niedziela, 28 sierpnia 2016

Pamiętny 1 stycznia

- Szlag, umieram! Dobijcie mnie żeby było szybko i bezboleśnie!
- Cholera, J., nie wrzeszcz tak! Uh, auć! - Syriusz jęknął i słyszałem jak z wysiłkiem zmienia pozycję na łóżku. Sam nie miałem odwagi chociażby otworzyć oczu, nie mówiąc już o jakichkolwiek bardziej zdecydowanych ruchach. Uznałem, że leżenie w bezruchu dobrze mi zrobi i może przyczyni się do zmniejszenia bólu głowy, który właśnie rozsadzał mi czaszkę. - Niech mi ktoś przypomni, dlaczego czuję się tak koszmarnie?
Sięgnąłem pamięcią do wczorajszego wieczora, kiedy po powrocie naszego wymęczonego rozwolnieniem, słabego DJa daliśmy sobie spokój z muzyką i postanowiliśmy zrobić prawdopodobnie najgłupszą rzecz w życiu – napić się.
- Obaliliśmy dwie butelki wina. - rzuciłem i od razu pożałowałem, że się odezwałem, kiedy przez całe moje ciało przeszła fala mdłości.
- A, tak. Slughorn. - przypomniał sobie chłopak i teraz to ja próbowałem naprowadzić mój działający zadziwiająco powoli umysł na kolejną część układanki.
Slughorn, Slughorn... A tak, Slughorn! To od niego mieliśmy wino.
To był pomysł Jamesa. To on uznał, że powinniśmy zakraść się do gabinetu nauczyciela eliksirów i uraczyć się jego kolekcją. W planach była jedna butelka, ale ostatecznie zabraliśmy dwie i zaszyliśmy się w jednej z pustych klas aby uniknąć przyłapania w pokoju.
- Chwila... Ktoś chyba z nami był. - James podjął niewyobrażalny wysiłek i usiadł na swoim łóżku, co niewątpliwie było błędem. - Zaraz rzygnę.
- Co ty nie powiesz. - rzucił opryskliwie Syriusz, który na chwilę uniósł twarz znad poduszki, w której ją chował.
- Zwymiotowałem na kotkę Filcha. - przypomniałem sobie. Kiedy wracaliśmy chwiejnie, niepewnie do pokoi, stanęła nam na drodze i miauczała nieubłaganie. Od jej wycia zrobiło i się niedobrze i zwróciłem wszystko, co jeszcze miałem w żołądku na jej wyliniałe futro.
- Ej, faktycznie! - Syri roześmiał się i jęknął boleśnie. - Tak z tego śmiałem, że omal sam nie puściłem pawia.
- Stary, ja niemal sikałem pod siebie. - James odwrócił się powoli stając na łóżku na czworakach.
- Co ty robisz, J.? - w końcu otworzyłem oczy z jękiem, kiedy igła bólu przeszyła mi czaszkę.
- Muszę w kibel. - rzucił zsuwając się z materaca na podłogę bardzo, bardzo powoli. - Nieźle mi idzie. - dodał opadając na kolana i podpierając się rękoma o ziemię. - Stoję.
- Nie nazwałbym tego staniem. - pozwoliłem sobie zauważyć. Odważnie postanowiłem zmienić pozycję na wygodniejszą i pozwalającą mi patrzeć na wszystko, co działo się w pokoju.
- Kij z tym, ważne, że mogę iść do przodu. - prychnął James i zaczął powolutku, maleńkimi kroczkami brnąć w stronę łazienki.
Wróciłem na chwilę myślami do naszego głupiego przedsięwzięcia, za które teraz płaciliśmy wysoką cenę. Zakradanie się do gabinetu Slughorna było łatwiejsze niż otworzenie opakowania czekolady. Jedno najprostsze na świecie zaklęcie i drzwi stanęły przed nami otworem. Znalezienie zachomikowanych przez nauczyciela butelek z winem było trochę trudniejsze, ale nie było dla nas rzeczy niemożliwych, więc znaleźliśmy w końcu jego alkoholowy schowek i wybraliśmy dwie butelki nie myśląc nawet wiele o tym, które z nich bierzemy.
- Czy wino powinno tak dawać popalić? - Syriusz odwrócił głowę w moją stronę. Miał czerwone oczy i bladą twarz, a ja zapewne wyglądałem tak samo, o ile nie gorzej. W końcu on pijał od czasu do czasu wino w domu do obiadu, podczas gdy dla mnie było to pierwsze spotkanie z tym paskudztwem.
- Nie wiem i nie chcę o tym myśleć, bo zaraz zwymiotuję. - przyznałem szczerze. Wspomnienie o winie ciągnęło za sobą także wspomnienie jego smaku, a ta kwaśna gorycz wpychała mi do gardła żółć z żołądka. Naprawdę byłem bliski zwrócenia tego, co wątpliwie zostało we mnie od wczoraj.
- J.?
- Yhym?
- Dlaczego leżysz z twarzą na dywanie i uniesioną wysoko dupą?
- Ręce mi się zmęczyły. Muszę dać im odpocząć zanim wyruszę w dalszą drogę ku upragnionej toalecie.
Ma to sens, pomyślałem.
- Usycham. - zajęczał Syriusz, który znowu leżał na plecach, chociaż był chyba trochę bledszy niż jeszcze przed chwilą.
- Ty usychasz, a ja tonę. Mój pęcherz zaraz eksploduje.
- Więc się czołgaj. - podpowiedziałem.
- To nie taki głupi pomysł. - okularnik zaczął przesuwać się do przodu jak dżdżownica. - Działa. - rzucił tryumfalnie.
Nie wytrzymałem. Prychnąłem śmiechem czując jak całe moje ciało przeszywa ból, a żołądek wywraca się do góry nogami. Zerwałem się z łóżka niemal upadając, ale zacisnąłem mocno pięści i zmusiłem nogi do współpracy. Pobiegłem do łazienki mijając czołgającego się Jamesa i uklęknąłem nad sedesem wyrzucając z siebie paskudną żółć.
Nigdy więcej wina! Nigdy więcej picia z przyjaciółmi! To nie było warte takich katuszy. Mój żołądek bardzo szybko zamienił się w poszarpany, wymęczony worek marynarski i tym razem to ja na czworakach mijałem czołgającego się Jamesa w drzwiach łazienki.
- Idę po wodę. - oświadczył Syriusz, który siedział na skraju łóżka wpatrując się w podłogę między swoimi stopami. - Jeśli wstanę.
- Kiedy jest potrzeba każdy wstanie. - zauważyłem zmęczonym głosem. - Chyba przydałoby się nam śniadanie.
- Ja go nie przyniosę. Jestem na granicy wymiotów.
- Mi to mówisz? Właśnie zwymiotowałem żołądek i idę na czworakach do swojego łóżka. James w końcu doczołgał się do kibla i sika zapewne na siedząco. Nie wiem jak to zrobimy, ale musimy dostać się do Wielkiej Sali i wyglądać normalnie. Slughorn może i jest niedomyślny, ale trzech uczniów na kacu i jego dwa brakujące wina to wcale nie takie trudne równanie.
- Potrzebujemy pomocy.
- Evans jest wściekła na Jamesa za wczoraj. Swoją drogą, to zadziwiające, że po winie zeszła mu opuchlizna. - dodałem mimochodem jak przez mgłę pamiętając moment, w którym po obaleniu jednej butelki zauważyłem, że przyjaciel wygląda normalniej niż przed piciem. A może to efekt alkoholu, który utrzymywał się do teraz? - A Zardi jest wściekła o ciasto. - wróciłem do tematu.
- Remi, to Zardi. Ona nawet wściekła zrobi dla nas wszystko. Wyślij jej wiadomość.
Westchnąłem i podjąłem dalszą wędrówkę blisko ziemi do swojego łóżka. Jakoś się na nie wdrapałem, naskrobałem liścik do przyjaciółki i zaczarowując go w papierowego ptaszka wysłałem. W tym czasie James pełznął z powrotem do pokoju.]
Pięć minut później Zardi była już w naszym pokoju. Trochę blada, ale zdecydowanie żywa i przejęta naszym stanem.
- Czy wy naprawdę zdychacie po tej odrobinie wina, które wypiliśmy? Dobra, może nie czuję się szczególnie dobrze, ale jestem na nogach... James, czy ty pełzasz?
- Ha, wiedziałem, że ktoś jeszcze z nami był! - okularnik był wyraźnie dumny z siebie.
Spojrzałem na przyjaciółkę, która wodziła wzrokiem od jednego z nas do drugiego. Czy ona naprawdę z nami wczoraj piła? Nie pamiętałem tego zupełnie i nie miałem pojęcia dlaczego. Jak mogłem zapomnieć, że była z nami w tamtej pustej klasie? Nawet teraz nie mogłem sobie przypomnieć jej obecności.
- Teraz naprawdę się o was martwię. - Zardi najwyraźniej skojarzyła fakty. - Musicie częściej ćwiczyć picie. Nieważne, jak mogę wam pomóc?
Złota dziewczyna! Wyjaśniliśmy jej czego nam trzeba, a ona bez szemrania skinęła głową i wyszła z pokoju. Nie wiem w jaki sposób udało nam się zaprzyjaźnić z kimś takim, ale dziękowałem wszystkim bogom i magicznym siłom za Zardi. Ona byłaby w stanie oddać za nas życie, nie wątpiłem w to ani przez chwilę. Kochałem ją. Wszyscy ją kochaliśmy, a ona kochała nas. Szczęśliwa, pokręcona rodzinka.
Ni stąd ni zowąd, Syriusz jęknął i tym razem to on chwiejnie pognał do łazienki. Podejrzewałem, że przypomniał sobie coś, czego nie chciał pamiętać, tak jak wcześniej było ze mną. Cóż, nie łudziłem się, że po posiłku nam się poprawi, ale przynajmniej będziemy mieli czym wymiotować. Już to widziałem oczyma wyobraźni. Przenajświętsza trójca pochylona nad muszlą klozetową i wymiotująca w tercecie. Życie było „piękne”.

