środa, 28 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 4

Notka na Ai no Tenshi! 

NA MOONLIGHT SECRET NOTKI W ŚRODY I NIEDZIELE

21 lipca
To niesamowite uczucie, kiedy wakacyjne dni mijają całkowicie normalnie, jakbyśmy byli zwyczajnymi nastolatkami. Wprawdzie byłem obolały po mojej gorącej nocy z Syriuszem, ale bynajmniej się tym nie przejmowałem. Do czasu, kiedy Sheva zaprezentował nam trzy rowery, na których mieliśmy jechać na wycieczkę i zjeść obiad po drodze w formie pikniku.
- Będziemy się wymieniać. Najpierw jedna osoba pedałuje, a druga siedzi na bagażniku, a później następuje zmiana. Jest nas w sam raz, więc jesteśmy podzieleni na trzy grupy. Ja jadę z Shevą, Syriusz z Remusem, a Peter zostaje z Jamesem. - dyrygował nami Andrew.
- Chwila, chwila. Dlaczego JA mam jechać z Peterem? - okularnik wyprostował się jak struna i rzucił badawcze spojrzenie zielonookiemu.
- Ponieważ tylko wy daje nie macie pary? - chłopak uśmiechnął się do niego w odpowiedzi. - Ja mam mojego niewolnika, który będzie za mnie pedałował całą drogę na rowerze mojej mamy. - wskazał różową „bestię” z dodatkowym koszyczkiem z przodu, do którego zapakowali część produktów na nasz obiad w plenerze. - Syriusz i Remi na pewno nie będą chcieli się zamienić, więc w sumie tylko wy dwaj zostajecie, a ja nie mam już więcej rowerów.
- Ale on jest ciężki! - J. wskazał oskarżycielsko Petera.
- Sam też do najlżejszych nie należysz! - odparł buntowniczo Pettigrew. - Jesteś wielki! Nie wiem, czy zauważyłeś.
- Ej, jestem chudy! No dobra, niech będzie. - chyba uświadomił sobie, że „chudy” i „dobrze zbudowany” nie są synonimami, a on nie chciał pogrążać samego siebie jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że się zgadzamy, więc wsiadajcie na rowery i jedziemy od razu.
Spojrzałem prosząco na Syriusza i już wiedział, że musi zacząć od pedałowania, by mój tyłek mógł wypoczywać jeszcze przez jakiś czas. Skinął tylko głową i poklepał bagażnik roweru, który należał do ojca Shevy. Nie oczekiwałem, że będzie mi wygodnie, ale dzięki przyczepionym do koła drążkom mogłem oprzeć o nie nogi i nie nadwyrężać i tak zmęczonych mięśni. Byłem pewny, że rowery zostały przerobione magicznie specjalnie dla nas, by ułatwić drogę.
Syri trzymał nasz pojazd na najbliższy czas, kiedy ja siadałem i starałem się nie spaść w trakcie startu. Nie było to wcale takie trudne i dosyć szybko siedziałem wygodnie trzymając Blacka w pasie dla większej wygody i bezpieczeństwa.
Droga, którą wybrał nasz zielonooki przyjaciel była szeroka, więc z powodzeniem mogliśmy jechać obok siebie i rozmawiać. Fabien pedałował pośrodku, więc miałem obok siebie Shevę, zaś on po swojej drugiej stronie Pottera, jako że Pet przegrał z nim negocjacje na całej linii i teraz musiał pedałować przez najbliższą godzinę naszej wyprawy.
- A tak, w ogóle to gdzie jedziemy? - J. obudził się dosyć późno by zapytać.
- Bez celu. Pooglądać widoczki, zjeść coś na trawie. - chłopak wzruszył ramionami. - Pobyć razem, lenić się i dobrze przy tym bawić. - ta odpowiedź w pełni satysfakcjonowała nas wszystkich.
Peter wymiękł o wiele wcześniej niż Syriusz, co sprawiło, że musieliśmy zatrzymać się aby J. zasiadł za kierownicą. Stękał przy tym niemiłosiernie przez dobre dziesięć pierwszych minut pedałowania i odgrażał się dietą dla Petera. Niemniej jednak, blondynek był zadowolony zmuszając okularnika do wysiłku.
- Tylko pomyśl, jakie będziesz miał silne nogi. - mówił poważnie, chociaż uśmiechał się, czego James nie mógł zobaczyć. - Evans będzie zachwycona. Idę o zakład, że dziewczyny będą się zabijać o to żeby chociaż spojrzeć na te umięśnione nogi.
- Cholera, nienawidzę cię za to, ale chyba masz rację. - J. wydawał się myśleć intensywnie, a ja wolałem nie komentować ich wymiany zdań. Zresztą, wystarczyło mi spojrzenie na cwaniacki uśmiech Fabiena, by mieć pewność, że on coś na ten temat wie, ale nie planował się z nami tym podzielić.
- Nogi nie wystarczą. Musisz jeszcze mieć niezły tyłek. - rzucił poważnie Sheva i klepnął swojego chłopaka w pośladki.
- Od jazdy na rowerze się wyrabiają. - rzucił pospiesznie Peter.
- J. nigdy nie będzie bożyszczem nastolatek, daj spokój. Może się im podobać, ale nie dorówna niektórym wyjątkowym mężczyznom. Jest za młody, a młodzi mniej się podobają. - Sheva na pewno coś na ten temat wiedział. - Popatrzcie na Fabiena... Albo lepiej nie. Zostawmy go w spokoju, nie mogę dopuścić do tego, żeby ktoś jeszcze stracił dla niego głowę. - mówił pół żartem, pół serio.
- Tak dla sprostowania, waszej głupiej rozmowy. - odezwał się w końcu Fabien. - Kobiety patrzą na wszystko, wszystko je podnieca i ciężko powiedzieć czasami, co zrobiłeś, że piszczą jak szalone.
- Na mnie nie piszczą. - zauważył Sheva z przekąsem.
- Wszystkie wiedzą, że jesteś gejem. - zauważyłem, co wcale nie pocieszyło przyjaciela.
- Więc zadbam żeby wszystkie wiedziały, że Fab też jest.
- Tak w ramach szczerości, nie jestem gejem. - mężczyzna musiał mężnie znieść mocne uderzenie w żebra, jakie otrzymał od swojego chłopaka. - Nie znęcaj się nade mną, bo taka jest prawda. Nie jestem gejem i nigdy nie byłem. Po prostu tak się składa, że ty jesteś chłopakiem. To samo odnosi się do Marcela. Nigdy nie był gejem, był zwyczajnie zakochany bez pamięci w Fillipie. Myślę, że na takich ludzi jak my, nie ma żadnego określenia.
- Teraz próbujesz się ratować mieszając w to kuzyna, co? - Sheva znowu go uderzył, zaś mężczyzna roześmiał się głośno.
- Zatrzymajmy się tutaj, odpocznijmy zanim pojedziemy dalej. Przy okazji przestaniesz mnie bić. - nadal był w wyjątkowo dobrym humorze, chociaż oberwał dwa razy, a jego chłopak wydawał się nadąsany.
Zsiedliśmy z rowerów i rozłożyliśmy na trawie przy ścieżce. Każdy z nas pociągnął ogromny łyk wody ze swojej butelki, gdyż słońce zaczynało powoli przypiekać. Aż bałem się pomyśleć, co będę teraz przeżywał, jako że ja i Syriusz mieliśmy zamienić się miejscami. Moje pośladki już odczuwały ten dyskomfort i ból, a nawet nie usiadłem na siodełku.
- Jeśli chcesz, mogę...
- Nie, wszystko dobrze, dam radę. - przerwałem Syriuszowi. - To nic takiego. Ty też musisz odpocząć, bo napracowałeś się w nocy. - mrugnąłem, chociaż policzki mi płonęły. Nasunąłem czapkę głębiej na twarz i wziąłem kolejny łyk wody. Nie musiałem jej oszczędzać, gdyż każdy z nas miał dla siebie dobre dwa litry.
To był wyjątkowo krótki przystanek, jako że chcieliśmy przejechać spory kawałek zanim zatrzymamy się na posiłek. Zresztą, chodziło o przygodę, a nie mogliśmy na nią liczyć zaledwie godzinę jazdy od domu Andrew.
Jak mówił nam chłopak, gdzieś w pobliżu był niewielki lasek, gdzie rosły także krzewy owocowa z czernicami i dzikimi poziomkami. Mogliśmy tam przystanąć by skosztować owoców i prawdę mówiąc byliśmy chętni żeby zaznać tej drobnej przyjemności, o którą ciężko było w Londynie, czy jego najbliższej okolicy. No i nigdy nie jadłem dzikich owoców! Byłem ciekaw, czy smakują tak samo, jak hodowane w domach, czy może mają w sobie coś wyjątkowego. Chciałem żeby ten dzień był równie wyjątkowy, co poprzedni i wszystko było na dobrej drodze. Chociaż wystarczyło, że usiadłem na siodełku, a nie mogłem powstrzymać jęknięcia. To bolało, nawet bardzo bolało!
- Od lat nie siedziałem na rowerze. - wyjaśniłem nie mijając się z prawdą.
- Musisz zacząć uprawiać sport w czasie wakacji. To całkiem zabawne i przyjemne. Nie mieszkasz, aż tak daleko od Londynu, prawda? - Andrew uśmiechnął się słodko. - Wsiadaj na rower i jedź na Pokątną do mamy. A najlepiej niech ona też jeździ rowerem i wracajcie razem.
- Nie zwracajcie na niego uwagi. - mruknął poważnie Fabien. - Ma takie fazy od jakiegoś czasu. Jakiś syndrom tęsknoty za domem, czy sam nie wiem... - i znowu zaczął obrywać od swojego chłopaka, który wyzywał go od kłamców, papli i gorszych.
- Podpadasz mi dzisiaj. Podpadasz! - ostrzegał zielonooki i znowu był naburmuszony.
Prawdę mówiąc mogłem go zrozumieć. Miał opuścić szkolnych przyjaciół i wszystko co znał, rodzinny dom, najbliższych, by wyjechać do Francji i tam rozpocząć życie na nowo. Podejrzewałem, że miał zamiar poruszać się po mieście na rowerze i wprowadzić do swojej egzystencji trochę niewinnego, sielskiego klimatu. Może nawet będzie jeździł z rana po świeże pieczywo i owoce, a później przygotowywał śniadanie dla kochanka?
Poczułem, jak Syriusz mocno obejmuje mnie w pasie jakby potrafił czytać w moich myślach i dowiedział się, że jakaś melancholia zaczyna nade mną panować. Uśmiechnąłem się do siebie i usiłowałem nie przemieszczać za bardzo na siedzonku.
- Jutro zabieram was na konie. - rzucił mimochodem Ukrainiec. - Pojeździmy sobie trochę, a kto nie umie ten się nauczy. - roześmiał się najwyraźniej widząc miny chłopaków z tyłu.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 3

