środa, 26 października 2016

Kartka z pamiętnika CCXCI - Aaron

Siedziałem przy łóżku Florina przyglądając mu się uważniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Prawdę mówiąc, pogodziłem się z myślą, że nigdy więcej nie zobaczę chłopaka, którego wielokrotnie mijałem na ulicy, który zawsze przyciągał moją uwagę, a do którego nigdy nie miałem odwagi zagadać. Dla niego musiałem być tylko mieszkającym w okolicy, znikającym nagle dziwakiem, którego adresu nie znał żaden z sąsiadów. O ile w ogóle przykładał jakąkolwiek wagę do mojego istnienia, w co szczerze wątpiłem.
Kiedy teraz na niego patrzyłem, zastanawiałem się jakim cudem zdołałem sobie wmówić, że to tylko mugol i zwyczajnie powinienem dać sobie z nim spokój. Czy gdybym dał temu szansę, gdybym dał szansę sobie, jego życie potoczyłoby się inaczej? Byłoby dla niego łaskawsze?
Nie byłem głupi. Czułem ten nieprzyjemny zapach bezdomnego, który otaczał Florina niczym kokon, widziałem ślady brudu na jego ubraniach i ciele, wychudzoną twarz o wystających kościach policzkowych i zapadniętych, podkrążonych oczach, brudne, splątane włosy, popękane, wysuszone na wiór usta.
„Na pewno chodzi teraz z jakąś piękną, cycatą dziewczyną, która z uwielbieniem wpatruje się w te jego heterochromatyczne oczy.” powtarzałem sobie wielokrotnie, kiedy tylko przypominałem sobie o nim w ciągu ostatnich miesięcy. „Kiedy ja siedzę na tych głupich zajęciach, on pewnie wagaruje z kumplami”. Jak to możliwe, że nigdy nie przyszło mi do głowy, że życie nie zawsze toczy się we właściwym kierunku?
- Umarłem czy jestem bliski śmierci? - wypowiedziane zachrypniętym głosem pytanie wyrwało mnie nagle z zamyślenia i prawdę mówiąc przyprawiło o szybsze bicie serca. Wystraszyłem się.
Spojrzałem zaskoczony w błyszczące niezdrowo dwukolorowe oczy chłopaka.
- Na szczęście żyjesz i będziesz żył dalej. - powiedziałem trochę piskliwie, za co od razu zacząłem się w myślach przeklinać.
- Więc to naprawę ty? - a już sądziłem, że nie zdoła mnie zaskoczyć bardziej niż dotychczas.
- Hę? - to zdecydowanie nie była najinteligentniejsza odpowiedź jakiej mogłem udzielić.
- Czyli mi się udało. - powiedział i roześmiał się, co sprawiło, że zaczął kaszleć, kiedy podrażnił na pewno wysuszone i może nawet opuchnięte gardło. Podałem mu szybko eliksir zostawiony przez pielęgniarkę, podnosząc trochę jego głowę i pomagając mu się napić.
- Co masz na myśli? - zapytałem otwarcie.
- Pewnie nie wiesz, bo niby czemu miałbyś wiedzieć, że moi rodzice się rozstali...
- Wiem o tym, babcia mi mówiła. - przyznałem wchodząc mu w słowo. Teraz to on patrzył na mnie zaskoczony. - No, co? Staruszki uwielbiają plotki.
- No... No tak. - przyznał niepewnie. - W każdym razie, rozwiedli się, a sąd przyznał opiekę nade mną mamie. Wyszła ponownie za mąż, za faceta, z którym zdradzała ojca od lat. - przerwał, a ja pozwoliłem mu się ponownie napić. - Wtedy okazało się, że to wariat i sadysta. Bił nas oboje, poniżał. Nie chcą wdawać się w szczegóły. - rzucił płaczliwie, ale biorąc kilka głębokich oddechów, które skończyły się atakiem kaszlu, zdołał się uspokoić. - Na początku myślałem, że matka jest po prostu tak ślepo i głupio zakochana. Później zrozumiałem, że to syndrom kobiety maltretowanej, że jest jak ptak uwięziony z klatce, z której nie potrafi się samodzielnie wydostać. Zaryzykowałem i rozpocząłem samodzielną krucjatę przeciwko ojczymowi. - miałem wrażenie, że Florin mówi mi to, ponieważ chciał to komuś powiedzieć, chciał to z siebie wyrzucić, a ja po prostu byłem kimś kto mógł go wysłuchać. Nie przeszkadzało mi to. Chciałem wiedzieć. Chciałem wiedzieć wszystko. - Zgłosiłem, że nas maltretuje na policje, pozwoliłem żeby w szpitalu obejrzeli moje rany i spisali protokół. Po prostu miałem dosyć i postanowiłem wziąć cały ciężar tego na siebie. Kocham moją mamę i nie mogłem dłużej znosić tego, co on jej robi. Nie oczekiwałem, że będzie łatwo i nie było. Wyrzuciła mnie z domu, ale myślę, że zrobiła to dla mojego dobra. Nie mam pewności, ale chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że zrobiła to żeby on mnie nie zabił. Zanim odszedłem upewniłem się jednak, że nie została z nim w tym domu, ale odeszła razem z ludźmi, którzy mogli jej pomóc dopóki nie stanie na nogi. Tak wylądowałem na ulicy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jestem słaby, więc zanim ulica mnie zabije, postanowiłem znaleźć w sobie odwagę na zrobienie tego, na co zawsze miałem jej za mało.
