czwartek, 28 listopada 2013

Działanie

10 listopada
Syriusz, tajemniczy i wyjątkowo dziś podniecony, wysłał mnie przodem do Wielkiej Sali na obiad i pojawił się w niej w ostatniej chwili przed pojawieniem się na stołach posiłków. Coś było nie tak i wystarczyło spojrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że naprawdę lepiej poczekać na niego zamiast rzucać się na smakołyki, jakie właśnie kusiły zapachami. Co on wymyślił? W co chciał nas wpakować? Obiecywał w prawdzie Shevie jakieś ekscesy, ale żeby tak bez ostrzeżenia?
- Nie pij żadnego soku do obiadu. - szepnął mi na ucho siadając obok i uśmiechając się czarująco.
- A co mam pić? - syknąłem patrząc na niego z niezadowoleniem. Lubiłem soki podczas posiłków, a on ze wszystkiego musiał wybrać akurat to?!
- Herbatę? - zawahał się. Jak mógł wcześniej nie pomyśleć o tym, że nam również coś się należało?! Mój głupek pokazywał na co go stać kiedy nie opracuje swojego planu do końca. Pochwycił spojrzenie Jamesa i skierował je na miejsce, gdzie na środku stołu stały karafki pełne pysznych soków – dyniowych, wiśniowych, jabłkowych. J. najwyraźniej zrozumiał, gdyż skinął niezauważalnie głową.
- Ja się cieszę, że chcesz nam zapewnić jakąś rozrywkę. - starałem się powrócić do tematu, który nie dawał mi spokoju. - Ale nie uważasz, że to lekka przesada? Soki?
- Naprawdę będziesz mi to wypominał? - przewrócił oczyma, a ja wbiłem palce w jego udo. Mocno, wymownie.
- Tak, będę. Bo ja chcę pić, a kiedy Remusy chcą pić to są bardzo, bardzo niespokojne i uciążliwe. Nie zaczynaj ze spragnionymi Remusami Lupinami, bo zrobią ci krzywdę. - ścisnąłem mocniej jego udo i przesunąłem dłoń odrobinę wyżej.
- Mój błąd, mój błąd! - uniósł ręce w geście kapitulacji. - Ale zaraz zobaczysz, co się stanie. Ten eliksir, który zrobiłem kiedyś, on ma ciekawe właściwości. Planowałem go wykorzystać już dawno temu, ale wypadło mi z głowy. On sprawia, że marzenia mają okazję się spełnić, jeśli tylko ich spełnienie jest możliwe. Takie małe życzonka, jak chociażby góra z czekolady, którą przyniosą ci uczniowie szkoły. - uśmiechał się przebiegle. Tylko czy wziął pod uwagę skutki uboczne? Chciałem mu o nich przypomnieć, ale ostatecznie machnąłem na to ręką. Niech sam się przekona do czego prowadzi brak zdrowego rozsądku!
Niestety wcale nie musiałem długo czekać na reakcję niektórych osób, gdyż przy stole nauczycielskim właśnie zapanowało wielkie poruszenie, kiedy McGonagall zamieniła swoje krzesło w tron. Stół z obiadem podjechał pod ścianę dzięki czemu nic nie stało na drodze by kilku starszych uczniów wstało ze swoich miejsc i zaczęło siadać u jej stóp na podeście, jak niewolnicy. Sprout w tym czasie miała na sobie strój jakiejś wyjątkowo baśniowej księżniczki, a ubrany jak książę nauczyciel eliksirów skakał wokół niej wdzięcząc się. Wavele zerwał się ze swojego miejsca opuszczając Wielką Salę w rekordowym tempie, a za nim podążył nieodłączny w tym roku towarzysz – brat bliźniak Seed. Musiałem mieć jakieś zwidy, bo wydawało mi się, że był rozebrany niemal do naga, kiedy znikał za drzwiami. Nie chciałem wiedzieć czyje to były fantazje i co musiało stać się z Victorem, że tak szybko uciekł. Camus miał wielkie szczęście, że nie jadał z nami obiadów, bo pewnie ucierpiałby równie poważnie, co niektórzy atrakcyjni nauczyciele i uczniowie. Niholas Kinn miał właśnie swoje własne problemy, kiedy jego chłopakowi wyrosły kocie uszka i ogon, co musiało być winą tego pierwszego.
Zauważyłem, że kilka dziewcząt spogląda wyczekująco na Syriusza, ale z nim nic się nie działo. Czy dlatego, że nie pił, czy może z mojej winy? Nasze uczucia trzymały go w szachu? A może tylko mi się wydawało?
Dumbledore wyczarował instrumenty muzyczne, które zaczęły wygrywać jakąś skoczną melodię do tańca z czasów kiedy był młody. Teraz nie słyszało się już zbyt często takich rytmów.
Lily rozsiadła się na kolanach Pottera, który szeptał jej coś do ucha i czułem, że zaraz będzie mi niedobrze.
- Jak długo to będzie trwać? - mruknąłem patrząc to na Syriusza, to na zamieszanie, jakie wywołał. Wielka Sala od dawna nie była tak głośna i nieposkromiona.
- Tego już nie wiem. - rzucił niepewnie, a jego spojrzenie skupiło się na opiekunce naszego domu, która właśnie z wyższością patrzyła na najbardziej wysportowanych i najwyższych uczniów siódmej klasy, jacy na chwilę obecną byli w szkole. A więc to była jej fantazja? Własny harem? Zresztą nie mniej interesująca była walka pragnień Slughorna i Sprout. Podczas gdy on wyraźnie chciał ją uwodzić swoimi myślami, ona wolała grać osobę nie do zdobycia i otaczała się kolczastym żywopłotem, nieprzebytą puszczą i wszystkim, o czym mogła pomyśleć. W końcu podkochiwała się w Marcelu, więc nie miała szans spełnić swoich marzeń nawet jeśli wypiła zakażony sok.
- Po ostatnim truciu szkoły, jakie zafundował nam James w przeszłości chyba nie możemy liczyć na wyrozumiałość nauczycieli? - złapałem Syriusza za rękę i zauważając, że grupa pięciu dziewczyn niebezpiecznie się do niego zbliża, pociągnąłem go w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. - Wtedy wszystkie niewłaściwe myśli pokazywały się nad głowami, a teraz się one w miarę możliwości spełniają.
- Nikt nie dojdzie do tego, że to nasza sprawka, więc głowa do góry.
- Tak? Więc teraz mi powiedz dlaczego mam wrażenie, że jesteśmy zagrożeni. Ja bo właśnie cię trzymam za rękę, a ty bo jakieś larwy patrzą na ciebie jak na zwierzynę łowną. To było wliczone w twój plan?
- Obawiam się, że nie. - jego dłoń zacisnęła się mocniej na mojej i Syri sam wyciągnął mnie teraz z Wielkiej Sali. Biegiem rzuciliśmy się w stronę jednego ze znanych nam dobrze korytarzy z tajemnym przejściem, które mogliśmy wykorzystać.
Mogłem tylko cieszyć się, że pięć dziewczyn nie zamieniało się w harpie, kiedy pędziły za nami. Czułem ich zapach, słyszałem pospieszne kroki. One najwyraźniej zrozumiały, że marzenia się spełniają i nie rozumiały tylko dlaczego nie zadziałało nic, co starały się zrobić z moim Syrim. I tak oto uznały za słuszne, rzucić się na niego, złapać go i wykorzystać pod pretekstem dziwnych zachowań ogółu osób w Wielkiej Sali.
Skręciliśmy za róg i szybko pociągnąłem za kciuk stojącego we wnęce rycerza. Uskoczył pozwalając nam wejść w ciasny korytarzyk za sobą, a następnie zamknął za nami przejście. Chyba w ostatniej chwili, gdyż kroki pięciu wrednych idiotek właśnie rozległy się bardzo, bardzo blisko nas. Miałem nadzieję, że nie słyszą mojego szybkiego, głośnego oddechu i bicia serca. Byłem przyciśnięty do ciała Blacka, który również wydawał się przejęty wszystkim. Czułem, jak jego pierś podskakuje z każdym uderzeniem i wystukuje rytm na mojej. Z jakiegoś powodu nawet nogi się pode mną uginały. Adrenalina opadła i teraz z trudem stałem o własnych siłach.
Opadłem na ziemię w wąskim przejściu, zaś Syri zrobił to samo przez co niemal siedziałem mu na kolanach, kiedy się pode mnie wsunął.
- Uciekliśmy. - wydyszał. - Ale bałem się, że nam się nie uda. Jeśli piły sok mogły mieć wystarczającą fantazję by nas dopaść.
- A wtedy ja zamieniłbym się w pijawkę, a one rozdeptałyby mnie bez skrupułów. Ciebie za to uczyniłyby swoim seksualnym niewolnikiem.
- Tak myślisz? - uśmiechał się, a ja wręcz nie mogłem w to uwierzyć.
- Ja widziałem to w ich oczach! Tym bardziej, że one zrobiłyby to siłą, a nie próbowały zabawy w marzenia. Nie śmiej się! - upomniałem go. - To fakt! To że masz większe powodzenie ode mnie nie znaczy, że jesteś w lepszej sytuacji. Jeśli jakaś dziewczyna zakocha się we mnie wtedy to ty będziesz patrzył jak mnie atakuje. - wolałem chyba, żeby było to prawdą, niż skazywać się na śmieszność snując podobne fantazje.
- Zostaniemy tu na jakiś czas. - zignorował moje ostrzeżenie. - A później wyjdziemy i postaramy się niepostrzeżenie dostać do pokoju. Jeśli się nam uda będziemy bezpieczni.
- A jeśli nie? Co jeśli na drzwiach będzie znak zakazujący nam wchodzenia, bo z twojej winy Evans i James pójdą ze sobą do łóżka? - tego nie wziął pod uwagę, widziałem bo w błysku jego oczu, które wydawały się lśnić niebezpiecznie w ciemności tego korytarza.
- Niech będzie, nie pomyślałem o wszystkim, ale i tak było zabawnie! Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec. Pewnie z kilka godzin będzie ich wszystkich trzymać. Specjalnie wybrałem soki, bo po nie sięga każdy bez wyjątku. To będzie bardzo rozrywkowy dzień.
- Bardzo przerażający. - poprawiłem go i oparłem głowę na jego ramieniu. Mój głupi Syriusz. Uwielbiałem go nawet wtedy, kiedy robił coś nieodpowiedzialnego. - Będę musiał cię pilnować, bo mi cię zabiorą, a ja nie lubię się z nikim dzielić. Chyba, że sobą z tobą. - zamknąłem oczy i objąłem go ramionami. On zrobił to samo dzięki czemu znaleźliśmy się bliżej siebie. - Chyba będziemy musieli znaleźć sobie jakąś rozrywkę, co o tym sądzisz? - zapytałem mrucząc mu do ucha, a w odpowiedzi roześmiał się cicho, wymownie. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach i przyciągnęły mnie jeszcze bliżej. Na nudę nie będziemy narzekać.