To był najlepszy i najdłuższy dzień, jaki ostatnimi czasy mogłem przeżyć. Ciepło słońca, orzeźwiająca woda, przyjaciele i spędzenie nocy w jednym pokoju tylko z Syriuszem – mały raj na ziemi. Mruczałem w duszy rozleniwiony tym, jak dobrze mi było. Nie wiem czym zasłużyłem na to wszystko, ale na pewno byłem pupilem losu, kiedy miałem dla siebie mojego cudownego Syriusza i przyjaciół za ścianą.
- Panie Lupin, zadbam by nie myślał pan o niczym poza mną. - Syri zwrócił sobą moją uwagę i uśmiechnął się, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Jego szare oczy błyszczały przekornie, kiedy odrzucił włosy do tyłu i związał je na karku, by nie przeszkadzały, a następnie zaczął ostentacyjnie zdejmować swoją piżamę. Po kąpieli musiał ją założyć, by przejść korytarzem z łazienki do pokoju, ale teraz zupełnie nie była mu potrzebna. Zabawne, ale dopiero teraz zacząłem się wstydzić jego nagości i myśli o swojej, gdyż nie było wątpliwości, że Syri oczekiwał ode mnie podobnego poświęcenia.
- Zmieniłem zdanie, idę towarzyszyć pani Sheva w pracach domowych.
- Tak, bo ci na to pozwolę. - Black doskoczył do mnie i złapał w kleszcze swoich ramion. Był zupełnie nagi i taki tulił się do mnie całym ciałem.
- Dobra, już dobra, zboczeńcu. - roześmiałem się głośno. - Daj mi się rozebrać zanim zaczniesz molestować.
- Mmm, nie mogę odmówić, kiedy tak stawiasz sprawę. - odsunął się ode mnie wcześniej całując moją szyję, jakby to miało zaważyć na jego dalszym losie. Rozsiadł się na łóżku zrobionym z dwóch i starał się nie eksponować swojego ciała, by nie pozbawiać mnie odwagi na rozbieranie się. Nie chodziło raczej o zawstydzanie mnie swoim idealnym ciałem, ale o fakt, że taki cykor jak ja, mógłby nagle uciec na myśl o nagim zbliżeniu. Byłem przecież nieobliczalny.
Rozebrałem się nie patrząc na Blacka. Wiedziałem, że mnie obserwuje i uśmiecha się, a to było wystarczająco krępujące. Sam nie wiem dlaczego czasami byłem chodzącą pewnością siebie, by w kilka dni później obawiać się nagości, czy podniesienia głosu.
- Mmm, wyglądasz apetycznie. Jak ciastko z kremem.
- Ty nie lubisz słodyczy. - zauważyłem spoglądając na niego i podchodząc bliżej.
- Nie, ale ty jesteś tym rodzajem łakocia, który nigdy nie może się przejeść. Nie mówiąc już o tym, że zawsze zjadam cię z rozkoszą. - rzucił się na łóżko i wyeksponował tym samym swoją pobudzoną męskość.
Przełknąłem ciężko ślinę nie wiedząc, co właściwie mam robić. Nigdy nie byłem typem chłopaka, który przejmuje kontrolę świadomie. Jeśli to robiłem to działo się to w chwili zamroczenia. No bo, co ja miałem teraz zrobić z nagim, podnieconym chłopakiem leżącym na łóżku?
- Nie patrz tak intensywnie, bo teraz to ja czuję się niezręcznie. - mruknął, a ja uśmiechnąłem się zadowolony. Syri mówił serio, a ja lubiłem chwile takie jak ta.
Podszedłem bliżej i wdrapałem się na łóżko nie myśląc o sterczącym członku chłopaka i moim własnym, który zdradzał wszystkie perwersyjne myśli. Pocałowałem Blacka mocno, a on oddał tę pieszczotę jeszcze gwałtowniej. Położył dłonie na moich biodrach i przysunął mnie bliżej, niemal zmusił do zahaczania moim kroczem o jego. I nagle nie musiałem dominować, bo to on był górą, chociaż leżał pode mną.
Jego usta przesunęły się na moją szyję, zęby kąsały ucho, które było tak wrażliwe na pieszczoty, jakbym był psem. Westchnąłem, a on pieścił mnie nadal. Oparłem dłonie o jego pierś, gdy jego palce ściskały moje pośladki zapewniając mi przyjemny, erotyczny masaż. Mógłbym się roztopić, kiedy płonąłem od środka coraz większym pożądaniem. Pragnąłem go. Pragnąłem szalenie, a on podsycał moje żądze swoją stanowczością.
Nawet nie wiem kiedy zacząłem się o niego ocierać i szukać wargami ciepłej skóry jego szyi i torsu. Właśnie w tamtej chwili miałem w głowię całkowitą pustkę i dlatego mogłem działać. Dotykałem Syriusza, a on dotykał mnie, całowałem go i on oddawał każdy pocałunek. Miałem ochotę wzdychać, ale powstrzymywałem się i ocierałem o niego coraz intensywniej, zaś on odpowiadał na to ruchami własnych bioder.
Prawdę mówiąc, nie było sensu czekać zbyt długo, bawić się w nieskończoność. Chłopak na oślep sięgnął do szafki, z której wydobył wszystko, co mogło być nam potrzebne. Roześmiałem się, kiedy tubka z żelem wydawała głupi odgłos, a później westchnąłem, gdyż chłodne palce skierowały się ku moim pośladkom. Syri musiał rozsunąć je jednymi palcami, by drugimi przełamać barierę ochronną moich mięśni. Wypchnąłem biodra bardziej do przodu i jęknąłem, kiedy dostał się do środka. Mój członek wyprężył się jeszcze bardziej jeśli to możliwe, a jego również nie wydawał się wcale mniej niezaspokojony.
- Mmmm, to przyjemne uczucie. - westchnął, jakby chciał wypowiedzieć głośno moje myśli. - Nawet nie wiesz, jak mi dobrze, kiedy trzymam w tobie palce. Jesteś miękki i ciepły w środku, a kiedy pomyślę, że lada chwila wsunę w ciebie swojego...
- Milcz! - pocałowałem go mocno. Nie chciałem by mnie zawstydzał. I bez tego czułem się dziwnie, gdyż nie potrafiłem zaprzeczyć przed samym sobą, że to dziwne uczucie penetracji było także niezwykle stymulujące.
Nasze języki splatały się ze sobą, usta płonęły, a jego dłonie bezustannie wyczyniały cuda w moim wnętrzu. Dodatkowo schlebiał mi fakt, że Syriusz miał okazję zakosztować tylko i wyłącznie mojego ciała, a więc wszystkie cudowne doznania jakie dzieliliśmy były w pełni naszym udziałem. Z resztą, nigdy nie oddałbym Syriusza komuś innemu, nie pozwoliłbym na tę rozkosz nawet najlepszym przyjaciołom. Black był mój w każdym calu, a więc jego niezaspokojenie również należało do mnie.
Byłem już naprawdę nieprzytomny z przyjemności, kiedy Syri w końcu zabrał ręce i przesunął moje ciało wyżej.
- Usiądziesz? - zapytał niewinnie, ale jego oczy płonęły czystą perwersją.
- Spróbuję. - wyjąkałem i uniosłem się na kolanach. Musiałem się trochę nagimnastykować, ale on pomógł mi rozsuwając moje pośladki. Dzięki temu mogłem przytrzymać jego członek, kiedy nasuwałem się na niego. Na początku trochę zabolało, jako że w tej chwili sam musiałem rozciągnąć swoje ciało, by przyjęło w siebie całą wielkość członka Blacka. Byłem z siebie dumny, kiedy naprawdę udało mi się usiąść mając go w sobie, a ból szybko przerodził się r przyjemność, kiedy poruszałem się lekko, dla przyzwyczajenia mięśni. Syri czekał cierpliwie, chociaż przeżywał katusze nie mogąc działać samodzielnie.
Nie wytrzymał. Usiadł obejmując mnie i przylgnął swoją piersią do mojej.
- Jeśli zaboli drap i krzycz, ale nie odmawiaj mi dłużej. - wysyczał przez zęby i zaczął powoli, niezdarnie podrzucać biodrami i kierować moimi, by sprawiać przyjemność sobie i przy okazji mi. To było cudowne, naprawdę wspaniałe i tak obłędne, że tym razem nie powstrzymywałem jęków. Oczywiście, wiedziałem, że moje ciało będzie jutro obolałe w każdym calu, ale to nie miało teraz znaczenia. Syri był podniecony i było to tylko moją zasługą. To ja dawałem mu rozkosz i ja ją od niego odbierałem.
Sięgnąłem do swojego krocza pieszcząc je dłońmi. To spodobało się chłopakowi, bo oblizawszy wargi uśmiechał się do mnie wymownie. Był zboczeńcem, ale tylko moim i nigdy nie patrzył w ten sposób na innych.
Umierałem ze zmęczenia, kiedy w końcu zmieniliśmy pozycję. Teraz to ja leżałem na łóżku, a on podsunął poduszki pod moje biodra i pchał niemal nieprzytomny z rozkoszy, kiedy z każdym ruchem wypuszczał głośno powietrze z płuc. Jego dłonie niemal boleśnie zaciskały się na moich udach, a ja niesprawnie, gwałtownie pocierałem trzon swojego członka. Nic dziwnego, że to ja szczytowałem jako pierwszy. Syriusz potrzebował jeszcze odrobiny czasu, ale za to krzyknął cicho, kiedy dochodził. Czyżby naprawdę był mnie tak spragniony? Byłem z siebie dumny i spełniony w każdym calu. Dyszałem, a on sapał obok mnie, kiedy tylko odsunął się, pozwolił moim mięśniom na swobodne zamknięcie wejścia, objął moje spocone ciało swoim wilgotnym ramieniem. Wykąpaliśmy się, a teraz znowu powinniśmy to zrobić. Na szczęście okno pokoju było otwarte, więc zapach naszych ciał i zbliżenia ulatywał w przestrzeń zabierany przez lekki wiaterek na zewnątrz.
Przysunąłem głowę do głowy Syriusza, a nasze czoła połączyły się.
- Jestem śpiący. - wyznałem. - Zawsze po tym mam ochotę zamknąć oczy i spać. - Syri podał mi butelkę wody żebym mógł przepłukać gardło. Zrobiłem to i zaspokoiwszy pragnienie pojawiające się po seksie oddałem butelkę chłopakowi. On także pociągnął kilka wielkich łyków i odłożył ją na nocną szafkę, tam gdzie stała wcześniej.
- Nic nie stoi na przeszkodzie żebyś spał. Jest późno, a jutro dzień zacznie się dla nas bardzo wcześnie.
Uśmiechnąłem się. On również myślał teraz o chwili relaksu w krainie snów. Pasowaliśmy do siebie idealnie.

