środa, 29 października 2014

Nad morze! vol. 1

HAPPY HALLOWEEN, GUYS!

1 sierpnia
Byłem rozdarty! Dosłownie i w przenośni. Po pierwsze, nie chciałem opuszczać rodziców, ale jednocześnie chciałem spędzić część wakacji z chłopakami. Po drugie... rozdarłem spodnie na tyłku schylając się po swoją torbę, kiedy to chciałem zapakować ją wciągnąć do pociągu, którym mieliśmy jechać nad morze. To było takie zawstydzające! Nawet teraz słyszałem głośny śmiech chłopaków, kiedy przebierałem się w sąsiednim, wolnym przedziale. Odgłos prucia był krępujący, ale jeszcze bardziej zarumienił mi policzki fakt, że za mną szedł Syriusz, a mój tyłek rozdarł szwy na samym środku. A więc doszło już do tego, że powinienem schudnąć, bo byłem zbyt wielki na moje ubrania, a przynajmniej spodnie. I jak ja miałem wrócić teraz do chłopaków? Przecież nawet moi rodzice na peronie pokładali się ze śmiechu! Moi rodzeni rodzice! Powinni podbiec, zasłonić mnie, pocieszyć! A oni objęci chowali twarze w swoich ramionach i chichrali się w najlepsze!
- To były moje ulubione spodnie! - jęknąłem teraz do siebie i przytuliłem do nich policzek. - Będę musiał was zeszyć, kochane. - nie dałem dotknąć ich nikomu, bo już ja wiem, jak wyglądałoby takie magiczne szycie ich we śmiechu. Skoczyłbym z nierównym szwem zygzakowatym, może nawet kwiatkiem na pośladku. - Bądź dzielny, Remusie. Musisz iść do tego wariatkowa. Może się nie posikają. - mówiłem do siebie dla rozładowania napięcia, które krępowało moje ruchy. Nie lubiłem być w centrum takiego rodzaju zainteresowania.
Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do przedziału, który zajmowałem razem z chłopakami – Syriuszem i Jamesem, jako że Peter nie chciał rozstać się z rodziną. Tak jak podejrzewałem, powitał mnie głośny wybuch wesołości. Remus Lupin, atrakcja wieczoru. Nie dałem im jednak powodu do głośniejszego śmiechu, bo usiadłem urażony na swoim miejscu w kąciku przy drzwiach. Wolałbym to przy oknie, ale nie było sensu skoro już i tak mi je zajęli.
Chichrali się przez dobrych kilkanaście minut zanim zaczęli się uspokajać. Byłem przynajmniej w o tyle lepszej sytuacji, że osły teraz zwijały się z bólu. Dobrze im tak! Śmiać się z biednego Remusa!
- Powinniście sobie wybić jeszcze zęby! - prychnąłem, kiedy znowu parskali śmiechem jęcząc przy tym z bólu. - Jesteście bezczelni! - prychałem dalej, chociaż to nie robiło na nich żadnego wrażenia.
- Ale Remi, to było obłędne!
- Żebyś tylko ty nie skończył jako obłędny, kiedy cię walnę! - rzuciłem w Syriusza zwiniętym w kulkę opakowaniem po czekoladzie, której połowę zabrałem sobie na podróż i teraz zjadłem na poprawienie sobie nastroju. Czekolada nie zadziałała, ale trafiłem Blacka prosto w czoło, więc miałem z tego pewną satysfakcję. - Mam nadzieję, że jakiś ptak podleci zaraz do okna, wypnie się na was i ostrzela kupskami!
- Wcale tak nie myślisz, Remi.
- Myślę! Ależ tak, myślę. Wtedy dopiero będę się śmiał!
- Mściwi się zrobiliśmy, co? - Black przysiadł obok mnie i objął ramionami. Chciałem go odepchnąć, ale chyba nie specjalnie się starałem, bo tylko się zachciał na swoim krześle i przylgnął do mnie, czy też przyciągnął moją głowę do swojej piersi tak, że to ja przylegałem do niego.
- Ja zawsze byłem mściwy, tylko ty o tym nie wiedziałeś! - powiedziałem z przekąsem, bo nadal gniewałem się na niego za te śmiechy. - Chichrasz się! - pchnąłem go przewracając na fotele, z których stoczył się prosto na ziemię. Oczywiście, że się chichrał i nawet nie mógł tego powstrzymać. - Rozdepczę cię robaku!
- Może lepiej nie, bo znowu rozedrzesz kolejne spodnie! - James przyłączył się do docinek. Dwa wredne osły!
- Nie będę z wami siedział! - oświadczyłem chroniąc swoją urażoną dumę i wyszedłem odprowadzany ich śmiechami. Postanowiłem zrobić chyba najgłupszą rzecz, jaką mogłem w tej chwili wymyślić, czyli poszedłem do wagonu restauracyjnego. Nie miałem nawet pieniędzy na coś do jedzenia, ale i tak planowałem napawać się widokiem smakołyków, które były wystawione na widok publiczny. Uciekłem jednak stamtąd zanim ktokolwiek zapytał, co mi podać. Nie chciałem żeby było jasne, że nie mogę sobie pozwolić na łakocie tutaj. Tylko gdzie miałem się teraz podziać? Nie wątpiłem, że mój widok znowu wprawi chłopaków w wesołość, a oni również zdawali sobie z tego sprawę, więc nie wyszli za mną.
Zatrzymałem się o dwa przedziały przed moim, kiedy usłyszałem dochodzący stamtąd tupot. Ktoś miał zamiar szybko wyjść, a ja nie planowałem oberwać czymś w głowę lub zderzyć się z jednym z chłopaków. Tak jak myślałem, najpierw z przedziału wypadł Syriusz. Był wyraźnie przejęty. Czyżby ptaki zaczęły naprawdę bombardować ich kupami?
- Remusie, co za ulga! Bałem się, że obraziłeś się tym razem na dobre! - Syriusz podbiegł do mnie, chociaż stałem stosunkowo niedaleko.
- Czyżby moje spodnie już cię nie bawiły i stąd ta odmiana? - uniosłem brew, a Black zarumienił się. Trafiłem! Temat przestał go śmieszyć, więc nagle sobie przypomniał o uczuciach tego nieszczęsnego Remusa Lupina.
- Remusie, przepraszam. Naprawdę mi przykro, że się śmiałem...
- Nie przepraszaj i nie jest ci przykro. Gdyby to się stało kolejny raz, robiłbyś to samo. Nie jestem łatwowiernym osłem, Syriuszu.
- Tak, wiem. Prze.... Nom, nieważne. Nic nie mówiłem.
- Hej, ja też przepraszam! - James wybiegł z przedziału. Chyba niedokładnie podsłuchiwał, ale to było do przewidzenia. Tym bardziej, że w tym swoim koślawym pośpiechu, nie patrzył pod nogi. Potknął się jak ostatnia oferma na niewielkim progu między przejściem a przedziałem, jego prawa noga została w tyle zahaczając, a reszta ciała wygięła się padając na ziemię z epickim „jeb” i jękiem bólu.
- Au, au, au! Chopaky, chyna zamałem nos! - James podniósł się i spojrzał na nas załzawionymi oczyma. Jego twarz była umazana krwią, okulary w całości, ale nos naprawdę był ustawiony pod dziwnym kątem.
- Nie chyba, stary. - Syriusz podszedł do niego i skrzywił się – Zawsze byłeś brzydki, ale teraz jesteś już zwyczajnie paskudny!
- To go pocieszyłeś! - zbliżyłem się do chłopaków i położyłem dłoń na głowie Syriusza mierzwiąc mu włosy. - Odsuń się, postaram się coś temu zaradzić, ale nie obiecuję sukcesów. Gorzej i tak nie będzie, więc...
James patrzył na mnie błagalnie. Cóż, miło było wiedzieć, że był skłonny powierzyć mi swoją urodę, mimo naszych ostatnich kłótni.
- Będzie bolało, szczypało, piekło jak cholera. - ostrzegłem. - Postaram się nastawić ten kinol, ale resztą musi się zająć ktoś profesjonalny, więc kiedy się zatrzymamy na miejscu, pomyślimy o pomocy. - gadanie mnie uspokajało. Co za osioł wymyślił zakaz używania magii poza szkołą?! - Hmm, albo lepiej skorzystajmy z pomocy kogoś dorosłego! - nagle przyszło olśnienie. - W wagonie restauracyjnym jest obsługa, a więc poprośmy ich o pomoc. Zawsze lepiej nastawiać nos magią, niż jak mugole.
- Słusznie. Przynajmniej go bardziej nie zeszpecisz.
- Dzięki za wiarę, Syriuszu. - westchnąłem.
Pomogliśmy Potterowi stanąć na nogi i zawlekliśmy jęczącego, krwawiącego chłopaka pod wagon restauracyjny. Do środka nie planowaliśmy go zabierać, bo skończyłoby się to krzykiem a nie pomocą.
Uznałem za stosowne pofatygować się osobiście do kelnera stojącego za kontuarem, którego wcześniej oglądałem tylko z tyłu. Wyjaśniłem, jak wygląda sprawa i poprosiłem o pomoc. Chyba miałem szczęście, bo młody mężczyzna wydawał się wiedzieć, z czym ma do czynienia. Pewnie w przeszłości nie ras nastawiał swój nos lub nosy kolegów.
James odetchnął z ulgą widząc nadchodzącą pomoc. Przytrzymaliśmy go z Blackiem, kiedy kelner machał różdżką przy jego nosie. Prosiłem w duchu Merlina żeby nie pozwolił na jakieś partactwo, bo nos bez twardego wypełnienie chrząstki wyglądałby jak wiszący śpik, to utrudniałoby nam dobrą zabawę na wakacjach. Na szczęście nic złego się nie stało. James pojęczał, pokrzyczał, jego nos biegał z prawej na lewą i z lewej na prawą, ale został ostatecznie prosto ustawiony. Miałem nadzieję, że to było prosto. Teraz pozostało nam tylko oczyścić przyjaciela z krwi i upewnić się, że ma wszystkie zęby.
- Nie mam czucia w twarzy. - powiedział z bólem J., kiedy powoli odchodziliśmy spod wagonu restauracyjnego. Nawet krwawienie zostało zatrzymane, a więc naprawdę mieliśmy szczęście trafić na kogoś, kto zna się na rzeczy!
- To pewnie z bólu. - uspokoiłem go.
- Ale ja nie czuję bólu. - rzucił poważnie i nagle w naszych oczach pojawił się niepokój.
- Jak to nie czujesz bólu?! - syknąłem, a cały pociąg chyba powtórzył to za mną, bo zasyczało, zapiszczało, zatrzymywaliśmy się na stacji pośredniej, przez którą przejeżdżaliśmy jadąc nad nasze upragnione morze.
- A więc chyba mamy problem, co? - Syri podszczypywał policzek Jamesa, który naprawdę nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Przynajmniej mięśnie były na miejscu, bo J. mógł mówić, ale co z tym znieczuleniem całej twarzy?
- Może ci przejdzie? - w moim głosie było tyle nadziei, że sam nie wierzyłem w swoje słowa. - Wracamy się upewnić! - zakomenderowałem, a pociąg właśnie się zatrzymał. I pomyśleć, że byliśmy już niemal przy łazience i jej upragnionej wodzie do zmycia krwi z twarzy Pottera.