- Nie jesteś słaby! - zaprzeczyłem, ale on tylko uśmiechnął się do mnie melancholijnie.
- Kiedy wróciłeś do domu na wakacje śledziłem cię, wypytywałem o ciebie ludzi. Wiadomości, które zdobyłem były mętne, mało precyzyjne, ale jakimś sposobem dowiedziałem się mniej więcej, gdzie się uczysz i postanowiłem tu przyjść, zobaczyć cię ostatni raz. - Florin wziął głęboki oddech, jakby przygotowywał się do podjęcia niesamowitego wysiłku fizycznego i psychicznego. - Zawsze widziałem w tobie księcia z bajki, której nie byłem częścią. - patrzyłem na niego zszokowany, nie do końca rozumiejąc, co chce mi powiedzieć. - Uznałem, że zanim ulica mnie wykończy, zanim zamarznę jak wielu bezdomnych przede mną, chcę ostatni raz zobaczyć mojego księcia z bajki.
Patrzyłem w jego smutne, kolorowe oczy i poruszałem otwartymi ustami jak ryba. Musiałem wyglądać koszmarnie skoro Florin zaczął się śmiać.
- Przepraszam, wiem że to musiało cię zaskoczyć. Jeśli czujesz obrzydzenie, możesz wymiotować, przygotowałem się na wszystko.
Miałem ochotę go uderzyć. Zacisnąć dłoń w pięść i trafić nią dokładnie w ten jego kościsty podbródek.
- Kurwa! - syknąłem wściekle i złapałem go trochę zbyt brutalnie jedną dłonią za policzki, przez co jego usta ułożyły się rybi dzióbek. - Kurwa! - powtórzyłem i wpiłem się w jego usta mocno, zdecydowanie niezgrabnie, ale za to wymownie. Miałem w nosie to, że śmierdział jak stary cap, że był brudny po zapewne całych tygodniach bez kąpieli.
Odsunąłem się otwierając oczy i patrząc w wielkie spodki jego oczu. Prawe było kojąco niebieskie, lewe niebezpiecznie czekoladowe. Czułem satysfakcję płynącą z faktu, że teraz to on zaniemówił.
- Chcę spróbować. - powiedziałem pewnie. - Nie pozwolą ci tu zostać, ale ja na pewno nie pozwolę żebyś wrócił na ulicę. Coś wymyślę. Zaufaj mi. - zapewniłem i roześmiałem się nie mogąc się powstrzymać. Byłem szczęśliwy. Do tej pory moje uczucia zawsze były nieodwzajemnione, a teraz okazało się, że ktoś kogo spisałem na straty ofiarował mi coś, czego do tej pory nikt nie zechciał zrobić. - W końcu jestem twoim księciem z bajki, więc muszę pomóc mojej księżniczce w opałach. - Florin nadal nie wiedział, co powiedzieć, ani jak zareagować. - Podkochiwałem się w tobie, jako dzieciak. - wyrzuciłem z siebie.
Chłopak zrobił się nagle czerwony jak burak i schował twarz w dłoniach.
- Florin? Co się stało? - zaniepokoiłem się.
- G-gdybym wiedział, nigdy bym tu nie przyszedł. - powiedział zza zasłony swoich rąk. - Wyglądam koszmarnie.
- Hę?! - jęknąłem niemal się przewracając. - Odynie jednooki, daj mi siłę. - co za głupek! - Nie zaprzeczę, że do najpiękniejszych księżniczek jak na razie nie należysz, ale to stan przejściowy. - prychnąłem. - Poczekaj, zapytam pielęgniarki, czy możesz się wykąpać, a później coś zjesz. Kiedy ostatnio miałeś cokolwiek w ustach? - chłopak milczał, więc podejrzewałem, że nie do końca pamięta lub woli się tym nie chwalić. - Dobra. Daj mi chwilę.
Pobiegłem do gabinetu szkolnej pielęgniarki i poprosiłem o pozwolenie na wyszorowanie mojego „bezdomnego kolegi”. Zgodziła się z wyraźną ulgą, co wcale mnie nie dziwiło. Obiecała zadbać w tym czasie o jakiś lekki posiłek dla niego. Nie chciała żeby jego wygłodzone ciało odrzuciło normalne jedzenie. Cóż, ona wiedziała najlepiej, co ma robić.
Wróciłem do Florina zadowolony z życia. W końcu właśnie zyskałem chłopaka. Może coś pójdzie nie tak, może nam nie wyjdzie, ale chciałem spróbować, chciałem na ruinach jego dotychczasowego życia zbudować coś wyjątkowego.
- Zaczekaj, zaniosę cię. - zaoferowałem, kiedy blondyn usiadł na łóżku i wyraźnie zakręciło mu się w głowie. Odmówił speszony, jakbym złożył mu co najmniej niemoralną propozycję, ale zignorowałem go. Nie robiąc sobie nic z jego protestów i prób odepchnięcia mnie od siebie, wziąłem go na ręce. - Upuszczę cię, jeśli się nie uspokoisz. - ostrzegłem. Był lekki, co mnie nie dziwiło, ale przyznać musiałem, że smród jego ubrań sprawiał, że niemal łzawiły mi oczy. W łazience posadziłem go na metalowym krzesełku pod prysznicem i kazałem mu się rozebrać. Sam również zacząłem zdejmować ubrania.
- C-co ty robisz?! - zająknął się piskliwie.
- Nie widzisz? Przecież nie będę cię kąpał w ubraniach.
- A-ale...
- Florin, współpracuj ze mną, dobrze? Jeśli tak się wstydzisz, zamknij oczy. A teraz zdejmuj te śmierdzące dziady. Dam ci nowe ciuchy, więc tych możesz się pozbyć. - rozebrałem się do bielizny i krzyżując ramiona na piersi czekałem.