środa, 21 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 2

Teen Wolf - Peter Hale *__*

To było cudowne. Woda o idealnej temperaturze otaczała moje ciało, relaksowała mnie, sprawiała, że zapominałem o wszystkim i liczyła się wyłącznie przyjemność unoszenia się na powierzchni. Po dobrych dwóch godzinach gry w piłkę naprawdę potrzebowaliśmy odpoczynku, a kanapki, które podał nam Fabien, rozleniwiły nas bez reszty. Tylko Sheva i Black mieli jeszcze na tyle siły by grać dla zabicia czasu i rozruszania ciała po jedzeniu. W tym czasie Peter walczył o idealną opaleniznę, której zazdrościłaby mu nawet Narcyza, zaś James bawił się w rekina nurkując i pływając pod powierzchnią wokół nas. To były idealne wakacje, nawet jeśli zaczęły się na dobre zaledwie przed kilkoma godzinami. Do tej pory siedziałem bezczynnie w domu, a teraz nie tylko mogłem się poruszać, ale także rozluźnić i popływać. Istny raj na ziemi.
Wyszedłem z wody żeby napić się odrobinę zimnego mleka czekoladowego, które zabrał dla nas chłopak Andrew. Rzeczywiście świetnie chłodziło i byłem nim szczerze zachwycony. Fab chyba naprawdę wiedział jak prowadzić dom i organizować wypady takie jak ten. Wziąłem z rąk mężczyzny słodką waflową kulkę obsypaną orzechami i wypełnioną kremem. Sheva miał wielkie szczęście mając chłopaka, który tak rozpieszczał jego i jego przyjaciół.
- I ściąganie majtasów! - wrzasnął nagle Potter, a ja podskoczyłem wystraszony i omal nie ugryzłem się w język. Z resztą, moi moczący się nadal w wodzie koledzy nie zdążyli nawet zrozumieć zamysłu szalonego okularnika, który właśnie w tej chwili machał nad głową kąpielówkami Andrew i śmiał się głośno. - Lataj z gołym tyłkiem! - cieszył się jak dziecko, ale nagle coś chyba do niego dotarło. Spojrzał niepewnie na brzeg i nawet ja widziałem, jak ciężko przełyka ślinę. No tak! Zerknąłem w bok na Fabiena, który właśnie odkładał wszystko, co trzymał w rękach.
- Masz rację, James. Tego ściągania majtasów nie zapomnisz. - rzucił z wymuszonym uśmiechem.
- Ykhm, przepraszam? Już oddaję! - wepchnął Shevie w ręce jego własność i rzucił się biegiem przez wodę w stronę brzegu możliwie najbardziej oddalonego od Fabiena, który właśnie biegł w jego stronę. James nie miał szans z tym dorosłym, wysportowanym mężczyzną. Piszczał jakby już go złapali, machał rękami rozpaczliwie i brnął przez wodę morderczo powoli, by nagle wyskoczyć z jeziorka i gnać ile sił w nogach w stronę niewielkiego lasku. Nawet nie dotarł do pierwszych drzew, a już znajdował się w morderczych objęciach Fabiena, który zdjął mu kąpielówki bez większych problemów, wypuścił go i rzucił niewielką część garderoby na najbliższe drzewo. Gacie Pottera zawisły niezgrabnie na wysokiej gałęzi.
- Nie obchodzi mnie, czy teraz będziesz wracał z gołym tyłkiem, czy podrapiesz go sobie wspinając się po kąpielówki. - rzucił bezlitośnie mężczyzna i prawdę mówiąc każdy z nas słyszał go dokładnie, gdyż w gruncie rzeczy nie odbiegli wcale daleko.
- Poskarżę się mojej dziewczynie! - zakwilił James i spojrzał ze złością na Fabiena, a następnie na swoje wiszące wysoko gacie. Próbował potrzepać drzewem, ale ono ani drgnęło. Było zbyt wielkie, by taki komar, jak J. mógł mu zagrozić.
- Naprawdę chcesz ryzykować, że twoja cudowna Lisiczka zakocha się w moim Fabie? - Sheva podszedł do swojego chłopaka i wtulił się w jego bok, jak broniona przed natrętami kobieta. - Mając przed sobą wizję życia z takim truchłem, jak ty, a z moim ideałem mogłaby zmienić zdanie i zabrać się za nie swój posiłek.
- Nie doceniasz jej! Ona mnie nie zdradzi! - rzucił pewnie J. i zrezygnowany puścił drzewo. Świecąc tyłkiem i swoimi urokami z przodu ciała, zaczął usilnie wdrapywać się na gałęzie. Jęczał przy tym strasznie, bo twarda, ostra kora ocierała się o jego skórę w każdym miejscu. Podejrzewałem, że i jego krocze zostało podrażnione w tym, czy tamtym miejscu. - Wyzabija was wszystkich, jeśli nie będę mógł mieć później dzieci! - pojękiwał, ale wdrapywał się po swoje. Z resztą, Fab był bezlitosny i na pewno nie oddałby mu kąpielówek za rozbieranie jego kochanka przy innych.
- Uznaj to za masaż. - podpowiedziałem okularnikowi, który był dopiero w połowie drogi.
- Żebym ja ci takiego nie zrobił! - rzucił sceptycznie chłopak i spojrzał na mnie z góry.
- Od niego trzymaj się z daleka! - rzucił do niego Syriusz i objął mnie protekcjonalnie ramieniem.
- Popatrz na to z innej strony, J. - Peter w końcu podniósł się z kocyka i zdjął swoje wielkie okulary przeciwsłoneczne z twarzy. - Po tym doświadczeniu będziesz tam tak wrażliwy, że umrzesz z rozkoszy, kiedy już sobie zamoczysz. - nie wiem skąd on brał takie teorie i „fachowe” nazewnictwo, ale myślałem, że padnę na ziemię i nakryję się nogami.
- Merlinie, Peter, chcesz żebym spadł z tego drzewa?
- To mogłoby skomplikować sprawę, więc raczej nie, ale pomyśl, to całkiem rozsądne!
- Zedrę sobie skórę z penisa i dzięki temu seks będzie sprawiał mi większą przyjemność? - chyba każdy z nas poza samym Peterem skrzywił się na myśl o tym. - Nie wiem skąd bierzesz swoje mądrości, ale jeśli to prawda, to będę najszczęśliwszym kastratem na świecie. Cholera, mrówki mnie obsiadły! - J. zaczął się otrzepywać i krzyknął cicho, kiedy przypadkiem otarł się niefortunnie o korę drzewa. - Jak mi w tyłek wejdą to twój facet będzie je ze mnie wyjmował! - pisnął do Andrew kręcąc się nadal i usiłował szybciej dostać się na górę po swoje kąpielówki. - Żreją mnie cholery! - niemal podskakiwał na gałęziach, ale w końcu dopadł swojej garderoby. Stojąc niepewnie na nogach ubierał ją zanim w ogóle podjął się karkołomnej próby zejścia na dół.
- Wielu oddałoby wszystko żeby móc poczuć to, co ty czujesz teraz. - odezwał się filozoficznie Peter. - To pewnie lepsze od masturbacji.
Kolejny raz zszokowani patrzyliśmy na blondynka, który uśmiechnął się niepewnie i zawstydzony wrócił na swój koc.
- Nic nie mówiłem, nic dziwnego nie czytałem ostatnio, w ogóle jestem aseksualny, więc nie zawracajcie sobie mną głowy.
- Peter, obawiam się, że będziemy musieli kontrolować cię w szkole żebyś nie czytał i nie oglądał dziwnych rzeczy. - James zapomniał o mrówkach. - I niech mi ktoś jeszcze powie, że to ja jestem zboczony.
Prawdę mówiąc, J. miał rację. Przy Peterze wcale nie wydawał się chodzącym zbokiem. Z resztą, nigdy nie podejrzewałem, że nas cichy, ślamazarny Pet może być takim demonem seksu. Nie wiedziałem, czy zdołał już poderwać jakąś dziewczynę w tajemnicy przed nami, ale jego głowa była bardziej przepełniona niedopieszczeniem niż nasza reszta razem wzięta. Nie, tego się nie spodziewałem i teraz nie mogłem dojść do siebie.
- Mam wrażenie, że za moich czasów byliśmy dużymi dziećmi, kiedy słucham waszych wywodów. - rzucił nagle Fabien.
- Na mnie nie patrz. - zaznaczył Sheva. - Jestem grzecznym dzieciakiem, który nie ma żadnych nadzwyczajnie dziwnych pomysłów łóżkowych. Z resztą, pierwszy raz słyszę od Petera takie... sam już nie wiem.
- Dajcie spokój. Nie było tematu. - mruknął nadal zawstydzony blondynek. - Nie wiążę się, nie czuję przyjemności z wiązania i bicia innych. Jestem normalny! Może bardziej pomysłowy od was, ale jednak normalny. - nie wiem, czy chciałem wiedzieć więcej o tym, co chodziło mu po głowie. Podejrzewałem, że nawet Zardi nie czytała równie ekstremalnych rzeczy.
Fabien pocałował Shevę w głowę i podszedł do przenośnej, małej lodóweczki, z której wyjął dla nas napoje. Widać nie chciał dalej rozpatrywać ewentualnych problemów psychicznych przyjaciół swojego chłopaka, który mógłby zarazić się od nas ekstremalnym zboczeniem. I pomyśleć, że do niedawna to Potter był największym zbokiem wśród nas, zaś Sheva wyłącznie zaczynał wprowadzać nas w te tematy. Teraz najcichszy i najspokojniejszy okazał się istnym demonem.
Każdy z nas pogrążony był w swoich myślach, znowu weszliśmy do wody by pomoczyć się odrobinę dłużej zanim wrócimy do domu. Zastanawiałem się, czy Syriuszowi nie przyjdzie do głowy coś głupiego po tym, co usłyszał, a przed naszą planowaną wspólną nocą. A Sheva i Fab? Czy oni będą mogli przytulić się do siebie bez dziwnych myśli? Z resztą, w najgorszej sytuacji był James, który musiał spać w jednym pokoju z chodzącym zboczeniem. Pet może i był całkowicie heteroseksualny, ale kto wie, co chodzi mu po głowie nocami, co mu się śni, jak rozładowuje seksualne napięcie. Przeszły mnie dreszcze, więc odrzuciłem wszystkie dziwne myśli. Skupiłem się na wodzie, na Syriuszu grającym z Andrew, na Potterze siedzącym grzecznie na brzegu, moczącym nogi i liżącym swoje zadrapania.
- Koniec zabawy, wracamy do domu! - Fabien w końcu zaczął nas poganiać. - Jutro możecie tu wrócić, ale teraz zaczynają się upały, więc posiedzicie odrobinę w domu. Wieczorem mogę was gdzieś zabrać. Sami podejmiecie decyzje. - zachowywał się jak niańka, co było naprawdę zabawne.
- Maruda! - skarcił go Sheva, ale posłusznie zaczął się zbierać i zachęcał nas byśmy słuchali. - Potrafi być potworny, kiedy chodzi o wypełnianie poleceń. - mruknął cicho do mnie i Syriusza, bo byliśmy najbliżej.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 1