niedziela, 24 listopada 2013

Kartka z pamiętnika CCXXXV - Syriusz Black

Na jakiej zasadzie ewoluują związki? Kiedy powinny się zmieniać i jak gwałtownie powinno to następować?
Remus – mój chłopak idealny. Do tej pory spokojny, raczej cichy, słodki i niewinny. Teraz – mała, wyzywająca bestia, która nie boi się pokazać mi czego pragnie. Zresztą, sam byłem nie lepszy, gdyż zrobiłem się gwałtowniejszy, może nawet bardziej namiętny, a przynajmniej w to chciałem wierzyć. Jeszcze do niedawna wystarczyły nam same buziaki, bo i pocałunkiem nie dało się nazwać tego, w jaki sposób muskaliśmy swoje usta. Kiedy chwytałem chłopaka za rękę byłem w stanie umrzeć z radości, zaś teraz nawet coś takiego miało bardziej seksualny wydźwięk. Czy zamieniałem się w zboczeńca? Nie wiem, ale niezaprzeczalnie chciałem częściej spędzać czas z Remusem na miłosnych igraszkach, które również uległy zmianie. Wszystko co nas otaczało było teraz przesycone seksem i nie potrafiłem odgadnąć, czy jest to dobry czy zły znak dla mojego związku.
Na drzwiach naszego pokoju wyczarowaliśmy z Remim znak zakazujący przyjaciołom wchodzenia do środka. Nie byliśmy pewni czy zanosi się na jakieś konkretne zabawy, ale woleliśmy dmuchać na zimne, tym bardziej, że na pieszczoty mieliśmy ochotę od rana.
Nic więc dziwnego, że wylądowaliśmy na moim łóżku zupełnie nadzy i tuliliśmy się do siebie całując głęboko, namiętnie. Czułem jak język Remusa wyczynia najróżniejsze cuda w moich ustach i sam odpowiadałem na nie w podobny sposób. To było dla nas coś nowego, gdyż zazwyczaj zadowalaliśmy się tym, co już znaliśmy, ale czasami warto było wzbogacić doświadczenia o coś nowego, innego. Tym bardziej, że uczyliśmy się wszystkiego na sobie. Może poza chwilami, kiedy dopuszczaliśmy do siebie Shevę i kiedy miałem swoje małe tajemnice z nauczycielem run.
Położyłem dłoń na biodrze Remusa i zacisnąłem na nim palce. Jego skóra była gładka, jak na męską, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie dotykałem w taki sposób nikogo, więc Remi był moim jedynym źródłem wiedzy. Lekko podniósł nogę i położył ją na moim biodrze. Przysunął się przez co nasze krocza spotkały się napierając na siebie. Nie mogłem powstrzymać odruchu ocierania się o to cudowne ciało mojego kochanka. Jego dłonie w tym czasie gładziły moją pierś i zaciekle drażniły sutki, co naprawdę mi się podobało. Lubiłem kiedy Remus był agresywny, a jednocześnie bezwarunkowo poddany mojej woli. Odsunąłem się od niego na chwilę i uśmiechnąłem, kiedy prychał rozdrażniony takim traktowaniem. Musiałem wygiąć się niewygodnie i boleśnie by dosięgnąć mojej nocnej szafki, w której ukryłem wszystko, co mogło nam się przydać do miłosnych zabaw.
Początkowe nadąsanie Lupina zmieniło się w błysk pożądania w złotym spojrzeniu, kiedy w mojej ręce pojawił się żel kupiony cichcem za pośrednictwem Victora Wavele. Nie zdradziłem nauczycielowi, kto jest moim kochankiem, ale musiałem przyznać się do związku z chłopakiem, co skwitował tylko wyniosłym, trochę perwersyjnym uśmiechem. W końcu kiedyś to on dobierał się do mnie.
- Wybaczam ci, że przestałeś mnie całować. - rzucił z udawaną niewinnością Remi i wyczekująco zacmokał.
Nabrałem na rękę odrobinę chłodnej substancji, która pachniała zniewalająco pomarańczą i koniakiem, a następnie sięgnąłem zwilżonymi palcami do pośladków mojego chłopaka. Specjalnie wypiął się i rozsunął nogi by ułatwić mi dostęp. Nie wstydził się tego tak jak dawniej, ale i ja byłem bardziej śmiały. Pocałowałem go, kiedy wsunąłem w niego palec i z satysfakcją poczułem, jak przylgnął do mojego ciała ciaśniej. Był podniecony, a ja nie pozostawałem mu dłużny, gdyż i mój członek napierał na jego krocze.
Remi nie wytrzymał. Odsunął się i ustawił na czworakach wypinając w moją stronę. Widziałem wszystko tak dokładnie, że niemal kręciło mi się w głowie. Jeśli mogłem być jeszcze bardziej podniecony to w tej chwili naprawdę pękałem w szwach i mogłem eksplodować. Tym bardziej, że chłopak zadrżał z niecierpliwości. Zmieniłem pozycję kładąc się między jego nogami, podsunąłem sobie poduszki pod głowę i unosząc ją lekko sięgnąłem wargami jego członka. Tym samym dłonią na oślep wymacałem wejście i znowu wypełniłem je palcem. Teraz było nam o wiele wygodniej, chociaż szybko rozbolał mnie kark. Wtedy Remi sam rozsunął nogi o wiele szerzej, dzięki czemu jego biodra obniżyły się i zaczął poruszać się w moich ustach. Czułem, że stajemy się perwersyjni, ale chyba zbyt długo byliśmy święci by teraz nad tym ubolewać. Zresztą, czułem się całkiem dobrze, kiedy mój chłopak wykonywał najcięższą pracę, a ja po prostu pieściłem jego wnętrze chcąc by w pewnym momencie pomieściło w sobie mój członek.
Palec, kolejny, moje usta na jego penisie, jego westchnienia, moje mruczenie. Byliśmy szaleni, ale i zakochani w sobie w sposób, o jakim inni mogli tylko marzyć.
Remus sam zabrał swoje krocze sprzed mojej twarzy, kiedy był zbyt bliski końca rozkoszy. Wtedy podniosłem się nie wyjmując przy tym palców z jego ciała i zająłem się czystym rozciąganiem go przy okazji całując drobne, jasne pośladki, które tak zawróciły mi w głowie.
- Nie jestem już przesadnie delikatny. - mruknął do mnie w sposób, który od razu zrozumiałem.
- Ależ oczywiście, raptusie. - zakpiłem lekko i zabrałem palce. Nawilżyłem swój członek chcąc mieć pewność, że wejdzie bez większych problemów. Pragnąłem tego, pragnąłem Remusa i teraz drżałem cały ze zniecierpliwieniem na myśl o tym, że wsunę się w niego głęboko, mocno, sam nie wiedziałem jak dokładnie.
Przygryzłem wargę, jak ostatni amator, kiedy patrzyłem na te kuszące, wypięte pośladki, które tylko czekały bym sprawił rozkosz ich właścicielowi. Dla takiego widoku mogłem być skończonym zboczeńcem!
Wsunąłem się w Remusa na początku do połowy, a później kolejnym pchnięciem do końca.
- Mój słodki wilczek zamienił się w pożądliwą bestię. - zamruczałem opierając pierś o jego plecy.
- I to z twojej winy. - odpowiedział mi między jęknięciami. - Ty nauczyłeś mnie odczuwać wszystkie te rozkosze, kiedy jedyną znaną mi była czekolada.
- Punkt dla ciebie. - przyznałem całując jego kark i zacząłem wykonywać powolne pchnięcia, które miały nas powoli naprowadzać na właściwy rytm. Żałowałem, że nie mogę w tej chwili całować Remusa, ale ta pozycja miała w sobie coś wyjątkowego, bardzo podnieconego. Jakby wilkołak Remiego również poddawał się mojej woli, uznawał moją wyższość nad sobą. Gdybym miał więcej czasu na zastanowienie pewnie określiłbym to inaczej, ale w tamtej chwili naprawdę musiałem się wysilić by zebrać myśli i stworzyć z nich cokolwiek zrozumiałego. Wszystko inne we mnie było podnieconym wyciem.
Nie, jednak nie wytrzymałem zbyt długo. Wysuwając się jedynie odrobinę z ciała mojego Remusa dałem mu do zrozumienia, że musi zmienić pozycję. Prychał trochę gniewnie, ale odwrócił się do mnie przodem i objął mnie ramionami. Przylgnąłem wargami do jego ust, całowałem go mocno, a moje biodra wybijały wyjątkowy rytm na jego pośladkach, kiedy wchodziłem możliwie najgłębiej i ostatecznie odnalazłem miejsce, które każdy dobry kochanek znaleźć powinien. Remi wił się teraz i pojękiwał wbijając paznokcie w moje łopatki. Nie miałem nic przeciwko takim ranom wojennym. Wydawało mi się, że to właśnie one czynią nas dorosłymi. Nawet jeśli blizny nie znikną tak jak te na mojej piersi, to i tak było warto skończyć w ciele weterana niż nie zaznać tej rozkoszy bycia maltretowanym z powodu rozkoszy.
Sam nie wiem, kiedy moje ruchy stały się szybsze, a dłoń zaczęła intensywnie pieścić krocze Remusa. Musiałem się odrobinę powstrzymywać, by nie skończyć przed nim, ale podołałem zadaniu i udało mi się szczytować w tym samym czasie, kiedy to mój kochanek wydawał z siebie głośne jęknięcie, a nasienie znalazło się na jego piersi.
Jeszcze przez chwilę byłem w nim, a moje zmęczone ciało miażdżyło jego. W końcu zsunąłem się, objąłem go i nakryłem nas prześcieradłem, które przygotowałem właśnie w tym celu. Nie odzywaliśmy się początkowo uspokajając oddechy, pozwalając gardłom odpocząć. W końcu wymieniliśmy się kilkoma pocałunkami, Remi zaklęciem otworzył okno by przewietrzyć w pokoju, zaś ja sięgnąłem pod łóżko po mugolskie czasopismo, które Victor załatwił mi od Seed.
- Co o nim myślisz? - zapytałem pokazując Remusowi wybraną i zaznaczoną starannie stronę przedstawiającą motocykl, który spędzał mi sen z powiek od pewnego czasu.
- Hm, jest całkiem interesujący. - Remi przyglądał się fotografii uważnie. - Nie znam się na tym, ale podoba mi się.
- To dobrze. - uśmiechnąłem się zadowolony. - Planuję go kupić, kiedy skończymy szkołę i udoskonalę go. Nie będzie miał sobie równych. I kiedyś zabiorę cię na nim nad morze. - zacząłem fantazjować. - Będziemy spać pod gołym niebem na piasku.
- I do tego potrzebny jest ci motocykl? - chłopak roześmiał się, a ja prychnąłem cicho.
- Oczywiście. Bez niego nie będzie tego klimatu, jaki chcę stworzyć.
- Oczywiście. - zachichotał i pocałował mnie żebym nie mógł narzekać na jego brak zrozumienia. Chyba przegrałem, gdyż poddałem się bez dalszej walki.

środa, 20 listopada 2013

Kartka z pamiętnika CCXXXIV - Victor Wavele

Notka bez korekty!

