piątek, 30 maja 2008

'Valentine Kiss'

8 marzec

James chodził z kąta w kąt przemierzając cały pokój kilkanaście razy w ciągu jednej minuty. Wystarczyło przyglądać mu się uważnie, by cierpieć na zawroty głowy i marzyć o tym by przestał. Co chwilę poprawiał okulary, włosy lub drapał się po brodzie mamrocząc bez sensu. Aż żal było słuchać bezsensownych wywodów chłopaka na temat wszystkiego w koło, co mogło źle wpłynąć na Kinna, który unikał okularnika jak ognia i diabeł krucyfiksu. Wielkie sińce w koło ciemnych oczu Pottera teraz były zielonkawe miejscami, a skóra, która z początku miała tylko lekko błękitny kolor, teraz wydawała się wściekle żółta. Kiedy z początku można było porównać go do niedźwiadka pandy, tak teraz nic nie pasowało.
Zrobił kolejne kółko do znudzenia przemierzając tę samą trasę, stając na chwile przy swoim łóżku, po czym szybko się odwracając i ponownie maszerując w stronę drzwi.
- Zacznijmy od początku... Wszystko było w porządku i niemal go miałem... Tak wiem, póki nie zacząłem go obmacywać! – machnął ręką by uświadomić nam, że pamięta o tym szkopule. – Tylko, że mimo wszystko był dosięgalny, a teraz już nawet w Pokoju Wspólnym go nie widuje. Jakby w ogóle nie chciał się ze mną spotykać. Przecież z nim chodzę! – stanął przede mną i siedzącym obok Syriuszem gestykulując przesadnie – Musimy się spotykać, jeśli mamy być razem! – odchrząknąłem patrząc niepewnie na Blacka. J. nie wiedział nic o tym, co widział Kinn, gdy schował się w naszej sypialni, nie wiedział nawet, że w ogóle tam był. Gdyby się dowiedział zapewne do końca szóstej klasy nie odezwałby się do nas nawet słowem, a teraz trzeba było jakoś z tego wybrnąć.
- James, może on nawet nie wiedział, czego od niego chcesz. Przecież wiesz, że każdy brał twoje zaloty za dowcip... – jedyne, co mnie usprawiedliwiało to, to, że było w tym wiele prawdy i chłopak rzeczywiście mógł uznawać ich związek za żart, póki nie natknął się na mój pocałunek z Syrim.
- Odpada. – Potter był za to bardzo pewny siebie – Chciałem z nim chodzić i zapraszałem na randki, więc jak mógłby myśleć, że to głupie dowcipy? Poza tym zgodził się wic twoja teoria odpada. – nie chciałem już udowadniać mu swoich racji. Przypominanie mu w tej chwili, jak bardzo był natrętny raczej nie było nazbyt odpowiednie, a nawet wręcz przeciwnie. Bezpieczniej było utrzymywać go w słodkiej nieświadomości jego własnych czynów. Jako ‘totalne zielsko’ był mniej groźny dla środowiska i otaczających go osób.
Peter obrócił się z boku na plecy i zachrapał, co wybiło Jamesa z rytmu, w jaki wszedł. Prychnął na śpiącego blondynka, który najwyraźniej nie zniósł jego ciągłego zrzędzenia i hipnotyzującego chodu. To było niesamowite, że gdy my byliśmy dręczeni przez Pottera, Pettigrew potrafił rozluźniony odpłynąć daleko marzeniami chrapiąc i mlaskając we śnie.
- Ja tego tak nie zostawię! Złapię Niholasa i dowiem się, co się stało! Na pewno coś się stało i on tez bardzo za mną tęskni. Dosyć tego lamentu! Ja, James Potter, nie zdradzając nikomu swojego drugiego imienia, które jest okropne i rodzice nadali mi je chyba tylko po to by mnie ukarać, rozwiążę tę sprawę! Panowie...
- Siemka! – Sheva nawet się nie przejął tym, że wszedł mu w słowo tylko wkroczył rozpromieniony do pokoju – Co się dzieje? James, czy mi się wydaje, czy ci siniec powoli schodzi?! O widzisz? Tu, tu, zaraz przy nosie... Jakby był tylko lekko kremowy! – wstrzymywałem ogromną chęć wybuchnięcia śmiechem, słysząc to niesamowite przekonanie w głosie chłopaka, który robił sobie żarty z prychającego głośno okularnika.
- A mnie się wydaje, czy...
- Nie, niestety, James. Nie znalazłem twoich szarych komórek. – biedny J. nie mógł nawet się odegrać. – Ale jeśli cię to interesuje to rzeczywiście jestem rozanielony. Byłem u Reijela. Pomęczyłem go trochę... – krótka przerwa była znakiem, że Andrew dał mężczyźnie popalić – I zgodził się zabezpieczyć sieć fiuu, dzięki czemu nikt nie widział jak Fabien z niej korzysta. Z resztą i Reijel na tym skorzystał, bo wpadł do Olivera żeby utrzymać równowagę przejścia. I tak, powiem uprzedzając od razu wasze pytania. Widziałem się z nim i naładowałem się na najbliższy czas. Jestem dopieszczony i marzę o tym by położyć się na łóżku i opowiedzieć wam ze szczegółami, co mi robił i jak... – skrywany uśmieszek błądził po jego ustach, jednak Potter nie potrafił go dostrzec.
- Remus, zostajesz z nim i słuchasz, a reszta ze mną na poszukiwanie Niholasa! – okularnik wydał polecenia stając za Syriuszem i spychając go z łóżka. – Peter! Podnoś tyłek, mamy misję! – niestety pulchny chłopak przetoczył się tylko, jak beczka na inną stronę i zwinął w kłębek z pomrukiem ‘Tak, tak, Narcyziu...” – Peter! Ostatni raz to mówię! Dupsko w górę i jazda!
- Podwieczorek? – padłem na łóżko Syriusza rozkładając ramiona podłamany.
- Tak, Pet. Podwieczorek. Idziemy, bo zaraz zjedzą cię wszystko, co jest na stole... – po minie Jamesa wyprowadzającego dwóch chłopaków z pokoju dało się zauważyć, że nie tylko ja byłem zszokowany bystrością blondynka. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym skrzypnięciem zostawiając mnie w pokoju z Shevą, który usiadł rozbawiony na swojej pościeli.
- Tak naprawdę to chciałem zostać z tobą sam. – wyznał przeciągając się – Mam dziś niesamowity humor i chciałbym nauczyć cię kilku sztuczek o tym, jak najlepiej pieścić Syriusza by nie potrafił się nawet podnieść z przyjemności. To bonus do mojej radości. Skupimy się tylko na piersi, więc nie przekroczę bariery pomiędzy naszą przyjaźnią, a czymś więcej. – byłem tym tak zdziwiony, że nie potrafiłem nawet spokojnie pozbierać myśli w jedną, spójną całość. – Mam ochotę pokazać ci to wszystko, a ty później możesz tym zdobywać Syriusza... – czekał na moją odpowiedź, a ja nadal nie byłem pewien, czego chcę i co ma się dziać. Samo wspomnienie o kruczowłosym sprawiało, że miałem ochotę potrząsać głową w nieskończoność.
- Ale to nie będzie złe? – upewniłem się pragnąc tylko wiedzieć, jak zniewalać Syriusza w przyszłości.
- Nie. Jasne, że nie. Tylko szybko ci zademonstruję, co masz mu robić. To będzie przyjacielska przysługa. Zdejmij koszulkę i połóż się – niepewny tego, co robię zdjąłem górną część ubrania i rozłożyłem się na łóżku. Andrew podszedł do mnie klękając, a po chwili siadając mi na biodrach. Czułem się głupio, ale nawet nie potrafiłem myśleć o tym w zrozumiały dla mnie samego sposób. Chłopak pogłaskał palcami mój sutek i z uśmiechem ścisnął go w dwóch opuszkach. – lekko speszony zamknąłem oczy. Mimo wszystko było w tym coś przyjemnego, co, przy Blacku pewnie miało przemienić się w niewysłowioną rozkosz.
- Kiedy zrobisz tak Syriuszowi będzie jęczał z przyjemności – zapewnił – A teraz patrz i ucz się, co dalej i jak. – mocniej pocierał moją brodawkę, która reagowała na to, przez co mocny dotyk stawał się lekko bolesny, ale tym samym pobudzał mnie. Kiedy Sheva dostrzegł, że jego efekty jego starań są już widoczne, a ja pojmuję, co chciał mi tym przekazać, pochylił się bardzo nisko i ściskał mój sutek wargami. Dalej przeszedł do skubania go zębami i potrącania językiem. Nie było to tym samym, co przy Blacku, ale miało w sobie odrobinę przyjemności, chociaż czystko koleżeńskiej. Nie czułem się tak, jakbym robił coś złego, a i Andrew zapewne uważał to za przyjacielską przysługę. Dłońmi pokazał mi, w jakich miejscach i jak powinienem dotykać kruczowłosego nie pomijając pępka. W końcu wstał siadając i zakładając na mnie podkoszulek. Nie mogłem powiedzieć, że byłem zawiedziony tak krótkim staraniem, ale mimo wszystko gdyby blondyn starał się bardziej nie wiadomo, jaki wydźwięk miałoby to, co robiliśmy.
- Nauczyłeś się tego na Fabienie, prawda? – mimo wszystko znałem już odpowiedź, więc gdy potrząsnął głową tylko się uśmiechnąłem.
- I na Gabrielu i Michaelu. Oni byli wcześniej, ale nie zaszli tak daleko jak Fab. To było tak jak z tobą. Takie przyjacielskie, przyjemne pieszczoty dla nabrania wprawy. Zresztą później powiem Syriuszowi, jakie są twoje najczulsze punkty, których dotyk wprawia cię w drżenie. Zarobię na tym majątek – pokazał mi język. Jakimś cudem początkowe zażenowanie odpłynęło zostawiając tylko cichy śmiech. Andrew wydał mi się w tamtej chwili dzieckiem, które próbuje zdobyć cukierki za kilka cennych informacji, jakich od niego wymagają.
- Następnym razem to ja przećwiczę to na tobie – odwróciłem się w stronę ściany i oparłem o nią nogi palcami wystukując o nią jakiś rytm. Już zaczynałem tęsknić za Syriuszem, więc postanowiłem wypytać Andrew o bezpieczne szczegóły jego spotkania z ukochanym w, jak przypuszczałem, gabinecie nauczyciela Latania.

wtorek, 27 maja 2008

Misiu

Ehh... I znowu... Nie mam czasu na sprawdzanie błędów, więc przepuszczam tekst tylko przez worda... Chłopcy nie czarują, ponieważ chwilowo nie mając po co XPP (co widać XP), a zespół istnieje i ma się dobrze, chociaż czeka, aż autorka poświęci mu czas ^^"
Kirhan poszła sobie dziś do McDonalda z kolega i dwoma kumpelami ze studiów XD Znajomy postawił mi HappyMeal'a XP

 

5 marzec

Musząc omijać bibliotekę pożyczałem książki od znajomych z Domu. Był to jedyny sposób bym mógł poświęcić się ukochanym zajęciom, a nie narażał się dodatkowo na nieprzyjemności. Rozkoszowałem się przyjemnymi, lekko szorstkimi kartkami, które muskałem palcami, przyjemnymi wzorami, tworzonymi przez tekst i każdym drobnym słowem, które kryło w sobie oddzielną rzeczywistość. Syriusz, który wcisnął się na sofę za mną czytał, co drugie słowo i najwyraźniej bardzo się nudził. Głaskał mnie po dłoni, łokciu, kolnie, udzie i co chwilę szukał innych miejsc. Nie był stworzony ani do bezczynności ani nadmiernej wiedzy. Nie chciał mi przeszkadzać, ale i nie wiedział, czym zająć się na dłużej. Był w tym naprawdę słodki.