20 lipca
Byłem zdenerwowany, chyba nawet bardzo, kiedy pomyślałem o pierwszej samodzielnej wyprawie kominkiem do Shevy, ale było to zdecydowanie szybsze niż byle świstoklik i przyjemniejsze niż teleportacja na tak dużą odległość. Z myślą o własnym zdrowiu, które mogłoby zostać nadwyrężone poprzez nazbyt gwałtowne wywijasy żołądka, postanowiłem skorzystać z kominka. Z resztą, przyjaciele również mieli właśnie w ten sposób przedostać się do domu Andrew, co niejako mnie pocieszało. Nie mniej jednak, matka rozwiała wszystkie moje wątpliwości i z bolesną szczerością wyznała, że w gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między trzeba najszybszymi i najbardziej szalonymi sposobami przemieszczania się znanymi czarodziejom. Tak więc, z czekoladą i ubraniami w plecaku, z ustami pełnymi łakocia dla poprawy humoru i z bijącym szybko sercem wziąłem garść proszku i odetchnąłem kilka razy. Wlazłem do kominka uśmiechając się niepewnie do matki.
- Dasz sobie radę, jesteś już niemal dorosły. - powiedziała na pocieszenie, chociaż w każdej innej sytuacji byłbym jej „maleńkim Remusem”.
- Dam sobie radę, jasne, że dam. - mruknąłem. Rzuciłem proszkiem pod nogi i wypowiedziałem w miarę głośno i wyraźnie adres Andrew. Miałem nadzieję, że trafię tam, gdzie chcę.
Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze i w każdej chwili mogłem paść jak długi wyrzucając z siebie całą słodką zawartość żołądka, która uzbierała się tam od rana.
Padłem twarzą w dół na miękkim dywanie i tylko cudem nie zaryłem nosem o podłogę. Mój refleks pozwolił mi na podparcie się ramionami. Czasami opłacało się być wilkiem.
- Dobrze cię widzieć, chcesz wiadro? - usłyszałem nad sobą znajomy głos Shevy. Pokręciłem głową chociaż naprawdę było mi trochę niedobrze. Bez środków na ból głowy się nie obejdzie, pomyślałem.
- Dzięki, ale nie. - zdołałem w końcu wydukać.
- Tym lepiej. Peter już jedno zapełnił, a James rozwalił brew, kiedy wyskoczył z kominka, jakby się w nim paliło. Zarył czołem o fotel i w sumie trafił akurat na twardy kant. Nic mu nie będzie, ale jednak. Ty jesteś ostatni. Syriusz przyszedł dokładnie kilka sekund przed tobą. Może nawet mijaliście się po drodze.
Silne ramiona pomogły mi wstać z podłogi i otrzepały mnie z niewidocznych paproszków. To Syriusz zajął się mną obejmując, całując na powitanie w policzek i udając obojętnego na moje efektowne wejście.
- Mama opatruje jeszcze Pottera, więc poczekamy na niego, a kiedy skończą zabiorę was do pokoi. Niewiele się zmieniło od waszej ostatniej wizyty, ale myślę, że przypomnę wam wszystko, co powinniście zapamiętać. Ty i Syriusz będziecie razem. - przysunął się do mnie. - Gdybyście chcieli poświntuszyć, macie wszystko w drugim dnie szafki. Specjalnie dla was przerobiłem ją jak należy. Nie chciałbym żeby mama znalazła to, czy tamto.
Zarumieniłem się i chciałem skarcić go za takie myśli, ale przerwało mi wejście Jamesa.
- Moja łeb. - mruczał jakby do siebie, ale patrzył na nas oczekując najwidoczniej współczucia. - Powinieneś zadbać o bezpieczeństwo pokoju, kiedy zapraszasz kolegów kominkiem.
- Taa, mój niewybaczalny błąd, ale teraz zabieraj tę swoją szkaradę i idziemy. - wskazał głową dziwny kufer Jamesa, który musiał być pierwszym krzykiem mody, zaś w rzeczywistości przypominał trumnę z białym krzyżem na środku wieka. Ani to praktyczne, ani ładne, jednak najwyraźniej on był z niej dumny. Nie zapomniał wyłożyć nam kilku słów na temat współczesnej mody i trendów, jakie wypatrzył w gazetach siostry. Na coś się widać przydawała.
- W przeciwieństwie do was mam styl i mogę z uniesioną głową podrywać dziewczyny.
- Przypominam ci, że masz już dziewczynę i zabije cię jeśli usłyszy, że kręcisz z innymi. - odezwałem się, kiedy przyjaciele wymieniali wymowne spojrzenia potwierdzając moje przypuszczenia. Nie ulegało wątpliwości, że Evans rozczłonkowałaby Pottera, gdyby tylko doszły ją słuchy o jego domniemanych zdradach.
Okularnik chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował machnąwszy na nas ręką. Uznał, że nie warto się z nami wykłócać, bądź uzmysłowił sobie, że mamy rację i Lisica mogłaby go okaleczyć za podobne wakacyjne wyskoki.
Sheva zabrał nas na górę do pokoi gościnnych. Ja i Syriusz dostaliśmy oświetlone lokum z dwoma małymi łóżkami, które z powodzeniem mogliśmy zsunąć ze sobą czyniąc jednym. Przy okazji kopnął, niby przypadkowo, jedną z nocnych szafek, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Syriusz odpowiedział skinieniem głowy, a ja znowu rumieniłem się jak dziewica przed nocą poślubną, a przecież już nią nie byłem.
Pokój Pottera i Pettigrew był niemal tej samej wielkości, chociaż ich łóżka zdawały mi się zdecydowanie większe. Podejrzewałem, że chcąc oszczędzić sobie nocnych hałasów, kiedy jeden, czy drugi spadnie z materaca, Sheva wolał dać im coś większego i wygodniejszego.
- A tu jest moje królestwo, do którego nie wolno wam wchodzić bez pukania i pozwolenia. - wskazał palcem jasne drzwi oznaczone tabliczką z jego imieniem, która musiała tam wisieć od czasu, gdy Andrew był mały i stąd te słodkie misiaczki po bokach. - J. radzę nie łamać tej zasady, bo czeka cię dwudniowa głodówka. Zadbam żeby ani moja mama, ani tata cię nie dokarmiali, więc strzeż się. - okularnik odpowiedział tylko wydętymi wargami, jakby właśnie się obraził. - Rozpakujcie się, a ja poproszę Fabiena o przygotowanie dla nas miejsca w ogrodzie. Zjemy deser i pogadamy, a później możemy wybrać się nad jezioro, jeśli chcecie.
Żaden z nas nie miał nic przeciwko temu, a nawet z niejakim entuzjazmem przyjęliśmy do wiadomości, że będziemy mogli schłodzić się i pobawić w wodzie. Nie byłem może specjalnie dobrym pływakiem, ale za nic w świecie nie odpuściłbym sobie takiej zabawy.
Z tym większą przyjemnością zniknąłem w pokoju dzielonym z Syriuszem i zabrałem się za wypakowywanie swoich szpargałów. Nawet Syri nie przeszkadzał mi, jakby wyczuwał jak wiele zyska, jeśli pozwoli mi działać. Wyciągnąłem ze swojej torby kąpielówki i może trochę bezczelnie i bezwstydnie przebrałem się w nie w pokoju na oczach Syriusza. W sumie musiało mu się spodobać, bo zatrzymał się z do połowy spuszczonymi spodniami i poczekał, aż mój tyłek zniknie pod materiałem zanim kontynuował przebieranie. Byliśmy niepoprawni, kiedy chodziło o nasze relacje, ale przecież tyle razy oglądaliśmy się już nago, że nie było sensu czegokolwiek ukrywać. Z resztą chwilowa zmiana odzieży nie mogła od razu wywołać w nas podniecenia, które należałoby szybko zaspokoić. Tak przynajmniej mi się wydawało. W rzeczywistości poczułem, że moje serce pędzi, a ciało jest spięte, ale szybko opanowałem się i doprowadziłem się do porządku.
- Remi, powiedz, nie masz nic przeciwko temu żebyśmy wykorzystali żelazne zapasy Shevy, które nam tu schował, prawda? To znaczy, chciałbym je nadszarpnąć dzisiaj, gdybyś tylko...
Znowu byłem czerwony, kiedy Syri mówił o naszym zbliżeniu.
- Nie mam nic przeciwko. - przyznałem. - Ale nie mów o tym głośno, bo dziwnie się czuję. To krępujące!
- No tak, w sumie masz rację. Łatwiej zwyczajnie to zrobić. - przyznał trochę zakłopotany i wyjął ze swojej torby klapki, trampki i wysokie buty, jakby oczekiwał, że przez dwa tygodnie wakacji u Shevy może spotkać go dosłownie wszystko. Ja ograniczyłem się tylko do trampek i sandałów, więc nie do końca mogłem równać się z Syriuszem.
Zeszliśmy na dół i zostawiliśmy buty w niewielkiej garderobie. Jak zauważyłem, Sheva wychodził na taras na bosaka, więc uznałem, że nie potrzebujemy niczego poza własnymi stopami. I rzeczywiście, płytki były czyściutkie i przyjemnie ciepłe, a rozpostarty nad nami parasol oblewał cieniem pleciony stolik i takie same krzesła. Rozsiedliśmy się wygodnie, a wtedy, jakby tylko na to czekając, Fabien wyszedł z domu z tacą i postawił przed każdym z nas po sporej miseczce lodów. Zapewnił przy tym Syriusza, że nie musi się obawiać, gdyż nie są zbyt słodkie, a więcej w nich smakowych dodatków niż jakiegokolwiek cukru. Musiałem przyznać mu rację, bo kiedy skosztowałem czekoladowej kulki miałem wrażenie, że zajadam się czystą czekoladą, nie zaś jakimś słodkim produktem, jak te leżące w mojej torbie i czekające na chwilę sam na sam ze sobą. Także inne smaki okazały się równie dobre i intensywne. Syriusz bez zbędnego mielenia językiem zjadał to, co mu podano i naprawdę musiało mu smakować. Z resztą, alkoholowy smak polewy na pewno redukował myśli o jakiejkolwiek słodyczy lodów.
Uporaliśmy się z deserem wyjątkowo szybko, co Andrew przyjął z uśmiechem zadowolenia. Dał nam po czystym ręczniku i kocu do leżenia, kazał zabrać ze sobą odpowiednie buty i krem do opalania, żeby słońce nas nie spiekło, a następnie pod opieką Fabiena udaliśmy się nad jeziorko, które jak zapewniał zielonooki, było płytkie, czyste i pełne ryb. Nasz pierwszy dzień pobytu zapowiadał się więc wyjątkowo udanie. Tym bardziej, że nasz gospodarz miał pod ręką piłkę plażową, którą mogliśmy się bawić, kiedy znudzi się nam pływanie i wypoczywanie w słońcu.

