięgnęło jego pełnych, drżących z przejęcia, czerwonych warg. Moja głowa uniosła się sama. O ile wcześniej miałem minimalną możliwość władania odruchami, tak teraz straciłem ją całkowicie. Byliśmy tak niemożliwie blisko, że czułem jego zapach, oddech na twarzy i niemalże smak. Szarpałem się we własnym wnętrzu i czułem się tak, jakbym patrzył na to wszystko z boku. Niespodziewanie moje usta całowały jego. Powoli, dziecinnie i niepewnie. Pierwszy pocałunek i to w dodatku z nim. Nigdy nie przyznałbym się, nawet przed samym sobą, że tego chciałem, że podobało mi się, że na niego lecę. Nawet teraz zwalałem winę na leki i nastoletnie ciało podburzone hormonami. Mimo tego Alen się nie cofnął. Nijak nie reagował. Tylko jego wargi raz po raz subtelnie się poruszały. Albo mi się zdawało, albo on naprawdę odwzajemniał ten pocałunek. Opadłem na poduszkę z szalenie bijącym sercem. Neren, jakby kłócąc się z samym sobą powoli uniósł moja koszulkę i zdjął ją ze mnie. Z przerażeniem stwierdziłem, że moje dłonie robią to samo z jego podkoszulkiem. Chłopak był zaczerwieniony, kiedy materiał zsunął się na podłogę. Kasztanowe włosy od razu przestały być ładnie uczesane odstając na wszystkie strony, jak zawsze, kiedy Neren wstawał rano. Nie potrafiłem w to uwierzyć, ale on naprawdę to robił. Pochylił się całując mój mostek, obojczyki i cały tors w wybranych przez siebie miejscach. Zostawił na mnie czerwony ślad tuż przy sutku i niebezpiecznie zsunął się niżej na moje kolana, by sięgać kolejnych partii mojego ciała. Sam nie miałem pojęcia czy coś czuję czy też nie. Mogłem sobie wyobrazić, że jego wargi są ciepłe i wilgotne, kiedy powoli mnie pieścił. Uspokoiłem się trochę, kiedy muskał bliznę na moim podbrzuszu, jakby jego wargi były w stanie ją zaleczyć, zlikwidować, sprawić, że zapomnę o tym, co zrobiła mi matka.
 - Alen – nie planowałem wypowiadać jego imienia, a jednak moje usta same sobie dyktowały zasady. Położyłem dłonie na lekko opalonej piersi chłopaka. Wygiął się z jękiem w łuk pozwalając bym wodził nimi po jego skórze ocierając palcami o twarde z podniecenia brodawki. Jego obcisłe spodnie eksponowały wybrzuszenie w kroku. Mój umysł czuł się gwałcony, gdyż tylko ciało pozwalało sobie na zbliżenie do, na dobrą sprawę, natrętnego kolegi. Niespokojne dłonie nerwowymi ruchami rozpięły mi spodnie. Byłem przywiązany do tych czarnych jeansów i jakoś nie chciałem by były częścią tej orgii. Krzyczałem, wiłem się i szarpałem, ale tylko w myślach. Gdybym mógł odzyskać własną wolę w życiu bym tego nie zrobił. Moje źrenice były rozszerzone od leków, za to oczy świadomości przypominały wielkie spodeczki filiżanek, gdy dostrzegłem jak kasztanowowłosy wyjmuje z bielizny mój członek. Jakimś cudem był pobudzony i na pewno czułbym to, gdyby mózg nie wolał pracować własnym rytmem. Wziął mnie w usta. Wyłem jeszcze głośniej jednak teraz tylko, dlatego, że poczułem przyjemny impuls. Prąd, który zdołał dotrzeć z ciała do stawiającego opór umysłu. Niesamowicie pociągające wargi Alena zamykały się na moim penisie i sunęły po nim z ochotą, lub tylko ja tak myślałem. To było obrzydliwe, chociaż znowu gdzieś w głębi wiedziałem, że myślę zupełnie inaczej.
Odsunąłem chłopaka od siebie. Dziękowałem Bogu, że jakoś przerwałem tą paskudną grę, ale szybko tego pożałowałem. Moje ciało podniosło się kładąc Nerena na moim miejscu. Dopiero teraz moja panika osiągała wystarczająco wysokie poziomy. Nawet tego nie chcąc zdjąłem z niego spodnie i bieliznę. Miałem ochotę go zabić, kiedy nieśmiało z wypiekami rozchylił nogi.
- Jeśli jesteś demonem to zrobisz mi dziecko – powiedział żartobliwie, co sprawiło, że chciałem go jeszcze bardziej. Bawił się ze mną i wygłupiał. Zawsze wydawał się trochę dziwny, ale nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego. Sam nie podejrzewałem własnego ciała o takie zapędy i chęci. Sięgnąłem po krem na półce. Alen zawsze mieszał swoje rzeczy z moimi, więc jakoś mnie nie dziwiło, że tam stał. Chłopak czasami smarował nim usta, kiedy mu pierzchły, a teraz ja nabierałem go na palce i przykładałem do jego pośladków. Zapytany nigdy nie widziałbym jak to ma wyglądać, a tym czasem teraz sam z siebie potrafiłem wyczuć, co i jak mam robić. Przygryzłem mocno wargę wsuwając w niego palce, co świadczyło o tym, że mój umysł powoli odzyskuje władzę nad ciałem, choć nadal było jej zbyt mało. Moja dłoń poruszała się z trudem, ale każde jedno posunięcie przychodziło z coraz większą łatwością. Jego ciało szybko przywykło do moich zabiegów. Pochyliłem się nad nim, oparłem obiema rękami o poduchę przy jego głowie i wszedłem w niego. Moja świadomość płakała z pogardy dla samej siebie i poniżenia, jakiego doznała. Jęczałem. To tylko bardziej pogrążało mnie samego. Kiedy wewnątrz krzyczałem, że nie chcę, moje ciało z ochotą ocierało się o Alena.
Znowu straciłem kontrolę nad samym sobą. Gdzieś bardzo głęboko chciałem tego i pragnąłem więcej, częściej, im bliżej byłem rozsądku z tym większym zaangażowaniem nie dopuszczałem do siebie takich myśli. Organizm sam w sobie potrzebował tego i czerpał przyjemność. Serce łomotało z radości i podniecenia, a twardy lód, który je pokrywał, od czasu, gdy matka pierwszy raz powiedziała, że mnie nienawidzi, studził ten zapał. Może byłbym w stanie powiedzieć, że kocham tego niesamowicie walniętego i otwartego na wszystkich chłopaka, gdyby nie miało to być zaprzeczeniem mojego dotychczasowego stylu życia. Nie chciałem i nie potrafiłem przyznać się do jakichkolwiek uczuć poza nienawiścią do siebie. Alen od samego początku uśmiechał się, śmiał, pomagał innym i usilnie chciał się do mnie zbliżyć. Sam nie wiedziałem, kiedy mój organizm zaczął go pożądać, a serce miłować. Wiedziałem o tym gdzieś bardzo głęboko, ale nigdy nie chciałem przyznać się do tego.
Krzyknąłem, szarpnąłem biodrami, on zrobił to samo. Doszedłem w nim, zaś jego nasienie wylało się na mnie. Kładąc się obok pozwoliłem by leżał na mnie tuląc twarz do mojego ramienia. Czułem, że odzyskałem władzę nad ciałem. Dla wypróbowania tego postarałem się położyć dłonie na krzyżach nastolatka. Udało się. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że właśnie go tulę, choć nie takie było moje zamierzenie. I tak nie planowałem brać odpowiedzialności za to, co się stało. Nawet nie chciałem o tym pamiętać, choć na szczęście wspomnienia nie miał mnie opuszczać.
- Nie rób tego więcej – ciepły oddech na moim spoconym barku sprawił, że zrobiło mi się trochę chłodno – Żyj tylko dla mnie i nikogo innego. Jestem samolubny, dlatego nie pozwalam ci ginąć dla kogokolwiek. – prychnąłem i zamknąłem oczy zaciskając palce na plecach Nerena. Nie miał prawa tego żądać, ale jakimś cudem dobrze wiedziałem, że nie zdołam więcej sprzeciwić się jego słowom, które właśnie powiedział. Teraz już całkowicie nie wiedziałem, co to były za tabletki.