Florin

środa, 19 października 2016

Kartka z pamiętnika CCXC - Andrew Sheva

Mam do Was prośbę. Wiem, że nie lubicie komentować, ale ja nie potrafię czytać w myślach osób, o których istnieniu nawet nie wiem (nie żebym w innych przypadkach potrafiła ;) ). Chciałabym wiedzieć, czy interesuje Was postać Aarona i to, jak rozwinie się jego historia. Po prawdzie to nawet nie wiem, czy ktokolwiek poza wiadomymi mi 2 osobami czyta to opo, więc sami rozumiecie, że ciężko mi określić na ile mogę rozwijać nowe wątki "poza Remusowe".

- Zabiję ją! Zabiję tak, że nie zmartwychwstanie w żadnym ze światów! - Aaron zdjął przez głowę przemoczoną koszulkę i cisnął ją ze złością na podłogę. - Wyglądam jak pieprzona zmokła kura!
- Ja powiedziałbym, że seksownie i dlatego to zrobiła. - zauważyłem obserwując przyjaciela z zadowolonym uśmiechem. Gdybym mógł, podziękowałbym Sophie za to, że zapewniła mi takie widoki w samo południe. Podczas lunchu „przypadkowo” podłożyła nogę jednemu z usługujących przy stole Skrzatów Domowych, przez co cały sok, który właśnie rozlewał do kubków wylał się prosto na głowę Aarona. Ponieważ dzbanek był spory, soku wystarczyło aby zmoczyć także koszulkę chłopaka i jego jeansy. Cienki, czarny materiał z wydrukowanym na nim smokiem od razu przylgnął seksownie do piersi Czarnego, który chyba nie docenił tego obłędnego efektu.
- Seksownie? Wielkie dzięki! - prychnął szarpnięciem zsuwając z tyłka spodnie.
- Wydajesz się sfrustrowany.
- Wydaję się?! Jestem!
- Dlatego, że Cyrille znalazł sobie nową dziewczynę?
Aaron zamarł w bezruchu z dłonią wyciągniętą w stronę półki, na której trzymał swoje liczne podkoszulki z nadrukami.
- Tak. - przyznał i wyciągnął koszulkę z motywem czaszek i śmierci. - Wiesz, że się w nim kocham.
- Wiem, a raczej domyślałem się, bo nigdy tak naprawdę mi tego nie mówiłeś.
- Bo nie ma się czym chwalić. Cyrille nie gra w tej samej drużynie, dla niego nigdy nie będę nikim więcej niż przyjacielem. Mógłbym mu rzucić w twarz wyznanie miłosne, a on powiedziałby tylko „ja ciebie też, jesteśmy przecież najlepszymi kumplami!”.
To było tak prawdziwe, że miałem ochotę objąć Aarona i głaskać go po głowie dla pocieszenia. Gdybym mógł, pomógłbym mu, ale miałem związane ręce. Nie mogłem zmusić Cyrilla do odwzajemnienia uczuć przyjaciela. Zresztą, Czarny również by tego nie chciał.
- Czyli musisz znaleźć sobie inny obiekty westchnień. - powiedziałem trochę niepewnie i skurczyłem się pod spojrzeniem kumpla.
- Chciałbym żeby to było takie łatwe. Moja pierwsza wielka miłość była poza moim zasięgiem, druga została wywalona ze szkoły za zachowanie zanim się tutaj zjawiłeś. Później zakochałem się w ojcu aktualnej dziewczyny Cyrilla. Nie pytaj. Dalej był mugol ze sklepu muzycznego, a w końcu Cyrille. Odynie drogi, mam 17 lat, potrzebuję realnych miłosnych przygód!
- Coś wymyślimy. - położyłem dłoń na jego ramieniu. - Zakładaj jeansy, bo za chwilę zaczynamy zaklęcia.
- Chłopaki! Chłopaki! Chłopaki! - małe, rude tornado wpadło do pokoju zdyszane. - Chodźcie szybko! Pod szkołą znaleźli jakąś niemal zamarzniętą na śmierć laskę! Wnieśli ją do sali jadalnej! Nie chcecie tego przegapić! W końcu coś się dzieje!
Spojrzałem na Aarona, a ten wzruszył ramionami odpowiadając na moje nieme pytanie.
- A myślałem, że dopiero w Walhalli coś będzie się działo. - skomentował krótko i ruszyliśmy biegiem za Cyrillem, który wypadł już z dormitorium.
Wejście do sali jadalnej było okupowane przez ciekawskich uczniów, ale dzięki łokciom Aarona przedarliśmy się bez problemu przez mur dziewczyn, które zasłaniały nam widok. Na jednym ze stołów leżała zwinięta w kłębek postać, wokół której niczym mrówki uwijali się nauczyciele oraz szkolna pielęgniarka. Nieprzytomna osoba była tak szczelnie opatulona ubraniami, że zdołałem dostrzec tylko mocno falowane blond włosy.
- Myślicie, że przeżyje? - pytała jakaś niska pierwszoklasistka przyglądająca się wszystkiemu spod mojej pachy, ponieważ nie sięgała wyżej niż do mojej piersi.
- Ciężko powiedzieć. - odpowiedziała jej Sophie, „niezgrabna” koleżanka z mojego rocznika, która z pewnością przepchała się bliżej nas z powodu Aarona. Była bardzo ładną, cycatą blondynką, ale mój kumpel nie doceniał jej uroków.
- To jakaś bezdomna. Kiedy ją wnosili czułam, że śmierdziała jak ci wszyscy bezdomni w Paryżu. - zauważył ktoś.