5q_zuypamti_by_lilta_photo-daevjzp 7fc05602h8u_by_lilta_photo-daevl37 marauders_by_lilta_photo-daevk1l

środa, 24 sierpnia 2016

Co złego to nie my

Dwoje z głowy, przeszło mi przez myśl, kiedy obserwowałem uczniów bawiących się w rytm jakiejś kiepskiej, popularnej ostatnimi czasy piosenki, która wpadała w ucho i równie szybko zaczynała irytować. Zardi obrażona, Syriusz ucieka przed McGonagall, zostali mi tylko zaginiony w akcji Pet oraz spędzający czas ze swoją dziewczyną James. Postanowiłem więc zatopić smutki w babeczce z kremem waniliowym oraz jej czekoladowej koleżance. Oszukiwanie się nie miało sensu, zależało mi tylko na słodyczach, więc oddałem się rozkoszy jedzenia. Przynajmniej ono nie miało zamiaru mnie opuścić.
- Wyjątkowy, tajemniczy wieczór?! Co za... - Evans minęła stół, za którym stałem wyraźnie wściekła. Nie zwróciła nawet uwagi na fakt, że omal nie przewróciła stojącej na nim wieży ciastek. Na szczęście w porę przytrzymałem połączone ze sobą talerze, czym uratowałem wiele pyszności.
Spojrzałem za dziewczyną i wzruszyłem ramionami. Cóż, jej problemy to jej sprawa.
- Szlag! Auć, auć, kurw... auć! - za to problemy Jamesa były moimi.
- Co się dzieje? - zapytałem z pełnymi ustami spoglądając na kumpla, który podszedł do mnie włócząc nogi za sobą.
- Dostałem w pysk. - wyjaśnił masując policzek pod kapturem. - Pytała o kaptur, więc powiedziałem, że chcę być tajemniczy, żeby wieczór był bardziej emocjonujący. W to jeszcze uwierzyła, ale kiedy chciała mnie pocałować, a ja ją od siebie gwałtownie odsunąłem... Wyjaśnienie, że to ma być niezapomniany wieczór bez kliszowych akcji jej się nie spodobało. Prawdę mówiąc to nie wiem dlaczego mnie uderzyła. Chyba uznała, że doda temu wszystkiemu dramatu. Szlag, ależ to boli! - syknął – Są tu jakieś lody?
Skinąłem głową i wskazałem mu magicznie chłodzone miejsce, w którym mógł je znaleźć. Chłopak wypełnił pucharek ulubionymi smakami i przyłożył go do policzka, przy okazji odrobinę zsuwając z twarzy kaptur, żeby go nie pobrudzić. Co jakiś czas zagłębiał łyżkę w lodach i pakował do ust spore kęsy.
- Czuję ulgę! - stwierdził z westchnieniem.
- Jest już bezpiecznie?
- Matko, Black, nie strasz tak! - James omal nie upuścił pucharka, a nawet ja podskoczyłem zaskoczony, kiedy spod stołu doszedł nas głos Syriusza.
- Nie ma jej? - dopytywał natrętnie kruczowłosy.
- Kogo? - James był wyraźnie sfrustrowany.
- Zabiłaby mnie i nawet byś o tym nie wiedział! - prychnął na niego Black. - McGonagall, a kto inny gonił mnie przez pół zamku? Tutaj udawała spokojną, ale jak tylko wyszła z Wielkie Sali, od razu wystartowała! Szlag, ma parę w nogach. Przyznam, że niemal mnie dopadła.
Nie wytrzymałem i roześmiałem się, a James zawtórował mi mimo bólu w opuchniętej twarzy.
- Śmiejcie się. Gdyby to was goniła nie byłoby wam do śmiechu. - chłopak wyszedł ostrożnie spod stołu i rozejrzał się w około zza jego krawędzi. - Musiałem się zmienić żeby jej uciec. Cholera, zabiję Silasa zanim skończy się ten rok. Gdyby się tak nie rzucał, nikt nawet by nie zauważył, że go związałem. - Szlag, ta muzyka mnie zabija. Już bardziej słonecznie, wesoło i różowo się chyba nie da. Muszę się otruć. - sięgnął po babeczkę na moim talerzu i wepchnął ją sobie całą do ust. - Słodkie to paskudztwo, ale kij z tym. - ukradł mi kolejną. - Hmm, mam pomysł! - uśmiechnął się wyjątkowo wrednie. - Wywierćcie mi jakąś dziurę w jednej babeczce. Czekoladowej. Idę okraść Skrzydło Szpitalne.
Nawet nie miałem czasu go zatrzymać, ponieważ wystrzelił jak z procy. Spojrzałem tylko na Jamesa, który wzruszył ramionami i obaj nieufnie przyglądaliśmy się babeczkom.
- Co on miał na myśli mówiąc wywierćcie mi dziurę? Że niby palcem?
- J., chodzę z nim od lat, ale nie mam pojęcia.
- Więc czekamy.
I czekaliśmy. Pięć, może dziesięć minut. Syriusz wrócił tak dumny z siebie, że miałem ochotę mu pogratulować, chociaż nie wiedziałem czego. Nie był niestety zachwycony dowiedziawszy się, że nie przygotowaliśmy jego babeczki. Traktując nas jak oporne intelektualnie dzieci, pokazał nam dokładnie, co miał na myśli. Korzystając z rurki, wyssał z babki nadzienie i zamiast niego wypełnił ją zmieszanym z bitą śmietaną środkiem przeczyszczającym.
- Smacznego Silasie. - powiedział zadowolony do swojego gotowego dzieła.
Już miałem zamiar zapytać, jak chce mu ją dać, skoro chłopak na pewno nie przyjmie jej od niego, kiedy Syri wypatrzył w najbliższym tłumie ładną Puchonkę i podszedł do niej z czarującym uśmiechem. Flirtem nakłonił dziewczynę aby zamiast niego dała babeczkę beznadziejnemu DJowi, na którym chciał się zemścić.
Kiedy do nas wrócił, rzuciłem mu wymowne spojrzenie. Przeprosił mnie za tak radykalne środki i uderzył w błagalny ton, chcąc abym wraz z nim pokręcił się koło podwyższenia, z którego został zgoniony. Nie chciałem opuszczać moich słodyczy, ale porwał ze stoły wieżę ciastek i złapał mnie za rękę ciągnąc w upragnionym kierunku. Stanął w bezpiecznej odległości od miejsca, w którym dziewczyna wręczyła Silasowi babeczkę i wcisnął mi w ręce ciastka.
Jego plan był banalnie prosty. Kiedy chłopak wybiegnie do łazienki, my zajmiemy jego miejsce. Syri schowa się pod stolikiem i będzie mi podpowiadał, co powinienem włączyć. Uznał, że nikt nie ruszy wzorowego prefekta, a on na pewno nie będzie już wybierał tych najbardziej ponurych, krwawych i dziwacznych kawałków. Patrzył przy tym na mnie tak błagalnie, że nie mogłem mu niczego odmówić.
Wstyd się do tego przyznać, ale połowa ciastkowej wieży była już pusta, kiedy Silas poczuł zgubny wpływ zaoferowanej mu przez atrakcyjną dziewczynę babeczki.
- Jestem geniuszem zbrodni. - schlebiał sobie kruczowłosy i popchnął mnie w stronę podwyższenia DJa.
Stojąc tam czułem się nie na miejscu, ale wepchnąłem do ust ciastko dla pocieszenia i słuchałem uważnie Syriusza, który tłumaczył mi, co powinienem robić i jak obsługiwać sprzęt. W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze, ale nie byłem pewny, czy to z powodu przejedzenia, czy też nerwów.
James dołączył do nas po chwili i zapewnił Syriego, że jest bezpieczny, ponieważ McGonagall była zajęta gdzieś po drugiej stronie Wielkiej Sali i najwyraźniej nie pamiętała już nawet o Syriuszu.
- Doskonale. - zamruczał niczym tłusty, leniwy kot i włączył pierwszą z wybranych przez siebie piosenek. Wybrał taką, która nie zwróci na nas od razu uwagi nauczycielki, która zapewne będzie teraz reagować na każdą zmianę tonu puszczanej muzyki.
Rozsiedliśmy się z chłopakami na podwyższeniu, ja na krześle, oni na podłodze schowani za stolikiem. Brakowało tylko Shevy i Petera, ale podczas gdy ten pierwszy świętował noc Sylwestrową z nowymi przyjaciółmi w nowej szkole, ten drugi po prostu nas wystawił.
Kiedy puściliśmy pierwszą mocniejszą piosenkę, McGonagall zjawiła się w mgnieniu oka. Ostrzegłem chłopaków, kiedy tylko zobaczyłem jak przeciska się przez tłum uczniów.
- Chodzi pani o tego chłopaka, który tutaj był? - dopytałem udając głupka, kiedy zapytała o Silasa. - Musiał coś zjeść, bo wybiegł stąd w zastraszającym tempie i trzymał się za brzuch. - wyjaśniłem nie mijając się z prawdą. - Zająłem jego miejsce, bo i tak nic nie robiłem tylko jadłem. - wskazałem resztę ciastek, która mi została. Od kiedy dołączył do nas James znikały o wiele szybciej i to nie za moją zasługą.
- A twoi koledzy? - ha! A więc naprawdę węszyła podstęp.
- Zardi jest na mnie obrażona za sernik, Syriusza widziałem po raz ostatni, kiedy go pani goniła, Peter ugania się za spódniczkami, a James pewnie gdzieś się migdali z Lily. - rzuciłem przyjmując najbardziej niewinny wyraz twarzy na jaki było mnie stać.
- Bez szczegółów, Lupin. - powstrzymała mnie przed kontynuowaniem. - Po prostu uważaj na to, co puszczasz żebym nie musiała cię pogonić jak Blacka.
- Naturalnie, pani profesor! - zapewniłem solennie i uśmiechnąłem się do niej. - Ma pani jakieś życzenia, co do kolejnego kawałka?
- Wiedziałem, że potrafisz lizać, ale to chyba przesada. - syknął cicho Syri, więc kopnąłem go mocno za podtekst jakim mnie uraczył.
- Nie, ale zapamiętam, że proponowałeś. - kobieta skinęła mi głową i posłała subtelny uśmiech oddalając się.
Wypuściłem ciężko powietrze z ust i spojrzałem wściekle na Syriusza.
- Co mówiłeś o lizaniu? - warknąłem, a on wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja coś mówiłem? Musiałeś się przesłyszeć.

