Ehh... Ten blog nie był i nie jest niczym wartm uwagi ^^" Tak więc czy zanudzam, czy nie to raczej nieistotne... Swoją drogą kiedy nie ma się wena od lat, to jak tu pisać inaczej?
29 marzec
Zazwyczaj wiele moich pomysłów traciło na wartości po przespaniu nocy. Z początku podchodziłem do nich entuzjastycznie, ale po pewnym czasie ogólne chęci stawały się mniej wartościowe. Przypuszczałem, że tak samo będzie z moim postanowieniem odchudzania się, jednak bynajmniej w tym wypadku nie sprawdziły się moje obawy. Moje słodycze wymieniłem u Petera na paluszki i doszedłem do wniosku, że właśnie tym zniweluje ogromną chęć na łakocie. Niestety chwilowo problem był taki, że po słone paluszki sięgałem częściej niż po czekoladę. Widać mój organizm musiał przyzwyczaić się do tej zmiany. Niestety typowo marcowa pogoda, jaka pojawiła się właśnie pod koniec miesiąca skłaniała raczej do porzucenia planów diety, ale uznałem, że jest to dobry moment by dodatkowo przećwiczyć moją silną wolę. Syriusz i tak przez ostatnie dni męczył mnie potwornie, więc ulegając mu skończyłem pisać naszą część opowieści dla bibliotekarki, a nieustępliwa natura chłopaka zmusiła także resztę naszej paczki oraz biednego Alena. Teraz Black z powodzeniem mógł okupować bibliotekę bez obaw, że dostanie mu się i wyleci z pomieszczenia wraz z książkami, który by tak przeglądał. Sam nie wiem jak to możliwe, że niedawny pomysł Andrew aż tak go pochłoną, jednakże zostawił mnie samego ze strażą w postaci Shevy i poszedł zająć się swoim scenariuszem, podczas gdy ja zostałem zmuszony do czekania na Pottera pod Wielką Salą, jak to okularnik sobie zażyczył. Problem był tylko taki, że jasnowłosy chcąc sprawdzić, kim jest dziewczyna, która się do mnie klei kręcił się kilkanaście metrów ode mnie, czekając czy Puchonka zaatakuje. Nie podobała mi się rola przynęty, a czułem się jakbym miał na sobie wielki, puchaty strój różowego króliczka. Lekko tym poirytowany pchałem do ust kolejnego paluszka gryząc go i krusząc wokół siebie. James mógł się pospieszyć, gdziekolwiek był.
Widząc zbliżające się niebezpieczeństwo o ciemnych włosach, nawet nie byłem zdziwiony. Można powiedzieć, że sam się o nie prosiłem stercząc bezcelowo na samym środku przejścia. Ona raczej wyglądała na taką, która po długich poszukiwaniach kolczyka nareszcie go znalazła. Andrew nadal stał z boku, ale widząc moje zdenerwowanie postanowił chyba puścić wszystko dalej, by sprawdzić jak się to rozwinie. Wcale mi tym nie pomógł.
- Ukrywałeś się przede mną, czy ten ciemny cię porwał? – z jakiegoś powodu mimo skrywanego żalu, wydawała się naturalna. To denerwowało mnie w niej jeszcze bardziej. – O masz paluszki? Podzielisz się, prawda? – sięgnęła po tego z moich ust, ale szybko odsunąłem głowę w tył. Mój zdecydowany ruch wydawał się wpłynąć na nią jak czerwona płachta na byka. Zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem.
- To ostatni – skłamałem i szybko wepchnąłem go całego w usta. Połknąłem rozglądając się na wszystkie strony za Potterem. – Nie widziałaś w pobliżu walniętego okularnika? – skoro ona mogła grać naturalną to ja chyba też, chociaż musiałem nadać temu więcej obojętności niż normalnie. – Miał się zaraz zjawić, ale jakoś go nie widać... – nie dała się na to nabrać. Podeszła bliżej, a jej ręce wylądowały na moich ramionach. Wiedziałem, że nie dała jeszcze za wgraną, ale nie myślałem, jakie może to mieć dla mnie konsekwencje. Odsunąłem się niezadowolony, ale nie poddała się.
- Nie uciekaj. Na powitanie chyba mogę tego oczekiwać od chłopaka, prawda? – popatrzyłem na Andrew, który wyczuł niebezpieczeństwo. Był wyznaczony jako opieka i mur, przez który żadna dziewczyna nie miała się przebić by dostać się do mnie. W kilkunastu krokach zbliżył się i wtedy już wiedziałem, że jestem w pełni bezpieczny. Złapał ją za rękę i zdjął ją z mojego ramienia.
- Panie, panowie, szpony trzymamy przy sobie... – zrobił słodką minę, co tylko ją rozzłościło, ale nie bardzo wiedziała, co zrobić, w przeciwieństwie do zielonookiego – Ja wiem, że w dzisiejszych czasach syreny plątają się gdzie chcą i czarują nie tylko marynarzy, ale on jest głuchy na ten skrzek, więc zbieraj ogon i spływaj. Chcesz żeby chłopak miał po nocach koszmary? Dziś to ja go pilnuje, więc niestety – westchnął – Szukaj szczęścia innym razem, bądź najlepiej u kogoś innego. – widać było, że chłopak stara się być delikatny i jakoś ukradkiem dać jej znać, że nie ma szans.
