piątek, 29 stycznia 2010

Kartka z pamiętnika LXI - Lucjusz Malfoy

CHCIAŁAM WAM POLECIĆ DZIŚ COŚ NAPRAWDĘ DOBREGO, CHOCIAŻ TO DOPIERO POCZĄTEK!

http://blask-i-mrok.blog.onet.pl/


NOTKA NA AI NO TENSHI ZAMIESZCZONA! ZAPRASZAM WAS SERDECZNIE!


Od samego początku zdawałem sobie sprawę z tego jak wielkim kłopotem będzie dla mnie dziewczyna. Jedno wielkie niepotrzebne zawracanie głowy, którego nie chciałem, a którego nie mogłem uniknąć. Już, jako dziecko wiedziałem, co mnie czeka i z czym będę musiał dać sobie radę, a teraz powoli poznawałem ‘uroki’ związku z kobietą. Wybrałem najlepiej jak mogłem. Naiwną, słodką panienkę z dobrego domu, ładną, w miarę inteligentną, a przede wszystkim wierną i do szaleństwa zakochaną. Oczywiście miała swoje lepsze i gorsze dni, była uciążliwa i męcząca, ale owinąłem ją sobie wokół palca już jakiś czas temu. Narcyza Black zdecydowanie była dla mnie idealną partnerką, chociaż w tej chwili szczerze w to wątpiłem.
- W ogóle nie masz dla mnie czasu! Nic tylko chcesz się mnie pozbyć! – krzyczała ze łzami w oczach nie bacząc na tłum gapiów, jaki zebrał się przed schodami prowadzącymi do naszego Domu. Zacisnąłem palce u nasady nosa nie przerywając jej, a jedynie czekając aż w końcu się uspokoi i przestanie urządzać sceny przy innych. – Ciągle jesteś zajęty, nawet ze mną nie rozmawiasz! Czy ty mnie w ogóle jeszcze kochasz?! – naprawdę miałem nadzieję, że nie zada takiego pytania, a jednak. Umysł kobiety jest zbyt prosty, mało skomplikowany, a jej myśli są dziecinnie proste do odczytania. Rzuciłem okiem na Severusa stojącego z boku. Rozmawiałem z nim, kiedy Narcyza mnie dorwała. Westchnąłem głośno i podchodząc do dziewczyny objąłem ją ramionami.
- Ależ oczywiście, że cię kocham. Jak możesz mówić takie głupoty. Mówiłem ci, że mam naprawdę sporo na głowie i musisz się z tym pogodzić. – mówiłem spokojnie i w miarę cicho. Nikt nie musiał zaraz o wszystkim wiedzieć. Narcyza odepchnęła mnie jednak od siebie, a łzy pociekły jej po policzkach.
Była naprawdę piękna, nie ważne, co takiego robiła, w jakiej sytuacji się znalazła. Najdelikatniejsza z sióstr Black, zachwycająca niczym białe lilie, ze swoja jasną cerą bez skazy, pełnymi ustami, błękitnymi oczyma i naprawdę miękkimi, długimi włosami, niemal równie jasnymi, co moje. Szczupła, o kształtnym biuście. Była krucha i czuła, typowo kobieca. Wierzyła w każde moje słowo, była gotowa spełnić każdą moją prośbę, nigdy by mnie nie zdradziła. Miałem wielu wrogów z jej powodu, ponieważ wielu straciło dla niej głowę, ale ona widziała tylko mnie. Niestety miała także złą stronę. Kiedy miała kiepski dzień urządzała sceny, złościła się, krzyczała, płakała i zawsze nie w porę. Typowa zakochana nastolatka. Musiałem przyznać, że wybrałem właśnie ją, ponieważ podobała mi się niesamowicie. Był tylko jeden problem. Cieszenie oczu jej widokiem bynajmniej mnie nie podniecało. Dostrzegałem w kobietach ten specyficzny urok, jakim odznaczały się tylko one, jednak bynajmniej nie prowadził on do niczego więcej, zupełnie jak kontemplacja sztuki. Mogłem się nią zachwycać, ale nie wywoływała dreszczy, podniecenia, nie budziła we mnie pożądania. Inaczej sprawy się miały z mężczyznami. Oni potrafili mnie pobudzić. Byli o wiele ciekawsi od kobiet, dysponowali siłą, umiejętnościami i władzą. Urodzili się by rządzić, by być panami i to mnie pociągało.
- Jesteś okropny! – Narcyza zapłakana uciekła z tamtego miejsca. W powietrzu uniósł się zapach jej włosów, mieszanina szamponu z wonnościami.
Mogłem tylko westchnąć głęboko. I tak wiedziałem, że jej przejdzie i będzie mnie przepraszać za to wszystko, a ja wykorzystam to i jeszcze mocniej przywiążę ją do siebie. Odwróciłem się do Snape’a i pokazałem głową, że czas na nas. Chłopak milcząc opuścił głowę i przecisnął się przez tłum ciekawskich do przejścia do Pokoju Wspólnego, a później do mojej sypialni. To właśnie tam zawsze się spotykaliśmy. Mając pewność, że zrobił to, co wcześniej mieliśmy w planach udałem się za nim do pokoju. Przyłożyłem palce do skroni i rozmasowałem lekko.
- Gdyby nie była mi potrzebna nawet bym z nią nie rozmawiał. – rzuciłem patrząc na siedzącego na moim łóżku chłopaka. On był inny niż Narcyza, inni niż wszyscy. Delikatny mężczyzna, spokojny i cichy, zamyślony, lub pochłonięty nauką, czasami strasznie smutny i zagubiony. Nie raz starałem się wyciągnąć od Blooda jakiekolwiek informacje na temat Severusa, jednak nie przynosiło to spodziewanego efektu, a sam chłopak nie chciał wiele o sobie mówić. Jego włosy ledwie sięgały ramion, czarne, błyszczące pasma przysłaniały mu twarz. Zawsze chodził ze spuszczoną głową, rzadko podnosił wzrok. Wyjątkiem były tylko chwile, kiedy był ze mną. Wiedział, że chcę widzieć jego ciemne, bezdenne oczy, dwie czarne studnie, w których chciałem tonąć. Severus zdecydowanie mi się podobał. Mógł wydawać się delikatny i słodki, ale w rzeczywistości był twardy i niezależny. Kochałem się w nim i wiedziałem, iż on odwzajemnia moje uczucia, o ile nie były one niemal równie wielkie, jak miłość Narcyzy.
- Musisz mi wybaczyć tamto zagranie. Nie wiedziałem, że ma dzisiaj taki dzień. – przeprosiłem za tę żenującą sytuację sprzed kilku chwil. – Ale poniekąd może dobrze, że tak się stało. Chciałem z tobą porozmawiać właśnie o tym. – przeszedłem sprawnie do sedna. – Wiesz, że muszę mieć Narcyzę, że jest mi niezbędna, że mam wobec niej pewne całkiem poważne plany. – usiadłem obok niego i położyłem dłoń na jego kolanie. Nawet na to nie zareagował. – Chcę byś wybrał czy mimo to zostaniesz ze mną, czy może nie chcesz męczyć się w takiej sytuacji. Moje uczucia względem ciebie są naprawdę szczere. Okłamuję Narcyzę, ale nie ciebie. Nigdy nie ciebie! Kocham cię i wiem, że i ty mnie kochasz, dlatego chcę abyś wybrał. – wstałem lekko opuszczając głowę, patrząc na niego. Wydawało mi się, że spod przysłaniających twarz włosów dostrzegam zarumienione policzki, ale nie byłem tego pewien.
- Od początku wiedziałem, że tak będzie. – głos Severusa był cichy, ale dźwięczny, lekko zachrypnięty, ponieważ już od jakiegoś czasu nie wymówił ani słowa. – Potrzebujesz dziecka, musisz założyć rodzinę, jesteś głową swojego rodu. – wydawało mi się, że zaraz zostanę rzucony, że Snape zakończy nasz związek właśnie w tamtej chwili. On jednak złapał mnie za krawat i pociągnął lekko czekając aż się nachylę. Zrobiłem to z rozbawieniem widząc zawstydzenie wypisane na twarzy chłopaka. Pocałował mnie. Sięgnął moich ust swoimi. Miękkimi, niewinnymi, gotowymi spełniać wszelkie moje zachcianki. To była jego odpowiedź, nie planował mnie zostawiać.
- Potrzebujesz mnie tak jak ja ciebie. – stwierdziłem z pewnym siebie uśmiechem. – Będziesz moim kochankiem, jak zawsze. – co mogłem mu w zamian ofiarować, jeśli nie swoje szczere uczucia? Nie mogłem oddać mu siebie na własność, nie mogłem niczego obiecać. Mogłem tylko oddać mu tę niewątpliwie lepszą część siebie. – Wierzysz mi, Severusie? Ufasz, że jestem z tobą szczery? – wyszeptałem to pytanie do jego ucha całując je subtelnie.
- Tak. – rzucił słabo. Przechylił głowę oddając mi się do dyspozycji. Zdecydowanie był tylko mój, a jego siłę było widać nawet w tym jak pokornie zgadzał się na to by dzielić mnie z kimś innym. Pocałowałem go mocno, by pokazać jak bardzo mi się podoba i kładąc go na pościeli przylgnąłem moim ciałem do jego. Jego zaskoczenie sprawiło mi przyjemność, gdy poczuł moje podniecenie na swoim ciele.
- Widzisz, co ze mną robisz? – roześmiałem się znowu go całując, ale tym razem nie wypuściłem jego ust z pułapki moich, nie dałem mu odpocząć. Wsunąłem dłoń między nasze ciała i dotykałem go w okolicach krocza. Od samego początku to planowałem i chociaż Narcyza mogła pokrzyżować moje plany to jednak nie zdołała tego zrobić. Severus reagował na to cichymi jękami. Odgarnąłem włosy z jego twarzy i pozwoliłem sobie na złożenie krótkiego pocałunku na jego czole. Nie spodziewałem się tego, że czułość zacznie się przebijać przez moje zwyczajne chłodne obejście. Snape zdecydowanie miał w sobie coś, co mnie zniewalało, co uzależniło mnie od niego.
Severus jednak odepchnął mnie i szybko łapał powietrze póki nie uspokoił oddechu.
- Ja... Ja chcę to robić. – powiedział pewnym siebie głosem i wysunął spode mnie. Zaskoczył mnie tym. Jak dotąd pozwalał bym zajmował się nim jak tylko tego chciałem, wypełniał moje polecenia, a teraz sam chciał przejąć inicjatywę. Wydało mi się to niezmiernie kuszące. Leżałem, więc grzecznie, gdy on siadał na moim brzuchu, zdejmował z siebie ubrania i kładł moje dłonie na swojej piersi, kierując palce ku sutkom. Miałem wspaniałe widoki. Chłopak od dołu wyglądał jeszcze lepiej, niż kiedy obserwowałem go z góry. Zdecydowanie dużo częściej musiałem mu na to pozwalać.
- Ale pocałuj mnie. – domagałem się, a on, chociaż speszony to jednak zdecydowanie przycisnął do moich swoje wargi.


  

niedziela, 24 stycznia 2010

Kto lepszy?