środa, 14 sierpnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXXVIII - Andrew Sheva

Owinąłem ramiona mocniej wokół szyi niosącego mnie na barana mężczyzny i przycisnąłem kolana do jego boków. Głowę złożyłem na jego ramieniu wsłuchując się w jego miarowy oddech, odgłos kroków na żwirowej ścieżce. Kiedy ubzdurałem sobie, że chcę być niesiony, Fabien bez słowa uklęknął przede mną i poczekał, aż wdrapię się na jego plecy. Następnie bez wysiłku podniósł się i trzymał mnie pewnie pod pośladkami.
- Przepraszam za te sceny na peronie. - szepnąłem w jego ucho. - Nie powinienem tak się rozczulać, kiedy będę mógł spotykać się z tobą nawet każdego dnia przez pozostałe lata nauki. Powinienem się tym cieszyć...
- Daj spokój. Zostawiasz przyjaciół w Hogwarcie, to oczywiste, że jest ci przykro. Nawet ja nie mogę ci ich zastąpić. Jestem twoim kochankiem, nie przyjacielem. W dodatku jestem od ciebie sporo starszy, więc nie możesz rozmawiać ze mną tak jak z rówieśnikami.
- Powiedz mi, jak jest w Beauxbatons. - przerwałem mu. Nie lubiłem, kiedy podkreślał naszą różnicę wieku, jako że zawsze obawiałem się jego słów. Umarłbym gdyby postanowił mnie opuścić i związać się z kimś starszym ode mnie, bardziej odpowiedzialnym i atrakcyjnym. Bo co ja mogłem mu zaoferować? Zupełnie nic!
- Hm, szkoła, jak szkoła. Nic ciekawego. Więcej dziewczyn, niż chłopaków, nudne zajęcia, upierdliwi profesorzy. Poczujesz się tam jak w domu. Nawiążesz nowe znajomości, załamiesz się pewnie poziomem niektórych osób. Nie wiem, co mogę ci jeszcze powiedzieć o tamtym miejscu. Moi nauczyciele już dawno przestali tam uczyć, a nowej kadry nie znam. Nigdy nie chciałem być nauczycielem, więc się nimi nie interesowałem. Nie powiem, było tam kilka atrakcyjnych nauczycielek, ale... auć!
Ugryzłem mocno ucho mężczyzny i prychnąłem gniewnie.
- Tych tematów nie wolno ci poruszać! - skarciłem go.
- Auć, to naprawdę bolało! - zabrał jedną rękę spod moich pośladków i pomasował bolące miejsce, które zaczerwieniło się i nosiło ślad moich zębów. - Te nauczycielski to same stare prukwy teraz, więc czym się przejmujesz? - wyraźnie miał do mnie żal. - Koniec tej przejażdżki, schodzisz. - zrzucił mnie z siebie jednym potężnym wierzgnięciem i bez trudu podniósł z ziemi przerzucając sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. - Zajmiemy się twoim szkoleniem od razu. - z wiernego niewolnika stał się dowódcą jednoosobowego wojska, co naprawdę mi się spodobało. Mój zawsze posłuszny kochanek pokazywał mi swoje diabelskie oblicze.
Wniósł mnie w krzaki, które rosły nieopodal obfitując w jeżyny i położył na trawie pod ich osłoną i w opiekuńczym cieniu. Przyglądał mi się przez pewien czas i w końcu uśmiechnął się pod nosem przywierając mocno wargami do moich ust. Niemal je miażdżył i podejrzewałem, że jego dorosłe ciało tęskniło za mną nawet bardziej niż moje. W końcu to ja tak go rozpieściłem, bo chociaż całował się w młodości z nie jedną dziewczyną, to tylko ze mną uprawiał seks, jak nakazywały prawa Upadłego Rodu, do którego należał, a o którym nie rozmawialiśmy zbyt często. Fabien był przecież przywódcą, który pracował w ukryciu i nie wychylał się, by nikt nie przypomniał sobie o wznowieniu poszukiwań.
- Tak się składa, że ile bym nie myślał o swojej młodości i drobnych szaleństwach, żadne z nich nie było warte szczególnego rozpamiętywania. To Marcel był tym świętym, ale ja też nie należałem do szczególnie zwariowanych. Byłem przeciętny, jak każdy chłopak w wieku nastu lat. - starał się chyba wbić mi to do głowy. - Podejrzewam, że to ja powinienem być zazdrosny o twoje wspomnienia.
- No tak, coś w tym jest. - roześmiałem się. - Przecież ja byłem diabłem w skórze dziecka. - pokazałem mu język i zarzuciłem nogi na jego plecy obejmując go nimi, jak misiek koala. - A teraz rozpocznę zupełnie nowy etap życia, nie wiadomo kogo poznam, kto mi się spodoba i możesz czuć się chorobliwie zazdrosny, bo przecież w przeciwieństwie do ciebie ja mogę zmienić kochanka. - robiłem mu na złość, ale widziałem, że nie będzie się na mnie gniewał. Uwielbiał mnie tak samo, jak ja uwielbiałem jego i wbrew pozorom obaj nie wątpiliśmy więcej w swoje uczucia. Związek ze mną na pewno można było nazwać błędem, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, ale teraz obaj wiedzieliśmy co robimy.
Fab zerwał jeżynę i wsunął mi ją do ust.
- Blee, ale kwaśna! - skrzywiłem się, a on roześmiał.
- Znajdę słodszą, poczekaj. - rozejrzał się uważnie po krzaku i wybrał najdorodniejszą. Skosztował jej nadgryzając odrobinkę i kiedy uznał, ją za smaczną podał mi ją. Naprawdę była słodka, a on skupił się na szukaniu kolejnych. Zjadał kwaśne, a słodkimi zawsze dzielił się ze mną. Chociaż początkowo sądziłem, że miał zamiar kochać się ze mną tu i teraz, szybko pozbyłem się złudzeń. Fab chciał mnie trochę pomęczyć, chciał żebym przywitał się z rodzicami jak należy, spędził z nimi trochę czasu i dopiero później namiętnie rozpoczął wakacje u jego boku. W końcu jakiś czas temu widzieliśmy się, kiedy zakradł się na teren szkoły i wtedy daliśmy się ponieść. Teraz obaj byliśmy wyjątkowo opanowani, a przecież pragnęliśmy siebie nawzajem.
- Powinniśmy już iść. - pomógł mi wstać i uśmiechnął się przekornie, kiedy z jękiem podnosiłem się i starałem uspokoić moje ciało, które zareagowało na niego wyjątkowo entuzjastycznie, chociaż jeszcze przed chwilą było opanowane. - Taki niecierpliwy. - Fab pokręcił głową teatralnie, westchnął ciężko, co również było częścią jego gry i klękając przede mną, zsunął spodnie z moich bioder. Objął ustami mój członek, jakby był na to przygotowany od samego początku i teraz patrzyłem jak ten postawny, wysoki i obłędnie przystojny mężczyzna posłusznie, grzecznie i namiętnie ssie moje ciało, jakby od tego zależało jego życie. Czułem się panem i władcą, kiedy mi to robił.
Roześmiałem się i jęknąłem, gdy jego palce namiętnie masowały moje pośladki. Fab chyba miał pewną słabość do tej części moje ciała, jako że właśnie tam najczęściej mnie dotykał i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Teraz również pieścił obie półkule swoim delikatnym dotykiem, a jego palce nawet na chwilę nie zapędziły się w bardziej niebezpieczne rejony.
W końcu z jękiem i pomrukiem wylałem się w jego usta nie bawiąc się z uprzedzanie. On wiedział z góry, że do tego dojdzie. Znaliśmy się nie od dziś, to nie była nasza pierwsza przyjemność dzielona w ten sposób.
Fabien oblizał się wstając i całując mnie lekko w policzek. Złapał mnie za rękę wyprowadzając na ścieżkę i prowadził do domu, jak dziecko, które mogłoby zabłądzić, gdyby pozwoliło mu się odejść za daleko od opiekuna.
- Rodzice zabierają cię dzisiaj na kolacje. Chcą uczcić kolejny zakończony rok twojej edukacji i nacieszyć się swoim jedynym syneczkiem.
- To był pomysł matki, prawda? - skrzywiłem się myśląc o sztywnej atmosferze, którą będę musiał znieść i najwyraźniej braku Fabiena u boku.
- Prawdę mówiąc, tak. Ale wiesz, jak bardzo jej na tobie zależy. Z resztą, w tym czasie mogę przygotować dla ciebie nasze własne powitanie. W moim pokoju, na moim łóżku. - kusił. - Z kąpielą, masażem...
- Przekonałeś mnie! Zgadzam się na nudną kolację z rodzicami, jeśli ty przygotujesz coś specjalnego! - wiem, że byłem strasznie przekupny, ale czy miałem inne wyjście, jak tylko poddać się tej rozkoszy? Wizja niespodzianki nie była tak kusząca, jak świadomość nocy spędzonej z Fabienem i przygotowanego przez niego rano śniadania.
Fab puścił moją rękę, kiedy tylko dało się dostrzec nasz dom. No tak, matka stała w bramce wypatrując nas i machając jak szalona, kiedy tylko jej spojrzenie padło na mnie. Mogłem się tego domyślić. Miałem piętnaście lat, a ona nadal traktowała mnie jak małego dzieciaka. Byłem tylko zdziwiony, że mój kochanek nadal był w stanie przekonać ją, by pozwoliła mu wyjść po mnie na peron. Widać był jej głosem rozsądku. Spaliłbym się ze wstydu, gdyby moja przewrażliwiona po dłuższych rozstaniach matka miała witać mnie w te sposób przy wszystkich.
- Witaj w domu. - mruknąłem do siebie i mimowolnie pozwoliłem sobie na uśmiech. Przecież lubiłem swój dom, kochałem rodziców, miałem tu Fabiena i całkiem sporo wolności. Kochałem się z moim chłopakiem pod nosem rodziców, ojciec wiedział o naszym związku i zupełnie się nim nie przejmował. Byłem szczęściarzem.
- Nie będziesz żałował powrotu. - zapewnił mnie cicho Fabien i przyspieszył kroku mijając moją rodzicielkę w bramce. Zabrał moje rzeczy do domu, kiedy ja musiałem wytrzymać kilka minut w mocnym uścisku mamy, która była bliska płaczu. Nic dziwnego, że ojciec skręcał się ze śmiechu widząc moją minę i siedząc leniwie w bujanym fotelu na tarasie. Jego nigdy tak nie witała i czuł się przez to naprawdę szczęśliwy.
- Witaj w domu, Andrew. - mruknąłem do siebie kolejny raz.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXXVII - Victor Wavele