- Nie powinienem cię słuchać! W ogóle nie powinienem się w tobie zakochiwać! Byłbym wtedy sobą i wiedziałbym, co mam teraz robić! - Noel znowu wściekał się na mnie stojąc już od godziny przed lustrem, gdzie usilnie starał się zrobić coś, cokolwiek ze swoimi krótkimi włosami. - Popatrz na mnie! - nadąsany odwrócił się i spojrzał na mnie z żalem.
- Wyglądasz znakomicie, więc o co znowu ci chodzi? - westchnąłem ciężko i przewróciłem oczyma.
Mój kochanek wybierał się ze mną na randkę i teraz robił, co w jego mocy by wyglądać olśniewająco, inaczej niż zawsze, wyjątkowo i typowo na osobę wychodzącą gdzieś z ukochanym. Niestety, dawniej mógł układać swoje długie, piękne włosy, wykonać staranny makijaż, ubrać się w najlepsze ze swoich sukienek, dobrać dodatki, buty, lśniłby i wzbudzał zainteresowanie, zazdrosne spojrzenia innych kobiet oraz ciekawskie, napalone u mężczyzn. Teraz sprawy miały się zdecydowanie inaczej, jako że nakłoniony przeze mnie przestał udawać kobietę, jego ubrania przestały zachwycać, gdyż były po prostu zwyczajne, a włosy... Włosów nie mógł układać, gdyż były na to stanowczo zbyt krótkie. Noel był po prostu normalnym mężczyzną. Pięknym, ale zwyczajnym. To przeszkadzało mu przede wszystkim w chwilach takich jak ta.
- Wyglądam tak jak zawsze! - prychnął na mnie i znowu patrzył na siebie w łazienkowym lustrze bawiąc się włosami, kombinując, co z nimi zrobić.
Pokręciłem głową. Wyglądał wspaniale w tym dużym swetrze w paski, który odsłaniał jedno ramię i eksponował gładką szyję, w obcisłych spodniach ze sporą ilością łańcuszków i pasków, w podwijanych butach do połowy łydki. Jeśli sądził, że takie wystrojenie się to za mało, to nie chciałem wiedzieć, jak wyglądałoby wystarczające. Zresztą, był też gładko ogolony i pachniał zniewalająco.
- Noel, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale my chyba w ogóle nie wyjdziemy do Hogsmeade jeśli nie przestaniesz się tak nad sobą rozczulać i kręcić tym wypiętym w moją stronę tyłkiem. - tym razem to ja syczałem. Złapałem go za ramię i odwróciłem gwałtownie w moją stronę. - Wyglądasz zjawiskowo, cholera! - warknąłem przyciągając jego dłoń do mojego krocza. - Tak zjawiskowo, że naprawdę stąd nie wyjdziemy.
Noel zrobił wielkie oczy uzmysławiając sobie w końcu, że jestem podniecony, a on tak narzekał na to, jak wygląda. Czy mógł cokolwiek w sobie zmienić, by nie przesadzić, kiedy mój członek już się do niego wyrywał? Na jego twarzy pojawił się teraz lekki, nieśmiały uśmiech, a policzki pokrył subtelny rumieniec.
- Naprawdę podobam ci się taki? - zadał durne pytanie i rozkładając swoje chude ramiona, co sprawiło, że sweter wyglądał na nim, jak worek, zaczął okręcać się i prezentować jak manekin. Nie byłem znawcą mody, nie przykładałem specjalnej wagi do ubrań, ale ten styl pasował do Noela do tego stopnia, że nawet ja musiałem to przyznać. Śliczny chudzielec w przydużym swetrze. Musiałem oszaleć, że ten widok tak mnie podniecił.
- Musisz pytać? Zaraz pchnę cię na podłogę w tej nieszczęsnej łazience i wezmę nawet siłą, jeśli będę musiał! - nie kłamałem. Marzyłem o tym żeby kochać się z Noelem przed wyjściem na naszą nieoficjalną randkę.
- Nie wolno! - wydął te swoje miękkie usteczka, o które nadal bardzo dbał i pchnął mnie na ścianę. - Nie możesz też wyjść taki. - zacisnął palce na moim kroczu. - Zaraz się tym zajmę. - usłużnie uklęknął przede mną i dobrał się do spodni rozpinając je, wydostając zza materiału bokserek mój wyjątkowo pobudzony członek.
Nie potrafiłem nawet określić, jak obłędny wydawał mi się w tamtej chwili mój kochanek. Elegancki, przystojny, jednocześnie męski i delikatny, klęczący przede mną, biorący w swoje ciepłe usta mój członek. Uśmiechnąłem się wzdychając. Był w tym najlepszy i mogłem chwalić się tym, że to na mnie doskonalił swoją technikę! Inni go nie chcieli, a ja przyjąłem niemal z otwartymi ramionami i teraz nie planowałem oddać nikomu. Noel był mój i zabiłbym każdego, kto próbowałby się do niego dostawiać.
Wsunąłem palce w jego krótkie, miękkie włosy i głaskałem go powoli w rytm ruchów jakie wykonywał, westchnień jakie wydawał.
- Mm, przestań się rozrastać w moich ustach! - odsunął się patrząc na mnie z wyrzutem. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. - I co cię tak bawi?!
- Jak mam się nie rozrastać, kiedy to twoja wina? Jesteś zniewalający i utalentowany. Kocham cię jak na szaleńca przystało. Muszę się podniecać, nie sądzisz? - sam nie wiem jakim cudem mogłem opanować głos by nie drżał i nie był przesadnie charczący, kiedy podniecenie brało mnie we władanie, a Noel wyraźnie zadowolony z mojej odpowiedzi znowu przystępował do „pracy”. Jego usta sunęły ciepłem i miękkością po mojej wrażliwej skórze, jego języczek wyczyniał cuda, których nie potrafiłem opisać. Pragnął mnie równie gwałtownie, jak ja pragnąłem jego i teraz zaspokajał byśmy mogli iść na tę upragnioną randkę, na którą czekaliśmy od pewnego czasu.
W końcu moje ciało dało upust tej przyjemności i odprężyło się na tyle by pozwolić mi na pokazywanie się wśród ludzi.
- Kiedy wyjdziemy masz nad sobą panować ty pogański zboczeńcu! - zgromił mnie wzrokiem i złapał za rękę. - Chodź, nasz stolik nie będzie wolny w nieskończoność jeśli zdejmą z niego rezerwację.
Zabawne, jeszcze niedawno trzymał mnie w ustach, a teraz już chyba wcale o tym nie pamiętał.
- Może dziś powinniśmy zostać tutaj?
- Nie-ma-mowy! - palcem pukał w moją pierś. - Idziemy i koniec. Wychodź. - wypchnął mnie za drzwi i sam wyszedł za mną porywając nasze płaszcze z wieszaka.
Naprawdę straciłem dla niego głowę i teraz czułem się dziwnie mając świadomość tego, jak dalece uzależniłem się od mężczyzny, który przecież na początku usiłował mnie zgwałcić udając kobietę. W dodatku był tak okropnie głupi, kiedy starał się przypodobać zwyczajnym, durnym mężczyznom, którzy wcale do nie doceniali. Nigdy bym nie pomyślał, że dumny, chłodny i opanowany mężczyzna mojego pokroju, który dobierał się do ucznia, nagle zwiąże się na poważnie z męskim dnem. A jednak! Mało, że z nim byłem to jeszcze go zmieniłem tak, bym zakochał się bez pamięci. Widać stałem się masochistą skoro potrafiłem samemu sobie wiązać ręce i nogi.
Wyszliśmy z zamku otoczeni uczniami. Całkiem sporo osób wybierało się dziś do miasta i najpewniej miało to związek ze słoneczną pogodą. Było chłodno, ale słońce wprawiało każdego w dobry nastrój. Sam się uśmiechnąłem, kiedy drażniące, jasne promienie padły na moją twarz, zaś Noel lekko otarł się o moje ramię. Chyba nie nawykł jeszcze do faktu, że jako brat samego siebie nie może bezkarnie tulić się do mnie i pokazywać światu, że stanowimy parę. Na pewno wzbudzilibyśmy sensację, gdyby wyszło na jaw, że Victor Wavele rzucił Noelę Seed dla jej brata bliźniaka. Tak, to mogło być ciekawe. Tym bardziej, że ja byłbym zdolny do czegoś podobnego.
- Dlaczego nie masz nic pod szyją? - zapytałem obserwując, jak kochanek stara się ukryć odsłoniętą skórę przed mimo wszystko chłodnym powietrzem. Jako że zostałem zignorowany, odwiązałem swój jedwabny szalik i owinąłem nim szyję Noela nie za dokładnie, ale jednak. Nie chciałem by się rozchorował, a przecież wiedziałem, że jego sweterek nie zapewniał specjalnej ochrony przez zimnem. Postawiłem kołnierz swojego płaszcza i uśmiechnąłem się widząc, że mój facet zarumienił się najpewniej wzruszony moją czułością i troską.
Miałem w nosie fakt, że może nas zdradzić tą jawną miłością wypisaną na jego twarzy, gdyż ludzie zazwyczaj nie widzieli tego, czego widzieć nie chcieli. Nikomu nawet nie przyszłoby do głowy podejrzewać, że „działam na dwa fronty”, a tym bardziej, że moja dziewczyna była w rzeczywistości moim chłopakiem. Podejrzewałem, iż nawet nasza randka będzie miała czysto biznesowy charakter dla otaczających nas osób, gdy w rzeczywistości będziemy rozkoszować się wspólnym posiłkiem, spędzanym w swoim towarzystwie czasem, romantyczną atmosferą. Przecież nie wierzyłem, że najpopularniejsza herbaciarnia w Hogsmeade może stracić swój czarujący charakter w przeciągu chwili, a w niej każdy czuł się jak na randce – nawet jeśli na niej nie był. Podejrzewałem, że w grudniu zamieni się ona w raj dla świątecznych pasjonatów pełen dekoracji, zapachu ciast, grzanego wina, ciepłego piwa kremowego z imbirem i cynamonem. Może właśnie wtedy powinienem zabrać Noela na romantyczną kolację? Wiedziałem z góry, że to zrobiłoby na nim ogromne wrażenie. Tym bardziej jeśli w tle będą lecieć wygrywane na skrzypcach kolędy i zewsząd będzie słychać śmiech radosnych nastolatków, którzy również się tak zjawią.
- Myślę, że właśnie mam pomysł na twój świąteczny prezent. - rzuciłem z uśmiechem, a Noel obdarzył mnie pozbawionym zaufania spojrzeniem
- Ty nie obchodzisz Świąt.
- Nie, ale chyba zacznę, bo naprawdę mam świetny pomysł.
- Jesteś niemożliwy. - Noel pokręcił głową, ale widziałem, że oczy błyszczały mu radością. A więc już cieszył się na mój drobny upominek. Dobrze. Bardzo dobrze. Lubiłem kiedy było mu ze mną dobrze, bo miałem pewność, że nie zechce mnie opuścić.