11 stycznia
Szczerze mówiąc nie miałem zbyt wielu okazji by przebywać z Syriuszem. Sheva zajmował każdą moją wolną chwilę. Nie przeszkadzało mi to, chociaż tęskniłem na bliskością Blacka. Od tego chyba nie było ucieczki, chociaż Andrew robił, co w jego mocy bym tylko poświęcał mu jak najwięcej czasu. Był zabawny. Typowe rozpieszczone dziecko, które potrzebuje czyjegoś zainteresowania. Głupi pomysł Syriusza był mu na rękę. Poniekąd bardzo lubiłem Shevę i jego obecność sprawiała mi przyjemność, tym bardziej, że Black nagle przypomniał sobie o czymś istotnym, porwał Pottera i Pettigrew, po czym zostawił mnie i blondyna samych po zajęciach.
- Dlaczego tutaj nikogo nie ma? – Andrew ze szczerym zdziwieniem rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. Naprawdę był opustoszały i nawet ja nie wiedziałem, co mogło być tego przyczyną. Nie przypominałem sobie, żeby coś istotnego miało mieć miejsce właśnie w tamtej chwili. Wzruszyłem tylko ramionami myśląc nad tym gorączkowo. Co właściwie się z nimi stało?
- Trudno, nie ważne. – Sheva machnął ręką nie planując zaprzątać sobie tym więcej głowy. Jeszcze przez chwilę rozglądał się za kimkolwiek, ale całkowicie dał sobie z tym spokój. – Wykorzystajmy to, że jesteśmy tutaj sami. Dasz mi buziaka? – posłał mi zniewalający uśmiech pełen niewinnej słodyczy. Jemu nie dało się odmówić, tym bardziej, że pocałunek z nim nie był zdradą ani z mojej, ani też z jego strony. Dla Ukraińca buziaki nie miały najmniejszego znaczenia, były równie niewinne, co zwykłe przytulanie. Stawały się istotne tylko, jeśli ich nie chciał, lub otrzymywał je od Fabiena. Znałem chłopaka na tyle i nie wydawało mi się to niczym niespotykanie dziwnym, wręcz przeciwnie.
- Ale musisz zamknąć oczy. – starałem się powiedzieć to w najbardziej figlarny sposób, na jaki było mnie stać. Zadowolony chłopak zrobił to od razu. Uśmiechał się nie potrafiąc nad tym zapanować i stał czekając. Mógłbym zrobić z nim dosłownie wszystko, a on pozwalałby na to. Ufał mi, a ja nie miałem zamiaru tego zmieniać.
Stanąłem na palcach by łatwiej mi było dosięgnąć jego warg i zacisnąłem dłonie na jego podkoszulku. Niestety się przeliczyłem i musiałem zmusić go by pochylił się lekko. Nie czułem z jego strony najmniejszego oporu, nawet nie uniósł powiek. Przymknąłem oczy zbliżając usta do jego warg i zamknąłem je całkowicie, kiedy zacząłem lekko całować chłopaka. Od dawna tego nie robiłem, mimo że całusy z Andrew były bardzo przyjemne. Jego wargi wydawały się dziecięco miękkie i miały przyjemny smak, chociaż zupełnie inny niż w przypadku Syriusza.
Sheva zamruczał i czułem, że jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. To on właśnie zaczął przejmować inicjatywę. Chociaż mnie nie objął to jednak pogłębił lekko pocałunek, a jego język zwilżył moje wargi. Uchyliłem je wiedząc, o co może chodzić, a miękka wilgoć wślizgnęła się w nie.
- Hę?! – głośny i niespodziewany dźwięk wystraszył mnie nie na żarty. Omal nie ugryzłem przyjaciela w język. – Ej, no, co tu się wyprawia? – ulżyło mi, kiedy rozpoznałem głos Syriusza.
- Śledzisz nas? – Sheva położył dłoń na moim biodrze.
- To chyba oczywiste! – Black podszedł i obrzucił chłopaka buntowniczym spojrzeniem. – Kto wie, co zrobiłbyś Remusowi gdybym spuścił was z oka na dłużej.
- A coś ty taki opiekuńczy? – Andrew uśmiechając się samym kącikiem ust dał kruczowłosemu do zrozumienia, że teraz to nie jego problem. Mimo to Syri wcale nie wydawał się zdenerwowany tym wszystkim, jak mogło się z początku wydawać.
- Remusie, ty to rozstrzygniesz. Powiesz, który z nas lepiej całuje. – teraz byłem naprawdę zaskoczony. Wmieszali mnie w swoją dziecinną sprzeczkę i w dodatku w taki sposób. Mogłem na to odpowiedzieć wyłącznie jednym, mało inteligentnym ‘hę?!’. Niestety oni byli zdecydowanie. Jeden trzymał mnie za jedną, zaś drugi za drugą rękę i jak dziecko poprowadzili do naszego pokoju. Zapewne nawet gdybym planował stawiać opór nie dało by to wiele, więc wolałem jakoś poradzić sobie z zaskoczeniem i dezorientacją.
Klapnąłem na łóżko wzdychając.
- Nie uważacie, że to trochę głupie?
- Nie! – obaj chórem udzielili mi odpowiedzi. Przynajmniej w tym jednym się zgodzili, chociaż daleki byłem od docenienia tego. Uznałem, że z dziećmi nie ma sensu walczyć. Wyszło na to, że pierwszy miał być Sheva. Podzielili to na rundy tematyczne od najbardziej niewinnego po najnamiętniejszy pocałunek. Walczyłem ze skrajnym załamaniem widząc ich zdeterminowane miny.
Usiedli po obu moich stronach. Andrew lekko złapał mnie za brodę i złożył krótki, mały całus na moich wargach. Lekki i słodki. Ledwie się odsunął i dali mi czas do namysłu, a Black oblizał się zachłannie, ale przymknął oczy, a jego usta subtelnie musnęły moją dolną wargę. Czułem się niesłychanie głupio.
Ponownie to Sheva zbliżył się i zaczął całować mnie mocniej i dłużej. Czułem ciepło, jakie mi tym dawał, a ten buziak niemal łaskotał kąciki moich warg. Syriusz zrobił to inaczej, tak jak zawsze to robił. Lekko uchylonymi ustami składał wiele pocałunków, chociaż nie odsunął się nawet na milimetr. Smakował galaretką brzoskwiniową.
Blondyn przy każdym ruchu warg lizał moje usta, przez co przywieraliśmy do siebie szczelniej i mocniej, bardziej namiętnie. Lekko gładził moją szyję opuszkami palców. Syriusz na początek tylko polizał mnie, a później już tylko dokładnie całował. Czułem jego oddech na twarzy, za każdym razem, kiedy odsuwał się na niewielką odległość by zmienić pozycję, w jakiej obdarzał mnie pocałunkiem, jednym, mimo że składającym się z wielu mniejszych.
I w końcu doszli do końca. Moja udręka miała się skończyć wraz z tym jednym ostatnim całusem od nich. Sheva ścisnął subtelnie moje policzki układając moje wargi w otwarty dzióbek. Wsunął w niego język mocno przywierając całym ciałem do mojego. Czułem jego wyzywające ruchy, muśnięcia języka na podniebieniu, lizał mój język, zmuszał i zachęcał do oddawania pieszczot, a kiedy się odsunął nadal czułem intensywność tego doznania. Musiałem odczekać zanim Syri mógł pokazać, na co go stać. I tak uważałem taką konkurencję za niesprawiedliwą, jednak musiałem poczekać z wyrażeniem swojej opinii jeszcze chwileczkę. Black liźnięciami zmusił mnie do wpuszczenia go do środka, a kiedy tylko znalazł się w środku zaczął od gładzenia językiem wnętrza moich ust, pieścił język, jakby nie potrzebował więcej niczego do szczęścia. Wysuwał się nieznacznie i znowu wypełniał moje wargi. Znałem te pocałunki aż za dobrze i musiałem się powstrzymywać by nie oddawać ich z chęcią.
W końcu było już po wszystkim, a oni wpatrywali się we mnie przenikliwie. Czułem się przy nich mały i bezbronny, a oni czekali, poważni i milczący, wymownie spoglądając na mnie, chcąc usłyszeć moją opinię. Przełknąłem ciężko ślinę i westchnąłem głośno by się uspokoić. Nie podobała mi się ta sytuacja.
- Nie mogę ocenić, który lepiej całuje. – mruknąłem nadąsany. – Jesteście całkowicie inni.
- Co?! Remi, nie rób mi tego, ja się starałem! – Syriusz skrzywił się niezadowolony z takiego obrotu spraw. Porwałem poduszkę z łóżka i cisnąłem nią w jego twarz. – Mam być obiektywny, a się nie da, więc siedź cicho. – położyłem stopę na jego brzuchu i naciskałem na niego lekko spychając chłopaka z pościelą na ziemię, jednak nie dokończyłem tego. Dałem mu spokój, kiedy był na skraju. W końcu nie chciałem go poturbować.
- Koniec zabawy, grzeczne dzieci idą się uczyć...
 - Grzeczne dzieci pomogą mi z Peterem. – J. wszedł do pokoju trzymając pod rękę kuśtykającego Pettigrew. Chciałem zapytać, co się stało, ale okularnik wyprzedził mnie tak jak wcześniej przerwał rozpoczęte zdanie. – Lucjusz zdenerwował Narcyzę, Peter przypadkiem stanął na jej drodze, więc wpadła na niego. On wylądował na podłodze, a ona nawet się nie zachwiała. Nawrzeszczała na niego i w jakże subtelnym, kobiecym stylu wbiła mu obcas w stopę. To tak w wielkim skrócie. Heh! – okularnik odetchnął z wielką ulgą, kiedy Peter znalazł się już na łóżku jęcząc z błogim uśmiechem na twarzy. On chyba uważał to za przejaw wielkiego uczucia, chociaż ja wolałem nie wiedzieć jak dalece to ‘wielkie uczucie' mogłoby mu zaszkodzić i zaszkodzi w przyszłości.

piątek, 22 stycznia 2010

Zmiana

Lanie wody, wiem ^^" Ale sesja mi się zbliża, mam sporo na głowie i bez niej, no i nic więcej nie wyszło. Przebrnijcie przez to, proszę.


10 stycznia
Miałem nie najgorszy dzień, spokojny i pełen ciekawych zajęć. Nie dało się zaprzeczyć, iż także mój humor sprawdzał się znakomicie. Mogłem śmiać się w głos, lub siedzieć spokojnie przysłuchując się opowieściom przyjaciół o wszystkim, co nie miało sensu. Nie wiem, czy Potter urządził sobie z Syriuszem dzień bezsensownych historii, czy nie, ale usta nie zamykały się ani jednemu ani drugiemu, jakby planowali przegadać jeden drugiego. Czasami wolałem by po prostu milczeli, ale na to liczyć nie mogłem.
Okularnik gestykulował energicznie opowiadając nam o Kinn’ie i tym jak dalece zdobył jego zaufanie. Chwalił się postępami w dobieraniu się do chłopca, ale nie zdradzał szczegółów.
- Remusie, tak sobie myślę... – Syriusz objął mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko pokazując zęby. – Może tak rozstaniemy się na tydzień?
- Hm? – nie zrozumiałem, o co mu chodziło. Zmarszczyłem brwi patrząc na jego rozpromienioną twarz zupełnie nie nadążając za jego tokiem myślenia. Chyba nie tylko ja, ponieważ przyjaciele wydawali się równie zaskoczeni.
- Nie mówię o zrywaniu! – sprostował głośno. – Nie do końca chodzi mi też o rozstanie. Po prostu jestem ciekaw jak by to było gdybyśmy teraz byli tylko przyjaciółmi, a nie parą. – nadal nie za bardzo rozumiałem i najwidoczniej moja mina mówiła sama za siebie. – Ehh... No, wiesz. Taki tydzień bez tulenia, całowania. Zachowywalibyśmy się tak, jakby łączyła nas tylko i wyłącznie przyjaźń. Nie jesteś ciekawy, co by z tego wyszło? Jak by to wyglądało?
- Nie specjalnie. – mruknąłem podejrzewając jakiś podstęp, ale mogło to być tylko moje przeświadczenie o nieuczciwości Blacka. Wierzyłem mu i ufałem, ale w takiej chwili nie wydawał mi się specjalnie rozsądny. Albo wpadł na coś głupiego, albo naprawdę mu odbiło. Staliśmy pod Wielką Salą jak słupy soli wpatrując się w Syriusza wielkimi oczyma. Jeśli chłopak nie czuł się jak głupek, to sam nie wiem, co mogłoby go upewnić w przekonaniu, że właśnie za niego go mamy.
- Nie rozumiesz, Remi. Związek, a przyjaźń w tym wieku są zupełnie różne. Chciałbym wiedzieć, jak to by z nami było gdybyśmy nie byli razem, ale kochali się w sobie. No, rozumiesz, prawda? – ton jego głosy wyrażał desperacje.
- Nic, a nic. – pokręciłem głową odsuwając się od niego i stając naprzeciwko. – Albo mi to wytłumaczysz jasno i zrozumiale, albo wyjdzie z tego jakieś wielkie zamieszanie. Może i jestem inteligentny, ale nie przeceniaj mnie, dobrze? Za twoim poziomem myślenia nie nadążam od samego początku. – już bolała mnie głowa od marszczenia brwi przez cały ten czas.
- Dobra, po prostu pobawmy się przez tydzień w przyjaciół. Wszyscy. – Syri rzucił wymowne spojrzenie reszcie. – Ja i Remus jesteśmy tylko przyjaciółmi. – nawet nie chciałem komentować jak głupia była ta jego zabawa i nie za bardzo wiedziałem, do czego ma ona prowadzić. Wzruszyłem tylko ramionami i skinąłem głową. Chłopak chyba nie mógł mieć już głupszego pomysłu. Szczerze powiedziawszy czegoś tak dziwnego nie spodziewałbym się nawet po Potterze. – Ale chcę ostatni wielki buziak przed rozpoczęciem zabawy. – Syriusz ułożył usta w dzióbek.
- Tylko ty wiesz, o co w tym chodzi, więc zapomnij o buziakach. Bawimy się, więc poczekasz sobie trochę zanim dostaniesz chociażby najmniejszego. – sam nie wiem czy miało to być karą za absurdalny pomysł, czy może czułem się czymś urażony. Miałem ochotę dogryźć tym Blackowi i chyba całkiem nieźle mi to szło sądząc po uchylonych w zdziwieniu ustach i smutnych oczach.
Poczułem ciepłe ramię w talii i spojrzałem w duże, pełne ciepła i ukrytej wiosny oczy Shevy. Blondyn i uśmiechał się wyrozumiale i zadziornie.
- Skoro tak się spray mają, to ja pozwolę sobie zabrać Remusa. My idziemy na lekcje, a wy tam róbcie, co chcecie. – odwróciłem się wraz z chłopakiem tyłem do Blacka. – Remi, co powiesz na bibliotekę po zajęciach? Nie stęskniłeś się za nią? – jeśli chciał mnie przez to podejść to udało mu się. Miałem wrażenie jakbym od całych wieków tam nie był, i teraz nie mogłem myśleć o niczym innym jak tylko o tamtym cudownym pomieszczeniu pełnym książek, spokoju i czasami nie do końca zainteresowanych uczniów, korzystających z małej frekwencji między regałami.
- Jestem za! – odparłem momentalnie. Wyraźnie mogłem wyczuć, ze Sheva stara się mówić głośno i wyraźnie by drażnić tym Syriusza. Nie miałem zamiaru mu w tym przeszkadzać.
- Oj, tak... Tylko ty mogłeś skusić się na randkę w bibliotece. Oj, będziemy łamać zasady i robić rzeczy, których nie wolno. – głos Andrew zadrżał lekko i odwrócił się na chwilę w tył by rzucić jedno spojrzenie Syriuszowi. – Rozpieszczę cię tam, Remi. – kontynuował, a ja po chwili zdołałem już zapomnieć, o co w ogóle chodziło. Po prostu postanowiłem zachowywać się normalnie, a towarzystwo zielonookiego było jak najbardziej normalne. – Specjalnie dla ciebie przyniosę czekoladę. Całą tabliczkę pyszności!
- Hę? Ale w bibliotece nie można jeść! – pozwoliłem sobie na całkowite rozluźnienie mięśni i znowu je spiąłem. Przez chwileczkę zastanawiałem się nad tym, jak naprawdę zachowywałbym się gdyby między mną a Blackiem nie było niczego przez te trzy lata. Stwierdziłem, że byłbym bardzo grzeczny i ułożony.
- Och, ale to bardzo dobra czekolada... – Sheva pochylił się nad moim uchem i wyszeptał w nie wyraźnie: - Nadziewana karmelem, pysznym, słodkim karmelem... – przełknąłem ślinę. Zupełnie rozpłynąłem się w myślach o pysznościach, jakie na mnie czekają. Bynajmniej temu nie mogłem się oprzeć. W bibliotece nie można było jeść i zawsze się do tego stosowałem, ale nie byłem w stanie oprzeć się takiej pokusie. Książki, ciepło, wygodne krzesła, stoliczek, atmosfera, jaka mogła panować tylko w tym jednym miejscu i rozkoszny smak czekolady. Zdecydowanie byłem uzależniony od tego typu rarytasów. Aż zamruczałem i oblizałem się. W moich ustach już nazbierało się sporo śliny.
Syriusz szedł zaraz za nami wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Wcisnął się między mnie, a Andrew i objął nas obu za szyję ramionami.
- O czym tak rozmawiacie? – zapytał niewinnie z uśmiechem, ale czułem jak wyraźnie przysuwa mnie do siebie. – Nie wiem czy dobrze słyszałem, ale chyba gdzieś się wybieracie? I wcale nie podsłuchiwałem! Tak mi jakoś się obiło o uszy... – miałem wrażenie, że pierwsze dni tej zabawy będą bardzo trudne i nie znajdzie się w nie zbyt wiele czasu na normalne przeżywanie dni.
- Umówiłem się z Remusem, ale nie możesz iść z nami. Randka we trójkę to już nie randka. – zielonooki ze słodkim uśmiechem na twarzy lekko uderzył Syriusza palcem w nos. – Może następnym razem pójdę gdzieś z tobą, ale wolę coś słodkiego, co mogę okręcić sobie w koło palca, a co w miarę jedzenia będzie rozpływać się w ustach jak kremówka. Widzisz, jestem strasznie samotny, a Remus dotrzyma mi towarzystwa, więc ciebie już mi nie potrzeba. – złapał Blacka za palec i odrzucił jego rękę do tyłu, to samo zrobił z ramieniem, które obejmowało mnie. Kruczowłosy nie wydawał się zbytnio z tego faktu zadowolony. Bardziej niż zabawę przypominało mi to wojnę na znaczenie terytorium i dalekie było od realizmu, jaki z założenia miał temu towarzyszyć.
Syri zwolnił i głośno pociągnął nosem udając, że będzie płakał i zaznaczał, iż czuje się urażony słowami i zachowaniem blondyna.
- Remi, ja serio mówię, że to będzie nasza randka. – ciepła dłoń spoczęła na moim karku, a kciuk pogładził odsłoniętą szyję. Widocznie chłopak chciał jakoś zagłuszyć tęsknotę za kochankiem, a ja nie miałem nic przeciwko. Nic nie mówiąc skinąłem jedynie głową. Złapałem go za rękę i ścisnąłem ją mocno, by wiedział, że jestem po jego stronie. Poniekąd nadal byłem oszołomiony dziwnym pomysłem Blacka, jego bezsensem i słowami, którymi starał się mi to wytłumaczyć. Cokolwiek chciał przez to osiągnąć, wątpiłem by coś z tego wyszło.
Ten dzień jednak był męczący, a przynajmniej ta jego część. I pomyśleć, że zapowiadał się tak niewinnie i przyjemnie. Kolejny dowód na to, że z takimi przyjaciółmi jak moi nigdy nie można być niczego pewnym. Mogłem tylko pokręcić głową z niedowierzaniem do własnych myśli.