Nie wytrzymał długo. Po kilkunastu dodatkowych minutach złapał delikatnie za książkę i wydął wargi.
- Mogę ją zabrać? – zapytał naburmuszony jak dziecko – Później będziesz mógł ją czytać, ale teraz chcę duuuużo buziaków. Czuję się niedopieszczony. – westchnąłem, ponieważ on nigdy nie miał dosyć i zawsze było mu mało. Nie dało się go w pełni zadowolić póki to on sam nie uznał, że wystarczy, chociaż na krótką chwilę. Nie potrafiłem mu odmówić. Zostawiłem książkę w jego dłoni i przekręciłem się nieznacznie patrząc na jego zdziwioną i uradowaną równocześnie minę.
- Ale wieczorem nie będziesz mi już przerywał? – dobrze wiedziałem, że chłopak będzie grzeczny, ale bynajmniej nie da mi całkowitego spokoju.
- Tak. Będę cicho jak śpiące niemowlę! – rozentuzjazmowany złapał mnie za rękę i ześlizgnął się z sofy. W jego wypadku to dzieciątko musiałoby chrapać i śmiać się przez sen, by narobić, chociaż odrobinę takiego hałasu, jak sam chłopak, kiedy zastrzega, iż jest spokojny i cichutki. Znałem go na tyle, by móc to określić.
Poszedłem za nim trzymając się jak najbliżej niego, jako że nie chciał puścić mojej dłoni, a Pokój Wspólny był pełen innych osób. Syriusz zamknął drzwi sypialni, kiedy ja siadałem na jego łóżku. Nie byłem jeszcze pewien, co planował, ale zdecydowałem się poddać jego woli. Roześmiałem się, kiedy z drapieżnym wyrazem twarzy odwrócił się w moją stronę. Nie pasowała mu moja reakcja, ale jakoś zdołał to znieść.
- Jestem bardzo złym i głodnym tygrysem... – zawarczał i mruknął specyficznie. Nie mogłem się powstrzymać, więc zasłoniłem usta dłońmi.
- Jesteś napalonym Syriuszem, jeśli mam być szczery – zachichotałem. On był naprawdę słodki i niesamowity w tym, co wymyślał i robił.
- Remi, nie wolno ci. Jesteś moją ofiarą i musisz być posłuszny. – karcąc mnie w ten sposób podszedł bliżej i pchnął mnie na pościel. Sam na czworakach pochylił się i zaczął mnie całować. Nie miałem nic przeciwko, kiedy jego dłoń zniknęła pod moją koszulą i gładziła brzuch, wręcz przeciwnie. Uwielbiałem te przyjemne ciarki, jakie powodował taki dotyk kruczowłosego i nie musiał posuwać się dalej, bym odpływał tonąc w rozkoszy, jaką mi to sprawiało. Z zamkniętymi oczyma i dłońmi na jego ramionach oddawałem każdego buziaka. Zamruczałem kilka razy ucieszony, a on poruszył się przywierając do mnie mocniej. Tak cudowne pieszczoty warte były odłożenie książki na później i zakończenia czytania w jednym z ciekawszych momentów. Szczerze mówiąc to wiele warte było oddania za kilka chwil tak słodkich pocałunków pełnych smaku owocowego mleka i jogurtu.
Usłyszałem uderzenie i jęk zanim Syri nie odsunął się ode mnie gwałtownie. Sam byłem wystraszony niespodziewanym odgłosem. Wygiąłem się patrząc na łóżko Pottera. Spod niego wypełzł Kinn rozcierając głowę, którą pewnie uderzył o masywny, dębowy szkielet. Zarumieniłem się zdając sobie sprawę, że chłopak na pewno słyszał moje pojedyncze jęknięcia. Wystarczyło, że do chłopaka powróciła cała świadomość, a z wielkimi oczyma odsunął się jak najdalej od nas i powoli zmierzał do drzwi delikatnie drżąc. Wyglądał na przerażonego i chyba niemalże płakał. Szybko przeszło mi przez myśl, że chłopiec musiał być niesamowicie zgorszony tym, czego był świadkiem, a podchody Jamesa tylko pogarszały jego stan. Wybiegł będąc dostatecznie blisko wyjścia. Popatrzyłem na Syriusza, który w dalszym ciągu zastygły klęczał na czworakach ponad mną patrząc ślepo w drzwi. Zsunął się na pościel spokojnie z westchnieniem, którego nie mogłem rozpracować. Zacisnąłem dłoń na jego palcach, a on przeniósł spojrzenie na mnie.
- Spokojnie, moja malinko. – pogładził mój czerwony policzek wyjątkowo delikatnie – Kiedyś musiał się dowiedzieć, że James się z nim nie bawi, a naprawdę uważa to za związek. – mimo pocieszających słów i on wydawał się martwić. W przeciwieństwie do innych osób pierwszoklasista nie był raczej przyzwyczajony do widoku dwóch całujących się chłopaków. Jego reakcja potwierdzała to, że chłodził z Potterem dla świętego spokoju i nie traktował tego wszystkiego poważnie. Zastanawiało mnie tylko, co robił w naszej sypialni pod łóżkiem okularnika.  Nie zdołałem nawet wyciągnąć z tego żadnych hipotez, jako że drzwi ponownie się uchyliły, a Niholas pojawił się w nich jeszcze bardziej wystraszony. Wszedł powoli patrząc na nas ze strachem.
- Z... Zostawiłem... c... – nie był już w stanie dokończyć, lub powiedzieć cokolwiek innego. Strach odebrał mu głos. Nie wydawał się zdegustowany, ani nie patrzył na nas z obrzydzeniem, ale z przerażeniem. Syriusz poruszył się gwałtownie puszczając moją dłoń, przez co Kinn przywarł mocno plecami do szafy trzęsąc się znacznie, a po policzkach spłynęły mu dwie łzy. Teraz już nawet nie było mi wstyd, ale żal chłopca. Spokojnie i powoli patrząc w wielkie oczy usiadłem. Nie chciałem by chłopak za każdym razem widząc nas reagował w taki sposób. To z pewnością wzbudziłoby podejrzenia, zaś i sam chłopiec męczyłby się z tym.
- Niholasie, to, co widziałeś... - drgnął słysząc swoje imię.
- Nic nie widziałem! – powiedział szybko i głośno jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem – Nic nie widziałem!
- Ni – skróciłem jego imię – Nie wiedzieliśmy, ze tu jesteś... I... I to wszystko... co się działo... – sam byłem tym przejęty i nie znajdowałem odpowiednich słów.
- Kocham Remusa i nie obchodzi mnie czy to jest normalne, czy nie! – Black nie potrafił dłużej przyglądać się temu wszystkiemu. Przygarnął mnie blisko siebie i popatrzył wojowniczo na chłopaka – Nie musi ci się to podobać, ale Remi jest lepszy niż wszystkie dziewczyny w tej szkole! Żadna miłość nie jest normalna, więc i moja nie musi! – pewność w głosie Syriusza zmusiła Kinna do spuszczenia głowy. Wyglądał, jakby przyznawał się do winy. Najwyraźniej był zbyt młody by miał nas potępiać, a jego szacunek do starszych kolegów przejawiał się uległością w poglądach.
- P... Przepraszam... – bąknął tak cicho, że gdyby nie wilcze zmysły musiałbym naprawdę nieźle wytężyć słuch by to zarejestrować. – Nie chciałem patrzeć... Ja... tylko chowałem się... przed... Potterem – powiedział to tak, jakby nazwisko okularnika było bezpieczniejsze niż imię.
- Pod jego łóżkiem? – wydawało mi się, że dzięki łagodności, jaką starałem się zachować w głosie pierwszoklasista podniósł wzrok, chociaż nadal nie był pewien czy powinien.
- Bo... – zaczął nieskładnie – Tu by nie szukał... Nikt by mnie tu nie szukał...
- No tak. Potter potrafi odstraszyć każdego. Najlepiej jest w środku nocy, kiedy blask księżyca odbija się od jego okularów na szafce i pada mu na twarzy... Błech! Wtedy to dopiero jest przerażający! – powaga Syriusza wywołała u młodszego Gryfona delikatny uśmiech. Nie mogłem nawet uwierzyć, że Kinn mógł wyglądać na tak twardego i zdecydowanego, a w takiej chwili być do tego stopnia nieporadnym. To było dziwne, tym bardziej, że podbił oko Jamesowi, co z perspektywy tego, czego byłem świadkiem wydawało się być niekontrolowanym odruchem samoobrony. Chwilowo byłem spokojniejszy, ponieważ chociaż chłopak nie wydawał się już przestać bać, to na pewno przywykł już do tego, co zobaczył i nie wzbudzały w nim strachu nasze osoby, a wyłącznie to, co ze sobą robiliśmy. Sam nie wiem jak zachowałbym się widząc po raz pierwszy jak dwóch przyjaciół tej samej płci całuje się i dotyka na łóżku, podczas gdy ja sam nie różniłbym się od ogółu społeczeństwa. Teraz przywykłem już do wszystkiego, jednak to z całą pewnością byłoby dla mnie szokujące. Miałem tylko to szczęście, że zakochałem się w Syriuszu jeszcze zanim poznałem miłość od strony normalnej i mniej.
Kinn już odrobinę spokojniej podszedł do łóżka i wyjął spod niego pluszowego, brązowego misia, który był prawdopodobnie poduszką chłopca, z tego, co zdołałem na szybkiego zobaczyć. Uciekł zaraz potem ściskając zabawną poduchę.

niedziela, 25 maja 2008

Yogurette

3 marzec

Sobotni odpoczynek bez Pottera nie był tym samym, co zawsze. Powoli docierało do mnie, jak ważny w naszej grupie był okularnik. Dobijał nas i rozbawiał, a sam starał się być poważny, co nijak mu nie wychodziło. Podczas kiedy Peter był żałosną ciamajdą, James miał po prostu pecha. Nie wyobrażałem sobie jak może on pisać swoją część książki z Kinnem, a jednak wyciągnął gdzieś chłopaka pod tym pretekstem. Przeczuwałem kolejną katastrofę, ale w głębi miałem nadzieję, że się mylę.
Trzymając głowę na ramieniu Syriusza patrzyłem w ogień, którego płomienie zdobywały coraz nowsze pokłady drewna jak najeźdźcy skrzydła pałacu. Niemal widziałem jak ciepłe ogniki przybierały postać maleńkich rycerzy. Black wiercił się przez chwilę. Zainteresowałem się nim, kiedy wyjął właśnie z tylnej kieszeni lekko skrzywione, różowe pudełko. Widząc obrazek truskawek, jogurtu i batonika na nim, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Chłopak nie przepadałem za takim smakiem, więc musiało to być coś naprawdę szczególnego. Wyciągnął jeden batonik i podał go mnie, zaś następny Andrew i sam wziął kolejny. Różowy papierek z białą nazwą wyglądał zabawnie. Nie podejrzewałbym, że Black zainteresuje się czymś o takiej barwie, a jednak.
- Może i truskawkowe, ale pychota! – zapewnił pakując do ust jeden. Nie zdążył jeszcze dobrze połknąć patrząc lekko tępo w przejście za portretem. Odwróciłem głowę i sam zapewne zrobiłem minę nie lepszą niż kruczowłosy. Już z daleka można było zobaczyć zmienione oblicze Pottera. Zbliżał się powoli i niechętnie obdarzał zainteresowaniem innych, siedzących w pokoju, Gryfonów. Kiedy stanął przy nas wszystko stało się zaskakująco jasne i dobrze dostrzegalne. Prawe oko Jamesa okrążyła wielka, sina obręcz po, z całą pewnością, mocnym uderzeniu. Nawet nie próbowałem być poważny. Chłopak wyglądał komicznie, a wielka śliwa wiązała się z całą gamą domysłów, z których każdy jeden był zabawniejszy i bardziej niewiarygodny. Padłem na fotel z głową przy kolanach Syriusza. Kruczowłosy zwinięty w pół chichotał, a kiedy tylko mu przechodziło wystarczyło, że spojrzał na okularnika, a jego śmiech ponownie się roznosił po Pokoju Wspólnym. Sheva leżał na ziemi i z bólem uderzał pięściami w dywan. Kilkanaścioro innych uczniów wiło się po drugiej stronie pokoju.
- N... Niech... Niech zgadnę! – Syriusz z trudem wydusił to w miarę zrozumiale – Dzióbnąłeś się piórem w oko?! – zawył głośnym śmiechem nie martwiąc się nawet o zaczerpnięcie oddechu. Andrew popłakał się jak dziecko. Gwar, jaki robiliśmy wypłoszył innych uczniów z pokoi i nawet Pet zostawił w spokoju swoje ciastka, by wystawić głowę z naszej sypialni i sprawdzić, co się dzieje. Potter prychnął na wszystkich siadając na podłodze koło Andrew, konwulsyjnie łapiącego powietrze.
- Nie mów, że wpadłeś w drzwi, bo nie uwierzę... – głos Ukraińca brzmiał jak rechot żaby, kiedy słowa opornie przeciskały się przez struny głosowe.
- Ładni z was przyjaciele – zaperzył się J. – Po prostu wypadek przy pracy. Niholas jest bardziej płochliwy niż myślałem. Pisaliśmy jak gdyby nigdy nic i już powoli się do niego zbliżałem w tej historii. Przesunąłem się na krześle i położyłem dłoń przy jego pośladkach. Nawet za nie złapałem! I wtedy mi TO zrobił! – pokazał siniec pod okiem, co sprawiło, że znowu wybuchaliśmy śmiechem wspólnie i na zmianę. Gdy opanowałem się westchnąłem zrezygnowany przecierając dłońmi czerwoną, rozgrzaną twarz.
- Ciesz się, że okulary masz całe – Sheva starał się zachowywać odpowiednio i pocieszyć chłopaka, jednak jego ton wzbudzał wątpliwości, co do uczciwych zamiarów. – Gdybyś miał to samo na drugim oku ktoś mógłby pomyśleć, że zmieniłeś oprawki na grubsze i bardziej widoczne – jego słodki śmiech znowu zakłócił powolny powrót Pokoju do stanu sprzed kilkunastu chwil.
Niestety efekty tego musiał być opłakane, w przeciwnym razie nie byłaby to nasza grupka. Urażony stwierdzeniem J. znowu prychał na wszystko i z udawaną obojętnością bawił się nitką odstającą od jego skarpety.
- Jesteś zazdrosny, bo ja mam chłopaka tutaj, a twój siedzi sobie z twoją mamusią i gotuje obiadki dla tatusia? – Andrew z powagą rzucił mu mordercze spojrzenie, co niestety nie zraziło rozentuzjazmowanego Pottera – Nie masz tak źle. Może nauczy się robić na drutach i przyśle ci sweterek, bo w jego wieku zapewne tylko nimi może coś zdziałać. Nic innego nie staje, więc musi się zrekompensować szydełkowaniem? – nieostrożny chłopak zdjął okulary przeczyszczając je.
- James... – słodki i delikatny głos Andrew zwabił ciemnowłosego, który uniósł twarz. Cios, jaki wyprowadził Szaman trafił prosto do celu. Potter nie miał czasu by jakoś zareagować. Opadł na plecy trzymając się tym razem za prawe oko. Było mi go żal, ale zasłużył na karę, choć nie tak bezpośrednią. Z Syriuszem milczeliśmy nie chcąc się w to mieszać.
- Zanim jeszcze raz powiesz coś o Fabienie zastanów się kilka razy – syknął jasnowłosy w dalszym ciągu zaciskając pięści – Nie dam ci go obrażać, ślepy gacku! – może i Andrew przy kochanku był delikatnym i napalonym dzieciakiem, ale kiedy musiał radzić sobie sam budziła się w nim bestia. Bez litości potrafił uzurpować sobie władzę, a jednak wykorzystywał umiejętności wyłącznie w obronie kogoś innego. Fabien chyba sam nie wiedział, jakiego potwora ujarzmił i lepiej byłoby gdyby nie musiał się o tym przekonywać. Z całą pewnością było to bezpieczniejsze dla całego świata.
Chciałem pomóc Jamesowi wstać i zaprowadzić go do Skrzydła Szpitalnego, ale nie skorzystał z pomocy. Odsłonił siwiejące już oko i lekko nieprzytomnie popatrzył po nas.
- Sam sobie poradzę! – warknął zakładając okulary, przez co naprawdę wyglądał jakby sprawił sobie stanowczo grubsze oprawki, ale nikt nie odważył się zaśmiać. – To jeszcze nie koniec! – zaznaczył ostro jeszcze wolniej wychodząc z Pokoju. Byłem ciekaw, o czym myślał w takiej chwili, kiedy to jedno oko podbiła mu aktualna, zaś drugie przeszła miłość.
- Phi! Myśli, że może uznawać się za lepszego, niż Fab tylko, dlatego, że jest młodszy! – Sheva położył się na podłodze tuląc do siebie ozdobną poduszkę z kanapy – Nie potrafi się dobrze zabrać za chłopaka, a mi będzie obrażał mojego demona seksu... Jak ja za nim tęsknię, tęsknię, tęsknię...! – zwinąwszy się w kłębek obracał się tam i z powrotem po dywanie miętosząc poduchę pluszowego misia. Nagle zatrzymał się patrząc w sufit – Ale nie przeproszę go! – nic nie mówiliśmy, ale on chyba wiedział, że nie wypadało potraktować Pottera w tak brutalny sposób. Odwinął czekoladkę od Blacka i odgryzł kawałek. To przypomniało mi o mojej. Zdjąłem do połowy papierek i powąchałem czekoladę. Pachniała truskawkami, ale dopiero, kiedy jej spróbowałem zrozumiałem, o co chodziło Syriuszowi. Była wyśmienita i w jakiś zaczarowany sposób odegnała ode mnie myśli o tym, co miało miejsce kilka chwil wcześniej. Smak czekolady mieszał się ze słodyczą jogurtowego nadzienia i małymi kuleczkami truskawkowego proszku. Byłem tym zachwycony. Syri widząc moje rozmarzenie posadził mnie na kolanach i przytulił mocno.
- Uważam, że nie musisz go przepraszać. – bąknął całując mnie w szyję tak by nikt nas nie widział – Ja bym to zignorował, gdyby chodziło o Remusa. W końcu to ja go tulę i całuję – czułem się jak pluszowa, miękka zabawka – I nikomu nic do tego, a że J. nie potrafi dobrać się do pierwszoklasisty to nie nasza wina. I tak mu przejdzie, kiedy dostanie ostrą reprymendę w Skrzydle Szpitalnym. – Black wyjął kolejne czekoladowe batoniki i wsunął mi jednego do ust, jak dziecku, po czym poczęstował blondyna. Odpłynąłem w słodyczy i smaku słodkości, jaką mnie rozpieszczał. Dobrze wiedziałem, że to niebezpieczne, jeśli nawet mała dawka słodyczy potrafi oderwać mnie od rzeczywistości, ale nic na to nie mogłem poradzić. Proszącym wzrokiem spojrzałem na Syriusza, który podał mi całe pudełeczko batoników, w którym zostały jeszcze trzy sztuki. Zająłem się nimi nie litując więcej nad Potterem. Miał kolejny zły dzień, jak zawsze, kiedy chodziło o jego zdobycze miłosne i nie mogło mnie to dziwić. Syri musiał chyba dodać coś do łakoci, bo czułem się naprawdę niesamowicie zrelaksowany. Oparłem się o Blacka zjadając ostatnią z jego czekoladek. Kiedy wcześniej przez chwilę miałem ochotę włączyć się do rozmowy kolegów wygłaszając na ten temat własny monolog byłem przekonany, że nie było potrzeby na taką reakcję ze strony Andrew. Teraz, kiedy nad tym pomyślałem uznałem, że w naszej przyjaźni i tak nic to nie zmieni, a James już dawno dostał kosza od blondyna, więc nie powinien być zazdrosny. Niestety w jego przypadku nie łatwo było określić, co już mu przeszło, a co jeszcze nie.
Westchnąłem robiąc kuleczkę z różowego papierka i przytuliłem się do Syriusza.