Marauders.600.841045

niedziela, 26 października 2014

Pożegnania i powroty

23 lipca
To były całkiem udane tygodnie wakacji, jako że nie nudziłem się, chociaż narzekałem na Dymitra przez dobry tydzień, poznałem nowe twarze, najadłem się strachu, umierałem ze śmiechu, podziwiałem męskie tyłki... Takich wakacji jak do tej pory jeszcze nie miałem, ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć, więc i na mnie przyszła pora. Musiałem wracać do domku! Do mamy, taty, mojego pokoju. Na tydzień, jako że później miałem już zaplanowany wyjazd nad morze, ale i tak chciałem skorzystać z uciech domowego ogniska.
Moje pożegnanie z Shevą było naprawdę wylewne. Prawdę mówiąc ściskaliśmy się na misia przez naprawdę długi czas, co mogło wydawać się podejrzane, ale przecież kolejny raz spotkamy się pewnie za rok, może nawet dwa lata, o ile nie dłużej. Nie byłem tak naiwny, wiedziałem, że los rozdziela przyjaciół na bardzo długo i nie łatwo później wrócić do częstych spotkań z przeszłości. Każdy się rozjeżdżał w inną stronę, zakładał rodzinę, zaczynał karierę i przyjaźń ulegała zmianie. U jednych się kończyła, u innych przechodziła w etap na odległość. Tylko nieliczni mieli szczęście zawsze mieszkać blisko siebie, ich rodziny się przyjaźniły, dzieci chodziły wspólnie do szkoły, jak wcześniej rodzice. Przyszłość była nieodgadniona, a ja swojej bałem się potwornie.
W końcu oderwaliśmy się od siebie. Dostałem buziaka w czoło od pani Shevy, a Serhij i Dymitr podali mi dłoń. Pożegnanie było raczej optymistyczne, jako że każde z nas wiedziało, że drzwi domu Shevów są dla mnie zawsze otwarte. Byli dla mnie jak przedłużenie rodziny i naprawdę ceniłem sobie ich oddanie. Nawet jeśli byli bardzo specyficznymi czarodziejami, to jednak nadal mieli w sobie tyle ciepła i optymizmu, że nie dało się nie uśmiechnąć na myśl o nich.
Mój świstoklik tylko na mnie czekał, czy raczej ja nadal czekałem na niego, więc wymieniłem jeszcze kolejną serię pożegnań i w końcu na poważnie pomyślałem o wyjeździe. Miałem już niewiele czasu do przeskoku, więc przyszykowałem się jak należy i puk!, zniknąłem w mgnieniu oka pojawiając się niedaleko czekających na mnie rodziców. Z jakiegoś powodu przyszło mi na myśl, że przecież kiedyś mógłbym wylądować na mugolu. Czy to już się komuś przytrafiło? Nie słyszałem o czymś podobnym, ale przecież nikt raczej nie chciałby tego rozgłaszać.
Ja na szczęście nie wylądowałem na nikim, a rodzice stali w znacznej odległości ode mnie, więc nie istniała obawa, że przysiadłbym na którymś z nich lądując. Miło było ich zobaczyć. Roześmiana mama, dumny tata, to takie małe przyjemności, których nie potrafię sobie odmówić, kiedy już są w zasięgu ręki.
Z przyjemnością uściskałem rodzinę po tygodniach bez nich i pozwoliłem by się mną zaopiekowali jakbym nadal był dzieckiem. Tata niósł moje bagaże, mama przytulała mnie i głaskała pytając o to, jak się bawiłem. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, ale pominąłem pikantne szczegóły odkryć jakich dokonałem. Z kolei moi rodzice opowiadali mi o tym, co działo się przez ten czas u nich. Niby nic ciekawego, ale jednak z przyjemnością słuchałem o ich codzienności, romantycznej kolacji zorganizowanej przez tatę, na której podpalił przypadkiem serwetki. Mama kochała go za takie drobne, lub mniej drobne, wpadki. Naprawdę się cieszyłem, że spędzili te dni razem i nacieszyli się sobą dodatkowo. Niby przez tyle miesięcy jestem w szkole, a im nadal mało wolności.
- Aha, Remusie. - mama wróciła do świata po swoich chichotach i wspomnieniach tamtego wieczoru z tatą. - W pokoju czeka coś na ciebie. Nie ciesz się, to żaden prezent od nas, nie dostałeś swojej miotły, ani bonu na zakupy w Esach Floresach. - ostudziła mój zapał. - Oj, na pewno i tak ci się spodoba. To takie proste, miłe gesty, które skumulowały się na twoim łóżku, ale sam się przekonasz. Wsiadaj do samochodu, bo tata musi nas dowieźć na miejsce, a wiesz, jak się ślimaczy. - uśmiechnęła się, kiedy ojciec prychał nie zaszczyciwszy nawet jednym komentarzem jej wypowiedzi. Urażona duma mnie mogła zmienić faktu, że jeździł naprawdę wolno i rzadko. Nie miał potrzeby często wsiadać za kółko, więc tego nie robił.
Domek czekał na mnie niezmieniony, przyjemnie znajomy, taki mój. Ktoś powinien chyba napisać w jakiejś książce o tym, że wilkołaki to istoty domowe. Lubią ciepło bijące od kominka, książki, gorącą czekoladę, łakocie i bezruch. Tak, coś takiego zrewolucjonizowałoby świat! Może sam napiszę coś podobnego? Gdybym tylko miał na to czas.
Pognałem do mojego pokoju, gdzie miała czekać niespodzianka niebędąca niespodzianką. Uchyliłem drzwi niepewnie, bo przecież nie chciałem żeby sprawiło mi to zawód, cokolwiek to było. Na moim łóżku leżał stosik papierzysk. Musiałem podejść bliżej żeby zrozumieć, że były to listy! Poznałem styl pisma od razu – Syriusz! Kiedy byłem u Shevy dostałem od niego tylko jedną wiadomość, tymczasem on okupował mój dom, najpewniej nie chcąc mi przeszkadzać w wakacjach. To było słodkie! I jak tu gniewać się na takiego zdrajcę, który nawet wakacji nie potrafi spędzić spokojnie beze mnie?
- I jak ci się podoba to co tutaj zastajesz, Remusie? - mama pojawiła się za mną, a w jej głosie słyszałem zadowolenie.
- On jest nienormalny. - stwierdziłem z rozbawieniem. - Wyjechał do wujka, z którym ma teraz mieszkać i chyba się nudzi.
- Cieszę się, że masz przyjaciół którzy tak na tobie polegają. - pogłaskała mnie po głowie kolejny już raz w ciągu ostatniej godziny. - Tyle listów świadczy o tym, jak bardzo ci ufa. Skoro jest w nowym otoczeniu to na pewno potrzebował kogoś do zwierzenia się i tylko popatrz jak taktownie wysyłał wszystko tutaj. Na początku chciałam sowę wysłać do ciebie, byłam zaskoczona, że tutaj przyleciała, ale ona nie planowała nigdzie indziej zanosić listu.
- Dostałem od niego jeden u Andrew. - przyznałem – Chyba już nie mógł się doczekać, kiedy wrócę i zacznę odpisywać, więc tamten podesłał mi na Ukrainę, a te wszystkie posyłał tutaj. Hm, zabieram się za czytanie! Będę miał zajęcie do południa, a później zacznę odpisywać. Zawołasz mnie na obiad?
- Oczywiście! - kolejny raz byłem pacany jej ręką po głowie, ale na takie gesty mamom się po prostu pozwalało.
Zostawiła mnie samego w pokoju, ale nie zamykała drzwi. Wiedziała, że lubię, kiedy są otwarte, ponieważ wtedy słyszałem dokładnie, co dzieje się w domu, a to mnie odprężało. Zresztą, nie miałem przed nią jakiś okropnych tajemnic, żebym musiał zamykać się u siebie i wpuszczać ją tylko kiedy zapuka, a ja pozwolę jej wejść. Bez przesady, w domu zawsze byłem dzieckiem, które chciało czuć bliskość rodziny, nawet jeśli w tak mało znaczący sposób, jak poprzez otwieranie drzwi pokoju.
Ułożyłem listy w kolejności od najnowszego do najstarszego i zabrałem się za czytanie. Syriusz streszczał mi swoje dni z o wiele większą dokładnością niż w liście, który mi podesłał do Andrew. Cwaniak nie przyznał się, że pisał do mnie codziennie i słał swoje listy, a teraz pewnie siedział w swoim nowym, książęcym niemal pokoju i uśmiechał się do siebie mając świadomość tego, że musiałem już wrócić do siebie i zastałem taki Syriuszowy bałagan na łóżku. Lubiłem go za to, bardzo. Nawet jeśli to były tylko moje wyobrażenia. Zresztą, pewnie jutro dostanę od niego jeszcze jedną wiadomość, w której będzie pytał o swoje liczne listy! Cóż za bestia z niego!
Fascynowało mnie to o czym pisał. O służbie pracującej u jego wuja, o przyjaźni jaką darzyli go mieszkający „w okolicy” mugole. Rzeczywiście nie łatwo było mówić o okolicy, kiedy dom otaczają pola, ale w takich warunkach „okolica” rozrasta się dosyć poważnie. Poza tym, Syriusz zasługiwał na tę odrobinę normalnego życia, kiedy musiał zmagać się z taką, a nie inna rodziną.
Cwaniak podesłał mi nawet kilka zdjęć w późniejszych listach. Jego wuj groził mu palcem, kiedy Syriusz rozpoczął swoją sesję zdjęciową, chłopak opisał dokładnie stworzenie każdego zdjęcia na jego odwrocie. Kucharka, pokojówka, kamerdyner, ogrodnik, nawet owce miałem okazję podziwiać, chociaż tylko z daleka. Te tęczowe były naprawdę piękne i nie mogłem doczekać się swetra, jaki obiecał mi chłopak na Święta. Poza tym, musiałem przyznać, że miał uroczy pokój, a dwór jego wuja robił wrażenie, chociaż chyba wyobrażałem go sobie jakoś tak bardziej.... albo i nie bardziej. Po prostu, z jakiegoś powodu sądziłem, że jest większy, taki zamkowy. Za dużo czytam, to pewnie stąd takie głupie pomysły. Na co byłby mu pałac?! Jednemu starcowi i jego służbie raczej nie potrzeba tyle przestrzeni życiowej.
W innym liście dostałem zasuszone kwiatuszki, które Syri zebrał na polach, ponieważ niesamowicie mu się spodobały i chciał mi je pokazać. Już planowałem, co mu odpiszę na te listy, jak skomentuję zdjęcia, jak podziękuję za wszystkie te informacje. To było bardzo, bardzo miłe z jego strony.
Zasiadłem, więc do swojego biurka i zacząłem skrobać list, który musiał być odpowiedzią na kilkanaście wiadomości chłopaka.. Brzmiało okropnie, ale wcale nie było takie straszne. Tym bardziej, że ja miałem mu więcej do opowiedzenia, niż do napisania.

697218_large

środa, 22 października 2014

Epicki koniec obiadu?