niedziela, 17 listopada 2013

List Shevy 3

3 listopada

Nadal za Wami tęsknię!
Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że jakoś dajecie sobie radę bez moich drogocennych rad i bystrych komentarzy. Życzę Wam jak najlepiej, ale przyznam, że jakaś część mnie jest mile połechtana faktem, że Wy także za mną tęsknicie i codziennie o mnie myślicie. Ta zmiana szkoły była jednak ogromnym błędem i nie mam pojęcia, co mnie podkusiło. Wydawało mi się najpewniej, że jestem w stanie wytrzymać bez Was dłużej i zaspokoić się kontaktem listownym na odległość. Błąd! Już niemal umieram nie mogąc się z Wami zobaczyć, porozmawiać, przeżywać wspólnie każdego dnia. Ale koniec pojękiwania, bo rozkleję się nad kartką papieru!
Kiedy byłem jeszcze w Hogwarcie, wydawało mi się, że francuska Akademia to miejsce, gdzie tworzy się legendy, bądź przynajmniej uczy bohaterów, jak Marcel czy mój Fabien. Kolejny błąd! Ta szkoła jest nie tylko pełna bab, ale i ma charakter rozmiękczonej wodą słodkiej bułki – fuj! Za dużo różu, za dużo kolorów, za dużo ciepłokluchowości – tak, nadal to przeżywam.
Nic dziwnego, że Szerszeniowi brakuje odrobiny męskiej ręki w kreowaniu swojego obrazu i osobowości. On nawet słucha skrajnie nastkowej muzyki! Nie potrafię tego inaczej określić, a niektóre rzeczy po prostu nie przechodzą mi przez gardło/pióro – tak, to również nadal mnie boli. Dobrze, że mam przynajmniej Aarona, bo zwątpiłbym już całkowicie w tę szkołę i całą tę Francję. Teraz przynajmniej mam dodatkowy cel w życiu – połączyć ze sobą dwójkę kumpli i zrobić z Szerszenia prawdziwego mężczyznę.
Mniejsza o to, muszę przyznać, że mój obraz nowych kolegów jest coraz jaśniejszy. Mroczny okazuje się być duszą towarzystwa, kiedy jesteśmy w trójkę, często się uśmiecha, żartuje, lubi dogryzać. Tym czasem Cyrille to chodzące nieszczęście i nie chodzi tu o pecha, ale o jego brak kontaktu ze światem zewnętrznym. Jego rozwój zatrzymał się na etapie amerykańskich komiksów i dalej nie rusza. Mam, co do tego pewność!
W jednym z poprzednich listów opisałem Wam nasze Halloween, a teraz mam okazję napisać, co z tego wynika.
Mroczny walczył sam ze sobą nie wiedząc, czy powinien powiedzieć przyjacielowi, o wszystkim co się działo. Szerszeń nie pamiętał zbyt wiele, a to wcale mnie nie dziwiło. Może nawet dobrowolnie wyparł z pamięci te wszystkie „niebohaterskie” wspomnienia. Aaron, jak już wspomniałem, nie był pewny, co dalej. Ostatecznie jednak nie wytrzymał napięcia. Musiał dokuczyć Szerszeniowi, więc postanowił powiedzieć mu wszystko. No i właśnie. Nie znam szczegółów, gdyż zostałem wyproszony z pokoju, ale kiedy wróciłem było po wszystkim. Cyrille drżał na całym ciele, z oczu kapały mu łzy i przeżywał bardzo dotkliwie swoją „utratę niewinności”, jak sam to określił. Miałem pewność, że Mroczny go nie zgwałcił, ale ta emocjonalność naprawdę zbiła mnie z tropu. Ostatecznie chłopak obraził się zarówno na Aarona, jak i na mnie i nie chciał z nami rozmawiać. Powiedziałbym nawet, że zabarykadował się w świecie swoich komiksów, superbohaterów, dennych i bezsensownych romansów między herosami, a ich nieświadomymi niczego koleżaneczkami.
Aaron mierzył mnie wtedy chłodnym, wymownym spojrzeniem. Oczekiwał, że zareaguję, znajdę wyjście z tej sytuacji, jakoś zadziałam. Taaak, chciałbym! Ale nie miałem pojęcia, co mam zrobić z tym fantem.
- Cyrille, pogadajmy, co? - zacząłem dosuwając swoje krzesło do biurka, przy którym chłopak czytał swoje cenne, dla mnie denne, cudo. Nie odezwał się do mnie nawet słowem, więc spojrzałem, na siedzącego na swoim łóżku i nadal mrożącego mnie wzrokiem Mrocznego. Nie było wyjścia, musiałem zażegnać ten bezsensowny konflikt. - Nikt nie wiedział,że po alkoholu tak ci odbije, więc nie powinieneś się na nas złościć. Gdybyśmy wiedzieli, nie dalibyśmy ci nawet powąchać. Zresztą, Aaron zrobił wszystko, co mógł żeby ci pomóc i powinieneś być mu wdzięczny. Wyobraź sobie, że coś takiego zdarzyłoby ci się kiedyś w przyszłości, a ty nawet nie wiedziałbyś czym grozi ci picie. Przecież ktoś mógłby cię wtedy naprawdę skrzywdzić! Albo byłbyś pośmiewiskiem tłumu. Chyba nie sądzisz, że zaczniesz w przyszłości pracę i nie zostaniesz prędzej czy później zmuszony do picia. - chłopak nadal milczał i tylko przerzucał kolejne strony swojego komiksu.
Nigdy nie byłem traktowany w taki sposób i miałem ochotę rozerwać tego rudzielca na strzępy, ale powstrzymałem się i westchnąłem dla uspokojenia nerwów.
- Myślisz, że ci twoi bohaterowie nie piją? Też piją! Idą na jakiś bal dobroczynny, albo inną uroczystość i piją alkohol! - improwizowałem dalej. - Mają dziewczyny, myślą o przyszłości, a to się wiąże z pewnymi konsekwencjami! Chyba nie myślisz, że w prawdziwym życiu taki poważny, dorosły facet z super mocami ogranicza się do buziaka i koniec bajki? - chyba bredziłem i Aaron również to wyczuł, bo postanowił podjąć próbę pomocy. Również dostawił sobie krzesło do Cyrille'a i spojrzał mu przez ramię.
- Sądzisz, że ten tutaj nie pomógłby przyjacielowi w potrzebie, gdyby znalazł się w mojej sytuacji? - zapytał pukając palcem o jeden z kadrów komiksu, na którym był jakiś bohater. - Cholera, niech będzie, nie mam pojęcia, co mam ci powiedzieć! - szybko stracił całą cierpliwość. - Pomogłem ci, ty się teraz wstydzisz i koniec bajki! Innym razem to może ty pomożesz mnie i to ja będę się z tym źle czuł. Na tym w sumie polega przyjaźń, nie?! - odsunął gwałtownie swoje krzesło i wstał ciągnąc je na miejsce. - Nie będę przepraszał za to, co zrobiłem, bo uważam, że było to słuszne! Stanął ci, a ja rozładowałem napięcie.
Spojrzałem wtedy na Szerszenia, który spłonął rumieńcem.
- Nie będziesz wiecznie niewinną dziewicą! Jesteś mężczyzną, więc zachowuj się jak mężczyzna! Może i twoje psychiczne i fizyczne dorastanie jest stosunkowo wolne, ale jednak kiedyś ruszy, a wtedy zaczniesz odczuwać przyciąganie innych i będziesz myślał o seksie! Nie uciekniesz od tego do tych komiksów, bo one cię nie zaspokoją, one nie pozwolą ci zapomnieć o tym, co masz w spodniach. Albo przyzwyczaisz się do tego teraz, albo później będziesz czuł się jeszcze gorzej. Wstyd ci, że cię dotykałem? To sam możesz sobie mnie obmacać, nie widzę problemu! Ale przestań się na mnie złościć, jak dziecko, bo nim nie jesteś! - rzucił się na swoje łóżko, sięgnął po słuchawki i założył je na uszy. Nawet ze swojego miejsca słyszałem mocne brzmienia dochodzące z jego strony.
Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że powinienem spróbować wyleczyć nieśmiałość Szerszenia muzyką. Mocną, mroczną, wyjątkową. Może właśnie to pomogłoby mu nabrać pewności siebie? Byłem zdesperowany, ale sam doprowadziłem do takiego stanu rzeczy, więc musiałem wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
- Ja wiem, że jestem do niczego. - odezwał się w pewnej chwili Cyrille i pociągnął nosem znowu zaczynając ryczeć. - Nie jestem męski, wyglądam jak dziecko, myślę jak dziecko, na swój sposób jestem dzieckiem.
- Więc czas to zmienić. - wzruszyłem ramionami klepiąc chłopaka po plecach. - Jestem pewny, że Aaron pomoże ci zmienić wszystko, co tylko chciałbyś w sobie zmienić.
- A na początek zająłbym się twoimi gustami muzycznymi. - rzucił Mroczny, który w mgnieniu oka był za nami. - Nie musisz zrywać z komiksami, z tym jaki jesteś. Musisz to tylko doszlifować. Zrobimy z ciebie bożyszcze kobiet, ale nam zaufaj i wybacz ten incydent z Halloween.
- Ale to było takie niemęskie! - chłopak rozeźlony otarł załzawione oczy i spojrzał na nas z wyrzutem. Czuję się poniżony! Upiłem się kilkoma łykami, podnieciłem, a nawet dałem się zaspokoić mojemu przyjacielowi! No i nic z tego nie pamiętam! Jestem dupa, nie mężczyzna.
I w ten sposób dowiedziałem się, o co w ogóle chodziło Cyrille'owi. Jego męskie ego ucierpiało i teraz musiał się na kogoś wściekać.
Tak więc moja przyjaźń z kolegami z grupy powoli się pogłębia i z każdym dniem uczę się o nich czegoś nowego. Na zawieranie bliższych znajomości z dziewczynami nie mam tu najmniejszych szans, jako że co do jednej otaczają mnie damusie, ciepłe kluchy, dumne kwoki. Żadna nie nadaje się ani do pogadania, ani do zwracania na nią uwagi. Pozostają mi tylko Cyrille i Aaron, a więc muszę o nich dbać.
Muszę Wam napisać jeszcze o jednym! W najbliższym czasie szykują się odwiedziny Fabiena, który uznał, że już dał mi wystarczająco dużo swobody i teraz ma zamiar wpaść cichcem do szkoły i spotkać się ze mną. Nie jestem jeszcze dobrze poinformowany, co do dnia, godziny czy miejsca, ale Fab obiecał, że na pewno wszystko wypali, gdyż jego plan nie ma żadnego słabego punktu. Bardzo się z tego cieszę i już czuję mrowienie w całym ciele. Jestem wyposzczony po tych dwóch miesiącach i potrzebuję wyżyć się, by zapomnieć choć na chwilę o mojej tęsknocie za Wami, jak również o beznadziei tego miejsca, w którym przyszło mi się uczyć. Pewnie wypytam go nawet osobiście o kilka spraw, jak na przykład poziom ludzi, którzy się tutaj uczyli. Nie ważne. Na rozpisywanie się na ten temat przyjdzie jeszcze czas!
Z żalem żegnam się z Wami teraz i mam nadzieję, że mój list w jakiś sposób zastąpi Wam moją nieobecność.
Kocham Was, chłopaki!