piątek, 23 maja 2008

Odwilż

Ostatnimi czasy miałam pewne problemy osobiste, jednak teraz już się skończuły, więc notki powinny być czasowo XPP

 

1 marzec

Słońce świeciło o wiele intensywniej niż się spodziewałem, przez co wokół zamku pełno było kałuży i błota. Mimo wszystko, kiedy Syriusz zaproponował mu spacer po błoniach zgodziłem się bez zastanowienia. Na niedługo przed pełnią nawet moja wilcza połowa miała ochotę wygrzać się na słońcu i zdobyć kilka przyjemnych pieszczot. Z jakiegoś powodu miałem bardzo dobry humor i możliwość spędzenia czasu z Syrim na nic nie robieniu zapowiadała się obiecująco. Założyłem wiosenną kurtkę i czekałem przy schodach na zewnątrz, aż chłopak upora się z zamkiem swojej. Z tego, co zauważyłem zawsze sprawiała mu jakieś problemy. Starał się naciągać materiał, by nie było fałd, na siłę, delikatnie, szepcząc czułe słówka do suwaka i sam nie wiem, co mógł dodatkowo wymyślić zanim w końcu mu się udało. Noga ześlizgnęła mu się ze stopnia i przerażony stąpnął mocno na kolejny schód. Złapał się za pierś i popatrzył przed siebie.
- Jeśli już zginę to nie w tak głupi sposób... – wydyszał i ostrożniej zszedł na sam dół. Złapał mnie za rękę i pociągnął blisko tak by nikt nie dostrzegł naszych złączonych palców. Zmierzaliśmy w stronę jeziora gdzie nikt się nie kręcił. Powiał wiatr przyjemnie pachnący pierwszymi kwiatami i chociaż nie czułem jeszcze zapachu wiosny to wiedziałem, że jest gdzieś niedaleko. Z pewnością, co do tego mylić się nie mogłem.
Black szedł raźnym krokiem przed siebie i patrzył w niebo. Wydawał się nad czymś zastanawiać. W końcu, kiedy odległość dzieląca nas od innych uczniów wałęsających się po błoniach była wystarczająco duża by nas nie rozpoznali, objął mnie ramieniem i przytulił mocno. Z jakiegoś powodu był dumny z siebie, a uśmiech, jaki pojawił się na jego wargach zdradzał jak bardzo cieszy się z własnego sukcesu. Zachowywał się, jakby, co najmniej zdołał objąć smoka, a nie mnie. Był w tym zabawny. Poczułem jak stąpnął nierówno i zawył odskakując na bok. Patrzyłem na niego zdziwiony, kiedy on zajął się sobą. Z minął zdradzającą obrzydzenie uniósł nogawkę spodni i ukazał obłoconego po kostkę buta. Przeniosłem spojrzenie na miejsce, w którym wcześniej stał. Rzeczywiście nawet błotnista kałuża jasno ukazywała, co zaszło. Black pozostawił po sobie dziurę, której zawartość skapywała z jego półbutów.
- Ja rozumiem, Potter, ale ja?! – krzyknął z żalem do błota, które niewdzięcznie opadało na trawę, jak jakaś dziwna flegma. – On zawsze w coś wlezie, ale to był mój ukochany but! I miał taką ładną sznurówkę z czaszeczkami! Teraz wygląda jak stopa potwora z bagien! Kto postawił tu to błoto?! – zmarszczone żałośnie brwi i jęczący głos były komicznym połączeniem z poważną twarzą i wysokim pochodzeniem kruczowłosego. Sam osobiście nie chciałbym wejść w nic podobnego, ale im dłużej się temu przyglądałem, tym zabawniejsze mi się to wydawało.
- Syriuszu... – westchnąłem nabierając głośno powietrza by przypadkiem nie wybuchnąć. – To nic takiego... Skrzaty na pewno się tym zajmą... – nie zdołałem dodać nic więcej.
- Remi... Wleź w tą kałużę, zamocz w niej całego buta i postaraj się nie przemoczyć ani tego twojego zgrabnego pantofelka, ani skarpety. – spoważniał momentalnie jakby miał się zaraz wściekać – Ja pod palcami czuję jak mi się piaskowa maź rozjeżdża! – syknął – Wyobrażasz sobie, co będzie jak zdejmę but i skarpetkę? Całą stopę będę miał w paskudnym, śmierdzącym błocie... – zadrżał – Obrzydlistwo! – kiedy wyobraziłem sobie Blacka skaczącego na jednej nodze do łazienki z obrzydzeniem i żałosną miną ledwie powstrzymałem się przed śmiechem, co pewnie by go uraziło.
- Ale wiesz, Syriuszu... – podszedłem do niego powoli zagryzając wargę dla opanowania nagłej wesołości – Ja cię uwielbiam, kiedy jesteś czysty i brudny, wesoły i smutny, zdenerwowany i pełen spokoju... Nie wróć... Ja cię kocham! – podkreśliłem – Bez względu na to czy wszedłeś w błoto po kostkę czy kolana, lub nawet, jeśli nie byłoby to błoto...
- Remus! Siedź mi tu cicho! – zapewne wspomnienie o czymkolwiek innym, w co chłopak mógł wejść przeciągnęło szalę mojego zwycięstwa na jego stronę. – Wlazłem w paskudne błoto i tyle! Teraz, kiedy będę szedł mogę się poślizgnąć na tej błotnistej wydzielinie, jaka wypływa mi z buta przy każdym kroku... To okropne! – przewróciłem oczyma. Nie miałem już sił by walczyć z jego dziecinną stanowczością.
- Więc ja też wdepnę w to... coś... – bąknąłem mało entuzjastycznie – Wtedy obaj będziemy na tym jeździć...
- Nie, nie, nie! Moje Remiątko nie może się tak brudzić! – pokręcił szybko głową – W prawdzie perspektywa umycia później tej nóżki jest kusząca, ale protestuję. Już mi przeszło i wcale mi nie zależy na tych cudownych, ciężko zdobytych sznurówkach... – przytuliłem się do niego omijając jego ubrudzony but, by nie wytrzeć go swoim. W gruncie rzeczy łatwo było sterować kruczowłosym, ale czasami trzeba było posiadać matczyną cierpliwość.

Pocałowałem go w policzek i chciałem sięgnąć po więcej jednak, co jakoś mnie nie dziwiło, krzyk Jamesa zburzył cały nastrój chwili. Chłopak przeskakiwał, co większe kałuże i rozentuzjazmowany biegł zawzięcie w naszą stronę. Wyhamował z trudem i pokazał wszystkie zęby w uśmiechu, który w jego przypadku nazywano ‘wyszczerzem’. Obrzucił nas zadowolonym ze świata spojrzeniem i trochę dłużej zatrzymał się przy Syriuszu.
- Black, ty zmieniasz styl na deszczową wiosnę, lub ostatni odwilż? – Syri wyglądał jakby miał się na niego rzucić za tę uwagę. – No już, już. Nie powiem nikomu, że nurkujesz po płytkim błocie... – kruczowłose wyciągał już dłonie by przydusić okularnika, jednak ten w ostatniej chwili pokazał nam małą, złotą piłeczkę ze skrzydełkami. – Znicz... – powiedział dumny.
- A powiedz ty mi, bo chcę uwierzyć, że śnię. A po kij mi znicz?! – podzielałem zdanie szarookiego, jako że sam wiedziałem tyle, co on.
- No, znicz. Nie wiesz, co to jest znicz?
- Wiem, po co jest znicz, ale, po co tobie znicz, szalony rowerzysto?! – Potter prychnął i poprawił okulary na nosie.
- Dostałem się do drużyny quiditcha, ale tacy jak ty nawet tego nie pojmą... – zachlipał teatralnie.
- Nie mogłeś tak od razu? – pokręciłem głową i uśmiechnąłem się do chłopaka – To wspaniale! Rzadziej będziesz nam przeszkadzał, kiedy chcemy pobyć sami... – moje stwierdzenie wywołało uśmiech u obu chłopców. Żartowałem, jednak było w tym wiele prawdy. Zastanawiałem się przez chwilę, czy James urządzi wielka zabawę z tego powodu czy nie, ale sam fakt, iż zapewne woli dzielić ten czas z Kinnem, któremu postara się bardziej zaimponować, całkowicie eliminował jakiekolwiek większe świętowanie.
- Czyli teraz ja muszę wymyślić coś żeby cię pobić i upewnić moje kochanie w przekonaniu, że chodzi z najlepszym? – Syriusz westchnął ciężko patrząc na słodko wyglądającą kuleczkę. – Może zapisze się na balet...
- Byleby nie w tych butach – Potter zakpił i uciekł zanim Syri zdążył się odciąć. Trzeba było przyznać, ze specyfika naszej paczki była taka, że każdy z nas miał swój charakter i jakkolwiek bardzo byśmy się nie starali by cos zmienić wszystko zazwyczaj wyglądało podobnie. Kłótnie, dowcipy, wejścia w niewłaściwym czasie. Uwielbiałem to i szanowałem każde pojedyncze wspomnienie.
Byleby znowu nie stracić możliwości całowanie Syriusza stanąłem na palcach sięgając słodyczy jego warg. Dziś wyjątkowo były słone, jako że na podwieczorek zjadł jakąś galaretkę z kraba zamiast masy słodkości. Kiedy na kilka chwil zabrałem głowę on oparł się o dąb, pod którym staliśmy i zaczął wycierać w niego lekko już zaschłe błoto, a tym samym przyciągnął mnie za kurtkę bliżej. Może i na błoniach pojawiło się już o wiele więcej osób niż poprzednio, jednak ukryci za grubym pniem do woli mogliśmy cieszyć się bliskością. Delikatny podmuch rozwiał włosy Syriusza, który nie miał innego wyjścia jak tylko odgarnąć je za ucho i pocałować mnie zanim nie wysunęły się z powrotem na całą jego twarz. Łaskotały mnie po policzkach i wplatały się w moje i sprawiły tym, że zacząłem wspominać to jak długie były kiedyś. Teraz z pewnością mógłbym zaplatać na nich warkoczyki i robić kruczowłosemu dziewczęce kucyki, a on nie stawiałby większych oporów. Zatęskniłem za tymi długimi pasmami i wsunąłem dłonie w krótszą niż dawniej burzę. Kilka włosów przywarło do kory drzewa, przez co Black zajęczał, kiedy zerwały się ciągnięte moimi palcami. Pierwszy raz od dawna otworzyłem usta podczas pocałunku by Black dostał się do ich środka. On sam był tym także zdziwiony, ale skorzystał z zaproszenia na te kilka chwil.

 

  

niedziela, 18 maja 2008

Syn Smoka

28 luty

Od dnia niefortunnej kary za kolejne zdemolowanie biblioteki przez Ślizgonów nie pojawiałem się tam. Moje uzależnienie od książek zaczynało powoli wychodzić na wierzch, nie planowałem denerwowania bibliotekarki swoją obecnością. Musiałem jak najszybciej uporać się z jakimś opowiadaniem dla niej, a i Syriusz uznał, że zadania robione bez dodatkowych pomocy tracą na wartości. Sam prosił mnie o pomoc przy naskrobaniu pierwszych części tej dziwnej książki. Odnalazłem na dnie szafki kartkę z początkiem naszej historii i w chwili, gdy Syriusz czekał na moja część, zaś Sheva pisał list do Fabiena by poddać mu pomysł kruczowłosego na pracę bez pokazywania się ludziom, ja usilnie starałem się ubrać w słowa to, co miałem już przed oczyma. Pokój Wspólny był cichy, a sofa wygodniejsza niż zazwyczaj.
”Remus: Nie dało się ukryć, iż obcy był barbarzyńcą. Nikt jak dotąd nie ośmielił się na tak wiele w obecności władcy, a on tracił zainteresowanie królem i śmiał podnosić wzrok na następcę tronu. Gdyby nie był potrzebny z całą pewnością ścięto by mu tą ciemną głowę jako przestrogę przed podobną śmiałością.
Speszony tym książę odwrócił wzrok od tak zafascynowanych nim tęczówek, a jasne pasma opuszczone na twarz zafalowały wdzięcznie. Zgodnie ze zwyczajem panującym w kraju chłopak mógł obciąć włosy dopiero, gdy osiągnie wiek dorosły, w tym wypadku siedemnaście lat. Młodemu władcy brakowało jeszcze miesiąca, więc tym bardziej poirytowany zachowaniem cudzoziemca nie miał zamiaru obdarzyć go zainteresowaniem. Brązowe pasma upięte wysoko na modłę ludów południa kołysały się spokojnie przy każdym ruchu głową, zaś oczy, niewiadomego koloru, przysłoniły gęste, długie rzęsy.”