- Harrymiona jednak u nas nie zostanie! - Dymitr nagle siedział wyprostowany, czujny i gotowy do zagłuszenia każdego, kto tylko odezwałby się w tej chwili przerywając mu. - Całkowicie zapomniałem, że nie możesz u nas zostać, przepraszam. - zwrócił się do skołowanego kochanka – Powinienem zapytać cię o zdanie, zamiast sam decydować. Harrymiona ma młodszą siostrę, z którą teraz siedzi opiekunka, ale przecież ona nie zostanie u was na noc, prawda? - było jasne, że kłamie, ale jasne dla mnie, dla Shevy i Serhija, jako że tylko my wiedzieliśmy o tym, że prawdziwy powód tego zachowania może tkwić zupełnie gdzie indziej.
- Siostrę? - pani Sheva uniosła brew. - I ile lat ma ta siostra? - to zabrzmiało jak jawne pytanie „to twoje dziecko?!”
- Siedem, więc nie patrz tak na mnie! - Harry znowu nie został dopuszczony do głosu, jako że Dymitr był zbyt zajęty snuciem swoich kłamstw. Kiedy wychodzę z Harrymioną na randkę, mała zostaje z nianią. To sąsiadka, ale ona też ma swoją rodzinę, więc nie może siedzieć cały dzień z cudzym dzieckiem.
- Przepraszam. - mruknął mimochodem Norweg, który wstał ze swojego miejsca, ale ani Dymitr, ani pani domu tego nie zauważyli, gdyż właśnie zaczęli się sprzeczać o to, skąd mężczyzna tyle wie o rodzinie swojej partnerKI i czy powinien na ten temat tyle gadać. Dyskrecja nie była jego mocną cechą. Następna batalia dotyczyła zaproszenia dziewczynki, czyli chyba nieistniejącej siostry Harrymiony, do Shevów na obiad. Zaczęło się przydługie tłumaczenie, że mała jest bardzo nieśmiała i bałaby się obcych ludzi, ale Dymitra już zna, więc toleruje jego obecność w swoim domu, jednak w drugą stronę mogłoby być o wiele trudniej.
Tych dwoje potrafiło narzekać i kłócić się niemal bez przerwy i przyznaję, że trochę czasu im zajęło zauważenie, że partnerKA Dymitra długo nie wraca. Nie wiedziałem ile może siedzieć w łazience przebrany za kobietę mężczyzna, więc wcześniej nie zawróciłem na to uwagi. Wytężyłem więc słuch, kiedy mężczyzna zaproponował, że pójdzie po kochankę. Chciałem wiedzieć, co się stało. Nawet jeśli miało to być jakieś wstydliwe rozwolnienie. Wysiliłem się więc, a Andrew niemal przylgnął ramieniem do mojego boku czekając bym i z nim podzielił się spostrzeżeniami i odkrytymi tajemnicami.
- Harry? - usłyszałem ciche nawoływanie dochodzące spod drzwi niewielkiej łazieneczki na parterze. - Nic ci nie jest? Długo nie wracasz.
- N... nie nic, zaraz wychodzę! - usłyszałem odpowiedź, ale została wypowiedziana zmienionym głosem. Czyżby mężczyzna płakał? Ale dlaczego? Co takiego mogłoby się stać?
- Cyba jednak nie. Słyszę, że coś nie gra! - upierał się Dymitr, a to świadczyło o jego przywiązaniu do kochanka, skoro potrafił usłyszeć podobne zawodzenie w głosie, chociaż było ono naprawdę cichuteńkie.
Na ucho szepnąłem Andrew, czego się dowiedziałem i słuchałem dalej.
- To nic takiego, zaraz sobie z tym poradzę! - odpowiedział Harry pociągając nosem. On naprawdę wydawał mi się zapłakany!
- Płaczesz? - najwidoczniej nie trzeba było wilkołaczych zmysłów by się tego domyślić.
- Nie! Mam drobny problem z makijażem, próbuję go poprawić! - tym razem głos mężczyzny był trochę poirytowany.
- Więc daj mi wejść! - uparł się stryj mojego przyjaciela i uznałem, że robi się coraz ciekawiej, bo po krótkiej walce na „daj mi wejść”, „otwórz”, „nie mam mowy”, „zaraz wyjdę”, w końcu zamek ustąpił i najwyraźniej Dymitr wszedł do środka.
Zapanowała chwila ciszy, po której zadane w łazience pytanie było słychać niemal w salonie.
- Co ci się stało?!
- Chy... chyba mam uczulenie na któryś ze środków do makijażu. - przyznał cicho przebrany za kobietę mężczyzna. - Przetarłem oczy i coś musiało dostać mi się do oka. Piecze, łzawi i sam widzisz jak wyglądam.
- Jak panda, Harry! Nie możesz pokazać się tak mojej rodzinie! To znacz, mógłbyś, ale moja bratowa od razu zacznie ci pomagać i zmyje ci makijaż. Nawet ja to wiem! Zwolnię cię może jakoś, co? Albo powiem, że masz problem z tym cholernym makijażem, bo zmieniłeś ostatnio cienie i teraz użyłeś ich pierwszy raz. O, tak zrobię! Przecież jesteś taki zapuchnięty na oczach, że nawet kiedy zmyjesz te rozmazane plamy z twarzy, nikt nie pozna, że powinieneś być przystojnym mężczyzną.
- To mnie ma pocieszyć? To był twój pomysł, a teraz przypominam ropuchę!
- Tylko żabę, kociaku. Tylko żabę, a żaby się całuje żeby znowu stały się księciem. Ciiii, to nic takiego. - ton Dymitra był łagodny, jakby pieszczotliwy.
- Upewnię się, że wszystko gra. - nie było sensu powstrzymywać matki Shevy, więc wykorzystałem okazję by zrelacjonować przyjacielowi, to czego dowiedziałem się przed chwilą i obaj stwierdziliśmy, że warto poczłapać niezauważenie za kobietą i na własne oczy przekonać się, jak źle mógł wyglądać Harry. Podejrzewałem, że może chodzić o lekkie zaczerwienienie oczu, ale przecież byłem tylko chłopakiem, więc skąd mogłem wiedzieć, jak może objawiać się uczulenie na środki do makijażu?
Cóż, jak na pierwsze spotkanie z rodziną kochanka, to Harry zaliczył już plamę na całej linii, więc chyba nie miał już więcej jak się wygłupić, czy gorzej zaprezentować. Co dałoby się jeszcze schrzanić? Chyba tylko mógłby zadławić się obiadem, ale on na szczęście przebiegł w spokoju.
Pani Sheva wróciła do nas z miną świadczącą o tym, że użera się z uciążliwym dzieckiem.
- Spuchła. - powiedziała na wydechu.
- Co?! Nic jej nie jest?! - Serhij naprawdę się zmartwił i wystraszył w przeciwieństwie do żony.
- Brzydsza nie będzie. - mruknęła cicho, ale i tak słyszałem ją bez najmniejszych problemów. Cóż, widać kobiety miały dziwny nawyk oceniania innych kobiet po wyglądzie. Niby nie lubiła Dymitra, ale i tak chciała mu wcisnąć jakąś piękną lafiryndę. Nigdy tego nie pojmę!
- Może trzeba jej pomóc? - zapytałem, chociaż niewiele mogłem zdziałać.
- Raczej nikt jej nie pomoże. - odparła matka przyjaciela i znowu wzdychała. - Zapuchła od kosmetyków. Musiała użyć jakiegoś taniego pudru, który ją uczulił, bo całą twarz ma jak balon. Eh, twój brat ma oko do kobiet, nie zaprzeczę.
- Oj, daj spokój! - pan Sheva syknął na żonę. Pierwszy raz słyszałem by to robił. - Zazdrosna o niego jesteś, czy co? Zakochał się, a nam nic do tego! Nie ty będziesz z nią sypiać, więc daj już spokój. - najwidoczniej Serhij miał swoje granice tolerancji dla humorów żony. Wyszedł z salonu i machnął na nas. - Chodźcie chłopcy, zapytamy, czy da się jej jakoś pomóc.
Podreptaliśmy za nim, podczas gdy jego czerwona ze złości żona stała urażona koło stolika i posyłała zabójcze błyskawice prosto w plecy męża.
- Spoko, Remi. Oni czasami tak mają, więc głowa do góry. Będą ciche dni, ojciec przeprosi z kwiatami i upominkiem, a ona odpuści i zapomni. To norma. - przyznaję, że mi ulżyło. Zupełnie inaczej to wygląda, kiedy kłócą się moi rodzice, a inaczej jest z kłótniami obcych ludzi. Nigdy nie wiesz do czego są zdolni.
- Dymitr, możemy jakoś pomóc? - mężczyzna zapukał do drzwi łazienki – Przynieść jakieś okłady, ciepły ręcznik, sam nie wiem?
Szepty za drzwiami.
- Masz może jakąś bluzę z kapturem? Zabiorę Harry'ego do domu, ale chciałby ukryć twarz żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. I na noc zostanę u niego. To moja wina, ja zawaliłem, więc muszę się teraz zająć tą opuchlizną. Sprawdzałem i tym razem pocałunki nie pomogą żeby przestało boleć. Auć! - najwyraźniej Harry wyraził swoją opinię na ten temat pięścią.
- Coś się znajdzie, poczekajcie. - zapewnił Serhij i odszedł szybkim krokiem. Musiał przetrząsnąć swoją szafę żeby znaleźć coś odpowiedniego.
- A my z Remusem możemy jakoś pomóc, stryjku?
- Tak, nie powielajcie moich błędów. Co ma wisieć nie popłynie, co ma pływać nie zawiśnie. - rzucił filozoficznie.
- Jeśli opuchlizna nie zejdzie do mojej dniówki to zabiję cię gołymi rękami! - syknął za drzwiami Harry. - Zachciało ci się rodzinnych obiadków i cyrków! Zrobiłeś ze mnie paskudę, wydurniłem się przed twoją bratową z pięć razy i to co najmniej pięć! A teraz wyglądam jak ropuch z „O czym szumią wierzby”!
- To jakiś pornos?
- Merlinie, chodzę z matołem!
- Ależ pyszczku, dla mnie nadal jesteś najpiękniejszy! Auć! - kolejny cios, tym razem najwyraźniej mocniejszy.
- Z twojej winy pyszczka to ja mam! Zajmuje pół łazienki i chyba tylko cudem więcej nie rośnie! Pięć minut temu spuchły mi tylko oczy!
Serhij wrócił ze swoją bluzą i znowu zapukał do drzwi. Uchyliły się, więc wsunął w szparę ubranie.
- Odwiozę was. - zaoferował – Załatwiłem już transport, więc spokojna głowa. Samochód pojawi się za kilka minut.
- Dziękuję. - rzucił cicho zza drzwi Harry.
- Auć! A to za co?! - był to niewątpliwie jęk Dymitra.
- Na zaś! - ofukał go kochanek i zakapturzony wyszedł z łazienki. Nawet ja nie mogłem niczego dostrzec, jako że kaptur był naprawdę głęboki, a może nawet wspomagany zaklęciem.

347049

niedziela, 19 października 2014

Rodzinny obiad trwa!

