środa, 28 czerwca 2017

When The Saints Are Going Wild

7 marca
Rady udzielone Jamesowi przeze mnie i Syriusza w końcu zaczęły przynosić efekty. Odmładzający interes okularnika jakoś się rozwijał, zaś ja i mój chłopak mogliśmy się w końcu wyspać. Od dawna nie uważałem snu za rozkosz, ale widać Potter nawet nieumyślnie potrafił pokazać człowiekowi uroki normalnego, codziennego życia. Nie byłem mu jednak za to wdzięczny w najmniejszym nawet stopniu, ponieważ wolałbym nie przechodzić przez szaleńcze najazdy dziewczyn o każdej porze dnia i nocy, aby docenić magiczną moc snu.
Podobnie jak ja, Syriusz również zaczął odżywać. Znowu się uśmiechał, żartował i zdecydowanie częściej szukał mojej bliskości, domagając się pocałunków, drobnych pieszczot, niezobowiązującego dotyku.
- Stary, słyszałem, że Evans przeprosiła cię dzisiaj za swoje zachowanie, a ty przebaczyłeś jej merdając ogonem jak pies na właściciela. - Black leżał z głową na moich kolanach na sofie w Pokoju Wspólnym i poruszał wystającymi poza oparcie stopami w rytm sobie tylko znanej melodii.
- Przeprosiła, dobra? Wylewnie i naprawdę jej było przykro! - zaczął się bronić James, ale winę miał wręcz wypisaną na twarzy.
- Chciała cię otruć. Nie wiem, czy jakakolwiek wylewność może być wystarczająca.
- To moja narzeczona!
- To szczwana lisica w ludzkiej skórze, J. Gdyby nie ta twoja maszyna, miałaby cię z nosie.
- James, on ma rację. - mruknąłem niepewnie. Było wiadome, że nie lubię Evans, więc nie byłem przekonany, czy w tym wypadku miałem prawo głosu, ale zaryzykowałem. - Gdyby taki numer wykręciłby mi Syriusz, na pewno bym z nim zerwał i nie chciał go więcej znać. Uczucia nie zwalniają nas ze zdrowego rozsądku.
- Dobrze, przyznaję wam rację. Ale ja nie potrafię bez niej żyć!
- Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że Ruda faszeruje go jakimś eliksirem miłosnym. - zwrócił się bezpośrednio do mnie Syri. J. mógł z powodzeniem słyszeć jego słowa i nie był zachwycony tym komentarzem, ale nie odezwał się naburmuszony. Albo usilnie bronił się przed prawdziwością tych słów, albo naprawdę nie wierzył, że Evans byłaby zdolna do czegoś takiego. - To modliszka. Nawet się nie zdziwię, jeśli po ślubie skonsumujecie ten związek, doczekacie się bachora, a ona pozbędzie się ciebie mając pewność, że cały twój majątek przejdzie na dzieciaka. On będzie za młody żeby nim zarządzać, więc kto będzie szalał za twoje odkładane już teraz oszczędności? Ona!
- Jesteś uprzedzony w stosunku do kobiet, Syriuszu. - okularnik wydął usta w geście nadąsania.
- Nie jestem. Do Zardni nic nie mam, a ona jest kobietą.
- Zardi to stan umysłu, a nie kobieta. - prychnął Potter i wziął głęboki oddech. - Ja nie wtrącam się do twojego związku z Remusem, więc ty nie wtrącaj się do mojego, dobrze? - rzucił zrezygnowany.
- Przypominam ci, że byłeś kilka lat temu przeciwny temu, żebym chodził z Syriuszem i musieliśmy się ukrywać. - zauważyłem.
- To było szczeniackie, byłem zazdrosny i nie wspominajmy więcej o tym, dobrze? - naprawdę było mu przykro, że kiedyś nastarczał nam problemów. Nigdy się jednak na niego o to nie gniewaliśmy, ale o tym nie musiał wiedzieć.
- Dobra, koniec tematu. Mam ochotę na kremowe piwo. - Syri podniósł się gwałtownie do siadu. - Komu jeszcze wykraść jedno z kuchni?
- Mi! - zgłosiliśmy się jednocześnie z Jamesem. Trochę gęsta atmosfera sprzed chwili zwyczajnie zniknęła.
- Wiedziałem! Sami na to nie wpadną, ale pić będą. - Syriusz westchnął teatralnie i wyszczerzył się psując efekt dramatyzmu, który próbował zbudować. Odrzucił włosy na plecy gestem obrażonej damy i sprężystym krokiem wyszedł z Pokoju Wspólnego, jakby podkradanie czegokolwiek z kuchni było najprostszą rzeczą na świecie i nie wymagało najmniejszego nawet przygotowania.
Cóż, podejrzewałem, że kto jak kto, ale Syriusz ma swoje sposoby i głowę na karku, więc nikt tak jak on nie nadawał się do okradania szkoły z piwa kremowego.
W czasie, kiedy Black na pewno starał się osiągnąć swoje cele zostając najlepszym złodziejem w szkole, ja obijałem się bezczelnie, jakbym był panem całego świata. Położyłem się na sofie z rękoma pod głową i zadowolony z życia obserwowałem, jak James próbuje dojść do ładu i składu ze swoim napiętym grafikiem odmładzających kuracji. Ponieważ pogodził się z Evans, musiał upchnąć ją poza kolejką tu i tam, a to stanowiło dla niego nie lada problem, ponieważ podobne przywileje oferował także gronu pedagogicznemu.