Nie potrafiłem oderwać się od jego miękkich, słodkich ust, które zniewalały mnie za każdym razem, gdy ich skosztowałem. Smakował wanilią i subtelną nutką mrożonej kawy. W przypadku każdej innej osoby byłbym w stanie zignorować ten fakt, ale kiedy w grę wchodził delikatny, kobiecy Noel, każdy przejaw męskości wydawał mi się niesamowicie podniecającym bodźcem. Tym bardziej, że mój do niedawna zdziewiczały chłopak teraz starał się jak mógł stać się prawdziwym mężczyzną, jakim się urodził. Nie odmawiałem mu jednak możliwości dbania o siebie, chociaż zdecydowanie ograniczyłem mu czas spędzany przed lustrem, w żadnym razie nie zgadzałem się na maseczki wygładzające, czy też przesadną depilację.
Moje dłonie błądziły po jego ciele, gładziły wrażliwe na dotyk boki, cudownie delikatne uda i wsłuchiwałem się z rozkoszą w jego jęki i westchnienia. Uwielbiałem doprowadzać go do tego stanu i niewiele myślałem o konsekwencjach tak wielkiego przywiązania względem niego. Czy byłem już do tego stopnia zakochany w Noelu, że nie zdołałbym już sypiać z kimkolwiek innym? Prawdę mówiąc nie chciałem się nad tym wiele zastanawiać. Kochałem go, jak ostatni szaleniec i to mi wystarczało. Jemu najwyraźniej również, kiedy tak leżał pod moim ciałem i szukał sposobu by możliwie jak najdłużej zatrzymywać moje usta przy swoich.
Usłyszałem dzwoneczek piekarnika i odsunąłem się z wielkim trudem od rozpalonego kochanka.
- Obiad. - rzuciłem w jego rumiane usta. - Wiem, że nie jesteś głodny, ale gdybym dał ci wybór to zamieniłbyś posiłki na naszą bliskość.
- Czy to takie złe? - uśmiechnął się pod nosem i przesunął palcami po moich wargach. Musiałem zwiększyć dzielący nas dystans by nie odciągnął mnie od moich postanowień.
- Bardzo złe, bo obaj umarlibyśmy z głodu. Przygotuję wszystko, a ty bądź tak miły i ogarnij się trochę. - mrugnąłem do niego patrząc na zmierzwione niemożliwie włosy, które sterczały mu na wszystkie strony. Wyglądał czarująco, ale raczej nie czułby się komfortowo podczas wspólnego posiłku, który miał być niejako naszą małą wspólną ucztą przygotowaną przeze mnie.
Zszedłem do kuchni i dopieściłem nasz dzisiejszy obiad, nalałem wina do kieliszków i zapaliłem zapachowe świece, które stały na stole w jadalni. Było idealnie, na tyle, na ile idealnie być mogło.
Noel pojawił się w jadalni i z miną rozleniwionego kociaka rozsiadł się na krześle. Uśmiechał się błogo jakby właśnie po jego ustach rozchodził się słodki, znakomity smak czekolady, a przecież miałem pewność, że nie to jest powodem jego zadowolenia.
- Mm, powinieneś częściej dla mnie gotować. - odezwał się w końcu i wypił łyk wina. - W ogóle nie podejrzewałem cię o taki romantyzm. Taki zimny, opanowany, niewyżyty zwierzak...
- Uznam, że to mimo wszystko same pochlebne słowa.
- Bo są pochlebne. - Noel uśmiechnął się czarująco i wstał z miejsca przenosząc krzesło bliżej mnie, a następnie przesuwając talerze. Rozsiadł się jednak na moich kolanach przeszkadzając mi w jedzeniu, ale nie specjalnie mnie to dotknęło. Było całkiem przyjemnie, kiedy znajdował się tak blisko mnie. Cały romantyzm wziął w łeb, ale słodycz pozostała.
Pocałowałem go w odsłonięty kark, który zawsze eksponował związując włosy bardzo wysoko, by nie przeszkadzały w pieszczotach i nie denerwowały mnie swoją wszędobylską obecnością. Tylko jak tu się skupić na czymkolwiek, kiedy przed nosem miałem te apetyczne, kuszące ramiona, cudowną szyję, jakby ulepioną z lukru i kształtne uszka wrażliwe na pieszczoty? Nagle wspólny obiad stał się prawdziwą udręką.
- Pójdę po deser. - zaproponował, kiedy uporał się z posiłkiem i nie miałem wątpliwości, że specjalnie chciał mnie dręczyć. Musiałem pochłonąć swoją porcję w przeciągu kilku minut, bo nie było wątpliwości, że nie zdołam tego dokończyć, kiedy wróci Noel.
I tak też było w rzeczywistości, gdyż mężczyzna pojawił się z dwoma pucharkami polanych czekoladą lodów. Tym razem rozsiadł się jak należy na krześle, ale zanurzył palec w swojej porcji kremowego, słodkiego i zimnego łakocia, a następnie zlizywał całą masę powoli, morderczo wymownie. Nabrał na opuszek jeszcze trochę i rozsmarował po moich wargach, by wsunąć palec do moich ust, kiedy tylko je uchyliłem. To jednak był dopiero początek, bo tym razem lód został rozsmarowany po jasnej szyi, zaś czekolada zmieszana z waniliową słodyczą spływała po ramieniu mojego kochanka. Nie mogłem znieść myśli o tym, że się ze mną drażni. Odsunąłem go od siebie, wstałem z krzesła i pozbierałem naczynia robiąc na stole wystarczająco dużo miejsca. Posadziłem na nim Noela, zdjąłem jego koszulkę bez rękawów i nabierając łyżką sporą ilość lodów ze swojego pucharka, pozwoliłem by spadły na gładką pierś. Noel zawył z zimna, a słodka masa rozpływała się po jego gorącej skórze.
- H... Hej! Nie... - więcej nie powiedział nic, bo pocałowałem go i zacząłem zlizywać topniejący lód z jego ciała. Taki deser stanowczo stanowił jeden z moich ulubionych. Gorący, piękny kochanek i zimne, słodkie łakocie.
Zdjąłem swoją koszulę i odrzuciłem ją na bok. Wiedziałem, co mężczyźnie chodzi po głowie, więc ubabrałem lodem także swoje ciało, a on z jękiem usiadł i przywarł wargami do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się jego deser. Noel pozwolił by wielką kroplą spłynął aż do mojego brzucha i stamtąd zaczął zlizywać go równie wolno, co wcześniej. Nie wątpiłem, że po tej zabawie czeka nas długi, dokładny prysznic.
- Powinieneś się rozebrać do naga. - szepnąłem mu na ucho łapiąc za jego wypięte w tamtej chwili pośladki. Nie mógł oprzeć się mojej prośbie i w mgnieniu oka świecił zachwycającą golizną. Teraz mogłem wysmarować lodami jego plecy, pośladki, nogi, a nawet krocze, które skurczyło się pod wpływem chłodu, ale chwilę później ogrzewało się od mojego języka i warg, kiedy pozbywałem się słodkiej masy z pachnącej skóry. Pozwoliłem sobie nawet wsunąć łyżkę z niewielką porcją w jego wnętrze. To sprawiło, że Noel krzyknął cicho i spiął się cały. Wyjąłem z niego łyżeczkę, a roztopiony lód już teraz wypływał z jego uroczej dziurki. Zgarnąłem słodką, perwersyjnie jasną maź na palec i zlizałem powoli, z uśmiechem.
- Mmm, jesteś tam tak gorący, że zagotowałbyś mleko, gdybym tylko je w ciebie wlał.
- Jesteś zboczeńcem! - westchnął, a ja znowu wypełniałem go kolejną porcją lodów na łyżeczce. - W dodatku wyjątkowo perwersyjnie nastawionym do produktów białkowych!
Roześmiałem się i tym razem zlizałem wypływające z niego waniliowe lody bezpośrednio językiem. Nie mogłem mu zaprzeczyć. Ostatnimi czasy naprawdę lubiłem Noela w mleku, śmietance, a teraz sam zapoczątkował zabawę lodami. Wsunąłem język w wysmarowane słodką substancją wnętrze i lizałem je czekając, aż znowu zrobi się cieplutkie i miękkie. Nie chciałem by mój członek skurczył się, kiedy wejdzie w chłód rozkosznej dziurki. Ostatnio miałem okazję wypełniać ją miodem i wtedy również lizałem zaciekle ściśnięte przyjemnością ścianki.
- Ona wydaje się zadowolona z moich perwersji. - zauważyłem, kiedy tyłeczek Noela zaczynał się rozluźniać. Zacisnąłem palce na jego pośladkach i masowałem je by resztki chłodnych lodów wypłynęły z niego i pozwoliły mi na łatwiejsze pchnięcia. Ukąsiłem lekko udo mojego kochanka i rozkoszowałem się jego jękami, prośbami o zakończenie cierpienia. Nabrałem lodów na palec i wsunąłem go w jego usta. Ssał słodki opuszek zaciekle i mocno, jakby oczekiwał, że dostanie dzięki temu więcej. Doprowadzał mnie do szaleństwa tym niespokojnym, utalentowanym językiem, który teraz walczył z moim palcem.
Westchnąłem i poddałem się bez dalszej walki. Rozsunąłem nogi kochanka szeroko, przyłożyłem do jego wnętrza swój członek i ocierałem się o wilgotne, otoczone bielą pośladki by słodka, ciepła już i roztopiona słodycz otoczyła mój penis z każdej strony. Noel drżał i wzdychał coraz głośniej, pragnął mnie tak samo mocno, jak ja chciałem jego. Ostatecznie pchnąłem wchodząc głęboko w przyjmujące mnie bez przeszkód ciało. Utonąłem w jego wilgotnym, lepkim od łakoci wnętrzu, zamruczałem z przyjemności jakbym swoim członkiem kosztował tę słodycz i pocałowałem mocno kochanka, który odpowiada bardzo entuzjastycznie. Otoczył mnie ramionami, wypiął się jeszcze bardziej i całkiem zapomnieliśmy o lodach stojących obok nas na chybotającym się teraz stoliku. Mm, mógłbym już zawsze kochać się w nim właśnie w tym miejscu, otoczony szybami wychodzącymi na ogród, zapachem świeżych roślin i mając świadomość, że żyjemy jak królowie, a w tej chwili cudowny pierścień mięśni, niczym obrączka ślubna, obejmuje mój członek.
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na moich plecach, jego paznokcie wbiły się w skórę, a jęki były najwspanialszą muzyką, jaką mogłem sobie wyobrazić. Zabawne, że dopiero będąc z Noelem czułem się spełniony w związku, który każdego dnia kojarzył mi się z wakacyjnym odpoczynkiem.
Całowałem jego twarz kawałek po kawałku, kiedy przyszedł mi do głowy mały, niecny plan. Mój chłopak był zbyt zajęty wiciem się pode mną, by zwrócić uwagę na moje ręce, więc nabrałem na nie sporo jeszcze zimnych lodów, rozsmarowałem dokładnie po dłoniach i odczekałem chwilę by stały się naprawdę zimne. Wtedy przyłożyłem je do rozpalonych pośladków mężczyzny, który krzyknął zaskoczony, a jego drobne wejście zacisnęło się na mnie mocno. Roześmiałem się jęcząc z chwilowego bólu, a Noel z wyrazem oburzenia trzepnął mnie w głowę.
- To było wyjątkowo... ah! Wredne! - musiał przerwać na chwilę, kiedy pchnąłem mocno w magiczny punkcik w jego ciele.
- To było wyjątkowo przyjemne, nie kłam. - szepnąłem mu na ucho i zatraciłem się w tej cudownej rozkoszy i perwersyjnej zabawie.

