niedziela, 29 kwietnia 2012

Kartka z pamiętnika CLXXIV - Victor Wavele

Noel zmył już makijaż, przebrał się w coś bardziej odpowiadającego mężczyźnie i siedząc na łóżku jadł jogurt, który uważał za swoją kolację. Nie pojmowałem, jak może tak się katować odmawiając sobie drobnej przyjemności, jaką było jedzenie. Na to niestety nie miałem wpływu, gdyż kochanek dbał o linię, a i tak wiele już dla mnie poświęcił. Mogłem tylko nakłaniać go by robił dla mnie wyjątki podczas romantycznych kolacji w dni wolne od pracy.
Spojrzałem na niego przyglądając mu się bacznie. Nadal był piękny i wątpiłem, by kiedykolwiek uległo to zmianie, ale jego gładka, jasna skóra wyglądała dziwacznie przy akompaniamencie męskich szortów i koszuli.
- Twój plan nie działał zbyt długo. – rzuciłem odrywając jego uwagę od pustego kubeczka po jogurcie. – Potter znowu chce wyciągać po ciebie swoje łapska.
- A co w tym złego? I tak nie ma szans. Chyba nie jesteś zazdrosny o takie dziecko? – spojrzał na mnie niewinnie i szczerze. On naprawdę niczego nie rozumiał.
- Nie lubię, kiedy inni patrzą na ciebie z pożądaniem w oczach. – zbliżyłem się do niego i wdrapałem na łóżko w sposób, który miał przypominać drapieżnika. – Ja nie dzielę się zwierzyną. Tworzę jednoosobową watahę i poluję w pojedynkę. Nie lubię, kiedy ktoś kręci mi się pod nogami podczas żerowania.
- Jesteś samolubny. – Noel uśmiechnął się kładąc na poduszkach. – Rozumiem, że powinienem uciekać, ale z taką bestią, jak ty nie mam szans?
- Nigdy nie miałeś ze mną szans. Byłeś skazany na zagładę już w chwili, kiedy mnie poznałeś.
Uśmiechnął się do mnie kręcąc głową i rozsunął nogi robiąc mi między nimi miejsca.
- Myślę, że jestem w stanie to zaakceptować. – objął mnie ramionami za kark i przyciągnął bliżej siebie. – Tak się składa, drapieżniku, że o swoją zwierzynę trzeba dbać. A twoja zwierzyna wymaga naprawdę wiele troskliwości i czasu.
- Chyba masz rację. – pocałowałem go lekko, a kiedy rozchylił wargi wsunąłem w nie język całując go głęboko. Wyczułem na całym swoim ciele rozpaloną namiętność Noela, który pragnął mnie niemal boleśnie. Jego wilgotne usta przyssały się do moich, a udami ściskał mnie w pasie. Od jego pragnień nie dało się uciec zupełnie jakby nacierał afrodyzjakami całe swoje ciało sprawiając, że jedno muśnięcie doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Powinieneś być zakazany. – rzuciłem, kiedy zdołałem uwolnić się od namiętnego pocałunku. – Uzależniłeś mnie od siebie. – spłynąłem drobnymi, czułymi muśnięciami na jego szyję i pierś. Nawet nie wiem, kiedy pozbawiłem go koszuli i bielizny, samemu zostając wyłącznie w bokserkach.
Jego czarujący uśmiech dotarł do mojego krocza z siłą huraganu. Przygniotłem go swoim ciałem do materaca i spragniony kolejny raz sięgnąłem tych smacznych ust. Pragnąłem go, jak spragniony wody na pustyni. Z bólem stwierdziłem, że jestem zmuszony powstrzymać swoje żądzę i w pierwszej kolejności zadbać o jego ciało. Związki z mężczyznami zawsze były trudniejsze i wymagały ogromnego samozaparcia.
Zbierając w sobie wszystkie siły, jakimi jeszcze dysponowałem, odsunąłem się od kochanka i liżąc jego ciało, na oślep odnalazłem żel, który zwykliśmy trzymać możliwie na wyciągnięcie ręki.
Noel wsunął pod plecy dwie poduszki, by podnieść biodra i ułatwić mi zadanie. Nie zwlekając przystąpiłem do dzieła przygotowując jego ciało i ssąc członek, który zdecydowanie zasłużył na swoje pięć minut. Ciało mojego chłopaka było zawsze idealne i szczerze przyznawałem, że całowanie go, pieszczenie, lizanie, dotykanie były największymi rozkoszami, jakich mogły zaznać moje usta i dłonie.
Spoglądałem na kochanka, który wzdychał, a jego twarz zdradzała rozkosz, jaką odczuwał. Żałowałem, że nie mogę się rozdwoić by jednocześnie pieścić więcej miejsc na jego ciele i całować te uchylone i spragnione powietrza usta. Nie oszukiwałem już siebie uznając, iż jestem panem własnego losu. Nie walczyłem już nawet z uczuciami, które mnie wypełniały i czyniły niewolnikiem. Jeśli nazwałbym to wojną, to przegrałem ją i bynajmniej nie poszukiwałem zemsty.
- Mam dosyć czekania. – westchnąłem rozprowadzając żel po swoim członku. – Ty też nie wyglądasz na zdolnego do czekania.
- Bo nie jestem. – mruknął zdyszany i rozsunął nogi najszerzej jak potrafił. Był naprawdę bezwstydny, kiedy czegoś pragnął, a jego pragnieniem zawsze byłem i miałem pozostać ja.
Nadziałem go na siebie płynnym, szybkim ruchem zanim zdołał zacisnąć mięśnie. Dopiero czując, że jestem całkowicie w środku pozwoliłem sobie na nabranie oddechu. Pochyliłem się całując kochanka, który uchylił powieki zamknięte wcześniej mocno z powodu chwilowego bólu. Bardzo szybko rozkosz stłumiła inne doznania i mogłem wtedy z powodzeniem poruszać się w nim, a moje usta opuszczały westchnienia przyjemności. Marzyłem by móc się z nim kochać na trawie, na świeżym powietrzu, gdzieś gdzie każdy mógł nadejść, ale nigdy nikt nie nadchodził. Może wiązało się to z moją słabością do własnych korzeni, a może zwyczajnie w świecie pragnąłem zobaczyć Noela z trawą i gałązkami we włosach, słyszeć jego jęki zmieszane ze śpiewem ptaków i szumem drzew? Szalałbym z podniety gdybym widział go myjącego się w strumieniu w lesie i nagle wiedziałem, że nie odnajdę spokoju, póki nie zrealizuję tych fantazji. Moja natura poganina idealnie pasowała do jego delikatności.
- Bogowie, powinienem cię znienawidzić za to, co ze mną robisz. – westchnąłem mu na ucho i trochę nieporadnie wsunąłem dłoń między nasze ciała. Jeśli ja odchodziłem od zmysłów, to i on powinien.
- Jestem wiedźmą, a ty zaklętym księciem. – szepnął kąsając moje ucho, a z jego gardła wyrwał się pisk, kiedy trafiłem w jego czuły, złoty punkcik wewnątrz ciała.
- Podsycasz moje żądze.
- Wiem. – uśmiechnął się przekornie i wygiął w łuk, kiedy drażniłem prostatę z każdym jednym pchnięciem. Z trudem sięgnąłem jego warg by mu je uciszyć, kiedy dławił w sobie krzyk. Jego członek pulsował w mojej dłoni płonąc. Mój był nie lepszy w nim, gdzie przeciekał pomagając się szczytu. – Nie mogę już dłużej, nie mogę! – pisnął wyswobadzając się spod wpływu moich pocałunków. Był cudownie spocony, zmęczony, widziałem jak bicie jego serca zmusza klatkę piersiową do gwałtownym ruchów.
- Razem. – rzuciłem najsłodszym głosem, na jaki potrafiłem się w tej chwili zdobyć i jedno spięcie jego mięśni wystarczyło bym wystrzelił głęboko w jego pupkę. Z rozkoszą stwierdziłem, że moja pierś jest wilgotna od jego nasienia.
- Jestem twoim niewolnikiem. – westchnąłem zsuwając się z niego i obejmując ramieniem. Sam nie potrafiłem uwierzyć w słodki spokój, jaki został mi dany, od kiedy związałem się z Noelem.
- Całuj mnie. – zażądał uśmiechnięty. Jako mężczyzna był naprawdę cudowny, jako kobieta zdecydowanie mniej podniecający, chociaż nadal był olśniewający.
- Nie śmiałbym odmówić. – mruknąłem i wykonałem jego polecenie z największą przyjemnością. Nie znałem lepszego sposobu na wypoczynek, niż całowanie Noela. – Myślę, że powinieneś częściej być sobą. – rzuciłem między pocałunkami. – Lubię tą złą wiedźmę, która mnie zaklęła. Z czasem mogę zrobić z niej księcia i razem będziemy rządzić naszym królestwem.
- Od kiedy wiedźmy zamieniają się w królewiczów? – roześmiał się rozanielony.
- Od kiedy molestująca mnie kobieta zamieniła się w wyśmienity kąsek dla geja. Gdybym ujeżdżał smoki byłbyś jednym z nich. Chociaż wolę, że to ty ujeżdżasz mnie. – na mojej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech, którego nie potrafiłem ukryć. Nigdy nie miałem go dosyć i teraz dałem mu to jasno do zrozumienia. Dobrze widziałem, że gdybym uległ teraz pokusie najprawdopodobniej zaproponowałbym kochankowi wspólne mieszkanie. Mógłbym tego żałować ze względu na jego kobiecą stronę natury, ale nie mniej radości wniósłby w moje życie. Mimo wszystko byłem rad, iż zapanowałem nad językiem, na którego koniec cisnęła się ta propozycja.