- Pozwolę sobie przygotować jednak kawę dla nas wszystkich, jako że chciałabym żebyśmy skosztowali tej, którą ostatnio kupiłam. To podobno najnowszy hit salonów. - zakomunikowała nam mama Andrew, tak więc obiad i deser można było uznać już za wspomnienie, zaś kawa z podwójną pianką właśnie była przygotowywana. Pani domu zaprosiła swojego gościa do salonu, gdzie na małym stoliku postawiła właśnie śliczne podstawki pod filiżanki, ciasteczka do kawy, a kiedy ta była gotowa, także filiżanki.
- Chłopcy, nie przeszkadzajcie sobie i bierzcie, co chcecie. - zachęcił Serhij i podsunął nam ciastka. Poczęstowałem się jednym i Andrew również skorzystał z zachęty. Następnie gestem pogonił nas do spróbowania ciastek z kawą, a więc staliśmy się królikami laboratoryjnymi nowych zakupów jego żony. Cóż, na pewno nie chciał eksperymentować na partnerCE swojego brata.
Skosztowałem aromatycznego, kruchego ciasteczka o lekko waniliowym i cytrynowym posmaku, a następnie wziąłem łyk kawy. Nie czułem goryczy, jedynie słodycz. Nie była to zwykła kawa, a słodka pianka, która osiadła mi na nosie również miała coś wyjątkowego w swoim smaku.
- Pychota! - stwierdził Andrew siedzący obok mnie, więc jego ojciec tym razem odważnie podał ciasteczko Harrymionie. Naturalnie dziewczyna jego bliźniaka wzięła ciastko z ochotą, co na pewno nie umknęło pani Shevie.
- Mm, naprawdę znakomita! - Harry zamruczał z aprobatą.
- Naprawdę? Daj skosztować? - siedzący na sofie obok Harry'ego Dymitr wziął w dłonie jego filiżankę i pokierował do swoich ust. Upił łyk z aprobatą kiwając głową. - Rzeczywiście, pyszna.
- Przecież masz swoją! - skarcił go przebrany kochanek, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił.
- Z twojej smakuje lepiej. - flirtował otwarcie ze swoją mało atrakcyjną niby to dziewczyną.
- Więc sobie ją zostaw, a ja wezmę nową. - stwierdził Harry, co matka Shevy na pewno odebrała jako zachłanność, ale kto by się tym przejmował? Po brzydkiej Harrymionie i tak nie spodziewała się wiele.
Sączyliśmy kawę, później kolejną, słuchaliśmy z Andrew rozmowy, czy raczej przesłuchania, jakie matka przyjaciela prowadziła zamęczając biednego Harry'ego. Pytała go o rodzinę, o zainteresowanie, pasje. Jakimś cudem wyszło na jaw, że partnerKA Dymitra ma słabość do wampirów.
- Eleganckich, wiekowych, pięknych i bogatych. - przebieraniec wyliczał na palcach.
- Więc to dlatego się we mnie zakochałaś? Bo pasowałbym ci na wampira?
- Dymitri... - powiedział pieszczotliwie Harry. Tak samo do brata zwracał się Serhij, więc domyślałem się, że chłodziło właśnie o zmiękczenie jego imienia by brzmiało delikatniej, niemal dziecięco. - Ty nie masz grosza przy du... duszy. Jesteś biedakiem, więc nie, na pewno nie zakochałem się w ludzkim wampirze. Zresztą, wampiry to taka moja słabostka, a w tobie zakochałam się ponieważ jesteś czarujący, a nie bogaty. - Norweg starał się by brzmiało to słodko, ale jego wzrok nie potwierdzał słów. Wątpiłem jednak żeby matka Shevy zwracała uwagę na coś podobnego. Była zbyt zajęta zbieraniem filiżanek żeby nie wysłuchiwać podobnych wyznań. Mi też robiło się od tego niedobrze, ale oni musieli grać. Zresztą, wystarczyło, że kobieta wyszła z salonu, a znowu wykłócali się zwalając na siebie nawzajem głupkowaty pomysł.
- Ciesz się, że to tylko obiad, a nie kolacja połączona z basenem! - syknął Dymitr. - Wtedy dopiero miałbyś przesrane, a teraz bądź mi wdzięczny, bo za darmo jesz pyszności i zaraz napijesz się czegoś mocniejszego, bo zadbam żeby odżałowała swoje ukryte przed światem alkohole. Serhij nie ma do nich dostępu, bo nie wolno rozpijać kury znoszącej złote jajka.
- Przesadzasz! - ojciec Andrew popatrzył gniewnie na brata – Nie ogranicza mnie tak bardzo! Gdybym chciał się napić wystarczyłoby żebym poprosił.
- Ha! Mówiłam, że mu ogranicza! - Dymitr zaklaskał niemal w dłonie z radości, że trafił w samo sedno. Cóż, rzeczywiście, nie widziałem nigdy by Serhij Sheva pił jakikolwiek alkohol, a skoro musiał prosić o coś mocniejszego żonę, to w tej kwestii rację musiał mieć ten, którego wcale to nie dotyczyło. - Ale skoro tak nie jest to ty zaproponujesz żebyśmy napili się czegoś. Whisky będzie w sam raz, tak myślisz? - ten pewny siebie uśmiech jednoznacznie wskazywał na to, że Dymitr był pewny wygranej.
- Niechętnie to przyznaję, ale on ma rację tato. - Andrew postanowił zabrać głos. - To dla ciebie jedyna i niepowtarzalna okazja żeby się napić i nie oszczędzać się przesadnie bo nie pracujesz przez najbliższe dni, nie masz ćwiczeń, możesz odpoczywać. Mama nie odmówi ze względu na Harry'ego nie chcąc wyjść na skąpiradło.
- Harry, pijesz? A tak, głupie pytanie. Jasne, że pijesz, już mieliśmy z Remusem przedsmak tego, do czego jesteś zdolny pijany. Nie miałem nic złego na myśli! O mama wraca!
- Kochanie, tak sobie myślę, że może poczęstujemy naszego gościa czymś mocniejszym? Harrymiona jest już po pracy, więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie. Co o tym sądzisz? - Sheva zwrócił się do „dziewczyny” swojego brata.
- Yhm, rzeczywiście, jestem po pracy, ale to raczej nie wypada tak...
- Jim Beama! - wcisnął się w słowo Dymitr. - Harrymiona jest Norweżką, więc na pewno doceni trunek, który cieszy się tam takim powodzeniem.
Pani Sheva spojrzała na męża, później na jego brata i w końcu na przebranego za kobietę mężczyznę, który starał się nie dać po sobie znać, że z przyjemnością napije się czegoś mocnego. W końcu był tylko pielęgniarzem, nie było go stać na cokolwiek więcej poza kremowym piwem. Mnie na pewno nie byłoby stać na nic więcej.
- Tak, to prawda. - kobieta uległa, chociaż chyba nie podobało jej się, że będzie rozpijać inną kobietę, nawet jeśli tak brzydką, że najpewniej nawykłą do zabawy przy alkoholu. Tym bardziej w towarzystwie kogoś takiego jak Dymitr, który zaprosił ją pijaną żeby mogli bezcześcić jej dom. Pewnie dlatego zawahała się kilka razy zanim wyszła z salonu.
Wróciła po kilkunastu minutach, które upłynęły dorosłym na niecierpliwym przebieraniu nogami. Miałem nadzieję, że nigdy nie skończę w podobny sposób. Przecież to poniżające, żeby alkohol mógł wywoływać takie entuzjastyczne reakcje samym wspomnieniem.
- Taki wstyd, przepraszam okropnie, ale od tak dawna nie zaglądałam do bareczku, że całkiem zapomniałam o jego uzupełnieniu. Znalazłam tylko wino. - zaprezentowała butelkę. Zacząłem kaszleć udając, że się zakrztusiłem by nikt nie zauważył, że był to wybuch śmiechu. Miny Serhija i jego brata były komiczne. Harry westchnął, chociaż ciężko było określić, czy z ulgi, czy był to efekt zawodu.
- Proszę się nie przejmować. Mam taką słabą głowę, że wino będzie dla mnie bezpieczniejsze. - chyba chciał powiedzieć coś innego, ale zmienił zdanie. Przecież nie chciał wyjść na pijaczkę, która woli pić słabsze, ale więcej, niż mniej mocniejszego alkoholu. Tylko czy ktoś potrafił tak naprawdę pojąć, co działo się wtedy w głowie pani Shevy?
- Gdybym wiedział, że takie z was biedaki, kupiłbym jakiś prawdziwy alkohol ze swojej kieszeni. - rzucił uszczypliwie Dymitr.
- Rozumiem, że ty nie zaglądałeś do mojego bareczku, co byłoby powodem, dla którego nie mam tam nic poza szampanem, który nie pasuje do okoliczności i winem, które pasuje idealnie, chociaż nie zaspokoi twoich pijackich skłonności? - syknęła przy uchu szwagra. Podała butelkę mężowi i zniknęła kolejny już raz by wrócić z kieliszkami. Dla mnie i Andrew nic się nie znalazło, więc zrozumiałem, że mieliśmy w ciszy zjadać krucze ciasteczka zamiast się rozpijać.
Musiałem przyznać z rozbawieniem, że jak na słabą głowę to Harry nieźle radził sobie z opróżnianiem kieliszka z wina. Dymitr dotrzymywał mu towarzystwa w jeszcze większym tempie opróżniając swoje naczynie, zaś zaraz za nimi ustawił się Serhij, który nie robił sobie nic z potępieńczego spojrzenia żony. Tylko matka przyjaciela piła ślimaczo wolno swój jeden kieliszek, jakby nie mogła sobie z tym poradzić w zwyczajnym tempie. Butelka była więc niemal pusta, kiedy ona dopiero dolała sobie odrobinę trzeciego kieliszka.
Jeśli Harrymiona mogła wyglądać jeszcze gorzej to właśnie do tego doszło. Dymitr nie nadawał się do robienia makijażu i układania włosków, ale kiedy jego starania połączyć z lekko zaczerwionymi od alkoholu policzkami i świecącymi oczyma to raczej nie otrzymuje się niczego lepszego. Do upicia się było im wszystkim daleko, ale i tak wyglądali na nadmiernie ożywionych, kiedy znowu podjęli jakieś tematy, z którymi przecież uporali się zaledwie godzinę wcześniej.
- Uważam, że Harrymiona powinna zostać u nas na noc. - oświadczył nagle Dymitr. - Odstąpię jej pół swojego łóżka.
- Swojego? - powiedziała z przekąsem matka Andrew. - Harrymiona jest moim gościem, więc na pewno nie pozwolę jej spać z tobą.
Harry zastygł z otwartymi ustami i chyba myślał o tym samym, o czym właśnie pomyślał Serhij. Jeśli pani Sheva zaraz zaproponuje, że ona i Harry będą spać razem, a bracia razem, to sytuacja stanie się bardzo, bardzo niezręczna. Ciężko spać z mężczyzną w jednym łóżku i nie domyślić się, że nie jest kobietą. Nawet jeśli to gej.
- Remusie, przepraszam cię, ale czy przeszkadzałoby ci bardzo gdybyś spał dzisiaj z Andrew? - chyba wszyscy odetchnęli z ulgą. Nawet ja!
- Ależ nie, nie! Z chęcią przeniosę się do Andrew.
- Tylko na tę jedną noc, Remusie. - obiecała.
- Przygotuję świeżą pościel.
Harry uśmiechnął się z udawaną wdzięcznością, ale wyglądał na przerażonego. Przecież po zmyciu z siebie makijażu nikt nie uwierzy, że jest kobietą o męskich rysach! Żaba zamieni się w cholernego księcia! Jak Dymitr mógł o tym nie pomyśleć?!
- O, cholera! - to niewątpliwie oznaczało, że właśnie dotarło do niego co narobił.