To opowiadanie zaczynało mi się coraz bardziej podobać. Mogłem być zarozumiały i dumny, a w dodatku miałem przewagę nad Blackiem. Jakby nie patrzeć był tylko najemnikiem, podczas gdy ja synem króla. Podałem chłopakowi kartkę. Nie wyglądał na zadowolonego tym, że moja postać, jakoś niechętnie lgnie go jego, a właśnie o to mu chodziło. Była to idealna okazja do znęcania się nad Syriuszem, niby to niespecjalnie. Położyłem się na brzuchu machając nogami. Opierając brodę na udach Syriusza czekałem cierpliwie wsłuchując się w skrzypienie pióra i zgadując, jaką literę może właśnie w tej chwili pisać. Po chwili by zabić czas zacząłem liczyć ruchy dłoni kruczowłosego, aż w końcu dostałem odpowiedź.
”Syriusz: Każdorazowy oddech tak cudnego anioła wyprawiał w ruch szybko bijące serce wojownika. Unosząca się klatka piersiowa pięknej istoty wytyczała czas mięśniom by spinały się i rozluźniały pompując krew w grubych żyłach ciemnowłosego mężczyzny.
Wszystko było tak dziwnie harmonijne, ale i nieskładne w tym samym momencie. Wprost mistycznie niezależne od otaczającej rzeczywistości.
Choć zdawało się, że minęły dwie wieczności, tak naprawdę upłynęło zaledwie kilka sekund. Król podniósł się i głosem donośnym, chłodnym o władczym cieniu zwrócił się do mężczyzny:
- Jak na ciebie wołają? Wiem, że uchodzisz za najlepszego z najemnych żołnierzy, ale nikt nie potrafił powiedzieć mi o tobie nic więcej.
Nieznajomy wstał, co stanowiło kolejny przejaw jego lekceważenia władcy i dzikiego charakteru.
- Ichi – odpowiedź była krótka, zaś ton głosu tylko zachęcał by pozbawić najemnika głowy.
- Jutro wyruszycie. Moje dziecko ma dotrzeć do wschodnich królestw bezpieczne, w przeciwnym razie ty za to odpowiesz, a wszystkie prowincje będą cię ścigać byś zapłacił na krzywdy, jakich dostąpi Ni. Zrozumiałeś? – gdyby teraz żołdak pozwolił sobie na jakąś uwagę nikt nie baczyłby na jego udział w sprawie dotyczącej pokoju.
Ta ciężka, dusząca atmosfera była wyczuwalna z dalekich krańców sali, przez co barbarzyńca wyłącznie kiwnął głową.”

Miałem ochotę udusić Syriusza za to, że bawił się ze mną. Zostawił mi najgorszy kawałek, którym miałem podtrzymać ciągłość i tym samym rozpocząć kolejny etap. Nie miałem jednak ochoty poddawać się tak łatwo. Skoro chciał się drażnić to mogłem mu to zapewnić i to bez problemowo. Nawet Andrew zainteresował się naszą wojną poprzez historyjkę.
”Remus: Słońce opadało i wzbijało się wysoko na nieboskłon bardzo szybko. Po niespokojnej nocy pełnej wątpliwości i sennych fantazji rzeczywistość wydawała się wcale nie odbiegać od tych kilku chwil panowania księżyca. Dla młodego władcy wszystko było nowe i niezrozumiałe, zaś dla najemnika promiennie jasne i wręcz obłudnie rozkoszne.
Ni z dumnie uniesioną głową wsiadł do lektyki. Widział kątem jasnych oczu minę swojego przybocznego. Właśnie tego oczekiwał i dla takich momentów zgadzał się na towarzystwo włóczęgi z obcych krain.
Ruszyli dokładnie o czasie, ale marsz był długi i żmudny. Wszystko wydawało się ciągnąc w nieskończoność, a niebezpieczne tereny rozpościerały się przed nimi jak łąka usłana trującym zielem.”
Podniosłem się całując Blacka w policzek i dałem mu kartkę. Był ucieszony póki nie przeczytał treści. Syknął wściekle i omal nie złamał w dłoniach pióra. Myślenie nad kontynuacją zajęło mu trochę czasu. Niepewnie kreślił pierwsze słowa i mruczał pod nosem. Uwielbiałem go za takie zachowanie. Mając do wyboru spokój i słodycz pisania, wolałem urozmaicić to dodając ciernie pośród kwiatów i kamienie na prostej drodze. Byłem ciekaw jak z tego wybrnie.
”Syriusz: Słońce górowało nad pagórkami i górami, przez które przechodzili. Wszystkie zmysły wojownika wyostrzyły się do ostatnich granic możliwości. Niejednokrotnie przechodząc tymi drogami natykał się na szczątki powozów i trupy możnych, a nawet wieśniaków.
Zamknął oczy nasłuchując, po czym uchylił się przed strzałą, która świsnęła tuż przy jego uchu. Jęk i głośne uderzenie drewna o twardą ziemię wskazywało na to, że jeden ze służących oberwał padając martwy i tym samym upuścił lektykę, która z jednej strony przechylił się i zawadziła od podłoże. Książę syczał z wnętrza nie wiedząc, co się stało i masując zapewne już zaczerwienione stłuczenia. Ichi podbiegł do spłoszonej reszty służby i odsłonił kotary. Jęczał w duchu patrząc w niepewne oczy swojego podopiecznego. Złapał go mocno za nadgarstek i pociągnął do siebie.”

Tym razem to ja nie bardzo wiedziałem, co robić, ale postanowiłem improwizować, jakby to właśnie bezpośrednio mnie dotyczyło opowiadanie.
”Remus: - C... Co ty robisz?! – wystraszony chłopak podniósł głos próbując uwolnić delikatną dłoń. Był zdezorientowany i nie wiedział, co powinien zrobić.”
”Syriusz: - Jeśli nie chcesz stracić swojej książęcej łepetynki, a szkoda by jej było, to radzę współpracować. – tym razem nie pojawiły się żadne obiekcje ze strony następcy tronu. Problem stanowiło coś zupełnie innego. Książęta zapewne nie potrafiły dobrze biegać, a teraz chociażby Ichi miał się upierać przy walce, to nie był w stanie bronić Ni i równocześnie zabijać przeciwników. Przerzucił sobie przez ramię oburzonego panicza i chowając swoją dumę wojownika postanowił opuścić mało bezpieczne miejsce.”
Poczułem się jak worek ziemniaków, chociaż nie do końca dotyczyło to właśnie mnie. Tym razem to ja prychnąłem i zabrałem się za pisanie.
”Remus: - P... Puść już! – niewielkie pięści uderzały lekko w plecy mężczyzny – Nie zostawię tak moich służących!”
”Syriusz: - Przykro mi, ale ja tak. Mam chronić ciebie, nie innych. Wybacz.”
”Remus: Młody książę uspokoił się i pozwolił nieść. Było mu niesamowicie ciężko z myślą, że przez niego zginęli ludzie. Powstrzymując się od płaczu zsunął się lekko niżej i objął ramionami szyję wojownika. Przytulił się do niego, niczym dziecko. Te słowa bolały go, jednak szczerość i skrywany smutek, które Ni czuł, a które wypełniały barbarzyńcę sprawiały, że było mu lepiej.
- Mogę iść sam – bąknął cicho pod nosem, ale, jako że jego twarz była blisko ucha wojownika, mógł słyszeć to wyraźnie.”
”Syriusz: - Szkoda, bo nie jesteś ciężko, a przyjemnie nosi książęta. Jak drogocenne naszyjniki...”
”Remus: Chłopiec uderzył go mocniej w łopatki i obrażony zsunął się na ziemię. Smutek ustąpił złości i wszystko wydawało się wracać do normy.”
Syriusz zwinął pergamin i uśmiechnął się dziarsko. Wyglądał tak, jakby miał zamiar nosić mnie na rękach właśnie w taki sposób, przerzuconego przez ramię. Odpowiedziałem na jego wzrok ostrym spojrzeniem, co poskutkowało tak, jak powinno. Chłopak wzruszył ramionami, pochylił się tuląc mnie i głaskał po plecach.

czwartek, 15 maja 2008

Odpoczynek...

Padam po dzisiejszym dniu i musze odpocząć... Co do błędów... Ja nie mam czasu na sprawdzanie notki po jej napisaniu. Niestety tak jest, jak się studiuje na jakiejś zakichanej uczelni w Tarnowie ==

 

26 luty

Byłem umęczony tym dniem, chociaż sam nie wiem, dlaczego. Nauka nie stanowiła problemu, a jednak czułem się, jakbym przez cały dzień pisał testy, odbył intensywny mecz quidditcha i kończył wszystko pościgiem za pociągiem. Marzyłem o chwili spokoju i relaksu. Już planowałem pozbyć się chłopaków i leżeć kilka godzin w wannie pełnej pachnącej wody i piany. Od dawna nie miałem ku temu okazji, a zawsze długi odpoczynek podczas kąpieli sprawiał mi ogromną przyjemność. Chyba pierwszy raz cieszyłem się z tego, że przyjaciele nie mają najlepszych ocen i powinni się uczyć. Z powodzeniem mogłem to wykorzystać i taki właśnie był plan. Mimo wszystko im dłużej o tym myślałem tym lepiej się czułem.
Popatrzyłem w wesoło błyszczące tęczówki Syriusza, leżącego obok mnie i głaszczącego moje żebra. Zmęczenie samo uciekało, kiedy był blisko, a ja chłonąłem to całym ciałem. Mimo wszystko nie tylko ja czułem się wyczerpany, ponieważ reszta również nie miała sił by się podnieść. Tylko Sheva i Pet zdołali wysilić się na tyle iż pierwszy z nich czytał, zaś drugi pochłaniał nagromadzone w szafce słodycze. W ich przypadku zazwyczaj nie było sensu zastanawiać się, co robią. Zawsze zajmowali się tym samym.
Przysunąłem się bliżej Blacka i kładąc dłonie ściśnięte w pięści zamknąłem oczy. Podobało mu się to i tym bardziej chciałem mu dać coś od siebie. Nawet, jeśli był to tak mały nieznaczący kawałek niczego. Syriusz otulił mnie szczelnie ramionami, jak dorosły kochanek młodziutkiego ukochanego. Bardzo podobało mi się to porównanie, tym bardziej, że znałem takie pary i imponowało mi jak wiele miłości potrafią sobie okazywać. Przepełniało mnie niesamowicie wielkie szczęście i myśli o tym, że jednak jestem kimś wyjątkowym. Black nie tulił nikogo innego i nie był tak blisko innych. Nawet gdyby nagle uznał, że już mu się znudziłem, to byłbym zawsze tym pierwszym, z którym chodził.
- Mój miś się zmęczył? – jego palce przesunęły się po moim kręgosłupie od łopatek po dół pleców. Kiwnąłem głową chichocząc z powodu tych ciepłych prądów, jakie przeszły przez moje ciało. Podwinął mój sweter i wsunął pod niego dłonie. Wygiąłem się lekko, co spowodowało, że przylgnąłem do niego o wiele mocniej, a on nie dając za wygraną dotknął mojej skóry całymi dłońmi.
- Syriuszu, to łaskocze! – roześmiałem się chcąc jakoś uciec przed tą przyjemnością, jednak nie wiedziałem nawet, w jaki sposób to zrobić. Złapałem z trudem jego ręce i odciągnąłem nieznacznie. Zadowolony z siebie kruczowłosy westchnął głośno i teatralnie.
- Tobie nie da się dogodzić... Ale dobrze. Skoro nie na pleckach to położę je na tych dwóch, ślicznych i mięciutkich... – zawahał się, ale nie miałem pojęcia, o co mu chodzi – pośladkach! – był rozradowany bardziej niż wcześniej. Złapał mnie za tyłek i nie chciał puścić, mimo że pisnąłem głośno i szarpnąłem się. Chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił się uspokajająco. Nie spodziewałem się, że wykorzysta moje zaufanie z tego płynące i posunie się dalej, a jednak tak właśnie zrobił. Jego palce niespodziewanie przesunęły się na przód i nawet nie wiedziałem, kiedy mój pasek przestał podtrzymywać spodnie, a dłonie Syriusz wsunęły się pod materiał. Pisnąłem o wiele głośniej niż chciałem, kiedy ciepłe opuszki dotknęły moich pośladków pod bielizną. Miałem zamiar się wyrwać, jednak każda możliwość ucieczki był daremna. Z jednej strony ręce Blacka, zaś z drugiej cała reszta jego ciała. Nie ważne ile bym się starał, ponieważ i tak nic by mi to nie dało. Płonąłem głęboką czerwienią i nie chciałem nawet patrzeć mu w oczy. Uczucie, jakie wywoływał jego dotyk było zupełnie inne przez spodnie, niż gdy dotykał nagiej skóry.
- Spokojnie. To maleńki kroczek, a dalej nie pójdziemy, bo wiem, że wolisz wolniutko biedroneczko – powiedział słodko. Tak rozkoszny Black stanowił wybuchową mieszankę, po której można było spodziewać się wszystkiego.
- Mogłeś mnie ostrzec – burknąłem cicho naburmuszony w jego koszulkę.
- Uciekłbyś mi wtedy. – nadal był rozbawiony w przeciwieństwie do mnie. Prychnąłem, ale chłopak miał rację. Gdyby tylko wspomniał, że planuje włożyć dłonie do moich spodni od razu przeniósłbym się gdzie indziej, chociaż obaj leżeliśmy na moim łóżku. Byłem nazbyt nieśmiały, bo pozwalać sobie na coś takiego, ale teraz, kiedy już się stało było za późno by podjąć działania. W jakiś sposób miało to w sobie coś z przyjemności i rozkosznych zabaw. Syri miał już za sobą przecież nawet niejedną noc spędzoną ze mną w jednym łóżku, a raz zdarzyło się nam przecież spać razem bez ubrań, więc nie mogłem całkiem wykluczyć tego, że kiedyś pozwolę mu na o wiele więcej, z czego na razie nie byłem gotowy nawet na połowę.
- I tak ucieknę – mruknąłem napierając czołem na jego pierś – I wtedy mnie nie złapiesz... – dobrze wiedziałem, że brzmiało to jak wypowiedź dziecka, ale tego właśnie chciałem. Kruczowłosy mocniej zacisnął palce, jakby planował tym zaprzeczyć mojej teorii. Jego spokój i opanowanie sprawiały, że czułem się coraz pewniej mimo całej tej sytuacji. Ciepłe dłonie powoli ogrzewały moją skórę i nie były męczące. Jedno razowo mogłem na to przystać, ale z pewnością miałem zamiar trzymać się na baczności by chłopak nie miał okazji ku podobnym wyczynom. Dla mnie było to zbyt wiele, ale zawsze stanowiło jakieś oderwanie się od codziennych spokojnych pieszczot, na rzecz typowego Blacka, który wolał śmielsze pieszczoty już od samego początku.
- Syriuszu... – odsunąłem się, ale nie otworzyłem oczu by tylko nie widzieć jego twarzy i wzroku – A jak wyobrażasz sobie nasze życie w przyszłości? Jesteśmy obaj chłopakami, w dodatku ty jesteś najstarszym ze swojego rodu... Czarodziej czystej krwi i mieszaniec raczej nie idą w parze, nie sądzisz? – człowiek i wilkołak także, ale tego nie miałem już odwagi powiedzieć.
 - Czy ja wiem? Syriusz i Remus to imiona pasujące do siebie jak żadne inne. Poza tym słodki, złotooki geniusz i leniwy, za to przystojny panicz to już rarytas. – mówił to z takim przekonaniem i zapałem, że nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Musiałem na niego popatrzeć, chociaż przez chwilę. Wpatrywał się w dal rozmarzonym wzrokiem napaleńca.
- Ja nadal nie widzę w tym nic, co stanowiłoby podstawę naszego życia – stwierdziłem szczerze, choć gdzieś w głębi nawet tak proste i dziecinne wytłumaczenia wystarczały mi w zupełności.
- Popatrz na to inaczej. Ja będę Aurorem, a ty moją ukochaną kuchareczką. Będziesz mi przygotowywał przepyszne posiłki, kiedy będę wracał z pracy, a później będę konsumować nasz związek w wielkiej sypialni na wygodnym łóżku. Będę wymyślał różne dziwne zabawy i dbał o ciebie... I w ogóle będzie wspaniale. Będziemy jeździć na mugolskie wycieczki dookoła świata i na takie magiczne. I Potter będzie zawodowym graczem quidditcha, a Pet przejmie po rodzicach cukiernie, w której będziemy się spotykać raz w miesiącu żeby pogadać. Andrew zamieszka sobie z Fabienem, który będzie na niego zarabiał... O! I Sheva zostanie słynnym pisarzem, a wszystkie dziewczyny będą czytać jego książki o miłości, z czego pod innym pseudonimem dodatkowo będzie pisał głodne historie dla zboczonych ludzi, którym brak wrażeń, a natchnienie będzie czerpał z własnych łóżkowych przygód. I kiedyś nawet nazwie swoje dwie postacie naszymi imionami i tam też będziemy szczęśliwi. – kruczowłosego poniosła wyobraźnia, jednak podobała mi się ta wizja. Nawet chłopcy oderwali się od swoich zajęć, bądź nic nie robienia, jakim odznaczał się teraz James.
- Ja będę miał harem! – okularnik podłapał temat – Kinn będzie moją pierwszą żoną, a później znajdzie się wiele innych. I będę miał wielki dom, w którym oni będą mieszkać, a ja, kiedy wrócę będę zajmował się każdą żoną po kolei. I każę im chodzić w takich pół przezroczystych strojach i spać na poduszkach, i tańczyć przede mną taniec brzucha. Ha! I będą do mnie mówić ‘Sułtanie’! – jego pomysłów nie dało się pobić, jako że z nas był najbardziej zarozumiały i zadufany w sobie.
- Więc ja zamieszkam z moją Narcy i będę miał gromadkę dzieci. Córeczki tak piękne jak mamusia i synów równie dobrze zbudowanych jak ojciec! – Pet wypiął dumnie pierś uśmiechając się szeroko czekoladowymi, brudnymi ustami. Tylko Andrew nic nie dodał. Wyglądał tak, jakby właśnie na poważnie rozważał pomysł Syriusza dotyczący jego osoby. Nie miałbym zapewne nic przeciwko, gdyby Ukrainiec został mistrzem niemoralnej powieści o homoseksualizmie. Wręcz przeciwnie. Z całą powagą pasował do takiej roli i sam chciałem by tak było. Z drugiej strony nie pasował mi pomysł ze zrobieniem ze mnie kury domowej, jednak nie był, aż tak zły. Gdybym dodał do tego jakąś odpowiednią pracę mógłbym nawet gotować dla Syriusza, ale na pewno nie siedzieć w domu czekając aż wróci z pracy zmęczony myśląc tylko o jedzeniu i łóżkowych igraszkach.