piątek, 27 kwietnia 2012

Dowody

22 kwietnia
- Chyba wyznam Seed, że się w niej kocham. – James od dłuższego czasu mierzył uważnym spojrzeniem Wavele, który kręcił się po sali lekcyjnej czekając na chwilę rozpoczęcia zajęć. Mieliśmy jakieś dziesięć minut, przez które mogliśmy pozwolić sobie na rozmowę. Nie byliśmy jednak przygotowani na to, iż kolejny raz przyjdzie nam rozmawiać na tematy dotyczące Pottera. Od pewnego czasu wszystko kręciło się wokół okularnika i z bólem w sercu musiałem przyznać, że jakkolwiek wiele jest w tym głupoty, tak były to jedne z najbardziej interesujących zajęć, jakie mieliśmy poza lekcjami.
- Jeszcze niedawno dałbyś się zabić za Evans. Co się zmieniło? – Syriusz rozparł się n krzesełku zakładając nogę na nogę, co sprawiło, że wyglądał naprawdę kusząco. Dla samej tej pozy można było stracić głowę.
- Jeszcze niedawno uważałeś, że Seed jest zbyt niebezpieczna byś miał nią sobie głowę zawracać. – wtrąciłem.
- Śmiem sądzić, że poglądy Seed na życie są podobne do tych Zardi. To twarde kobiety, które nie potrzebują mężczyzn, ale niewolników. – Sheva poprawił się siedząc po turecku na małym krzesełku, z którego mógł w każdej chwili spaść.
- Evans też jest niebezpieczna, a więc muszę mieć ciągoty do tej cechy u bab. A skoro tak, to nic dziwnego, że nadal podoba mi się Seed. – James z udawanym zawstydzeniem rysował palcem serduszka na swoim podręczniku run.
- Chyba zapominamy o pewnym niezwykle istotnym fakcie. James, ty już dostałeś raz kosza od Seed. – Syri, jako jedyny chyba pamiętał to wydarzenie, które tak wstrząsnęło Potterem. – Wątpię by już miała dosyć Wavele i postanowiła przerzucić się na ciebie. Nie jestem jego wielkim fanem, ale jednak patrząc na ciebie, a na niego... Różnica jest wielka.
- Nie tobie mam się podobać! – J. prychnął poirytowany. – Jestem młodszy, a więc dłużej będę użyteczny. Z resztą on wygląda jak barbarzyńca! Szerokie barki, wielka klata, w całej postawie ma coś szorstkiego, czego nie potrafię dobrze zdefiniować. Jak może się podobać komukolwiek? Kobiety wolą żeby się z nimi obchodzić delikatnie, a nie... No, sam nie wiem!
Westchnąłem i przyjrzałem się dokładniej nauczycielowi. Przyjaciele również patrzyli na Wavele, który rozparty na swoim siedzeniu przerzucał znudzony strony jakiejś książki. James przesadzał, co wcale nie mogło dziwić. Każdy mężczyzna miał w sobie coś mało delikatnego, coś, co czyniło z niego wojownika i bestię. W moim przypadku więcej było bestii niż wojownika, ale przecież nawet ja miałem w sobie ten element ‘barbarzyństwa’, który James wyrzucał nauczycielowi.
- Ja tam widzę idealnego faceta, za którym nie szaleję, ponieważ swój ideał mam. – Sheva, jako fachowiec w sprawach męskiego piękna, potarł palcami brodę. – Nie dziwię się Seed, że na niego leci. Za to ty... – tutaj wymownie spojrzał na okularnika. – Za niski, za chudy, zbyt pyskaty i w dodatku głupi. Patrzysz na Wavele i widzisz wilka, patrzę na ciebie i widzę... trola.
- Co znowu kombinujesz, Potter? – głos nauczyciela był donośny i wystraszyłem się, chociaż to nie do mnie się zwrócił. – Czuję na sobie spojrzenia twojej ekipy, a więc najpewniej znowu coś szykujesz. – tak, tego nie dało się ukryć. – Myślałem, że dałeś sobie spokój z Noelą. – nie musiał owijać w bawełnę. Każdy wiedział, co łączyło go z nauczycielką mugoloznawstwa i jak dalece J. się do niej ślinił.
- My też mieliśmy taką nadzieję. – Syriusz nie obawiał się mówić w obecności nauczyciela, jakby miał do czynienia z kolegą, nie zaś profesorem, który mógł wykorzystać nasze słowa przeciwko nam.
- Przecież ja nic nie mówię! To już dawno skończone i było tylko dziecięcym zauroczeniem! – J. rzucił nam mrożące krew w żyłach spojrzenie, a przynajmniej chciał by takie było, co w okularach nie miało już takiej siły rażenia. – Mam na oku kogoś innego! I tym razem na poważnie. – podlizywał się, jako że Evans, chociaż pozornie niezainteresowana słyszała każde słowo, jakie zostałoby wypowiedziane w klasie. Chyba nawet nauczyciel zrozumiał, w czym tkwi problem, chociaż nie wiedział, do kogo łasi się teraz jego zaciekły wróg i rywal. Wątpiłem, by mężczyzna spodziewał się, iż obiektem westchnień Pottera jest teraz nie, kto inny, jak tylko największa kujonica w naszej grupie i największy problem ludzkości – Lily Evans. Nie bałem się stwierdzić, iż dziewczyna była większym kujonem niż ja. W moim przypadku chodziło o zwyczajne udowodnienie sobie i innym, że wilkołak także potrafi, a likantropia nie wyklucza nikogo z grona wartościowych ludzi, choć nikt poza kilkoma nauczycielami, rodzicami i moimi przyjaciółmi nie wiedział o tym, kim jestem. A ona? Dla własnej przyjemności popisywała się wiedzą i możliwościami. Była lepsza ode mnie w eliksirach, co nie było trudne, za to gorsza z latania.
- Dlaczego więc tak mierzysz mnie wzrokiem? – nauczyciel wstał z miejsca i podszedł do naszych ławek. Teraz dopiero widoczna stała się równica między jego postawą, a okularnikiem. Sam byłem zaskoczony, że Syriusz wybrał mnie, kiedy po naszej szkole chodziła cała masa „apetycznych kąsków”, jak zapewne nazwałby ich Sheva.
- Zastanawiam się, co takiego może pan w sobie mieć, że się podoba, skoro ja widzę tylko młodego nauczyciela, który zajmuje się obcymi literkami. – ktoś kiedyś powinien wyrwać mu ten język z ust.
- Te „literki”, Potter, mogą więcej niż różdżka w twoich rękach.
- Chcę dowodu!
Wavele prychnął i wyjmując różdżkę z kieszeni przyłożył ją do blatu stolika Pottera i Syriusza. Bez najmniejszego problemu zaczął wypalać na drewnianym blacie runy. Syri odsunął się najwidoczniej wiedząc, co oznaczają. Nie mogło mnie to dziwić, jako że zgłębiał wiedzę w tym zakresie wraz z Wavelem i nie jednokrotnie sam szukał czegoś ciekawego. Idąc za jego przykładem odsunąłem się i pociągnąłem Shevę za szatę, by i on został oszczędzony. Inni uczniowie już otoczyli nas kołem z zainteresowaniem śledząc potyczkę toczoną przez nauczyciela i Jamesa. Na ich miejscu na pewno również chciałbym dobrze widzieć to, co się dzieje, a siedząc w ławce przed największym prowodyrem Hogwartu miałem okazję być częścią tego wszystkiego.
Profesor tym czasem wypisał runy w okręgu a następnie kolejną zapisał na dłoni.
- Dowody, Potter? Mam nadzieję, że to ci wystarczy. – położył dłoń na środku okręgu i w tym samym momencie żółte płomienie buchnęły wysoko otaczając jego dłoń i przypalając włosy osobom stojącym najbliżej. Nauczyciel uśmiechnął się pod nosem, a płomienie uformowały się na kształt europejskiego smoka o masywnym cielsku, ostrych pazurach i kłach jak noże. Płomienna bestia wzbiła się w powietrze i przeleciała nad naszymi głowami, a gdy Wavele zabrał dłoń zniknęła. Mimo, że trwało to zaledwie chwilę ściany, które od stworzonego z run smoka dzieliło mniej więcej dziesięć centymetrów były osmolone, a cała sala stała się piekarnikiem, w którym temperatura nagle podskoczyła do tego stopnia, że niektórym z nas pot spływał po twarzy.
Spojrzałem przelotnie na blat stolika, z którego zniknęły runy. Widniał na nim wyłącznie wypalony ślad dłoni, który również powoli znikał, jakby był odbity na piasku, który zalewają fale morza.
- Czy teraz możemy przejść do zajęć? Straciłem sporą chwilę na użeranie się z niedowiarkiem, więc im więcej czasu zajmie nam zajęcie się dzisiejszym tematem tym więcej będziecie musieli robić na zadanie. – w jego głosie nie wyczytałem tryumfu, czy dumy, ale na twarzy widniał uśmiech świadczący o tym, że mężczyzna osiągnął cel. Sam byłem naprawdę zaskoczony, gdyż nie spodziewałem się czegoś podobnego. Syri nigdy mi nie mówił, że runy mogą być bronią. Do tej pory tylko je odczytywaliśmy, sprawdzaliśmy ich znaczenie, czy też uczyliśmy układów, które pojawiały się podczas wróżb. Dla wielu osób zajęcia były zapchaniem wielkie luki, jaka powstawała w podziale zajęć, dla innych miało to formę zabawy, zaś teraz nie wątpiłem, że każdy przyłoży się do nauki pragnąć osiągnąć takie same efekty, co Wavele. Tylko, czy było to możliwe?

środa, 25 kwietnia 2012

Gwałt?