________3_by_lilta_photo-d8cpayg marauders_by_lilta_photo-d7xt0am marauders_by_lilta_photo-d8jlnmc marauders_by_lilta_photo-d9v28nc marauders_by_lilta_photo-d80ukda marauders_by_lilta_photo-daevk0f marauders_by_lilta_photo-daevl42

niedziela, 21 sierpnia 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXXVI - Alexander

Drżałem na całym ciele, kiedy moja rozgrzana skóra stykała się całą powierzchnią pleców z lodowatą ścianą. Podkoszulek, który miałem na sobie nie stanowił żadnej ochrony, za to świetnie się sprawdzał irytując mnie i doprowadzając do szaleństwa. Był mi w tej chwili tak cholernie niepotrzebny, że miałem ochotę zedrzeć go z siebie. Nie mogłem się jednak na to zdobyć, ponieważ musiałbym wtedy wypuścić z objęć jedyną kotwicę, która trzymała mnie jeszcze na nogach, a tego nie chciałem.
Shum napierał na mnie całym swoim ciałem, jego dłonie trzymały mocno i zdecydowanie moją szyję, podczas gdy delikatne, gorące usta miażdżyły moje w namiętny, gorącym i spragnionym pocałunku. Czułem, że tracę głowę, że zamieniam się w kłębek pożądania, którym mój kociak mógł bawić się do woli.
Niecierpliwie wodziłem dłońmi po jego umięśnionych plecach, po delikatnej skórze, która wydawała się być dziedzictwem Azjatów. Pragnąłem go niemal boleśnie i wiedziałem, że to uczucie jest w pełni odwzajemnione. Byłem w końcu niemal dorosłym nastolatkiem, który dopiero niedawno poznał uroki seksu, podczas gdy Shum był mającym swoje seksualne potrzeby dorosłym mężczyzną. Obaj byliśmy jednak skazani na długą wstrzemięźliwość. Ja spędzałem całe miesiące w szkole, zaś on nie mógł porzucić swojej pracy w sklepie żeby się za mną uganiać.
Dzisiejszy wieczór oferował nam jednak możliwości, jakich nie mieliśmy od dawna. Wszyscy byli zajęci odbywającą się w Wielkiej Sali zabawą, więc nikt nie zwracał najmniejszej nawet uwagi na fakt, że kręciłem się wokół drzwi wejściowych, które w końcu otworzyłem wpuszczając do zamku Shuma. Zaszyliśmy się na jednym z korytarzy, a przynajmniej tak chciałem o tym myśleć, ponieważ w rzeczywistości po prostu przywarliśmy do siebie nie mogąc dłużej wytrzymać rosnącego z każdą chwilą napięcia wywołanego upragnioną bliskością.
- Alexandrze, nie tutaj. - westchnął w moje usta, kiedy zacisnąłem dłonie na jego pośladkach.
Jakkolwiek niechętnie, musiałem przyznać mu rację. Ktoś mógłby nas zobaczyć, a tego nie chciałem. Nie ważne ile osób widziało wcześniej unoszącego się na falach ekstazy Shuma, ponieważ teraz należał do mnie i nikt poza mną nie miał prawa go takim oglądać.
Zdobyłem się na ten nieludzki wysiłek i oderwałem od niego usta, pozwoliłem by się odsunął. Od razu poczułem chłód w miejscach, w których do tej pory nasze ciała zlewały się ze sobą.
- Chodź. - szepnąłem z trudem przeciskając słowa przez zaciśniętą krtań i trzymając go mocno za rękę ciągnąłem go za sobą do dormitorium.
Drzwi pokoju nie zdążyły się nawet za nami zamknąć, kiedy pchnąłem na nie mężczyznę i zmiażdżyłem jego wargi swoimi. Odsunąłem się tylko na chwilę żeby zdjąć w końcu podkoszulek i pozbyć się swetra z idealnego ciała Shuma. Zamruczał, kiedy moje dłonie podjęły wędrówkę po jego piersi. Byłem bardzo zadowolony z takiej reakcji. Powiedział mi kiedyś, że uwielbia, kiedy go dotykam, że moje duże dłonie o szczupłych, długich palcach doprowadzają go do szaleństwa i najwyraźniej nie kłamał.
Niecierpliwie przesunąłem usta na jego szyję. Ukąsiłem muszelkę jego ucha, polizałem wrażliwe miejsce za nim i językiem sunąłem w dół, co jakiś czas składając drobne pocałunki na jego cudownej, pachnącej drzewem sandałowym skórze. Kiedy pieszcząc jego pierś dotarłem do sutków, z prawdziwą rozkoszą lizałem je i ssałem chłonąc rozkoszne doznanie jakim było dla mojego języka wodzenie po tych ciemnych, twardych perełkach, jakże podatnych na dotyk i pocałunki.
Uklęknąłem w końcu obrysowując ustami kontury zarysowanych wyraźnie mięśni brzucha Shuma i rozkoszując się głośnymi westchnieniami, kiedy lizałem jego v-kę. Rozpinając spodnie mężczyzny zsunąłem je z jego bioder. Nie miał na sobie bielizny, a uzmysłowienie sobie tego faktu posłało bolesną błyskawicę podniecenia prosto w moje i tak już katowane jeansami krocze.
- Kiedyś przyczynisz się do mojej śmierci. - westchnąłem.
- Ja? Właśnie chuchasz na mój członek. - prychnął rozbawiony.
Uniosłem twarz spoglądając z przekornym uśmiechem w jego lśniące oczy, które pociemniały z podniecenia, kiedy przesunąłem językiem po główce jego penisa. Przymykając oczy opuściłem wzrok na krocze mojego chłopaka i zacząłem drażnić się z nim liźnięciami, muśnięciami, drobnymi, lekkimi ukąszeniami. Kiedy wsunął dłonie w moje włosy i zacisnął pięści z pełną satysfakcją wziąłem go w usta. Najpierw sam koniuszek, a później powoli przysuwałem twarz bliżej jego brzucha pozwalając aby wnikał głębiej między moje wargi. Poruszałem miarowo głową, ssałem, kosztowałem go póki nie wydusił z siebie wymownego:
- Bogowie, Alec, dosyć!
Odsunąłem się wtedy od niego i oblizałem stając na nogi. Musiałem rozpiąć spodnie, aby nie męczyć dłużej członka, który pulsował pożądaniem i bolesną potrzebą jego zaspokojenia.
Shum przygryzł lekko wargę, a kiedy wypuścił ją spomiędzy zębów, na jego ustach pojawił się figlarny uśmiech. Położył dłonie na mojej piersi i pchnął mnie lekko do tyłu. Wodziłem spojrzeniem po jego nagim ciele, po erekcji, która była moją zasługą i nie potrafiłem nadziwić się temu, że to wspaniałe ciało było tylko i wyłącznie moje.
W końcu dotarłem do łóżka i położyłem się na nim wpatrzony w Shuma, który wspiął się na materac i uklęknął nad moimi biodrami. Pocałował mnie i tym razem to on badał moje ciało dłońmi i wargami. Wiedział doskonale jak mi dogodzić i uczynić ze mnie niewolnika rozkoszy, ale znalazłem w sobie na tyle świadomości, żeby sięgnąć dłońmi do jego pośladków i wsunąć palec między te dwie ukochane przeze mnie półkule. Rozciągałem go powoli i pławiłem się w przyjemności pieszczot, którymi byłem obsypywany.
W końcu jednak obaj mieliśmy dosyć czekania. Nasze języki splotły się w wilgotnym, namiętnym tańcu, ale mężczyzna odsunął się ode mnie abym go przypadkiem nie ugryzł, kiedy nasuwał się na mnie przyjmując w siebie wszystko, co miałem mu do zaoferowania.
Z początku patrzyłem na to zafascynowany, ale w końcu zagryzłem mocno zęby i z ciężkim westchnąłem wygiąłem kręgosłup w łuk, kładąc się na materacu.
- Nie uciekaj mi tak, koteczku. - zamruczał. - Moje usta są takie osamotnione bez twoich.
- Więc niech wezmą to, co do nich należy. - rzuciłem ciężko i mimowolnie poruszyłem biodrami, co rozlało się po całym moim ciele mrowieniem podniecenia i pasji. Mój kochanek zamruczał i rozpoczął swój niesamowicie erotyczny taniec, kiedy jego biodra unosiły się i opadały. Przyciągnąłem go do siebie całując. Nie miałem już sił rzucać mu wyzwania i czekać, aż sam weźmie to czego pragnął. Był zakazanym jabłkiem, po które sam postanowiłem sięgnąć. Całowałem go, prawą dłonią obejmowałem jego członek, lewą zaciskałem na jego biodrze i poruszałem swoimi bez problemu dopasowując do niego swój rytm.
Shum był piękny, wręcz zabójczo przystojny, a dorosłość sprawiła, że jego delikatne azjatyckie rysy nabrały wyrazistości. Gdybym miał go opisać, użyłbym do tego tylko dwóch słów – promień słońca. Jego słodkie oczy, otoczone ciemną błyszczącą brokatem obwódką cieni do powiek, wydawały się mieć kształt serc, kiedy na mnie patrzył, zaś drobne usta wyginały się w rozmarzonym uśmiechu. Czasami zastanawiałem się jak to możliwe, że ktoś tak doskonały wybrał właśnie mnie i nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi. Kiedy pytałem o to Shuma, lubił żartować, że to wszystko przez moje długie, szczupłe nogi, które jego zdaniem wyglądały nieziemsko w ciemnych obcisłych jeansach. Innym razem argumentował to kształtem i kolorem moich oczu, ust, a nawet nosa. Ostatecznie uznałem, że po prostu uważa mnie za atrakcyjnego, a to co ostatecznie do siebie poczuliśmy było cudownym zbiegiem okoliczności.
Oblizałem się lubieżnie patrząc na spocone ciało kochanka i polizałem jego szyję kosztując lśniący na niej słonawy pot. Nie planowałem go przemęczać, więc usiadłem gwałtownie i położyłem Shuma na pościeli, a sam wisiałem nad nim z pasją i oddaniem wykonując każdorazowe pchnięcie.
Bliski orgazmu pocałowałem go znowu z całą pasją, na jaką było mnie stać. Nasze ciała zastygły w napięciu wywołanym przez orgazm i dopiero po chwili mięśnie rozluźniły się pozwalając na złapanie oddechu. Oddychając ciężko patrzyłem na kochanka, który ze zmęczonym uśmiechem odpowiedział na moje spojrzenie.
- Zostaniesz na noc? - zaproponowałem i położyłem się obok niego splatając ze sobą palce naszych dłoni. - Zasunę kotary i nikt nie będzie wiedział, że mam gościa. Nie otwierasz jutro sklepu, a ja nie mam zajęć, więc możemy spędzić cały dzień w łóżku.
- To propozycja nie do odrzucenia, ale co planujesz powiedzieć przyjaciołom?
- Będą spać do późna, a ja udam chorego. Coś mi zaszkodziło lub coś w ten deseń. Pójdę rano po jakieś śniadanie dla nas...
- A więc wszystko już zaplanowałeś, Alexandrze? - Shum roześmiał się i pocałował mnie w szyję. - Zostanę. Zaryzykowałem flirtując z tobą, kiedy się poznaliśmy, co mi się bardzo opłaciło, więc dlaczego nie miałbym podjąć ryzyka także teraz.
- Cudownie. - przyznałem naprawdę szczęśliwy i czułem, że tej nocy na pewno nie będzie mi dane zasnąć.