środa, 20 stycznia 2010

Noc

Leżąc spokojnie i cicho czekałem przy zgaszonych światłach aż przyjaciele zasną. Tak jak obiecałem Syriuszowi na runach mógł spać ze mną. Wtulony w niego oddychałem równomiernie nasłuchując, czy chłopcy zasnęli, czy może jeszcze nie. Byli chyba zmęczeni pierwszym dniem nauki po długich Świętach. Dzięki zamkniętym oczom mogłem dokładniej wyłapywać wszelkie dźwięki i dzięki temu wiedziałem, kiedy nadszedł odpowiedni moment na kolejną część nagrody, jaką obiecałem Blackowi.
Odsunąłem się od niego powoli i podnosząc głowę dostrzegłem lśniące wpatrzone we mnie oczy. Palcami wymacałem usta chłopaka i przyłożyłem do nich swoje całując go lekko. Nachyliłem się nad uchem Syriusza i osłoniłem je dłońmi, by mój głos docierał tylko do niego.
- Leż cicho, a ja cię porozpieszczam. – rzuciłem naprawdę cichym szeptem. Cieszyłem się, że było ciemno, gdyż Syri nie widział moich czerwonych policzków. Mimo lekkiego zażenowania bardzo chciałem zrobić coś miłego dla mojego zdolnego kochanka. Syri nic nie odpowiedział, ale poczułem jak jego dłoń łapie moją i przykłada do jego twarzy. Uśmiechał się i chciał mi to pokazać poprzez dotyk, ponieważ nic innego nam nie zostało.
Wpełzłem pod pierzynę na wyczucie rozpinając guziki koszuli piżamy kruczowłosego. Czułem przyjemny zapach jego ciała, który wsiąkając w materiał pościeli, teraz był dla mnie wszystkim. Nic nie widziałem, więc zamknąłem oczy na kilka chwil. Otworzyłem je, by mieć świadomość tego, co robię, nawet, jeśli mój wzrok nie był w stanie przedrzeć się przez mrok. Przyłożyłem usta do obojczyka Syriusza i polizałem go. Pocałowałem sam środek piersi chłopaka, a przynajmniej tak mi się wydawało i palcami wyznaczałem sobie drogę, którą później podążały moje wargi. Z największą przyjemnością czułem gorącą skórę pod opuszkami, jeszcze intensywniejszy zapach Blacka i aksamitny sutek, na który natrafiłem. Syri poruszył się jakby go to drażniło, lub łaskotało. Przysunąłem do niego usta i obejmując nimi słodki punkcik ssałem równocześnie drażniąc językiem, by stwardniał. Żałowałem, iż nie mogłem pozwolić sobie na kąsanie, a co najwyżej tylko szczypanie wargami, lub palcami, ale nawet to mogło mi wystarczyć, kiedy chłopak poddawał mi się bez słowa.
Położyłem na jego piersi całe dłonie, by po chwili już tylko jednym palcem zataczać koła przy stwardniałym lekko sutku, który odpowiadał na mój przypadkowy czasami dotyk bardzo obiecująco. Black poruszył biodrami niespokojnie. Może podobały mu się te pieszczoty?
Mój oddech był już ciężki z powodu otaczającej mnie pościeli, jednak zdecydowanie dało się to wytrzymać. Niespiesznie muskałem niżej i niżej do samego brzucha. Z zadowoleniem obsypałem go masą niewielkich buziaków i polizałem okolice pępka. Mimo że nie widziałem nic, to wyczuwałem naprawdę wiele poprzez dotyk, czy lizanie. Przez przypadek zjechałem dłonią na krocze Syriusza. Był podniecony. To mnie naprawdę zawstydziło.
Kruczowłosy wsunął się pod pościel.
- Remi, chciałbym ci coś powiedzieć. – westchnął ciężko.
- Yhym. – pokiwałem głową lekko spięty, ale rozluźniłem się, kiedy jego dłoń spoczęła na mojej głowie.
- Uwielbiam cię. – wyszeptał po chwilowej ciszy, jakby się wahał. – Szaleję za tobą.
- Jestem cały czerwony dobrze, że mnie nie widzisz. – wyznałem znowu wyszukując jego warg i pocałowałem go mocno. Wsunąłem dłoń pod jego spodnie czując płonące pożądanie między swoimi palcami. Wygoniłem Syriusza spod kołdry i leniwie całowałem jego pierś w miejscach, na które akurat trafiałem. Mocniej złapałem wargami jego sutek i czując, jak gorący członek twardnieje bardziej skupiłem się właśnie na takim rodzaju pieszczoty. Nie wstydziłem się już tego, sprawiało mi to przyjemność i chociaż było mi gorąco, a twarz miałem rozpaloną, to winą za to mogłem obarczać tylko i wyłącznie upał, jaki panował pod pościelą. Dołożyłem drugą dłoń do pierwszej przytulając policzek do torsu chłopaka. Nie wiem czy coś mnie opętało, czy najzwyczajniej w świecie uznałem, że nasza bliskość jest czymś normalnym, więc nie mamy się, czym krępować. Nasze ciała były w końcu identyczne, chociaż różniły się wielkością i to także w tych intymnych rejonach. Specjalnie masowałem końcówkę erekcji kruczowłosego. Wiedząc, jakie to przyjemne mogłem go tym zadowalać. Ciepła wilgoć gromadziła się już na mojej dłoni. Wysunąłem się spod pościeli.
- Podaj mi chusteczkę. – rzuciłem cicho, a chłopak na oślep musiał szukać opakowania na mojej nocnej szafce. Kiedy je znalazł dał mi dwie rozłożone i zrównane ze sobą, by więcej mogły wytrzymać. Teraz bez obaw mogłem pieścić Blacka wiedząc, że nic nie ubrudzimy. Przechodziły mnie dreszcze, kiedy wilgoć pojawiała się na moich palcach, a ja umiejętnie ocierałem ją i intensywnie masowałem cały członek Syriusza. Ponownie przywarłem do jego sutka. Nie jestem pewien, czy Syri musiał powstrzymywać jakiekolwiek odgłosy rozkoszy, czy też nie. Po prostu robiłem swoje z nieskrywaną radością. Krocze, którego dotykałem zesztywniało jeszcze trochę, podobnie jak całe ciało Blacka. Zasłoniłem wszystko chusteczką, która zrobiła się o wiele bardziej wilgotna niż była początkowo.
Dumny z siebie wytarłem Syriusza i wychodząc spod pościeli przytuliłem się do niego. Jego ramiona objęły mnie ciasno i trzymały nie pozwalając bym się poruszył. Szczerze powiedziawszy nie miałem nawet takiego zamiaru. Nie czułem w ogóle senności, a pokój wydawał mi się bardziej ożywiony, niż kiedy zaczynałem. Może z powodu wszystkich tych odgłosów ruchu, jakie słyszałem pod kołdrą, a może po prostu to ja byłem rozbudzony, więc i pokój miał w sobie coś innego.
- Ale to tylko łyżwy! – niespodziewany, donośny głos Pottera wbił się w ciszę sprawiając, że zadrżałem wystraszony. Nie byłem przygotowany na coś takiego. – Nie puszczę cię! – przeszły mnie dreszcze, kiedy mówił donośnie przez sen. Zdecydowanie wolałem nocną ciszę. Okularnik wydawał się zdesperowany, cokolwiek mu się śniło. – Będę pilnował, o widzisz? – z trudem powstrzymałem śmiech. Szczerze mówiąc mówił to z tak wielkim zaangażowaniem, iż niemal wierzyłem w to, co się mogło dziać w tamtej chwili w jego śnie.
- Pobaw się mną. – na dźwięk głosu Andrew serce niemal nie wyskoczyło mi z piersi i tym razem nie wytrzymałem i zacząłem chichotać cicho. Mówiąc przez sen Potter musiał przymusić Shevę do bełkotania.
- To może być ciekawe. – Syriusz pocałował mnie w ucho i obaj przysłuchiwaliśmy się temu, co się działo z naszymi przyjaciółmi. – Troszeczkę? – słodki, proszący głos zielonookiego, a zaraz potem zdecydowane: - A... Ahhh! Tak, chcę go! Mmm... – nie było wątpliwości, co takiego może mu się śnić. W przypadku Andrew chyba byłbym niesamowicie zdziwiony, gdyby nie miał podobnych fantazji, jednak słyszenie jego podnieconego, piskliwego głosu w środku nocy, w tym samym pokoju, na łóżku naprzeciwko, było poniekąd żenujące. Jego jęki, westchnienie i czasami nie do końca zrozumiałe zdania zmieszały się z namowami Jamesa na łyżwy.
- Łatwo poszło, jedziemy! – entuzjazm okularnika i kolejny namiętny pisk.
- Tak, szybciej! – i głośny pomruk.
- Puszczam...
- Ah, ubrudziłeś mnie! Mmnnn...
Nie panowałem już nad sobą. Roześmiałem się głośno, Syriusz jakby zachęcony moim śmiechem także się nie powstrzymywał. To było za wiele. Gdyby biedny Andrew wiedział, jakie absurdy wygadywali obaj z Potterem, chyba zacząłby kneblować okularnika na noc. Popłakałem się ze śmiechu wycierając łzy w piżamę Blacka. Czułem jak jego ramiona drżą konwulsyjnie od kolejnych napadów wesołości. Sheva zaczął się przewracać z boku na bok i mruczeć pod nosem niezadowolony. Nasz chichot musiał przerwać jego wspaniały sen, a teraz może odczuwał dyskomfort spowodowany podnieceniem we śnie. W jego przypadku wszystko było możliwe, o ile nie całkiem pewne. James tylko naciągnął dokładniej na siebie pościel i zachrapał krótko znowu śpiąc w najlepsze.
Pocałowałem Syriusza w policzek uśmiechnięty i przytuliłem mocno do niego. Andrew właśnie odkrył się i wstał z łóżka wychodząc do łazienki. Ponownie wzbierał we mnie chichot i kryjąc twarz w pościeli dałem temu upust. Biedny Sheva chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie mu się przytrafiło. Byłem ciekaw, czy i mnie kiedyś spotka coś takiego, czy będę na tyle spragniony Syriusza, że sny przerodzą się w prawdziwe podniecenie. Zawstydziły mnie te myśli, ale nie pozwoliłem im zgasnąć. Nie miałem nic przeciwko temu.