- Ale co by tu robił jakikolwiek bezdomny? Jesteśmy tak daleko od miasta... - rzuciła jakaś inna dziewczyna.
Nauczycielom udało się ogrzać nieznajomą na tyle, żeby położyć ją na plecach. Była... wysoka i chuda.
- Hej, to nie jest dziewczyna! - rzucił ktoś ze zdziwieniem i miał rację.
To na pewno nie była dziewczyna, ponieważ to nie była kobieca twarz. Wprawdzie włosy sięgały ramion, ale niewątpliwie należały do chłopaka.
- Florin?
Spojrzałem na Aarona, który był wyraźnie blady i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Nauczyciele spojrzeli na niego, jakby był duchem. Zresztą wszyscy tak na niego patrzyliśmy.
- Znasz go? - zapytała dyrektorka, tonem jakby oskarżała go o coś.
Czarny skinął głową wpatrzony w zmarzniętego, bladego, wychudzonego chłopaka, wokół którego nadal skakała przejęta pielęgniarka.
- Wszyscy do swoich dormitoriów! - zarządziła dyrektorka. - Aaronie, ty zostajesz.
- Zostanę z nim! - zaproponowałem od razu. Nie zdążyłem nawet przemyśleć swojej decyzji, ale umarłbym z ciekawości, gdybym miał wrócić teraz do siebie. - Jest tak przejęty, że zaraz będzie leżał zemdlony na drugim stole. - wyjaśniłem.
Nauczyciele spojrzeli na mnie, a następnie na Aarona, który ponownie pokiwał głową zgadzając się ze mną.
- Niech będzie. - westchnęła głośno pani dyrektor, a ja miałem ochotę podskoczyć z radości, jednak podarowałem sobie ten entuzjastyczny wybuch.
Złapałem Aarona pod rękę i poprowadziłem bliżej nieprzytomnego chłopaka, kiedy nauczyciele rozganiali zbiegowisko.
- Skąd go znasz? - zapytałem cicho, ale na tyle głośno by słyszeli to nauczyciele. Chciałem oszczędzić mu wyjaśniania tego samego kolejny raz.
- To mugol. Mieszka obok... A przynajmniej mieszkał, bo kiedy wróciłem do domu na wakacje, jego rodzina już się wyprowadziła.
- Co może tutaj robić? - tym razem na pytanie skusiła się nauczyciela mugoloznawstwa.
- Nie mam pojęcia. Nie wie nic o naszym świecie, ani o szkole. Musiał... musiał zabłądzić. - zająknął się, jakby sam nie był pewny, czy to w ogóle możliwe, skoro chłopak wyglądał na wychudzonego bezdomnego. Zapadnięte policzki, ciemne kręgi pod oczami, blond włosy z bliska były po prostu mysie, skołtunione i brudne, jak i cała poszarzała skóra tego kolesia.
- Przenieśmy go do Skrzydła Szpitalnego. Aaronie, powinieneś z nim zostać na wszelki wypadek, gdyby się obudził i spanikował. - zadecydowała pielęgniarka. Na mnie nie zwrócono uwagi, więc uznałem, że wykorzystam sytuację i zostanę z przyjacielem tak długo, jak długo mi na to pozwolą.
Kobieta zajęła się wszystkim jak należy i po chwili szliśmy za nią i lewitującym w powietrzu, otulonym kocami chłopakiem, który rzeczywiście śmierdział jak bezdomny. Czarny wydawał się jednak tego nie zauważać.
Czekaliśmy z boku nie przeszkadzając, kiedy pielęgniarka układała brudnego i ubranego w cuchnące łachy chłopaka w białej pościeli. Na razie było widocznie zbyt wcześnie żeby umyć i przebrać mugola, więc musiałem pogodzić się z tym kwaśnym zapachem potu, brudu, niemytych ubrań i rozcieńczającą ten smród wonią zimowego powietrza.
- Aaronie? - próbowałem odwrócić uwagę przyjaciela od jego zabiedzonego, nieprzytomnego byłego sąsiada.
- Babcia mówiła mi, że jego matka rozwiodła się z jego ojcem i wyszła za jakiegoś innego faceta niedługo przed tym, jak się wyprowadzili. - jego głos był beznamiętny i brzmiał głucho, jakby z oddali. - Nie myślałem o tym zbyt wiele, bo każdy wiedział, że jego matka zdradzała męża od bardzo dawna i zaszła w ciążę z kochankiem. Moja babcia uwielbia plotki, więc w sumie to zawsze wiedziałem o jego rodzinie więcej niżbym chciał. Nie rozmawialiśmy nigdy wiele, bo chyba się mnie bał. No wiesz, wiedział, że mieszkam w okolicy, ale nikt nie miał pojęcia gdzie dokładnie, więc dla niego byłem dzieciakiem widmo. Nasz dom był magicznie zamaskowany, więc sam rozumiesz. Jestem w szoku, bo nigdy nie sądziłem, że komuś kogo znam, nawet jeśli jest tylko głupim mugolem, mogłoby przytrafić się coś złego. A już na pewno nie myślałem o zamarznięciu zimą na odludziu.
Objąłem przyjaciela ramionami i pozwoliłem żeby wtulił się we mnie tak mocno, jak tego potrzebował.
- Aaronie... - powiedziałem łagodnie głaszcząc jego wciąż wilgotne od soku i posklejane w strąki włosy.
- Przejdzie mi zaraz. - zapewnił. - To on był moją pierwszą miłością. - dodał jeszcze, jakby chciał w ten sposób usprawiedliwić swoją słabość.

