niedziela, 30 czerwca 2013

Pogodzić się?

AI NO TENSHI - NOTA I WAŻNA INFORMACJA 

23 maja
Nie byłem nieomylnym geniuszem, ale tym razem żałowałem, że nie jestem też zaklinaczem przyszłości, bo na pewno zrobiłbym, co w mojej mocy żeby koleżanki Evans trzymały się z daleka od mojego Syriusza. Niestety, tak jak przypuszczałem, pojawiły się właśnie te, które nie potrafiły oderwać oczu od mojego chłopaka. Nie mniej jednak, Syri dotrzymał słowa i zapytany o dziewczynę zaczął przydługą opowieść o swoim ideale, który skończył już Hogwart, ale codziennie piszą do siebie, wzdychają i śnią się sobie nocami. Kruczowłosy trochę przesadzał, ale nie sądziłem, by zwrócenie mu uwagi miało większy sens. Dziewczyny wyglądały przecież na znudzone jego przydługą opowieścią i licznymi zachwytami nad urodą i inteligencją osoby, której nawet nie znały. Czy Syri wiedział, co robi i jak negatywne uczucia wywołuje w trójce przyjaciółek Evans? Ciężko było mi określić, ale na pewno dobrze je do siebie zniechęcał.
- Ah, dosyć o niej! - jakimś cudem zdołał się nawet zawstydzić. - Potrafiłbym godzinami rozwodzić się nad nią, ale pewnie już was znudziłem. - roześmiał się głupio, co zdecydowanie podkręciło rozpacz nastolatek. - Może porozmawiamy o runach? Naprawdę uwielbiam runy, chociaż nie specjalnie przepadam za nauką... - i znowu zaczął przynudzać. Gdyby był taki w rzeczywistości, nie wiem, czy zdołałbym z nim wytrzymać. Byłem zakochany, ale nie byłem masochistą.
- Chyba nieźle się bawią. - Sheva uśmiechnął się niewinnie do Evans, jakby wcale nie pałał niechęcią do rudowłosej dziewczyny Jamesa.
- Tak, zdecydowanie. - odpowiedziała mało entuzjastycznie. Najwyraźniej trochę inaczej wyobrażała sobie wspólne wyjście do Hogsmeade, które miało nas wszystkich do siebie zbliżyć. Tym bardziej, że ja wolałem milczeć i nie odzywać się do niej ani słowem. Z resztą, nie miałem dobrego tematu, który mógłbym podjąć, nie wspominając już o jakiejś budującej, interesującej konwersacji, która miałaby zmienić sposób, w jaki dziewczyna na mnie patrzy. Nie lubiła mnie i z wzajemnością. Nie rozumiałem nawet dlaczego Syri chciał to zmienić. Było oczywiste, że ja i Evans stanowimy naturalnych wrogów w przyrodzie. Jak wąż i szczur, z czego to ja byłem wężem.
- Mam kilka rzeczy do kupienia w Miodowym Królestwie, więc znajdę was w herbaciarni, jaki wszystko załatwię. - rzuciłem starając się by mój głos brzmiał naturalnie. Nie musieli wiedzieć, że chcę przed nimi uciec i spędzić jak najmniej czasu w takim towarzystwie. Tylko Sheva bawił się całkiem dobrze niewinnie docinając Evans, kiedy komentował różne sytuacje, ludzi, wszystko, co mogło zdenerwować Lisicę, a jemu zapewnić nietykalność.
- Zajmę ci miejsce obok siebie. - rzucił z uśmiechem zielonooki. - Powiesz mi co nowego mają w sklepie.
- A nie uważacie, że to świetny pomysł, żebyśmy wpadli tam wszyscy? Chętnie rozejrzę się tam trochę, może coś kupię. - Syriusz uśmiechał się nieprzerwanie w ten swój irytujący, niewinny sposób. - To mi przypomina, jak odwiedzałem Miodowe Królestwo z moją...
- Nie, nie. My pójdziemy z Lily, ale ty możesz zostać i rzucić okiem na sklep. - jedna z dziewczyn od razu zareagowała. Przystojny nudziarz, który ciągle opowiada o swojej dziewczynie to najgorsze, co może spotkać śliniąca się do niego nastolatkę. Musiałem się wysilić, by powstrzymać śmiech.
- Peter, idziesz z nami? - zapytałem blondynka, który do tej pory siedział cicho, a teraz rozpromienił się.
- Jasne! Uwielbiam Miodowe Królestwo.
- W takim razie widzimy się później. - rzuciłem do Jamesa, który obejmował Evans w pasie. - Możesz zamówić mi coś słodkiego i z kremem. Niedługo do was dołączymy. - odwróciłem się w stronę sklepu i mój uśmiech od razu zniknął z twarzy. Towarzystwo dziewczyn było tak irytujące, że z trudem mogłem to znieść. Musiałem uzupełnić utraconą energię słodyczami. Syriusz i Peter podążyli za mną uśmiechnięci. W przejściu poczułem, jak dłoń Blacka ociera się lekko o moją i nie miałem wątpliwości, że robił to specjalnie.
Dopiero, kiedy ulica zniknęła całkowicie z naszych oczu zasłonięta reklamami pokrywającymi szybę, a nas objął tłum miłośników Miodowego Królestwa, pozwoliłem sobie na westchnienie ulgi.
- Polecam dużo słodkiej, mlecznej czekolady. - usłyszałem szept Syriusza przy moim uchu. - Kilka z owocowym nadzieniem, może z dwie truflowe.
- Od kiedy pan Syriusz Black stał się znawcą terapii czekoladą? - roześmiałem się zabierając z półki te, które chłopak wcześniej mi wskazał. Nie miałem wątpliwości, że to on zamierza za nie zapłacić i nie przeszkadzało mi to od kiedy między mną, a nim doszło do ostatecznego zbliżenia. Przecież teraz było jasne, że nigdy nic nas nie rozdzieli.
- Odkrywam w sobie nowe talenty, ale dla sienie wezmę coś kwaśnego. O, Cytrynowe Bazyliszki będą idealne. - guma rozpuszczalna, w której słodycz cukru była zagłuszana przez wyraźny kwasek. Z resztą, było w nich czuć owoce, a to rekompensowało chłopakowi myśl o słodyczy gumy. - Myślę też, że dobrze nam zrobi dokładniejsze rozejrzenie się po sklepie. Każda minuta jest cenna, każda sekunda skraca czas jaki mamy spędzić z tymi irytującymi dziewczynami. I tak, Remi, pamiętam, że to był mój pomysł, więc nie musisz tak na pewno patrzeć.
- Lubię czasami zaznaczać swoją wyższość nad tobą. - pokazałem chłopakowi język i rozradowany zacząłem przeciskać się między okupującymi sklep osobami, by spojrzeć na czekoladowe gwiazdki z nadzieniem, które były nowością w sklepie, a najpewniej idealnie nadawały się na przekąskę dla mnie.
Niestety, przyszło nam wrócić do naszych towarzyszy dzisiejszego wypadu, jakkolwiek staraliśmy się spędzić w Miodowym Królestwie całą wieczność. Trzymając w rękach pakunek z łakociami dla siebie i Syriusza wlekłem się główną ulicą miasta zmierzając do zawsze zapełnionej herbaciarni. Zaskoczył mnie fakt, iż Evans, J., Sheva i koleżanki Lisicy stoją przed wejściem. Czyżby nie było wolnych miejsc? Bardzo szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Ani jednego wolnego miejsca, nikt nie kwapił się z wyjściem, a jeszcze kilka innych osób czekało by rzucić się na najbliższy wolny stolik. Nie było sensu by nasza spora grupka czekała razem z innymi.
- Oh, czyżby to był koniec naszej wyprawy? - naprawdę starałem się by nie zabrzmiało to niemiło i radośnie, ale wszystko we mnie aż skakało ze szczęścia na myśl o powrocie do zamku.
- Nie sądzę. Przecież jest tu także ten bar, w którym zazwyczaj jest pusto...
- Nie ma mowy. - Evans przerwała okularnikowi. - Wiem o czym mówisz i nie mam zamiaru spędzać tam dzisiejszego dnia. Po prostu rozsiądziemy się na trawie koło Wrzeszczącej Chaty i tam urządzimy sobie prowizoryczny piknik.
- O tak, to świetny pomysł. To mi przypomina, jak razem z moją śliczną... - Syriusz znowu zaczynał, a jego towarzyszki przewracały oczyma z błagalnymi minami. Nie chciały więcej wysłuchiwać chłopaka.
- To mi przypomniało, Syriuszu. Nigdy cię z żadną dziewczyną nie widziałam na poważnie. - Lisica najwyraźniej chciała zaciągnąć mojego Blacka w ślepy zaułek i tam rozprawić się raz na zawsze z jego kłamstwami. Tyle, że on się nie dał.
- Oczywiście, że nie! Ja nie miałem nic przeciwko, ale ona wstydziła się trochę związku z młodszym chłopakiem. Wiesz jak to jest, nie chciała żeby inni naśmiewali się z tego, że gustuje w dzieciakach, albo z tego, że ja umawiam się ze staruchą. Nie dzieli nas wiele, ale ludzie lubią przesadzać. W końcu sama chodzisz teraz ze ślepym karierowiczem, który słynie z robienia z siebie pośmiewiska.
Sheva odwrócił się przodem do mnie i uśmiechnął szeroko tak, by nikt tego nie widział. Podobało mu się, że Syri z niewinnością wypisaną na twarzy dopieka znienawidzonej dziewczynie.
- Chodźmy na ten niby piknik. - odezwał się by jakoś ukryć swoją niebywałą radość. - Posiedzimy chwilę, a później przejdę się po coś do przekąszenia, żeby było nam przyjemniej. Kupimy coś na wynos i zjemy na łonie natury. - jego zielone oczy zdawały się mówić „i mam nadzieję, że się udławicie”.
Prawdę mówiąc teraz już każde z nas udawało, że wspólne wyjście to świetny pomysł i przyjemność. Koleżanki Evans były rozdrażnione Syriuszem, sama Ruda była wściekła na myśl o tym, jak ją traktujemy, kiedy ona nie była w stanie przyczepić się do czegokolwiek, a jej cudowny chłopak milczał nic nie zauważając. Męczył się nawet Syri i Sheva, którzy mieli dosyć odgrywania ról, które im nie pasowały. W końcu aktorstwo nie było łatwą pracą. Ciężko mi było tylko stwierdzić, co o tym wszystkim myślał Peter. Nie ulegało wątpliwości, że wolałby spędzić ten czas śledząc Narcyzę, ale czy nie czerpał żadnej przyjemności z przebywania w pobliżu innych dziewczyn? Nie miałem pojęcia.
I tak miałem szczęście. W końcu Sheva zabierze mnie ze sobą na małe zakupy, a to pozwoli mi ponarzekać i odetchnąć. Jego pomysł z uczynieniem pikniku bardziej piknikowym był fantastyczny. Przynajmniej dla niektórych z nas.

wtorek, 25 czerwca 2013

Więcej, więcej, więcej...