tumblr_oa9hgzJ0AN1uixs1fo7_500

środa, 17 sierpnia 2016

Przyjaciele to rodzina, którą wybierasz

- Wchodzimy! - James rzucił hasło i nasza czwórka przeszła dzielnie przez drzwi Wielkiej Sali. Nikt nie zareagował na nasze przybycie, co wydawało mi się śmieszne po tak wielkich przygotowaniach. Prawda była jednak taka, że nie stanowiliśmy pępka świata, więc nie powinno nas to dziwić. Chociaż, jeżeli nie my to kto nim był? Podejrzewałem jednak, że James cieszył się z takiego obrotu spraw. Nie musiał się obawiać, że przypadkiem ktoś zsunie kaptur z jego twarzy lub dostrzeże ją w jakiś niezrozumiały dla nikogo sposób. Widziałem ją na własne oczy i nie zdziwiłbym się gdyby naprawdę go to martwiło.
- Idę znaleźć sobie wygodną ścianę do podparcia. - rzuciłem do przyjaciół rozglądając się za właściwym miejscem. Coś w pobliżu stołu z jedzeniem i napojami, w cieniu, ale w miejscu, z którego mógłbym obserwować wszystko, co się dzieje. Ależ ja miałem wymagania!
- Idę z tobą! - Zardi złapała mnie pod ramę. - Muszę znaleźć Agnes, ale wcześniej wrzucę coś na ząb.
- I moje towarzystwo jest synonimem jedzenia? - zmarszczyłem brwi.
- Prawdę mówiąc nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie. - wyszczerzyła się do mnie i chyba miała rację. Wolałem łudzić się, że jej intencje były czyste i nie miały nic wspólnego z moim zamiłowaniem do przebierania w słodyczach, które na pewno były gdzieś na stołach.
Kogo ja oszukiwałem? Było pewne, że chodzi jej tylko o to. Byłem dla niej jak wieprz wyszukujący trufli!
- Cieszę się, że ty to powiedziałeś. Nie patrz tak na mnie, powiedziałeś to na głos.
- Za dużo czasu z tobą spędzam i już zaczynam głupieć.
- Ależ ja nie lubię, kiedy masz rację. - powiedziała świecąc zębami w jeszcze szerszym niż dotychczas uśmiechu. - Chodź!
- Znajdę was później, sprawdzę kto zajmuje się muzyką. Nie będziemy słuchać takich smutasów przez cały wieczór. - Syriusz machnął nam ręką i wtopił się w tłum.
- Czy on planuje bawić się w DJ'a? - głowa Jamesa obróciła się w moją stronę, ale jego twarzy nie było widać, co bardzo mnie cieszyło.
- Nie mam pojęcia, ale jego oczy świeciły i to bynajmniej nie od makijażu, który zrobiła mu Zardi.
- Skoro o świeceniu oczami mowa, idę znaleźć Lily. Widzimy się później.
- Yyy... - zająknąłem się. - Poczułem się jakbyśmy byli parą i właśnie przyjaciele zostawili nas samych żebyśmy mieli trochę prywatności.
- Pomyślałam o tym samym. - dziewczyna westchnęła ciężko. - Nie ważne, jedzenie!
Kiedy to właściwie stałem się jej popychadłem? Ta dziewczyna po prostu miała w sobie to coś, co czyniło z niej urodzonego lidera i przywódcę stada. Typowa samodzielna samica alfa. Cieszyłem się, że nie była wilkołakiem, ponieważ najpewniej zdominowałaby mnie także w wilczej formie i zrobiła ze mnie swojego podnóżka. Może nieświadomie, ale jednak, zaś przedsmak podobnej sytuacji miałem w tej właśnie chwili.
Znaleźliśmy stolik ze słodyczami akurat w chwili, kiedy spokojny, rzewny wręcz kawałek zastąpiło energiczne walenie w bębny i talerze perkusji. Spojrzałem na Zardi, zaś ona spoglądała na mnie. Rozumieliśmy się bez słów i w tym samym zgodnym milczeniu wzruszyliśmy ramionami. Syriusz dorwał się do muzyki, to nie pozostawiało najmniejszych nawet wątpliwości. Piosenka, która chodziła za nim od dłuższego czasu teraz wypełniała Wielką Salę, jak pył i odłamki po wybuchu bomby. Nie miałem pojęcia dlaczego tak przylgnęła do niego sadomasochistyczna piosenka o torturach sprawiających przyjemność i chyba nie chciałem wiedzieć. Zastanawiałem się za to nad tym, jak długo mój chłopak pokróluje na swoim nowym stanowisku zanim ktoś go stamtąd przepędzi. Podejrzewałem bowiem, że na tym kawałku się nie skończy i po torturach przyjdzie pora na kolejne seksualne „przyjemności”, o których śpiewali jego idole.
- Jeśli puści tę piosenkę o wykopywaniu kości, jego rządy skończą się w zawrotnym tempie. - zauważyłem mimowolnie sięgając po kawałek ciasta.
- Przyznaję, jest dziwna, ale ma w sobie coś pozytywnego. No wiesz, jest taka skoczna.
Popatrzyłem na dziewczynę z lekkim powątpiewaniem.