środa, 12 października 2016

Yuri on Ice effect vol. 2

Pocałowałem go wyzywająco, aby nie być mu dłużnym za to jak mnie dręczył i wbiłem palce w jego plecy, kiedy odpowiedział na pocałunek z pasją i namiętnością. Rozpływałem się w jego ramionach i z każdą chwilą pragnąłem go coraz bardziej. Nic więc dziwnego, że byłem wściekły, kiedy odsunął się ode mnie z tym pewnym siebie, przepełnionym uczuciem wyższości uśmieszkiem na słodkich wargach. Wybaczyłem mu to jednak, kiedy przesunął dłonią po moim brzuchu i ujął w nią mój członek. Westchnąłem czując jego ciepłe palce na sobie. Uwielbiałem, kiedy mnie dotykał, a już całkowicie oszalałem, kiedy zaczął całować moje podbrzusze i wziął mnie głęboko w usta.
Z moich ust wyrwały się głośne westchnienia rozkoszy, co zachęciło go do rozpieszczania mnie językiem oraz palcami, kiedy zaczął gładzić moje pośladki.
- Kochanie, masz może pod ręką jakiś lubrykant? - zapytał z moim członkiem między wargami. Sam byłem zaskoczony, jak świetnie mu to poszło.
- Coś się znajdzie, ale musisz dać mi chwilę żebym poszukał. - powiedziałem niechętnie i z trudem powstrzymałem jęk zawodu, kiedy mój chłopak odsunął swoją twarz od mojego krocza.
Przekręciłem się wypinając pośladki, zupełnie nieświadomy tego, że to zrobiłem. Uświadomił mi to Syri, kiedy zaczął obsypywać je pocałunkami, które doprowadzały mnie do prawdziwego szaleństwa. W końcu udało mi się jednak znaleźć to czego szukałem i podałem mu czerwono-czarną tubkę kremu do rąk o bardzo intensywnym zapachu wiśni i porzeczek. Wzruszyłem ramionami, kiedy spojrzał na nie pytająco. Dostałem go od Zardi, kiedy wspomniałem jej, że moje dłonie są przesuszone i prawdę mówiąc w tej chwili był on jedynym sensownym rozwiązaniem, jeśli chcieliśmy ułatwić sobie seks.
Syri nabrał na dłoń kremu i obaj poczuliśmy wyraźnie jego odurzający zapach.
- Nie jest źle. - przyznał kruczowłosy i usiadł po turecku przywołując mnie do siebie gestem palca wskazującego. Uklęknąłem nad nim i pocałowałem go w nos. Rozsunąłem dłońmi pośladki, kiedy Syri zaatakował palcem moje wejście. Chłód kremu szybko został wyparty przez ciepło jego ciała, a początkowy brak komfortu zamienił się w tak doskonale mi znaną przyjemność bycia wypełnionym.
Przywarłem ustami do warg Syriusza i całowałem go zapamiętale. Dłońmi wodziłem teraz po jego ramionach, bawiłem się jego włosami, drapałem lekko jego plecy. Było mi tak dobrze, że powoli zaczynałem się irytować, ponieważ nie byłem w stanie zapewnić Syriuszowi takiej samej przyjemności. On wydawał się jednak nie zwracać na to uwagi, bez reszty pochłonięty tym, co właśnie robił.
W końcu byłem zmuszony oprzeć głowę na jego ramieniu i przytulić się do jego ciała mocniej, kiedy rozciągająca mnie pieszczota zaczęła naprawdę dawać mi się we znaki. Zastanawiałem się nawet, czy będę w stanie dłużej samodzielnie klęczeć, kiedy jego palce wsuwały się we mnie i wycofywały masując pierścień mięśni.
Tym, który ostatecznie miał już dosyć czekania był Syriusz. Jego członek napęczniał i zapewne był istną pulsującą bombą bólu i rozkoszy w jednym. Nie chciałem żeby musiał dłużej czekać, więc zapewne bardzo bezwstydnie stanąłem na czworakach wypinając się w jego stronę. Zadziwiające, jak wstyd potrafi zniknąć w mgnieniu oka, kiedy w grę wchodzi podniecenie.
Syri wsunął się we mnie wypuszczając głośno powietrze przez zaciśnięte zęby. W tym czasie ja głośno wziąłem głęboki wdech. Bolało, czego się spodziewałem, ponieważ moje ciało dawno już odzwyczaiło się od seksu. Mimo wszystko pragnąłem tego, pragnąłem Syriusza i jego ciała.
- Musimy robić to częściej. - Black całował mnie po plecach czekając, chociaż dla niego na pewno było to torturą. Podziwiałem go za to, ponieważ sam ledwo pamiętałem, jakie to uczucie, kiedy pragnie się czegoś tak szalenie, ale nie może się tego dostać. To jak mieć przed sobą ciasto, którego nie można spróbować póki ktoś nie wyda polecenia.
- Chętnie, ale kolejny raz, dopiero kiedy przestanę cierpieć przy siadaniu. - odpowiedziałem trochę rozbawiony, a trochę wciąż cierpiący. Wiedziałem jednak, że nie pozbędę się bólu całkowicie, więc kiedy uznałem, że jestem w stanie wytrzymać i odczuwać pewną przyjemność płynącą z tego zbliżenia, pozwoliłem Syriuszowi na pierwsze powolne ruchy.
To musiało być dla niego jeszcze gorsze niż wcześniejsza bezczynność, ale objął mnie mocno ramionami i położył się na moich plecach. Prawą dłonią zaczął pieścić mój członek w rytmie swoich powolnych, delikatnych pchnięć. Czułem na sobie jego szybki oddech, gwałtownie bijące serce i drżenie jego rozpalonego, spoconego ciała. Sam zapewne znajdowałem się w podobnym stanie, chociaż o tym nie myślałem zbyt wiele. Zamknąłem oczy skupiając się na każdym ruchu Syriusza, na jego pieszczących mnie palcach i członku, który był teraz zapewne najbardziej pobudzoną do życia częścią ciała mojego chłopaka.
Kiedy jego ruchy stały się gwałtowniejsze, zagryzłem wargę i odchyliłem głowę do tyłu. Starałem się przypomnieć sobie każdy szczegół podnieconej twarzy Syriusza, błysk jego oczu, sposób w jaki skubał wargi i marszczył brwi. Gdybym był w lepszej kondycji, mógłbym myśleć o zmianie pozycji, ale teraz miałem świadomość, że ta jest najmniej wymagająca dla mojego ciała, dlatego starałem się patrzeć oczyma wyobraźni na to, co robiliśmy, na każde spragnione pchnięcie, każdą kropelkę potu na czole chłopaka, na każde spięcie jego mięśni.
Przyznaję, że nie wytrzymałem zbyt długo. Moje ciało spięło się i rozluźniło, kiedy doszedłem, co wyraźnie było znakiem dla Syriusza, że i on może uwolnić całe drzemiące w nim pożądanie. Poczułem je delikatnym łaskotaniem, kiedy chłopak doszedł we mnie z jękiem.
Opadłem na pościel wykończony. Wszystko się do mnie kleiło, ale póki co nie zwracałem na to uwagi. Musiałem dać swojemu ciału chwilę na odpoczynek. Syri, który przygważdżał mnie do materaca sobą powoli sturlał się ze mnie i położył się na plecach.
- Tęskniłem za tym. - przyznał przekręcając głowę i patrząc na mnie z uśmiechem. Pokiwałem głową leżąc w dalszym ciągu na brzuchu. - Słyszałem kiedyś rozmowę dwóch chłopaków, kiedy jeden mówił, że podczas swojego pierwszego razu z dziewczyną, w której był zakochany bez pamięci wytrzymał może pół minuty i po prostu doszedł. Nie jest więc z nami tak źle.
Musiałem przyznać mu rację. Też podsłuchałem kiedyś podobną rozmowę, gdzie przyjaciele zwierzali się sobie z łóżkowych porażek. Cóż, nie byliśmy kobietami, nie mogliśmy strzelać, przeładowywać i strzelać dalej.
- I dlatego warto stawiać na grę wstępną. - zauważyłem. - To stwarzanie pozorów wytrzymałości i przedłużenie przyjemności.
- Nie sposób się z tobą nie zgodzić.
Spojrzeliśmy na siebie i obaj się roześmialiśmy. Ależ znaleźliśmy sobie temat do dyskusji.
Wysiliłem się i przybliżyłem do Syriusza. Pocałowałem go lekko, a on pogładził moją twarz opuszkami palców.
- Już mam ochotę na drugą rundę.
- Za to mój tyłek nie chce o tym słyszeć i mówi, że będziesz go masował przez tydzień żeby szybciej doszedł do siebie.
- Od kiedy stał się taki wymagający?
- Dorasta i ma swoje zachcianki. - wyszczerzyłem się. - Powinieneś się cieszyć, że nie zażyczył sobie ciasta z kremem i wisienką.
- Hm, skoro o tym wspominasz... Myślę, że nie miałbym nic przeciwko jedzeniu takiego ciasta z niego.
Spojrzałem na chłopaka unosząc brwi w kpiącym i pytającym geście jednocześnie.
- Nie lubisz słodyczy, ale jadłbyś je z mojego tyłka?
- Cóż, jestem pewny, że twoje pośladki sprawiłyby, że na nowo pokochałbym słodycze.
- Albo by cię tak zemdliło, że nie chciałbyś więcej oglądać mnie nago.
- Daj spokój, to niemożliwe! - Syriusz obruszył się, ale nie ufałem jego żołądkowi na tyle żeby ryzykować.
- To jest możliwe, mój kłamczuchu. Gdybym to ja miał jeść łakocie z ciebie, na pewno lubiłbym je jeszcze bardziej, ale nie zaryzykowałbym eksperymentowania ze słodyczami i moim ciałem.
Syri westchnął ciężko, teatralnie i wydął usta nadąsany. W rzeczywistości liczył jednak na to, że go pocałuję, więc zrobiłem to rozbawiony. Potrafił być taki dziecinny, a przecież jeszcze przed chwilą był dorosłym, napalonym samcem.
Objąłem go ramionami i wtuliłem się w niego mocno. Poczułem to wprawdzie w najbardziej intymnej części ciała, kiedy napiąłem mięśnie, ale wolałem o tym nie myśleć. Najgorsze było przecież przede mną. Siedzenie na zajęciach będzie jutro naprawdę dalekie od rozkoszy.