15 maja
Wytrzymałem cały dzień bez realizowania swoich perwersyjnych marzeń, które teraz nachodziły mnie coraz częściej. Byłem z siebie dumny i w nagrodę miałem zamiar zrealizować przynajmniej kilka z moich niecnych planów związanych z Syriuszem.
Chłopak musiał domyślić się, co chodziło mi po głowie, gdyż zgodził się od razu na wyjście do łazienki prefektów, która idealnie nadawała się na miejsce naszych przyszłych zabaw. Zabraliśmy wszystko, co było nam potrzebne i prawdę mówiąc, drżałem na samą myśl o ty, że znowu poczuję tę siłę, rozkosz, to niesamowite, hipnotyczne ciepło. Sama magia nie była równie magiczna, co ta maksymalna bliskość ukochanej osoby, a w moim przypadku mogło chodzić wyłącznie o Syriusza.
- Czego ty jeszcze szukasz, głuptasie? - Syri podszedł do mnie, objął i pocałował w kark.
- Prawdę mówiąc, sam nie wiem. - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się do chłopaka. - Chodźmy, nie ma sensu czekać.
- Święte słowa. - uśmiech kruczowłosego był jednoznaczny, a pech chciał, że w pokoju pojawił się Sheva. Jego zaskoczone spojrzenie krążyło między mną, a Blackiem. Kto, jak kto, ale Andrew musiał odczytać wszystko z tego jednego uśmiechu Blacka. I tak się też stało.
- Zrobiliście to! - na poły krzyknął i warknął. - I zrobicie ponownie, ale nie zechcieliście mnie poinformować! Tak się nie robi!
- Daj spokój. To zawstydzające, a ty zachowujesz się jakby chodziło o nową sukienkę. - Syri położył dłoń na ramieniu zielonookiego. - Porozmawiamy, kiedy wrócimy.
- Remi, i tak jesteś zdrajcą! - szaman spojrzał na mnie rozeźlony. - Ale z jakiegoś powodu i tak cię lubię. Idźcie już, bo zmienię zdanie!
- Dzięki, jesteś wielki! - uśmiechnąłem się do chłopaka i łapiąc Syriusza za rękę bez problemu wyciągnąłem go poza pokój.
Nie bez żalu puściłem dłoń Syriego, kiedy schodziliśmy po schodach, zresztą jak zawsze, gdy opuszczaliśmy pokój. Nie mogliśmy przecież obnosić się z tym, co nas łączyło. I tak wiele ryzykowaliśmy nie zabierając tym razem peleryny niewidki. Miałem nadzieję, że nasza wspólna wyprawa pozostanie tajemnicą, tym bardziej, że spędzę z moim chłopakiem naprawdę dużo czasu sam na sam pośród pachnącej, ciepłej wody.
Wysilałem swoje zmysły chcąc wyłapać każdy niepożądany dźwięk, bądź zapach, dawałem z siebie wszystko byleby dostać się bezpiecznie do łazienki prefektów. Nie wiem jak to możliwe, ale nie tylko nie natknęliśmy się na nikogo, ale jeszcze zastaliśmy ją pustą, gotową na nasze przyjęcie.
Bez skrępowania rozebrałem się do naga patrząc niecierpliwie na Syriusza, który powoli zdejmował kolejne warstwy swojego odzienia. Był przy tym tak przystojny, że nie potrafiłem mu się oprzeć. Zapatrzony w jego ciało, urodziwą twarz i grację ruchów zastanawiałem się, jak to w ogóle możliwe, że ze wszystkich w szkole wybrał właśnie mnie. Wilkołaka bez przyszłości.
- Połkniesz mnie jeśli będziesz nadal tak się wpatrywał. - zabawne, ale Syri nigdy nie czuł wstydu, kiedy to moje spojrzenie przesuwało się po nim, niemal dotykało i lizało jego skórę, badało najbardziej intymne miejsca. Uwielbiałem go i teraz oblizałem się perfidnie podchodząc do mojego idealnego chłopaka.
- Nie wiem, czy chcę cię dziś połykać, czy wolę żebyś to ty połykał mnie. - rzuciłem wyzywająco. - Tak się składa, że chyba dorastam płciowo i potrzebuję tego, czego potrzebuje każdy dorosły chłopak. - nie wierzyłem, że to mówię, ale najwidoczniej naprawdę coś się we mnie zmieniało od kiedy kochałem się z Blackiem pierwszy raz. Teraz chciałem doprowadzić do drugiego i nie sądziłem, by kruczowłosy miał coś przeciwko. W końcu jego wzrok wodził po moim ciele w sposób jednoznaczny, zachęcający. Musieliśmy tylko zacząć, a to było najtrudniejsze, jak zdołałem zauważyć.
- Chrzanić to! - Syriusz złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Czułem, jak jego naga, gorąca skóra przywiera do mojej i jak przystało na kogoś, kto dopiero wchodzi w ten etap związku, podnieciłem się momentalnie. Trochę mnie to zawstydziło, ale mocny pocałunek Blacka nie pozwolił mi myśleć o tym zbyt długo. Oddałem pieszczotę jego warg, a moje ciało samo poruszało się ocierając o niego. To było niesamowite, o wiele lepsze niż łakocie.
Jęknąłem, kiedy członek Syriusza również naprężył się i teraz ocierał o mój. Dwa ścierające się ze sobą węże. To przypomniało mi sen, który kiedyś mnie zadręczał, a o którym zapomniałem. Westchnąłem czując się jeszcze lepiej.
Black odsunął się na centymetr i sapnął w moje wargi.
- Zróbmy to w wodzie. - zaproponował nie czekając na odpowiedź, ale od razu zaciągnął mnie do tej ogromnej wanny, niemal basenu. - W ten sposób szybciej się przyzwyczaisz, szybciej będziesz mój. - wyjaśnił i znowu jego wargi dominowały nad moimi. Jego język wsunął się śladem mojego w głąb ust, czułem wyzywające ruchy głaszczące moje podniebienie, subtelne zasysanie, hipnotyzujące muśnięcia. Byłem jak zaczarowany.
Opierając się o brzeg powoli zmieniłem pozycję żałując, że wymaga ona oderwania się od tych wspaniałych ust, które tak uwielbiałem całować. Wypiąłem pośladki ciesząc się, że woda nie pozwala na dostrzeżenie każdego szczegółu, że zasłania mnie przynajmniej w stopniu minimalnym, co pomagało mi w zapanowaniu nad sobą. Syri skorzystał z tego zaproszenia i jego palce znalazły się we mnie – na początek jeden, niejako sprawdzający moje możliwości, a później kolejny by udowodnić mi, jak bardzo muszę tego pragnąć skoro tak chętnie witam w sobie jakąkolwiek część ciała Syriusza. Miałem ochotę na więcej, na głębiej, sam już nie wiem, czego chciałem, gdyż moje myśli zaczęły pędzić nieskładnie i szybko.
Odwróciłem głowę możliwie jak najbardziej w bok i uchwyciłem wargi Blacka, który właśnie pochylał się nade mną w sposób umożliwiający nam kilka czułych muśnięć, zanim poczuję jak cierpnie mi szyja.
- Znowu będziesz obolały. - Syri wyszeptał to w moje rozchylone wargi i skupił się na obsypywaniu pieszczotami dostępnej sobie szyi. Wzdychałem i niemal pisnąłem, gdy jego dłonie zaczęły traktować mnie poważniej. Jednak objęła mój członek, zaś druga wpełzła głębiej między moje pośladki. To uczucie nadal było dziwne, ale dawało mi wiele rozkoszy, jakby miało mnie to przygotować na prawdziwe cuda w przyszłości. Nie mogłem, bowiem uwierzyć, że dotarliśmy już z Syriuszem do kresu pogłębiania naszych relacji. Musiało być coś więcej, chciałem by było.
- Możesz krzyczeć. - szepnął mi na ucho kruczowłosy i zabrał ręce, co było nie mniej dręczące, co brak jego ust.
- Nie zamierzam. - wyznałem szczerze i rozsunąłem swoje pośladki zawstydzony tym, że to robię, ale jednocześnie drżący z niecierpliwości. Czekałem rozdygotany, spragniony i w końcu dostałem to, czego pragnąłem. Po za drugi w przeciągu miesiąca Syriusz wsuwał się we mnie głęboko. Odczuwałem pewien dyskomfort płynący z tego zbliżenia, ale przyjemność była o wiele większa. Westchnąłem głośno zaciskając dłonie na swoich pośladkach. W podnieceniu jakie odczuwałem było coś niepokojącego, coś bardzo zboczonego. Czy powinienem tak bardzo tego pragnąć?
- Mógłbym teraz umrzeć. Co za raj. - słyszałem westchnienia Syriusza za sobą.
- Nawet nie próbuj! - warknąłem poruszając lekko biodrami. - Na pewno nie w tej chwili.
Syriusz roześmiał się, a jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Powoli zaczął się poruszać, by moje ciało nawykło szybciej do jego pchnięć, pulsującej wielkości. To było jak szaleństwo, które ogarnia człowieka kawałek po kawałku. Na początku wydaje ci się to zabawne, ale zanim zdążysz cokolwiek zauważyć, nie rozumiesz, jak mogłeś żyć w jakikolwiek inny sposób.
Każdy ruch, pojedyncze pchnięcie, dotyk na biodrach, udach, piersi, wszystko to komponowało się w jedną wielką rozkosz, w której tonąłem. Ciężki oddech Syriusza przy moim uchu, jego westchnienia, szepty, kiedy wychwalał rozkosz, jaką znajdował w naszym zbliżeniu... Wszystko to było naprawdę podniecające, obłędne i fantastyczne. Ledwie zaczęliśmy, a ja już byłem niemalże u szczytu. Black musiał to wyczuć, bo jego palce zacisnęły się na moim członku i pocierały go energicznie, jakby obawiał się, że w każdej chwili mógłbym odczuć dominujący ból zbliżenia i całkowicie stracić to, co nazbierało się w moim ciele do tej pory. Nie mógł jednak wiedzieć, że jego dotyk przelewał czarę i nawet nie zdążyłem powiedzieć mu o tym, gdy wytrysnąłem z głośnym jękiem, a moje mięśnie spięły się mocno na członku Syriusza. Nie chciałem sprawić mu bólu i nie jestem pewny, czy to dlatego jęknął, ale najwyraźniej coś poczuł, gdyż jego ruchy stały się bardziej chaotyczne, mocniejsze, a ostatecznie stawały się mało komfortowe. Mimo wszystko chciałem czuć tę bliskość, chciałem by było mu dobrze.
Syri wysunął się ze mnie, a jego członek ocierał się intensywnie o moje pośladki. Nie chciał „zabrudzić” mnie w środku, więc zrobił to na zewnątrz. Nie pojmowałem tych zawiłości, ale pozwalałem by Syriusz robił wszystko na co miał ochotę. Jeśli wolał się wysunąć, mógł to zrobić, jeśli zaś wolałby kończyć we mnie, nie miałbym nic przeciwko temu. Liczyło się tylko to, że znowu to zrobiliśmy, że byłem zmęczony, obolały między pośladkami, ale zadowolony. Chciałem poznać radość seksu z ukochanym jeszcze dokładniej, a to oznaczało więcej, zdecydowanie więcej razy.

sobota, 22 czerwca 2013

Co robić?