niedziela, 11 maja 2008

Za nic...

Dowie się naturalnie w trzeciej klasie!

 

24 luty
Zaciskałem mocno palce zarówno z podniecenia, jak i lekkiej obawy. Ciepła dłoń pilnująca mojej prowadziła mnie w kierunku znanym tylko jej właścicielowi. Przyjaciele nie zwracali na nas szczególnej uwagi, chociaż Pet z początku miał sporo obiekcji. Wszystko wróciło do normy, a sam fakt tego, że Syriusz znowu wpadł na jakiś głupi pomysł podnosił mnie na duchu, w niezrozumiały dla mnie sposób. Prowadził nas między półkami w bibliotece licząc je i kalkulując coś w myślach. Jeśli szukał książki, to miał dziwny sposób na zapamiętywanie drogi, czy tytułów. Jak zawsze nie powiedział, o co mu chodzi i jakoś nie byłem pewien czy on sam miał o tym chociażby znikome pojęcie. Wydawał się raczej zdesperowany chwilowym postojem w swojej karierze Szkolnego Pogromcy Regulaminu, a to wykluczało racjonalne myślenie i konkrety. Mogłem się rozpływać widząc tą jego zaciętą minę pełną chęci do zabaw i  wyzwań. Sobotnie popołudnie musiało go nudzić, a i ja przysypiałem zastanawiając się nad celowością kolejnego dnia na kanapie, póki Syri nie uznał się za geniusza, i nie wyciągnął nas z Pokoju Wspólnego. James z pasją godną każdego poszukiwacza dziur w regulaminie planował pod nosem kolejne wyprawy, w które miął zamiar już wkręcić swojego chłopaka, byleby tylko zdobić go całkowicie. Ciężko było wytrzymać jego bezustanne mruki i żale, kiedy opowiadał o randkach, na których Kinn nie dał się nawet dotknąć, a co dopiero marzyć o pocałunkach.
- James, po raz sam-nie-wiem-który proszę... Przymknij się wreszcie, bo to bardzo tajna misja, a twoje gderanie powali nawet baby na Pokątnej przed wystawą ziół i badyli pani Gader. – fakt faktem, Syriusz miał rację. Pani Gader była starszą czarownicą znaną z tego, że godzinami opowiadała swoje przygody związane ze zbieraniem ziół, a wszelkie jej znajome lgnęły do niej niczym muchy do padliny. Większość z nich i tak przypominała owady z wielkimi, dziwnymi okularami, specyficznymi szatami i zapachem stęchlizny. Nawet nie chciałem myśleć o tym, co trzymały w swoich domach i czym się zajmowały skoro nie raz dało się słyszeć skrawki ich rozmów o tajnikach eliksiru młodości, czy nawet mieszankach rozkochujących bez pamięci. Gdybym o tym nie słyszał przypuszczałbym, że dziewczyną przechodzi z wiekiem gderanie i miłosne przygody, niestety miało się to nijak do rzeczywistości.
Dosłyszałem chrzęst półek przed nami, a zaraz potem głosy. Kiedy byliśmy wystarczająco blisko nawet chłopcy mogli z powodzeniem słyszeć rozmowę, od której dzieliła nas zaledwie jednak półka. To raczej nie było częścią planu Blacka, ale oczy zalśniły mu podejrzanie.
- Nie bądź taki... Nie ugryzę cię przecież...
- Ale ja tak! – kolejny chrobot – Odwal się i daj mi oddychać! – szafka zachwiała się, a deski skrzypnęły. Kruczowłosy ukrył się za regałami nasłuchując. Widać było, że znalazł sobie nowe zajęcie i nawet nie wiedząc, kto się sprzecza chciał wiedzieć cokolwiek.
- To może być ciekawe... – Potter jako kolejny geniusz przylgnął do półki, jak ćma do ściany dniem i zagryzł kciuk skupiony jak nigdy. Z całą pewnością brakowało mi tylko tego. Zamiast zająć się swoimi sprawami wtykaliśmy nos w czyjąś prywatność. Nie mając większego wyboru zamknąłem oczy skupiając uwagę na tym, co działo się w niewidocznej dla nas sieni z ostatnią szafką. Dzieliły nas jakieś trzy metry, ale wielkość pomieszczenia sprawiała, że głos ginął ledwie opuściwszy usta. Nawet nie używając wilczych zdolności wiedziałem, że są tam dwie osoby. Jedna z nich napierała na regały, które uginały się z cichym skrzypieniem desek oraz szelestem ugniatanych w okładkach kartek. Dwie szaty ocierały się o siebie niespójnie. Dźwięki przypominały szamotaninę, ale kryły w sobie także coś, czego nie mogłem zidentyfikować. Nie miało to ani kształtu ani też wyuczonych ruchów. Było jak dziwna, fikcyjna opowieść ze starych bajek.
- Odczep się i daj mi spokój. Powiedziałem żebyś o tym zapomniał. Odlep się modliszkooo... – kolejna szamotanina i niebezpieczny głos niestabilnego drewna. To wydawało się ciekawsze także i dla mnie. Mogłem wyobrazić sobie, co miało miejsce po drugiej stronie, chociaż niewiele wiedziałem o właścicielkach głosów. Jeden z nich należał do chłopaka, drugi był delikatny, jednak także zawierał w sobie coś męskiego. Sam byłem zaskoczony, tym iż potrafimy trafiać zawsze na takie pary. Z drugiej strony normalne, na pewno nie ukrywałyby się po kątach.
- Obiecałeś, że jeśli dam spokój misiowi, pocałujesz mnie. Łamiesz dane słowo. – dziecięcy bunt i płaczliwy głos przypominały mi trochę Pottera, ale miał w sobie więcej tęsknoty. – Z resztą i tak już ze sobą byliśmy, to czemu się opierasz?
- Nic podobnego, nie pamiętam żebym się do ciebie zbliżał!
- Kłamczuch! – znowu coś zaczęło się dziać. Ostry ton przerodził się w jęk bezradności, ale towarzyszyło mu coś o wiele groźniejszego. Trzasnęły blaty, które opuściły swoje dotychczasowe miejsca, a cała konstrukcja szafki chwiejąc się spowodowała niesamowity huk. Byłem przekonany, że runęła na tylną ścianę, a wraz z nią tysiące książek zostało zmasakrowanych. Razem z chłopakami wystraszeni tym poderwaliśmy się i wychodząc zza naszego schronienia z lekkim strachem patrzyliśmy czy nic się nie stało dwóm rozmówcą. Pośród sterty woluminów i desek dało się dostrzec dwie postacie. Głowa jednego z chłopców ukryta była za dłonią drugiego, który najwidoczniej starał się ramionami uchronić całego ciemnowłosego leżącego na nim. Jasne włosy zsunęły się z ramienia chłopaka i dopiero wtedy zauważyłem, że kartki, które wydawały mi się przykrywać tych dwoje tak naprawdę były jasną czupryną blondyna. Kojarzyłem wyłącznie jedną osobę o tak białych włosach. O ile u Lucjusza biel mieszała się z żółcią, o tyle ten Ślizgon wydawał się posiadać niemalże srebrne pasma.
- P... Przepraszam... – wyższy z nich podniósł się delikatnie patrząc na kolegę pod spodem. – Tak jest nawet romantycznej – zamruczał chcąc sięgnąć warg Denny’ego. Ten odepchnął go patrząc z lekkim obrzydzeniem.
- Odwal się już! Narobiłeś kłopotów i jeszcze ci mało? Złaź ze mnie! – zepchnął z siebie kasztanowowłosego, który wypchnął wargę do przodu. Domyślałem się, że dwaj byli koledzy Syriusza mają ze sobą coś wspólnego, ale teraz nie dało się tego ukryć. Małą niejasnością było jednak to, iż Alen lgnął do Blooda, który z drugiej strony odtrącał chłopca, za to troszczył się o niego, co zauważyłem, kiedy leżeli w książkach. Mogłem się teraz tylko spodziewać awantury, jaką zrobi im bibliotekarka.
Nawet nie zdążyłem sobie jej wyobrazić, kiedy dotarł do nas jej krzyk. Była wściekła, chyba nawet bardziej niż w czasie, kiedy to my zrujnowaliśmy bibliotekę.
- Ile razy macie jeszcze zamiar niszczyć mi bibliotekę?! – kobieta stanęła między nami patrząc groźnie we wszystkie strony – Nie ma dnia by ktoś czegoś nie popsuł, a ja tracę już cierpliwość! Wiecie ile wysiłku włożyli w napisanie tego autorzy?! Ile lat zajęło zbieranie tak obszernego księgozbioru?! Wychodzę z siebie by was czegoś nauczyć, ale nie! Nie da się! Koniec! Koniec mojej dobroci! Od dziś każdy włoży w ukształtowanie tej biblioteki wiele własnego wysiłku! Wszyscy siedmioro napiszecie dla mnie... Specjalnie dla mnie! Książkę. Nie obchodzi mnie, co wy o tym sądzicie! – dodała byleby nie zachciało się nam protestować – To ma być spójne i układać się w całość. Nie interesuje mnie czy jesteście z Gryffindoru, czy Slytherinu! Potraficie niszczyć to zdołacie się pogodzić na tyle, by sklecić porządną historię! Posprzątać mi to zanim zacznę stosować kary cielesne! – Potter najpierw był załamany, nagle zaczął się uśmiechać, aż w końcu dumał. Podniósł rękę nieśmiało do góry. Kobieta łypnęła na niego groźnie.
- Mogę zaprosić kogoś gościnnie? Potrzebuję czasu żeby mi się oddał... – z trudem ustałem na nogach słysząc absurdalne pytanie. Chyba nawet opiekunka biblioteki nie spodziewała się napotkać tak wielkiej głupoty ucznia.
- Tak! – warknęła. Wyglądała jak wielki karaluch, kiedy wściekła wracała do swojego biurka na początku biblioteki. Dłonie zaciskała w pięści, oddychała szybko i głośno. Gdyby któreś z nas odważyło się odezwać i protestować chyba zabiłaby nas jednym zaklęciem. Inną sprawą było to, że my o dziwo nic nie zrobiliśmy, ale oberwało nam się tak samo. Teraz z czystym sumieniem mogłem stwierdzić, że po raz pierwszy dostało się nam za nic. Dwaj Ślizgoni popatrzyli na Blacka dosyć zwyczajnie za to na całą naszą resztę jakby trafiły im się podziemne trole.
- Nie włożę w to ani odrobiny wysiłku – Blood udawał, że nawet nas tu nie ma. Patrzył chłodno na kolegę i wyglądał jakby miał szczerą ochotę zabić nas wszystkich w brutalny, ale szybki sposób – Ty mnie w to wrobiłeś i ty mnie z tego wyciągniesz. Do tego czasu nawet się nie odzywaj! Nie chcę cię znać i tyle! – wstał, otrzepał się i szybkim krokiem oddalił. Niebieskooki nastolatek chciał się chyba rozpłakać. Niedbale rzucił zaklęcie, które przywróciło wszystko do porządku i pobiegł za przyjacielem.
- Pierwszy raz jestem wdzięczny za to, że pisaliśmy sobie opowiadanie na nudnych zajęciach... – bąknął Sheva patrząc na przejście między półkami. Dla mnie nie było to wielkim problemem, chociaż i tak nie uśmiechało mi się tracenie czasu z powodu dziwnego wybryku starszych Ślizgonów. Oberwało nam się za istnienie, a to nie było sprawiedliwe. Także współpracę z tamtymi dwoma widziałem w ciemnych barwach.
Syriusz objął mnie ramieniem chyba wyczuwając lekki niepokój, jaki przesuwał się przez moje myśli i wizje przyszłości. Pocałował mnie w skroń i uśmiechnął się lekko.
- Ja was tu ściągnąłem, więc teraz także uchronię. Zaufaj mi, kochanie. Będzie dobrze. – nawet chcąc nie mógłbym mu nie wierzyć.