Sheva

środa, 13 listopada 2013

Chcieć... Chcę... Tak, poproszę

30 września
Czułem się dziwne ze świadomością, że cokolwiek nie robię, ciągle myślę o Syriuszu, o tym, że już za nim tęsknię, pragnę go, nie potrafię bez niego żyć i nieprzerwanie mam przed oczyma jego uśmiechniętą twarz, kiedy sprawiam mu przyjemność. Podczas zajęć, posiłków, kładąc się spać, wstają, odrabiając zadania... Byłem szalony, jeśli szaleństwem nazwałbym miłość, czy raczej jej bardziej seksualną stronę. Nie miałem, bowiem wątpliwości, że nie chodzi tu o samo uwielbienie chłopaka, ale o niegasnące pragnienie, z którym powinienem walczyć w chwilach takich, jak chociażby zajęcia z zielarstwa. A jednak nie potrafiłem i nawet teraz walczyłem z obrazem rozkoszy na twarzy Syriusza, jakby ten widok wypalił się w moim umyśle i teraz mnie prześladował.
- O czym tak myślisz? - wystraszyłem się tego znajomego, ukochanego głosu, który wyrwał mnie z zamyślenia rozbrzmiewając zaraz przy moim uchu. Omal nie pisnąłem, a wtedy na pewno miałbym się czego wstydzić. Nie mówiąc o tym, że zwróciłbym na siebie uwagę wszystkich uczniów.
- O... O niczym. - zawahałem się i potarłem szybko ucho, które on połaskotał oddechem.
- To niepodobne do ciebie, tak się rozpraszać na zajęciach. - chyba dobrze się bawił przyglądając się mojemu zawstydzeniu.
- Cóż, w przeciwieństwie do ciebie, ja mogę pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. - mruknąłem odpowiadając atakiem na jego docinki. - Przeczytałem tę lekcję z podręcznika i wiem na czym polega hodowla tego śmierdzącego paskudztwa. - temat dzisiejszych zajęć czuć było tak wyraźnie, że musiałem stać w oddaleniu od krzewów jeśli chciałem utrzymać w żołądku dzisiejsze śniadania.
- Kąśliwa uwaga, mój wilczku. - Syri pokręcił głową i pogroził mi palcem. - Nie ładnie tak mówić do swojego chłopaka. Powinieneś okazywać mi miłość, a nie lekceważenie.
- Więc może wolałbyś usłyszeć, że właśnie myślałem o innym mężczyźnie? - uśmiechnąłem się pod nosem widząc jego minę. Wydawało mi się, że światło przygasło, a na twarz Syriusza padł cień, kiedy marszczył brwi patrząc na mnie ostrzegawczo, jak bestia na wyjątkowo uciążliwego króliczka, którego należy czym prędzej zjeść.
- Jestem psem, Remusie, a pies może zdziczeć i zamienić się w wilka. - postrzegł nie odrywając ode mnie spojrzenia. Dziwne, ale czułem rosnące między nami napięcie, atmosfera stawała się gęsta, nabierała ciemnych barw i z tego też powodu podejrzanie mi się podobała. To, jak patrzył na mnie Black, to że sam go prowokowałem – wszystko było dziwnie podniecające. Może właśnie przechodziliśmy z fazy słodyczy do wojny testosteronu?
- Nie wierzę, że taki salonowy pudelek, jak ty, może być niebezpieczny. - upewniłem się, że nauczycielka nie słyszy naszych szeptów i nie zwróciły one uwagi żadnego innego ucznia. Byliśmy całkowicie bezpieczni.
- Pudel?! - Syri naburmuszył się i mógłbym przysiąc, że zjeżyły mu się włoski na karku, jakby planował mnie zaatakować. - Pudel?! Serio?! Dorwę cię dzisiaj i udowodnię ci, że jestem bestią. Nawet twój wilk mi się podda. Wyczuje we mnie alfę.
- Czy ty mi grozisz?
- Nie, Remusie. Ja ci to obiecuję, a to różnica. - wyglądał groźnie i niesamowicie mi się przy tym podobał. - Zdominuję cię do tego stopnia, że będziesz mi posłuszny nawet po przemianie. Twój wilkołak będzie się płaszczył przede mną. - nie wiem czy w to wierzył, ale mówił z takim przekonaniem, że poczułem przyjemne dreszcze na całym ciele.
Musieliśmy przerwać na chwilę nasze słowne starcie, gdyż Sprout właśnie prowadziła naszą grupę dalej. Zatkałem nos i oddychałem ustami, kiedy przechodziłem koło śmierdzącej rośliny. Cieszyłem się, że możemy przejść do odrobinę mniej cuchnącej, która rosła w głębi cieplarni. Ponownie przystanąłem w bezpiecznej odległości i starałem się słuchać, co ma mi do powiedzenia nauczycielka. Wszystko to już wiedziałem, ale była to wyjątkowa sytuacja. Sam nie wiem, co mnie podkusiło by przeczytać wcześniej podręcznik, ale teraz mogłem przynajmniej oddać się przyjemniejszym zajęciom. Ot, chociażby wspominaniem przyjemnych nocy z Syriuszem.
- Znowu to robisz. - tym razem Syri pocałował mnie w kark. - Znowu odpływasz gdzieś myślami. Powiedz mi gdzie.
- Już ci mówiłem, do innego. - naprawdę chciałem go rozdrażnić. Słodki Syriusz był rozkoszny, ale teraz zakosztowałem także w Blacku zazdrosnym, złym, zachłannym. Moje zmysły szalały na myśl o wściekłym Syriuszu, który swoją złość stara się rozładować pieszczotami, zdecydowanymi pocałunkami, niemal brutalnym dotykiem. Czyżby moja wewnętrzna bestia dopiero dojrzewała do miłości bardziej namiętnej i stęsknionej? Nigdy nie sądziłem, że zrezygnuję ze słodyczy na rzecz pasji, a teraz wyraźnie tego szukałem.
- Więc wybiję ci to z głowy. - syknął mi do ucha i rzucił szybkie spojrzenie w kierunku nauczycielki, która właśnie pochylała się nad śmierdzącą rośliną o jadowicie zielonych liściach i boleśnie żółtych płatkach. Złapał mnie za rękę i odciągnął na bok w jedną z alejek. Mieliśmy szczęście, że znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie w pobliżu rosły drzewa, bo ukryci za ich osłoną przylgnęliśmy do siebie jak stęsknione małolaty. Syriusz przyszpilił mnie do pnia i całował gwałtownie. Jego dłonie wsunięte w moje włosy przyciągały mnie blisko, a palce zaplątały w przydługie włosy, które ostatnio i tak skróciłem do linii ramion. Byłem z siebie dumny, gdyż na mojej twarzy zaczął już pojawiać się nieśmiały meszek zarostu. Syriusz wyglądał za to wyjątkowo groźnie, kiedy jego długie, czarne włosy rozsypały się niczym kurtyna. Złapałem w dłoń całą garść i pociągnąłem odsuwając od siebie chłopaka by złapać oddech. Jego brwi marszczyły się, oczy lśniły zabójczo, jakby ich kolor nagle stał się niebieski zamiast szarawego. Był wysoki, ale ja również załapałem tego bakcyla i teraz nasza różnica wzrostu mogła wynosić zaledwie trzy centymetry. Że też wcześniej nie zwróciłem na to uwagi! Jakby cała ta sytuacja była dla mnie jeszcze za mało podniecająca, Syriusz zaspał dzisiaj i nie zdążył się ogolić toteż na jego policzkach widać było ciemny, ostry zarost. Nie mogłem się powstrzymać. Polizałem jego szczękę przyciągając go bliżej siebie. Z jakiegoś powodu byłem dziś naprawdę świadom swojej seksualności i wszystko wydawało mi się stymulujące.
- Więc, panie bestia? Czyżby zmiękły ci kolana po jednym pocałunku i nie możesz wykrzesać z siebie nic więcej? - drażniłem się z nim sunąc palcami po twardych włoskach pokrywających jego szczękę.
Syri odrzucił do tyłu włosy, które niepotrzebnie zsunęły się z ramion na jego pierś i zadbał by pozostały na plecach przynajmniej przez chwilę. Następnie złapał mnie mocno za uda i podsadził. Objąłem go nogami w pasie i rzuciłem szybkie spojrzenie w bok by upewnić się, że nikt nas nie obserwuje. Skupiłem się na wyłapywaniu dźwięków i z zadowoleniem stwierdziłem, że Sprout nadal prowadziła swój wykład i nikomu nie przyszło do głowy by oglądać się za siebie i szukać dwóch zaginionych uczniów.
- Chcesz to zrobić tutaj, ty perwersyjny wilkołaku? - zamruczał w moje usta, kiedy oblizując wargi prowokacyjnie zbliżyłem swoją twarz do jego.
- Nie planuję męczyć się ze wstrzymywaniem jęków. - stałem się nagle bardzo odważny. - W cieplarni jest pełno ludzi, więc nie przesadzaj. Na to przyjdzie jeszcze czas. - wpiłem się w jego usta całując go zachłannie. Syriusz chyba specjalnie poruszył się w taki sposób, że moje krocze otarło się o jego brzuch. To było niebezpieczne. Wsunąłem język w jego usta pieszcząc je najlepiej jak umiałem, objąłem go za szyję bawiąc się długimi, miękkimi włosami, o które tak dbał.
Mój umysł znowu płatał mi figle bo oto zacząłem wyobrażać sobie, że w tej samej pozycji będziemy kiedyś stać w progu naszego wspólnego domu i całując się niecierpliwie będziemy próbowali zdjąć z siebie ubrania, kochać się. Już widziałem przystojną, chociaż odrobinę starszą twarz Syriusza, jego błyszczące podnieceniem oczy, słyszałem nierówny oddech, chrapliwie wypowiadane słowa. Syriusz był zawsze seksowny, ale kiedy się podniecił potrafił doprowadzić mnie do prawdziwego szaleństwa. Jego zarumieniona, spocona twarz, zmęczone ciało, gardło odmawiające posłuszeństwa po zbyt długiej serii jęknięć i westchnień, ściśnięte pragnieniem i rozkoszą. Byłem na granicy podniety, kiedy oderwaliśmy się od siebie i zszedłem z jego ciała czując, że moja kolana są miękkie, a ciało spragnione bliskości.
- Mamy jeszcze trzy lekcje. - jęknąłem wyglądając pewnie na desperata. Poprawiałem włosy, które Syri doprowadził do stanu nienadającego się do pokazania innym.
- Mogę pogadać z Victorem i wtedy zyskamy okazję...
- Nie. - rzuciłem zazdrośnie. - Nie chcę żebyś go prosił o cokolwiek, nie chcę żeby widział, jak wyglądasz kiedy jesteś niezaspokojony. Wytrzymam te trzy lekcje, a później zaszyjemy się w jakimś zacisznym miejscu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi i wtedy udowodnisz, że nie kłamałeś, a twoje groźby, czy obietnice były szczere. Mój wilk czeka aż go zdominujesz. - zamruczałem i przygryzając wargę w sposób, który uznałem za kuszący, wyminąłem chłopaka wracając na swoje stanowisko za resztą mojej grupy, która nadal poznawała tajniki śmierdzących roślin Sprout.