- Czyś ty do reszty zdurniała? „Śmierć wspina się po schodach”, „Odprowadź mnie na cmentarz”, „Wykop jej kości”? Tak, bardzo pozytywne, chociaż przyznaję, że skoczne to określenie adekwatne jeśli chodzi o muzykę.
- Zrobił to. - westchnąłem, kiedy pierwsza piosenka dobiegła końca, rozbrzmiało wycie i szybki rytm gitary zaczął wyznaczać rytm podskoków sporej grupy uczniów, którzy znajdowali się na parkiecie. Spojrzałem w stronę podestu, na którym znajdował się „kącik DJ'a” i przez chwilę miałem wrażenie, że za Syriuszem dostrzegam jakieś związane, poruszające się po robaczemu ciało. Z ustami pełnymi budyniu z bitą śmietaną zacząłem potrząsać głową w rytm szybkiej, energicznej muzyki.
Mój nieszczęsny chłopak musiał uznać, że niemal przekroczył jakąś granicę, ponieważ kolejną piosenką była romantyczna ballada. Problem w tym, że opowiadała o wampirze, który użala się nad sobą. Pasowała idealnie do książki, którą jakiś czas temu czytała Zardi. Pragnienie krwi silniejsze od woli, pisanie wiersza krwią na skórze niewinnej dziewczyny. „Moje sny są tak głodne, czas się pożywić” mogło brzmieć dwuznacznie, ale słysząc całość utworu nikt nie miał chyba wątpliwości, że to mało raczej mało „miłosny” kawałek.
Przynajmniej Jamesowi niewątpliwie odpowiadał, ponieważ obejmował mocno Lily, dzięki czemu nie mogła zajrzeć mu pod kaptur, kiedy tańczyli.
Moja dłoń natknęła się na coś ciepłego i miękkiego. Spojrzałem na moje palce stykające się z palcami Zardi nad ostatnim kawałkiem sernika. Przeniosłem powoli wzrok na dziewczynę, która patrzyła na mnie trochę zaskoczona. Wpatrzeni w siebie przez chwilę czuliśmy ten płonący między nami ogień.
- Remi... - powiedziała miękko, a ja wiedziałem, co zaraz nastąpi. Zaparłem się mocno nogami, kiedy rzuciła się na mnie próbując mnie przepchnąć. - To mój kawałek! - syknęła wojowniczo. - Nie oddam ci go!
- Zapomnij! Moja ręka była bliżej niż twoja!
Zaczęliśmy nawzajem odpychać swoje dłonie od ostatniego kawałka sernika i żadne z nas nie planowało się poddać. Skosztowałem już niemal każdego ciasta na stole, ale nie miałem okazji spróbować tego, więc nie było szans żebym miał się ugiąć i zrezygnować.
- Zabieraj te grabie od mojego serniczka! - pisnęła wciąż zaciekle próbując zepchnąć mnie biodrem i ramieniem na bok. Byłem jednak dla niej zbyt ciężki i za silny, więc niewiele mogła zdziałać. Za to jej paznokcie boleśnie drapały moją dłoń, kiedy nie dopuszczała do tego, żebym wziął sernik. - Zjedz coś innego! Sernik to mój numer jeden wśród ciach!
- Nie ma mowy, nie masz żadnej karty przetargowej!
- Kłótnia zakochanych? - długie, szczupłe palce zabrały nam kawałek, o który się biliśmy sprzed nosa. Spojrzeliśmy na Noaha nagle się uspokajając, ponieważ oboje wyczuliśmy, że mamy teraz wspólnego wroga.
- Ja nazwałabym to kłótnią rywali o serce niewiasty. - dziewczyna stanęła wyprostowana i uśmiechnęła się słodko. - Noah, gdybyś był tak miły i dał mi ten serniczek. Wiem, że czujesz wewnętrzną potrzebę, żeby mi go podarować.
Tutaj miała nade mną niewątpliwą przewagę, ale nasz „niemal nauczyciel” okazał się nieprzewidywalny.
- Nie specjalnie. - rzucił i wgryzł się w ciastko.
- Nie, nie, nie! Grrrrrr! - dziewczyna tupnęła wściekle nogą. - Faceci! Gdzie wasza zakichana gentlemańska postawa!
- Przecież ty nie lubisz takiego traktowania. - zauważyłem spoglądając na przyjaciółkę, która tylko jeszcze bardziej się wściekła.
- Lubię, kiedy mi się to opłaca! - warknęła na mnie. - Jesteście mi obaj winni serniczek! - dodała i odeszła naprawdę zdenerwowana.
- Uwielbiam, kiedy się złości o takie głupoty.
- Jesteś masochistą? - zapytałem chłopaka, który właśnie przesunął dłonią po irokezie.
- Prawdopodobnie i chyba nie tylko ja. - rzucił wskazując coś z boku. Spojrzałem we wskazanym kierunku, z którego biegł do nas Syriusz. Za nim podążała czerwona na twarzy McGonagall.
- Zwijam się na chwilę i wracam, kiedy jej przejdzie! - krzyknął do mnie w biegu i przyspieszył żeby wydostać się z Wielkiej Sali zanim nauczycielka dorwie go w swoje ręce. Na podwyższeniu DJ'a Sprout właśnie rozwiązywała jakiegoś biednego Puchona, którego Syri skrępował aby zająć jego miejsce i mieć władzę nad muzyką.
Westchnąłem przecierając dłońmi twarz. Ja to potrafiłem dobierać sobie przyjaciół.