  

piątek, 9 maja 2008

Kartka z pamiętnika XXVII - Cornelius Lowitt

Czy można wybrać sobie lepszą porę na ostrą zabawę ze znienawidzonym Puchonem, niż chłodny bezgwiezdny wieczór, kiedy deszcz wydaje się być niekończącym, a zamek przenika wilgoć, zaś niemiłe uczucie ciągłego niebezpieczeństwa płata figle najodważniejszym? Z całą pewnością niewielu było takich, którzy z czystym sercem uznaliby to za idealną okazję do wykorzystania paru niewinnych duszyczek. Przyznawałem się od razu, że miałem ochotę na kilku młodszych uczniów, niestety musiałem załatwić porachunki z Eric’em. O ile dobrze pamiętałem ostatnio to on zabawiał się mną, chociaż nie miałem całkowitej pewności. Pamięć zawodziła, chociaż pewniejszym było, iż tej nocy to ja miałem górować, a on poddawać się mojej żądzy bez względu na wszystko. Może i zawsze stawiał jakiś opór, ale mogłem uznać, iż uwielbia zgrywać niedostępnego bylebym tylko mocniej go brał. Zawsze tłumaczyłem wszystko na swoją korzyść i jak dotąd nie zawiodło mnie to, więc teraz także nie mogło. Byłem głodny, chociaż tylko jego ciała. W ponure dni, takie jak ten, nie potrafiłem wyobrazić sobie lepszego zwierzaczka do męczenia.
Zdjąłem szatę patrząc na leżącego blondyna. Wyglądał nienajgorzej z rozchełstaną koszulą, która mnie kojarzyła się ze zdzieraniem odzieży siłą, co w tym przypadku nie było dalekie od prawdy. Gdybym na własne oczy nie widział jego bielizny, nie uwierzyłbym, że może chodzić w slipach z misiaczkami. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że idealnie pasowały do całości. Biorąc pod uwagę, że chłopak był przywiązany do ramy łóżka i piorunował mnie spojrzeniem, każda forma skrajności była opłacalna. Przeciągnąłem się powoli i zdjąłem spodnie. Nie planowałem dawać mu satysfakcji, więc postanowiłem, że bokserki zostawię do samego końca. Uklęknąłem na materacu i sprawnie przełożyłem jedną nogę nad Puchonem siadając na lekko pobudzonych, samym faktem wiązania, biodrach. Patrzył buńczucznie w moje oczy, więc obdarowałem go równie buntowniczym spojrzeniem, chociaż o wiele bardziej pogardliwym i pewnym siebie. Rozpuściłem związane w coś na wzór koka, włosy i odgarnąłem je do tyłu. Za dobrze wiedziałem, że chłopak uwielbia moje ciało, bym nie miał go eksponować. Zdejmując krawat zwinąłem go i włożyłem mu do ust. Taki rodzaj knebla był mało efektowny, ale chwilowo wystarczający. Powoli pozbyłem się także koszuli rzucając ją daleko przez pokój. Z uśmiechem stwierdziłem, że takie małe przedstawienie bardzo mu się podobało, ponieważ na pośladkach czułem, jak jego penis unosi się niespiesznie, za to śmiało.
- Naczelny prefekt Hufflepuff czeka aż go zerżną – zakpiłem z lubością patrząc na efekt swojej, bynajmniej nie ciężkiej, pracy – To, dlatego zapuściłeś włosy, prawda? By nikt nie widział twojej prawdziwej twarzy, kiedy oddajesz tyłek innym za jedno lizanie. – uwielbiałem mu ubliżać, w jakiś sposób sprawiało mi to prawdziwą przyjemność – Ale wiesz? Nie lubię cię i wolę się napawać tym, jak jęcząc błagasz każdą cząsteczką siebie o więcej. – schylając się podniosłem z ziemi nożyczki - A ja dostaję to, co chcę – Eric wierzgnął, jednak nic tym nie osiągnął. Nie na darmo związałem mu ręce tak by jak najbardziej bolało, gdyby chciał się wyrywać. Obciąłem jeden pukiel jasnej czupryny, a później kolejne posypały się po poduszce i podłodze, gdy odrzucałem niewielkie garści. Mruczał coś, ale w całym tym chaosie nie potrafił nawet pomyśleć o wypluciu krawatu. Pozbyłem się ostatniej przeszkody, jaka drażniła mnie za każdym razem, gdy się kochaliśmy. Jego włosy były może i miękkie, ale wystarczało, że moje kleiły się do skóry, jego nie musiały. Poza tym dopiero teraz zdołałem dostrzec, że Puchon marszczył brwi, kiedy się podniecał. Wyjąłem wilgotny krawat z jego ust i zlizałem niteczkę lepkiej z podniety śliny, która ciągnęła się ku dołowi.
- Zabiję cię za to! – Eric nie podzielał mojego zamiłowania do zabawy w fryzjera, ale miałem to gdzieś.
- Jeśli mnie zabijesz, kto ci dogodzi? Już dawno znalazłbyś sobie kogoś, gdyby nie zależało ci tylko na mnie – rozwścieczyłem go tym, za to siebie wprawiłem w jeszcze lepszy nastrój.
- I kto to mówi?! Nie ja całuję się z dziewczynami z mojego Domu za hasła. – teraz to on ugodził w czuły punkt. Miałem nadzieję, że się nie dowie, ale widać miał szpiegów.
- Skoro sam mi ich nie dajesz, muszę radzić sobie inaczej. Zacznij grzecznie je zdradzać, a przestanę skoro tak cię to boli.
- Tobie?! Zapomnij! Takim jak ty nie należy się nic!
- Poza twoim tyłkiem – zakpiłem, kiedy na chwilę się uspokoił by złapać oddech, nie pozwoliłem mu na zebranie sił do kolejnych krzyków. Zmiażdżyłem jego usta swoimi byleby go zamknąć. Lgnął do moich warg bezwstydnie chcąc więcej i błagając o to językiem. Prychnąłem i usiadłem prosto. Skoro chciał zająć czymś usta, to planowałem dać mu coś innego. Przesunąłem się podnosząc jego głowę. Przycisnąłem ją do swojego krocza, a Lair wziął mnie między wargi, jak gdyby spragniony ssał butelkę z wodą. Nie przeczyłem, że było mi dobrze, gdyż właśnie, dlatego postanowiłem go nagrodzić. Odchylając się wsadziłem dłoń do jego majtek i potarłem członek. Był coraz twardszy i tylko czekałem, aż zacznie z niego cieknąć. Moja dłoń w krótkich już blond włosach wydawała się zatapiać z tym aksamicie, ale i palce drugiej nie traciły nic z cudownej rozkoszy. Im bardziej chłopak pulsował, tym mocniej mnie ssał, a czasami nieuważnie sprawiał ból zębami. Przeniosłem rękę na jego jądra, a ściskając je czułem na przegubie jego nasienie. Był gotowy! Z pożądliwym mlaśnięciem wyjąłem wyciągnąłem członek z jego ust. Zdjąłem mu bieliznę, a przy pomocy jego krawatu, przygotowanego właśnie na to zrobiłem zgrabny supełek na pobudzonej męskości Eric’a, czekającej na więcej. Zszedłem z niego patrząc na swoje jakże zabawne dzieło. Jednym gwałtownym ruchem odwróciłem chłopaka, a on sam uklęknął by nie zrobić sobie krzywdy.
- Muszę pomyśleć. Być dla ciebie miłym? – wsadziłem mu mokrego od nasienia palca w dziurkę – Czy może lepiej nie i wchodzić na sucho bez przygotowania? – skłaniałem się ku drugiemu, ale postanowiłem zastosować coś jeszcze innego. Przyłożyłem oliwkę do jego tyłka i nacisnąłem na plastik, dzięki czemu pachnąca maź wypłynęła zarówno na jego wejście, jak i pośladki. Bez ostrzeżenia, czy zbędnych wyjaśnień wszedłem w niegotowe na to ciało. Tak jak myślałem jego tyłek rozluźnił się wystarczająco od samej zimnej substancji. Eric zajęczał odczuwając przyjemność już w samym akcie wpychania. Zakończenia nerwowe musiały zostać naruszone w wystarczający sposób by stanowiło to bodziec dla całego organizmu. Rozkoszowałem się tym, że jestem w środku, a niespokojne palce zaspokoiłem dotykiem na najbardziej erotycznych miejscach jego ciała. Ruszał się konwulsyjnie nie mogąc ani dojść, ani też doznać minimalnej ulgi ze względu na zaciśnięty u nasady kawałek materiału.
- Tak ci we mnie dobrze? – prychnął lekko umęczony bólem nadgarstków i obtarciami powodowanymi przez więzy – Jesteś sztywny jak kij. Mój tyłek musi ci się niesamowicie podobać... – wbiłem się w niego z całym impetem aż zawył rozrywany od środka.
- Gdybym czytał ci w myślach na pewno dowiedziałbym się kilku ciekawych rzeczy o tym, jak dobry jestem w te klocki i jak bardzo lubisz mieć mojego ‘kija’ – zaakcentowałem – w swoim otworku, który otwiera się chętnie na każde wspomnienie tego, co mu robię.
- A robisz cokolwiek? Nie czuję... – pchnąłem tak, że niemal zaczął płakać.
- Wybacz zapomniałem, że to ty klęczysz przede mną wypięty i prosisz się o rżnięcie. Kto by pomyślał, że masz w sobie tak wiele z suki, która daje każdemu psu, który do niej przyjdzie. – musiało go to dotknąć i tego właśnie chciałem.
- W takim razie musisz być kundlem, który szczeka, ale nie ma zębów – odciął się. Zrozumiałem aluzję aż nadto dobrze. Tym razem już nie litując się nad nim poruszałem biodrami mocno i głęboko wyciskając z jego oczu łzy. Poniekąd obaj byliśmy masochistami, a głównym powodem, dla którego tak nam zależało na każdym ostrym stosunku była początkowa niechęć do siebie nawzajem. W rzeczywistości chyba łączyło nas coś więcej, ale nie miałem czasu ani ochoty na użalanie się nad własną słabością.
- Podoba ci się teraz? – wycedziłem przez zęby będąc na skraju. Każdy chaotyczny ruch pobudzał mnie na całej długości. Wystarczyło by mi jedno jego potwierdzenie by zdjąć krawat i pozwolić mu zatracić się w tym i w moim nasieniu.
- Cholernie! – wyryczał opętany żądzą. Zrobiłem to, co planowałem. Uwolniłem go od dawno już kotłującego się w nim orgazmu. Wylał się nie czekając nawet na to, aż zabiorę dłoń i jego część garderoby. Doszedł bardzo obficie na wszystko, co miał pod sobą. Podnieciło mnie to uczucie wilgoci na palcach i całej dłoni. Z większym impetem penetrowałem jego wejście, aż w końcu zaspokoiło i mnie.
- Może cię teraz podetrzeć, siusiu majtku? – wydyszałem mu do ucha. Po jego rękach lała się krew z otartych nadgarstków.
- Możesz, ale tylko językiem – uśmiechał się i chociaż nie patrzyłem prosto na jego twarz, to widziałem z boku jego napięty policzek podtrzymujący wysoko wargi.