niedziela, 16 marca 2008

Serenada

24 grudzień

W końcu mogłem pospać dłużej niż to możliwe, a jednak nie potrafiłem skorzystać z nadarzającej się okazji. Byłem ciekaw, co tym razem wymyślił Black, jako prezent na Boże Narodzenie i właśnie to nie pozwalało mi wstać później. Nawet nie panowałem nad powiekami, które uchyliły się same. Uklęknąłem przy małej górce paczuszek wyglądając jednej charakterystycznej. Od razu rozpoznałem tą od Pottera, zapakowaną w papier ze zniczami i starannie ozdobioną od Andrew. Paczuszka słodkości od Petera także rzucała się w oczy. W końcu gdzieś na dnie kopułki dostrzegłem trzy różne prezenty, przy których wstążką przywiązano po różyczce. Coś we mnie podskoczyło, obiegło organizm w koło i usiadło niecierpliwie na swoim miejscu. Wziąłem do rąk pierwszą paczuszkę. Opakowana w czerwony papier z emblematem skrzydełek nietoperza w okręgu. Kolor kwiatu przy tym pakunku był ślicznie czerwony. Ostrożnie rozpakowałem niespodziankę i odchrząknąłem widząc czarną, skórzana obróżkę ze złotym dzwoneczkiem, jak dla kota. Poczułem się bardziej zwierzęco niż podczas przemian, chociaż to uczucie było o wiele przyjemniejsze. Syriusz chyba zwariował dając mi coś takiego. I tak cieszyłem się, że nie było żadnych srebrnych dodatków, które mogłyby wyrządzić mi krzywdę. Lekko zrezygnowany sięgnąłem po niebieską paczkę z różą tego też koloru. Znowu czułem się dziwnie wyjmując z niej puchate rękawiczki w kształcie wilczych łapek. Brakowało mi tylko pantofli i kto wie, co chodziłoby po głowie mało moralnemu czasami chłopakowi. Miałem tylko nadzieję, że ostatni prezent będzie bardziej normalny. Wyjąłem biały kwiat i otworzyłem ostatnią przesyłkę. Wraz z nią spod sterty wysunął się także list. Odrzuciłem czapkę z wilczymi uszkami na poprzednie prezenty i opadłem na poduchy. Jeśli Syriusz domyślił się, co mi jest to wybrał niecodzienny sposób przedstawienia mi tego. Swoją drogą był słodki i szalony. Popatrzyłem na prezenty od niego i roześmiałem się mimowolnie. Właśnie takie rzeczy wyciągały na wierzch całą prawdę o Blacku, który w przeciwieństwie do innych zawsze musiał wyskoczyć z czymś dziwnym. Nie było możliwości by wiedział, co mi dolega, ponieważ wtedy z pewnością przestałby się ze mną zadawać i oskarżył o kłamstwo niszcząc nasz związek. Uniosłem się ociężale i założyłem zarówno obróżkę jak i rękawiczki oraz czapkę. Musiałem wyglądać zabawnie i całe szczęście, że rodzice nie postanowili sprawdzić czy już wstałem. Od razu poczułem jak cieplutkie były te części garderoby. W nich nie miałem możliwości zmarznąć nawet podczas wojny na śnieżki. Z trudem zdołałem otworzyć list od Blacka. Wyjąłem na sam początek pergamin z opowiadaniem, który mi przesłał.
”Syriusz: Wędrowny wojownik wszedł do sali tronowej wyprostowany patrząc wyłącznie przed siebie. Nie interesowali go ludzie wokół, czy to ci, którzy rzucali nienawistne spojrzenia, czy nawet kobiety zaskoczone, nie potrafiące oderwać od niego wzroku, ale także obawiające się obcego mężczyzny z za gór. Obieżyświat nie miał już na głowie obszernego kaptura i każdy z łatwością dostrzegał każdy szczegół jego twarzy. Ciemne jak noc włosy sięgały pasa opadając swobodnie na szerokie barki, plecy i pierś tworząc jak gdyby dodatkową pelerynę. Oczy błyszczały szarą poświatą przywodzącą na myśl księżyc, zaś ciemne obwódki podkreślały obce pochodzenie. Lewy policzek przybysza szpeciła długa blizna w kształcie sierpa, a kilku dniowy zarost przyprawiał o drżenie ciała.
Stanął przed tronem patrząc bezczelnie prosto w oczy króla. Dopiero po chwili jego kolana ugięły się w ukłonie, a broda lekko przywarła do piersi. Oczy młodzieńca nie długo skupiały się na podłodze, jako że po sekundzie sięgnęły z początku nie interesujących go części pomieszczenia. Nieruchoma twarz nie zmieniła wyrazu za to źrenice powiększyły się, jak pod wpływem środków odurzających. Zwinne, długie palce drgnęły nerwowo.
Po prawicy króla siedziała zniewalająca istota. Wątła, niewysoka i tak niemożliwie krucha. Po prostu piękna!”