środa, 3 sierpnia 2016

Sidekicks

WYNIKI KONKURSU:

Konkurs wygrywa Candyrose ^^ Napisz mi proszę swój adres na: karolina.kirhan@interia.pl lub w wiadomości prywatnej na stronie facebookowej. No i wybierz nagrodę ;)

Spojrzałem na ubranego w pożyczoną od Ryo bluzę Jamesa i roześmiałem się nie mogąc nad tym zapanować.
- Wy-wybacz, ale-ale nie mogę! - wydusiłem z siebie, kiedy rzucił mi wściekłe spojrzenie. Wyglądał jak jakiś mroczny władca lub bandyta, który planuje pod osłoną nocy napaść na jakąś niewinną duszyczkę. Jego wciąż opuchnięta twarz była ukryta pod wielkim kapturem, co wcale nie czyniło z niego mniejszej atrakcji wieczoru. Nie chodziło jednak o to, że wyglądał komicznie, po prostu jego strój nie pasował do okazji, a to wystarczało żeby bawić i wyciskać z oczu łzy.
- Ja to się znam na ludziach. Takich przyjaciół sobie znalazłem, że pozazdrościć. - mruknął urażony J. - Przypominam, że obiecaliście robić z siebie takich samych wariatów jak ja jeśli opuchlizna nie zejdzie, więc...
- Nic sobie nie przypominam. - rzucił szczerząc się Syriusz.
- Zemszczę się, Black. Ostrzegam cię! Nie zdziw się, jeśli kiedyś obudzisz się z dłońmi w trollim gów...
- Wiesz, chyba coś sobie jednak przypomniałem. Ale czy to nie Zardi obiecywała robić z siebie pośmiewisko dla ciebie. - Syri drażnił się dalej.
- Zardi... - mruknąłem przeszukując szafę. Ona mogłaby coś wymyślić. Byłem pewny, że znalazłaby sposób żeby nam jakoś pomóc.
- Ktoś wzywał? - dziewczyna wpadła przez drzwi wejściowe wąchając powietrze. - Nadal śmierdzi, ale mniej. - stwierdziła.
- Merlinie! - Syriusz, który stał przy drzwiach podskoczył wystraszony. - Kobieto, nie rób tak! Zresztą, jak często czaisz się przy naszym pokoju, co?!
- Przyznaję, dosyć często, ale to dlatego, że u was zawsze coś się dzieje, a w dormitorium dziewczyn wieje nudą. No i nie mamy pół nagich wilkołaków. - dodała uśmiechając się do mnie.
- Nie nazwałbym tego półnagim. Jestem facetem, a my rządzimy się innymi prawami nagości. - właśnie miałem założyć na siebie moją starą, trochę wyblakłą czarną bluzę z kapturem. Gdyby do pokoju wpadł ktokolwiek inny, na pewno bym się wstydził, ale Zardi była dla mnie jak siostra i najpewniej nie speszyłbym się przesadnie nawet gdyby widziała mnie nagiego. A wszystko dlatego, że nie patrzyła na mnie jak dziewczyna na chłopaka, ale tak jak ja patrzyłem na siebie w lustrze, przyjaźnie, ale neutralnie.
- Skoro już tu jesteś, przydaj się na coś. - Syriusz zdążył już nad sobą zapanować i wskazał palcem na Pottera. Wprowadził ją szybko w szczegóły tego, na czym stoimy i patrzył wyczekująco, kiedy kręciła się po pokoju myśląc intensywnie.
- Dobra, biszkopciki wy moje. - rzuciła w końcu pewnym głosem. - Ubierajcie się, a ja zaraz wracam. Nie wiem na ile to zda egzamin, ale na pewno nie będzie gorzej niż teraz. - Nie wyjaśniła o co chodzi, ale po niespełna kilku minutach była znowu u nas. Przesunęła pustą szafkę nocną koło łóżka Shevy na środek pokoju i kazała mi na niej usiąść.
- Czy ty planujesz... - zawahałem się widząc w jej dłoniach kosmetyczkę.
- Tak, ale zaufaj mi, wiem co robię. Jest taki jeden facet, na którego punkcie szaleję... Wiesz taka fanowska miłość. - dodała mimochodem. - W każdym razie on podsunął mi ten pomysł, a teraz klapnij sobie, mój drogi i pozwól mi pracować.
Zaryzykowałem i pełen najgorszych przeczuć usiadłem na szafce. Zardi zabrała się za mój makijaż w pełni skupiona. Zabawne, ale nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wiele min potrafi zrobić w ciągu minuty i jak wiele sprzecznych emocji potrafi w ten sposób zakomunikować. Przy okazji mruczała fałszując jakąś piosenkę.
- Proszę! - oświadczyła w końcu i podała mi lusterko.
Spojrzałem na niebie ze strachem. Podkreśliła moje oczy czarną kredką, dodała dużo świetlistego, jasnego, złotego brokatu pod okiem i trochę nad nim. Nawet pociągnęła moje usta błyszczykiem.
- Nie jestem pewien czy rozumiem twoje intencje. - przyznałem.
- Eh, ludzie potrafią być tacy niedomyślni. Dobrze, wyjaśnię wam wszystko. James musi zakryć całą twarz, tak? Nie martw się, nie ruszę tego kartofla, którego przed chwilą nazwałam twarzą. Nie chcę pogorszyć sprawy, jeśli okażesz się uczulony na moje kosmetyki, co uważam za niemożliwe, ale... Wracając do tematu! Wasze kaptury są mniejsze, odsłonią twarz, tak więc, jeśli wy będziecie rozświetleni, inni, bardziej imprezowi, że użyję określenia, którego nie lubię, to wielki kaptur Jamesa stanie się mniej istotny. On będzie bossem, wy jesteście jego sidekickami. Rozumiesz teraz?