środa, 7 maja 2008

Rajski orzech

21 luty

Nauka odpowiednich ruchów zajęła mi trochę czasu, jednak zaczęła przynosić efekty. Potrafiłem już stawiać kroki tak, by moje biodra kołysały się jak należy. Do Gabriela brakowało mi naprawdę sporo, jednak dla mnie było to i tak wielkim osiągnięciem. Syriusz od razu zauważył zmianę w moim sposobie poruszania się jeszcze w sypialni. Z początku wydawał się zdezorientowany, jednak wystarczyła krótka chwila, a czułem na sobie jego spojrzenie tym razem zupełnie inne niż na początku. Teraz już nigdzie się nie spieszył i chodził za mną, a nawet, gdy szata szkolna zasłaniała wszystko wydawało mi się, że kruczowłosy nadal błądzi spojrzeniem tam gdzie nie powinien. Było to przyjemne tym bardziej, że to właśnie jego uwaga skupiała się na mnie. Nawet, gdy miałem na sobie coś tak długiego poły szaty poruszały się miarowo i zgrabnie nad ziemią, co upewniało w przekonaniu, że plan jest perfekcyjny, a mi coraz lepiej idzie. Udawałem, że nie wiem, o co chodzi i o dziwo to wychodziło mi idealnie.
Wziąłem do rąk niewielką czekoladkę i nagryzłem ją rozkoszując się słodkim, orzechowym nadzieniem. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę minimalnie do tyłu odgryzając połowę pomadki. Syri w dalszym ciągu nie odrywał ode mnie wzroku pakując do ust całkiem sporą ilość waniliowego budyniu, co przegryzał orzechowymi czekoladkami. Kiedy wsuwałem do warg kolejną część swojego łakocia kawałek czekolady wylądował na mojej dłoni. Zgarnąłem go ustami z cichym jękiem i lekkim rumieńcem. Dopiero w tamtej chwili zauważyłem, że nie tylko Syri przyglądał mi się bacznie, ale także reszta przyjaciół oraz Zardi wraz z kuzynką i kilkoma innymi osobami. Speszony odwróciłem wzrok, chociaż to było już moim własnym, niewymuszonym gestem. Odgarnąłem włosy za ucho i uśmiechnąłem się nieśmiało do Blacka. Nie był w stanie nawet odpowiedzieć. Skrzywił się po chwili i byłem pewny, że odczuwa mdłości po zbyt dużej ilości słodkiego. Wypił szybko szklankę soku pomarańczowego i nadal wpatrywał się we mnie. Sam dopiłem swój napój i wstałem od stołu. Oficjalnie chciałem pouczyć się przed kolejnymi zajęciami, zaś prawda była taka, iż planowałem w dalszym ciągu odgrywać przed Syriuszem niewinnego chłopca, nieświadomego swojej słodyczy i erotyki ruchów. Przeszedłem przez połowę Wielkiej Sali starając się ruszać tak jak powinienem, mimo że szata zasłaniała nie tylko moje pośladki, ale i cały tył niemal po kostki. Usłyszałem dźwięk szybko odsuwanego krzesła jednak, kiedy odwróciłem się zaciekawiony Black stał już przede mną. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z jadalni. Planowałem znęcać się nad nim do kolacji, jednak on już po drugim śniadaniu wydawał się mieć dosyć. Pozwoliłem się prowadzić przez pierwsze korytarze, po czym postanowiłem wykorzystać sytuację.
- S... Syriuszu! – jęknąłem chcąc wyrwać rękę spod ciepłego uścisku jego palców – Puść, to... takie dziwne! – zmusiłem swoje policzki do głębokiego zarumienienia się i podkuliłem ramiona. Black zatrzymał się patrząc na mnie z miną, jakiej jak dotąd nie znałem. Z jednej strony podobała mi się, zaś z drugiej była dziwna i przerażająca. Sam nie wiedziałem jak zareagować. Zaczerwieniłem się bardziej, co przyszło mi z większym trudem. Chłopak puścił mnie i podszedł bardzo blisko.
- Remusie, ja już dłużej nie wytrzymam. Skończmy z tym i niech będzie jak dawniej. To zbyt wiele.
- A... Ale, o czym mówisz? – postarałem się by moje oczy były jak największe i lśniły mocno. Odsunąłem się na bezpieczniejszą odległość nie zapominając o ruchach bioder. Zaskoczyło mnie, że kruczowłosy podszedł szybko objął mój pas i uklęknął przytulając twarz do moich pośladków. Zaczerwieniłem się mimowolnie i chciałem odsunąć, jednak trzymał mocno. Nie mogłem nic zrobić, a czułem się bardzo dziwnie, kiedy jego policzek sunął lekko i powoli po moim tyle.
- S... Syriuszu... – wydusiłem z trudem przekręcając się. Jego twarz spoczęła na moim udzie, jednak nie przestawała być blisko. Przez chwilę miałem nadzieję, ze gra podobnie jak ja, chociaż pewności nie miałem żadnej. Położyłem dłoń na jego głowie i wczesałem palce w ciemne pasma. Dawno się nimi nie bawiłem, a było mi to potrzebne. Zadrżałem, gdy dotarło do mnie, że Syri znowu się przytula i jest tak ciepły jak zawsze.
- Remi, ja dłużej tego nie zniosę. Nie chcę by ktokolwiek inny widział jak chodzisz, jak kręcisz dupcią i jesz słodycze. Tylko ja mam do tego prawo. – zaczął powoli wstawać – Wyglądałeś tak cudownie, tak słodko i tak niesamowicie. To tylko moje, więc skończmy z tym. – kiwnąłem tylko głową – Jest jeszcze coś... – serce aż zamarło mi w piersi, kiedy mówił to z taką powagą. Bałem się czegoś, co było prawdziwie bezkształtnym tworem mojej wyobraźni, tchórzliwego serca i niemiłych doświadczeń w snach. Jakimś cudem przyszło mi do głowy, że zaraz powie jak bardzo mnie kocha, jednak to wszystko nie ma sensu i woli się rozstać, bądź uzna, iż nie tylko ja jestem w jego sercu i chce teraz spróbować z jakąś dziewczyną z naszego roku. Nie miałem pojęcia skąd brały się u mnie takie pomysły, ale gnieździły się w podświadomości i wychodziły w mało oczekiwanych momentach wahania.
- Wiem, że jesteśmy jeszcze niemal dziećmi, ale chcę cię blisko siebie. Chcę przejść dalej, chociaż nie za daleko i mieć cię jeszcze bliżej – nie wiedziałem jak zareagować. Nawet nie zdołałem się ruszyć, kiedy on objął mnie, przytulił od tyłu i podwijając moją szatę położył dłoń na brzuchu. Przez kręgosłup przeszedł mi dreszcz strachu. Tak śmiała bliskość chłopaka, była dla mnie czymś zbyt wielkim, bym mógł to znieść. Nie byłem gotów na śmielsze pieszczoty nadchodzące w każdej chwili, a co dopiero na wielki krok w naszym związku w dodatku z zaskoczenia.
- Syriuszu, przestań... – jęknąłem – Mieliśmy się nie bawić – miałem nadzieję, ze zaraz mnie puści, po czym przytuli roześmiany przepraszając, że go poniosło, ale sam zacząłem grać. Niestety nic takiego się nie stało. Jego ręka przesunęła się wyżej, zaś moje ciało lekko ugięło. Uchyliłem usta łapiąc szybko powietrze. Nie mogłem krzyczeć, ale także nie chciałem, jako że to właśnie kruczowłosy dotykał mnie, a on jako jedyny miał do tego prawo. Zamknąłem oczy, ale szybko je otworzyłem chcąc utrzymywać pełny kontakt z rzeczywistością. Ręka Blacka sunęła coraz wyżej, a moja szata unosiła się odsłaniając już większą część mojego ciała. Przez koszulkę i sweter czułem, jak delikatne palce starają się wyczuć mój sutek. Biodra chłopaka naciskały na moje, a oddech smagał szyję. Było mi wstyd, kiedy moja brodawka stwardniała i to umożliwiło kruczowłosemu znalezienie jej bez problemów mimo ubrań.
- Jesteś tutaj taki czuły... – cichy głos Syriusz wyrwał z moich ust cichy pisk – Mam nadzieję, że to z mojego powodu i, że dostanę kiedyś coś więcej niż te słodkie malinki... – chciałem skulić się w sobie byleby odreagować jakoś zachowanie Syriego i jego dziwne porównania. W tamtej chwili dziwnie się go obawiałem, ale i ufałem, że nie skrzywdzi mnie, nawet za cenę własnych upodobań i przyjemności. Zacisnąłem palce na jego szacie drżący i niepewny. Położyłem głowę na ramieniu chłopaka. Dostrzegłem, że patrzy na mnie, więc skierowałem wzrok w jego stronę. Był tuż obok, a jego szare oczy prosiły o upragniony od wielu dni pocałunek. Zamykając oczy zagłębiłem się w przyjemności i cieple, jaką darowały mi orzechowe usta nadal pełne słodyczy mimo wypitego wcześniej soku. Ten smak uspokoił mnie znacznie. Nawet dłoń głaszcząca równomiernie moją pierś nie stanowiła problemu. Poddałem się sięgając aksamitu jego włosów palcami. Odczuwając przyjemny dotyk ust chłopaka na moich i słodki smak jego śliny oraz języka byłem pewien, że nic mi nie grozi. Także on wydawał się mniej spięty i bardziej opanowany. Odsunąłem głowę zlizując słodycz z warg. Bez problemów zmieniłem pozycję stając przodem do chłopaka. Objąłem dłońmi jego policzki i chociaż miałem ochotę zatracić się po raz kolejny w orzechowym smaku postanowiłem poczekać.
- Nie lubisz, kiedy ruszam biodrami? – zapytałem zadziornie zataczając małe kółeczko dolną częścią ciała. Black złapał mnie mocno za pośladki, co skutecznie uciszyło moją chęć drażnienia się i chwilową pewność siebie.
- Lubię to i to bardzo, ale kusisz mnie tym, a podobno każdy chłopak ma w sobie zwierze, więc kto wie, co przyjdzie mi do głowy... – przyciągnął mnie tak blisko, że oddychając czułem bicie jego serca na swojej piersi. Znowu zaczynałem się obawiać, ale niespodziewanie korytarz zasnuł gwar głosów. Popołudniowe zajęcia powoli się zbliżały i to wydawało mi się być ratunkiem. Syriusz burknął coś cicho i puścił mnie wypychając wargę.
- No i czar prysnął... – skrzyżował ręce złoszcząc się na wszystko i nic – Więcej nie bawię się w uwodzenie, a ty nie kręć biodrami, bo są moje! – roześmiałem się wyczuwając jego dziecinną złość. Równocześnie odetchnąłem z ulgą wiedząc, że tylko udawał.

niedziela, 4 maja 2008

Pomoc

18 luty

Wiedziałem już, co powinienem robić i jak powinien wyglądać efekt końcowy, jednak nie miałem pojęcia jak go osiągnąć. Czułem się nieswojo chodząc po pokoju tam i z powrotem patrząc ciągle w lustro, czy cokolwiek mi wychodzi. Prawda była taka, że nic się nie udawało, a moje usilne starania wyglądały niesamowicie marnie. Dobrze wiedziałem, że czegoś mi brakuje, jednak nie do końca wiedziałem, co to takiego. Nie mogłem nawet patrzeć na własną twarz w lustrze, ponieważ ciągle miałem wrażenie, że to nie ja, a ktoś zupełnie inny, chociaż może trochę podobny. Nie mogłem zapytać Gabriela jak to robi, ponieważ on poruszał się naturalnie i nie miał na to wpływu. Ja musiałem się uczyć i nijak nie chciało przynieść to spodziewanych efektów. Moje ciało było spięte i bynajmniej nie elastyczne. Zachowywałem się jak zimna ryba, więc z całą pewnością nie mogłem poderwać na to Syriusza, co najwyżej jakiegoś starego rybaka z wadą wzroku. Byłem beznadziejny. Usiadłem ciężko na łóżku Blacka przed lustrem i wpatrywałem się w swoje żałosne odbicie. Mogłem zapomnieć o błyskach zachwytu i podziwu u kruczowłosego, gdybym naprawdę nauczył się ruszać. Z całą pewnością byle śledź mrożony był bardziej gibki niż ja. Z resztą, czego można było spodziewać się po chłopaku, który w czasie pełni zamieniał się w potwora, którym matki straszą dzieci. Zazdrościłem Gabrielowi. Był normalny, mądry, przystojny, chociaż jego delikatne rysy podlegały raczej pod piękno, niż pod bardziej męskie określenia. Była jeszcze jedna rzecz, która nas różniła. Chłopak był pewny siebie.
I wtedy właśnie mnie olśniło. Moim największym problemem było właśnie to, że przejmowałem się wszystkim i wszystkimi, podczas kiedy Ślizgon nie baczył na nic. Zawsze zastanawiałem się, co myślą inni, czy się ze mnie śmieją, a przecież mogłem być sobą i nie liczyć się z tym. Z pewnością właśnie, dlatego patrząc do lustra widziałem w nim kogoś dziwnego, nie zaś siebie. Problem, który nie pozwalał mi iść dalej był jednak większy niż z początku myślałem. Brak wiary w siebie był moim największym kłopotem od zawsze, więc nie mogłem pozbyć się go z taką łatwością. Potrafiłem to osiągnąć w stosunku do Blacka, chociaż nie od razu, ale cała reszta szkoły stanowiła coś zupełnie innego.
Przeszukiwałem pamięć w poszukiwaniu kogoś, kto potrafiłby mi pomóc. Ktoś musiał wiedzieć jak przezwyciężyć brak wiary, chociaż nie spodziewałem się znaleźć złoty środek na wszystkie dolegliwości. Niestety prawda była taka, że większość osób odpadała. Przyjaciele z pewnością się nie nadawali, jako że Potter należał do osób specyficznych w swoim pojmowaniu świata, Syriusz odpadał od razu, życie Petera ograniczało się do cukierni rodziców, pełnego brzucha i Narcyzy, Sheva w swojej pogoni za uczuciem nie wahał się podejmować ryzyko. Zostawała jeszcze mała armia z innych Domów. Przypomniałem sobie od jak dawna nie widziałem, Ryo i właśnie to było tu przełomem. Młody Krukon z całą pewnością znał się na takich sprawach. Sam powiedział mi w końcu coś więcej o osobie, a to znaczyło, że był idealny jako pomoc w takiej chwili. Musiałem go tylko znaleźć, a to stanowiło kolejny już problem. Musiałem się przełamać i zapytać o niego obcych mi chłopaków z Ravenclawu.
Postawiłem wszystko na jedną kartę i wybiegłem z pokoju. W bibliotece zazwyczaj było pełno Krukonów, więc wystarczyło się tam tylko dostać. Bez przeszkód skręcałem w znajome korytarze i podejrzewałem, ze z zamkniętymi oczyma byłbym w stanie się tam dostać. Już w połowie miałem dosyć biegania, jednak zależało mi na czasie. Zwolniłem dopiero widząc wielkie, dębowe drzwi i tam pozwoliłem sobie na złapanie oddechu i uspokojenie serca. Nie doszedłem jeszcze całkowicie do siebie, ale nie było sensu zwlekać. Wszedłem do zatłoczonej bardziej niż zwykle biblioteki. Nie sposób było nie zauważyć bandy chłopaków z drugiego roku, którzy siedzieli nad zadaniami, które ja skończyłem zaledwie wczoraj. Nie myśląc wiele zbliżyłem się do nich i uśmiechnąłem nieśmiało. Serce waliło mi mocniej niż po samym biegu. Ciemnowłosy chłopak unosząc głowę znad podręcznika odwzajemnił gest i poprawił grzywkę.
- Szukam Ryo – mój głos wydał mi się dziwnie głośny i zniekształcony. – Nie wiecie gdzie może być? – nastolatek popatrzył po znajomych, ale widać było, że nie mają pojęcia.
- Prawdopodobnie u profesora Wróżbiarstwa – zaskoczyło mnie, że coś jednak było wiadome – Chwalił się, że zarobił szlaban, ale przekabacił go i teraz koleś pomaga mu w zadnich z Eliksirów. Jak dla mnie to raczej nie chce się przyznać, że szoruje podłogi, ale pewności nie mam żadnej. – wzruszył ramionami.
- Aham... Dzięki – skinąłem głową odwracając się i wychodząc powoli. Nie dawało mi to wiele, a fakt, iż chłopak może siedzieć u profesora, którego znałem tylko z posiłków tylko zaostrzała moją desperację. Nie pamiętałem już nawet drogi do jego gabinetu, w którym byłem wyłącznie raz i to w dodatku, kiedy groziła mi kara. Wszystko wskazywało na to, że musiałem dać sobie spokój i zająć się czymś innym. Zawsze tez była możliwość przyznania się, że nie potrafię uwieść własnego chłopaka i proszenie o powrót dawnych układów między nami.
Tempem typowego ślimaka wracałem do siebie. Poległem na polu walki podczas zwykłego zawieszenia broni w dodatku dźgnięty własna bronią. Nie było sensu starać się to zmienić skoro i tak nie miałem pojęcia, w jaki sposób.
- Remi! – coś obiło mi się o uszy, ale nie do końca wiedziałem czy to, aby na pewno było moje imię. – Remus, zaczekaj! – chłopak dopadł mnie i zatrzymał. Byłem zaskoczony, kiedy odwracając się zobaczyłem Ryo, który łapał oddech – Szukałeś mnie? Tak mi mówił Mike. O co chodzi? Dopiero, co wróciłem ze szlabanu. Co jest?
- No... – teraz wybity z rytmu i trochę onieśmielony musiałem zebrać wszystkie siły oraz odwagę by przejść do konkretów. – Chodzi o to, że... Potrzebuję być pewny siebie na kilka dni – sformułowałem to dziwnie, a chłopak wyglądał jakbym właśnie opowiedział mu niezrozumiały dowcip.
- Pewny siebie? – bąknął krzywiąc się - Nie jestem cudotwórcą, ale porozmawiać możemy. Po co ci to? Przecież jesteś w sam raz. – nie odezwałem się chcąc oszczędzić sobie większego wstydu. – Dobra, nie ważne. Jeśli mam być szczery to, jeśli będąc nieśmiałym chcesz nagle stać się kimś innym to musisz oszukać siebie samego, a inni już sami się nabiorą. Popatrz na mnie. Z natury jestem nieśmiały – uniosłem brwi, a on widać spodziewał się takiej reakcji – No właśnie, ale to prawda. Mój styl był jednym wielkim wołaniem o pomoc, jednak nikt tego nie słyszał, ani nie dostrzegał. Dlatego się zmieniłem. By zagłuszyć siebie i tym samym przestać się dołować. W końcu znalazłem sobie kogoś, kto mnie zrozumiał i przygarnął, i sam widzisz jak to teraz wygląda. Jeśli chcesz być pewny siebie musisz się dowartościować. Masz tego swojego ciemnego, nie?
- Syriusza! – powiedziałem z naciskiem.
- Właśnie o niego mi chodzi – zachichotał – On cię uwielbia, ponieważ jesteś sobą. Nie jeden chłopak na ciebie leci, ponieważ jesteś słodszy niż dziewczyny i masz w sobie to rozkoszne ‘coś’. Nie wiem, co kombinujesz, ale najlepiej nie myśl wiele, więcej rób i mów, a najistotniejsze... Wpakuj się na kolana tego twojego... Syriusza – dodał widząc, że zaraz to na nim wymuszę – I zapytaj, co w tobie lubi i czy gdybyś był inny to nadal by cię chciał. To cię dowartościuje. Później tylko mało myślenia, dużo roboty i kłamiesz jak nikt inny. – kiedy teraz o tym pomyślałem to stosowałem to zawsze, kiedy chciałem udowodnić kruczowłosemu, że nie jestem całkiem niewinnym i grzecznym chłopcem. Nie wziąłem tego pod uwagę, ale chłopak miał rację i uzmysłowił mi to. Uśmiechnąłem się uradowany. Nie musiałem ruszać się jak Gabriel, ale wystarczyło przecież trochę poćwiczyć i dać popalić Blackowi, któremu zachciało się zabaw. To potrafiłem.
- Jesteś genialny, wiesz? – rzuciłem oddychając z ulgą – Teraz możesz mi opowiedzieć coś o tym twoim nowym...
- I jemu brakowało pewności siebie – Ryo mruknął pod nosem kręcąc się jakby nie miał zamiaru zdradzać pikantnych szczegółów – Jest starszy i ciągle mnie niańczy. Strasznie odpowiedzialny, ale przez to taki słodki. Nie pozwala mi na wiele, ale kiedy mam wakacje jest zupełnie inny. Sam nie wiem... Wydaje się być czasami dużym misiem do tulenia. Koniec o tym. Możemy się powłóczyć po zamku, ale nie wyciągniesz ze mnie już ani słowa na jego temat. Lepiej ty opowiadaj o... Syriuszu – on chyba uwielbiał się drażnić.
- Najlepiej całkowicie zmieńmy temat – speszył mnie i był z tego ucieszony.