Warknąłem do siebie. Black narzucił mi swoją wizję księcia i teraz musiałem jakoś z tego wybrnąć. Wolałem być kimś znaczącym, nie zaś słabym, zdziewiczałym książątkiem. Syriusz najwidoczniej planował zrobić z tego wielki, namiętny wątek miłosny, a ja nie chciałem mu tego ułatwiać. Zaczynał już przesadzać z tym swoim uwielbieniem, jakim mnie darzył. Odłożyłem na bok pergamin i sięgnąłem po list, który miałem nadzieję, że będzie bardziej przystępny, niż samouwielbienie Pottera, które przeniosło się na kruczowłosego.
”Mein Schatz,

  Teraz, kiedy to czytasz z pewnością leżę na łóżku i zastanawiam się, jak zareagowałeś na moje prezenty, ale o tym nie planuję pisać. Zobaczyłem je w katalogu i uznałem, że będzie ci w tym słodko. Momentalnie stanął mi przed oczyma przecudny obrazek, gdzie masz na sobie tylko to, papuszki łapy i puszysty ogonek przy skąpej bieliźnie... Czerwienie się na samą myśl o czymś tak wspaniałym! A tak, miałem nie pisać...
  Moje serce przypomina balon napełniony wyłącznie powietrzem, od kiedy rozstaliśmy się na peronie. Naprawdę nie chciałem puszczać Twojej ciepłej ręki w chwili pożegnania. Wydaje mi się, że nadal czuję mrowienie w palcach, jakie wywołał jej dotyk. Z łatwością potrafię przywołać wspomnienie tej delikatnej skóry, której mogłem dotykać przez te kilka sekund. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo może mi Cię brakować. W nocy, kiedy kołdra wydaje się nie wystarczać jako ochrona przed zimnem, marzę o tym by przenieść się do Twojego pokoju, wsunąć cichcem do ciepłego, pachnącego łóżeczka i przytulić do ukochanych plecków. Z samego rana zniknąłbym wracając do siebie i wtedy wyłącznie księżyc wiedziałby gdzie byłem, a słońce może się wyłącznie domyślać. Co dzień zostawiałbym ci na poduszce coraz to nową różyczkę i jakąś czekoladkę, jako znak, że byłem.
  Tak swoją drogą to w tej chwili pochłaniam przepyszny placek babci z gorzką czekoladą i karmelem. Jestem ciekaw jak wyśmienity byłby gdybym miał okazję jeść go razem z Tobą. Podałbym go na ozdobnym talerzyku i przyniósł dwie łyżeczki deserowe. Co jakiś czas wyprzedzałbym Twoje ruchy i kradł ustami Twoją część ze sztućca. Oj, tak... Kto wie. Może miałbym okazje nawet zlizać resztki czekolady z kącików twoich ust, bądź karmel z czubeczka nosa! ......................
  Zakrztusiłem się... Ale wracając...

  Mam przed sobą Twoje zdjęcie i dochodzę do wniosku, że z każdą chwilą jesteś coraz to słodszy. Wiem, że to niemożliwe, bo przecież nigdy nie możesz być mniej rozkoszny, a jednak coś w tym jest. Może to po prostu ja tak bardzo tęsknię?
  Z nudy wymyśliłem sobie nawet historyjkę o Tobie. Wiem, że zaczynam już majaczyć, ale to bynajmniej nie ze względu na niewyspanie, a z tęsknoty!
 Wyobraziłem sobie Ciebie, kiedy śpisz i jesteś zupełnie bezbronny. Wszystko mogłoby się stać, a Ty nie mógłbyś nawet zareagować. I właśnie wtedy dostrzegam siedzącą na Twojej poduszce maleńką, lśniącą kuleczkę. Kiedy jestem w stanie przyjrzeć się jej bliżej zdaję sobie sprawę, że to niewielki duszek. Mała dziewczyna o barwie jasne zieleni, niemal żółci, która rysuje coś na kartce zlewającej się kolorem z nią samą. Zupełnie nieoczekiwanie odwraca się w stronę wnętrza twojego pokoju. Kolejna kulka podlatuje do niej i zamieniają się miejscami. Nowa jest srebrno-błękitna. Zaczyna grać na flecie czuwając przy Tobie. Wraz z nią strzegę Cię przed tym, co czai się w mroku. Po czasie, także ona zmienia się z różowym maleństwem, które szepcze Ci do ucha o słodkich pysznościach. Potem pojawiają się kolejne. Pomarańczowa, tańcząca przy twoim uchu i niebieska, układająca cicho słodkie wierszyki. Dopiero, kiedy nad ranem odchodzą razem odstępując miejsce u Twego boku komuś innemu, zrozumiem, kim są. Każda z tych niewielkich wróżek jest czarodziejką jednego z żywiołów. Chronią Cię nocami, gdy Anioł Stróż wraca do swojego Pana. No właśnie... Czuję się zazdrosny widząc, jak piękny Mężczyzna budzi Cię cichym szeptem sprawiając, że gdy otwierasz oczy Twoje usta unoszą kąciki. Nawet nie wiesz, że to Jego obdarzasz tym pierwszym tego dnia uśmiechem. Nie mogę go odgonić, ni usłyszeć, co mówi. Widzę tylko, że jesteś szczęśliwy i choć pragnę tego, nie mogę znieść faktu, że mnie tam nie ma.
  Właśnie, dlatego tęsknię jeszcze bardziej.
  To ja chcę być Twoim Aniołem Stróżem, to ja chcę budzić Cię z samego rana szeptem, bądź pocałunkiem.
  W prawym, górnym rogu jest ślad po ustach. Jeśli muśniesz go swoimi to dotkniesz dzięki temu moich...
  Dobrze, wiem. Masz już dosyć... Pomyśl o moich fantazjach związanych z prezentem i pamiętaj, że chętnie przystanę także na inne propozycje zabawy.
Kocham Cię,
Twój Syriusz.”
Odetchnąłem i odłożyłem list z wypiekami na twarzy. Był strasznie napalonym dzieckiem i za to chyba, aż tak go kochałem.