niedziela, 9 października 2016

Yuri on Ice effect vol. 1

5 stycznia
Od jak dawana nie mogliśmy znaleźć z Syriuszem chociaż jednej chwili tylko dla siebie, jednego małego sam na sam? Nawet nie pamiętałem, a to oznaczało, że minęły całe wieki. Jak to możliwe? Co właściwie w tym czasie robiliśmy?
- James powinien częściej kłócić się z Evans, bo wtedy częściej musiałby też wychodzić żeby się z nią pogodzić. - Syri objął mnie ramionami od tyłu, przytulił się i ułożył głowę na moim ramieniu, kiedy patrzyłem przez okno na zaśnieżone błonia, na których szaleli moi rówieśnicy. Pogoda złagodniała pozwalając na swobodne zabawy i przyznam, że miałem nadzieję również się nią nacieszyć w swoim czasie. Jak na razie miałem ciekawsze plany na popołudnie.
- Tak, chyba masz rację, chociaż nie lubię kiedy dramatyzuje. - przyznałem i pogłaskałem go po głowie, jak szukające czułości dziecko.
- Wiesz, że w jego przypadku nie ma reguły i może mieć napad w każdej chwili. W jego gorsze dni nawet dziurawa skarpeta potrafi urastać do rangi końca świata.
Musiałem przyznać mu rację. James wymykał się logice jak nikt inny z naszych przyjaciół.
- No dobrze, ale skoro Jamesa tu nie ma, to nie widzę powodu żeby o nim rozmawiać. - rzuciłem figlarnym tonem, a przynajmniej miałem nadzieję, że taki był i przekręciłem się w ramionach chłopaka, stając do niego przodem. Byliśmy tak blisko, że czułem na twarzy jego ciepły, miętowy oddech. Stanąłem na placach i zamykając oczy sięgnąłem jego ust. Od tak dawna nie czułem ich miękkości i słodyczy, że teraz wydawało mi się to niezwykle intensywnym doznaniem, które włączyło w moim żołądku rozdrabniacz do mięsa, a ten siał właśnie w nim spustoszenie.
Wsunąłem dłonie we włosy Syriusza i zacisnąłem na nich palce przyciągając jego głowę bliżej swojej. Pogłębiłem pocałunek, na co Black odpowiedział entuzjastycznym mruczeniem. Położył dłonie na moich biodrach i szarpnął zaborczo w swoją stronę. Uśmiechnąłem się pod jego wargami, kiedy nasze ciała tak ciasno do siebie przylegały. Drugą rękę położyłem na jego karku lekko masując go palcami i wsunąłem język w rozwarte usta Syriusza.
Jego ciepło rozchodziło się falami po całym moim ciele, jakby był kocem, którym się otuliłem. Ta pełna intymności bliskość sprawiała, że czułem błogi spokój i podniecenie jednocześnie. Tak bardzo tęskniłem za tymi chwilami, za Syriuszem tak bezbronnym i zdanym na moją łaskę, jak właśnie teraz.
Odsunąłem się od niego musząc zaczerpnąć tchu. Moje serce waliło jak szalone i całe ciało drżało jakbym zaraz miał paść trupem. Syri oblizał usta i powoli uchylił powieki. Przesunął dłonią po włosach odgarniając je do tyłu, rozkosznie przygryzł wargę i patrzył na mnie niczym królik na zbliżającego się wilka.
- Syri... - westchnąłem, ale nie miałem pojęcia, co właściwie chcę powiedzieć. Uniosłem dłoń sunąc palcami po ustach chłopaka i rzuciłem szybkie spojrzenie na moje pościelone starannie łóżko. Cóż, podejrzewałem, że długo takie nie zostanie.
Zaskoczony wróciłem spojrzeniem do mojego ideału, kiedy otworzył wargi i wziął mój palec między zęby ssąc go i wodząc po nim językiem w wymowny sposób.
- Zrozumiałem aluzję. - rzuciłem z uśmiechem i położyłem dłoń na wybrzuszeniu spodni Syriusza. Był podniecony, co bardzo połechtało moje ego. - Trzeba coś z tym zrobić, kochanie. - zamruczałem łapiąc za brzeg spodni chłopaka i pociągnąłem go za sobą w stronę łóżka.
Pchnąłem Syriusza na materac i kiedy chłopak przesuwał się, aby leżeć na nim cały, wdrapałem się na łóżko. Zawisłem nad Syriuszem patrząc mu w oczy i po omacku rozpinając jego spodnie, aby jego krocze mogło odczuć ulgę. W tej chwili, ja również znajdowałem się w stanie podniecenia, co było naprawdę cudownym uczuciem, kiedy miałem obok mojego chłopaka.
Pochylając się, pocałowałem Syriusza i pozwoliłem żeby objął mnie i zmusił do położenia się na jego ciele. Specjalnie poruszałem biodrami w taki sposób, żeby wyzwolony z więzienia spodni członek Syriusza ocierał się o moje pośladki. Wprawdzie materiał moich spodni musiał go drażnić, ale był zbyt spragniony moich ust i bliskości, żeby zwracać na to większą uwagę. Czułem pod piersią, jak szybko i mocno bije jego serce i najpewniej on również mógł wyczuć rytm mojego.