niedziela, 17 stycznia 2010

Buziaczki

7 stycznia
Chyba niepotrzebnie śmiałem się z Syriusza, kiedy wylał na siebie zupę, jak dziecko nie potrafiąc jej normalnie zjeść. Dziś to ja pokazałem, na co mnie stać. Nie specjalnie cieszyłem się z ubrudzonego sosem swetra, ale było już za późno na ratunek. Można powiedzieć, że teraz było po równo i obaj z Blackiem wyszliśmy na zero. Mógł mi dokuczać do woli tym bardziej, że plama odznaczała się pomarańczowo-czerwonym kolorem przypominającym barwy naszego Domu. To tym bardziej bawiło przyjaciół. Na szczęście między obiadem, a zajęciami miałem chwilę czasu. Mogłem się przebrać w czyste rzeczy zamiast paradować ubrudzony po szkole. Syriusz zdeklarował się, że pójdzie ze mną do pokoju i dotrzymał słowa eskortując mnie pod samą szafę.
Nie chciałem się spóźnić na runy, więc ochoczo przeszukiwałem swoje rzeczy by trafić w końcu na odpowiednie ubrania. Całe szczęście, że nie ubrudziłem szaty, bo wtedy miałbym nie lada problem.
- Czekaj, pomogę ci. – Black wziął ode mnie czysty sweter i pomagał mi go założyć. Jakoś nam to nie szło. Zupełnie jakby nie chciał mi przejść przez głowę. Szarpnąłem się szukając rękami dziury na głowę.
- Coś nam nie idzie. – mruknąłem usiłując zdjąć z oczu sweter, ale i to mi się nie udało. Coś go trzymało i nie chciało puścić. – Chy... Chyba ugrzęzłem... – rzuciłem nie wiedząc, czego teraz spróbować. Poczułem ciepły oddech na wystającej spod swetra dolnej części twarzy. Nic nie widziałem i nie specjalnie było mi wygodnie, ale kiedy poczułem muśnięcie ust Syriusza na swoich nie wiedziałem jak zareagować. Czy mnie tym uspokajał, czy się nabijał? Nie mogłem tego określić. Jego pocałunek stał się głębszy, mocniejszy i przez chwilę nawet zapomniałem o swoim problemie ze swetrem. Poddałem się słodyczy buziaka i uśmiechałem lekko, kiedy Black odsunął się na kilka centymetrów. Chciałem zapytać, co się stało, że nie mogę ani ubrać, ani zdjąć ubrania z głowy, jednak nie miałem okazji, gdyż Syri znowu mocno przywarł do moich warg całując je zdecydowanie bardziej zachłannie. Oddałem jego pocałunek z zadowoleniem, a sweter osunął się odrobinę. Wydawało mi się, że będę w stanie go zdjąć, kiedy odsłonił mi nos, ale poczułem, że Syriusz łapie go i trzyma bym jednak tego nie zrobił.
- Co jest? – syknąłem, kiedy Black zaczął lizać mój nos. Chciałem go odsunąć, by móc w końcu normalnie funkcjonować, ale było ciężko. Chłopak językiem zaczął znaczyć moje policzki, usta i był tym bez reszty pochłonięty. Sweter zsunął się trochę z mojej twarzy, dzięki czemu jednym okiem mogłem na niego spojrzeć. Wydawał się czerpać przyjemność z tego, że jego język ślinił moją skórę. Zarumieniłem się nie potrafiąc nad tym zapanować. Kruczowłosy oddawał się temu wręcz z żenującą sumiennością.
- Syriusz, Syriuszu, Syriuszu... – usiłowałem do niego dotrzeć, jakoś ocucić z tego transu, pozbyć się go, ale udało mi się to dopiero, kiedy sweter całkiem opadł na ziemię, a ciepła dłoń chłopaka zamiast na miękki materiał natrafiła na moje czoło.
- Oj? – tym razem to on wydawał się lekko zawstydzony i malał pod wpływem mojego karcącego spojrzenia. – Przepraszam? Nie mogłem się powstrzymać. – starał się jakoś mnie udobruchać. Nazbyt dobrze znałem jego słodkie miny by o tym nie wiedzieć.
- Co to było? Znowu jesteś zazdrosny o Wavele’a? – skrzyżowałem ręce na piersi, ale uświadamiając sobie, że czas się ubrać zająłem się tym nie spuszczając jednak wzroku z Syriusza.
- N... Nie! – wydawał się tym poruszony, może zatroskany. Sam nie wiem, co się z nim działo. – Ja wiem, że się myliłem. On jest dziwny, ale nic do ciebie nie ma. To mój błąd, więc już nie jestem zazdrosny. Po prostu tak, jakoś mnie naszło... – wyznał w taki niewinny sposób, że czułem się nagle stroną dominującą w naszym związku. Byłem jednak bardzo zadowolony z tego, że Syri zrozumiał swój błąd i pojął pewne rzeczy. Byłem dumny z niego i z tego, że poznał bliżej nauczyciela run nie będąc już bezpodstawnie zazdrosnym. W nagrodę postanowiłem dać mu wielkiego buziaka. Poddał się mojej woli, mimo lekkiego zaskoczenia. Pocałowałem go na koniec oblizując jego wargi i posłałem najsłodszy ze swoich uśmiechów. Zasłużył na to.
Mieliśmy w prawdzie jeszcze trochę czasu, ale chciałem być wcześniej pod salą lekcyjną, więc zabrałem Syriusza z jego chwilowych rajskich ogrodów, kiedy to z pełnym satysfakcji uśmiechem przyglądał mi się bezustannie. Nie chciałem być tak brutalny i przerywać mu jego błogiej chwili spokoju, ale nie mogłem doczekać się zajęć. Runy były naprawdę pasjonujące tym bardziej, że nawet Black przejawiał duże zainteresowanie ich tematem.
Pojawiliśmy się pod klasą w odpowiednim momencie. Wavele otwierał drzwi sali wcześniej niż zazwyczaj zapewne byśmy mieli czas rozsiąść się. Posłał przy tym Syriuszowi uśmiech, jednak ten chyba nawet tego nie widział, ponieważ patrzył w inną stronę. Żałowałem, bo nauczyciel wydawał się wdzięczny za Syriuszową pomoc w Święta. Byłem niesamowicie zadowolony i dumny z mojego kochanego Blacka. Postarał się i teraz profesor, którego chłopak tak nie lubił chyba darzył go sympatią. Mogłem tylko liczyć na to, iż z wzajemnością. Chciałem by Syri miał dobre układy z profesorami.
Jak się okazało Wavele zaczął zajęcia ciut wcześniej przepraszając nas za to wylewnie i od razu przeszedł do lekcji. Chyba się spieszył i nie chciał tracić zbyt wiele czasu. Narysował nam na tablicy dwie nowe runy i tłumaczył ich ogólne zastosowanie, znaczenie. Byłem zaskoczony, kiedy widziałem, że Syriusz cały czas coś notuje i nawet nie ma czasu by spojrzeć na profesora. To mnie cieszyło. Mój Syri zaczął się interesować nauką, a to sprawiało, że z jeszcze większą pasją podchodziłem do zajęć run. Ten jeden przedmiot, który okazał się niespodziewanie pochłaniać chłopaka był dla mnie tym cenniejszy. Chciałem dzielić z nim tę nowo narodzoną pasję.
- Dzięki pomocy waszego kolegi, Syriusza, nasze zajęcia będą jeszcze owocniejsze. – nauczyciel podszedł do naszych stolików i położył dłoń na ramieniu Blacka lekko je ściskając. Chłopak pobladł lekko i wydawał się nieswój. Biedny zapewne nie chciał by Wavele zdradzał, że pomagał mu w pracy. Opinia na temat kruczowłosego mogła przez to ulec zmianie i przestałby być postrzegany, jako jeden z nieuków w grupie Pottera. Nawet nie myślałem, że Syri może być taki wstydliwy, kiedy chodziło o chwalenie go. Znowu przepełniała mnie duma. Mój chłopak okazał się osobą godną zaufania, ambitną i pracowitą. Widziałem, że Wavele był z niego zadowolony. Syri musiał dobrze spełnić swoje zadanie i teraz zasłużył na pochwałę, wdzięczność i wiele dobrych słów ze strony profesora. To przepełniało mnie radością i czułem się niemal tak, jakbym to ja był na miejscu Blacka. Cóż to była za wspaniała chwila.
Nauczyciel poklepał ramię chłopaka i posłał mu gorący uśmiech. Black nagle nabrał kolorów i również odpowiedział uśmiechem. Chyba zrozumiał, że jest słusznie chwalony i wcześniejsza niepewność go opuściła. Bycie cenionym przez profesorów wcale nie było takie złe. Sam tego doświadczyłem i bynajmniej nie narzekałem na to.
- Od dziś zajmiemy się czystą magią run. Każda z nich ma swoją unikalną moc i właśnie to chcę wam od dziś przybliżać. – Wavele machnął ręką a z jego biurka na nasze stoliki przefrunęły woreczki. Skorzystałem z chwilowego zamieszania i sięgnąłem dłonią w tył głaszcząc Syriusza po kolanie. Chciałem mu tym pokazać jak dalece jestem z niego zadowolony. Chyba nawet nie wiedział, jaką sprawił mi przyjemność tym, że pomagał profesorowi. Musiałem go jakoś za to nagrodzić. Wziąłem szybko kawałek kartki i napisałem na niej to, co przychodziło mi do głowy, tak, więc, kilka słów o mojej radości, dumie i tym, że Syri spisał się wzorowo. Później by zachęcić go do dalszej pracy obiecałem, że tym razem to ja go popieszczę wieczorem i pozwoliłem spać tej nocy ze mną.
Sam nie wiem, jakim cudem tak dalece mnie to satysfakcjonowało. Może w końcu poczułem, że mam dobry wpływ na Blacka, a nie tylko on gorszy na mnie? Lub najzwyczajniej w świecie nie doszedłem jeszcze do siebie po Świętach, a później będę odczuwał wielkie zażenowanie spowodowane moją nagłą śmiałością? Liczyłem tylko na to, że moje nagradzanie Blacka nie rozleniwi go, a tylko nakłoni do pracy, osiągania sukcesów i pogłębi jeszcze jego zainteresowanie runami. Pasowałby mi, jako nauczyciel tego przedmiotu.
Nagle to ja byłem cały rozanielony, chociaż to Syri powinien tak dalece się tym wszystkim cieszyć. Aż rumieniłem się z powodu własnego dobrego humoru.


  

piątek, 15 stycznia 2010

Kartka z pamiętnika LX - Marcel Camus

Otaczało mnie przyjemne, wszechobecne, wszechogarniające ciepło, miękkość lekkiej, puszystej pościeli, czułem gorąco na brzuchu i piersi, łaskotanie na szyi. Cała masa przyjemnych doznań, które wywołały uśmiech na mojej twarzy. Nie otwierałem oczu, nie chciałem ich jeszcze otwierać, a jednak byłem ciekaw, co się właściwie dzieje. Ledwie uniosłem niespiesznie powieki, a mój wzrok spoczął na roześmianej, pięknej twarzy, na wielkich, ciemnych oczach i idealnych ustach. Kolejne łaskotanie i wiedziałem już, że było ono sprawką Fillipa. Jego miękkie wargi subtelnie całowały moją skórę i tym wywoływały tak przyjemne doznania. Między nami spał Nathaniel, będący źródłem gorąca, jakie czułem na ciele. Jego małe ciałko byłoby w stanie zastąpić swoim ciepłem pierzyny i koce. Był słodkim, nieświadomym niczego grzejniczkiem, który przypominał śpiącego aniołka z dziecięcych obrazków. Pogłaskałem go po głowie nie mogąc się powstrzymać, subtelnie by się nie obudził i ponownie posłałem uśmiech Fillipowi. Przysunąłem się na tyle na ile pozwalał mi malec między nami i przyłożyłem swoje usta do warg mojego Anioła. Po moim ciele przebiegły dreszcze przyjemności, czułem smak i miękkość płatków kwiatów. Wyciągając przed siebie dłoń pogładziłem jego policzek, a pocałunek pogłębiłem w miarę możliwości.
- Zaniosę go do pokoju. – szepnąłem prosto do ucha Fillipa muskając je przy tym lekko. On skinął głową i złożył niewielkiego buziaka na czole Nathaniela. Ucałowałem to samo miejsce zanim wziąłem syna na ręce. Nawet się nie obudził, a tylko wydawał się zapaść w jeszcze głębszy sen.
Wyniosłem moje maleństwo z sypialni i położyłem w jego łóżku razem z misiaczkiem, którego zawsze miał ze sobą. Mały przycisnął miśka do piersi. Ponownie pocałowałem jego gładkie, miękkie czoło i na palcach wyszedłem z pełnego zabawek pokoju, by wrócić do drugiego z moich słodkich Plastrów Miodu.
- Nie powinieneś zbierać się do pracy? – Fillip przeciągał się, podczas gdy ja znowu wchodziłem pod pościel i przytuliłem go do siebie.
- Nie mówmy o tym. Jeśli Dumbledore nagnie dla mnie kilka zasad myślę, że będę z wami znacznie częściej. – nie potrafiłem oprzeć się pokusie. Pocałowałem go kładąc dłoń na jego plecach i przysunąłem bliżej swojego ciała.
Chłopak wtulił się i oddając pocałunek narzucił jego tempo i głębokość. Jego języczek wsunął się w moje usta manewrując między moimi zębami, by drażnić naszej języki brakiem kontaktu. Niespodziewanie pchnął mnie na plecy i usiadł na moich biodrach uśmiechając się zniewalająco. Powoli zaczął rozpinać moją piżamę. Patrzyłem jak piękny był w tamtej chwili, jak i w każdej innej. Oczy lśniły mu niezapomnianym blaskiem, uśmiech błąkał się po uchylonych wargach, a dłonie sprawnie odsłaniały coraz więcej mojej skóry. Zaraz po pojedynczym, lekkim pocałunku na obojczyku Fillip położył całe dłonie na mojej piersi. Przesunął nimi po niej i chyba specjalnie zahaczył mocniej o sutki. Jego dotyk był wspaniale przyjemny, ale i on wydawał się czerpać z tego rozkosz. Oczy miał lekko przymrużone i chłonął strukturę mojego ciała jakby jeszcze go nie znał, co nie było prawdą. Jego palce zatoczyły kręgi w koło mojego pępka i powoli pozbywały się spodni, podczas gdy język okrążał prawy sutek nieprzerwanie go gnębiąc. Fillip ukąsił go, possał krótko, a chwilę później jego słodkie usteczka sunęły niżej przez mój brzuch po uda. Z wyraźnym zadowoleniem zatrzymał się przy moim lekko pobudzonym jego pieszczotami i pięknem kroczu. Rozchylił subtelnie wargi i zaczął składać na nim pocałunki. Czułem to wyraźnie. Miękkość i wspaniała wilgotność, jaka mnie rozpieszczała niemal odbierały zmysły. Przeznaczony tylko dla mnie język znaczył szlaczki na całym moim członku. Pragnąłem Fillipa niemalże odchodząc od zmysłów. Moja miłość do niego była niewyobrażalnie wielka, bodźce, jakie dostarczał mojemu ciału niemalże doprowadzały do szaleństwa.
- Zapomniałeś o jednym miejscu. – westchnąłem głośno, a Fillip podniósł się robiąc wielkie oczy, niemal był wystraszony nie wiedząc jeszcze, co pominął, a przecież nie chciał zapominać o żadnym kawałku mojego ciała. Dotknąłem palcem swoich ust. – One nadal chcą więcej, chyba nie pozwolisz im błagać? – chłopak roześmiał się i pocałował mnie mocno, zapamiętale, naprawdę głęboko.
Wykorzystując to zmieniłem naszą pozycję. Fillip spoczął na pościeli, a ja uniosłem się na łokciu by mieć odpowiedni dostęp do całego jego ciała. Całowałem każdy kawałeczek, lizałem strategiczne punkty, zostawiłem kilkanaście śladów by przypominały o mnie za każdym razem, gdy mój Anioł je zobaczy. Bawiłem się przez długi czas jego pępkiem, masowałem palcami krocze, zaś w chwili, gdy zajęły się nim moje usta, dłonie znalazły dla siebie miejsce na wewnętrznej stronie ud, którą gładziły, pieściły, pocierały. Zadowolony chłopak poruszył biodrami z westchnieniem. Z największą przyjemnością wziąłem w usta końcówkę jego członka, który stwardniał od tego niewielkiego jeszcze doznania. Fillip był niesamowicie wrażliwy na pieszczoty, a ja mogłem być dumny, że to właśnie moje starania sprawiały mu tak wielką przyjemność.
Językiem wierciłem w dziurce na końcu gorącego, twardego organu, który drgał zupełnie jakby mógł unieść się jeszcze bardziej. Przesunąłem wargi w dół pozwalając by cały członek chłopaka znalazł się wewnątrz moich ust. Wyraźnie odczuwałem pulsowanie męskości Fillipa, ucisk mojej własnej, gdy ssałem słodki nektar, jakim ten Anioł mnie obdarzał. Rozpływałem się w przyjemności, jaką mi to przynosiło. Mój skarb zajęczał i zajął się moją dłonią by przygotować ją dla siebie. Bez trudu zdołałem wsunąć w niego palce, zaś krótki cichy krzyk i tak został stłumiony, kiedy Fillip zasłonił usta dłońmi. Pieściłem jego wnętrze nieustannie liżąc pobudzony do granic członek. Doznanie musiało być intensywnie, gdyż ruchy bioder przed moimi oczyma były żywiołowe i nieokiełznane.
- Ma... Marcel! Ach... – ten krzyk podniecił mnie niemożliwie. Był zaproszeniem, rozkazem, życzeniem.
Nie potrafiłem się powstrzymać. Jednym, płynnym ruchem zdobyłem jego ciało, utonąłem w gorącym, delikatnym wnętrzu. Tym razem słodkie westchnienie Fillipa zmieszało się z moim. Wspaniałe wnętrze zamknęło się na mnie, otaczało mnie, topiło, jak gdyby to było możliwe i wyciskało ze mnie cenne krople zadowolenia.
- Fillipie... – westchnąłem mu do ucha i zacząłem całować jego pełne słodyczy wargi. Byłem pewien, że nie zdołam odejść od niego by wrócić do szkoły na dłużej niż tydzień. Moje ciało uzależniło się od tego gorąca, od tej rozkoszy, a serce od tej miłości, którą odczuwało, gdy chłopak objął mnie za szyję ramionami. Jego ciało było złączone z moim ciasno. Jego gorące pożądanie ocierało się o mój brzuch, z każdym spragnionym ruchem bioder, każdy oddech ociekał bliskim spełnieniem, a ciasność, jaką odczuwałem była coraz większa.
- Fillipie. – wypowiedziałem jego imię po raz kolejny. Miał zaczerwienioną twarz, uchylone usta, oddychał szybko, a jęki uciekały niemal, co chwilę. Wyglądał podniecająco. Pocałowałem go mocno łącząc nasze westchnienia w jedno. Nie myślałem o niczym innym jak tylko o nim, o tym jak bardzo go kocham, jak jest mi bliski, do jakiego stopnia za nim szaleję.
Aż w końcu wylałem się w jego ciele niedługo przed tym jak cenne nasienie chłopaka pojawiło się na moim brzuchu. Gdy tylko to się stało objąłem go, otuliłem ramionami, a on przylgnął do mojego ciała.
Nie często w ten właśnie sposób zaczynaliśmy dzień, a jednak dziś obaj pragnęliśmy tej bliskości w równym stopniu. Nie byłem pewien ile czasu minie zanim się znowu spotkamy. Wszystko zależało od dyrektora.
- Musimy się wykąpać zanim wstanie Nathaniel. – mimo tych słów Fillip ani drgnął. Obaj rozleniwieni leżeliśmy pogrążeni w błogiej nieświadomości upływającego czasu. – On nie da nam szans na kąpiel, a obaj jej potrzebujemy. – kontynuował i wiedziałem, że to ja musze wykonać pierwszy ruch.
Niechętnie, ale jednak zmusiłem się by odsunąć od siebie ukochanego Anioła. Złapałem go za rękę, pocałowałem w jej wierzch i powoli pomogłem wstać. Widziałem, że nogi nadal ma jak z waty, więc pomogłem mu wstać i postawić pierwsze kroki, a dalej już mógł bez problemu przejść sam. Objąłem go w łazience i całowałem po szyi. Chciałem go nadal pieścić, tym razem pod prysznicem, a on przyjął to ze śmiechem i łagodnością. Nigdy nie miałem go dosyć, pragnąłem go przez cały czas.
Usłyszałem pierwsze nawoływanie z korytarza. Nathaniel wstał, więc musieliśmy się naprawdę pospieszyć, by nie musiał przebywać sam nazbyt długo.