niedziela, 10 listopada 2013

Znaki

21 września
- Jestem głodny. - mruknąłem patrząc z utęsknieniem na czekoladę schowaną w szufladzie mojej nocnej szafki. Była ostatnią jaką jeszcze miałem i jej zjedzenie oznaczałoby brak łakoci do dnia uzupełnienia zapasów, a więc aż do kolejnej wizyty w Hogsmeade. Dwa tygodnie bez czekolady?! Nie, to było dla mnie niemożliwe do wytrzymania, a już same myśli o przymusowej diecie doprowadzały mnie do pasji.
- Przecież idziemy na obiad. - Syriusz spojrzał na mnie pytająco, kiedy przepchnął głowę przez otwór swetra, który właśnie zakładał. Zmarzł trochę w samej koszulce z długim rękawem, więc teraz planował opatulić się ciepłem wełnianego swetra, który swoim niebieskawym kolorem podkreślał kolor oczu chłopaka.
- Ja nie mówię o zwyczajnym, słonym obiedzie. - mruknąłem z bólem serca zamykając szufladę z nietkniętą czekoladą w środku. Miałem brzydki nawyk zjadania całej tabliczki lub przynajmniej jej połowy, kiedy już zacząłem jeść. - Chcę słodkiego. Nie masz przypadkiem czegoś dobrego?
- Poza moim wyśmienitym chłopakiem, który jest jedyną słodyczą, jaką uwielbiam? - Black uśmiechnął się do mnie czarująco, a widząc moją sceptyczną minę wzruszył ramionami – Nie, nie mam nic, co nadawałoby się dla kogoś takiego jak ty. Mam tylko jakieś tam cukierki owocowe i nic więcej.
Skrzywiłem się. Nie, nie miałem ochoty na owocowe landryny, nawet jeśli miały w sobie zdrowy sok owocowy z witaminami. Mój organizm domagał się czekolady, nawet jeśli miałem przypłacić to większym zwałkiem tłuszczu. Przecież wolałem być odrobinę pulchniejszy niż przerażająco chudy! Z dwojga złego większy sentyment miałem do ciała, niż do twardych kości, które później Syriusz musiałby pieścić.
- Peter, masz może...
- Zapomnij! - chłopak spojrzał na mnie robiąc wielkie oczy i protekcjonalnie zasłonił całym sobą swoją nocną szafkę. - Nie pożyczam nikomu słodyczy i nie oddaję ich za darmo. Zresztą, za pieniądze też ich nie dam! Jeszcze mi nie oddałeś jednej czekolady z tamtego roku. - przypomniał mi wymownie, co sprawiło, że westchnąłem odczuwając ponurą atmosferę chwili.
- Oddam ci ją, słowo. Po Hogsmeade na pewno będziesz miał czekoladę. - nie chciałem mieć dłużej długu u niego, a faktycznie zapomniałem o tym, że przed końcem roku wyżebrałem od przyjaciela małego, mlecznego łakocia. Niemniej jednak, Peter robił się chyba bezczelny skoro potrafił przypomnieć mi o tym długu. Dawniej nigdy nie odważyłby się powiedzieć ni słowa. Wydało mi się to podejrzane, ale zignorowałem te podszepty mojej podświadomości. To, że brakowało mi czekolady we krwi nie było jeszcze powodem by tracić zaufanie względem przyjaciół. Tym bardziej, kiedy mieli rację wypominając mi moje zapominalstwo.
Musiałem przetrwać bez czekolady, więc zniechęcony powlokłem się za chłopakami do Wielkiej Sali. Przyjemne zapachy pieczeni i grillowanego kurczaka rozchodziły się po korytarzu, więc ślina zaczęła gromadzić mi się w ustach. Może i byłem głody słodyczy, ale nie pogardziłbym także konkretnym posiłkiem, który już na mnie czekał.
Brakowało mi Shevy, który rzuciłby teraz jakimś zabawnym, szczerym komentarzem. Na pewno wyraziłby swoje zdanie na temat dzisiejszego obiadu, mojego niedopieszczonego podniebienia, a nawet pozwoliłby się nam pośmiać z kilku innych rzeczy. Dziwne, ale nawet patrzenie na to, jak Sheva je było bardzo interesujące, a teraz musiałem zaspokoić się byle wspomnieniami. Cóż, powiedzieć, że za nim tęskniłem to stanowczo za mało! Ja bez niego umierałem! Nawet obiadu nie potrafiłem zjeść jak człowiek, kiedy jego nie było obok. Po trzech tygodniach wcale nie było mi bez niego łatwiej.
- Jestem śpiący, padnę twarzą w talerz. - skwitowałem swój stan. Byłem dziś wyjątkowo rozgadany.
- Padaj, ja jestem za. Właśnie zbliża się do nas pani Potterowa, więc padnij tak żeby dużo rozchlapać. Może się od nas odczepi. - Syriusz nadrabiał swoją niechęcią brak naszego zielonookiego przyjaciela.
James chyba chciał nam zrobić na złość, bo specjalnie zajął wcześniej krzesło obok siebie dla rudej, która denerwowała każdego poza Peterem i Jamesem. Bez Shevy było pół na pół.
- Żeby się tak udławiła. - mruknął cicho Syri i nałożył mi na talerz grillowaną nogę kurczaka nawet nie pytając, czy mam na nią ochotę. Miałem, więc wybaczyłem mu tę samowolkę. Zresztą, sam również wypełnił swój talerz mięsem i odrobiną warzyw.
Ignorując jak tylko się da obecność Lisicy, skubałem swoje mięso i musiałem przyznać, że smakowało naprawdę znakomicie mimo niemiłego towarzystwa przy stole.
Pozbyłem się szybko mięsa, sałatki i odrobiny ryżu, a następnie dołożyłem sobie jeszcze kawałek pieczeni i dopiero całkowicie pełny pozwoliłem sobie odsunąć krzesło od stołu. Syriusz również podniósł się mając jeszcze usta pełne roladki nadziewanej warzywami. Wyglądał zabawnie, kiedy usiłował szybko pogryźć i przełknąć. Na stojąco dopił też swój sok i był gotowy by towarzyszyć mi w drodze do Pokoju Wspólnego, czy też sypialni – w zależności od tego, na co miałbym ochotę. Nie musiałem pytać, bo wiedziałem, że tak właśnie było.
- To my się rozpływamy żeby wam nie przeszkadzać. Czujcie się jak na randce. - mruknąłem z wymuszonym uśmiechem i pchając przed sobą Blacka opuściłem Wielką Salę. - Nie lubię jej i nie chcę na nią patrzeć. Znajdziemy sobie jakieś zajęcie, a oni niech robią, co chcą.
- Mam nawet takie jedno małe, relaksujące zajęcie dla nas. - Syri uśmiechnął się. Złapał mnie za rękę, kiedy tylko ryzyko bycia widzianym zmalało.
- Mmm, naprawdę? Więc słucham, co takiego ciekawego masz mi do zaproponowania? - dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, ale nie mogłem się powstrzymać.
Black uśmiechnął się przymilnie i pchnął mnie na ścianę przy okazji upewniając się, że nikt nie może nas zobaczyć. Przysunął się do mnie bardzo blisko, pochylił i polizał moje wargi zachęcająco. Tak, to był całkiem dobry pomysł na spędzenie kilku chwil z daleka od problemów za to blisko siebie. Wysuwając swój własny język polizałem jego, co wydawało się zaczątkiem wojny. I rzeczywiście coś w tym było, bo Syri odpowiedział na atak atakiem. Przepychaliśmy się przez chwilę językami, a w końcu doszliśmy do jako takiego porozumienia i łaskawie udostępniłem chłopakowi swoje usta. Pocałunek był bardzo przyjemny, słodki na swój eteryczny sposób, może nawet smaczniejszy niż czekolada, na którą miałem ochotę.
Objąłem Syriusza w pasie, złapałem za pośladki i rozkoszowałem się swoją chwilową dominacją. On w tym czasie napierał swoim kroczem na moje, a jego dłonie delikatnie pieściły moją szyję i uszy. Byłem dumnym wilkiem, ale w tej chwili mogłem być nawet kochanym szczeniakiem byleby Syri mnie rozpieszczał. Potrzebowałem jego dłoni, ust, a nawet tego niedobrego kolana, które chyba nieświadomie wpychał między moje uda. Musiałem ścisnąć mocno jego pośladki by na chwilę oprzytomniał i dał sobie spokój z atakiem.
- Nie za daleko się pan posuwa, panie Black? Wczoraj się pan trochę wyżył, więc proszę dać mi trochę czasu na odpoczynek. Chyba, że planuje pan oddać się w moje ręce. - specjalnie naparłem palcami na rowek między jego pośladkami i zamruczałem. Trochę zesztywniał, ale raczej nie miało to nic wspólnego z faktem, że wspominam o zamianie ról. Prawdę mówiąc Syri nie miałby chyba nic przeciwko, gdybym bardzo chciał go kochać zamiast odbierać pieszczoty.
- Więc może zaszyjemy się w naszym pokoiku i...
Musiał ode mnie odskoczyć, gdyż usłyszeliśmy na korytarzu, zaraz za zakrętem, głosy trzech rozmawiających ze sobą osób. Syriusz rumiany na twarzy ruszył przed siebie w stronę schodów prowadzących do dormitoriów, zaś ja dogoniłem go szybko.
- Czasami przydałaby się nam Peleryna Niewidka na zawołanie. - rzucił markotny. - Pokój Życzeń to miejsce równie niebezpieczne, co nasza sypialnia. Nigdy nie wiemy, kto wejdzie do środka, a w łazience prefektów brakuje wygodnego łóżka. Musimy ustalić z chłopakami jakieś znaki, które będziemy wieszać, czy rysować na drzwiach, kiedy nie wolno wchodzić do środka. Wtedy nie będziemy się musieli martwić ewentualnym najazdem w czasie pieszczot. - Ten pomysł wcale nie był taki zły, więc postanowiłem pomyśleć nad nim na poważnie. Gdybyśmy ustalili znaki, wtedy mielibyśmy pełną swobodę dobierania się do siebie. Mógłbym całować Syriusza, kiedy i jak chcę, mógłbym go pieścić, oddawać siebie w jego władanie. Skusiłbym się nawet na jęczenie i wzdychanie, gdyby nic nam nie zagrażało. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Przecież wystarczyło ustalić sekwencję znaków! Postanowiłem naradzić się z przyjaciółmi, kiedy tylko wszyscy razem przysiądziemy w pokoju i będziemy mieli chwilę na szczerą rozmowę. Przecież każdy z nas musiał dobrze zapamiętać wybrane znaki! A nie mogły być zbyt dosłowne, bo tylko nasza czwórka miała rozumieć ich znaczenie.
- Jesteś geniuszem, mój słodki. - powiedziałem do niego z uśmiechem. - Ustalimy znaki i będziemy ich przestrzegać, a wtedy nie będę musiał nasłuchiwać na korytarzach, kiedy ty odbierasz mi zmysły.
Syri uśmiechnął się tylko do mnie i mrugnął zalotnie, a jego dłoń otarła się o moją.