14 maja
- Nie jestem przekonany, czy to aby na pewno taki dobry pomysł. - kręciłem młynki kciukami patrząc to na swoje dłonie, to znowu na Syriusza. Jego pomysł nie był rewelacyjny, wiedziałem o tym, ale czy mogłem go całkowicie odrzucić? Chodziło przecież o coś więcej, niż moja niechęć do kogokolwiek. Chodziło, bowiem o pogodzenie się z Evans i zaprzyjaźnienie z nią, zanim zaczniemy obrzucać się błotem na jej ślubie z naszym przyjacielem, do której przecież dojdzie. J. był tego pewny.
- To dziewczyna Jamesa, a my jej nie lubimy. Wszystko byłoby całkiem nieźle, ale mamy problem. On z niej nie zrezygnuje, a ona najwidoczniej też jest w nim zakochana. To tłumaczyłoby fakt, że zawsze się na niego o wszystko czepiała.
- I w tym celu mamy ją zaprosić do Hogsmeade na wspólnie spędzony dzień? Pamiętasz jeszcze, że jej zdaniem jestem chodzącym zboczeńcem, który wyrywa chłopaków po całej szkole, prawda? I ciebie uwięziłem w swojej sieci kłamstw, pułapek i sam nie wiem czego jeszcze? O czymś zapomniałem?
- Ykhm, chyba nie, ale mimo wszystko...
- Nie wiem, co cię napadło. - stwierdziłem bez przekonania. Syriusz nigdy nie planował się z nikim godzić, aż do teraz. Czyżby nagle coś się zmieniło?
- Ja też nie wiem, co mu się stało, ale jestem całkowicie za! - J. zatarł dłonie. - Lily na pewno to doceni i polubicie ją! - nie wiem, czy chciałem lubić kogoś takiego. Przecież dla niej nie znaczyłem nic. Ot, równie dobrze mógłbym gonić nago po zamku i gwałcić wszystkich chłopców w okolicy. Naprawdę czułem, że to jest jej opinia na mój temat.
- Ja jestem po stronie Remusa. - Sheva wzruszył obojętnie ramionami. - Nie podoba mi się ten pomysł, nie podoba mi się Evans, ale kiedy wyjadę Remi zostanie sam z tym problemem. Może lepiej rozwiązać go póki tu jestem? - spojrzał na mnie pytająco. Gdybym odmówił, wtedy na pewno wstawiłby się za mną. Nie niego mogłem zawsze liczyć.
- Zajmijmy się tym od razu. Pójdziemy wszyscy do Evans i Syriusz powie jej to, co powiedział nam. - Potter naprawdę cieszył się z takiego obrotu spraw.
- Tylko nie oczekujcie, że będę się uśmiechał. - mruknąłem, ale zostałem zignorowany. Syriusz już ciągnął mnie za rękę, zaś James popychał od tyłu. Nie miałem wyjścia.
Klnąc pod nosem na swój brak zdecydowania pozwoliłem się podprowadzić do schodów i dalej już zupełnie naturalnie udałem się za chłopakami do miejsca, w którym siedziała Evans. Denerwował mnie fakt, że jej koleżanki spoglądały pożądliwie na mojego Syriusza. Jeszcze niedawno zastanawiałem się jak to możliwe, że trzymają się od niego z daleka, a teraz mógłbym rozerwać im zębami gardła za to, iż w końcu zwróciły na niego uwagę.
- Część. - rzucił zwyczajnie Black. - Lily, znalazłabyś dla nas chwilkę? - jego głos był łagodny, a to sprawiało, że dziewczynom płonęły oczy.
- Myślę, że znajdę dla was minutę, czy dwie. - rzuciła tonem łaskawej królowej ruda, co przypomniało mi dlaczego tak jej nie lubiłem.
Odeszliśmy kawałek od jej rozchichotanych koleżanek i wtedy dopiero Black przeszedł do sedna proponując wyjście do Hogsmeade w ramach zacieśnienia więzi, pogodzenia się dla dobra Jamesa.
- Możesz zabrać koleżanki, jeśli chcesz. - dodał, co sprawiło, że miałem ogromną chęć kopną go w tyłek i obrazić się na cały świat. Przecież było oczywistym, że Evans je zabierze, a one zaczną łasić się do mojego chłopaka. Kolejny raz zastanawiałem się, czy to aby na pewno taki dobry pomysł, a teraz miałem poważne obawy, iż wdepnąłem w coś śmierdzącego. Przecież nie panowałem nad swoją bestią zawsze i wszędzie, a już na pewno nie będę w stanie jej powstrzymać, kiedy te larwy zaczną wchodzić na moje terytorium. Zmusiłem się do zachowania normalnego wyrazu twarzy, gdy miałem ochotę krzywić się i rzucać wściekłe spojrzenia na wszystkie strony.
Evans wahała się, ale tylko przez chwilę. Skinęła głową zgadzając się na wszystko. Widać uznała, że to dodatkowo zjedna jej chłopaka, co mnie doprowadzało do białej gorączki. Naprawdę nie mogłem jej znieść.
- Idę na spacer po błoniach. - rzuciłem, kiedy była wystarczająco daleko. Nie potrafiłem jej znieść, więc nawet nie próbowałem wracać do siebie. Musiałem rozładować jakoś gromadzącą się we mnie niechęć.
- Pójdę z tobą. - od razu zaoferował się Syri.
- Nie ma takiej potrzeby. - odpowiedziałem chyba zbyt szybko przez co od razu zrozumiał, że coś ze mną nie tak.
- Nalegam.
- Dobrze już, dobrze, ale pospiesz się, bo chcę iść już teraz. - ruszyłem w stronę przejścia za portretem. Potrzebowałem świeżego powietrza, odrobiny spokoju i przede wszystkim siły by opanować swoją złość. Czyżbym stał się bardziej zaborczy od chwili, kiedy spędziłem z Blackiem te cenne, intymne chwile w Pokoju Życzeń? Miałem wrażenie, że o wiele trudniej jest mi teraz wytrzymać bez niego, ale przecież mogłem się mylić.
Wyszliśmy z zamku w niespełna kilka minut i już oddychałem głęboko świeżym powietrzem. Byłem zdenerwowany, ale bardzo szybko przechodziła mi cała złość na świat i jego lokatorów. Ruszyłem w stronę jeziora, gdzie rozłożyłem się pod starym dębem i zamknąłem oczy. Gdzieś z oddali dochodziły mnie śmiechy uczniów bawiących się na zewnątrz, Syriusz oddychał siedząc obok mnie i nie odzywał się ani słowem. Przynajmniej przez pewien czas, gdyż w końcu nie wytrzymał.
- Nie rozumiem, o co może ci chodzić. Dlaczego tak się piekliłeś?
- Dowiesz się, kiedy będziemy w drodze do Hogsmeade. - nie spojrzałem nawet na niego nadal mając opuszczone powieki. - Jestem pewny, że wtedy zrozumiesz wszystko.
- Chciałbym zrozumieć teraz. Nie chcę żeby coś się między nami zmieniło, czy zepsuło zaraz po tym, jak w końcu staliśmy się sobie skrajnie bliscy.
- Jestem zazdrosny, tylko tyle. - westchnąłem przyznając się otwarcie do swoich uczuć. - Zwyczajnie zazdrosny. Wiem, że będziesz otoczony jej koleżankami przez całą drogę z zamku i denerwuje mnie to.
- Powiem im, że mam już dziewczynę, ale jest starsza i już się tutaj nie uczy. Wyglądam na takiego, co to byłby skłonny chodzić ze starszą dziewczyną i podoba się takim, nie sądzisz? Z resztą, zadbam o to by nie miały żadnych wątpliwości, co do mojej prawdomówności.
- Jak?
- Przekonasz się w swoim czasie, a teraz przestań się dąsać! Jesteś na to za duży i zbyt słodki! Mam ochotę zdobyć dla ciebie waniliowo-czekoladowy koktajl i udowodnić ci, że nie masz o co być zazdrosny, bo to z twoich warg potrafię spijać nawet słodycze. Nawet jeśli zarzekam się, że nie chcę tego robić.
- Koktajl? - od razu otworzyłem oczy i usiadłem gwałtownie. - Naprawdę zdobędziesz dla mnie taki koktajl? - oblizałem się mimowolnie. Chyba właśnie dałem się uwieść marzeniu o słodkim, gęstym napoju, ale czy nie każdy ma jakieś słabostki?
Syriusz roześmiał się głośno i przysunął się do mnie bliżej. Jego usta dotknęły moich w mocnym pocałunku. Niestety, szybko odsunął się upewniając, że nikt nas nie widział. Żałowałem, że przerwał, ale przecież równie dobrze mógłbym zająć wargi czymś równie apetycznym.
- Ten koktajl... - zauważyłem.
- Tak, tak. Poczekaj tutaj, a ja skoczę do kuchni i wyproszę coś dla ciebie. Z odrobiną cynamonu?
- Mmm, tak. - znowu się oblizywałem, a na jego ustach wykwitł uśmiech nie tylko wesoły, ale nawet trochę zarozumiały. Widać był dumny z tego, jak dobrze mnie zna. Cóż, moim zdaniem nie było to jakieś specjalne osiągnięcie, jako że każdy mógł się domyślić moich preferencji słodyczowych, ale nie miałem zamiaru mu tego mówić. Patrzyłem jak dochodzi szybkim krokiem i miałem na końcu języka liczne westchnienia. Syriusz był idealny, naprawdę przystojny, a ja miałem okazję podziwiać jego cudowne ciało zupełnie nagie, spięte rozkoszą, a później całkowicie rozluźnione po tym, jak stało się jednym z moim.
Nie, zazdrość była w takim wypadku czystą głupotą. Syriusz był cały mów, a inni mogli z nim wyłącznie rozmawiać. Wszystkie te dziewczyny, które robią do niego słodkie oczy, nie mają szans nigdy zobaczyć go takim, jakim ja widuję do w chwilach największej rozkoszy. Nie, one nigdy go nie dostaną, a ja mogę w każdej chwili poprosić o zbliżenie, o kolejne intymne chwile spędzone sam na sam. Tak, to one powinny zazdrościć mi, a nie ja przypadkowym koleżanką najgorszej wiedźmy w szkole. Syriusz był mój w każdym calu, mogłem całować i dotykać nawet najbardziej skrytych skrawków ciała, a on nigdy by mi tego nie zabronił. One powinny zazdrościć, że mam na własność obiekt ich westchnień.
Nagle byłem rozpalony i przeszła mi myśl o koktajlu. Pragnąłem tylko Syriusza, wyłącznie jego.