wtorek, 12 stycznia 2010

Bitwa

Najgorsze zakończenie dnia? Godzina 21.30, dzwonek do drzwi, Policja i słowa skierowane do ojca: "Pana brat, Józef, nie żyje."
Notka dziś, ponieważ jutro umówiłam się z mamą po szkole, więc nie wiem kiedy wrócę.



6 stycznia
Syriusz zdecydowanie zrobił się bardziej zaczepny po Świętach. Nie pozwalał mi zjeść spokojnie obiadu, poszturchiwał pod stołem, a ja oddawałem mu z nawiązką, chociaż nie powinienem na to reagować. W efekcie zdarzył się mały wypadek, który zaowocował szykowną plamą na swetrze Blacka. Niechcący szturchnąłem go stopą w nieodpowiednie miejsce, niezwykle czułe, a on aż podskoczył wylewając na siebie zawartość łyżki. Zdecydowanie w zupie nie było mu do twarzy. Jako pierwszy pobiegł do pokoju by się przebrać a ja z resztą przyjaciół nie spiesząc się wracaliśmy do siebie.
Potter postanowił uczcić swój powrót do zdrowia bitwą na śnieżki, tak jak mieliśmy w planach jeszcze zanim zaczął normalnie chodzić. Teraz nie miał z tym problemu, a my tej zimy nie mieliśmy okazji by nacieszyć się śniegiem.
Kiedy dotarliśmy w końcu do pokoju Syriusz biegał po nim bez swetra szukając czegoś ciepłego do ubrania. Nie przeszkadzała mi jego naga pierś, jednak zdecydowanie mógł się w końcu ubrać. Znalezienie swetra było chyba trudniejsze niż przypuszczał. Właśnie ze względu na niego nie spieszyliśmy się z zakładaniem na siebie płaszczy, czapek, czy szalików, jednak mimo wolnego tempa i tak zdołaliśmy wyrobić się jeszcze przed nim.
Z założoną na ramiona kurtką i szalikiem owiniętym dookoła szyi patrzyłem jak Black przegrzebuje kufer szukając czegoś odpowiedniego.
- Syriuszu, jeśli chcesz iść z nami na błonia musisz się pospieszyć. – podszedłem do niego i obwiązałem końcem szalika jego szyję przyciągając go w ten sposób blisko siebie. – O ile się nie mylę masz swoje rzeczy upchane między moimi w szafie. – pocałowałem go w kącik ust i uwolniłem do siebie. Posłał mi szeroki, zadowolony uśmiech i nie zwlekając zabrał się za przeszukiwanie moich rzeczy w poszukiwaniu swoich. Miałem niewiele ubrań, a kruczowłosy z trudem mieścił swoje w każdej wolnej przestrzeni szafy, dlatego też wykorzystał moją część dla siebie. Często jednak o tym zapominał, tak jak właśnie teraz.
W końcu znalazł ciepły golf z grubej wełny, co zostało przyjęte z wielkim entuzjazmem. Tylko na niego jeszcze czekaliśmy. Gotowaliśmy się we wszystkich tych ubraniach, jakie na sobie mieliśmy.
- Kto ostatni wyjdzie z zamku ten stawia piwo kremowa w Hogsmeade za tydzień! – James poprawił okulary i naciągnął czapkę na uszy. Wyczekał aż Syri opatuli się dokładniej i biegiem wystartował do drzwi. To oznaczało początek zabawy, nawet, jeśli Potter oszukiwał już od samego początku. Pobiegliśmy za nim ile sił w nogach. Zdecydowanie w moim przypadku mógłby pojawić się drobny problem, gdyby to na mnie padło i to ja musiałbym zapłacić za napój dla kolegów, więc dałem z siebie wszystko. Mijaliśmy innych uczniów, jedni zgrabniej inni mniej, ale można było wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Dogonienie Jamesa nie sprawiło mi problemu i szczerze mówiąc to między nami rozgrywał się finał tego biegu. Widzieliśmy już schody prowadzące na zewnątrz. Były otwarte, ale nie wpuszczały do środka zimna zabezpieczone zaklęciem. Nie chciałem dać chłopakowi satysfakcji. Musiałem być w tym przypadku pierwszy. Popatrzyłem w bok na niego uśmiechając się do siebie i przyspieszając. Potter był skupiony i wysilał się jak mógł. Nagle zniknął mi z oczu, jakby się rozpłynął. Odwróciłem się na chwilę uważając na schodach, by się nie przewrócić. James został pod Wielką Salą podnosząc się powoli z podłogi. Wypadłem zziajany na zewnątrz, a za mną wybiegł Syriusz i Sheva. Peter właśnie mijał Jamesa, który już szykował się do dalszego biegu. Niestety blondynek przypadkiem pchnął go biodrem, a okularnik znowu wylądował na posadzce twarzą w dół. Peter wypychał brzuch do przodu sapiąc jak lokomotywa, ale dołączył do nas, jeszcze zanim J. zdołał stanąć na nogi. Wychodziło na to, że to właśnie do niego będzie należał przywilej kupienia nam piwa kremowego. On zdecydowanie także o tym wiedział. Gdyby wzrok mógł zabijać...
- To się nie liczy! – syknął. – Peter mnie pchnął!
- Nie, prawda! – Pettigrew wydął wargi patrząc na niego buntowniczo. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że lekko puknął okularnika z biodra.
- James, oszukałeś na samym początku i jeszcze chcesz się skarżyć, ze jesteś ostatni? Było nie oszukiwać! – Sheva właśnie robił kulkę ze śniegu i podrzucał ją. – Stawiasz w Hogsmeade i nie wymigasz się. – J. otworzył usta by się kłócić, ale Syriusz złapał go za rękaw i przyciągnął do siebie wraz z Peterem.
- Biorę Pottera i Pettigrew mamy trzy osobową drużynę, na was dwóch. – skinął głową na mnie i Andrew.
- Co? To trochę niesprawiedliwe!
- No wybacz, ale masz w swojej drużynie wilkołaka, chyba nie chcesz mi zabrać mięsa armatniego? Muszę się bronić. – popatrzyłem na kruczowłosego przenikliwie. To nie była moja wina, że miałem pewne umiejętności, a on to wykorzystywał, by mieć większą grupę. – Nie patrz tak. Chcę cię natrzeć śniegiem, a szanse muszą być, jako tako wyrównane. – prychnąłem tylko nie planując się kłócić. I tak nic by to nie dało. Moja przewaga nad nimi była w pewnym sensie oczywista, więc miał prawo ustalić takie zasady.
Nie było żadnej komendy, ani hasła rozpoczynającego walkę. Po prostu w którymś momencie jedno z nas sięgnęło po śnieżkę, inne nią dostało i tak się zaczęło. Mogłem uniknąć jednej śnieżki, ale nie kilku jednocześnie. Poniekąd moje wilcze zmysły nie na wiele się zdały podczas tej zabawy. Może rzadziej obrywałem śniegiem, ale bynajmniej celność była w tym wypadku bądź, co bądź mało istotna. Jeśli Syriusz potrafił uciec przed moim atakiem, wtedy nic nie mogłem zrobić. Biegaliśmy po błoniach, które były nadzwyczajnie opustoszałe. Nie zwracaliśmy uwagi na nic póki Black nie padł na kogoś. Szczerze mówić bałem się, że było to drzewo, na szczęście nie skończyło się tak brutalnym zderzeniem. Kruczowłosy podniósł się ze zgniecionej przez siebie osoby i zmarszczył brwi. Ulepił wielką śnieżkę i zamachnął się. Zbliżając się widziałem dokładniej tamtego nieszczęśnika. Okazał się nim Snape, którego Syri nie darzył sympatią. Chyba każdy był gotowy na to, co stać się miało, kiedy śnieżka była gotowa, ale zamach, jaki brał Black został sparowany. Zajęty tym, co działo się przed moimi oczyma nie zauważyłem nawet, że nie jesteśmy tam już sami.
- Na moich się ręki nie podnosi, Black. – Lucjusz zepchnął chłopaka ze Ślizgona.
- Skoro twoi zadarli ze mną już jakiś czas temu teraz muszą pokutować. – Syri wzruszył ramionami otrzepując się ze śniegu. Bezsprzecznie nadal miał żal o sytuacje, kiedy to Severus usiłował zemścić się na Blacku używając w tym celu mnie.
- Jest sposób żeby to rozwiązać. – Lucjusz machnął ręką na kolegów. Blood nie wyglądał na zadowolonego, ale w jego przypadku o ile pamiętałem, było to normalne. Lu pomógł wstać Snape’owi i objął go ramieniem. – Jest pięciu na pięciu. Ty jesteś kapitanem u siebie, ja u siebie. Która drużyna pierwsza opadnie z sił przegrywa. Wojna Domów, Black! – zarówno Malfoy, jak i Syri sięgnęli po śnieg. Potter i Rudolf również. Wtedy też zaczęli się obkładać. Zupełnie nie było sensu, byśmy i my z nimi walczyli, ale nie wypadało nam chyba tak zostawić przyjaciół samych sobie. Z bólem rzuciłem pierwszą śnieżką trafiając w Alena. Zaczęła się prawdziwa walka. Tym razem bez ograniczeń i litości. Chyba nigdy nie miałem za kołnierzem takiej ilości śniegu, jaka teraz topiła się na moim karku. Syriusz miał twarz czerwoną od zimna, Peter czasami nawet nie wstawał z ziemi, kiedy był atakowany przez Rudolfa. James za to upodobał sobie Snape’a. Nikt nie odważył się podejść do nas, lub stanąć na linii strzału. Zupełnie jakby z nieba zamiast małych śnieżynek padały wielkie kule, przed którymi nie było ucieczki.
Chyba nazbyt poważnie potraktowaliśmy mimo wszystko tę śniegową bitwę. Padaliśmy ze zmęczenia szybciej niż by się to mogło wydawać. Syri i Lucjusz trzymali się dzielnie. Juz na klęcząc w śniegu zziajani jeszcze obrzucali się niespecjalnie dopracowanymi śnieżkami. Zupełnie jakby chcieli udowodnić coś jeden drugiemu. Musiałem zebrać w sobie resztkę sił by odciągnąć Blacka od Malfoya, którego zaś zabierał jak najdalej Blood. Obaj się wyrywali, chociaż chyba już tylko z przyzwyczajenia do ruchu.
- Remis, Black! – Lu naprawdę opadł z sił. Powiedziałbym, że się zestarzał strasznie szybko i dlatego już padał, ale chyba nie warto było tego roztrząsać. Syri był tak umęczony, że tylko podniósł rękę by się z tym zgodzić. Słowa nie mógł wypowiedzieć, ale zipał głośno i ciężko. Może nawet przypłaci to później chorobą. Niestety jak dla nas ta zabawa trwała chyba za długo i już wcześniej odrobinę zmęczeni teraz nie mieliśmy sił na dalsze wysiłki. Marzyłem o gorącej czekoladzie i zdecydowanie to było następnym punktem dzisiejszego dnia. Musieliśmy tylko wrócić do zamku.