 

  

czwartek, 13 marca 2008

Kartka z pamiętnika XXIV - Andrew Sheva

Jeszcze nigdy nie myślałem, że widok domu ucieszy mnie aż tak bardzo. Zawsze byłem do niego przywiązany, ale wydawało mi się to normalne. Teraz miałem świadomość, że przechodząc przez próg poza stęsknioną matką ujrzę także Fabiena. Zastanawiałem się czy od dnia mojego wyjazdu do szkoły zmienił się, choć trochę. Było mi przyjemnie na samą myśl o tym, jak mógłby mnie przywitać. Ojciec spiesząc się na trening teleportował mnie tylko w pobliże domu i szybko zniknął. Obiecał mi na odchodnym, że jutro weźmie sobie dzień wolny i zabierze matkę do kina, dając mi czas na odrobienie zaległości z kochankiem. Czasami sam nie wiedziałem skąd u niego takie zaufanie do mnie, czy też Fabiena. Dobrze pamiętałem czasy, kiedy moja jedyną miłością i wzorem cnót był tata. Wspominałem je z niechęcią, ponieważ Trezeguet różnił się od niego znacznie zarówno pod względem urody, jak i zachowania. Fab był bardziej rozsądny i przystojniejszy, podczas gdy mój ojciec, choć piękny raczej bardziej używał życia.
Zdenerwowany stanąłem na wycieraczce i zacisnąłem dłoń na klamce. Czułem, że zaczynam wariować. Obawiałem się i równocześnie nie mogłem doczekać wejścia do własnego domu. Zamknąłem oczy, odetchnąłem kilka razy głośno i głęboko robiąc krok równocześnie z chwilą uchylenia drzwi. Uniosłem powieki. Wszystko było tak jak dawniej. Matka nie wprowadziła żadnych zmian. Usłyszałem jej kroki, a po chwili pojawiła się zaraz przy mnie tuląc się i piskliwym głosem zapewniając, że tęskniła, nudziła się beze mnie, a nawet, że urosłem i zmężniałem, co było jawną fikcją.
Popatrzyłem nad jej ramieniem z głąb domu. Z kuchni wyjrzała głowa Fabiena, a po chwili wyszedł z pomieszczenia rzucając ścierkę gdzieś w jego głąb. Był taki jak zawsze, chociaż teraz włosy miał obcięte nierówno i finezyjnie. Wyglądał jeszcze młodziej niż wcześniej i bardziej zadziornie. Na jego widok naprawdę się podnieciłem. Odsunąłem od siebie mamę uśmiechając się grzecznie.
- Rozpakuję się, a ty skończ obiad, bo zgłodniałem! – specjalnie postarałem się by mój głos brzmiał jak u dziecka, które po całym dniu nauki liczy na smakołyki rodzica. – Fabien mi pomoże wtedy będzie szybciej – zrzuciłem z siebie kurtkę i cała resztę opakowania wbiegając po schodach z klatką. Byłem napalony i nie chciałem czekać. Moje spodnie naprężone w czułym miejscu potwierdzały to, jak nic innego. Zostawiłem puchacza przed drzwiami, by nie przeszkadzał i wszedłem do pokoju. Na schodach dudniły spokojne kroki mężczyzny. Drzwi trzasnęły, a kufer opadł na ziemię daleko od nas. Przywarłem do kochanka, który objął mnie z całych sił podnosząc za pośladki. Czułem, że jest tak samo pobudzony jak ja. Oplatając go nogami zamruczałem w jego wargi, na co zareagował momentalnie. Zmienił naszą pozycję opierając mnie o ścianę i mocno przyciskając do niej własnym ciałem. Wsunąłem dłoń w jego włosy jeszcze mocniej przysuwając jego usta do moich. Język mężczyzny niemalże boleśnie łączył się z moimi. Otarłem się o niego całym sobą i z trudem odsunąłem łapiąc powietrze. Wargi Trezeguet były lekko czerwone, zaś moje z całą pewnością opuchnięte od mocniej pieszczoty. Odchyliłem głowę, kiedy lizał mnie po szyi i obojczyku. Było mi mało, stanowczo za mało.
- Zrób to mocno, a później delikatnie. – wydyszałem z trudem. Musiałem pozbyć się uczucia drażniącego pożądania, które kotłowało się we mnie od września.
- Później porozmawiamy – głos Fabiena był zachrypnięty bardziej niż zawsze. Moje spodnie przemokły, kiedy tylko usłyszałem pierwsze jego słowa. Podniecał mnie dosłownie wszystkim. Opuściłem nogi pozwalając by zdjął ze mnie spodnie i bieliznę. Ponownie wskoczyłem na niego zaplatając nogi na jego pasie. Ocierałem pośladkami o twardy członek mężczyzny. Miałem dosyć. Odchyliłem się w bok i z trudem sięgnąłem jego spodni. Rozsunąłem zamek i uporałem się z guzikiem. Udało mi się wydobyć jego męskość, więc potarłem o nią dłonią by pokazać jak bardzo chcę jej teraz. Zamiast tego otrzymałem dwa palce równie upragnione jak cała reszta. Niemal zapomniałem, że mój kochanek był zbyt duży w stosunku do mojego ciała i bezpośrednie wejście mogłoby mnie poważnie zranić. Zacząłem jęczeć do jego ucha by każdy pisk nagradzany był niespokojnym ruchem jego bioder. Było mi niewygodnie, więc rozpiąłem ciemną koszulę mężczyzny pozbywając się jej z niektórych partii dosyć dużej, opalonej klatki piersiowej. Nie mogłem pohamować wycia, kiedy mój penis zatknął się z gorącą, wilgotną skórą na brzuchu Fabiena. Równie mocno pragnąłem by wziął mnie w usta i ssał do samego końca. Moje nasienie spływało po jego skórze, jak i moim członku po jądra, zaś z nich ułatwiało pracę palcom.