środa, 19 czerwca 2013

Boli

12 maja
Powiedzieć, że wstałem obolały to stanowczo zbyt mało. Nie byłem w stanie usiąść, a chodzenie sprawiało mi nie mniejszy problem. Uznałem, że najrozsądniej będzie udać się do Skrzydła Szpitalnego, skłamać, że upadłem wczoraj na tyłek ze schodów, bądź po nich zjechałem i teraz nie mogę ścierpieć bólu. Nie pokażę tyłka pielęgniarce, a więc i tak dostanę coś na bóle, a może nawet usprawiedliwienie pozycji stojącej przez cały dzień. Tak, zdecydowanie właśnie o to musiałem poprosić!
Zostawiłem Syriuszowi karteczkę i wymknąłem się koślawo z sypialni. Przygryzłem wargę wspinając się po schodach i miałem wrażenie, że idę w rozkroku, chociaż z całą pewnością tego nie robiłem. Miałem tylko nadzieję, że mój kolejny raz będzie mniej dotkliwy.
Przybrałem cierpiętniczą minę, co prawdę mówiąc nie wymagało ode mnie żadnych starań, gdyż czułem się wystarczająco okropnie między nogami, by płakać, a co dopiero się smucić, i wszedłem do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka od razu wyskoczyła ze swojego gabinetu najwyraźniej strasznie się nudząc bez nikogo do opieki.
- Remusie? - była zdziwiona widząc mnie, co było dosyć oczywiste. Co takiego może spotkać wilkołaka?
- Upadłem ze schodów i zjechałem na pośladkach spory kawałek. - przeszedłem od razu do meritum. - Strasznie mnie boli i z trudem się poruszam, nie mówiąc już o siedzeniu. Potrzebuję czegoś na złagodzenie bólu i może jakiegoś papierka, żeby usprawiedliwić swój stan. - starałem się być miły i przekonywający.
- Upadłeś? - wydawała się przejęta, a więc naprawdę musiała się strasznie nudzić. - Nic sobie nie zrobiłeś poza stłuczeniami? Pokaż mi najlepiej...
- Oszalała pani?! - zrobiłem krok w tył. Starałem się jak najlepiej odegrać swoją rolę. - Nie zdejmę spodni! Nie ma mowy!
- Chyba już kiedyś przez to przechodziłam. - mruknęła pod nosem. - No dobrze, dziś będę dla ciebie łaskawa. Pomyślmy, co by ci tu dać... - zaczęła przeglądać swoje buteleczki, saszetki, pastylki. Ostatecznie wybrała coś, co najwyraźniej uznała za odpowiednie i rozpuściła w wodzie okrągłą, różową tabletkę. - Wypij, to powinno uśmierzyć ból na dłuższy czas.
- Dziękuję. Naprawdę to nie był najprzyjemniejszy zjazd. - uśmiechnąłem się przepraszająco i rozmasowałem pośladki by pokazać jak bardzo ubolewam nad swoim losem. Wypiłem gorzkawy specyfik. - Będę mógł siadać? - zapytałem mimochodem. Czyżby zapomniała, że musi mi coś wypisać?
- Tak, to wystarczy by ból przeszedł całkowicie na kilka godzin, więc powinieneś do wieczora móc siedzieć. Ale jutro rano musisz przyjść ponownie, jeśli ból nie przejdzie. Chyba, że zelży i będziesz w stanie siedzieć, wtedy nie widzę żadnego problemu.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się szeroko i chyba nawet czułem się już lepiej. - Ratuje mi pani tyłek. Dosłownie i w przenośni. - nie chciałem czekać aż zacznie dochodzić do tego, w jaki sposób wilkołak mógł zjechać ze schodów na pośladkach, więc wycofałem się i pokręciłem tyłkiem, gdy już mnie nie widziała, by mieć pewność, że mogę przetrwać dzień. Nadal bolało, ale było już zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Może przejdzie mi jeszcze zanim dzień zacznie się na dobre? Teraz mogłem wrócić do siebie i spędzić chwilę w łazience załatwiając najpilniejsze potrzeby.
Zaskoczył mnie widok kręcącego się po korytarzach Regulusa, a natknąłem się na niego niedaleko schodów do dormitorium. Chciałem się przywitać, ale wystarczyło, że nabrałem powietrza w płóca, a już było to całkowicie niemożliwe, jako że chłopak okazał się mieć towarzystwo. Podszedł do niego jakiś Puchon i objął go przyjacielsko, ale Reg odepchnął go od siebie warcząc coś najwidoczniej nieprzyjemnego. Nie sądziłem, że chłopak może przyjaźnić się z kimkolwiek, jako że zazwyczaj nie widywałem go w niczyim towarzystwie. A przynajmniej nie przypominałem sobie Regulusa w asyście osób innych niż Ślizgoni. To głupie, ale tak właśnie widziałem to, co działo się wokół młodszego brata Syriusza.
Niezrażony jasnowłosy chłopak uśmiechał się do Regulusa i nie ustawał w staraniach by poprawić mu humor. Zabawne, ale chyba naprawdę chciał to zrobić. Nie planowałem przerywać im potajemnego spotkania, tym bardziej, że kojarzyło mi się dziwnie z sytuacją z przeszłości, kiedy byłem świadkiem jak grupka Ślizgonów sprowadziła do szkoły obcego. Może teraz także na kogoś czekali? Nie, na pewno nie. Właśnie oddalili się od miejsca, w którym doszło do ich spotkania i zmierzali w kierunku schodów. Zeszli nimi na dół, a ja na palcach pognałem w przeciwnym kierunku. Mój tyłek już zupełnie przestał boleć, co mogło być związane z faktem, iż nie myślałem o nim podglądając Regulusa. Cóż, on również mógł mieć własne życie. Syri nie był jedynym Blackiem, który miał znajomych, przyjaciół i swoje szkolne życie.
Bez przeszkód wróciłem do swojej sypialni i położyłem się na chwilę na łóżku. Nie chciałem już spać, jako że i tak w przeciągu chwili musiałbym się obudzić, ale z chęcią odpocząłem i rozkoszowałem się brakiem bólu. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o zostawionej Syriuszowi wiadomości, więc wyrzuciłem ją by nie wiedział, co się ze mną działo, kiedy on smacznie spał. Wątpiłem by miał zamiar się ze mnie nabijać, ale zawsze to będzie czuł się mniej winny, jeśli nie dowie się o moich bólach spowodowanych naszym zbliżeniem.
- Hm? - coś zatłukło się cicho. Wyjrzałem zza kotar patrząc na Petera, który niezgrabnie przekradał się do łóżka. Nawet nie wiedziałem, że wyszedł! Czy spał, kiedy ja wymykałem się do Skrzydła Szpitalnego? A może wcale nie było go w nocy w pokoju? Nie mogłem zrozumieć, co się wokół mnie dzieje. Nie wierzyłem by poranne spotkanie Regulusa i tamtego chłopaka miało coś wspólnego z wykradającym się z pokoju Peterem, ale i niewiele rozumiałem z tego, co zaszło. Czyżby Pet postanowił stracić na wadze i codziennie rano biegał po korytarzach? A może kręcił się w pobliżu Pokoju Wspólnego Ślizgonów, gdziekolwiek się on znajdował? Przecież Pettigrew nie dałby sobie spokoju z Narcyzą, więc mógł ją podglądać. Ot, chociażby podczas porannych kąpieli. Nie interesowały mnie szczegóły, więc szybko dałem sobie spokój z dociekaniem. Pet nie był mózgowcem, więc cokolwiek robił musiało to być prymitywne.
Wyślizgnąłem się cicho z łóżka i wkradłem pod pościel Syriusza. Przytuliłem się do niego. Rozbudził się, ale szybko ponownie zasnął nieprzytomny. Był ciepły i przyjemny w tuleniu. O wiele lepszy niż jakakolwiek pluszowa zabawka. Uwielbiałem, kiedy był blisko, a od dnia poprzedniego byłem w raju za każdym razem, kiedy go do siebie tuliłem, czy też tuliłem siebie do niego. To nie było istotne!
Ziewnąłem i chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie zacząłem podziwiać twarz Syriusza, jego rzadki zarost, ciemne rzęsy, długi nos. Syri był naprawdę przystojny i zastanawiałem się jak to możliwe, że dziewczyny nie obskakiwały go ostatnimi czasy. Może miał jakiś sposób by je spławiać? Przecież ktoś taki musiał się podobać!
- Dyszysz na mnie, koteczku. - mruknął nagle i niemrawo otworzył oczy. - Nie mogę spać, kiedy to robisz. - przeciągnął się, ziewnął i zamrugał oczami. Przetarł je zmęczony.
- Wybacz, nie chciałem.
- Nie ma sprawy. Już i tak spałem zbyt długo. Jak się czujesz?
- Yyy... - nie wiedziałem, co odpowiedzieć. - Już dobrze. - rzuciłem trochę wymijająco. - Ale to nie ważne. - skarciłem go by więcej nie pytał o nic. Pocałowałem go w brodę. - Musisz się ogolić. - zmieniłem temat. - Drapiesz.
- Oczywiście. A niedługo ty także będziesz. - pokazał rząd równych, białych zębów, których każdy by mu zazdrościł. Poczułem jego dłoń na pośladkach, które głaskał spokojnie i lekko.
Położyłem głowę na jego piersi i słuchałem przyjemnego bicia jego serca. Powolne uderzenia kołysały mnie i uspokajały. I pomyśleć, że coś między nami się zmieniło, ale wcale tego nie czuliśmy. On był nadal opiekuńczy, a ja przesadnie łakociowaty. Może nadszedł już czas bym wydoroślał, stał się poważniejszy i męski? Czy Syri wolałby męskiego Remusa zamiast Remusa Remusowego? Przecież potrafiłem na poważnie podchodzić do życia, więc dlaczego przy Blacku stawałem się wielkim dzieckiem? Dlaczego przy nim topniałem?
Życie czasami potrafiło być takie wspaniałe, że zapominałem o wszystkich jego niedogodnościach. Syriusz, przyjaciele, nawet zajęcia w szkole – wszystko było częścią idealnego świata. Widać, gdy człowiek jest szczęśliwy, nic nie jest mu straszne. Gdybym częściej miał takie dni, mógłbym umrzeć z uśmiechem na twarzy.
- Nie chce mi się wstawać, kiedy mam cię obok. - Syriusz schlebiał mi szepcząc do ucha.
- Daj spokój, bo obaj umrzemy z powodu zbyt dużej ilości cukru we krwi. - upomniałem go, chociaż sam starałem się przecież by było nam idealnie. Czyżbym odnalazł w sobie hipokrytę?

niedziela, 16 czerwca 2013

Miły koniec?

- Gdzie wy się podziewaliście?! - Sheva przywitał mnie i Syriusza z otwartymi ramionami i ogromnym uśmiechem na twarzy. - Czekałem na was! - nagle trochę spoważniał i zaczął się nam uważnie przyglądać. - Wyglądacie jakoś inaczej.
- Bo jesteśmy wykąpani? - Syriusz przejął pałeczkę i całe szczęście, gdyż ja nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa. Czy naprawdę mógł zauważyć, że coś się w nas zmieniło nie wiedząc, że między mną, a Syrim do czegoś doszło?
- Nie, to chyba coś innego... No, nie ważne! - znowu uśmiechał się radośnie. - Fabien był tu u mnie. - wyznał klaszcząc w dłonie. - Przyszedł do dyrektora porozmawiać o moim przeniesieniu, a przy okazji chciał się ze mną zobaczyć. Wprawdzie widzieliśmy się tylko pod okiem Dumbledora, ale i tak strasznie się cieszę!
Uśmiechnąłem się do niego.
- To wspaniale! - podchodząc do chłopaka ścisnąłem lekko jego dłoń. - Naprawdę. Szkoda tylko, że nie zostawił was na chwilę samych.
Sheva zarumienił się wstydliwie, co było w jego przypadku niemal nienaturalne.
- Gdyby nagle Dumbledore wszedł do środka miałbym nie lada problem żeby wyjaśnić mu nazbyt gorące powitanie z „wujem”. - wzruszył ramionami. - Przy nim się kontrolowałem. Ale i tak jestem w niebo wzięty! Miło było znowu widzieć się z Fabienem przed wakacjami. - Andrew położył się na łóżku i kręcił po nim by rozładować napięcie. - Uwielbiam go!
- Hm, to zrozumiałe. - Syri mrugnął do mnie porozumiewawczo. - Reszta nie wróciła? - blondyn odpowiedział kręcąc głową. - Więc trudno, pójdziemy na podwieczorek bez nich.
- O tak, podwieczorek! - oblizałem się. Naprawdę miałem ochotę na słodkie. Widać mój pierwszy raz z Syrim pobudzał mój żołądek do apetytu na łakocie. Bo czy mogło być coś lepszego niż bliskość ukochanego, ulubione jedzenie i najlepszy przyjaciel u boku?
- Przebierzemy się tylko i idziemy. Zamoczyłem spodnie, a nie planuję chodzić w mokrych. - Syriusz uznał, że takie wymówki będą najlepsze, gdyż nie chcieliśmy jeszcze mówić nikomu o tym, do czego między nami doszło. To miała być nasza mała tajemnica. Przynajmniej przez jakiś czas. Chciałem żeby podniecenie opadło zanim inni zostaną wtajemniczeni. Wizyta w łazience prefektów dobrze nam zrobiła i teraz byliśmy przynajmniej czyści w każdym calu. Czułem się w prawdzie niekomfortowo mając świadomość, że jeszcze niedawno Syri tkwił w moim tyłku, ale i tak dziwne uczucie zniknie.
Przebrałem się rzucając swoje brudne ubrania w kąt. W końcu spoceni musieliśmy je założyć by przejść do łazienki, a następnie wrócić tutaj. Teraz miałem zamiar wyszorowany i ładnie ubrany rozkoszować się słodkim smakiem podwieczorku.
- Remi, naprawdę jakoś inaczej wyglądasz. - Sheva nie dawał sobie spokoju zastanawiając się, jak to możliwe, że coś we mnie się zmieniło, a on nie może dotrzeć do prawdy.
- Wydaje ci się. - uderzyłem go lekko w ramię. - Chodźmy! Jestem strasznie głodny! Mam nadzieję, że będzie dzisiaj dużo ciastek z kremem, budyń, może jakiś kaszkowy kubeczek... Sam nie wiem.
- Możesz zjeść moją porcję. - Syri wyszczerzył się do mnie i pocałował mnie lekko w policzek. Widać nie przeszkadzało mu już to, że będę się objadał, a tym samym nie będzie miał okazji mnie całować. Chociaż... Po dzisiejszym dniu mogłem przysiąc, iż chłopakowi wcale nie będzie przeszkadzać, że jem słodkie, a później daje mu buziaki.
Wspólnie wyszliśmy z naszego pokoju i witając się przelotnie z Niholasem wyszliśmy na korytarz. Chłopak wyglądał naprawdę dobrze od kiedy umawiał się ze starszym od siebie kolegą z naszego domu. James nawet nie wiedział, co stracił.
Wielka Sala była pełna uczniów, którzy dziś wykazywali wyjątkowe zainteresowanie posiłkiem. Może coś się szykowało, a może zawsze było nas tak dużo, ale nie zwracałem na to uwagi? Rozsiadłem się możliwie najwygodniej na krześle czując lekkie pieczenie w dolnych partiach ciała i zabrałem się za dobieranie łakoci, które miały zadbać o moje samopoczucie, które już i tak było wyjątkowe, jak również pomóc w odzyskaniu sił utraconych podczas „zabaw” z Blackiem. Byłem w niebie, kiedy po moich ustach rozszedł się cudowny smak kremu i gorzkawej czekolady. Biszkopt ciastka był aksamitny, miękki i nie mniej apetyczny. Nie wiem jak to w ogóle możliwe, ale wszystko zdawało się smakować inaczej niż dawniej. Intensywniej, lepiej. Czy to możliwe aby seks miał aż takie znaczenie dla organizmu? A może to poziom radości we krwi sprawiał, że świat nabierał intensywniejszych barw, smaków, woni?
- Co cię tak cieszy? - Sheva nadal nie mógł pogodzić się z tym, że coś było ze mną nie tak, a on nie pojmował, co takiego.
- Po prostu jest mi dobrze, tylko tyle. - odpowiedziałem dokładając sobie ciasta i przygarniając bliżej siebie inne łakocie, które planowałem dziś zjeść.
- Niech ci będzie, chociaż i tak ci nie wierzę. Ważne, że jest ci z tym do twarzy.
Z coraz większym trudem przychodziło mi ukrywanie przed nim tego wszystkiego, ale przecież nie byłem jakąś durną nastolatką, która opowiadałaby przyjaciółce o swoim pierwszy razie.
- Lepiej powiedz gdzie zatrzymał się Fab. - mrugnąłem do chłopaka porozumiewawczo. Pod stołem Syri maltretował moje kolano swoją dłonią.
- To tajemnica. - Andrew od razu zapomniał o mnie i rozmarzył się. - Dziś nie śpię w swoim łóżku, więc po kolacji widzimy się ostatni raz dnia dzisiejszego. Zmieniam się i sfruwam.
- A skoro o fruwaniu mowa... - Syriusz wciął się w naszą rozmowę. - J. musiał zapomnieć, że kopytne nie latają i ostatecznie wylądować na twarzy. - skinieniem głowy wskazał kierunek, w którym mieliśmy patrzyć. Tak, James, który właśnie wszedł do Wielkiej Sali, prezentował sobą naprawdę ciekawy widoczek. Był trochę opuchnięty na policzku, na którym widniał wyraźny ślad czerwonej dłoni. To musiało boleć. U jego boku szła wyraźnie zmartwiona Evans, która zdawała się go przepraszać, co nie pozostawiało wątpliwości, że ślad ręki należał do niej i najwidoczniej powstał dosyć przypadkowo. Potter musiał być jednak zły skoro nie zwracał uwagi na jej przeprosiny.
Dziewczyna dostrzegła, że się im przyglądamy i szybko zamilkła oddalając się do Jamesa, który z kolei się do nas zbliżał. Klapnął ciężko przy Shevie, a za nim usadowił się Peter. Chłopak nic nie mówił, więc pewnie J. był w najgorszym z możliwych humorów.
- J., coś się w tobie zmieniło, ale nie mam pojęcia, co takiego. Może zmieniłeś fryzurę? - Syri nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się z wyższością, kiedy James piorunował go spojrzeniem.
- Objąłem ją znienacka i dostałem po gębie. Muszą ją często obłapiać skoro jest taka wyczulona na najście od tyłu. - wyznał zbolałym głosem. - Boli jak jasna cholera, ale przynajmniej zębów nie straciłem. Ta dziewczyna mnie kiedyś zabije. Teraz niby przeprasza, ale mogła o tym pomyśleć zanim mnie tak obiła. A ten tutaj – wskazał na Petera – nawet jej nie ostrzegł, że to ja, ale stał, gapił się i śmiał głupio! - to tłumaczyło, dlaczego Pet był tak spokojny. - Strach pomyśleć, co mi zrobi, kiedy pójdę z nią do łóżka. - J. znowu wracał do głównego tematu. - Może mi nawet skręcić kark. To babsko jest takie irytujące i takie słodkie, że nie wiem jak się jej oprzeć. Ale i tak udaję zagniewanego. Chcę żeby pomyślała, jak mnie przeprosić. Jeśli jej powiesz to zawiśniesz na wierzbie bijącej trzymany za jaja, jasne? - okularnikowi musiało bardzo zależeć skoro był skłonny do wulgaryzmów. Nabierał sobie właśnie czegoś niezobowiązującego na talerz by nie było potrzeby gryzienia. Jak zauważyłem zagustował w kaszy z sokiem, co mogłem w pełni zrozumieć, jako że sam czasami lubiłem tego rodzaju desery, zaś dziś był to tylko jeden z licznych, jakimi się objadałem. - A z wami, co? - J. podniósł wzrok na naszą wpatrzoną w niego trójkę.
- Nic. - mruknął Sheva. - Podziwiamy twoje barwy wojenne. Całkiem ci w nich do twarzy, chociaż z opuchlizną już mniej. - widziałem, że James ma ochotę coś powiedzieć, ale Sheva nie pozwolił mu dojść do słowa. - Nie denerwuj się tak bo tylko bardziej będzie cię bolało. Powinieneś wcześniej pomyśleć o tym, że możesz oberwać jeśli rzucisz się na Evans od tyłu. Dziewczyny tego nie lubią. Z resztą, zasłużyłeś na to żeby ci przyłożyć także z drugiej strony, bo jesteś okropny. Chcesz teraz wykorzystać biedną, niewinną dziewczynę, która złamie swoje śluby czystości by przeprosić cię za lekki policzek. To nie do pomyślenia. Jak możesz być tak nieczuły?
- I mówi to największy zboczeniec zaraz po mnie. - mruknął złowrogo okularnik. - Nie ważne, jedzmy, a później zabieram się za okładanie mojego policzka zimnymi okładami. Już i tak nie mogę liczyć na wiele, ale zawsze to może trochę ulży. Dobrze, że mi szczęki nie złamała. To byłoby w prawdzie mniej bezlitosne niż wybicie zębów, ale i tak...
- Oj, zamknij się i jedz. - mruknął Syriusz i wmusił w Syriusza łyżkę deseru. Odrobina ciszy i spokoju na pewno była nam potrzebna. Tym bardziej, że właśnie zaczynałem odczuwać niewygodę związaną z siedzeniem. Byłem pewny, że jutrzejszego cierpienia nie będzie się dało porównać z dzisiejszym, ale i tak już mnie bolał tyłek. Syri mi kiedyś za to zapłaci, chociaż nie miałem pojęcia w jaki sposób powinien. Sam się przecież o to prosiłem i całkiem mi to pasowało.