Kiedy już zacząłem go całować, nie mogłem przestać. Nie chciałem odsuwać się ani na chwilę, ale musiałem. Zdjąłem z siebie sweter i pomogłem Syriuszowi uporać się z jego koszulą. O wiele większego wysiłku woli wymagało całkowite odsunięcie się od siebie, a nie mieliśmy wyjścia, jeśli planowaliśmy zdjąć również dolną część ubrania. Postarałem się jednak zrobić to szybko i sprawnie, żeby móc znowu tulić się do mojego ciepłego, podnieconego chłopaka.
- Jesteś piękniejszy niż kiedykolwiek, Remusie. - Syriusz pogładził mój policzek swoją dużą, gorącą dłonią i kciukiem przesunął po moich ustach.
W innych okolicznościach na pewno nie odmówiłbym sobie kilku komentarzy na ten temat, ale tak doskonale rozumiałem o co mu chodzi, że niemal odczuwałem z tego powodu ból w piersi. W końcu Syriusz wydawał mi się w tamtej chwili prawdziwym pięknym, potężnym i niemożliwie słodkim bogiem. Jego oczy lśniły jak gwiazdy, kruczoczarne włosy rozsypały się po poduszce w trudny do opisania sposób, a jego gorące dłonie na moich udach doprowadzały do szaleństwa każdy mój nerw.
- Remusie, czy twoje dłonie muszą się tak mną bawić? - chłopak uniósł brew przechylając głowę, jakby z zamiarem zajrzenia za moje plecy. Cóż, siedziałem na jego brzuchu z dłońmi za sobą i rzeczywiście bawiłem się jego członkiem.
- Stęskniłem się za nim. - rzuciłem możliwie najbardziej niewinnie jak potrafiłem. - Zresztą, nic nie stoi na przeszkodzie żebyś i ty poznęcał się za karę nade mną.
Black spojrzał na mnie w ten wymowny, rozpalający do czerwoności sposób świadczący o tym, że wątpi w moją umiejętność wytrzymania jego „znęcania się”.
- Więc chcesz żebym wsunął palce w tę twoją słodką dupcię tak żebyś czuł je w sobie, kiedy twoje ręce tak torturują mój członek? Jesteś pewny, że właśnie tego chcesz? Dojdę zanim zdołam poczuć jak te rozkoszne mięśnie się na mnie zamykają.
- No dobrze, przyznaję, że to kiepski pomysł. - zabrałem dłonie z jego krocza i pochyliłem się żeby go pocałować. Byłem podniecony i podobał mi się jego ton oraz słowa, jednak chciałem się z nim kochać, a nie tylko zabawiać. - Ale i tak musisz je we mnie włożyć. - przypomniałem mu, liżąc jego wargi.
- I zrobię to z rozkoszą, ale najpierw muszę się tobą nacieszyć. Nie wiadomo, kiedy znowu będziemy mieć czas na odrobinę świntuszenia.
- Znajdziemy go. - zapewniłem szeptem w jego rozwarte usta. - Podobno, kiedy ponownie wpadasz w jakiś nałóg to wyjście z niego staje się tak trudne, że dla niektórych osób niemożliwe.
- Dla mnie na pewno. Kiedy znowu cię zakosztuję, stracę zmysły i stanę się podatny na twój urok jak nigdy dotąd.
- Mój prywatny niewolnik. - wyszczerzyłem się i potarłem nosem o jego nos. Pocałowałem go w niego, kolejny raz polizałem jego wargi i zająłem się szyją. Całowałem ją, lizałem, sunąłem po niej zębami bardzo uważając żeby jej nie ukąsić. Najtrudniej było mi opanować się przed gryzieniem sutków Syriusza, więc z ogromnym żalem porzuciłem je na rzecz jego brzucha i delikatnych okolic pępka. Dłońmi wodziłem po udach chłopaka, podszczypując je co jakiś czas i masując. - Hej! - syknąłem, kiedy zostałem brutalnie zrzucony z chłopaka na pościel i teraz to ja leżałem pod siedzącym na mnie chłopakiem.
- Ależ, wilczku, czas zamienić się miejscami.
- To niesprawiedliwe! - nadąsałem się.
- Życie jest niesprawiedliwe. - odpowiedział zadowolony i pocałował mnie głęboko, żeby następnie znęcać się nad moim uchem, kiedy wziął je między wargi ssąc zapamiętale. Wiedział, że to jedno z najwrażliwszych miejsc na moim ciele, więc zaczekał aż zacząłem się wić i dopiero wtedy przesunął usta niżej, na moją szyję, co tylko pogorszyło sprawę. Na szczęście w końcu przeszedł do mniej wrażliwego miejsca, co pozwoliło mi odzyskać zmysły i skupić się na pieszczocie.
Syriusz mógł z powodzeniem pozwalać sobie na to, czego ja nie mogłem robić, więc w końcu zaczął kąsać moją skórę i sutki, co naprawdę doprowadzało mnie do szaleństwa. Byłem pewien, że zanim skończymy ze sobą na dziś, będziemy obaj cali pokryci malinkami i innymi wyraźnymi śladami miłosnych uniesień. Po przerwie jaką mieliśmy, obaj byliśmy wyposzczeni i spragnieni wszystkiego.
Przyznaję, że moje serce podskoczyło, kiedy ktoś otworzył drzwi pokoju, a następnie zamknął je gwałtownie z bardzo niecenzuralnym słowem na ustach. Spojrzeliśmy z Syriuszem w tamtym kierunku, a następnie na siebie i roześmialiśmy się.
- Chyba powinienem je zamknąć. - zauważył Black i kładąc się na mnie, sięgnął po moją różdżkę. Zaczął ocierać się o moje ciało rzucając zaklęcie, a po jego ustach błąkał się pełen zadowolenia i dumy uśmiech.