- Wystarczy! – syknąłem gryząc delikatną muszelkę ucha – Włóż już! – wypiąłem się i rozluźniłem czekając. Palce powoli opuściły moje wnętrze i niespodziewanie Fab pchnął mocno zagłębiając się w połowie. Doszedłbym gdyby nie zdziwienie, jakie mną zawładnęło. Moje paznokcie wbiły się w ramiona Francuza zaś pośladki chłonęły każde precyzyjne, spragnione pchnięcie. Ocierałem łopatkami ścianę, zaś członkiem brzuch Fabiena. Wysiliłem się by nie krzyczeć, a jedynie cicho szeptać do jego uszu. Chciałem być perwersyjny, by później z tym większą rozkoszą absorbować kolejny raz, tym razem delikatny.
- Czujesz to? – zapytałem – Jesteś mokry, ale ja jeszcze bardziej. Jesteś we mnie tak głęboko, a jeszcze nie sięgnąłeś końca. Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś we mnie? Łączysz się ze mną w jedno. – zajęczałem głośniej samemu doprowadzając tym siebie do obłędu. Tak niesamowicie dokładnie zdawałem sobie sprawę w tego, że jego członek w moim odbycie czyni nas jedynym ciałem. Dopiero mając tę świadomość rozumiałem idealnie znaczenie tego stwierdzenia. Nie wytrzymałem i wylałem się zamykając mocno oczy, a tym samym przywarłem do mężczyzny jak jeszcze nigdy dotąd. Sam Fab nie dał rady dłużej. Jego nasienie wytrysnęło we mnie wypełniając chyba po żołądek. Podniosłem lekko głowę kochanka z mojego ramienia i popatrzyłem na zamknięte powieki. Ucałowałem je delikatnie tak, jakbym muskał bezpośrednio jego zdrowe i niewidome oko.
- Tęskniłem – westchnąłem uśmiechnięty i rozbawiony, kiedy jego członek sam wysunął się ze mnie miękki, ale po chwili stwardniał na nowo uwierając mnie lekko w pośladek. Moje ciało podobnie jak jego szybko zareagowało. Członek podniósł się i zaczął rosnąc tak samo jak jądra. Znowu byłem spragniony tej bliskości.
- Teraz delikatnie – teraz wyraźnie dosłyszałem, że Fab mówił już bez tak mocnego francuskiego akcentu, jak dawniej. Zaniósł mnie na łóżko i posadził na nim. Był słodki i gdybym zobaczył, że rozmawia z jakąkolwiek obcą kobietą ukarałbym go za to by zatrzymać tylko dla siebie.
- Teraz delikatnie... – powtórzyłem za nim rozkładając szeroko nogi. Uklęknął między nimi jak wierny, posłuszny niewolnik. Jakby tego było mało, cholernie pociągający i przystojny. Czułem się przy nim jak księżniczka, chociaż nigdy tego nie lubiłem, to teraz bynajmniej nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu. Dla niego mogłem być wszystkim.
- Tu masz plamkę – z lekkim rozbawieniem Francuz wskazał na wewnętrzną część mojej nogi, gdzie nic nie było. Chciałem mu o tym powiedzieć, ale słysząc jak nabieram powietrza przysunął w tamto miejsce usta i zaczął ssać skórę zostawiając śliczny ślad. Byłem rozanielony, więc chichot sam mi się wyrwał.
- I tutaj też – westchnął tym razem jakby zawiedziony, a jego palec powędrował wyżej, za czym podążyły wargi. Zajęczałem przerywanie, gdy moje serce waliło znowu mocno, a ciało reagowało z każdą chwilą, kiedy mój ukochany był coraz wyżej. Chciałem na niego patrzeć, ale nie mogłem. Zamknąłem oczy czekając na to, co mi da. Ciepłe a nawet gorące usta zamknęły się na całości mojego członka. Pisnąłem urzeczony kunsztem, jakim wykazał się Fab w tej chwili. Sprawnie wodził po mnie samym językiem, jakby głaskał moje ciało w nagrodę za coś. Był dla mnie bogiem seksu. Znał pozycje, o jakich mi się nie śniło i sposoby na pobudzenie dosłownie każdej partii mojego organizmu. Ufałem mu bez względu na to, co planował i jakie uczucia miało to wywołać. Tak samo w tej chwili powierzyłem jego opiece najczulsze części mojego ciała. W jego ustach czułem się bezpiecznie, nawet, jeśli brzmiało to dziwacznie. Wyciągnąłem ręce lekko przed siebie. Większe i o wiele silniejsze dłonie mężczyzny splotły nasze palce ze sobą. Fabien był mój i czułem to wyraźnie. Ssał mnie, lizał i pieścił ustami na kilkanaście sposobów, z czego każdy był perfekcyjnie dobrany. Miałem zamiar całować go do rana, kiedy już obaj opadniemy z sił. Przy nim byłem dorosły mimo wieku i kochany w dojrzały sposób. Z uśmiechem, jękiem, westchnieniem przyjmowałem wszystko i miałem zamiar powiedzieć mężczyźnie, co czuję, kiedy tylko przełknie pozostałości po tej pieszczocie będąc w stanie obdarzyć mnie słodkim, mocnym pocałunkiem.