środa, 12 czerwca 2013

Ten dzień nadal trwa

Chciałem krzyczeć z podniecenia i ogarniającego mnie szaleństwa. Kręciło mi się w głowie, moja ślina stała się nieprzyjemnie lepka, a ciało drżało. Było mi tak nieznośnie gorąco, a Syriusz działał jak dodatkowy grzejnik u mojego boku. Wcześniejszy zdrowy rozsądek przestał już istnieć i pozostało po nim tylko niewysłowione pragnienie. Kąsałem swoje usta, kręciłem się, zaciskałem dłonie na pościeli i chciałem już mieć za sobą wszystkie te przygotowania. Dlaczego moje ciało nie mogło ot tak, od razu przyjąć w siebie Syriusza? Pragnąłem tego z każdą chwilą coraz bardziej i niemal dostawałem szału myśląc o tym z czym zwlekamy.
- Nie denerwuj się tak, bo zamienisz mi się w wilkołaka na kilka dni po pełni. - Syri potrafił jeszcze żartować, ale widziałem, że jest równie poirytowany. On także chciał to zakończyć.
Sięgnąłem po buteleczkę z fioletowym płynem, którą odłożył na bok. Wylałem na swoją dłoń kilka kropel wonności, która konsystencją przypominała oliwkę, chociaż była odrobinę gęstsza. Sięgnąłem do członka Syriusza smarując go, przygotowując. Nie mogłem dłużej czekać. Podniecenie było zbyt wielkie.
- Proszę... - wyjęczałem bezwstydnie, a Syri ze zbolałą miną sprawdził, czy podołamy temu zadaniu.
- Będzie bolało... - ostrzegł, ale widząc mój wzrok musiał się uśmiechnąć. Nie takie katusze przechodziłem każdej pełni, a on niemal skończył przygotowywać moje ciało tak, jak nauczył się tego z książek i mang Zardi. Teraz wiedzę należało przenieść na praktykę.
Podejrzewałem, że miał ochotę zapytać, czy jestem tego pewny, ale przecież wiedział równie dobrze, co ja, że obaj od dawna czekaliśmy i nigdy nie zmienilibyśmy zdania.
Pocałował mnie by atmosfera na powrót stała się intymna i spokojna. Poczułem jak unosi trochę moje biodra, przystawia się do mojego wejścia. Robiłem, co mogłem by rozluźnić mięśnie, pomóc mu wejść. Nie poszło tak łatwo, jak w książkach, ale jednak mimo bólu, kawałek po kawałku czułem go w sobie. Całowałem go namiętnie, jakby to mogło odegnać ból, który odczuwałem w nienaturalnie rozciąganym ciele. Ale w pewnej chwili było już po wszystkim, Syriusz leżał na mnie zgniatając brzuchem mój członek, a jego pulsował w moim wnętrzu. Nieubłaganie przypominały mi o tym skurcze bólu, ale przyjemnie było czuć go w sobie tak głęboko, jak to tylko możliwe przy okazji tego pierwszego razu.
Musiałem odsapnąć, zapanować nam swoim ciałem, zebrać wszystkie siły i pozwolić by Syriusz poruszył się. Jęknąłem, stęknąłem i odsunąłem go lekko.
- Możesz. - wydyszałem przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu. Oddychałem przez usta, znowu czułem falę rozkoszy rozpływającą się po mnie i miałem świadomość, że chcę więcej. Nasz pierwszy raz, Syriusz we mnie, jego ciało tak blisko mojego, jak to tylko możliwe.
Chłopak nie pytał, czy aby na pewno wyrażam zgodę. Po prostu spełnił moje polecenie z czarującym uśmiechem. Powoli wysunął się ze mnie sprawiając, że znowu jęknąłem, ale on nie zatrzymał się. Zupełnie tak jak chciałem, zaczął sunąć biodrami w jedną i drugą stronę, powoli, dokładnie, pchnięcie za pchnięciem. To było fantastyczne. Ból ciała, wewnętrzna rozkosz, coś nieuchwytnego i ulotnego będącego dowodem na to, że zbliżam się z osobą, którą kocham. Nic dziwnego, że to uczucie uchodziło za tak szalenie podniecające.
Może byłem przesadnie sentymentalny, ale złapałem wykrzywioną przyjemnością twarz Syriusza i przysunąłem bliżej swojej. Pocałowałem go i uśmiechnąłem się krzywiąc przy każdym pchnięciu. Rozkosz była jak ból, zmuszała do reagowania na to, co się działo. Szalałem wewnątrz i na zewnątrz. Syri musiał czuć się jeszcze lepiej, gdyż już był cały spocony, a jego twarz wyrażała niemal niemożliwą do zniesienia rozkosz. Czułem się mile połechtany świadomością, że to ja jestem powodem jego szaleńczej rozkoszy.
Wsunąłem ręce między nas i zacząłem pieścić swoje ciało. Byłem realistą. Syri nie zdołałby wytrzymać na tyle długo bym mógł stracić przytomność ze zmęczenia, tak jak mój tyłek nie zniósłby godzinnej „jazdy”.
Pierwszy doszedł Syri. Jego ruchy były urywane, pełne niecierpliwości, ale bardzo przyjemne. Mogłem chełpić się faktem, że zdobyłem jego pierwszy raz i od teraz będę szkolił go w łóżku tak jak on mnie. Obaj wyrośniemy na bogów seksu, a to tylko dlatego, że będziemy uczyć się nawzajem.
Moje ciało miało dosyć naprawdę niedługo później. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie pomyśleliśmy o wszystkim, że poddaliśmy się magii chwili, a przecież o tak wiele można było jeszcze zadbać.
- Merlinie, Remi. Seks jest boski! - Syri wysapał mi głośno do ucha kładąc się obok i całując mój policzek raz za razem. - Chociaż mam wrażenie, że jutro obaj będziemy obolali. Ty w tyłku, a ja w udach.
- Romantyczne wyznania po upojnej nocy? - zapytałem sarkastycznie i roześmiałem się. Syri stwierdzał fakt i miałem tego świadomość. - Nie planuj w najbliższym czasie kolejnego razu, bo nie wiem, czy będę w stanie usiąść w najbliższym tygodniu. Twoje palce odczuwałem na samym początku przez długi czas, a co dopiero teraz, kiedy wsadziłeś mi cały pal.
Był wyraźnie dumny z siebie i swoich osiągnięć. Nie przytulaliśmy się do siebie, jako że byłoby nam zbyt gorąco. W końcu kochaliśmy się w biały dzień! Zabawne, ale dopiero teraz przyszło mi to do głowy. Nie wstydziliśmy się siebie mimo jasności, jaka panowała w Pokoju Życzeń.
- Czuję się mokry. - mruknąłem pod nosem. - Wszędzie. Między nogami także. - widać obaj mieliśmy talent do romantyzmu po rozkoszy.
- Wybacz, Remusie, ale ty jesteś cały mokry. Między nogami w szczególności. Wiesz dobrze, co ci zrobiłem i jak to robiłem.
- Zmieńmy temat. Powiedz mi, jak ja mam się stąd ruszyć? Muszę się wykąpać, wymyć cały, wszędzie, dokładnie, znaleźć sposób żeby nie maltretować więcej swoich pośladków, czy raczej tego, co między nimi.
- Hm, a ja bym chętnie znowu się w tobie zanurzył. - za taki uśmiech powinien dostać po twarzy. - To było obłędne! Remusie, nawet lizanie nie jest tak przyjemne. Kiedy wchodzę... - zarumienił się, co nie zdarzało mu się często. - To ciężko opisać.
- Błagam, nie każ mi mówić o tym, co czułem ja. - położyłem palec na jego piersi i przesuwałem nim po jego skórze znacząc różne wzorki na jego wilgotnej piersi. Widać obaj odnaleźliśmy się w swoich rolach. Nawet nie myślałem o tym, jak przyjemnie musi być, kiedy wchodzisz w ciało kochanka, poruszasz się w nim, czujesz to dziwne, ale rozkoszne tarcie. Wystarczało mi to, co otrzymywałem w zamian. Podobało mi się pozostawanie na dole. Syri musiał się wtedy mną dokładnie zajmować, opiekować, doprowadzać mnie na skraj szaleństwa, by wtedy samemu sięgnąć po przyjemność i dodatkowo pobudzać mnie. Bycie kociakiem w związku wcale mnie nie przerażało. Byłem przecież panem i władcą, zaś Syri tylko niewolnikiem, który może i brał wiele, ale jeszcze więcej dawał.
Przysunąłem się bliżej niego, jako że nasze ciała powoli zaczynały wysychać i robiło się chłodniej, kiedy spoceni leżeliśmy bezczynnie. Nadzy, niezasłonięci i w dalszym ciągu nieskrępowani. A może zwyczajnie byliśmy dla siebie stworzeni?
- Musimy zrobić to znowu, kiedy będę w stanie. - nie myślałem, że to powiem. - To było wspaniałe, chociaż trochę bolało i nie trwało wieki, jak pokazują wszędzie.
- Nauczę się opanowywać przez wieki i wtedy będę w tobie całymi godzinami. - Syriusz przytulił mnie w końcu, gdyż bliskość nie była już dla nas niewygodna. Okryłem nas byle jak prześcieradłem.
- Śmiem wątpić, czy mój tyłek wytrzymały taki natłok wrażeń.
- Mnie wytrzyma. Jestem tego pewny.
Pokręciłem głową z rezygnacją i położyłem dłoń na brzuchu Syriusza. Gładziłem jego skórę i miałem niejaką świadomość, że w dalszym ciągu jesteśmy w stanie się podniecić, chociaż nie było mowy o powtórce. Ręka to najwięcej na co mógłbym się teraz zdobyć, jeśli lenistwo wymknęłoby się spod kontroli.
Wodziłem spojrzeniem po pokoju, jaki Syriusz dla nas stworzył i zastanawiałem się, czy nie będzie mi w nim zbyt dobrze, czy zasługuję na takie szczęście. Przecież byłbym niemal panią Black, a to zobowiązywało do godnego życia. Kochający chłopak, który zrobiłby dla mnie wszystko, piękny dom, mnóstwo książek, poranna kawa i słodkie kanapki, które by dla mnie przygotowywał, niewielki, ale łady ogródek, Skrzat Domowy gotujący dla nas obiad, gdy my rozkoszowalibyśmy się piękną pogodą, pracowali i cieszyli sobą. Prawdę mówiąc nie miałbym nic przeciwko takiemu życiu, chociaż raz w miesiącu zamieniałbym się w bestię, którą Syri potrafił już ujarzmić. Może nic nie stało na przeszkodzie mojego szczęścia?
- O czym tak myślisz? - zapytał przy moim uchu.
- O nas. - odpowiedziałem szczerze i wtuliłem się w niego mocno.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ten dzień