środa, 7 sierpnia 2013

Odchodzi...

Przełknąłem zalegającą mi w gardle gulę i otarłem oczy rękawem bluzy, kiedy pod powiekami zbierały mi się łzy. Nie mogłem w to uwierzyć, ale tym razem nie było żadnych wątpliwości – Sheva odchodził na dobre. Miałem ochotę ryczeć, kiedy tylko sobie o tym przypominałem. Staliśmy na peronie w Londynie i patrzyliśmy na siebie milczący. Żaden z nas nie wiedział, co ma powiedzieć. Ostatnie pożegnanie? Już sam dźwięk takich słów w mojej głowie sprawiał, że serce krajało mi się na drobne kawałeczki, jak jajko rozdrabniane dla piskląt.
- Daj spokój, Remi. Przecież to nie katastrofa i nie rozstajemy się na wieczność. Na pewno jeszcze się spotkamy. - Sheva starał się być silny, ale widziałem, że i on ma w oczach łzy i hamuje napływające do zielonych jezior potoki. - Cholera, gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać nigdy bym się nie decydował na zmianę szkoły. - teraz on także ocierał oczy i przełknął z trudem ślinę. - Nie patrz tak na mnie, Remusie. Nie mogę już tego zmienić. Wszystko jest załatwione, więc od następnego roku szkolnego zaczynam we Francji, a nie tutaj. - wypowiedzenie na głos tych słów przebrało miarkę i zarówno ja, jak i on wybuchnęliśmy płaczem. Padliśmy sobie w ramiona tuląc się mocno.
- Zbiorowe przytulanie! - rzucił na pocieszenie Potter i całą piątką kleiliśmy się do siebie ignorując spojrzenia innych uczniów, rodziców, czy osób zainteresowanych, które przyszły po członków rodziny na dworzec.
- Będę do was pisał codziennie i wysyłał paczkę z listami raz w tygodniu. - wydusił z trudem Andrew. - I chcę żebyście robili to samo. Wysyłajcie mi listy i piszcie wszystko, nawet najdrobniejsze głupoty. Będę za wami tęsknił. - chyba wszyscy ryczeliśmy teraz kryjąc twarze w dziwnym splocie ramion, kiedy tak obejmowaliśmy się w dziwnym kole. - Wpadnijcie do mnie na wakacje. Koniec lipca, początek sierpnia. Chcę się z wami pożegnać i spędzić jeszcze trochę czasu jak należy.
- Ja na pewno będę. - przełknąłem wielką kluchę, którą miałem w gardle i zwyczajnie wytarłem nos w rękaw, tak jak wcześniej robiłem z oczami. - Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę. - wyznałem nie mniej ciężko. - Byłeś dla mnie jak brat, a nagle cię zabraknie.
- Remi, bo znowu zacznę ryczeć. - Sheva zdołał się uspokoić, a już miał łzy w oczach kolejny raz. - Będę słał dużo zdjęć i jakieś duperele. I poproszę rodziców żebyśmy mogli spędzić Święta w Londynie. Wtedy moglibyśmy spotkać się w przerwie i... - głos mu się załamał. Znowu płakaliśmy obaj.
Syriusz odchrząknął wilgoć zalegającą mu w gardle i otarł usta, które trochę zaślinił.
- Zobaczymy się za kilka tygodni u ciebie, więc nie wiem, czy jest sens już teraz ubolewać nad odejściem ze szkoły. I tak jeszcze będziemy żałować, że nie będzie cię z nami, więc... No, po prostu...
- Syriusz ma rację. - to Fabien pojawił się za Shevą i objął go lekko ramionami odsuwając od nas odrobinę. - Wpadną na dwa, może trzy tygodnie, w zależności ile czasu pozwolą im spędzić u nas rodzice. Wtedy się pożegnacie na poważnie. Teraz powinieneś wbić sobie do głowy wygląd dworca, bo jego już nie zobaczysz zbyt prędko.
- Wcale mnie nie pocieszasz! - wytknął mu naburmuszony Sheva o załzawionych oczach. Podejrzewałem, że wszyscy jeszcze przez wiele dni będziemy ronić łzy z powodu naszego naprawdę bliskiego pożegnania. Gdyby tylko dało się tego uniknąć? Podejrzewałem, że Sheva myślał teraz o tym samym i żałował podjętej kilka lat temu decyzji, która zaważyła na naszym dalszym wspólnym losie.
- Chodźcie, pokrążymy trochę po peronie i spróbujemy się uspokoić. - James w końcu mówił rozsądnie i wszyscy przystaliśmy na jego propozycję. Fabien planował zostać i poczekać na ławeczce, ale Sheva nie zgodził się. Złapał go za rękę i ciągnął wszędzie za nami, jakby dzięki obecności swojego chłopaka mógł poczuć się lepiej. Ignorował przy tym ciekawskie spojrzenia ludzi, kiedy paradował za rękę z wysokim, postawnym i przystojnym mężczyzną, który mógłby z powodzeniem być jego ojcem. Ale czy wiedzieli, że nim nie jest? Raczej nie mieli pojęcia, co ratowało tę dwójkę przed dziwnymi sytuacjami.
Po pewnym czasie, może pięciu, czy dziesięciu minutach milczenia i zatapiania się w myślach chyba każdy z nas poczuł się lepiej. Moje oczy obeschły, z nosa już się tak nie lało, byłem spokojniejszy i przekonany, że nic się tak naprawdę tu nie kończy, ani nie dobiegnie końca, kiedy ostatecznie się pożegnamy. Przecież będziemy do siebie pisać codziennie, będziemy co tydzień czytać wszystkie listy, jakie otrzymamy, a później odpowiemy na wiadomości Shevy, by znowu oczekiwać jego odpowiedzi. To nie będzie takie złe. Poza tym, da chłopakowi możliwość poznania nowych ludzi. Może będzie też bezpieczniejszy, kiedy u nas coraz częściej coś niepokojącego wstrząsa Hogwartem, a jakaś grupa nawiedzonych fanatyków zaczyna panoszyć się po ulicach.
- Naprawdę będę za wami tęsknił. - Sheva pokręcił głową. - To tak jakbym miał tracić jaką część ciała. - jego słowa sprawiły, że ponownie miałem ochotę się rozpłakać. - Naprawdę chciałbym zmienić temat, ale nie potrafię.
- Jeśli wasi opiekunowie chcieliby poczekać, mógłbym zabrać was na jakieś mugolskie lody i oczywiście, ja stawiam. Dla pocieszenia.
- Tak! - Peter w końcu zdołał się odezwać, a jego oczy zalśniły. - Jadłem tylko raz mugolskie lody, ale były znakomite! Nie tak dobre, jak nasze, ale jednak.
Skinąłem głową zgadzając się. Odrobina cukru na pewno poprawiłaby mi humor, a nawet Syriusz nie miał nic przeciwko. Tym bardziej, że jego rodziców już dawno nie było, gdyż odebrali Regulusa, a Syrim wcale się nie przejmowali. Wiedzieli, że i tak wróci do domu.
- Powiedzcie rodzicom, umówcie się, gdzie będą na was czekać i spotkajmy się przy wyjściu ze stacji. Zjemy szybko, a później wrócicie do domów i zaczniecie wakacje bez opłakiwania rozstania, bo przecież spotkacie się jeszcze. - w jakiś magiczny sposób propozycja Fabiena i jego słowa podziałały na mnie krzepiąco. Nie chciałem już płakać, ale czułem niepokój w żołądku na myśl o łakociach, które zabiją wszelki smutek. Tak właśnie powinno być.
Uśmiechnąłem się jakimś cudem i pobiegłem do czekającego na mnie ojca. Zgodził się bez problemu na mały wypad na lody i obiecał czekać na ławeczce przy stacji, aż zdołam pożegnać się z przyjaciółmi. Wraz z tatą wyszedłem z peronu 9 i 3/4 na mugolską część stacji i dołączyłem do czekających na mnie Shevy, Fabiena oraz Syriusza. Już po chwili dołączyli do nas Peter i James, który miał nietęgą minę.
- Możemy iść, ale matka ubzdurała sobie, że w zamian za to, będę musiał pilnować przez tydzień siostry. I tak musiałbym to robić, ale ona lubi psuć każdą przyjemność. Już nie mogę się doczekać, kiedy ta mała prukwa będzie wystarczająco dorosła by zajmować się samą sobą.
- Przesadzasz. - Peter poklepał go po ramieniu. - Jak zawsze. - widać był pełen energii na myśl o czekających na niego lodach.
Fab kupił nam po wielkim, zakręcanym łakociu o smaku śmietanki i czekolady, a następnie z rozbawieniem obserwował jak pochłaniamy naprawdę dobry i słodki lodzik, którego nie spodziewałem się u mugoli. Widać jednak i oni mieli sprawny zmysł smaku i potrafili rozeznać się na tym, co smaczne, a co nie.
- Teraz mogę z uniesioną głową wrócić do domu. - stwierdził poważnie Sheva. - Czuję się lepiej i już nie będę płakał. Spotkamy się za kilka tygodni i zostaniecie ze mną na co najmniej dwa tygodnie. Nie przyjmuję odmowy, czy krótszego czasu wakacji. Będziemy szaleć tak jak kiedyś, a może nawet bardziej!
- Zadbam o to, żebyś nie miał czasu myśleć o przykrych doświadczeniach. - Fab szepnął Shevie niemal do ucha i mrugnął do nas porozumiewawczo. W końcu podobnie jak my nawykł do świadomości, że każdy w tej grupie wie o jego związku z Andrew i nikomu to już nie przeszkadzało. Nawet James uważał, że Fab dobrze wpływa na jego dawną miłość, a im mniej każdy z nas myślał o rozstaniach, tym lepiej się czuliśmy i mogliśmy uśmiechać się bez skrępowania.
Wydawało mi się, że minęła zaledwie chwila, a lodów już nie było zaś my musieliśmy się rozejść. Jeszcze raz przytuliliśmy się wszyscy razem i odrzuciliśmy smutek, który chciał mimo wszystko zakraść się w nasze serca.
- Widzimy się za kilka tygodni. - podkreślił kolejny już raz Sheva, jakby chciał przekonać samego siebie, że to nie nasze ostatnie chwile razem. - Spędzimy dużo czasu nad wodą, więc nie zapomnijcie o odpowiednich ubraniach, klapeczkach, ręcznikach i slipach! Jeśli któryś z was nie potrafi pływać, to niech weźmie koło, czy z czym to mu będzie łatwiej się unosić na powierzchni bo nie będzie litości! Przeżyjemy naszą ostatnią wspólną przygodę i musi być wyjątkowa!
- Ta jest, kapitanie! - James zasalutował i pomachał nam bo jego mama już zaczynała się niepokoić, a niedługo później rozeszliśmy się już wszyscy. Czas zacząć ostatnie takie wakacje.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXXVII - Niholas Kinn