niedziela, 2 października 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXXIX – Jace

- Spierdalać stąd! - warknąłem, kiedy przyjaciele przekroczyli próg Skrzydła Szpitalnego i jedno spojrzenie na mnie sprawiło, że wybuchnęli śmiechem. Wiedziałem dlaczego. Alec-zdrajca powiedział im, co mi się przydarzyło i teraz mieli ubaw po pachy, podczas kiedy ja miałem ochotę popełnić samobójstwo ze wstydu. Chociaż... - Planowałem się zabić, ale teraz dochodzę do wniosku, że powinienem zabić was, a później upozorować zbiorowe samobójstwo. Nawet nie wiecie, a zostawicie pieprzony list pożegnalny.
- Stary, było pomyśleć zanim się w to wpakowałeś. My teraz w brutalny sposób uczymy cię rozsądku. - Matt uśmiechnął się zarozumiale i drapieżnie, jak drapieżnik spoglądający na bezbronną ofiarę. - Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi i mężczyznami, więc to co wiemy zostaje między nami, ale tego samego nie można powiedzieć o twojej dziewczynie, która pewnie i tak już wygadała się Izzy i kilku innym koleżankom, a one powiedzą swoim chłopakom i...
- Stul pysk!
- Prawda boli, co?
- Clarissa nie będzie tego rozpowiadać. To była porażka zarówno dla mnie, jak i dla niej.
- Co nie przeszkodzi jej w poufnym zwierzeniu się kilku kumpelom, które mają za długie języki...
- Przyszedłeś się nade mną znęcać?
- Tak i nie. Ominęło cię jedno wydarzenie, więc postanowiliśmy cię oświecić. Odwołano dzisiaj zajęcia, bo coś się stało w Hogsmeade. - Matt rozejrzał się konspiracyjnie wokół siebie. - Nauczyciele kazali nam wszystkim siedzieć w dormitoriach i dopiero niedawno nas wypuścili.
- A to oznacza, że wy...
- Tak, to znaczy, że siedzieliśmy kilka godzin w babskim kiblu, bo nie mogliśmy przecież iść do Hogsmeade za całą bandą nauczycieli. - prychnął Gregoire. - Nie ma nic nudniejszego niż babski kibel! Będzie mi się to śnić nocami.
- Ale łatwiej ukryć się w kabinie niż w pisuarze. - zauważył Samuel. - Dopóki nie znajdziemy bezpieczniejszego miejsca, musimy pozostać przy tym, które mamy.
Alec tylko przewrócił oczyma, nie wtrącając się do kłótni chłopaków. Utkwił we nie brązowo-zielone spojrzenie i kiwnął głową w geście oznaczającym pytanie. Nieme „jak się czujesz, tak w ogóle?”
- Nie jest źle. - odpowiedziałem ignorując przepychankę słowną Matta, Sama i Grega. - Wieczorem mnie wypuszczą, a do tego czasu mam odpocząć i wypić litr paskudnego, zawiesistego szlamu w kolorze pomarańczowym. Nie smakuje najgorzej, ale ciągnie mnie po tym na wymioty. Mam zakaz wysiłku fizycznego przez tydzień. - dodałem - Mój organizm musi zacząć na nowo współpracować z mięśniami.
- Ostrzegałem cię.
- Jakbym kogokolwiek słuchał. - zauważyłem zgryźliwie.
Cóż, znałem samego siebie aż nazbyt dobrze. Nigdy nikogo nie słuchałem, a później żałowałem swojego uporu i głupoty. Alec może i był moim przyjacielem od dzieciństwa, ale to wcale nie znaczyło, że potrafił przegadać mi do rozsądku.
- Jace, Jonathan, braciszku! - czarne tornado wpadło do Skrzydła Szpitalnego jak oszalałe i rzuciło się na moje obolałe ciało. Jęknąłem, ale dziewczyna po prostu to zignorowała. Izz nigdy nie przejmowała się tym, że może sprawić mężczyźnie fizyczny ból. Wręcz przeciwnie. Uważała, że tylko w taki sposób, może pokazać kto tutaj rządzi, a niewątpliwie rządziła właśnie ona.
Isabelle była rodzoną siostrą Aleca i uważała się za moją przyrodnią, młodszą siostrzyczkę. Była nie tylko sadystycznie pewna siebie, nieprzejednana, uparta na równi ze mną i twarda. Była także niesamowicie piękna i potrafiła to wykorzystać. Wprawdzie los poskąpił jej wzrostu, ponieważ była zdecydowanie niższa od swojego wysokiego brata, ale odznaczała się urodą godną bogini. Jej czarne, falowane włosy sięgały pasa, a ciemne oczy były wielkie, jak dwie studnie. Nad ustami miała drobny, ciemny pieprzyk, za który przed wiekami kobiety byłby w stanie zabić. Pełniejsze biodra i piersi oraz idealna krzywizna talii czyniły ją atrakcyjniejszą nawet niż moja dziewczyna, chociaż tego nigdy bym nie powiedział żadnej z nich. W końcu Clarissa i Isabelle nie tylko były przyjaciółkami, ale także ex-dziewczynami. Rozstały się z mojego powodu i chociaż miało to miejsce dwa lata temu, nadal nie wiedziałem jakim cudem zdołałem pokonać Izz w walce o Clary.
- Nic ci nie jest? - zatroskana dziewczyna złapała w dłonie moją twarz i wpatrywała się we mnie wyczekująco szklistymi oczyma, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Yyy, jeszcze jestem cały, ale zaraz mnie rozgnieciesz. - zauważyłem z dziwacznym akcentem, ponieważ Izz ściskała moje policzki, przez co usta ułożyły mi się w paskudny dzióbek.
- Clarissa powiedziała mi, co się stało. - pogłaskała mnie po twarzy troskliwie. - Przedwczesna starość się o ciebie upomniała i nie podołałeś seksualnym potrzebom swojej dziewczyny.
Sam nie wiedziałem, czy mówi to na serio, czy tylko się ze mnie nabija pragnąc mi dopiec. Nie wątpiłem, że Izz chętnie odzyskałaby swoją wielką miłość, jaką była Clarissa. Sam, który z kolei podkochiwał się w Isabelle nie miał łatwego zadania, chcąc się wkupić w łaski naszej królowej na szpilkach. Nie ważne ile razy okularnik nie prosiłby o pomoc Aleca, chłopak zawsze odmawiał i mówił, że jego siostra sama decyduje kto jest wart jej uwagi, a kto nie.
- To nie do końca było tak. - zauważyłem dotknięty jej insynuacją.
- Nieistotne. Fakty i tak pozostają niezmienne. Nie zadowoliłeś swojej dziewczyny i miałeś czelność się pod nią załamać!
Przyjaciele ryknęli śmiechem. Izzy zmierzyła ich wściekłym spojrzeniem, ale nie skomentowała. Nawet Alec się śmiał, więc podejrzewałem, że tylko dlatego dziewczyna postanowiła zignorować wycie niemal pokładających się chłopaków.
Jak to możliwe, że zamiast zaoferować mi wsparcie, oni wszyscy znęcali się nade mną? Gdyby to przytrafiło się dziewczynie, każdy by jej współczuł, starałby się ją pocieszyć, podnieść na duchu, posypałyby się podnoszące na duchu zapewniania, że nic się nie stało. Ja byłem jednak chłopakiem, więc moi najlepsi przyjaciele nabijali się ze mną jak z różowego osła, chłopak, który był dla mnie jak brat rozgadał co mi się przytrafiło, moja dziewczyna zwierzyła się przyjaciółce i teraz nawet ta, która była mi jak siostra próbowała wdeptać mnie w ziemię.
- Może to pierwsze objawy impotencji.
- Że kurwa, co?! - niemal zakrztusiłem się przy tym własną śliną.
- Nie- nie mogę- oddychać! - Matthew leżał na ziemi i zwijał się ze śmiechu.
- Nie wstydź się. Każdemu może się to przytrafić. Nie mówię, że teraz! - widząc moją chęć mordu zrobiła dwa kroki do tyłu. - Z mężczyznami różnie bywa, ale nie martw się, bo będziesz miał oje pełne wsparcie w takiej chwili. Kiedy ty już nie będziesz w stanie, ja chętnie zaspokoję za ciebie Clarissę.
- Alec, wyprowadź stąd swoją siostrę zanim zrobię jej krzywdę kosztem własnego zdrowia. - syknąłem. - Naprawdę, jeśli chcesz jeszcze mieć siostrę, każ jej wyjść.
- Izzy, nie przesadzaj. - Alexander upomniał dziewczynę poważniejąc w przeciągu chwili. - Wiesz, że faceci są przewrażliwieniu na pewnych punktach, więc nie próbuj nawet walki z ich ego. Nie wspominając, że ci tutaj teraz leją ze śmiechu, ale w razie potrzeby pomogą Jonathanowi ukryć zwłoki.
- A mówi się, że solidarność jajników nie ma sobie równych. Widać braterstwo jąder też ma swoją moc. No cóż, przyszłam sprawdzić jak się czujesz, a teraz idę donieść Clary, co u ciebie. Biedula wstydzi się spojrzeć ci w oczy, chociaż to tobie powinno być wstyd. Nie ważnie, nie istotne, nie było tematu. Przekażę jej, że kochasz, całujesz, tęsknisz, ale nadal jesteś sztywny w kościach, za to flak między nogami. - roześmiała się i uciekła na swoich niebotycznych szpilkach zanim zdążyłem w ogóle sięgnąć po poduszkę, którą chciałem w nią rzucić.
- Jeżeli ona będzie miała kiedyś męża... spojrzałem na Samuela, który przełknął ciężko ślinę, kiedy wszyscy na niego patrzyliśmy.
- Hej, miłość nie wybiera, dobra? Poza tym, ona się mną nie interesuje, więc może nie będzie tak źle.
- Będziesz jednym, który będzie ją chciał. - zauważył rozsądnie Gregoire. - Teraz chodzi z Jadem, ale to przejściowe. Jesteś jedynym naiwniakiem, który wie, jaka Izz jest naprawdę.
- Zostawmy miłosne wzloty i upadki na walentynki. - zaproponowałem mając już dosyć tematu, który w każdej chwili mógł przerodzić się w wielkie nabijanie się ze mnie. - Mówiliście coś o odwołanych zajęciach i tych sprawach...
- A, no tak! - Matt klasnął w dłonie. - Ale problem w tym, że nie mamy pojęcia, co się działo.
- Czas więc założyć podsłuch u dyrektora i w kilku innych miejscach. - zadecydowałem, a sądząc po wyraźnym zainteresowaniu przyjaciół, miałem ich w garści.

 

MS Jace