11 maja

O tym, że to TEN dzień, wiedziałem już w chwili, kiedy Sheva został wezwany do gabinetu dyrektora, gdzie czekał na niego tajemniczy „gość”. Zazwyczaj nikt nie odwiedzał uczniów w czasie ich nauki szkolnej, toteż uznałem, że chłopak nie wróci prędko. Peter miał kolejne korepetycje z Evans, zaś James pilnował by blondynek nie dostawiał się do jego kobiety. Ja i Syriusz mieliśmy wolną rękę i obaj myśleliśmy o tym samym. Byłem tego pewny, kiedy tylko w powietrzu rozniósł się głos dyrektora wzywający Andrew, a Syriusz złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.

- Nie tak szybko! - upomniałem go, kiedy musiałem drobić przy nim by dotrzymać mu kroku. Nawet wilkołaki miały swoje ograniczenia w ludzkim ciele, a moje było bardzo ograniczone wzrostem, a więc także i krótkimi nóżkami.

- Wybacz. - chłopak zwolnił i uśmiechnął się do mnie lekko. Czułem, że jego dłoń drży i zaciska się coraz mocniej na mojej wilgotnej ze zdenerwowania. To podniosło mnie trochę na duchu. Zachichotałem mimowolnie.

- Idziemy jak na skazanie, a przecież chodzi o nas. - zauważyłem, kiedy Syri zostawił mnie z tyłu i „odtańczył” swój „rytuał”przed wejściem do Pokoju Życzeń. Kiedy pojawiły się drzwi, byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem się ruszyć, ani wydobyć z siebie słowa. Czy naprawdę powinienem się tak obawiać, kiedy przecież pragnąłem tego wszystkiego?

- Może to nie najlepszy dzień? - Syriusz puścił mnie przodem.

- Lepszego nie będzie. Ten jest idealny. Po prostu przygotowania są okropne, a później na pewno będzie nam łatwiej. Pójdzie z górki!

- Może masz rację... - drzwi stuknęły złowieszczo zamykając się za nami. Nagle dopadło mnie zwątpienie, ale zniknęło już w kilka chwil później. Nie było lepszej okazji niż ta.

Westchnąłem odwracając się do Syriusza. Uśmiechnąłem się, skinąłem głową i wyciągnąłem przed siebie ramiona by podszedł bliżej, zapomniał o nieśmiałości, jaka nagle go dopadła.

- Na pewno masz rację. - poprawił się i objął mnie mocno opierając głowę o moje ramię. - Za dużo myślę, a zbyt mało robię. - jego usta dotknęły skóry na mojej szyi i w tamtej chwili byłem już pewny, że to właśnie ten właściwy moment.

Zdjęliśmy buty nieprzerwanie się przytulając i jakoś wgramoliliśmy się na duże wygodne łóżko stanowiące obietnicę naszej wspólnej przyszłości. Odsunąłem się od chłopaka na tyle by móc sięgnąć swoimi ustami jego ust i pocałowałem go mocno, zdecydowanie, może nawet namiętnie. Uśmiechnąłem się w międzyczasie przez co zderzyliśmy się zębami. To rozbawiło zarówno mnie, jak i Syriusza. Zdjęliśmy koszulki nieprzerwanie chichocząc i znowu przylgnęliśmy do siebie w kolejny, tym razem mniej niezdarnym, pocałunku.

Dotykałem piersi Syriusza bardzo powoli, może trochę niepewnie, ale nieubłaganie. Chciałem dobrze poznać jej strukturę, jakbym kiedyś tylko dzięki temu miał go rozpoznać. Czułem pod opuszkami palców bliznę po pazurach, którą zostawiłem na nim w dniu, w którym pierwszy raz zjawił się razem z resztą chłopaków we Wrzeszczącej Chacie. Nadal czułem się trochę winny tego, że zeszpeciłem jego gładką pierś, ale on wcale się tym nie przejmował.

Poczułem jego dłonie na moich plecach, kiedy wodził po nich opuszkami. On również musiał wyczuwać wąskie, czy też szersze ślady mojego samookaleczenia z czasów, kiedy przechodziłem przez każdorazową przemianę samotnie. Nie byliśmy już dziećmi, mieliśmy za sobą więcej niż inni uczniowie, a jednak dopiero teraz mieliśmy postawić ten ostateczny, decydujący krok w naszym związku.

Kolejny raz odsunęliśmy się od siebie i tym razem na ziemi wylądowały nasze spodnie. Cóż, nasz pierwszy raz nie miał być przypadkowym, gwałtownym i szybkim dowodem pasji, ale przemyślanym i w pełni świadomym krokiem. Siedząc w samej bieliźnie na łóżku zastanawiałem się, czy to normalne. Pragnęliśmy się, ale kosztowaliśmy powoli i rozsądnie.

Black popchnął mnie na pościel i poduchy. Położyłem się bez szemrania, a kiedy jego ciało zaciążyło na moim, poczułem przyjemne łaskotanie w kroczu, moje serce zdecydowanie przyspieszyło.

Usta Syriusza zmieniły smak. Były teraz gorące i słodkie, jak czekolada. Rozsunąłem odrobinę nogi by poczuć go bliżej siebie, wzmóc podniecenie, jakie mnie ogarniało. Język chłopaka wpełzł między moje wargi zaledwie na chwilę, gdyż wypchnąłem go ostrożnie i przejąłem inicjatywę. Nie chciałem zrobić mu krzywdy zębami, kiedy wszystko miało być dziś idealne. Wyrwało mi się jęknięcie, kiedy Black otarł się swoim przyrodzeniem o moje, a jego palce ścisnęły moje sutki. Sam wstydziłem się tego pisku, jaki wyszedł z moich ust, ale nie miałem na to żadnego wpływu. Pozwoliłem by Syri nadal maltretował moją pierś swoimi gorącymi palcami, a sam nie chciałem pozostać mu dłużny, toteż zadbałem by zarówno jego, jak i moja bielizna znalazły się niżej niż to konieczne. Teraz mogłem poruszać biodrami ocierając się o niego, by doprowadzić go do szaleństwa tak, jak on robił to ze mną.

Poczułem się dziwnie samotny, kiedy Black zabrał słoje usta i pocałunkami przesunął się przez moją pierś do krocza. Jak do tej pory nie przekroczyliśmy granicy, jaką wyznaczaliśmy od tych kilku lat naszego związku. Nadal znajdowaliśmy się w miejscu dobrze nam znanym.

- Staniemy się mężczyznami. - mruknął nad moim członkiem i wziął go w usta z wyrazem zadowolenia i niejakiej dumy. Moja bielizna leżała już gdzieś na ziemi koło innych ubrań i nawet nie wiem, kiedy zdążył ją zdjąć całkowicie. Czułem się obłędnie, kiedy ssał mnie mocno, lizał, czasami przygryzał. Byłem władcą, a on dowódcą moich wojsk. Oszalałem i nagle znalazłem się w niebie, które mógł stworzyć tylko mój szalony umysł.

Nie wstydziłem się już, nie stawiałem żadnych barier między mną, a Syriuszem. Rozsunąłem nieznacznie nogi, by Black znalazł dla siebie więcej miejsca i pozwoliłem mu na wodzenie palcami po moich jądrach, wewnętrznej stronie ud, a nawet wejściu. Przecież palce to nie ostatnie, co znajdzie dla siebie miejsce między moimi pośladkami tego dnia.

Poprosiłem Blacka by odsunął się, kiedy byłem na granicy wytrzymałości. Nie miałem zamiaru dochodzić ani teraz, ani w najbliższym czasie. Chłopak zrozumiał mnie i uśmiechnął się oblizując perwersyjnie. Nie mogłem z jakiegoś powodu uwierzyć, że jeszcze niedawno mnie ssał.

- Jesteś zboczony! - wytknąłem mu oburzony, a on roześmiał się głośno.

- Obaj jesteśmy. - poprawił mnie i sięgnął do szafki wyjmując z niej flakonik z fioletowym płynem. - Nie dam się zbić z tropu. Wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. - jego uśmiech był zaraźliwy.

Uniosłem nieznacznie biodra wsuwając pod nie poduchę, by podnieść się minimalnie wyżej. Teraz wstyd powrócił, ale nie miałem czasu na zasłanianie się. Byliśmy zbyt blisko celu bym mógł chociażby myśleć i ucieczce. Syri skinął głową z uznaniem i otworzył buteleczkę wylewając na dłoń trochę płynu, który okazał się naprawdę wonny. Chłopak użył go by zwilżyć palce, natłuścić je, a później bez większych oporów wsunąć we mnie zaledwie opuszek jednego palca.