<------- ZAPRASZAM NA STRONĘ FACEBOOKA MOICH BLOGÓW (w panelu bocznym)
- INFORMACJE O NOWYCH WPISACH NA WSZYSTKICH BLOGACH
- MOŻLIWOŚĆ ZADAWANIA PYTAŃ AUTORCE

- Edvin, daj spokój, nie teraz. - wydusiłem z trudem między jednym zaborczym pocałunkiem, a kolejnym. - To nie miejsce i czas. - starałem się go odsunąć, ale prawdę mówiąc robiłem to bez przekonania. Nazbyt podobał mi się smak ust chłopaka i jego bliskość żebym mógł jednoznacznie wyznaczyć granice. A powinienem, kiedy atakował mnie w ciasnej, niezbyt romantycznej kabinie toalety w pociągu. Może chciałem odpokutować to, że nie specjalnie przejąłem się dwumiesięcznym rozstaniem, które wykluczało nawet przypadkowe spotkanie? W końcu Edvin miał spędzić ten czas z rodziną na ciepłych, egzotycznych plażach za granicą, pośród roznegliżowanych panien, zaś ja będę siedział cały czas w domu nie mając ochoty nawet wyjść na zewnątrz. W takiej sytuacji chyba powinienem się martwić. Tyle, że nie potrafiłem i nie chodziło bynajmniej o zaufanie, jakim darzyłem chłopaka. Może zwyczajnie nie docierało do mnie, że powrót do domu na wakacje oznaczał brak kontaktu i codziennych spotkań? Sam nie wiem.
- Nie będzie innego czasu i innego miejsca. - zauważył filozoficznie, kiedy zdołał odessać się ode mnie na wystarczająco długą chwilę. Jego dłonie nie odstępowały jednak nawet na krok moich pośladków, jakby zostały do nich przyszyte.
- Za wrześniu wracamy do szkoły, jak co roku. - pozwoliłem sobie zauważyć. - I będziemy tam siedzieć przez dobre dziesięć miesięcy.
- No właśnie, dziesięć zamiast dwunastu.
- Nie wytrzymałbyś ze mną tylu miesięcy. Z resztą, twój pupilek bardzo by nad tym ubolewał, gdybyś spędzał ze mną więcej czasu niż jesteś w stanie wykraść z napiętego grafiku.
- Niholas, proszę cię, nie zaczynaj z nim. Nie w takiej chwili. To moja rodzina i nic na to nie poradzę. Zależy mi na nim. Z resztą, jest już spokojniejszy i nie muszę spędzać z nim całych dni, mam dla ciebie więcej czasu.
- Chyba nie muszę być mu wdzięczny za tę szacowną godzinę raz na jakiś czas? Bądź teraz, za gnieżdżenie się w ciasnym kiblu?
- Cóż... Prawdę mówiąc...
- Oj, zamknij się! - tym razem to ja go pocałowałem. Mocno, możliwie najmocniej, jak się dało. Denerwowało mnie każde wspomnienie tego rozpieszczonego dzieciaka, który zagarnął wszystkie prawa do Edvina i który szczerze mnie nienawidził za uczucie, jakim darzył mnie mój chłopak. Może dzieciak mimo więzów krwi i problemu płci podkochiwał się w moim facecie? Ale tak się składa, że ja byłem wcześniej! To na mnie padło odbudowanie Edvina na nowo po jego rozstaniu z dziewczyną, to ja ciężko pracowałem na rozkochanie go w sobie, chociaż sam do końca nie zdawałem sobie z tego sprawy.
- Odpływasz myślami. - jego usta tuż przy moim uchu drażniły wrażliwy płatek, który był u mnie jednym z erogennych miejsc.
Westchnąłem i zadrżałem.
- Ale nadal uważam, że to najgorsze miejsce z możliwych. Nawet jeśli jedyne. - odprężyłem się trochę i zamknąłem oczy przywierając ustami do warg chłopaka. Pozwoliłem by przyparł mnie do ściany, która, jak wcześniej sprawdziłem, była wystarczająco czysta, jak przystało na Hogwarts Express.
Objąłem chłopaka za szyję wsuwając dłonie w miękkie, płomienne pasma, które naprawdę uwielbiałem. Gładziłem opuszkami skórę jego głowy, a mój język tańczył mając za partnera mojego Edvina. Zastanawiałem się przez kilka chwil, co mogą widzieć pod powiekami te cudowne, niebieskie oczy, które zawsze świeciły jasno ilekroć w nie spojrzałem. Czy Ed widział gwiazdy, kiedy zamykał oczy? A może mimo chwilowych ciemności potrafił dostrzec w niej zarys mojej sylwetki? Nigdy nie planowałem o to pytać, bo i nie chciałem tak naprawdę znać odpowiedzi na te pytania. Wystarczały mi same krótkie sekundy myślenia nad tym fenomenem.
Jego dłonie zacisnęły się mocno na moim ciele, moje pośladki eksplodowały falą przyjemności, a całe ciało zaczęły przenikać niemal elektrycznie naładowane impulsy rozkoszy, które nieodłącznie zmierzały w stronę wrażliwego krocza. To było niebezpieczne, bo przecież nie chciałem by Ed wziął mnie za niewyżytego nastolatka, kiedy sam właśnie nim był, co czułem wyraźnie na moim brzuchu, na który napierał sztywny pal jego członka.
- Wiedziałem, że mi się uda! - oblizał swoje lśniące od śliny usta i sięgnął moich spodni rozpinając je z zaskakującą zwinnością i wprawą. Mało tego, bez większych skrupułów, czy wstydu złapał mnie za nadgarstek i położył moją dłoń na swoim nabrzmiałym kroczu. - Nie pozwolisz mi cierpieć, prawda? Za bardzo mnie uwielbiasz.
- Mam ochotę udowodnić ci, że się mylisz. - mruknąłem nadąsany, ale obaj wiedzieliśmy, że to niemożliwe. Nie potrafiłem odmówić chłopakowi tej odrobiny przyjemności, którą on dawał także mi. Kiedy jednak moje palce plątały się walcząc z materiałem jego spodni, on już obejmowałem mocno mój członek i pocierał trzon rozpieszczającymi, dokładnymi ruchami.
- Wiesz, teraz przyszło mi coś do głowy. - szeptał mi na ucho wykorzystując tym samym moją słabość do tego niby to naturalnego u kochanków zabiegu. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja pupka to tron, kiedy ja mam w spodniach króla? A król zasiada na tronie.
Byłem załamany jego perwersyjnym myśleniem, co mogłem zwalić na podniecenie wypełniające go bez reszty. Sam jednak nie mogłem oprzeć się temu porównaniu. W szczególności, kiedy jedna dłoń pieściła moje krocze, zaś druga gładziła i masowała mój tyłek. Lubiłem to uczucie bycia zauważanym z jednej i drugiej strony. Nic nie mogło się z tym równać. No, może poza pocałunkami, które potrafiły doprowadzić mnie do szaleństwa.
W końcu udało mi się dostać do członka Edvina, który objąłem dłonią czując jak pulsuje, topnieje z gorąca w moich palcach i zachwyca swoją sztywnością. Zabawne, ale nigdy nie byłem specjalnie wrażliwy na męskie walory, póki nie zbliżyłem się do mojego aktualnego chłopaka. Teraz z łatwością mogłem podniecić się na myśl o tym, co kryje w spodniach i w jaki sposób może się ze mną rozprawić przy pomocy tego sprzętu. Nie wiem, czy byłem bardziej zboczony od niego, ale na pewno zaczynałem myśleć o seksie. Nie zwykłym macaniu, ale o prawdziwym seksie, w skład którego wchodziła penetracja. Czy Edvin również zastanawiał się jakby to było, gdyby znalazł się w końcu we mnie? Nie miałem przecież złudzeń, że nie nadawałem się na osobę dominującą.
Wzdychałem i starałem się zachowywać możliwie jak najciszej, kiedy płonąłem w tej ciasnej kabince, a w każdej chwili ktoś mógł uznać za stosowne skorzystać z jej dobrodziejstwa. Już i tak mieliśmy wiele szczęścia nie natknąwszy się na nikogo i wchodząc do niej wspólnie, kiedy zupełnie nikt na nas nie patrzył. Teraz zaś dotykaliśmy się w słodkim spokoju i byłem pewny, że moglibyśmy iść na całość, a nikt nie przeszkodziłby w naszej zabawie. Niemniej jednak, gdzieś w głębi umysłu, nie ufałem do końca swojemu szczęściu.
Rozsunąłem trochę nogi, co sprawiło, że od czasu do czasu palce chłopaka trafiały na drobną lukę między pośladkami, a to naprawdę mnie kręciło. Biodra wypchnąłem jednak do przodu, by móc czuć dokładniej pieszczotę ukochanej dłoni. Sam chyba nie starałem się wystarczająco, kiedy tak zbyt wiele skupiałem się na sobie, ale co miałem z tym zrobić?
- Odsuń się trochę. - westchnąłem.
Uklęknąłem na stopach Edvina, który nie zareagował nawet na tę bezczelność. Może wiedział, że nie chciałem brudzić kolan w takim miejscu? Oblizałem wagi i sięgnąłem członka chłopaka ustami. Tym czasem on wykorzystał nadarzającą się okazję, pochylił się i na nowo umieścił swoje dłonie we wrażliwych miejscach mojego ciała. Teraz obaj byliśmy w pełni usatysfakcjonowani. Ja mogąc go lizać, rozpieszczać, dbać o niego i czując jego wspaniałe dłonie na sobie, oraz on znajdując się w takiej, a nie innej sytuacji.
- Powinniśmy robić to częściej. - wydyszał i słyszałem w jego głębokim głosie uśmiech, co zachęciło mnie do zdwojonego wysiłku.
- Yhym. - zdołałem tylko wycharczeć nie połykając go. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, ale też nie planowałem udławić się jego penisem.
Jak długo pieściliśmy się w ten sposób, póki obaj nie osiągnęliśmy szczytu wytrzymałości? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że jego nasienie rozlało się w moich wargach, kiedy bezwstydnie je wypełnił, zaś moim ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze, kiedy brudziłem jego dłoń i marzyłem by wepchnął palce w moje wnętrze, jak czasami próbowałem to robić kąpiąc się wieczorami.
- Nie zapomnij o mnie, kiedy będziesz podziwiał te wszystkie niemal nagie ciała na słonecznej plaży. - nie byłem w stanie się podnieść, więc Edvin musiał mi pomóc i przytrzymać mnie póki moje ciało nie uspokoiło się wystarczająco.
- Będę wyobrażał sobie, że jestem tam z tobą, że kąpiemy się razem w ciepłym morzu i możemy świntuszyć pod jego powierzchnią.
- Nie, lepiej nie. Nie chcę żeby ktoś widział, jak ci stoi.
Roześmialiśmy się obaj wykorzystując ostatnie wspólne chwile na drobne pocałunki i czuły dotyk. Przecież wszystko mogło się jeszcze rozsypać.