  

niedziela, 10 stycznia 2010

Nawyki...

5 stycznia
Nie wiem jak to możliwe, ale opowiadanie o Świętach zajęło nam pół dnia. Błądziliśmy naszym małym stadem po szkole, oglądając ją, poznając na nowo, chociaż bez problemu potrafiliśmy się w niej odnaleźć. Sam nie miałem pojęcia, dlaczego to robiliśmy, chociaż z tego, co bez trudu dało się zauważyć o wiele więcej uczniów zdecydowało się na taki krok. Co chwilę mijaliśmy jakieś grupki, lub pary zupełnie jakby zamek nagle stał się parkiem, po którym można było pospacerować. Noga Jamesa wyzdrowiała przez te tygodnie i cieszył się jak dziecko tym, że mógł normalnie chodzić.
Biedny Syriusz nudził się przez całe Święta. Było mi go żal. Nic się nie działo, a on musiał dodatkowo pomagać nauczycielowi run. Przynajmniej miał jakąś rozrywkę, nawet, jeśli kiepską. Poznał za to profesorkę mugoloznawstwa, o której Potter nic nie mówił, a jednak, kiedy tylko się o niej wspomniało uśmiechał się głupkowato. Uznał, że lepiej mieć mniejszą konkurencję do oglądania i wolał milczeć. Nie obyło się bez długiego wykładu na temat różnic między nią, a innymi kobietami, których J. nie znosił. Wyszło na to, że James lubi wyzywające i twarde kobiety, takie jak Seed. Nie kojarzyłem jej w ogóle, ale na pewno od teraz miało się to zmienić, skoro jej temat pojawił się w naszych rozprawach na temat nieudanych Świąt Syriusza.
Do pokoju wróciliśmy zaraz po podwieczorku. Zażyczył sobie tego sam Potter.
- Mamy pewną sprawę do załatwienia. – powtarzał, kiedy tylko usłyszał konkretne pytanie, lub ciekawskie spojrzenie zetknęło się z jego zdesperowanym wzrokiem. Ledwie zamknęliśmy za sobą drzwi, a okularnik rozsiadł się na swoim łóżku zakładając nogę na nogę i podpierając się rękoma za plecami. Chyba starał się wyglądać dostojnie i poważnie, ale nie specjalnie mu się to udało. Nadal był przecież głuptasem, którego znaliśmy już od pierwszego roku.
- Więc teraz nasz pan i władca strzeli nam kazanko? – Sheva powoli podszedł do chłopaka i złapał go pod brodę patrząc w zdziwione, szeroko otwarte oczy. Gdyby nie gałki oczne mógłbym porównać to do stanu, w jakim aktualnie znalazły się usta Jamesa. Szczęka mu opadła, język niemal wyszedł na wierzch. Andrew pokazał nam wszystkim usatysfakcjonowany uśmiech. Potter nadal miał do niego słabość, a on czasami lubił to podsycić. W ten sposób mógł manipulować głupim Potterem jak tylko chciał.
Upewniwszy się, że jego urok osobisty nadal działa zostawił Jamesa w stanie błogiego ogłupienia.
Minęła chwila zanim J. wrócił do siebie i przypomniał sobie, o co chodziło. Było to irytujące, ale całkowicie normalnie w przypadku okularnika.
- No, to... – zaczął jakby szukając odpowiednich słów. – Wynocha. – bez sprzecznie było krótko i dosadnie. – Zaprosiłem sobie Niholasa, was mi tu nie potrzeba. Znajdźcie sobie zajęcie na najbliższą godzinę, lub dwie. Dzisiaj moja kolei na okupowanie sypialni. – specjalnie nikogo to nie zdziwiło. Już wcześniej wiedzieliśmy, że to nastąpi.
- Syriuszu, polecam wam Pokój Życzeń. – Andrew uśmiechnął się słodko. – Widzę, że ci tęskno za sprośnościami, więc ja wezmę Petera i pogramy w szachy. – westchnął głośno pokazując Pettigrew, że ma się zbierać i wychodzić z pokoju. – Jako samotny, zdesperowany spełnię prośbę tego biednego ślepca. Zanim James zdążył się zdenerwować nas już nie było w pokoju.
Może i ja miałem ochotę na te ukryte pragnienia Blacka? Nie byłem pewien, ale nie mieliśmy dla siebie czasu od wczoraj, a teraz nadarzała się niepowtarzalna okazja. Nie chciałem skazywać Shevy na bezsensowną grę w szachy, ale chyba nie było wyjścia. Chłopak wydawał się zdecydowany i gotowy wyrzucić nas nawet siłą z Pokoju Wspólnego. Zdecydowanie lepiej niż ja sam wiedział, czego mi trzeba. Póki, co nie odczuwałem jeszcze potrzeby bliskości z Syriuszem, albo zajmując się rozmową z przyjaciółmi zagłuszałem ją jak tylko się dało. Syri był za to stanowczo bardziej otwarty. Pogłaskał Andrew po głowie, jak małe wierne zwierzątko i bez słowa czekał na mnie przy portrecie. Ja też nie mówiąc ni słowa zgodziłem się na to, co miało się dziać. Poszedłem śladem kruczowłosego.
- Stęskniłem się, Remusie, chociaż nie myślałem od razu o tym żeby wkładać ci ręce do spodni. – rzucił w drodze łapiąc mnie za dłoń. Ciepło jego ciała było niezaprzeczalne i z przyjemnością oddałem ten uścisk.
- To krępujące, ale przyjemne. – odpowiedziałem lekko zarumieniony patrząc pod nogi. – Pomijam fakt, że na pożegnanie musiałem robić ci to na zajęciach! – syknąłem by odsunąć do siebie zawstydzenie. Syriusz roześmiał się zadowolony z siebie.
- Podobało ci się, bo nadal to wspominasz. – zakpił, a ja miałem ochotę krzyknąć na niego, zaprzeczyć, wypierać się, bo przecież wcale nie było w tym nic przyjemnego. Od dawna nie byłem tak zawstydzony jak wtedy, gdy go dotykałem na zajęciach.
Wybuch wściekłości uniemożliwił mi sam Black wciągając mnie do urządzonego skromnie, ale wygodnie Pokoju Życzeń. Myśl o czekającym nas zbliżeniu przyćmiła moje zmysły na tyle, że nawet nie zauważyłem jak byliśmy na miejscu, nie mówiąc już o samym zamyśle Syriusza dotyczącym wyglądu wnętrza. Zdecydowanie musiałem szybko dojść do siebie, by unikać podobnych sytuacji w przyszłości.
Wylądowałem na miękkim łóżku z baldachimem o czerwonej narzucie. Wpatrywałem się w twarz Syriusza, jego oczy, czułość wypisaną na twarzy. Dotknąłem jej dłońmi, gładząc, rozkoszując się jego skórą pod opuszkami palców. Następstwem tego był pocałunek, jaki otrzymałem. Gorący, słodki i głęboki. Czułem jak chłopak podwija mi sweter, a kiedy usta kruczowłosego odsunęły się od moich pozbyłem się górnej części garderoby na dobre. Nie mogłem myśleć racjonalnie, zupełnie jak gdyby coś blokowało moją wolę. Pozwalałem robić z sobą wszystko. Było to przyjemne, jednak dziwne. Może te dwa tygodnie wywarły na mnie większy wpływ niż sądziłem? Nie wiedziałem, co robić z rękoma. Początkowo bawiłem się włosami Syriusza, kiedy mnie całował, ale teraz były niespokojne i puste. Zacisnąłem je na pościeli i Patrzyłem na zabiegi Blacka. Jego wargi całowały moją pierś, dłonie rozpięły spodnie, a ich zsuwaniu się z moich bioder towarzyszyło dziwne uczucie, jakby łaskotania w podbrzuszu. Znajome, smaczne usta objęły mój sutek i kąsały go. Czułem jak twardnieje, jak sprawia, że moje serce przyspiesza. Równocześnie z językiem liżącym ten punkcik na mojej piersi na moim kroczu pojawiła się dłoń Blacka. Westchnąłem i przymknąłem oczy. Nie mogłem ich zamknąć, chciałem widzieć, co takiego robi ze mną chłopak. To było tym przyjemniejsze, że od pewnego czasu nie doświadczyłem niczego równie przyjemnego. Małe przełamanie lodów, przed powrotem do normalnego życia. Moje ciało było bardzo czułe po czasie rozłąki, a Black wydawał się trochę poważniejszy niż poprzednio. To zaskakujące biorąc pod uwagę, że przecież nie mógł się tak szybko zmienić.
Kiedy ssał mój sutek i pieścił członek pewnymi ruchami nie potrafiłem już dłużej panować nad swoim ciałem. Całkowicie zamknąłem oczy i odchyliłem głowę lekko do tyłu. To było naprawdę przyjemne, tak samo jak za każdym razem, kiedy to robił.
- Ja już... – westchnąłem nieskładnie, a wtedy Syri przysunął wargi do mojego ucha.
- O to chodzi. Później zajmiesz się mną. – pocałował mój policzek. Na samą myśl o tym, że teraz to ja będę dotykał jego ciała nie mogłem się powstrzymać i ulżyłem sobie w jego dłoń.
Syriusz pocałował mnie mocno i usiadł na mojej piersi wyprostowany. Uśmiechał się jakby tym właśnie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Sięgnąłem do jego spodni z wypiekami na twarzy. Jego ciało było bardzo blisko i właśnie to mnie peszyło. Mimo to wyjąłem jego członek z krępujących go ubrań. Zacząłem od pocierania, drugą dłonią sięgając głębiej pod bieliznę dotknąłem jego jąder. Wstydziłem się, ale nie planowałem przestawać. Pieściłem go dając z siebie wszystko. Całował mnie teraz lekko raz po raz po całej twarzy. Mruczał do ucha i wydawał się niesamowicie słodki. Czułem się tak, jakbym to ja dominował, a on był zdanym na moją łaskę rozkosznym chłopcem. Spodobała mi się ta rola, chociaż zdecydowanie bardziej wolałem zajmować swoje stare stanowisko.
- Pamiętasz nasz plan ślubu w szkole? – szepnął cicho z rozkosznym pomrukiem zadowolenia. – Na wiosnę, przed wakacjami, wprowadzimy to w życie. – chociaż powiedział to normalnie więcej nie wydusił z siebie. Całkiem oddał się we władanie przyjemności, a ja tylko bardziej zatraciłem się w swoim zażenowaniu.
Syriusz zeszedł z mojego ciała i położył się obok. To ułatwiło mi pracę i mogłem zdecydowanie dokładniej i szybciej dotykać go, czy pocierać. Kiedy doszedł sprawił mi tym wielką przyjemność. To znaczyło, że było mu dobrze, a właśnie tego dla niego chciałem. Sam sięgnąłem po pocałunek i powoli zaczynałem się rozluźniać.

piątek, 8 stycznia 2010

Powroty...

Remi nam wraca!