wtorek, 11 marca 2008

Say 'Goodbye'

22 grudzień

„Remus: O dziwo noc spędzana w otoczeniu miękkich poduch i ciszy pomieszczenia sprawiała, że mężczyzna nawet nie zauważył wstającego słońca i upragnionego świtu. Rozbudzony pukaniem do drzwi musiał szybko doprowadzić się do stanu używalności.
Tym czasem zupełnie inna komnata pełna była już ludzi w bogato zdobionych szatach, z przymilnymi uśmiechami na twarzach i cichymi głosami, nastawionymi na liczne komplementy. Otaczali misternie rzeźbiony tron, na którym sędziwy mężczyzna ze spokojem i uwagą wysłuchiwał skarg, uwag, porad. Po jego prawicy drobna postać przysłuchiwała się wszystkiemu i wyczekiwała na swojego przyszłego opiekuna.
Drzwi uchyliły się. Powietrze zawirowało, zadudniło i nagle wszystko ucichło. Głosy, oddechy, kroki...”

Przeczytałem napisane przez siebie słowa po raz kolejny, zupełnie tym nie usatysfakcjonowany. Podałem Syriuszowi pergamin z jego częścią opowieści i poprawiłem szalik. Przed wyjazdem na Święta chciałem zamknąć przynajmniej tę jedną cześć niedokończonych spraw. Kruczowłosy ucieszony schował szybko zwitek do kieszeni uwalniając ręce od zbędnego balastu. Do opuszczenia szkoły mieliśmy jeszcze dziesięć minut. Wyczuwałem, że był to ostatni moment na to by się z nim należycie pożegnać. Na stacji z pewnością jedynie uściśniemy sobie dłonie i rozstaniemy się na te dwa tygodnie. Może nie był to jakiś specjalnie długi okres czasu, jednak mając przy sobie Blacka, na co dzień przywykłem do takich warunków i nawet te kilkanaście dni potrafiło stanowić dla mnie problem. Stanąłem na palcach wsuwając palce w jego włosy na czole i odgarnąłem je wszystkie do tyłu. Moje ręce zatrzymały się na jego karku.
- Będę tęsknić – wyszeptałem bardzo blisko niego, po czym stanąłem całkowicie normalnie i po prostu przytuliłem się do ubranego chłopaka. – A tak naprawdę to już tęsknię – bąknąłem zamykając oczy na kilka chwil, by dzięki temu lepiej wyczuwać to, jak blisko mnie był.
- Moje maleństwo nawet nie zauważy, że mnie nie ma – stwierdził mrucząc zadowolony – Kiedy zobaczy rodziców i masę prezentów w Wigilię to już nawet nie będzie pamiętać, że istnieję. – uderzyłem go lekko w pierś wypychając wargi.
- Prędzej ty zapomnisz niż ja! – bąknąłem z udawaną złością – Kiedy zobaczę kolejny niestworzony prezent od ciebie nie będę mógł tak łatwo zapomnieć.
- A skoro już przy tym jesteśmy... – zaciągnąłem się powietrzem i zapachem perfum Syriusza – Twoi rodzice będą musieli zobaczyć, co dostałeś? – przytaknąłem bez namysłu dobrze wiedząc, że zapewne właśnie ratowałem tym swoje nerwy i twarz przed spłonięciem. Zawiedziony jęk tylko to potwierdził. Możliwość normalnego podarunku wzrosła o kilka procent. Kruczowłosy pochylił się i powoli obcałował całą moją twarz mijając usta. Nakrył je na samym końcu pieszcząc delikatnymi muśnięciami. Chciałem przywrzeć do niego mocno nie odrywając się, niestety nie miałem na tyle czasu. Andrew pociągnął mnie za tył kurtki i wskazał rozkazująco na drzwi. Podczas kiedy Potter nie miał ochoty wracać, a Pet nie wiedział czy lepszym byłoby zostać w szkole wspominając Narcyzę, czy też wracając do domu objadać się wypiekami matki, Sheva był niesamowicie rozradowany. Wypchał nas z pokoju i pospieszał cichymi mruknięciami. Od września czekał na powrót i ponowne spotkanie z kochankiem, więc nie dziwiłem się mu. Od dawna nie widziałem go tak wesołym i rozpromienionym. Niewiele na siebie założył i nie planowałem nawet pytać, dlaczego. Różowy, puchaty i niesamowicie krótki sweterek był wystarczającym bodźcem, a obcisłe spodnie sprawiały, że naprawdę wyglądał specyficznie.
Otrzepałem się, kiedy opuszczając ciepły zamek moje skóra napotkała na zimny wiatr. Syriusz ściskał moją dłoń w rękawiczce mając na plecach jedną dłoń Andrew, zaś na moich spoczywała druga. Zasapany Ukrainiec dał sobie spokój dopiero pod karetami. J. podążał za nami smętnie włócząc nogami po śniegu i mocząc tym samym nogawki spodni. Przez ostatni tydzień nie nacieszył się związkiem z pierwszoklasistą, który zajęty nauką nie miał dla niego czasu.
- Niholas, Niholas, Niholas... – ożywił się nagle. Niewysoki Gryfon szedł właśnie w jego stronę machając na kolegów by chwilę poczekali. Okularnik szybko wystartował z miejsca. Dostrzegłem tylko jego niezadowolenie i czerwone policzki Kinna, kiedy coś do siebie mówili, a już chwile potem młody pobiegł do rówieśników zaś James mamrocząc wściekle dołączył do nas. Nadal musieliśmy czekać na resztę uczniów, którzy zwlekali z pojawieniem się na dworze, co tylko bardziej zdołowało Pottera.
- Przykro mi, że tak wyszło, ale do zobaczenia po Świętach... Jaaasne! Jak mnie matka za oceny nie zabije! – chłopak kopnął w jedno z kół powozu. – Ojciec pewnie dopracował przez te miesiące swoje metody męczenia, a ja będę pierwszym, na którym to przetestuje. Dlaczego nie mogłem zabujać się w kimś, komu na szkole aż tak nie zależy?
- Bo wtedy znowu zostałbyś z niczym – Sheva oglądał swoje puchate rękawiczki. Rozejrzałem się w koło nie chcąc patrzeć na Syriusza. Niedopieszczony wyglądał, jak samotne szczenię, a ja mając świadomość swoich reakcji na jego wygląd musiałem powstrzymywać się by nie zrobić czegoś głupiego. Jakby tego było mało ssał jabłkową landrynkę, a za każdym razem, kiedy otwierając usta wydychał powietrze mogłem poczuć jej słodki, kuszący zapach.
Z wysiłkiem skupiłem się na znajomych twarzach wokół. Ryo rozmawiał z nauczycielem Wróżbiarstwa, Michael tulił się do pleców Gabriela ignorując wzrok ogółu i stwarzając wrażenie fikcyjnego związku z krótkowłosym, zaś bliźniacy Mares drażnili kolegów ze swojego Domu, co było widać już na pierwszy rzut oka. Dopiero po chwili kilku starszych chłopaków odsunęło dając mi możliwość dostrzeżenia reszty grupki. Eric omawiał coś z profesor McGonagall i najwyraźniej doszli do jakiegoś kompromisu, gdyż odeszła od niego spokojna. Płomienna czupryna mignęła mi przed oczyma. Zamrugałem szybko. Bez wątpienia musiał to być Cornelius. Nie widziałem go od czasu wypadku. Nic się nie zmienił, ale wspomnienie mojego snu samo barwiło moje policzki. Chłopak szybko i sprawnie odwiązał szalik piętnastoletniego Puchona, a jego wredny śmiech dotarł do moich uszu wraz z wiatrem. Uśmiechnąłem się widząc zabawną minę chłopaka, ale spoważniałem, kiedy długowłosy zaczął uciekać w moją stronę. Zachłysnąłem się zimnym powietrzem, gdy mnie dopadł i przytulił się jak dziecko. Syri warknął zaciskając pięści, ale w tej samej chwili usta Krukona ucałowały mnie w policzek i chłopak zniknął z szyderczym chichotem. Urażony tym Black oplótł mnie ramieniem w pasie utkwiwszy wzrok w miejscu, gdzie zniknął płomiennowłosy. Rozżalenie związane z rychłym rozstaniem widocznie wzmogło jego zazdrość. Wydął dolną wargę przenosząc smutne tym razem spojrzenie na mnie.
- Jako twoje wielkie i jedyne kochanie, zabraniam ci pozwalać na to by ktokolwiek się do ciebie zbliżał. – rzucił dumnym i stanowczym tonem, co zabrzmiało niesamowicie zabawnie – Kiedy wrócimy nie pozwolę ci nawet na chwilę samotności. Będę smutny, niedopieszczony, samotny i w ogóle będzie mi źle.
- Nie będzie ci źle – zabrałem jego dłoń z moich żeber i uścisnąłem ją wsiadając do powozu – Będę często pisał i...
- I po powrocie pokażesz mi się w sukni ślubnej! – omal nie wywróciłem się na jednym stopniu małych schodków.
- Nie! – krzyknąłem trochę za głośno.
- Więc przebierzesz się za królewnę, księżniczkę lub coś w tym rodzaju?
- Nie! – znowu warknąłem siadając na miękkim miejscu ze splecionymi rękoma – Nie będę się przebierał! Jestem chłopcem nie kobietą! – syknąłem na Pottera, który wyglądał jakby zaraz miał rzucić jakimś komentarzem – Dlaczego mam przebierać się za kogokolwiek?
- Ponieważ mnie się to podoba? Lubię patrzeć na ciebie, kiedy się wstydzisz, masz wtedy wspaniałe rumieńce. Z resztą lubisz, gdy jestem szczęśliwy i jeśli obiecam ci duużo słodkości po powrocie przebierzesz się nawet za pączka – tym razem uznałem, że Black przesadził. Położyłem się z głową na jego udach, jednak patrzyłem na rozradowanego Andrew zamiast na kruczowłosego. Mimo wszystko Syri nie był tym przejęty. Pocałował mnie w policzek ścierając miejsce, które wcześniej dotknął Cornel.
- I tak wiem, że bardzo mnie kochasz – zamruczał tuląc się i uśmiechając.

