Z trudem mogłem uwierzyć, że mi się to udało. Remus Lupin, słodkie nadzienie w jeszcze słodszej czekoladzie, posypanej dodatkowo kokosem i jakimiś przepysznymi specyfikiem. Poziom rozkosznej słodyczy w tym jednym przypadku rósł z każdą chwilą i nie potrafił się zatrzymać. Z początku słodycz kojarzyła mi się z obłudą i sztucznym uśmiechem matki, gdy poznałem Remusa zapomniałem o poprzednich doznaniach, a czekolada i wszystko, co podchodziło pod łakocie naznaczone było piętnem rozkosznego chłopaka o miodowych oczach. Zdołałem nawet samemu polubić słodkości, właśnie dzięki niemu, a co teraz? Mój codzienny deser siedział przede mną na zaklęciach i uważnie słuchał nauczyciela. Z całą pewnością osiągnąłem cel...
Drobne wypchane watą różki, miękki materiał symulujący wełnę, zaokrąglenia, maleńki ciepły ogonek. Mój Remus pokornie przyjął na siebie przegrany zakład i siedział rozkosznie w ławce ubrany w równie słodki strój owieczki. Moja, tylko moja owieczka! Nauczyciele widzieli z pewnością nadąsaną minę Lupina, więc nie pytali go o nic. Pewnie czułby się jeszcze bardziej skrępowany, gdyby zaczęli wypytywać o przyczyny takiego wyglądu. Niesamowicie żałowałem, że przyszło mi siedzieć za nim, a nie miałem okazji oglądania tej cudownej buźki, która teraz okalał jasny materiał przebrania. Nie potrafiłem się powstrzymać przed fantazjami względem chłopaka.
Widziałem go naburmuszonego i rumianego z kopytkami na łóżku, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Siedzącego na biurku i ruszającego nogami w rytm bezgłośnej muzyki z niewinną miną i książkami w koło. Równie wyraźnie dostrzegałem go na klęczkach z wypiętą w moja stronę pupą i tym małym ogonkiem owieczki. Czułem pod palcami miękki materiał, kiedy zdejmowałem z niego to przebranie odsłaniając nagie ciało pod strojem. Jasne, gładkie pośladki, delikatną unoszącą się szybko pierś.
Chociaż wpatrywałem się tylko w jego plecy każda moja fantazja wydawała mi się tak bardzo rzeczywista. Mój związek z Remusem sunął do przodu powoli i bez większych skoków. Niespiesznie posuwaliśmy się dalej i wiedziałem, że nie szybko dojdziemy do tej ostatniej granicy. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Pragnąłem możliwości powolnego i spokojnego zapoznawania się z ukochanym ciałem i oswajania go z moim własnym. Sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. A jednak lubiłem moment, kiedy wszystko to nabierało smaku niecierpliwego wyczekiwania na kolejny ruch. Często wyobrażałem sobie, jak pokonujemy przeszkody, bariery, porzucamy nieśmiałość i wstyd, by w końcu przejść do konkretnych pieszczot, a czasem nawet kulminacyjnego stadium rozkoszy wspólnych chwil. Potoku tych myśli, marzeń, pragnień nie dało się zatrzymać. Gdyby Remus mógł czytać w moich myślach zapewne nie spojrzałby mi w oczy zbyt tym zawstydzony. W prawdzie nie wyobrażałem sobie niczego szczególnie zdrożnego, chociaż i tak winą za wszystko obarczałem Zardi. To ona wcisnęła mi do rąk swoje komiksy, a ja tylko je przyjąłem i studiowałem. To pobudziło moje zmysły do dokładniejszego wyobrażania sobie każdej intymnej chwili z Remim. Podobnie było teraz. Strój Remusa pobudził moją wyobraźnię. Zapatrzony w jego plecy uśmiechnąłem się do siebie.
W moich marzeniach zajęcia właśnie się kończyły, a Flitwick poprosił byśmy we dwóch przygotowali materiały na następną lekcję i posprzątali trochę bałagan, jaki został po ćwiczeniach zaklęć. Wyszedł z sali razem ze wszystkimi uczniami i przez nieuwagę zamknął drzwi na klucz. Ciche skrzypnięcie zamka obiecywało mi wiele. Sam z Remusem w całkowicie pustej sali zaklęć. Słodki baranek niepewnie popatrzył na drzwi. Nie potrafiłem się powstrzymać. Podszedłem do niego i objąłem w pasie chłonąc ciepło tego stroju całym ciałem.
- Jesteśmy tu tylko my, a ja jestem wielkim, strasznym i głodnym wilkiem – rzuciłem cicho do jego ucha. – Co zrobi moja kochana owieczka?
- Postara się uciec – Remi uśmiechnął się zadziornie, chociaż na policzki wstąpiły mu już czerwone plamki. Stanął mimo to na palcach i kładąc kopytka na mojej piersi sięgnął wargami moich ust. Nie tylko jako wilk, ale i jak Syriusz nie miałem nic do powiedzenia. Mogłem tylko pochylić się ułatwiając chłopakowi zadanie. Idąc na oślep poprowadziłem go do biurka, o które się oparł. Kosztowałem jego słodki język przez dłuższą chwilę nie mogąc oderwać się od tej rozkoszy. To Lupin odsunął się jako pierwszy.