19 kwietnia
- Chłopaki, jest źle. Musicie mi pomóc! – oczy Jamesa były równie wielkie, co szkła jego nienaturalnie ogromnych okularów. Nie przejmowaliśmy się specjalnie jego słowami, jako że miał skłonność do przesadzania. W jego oczach nawet mała gąsienica awansowała na smoka, a żuk na słonia. Może to wina tych rowerów, które nosił na nosie?
- Będę wdzięczny, jeśli zechcesz nie zakłócać mojego spokoju chwili. – Syriusz zdjął z twarzy podręcznik transmutacji, z którego miał się uczyć, a który posłużył mu za ochronę przed słońcem, kiedy to wyłożył się na moich kolanach.
Kolejny już raz w tym miesiącu siedzieliśmy pod „naszym” drzewem ciesząc się pogodą, ciepłym wiatrem i niejakim spokojem. Z założenia mieliśmy wykorzystać te dogodne warunki do nauki, jednak Jamesa jak zwykle gdzieś wcięło, a teraz przybiegł do nas z miną przerażonego dziecka, które widzi nadchodzącą armię nieprzyjaciela. Byłem rad, że oszczędził nam łzy rozpaczy.
- Mam w nosie twój spokój chwili! – uklęknął przed nami składając błagalnie ręce. – Musicie mi pomóc, no! Jesteśmy przyjaciółmi, ja bym dla was zrobił wszystko!
- Przestań jęczeć i mów, co się dzieje. – poirytowany Sheva odłożył na bok romansidło, które czytał z zapałem.
- Jestem zainfekowany! – jego słowa sprawiły, że serce podeszło mi do gardła. Czyżby chłopcy nawet nie wiedzieli, że podczas pełni ugryzłem Pottera? Może on sam nie wiedział o tym, aż do teraz, kiedy odkrył na sobie niegojące się blizny? Przez tę krótką chwilę moje serce biło jakoś wolniej, wszystkie odgłosy zewnętrzne przycichły, a moje spojrzenie rozmazało się. Teraz to ja miałem ochotę płakać. – Peter zaraził mnie zboczeńcem! Nie mogę się skupić, bo ciągle myślę o macaniu!
Nawet nie wiem, kiedy nie wytrzymałem i wymierzyłem chłopakowi potężny cios w głowę otwartą dłonią. Głośne plaśnięcie przeraziło nawet mnie, ale przecież nie użyłem całej siły... Taką przynajmniej miałem nadzieję. Aż łzy puściły mi się z oczu, więc otarłem je szybko. Podejrzewałem, że był to odruch ulgi.
Syriusz objął mnie ramieniem, Sheva pogłaskał po głowie, zaś Peter podrzucił mi kilka swoich czekoladek. Najwidoczniej rozumieli, co przyszło mi na myśl i jak bardzo się przeraziłem.
- Auć. – J. pozwolił sobie tylko na ciche jęknięcie i zbliżył się do mnie obejmując mocno. Tym razem to nie ja zadałem cios, który kolejnym już plaśnięciem zakłócił chwilową ciszę. – Black, za co to, do cholery?!
- Za macanie Remusa. Sam mówiłeś, że...
- Ale nie faceta! Chcę pomacać babę! – odsunął dłoń od masowanego przez chwileczkę miejsca i obie wyciągnął przed siebie i zgiął palce w odrażającym geście.
- Jesteś obrzydliwy. – mruknąłem ocierając nos wierzchem dłoni. Było mi już zdecydowanie lepiej. Nigdy nie myślałem, że przez zwyczajną głupotę Pottera zdołam tak się czymś przerazić. Najchętniej uderzyłbym go jeszcze raz, ale wolałem nad sobą zapanować.
- To normalny męski odruch. – Peter wypiął dumnie pierś, czy też brzuch w zależności, na którą część jego przodu chciało się spojrzeć. – Każdy facet czuje pociąg do tych kobiecych krągłości.
- Nie każdy. – wtrącił mimochodem Syriusz.
- Wy jesteście tymi licznymi wyjątkami.
- Zmieńcie temat, albo mówcie ciszej. – Zardi wyszła niespodziewanie zza „naszego” drzewa. Krzywiła się, jakby czuła unoszący się w powietrzu niemiły zapach. – Czuję się molestowana słuchając was. Wy jesteście tymi dobrymi. – machnęła ręką na mnie, Syriusza i Shevę. – Ale wy... – spojrzała na Jamesa i Petera. – Wy jesteście paskudnymi, oślizgłymi robakami! Jak ślimaki bez muszli! Fuj! Merlinie, mam ciarki, kiedy na nich patrzę... – dziewczyna otrzepała się i chyba rozumiałem, co miała na myśli, gdyż jej porównanie z jakiegoś powodu przywołało odrażające uśmiechy na twarzach dwójki moich przyjaciół.
- Nowy Klub Ślimaka się tworzy. – J. wyszczerzył się.
- A ja nie rozumiem czegoś. – Peter nagle spoważniał. – Dlaczego ja i James jesteśmy tymi złymi skoro zachowujemy się tak samo, jak oni. – tu wskazał palcem moją grupkę.
- Dobre pytanie, Pet! Bardzo dobre! No? Słuchamy! – okularnik splótł ramiona na piersi wyzywająco patrząc na Zardi.
- Ponieważ ich upodobania są normalne, ludzkie i słodkie. – dziewczyna uśmiechnęła się chyba mimowolnie. – Tak powinien wyglądać świat! Książę. – wystrzeliła palcem w stronę Syriusza. – Księżniczka. – zostałem wskazany. – I dobra wróżka. – kciukiem uderzyła w swoją pierś. – Kobiety powinny być aniołami stróżami męskich związków, a wy romansujcie, rodźcie dzieci. Tworzę nowy rodzaj feminizmu - fantasy Feminism. – zatarła ręce najwyraźniej dopiero, co wpadając na ten pomysł.
- Ale pomyśl o tym racjonalnie. My robimy dzieci, ale ich nie rodzimy. Gdyby nagle wprowadzić w życie twój plan ludzie by wymarli! – okularnik podjął wyzwanie dyskusji z Zardi.
- Bynajmniej. Rozwijamy się, wszystko idzie do przodu, a więc kwestią czasu jest, kiedy ktoś przysiądzie na poważnie nad eliksirami i stworzy taki, który pozwoli na wytworzenie w organizmie ludzkim chwilowych sztucznych organów płciowych. Wtedy kobieta będzie mogła zapładniać, a mężczyzna rodzić. – jej dumny uśmiech w połączeniu z tymi słowami trochę przerażał.
- Merlinie, gdzie cię chowali?! – Peter zasłonił wstydliwie swoje krocze. – To jest przeciw naturze!
- Dużo czytam. – pokazała rząd zębów. – I nie jest przeciw naturze! Udoskonala ją. Natura nie bierze pod uwagę wszystkich ewentualności. Cielesność nie idzie w parze z duchowością i dlatego ludzie muszą pomóc udoskonalić dzieła natury. Tak, więc radzę wam wstrzymać konie i nie zapędzać się z tym macaniem, bo niedługo to kobiety będą macać was i to one będą was zapładniać. – z jej gardła wydobył się diabelski śmiech, który trochę mnie rozbawił, chociaż i zaniepokoił. Tak, ona była godnym przeciwnikiem dla tej dwójki zboczeńców.
- Czuję się zgwałcony. – James zwinął się w kłębek siadając na trawie i zasłonił wszystkie możliwe intymne miejsca na swoim ciele. Peter poszedł za jego przykładem.
- Nie będę mógł spać w nocy.
- A my musimy z tym spać i żyć. Tak, więc, nie przeszkadzajcie sobie, rozmawiajcie dalej o macaniu kobiet, ale pamiętajcie, że kiedyś się to zmieni. – ze słodkim uśmiechem na twarzy pomachała nam ręką i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Wsunęła dłonie w tył swoich ciemnych, krótkich włosów mierzwiąc je z zadowoleniem, po czym raźnym krokiem odeszła do kuzynki, która właśnie pojawiła się w pobliżu.
James i Peter rzucali za nią niechętne, mordercze spojrzenia.
- Nic dziwnego, że nikt jej nie chce! – warknął Pettigrew. – Jest obrzydliwa! Takie rzeczy opowiadać.
Nie wytrzymałem już dłużej i roześmiałem się mając przed oczyma zdegustowane miny dwójki przyjaciół. Nigdy nie podejrzewałem, że James, który jakiś czas temu sam chciał stworzyć eliksir zmiany płci, nagle zmienił się do tego stopnia, że nie mógł nawet słuchać o podobnych praktykach. Tylko, czy to oznaczało, że dał sobie już spokój z Severusem? Nie chciałem nawet pytać uznając, że tak będzie lepiej zarówno dla Jamesa, jak i dla samego Severusa.
- Nie spojrzę już dzisiaj na żadną kobietę. – Peter zawinął swoją czekoladę w papier i schował ją do torby. – Nie wezmę też nic do ust, bo zwymiotuję. To będzie dla mnie uraz na całe życie.
Jeśli przesady uczył się od Jamesa to całkiem nieźle mu to wyszło, gdyż w tej chwili obaj wydawali mi się niemożliwi.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Zakaz składania

WSZELKIE PROBLEMY TECHNICZNE NA BLOGU SĄ WINĄ ONETU. LISTA ROZWIJA SIĘ NA EXPLORERZE ^^"

 

Z PODLECZONYMI ZATOKAMI WRACAM!