16606738

czwartek, 16 października 2014

Piękny i Bestia

15 lipca
Kiedy ostatnio czekałem na coś tak niecierpliwie jak dzisiaj? Naprawdę nie mogłem sobie tego przypomnieć. Tak wiele pragnień po prostu mnie opuściło, kiedy zmagałem się z problemami wywołanymi „zdradą” Syriusza, bo tak lubiłem to nazywać, że zwyczajnie zapomniałem o swoich wcześniejszych potrzebach. A teraz pragnienia wróciły i czułem, że żyję i potrzebuję czegoś więcej niż bezczynnej, pasywnej egzystencji. Chciałem żeby moje serce zabiło szybciej, a niecierpliwość wprowadzała w drżenie moje dłonie.
Ubrałem się najlepiej jak tylko mogłem, biorąc pod uwagę moją mało oryginalną garderobę, i uczesałem się wyjątkowo starannie, jak na mnie. W końcu miałem być świadkiem wydarzenia historycznego – Dymitr Sheva przyprowadzi do domu swoją „dziewczynę”, która jest chłopakiem, o czym nie wie żona jego brata... To było skomplikowane.
- No, no. Wyglądasz świetnie, Remusie. - Andrew uśmiechnął się do mnie i wygładził klapy mojej starej, tweedowej marynarki, która bardziej pasowała staremu dziadydze niż nastolatkowi. Zresztą zabrałem ją tylko na wypadek chłodnych dni, nie sądziłem, że okaże się moim najlepszym ubraniem na uroczysty obiad u przyjaciela.
- Nie kłam. Wyglądam okropnie i nie na miejscu.
- Cóż... Tak bym tego nie nazwał. Wyglądasz dostojnie, tak to może określmy. Jest dobrze, a przynajmniej nie jest tak źle jak sądzisz, więc głowa do góry. Nie ty masz się zaprezentować znakomicie. No i nie zapominaj, że mój stryj coś kombinuje, a to oznacza, że nikt się nie będzie przejmował twoim strojem.
- Obyś miał rację. - westchnąłem, a on poklepał mnie po ramieniu. Chodź, pomożesz mi nakryć do stołu.
Znalezienie mi zajęcia naprawdę pomogło i nie czułem się już tak skrępowany. W ten sposób doczekałem do oficjalnego obiadu, który miał rozpocząć się wraz z przybyciem Dymitra i jego partnerki, po którą wyszedł.
Dzwonek do drzwi oznajmił przybycie gościa. Rodzice Andrew, którzy już od pewnego czasu czekali niecierpliwie na ten moment, znaleźli się przy drzwiach wejściowych w przeciągu kilku sekund, więc podążyliśmy z przyjacielem ich śladem. Teraz miało dojść do przełomowego wydarzenia i nie chciałem go przegapić.
Drzwi otworzyły się, a za nimi stał Dymitr i jego partnerKA. Zapadła chwila krępującej ciszy, kiedy wszyscy się sobie przyglądali. „Ukochana” mężczyzny wyglądała jak typowa bibliotekarka. Kanciasta, średnio urodziwa nawet mimo makijażu, miała na nosie wielkie okulary w grubych oprawkach i włosy upięte w coś, co mogłoby uchodzić za kok, gdyby nie fakt, że jej kręcone włosy zwyczajnie z niego wychodziły. W dodatku miała wielki biust, który napinał jej białą bluzkę zapiętą pod samą szyję. Mogłem tylko dziękować Dymitrowi, że nie ubrał Harry'ego w spódnicę, która uwydatniłaby jego umięśnione, męskie łydki. Nie mogłem w to uwierzyć, ale on naprawdę to zrobił. Stryj Andrew ubrał swojego kochanka w kobiece wdzianko, zrobił co mógłby wymalować go i uczesać po czym przyprowadził na obiad.
- To właśnie jest Harrymiona. - przerwał ciszę Dymitr. - Moja urocza dziewczyna, o której tyle słyszeliście.
- Dzień dobry, miło mi w końcu państwa poznać. - Harry zmodyfikował głos w tak kiepski sposób, że sam odchrząknął zmieszany. - Przepraszam, to chrypa. - odezwał się już mniej dziwacznie, ponieważ zamiast na siłę zmieniać głos, po prostu ściszył swój. - Jak to możliwe, że przystojny mężczyzna może zamienić się w tak brzydką kobietę? Przecież widziałem Harry'ego tej pamiętnej nocy.
- Proszę wejść, wszystko już gotowe i czekaliśmy tylko na was. - Serhij zareagował momentalnie i wpuścił parę do środka. Przy okazji pociągnął brata za rękaw i syknął mu do ucha krótkie „jesteś poje*any”.
- Też uważam, że jest urocza. - Dymitr uśmiechnął się patrząc z udawanym uwielbieniem na swoją partnerKĘ. - Chodź moja droga, zaprowadzę cię do stołu. - zaoferował kochankowi ramię, a ten chwycił je wyjątkowo mocno z tego, co zdołałem zauważyć. Widać był tak zachwycony pomysłem Dymitra, że najchętniej zrobiłby mu krzywdę, ale teraz było już za późno na protesty. Brzydka i kanciasta dziewczyna przystojnego, zniewalającego Dymitra stała się faktem. Podejrzewam, że gdyby jej wyglądem zajął się ktoś bardziej obeznany, wtedy brzydkie kaczątko mogłoby zamienić się w łabędzia, niestety do tego nie doszło, a więc brzydula była miłością życia Dymitra, a matka Andrew nie mogła powiedzieć ani słowa nie chcąc urazić kobiety, która zwyczajnie nie mogła pochwalić się urodą, a za to przecież nie należy potępiać nikogo.
- I co o tym sądzisz, mój Watsonie? - Andrew złapał mnie za ramię i skierował mnie do salonu, gdzie mieliśmy usiąść i poczekać na przyniesienie posiłku. Tak zadecydowała matka chłopaka, która chciała pokazać się od strony pani domu, więc nie wysługiwała się nami.
- Jestem tak przerażony, Sherlocku, że nawet nie wiem, co powiedzieć.
Dołączyliśmy do już siedzących przy stole Dymitra, Harry'ego i Serhija, którzy właśnie rozmawiali szeptem. Na chwilę zamilkli, kiedy wchodziliśmy, ale widząc, że to tylko my, wrócili do rozmowy.
- To było przegięcie, Dymitrij. Przegięcie na całej linii. - mówił sławny Sheva.
- Nie przesadzaj. - mężczyzna machnął ręką. - Twoja żona myśli, że jestem zakochany w brzydkiej kobiecie, wybacz Harry. Tak zakochany, że mam ją za siódmy cud świata. Moja Harrymiona jest tak męska, że nie może być mężczyzną, bo nie jestem tak głupi żeby przyprowadzić jej kogoś podobnego z rozmysłem. A przynajmniej ona tak sądzi. Jest więc przekonana, że twój przygłupi, leniwy brat ma tak okropny gust do kobiet, że zakochał się w kimś takim. Nagle zaczyna rozumieć, co za kobieta mogła zgodzić się na dziwne miłosne ekscesy w jej domu. Harrymiona jest brzydka, więc nie miała wielu kochanków. Skorzystała z okazji, bo teraz cudem wyrwała przystojniaka. Wszystko przemyślałem i wiem, co robię.
- Ta brzydka Harrymiona da ci po łbie, kiedy się stąd wyrwie. - rzucił ostro jego kochanek z właściwym sobie skandynawskim akcentem. - Uważałem się za przystojnego faceta, a ty zrobiłeś ze mnie poczwarę. Cholera, nie wybaczę ci tego! - syczał.
- Oj, daj spokój! Nie oświadczę ci się dzisiaj, więc się ciesz. A teraz cisza, bo zaraz się pojawi z zupą. Serhij bądź gotowy skoczyć z pomocą, kiedy tylko wyjdzie przez drzwi. - wszystko było zaplanowane jak w sztuce teatralnej, a ja i Andrew nie liczyliśmy się specjalnie. Wiedzieliśmy przecież o wszystkim od początku, chociaż zrozumieliśmy to dopiero pod drzwiami wejściowymi. Nikt więc nie zwracał na nas uwagi
Matka przyjaciela weszła do salonu z misą zupy, a mąż podszedł w kilku krokach by jej pomóc. Przyjęła pomoc z uśmiechem i zasiadając do stołu poczekała aż Harry naleje sobie zupy, a następnie poszła za jego przykładem. Taktownie zagaiła rozmowę o pracy Harry'ego, a ten starał się jak mógł odpowiadać na wszystkie pytania i nie dać się przyłapać na złej tonacji czy barwie głosu.
Przed deserem Harrymiona wyszła do łazienki „przypudrować nosek”, co niemal wywołało parsknięcie śmiechu u mnie i Andrew, a pan Sheva złapał się za głowę udając, że przeczesuje palcami włosy.
- Oczywiście, kochanie. - Dymitr grał jak zawodowy aktor i nic w jego postawie nie zdradziło chęci parsknięcia śmiechem. - I co sądzisz? - zapytał, kiedy jego partnerKA wyszła z salonu.
- Ykhm. - pani Sheva odchrząknęła. - Interesująca uroda. - zauważyła starając się dobierać słowa tak by nie powiedzieć czegoś głupiego, co uraziłoby zakochanego Dymitra. - Przeciwieństwa widać naprawdę się przyciągają, jest taka... inna od ciebie. - dalej ważyła słowa. - Taka spokojna.
- Urocza, prawda? Świetnie wie, jak radzić sobie ze złamaniami. Kiedy się poznaliśmy była niesamowita w wykonywaniu swojej pracy. Ból jaki czułem był niemal rozkoszny.
Pani Sheva uśmiechnęła się wymuszenie. Nie chciała słuchać o dziwnych zboczeniach Dymitra, a już na pewno nie w kontekście jego związku z kimś takim jak Harrymiona. Nie, to nie była dla niej kobieta przeciętnej urody, ale zwyczajna brzydula, która w dodatku nie miała pojęcia o makijażu.
Harry wrócił z łazienki z miłym uśmiechem na twarzy. Sztucznym, jak wszystko tego dnia. Chyba tylko obiad był prawdziwy i smaczny. Zresztą, deser również, co nieszczęsna partnerKA Dymitra podkreśliła dokładką ciasta. Cóż, jako obżartuch pewnie mogła dodatkowo podtrzymać kiepskie zdanie na swój temat i pomóc swojemu kochankowi w pozbyciu się uprzedzeń bratowej.
- Więc jest pani pielęgniarką. - Sheva postanowił wtrącić się do panującej chwilowo niezręcznej ciszy. - Często trafiają się pani ciężkie przypadki? Stryj wspominał, że był połamany, kiedy się poznaliście.
- Ach, tak, tak! - Harry chętnie podjął rozmowę na te tematy. - Ludzie potrafią być tacy ślamazarni, kiedy na siebie nie uważają. - zaśmiał się idiotycznie. - Złamania to najczęstsze przypadki, ale trafiają się również rozległe poparzenia, czy głębokie rany cięte. Zazwyczaj podczas przemieszczania się między kominkami, kiedy po drugiej stronie pali się ogień lub podczas teleportacji, jeśli wpadnie się nieszczęśliwie na coś ostrego. Bardzo ciężkie przypadki są na szczęście rzadkie.
- Ale miała pani takie?
- Ach, tak, niestety, ale to nie miejsce i nie czas na opowiadanie o tym. W czasie obiadu, przy stole raczej powinno unikać się drastycznych opisów. - uśmiechnęła się i ten jeden raz matka chłopaka poparła Harrymionę proponując kawę i herbatę aby dać domownikom i gościowi czas na zmianę tematu na odpowiedniejszy.
Rodzinny obiad dopiero się rozkręcał.

niedziela, 12 października 2014

Mistrz kombinowania

14 lipca
Chociaż nie przepadałem za Dymitrem, który niezamierzenie zrobił ze mnie osła w noc, w którą się poznaliśmy, to jedno musiałem mu przyznać – potrafił robić znakomite słodycze. Nie chodziło nawet o ciasta, czy jakieś wykwintne rarytasy, których i tak nie potrafił robić, ale o batoniki, jakimi chciał przeprosić wszystkich domowników za zamieszanie, jakie stało się jego udziałem w dniu naszego pierwszego spotkania. Śmierdziało to podstępem na kilometr, ale nie mogłem jednocześnie go podejrzewać o złe intencje i jeść wyśmienitego łakocia. Nigdy bym nie pomyślał, że miodowy batonik z płatków owsianych z migdałami, kokosem i rodzynkami może mnie przekonać do człowieka, ale widać nie straciłem jeszcze apetytu na słodkie, bo nagle Dymitr wydawał mi się ideałem. Nie pomagało także mrożone mleko, którym popijałem domowy batonik, gdyż czułem się dzieckiem podatnym na wpływy, kiedy mój żołądek i język rozpływały się w błogości. To przerażające, ale naprawdę byłem uzależniony od pyszności. Czy to normalne u wilkołaków?
- No, więc... Bardzo was wszystkich przepraszam za zamieszanie jakie spowodowałem i mam małą prośbę.
- Wiedziałam! - Mama Shevy prychnęła głośno i patrzyła teraz ze sporą dozą ironii na brata bliźniaka swojego męża. W jej oczach na pewno nie byli do siebie podobni, ponieważ szczerze wątpiłem w to, czy potrafiłaby z takim niesmakiem spoglądać na kogoś, kto jej zdaniem wyglądałby dosłownie jak jej Serhij.
- Pozwólcie mi tu zamieszkać na pewien czas. - niezrażony mężczyzna kontynuował i przyznam, że podziwiałem go. Ja nie potrafiłbym tak znakomicie ignorować okazywanej mi niechęci. - Będę pilnował domu, kiedy was nie będzie, czasami coś ugotuję, jak dzisiaj. Przecież na narzekaliście na mój schab w sosie chrzanowym. - sam się zastanawiałem, czy Dymitr sam przygotował obiad, czy oszukiwał w jakiś sposób, ale to nie było moją sprawą. Byłem pojedzony, dopieszczony deserem i wszystko to na koszt Shevów, więc nie miałem prawa się odzywać. Mogłem za to słuchać i obserwować, a to robiłem z wielką przyjemnością. - Tylko na jakiś czas! - Dymitr jęczał błagalnie dalej. - Póki nie znajdę dla siebie jakiegoś odpowiedniego lokum. Chcę się ustatkować, bo mam kogoś wyjątkowego, ale potrzebuję waszej pomocy. - kłamał. Słyszałem to w jego głosie. Wierutna bzdura, ale ja tam byłem powietrzem, więc nie wypadało żeby powietrze się wtrącało, czy chociażby śmiało z czyjegoś kłamstwa. - Ona jest urocza i na pewno będzie świetną dziewczyną dla mnie. Pomoże mi się zmienić, stać się odpowiedzialnym człowiekiem.
- Więc nie mówisz o tej kobiecie, którą przyprowadziłeś tutaj żeby bezcześcić mój dom? - kolejny raz to pani Sheva zabierała głos, a jej mąż nie powiedział ani słowa. Zresztą, on na pewno by się zgodził i nie interesowałoby go dlaczego brat chce z nimi zamieszkać. Problem stanowiła kobieta, którą na bieżąco okłamywał mąż, jego brat i syn.
- Yhm, to ona... Ale to moja wina! Ja ją upiłem! - mężczyzna chciał przedstawić swoją wybrankę w najlepszym świetle. - Kiedy ją poznacie będziecie zachwyceni! To pielęgniarka, a przydadzą nam się dobre układy z kimś w Świętym Mungu. Serhija znają doskonale, mnie z nim mylą, ale ciebie i Andrew nie kojarzy zbyt wiele osób. Dzięki Harrmionie, to taka skandynawska odmiana naszego imienia, będzie mogli zawsze liczyć na pomoc. Wiesz, zmiana pokoju, dodatkowy kawałek mięsa. Zaproszę ją na obiad i sama się przekonasz, że Harry jest wyjątkowa.
Serhij najwyraźniej wiedział, co brat kombinuje, bo załamany przetarł twarz dłonią i zasłonił ją rękoma, by żona przypadkiem nie domyśliła się podstępu z jego winy.
- Jutro ma wolne, o ile dobrze pamiętam, więc jutro ją zaproszę, co wy na to? Poznacie moją Harry i na pewno się do niej przekonacie. Jeśli uznacie, że to dobra dziewczyna to pozwolicie mi zostać, dobrze? A jeśli wam się nie spodoba, bo wtedy się wynoszę tak, jak planowo miało być. - Bajerował, a matka Shevy łyknęłam przynętę. Harry miał więc pojawić się jutro w okolicach obiadu, dosłownie i w przenośni.
Czy on planował podstawić jakąś znajomą w miejsce swojego chłopaka, by w ten sposób zapewnić mu drogę do serc rodziny i zagrzać sobie miejsce w domu brata? A może nafaszerował czymś obiad i teraz sprawdzał, czy środek działa? Nie pojmowałem tego człowieka. Zresztą, nie musiałem. I tak niedługo miałem wrócić do siebie, a później wyjechać nad morze z kolegami. Andrew wróci do Fabiena i nasze życie znowu będzie normalne, może nawet nudne. Nagle obecność Dymitra nie była już dla mnie tak irytująca, ale stała się tym interesującym aspektem codzienności, na który może nigdy więcej nie będę mógł liczyć. Dziwne, ale po spotkaniu Corneliusa i wszystkim, co z nim przeszedłem, dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo tacy ludzie jak on wzbogacili moją codzienność. Teraz robił to Dymitr i uświadomiwszy to sobie, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Remusie, uśmiechasz się, czyżbyś chciał nam coś powiedzieć?
Widać pewni ludzie – w tym ja – nie mogą mieć własnych wesołych myśli, bo od razu zostaje to zauważone. Cóż, na rumieńce także wpływu nie miałem.
- Nie, nie, proszę pani. Po prostu pomyślałem, że to bardzo... miłe – nie mogłem znaleźć innego słowa – ze strony mężczyzny, kiedy zaprasza partnerkę do siebie by poznała rodzinę. Takie to... zobowiązujące. To idealny materiał do babskich plotek. Wiem, bo czasami słyszę nawet u nas w szkole, jak dziewczyny, a nawet nauczycielki szepczą coś między sobą... To znaczy... To wszystko widać na twarzy, więc domyślam się o co chodzi... Nie jestem specjalistą, ale... wyobrażenia mężczyzn o kobietach nie różnią się znowu tak bardzo od rzeczywistości. - zakończyłem szybko. Ależ się wkopałem! Zachciało mi się mówić, a teraz miałem szczęście, że wyszedłem z tego cało, jakimś niezrozumiałym cudem. Cóż, podejrzewam, że brzmiało to jak głupi bełkot dzieciaka, ale widziałem jak Dymitr uśmiecha się zadowolony. Albo dlatego, że zrobiłem z siebie osła, albo moje bełkotanie pomogło mu coś osiągnąć.
- Remus ma racje. - Serhij ruszył mi na ratunek i byłem mu za to wdzięczny. Mówić o kobietach przy kobiecie? I to takiej jak matka mojego przyjaciela, to samobójstwo. - To chyba najlepszy sposób żeby pokazać dziewczynie, że jest się nią zainteresowany, chociaż jeszcze większe znaczenie ma w drugą stronę, ale wtedy facet ucieka, kobieta tego nie robi, ale sama pcha się do domu żeby poznać swoją przyszłą rodzinę. Przypomnij sobie, jak to było z nami.
- Ja tam tego nie pojmuję i nie pojmę. - Andrew podrapał się po głowie. - Po co miałaby poznać rodzinę? To krępujące i sztuczne. Każdy chce się spodobać, więc nikt nie zachowuje się naturalnie. - Dymitr rzucił bratankowi wściekłe spojrzenie. - No, co? To prawda! Ja tam swojej dziewczyny nie przedstawię rodzinie i nie będę chciał poznawać jej rodzinę. Przynajmniej nie przed ślubem. Wcześniej mi to nie potrzebne.
- Ty w ogóle jesteś jakiś romantycznie nieudany! - prychnęła na niego matka i chyba dobrze to nazwała ponieważ nikt nie zaprzeczył, ale nawet dostrzegłem wymowne, nieśmiałe skinięcia. Widać cała rodzina Shevów wiedziała, że Andrew nie nadaje się do romantyzmu. Jego związek z Fabienem też nie zaczął się zbyt górnolotnie, przedstawienie go rodzinie odbyło się w sposób skrajnie dziwaczny... Tak, nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale rzeczywiście tak było. Mój najlepszy przyjaciel był romantycznym flakiem. - Dobrze, zaproś ją. - w końcu padły te długo wyczekiwane słowa, które oznaczały, że zabawa się nie skończyła, ale dopiero rozpoczyna. Dymitr, jego chłopak, którego przedstawił jako kobietę, rodzinny obiad ze mną przy stole. Miałem ochotę roześmiać się z radości. W moim domu nigdy nic się nie działo, a gdyby nie przyjaciele byłbym najnudniejszym człowiekiem w szkole.
- Dzięki, jestem ci naprawdę wdzięczny! Nie będziesz żałować. Ty i Harry w mgnieniu oka staniecie się najlepszymi przyjaciółkami. A teraz biegnę jej powiedzieć o zaproszeniu. - a może właśnie o to u chodziło? O wymówkę pozwalającą wyrwać się z domu? Tylko czy zwykła wymówka musiałaby być tak ekstremalna? Nagle pożałowałem, że nie mogę czytać w myślach wybranych osób. Wtedy na pewno chciałbym przeczytać tę sieczkę, jaka znajdowała się w głowie Dymitra. Ze wszystkich znanych mi osób był jedynym inteligentnym osłem. Szalony, ale jednak rozsądny, zupełnie różny od Jamesa, który był tylko durny.
Nucąc coś pod nosem Dymitr poszedł tanecznym krokiem na piętro skąd wrócił w pół godziny później wypiękniony. Nie zdążyliśmy się nawet ruszyć z salonu, a on zaprezentował się nam w całej okazałości. Staranie ubrany, wykąpany, ogolony i pachnący jakby planował się oświadczyć. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem! A jeśli o to mu chodziło? Jeśli chciał się oświadczyć?! Nie... Nie ten człowiek. Nie wyobrażałem sobie żeby Harry był na tyle szalony żeby się zgodzić, a przez tę chwilę, przez którą miałem z nim styczność wydawał mi się lekkoduchem, który pasował idealnie do Dymitra. Żaden z nich nie dałby się zaobrączkować. A więc pozostawało tylko zdobycie wolnej ręki na korzystanie z domu Shevów i to już pasowało idealnie do nieodpowiedzialnego bliźniaka, który lubił używać życia.
- Remi, przygotuj się psychicznie na jutro. - Andrew szepnął do swojego pionka, który przesuwał po polach gry, nad którą siedzieliśmy z jego rodzicami. Wiedział, że go usłyszę. - Nie mam pojęcia, co się wydarzy, ale będzie na pewno ekstremalnie i zabawnie. Na Dymitra można zawsze liczyć. - tego się obawiałem i tego nie mogłem się doczekać. Będę miał o czym opowiadać Syriuszowi, kiedy się spotkamy, na pewno! Wyjazd do Andrew naprawdę mnie uleczył ze stanu depresyjnego, w jaki wpędził mnie Syriusz. Byłem winny przyjacielowi naprawdę ogromną przysługę.