środa, 6 listopada 2013

Halloween Special III/2013 (end)

Aaron odetchnął głęboko, kiedy wytarł dokładnie ręce i swoje ciało, zaś papierowe serwetki odrzucił byle gdzie. Czuł się w prawdzie mało komfortowo, ale nie robił z tego niepotrzebnej afery, gdyż przyjaźnił się z Cyrillem od lat, toteż był mu winny tę małą przysługę, a chłopak i tak nie będzie pamiętał, co się z nim działo podczas imprezy. W razie czego Shevę się zastraszy i całe to wydarzenie odejdzie w niepamięć. Spojrzał na przyjaciela odwracając się w jego stronę i wbił mu palce w łydkę.
- Nie śpij! - warknął do budzącego się gwałtownie chłopaka. - Wychodzimy! - rozkazał stając na czworakach i zaklął siadając szybko. Zasunął rozporek przeklinając samego siebie. Jak mógł o tym zapomnieć? Dopiero stanowiłby atrakcję, gdyby wyskoczył spod stołku ze wszystkim na wierzchu. - Fuck! - syknął ponownie i złapał wyczołgującego się powoli na zewnątrz Cyrille'a. - Czekaj! - wciągnął go z powrotem. - Rajstopy! Najpierw popraw te cholerne rajtki! - upominał pijanego rudzielca, który z zamkniętymi oczyma wykonał polecenie. Wprawdzie niezbyt porządnie, ale przynajmniej nie miał już rajstop w kolanach, a resztę zasłoni sukienka, kiedy wydostaną się z tego więzienia. - Dobra, idź już. - wyraził wielkodusznie zgodę i podążając za przyjacielem wyszedł na świeże powietrze. Teraz dopiero uzmysłowił sobie, że pod stołami było trochę duszno, kiedy się świntuszyło.
- I jak? - zapytał na wstępnie Sheva, który pomógł Szerszeniowi podnieść się z ziemi.
Aaron spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem i odrazą.
- Chcesz żebym ci opowiadał coś takiego ze szczegółami?! - Aaron wyglądał jakby miał zamiar zabić Ukraińca na miejscu.
- Nie o to mi chodziło, idioto! - blondyn skrzywił się pukając wymownie w czoło. - Czy udało ci się go uspokoić. Nie interesują mnie szczegóły twojego macania, czy cokolwiek tam robiłeś. Jestem gejem, ale nie zboczeńcem.
- Mów co chcesz. - Mroczny wzruszył ramionami. - Nic mu już nie sterczy, więc chyba jest dobrze. - nie zdołał powiedzieć nic więcej, bo oto Cyrille uwiesił się na jego ramieniu ciągnąć go w stronę parkietu.
- Chodź ze mną potańczyć! - jęczał chłopaczek.
- Gorzej się czujesz? - Aaron zarzucił na głowę kaptur wilka. - Mam pląsać przy tym czymś? Czy ja ci wyglądam na nastolatkę w różach? Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie tak bliskimi, dobra? Zabić się za ciebie nie dam. Weź sobie Shevę, może on z tobą popląsa. - wolał nie patrzeć nawet na kolegę, który zapewne właśnie zabijał go wzrokiem na tysiące najbardziej bolesnych sposobów.
Aaron uwolnił się od trzymających jego ramię drobnych dłoni rudzielca i nałożył sobie na talerzyk najbardziej niezdrowych i najsmaczniejszych rzeczy, na kolejny napchał wszystkich możliwych ciast i rozsiadając się na krześle przy stole zaczął jeść ignorując wszystko i wszystkich. Sheva wziął z niego przykład, ale pijany Cyrille nie był skłonny dać spokój temu złemu wilkowi. Wpakował się na kolana chłopaka ziewając przeciągle, jakby był dzieckiem, które dziennie powinno przesypiać dobre dwadzieścia godzin. Nie baczył nawet na niezadowolone pomruki mrocznego, który musiał przerwać wpychanie mięsa do ust. Szerszeń nie dał się także zrzucić, ale ułożył głowę na piersi przyjaciela i zamknął oczy uśmiechnięty.
- Mm, pachnie szaszłykiem. - mruknął oblizując się i po chwili zachrapał cicho uśpiony działaniem alkoholu i przyjemności, jakiej doświadczył, a która go trochę zmęczyła.
Żywy fotel zaklął w każdym znanym sobie języku i spojrzał niezadowolony i chyba nawet trochę rumiany na pastereczkę. Nawet jeśli troszczył się o Szerszenia jak o brata, to nie był typem pluszowego miśka do przytulania.
- Ile procent miał ten alkohol? - warknął na śmiejącego się pod nosem Shevę, który był prowodyrem całej tej kabały. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna żyło im się tak normalnie i nudno, a teraz wszystko było nie tak jak powinno. Andrew Sheva był jednym wielkim chodzącym nieszczęściem i klątwą, która dopadła akurat tą dwójkę zupełnie od siebie różnych chłopaków, którzy szanowali się, lubili i znali całkiem dobrze, ale nic poza tym.
- 20%, nie więcej. To niemal woda, więc nie rozumiem dlaczego tak go trafiło. Nawet jeśli pił po raz pierwszy to powinien zachowywać się rozsądniej.
- Może jest za niski na takie trunki i powinien zostać przy sokach?
- Na całe życie? - Sheva pokręcił głową by ukryć uśmiech, jaki pojawił mu się na twarzy, kiedy Szerszeń potarł policzkiem o pierś Aarona. Wcześniej Ukrainiec mógł mieć pewne wątpliwości, co do tego, czy zabawa w swatkę ma jakikolwiek sens, ale teraz nie wątpił, że ta wyjątkowa dwójka ma szansę się ze sobą związać. Jasne, nie będzie łatwo skoro obaj uważają się za heteroseksualnych, ale jeśli rozegrać to z głową to może coś z tego wyjdzie? Cyrille był przecież wielkim maniakiem bohaterów, a Aaron był dla niego takim właśnie herosem. W takiej sytuacji wystarczyło kilka razy obronić rudzielca, zaprezentować mu przy tym siłę, pewność siebie i ukrywaną słodycz Mrocznego, które Szerszeń w prawdzie znał, ale nie patrzył na nie z odpowiedniej strony. O wiele trudniej będzie zainteresować Mrocznego Szerszeniem. Tutaj nie wystarczy wrodzona słodycz, czy niewinność. Przecież przy tym dzieciaku każdy czułby się zboczeńcem. Czy w takiej sytuacji możliwym było zrealizowanie niecnego planu Shevy?
- No, ale bez takich! - wilczek odłożył pusty talerz na stolik i kiwnął na serwetki chcąc by Andrew mu je podał. - On się ślini! Fuj! To już przesada. Niech wpakuje kciuka w gębę, ale niech ślina mu nie ścieka z kącika ust na moją pierś. Czy ja wyglądam jak śliniak? - taaak, bardzo trudno będzie rozkochać Aarona w jego przyjacielu.
Mroczny wytarł się i podłożył świeże serwetki pod policzek i usta kolegi po czym gestem poprosił o podanie sobie talerza z łakociami. Zaczął objadać się, co było zadziwiające biorąc pod uwagę, że zupełnie nie było po nim widać tego, jak wiele je, a żołądek miał bez dna.
Koniec obfitego posiłku jak zawsze oznaczał koniec imprezy dla Aarona, a w tym wypadku Sheva zgadzał się z nim całkowicie. Jeśli jeszcze chociaż przez chwilę zostanie w tej barwnej sali balowej wypełnionej okropną muzyką dla mięczaków oraz pustogłowych dziewczynek, nie wytrzyma i oszaleje, albo zwymiotuje. Nie ważne, że lubił Szerszenia. Chłopaczek miał okropny gust i to należało szybko zmienić.
Mroczny nie był zachwycony, ale wziął na ręce swoją pastereczkę, której i tak nie dało się dobudzić i starając się trzymać w cieniu, by nikt ich nie zauważył, przemykał między stołami do samych drzwi. Sheva podążał za nim by wybiec na korytarz i odetchnąć jego chłodnym powietrzem. Nie zwlekając oddalili się od źródła denerwujących dźwięków.
- Nie mogę uwierzyć, że mój chłopak się tutaj uczył. - Andrew mruknął bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, chociaż miał świadomość, że Mroczny słucha go uważnie. - Może dawniej muzyka była inna, a zabawy lepsze? Muszę go zapytać przy najbliższej okazji, bo mnie to zabije. Może i jestem okropny, ale nawet tak głupie szczegóły robią mi różnicę.
- I słusznie. Cyrille jest jak taki wioskowy głupek, więc jemu można wybaczyć wszystko, ale jest jedyną taką osobą. Cała reszta nie może liczyć na zbawienie.
- Jesteś typem tatuśka, wiesz o tym? - Andrew chyba powinien czasami trzymać język za zębami, gdyż Mroczny wyglądał, jakby planował rzucić w niego śpiącym w jego ramionach Szerszeniem. - Czekaj, czekaj! Chodzi mi o to, że się troszczysz o innych, chociaż starasz się to ukryć, dobra? - chyba wcale nie pomogło. - Dobra, zapomnij! Nic nie mówiłem, a ty byłbyś koszmarnym ojcem.
- Mistrz pochlebstw się odezwał. - Aaron roześmiał się nagle, a Sheva poszedł w jego ślady. Obaj byli siebie warci. Zresztą, Cyrille też pasował jak ulał do tej grupki. W końcu tylko ktoś taki mógł upić się kilkoma łykami słodkiego trunku, podniecić się jego działaniem, a później zasnąć jak dziecko w ramionach matki.
Ta dwójka na pewno idealnie pasowałaby do Hogwartu i osób, które Sheva tam zostawił, do tych, które kończąc edukację ruszyły dalej w świat. Tak, Aaron i Cyrille na pewno odnaleźliby się jakoś w tej szalonej, dziwnej ekipie. Nie ważne, że pod niektórymi względami różnili się od jego najlepszych przyjaciół, gdyż razem stanowiliby ekipę nie do zdarcia, byliby postrachem szkoły. Może właśnie dlatego blondyn chciał by jego nowi koledzy zostali parą? By byli namiastką pozostawionej daleko w tyle przeszłości? Przez tyle lat był otoczony czułością i miłością Remusa i Syriusza, że teraz nie potrafił znieść braku wszystkich tych małych buziaków, odgłosów, jakie wydawali śpiąc razem, a nawet tych spojrzeń, jakie sobie rzucali.
Spojrzał na śpiącego, śliniącego się nadal Cyrille'a i poważnego w tej chwili Aarona, który niósł przyjaciela bez najmniejszego problemu, jakby drobny rudzielec nie ważył nic. Lubił ich. Nawet bardzo ich lubił i chciał by stali mu się jeszcze bliżsi niż dotychczas. Może nie mogli jeszcze równać się z tymi, którzy zostali w Hogwarcie, ale teraz to oni są jego życiem.
- Czego ryczysz? - Mroczny zmarszczył brwi patrząc na Ukraińca pytająco.
- Sorry, wybacz, sam nie wiem. - Sheva otarł pospiesznie oczy. - Po prostu tak nagle mnie naszło.
- To mi się trafiło szalone święto, nie ma co. - westchnął ciężko chłopak i lekko popchnął ramieniem idącego obok blondyna. - Wyobraź sobie minę tej śpiącej królewny, kiedy jutro powiem jej co się działo, a na pewno zapomnisz o łzach. - na przystojnej twarzy pojawił się diabelski uśmiech. Wprawdzie planował zachować wszystko w tajemnicy, ale teraz już mu na tym nie zależało. Niech się Cyrille trochę powstydzi.