- Niespecjalnie, ale dla ciebie na pewno miało to jakiś sens, więc uznajmy, że dla mnie też. - rzuciłem szczerze i skuliłem się pod jej karcącym spojrzeniem.
- Black! Sadzaj tu dupsko. Twoja kolei!
Syriusz podszedł do tego z taką samą jak u mnie niepewnością.
Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie i rozpoczęła swoje zabiegi. Patrzyłem na to, co robi, obserwowałem uważnie ruchy jej rąk i dobór kolorów. Przy Syriuszu użyła srebrnej, brokatowej kredki, która miała zgrać się z kolorem jego oczu.
- Naprawdę, musicie wybrać się kiedyś ze mną na Pokątną. - zaczęła. - Pokażę wam najmodniejszy sklep jaki istnieje. Podczas wakacji, przesiaduję pod nim godzinami tylko po to żeby podziwiać właściciela. Prawdziwe ciastko z kremem, istne mniam! Fantastycznie ubrany, genialny makijaż i te ruchy. Ach! Aż się napaliłam! - nawijała wyraźnie ożywiona. - Chciałabym mieć takie zwierzątko jak on. - spojrzeliśmy na nią wszyscy, nawet J. wychylił się spod kaptura, ale Zardi jakby tego nie zauważyła. - No wiecie, taki przystojniak, który czasami jest człowiekiem, a czasami kotem. - jej głos stał się piskliwy. - Shum jest po prostu obłędny! Kiedyś widziałam go za jakimś wysokim, czarnowłosym kolesiem, ale stał do mnie tyłem, więc nie widziałam twarzy. Założę się, że też był obłędnie przystojny i wcale nie chodziło o wyciąganie rzęsy z oka. Och, tak. Mieć takiego kociaczka w domu... Chociaż nie pogardziłabym haremem przystojniaków. Ale takich do podziwiania, oglądania i w ogóle. Nie potrzeba mi ich do niczego innego.
- Nigdy o to nie pytałem, ale... Jaka jest twoja orientacja, co? - Syriusz spojrzał na nią tak jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
- O, dziękuję, że zapytałeś. Jestem panseksualna.
- To wiele wyjaśnia. - James znowu ukrył twarz pod kapturem, ale miałem wrażenie, że się uśmiecha, jakby wyznanie Zardi sprawiło mu radość.
- No dobrze, pokaż się. - dziewczyna odsunęła się od Blacka i uśmiechnęła. - Taaaak, jestem z siebie dumna. Nie ma to jak przystojni przyjaciele, którzy pozwalają robić ze sobą, co mi się podoba.
Musiałem przyznać, że jej duma była uzasadniona. Nigdy nie sądziłem, że mężczyzna w makijażu, który nie jest rockowym mrokiem musi prezentować się strasznie, ale teraz zauważyłem, że się myliłem. Czarne kontury oczu i srebrny brokat tu i tam sprawiły, że Syriusz wyglądał wyjątkowo. Nie było w nim nic kobiecego, a jedynie pewność siebie, flirt ze światem i sam nie wiedziałem, jak jeszcze mógłbym to określić.
- Peter... - rozejrzałem się po pokoju, ale blondynka nie było. Najwyraźniej zwiał przerażony tym, co mogło go spotkać gdyby tu został. Cóż, chyba nie mogłem mu się dziwić. Wzruszyłem ramionami wydając z siebie ciężkie westchnienie. Nie było wątpliwości, że on nie planował nam dzisiaj towarzyszyć. W przeciwieństwie do Zardi, która uznała, że chce być jedną z nas i dlatego na dzisiejszy wieczór również założy coś z kapturem i wymaluje się w podobnym stylu. Jej entuzjazm, ciepło i zainteresowanie nami sprawiło, że miałem ochotę rzucić się na nią i uściskać. Może była ekscentryczna i otwarta, ale tylko nielicznym oddawała całe serce, a my mieliśmy szczęście być tymi, którzy je otrzymali.
- Panowie, widzimy się zaaaa... Godzinę? Tak, za godzinę pod portretem Grubej Damy. - zadowolona pomachała nam i w podskokach wyszła z pokoju. Była niesamowitą dziewczyną i podejrzewałem, że nigdy się nie zmieni.
Kiedy drzwi za nią się zamknęły, spojrzeliśmy z przyjaciółmi po sobie. Obawiałem się wcześniej, że będzie źle, a tymczasem było całkiem nieźle. James z pewnością nie będzie stanowił aż takiej atrakcji wieczoru, jak początkowo sądziliśmy, zaś Lily nie miała powodu żeby narzekać. Jej facet mógł być tajemniczy, podczas gdy mu mieliśmy stanowić oprawę dla tego wrażenia. Ludzie nie musieli postrzegać świata oczyma Zardi żeby jej plan doszedł do skutku. Czasami coś wynikało samo z siebie i nie zależało od niczego, a tak było z bodźcami zewnętrznymi, na które postawiła przyjaciółka.
Może jednak ten ostatni Sylwester w szkole nie będzie katastrofą jak się tego obawiałem.