 

16 kwietnia
Opadłem na łóżko z książką w dłoni, a z mojej piersi wydobyło się głośne westchnienie. Tak, to był kolejny tytuł, który wędrował na kupkę „przeczytaj raz jeszcze”. Zaledwie uporałem się z ostatnim zdaniem, a już miałem ochotę otworzyć pierwszy tom i zacząć czytać natychmiast od nowa. Sam nie wiem, jak to się stało, że w przeciągu chwili zatonąłem w morzu drukowanych liter, wspaniałych wymysłów cudzej fantazji i obrazów tworzonych przez mój własny umysł. I nic nie miało znaczenia, nic nie miało sensu, jeśli nie było związane z treścią, która utkwiła w mojej podświadomości bardzo głęboko. Czułem się tak, jakbym najadł się leków i teraz walczył z zawrotami głowy. To było cudowne uczucie!
Sięgnąłem w bok i odłożyłem tomisko na odpowiednie miejsce. Uśmiechałem się do siebie robiąc to. Poczułem na sobie karcące, niezadowolone spojrzenie ukochanych przeze mnie oczu i przełknąłem ciężko ślinę odwracając głowę w bok. Syriusz unosił brew obserwując mnie bardzo, bardzo uważnie.
- Co? – mruknąłem nadąsany samym faktem, że tak na mnie patrzy.
- Znowu robisz bałagan. – oparł policzek na dłoni. – Jeśli będziesz te książki tak składał w najbliższym czasie zawalisz nas nimi, jak w dzień, kiedy je kupowałeś. Będziemy się o nie zabijać.
- Ale one są potrzebne! – byłem dzisiaj wyjątkowo uparty. Lub zwyczajnie nie chciałem jeszcze racjonalnie myśleć. – Po co mam je odsyłać do domu skoro i tak będę je jeszcze czytał?
- Masz masę innych książek do przeczytania, więc zanim do nich wrócisz miną wieki! A my w tym czasie będziemy po nich chodzić. Sheva nie potrafi ci odmawiać, Pottera nie interesuje nic, co nie ma wartości do pomacania, Peter... Sam wiesz, jaki jest, a więc tylko ja mogę powiedzieć NIE! – wstał ze swojego łóżka i podszedł do mojego. Z ironicznym uśmiechem spojrzał na książki, które ułożone jedna na drugiej przy moim łóżku sięgały już materaca.
- To jest tyrania, Syriuszu! Jesteś despotyczny!
- Nie. Jestem twoim głosem rozsądku, co wydaje mi się podejrzanie nienormalne. Ja wiem, że za łóżkiem Jamesa można znaleźć tysiące czasopism o quidditchu i komiksów o super-bohaterach, ale jego rzeczy są tak sprawnie upchnięte, że nigdy nie wystają poza linię brzegu łóżka, zaś twoje tomiska...
- To, dlatego, że mam łóżko w złym miejscu! – marszcząc brwi spojrzałem na swój mały składzik. – Niech będzie. Odeślę je. – może chłopak miał rację? Czasami musiałem odetchnąć od nauki, niańczenia przyjaciół i pełni, ale chyba naprawdę przesadzałem. Albo chciałem by było to prawdą, gdyż czasami ta wieżyczka przeczytanych książek naprawdę kłuła w oczy. – Ale to twoja wina! Zająłeś się runami i czuję się niedowartościowany. – ile było w tym prawdy, a ile upartości dziecka? Nie mam pojęcia.
Black wyszczerzył się, a cała poprzednia stanowczość zniknęła z jego twarzy. Usiadł obok mnie i objął ramieniem mój pas. Jeśli zastawił na mnie pułapkę to właśnie w nią wpadłem i na pewno nie miałem się z niej wydostać zbyt prędko.
Nie wyobrażałem sobie sytuacji, kiedy to musiałbym pogodzić ze sobą swoje życie ucznia, z miłostkami, obowiązkami i innymi przyjemnościami. Cieszyłem się, że Syri i ja jesteśmy w jednym domu, w jednej grupie i dzielimy pokój. Dzięki temu wiedzieliśmy o sobie naprawdę wiele i nie musieliśmy martwić się o całkowity brak czasu na spotkania. Zawsze mogliśmy porozmawiać, dać sobie buziaka, chociaż na poważniejsze zabawy należało naprawdę znaleźć czas. Przecież przyjaciele najczęściej byli z nami, poza pokojem otaczali nas inni, a zajęcia były patrolowane przez nauczycieli. Tylko podczas nielicznych wyjątkowych chwil, jak ta obecna mogłem okazywać nadąsanie z powodu braku bliskości.
Pozwoliłem by Syriusz wodził nosem po mojej szyi, jak pies, który chce obwąchać kość zanim ją ugryzie. Zabawne, że we mnie te cecha nie obudziła się przesadnie mimo wilczych genów krążących gdzieś tam w moim organizmie.
- Łaskoczesz. – wyraziłem swoje niezadowolenie, chociaż moje usta śmiały się przecząc tonowi. Chłopak zamknął je jednak swoimi, co ukróciło moją mękę i sprawiło, że coś w moim brzuchu wywinęło koziołka. Naprawdę byłem zadowolony, kiedy Syri całował mnie z taką chęcią. W końcu nie byliśmy już dziećmi i dawno powinniśmy przyzwyczaić się do tego typu zachowań, ale o ile jemu przyszło to bez trudu o tyle ja musiałem czasami trochę więcej nad tym pomyśleć. Przeklinałem za to swoją naturę i problemy z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie wynikające z bycia wilkołakiem. Teraz miałem wiele do nadrobienia.
Starając się nie przerwać tego niewinnego muśnięcia, uklęknąłem na pościeli i oplotłem ramionami szyję chłopaka. Uchyliłem usta, by sprawdzić, jak Black na to zareaguje, ale i chcąc by skorzystał z okazji, jaka się nadarzyła. Nie czekałem długo zanim jego język pewnie wsunął się między moje wargi. W rzeczywistości nie znałem innych namiętnych pocałunków niż te z Syriuszem toteż nie mogłem z czystym sumieniem określić, czy dobrze całował. Dla mnie był w tym bogiem i tak miało pozostać.
Odpowiedziałem na jego gest swoim językiem wyzywająco trącając nim „intruza”. Nie reagowałem na dłoń chłopaka, która właśnie wpełzała pod moją koszulę i gładziła nagą skórę. Sam miałem wielką ochotę dotykać gorącego ciała Blacka, chociaż nie znalazłem w sobie na tyle odwagi. Jeszcze nie teraz, chociaż najpewniej od kapitulacji wstydu dzieliły mnie zaledwie minuta, czy dwie.
W tamtej chwili byłem święcie przekonany, że wszystko, co powie Syri jest zawsze prawdziwe i światłe. On nigdy nie mógł się mylić i lepiej niż ja sam wiedział, co należy robić. Gdyby poprosił mnie o jakąś głupotę najpewniej skoczyłbym w przepaść byleby tylko wykonać zamierzenia, jakie miał wobec mnie chłopak.
Nie wytrzymałem i zapomniałem na chwilę o tym, co wypada, a co nie. Włożyłem obie dłonie pod koszulkę Syriusza i dotykając jego piersi badałem jej strukturę, szorstkość skóry, która zmieniała się z dziecięcej w męską, bawiłem się przez chwilę sutkami, które twardniały pod moim dotykiem. Wszystko było dla mnie wyjątkowe i wiązało się z bezustannym ruchem. Znowu kręciło mi się w głowie, chociaż tym razem nie z winy książki. Odsunąłem się od Syriusza i nabrałem głęboko powietrza. Syri patrzył na mnie z troską, jakby wiedział, że coś jest nie tak, jak być powinno.
- Czytałeś w nocy i teraz odlatujesz, co? – wyczułem w jego głosie pewien wyrzut. – Teraz już za późno na karcenie, więc lepiej się połóż i chwilę prześpij. Ja poskromię swojego węża w łazience, a ty wypocznij. Widzę, jak ci się oczy kleją.
Chyba miał rację. Powieki same mi teraz opadały, a przecież jeszcze przed chwilą wszystko było w należytym porządku. Może niepotrzebnie zamykałem oczy podczas pocałunku? Tylko, czy byłbym w stanie całować z otwartymi? Na chwilę pozwoliłem by powieki całkiem się zamknęły. W środkowej części czoła czułem swoiste kołysanie, kręcenie, jakby mgła tworzyła tam wiry i porywała moje gałki oczne w głąb czaszki.
- Chyba masz rację. – zmusiłem się do spojrzenia na chłopaka. – Musisz sam zadbać o swojego węża, bo mój śpi. – podobnie jak mój umysł, skoro nie rozumiałem znaczenia własnych słów, które za to świetnie pojmował Syri. Roześmiał się głośno i pocałował mnie krótko.
- Mógłbym cię zgwałcić śpiącego i nawet byś o tym nie wiedział. Lepiej nie marnuj więcej nocy na czytanie, bo nie ręczę za siebie. Kiedyś zrobię ci coś złego i będziesz miał nauczkę!
- Barbarzyńca!
- Coś w tym jest. – skinął głową. – Uczę się tego od Wavele, więc uważaj, bo niedługo i ja będę taką krwiożerczą bestią.
- Jak twój wąż? – miałem nadzieję, że kiedy dojdę do siebie nie będę pamiętał tego, co mówiłem.
- Tak, Remi. Jak mój wąż, który zaczyna boleć, bo im dłużej mówisz te głupoty tym bardziej ma ochotę cię połknąć. – chichocząc i kręcąc głową, jakby niedowierzał w to, co widzi i słyszy zniknął za drzwiami łazienki, a ja opadłem na poduchę pozwalając by zabrały mnie te mgliste wiry podświadomości.