remus-lupin-full-495674

środa, 8 października 2014

List Remusa do Syriusza

„Drogi Syriuszu,

Naprawdę bardzo się cieszę, że do mnie napisałeś i podzieliłeś się ze mną swoimi kompromitującymi wpadkami ostatnich tygodni. Nie licz jednak na to, że spalę tak cenny list. W przyszłości może okazać się niezbędny do szantażowania cię, albo do zdobycia pokaźnego majątku, na jego publikacji. Miałbym przepuścić taką okazję? Zapomnij! Ukryję Twój list bardzo dokładnie i nigdy nie domyślisz się, gdzie go szukać. Później o nim zapomnisz i wyjdzie na moje. Wspaniały plan, prawda?
Bardzo, bardzo żałuję, że nie było mnie przy tym, jak wchodziłeś w owcze kupy, tańcowałeś na jednej nodze próbując pozbyć się tej niemiłej niespodzianki spod buta, targałeś na bramkach swoje bezcenne spodnie. Jestem przekonany, że śmiech przedłużyłby mi życie o wiele lat, ponieważ już czytając twój list nie mogłem powstrzymać jego wybuchów. Syriusz Black chodząca fajtłapa. Podejrzewam, że wiele osób oddałoby krocie za możliwość oglądania Cię takim niezdarnym. Ja na pewno chciałbym rzucić na to okiem.
A skoro już wyjaśniliśmy sobie sprawę Twojej niedorzecznej prośby, do której się nie przychylę, napiszę kilka słów o tym, co dzieje się tutaj. A przynajmniej napiszę to, co mogę napisać, ponieważ resztę będę mógł tylko opowiedzieć. Sam doskonale rozumiesz, że niektórych wydarzeń lepiej nie dokumentować. Albo zrozumiesz do końca w przyszłości, kiedy wykorzystam to, co napisałeś.
Do rzeczy. Wraz z Andrew świetnie się bawimy i nie mamy czasu na nudę. Dużo rozmawiamy, oczywiście najczęściej o głupotach, i spędzamy poza domem całe godziny. To naprawdę fantastyczne, ponieważ jestem ciągle w ruchu. Wychodzimy nad jezioro, gdzie już pierwszego dnia urządziliśmy sobie wojnę na wodę, byliśmy na przejażdżce rowerowej, jak zwyczajni mugole, co skończyło się bólem całego ciała, a w szczególności tyłka, który odgniótł się od siodełka. Moje nogi także nie wyszły z tego bez szwanku. Gdybyś tylko wiedział, jak mnie bolały! Przez kilka dni chodziłem okrakiem na sztywnych kolanach, bo każdy dodatkowy ruch mięśni powodował ból. Najlepiej bawił się wtedy stryj Andrew, Dymitr, który śmiał się z nas ilekroć nadchodziliśmy i nagle znalazł wspólny język z panią Sheva. Szczegóły zdradzę Ci, kiedy się spotkamy, ale jak już na pewno zauważyłeś, nie jesteśmy sami. Wraz ze mną, Andrew i jego rodzicami, jest także brat Serhija. Tak, wiem, jesteś zaskoczony. Także byłem, bo nie spodziewałem się, że Serhij Sheva ma jakiekolwiek rodzeństwo. Teraz wiem o tym doskonale, jako że Dymitr dał nam się trochę we znaki. Ukradł nam różdżki! Nie ważne, że z nich nie korzystaliśmy, ale czuliśmy się bezpieczniej mając je ze sobą. Tak się więc zdarzyło, że straciliśmy je z jego winy na kilka godzin. Oddał je, kiedy wrócił z przydługiego „spaceru”, który w rzeczywistości był ucieczką. Nie przed nami, ale przed mamą Andrew. To było tak dawno temu. Cały tydzień! Teraz jest jakoś spokojniej. Sam nie wiem, co się zmieniło i jak do tego doszło, ale atmosfera w domu stała się inna. Spokojniejsza, bardziej leniwa. Nie znam się na tym, przyznaję się bez bicia.
Ale, ale! Jestem przekonany, że to cię naprawdę zainteresuje! Jako że jest nas teraz wystarczająco wielu – czterech, ale uznajmy to za wystarczające – mamy okazję grać w quidditcha! Ja z tatą Andrew i on ze stryjem. Dwie drużyny po dwie osoby, to nie najgorsze zestawienie, kiedy w grę wchodzą niewielkie mecze. Co ciekawe, wygrywamy na zmianę, jako że Dymitr Sheva to bestia quidditcha nie gorsza od brata. Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie chciał grać zawodowo skoro teraz nie ma nawet konkretnego zajęcia. Tak przy okazji dorzucę, że na pewno byś go nie polubił. Jest specyficznym człowiekiem. Durniem, upartym osłem i kimś tak irytującym, że z trudem powstrzymuję się by nie pokazać mu swojej wilczej siły. Nie porównałbym go z Jamesem, ale pewnie dlatego, że ten facet jest o wiele gorszy niż nasz kumpel.
Nie wierzysz? Tym lepiej dla Ciebie! Możesz żyć w błogiej nieświadomości istnienia ludzi jeszcze bardziej denerwujących niż sam Potter. Nie życzę ci spotkania z kimś takim. Nikomu nie życzę. No, może wrogom. Oni niech się irytują i wyrywają sobie włosy z głowy, kiedy mają obok kogoś takiego. Ci, na których mi zależy powinni mieć zdrową psychikę, a Dymitr potrafi ją poważnie uszkodzić i nadwyrężyć. To chyba taki typ człowieka, ale znawca ze mnie żaden. Wiesz o tym najlepiej, bo przez ostatnich sześć lat poznałeś mnie wystarczająco dobrze. Może nawet najlepiej ze wszystkich ludzi. Nawet moi rodzice nie wiedzą o mnie tyle, co jeden Syriusz Black. Powinieneś być z tego dumny! No dobrze, ale o czym to ja... Zgubiłem wątek. Naprawdę, zgubiłem i już na niego nie wpadnę, więc zmienię temat.
Razem z Shevą i jego matką wybraliśmy się nawet na niezobowiązujące zakupy, czyli dużo przymierzania – mało kupowania. To był jej pomysł, nie nasz, ale bawiliśmy się świetnie chociaż nie od razu przekonaliśmy się ile może być frajdy w przymierzaniu. To lepsze niż siedzenie i oglądanie, naprawdę. Mieliśmy na sobie same nowości na przyszły sezon. Tyle to nawet ja rozumiem, chociaż nie będę nawet próbował wspominać o innych pierdołach, które pojąłem tylko połowicznie lub mgliście. Wełniane swetry będą w modzie zimą, więc na pewno spodoba mi się ten, który chcesz mi sprezentować. Pierwszy raz będę naprawdę modnym Remusem Lupinem. Żartuję, to mi nie grozi. Bawiłem się świetnie, ale na dłuższą metę to męczące do tego stopnia, że człowieka może rozboleć głowa. Jak łatwo się domyślić, matka Shevy jest zaprawiona w bojach, więc szalała nadal, kiedy my dwaj posilaliśmy się i odpoczywaliśmy.
Podejrzewam, że takie czytanie o tym jest nudne. Nie mogę pochwalić się tym, co naprawdę ciekawe i nie miałem żadnych wpadek, które odczułbym na własnym ciele, więc mój list w przeciwieństwie do Twojego niewiele wnosi. Wybacz! Naprawdę chciałbym żeby mój list wbił Cię w fotel, wzruszył, rozbawił, ale zdecydowanie trudniej pisać, niż żyć.
Na koniec wspomnę o temacie, który taktownie pominąłeś w swoim liście, a który bardzo Cię interesuje – nasz wypad nad morze. W planach nic się nie zmieniło. Wyjeżdżamy w pierwszym tygodniu sierpnia na dwa tygodnie i to wy załatwiacie wyjazd, ponieważ ja nawet nie wiem jak miałbym się za to zabrać. Chcę blisko morza, w ładnym miejscu, nie musi być sklepów, i tak mnie na to nie stać. Pokój... Nie obrażę się jeśli będziemy wszyscy razem w jednym. Taniej, poręczniej, nikt nas nie napadnie, kiedy będziemy w grupie i jeszcze raz taniej. Poza tym, możemy umocnić swoje więzi, które zostały tak ostatnio nadszarpnięte. Myślę, że zabawy nad morzem temu sprzyjają, a ja mam ochotę leżeć na wodzie i nie robić nic poza moczeniem swojego całego ciała. W ramach wyjątku pochlapię się z wami i pobiegam po piasku, ale nie oczekujcie ode mnie wyczynów akrobatycznych i nadmiernego wysiłku. Jestem Remus Lupin – leń, leń, leń! Przyznaję, że nie mogę się doczekać wyjazdu. Także dlatego, że również za Tobą tęsknię. Chyba nawet trochę za Jamesem. Po prostu chcę wrócić do tego co było wcześniej, ale o tym porozmawiamy, kiedy się spotkamy.
Myślę, że to tyle listownie z mojej strony. Jeszcze do Ciebie napiszę przed naszym spotkaniem.