niedziela, 3 listopada 2013

Halloween Special II/2013

Sheva miał ochotę zatrzymać się w pół kroku, kiedy usłyszał dochodzącą z sali balowej muzykę. Niedawny uśmiech zupełnie znikł z jego twarzy zastąpiony niezadowolonym zmarszczeniem brwi.
- Witaj w naszym świecie. - Aaron uśmiechnął się z wyraźną wyższością i dziwną satysfakcją wyzierającą z jego niebieskich oczu. - Oto Halloween w Beauxbatons.
- Pop? - niedawny entuzjazm blondyna ulatywał z niego w zatrważającym tempie. - Podczas Halloween słuchacie muzyki pop? W dodatku miłosnych wyjców? - zadrżał na całym ciele. - Taak, to z pewnością przerażające.
- A czego się spodziewałeś? Ta szkoła jest po brzegi wypełniona delikatnymi, wypieszczonymi laskami, które uważają, że prawdziwy wampir to otoczony brokatem świecidup. Dla pocieszenia powiem tylko, że jedzenie jest wyjątkowo dobre i dla ciebie pewnie bardziej jadalne, niż zazwyczaj. Możesz brać co chcesz i nie musisz trzymać się żadnych zasad kolejności, czy smaku. - to naprawdę było pocieszające, gdyż Sheva już tęsknił za słonymi śniadaniami zamiast codziennych słodkości, za całkowicie pozbawionymi etykiety i kolejności obiadami, gdzie każdy jadł co i kiedy chciał. - Ja pojawiam się na tych durnych imprezach dla różowych nastolatek tylko z powodu żarcia.
- To ja lecę na parkiet! - zawołał entuzjastycznie Cyrille, który po alkoholu nabrał rumieńców i teraz miał ochotę szaleć do rana, a już teraz kiwał się w rytm koszmarnej muzyki jakiegoś boysbandu. Przynajmniej jemu te klimaty w pełni odpowiadały, co było zadziwiające zważywszy na fakt, jak różne były gusta dwójki przyjaciół. Hogwart był pod tym względem bardziej jednolity, ale i łatwiejszy do pogodzenia. Dziwne, że blondyn nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi.
- Nigdzie nie lecisz. - Mroczny złapał pastereczkę za kołnierz i powstrzymał przed rzuceniem się w wir zabawy. Ciągnąc Szerszenia za sobą do stołu, dał znak owieczce by podążała za nim. Wybrał ciemny kącik, gdzie najwidoczniej zawsze urządzali się wygodnie z Cyrillem, i posadził chłopaka na krześle wciskając w drobne ręce talerzyk z tartą kapuścianą. - Zjesz i możesz iść. Nie będę później odpowiadał za to, że odrobina szaleństwa wywoła u ciebie odruch wymiotny. I przestań się tak kręcić!
Pasterka wiła się, bowiem na krześle zakładając nogę na nogę by uciskać w ten sposób krocze, które najwidoczniej nadal było dziwnie wrażliwe i dokuczało rudzielcowi.
- Ale to swędzi, kiedy nic nie robię! - padło nadąsane wyjaśnienie.
Aaron spojrzał pytająco na Shevę, który odpowiedział mu tym samym by po chwili zrozumieć, o co chodziło.
- Chyba oszalałeś! - warknął urażony do chłopaka w stroju wilka. - Nie jestem durniem i kryminalistą! Zresztą, sam otwierałeś butelkę, była zabezpieczona!
- Wiem o tym, ale sam widzisz, że nie wszystko z nim w porządku!
W tym czasie Cyrille zjadł i napił się soku, po który sam sięgnął. Jego ciało było w coraz gorszym stanie, gdyż teraz już nie tylko swędziało, ale i zaczęło reagować na podniesiony głos Aarona. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Rudzielec złapał za wyjątkowo dużą, wypchaną pluszem łapę wilka i pociągnął jak dziecko ojca chcąc namówić go na nową zabawkę. Początkowo został zignorowany, ale kiedy pociąganie stało się zdecydowanie namolniejsze Aaron odwrócił się do czerwonego na twarzy, zawstydzonego chłopaka.
- Szlag by to trafił! Więcej nie pijesz ani kropli alkoholu. - przetarł dłonią twarz i spojrzał ostro na Shevę, który wzruszył ramionami nie przyznając się do żadnej winy. - Zabieram go...
- Pod stół. - wszedł mu w słowo blondyn. - Zwrócicie na siebie uwagę, jeśli zaczniesz go podejrzanie wyprowadzać. Przejdźcie za stoły i władujcie się pod nie. Ja będę udawał, że nawet nie wiem, co tam robicie. - zimne spojrzenie Mrocznego było jeszcze bardziej lodowate. Oj, robiło się nieprzyjemnie i Sheva musiał szybko działać. - Słuchaj, mam w nosie czy jesteście hetero, homo, czy aseksualni, dobra? Chwilowo Cyrille ma problem, a ty znasz go zdecydowanie dłużej niż ja. Chyba nie myślisz, że zdoła sam się masturbować pod tym pieprzonym stołem, co? Przecież mówimy o chłopaku, który poza komiksami świata nie widzi. Człowieku, w tych jego historiach z superbohaterami wszystko kończy się na etapie pocałunku i podejrzewam, że jego zdaniem penis służy tylko do sikania, więc jeśli ty nie weźmiesz tej sprawy w swoje ręce...
- I to, kurwa, dosłownie! - warknął bardzo niekulturalnie Aaron. - Cholera, alkohol powinien obniżać, a nie podnosić libido! Ten dzieciak więcej procentów na oczy nie zobaczy. Chodź. - złapał za ramię swoją pastereczkę i zaciągnął za stoły. Sheva w tym czasie stanął na straży uważnie lustrując pomieszczenie by mieć pewność, że nikt nie zauważy tej dwójki i nie przeszkodzi im w rozwiązywaniu problemu. Cóż, Ukrainiec wiedział doskonale, że alkohol może dopomóc tej dwójce w związku, ale nigdy nie przypuszczał, że jego działanie może mieć takie skutki. Robiło się ciekawie.
Aaron miał na ten temat zupełnie inne zdanie, gdyż do tej pory miał Cyrilla za młodszego brata, który jako jedyny mógł wiedzieć, jak mało mroczny jest w rzeczywistości Mroczny. Los okazał się jednak zdradziecki, gdyż teraz na klęczkach dwójka przyjaciół wchodziła pod stół nakryty wyśmienitym jedzeniem, którym mieli się opychać.
W oczach Szerszenia pojawiły się łzy, kiedy usiał po turecku i patrzył z żalem na swoje pobudzone krocze, które wypychało jego falbaniastą sukienkę. W desperackim odruchu podciągnął nawet wszystkie falbany pod brodę i wyglądał zza nich na swoje sztywne ciało, które musiało boleć krępowane rajstopami.
Mroczny przełknął ciężko ślinę i przysunął się do chłopaka. Kaptur sam zsunął mu się z głowy, kiedy wciskał się pod blat, a teraz odrzucił do tyłu także przeszkadzające mu strasznie łapy wilka.
- Zaufaj mi, wiem co robię. - nie ważne jak głupio to brzmiało, gdyż chłopak nie miał pojęcia, co innego miałby w tej chwili powiedzieć. Zamiast debatować z samym sobą na temat tego, co już i tak opuściło jego usta, mało delikatnie zsunął do kolan rajstopy z drobnego tyłka Cyrilla. Przewrócił oczyma widząc, że chłopak zdołał wcisnąć pod nie bokserki, jakby chciał dzięki temu czuć się bardziej męski mimo kobiecego stroju. „Idiota” pomyślał i przysunął się bardziej. Rozsunął szeroko nogi i objął nimi chłopaka tak, że teraz mogli siedzieć niemal krocze przy kroczu.
Odsłonił nabrzmiały jasny członek przyjaciela, który było widać całkiem wyraźnie nawet w mroku panującym pod stołem. „Tylko nie oskarżaj mnie później o gwałt na twojej dziecięcej duszy” przyszło mu jeszcze do głowy zanim nie objął dłonią gorącego członka. Po raz pierwszy dotykał innego mężczyzny, a podejrzewał, że dla Cyrilla to pierwszy raz, kiedy jego penis miał być pocierany przez kogokolwiek. Dziwne, ale rudzielec naprawdę nigdy nie wydawał się odczuwać fizycznej potrzeby zbliżenia z czymkolwiek, kimkolwiek, nawet ze swoją dłonią.
Szerszeń jęknął cicho, a po jego policzkach popłynęły łzy wielkości pereł. Mroczny przez chwilę obawiał się, że może krzywdzi przyjaciela i już miał zapytać, czy przestać, kiedy chłopak pociągnął nosem i oparł głowę o jego ramię.
- Przyjemnie. - wydyszał zapłakany, a jego ciepły oddech podrażnił wrażliwe ucho Aarona.
Cholera, wszystko wymykało się spod kontroli! Uszy były największą słabością Mrocznego, który potrafił poczuć przyjemność nawet wtedy, kiedy płatek podrażnił owad, czy gałąź drzewa, a co dopiero oddech pastereczki, którą właśnie dotykał.
- Cyrille, odsuń się trochę.
- Nie... nie mogę. - głos rudzielca sprawił, że Mroczny poczuł się jeszcze gorzej. Teraz walczył ze swoim własnym ciałem i dłonią stymulował dziewiczy członek Szerszenia musząc wsłuchiwać się w jego westchnienia i mając świadomość, że ten sztywny organ płonie mu w ręce, a wilgoć wypływa z końcówki nie chcąc eksplodować, ale sącząc się nieubłaganie. Jakby tych tortur było nadal za mało, niewinny, podpity chłopak bezwiednie zaczął kąsać ucho przyjaciela, dla którego było to już przesadą. Bardziej doświadczone ciało również zareagowało gwałtownym sztywnieniem i teraz Aaron czuł się okropnie, kiedy musiał rozpiąć swoje spodnie i drugą ręką podjąć się mało chwalebnego zadania pieszczenia własnej erekcji.
- Zapłacisz mi za to kiedyś, ty mały demonie. - syknął do nieświadomego niczego Cyrille'a, który wzdychał i pojękiwał.
Szerszeń eksplodował nagle, nawet nie przygotowując na to właściciela pomocnej dłoni. Jego nasienie zabrudziło ten drugi, świeżo pobudzony członek, przez co ruchy ręki Aarona były bardziej płynne i drażniąco przyjemne. Przymknięte powieki pozwalały niebieskookiemu wilczkowi rozkoszować się ciemnością i obrazami przesuwającymi się w podświadomości. Dyszenie przy uchu, świadomość rozkoszy w podbrzuszu, bliskość innych osób w tym publicznym miejscu...
W końcu zdołał zadowolić swoje nieposłuszne ciało i odsunął się szybko od Cyrille'a, by ten znowu nie zaczął bawić się jego uchem. Może i dobrze, że był taki pijany po tych kilku łykach, bo na pewno nie będzie pamiętał do czego zmusił Mrocznego swoimi nieczystymi zagraniami i nie zdradzi nikomu czułego miejsca na ciele tego przystojnego, pozornie niedostępnego chłopaka.
- Shevę też kiedyś zabiję. - mruknął szukając po omacku serwetek, które wcześniej Sheva niepostrzeżenie wsunął im pod stół.