- Zamek mnie uwiera – powiedział w tak niesamowicie podniecający sposób, że od razu odczułem własne pragnienie posiadania go na własność. – Zrobisz coś z nim? – odwrócił się tyłem, jakby zapraszał, ale nie chciał się do tego przyznać. Powoli sięgnąłem zamka i rozsuwałem ciągnąć w dół. Spod stroju owieczki wyłaniała się jasna, miejscami naznaczona bliznami skóra. Wydawało mi się, ze czuję jej zapach i gorąco. Suwak ustępował pod moją dłonią bez najmniejszych przeszkód do samych pośladków. To tam kończył się, a ja żałowałem, iż nie mam możliwości odsłonięcia większej ilości tego wspaniałego ciała. A jednak Remus się nie ruszył, a ja zawyłem z radości. Pozwalał mi na więcej. Wkładając dłonie pod przebranie położyłem palce na drobnych biodrach i subtelnie sunąłem materiał z ciała chłopaka, który sam pozbył się górnej części bym mógł całkowicie usunąć ubranie. Zagryzłem wargi, kiedy gładka skóra na pośladkach ukazała się moim oczom. Musiałem jej dotknąć i tak też zrobiłem. Całymi dłońmi objąłem obie półkule i pomasowałem z niesamowitą rozkoszą. Remus westchnął kilka razy i wygiął się w łuk, nie uciekając jednak pupą, a tylko mocniej wciskając ją w moje dłonie. Moje ubrania otarły się o jego łopatki, gdy szukał we mnie oparcia. Jego niezadowolony pomruk był dostatecznie jasny. Zostawiłem gorące pośladki zdejmując swoje ubrania.
- Wszystkie – zaznaczył chłopak – Nie chcę być jedyny... – mruknął i zawstydzony usiadł na biurku. Z dziwnym upodobaniem popatrzyłem, jak jego nagie ciało dotyka lakierowanych desek mebla i przez chwilę żałowałem, że nie mogę się z nimi wymienić, jednak tylko przez chwilę. Już chwilę później moje spojrzenie sięgnęło podnieconego dowodu przyjemności, jaką Lupin musiał odczuwać. Gdybym był blatem nie mógłbym tego widzieć, ani dotknąć. Jako Syriusz miałem taką możliwość, a może nawet obowiązek.
- Jesteś taką niegrzeczną owieczką – pokręciłem głową stając przed jego kolanami, a kiedy je rozchylił przysuwając się bardziej – Kusić wilka w tak oczywisty sposób? To niebezpieczne.
- To wilk usidlił baranka obietnicami niesamowitych rzeczy. – z jakiegoś powodu poczułem się tym dodatkowo podniecony. Nie ważne było czy jest owieczką, czy barankiem. Był słodki i to się liczyło, chociaż teraz był też nagi, co miało znaczenie dalece przewyższające wszystko inne.
- A wiesz, co teraz zrobi wilk? – Remi pokręcił głową z miną tak słodką, że z trudem wstrzymywałem westchnienia zachwytu – Sprawi, że ta niewinna buźka wykrzywi się w grymasie podniety i prośbie spełnienia – Lupin oblał się jeszcze większym rumieńcem i zarzucił mi ręce na szyję. Objął mnie także nogami, jakby chciał powiedzieć, że muszę dotrzymać słowa. Z zadowoleniem pocałowałem go w tym samym czasie obejmując dłonią jego członek. Był ciepły i tak idealnie leżał w moich palcach. Nawet moja różdżka nie była tak dobrze dopasowana. Chłopak wyprężył się i mocno przylgnął do mnie wargami. Jego język wsunął się w moje usta szukając w nich chwili zapomnienia odpoczynku od przyjemności, którą odczuwał. Tak dobrze to wiedziałem. Jeszcze trochę, a poczułbym jak obdarza moją dłoń ciepłą wilgocią. A jednak...
Dźwięk dzwonka i ciepły głos nauczyciela, który oznajmił, czym zajmiemy się na następnej lekcji. Wspaniałe marzenia uciekły mi sprzed oczu. Remus pakując książki do torby obrócił się do mnie lekko zaskoczony.
- Nie zbierasz się, Syriuszu? – zapytał przekrzywiając głowę. Łagodny jak owieczka, ale te różki baranka... Musiałem westchnąć by odreagować nagły przypływ czułości. – Syriuszu? – kopytkiem pomachał mi przed oczyma. Uśmiechnąłem się podnosząc budząc się do życia z tego stanu słodkiego rozmarzenia, który ogarnął mnie wcześniej.
- Już się zbieram – uspokoiłem go zabierając swoje rzeczy. Poczekał na mnie przy ławce. Mijając go ścisnąłem mu pośladki i ten mięciutki ogonek. Zawstydzony pisnął cicho i karcąco moje imię.
Całkiem powróciłem już do rzeczywistości. Do realnego świata może nawet lepszego niż ten w fantazjach. Tutaj Lupin robił, co chciał i ja musiałem improwizować. Jakże byłem z siebie dumny, gdy pomyślałem o stroju, jaki Remi musiał nosić cały dzień! Wspaniałości!