 

  

piątek, 2 maja 2008

Biodra...

[`] dla hide, który 10 lat temu oszukał kochanicę czasu - śmierć!

 

16 luty

Kilka dni jęczenia Syriusza było nie do zniesienia, a jednak jakoś to przeżyłem. Najbardziej ucierpieli na tym Potter i Pet, którzy nie wiedzieli jak zbyć chłopaka. Tym czasem plan Andrew opierający się w tej chwili na delikatności przechodził trudny okres upadku. Potrafiłem być ślamazarny i delikatny, jednak taki byłem, na co dzień i jakoś nie było w tym nic kuszącego, czym zwabiłbym Syriusza. W bibliotece nie mogłem znaleźć na to sposobu, a i przyjaciele nie potrafiliby mi pomóc. Na to musiałem wpaść sam, a biorąc pod uwagę moje obeznanie, pewnie skazany byłem na klęskę.
Zamyślony nie zwracałem większej uwagi na otoczenie. Szedłem prosto korytarzem patrząc to przed siebie to znowu pod nogi. Musiałem coś wymyślić, nawet, jeśli nie wiedziałem, co. Monotonny obraz migał mi przed oczyma samoistnie, póki nie zmienił się diametralnie. Serce w oka mgnieniu załomotało, a z ust wydobył się krótki krzyk. Odskoczyłem do tyłu, przerażony, kiedy jasna maź przysłoniła mi obraz zupełnie niespodziewanie. Dyszałem i z trudem się uspokajałem. Irytek przelatujący przez ściany nie zwrócił na mnie uwagi. Szeptał coś sam do siebie, zapewne obmyślając kolejny plan uprzykrzenia życia. Sam nie rozumiałem, jak mogłem aż tak wystraszyć się duch, który nagle wyłonił się przede mną ze ściany. To było dosyć dziwne, chociaż biorąc po uwagę moją przypadłość także i coś zupełnie innego zaczynało mnie przerażać. Kiedy pierwsze napięcie opadło ogarniało mnie kolejne. Ciepłe ramiona, znajome dłonie i słodki zapach łakoci wiązały się z pewnością z osobą, która złapała mnie w objęcia, gdy niespodziewanie cofnąłem się w tył. Jakim cudem wpakowałem się w Syriusza nie zdając sobie z tego sprawy, było dla mnie zagadką. Nigdy nie powinienem tracić koncentracji do tego stopnia, a jednak to właśnie miało miejsce.
Planowałem się uwolnić, jednak Black nie podzielał moich zamierzeń, a jego ciało wtuliło się mocniej w moje plecy.
- Więc teraz moje śliczności wypowiadają mi otwartą wojnę? – zapytał przymilnym, rozbawionym głosem. – Nie zdołam się oprzeć, jeśli wpakujesz mi się w ramiona tak jak teraz. Jestem uzależniony od twojego ciepłego, mięciutkiego ciałka...
- Ja... ja... To przez przypadek! – wydusiłem zawstydzony swoją nieuwagą i samym Syriuszem – Przestraszyłem się i... i tak wyszło! – przy odrobinie chęci zdołałem odejść do chłopaka na dwa kroki i przełknąłem z trudem ślinę. Nie do końca wiedziałem czy tak się zachowywałem, czy dałem się ponieść słodyczy, jaką miałem pokazywać Syriuszowi by znowu go zdobyć, tak jak sobie życzył. – Już nie będę... To był przypadek...
- Całkiem miły przypadek – tylko bardziej mnie tym żenował.
- Musze iść. Mamy zadanie z Eliksirów – zmieniłem szybko temat, na taki, który odstraszy chłopaka od razu. Nie pomyliłem się. Syri krzywił się, odchrząknął i wymusił uśmiech.
- Do zobaczenia w Pokoju. – uciekł szybciej niż się spodziewałem. Chciałem się roześmiać, ale nie mogłem. Westchnąłem głośno kilka razy starając się wrócić do poprzednich rozważań, jednak jakoś nie zapowiadało się na to.
Spotkanie z kruczowłosym sprawiło, że o wiele szybciej doszedłem do biblioteki i nie zawracałem już sobie głowy niczym szczególnym. Zacząłem myśleć tylko o zadaniu i obowiązkach, a równocześnie byłem także szczęśliwszy. Już sam nie rozumiałem siebie i moich zachowań, ale nie przeszkadzało mi to.
Stanąłem na palcach i wyjąłem potrzebny egzemplarz książki spomiędzy innych tytułów. Przerzuciłem kilka kartek. Właśnie tego było mi trzeba. Czasami zaskakiwałem sam siebie i mimo chociaż głupio było mi się do tego przyznać, to miałem wyczucie. Przytuliłem do siebie książkę robiąc powolne, lekkie kroki w stronę biurka bibliotekarki. Ze względu na ładną pogodę, mimo zachodzącego szybko słońca, mało, kto przebywał jeszcze w tym miejscu. Niektóre twarz znałem doskonale, to zazwyczaj oni przesiadywali tu całymi godzinami nie bacząc na nic poza rzędami druku, czy pisma ręcznego. Chciałem tego samego, niestety świadomość posiadania Syriusza uniemożliwiała mi całkowite poświęcenie nauce. Czasami pewnie nawet nie potrafiłbym się skupić, dlatego póki nie potrafiłem pogodzić tych dwóch żywiołów musiałem dawać sobie radę z jednym.
Tym razem nie dawałem się też otumanić czemukolwiek i wyczuwałem każdą obecność w moim pobliżu. Spiąłem mięśnie, kiedy po raz kolejny tego dnia zostałem przytulony. Podniosłem głowę zaglądając w roześmiane tęczówki, których nie widziałem już od dłuższego czasu. Cornelius znowu kleił się i lekko ocierał, chociaż wyraźnie bez żadnych zamiarów. To wydawało mi się podejrzane, ale dałem mu wolną rękę póki nie stanowił dla mnie zagrożenia.
- Zajęty jestem ostatnio i nie mam dla ciebie czasu – zaczął tonem takim, jakby naprawdę się tłumaczył – To przykre, bo najpierw miałeś ten wypadek, a później tak jakoś wyszło, że moja nauka i kilka małych szkopułów nas rozdzieliło. Tylko nie mów nikomu, że cię tuliłem i całowałem – uprzedził jeszcze zanim musnął moją szyję i policzek – Nie chcę mieć problemów, a chwilowo pracuję nad bardzo delikatną sprawą. Ale zauważyłem, że bawicie się z tym twoim ciemnowłosym. Masz go podniecić? – zaczerwieniłem się kręcąc szybko głową. – Czyli nie aż tak wiele? Nie szkodzi. Wiem jak możesz to zrobić, w końcu sam lecę na niektóre słodkie szczegóły. Najistotniejsze masz tu... – położył całe dłonie na moich biodrach i nie mogłem zaprzeczyć, że było mi ciepło i przyjemnie – Musisz nimi kołysać. Delikatnie i męsko, ale z odrobiną kobiecej ekstrawagancji. Każdy będzie wtedy twój. Nie ważne czy chłopak, czy dziewczyna. – kiwnąłem głową, chociaż niewiele mi to mówiło.
- Jak? – bąknąłem chcąc wiedzieć więcej, a jemu najwidoczniej spodobało się moje zainteresowanie.
- Przyglądaj się dziewczyną i chłopakom. Kiedy trafisz na ideał sam to dostrzeżesz. Tego nie można przegapić. Poczujesz się niesamowicie patrząc na te ruchy. Zapewniam. Ehh... Nie chcę cię opuszczać, ale wychodzi na to, ze będę musiał. Zostańmy znajomymi w tematyce erotycznej związków męsko-męskich. – chciałem się zakrztusić, ale nie miałem, czym, gdyż Cor muskał mnie po szyi, co całkiem zasuszyło mi wnętrze ust. Ponownie skinąłem, a on polizał mnie od ramienia po szczękę i zostawił rozradowany. Coś mi podpowiadało, ze ten dzień miał być jednym splotem spotkań i rozstań.
Trochę nieprzytomny podszedłem do kobiety kładąc jej na biurku wolumin i rozglądałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ruchów, o jakich mówił Cornel. Nie wydawał się kłamać. Wierzyłem, że powiedział mi prawdę i musiałem jak najszybciej znaleźć to, czego mi brakowało.
Niestety, dziewczyny czasami zataczały przesadne kręgi, chłopcy w ogóle nie mieli wyczucia, a skrajne przypadki odpadały zupełnie. Nawet nie myślałem o tym, że patrzę na tyły wszystkich przechodzących koło mnie osób. Wychodząc na korytarz mijałem wyłącznie sporadycznych uczniów. Nigdzie nie było nic konkretnego. Powoli traciłem już nadzieję.
Duża dłoń zmierzwiła mi włosy, a ciepłe, burzliwe oczy obdarzyły miłym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do Gabriela, który właśnie przechodził korytarzem. Nawet go nie zauważyłem. Przeszedł obok, więc chcąc dłużej na niego popatrzeć musiałem się odwrócić. Właśnie wtedy poczułem się tak, jakbym dostał obuchem w głowę. Popatrzyłem na pośladki chłopaka. Kołysały się delikatnie i niewinnie, jak dziecięca huśtawka, jednak miało to w sobie coś pociągającego i ekstrawaganckiego. Spokojne ruchy miarowo wytyczały rytm, w jakim toczyło się życie, męskie, ale pełne kobiecego wdzięku. Stałem wpatrzony w niego i nie mogłem uwierzyć, że jak dotąd nie zwróciłem na to uwagi. Teraz wiedziałem już, dlaczego Gabriel uchodził w szkole za ideał piękna. Chciałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Gdybym nauczył się tego, nie musiałbym martwić się o grę, jaką wymyślił Syriusz. Byłem zahipnotyzowany tym wszystkim. Kolejna dłoń przywitała się w moich włosach, a Michael dopadł kochanka rzucając się na niego.
- Zostawiłeś mnie! – wyjęczał głośno i bez trudu słyszałem wszystko co mówił. – Będę płakać!
- Nie moja wina, że się guzdrzesz – Ricardo nie miał dla niego litości. Zazdrościłem mu tego, że mimo całej delikatności i uległości potrafił być prawdziwie męski i silny. Gdybym go przypominał nie martwiłbym się zupełnie o nic. Zazdrościłem im trochę.
- Zabierz rękę, Ned! – Michael ścisnął pośladek kochanka.
- Dlaczego? Przecież trzymam ją na mojej zgrabnej, ślicznej dupci. Co w tym złego? – Rica prychnął i chyba z początku miał ochotę wykręcić rękę chłopakowi, ale powstrzymał się. Pasowali do siebie idealnie i nic dziwnego, iż Nedved zawsze był zazdrosny o ukochanego, który miał się, czym pochwalić przed innymi. W końcu to zrozumiałem i wiedziałem, czego mam się nauczyć.