środa, 11 kwietnia 2012

Coś bym chciał

11 kwietnia
Znowu czegoś mi w życiu brakowało. Może miałem zbyt wiele wolnego czasu? A może przestałem radzić sobie z rozplanowaniem dnia? Coś musiało mi umknąć, tylko, co? Nie byłem na żadnej diecie, chociaż często obiecywałem sobie, że jednak się na jakąś skuszę i zadbam o swoją sylwetkę, by Syriusz mógł mnie nosić na rękach. Jadłem same smakołyki, kiedy miałem na to ochotę, chociaż wcześniej prowadziłem przegraną walkę ze swoim zdrowym rozsądkiem. Zacząłem czytać bardzo interesującą książkę, której tematyka była poniekąd czymś nowym w literaturze. Ha, nawet uczyłem się codziennie, chociaż może odrobinę za mało... I może to było moim problemem? Zbyt wiele czasu spędzałem z przyjaciółmi, a za mało nad podręcznikami i to wybiło mnie z rytmu?
- Nie myśl tyle, Lupin, bo to niebezpieczne w dzisiejszych czasach!
- Auć! – poczułem uderzenie czegoś twardego w samo czoło i spojrzałem wściekły na Pottera.
- Ostrzegałem! – złapał szybko znicz, który był powodem mojego nieszczęścia.
- Trochę późno, Potter. Zdecydowanie za późno ostrzegasz! – warknąłem rozmasowując miejsce, które najpewniej ozdobi guz. – Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek pozwolił ci przywłaszczyć sobie tego znicza!
- Uznali, że może być zepsuty, bo zawsze to ja go łapię, więc uprosiłem żeby mi go dali. Ja też potrafię robić szczenięce oczy i wyglądać na słodkiego! Nawet Camus mi się wtedy oprzeć nie może!
Cała nasza ekipa siedząca na błoniach pod drzewem spojrzała na Jamesa w ten jakże specyficzny sposób, który jednoznacznie wskazywał na niedowierzanie jego słowom. Nie urodziliśmy się wczoraj i wiedzieliśmy, że chłopak nie ma, co liczyć na to, że nauczyciel latania polubi go chociażby w połowie tak bardzo, jak Fillipa. Z resztą nie wątpiłem, że mężczyzna dzielił wszystkich na dwie grupy – rodzina i reszta świata. Mimo wszystko był jednym z najlepszych profesorów, jakich mieliśmy.
- Przy tobie wszystko może się zepsuć. – stwierdził Sheva i przeciągnął się leniwie. – Cud, że my jesteśmy w całości mając z tobą do czynienia, na co dzień. Chociaż sądząc po minie Remusa to nie specjalnie każdy z nas przetrwał bliskie spotkanie z tobą.
- To był przypadek! Nie celowałem w jego głowę specjalnie!
- Ciesz się, że to ci łaskawie wybaczam. – Syriusz pogłaskał mnie po bolącym miejscu, a po jego minie wywnioskowałem, że musiałem tam mieć czerwony ślad. – Mój ty jednorożcu. – roześmiał się wyraźnie ubawiony, a ja miałem ochotę go uderzyć. Zamiast tego zmierzyłem go spojrzeniem, które mogłoby zabijać.
- Uważam, że przesadzacie. – Potter wzruszył ramionami. – To tylko znicz. – wypuścił złotą piłeczkę, która zaczęła szaleć wokół jego głowy. Miałem złe przeczucie, że to jego nowa pasja i najpewniej nawyknie do tego i już nigdy nie rozstanie się ze swoim zniczem.
- James, pilnuj tego dziado... – nie było sensu dokańczać, o czym Peter przekonał się, gdy było stosunkowo późno. Złota piłka odleciała od Jamesa zanim ten w ogóle się zorientował, że mu ucieka. Byłem przekonany, że nic dobrego z tego nie wyniknie i nie myliłem się. Znicz, jakby przejął jakieś dziwne nawyki nowego właściciela podleciał do jakiejś Puchonki i wsunął się jej między pokaźny biust. Dziewczyna pisnęła zaskoczona i wtedy dopiero się zaczęło...
Popiskując ciemnowłosa próbowała wytrzepać znicza spod bluzki, szukała go wsuwając ręce za dekolt, ale ostatecznie nie udało jej się pochwycić małego psotnika. Mało tego, J. podszedł do dziewczyny zgięty w pół przepraszając za to wszystko. Nie szczędził przy tym swojego czarującego uśmiechu zawodowego podrywacza. Tylko my wiedzieliśmy, że ćwiczył to na chłopakach, a tylko ostatnio jakimś dziwnym sposobem przerzucił się na dziewczęta. W dodatku te cycate!
Teraz patrzyliśmy, jak chłopak proponuje, że wyjmie znicza, ale dziewczyna musiałabym pozwolić mu włożyć rękę pod jej dekolt. Widać było, że zrobił na Puchonce niezłe wrażenie toteż zgodziła się chyba nie zastanawiając nawet wiele nad tym, co jej zaproponował. Obserwowaliśmy, więc, jak zadowolony z efektu J. podwija rękaw koszuli i zanurza ją w tym wielkim biuście. Pech, lub pokrętny los, chciał, by właśnie w tamtej chwili na błoniach zjawiła się Evans. Była zaskoczona widząc, jak chłopak, który przecież wysyłał jej bieliznę w prezencie teraz obmacuje jakąś starszą dziewczynę, która wyraźnie miała bardziej kobiecie kształty niż sama Ruda. Chyba specjalnie podeszła bliżej i marszcząc brwi wpatrywała się w tę scenę. W tym czasie James znalazł pechowego znicza i przeprosił ciemnowłosą dziewczynę raz jeszcze. I wtedy właśnie zauważył Lily. Mina mu zrzedła, a ona odwróciła się plecami do niego i zaczęła odchodzić. Zdesperowany chłopak schował znicza do kieszeni spodni i pobiegł za Lisicą. Nie mógł postąpić w głupszy sposób. Nawet ja wiedziałem o tym z góry.
Złapał Evans za łokieć i wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie miał na to czasu. Odgłos uderzenia, jakie zatrzymało się na jego policzku dotarł nawet do nas. Głowa Pottera odwróciła się w bok. Nie wątpiłem, że otrzymał potężny cios, po którym zostanie mu na twarzy paskudny ślad w postaci siniaka.
To ostudziło jego zapał do gonienia jej i pozwolił by odeszła nabzdyczona, gdy on wlokąc za sobą nogi wrócił do nas i usiadł grzecznie na trawie zamykając kółko, jakie tworzyliśmy.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet! – jego policzek krzyczał to samo płomienną czerwienią w kształcie drobnej dłoni.
- Nie musiałeś jej macać...
- Ale ja nie macałem! – przerwał Syriuszowi. – Ja musiałem wydostać znicza! Sami widzieliście!
- Tak, widzieliśmy. Jedną rękę miałeś w jej cyckach, a drugą na tyłku.
- Nie! ... – zawahał się.
- Tak. – teraz wszyscy kiwaliśmy głowami potakując. Widzieliśmy to dokładnie, a on najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Nic dziwnego, że Evans się wściekła. Na co dzień należała do tych dziewcząt, którym nie łatwo zaimponować, była silna, inteligentna i nie pozwalała by byle, kto się do niej dobierał. Tak naprawdę nie widziałem jej nigdy z żadnym chłopakiem. Teraz niewątpliwie, coś między nią, a okularnikiem iskrzyło, chociaż bynajmniej nie w pozytywnym znaczeniu. Najmniejsze jego przewinienie doprowadzało ją na skraj pasji, wyraźnie gustowała w biciu go i walczyła z nim, jak z najgorszym wrogiem. Ale jednocześnie, coś w jej spojrzeniu błyszczało, kiedy James był w pobliżu. Najgorsza mieszanka z możliwych.
- J., zmień obiekt zainteresowania. Tamta Puchonka nie była zła. – podszepnąłem, a moja niechęć do Evans była wyczuwalna. Po prostu uwzięła się na mnie kiedyś, o tak sobie, jakbym jej coś zrobił, a teraz, chociaż dała sobie z tym spokój, to ja nie potrafiłem przestać o tym myśleć obawiając się, że śledzi mnie z ukrycia, obserwuje i podsłuchuje.
- Daj spokój, Lupin. Lily jest niezła. W dodatku mądra i ambitna, więc i na mnie będzie zarabiać, jeśli podwinie mi się noga.
- Merlinie, J.! Ty myślisz o niej na poważnie?! – krew stężała mi w żyłach. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że masz w planach poderwać ją i później brać ślub?
- To chyba oczywiste. – spojrzał na mnie, jak na głupiutkie dziecko, które niewiele wie o świecie. – Moje ziarno musi zostać rzucone na urodzajną glebę, która wyda plon! Jeśli nie będę myślał o przyszłości nic w życiu nie osiągnę. Z resztą miło byłoby mieć dziecko. A matka jak by się cieszyła z wnucząt! Nie, moja sperma nie może leżeć odłogiem. – skrzyżował ramiona i chyba zapomniał już o policzku, jaki dostał niedawno. – Z połączenia mojego cennego nektaru i jej jajeczka może wyjść coś konkretnego! Mały człowieczek, który wiele w życiu osiągnie!
- Ja nie mogę tego słuchać. Idę do biblioteki! – wstałem i zabrałem swoje rzeczy wkładając wszystko do torby. – Nie chcę wiedzieć, co planujesz. – nie patrząc nawet na przyjaciół odwróciłem się i ruszyłem przed siebie kierując się w stronę zamku. Musiałem odpocząć, pozbierać myśli, czy też zlikwidować je nauką i nie chciałem by ktokolwiek podążał za mną. W jakiś sposób musieli to odczytać, gdyż nikt mnie nie gonił. Byłem z tego faktu naprawdę rad. Moja niechęć do Evans była najwyraźniej większa, niż początkowo sądziłem.

piątek, 6 kwietnia 2012

Kartka z pamiętnika CLXXIII - Michael Nedved

WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI! SMACZNEGO ŚWIĘCONEGO WYŚWIĘCONEGO PRZEZ ZBOCZEŃCA NA AMBONIE, ŻEBY KALORIE ZAMIENIAŁY SIĘ WE WŁOSY NA GŁOWIE, A LANY PONIEDZIAŁEK NIE RACZYŁ WAS DESZCZEM.