 

  

niedziela, 9 marca 2008

Lesson 2 - Ochota na...

19 grudzień

Zwinąłem się na sofie w Pokoju Wspólnym opierając plecami o ramię Syriusza i czytałem pożyczoną mi przez Shevę książkę. Nikt już nie myślał o szkole, a tylko o Świętach, na które większość wracała do domu. Z naszej paczki nikt nie zostawał w szkole, co bynajmniej nie odpowiadało kruczowłosemu, za to nie przeszkadzało w planowaniu niedawno rozpoczętej historii, na której kontynuacje nie miałem czasu. Miałem zamiar dopisać coś w czasie wolnym i po skończeniu czytanego tytułu, który naprawdę zaczął mnie wciągać. Nie myślałem, że coś potrafi aż tak zaciekawić, zwłaszcza, jeśli nie był to podręcznik, ani nic w tym rodzaju. Wyczuwałem, że Syriusz potwornie się nudzi, ale nie potrafiłem przestać czytać w połowie rozdziału. Zginałem palce u stóp sunąc nimi po jednej z krawędzi wypoczynku i rysowałem nimi małe szlaczki, które pozwalały mi jeszcze bardziej skoncentrować się na tekście.
Głośny, ciężki tupot zmusił mnie do oderwania wzroku od treści. Potter przeszedł przez dziurę za portretem skacząc na dwóch nogach, byleby narobić jak najwięcej hałasu. Wydawał się nad wyraz szczęśliwy i aż promieniał rozmarzeniem. Takie wejścia u niego były dosyć częste, jednak zazwyczaj nie planował zwracania na siebie uwagi całego Pokoju Wspólnego. Nucił pod nosem jakąś dziwną melodię o króliczkach, wiośnie, do której było daleko, i szczerzył się szeroko. Na te kilka chwil dałem sobie spokój z czytaniem.
- Wybacz, James, ale cieszysz się jakbyś wlazł w święte łajno i doznał olśnienia – Andrew nie mogąc skupić się na liście odłożył wszystko na bok krzyżując nogi, rozparty na podłodze.
- Zgodził się! – oświadczył z dumą okularnik, co nie miało większego sensu, ale najwyraźniej miało go w końcu nabrać – Niholas zgodził się ze mną chodzić. Złapałem króliczka i teraz będę go tulił, pieścił, ściskał... – przejście znowu się otworzyło, jednak tym razem przeszedł przez nie Kinn ze spuszczoną głową i z wielkimi rumieńcami. Szybko przeszedł przez pokój znikając na schodach do sypialni pierwszoklasistów. Potter odprowadzał go wzrokiem zaciskając pięści z podniecenia. Westchnąłem z zamiarem darowania sobie jego wstępów, ale literki raz po raz uciekały mi sprzed oczu. Z trudem przychodził mi powrót do czytania, po tym jak już raz mnie od tego odwiedziono.
- Skoro już masz ten swój upragniony związek, to najlepiej zasięgnij porady specjalisty do spraw rozpieszczania kochanka – Black dobijał mnie nawet, gdy byłem wyłącznie w połowie świadomy, zaś w drugiej nie – Nasza rola to dbanie o dobro takiej słodyczy, jak na przykład Remus – jego dłoń spoczęła na mojej głowie.
- Więc mnie naucz czegoś. Dogadujesz się z Remusem, więc raczej niewiele, ale wiesz...
- Po pierwsze musisz wiedzieć, kiedy i jak go rozpieszczać. Popatrz! Remi...?
- Hm? – mruknąłem usilnie chcąc wrócić do tekstu. Nie byłem w nastroju do żartów i pieszczot, co chłopak z pewnością zauważył. Pocałował mnie szybko w policzek, więc otarłem się i kontynuowałem w miarę możliwości. Pewnie nie tego oczekiwał.
- Dobra. Będzie inaczej.... – z jego tonu wywnioskowałem, że naprawdę nie to planował. O dziwo zdołałem się w końcu wyłączyć na ich rozmowę i znowu skupiłem wyłącznie na książce, w której akcja była coraz mniej jasna i coraz to bardziej zawikłana.
Mój spokój nie potrwał długo. Natarczywa dłoń Blacka sięgnęła moich warg i pogładziła je opuszkami palców. Mruknąłem niezadowolony, ale nie ustąpiła. Moje zmysły znowu sięgały głosu Syriego i jego próśb.
- Otwórz usteczka – pokręciłem głową nie zgadzając się i chcąc pozbyć się palców z ust – Proszę cię, otwórz. Dam ci coś dobrego, tylko uchyl je ładnie... – mruczał rozkosznie, jednak nie miałem zamiaru dać mu tej satysfakcji, kiedy przerywał mi dla swoich tylko zachcianek. Niespodziewanie ramię Syriusza uciekło mi spod pleców. Wystraszony runąłem plecami na jego uda. Książka uderzyła grzbietem o dywan i otworzyła się na jednej z późniejszych stron. Oddychając głęboko patrzyłem wielkimi, wystraszonymi oczyma na delikatnie uśmiechniętego Blacka. Moje serce waliło mocno, a on wydawał się dumny z siebie. Chciałem na niego nakrzyczeć, ale wsunął mi do warg jakąś kuleczkę, pochylił się i rozejrzał szybko na boki. Nie zdążyłem zareagować, bo kiedy tylko rozgryzłem to, co mi dał od razu zamknął mi usta swoimi. Poczułem słodki i rozgrzewający smak. Kulka z wafelka była pokryta czekoladą i pełna lekko gorzkawego, jednak niesamowicie smacznego płynu. Wyczułem w tym alkohol, chociaż więcej było tu domysłów niż faktu. Niesamowity smak łakocia sprawił, że chciałem więcej wszystkiego. Oddałem pocałunek Syriusza, chociaż z początku tylko po to by móc sprawniej zjeść czekoladkę, jaką mi dał. Słodycz i ciepło rozpłynęły się po moim ciele niesamowicie szybko i dokładnie. Mogłem przysiąc, że zakręciło mi się w głowie od tego pocałunku. Zignorowałem fakt obecności innych w Pokoju i kiedy Syri odsunął się oblizałem usta wpatrzony w niego.