- Poczekaj. - westchnąłem wypinając pośladki w stronę jego dłoni. Z jakiegoś powodu pragnąłem by jego ciało wdarło się we mnie. Ta myśl podniecała mnie, rozpalała. - A ty?

- Ja sobie odbiję tutaj. - pchnął palec między moje pośladki do samego końca. - Nie jestem niezniszczalny, a to nasz pierwszy raz. Nie chcę okazać się bezużyteczny. - powiedział to szczerze i pocałował mnie przelotnie, szybko, ale słodko. - Jest miękka w środku, śliczna z zewnątrz, naprawdę apetyczna. Czuję się tak jakbym miał się spruć w szwach.

- Byłoby cię szkoda. - westchnąłem pragnąć go więcej i więcej. Jeden palec to za mało, więc miałem nadzieję, że już za chwilę będzie w stanie dodać kolejny, jeszcze jeden, a ostatecznie zmieści we mnie swój pobudzony członek, który chybotał się kusząco, gdy Syri obskakiwał mnie ze wszystkich stron szukając najlepszego podejścia, by móc całować, mruczeć i jednocześnie rozpieszczać mój tyłek od środka.

Przygryzłem wargę i uniosłem bardziej pośladki. To uczucie miało w sobie coś dziwnego i obłędnie przyjemnego. Może zwyczajnie nawykłem do myśli, że kiedyś przyjmę w siebie mojego ukochanego chłopaka. Nie miałem nic przeciwko, by być pod nim. To miał być mój Syriusz.

Sięgnąłem dłonią do niego i wsunąłem dłoń w miękkie, ciemne włosy, które zasłaniały jego twarz jak czarna kurtyna. Jak to możliwe, że nie pomyślałem wcześniej by mu je spiąć? Chciałem przecież podziwiać jego twarz, piękne oczy.

Syriusz pocałował mnie w policzek, później odrobinę wyżej, wrócił, zsunął wargi na brodę, a nawet szyję i tak powoli obcałowywał całą moją twarz, aż zachichotałem.

- Tu jest bezpieczniej, niż tam na dole. - ruchem wskazał w okolice mojego krocza. - Nie chcemy żebyś eksplodował przedwcześnie.

- Potrafisz być okropny. - pokręciłem ze zrezygnowaniem głową, ale miał całkowitą rację. Rozkosz mogła zmusić mnie do eksplozji. Byłem z każdą chwilą coraz bardziej czuły na najmniejsze pieszczoty, na te palce, które właśnie starały się we mnie wedrzeć na nowo.

środa, 5 czerwca 2013

Kartka z pamiętnika CCXVIII - Syriusz Black

Nie powiedziałem Remusowi ani słowa o moim małym planie zabawienia go podczas pełni, ponieważ wiedziałem jaka byłaby jego reakcja. Nigdy by się na to nie zgodził, a w ten sposób udowodnię mu, że jest już dobrym, oswojonym wilczkiem i nie musi siedzieć bezczynnie w zatęchłej dziurze, jaką była Wrzeszcząca Chata. Mały wypad nocą po Hogsmeade na pewno nie mógł nam zaszkodzić, a zwierzęta tak potężne jak ja i James na pewno dadzą sobie radę z jednym słodkim wilczkiem.

Na początek upewniliśmy się, że Remi uspokoił się po przemianie, rozpoznał nas, przywitał się i poocierał o mnie, jak zawsze, gdy wilka brało na czułości. Naprawdę chciałbym wiedzieć, co wtedy sobie myślał i czy miał świadomość, że to on jest moją samicą, a nie odwrotnie. Chociaż, może lepiej było żyć w nieświadomości?

Skinąłem na przyjaciół, którzy czekali na mój znak od samego początku. Byliśmy gotowi by wyprowadzić Remusa na mały spacerek. Pchnąłem wilkołaka całym bokiem w stronę chłopaków i kiwnąłem głową wskazując na drzwi. Zrozumiał i wyszedł za mną na schody. Poprowadziłem go pod samo wejście, którym dostawaliśmy się zawsze do Chaty i wspólnie z Jamesem przepchaliśmy zagradzającą je komodę. Szczeknąłem cicho na nierozumiejącego nic Remusa, a następnie puściłem przodem Petera i pilnującego go Shevę. Uznałem, że powinienem zamykać ten nasz dziwny pochód, więc za Jamesem wysłałem Remusa. Trzymałem się blisko niego, by dodać mu otuchy i uzmysłowić, że czuwam nad jego bezpieczeństwem, więc może się rozluźnić. Nie chciałem by zdziczał, kiedy tylko wyjdziemy na zewnątrz. Złapałem go lekko za ogon, kiedy wychodził z dziury. Zapiszczał, jakby był szczurem, a nie wilkiem i wyskoczył gwałtownie na zewnątrz. Odwrócił się do mnie powarkując z wyrzutem, ale wystarczyło, że uśmiechnąłem się do niego swoim psim uśmiechem, a już było po wszystkim. Rzucił się na mnie chętny do zabawy i machał ogonem, jak rasowy szczeniak. Poświęciłem więc chwilę na tę zabawę, a następnie uspokoiłem go przygniatając do ziemi swoim psim ciałem. Kiwnąłem w stronę miasta schodząc z wyraźnie zadowolonego wilkołaka. James już zaczynał się niecierpliwić trzymając na grzbiecie Petera oraz Shevę. Dołączyliśmy do niego z Remim i powoli ruszyliśmy do Hogsmeade. Dla Remusa wszystko było inne, ciekawsze, zdecydowanie dziwniejsze niż dla nas. Nie mieliśmy jeszcze okazji podziwiać drogi z perspektywy zwierzęcia, ale na pewno pamiętaliśmy więcej szczegółów, niż wilkołak, dla którego nic nie było wystarczająco znane. Wydawał się zachwycony, rozentuzjazmowany, kiedy wyprzedzał nas odrobinę i rzucał się na krzaki dla czystej przyjemności. Jeszcze nigdy nie przebyliśmy tej drogi tak szybko, jak teraz. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w cichym, uśpionym mieście, w którym paliły się tylko nielicznie światła ulicznych latarni. Zabrałem Remusa na stację, która o tej porze była całkowicie pusta, obeszliśmy dookoła Wrzeszczącą Chatę, powałęsaliśmy się pustymi uliczkami mijając nasze ulubione sklepy, a nawet załapaliśmy się na rewię mody, gdyż przy jednym ze śmietników leżały stare, ogromne ubrania, w których zanurkowaliśmy szukając czegoś „dla siebie”. Remus wyglądał obłędnie w babcinym czepku, który od razu skojarzył mi się z bajką o Kapturku. Z resztą, sam musiałem wyglądać nie lepiej w starym, dziurawym kapeluszu. James wbił się w jakąś okropną suknię w kwiaty i tylko dla Petera i Shevy nie mogliśmy doszukać się niczego odpowiedniego.

Te przymiarki zajęły nam sporo czasu, więc postanowiłem, że powinniśmy wrócić pod Wierzbę Bijącą. Jeszcze przed przemianą Remus musiał wrócić do domku, by tam dojść do siebie, kiedy my umkniemy do zamku. Wcześniej jednak postanowiłem pogonić trochę po Zakazanym Lesie, co przecież nie było zakazane dla zwierząt. Remi był wyraźnie zadowolony mogąc przedłużyć te niezobowiązujące harce, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że niedługo trzeba nam będzie wracać.

Kolejna godzina i tym razem zostawiliśmy wilkołaka wymęczonego wrażeniami i rozleniwionego na łóżku we Chacie. Nie martwiliśmy się, że przyszłoby mu się wymknąć w ostatniej chwili, gdyż i on miał świadomość zbliżającej się przemiany. Niezgrabnie ułożył się na śmierdzącym stęchlizną materacu i zawył na pożegnanie. Otarłem się o niego nosem i wymknąłem się wraz z przyjaciółmi do zamku, gdzie chcieliśmy pospać chwileczkę, a później przywitać naszego Remusa by opowiedzieć mu o naszej dzisiejszej przygodzie. Byłem dumny z tego, jak świetnie nam poszło!

*

Remus wrócił do nas obolały, zmęczony, ale jednak wypełniony jakąś wewnętrzną siłą. Jego powrót nie uszedł mojej uwadze, gdyż trochę zbyt głośno zamknął drzwi łazienki, kiedy poszedł wziąć długi, relaksujący prysznic. Postanowiłem nie zasypiać więcej, by być z nim fair. Przecież on w ogóle nie przespał nocy, więc moje trzy godziny powinny mi wystarczyć w zupełności. Podkradłem się pod drzwi łazienki i czekałem.

Remi wyszedł opatulony ręcznikiem w pasie i na głowie, którą suszył zawzięcie. Objąłem go szybko wiedząc, że nie mogłem go tym wystraszyć, gdyż musiał wyczuć mnie jeszcze zanim otworzył drzwi łazienki.

- Jak się czujesz? - zapytałem szeptem przy jego uchu.

- Dziwnie, chociaż bardzo przyjemnie. - odpowiedział mi szczerze.

- A co pamiętasz?

- Niewiele. Tylko bezsensowne urywki wydarzeń, ale to i tak więcej niż dawniej.

- Byliśmy w Hogsmeade, wiesz? - odwrócił się do mnie gwałtownie i wytrzeszczył oczy. - Yhym. - skinąłem. - Zabraliśmy cię tak, bo uznaliśmy, że jesteś już oswojony z nami, a przecież dalibyśmy sobie z tobą radę, gdyby coś się działo. I nie myliliśmy się, bo było fantastycznie, a ty nie sprawiałeś nam w ogóle kłopotu.

Remus wahał się przez chwilę patrząc na mnie zły i jednocześnie zadowolony. Nie powiedziałem nic, ale złapałem go za policzki i przyciągnąłem jego twarz do swojej. Pocałowałem go lekko.

- Od teraz nie musisz już siedzieć bezczynnie we Wrzeszczącej Chacie, ale możemy z niej wyjść razem. Będziemy mieć cię na oku, więc nie ma obawy, że coś przeskrobiesz. Co ty na to?

Nadal nie był pewny, ale w końcu skinął głową.

- Nie mogę w to uwierzyć. - wyznał. - Nie myślałem, że mogę być w stanie zachowywać się jak przyzwoity wilk. To dzięki wam. - na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.

- O tak, a przede wszystkim to moja zasługa, bo oswoiłem swojego wilkołaka, który jest bez dwóch zdań zakochany we mnie do szaleństwa także podczas pełni. Nie mam co do tego wątpliwości. Powinienem chyba dostać za to jakąś nagrodę. Syriusz Black – pogromca wilkołaków.

- Chyba sobie zanadto schlebiasz. - Remi wrócił do łazienki i odwiesił swój ręcznik do głowy. Następnie podszedł do swojego kufra i wyjął z niego nowe, czyste ubrania. Nie odważył się chodzić nago w obawie, że chłopcy mogliby się zbudzić, a przecież niewiele dzieliło nas od śniadania i rozpoczęcia naszych pierwszych zajęć tego dnia.

Rozsiedliśmy się na jego nieruszonym tej nocy łóżku i uznałem, że wiem, jak wykorzystać pozostały nam czas. Objąłem go w pasie i przysunąłem bliżej siebie. Pocałowałem go mocno, namiętnie, w sposób, którego nie potrafiłby zignorować. Odpowiedział na tę pieszczotę z całą stanowczością. Był mój bez dwóch zdań i nie zdołałby się ode mnie uwolnić chociażby płakał, że już mnie nie chce. Jego ciało nie przetrwałoby beze mnie i nikt nie mógłby zaspokoić jego potrzeb tak jak ja. Byłem jego ideałem i nie kryłem się z tym.

W prawdzie Remus ledwie wyszedł spod prysznica, ale nie przeszkadzało mi to by trochę go podrażnić. Wsunąłem dłoń pod jego koszulkę i pogładziłem brzuch, popieściłem sutki, aż jęknął i odsunął się ode mnie.

- Nie. - zaprotestował. - Nie chcę przed lekcjami. Nie przed. - jego złote oczy lśniły w jasnym świetle wschodzącego szybko słońca.

- Niech będzie. Nic nie zrobię przed, będę tylko całował. - nie chciałem przecież by się na mnie obraził.