4 stycznia
Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo tęskniłem za chłopakami i szkołą póki nie wsiadłem do pociągu. Oczywiście przez cały czas czułem swoistą pustkę bez przyjaciół, ale obecność rodziców robiła swoje. To niesprawiedliwe, że musieliśmy opuszczać kochane osoby, by być z innymi równie nam drogimi, ale nawykłem już do tego, cokolwiek nie mówiłbym w danej chwili. W końcu moje zdanie zmieniało się w zależności od okoliczności, a w tej chwili byłem rozanielony. Tym razem nie udało nam się trafić na pusty przedział, w którym siedzielibyśmy sami. Musieliśmy dzielić się nim z Lily Evans i jej przyjaciółką. To irytowało Pottera, który wyraźnie nie przepadał z rudowłosą, a mało tego nie mógł głośno wyrażać swoich opinii. Zupełnie jakby toczyła się między nimi swoista wojna. Może czuł żal i rozpamiętywał ostatnie czasy, kiedy dziewczyna wyciągnęła w jakiś ciemny zaułek jego drogiego Kinna? Ciężko było to stwierdzić, a wątpiłem by James zechciał się nam z tego zwierzyć.
Na szczęście, jako że kobiety to istoty stadne dwie dziewczyny nie wytrzymały przytłaczającego towarzystwa czterech chłopaków i wyszły na jakiś czas do swoich koleżanek w innym przedziale. Nie potrzebowałem swoich zmysłów by słyszeć jak o tym rozmawiały. Raczej specjalnie obwieściły to nam wszystkim, by w jakiś sposób dać nam do zrozumienia, że je denerwujemy.
- Nareszcie! – Potter wyciągnął przed siebie nogi, rozłożył ramiona i prezentował jak wiele miejsca dzięki temu zostało nam dane. – Następnym razem proponuję dosiąść się do Ślizgonów, byle tylko z daleka od dziewczyn! Z tamtymi można się, chociaż pokłócić, a na nie szkoda słów. Puszą się jak ten mały, włochaty pies mojej ciotki, który ciągle szczeka i pyska nie zamyka! – odpowiedzią na jego żale było tylko głośne westchnienie, jakie wydałem z siebie ja, Sheva i biedny Peter, właśnie otwierający zawiniątko z wypiekami swojej matki. Nie uszło to uwadze Jamesa. – A ten już je, już je! – włożył palec w krem na ciastku blondynka i zebrał najwięcej ile mógł, po czym zabrał się za oblizywanie. Potter i jego nieodparty urok...
- Ja chcę już do domu! – Andrew chyba nie wytrzymał dłużej i skorzystał z chwili, kiedy to mogliśmy porozmawiać całkiem swobodnie. – Nawet nie wiecie, co musiałem zostawić, żeby wrócić z wami do Hogwartu! Moje wielkie, erotyczne cudo! Nie wytrzymam tylu miesięcy w celibacie! – akurat tego można było się po nim spodziewać.
- Ja mam celibat od dawna i jakoś nie kwilę. – niewzruszony jękami J. wzruszył ramionami i znowu palcem zabrał krem z ciastka Petera. Blondynek wyciągnął je z pudełka i położył na dłoni okularnika z niezadowoloną miną. Nie dziwiłem mu się, ale James uznał to za oznakę dobrej woli przyjaciela. Nie chciałem wnikać w psychikę kogoś takiego jak Potter, to mogłoby się źle dla mnie skończyć.
- Ale wracasz do Kinna, prawda? – odezwałem się i pokręciłem głową, kiedy J. wyciągnął w moją stronę ciastko na ręce ze śladami palców. Podziwiałem Niholasa, że potrafił okiełzać kogoś takiego. – Słyszałem, jak zapraszałeś go na stacji do naszej sypialni i obiecałeś, że się nas pozbędziesz. – mówiłem niewinnie patrząc przez okno i udając obojętność. Naturalnie ugodziłem w czuły punkt.
- Podsłuchiwałeś! – oskarżył mnie. – Albo i nie... – dodał po chwili namysłu, co było bliższe prawdy. – To ja mówiłem za głośno, kiedy byłeś w pobliżu... Zapominam, że jesteś zwierzak. Nie chciałbym z tobą zadzierać, a Syriusz ma niezły tupet żeby taką bestię zaciągać do łóżka i to w dodatku do uległej pozycji! – teraz to on ugodził mnie do żywego.
- Ty wredny, ślepy robalu! – syknąłem. Bynajmniej Potter mnie nie uraził i nie brałem sobie do serca jego słów. To było nasze przyjacielskie przekomarzanie się. Dobrze wiedziałem, że nie ma mnie za potwora, a uśmiech satysfakcji, jaki mi posyłał dobitnie podkreślał jak dalece potrafi się ze mną spoufalać. – Nie, James, nawet nie próbuj się tłumaczyć. – wytknąłem go palcem. – W okularach wcale nie wyglądasz inteligentniej. Podkreślasz tylko swój głupkowaty wyraz twarzy. – wszyscy mieliśmy dobre humory. Nawet biedny Sheva, który niebawem miał doświadczyć samotności bez kochanka. Współczułem mu. Ja przez dwa tygodnie bez Syriusza usychałem s pragnienia za jego pocałunkami i ciepłymi ramionami. Zdecydowanie rozstania nas nie zabijały, ale ciężko było pogodzić się z brakiem czegoś tak przyjemnego, co towarzyszyło mi przez tak długi czas by nagle urwać się na całe kilkanaście dni.
Przyłożyłem palec do ust i pokazałem chłopakom, że dziewczyny wracają. Czułem, że się zbliżają po zapachu i odgłosie ich rozmów. Zbliżaliśmy się do celu. Widać już było domy i światła Hogsmeade. Zaczynało się powoli ściemniać, ale miałem nadzieję, że Syriusz czeka na mnie na stacji. Oj, dałbym mu popalić gdyby go tam nie było. Zaczęliśmy się powoli zbierać. Naciągnąłem na uszy czapkę, później kurtka, szalik i rękawiczki. Czułem się jakbym miał na sobie o wiele więcej warstw ubrania niż w rzeczywistości. Dzień był mroźny, a niebo zasłonięte przez cienkie, szare chmury. Nocą bez wątpienie znowu miał spaść śnieg.
Wyszliśmy z przyjaciółmi na korytarz ze swoimi tobołkami lewitującymi przed każdym z nas. Używanie magii w takich chwilach było zdecydowanie pomocne. Niecierpliwiłem się. Chciałem już wyskoczyć z pociągu i połasić do Syriusza, chociaż zapewne nie zdobędę się na to, kiedy przyjdzie odpowiedni czas.
Kiedy tylko pociąg się zatrzymał, a drzwi otworzyły przepchałem się jak najbardziej do przodu. Czując dominujące podniecenie i balonik powietrza w brzuchu złożyłem swoje rzeczy w odpowiednim miejscu, skąd później Skrzaty Domowe miały zabrać wszystkie nasze kufry, walizy i klatki do naszych pokoi. Już chowając różdżkę rozglądałem się za Syriuszem. Nie dostrzegałem go nigdzie, ale kiedy tylko trochę się przerzedziło dostrzegłem go siedzącego na ławce i wpatrującego się nieprzytomnie w niebo. Wyglądał osobliwie i głupkowato. Był zamyślony i nawet nie zauważył, że mijali go uczniowie, którzy właśnie wysiedli z pociągu i kierowali się w stronę zamku. Byłem ciekaw, o czym tak myśli, że nawet nie kontaktował. Specjalnie obszedłem jego ławkę wielkim łukiem i stanąłem zaraz za chłopakiem. Naprawdę był nieprzytomny. Pochylając się podrapałem go za uchem i dmuchnąłem w nie.
- Nie ładnie! – syknąłem w nie usatysfakcjonowany jego reakcją. Podskoczył i odwrócił się gwałtownie wyrwany z letargu. – Nie tęskniłeś za mną! – wydąłem wargę, a Black powoli wracał do siebie. Przyjaciele akurat zdołali do nas dołączyć.
- No, czy ja wiem... – Syri powiedział poważnie. – Na pewno tęskniłem za tym małym noskiem. – puknął mnie palcem by wskazać na wybrane miejsce.
- Nie musisz być słodki i tak wiem, że nie tęskniłeś. – podszedłem do niego i przytuliłem się. Po przyjacielsku, całkowicie normalnie. Później w podobnym miśkowym uścisku Black przywitał się z resztą chłopaków. – Nad czym tak myślałeś? – pchnąłem chłopaka na ławkę, a kiedy na niej klapnął wpakowałem się na chwilę na jego kolana. Zbici w ciasną grupkę przyjaciele byli jak mur nie do przejścia zasłaniający nas przed innymi. Syri skrzywił się lekko i westchnął.
- O życiu, Remi. O tym jak jest ciężkie... I o tym, że musisz mi jeszcze sprawdzić wypracowanie na eliksiry. – uśmiechnął się szyderczo. Uznałem, że to wyzwanie. Czyżby chciał się pochwalić, że w końcu przyłożył się do pracy? Albo było tak marne, że to ja miałem na szybkiego napisać je na nowo.
- Czuję się taki samotny. – Sheva pociągnął nosem i usiadł na moich kolanach. Syriusz z sarkastycznym ‘ha!’ poruszył się gwałtownie, ale nie zdołał nas z siebie zrzucić. Potter zachęcony tym usiadł na Andrew. Gdyby nie to, że biedny Peter nie miał jak dostać się na jego uda, nasza wieżyczka byłaby zdecydowanie większa. Jeśli ja odczuwałem ciężar dwóch siedzących na mnie przyjaciół, to, co musiał czuć kruczowłosy?
- Tak, za tym tęskniłem. – syknął. – Zmiażdżycie mi najcenniejsze, co mam i jak waszym zdaniem będę zadowalał w przyszłości Remusa, co? – znowu podjął próbę kręcenia się by pozbyć się z siebie zbędnego balastu. Zachowywaliśmy się jak dzieci, ale w gruncie rzeczy zdecydowanie jeszcze nimi byliśmy. Objąłem mocno Blacka za szyję i potarłem swoim policzkiem o jego. Stęskniłem się za nim wystarczająco, by zapomnieć o mojej zwyczajnej powściągliwości. – A teraz serio, jazda ze mnie, bo udusicie mi mojego faraona! – towarzyszyły temu śmiech, ale i ulga, kiedy pozbyłem się z kolan dwójki kolegów. Nie miałem zamiaru od razu męczyć Blacka pytaniami o to jak minęły mu Święta żądając od niego konkretów. Najpierw musiałem się nacieszyć powrotem!


  

środa, 6 stycznia 2010

Syriusz: Mała Wielka Kara

31 grudnia
Czułem błogi spokój otoczony ludźmi podczas przyjęcia, które było idealnym zakończeniem tego przesyconego szkołą roku. Byłem bezpieczny i całkowicie uwolniony od problemu zwanego ‘Victor Wavele’. Zaledwie wczoraj oddałem go nauczycielce mugoloznawstwa, a dziś już przechodziły mnie przyjemne dreszcze na myśl o tym, że mam go z głowy. Moje życie wracało do normy akurat przed przyjazdem Remusa. Ze spokojem będę mógł przywitać go z otwartymi ramionami, przytulić i powiedzieć jak bardzo tęskniłem. Niewątpliwie mój problem stanowił profesor run, a kiedy tylko się go pozbyłem wracałem do stanu cudownej świadomości, że nazywam się Black i jestem silnym, pewnym siebie chłopakiem, który zawsze dominuje w związku. Zdecydowanie znowu byłem sobą i nikt nie mógł mi podskoczyć. Syriusz Black ponownie był górą i już zapomniał o niedawnych upadkach, po których szybko się podniósł.
Nałożyłem sobie na talerz kilka ciastek i niewielki kawałek torcika. Miałem ochotę uczcić swój sukces słodyczami by słodki smak przypominał mi Remusa. Siedząc z boku pod ścianą, przy drzwiach wyjściowych z Wielkiej Sali oddałem się jedzeniu i przyglądaniu się ludziom. Widok nauczycieli tańczących z uczniami był dosyć osobliwy, a tym bardziej, kiedy McGonagall trafił się mało wyrafinowany partner, który co chwilę deptał jej po nogach. Kobieta uśmiechała się lekko za każdym razem, kiedy ją przepraszał by po chwili popełnić ten sam błąd. Ona miała stalowe nerwy i teraz wiedziałem, jakim cudem potrafiła zachować powagę, gdy oddawała test Peterowi, lub znowu natknęła się na knującego coś Pottera, nie wspominając o moich wpadkach. W końcu miałem na sumieniu jedną większą, o której usilnie chciałem zapomnieć, ale świadomość, iż paradowałem nago przed profesorką wcale nie chciał tak łatwo zatrzeć się w mojej pamięci.
Jakże tęskniłem za tym cudownym uczuciem, jakie wywoływała we mnie pewność siebie. Już się obawiałem, że więcej tego nie doświadczę, a jednak. Od koniuszków palców, po sam czubek głowy przechodziło mnie zabawne, ale wspaniałe mrowienie. Byłem panem!
- Wielki Syriusz Black, król balu. – westchnąłem do siebie żałując, że jestem sam, bez przyjaciół, którzy od razu nagrodziliby to zgryźliwymi komentarzami. Nawet mój kochany Lupin. To właśnie najbardziej podobało mi się podczas naszych przekomarzań z chłopakami. Udawaliśmy urażonych, a w rzeczywistości odczuwaliśmy pełną satysfakcję, kiedy nasze założenia były obalane w najdziwniejszy czasami sposób.
- Król zdrajca. – usłyszałem zaraz przy uchu. To był dla mnie niemały szok, ponieważ znałem ten głos i nie cierpiałem go. Zupełnie jakbym znowu wpadł do tej samej błotnistej rzeki, z której zdołałem niedawno się wydostać, macki okręciły się o moją kostkę i wciągały mnie głębiej w bryję, która naciskała na moją pierś niemal ją miażdżąc.
- Wavele! – syknąłem, chociaż z największym trudem przeszło mi to przez gardło i więcej nie potrafiłem powiedzieć już zupełnie nic. Drżałem, a ręce nie były w stanie nic utrzymać. Ta sytuacja była gorsza niż inne wcześniejsze. Nazwał mnie zdrajcą, wiedział, co zrobiłem, a teraz miała mnie spotkać za to kara. Aż mi się łzy z oczu puściły, ale szybko je otarłem zanim jeszcze profesor objął mnie ramionami w pasie i szepnął na ucho.
- Jesteśmy sobie tak bliscy, że mówisz mi po nazwisku, ale wydajesz mnie w ręce niezrównoważonej kobiety? Nie ładnie, mój drogi, bardzo nieładnie. – podniósł mnie z krzesła. Nikt tego nie zauważył. Każdy był zajęty sobą, lub tańcem, Wielka Sala była zaciemniona by tworzyć odpowiedni klimat tego wieczoru. Poza tym chyba nikt nie domyśliłby się, co takiego może tak naprawdę być między mną a Wavele’m. – Pójdziesz ze mną, mój drogi. – szepnął mi do ucha i ugryzł mnie w nie lekko. Byłem cały roztrzęsiony, a nogi, chociaż wydawały się kruche jak dwa słone paluszki póki, co wykonywały polecenia nauczyciela. Chciałem by teraz nagle zamek zaczął płonąc, lub żebyśmy byli światkami jakiejś katastrofy, żeby coś mnie uratowało przed tym, co mnie czeka ze strony profesora. Wydawał się taki niebezpieczny, złowrogi. Bałem się go i wcale nie starałem już być twardy, lub nieustępliwy. Sam nie wiem, dlaczego wcześniej czułem się tak pewnie, dlaczego nie pomyślałem, że nauczyciel przecież nie jest więźniem kobiety, zostanie wypuszczony i wtedy się na mnie zemści. Doprawy nie miałem pojęcia, co tak na mnie wpłynęło! Stałem się nieostrożny, a teraz miałem nauczkę na przyszłość.
Wavele zabrał mnie w jakiś odleglejszy zakątek zamku, gdzie niemal nie było lamp, czy świec. Wyczuwałem zagrożenie całym sobą, a jednak nie potrafiłem się przeciwstawić dominującej woli mężczyzny. Ten oparł mnie o ścianę i uśmiechnął się wyjątkowo nieprzyjemnie. Staliśmy koło wielkiego okna, wydającego się niemal oszklonymi drzwiami balkonowymi. Właśnie zaczęła się pierwsza, próbna salwa fajerwerków przypominająca nam, że do północy zostały jeszcze dwie godziny.
- To, co zrobiłeś nie ujdzie ci na sucho, wiesz o tym, prawda? – jego szept mroził krew w żyłach. Daleki byłem od uznania, że Wavele to tylko nieszkodliwy, upierdliwy profesor, któremu się nudziło, a który był na tyle perwersyjny by dobierać się do ucznia. W tej chwili przypominał mi modliszkę, chociaż zdecydowanie chodziło mi tu o damską wersję tego robaka. Z resztą wcale nie było to tak istotne. Właśnie patrzyłem w oczy śmierci!
- P... Przepraszam! Ja przepraszam! – wydusiłem z siebie płaczliwie.
- Oj, na to już za późno. Nie będę jednak brutalny, o nie. Nie będę używał siły by ci się odpłacić, no chyba, że mnie do tego zmusisz... – zwiesił głos, a ja szybko pokręciłem głową. Nie chciałem żeby do tego stopnia wczuwał się w rolę. Już i tak byłem wystarczająco przerażony. – Cudownie. Więc nie ma, na co czekać. Życzę sobie żebyś mnie całował, dużo i długo, no i różnorodnie, oczywiście. Zawsze mogę zrobić ci to, co mnie zrobiła Noela...
- N... Nie! – nawet nie wiedziałem, co mu zrobiła i wiedzieć nie chciałem. Kto wie, co musiał przeżywać i do czego tak naprawdę zdolna była Seed? - W takim razie zaczynaj, Syriuszu. Ja czekam. – może i miał mnie tym zachęcić, ale ja chciałem tylko uciec jak najdalej i zamknąć się w jakimś ciemnym, niedostępnym dla niego miejscu, w którym mógłbym walczyć sam ze sobą.
A jednak to było poza moim zasięgiem. Musiałem grzecznie zrobić, co mi kazał inaczej mogło być tylko gorzej. Drżącymi rękoma złapałem go za szyję i przyciągnąłem bliżej siebie. Aż ciężko opisać jak dalece tego nie chciałem. Mimo to zamknąłem oczy i pocałowałem. Lekko dotknąłem jego ust swoimi. Miałem to sobie za złe, czułem się winny. Miałem postarać się o różnorodność, więc zaczynając od tego powoli przechodziłem dalej. Wavele był podatny na wszystko to, co robiłem, więc z jego strony, chociaż pod tym względem nie było żadnych problemów. Powoli zwiększałem nacisk swoich warg, na jego, niespiesznie uchyliłem usta, polizałem wargi mężczyzny i skubnąłem zębami. Uchyliłem tym samym jego usta. Teraz czekało mnie najgorsze. Wsunąłem język do środka. Czułem, że Wavele się uśmiecha, że odpowiada na to ze swojej strony. Jego język sam wyzywał mój, dotykał go i zmuszał do poświęceń. Starałem się jak mogłem, chociaż brzydziło mnie to. Aż nadto zdawałem sobie sprawę, że powinienem całować słodkiego Remusa, nie zaś zadufanego w sobie nauczyciela run. Zacisnąłem palce na jego koszuli i mocniej zamknąłem oczy. Jego ślina łączyła się z moją, czułem całe wnętrze jego ust, jego zęby, kiedy nieostrożnie wodziłem językiem gdzie popadnie. To było okropne. Jeśli chciał się zemścić w możliwie najdotkliwszy sposób to udało mu się znakomicie. Przecież z własnej woli, to ja go całowałem! Tak to przynajmniej wyglądało. Ledwie odsuwałem się by wziąć oddech, a znowu musiałem wracać do przerwanej czynności. Nie wiem ile to trwało, ale miałem serdecznie dosyć siebie, tego wszystkiego i przede wszystkim jakichkolwiek planów by pozbyć się nauczyciela. Myślałem nawet na poważnie o zrezygnowaniu z jego zajęć. To byłoby chyba najlepszym rozwiązaniem.
To on był tym, który to wszystko przerwał bezpowrotnie. Uśmiechnął się, gdy ja miałem łzy w oczach. Byłem winny i mogłem szczerze powiedzieć, że zdradzałem tym samym Remusa. Nie wiem czy Wavele dostrzegł cokolwiek w mroku, jaki panował na tym korytarzy, ale położył dłoń na mojej głowie i zmierzwił mi włosy w wyjątkowo niewinny sposób.
- Myślę, że już zapłaciłeś za to, co się stało. Oczywiście mogłem być o wiele bardziej zaborczy, niemiły, lub cokolwiek innego chciałbyś tu dodać, ale przecież nie mogę zadręczać swojego pupila, prawda? Tym bardziej, że jest ktoś, kto ci się podoba. Od teraz będę już grzecznym nauczycielem, więc nie rezygnuj z moich zajęć. – czy czytał mi w myślach? Zgadywał? A może było to widać po mojej minie? Sam nie wiem, jednak naprawdę byłem zdecydowany na podarowanie sobie jego lekcji, mimo iż mnie interesowały, a teraz zacząłem zastanawiać się, co byłoby lepsze. Tym razem Wavele mówił prawdę, że da mi spokój. Wiedziałem o tym.