Buziaki,
Remus”

Skrzywiłem się czytając jeszcze raz to, co zdołałem z siebie wydusić. Mogłem udawać przed innymi, jak to jestem dumny z tego listu, ale sam wiedziałem doskonale, że był nudny i pozbawiony serca. Ale kiedy nie mogłem pisać wszystkiego! Temat domniemanej zdrady musiał wyjść z moich ust, a nie spod mojej ręki. To samo tyczyło się wszystkich szczegółów tamtej nocy, późniejszych dni. Wszystkie prywatne sprawy Shevów nie powinny być dokumentowane w czymś tak niepewnym adresata jak list. Syri musiał poczekać na ploteczki i zadowolić się beznadziejnym listem.
- Remi, możesz założyć spodnie, są suche! - Andrew wszedł do pokoju na bosaka i w samej koszulce oraz bieliźnie. Obaj mieliśmy przykrą przygodę nad jeziorem, kiedy poślizgnęliśmy się i wpadliśmy do wody. Nie pisałem o tym Syriuszowi, ponieważ sprawa była zbyt świeża, a teraz przynajmniej mogłem założyć coś na moje niemal gołe dupsko, które przemarzło. Dziś bowiem padało i było chłodno, a po kąpieli miałem tylko nadzieję, że nie skończy się to chorobą. Zamoczyłem moje ostatnie czyste spodnie, jako że reszta była w praniu, kiedy zepsuła się pralka. Tak, chyba mogłem to dopisać do listu do Syriusza. Może w postscriptum?

„P.S. Chciałem jeszcze dodać, że moje spodnie ucierpiały podczas niespodzianki jaką zgotowała nam pralka i wszystkie skończyły w kolorze prosiakowego różu. Musiałem czekać aż specjalista zajmie się pralką i ktoś kompetentny przywróci im dawny kolor. Do tego czasu zostałem z jedną tylko parą jeansów, które również miały swoją przygodę, ale o tym następnym razem, kiedy wspomniana przygoda całkowicie się zakończy.”

Tak, teraz było lepiej. Niewiele, ale jednak lepiej. Może Syriusz się na koniec uśmiechnie? Albo zmartwi... Nie, różowymi spodniami nie powinien się martwić. Mam nadzieję.

remus-lupin-full-1221300

niedziela, 5 października 2014

List Syriusza do Remusa

„Najdroższy Remusie,

Nie pisałem do Ciebie wcześniej, ponieważ ilekroć zabierałem się za ten list, coś mi przeszkadzało. To głupia wymówka, wiem o tym doskonale, ale naprawdę tak było! Albo służba coś ode mnie chciała, albo wuj, albo znowu jakiś jego znajomy wpadł z wizytą i musiałem czynić honory przyszłego pana domu. Nie uwierzysz, ale trafiły mi się nawet zagubione owce do odszukania! I to w chwili, kiedy zasiadłem za swoim biurkiem żeby napisać kilka słów do ciebie. Sam więc widzisz, że nie miałem do tego nawet najmniejszego szczęścia.
Ale zacznę od początku. Dom wuja jest całkiem duży, kiedy wejdziesz do środka i zaczniesz błądzić po korytarzach. No dobrze, przesadzam bo nie można się tam zgubić, więc nie jest znowu tak przesadnie wielki, ale i tak to zdecydowanie więcej niż się spodziewałem. Mam ładny pokoik, który przypomina mi trochę ten, w którym nocujemy w szkole, chociaż na pewno mój jest mniejszy. Nie jestem dobry w takich opisach, więc zaproszę cię tam kiedyś i sam się przekonasz z czym mam do czynienia. Czuję się jak panicz na włościach, gdziekolwiek bym się nie przechadzał.
Wyobraź sobie, że wuj posiada także spore pole, na którym pozwala czasami wypasać owce i barany. W każdym razie, mam się gdzie bawić, jako że owce należą do starego czarodzieja, któremu nie dziwne latanie na miotle. Jego owce też się nie boją. A gdybyś widział ich kolory! Są fantastyczne! Może poproszę jego żonę o sweter dla ciebie na święta. Spodoba ci się na pewno! Ba! będziesz zachwycony!
Pewnie zastanawiasz się, co takiego robię całymi dniami, prawda? Wuj dorobił się majątku na wyścigach, więc teraz zdradza mi tajemnicę swojego sukcesu. Codziennie wieczorem jedziemy do miasta na wyścigi królików na wrotkach. Tak, Remusie. Dobrze słyszysz. Jego sekret to króliki na wrotkach, które ścigają się po specjalnym torze. To także kiedyś ci pokażę, ponieważ trudno uwierzyć co te stworzenia potrafią wyprawiać.
Nie musisz się jednak o mnie martwić. To nie hazard przeze mnie przemawia, ale zwykły podziw dla właścicieli, którzy zdołali tak wytrenować swoje zwierzątka. Z największą przyjemnością uczę się od wujka oceny sytuacji i obstawiania zwycięzców. Zdołałem już trochę na tym wygrać, więc mój własny majątek również zaczyna rozkwitać. Teraz przesadzam, wiem. Ale i na to mam usprawiedliwienie. Nigdy nie spędzałem wakacji lepiej niż teraz!
Przyznaję, że nigdy nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego, jak bardzo toksyczne były moje powroty do domu na wakacje. Dopiero teraz rozumiem, że w pewnym stopniu mnie wyniszczały. Odosobnienie, oziębłość rodziców, którzy woleli odwracać głowę kiedy się pojawiałem i nie jadali ze mną przy jednym stole. Tutaj wszystko odbywa się inaczej. Rano budzi mnie służba żebym nie zaspał na śniadanie, które jem z wujem. Czasami prosi mnie abym razem z nim doglądał takich czy innych spraw i podkreśla, że kiedyś to ja przejmę jego majątek, a wraz z nim i obowiązki, więc powinienem się uczyć. Ta część dnia potrafi być męcząca, gdyż wuj chociaż ma swoje lata to tryska energią. Mam nawet wrażenie, że przelewa na mnie całą swoją miłość, ponieważ nigdy nie miał dzieci, a na stare lata musi dać upust nagromadzonej w nim czułości i ojcowskiej mądrości. W takich chwilach wspólnie jemy także drugie śniadanie, a później obiad, podwieczorek i kolację. Jeśli dzień zaczynamy wspólną pracą to już mnie więcej nie wypuszcza z rąk i to jest miłe. Innym razem jadam niektóre posiłki sam, ale to tylko wtedy, kiedy latam na miotle lub kręcę się po okolicy, zaś on odwiedza starych znajomych.
Wspomniałem o służbie. To kolejna duża zmiana po wiecznie wściekłym i niemiłym Stworku, naszym Skrzacie Domowym, który mnie nie szanował od kiedy wyszło na jaw, do którego domu w Hogwarcie mnie przydzielono.
Za dużo narzekam, więc pewnie masz już dosyć mojego listu, ale wytrzymaj jeszcze trochę. Opowiem ci coś więcej o tych kolorowych owcach, bo wuj zabrał mnie na farmę ich właściciela i wyobraź sobie, że zaprzągł mnie do pracy! Tak, dobrze się domyślasz. Pozbawiłem jedną z owieczek jej tęczowego wdzianka! Żona właściciela obiecała mi czapkę na zimę z ich wełny, więc jestem bardzo ciekaw jaka będzie, chociaż boję się jednocześnie. Wyobrażasz sobie mnie w kolorowej, wełnianej czapce? Nie? Ja też nie!
No dobrze, skoro mnie wzięło na szczerość to będę całkowicie szczery. Wlazłem w... No, w owcze Sam Wiesz Co. Nie patrzyłem pod nogi, a przynajmniej do czasu, kiedy się poślizgnąłem i już wiedziałem z jakiego powodu. Miałem szczęście, bo nie przepadałem za tamtymi butami, ale i tak było mi ich żal. Wielki Syriusz Black jedzie na owczym gównie i zatrzymuje się po kilku centymetrach wystraszony, jakby co najmniej wpadł w nie tyłkiem. Dobrze, że nie miałem na to świadków. No, poza baranami, które patrzyły na mnie podejrzanie rozumnie. Było mi trochę wstyd, nie będę tego ukrywał. Ulgą było tylko to, że w tamtej chwili żaden baran nie zabeczał. Wtedy miałbym pewność, że wiedzą, co się stało! Już i tak wydawały dziwne odgłosy, kiedy wycierałem trampek o trawę i ich zagrodę udając, że zawiązują but. Nie chciałem żeby wychodząc z domu, ktoś zauważył jak dziwnie tańcuję.
A skoro jestem przy wstydliwych tematach... Chociaż nie. Potrzebuję po prostu komuś się z tego zwierzyć, a nikt nie nadaje się lepiej od Ciebie. Jesteś moim przyjacielem, chociaż jeszcze nie chłopakiem. Wybacz, taka mała aluzja do tego, że czekam, tęsknię i żałuję.
Do rzeczy, zanim się znudzisz i porzucisz ten list. Roztargałem spodnie. Na całej długości nogawki. Jak? Cóż... To było podczas jednego ze słonecznych dni, kiedy rozpierała mnie energia. Urządziłem sobie tor przeszkód, którym było wszystko, co stało na mojej drodze. Włącznie z bramą ogradzającą majątek mojego wuja. Reszty łatwo się domyślić, prawda? Przeskoczyłem. A raczej sądziłem, że przeskoczyłem, bo na kilka sekund zawisłem w powietrzu na bramce, a później z odgłosem prucia spadłem na ziemię. Nie zrobiłem sobie krzywdy, ale sam rozumiesz, to upokarzające! To jak kobieta w sukni z rozcięciem od pasa w dół! Widać bieliznę i nogę! Najgorsze, że brama posiadłości była zamknięta. Musiałem zadzwonić po służbę! Dopiero byli zdziwieni, kiedy zobaczyli „panicza Syriusza” po złej stronie i trzymającego się kurczowo za nogę. Bali się, że coś sobie zrobiłem, więc tak mnie obskoczyli, że od razu wyszło na jaw, co zmajstrowałem. Próbowali się nie śmiać. Próbowali. Doceniam to poświęcenie, bo kiedy kuśtykałem usiłując utrzymać spodnie na sobie, za sobą słyszałem całą gamę dziwacznych dźwięków.
Nie śmiej się, Remusie! Pisząc ten list słyszę jak pokładasz się ze śmiechu, a jeszcze go nie dostałeś! Widać moje wróżbiarstwo w końcu na coś się przydaje.
To chyba byłoby na tyle jeśli chodzi o moje przygody i to, w jaki sposób spędzam teraz wakacje. Wiem, że bawisz się świetnie z Shevą, ale może chociaż troszeczkę o mnie myślisz, co? Oby pozytywnie, chociaż śmiem wątpić. Teraz przynajmniej masz powód by się ze mnie pośmiać, a to mi odpowiada, chociaż moja duma na tym cierpi. Przecież ja nigdy nie byłem taką fajtłapą! Zastanawiam się więc, jak to możliwe, że w tym roku nim jestem. Może to element dorastania i każdy przez to przechodzi? Nie, raczej nie. Przecież James jest pokraką od kiedy pamiętam, a wcale nie dorasta. Czyli zaraża! Musiałem zarazić się tym od niego! Remusie, pomóż! Spędzałem z nim ostatnio za dużo czasu i teraz mnie pokarało! Błagam, napisz do mnie chociaż kilka słów. Może to odwróci złą passę zaczerpniętą od Pottera. Przecież w tych okolicach jeszcze tak wiele nieszczęść może mnie spotkać, że kompromitacja czai się na każdym kroku.
A jeśli mi nie przejdzie i taki ślamazarny wrócę do szkoły? Przecież nawet mój list do Ciebie jest dowodem tego, że coś niedobrego się ze mną dzieje. Potrzebuję lekarstwa, Remusie. Lekarstwa na pecha, głupotę, niezgrabność. A znam tylko jedno, które działa na wszystko – Ciebie. Taki niewinny, niezgrabny flircik, wybacz.
Wiem, że miałem kończyć, ale nie mogę się z Tobą jakoś pożegnać. Tęsknię. I to nie jako kochanek, ale jako przyjaciel, który chciałby z Tobą porozmawiać, pośmiać się. Wiem, że nie lubisz wysłuchiwać podobnych rzeczy, od tamtego feralnego czasu, ale naprawdę tak czuję.
Ach, i najważniejsze, tak naprawdę na sam koniec.
Kiedy to przeczytasz, spal ten list, proszę. Nie ulegnie samozniszczeniu, dlatego potrzebuje Twojej pomocy. Za kilka lat, może nawet za kilka miesięcy, będę się go wstydził, więc lepiej żeby wtedy nie istniał. Zresztą, czytasz go i widzisz jak bardzo wypełniony jest tym, co wstydliwe.