- Wyglądasz jak szczeniak, który chce więcej – roześmiał się, a i on powiódł językiem po czekoladowych wargach. Wyjął zza siebie kolejną kuleczkę i przytrzymał między zębami. Wyciągnąłem po nią szyję. Kruczowłosy rozgryzł łakocia i w sekundę później karmił mnie nim w pocałunku. Jak pod wpływem jakiegoś afrodyzjaku objąłem go za szyję przyciągając bliżej i mocniej. Wysunąłem język szukając po jego ustach większej ilości tego niesamowitego smaku, jaki krył się w niepozornej czekoladce. Teraz już książka straciła na znaczeniu. Przypomniałem sobie, że od kilku dni nie miałem dostępu do słodyczy. Nie przyznałbym się, że to właśnie, dlatego nie miałem ochoty na zabawę, czy czułości. Uzależniony od czekolady teraz pozwalałem na wszystko, byleby dostać więcej.
Usatysfakcjonowany zamknąłem oczy wtulając się w brzuch chłopaka, który sam wydawał się zaskoczony moją nagłą zmianą.
- I tak właśnie, J., musisz wiedzieć jak wprowadzić ukochanego w odpowiedni nastrój z pomocą czegoś, czemu się nie oprze – zakończył wykład, którego tematu nawet nie znałem.
- Co to było? – zapytałem szybko, kiedy tylko chłopak na chwilę przestał mówić. Wolałem wiedzieć, czym mnie napychał.
- Nie powiem. Znam już twoja reakcję na to, więc zostawię sobie takie wiadomości na czas, kiedy będę chciał duużo słodkiej i intensywnej czułości – zarumieniłem się, kiedy dotarły do mnie szczegóły mojego zachowania. Dłoń Syriusza odgarnęła mi z policzka włosy, a usta przysunęły się do ucha. Zadrżałem, kiedy w nie dmuchnął pieszcząc w taki sposób. Znowu nastawiłem się na ciepłe i tym razem lekkie buziaki. Zadowolony w końcu kruczowłosy spełniał każde nieme błaganie o kolejne muśnięcie.
Coś skrzypnęło. Popatrzyłem szybko w stronę dźwięku. Długowłosa dziewczyna patrzyła na nas niemalże z paniką. Nie wiedziałem, jak wiele widziała. Podniosłem się szybko zawadzając czołem o szczękę Syriusza. Klapnęło, a Black zawył cicho. Andrew zareagował, kiedy my nie potrafiliśmy się zebrać. Trzynastoletnia Gryfonka zapewne planowała krzyczeć, kiedy zamiast słów z jej ust wylatywały bańki mydlane. Przestraszona jeszcze bardziej popatrzyła na Shevę, który z różdżką w ręce wydawał się dziwnie opanowany.
- Zamiast się wydzierać, pomóż mu wyjąc tą rzęsę, co? – bąknął do niej udając, że nie wie, o co chodzi nastolatce – Jesteś dziewczyną, więc na pewno to potrafisz. – pokręciła szybko głową, chociaż teraz raczej obawiała się kolejnych zaklęć chłopaka – Wspaniale! Black będzie dzióbał kumplom po oczach, bo czarownica nie potrafi wyjmować paprochów. – od niechcenia zdjął z niej czar. Długowłosa wypluła ostatnie bańki.
- Paproch? – wydukała krzywiąc się, kiedy w końcu zdołała cokolwiek powiedzieć. Ukrainiec robiąc wielkie oczy parsknął śmiechem.
- Black, ktoś właśnie zrobił z ciebie... napalonego na chłopców... zboczeńca – padł na kolana zwijając w pół. Biedna dziewczyna zmieszana pokryła się czerwienią bardziej intensywną niż ta na mojej twarzy. Spuściła głowę i uciekła zawstydzona. Moje serce znowu zaczęło bić tak mocno, że aż boleśnie. Gdyby nie pełna przekonania gra Andrew z pewnością nie wyszlibyśmy z tego cało. Widać było, że chłopak miał doświadczenie i jakoś mnie to nie dziwiło. Widziałem, jak pierś Syriusza unosi się i opada. On z całą pewnością także najadł się strachu. Od tej pory nie planowałem więcej czułości w pokoju pełnym innych. To jedno doświadczenie nauczyło mnie bardzo wiele. Podniosłem się z kolan chłopaka i usiadłem jak normalny nastolatek. Podniosłem książkę czując jak kruczowłosy lekko drży obok mnie. Po chwili zaczął się śmiać, a ja jedynie delikatnie się uśmiechałem.

 

  

niedziela, 2 marca 2008

*smark! smark!*

Nie ma to jak pełnia sił witalnych == Kirhan chora i choćby chciała nic nie napisze, bo mózg buntuje się wraz z układem odpornościowym... A przecież dbam o siebie, jak nikt inny == Cóż... Zasmarkana, z bolącym gardłem i załamaniem nerwowym, bo mnie wzięło akurat teraz, życzę Wam zdrowia! Kiedy tylko się zregeneruję obiecuję, że coś naskrobię!