niedziela, 3 stycznia 2010

Kartka z pamiętnika LIX - Victor Wavele

Uwaga, erotyk! (?)

Wydaje mi się, że powoli odzyskiwałem świadomość. Bolały mnie ramiona, nadgarstki pulsowały rozrywane ostrym bólem, którego nie mogłem sprecyzować. Chciałem rozmasować wszystkie te miejsca, ale nie byłem w stanie poruszyć się by to zrobić. Coś krępowało moje ruchy, a jednak bez najmniejszych problemów zdołałem stanąć na nogi, tak jakbym jeszcze chwilę wcześniej unosił się w powietrzu, a teraz wylądował czując pod stopami twardy grunt. Niestety nadal nie byłem w stanie ruszyć rękoma. Oparłem się o ścianę, zupełnie jakbym od samego początku przy niej był i z niemałym trudem uchyliłem powieki. Byłem w pustym ciemnym pokoju, może nawet lochu, w którym jedynym meblem był odwrócony tyłem do mnie fotel. Gdzie byłem i co właściwie tam robiłem? Ostatnim moim wspomnieniem było... Szczerze powiedziawszy nie liczyło się to ani trochę. Ważne było to, co działo się w obecnej chwili, a to nie wydawało się zachęcające.
Spróbowałem się poruszyć, jednak ręce znowu stanowiły problem. Podnosiłem je do góry, nie mogłem opuścić, będąc dokładnym, nic nie mogłem zrobić z ich powodu. Unosząc wzrok, chociaż nadal widziałem wszystko mętnie, zauważyłem łańcuchy, które przytwierdzały moje nadgarstki do ściany. To w zupełności wystarczyło by mój wzrok stał się całkowicie sprawny, podobnie jak wszystko inne.
Wtedy też przyszło kolejne olśnienie. Dlaczego u licha byłem nagi?! Szarpnąłem się, a łańcuchy wydały głuchy łoskot, ale bynajmniej nie puściły. Były prawdziwe, a ja mogłem zapomnieć o różdżce.
- Obudziłeś się. – znałem głos osoby, która wypowiedziała to stwierdzenie. Ciemna sylwetka podniosła się z fotela, który wydawał się do tej pory pusty, chociaż wcale taki nie był. W całym pokoju zapłonęły świece umieszczone w kandelabrach przy ścianach, zaś sylwetka tamtej osoby stała się zupełnie widoczna. – Chyba było ci trochę niewygodnie, ale to nic. Teraz będzie już tylko lepiej.
- Seed. – syknąłem do kobiety po nazwisku. – Gdzie jest Syriusz?! – nagle ogarnęła mnie wściekłość. Szarpnąłem się ponownie wyciskając tępy dźwięk z łańcuchów. Ona roześmiała się cicho.
- Och, Victorze. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że potrzebujesz ucznia, by cię przede mną obronił? – zrobiła zbolałą minę i podchodząc bliżej przesunęła paznokciem po moim policzku. – Tym bardziej, mój drogi, że Syriusz sam mi cię oddał. Przyszedł do mnie właśnie po to. – jej wymalowane na czerwono usta wykrzywiły się w uśmiechu pełnym satysfakcji i zadowolenia. – Byłeś taki niedobry dla niego. – westchnęła.
Jak to możliwe, że Syriusz mnie zdradził? Oddał mnie w łapy tej kobiety! Mógł mnie, chociaż ostrzec, że to zrobi, a on po prostu spiskował z nią przeciwko mnie! Mało tego odczuwałem strach, gdy patrzyła na mnie drapieżnie, z nieukrywaną fascynacją. Czy chłopak powiedział jej wszystko? Jeśli wiedziała o tym nie musiałem marzyć o litości. Już sam fakt, że mnie zakuła był aż nadto wymowny. Jeśli przeżyję Syriusz pożałuje tego, co zrobił!
- Nie wiem, o co wam poszło, ale musiałeś zdenerwować swojego pupila. Nie szkodzi. Zajmę się tobą, jak należy. Wykąpałam cię, bo trochę się pobrudziłeś, kiedy zasnąłeś. – dodała mimochodem i położyła dłoń na mojej piersi. – Podobasz mi się. Lubię twoje ciało, jest idealne. – przesunęła palcami powoli w dół na brzuch i krocze. Ścisnęła lekko mój członek i znowu uśmiechnęła się pewna siebie. Poczułem to nadzwyczajnie dokładnie. Od zbyt dawna pościłem, by miało mi to nie sprawić, chociaż małej przyjemności. – Jesteś jak egzotyczne, dzikie zwierze, a je trzeba tresować. Skoro już zaczęłam nie mogę przerwać. Zacznijmy, więc naszą pierwszą lekcję. – odsunęła się ode mnie i podniosła coś z fotela. Kiedy znowu znalazła się w jasnym kręgu światła bliżej mnie nie miałem najmniejszych wątpliwości.
Seed przeciągnęła przez palce rzemyki bicza i oblizała się. Pierwsze uderzenie padło niespodziewanie szybko. Poczułem jak ostre są te rzemienie. Rozcięły mi skórę na piersi w kilku miejscach, a niewielkie supełki na końcach zostawiły po sobie bolące, czerwone ślady. Zaskoczony tym nawet nie zareagowałem, jednak przy kolejnym ciosie, jaki mi wymierzyła przygryzłem wargę by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Same nacięcia były zbyt szybkie bym je czuł, jednak uderzenia twardych zakończeń rzemyków były niesłychanie bolesne. Noela zaś wcale się nie oszczędzała. Specjalnie uderzała w taki sposób bym najpierw odczuwał ból, a dopiero później skóra zostawała naruszona. Wydawała się tym usatysfakcjonowana, chociaż wydawała się szybko nudzić samą taką tylko zabawą. Położyła dłoń na mojej pokiereszowanej w kilkunastu miejscach piersi i drażniła nią rany. Mimo że nie były głębokie krwawiły obficie.
- Jesteś twardy, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. – szepnęła mi do ucha i ugryzła je. Polizała moją wymęczoną przez siebie skórę i pocałowała sutki. Także tym razem nie miałem najmniejszego zamiaru okazywać słabości, chociaż było to przyjemne. Początkowy ból przestał być odczuwalny jakby wcześniejsze katusze przyjęły formę znieczulenia.
- Nie wiem, o co ci chodzi! – wyrzuciłem z siebie, kiedy zaczęła lizać sutki przymykając oczy. Nie musiałem gustować w kobietach by odczuwać płynącą z tego przyjemność.
- Oj, dobrze wiesz, czego chcę, ale nie musisz mi tego dawać. Dziś sama wezmę sobie to, na co mam ochotę. – unosząc wzrok na moją twarz wzięła w zęby prawą brodawkę i szarpnęła subtelnie. Znowu musiałem przygryzać wargi, kiedy ssała wrażliwy punkcik na mojej piersi, kiedy jej długie palce masowały drugi i męczyły go. Czułem jak wielką rozkosz zaczyna mi to sprawiać, a ona zaczęła przesuwać dłońmi i ustami niżej, w dół. Kąsała skórę, lizała pępek i namiętnie dotykała moich bioder. Wydawała się zachwycona moim ciałem, jego budową. Jakoś nie specjalnie chciałem wiedzieć, co tak jej się w nim podobało, chociaż i tak było to oczywiste. Wątpiłem bym miał zamiar przestać dbać o siebie, gdybym wiedział, że skończy się to w taki sposób.
Noela tym czasem uklęknęła przede mną, roziskrzonym, płonącym żądzą wzrokiem sunęła po moim ciele z tej perspektywy. Jej palce wbiły się w moje uda masując je mocno.
- Wiesz, czego chcę Victorze. – powtórzyła i odgarnęła włosy z twarzy by jej nie przeszkadzały. – Podobasz mi się, aż za bardzo. – stwierdzając to wzięła w dłoń mój członek i pomasowała subtelnie. To jej usta miały odegrać w tym najważniejszą rolę. Uszczypnęła wargami sam koniuszek mojego penisa i kąsała lekko na całej długości. Lekki ból przeradzał się w przyjemność i czułem, że staję się twardszy, że zaczynam się podniecać. Kobieta nie czekając na aż uporam się z pierwszymi przyjemnościami zaczęła lizać główkę penisa, palcami sięgnęła do nasady i masowała zdecydowanie zmuszając mnie tym samym do głośnego westchnienia. Odchyliłem głowę pozwalając by łańcuchy, chociaż w bardzo bolesny sposób to jednak skuteczny, podtrzymywały ciężar mojego ciała, kiedy ja mogłem wypchnąć lekko biodra do przodu by być bliżej jej ust i rozkoszy. Mój post nie na wiele się zdał, a nawet stałem się z jego winy podatny na jej starania.
Była bezpośrednia w tym, co robiła. Przez cały czas badała palcami moje krocze, dotykała go, ściskała w odpowiednich miejscach, masowała najważniejsze miejsca. Musiałem przyznać, że od dawna mój członek nie był tak twardy, a jej ciepłe miękkie usta spisywały się na nim znakomicie. Kiedy ssała czułem jak sunie wargami od połowy trzonu w górę niemal wyjmując mojego penisa spomiędzy warg by powoli, ale mocno pochłaniać go na nowo tylko w obrębie tak wrażliwej główki. Jej palce ściskały moje jądra, a ona cały czas wydawała się tym niespodziewanie zadowolona.
Udało jej się wyrwać ze mnie pełen zadowolenia jęk. Musiałem przyznać, że moje ciało było spragnione i nie liczyło się, kto będzie sprawiał mu przyjemność. Nie myślałem zupełnie o tym, kim ona jest. Pragnąłem tylko podniecenia i późniejszego uwolnienia z siebie całej pasji, jaką musiałem powstrzymywać ostatnimi czasy. Nie męczyłem się już z usilnym pragnieniem zachowania ciszy i dumy. Mogłem sobie to podarować. Nie jednokrotnie westchnąłem, czy zajęczałem z przyjemności. Była w tym naprawdę dobra. Wiedziała jak się bawić. Typowa dominująca kobieta, która sięga po to, czego pragnie.
I nagle nasiliła swoje pieszczoty, jej dłoń mocniej ścisnęła mój trzon, palce jądra, a wargi ustąpiły miejsca zębom. Poczułem jak moje ciało spina się i szarpnąłem łańcuchy. Ona odsunęła się, jednak moje nasienie wytrysnęło na jej piękną, wymalowaną twarz. Czułem się wspaniale, chociaż bynajmniej nie byłem nadmiernie zmęczony, czy też całkowicie spełniony. Mogłem dać jej o wiele więcej.
Noela wstała lekko zarumieniona, chociaż nie wiem czy od wysiłku, jaki w to włożyła, czy też zawstydziła się rezultatem. Zebrała z policzka moje nasienie i zlizała je. Przysunęła usta do mojego ucha.
- Nie dostaniesz nic więcej. – szeptała namiętnie. – Poczekam aż mnie zapragniesz, a zapewniam, że tak się stanie. – wsunęła kluczyk do kajdanek, które mnie podtrzymywały i przekręciła. – Dalej poradzisz sobie już sam. – pocałowała mnie w policzek i opuściła loch.