 

 

Splotłem ramiona na piersi, zmarszczyłem brwi i wpatrywałem się możliwie najbardziej przenikliwym wzorkiem w Gabriela, który stał przede mną, w nie mniej bojowej pozycji. Sprzeczaliśmy się właśnie o drobnostkę, którą wydawał mi się w tej chwili seks. Mój chłopak uważał, że nasze częste miłości, a rzadkie randki nie miały większego znaczenia w naszym życiu, ja zaś nagle zacząłem zauważać, jak mało okazujemy sobie zainteresowania innego niż płciowe. Oczywiście, nie potrafiłbym wytrzymać zbyt długo bez pieszczot lecz nie mogłem ograniczać mojego życia wyłącznie do nich. Miałem nieprzyjemne wrażenie, iż to ja rozpocząłem cały ten maraton seksu wykluczając z mojego związku z przyjacielem cały romantyzm. Podniecałem się niebywale szybko, miałem ochotę na perwersyjne zabawy, Gabriel był dla mnie najseksowniejszym z ludzi, chociaż nie byłem ślepy na uroki muzyków, których ubóstwiałem. Teraz kiełkowało we mnie coś na kształt buntowniczej myśli, która formowała się w obawę, iż między mną, a Gabrielem może kiedyś nie być nic poza czystym pożądaniem. Nie wybaczyłbym sobie czegoś takiego toteż musiałem działać!
- Nie będę cię dotykał przez najbliższy miesiąc! – powiedziałem pewnie i dumnie. Byłem pewny swego, nie miałem zamiaru rezygnować ze swojego postanowienia. Nie dotykać Gabriela przez okres najdłuższy, na jaki będzie mnie stać. Wątpiłem w możliwości mojej silnej woli, ale zawsze mogłem próbować i dzięki temu poznać lepiej samego siebie.
- Przesadzasz! – Gabriel tupnął nogą, chyba samemu nie zdając sobie sprawy z tego, co robi. – Jesteś moim chłopakiem, to normalne, że się kochamy! Nawet jeśli nie chodzimy na randki. Przecież jesteśmy w jednej szkole, w jednej klasie, w jednym pokoju! Jesteśmy ze sobą na co dzień, więc na co komu jakiekolwiek dodatki?
- Żeby się lepiej poznać!
- Znam cię doskonale! – poczerwieniał trochę ze złości. Może był uzależniony od seksu i to z mojej winy? To tłumaczyłoby jego wściekłość, gdy oświadczyłem, że z pieszczot nici.  – Ulubione kolory? Czerń i biel. Potrawa? Zupa pomidorowa. Książka? Zaginiony Świat. – patrzył na mnie wyzywająco. – Mam mówić dalej? Może ulubioną pozycję? Piosenkę? Jak śpisz w nocy? Co mruczysz wtedy pod nosem? Znam cię lepiej niż twoja babcia! Nawet więcej razy niż ona miałem okazję cię kąpać!
W tym wypadku miał całkowitą rację i aż się zawstydziłem prawdą zawartą w jego słowach. Nie jednokrotnie kąpał mnie, a ja jego. Czasami nawet sam miałem zachciankę by to właśnie robił. Uważałem to za przyjemność, a teraz zastanawiałem się, czy aby dobrze postępowałem. Przecież nie chciałem, by kiedykolwiek mój Gabriel sądził, że jestem z nim tylko dla rozkoszy cielesnych. Oczywiście przełamaliśmy lody lata temu w łóżku, no ale...
- To nie do końca o to chodzi. – mruknąłem już mniej pewny swojego pomysłu. – Jeśli będziemy się tylko kochać, to... No, sam chyba wiesz, co wtedy?
- Nie, nie mam pojęcia! – górował nade mną nie tylko wzrostem, ale i ambicją. Czułem, że kurczę się w sobie i niewiele brakowało bym zaczął się jąkać gubiąc wątek.
- Ja bardzo, bardzo cię lubię, bardzo, bardzo kocham, ale jeśli ty uznasz, że mnie nie kochasz? Jeśli będzie ci zależało tylko na moim ciele?
Gabriel roześmiał się głośno naprawdę ubawiony tym, co powiedziałem. Wydąłem policzki i zmarszczyłem brwi urażony. Ja starałem się być poważny i szczery, a on się ze mnie śmiał! I to tak, że po jego policzkach zaczęły spływać łzy. O nie, tak być nie mogło! Ale było...
- Na co mi twoje ciało, z taką głupią łepetyną? – poklepał się po obolałym brzuchu. – Z głuptakami jest więcej problemów niż z inteligentami. Po co miałbym więc chcieć coraz to większych problemów? Jesteś wyjątkowo głupi, upierdliwy, markotny i dziecinny. Sam z tobą kłopoty. Nawet jeśli bardzo lubię twoje ciało to nie zdecydowałbym się na taki związek, gdybym nie miał słabości do tej głupiej łepetyny, którą masz na karku. No, chyba że to ty zastanawiasz się, czy przypadkiem nie zależy ci wyłącznie na moim tyłku. – jego jasne oczy świdrowały mnie teraz niczym lasery. Wydawał się czytać mi w myślach, widzieć co dzieje się we mnie, słyszeć bicie mojego serca. Zdenerwowałem się, kiedy tak na mnie patrzył, a przecież wcale nie chodziło w tym wszystkim o mój brak głębszych uczuć! Nie wyobrażałem sobie przecież życia z kimś innym, seksu z dziewczyną, całowania innego faceta. Wyrosłem już z dziwnych fantazji o idolach, chociaż nadal uważałem ich za atrakcyjnych. By cieszyć się każdym dniem potrzebowałem silnej ręki delikatnej piękności – a więc Gabriela. On był odzwierciedleniem wszystkich moich ukrytych pragnień. Nie każdy miał okazję trafić w życiu na swój ideał, a mi się poszczęściło, chociaż z początku naprawdę nie potrafiłem tego docenić.
- Chociaż... – chłopak uśmiechnął się pod nosem, a to nie zapowiadało niczego dobrego. Nie lubiłem, kiedy uśmiechał się w ten sposób, w ogóle uśmiechał się stosunkowo rzadko, ale kiedy już to robił miałem ciarki. – Zgadzam się.
- Że hę?! – wytrzeszczyłem oczy.
- Zgadzam się na miesiąc bez dotykania, bez całowania, bez pieszczenia, bez lizania, bez wkładania... – chyba specjalnie zaczął wymieniać. – Skoro nagle zachciało ci się niewinnego, czystego związku to przekonamy się, czy wytrzymasz miesiąc. Będę jednak dla ciebie niebywale miły i zaprezentuję ci, z czego postanowiłeś zrezygnować i jaki los zechciałeś sobie zgotować. – niebezpieczny błysk w jego oku sprawił, że niemal zamarłem. To było gorsze niż horrory, gdyż Gabriel był prawdziwy, a niezmyślony i byłem zupełnie bezbronny, kiedy chodziło o tego złego potwora.
Chłopak jednym płynnym ruchem zdjął z siebie koszulkę, kolejnym opuścił spodnie i stanął przede mną w bieliźnie.
- O matulu! – jęknąłem łapiąc się za głowę, gdyż właśnie pojąłem na czym polega jego plan. Byłem skończony! Już wiedziałem, że nie dam rady wytrzymać miesiąca takich katuszy, a Gabriel najlepiej ze wszystkich żyjących na tym świecie ludzi znał moje upodobania toteż cios, jaki miał zadać będzie śmiertelny.
- Nawet mama ci nie pomoże w tej sytuacji. Zjesz tego zakalca, którego upiekłeś i będziesz się nim rozkoszował chociażby miał ci wychodzić bokami! – podszedł do mnie i pchnął na łóżko. – Rozsiądź się wygodnie i ciesz tym, że cię nie związuje. – oddalił się i wdrapał na swój materac. Kotary były rozsunięte całkowicie od strony, która wychodziła na moje posłanie, a zasłonięte tam, gdzie wchodzące osoby mogłyby cokolwiek zobaczyć. Teraz przeklinałem w myślach ten sposób ukrywania się przed kolegami, jaki opracowaliśmy dwa, może trzy lata temu.
Gabriel uklęknął tyłem do mnie, wypiął zgrabne pośladki i odwrócił głowę na tyle, na ile mógł sobie pozwolić. Przełknąłem głośno ślinę i patrzyłem jak sięga dłonią w tył i palcem odsuwa materiał ze swojego wejścia naciągając go na bok. Jakim cudem wiedział, że marzyłem ostatnimi czasy o tym, by posiąść go nie pozbywając się przy tym bielizny? A teraz widziałem, jak chłopak prezentuje mi swoje wejście trzymając materiał bielizny ostatnimi palcami, a wskazującym zaczął gładzić jaśniutki pierścień.
- Odpowiada ci ten rodzaj zabawy? – zmienił nagle pozycję przewracając się na plecy. Rozsunął nogi, podłożył sobie pod plecy poduszkę i ponownie naciągnął bieliznę. – A może wolałbyś mnie w damskich majtkach? Lub w całkowicie perwersyjnych z dziurką, która umożliwia penetrację bez martwienia się o bieliznę?
- To nie fair. – mruknąłem przełykając głośno ślinę. Mój członek pulsował już w spodniach, a przecież nie widziałem jeszcze najlepszych akcji w jego wykonaniu. Chłopak musiał wyczytać to z mojej twarzy, bo oblizał swój palec i wsunął go w siebie kręcąc nim młynki, które hipnotyzowały nie pozwalając mi na oderwanie wzroku od jego wejścia.
- Chciałeś niewinnego związku opartego na randkach, więc randkuj, a ja będę zaspokajał swoje potrzeby sam. Możesz wyjść i nie patrzeć, ale przecież nie zdołasz nawet zamknąć oczu, by nie katować samego siebie. Sam więc masz świadomość tego, jak dobrze cię znam. Nie zniesiesz myśli, że robię coś takiego, a ty na to nie patrzysz, że nie widzisz moich ruchów, nie słyszysz westchnień. Jesteś zboczeńcem jakich mało! I głuptasem, któremu należy się nauczka. Cierp, kiedy ja będę się wypełniał zabaweczkami i dręczył twój członek niezaspokojeniem! – był bestią!