- Dziękuję. - wrócił do mnie blisko i znowu się całowaliśmy zapamiętale, jakbyśmy mieli się rozstać na długie dni, czy nawet miesiące.

Musiałem oszaleć, bo od razu przyszło mi do głowy, że kiedy rozstaniemy się na wakacje pocałunek nie będzie jedynym za czym przyjdzie nam tęsknić. W końcu już teraz same buziaki nie wystarczały mi bym mógł poczuć się spełniony. Potrzebowałem więcej, dużo więcej i on także tego chciał. Kochaliśmy się, a miłość potrzebowała uwolnienia nagromadzonego w nas napięcia.

- Mmm, myślę, że jest nam za dobrze i oni zaraz zaczną się budzić. Co powiesz na to żebyśmy wyszli trochę wcześniej do Wielkiej Sali? Poczekamy na nich przy stole, a przy okazji znajdziemy sobie jeszcze chwilę sam na sam w kąciku korytarza.

- Jeśli nie zasnę z rozleniwienia. - Remi uśmiechnął się do mnie lekko i złapał mnie za rękę. - Chodź.

Nawet nie przyszło mi do głowy żeby się sprzeciwić. Mój wilkołak w takiej chwili mógł przejąć inicjatywę. W końcu w każdej innej chwili był moją samica, a zasługiwał na więcej niż tylko to.

niedziela, 2 czerwca 2013

A więc on

Nota na Ai no Tenshi!

.

6 maja

Nauczyciele zebrali nas wszystkich w Wielkiej Sali na śniadanie, które miało poprzedzić ważne przemówienie dyrektora. Nie oszukiwałem się, wiedziałem, że w końcu jakiś rąbek tajemnicy ostatnich miesięcy zostanie nam wyjawiony. Gdzieś głęboko bałem się poznać prawdę, ale z drugiej strony tylko ona mogła mnie uspokoić, gdy się z nią oswoję. Widać czasami ciężko mi dogodzić.

Złapałem pod stołem dłoń Syriusza, splotłem nasze palce ze sobą i wspólnie czekaliśmy na przemówienie Dumbledore'a. Mężczyzna podniósł się, kiedy tylko wszyscy zajęli swoje miejsca.

- Wiecie, że od dawna wiele się dzieje w szkole i poza nią. - zaczął. - Zapewne nie każdy z was słyszał o Lordzie Voldemorcie. Musicie znać jego imię by wiedzieć kogo należy unikać. To bardzo niebezpieczny czarodziej, który już zdołał zwabić pewne grono popleczników. Musicie wiedzieć, że nie można mu ufać, a jego wizja idealnego świata to czysta kpina. Między nami jest wielu uczniów pochodzących z niemagicznych rodzin i to nie czyni ich innymi od nas! Nasze dwa światy współpracują ze sobą, współistnieją i tak było od zawsze! Nie dajcie się zwieść człowiekowi, który nie wie, co robi, który chce zniszczyć świat jakim go znamy. Podejrzewamy, że Voldemort chce przeniknąć do naszej szkoły by także tutaj rozpocząć poszukiwania swoich ludzi. I dlatego musicie być czujni! Ten człowiek wyznaje zasadę czystej krwi, co jest wierutną bzdurą! Dlatego chciałbym byście mówili mi o wszystkich podejrzanych wydarzeniach, jakich będziecie świadkami, czy też, o których usłyszycie!

Zacisnąłem mocniej dłoń na ręce Syriusza. Obaj wiedzieliśmy, co to oznacza. Syriusz wywodził się z rodziny w pełni magicznej, starej i szanowanej, zaś ja miałem w sobie nie tylko krew mugoli, ale także wilkołaka.

Po mojej lewej stronie Evans wychyliła się zza pleców swoich koleżanek i spojrzała na Jamesa zaniepokojona. Chłopak uśmiechnął się do niej krzepiąco i wyciągnął dłoń. Zaledwie musnęli się palcami, ale miałem świadomość, że to wiele im daje.

- Zbliżają się egzaminy i wasze wakacje, dlatego chciałbym byście uważali na siebie przez te dwa miesiące. Nie pozwólcie się okłamywać! A teraz jedźcie i mam nadzieję, że mimo tych pesymistycznych wiadomości na początek dnia, posiłek i tak będzie wam smakował. - mężczyzna zajął miejsce za stołem nauczycielskim i klasnął w dłonie. Przed nami w końcu pojawiło się śniadanie. Podejrzewałem, że nie każdy ma na nie ochotę, ale wątpiłem by głodówka w jakikolwiek sposób wpłynęła na poprawę sytuacji w naszym świecie.

Sięgnąłem po kromkę chleba i posmarowałem ją masłem, a później obficie dżemem.

- Myślisz, że to będzie miało jakiś wpływ na naszą przyszłość? - burknąłem w stronę Blacka.

- Jak długo konflikt nie obejmie Upadłego Rodu tak długo nie musimy się nim przejmować. - Sheva wydawał się mówić bardziej do siebie niż do nas. Obawiał się, że jeśli sytuacja się pogorszy, jego kochanek będzie zmuszony podjąć działania, podobnie jak w czasie przed ich spotkaniem. Wtedy także Camus musiałby opuścić swoją rodzinę by walczyć w imię większego dobra.

- Uspokójcie się. Dyrektor mówił o tym, że ten cały Voldemort zbiera popleczników, nie wspominał o rozpętaniu wojny.

- W sumie, coś w tym jest. - skinąłem głową.

- Bylibyśmy skończonymi osłami, gdybyśmy martwili się o coś, co może nigdy się nie wydarzyć. Teraz, kiedy wiemy, co się dzieje, wystarczy być czujnym. Nie musimy zmieniać naszego życia, chociaż dziwnie jest mieć świadomość, że robi się niebezpiecznie. Traktujemy to zbyt poważnie. Polecam zapomnieć o tym i cieszyć się chwilą! - Black miał całkowitą rację i byłem dumny, że mój chłopak trzyma nas w ryzach byśmy nie panikowali niepotrzebnie. Przecież to istna głupota!

- Jaki masz więc plan na życie? - James odzyskał nagle apetyt i z wielkim uśmiechem zabrał się do rozcinania na kawałeczki pieczonej kiełbaski.

- Mam zamiar dobrać się do gaci mojemu chłopakowi, skończyć szkołę, zacząć pracę i zamieszkać z Remusem przez cały ten czas utrzymując kontakt z Wavele'm. Poza tym wpadnę na twój ślub z Lisicą, będę podziwiał wasze dzieci i nakłaniać je do złego żeby matka miała pełne ręce roboty. Myślę, że to niezły pomysł na przyszłość, nie? - uśmiech chłopaka był niepoprawny, jak i jego słowa, ale naprawdę nie mogłem powstrzymać cisnącej się na usta radości. Syri miał wiele racji w tym, co mówił. Najpierw musieliśmy się do siebie zbliżyć, później skończyć szkołę i powoli popychać nasze życie do przodu.

- Chwila, chwila. Masz zamiar zaakceptować mój związek z Lily? - oczy Jamesa były równie wielkie, co jego okulary.

- A mamy inne wyjście? Wszyscy go zaakceptujemy prędzej, czy później. Nie będę bawił się w swatkę szukając ci innej naiwniary. Jeśli Evans chce się z tobą męczyć, niech się męczy. Z resztą, ty nie szturmowałeś przesadnie mojego związku z Remusem.

- Jak cudownie. To może teraz się obejmiemy i pocałujemy?

- Jasne, J. Na oczach twojej dziewczyny, co się będziemy ukrywać. Niech wie z kim chodzi. - Syriusz mimo wszystko nie mógł się powstrzymać przed drobnymi złośliwościami. Miało to swój urok, ale i było pewnie irytujące dla Pottera.

- Taki z ciebie cwaniak? Idę o zakład, że szybciej prześpię się z Evans niż ty z Remusem. - i nagle zostałem wmieszany w to wszystko.

- Ha! Chętnie, ale tak się składa, że nie planuję spowiadać ci się z mojego pierwszego razu z Remusem kiedykolwiek nastąpi. To tylko nasza sprawa, więc odmawiam.

I tak byłem czerwony na twarzy i załamany. Targowali się o wiedzę, o pierwszy raz, o swoje ego. Para paskudnych wariatów.

- James, gdyby nie fakt, że nie lubię Evans już dawno bym jej powiedział, co planujesz. Nie byłaby zadowolona z takiej propozycji zakładu, nie sądzisz?

Syriusz położył dłoń na moim kolanie i ścisnął je lekko. Chyba lubił, kiedy znęcałem się nad okularnikiem, jakkolwiek powinien trzymać się od tego z daleka i upominać mnie bym przestał być mściwy. Niestety, to co go kręciło, różniło się od rzeczy, które ja uważałem za seksowne.

Zamachałem nogami i kopnąłem lekko siedzącego naprzeciwko mnie Shevę. Chłopak stał się markotny i cichu, a nasze argumenty chyba do niego nie przemówiły. Jego kochanek był dorosłym mężczyzną odpowiedzialnym za życie i szczęście wielu ludzi. W prawdzie dział teraz z ukrycia domu Andrew, ale i tak musiał trzymać rękę na pulsie.

- Porozmawiaj z nim jeśli to cie uspokoi. - zaproponowałem wiedząc, że zrozumie, co mam na myśli. - Nie wiem jak, ale coś wymyślimy żebyś mógł się z nim skontaktować bezpośrednio.

- Nie, nie. To nic takiego. Napiszę do niego dzisiaj i dowiem się tego i owego. Macie rację, to głupie martwić się czymś, co nie jest z ogóle pewne. Może po prostu mam gorszy dzień?

- Gorszy tydzień. - poprawił go Peter. - Od kiedy nie ma słońca, ale zrobiło się deszczowo jesteś marudny i wyprany z energii.

No tak, było w tym wiele prawdy. Od dawna nie mieliśmy do czynienia ze słońcem i ciepłymi dniami. A przecież zbliżała się pełnia i już niedługo mieliśmy spędzić kolejną noc we Wrzeszczącej Chacie szukając sposobu na zabicie nudy. W prawdzie Syri ostrzegał, że ma w planach coś ciekawego i wielkiego, ale nie chciał mi zdradzić szczegółów. Mogłem tylko mieć nadzieję, że niczego nie przeskrobie i nie zmusi mnie do robienia jakiś głupich rzeczy, kiedy nie będę w stanie racjonalnie myśleć. Oczyma wyobraźni już widziałem wilkołaka ubranego w różowy strój baletnicy i tańcującego po zakurzonym domu. Padłbym ze wstydu gdybym później usłyszał o tym, co robiłem! Zabiłbym chłopaków gdyby zrobili mi takie świństwo!

- Oj, słońce. Tęsknię za nim. - Sheva pociągnął nosem. - Brakuje mi ciepła i słoneczka. Od razu byłoby nam lepiej. Mam ochotę się podwędzić na trawie z książką w ręce. Marzę o słonecznej pogodzie!

Pokiwałem smętnie głową. Ja również stęskniłem się za słońcem i tak jak on, chętnie wystawiłbym swoje wilkołacze kości na działanie ciepłych promieni.

- Jeśli będzie lało przez kolejny tydzień zaczniemy tonąc na błoniach w drodze na zielarstwo. - pozwolił sobie zauważyć Syriusz. Chciał chyba całkowicie zmienić temat na warunki atmosferyczne by nie wracać do tematu niejakiego Voldemorta i szykującego się zamieszania na szczeblach najwyższej władzy. W końcu Ministerstwo nie pozwoli by ktoś niszczył pokój jaki panował od tak dawna między mugolami, a magicznym społeczeństwem.

- Te, Sheva, może powinieneś odprawić jakieś swoje czary, co? W końcu masz w sobie coś ze starego szamana o ile pamiętam. - zabawne, ale James pamiętał o wiele więcej faktów z życia Andrew niż nasza reszta razem wzięta.

- J. to taka mała bujda, wiesz o tym, nie? - zielonooki uśmiechnął się niepewnie jak do chorego.

- Spróbować możesz! Tańce, wycie i te sprawy. Ja dałbym temu szanse.

- Chcesz go widzieć wyrozbieranego, zboczeńcu. - syknąłem na okularnika, ale było pewne, że on się nie podda i Sheva będzie musiał spróbować odegnać deszcz.