- Phi! – prychnęła lekceważąco – Sami nie macie nikogo i dlatego tak wam zależy by i on dołączył do waszego klubu. Znajdźcie sobie kogoś i nam dajcie spokój! – wzruszyła ramionami i odchodząc rzuciła jeszcze jedno lodowate spojrzenie chłopakowi. Z Syriuszem była skłonna się kłócić, ale Sheva działał na nią jakoś inaczej. Prawdopodobnie był zbyt szczery i to właśnie ją odstraszało. Ja byłem pełen podziwu, jako że sam nigdy nie potrafiłbym zmusić się do takiej otwartości. Odetchnąłem z ulgą wyciągając z paczki w kieszeni słonawy przysmak. Andrew uwiesił się na mnie i odgryzł połowę za jednym razem.
- Chodź ze mną do sowiarni. J. jak zawsze przyjdzie o wiele później niż powinien, więc nic nie stracimy. Dobre... – zamruczał i wyjął kilka z opakowania – Smakowe? Czuje bekon... – podniosłem rękę i pogłaskałem go po głowie. Był szalony, ale na swój sposób słodki.
- Pójdę, w końcu udało ci się ją odpędzić, ale zbyt łatwo poszło. Nie ważne! – złapałem go za rękę i ciągnąłem za sobą. Wyjadał mi paluszki i jak dziecko dał się prowadzić gdzie tylko chciałem, chociaż cel obrał on sam. Naprawdę mi imponował i chciałem by o tym wiedział.
- Podoba mi się to, że jesteś bezpośredni – burknąłem mało wyraźnie – To jest niesamowite. – zachichotał rozbawiony i ścisnął mocniej moje palce. Czułem się jakbym szedł za rękę z młodszym bratem.
- Wpadnijcie do mnie w te wakacje na jakiś czas. Pokażę ci gdzie się tego nauczyłem. Ehh... Gdybym nie miał Fabiena, a ty Syriusza postarałbym się żebyś chciał ze mną chodzić. Na początku naprawdę mi się podobałeś, ale później tak się jakoś ułożyło...
- Syriusz by cię za to przywiązał do drzwi gabinetu McGonagall. – stwierdziłem, chociaż o dziwo nie zawstydzony, a rozbawiony. Może i ja nie odwzajemniałem wtedy zainteresowania chłopaka, ale nić przyjaźni nawiązała się między nami już wtedy. Sheva wyminął mnie szybko i zatrzymał. Położył palec na moim nosie. Popatrzyłem na jego czubek, ale nie widziałem nic szczególnego. Moje oczy znowu spotkały się z zielonymi tęczówkami Ukraińca. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie planował nic robić, jak tylko napawać się tym, że jesteśmy tam razem. Black na pewno byłby chorobliwie zazdrosny, ale za to go uwielbiałem. Nie obawiałem się myśli, jakie mogły krążyć po głowie Andrew. Prawda była taka, że z pewnością planował właśnie wysłać list do swojego ukochanego, więc niemożliwym było, by rozpamiętywał to, co było dawniej, kiedy jeszcze żadne z nas nie miało nikogo. Nasza przyjaźń była tym mocniejsza, jak sądziłem, ponieważ zbudowano ją na wzajemnej fascynacji, podobnie jak mój związek z Blackiem.
- Panie Lupin – zaczął poważnie z miną fachowca od ciężkich przypadków – Czas nauczyć pana obchodzić się z kobietami. Więc, po pierwsze, masz być miły, ale bez przesady. Nie mogą wepchnąć cię do swojej drużyny, bo wtedy jesteś przegrany i skończysz jako sługa rodzaju kobiecego. Drugie, jeśli chcesz żeby się odczepiły, udawaj obojętnego bez względu na to, czego chcą. Muszą wiedzieć, że nie jesteś od nich zależny. Poza tym daj im do zrozumienia, że nie dasz sobą sterować i masz inny obiekt zainteresowania. Im się nie ufa. Nigdy nie wiesz, kiedy zdradzą, oczywiście nie wszystkie są takie. Kilka wyjątków znajdziesz. A tak naprawdę, to nie znam się na dziewczynach i nie mam pojęcia jak masz się od nich uwolnić. Nawet nie wiem, jakim cudem ktoś taki jak ona upatrzył sobie ciebie. – to był kolejny z przejawów szczerości chłopaka. Nie miał raczej na myśli tego, że byłem do niczego. Mój charakter odbiegał od typowego, jaki podobał się dziewczyną, a ona wydawała się być taką, która prędzej zakręciłaby się wkoło kruczowłosego. Odrzuciłem myśl, że właśnie o to jej chodzi i potrząsnąłem głową. Powoli popadałem w paranoję. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktokolwiek się za mną uganiał, a już zupełnie nie potrafiłem znieść tego, że była to jakaś dziewczyna. Dziwnie się czułem myśląc o tym. Jakimś cudem przypomniałem sobie o Zardi. Mijałem ją i wymieniałem ciepłe powitania codziennie, a jednak nie przyszło mi do głowy zapytać, co ona o tym sądzi. Czasami nie rozumiałem jak mogę być najlepszym uczniem skoro nie potrafię znaleźć rozwiązań, które znajdują się tak blisko. Czasami byłem jednak do niczego, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, teraz, kiedy w końcu znalazłem jakiś punkt zaczepienia.