środa, 4 kwietnia 2012

Problemy z Jamesem

9 kwietnia
Ledwie zamknąłem oczy, a już miałem pod powiekami obraz tego, co o swoim śnie opowiadał James. Sala tortur z nagimi mężczyznami i on przywiązany do ściany łańcuchami. Evans, która w skąpym, o ile w ogóle jakimś, stroju ze skóry z biczem w ręce staje przed nim i z uśmiechem szepcze: „Jeśli się nudzisz, zapewnię ci rozrywkę, której nigdy nie zapomnisz”.
- Porzygam się! – Sheva naprawdę pobladł, chociaż nie wiem, czy potrafił robić to na zawołanie, czy może rzeczywiście nie czuł się najlepiej słysząc tamtą opowieść okularnika. W końcu mój żołądek również się buntował i nie chciał uspokoić. Musiałem go gładzić, by się uspokoił, chociaż gdybym powiedział to głośno najpewniej uznano by, że mi odbiło.
- Daj spokój, to całkiem niezły sen! – James bronił swoich idiotycznych fantazji.
- Gdybym ja śnił o tym, że Fabien ma w piwnicy salę tortur dla chłopców najpewniej bym się popłakał. Nie wytrzymałbym myśli, że mój facet podnieca się torturowaniem innych, a nie tylko mną. Przecież to chore!
- Więc ja jestem chory!
- To akuratnie wiemy, od kiedy poznaliśmy się na pierwszym roku. – odezwał się Syriusz, który leżał na plecach na swoim łóżku z rękoma pod głową i przysłuchiwał się naszym dyskusjom. – Teraz tylko upewniamy się, że oceniając cię nie popełniliśmy błędu. Jesteś ostro pieprznięty i dlatego trzymamy cię blisko siebie. Bez ciebie nie byłoby zabawy!
- Wielkie dzięki! Zrobiłeś ze mnie rozrywkę dla ludu!
- Nie ma sprawy, J. Zawsze do usług. Daj znać, gdybyś mnie jeszcze kiedyś potrzebował.
- Wredna bestia! – prychnął okularnik do szczerzącego zęby w uśmiechu kruczowłosego.
- Tam znowu bestia. Ja jestem pewnym siebie, odważnym i przystojnym rycerzem, a ty nadwornym błaznem. Chociaż jesteś błaznem z giermkiem. – wskazał kciukiem na Petera.
- A dlaczego ja mam być giermkiem?! – oburzył się blondynek, ale otrzymał odpowiedź, która zamknęła mu usta.
- Bo jesteś najniższy, a giermek nie może być wyższy od swojego pana. Ale nie bój nic, kiedyś awansujesz. Jak tylko przybędzie ci kilka centymetrów wzdłuż zamiast wszerz.
- To może być trudne. Podałem się do mamy.
- Uśmiechnij się! – podchodząc do blondynka objąłem go ramieniem, co nie spodobało się Syriuszowi, chociaż nic nie powiedział. – Mówią, że małe jest piękne, a są kobiety, które uwielbiają niskich, pulchnych chłopaków.
- Tak myślisz?
- Jestem pewny! – odparłem patrząc, że Peter wyraźnie zaczyna się uśmiechać, a jego niewielka pewność siebie wraca na swoje miejsce.
- Dobrze, że ty wolisz wysokich i szczupłych. – Syriusz wpatrywał się we mnie przenikliwie, jakby naprawdę wątpił w prawdziwość swojego stwierdzenia. Zazdrosny był rozkoszny, a między jego jasnymi oczyma pojawiała się zmarszczka.
- Ja wolę takich o miękkim sercu i z kieszeniami pełnymi słodyczy. – uśmiechnąłem się słodko do chłopaka, który nie podnosząc się z miejsca wysunął odrobinę szufladę swojej nocnej szafki, po czym zanurkował dłonią do środka wyjmując garść czekoladowych cukierków, które następnie wpakował do kieszeni spodni.
- Więc ja się zaliczam do tej grupy.
- Masz czekoladki? – nie wiem, co mnie napadło, ale czułem, że z psimi oczyma wpatruję się w wypchaną kieszeń, w której przed chwilą zginęły łakocie. Od dawna nie miałem w ustach żadnego czekoladowego cukierka z nadzieniem. Oblizałem się mimowolnie mając coraz większą ochotę na łakocia. Syri uśmiechnął się do siebie zadowolony z efektu i rzucił mi jednego, którego złapałem bez problemu. Kokosowo-alkoholowy w mlecznej czekoladzie z cieniutkim wafelkiem. – Jeszcze jednego. – zacząłem się dopominać, a nogi miałem jak z waty. Usiadłem koło Blacka i pukając palcem w kieszeń jego spodni dopraszałem się o słodycze. Nie miałem już żadnych swoich, a pieniędzy na nowe także mi brakowało, więc byłem zdany na jego łaskę i niełaskę. Na szczęście Syriusz wydawał się rozumieć mnie bez słów i częstował chętnie.
- Potter wyłaź z tej swojej nory! – zamarłem z czekoladką zaraz przy ustach, kiedy ktoś załomotał w drzwi naszej sypialni. – Wyłaź szczurze!
- To chyba do mnie, a miłości nie można pozwolić czekać.
Wrzuciłem słodkość do ust i pogryzłem patrząc zaskoczony na to, jak J. podchodzi do drzwi i otwiera je. Evasn wpadła do środka jak burza i wściekłym spojrzeniem obrzuciła wnętrze. I tak miała szczęście, że każdy z nas był kompletnie ubrany, nie przebierał się, ani nie robił niczego innego, co mogłoby ją speszyć, kiedy bez zaproszenia wdarła się do nas.
- Co to jest?! – rzuciła czymś w twarz Pottera czerwona z wściekłości. J. rozłożył materiałowe zawiniątko.
- Gorset pod... biust. Taki do podwiązek...
- Jesteś chorym zboczeńcem! – piekliła się dalej dziewczyna. – Sam sobie w tym chodź ty popieprzony perwersyjny capie!
- Nie wiedziałem, że w tym gustujesz. – rzucił odkrywczo. – Nie ma sprawy. – jednym płynnym ruchem zdjął swój podkoszulek zamierzając wcisnąć się w gorset.
- Ty jesteś chory, Potter! Powinieneś się leczyć! – Evans odwróciła wzrok i wybiegła z naszej sypialni szybciej niż się tam zjawiła.
Wpatrywaliśmy się zaskoczeni w Jamesa, który zakładał na powrót koszulkę i gwizdał pod nosem. Nie pojmowałem jego radości, skoro właśnie dostał wyraźnego kosza.
- Jest po prostu nieśmiała. W komplecie były też majteczki, a ich nie oddała.
Padłem na łóżko Syriusza zaraz obok niego i łapiąc się za czoło miałem ochotę krzyczeć głośno. Ten człowiek kiedyś chciał nas wszystkich pozabijać. Był szalony i naprawdę durny.
- Ciesz się, że nie poszła z tym do McGonagall, bo obie oskarżałyby cię wtedy o wykorzystywanie seksualne. – mruknął Sheva. – A jeśli Evans ma faceta to możesz się spodziewać problemów z gryzieniem, kiedy wybije ci wszystkie zęby.
- Daj spokój, to tylko bielizna! Przecież nie dam jej książki! Z takich prezentów dawno wyrośliśmy. Zabawki, cukiereczki, książki, jakieś drobne upominki... Jesteśmy już dorośli, a więc musimy dawać dorosłe prezenty! Takie seksowne ciuszki, chociażby. Ja nie miałbym nic przeciwko, gdyby mi dała jakąś bieliznę. Chętnie bym się w niej pokazał, gdyby chciała.
- A w to nie wątpimy. – Syriusz położył głowę na moich udach i uśmiechnął się przymilnie. – Tyle, że dostawanie intymnych prezentów jest miłe, kiedy dostajesz je od kogoś, kim się interesujesz, a nie, kiedy w grę wchodzi taki trol, jak ty.
- Będzie się jej wydawało, że kiedy na nią patrzysz nie myślisz o niczym innym, jak tylko o tym, czy pod ubraniem ma na sobie to, co jej dałeś. – Peter kiwał głową jak pacynka przytakując samemu sobie. – Dlatego ja nie podpisuje prezentów dla Narcyzy. Niech myśli, że są od Lucjusza, a on nie chce się przyznać. A ja się cieszę, że ona chodzi w tym, co jej daję.
Jeśli ten dzień mógł nas zszokować jeszcze bardziej to tak właśnie się działo. Tego na pewno nie spodziewał się żaden z nas. Peter dający Narcyzie prezenty, na które składałaby się bielizna? Nie, w to nie łatwo było nam uwierzyć. Chyba tylko J. nie specjalnie się tym przejął i doskoczył do blondynka z prośbą o szczegóły. Chciał wiedzieć, co jej daje, skąd ma, jak wybiera, jak obliczył rozmiary. Ostatecznie, jakkolwiek wolałbym o tym nie wiedzieć, okazało się, że Peter obliczał wszystko „na dłonie”. W tłumie obłapiał ją, przez co dostał kilka razy po twarzy, chociaż każdy myślał, że jednak był to przypadek i jego ręce nie specjalnie znalazły się w takim, a nie innym miejscu.
- Gdybym wiedział o tym wcześniej... – J. westchnął głośno. – Teraz by mnie zabiła, gdybym z czymś takim wyskoczył. Ale ciebie nikt nie będzie podejrzewał! – oczy mu rozbłysły, kiedy spoglądał na Petera. – Ty możesz ją obłapiać, masz wprawę i na pewno nie domyśli się, że sprawdzasz jej wymiary dla mnie! Zapłacę ci za to! Albo nie... Zapłacę ci, jeśli dostaniesz w twarz, w przeciwnym razie za samo obłapianie jesteśmy kwita.
- Nie znam ich. – Sheva wyszedł do łazienki niemal zielony na twarzy.
- Zaczekaj na mnie. – westchnąłem dołączywszy do Andrew. Sam nie czułem się najlepiej, jakbym zjadł coś nieświeżego i teraz miał za to pokutować. Żałowałem, że nie zatkałem uszu, kiedy przyjaciele rozmawiali ze sobą. Tylko Syriusz wyszedł z tego bez szwanku.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozmowy przy obiedzie

Zbliża się Dzień Książki, dlatego też pragnę zachęcić Was do wspierania pewnego młodego, polskiego wydawnictwa – Dwójka bez sternika. Zakochajcie się w fantastyce, którą wydają!