Całuję,
Syriusz”

ishot-74

środa, 1 października 2014

Kartka z pamiętnika CCLVII - Dymitr Sheva

- Dymitrze, zsuń się ze mnie trochę, zaczynasz robić się ciężki. - wymamrotał Harry i pchnął mnie lekko w bok żeby uzmysłowić mi powagę sytuacji.
- To chyba dlatego, że robię się senny, wybacz. - odpowiedziałem schodząc z jego ciała. Po relaksującym seksie zawsze miałem ochotę zwinąć się w kłębek i przespać się trochę, chociaż to rozleniwiało mnie niebezpiecznie i sprawiało, że moja cenna głowa zamieniała się w pulsującą dmuchaną piłkę.
- Nawet nie myśl o spaniu! Nie zostaniesz tu dłużej niż to konieczne!
- Wiedziałem, że na ciebie zawsze mogę liczyć. - odparłem kładąc głowę na jego wilgotnej piersi i popychałem lekko nosem jego sutek, którym nie miałem okazji się bawić do tej pory. Zresztą nie nazwałbym grą wstępną tego, co robiliśmy wcześniej, więc najwidoczniej została nam ona na później, a nawet na teraz.
- Dymitrze...
- Cicho, nic nie mów. Jest dobrze, tak jak jest, nie uważasz? Mieszkam chwilowo u brata i daję się wykorzystywać jego siostrze, to nie najgorsze rozwiązanie. Może jakimś cudem nawrócę się i postanowię znaleźć stałą pracę? Wtedy będziesz mógł rozpatrzeć moja propozycję stałego związku.
- Sam w to nie wierzysz. - westchnął, a ja roześmiałem się głośno.
- Masz rację. Nie wierzę w ani jedno moje słowo, ale brzmi nieźle, prawda? - zamknąłem zęby na jego sutku i pociągnąłem lekko.
Mmm, jego sutki nieodparcie kojarzyły mi się z dniem, w którym się poznaliśmy. Byłem wtedy trochę połamany, więc wylądowałem w Świętym Mungu właśnie wtedy, kiedy Harry miał dyżur. To on mnie sklejał do kupy, a tak się złożyło, że deszcz padał wtedy okropnie, więc biedny chłopak skończył cały przemoczony, kiedy odbierał połamańca z rąk uczynnej czarownicy. Na dobrą sprawę to jej facet tak mnie załatwił. Skąd u licha miałem wiedzieć, że chodzi z brutalnym mugolem?! W każdym razie Harry musiał zdjąć przemoczoną odzież, więc zajmował się mną w wilgotnej koszulce bez ramion, która cudownie odkrywała to, co powinna odkrywać i w samej bieliźnie. Czego miałby się wstydzić, kiedy miał pod opieką faceta? W dodatku nieprzytomnego do koca z bólu. Sam byłem rozebrany jak do rosołu by można było dostać się do moich połamanych kości i wysuszyć ubrania. Tylko tego było im trzeba żebym rozchorował się pod ich opieką. Pielęgniarka mająca dyżur z Harrym zajęła się ciuchami, a on tymczasem składał mnie zaklęciami. To była piękna pobudka z bolesnego letargu, kiedy chłopak zajmował się moją głową, a ja miałem przed oczyma jego malinowe sutki. Musiałem być wtedy jeszcze trochę nieswój, bo wgryzłem się w jedną z tych malinek i zassałem. Dla Harry'ego musiał to być szok, ale ja nie robiłem sobie z tego nic. Zwyczajnie trzymałem, ssałem i nie pozwalałem mu się wyrwać. Dobrze, że wtedy moje ręce były już w całości, bo przynajmniej mogłem nimi operować, a on piszczał, wyrywał się i wyraźnie spodobało mu się uczucie, jakie w nim obudziłem swoją żarłocznością.
Do siebie doszedłem chwilę później, kiedy dostałem mocno po głowie jego pięścią. W ten właśnie sposób zaczęła się nasza znajomość. Zaprosiłem go na kolację żeby przeprosić za moje zachowanie, wyjaśniłem, że mój stan był efektem nieporozumienia, rzuciłem kilka słodkich słówek o sutkach, w które tak się wgryzłem i od słowa do słowa zaczęliśmy flirtować i szybko wylądowaliśmy w łóżku. Cóż, miałem w sobie to coś, więc jakże mógłby mi się oprzeć. Pamiętałem ten pierwszy raz, ponieważ wtedy wypieściłem jego pierś, jak jeszcze nigdy nikt tego nie zrobił. Nic dziwnego, że się we mnie zakochał! W prawdzie nie byłem idealnym kandydatem na faceta, ale podobno ludzie wracają do tych, z którymi jest im dobrze w łóżku, więc mogłem być pewny, że Harry nie zostawiłby mnie na stałe. Teraz spotykaliśmy się już od kilku miesięcy i nie narzekałem. On też nie.
- Grasz nieczysto! - oskarżył mnie i karcąco uderzył w głowę z taką siłą, że nawet muchy by tak nie zabił.
- Ja zawsze gram nieczysto, kiedy chodzi o ciebie. - przyznałem i znowu wspiąłem się na jego ciało, ale tym razem zająłem się jego sutkami. Lizałem je i ssałem, kąsałem, ściskałem między palcami i masowałem intensywnie. Chciałem je rozpieścić jak należy. Były przecież takie słodkie i śliczne, że traciłem dla nich głowę. Zresztą, były też połączone z kroczem mojego kochanka, bo reagowało na każdą pieszczotę bardzo, bardzo intensywnie.
- Mmm, dobrze, że nie jestem kobietą. - jęknął wypychając biodra do góry, jakby to miało zmniejszyć nacisk rozkoszy na wszystkie erogenne miejsca.
- A to dlaczego? - zapytałem zajęty bez reszty pieszczeniem. Nie byłem najgorszym kochankiem na świecie. W łóżku zawsze byłem oddany i starałem się zapewniać partnerowi intensywne doznania.
- Przez ciebie stałbym się mleczną krową. Jestem pewny, że nagle moje piersi byłyby pełne mleka. To się tylko wydaje niemożliwe, ale przy tobie...
- Bez niego i tak je uwielbiam. - zapewniłem kąsając i ocierając się swoim brzuchem o jego biodra. Znowu był gotowy do akcji, tak samo jak ja. W końcu nie na darmo mój członek sunął po udzie Harry'ego dając mu do zrozumienia, jak bardzo pragnie znowu znaleźć się w nim.
- Flirciarz! - skarcił mnie z rozbawieniem i jęknął, co było wyraźnym rozkazem abym przestał się bawić i zaczął go dopieszczać jak należy. Z odrobiną żalu odsunąłem się od niego i odwróciłem go tyłem do siebie. Lubiłem tę pozycję, chociaż żałowałem, że nie mogę całować jego ust, ale na to będzie jeszcze czas. Rozsunąłem te cholernie zgrabne pośladki i niemal położyłem się na plecach chłopaka. Jednym mocnym, płynnym pchnięciem znalazłem się w jego wilgotnym, nadal wypełnionym moim nasieniem wnętrzu. Tym razem jego ciało nie stawiało najmniejszego oporu i przyjęło mnie całego z rozkoszną płynnością ruchów. Mogłem uderzać biodrami o jego pośladki, jęczeć z powodu pieszczoty jaką była gładkość jego wnętrza i słodkiego pierścienia mięśni. Mój mózg szalał zamieniając się w kłębek przyjemności.
- Cholera, Harry! Uwielbiam cię! - zebrało mi się na pijackie wyznania. Byłem przecież pijany. Pijany rozkoszą. Całowałem jego plecy, pieściłem opuszkami palców jego brzuch i podbrzusze, a w pewnym momencie także członek.
Drugi raz bynajmniej nie skończył się szybciej niż pierwszy. Byłem niezaspokojony, a on pragnął bez przerwy więcej i więcej. Nie potrafił się mną najeść, chociaż był pełny i zadowolony. Mogłem się tym przechwalać, ale nikt nie zdołałby tego zrozumieć, nawet gdybym opisał to ze szczegółami. Mój kochanek chciał mnie, mnie i tylko mnie, a ja szalałem na jego punkcie. Mój członek również, bo napędzał biodra, które bez litości poruszały się by sprawić rozkosz mi i jemu.
W pewnym momencie musiałem nawet odwrócić Harry'ego przodem do siebie by całować zachłannie te jego usta. Nie potrafiłem bez nich dłużej wytrzymać.
- Uważaj bo jeszcze się zakochasz. - roześmiał się wsuwając dłonie w moje włosy i przyciągając mnie mocno do siebie. Jego język był bardzo żywy, kiedy szalał po moich ustach i dominował nad moim.
Gdyby nie tamto wydarzenie z przeszłości nigdy nie odgadłbym, że pod pielęgniarskim wdziankiem może kryć się tyle miłosnego pragnienia. Zresztą, nie podejrzewałem też, że tyle kryje się go we mnie. Widać dobraliśmy się przerażająco dobrze i teraz jego łóżko ledwo stało na tych swoich chwiejnych, drewnianych nogach, pościel była skotłowana, poducha wylądowała na ziemi, a poranna kąpiel była już przeszłością.
Było mi mało, mało, mało, ale poczułem się spełniony, kiedy w końcu wytrysnąłem, a wraz ze mną mój słodki Harry. Teraz dopiero odczuwałem zmęczenie po dwóch bardzo intensywnych razach. Musiałem jednak znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły żeby zwlec się z łóżka i zanieść mojego kochanka do łazienki. Nie mógł iść do pracy z takimi kołtunami, nasieniem na sobie i w sobie, zapocony, czerwony. Dopiero teraz poczułem ból na łopatkach i zrozumiałem, że mężczyzna nieświadomie zostawił po sobie ślad w postaci rozoranej paznokciami skóry. Cóż, to znak, że było mu dobrze, więc nie planowałem narzekać. Zamiast tego zmusiłem się do działania. Zabrałem go pod prysznic, gdzie całowałem go i myłem pozwalając naszym ciałom ochłonąć. Niestety moim zadaniem było również posprzątanie po naszych harcach i wywietrzenie małego pokoiku, w którym było aż gęsto od zapachu seksu. Zmienić pościel, upewnić się, że łóżko stoi i wytrzyma przynajmniej miesiąc spokojnego spania, włączyć odświeżacz powietrza, nastawić pranie. Już niejednokrotnie musiałem powtarzać te czynności, więc miałem wprawę. Harry w tym czasie był zajęty przygotowywaniem szybkiego posiłku dla siebie i dla mnie.
- Kiedy znowu mnie odwiedzisz? - zapytał stawiając na stole kolejne talerze, miseczki, sztućce.
- A już ci miało? - zapytałem figlarnie, za co zostałem skarcony spojrzeniem pana i władcy poirytowanego swoim służącym. - Kiedy tylko chcesz. Rozmawiałem z bratem i znajdzie sposób żebym mógł zostać u niego jak najdłużej bez wzbudzania niczyich podejrzeń. Znajdę pracę to coś sobie wynajmę na Pokątnej. Będzie bliżej żeby dorwać dodatkową pracę. Może będę chłopcem na posyłki, chociaż z moją twarzą może być ciężko. Nie każdy ma w nosie quidditcha tak jak ty.
- Cicho bądź! - nagle chłopak wcale nie przejmował się tym, kiedy znowu się spotkamy. Zawsze tak reagował, kiedy wspominałem o jego całkowitym braku zainteresowania sportem, co sprawiło, że nawet nie kojarzył mojego brata, a co dopiero żeby miał nas pomylić.
- Milczę jak grób. - zapewniłem zadowolony, a Harry prychnął zdając sobie sprawę z tego, że dał się wykiwać. Potrafił być uroczy.