Dwójka bez sternika

 

Zakończyłam fanfiction z SPN i w tej chwili piszę  WŁASNE OPOWIADANIE. Zainteresowanych zapraszam na:

Hana no Blood

 

8 kwietnia
Jeśli książki, które człowiek lubi czytać oddają wnętrze jego duszy, tak obiad kształtuje dzień. Moją teorię wysunąłem obserwując Shevę, który nie krył uczuć przed innymi, a nawet z radością pokazywał je światu. Tak oto zaczytując się całymi dniami w fantastyce, o lekkiej treści potrafił uśmiechać się, jak prawdziwe dziecko, by nagle sięgnąć po jakąś cięższą lekturę, w której jednak było więcej erotyzmu, a mniej śmierci i wtedy poważniał snując swoje filozoficzne wywody na temat życia. Nie raz przyłapałem go jednak z jakimś romansidłem, po którym nie potrafił doczekać się powrotu do domu i spotkania z Fabienem. Śniadania, jak zauważyłem, dobierał do czytanych książek, tak, więc fantastyce towarzyszył prosty posiłek, składający się z produktów dostępnych niemalże w każdym miejscu, do romansideł jadał na słodko lub zabierał się za jajka, zaś poważne książki towarzyszyły bardziej wyszukanym potrawom. Jego obiady miały za to tę wyjątkową cechę, że nie mógł ich wybierać, ale jadł to, co mu podano. Tak, więc w zależności od stopnia, w jakim chłopakowi smakował posiłek był szczęśliwy, zdenerwowany lub smutny i tylko, jeśli humor odpowiadał książce czytał dalej, w przeciwnym razie nie patrzył nawet na wolumin, przez który musiał przebrnąć w najbliższym czasie.
Dziś na pewno Sheva nie mógł narzekać na obiad, który okazał się jego ulubionym, a na który składała się zupa pomidorowa, ziemniaki z sałatką i bitkami w sosie. Objadł się do tego stopnia, że masując brzuch dłonią mruczał i uśmiechał się z błogością. Zajrzał do swojej torby, którą miał przy krześle i spojrzał na leżącą w niej książkę. Skrzywił się niezadowolony, po czym westchnął głośno. To było bardzo wymowne.
- Tak się zacząłem ostatnio zastanawiać... – zaczął popijając małymi łykami sok. Spojrzał w górę na zachmurzone sklepienie Wielkiej Sali, wsłuchał się w wiatr, który brutalnie szarpał drzewa Zakazanego Lasu, co mieliśmy okazję zobaczyć wyglądając przez okna z samego rana. – Co warunkuje naszą zmianę zainteresowania drugą osobą? Taki James kocha się w każdym i nikim, w zależności od tego, z której strony wieje wiatr. Peter wpadł po uszy, to już inna sprawa, ale wy – zwrócił się do mnie i Syriusza – nie wydajecie się chętni do zmiany obiektu westchnień, ale to czasami ma miejsce. Ja jestem zupełnie innym przypadkiem, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek poza Fabienem zdołał mnie zadowolić. Ale, co jeśli coś nagle się stanie i dostaniemy w dupsko kolejną strzałą Amora? Tak po jednej na półdupek żeby prawy nie zazdrości lewemu.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz... – Black spojrzał uważnie na chłopaka, który dołożył sobie ziemniaków i polał je obficie sosem, jakby chciał dodać swoim rozważaniom odrobiny pozytywniejszych uczuć.
- No, chociażby, że chodzisz z Remusem od tak dawna, ale nagle pojawia się ktoś inny i Remi ma do niego wyraźne ciągoty i w pewnym momencie nie wie nawet, kogo woli.
- W zęby chcesz? – Syriusz zmarszczył brwi, co sprawiło, że zarówno na mojej twarzy, jak i na ustach Andrew pojawił się uśmiech. Ktoś był zazdrosny o to gdybanie, a to naprawdę wydawało mi się w tej chwili słodkie.
- Człowiek to odrobina rozsądku i całe tony bestii. – James uśmiechnął się szczerząc zęby. O zaczarowane sklepienie właśnie zaczęły rozbijać się wielkie krople deszczu, nie, bo pociemniało bardziej niż wcześniej. – Nie ma się, co oszukiwać. Jeśli podnieca cię tylko twój partner i zadowala cię w łóżku to nie szukasz innych, ale jeśli coś się nie układa to zaczynasz reagować na kogoś innego. Jeśli seks jest obciążony obowiązkami to nie jest tak przyjemny, jak w chwili, kiedy igrasz na granicy zabawy i braku konsekwencji. Nie patrzcie tak na mnie, czytałem o tym! – wydawało mi się, że okularnik nabrał rumieńców, chociaż trudno sprecyzować, z jakiego powodu. Może wstydził się, kiedy od czasu do czasu mówił coś sensownego? – Sami pomyślcie logicznie! – mruknął po nosem. – Najczęściej zdradza facet, nie? A dlaczego? Bo kiedy kobieta kieruje się częściej rozsądkiem to mężczyzna kroczem. Jeśli związek obciąża mu umysł zaczyna szukać ucieczki. No, chyba, że jest niepoprawnym romantykiem i naprawdę kocha swoją partnerkę, czy partnera. Wtedy częściej używa głowy i nie zdradza, bo nie musi. Czuje, że nie zadowoli się nikim, jeśli to nie będzie ta jedyna osoba. Chociażby my. Peter jest Narcyzoseksualny i w ogóle jest już stracony. Sheva zaspokojenia fizycznego, żeby uspokoić się psychicznie, Remus głos rozsądku, więc nawet gdyby miał okazję zdradzić to nigdy by tego nie zrobił z własnej woli. Syriusz... Nie mam pojęcia. – kruczowłosy posłał Potterowi zabójcze spojrzenie. – Ja jestem chwilowo niesklasyfikowany, bo nie zakochałem się do szaleństwa w nikim, ale nie trudno mnie podniecić.
W jego wywodzie chyba naprawdę było coś z prawdy. Kiedy tak o tym myślałem dochodziłem do wniosku, że naprawdę nie zdradziłbym Syriusza. Oczywiście, całowałem się niejednokrotnie z Shevą, ale nie było w tym nigdy żadnego zabarwienia erotycznego, a moja domniemana miłość do Camusa miała miejsce w czasach prehistorycznych.
- James Potter jebajło na zamówienie. – Andrew niemal udławił się swoimi ziemniakami zaczynając się głośno śmiać. Sam uśmiechałem się pod nosem myśląc o tym, co powiedział chłopak.
- Phi! – okularnik prychnął głośno. – Przeceniasz moje umiejętności. Interesuję się tylko tymi, którzy mi się podobają. O, na przykład Lily! – rzucił głośno, kiedy ruda przechodziła w pobliżu. Marszcząc brwi spojrzała na naszą grupkę nie rozumiejąc, dlaczego padło jej imię. – Lily mi się bardzo podoba. Jest inteligentna i piękna. Dla niej chętnie stracę głowę. – posłał dziewczynie swój zniewalający uśmiech, a ta prychnęła, jak on wcześniej, i dumnym krokiem, nadąsana wyszła z Wielkiej Sali.
- Chyba ci się nie udało. – pozwoliłem sobie stwierdzić, co okularnik zbył machnięciem ręki.
- Daj spokój. Już jest moja, tylko jest zbyt dumna by się do tego przyznać. Zgrywa niedostępną, a tak naprawdę tylko na mnie czeka. Określiłbym to bardziej wulgarnie, ale takie dzieci jak wy, mogłyby się zbulwersować, więc swoje przemyślenia zostawię na później.
- Durny to ty będziesz zawsze, James. – Sheva przetarł twarz dłonią i oblizał się patrząc na swój talerz ubrudzony sosem. – Chociaż pasujesz do niej. – podniósł głowę najwyraźniej zakończywszy swoje pożegnanie z obiadem. – Ty jesteś masochistą, ona zakrawa na sadystkę, więc stworzycie niezły duet...
- Ty, myślisz, że zgodziłaby się wbić w takie obcisłe wdzianko ze skóry? – gdyby nie naczynia przed nami najpewniej wszyscy uderzylibyśmy w załamaniu głowami o stół. – No dajcie spokój, przecież wyglądałaby w tym nieźle! Ma spore cycki i zgrabne nogi. Nie za chude, nie za grube. Tyłek też w sam raz. Chętnie sprawdziłbym czy jędrny.
- Nie mów nic więcej, bo zwymiotuję. – Sheva wziął ogromny łyk soku. – Ja wiem, że nie masz szczególnie wysokich ambicji, ale twoje upodobania przerażają mnie. Ty szukasz dupy do rżnięcia, a nie kogoś do wspólnego życia.
- Nie prawda. Evans jest strasznie nieśmiała i dlatego czasami niemiła, ale poza tym ma dobre serce.
- I duże cycki. – pozwolił sobie dodać Syriusz.
- Ale się uparliście! To, że są duże to dodatkowy plus, dobra? Gdyby miała małe też byłoby w sam raz.
- Kłamiesz samemu sobie. – wciął się Peter, który do tej pory siedział milczący i rozkojarzony, ale kiedy nasza rozmowa zaczęła dotyczyć kobiecych kształtów nawet on się nią zainteresował.
- Snape nie ma cycków, a jednak na niego też lecę! – powiedział to nie w porę, gdyż obok właśnie przechodził Lucjusz i aż zatrzymał się słysząc to wyznanie. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Odwrócił się na pięcie w naszą stronę i podszedł wyraźnie poirytowany.
- Tknij go, Potter, a okulary nie będą ci potrzebne, bo twarz spuchnie ci tak bardzo, że w życiu ich nie wciśniesz na nos! Osobiście zadbam o to żebyś przez całe miesiące nie mógł chodzić i mówić, a żarcie do końca życia będą ci podawać w formie płynnej! A-a-a... – uciszył chłopaka zanim ten zdążył się odezwać chociażby słowem. – Znicza z dupy też ci nigdy nie wyciągną, więc łapy precz od tego, co moje. – odszedł, a z tego czy innego powodu James nie wiedział, jak to skomentować, czy też jak się odciąć. Udał, że jest zajęty piciem.