Nie czułem z tego powodu satysfakcji, jako że nie życzyłem przyjacielowi źle, ale przyznaję, że bawiły mnie jego aktualne problemy. Zbyt wiele chciał objąć za jednym razem. Chciał zarobić i jednocześnie dogodzić jak największej liczbie wpływowych osób.
- J., zaplanuj sobie może dodatkową godzinę pracy po tych standardowych godzinach odpłatnych na darmowe usługi. - rzuciłem widząc, że chłopak zaraz zacznie rwać włosy z głowy. - Będziesz musiał bardziej przykładać się do nauki, bo będziesz miał na nią tę godzinę mniej, ale myślę, że dasz sobie radę. Pomożemy ci i ja i Syriusz.
Chyba właśnie zaczynałem się nad nim litować.
- Remusie, nie jestem geniuszem. - chłopak spojrzał na mnie krzywo spod rozczochranej grzywki. - Nie uważam się za głupiego, ale do szczególnie inteligentnego też mi brakuje, więc wolałbym jednak nie posuwać się do ostateczności.
- Więc ogranicz godziny płatnych zabiegów?
- Odpada! To pieniądze, a ja potrzebuję pieniędzy!
Westchnąłem ciężko. I tak źle i tak niedobrze. Jamesowi nie dało się dogodzić, a nie mógł przecież wydłużyć godziny z 60 minut do 120.
- Więc zbuduj kolejny...
- Myślałem o tym! - przerwał mi domyślając się, co tym razem chcę zaproponować. - Ale na to trzeba mieć masę czasu, a ja go nie mam.
- Podnieś cenę usługi i różnicą płać komuś za obsługę tego cholerstwa, kiedy ty nie jesteś w stanie tego robić. Nie, James, nie wciskaj mi kitów, że wzrost ceny wpłynie na liczbę zainteresowanych! - uniemożliwiłem mu ponowne wejście mi w słowo. - Wszyscy są już tak uzależnieni od tych twoich „ogórkowych mgiełek”, że nie zawahają się wydać więcej pieniędzy. Nie podniesiesz przecież ceny jakoś niesamowicie wysoko. Odrobinę za każdy zabieg i uzbiera ci się wypłata dla kogoś, kto mógłby ci pomóc. Poproś Agnes, bo i tak już dla ciebie pracuje, więc równie dobrze możecie po prostu współpracować na dłuższą metę.
- No nie wiem... - okularnik naprawdę miał wątpliwości, czego zwyczajnie nie rozumiałem.
- Ona chyba ma do ciebie słabość, więc wykorzystaj to. - nie wierzyłem, że to mówię. - Uśmiechnij się do niej, zabajeruj. Niech myśli, że może kiedyś zerwiesz z Lily dla niej, jeśli ona się naprawdę postara. Nie patrz tak na mnie, chyba że masz lepszy pomysł.
- Nie mam. - J. westchnął zrezygnowany. - Masz rację, zrobię to od razu i zmienię ceny od jutra.
Chłopak podniósł się ciężko ze swojego miejsca i zacisnął dłoń na różdżce. Rzucił mi szybkie zaraz wracam i ciągnąc się ociężale podreptał pod drzwi naszego pokoju. Wysiliłem się i uklęknąłem na sofie żeby lepiej widzieć, co robi. James właśnie pisał na drzwiach naszego pokoju nową cenę swojego Odmładzającego Wodospadu oraz dodawał adnotację na temat dnia, od którego obowiązuje. Następnie zahaczył o schody do dormitorium dziewczyn i wysłał do Agnes wiadomość z prośbą o spotkanie. Miałem nadzieję, że dobrze to rozegra i dziewczyna mu ulegnie. Jasne, nie było to uczciwe, ale przecież nie miał jej nic obiecywać, a jedynie ładnie i przekonująco poprosić o pomoc za drobną dopłatą.
James akurat wracał na swoje stałe miejsce na fotelu, kiedy w wejściu za portretem pojawił się zadowolony z siebie Syriusz. Jego szkolna szata leżała na nim dziwnie, co wskazywało na to, że udało mu się załatwić trzy butelki kremowego piwa. Peter był zbyt zajęty swoimi korepetycjami przed ostatecznymi egzaminami, by mógł marnować z nami czas na chwilę niezobowiązującego lenistwa. W końcu nawet James postanowił zostawić sobie jeden dzień w tygodniu wolny, co było mu potrzebne, jeśli chciał jakoś funkcjonować zamiast zamienić się w istne bezmyślne zombie. Nie każdy był stworzony do nauki i pracy jednocześnie, a już na pewno nie James, który kochał lenistwo nade wszystko. Tak przynajmniej było zanim nie zaczął na poważnie myśleć o swojej przyszłości z Evans.
- Co się dzieje? - Syri usiadł obok mnie i zaczął ukradkiem wyciągać zza paska w spodniach butelki.
- Dowiesz się niebawem. - zapewniłem go odbierając swoje piwo.

środa, 14 czerwca 2017

Niewyspianie

5 marca
Miałem już tego serdecznie dosyć. Dziewczyny dobijały się do naszego pokoju dniami i nocami, chcąc żeby James zapisał je na jak najwcześniejsze terminy na swoje sesje odmładzające. Doszło bowiem do tego, że chłopak musiał zacząć prowadzić kalendarz sesji i ograniczyć ich liczbę przypadającą na jedną osobę do dwóch. A wszystko dlatego, że niektóre dziewczyny uzależniły się od maszyny Jamesa i przychodziły do niego dwa razy dziennie dzień po dniu regularnie, płacąc ekstra za bycie stałymi klientkami. Wszystko było w porządku, kiedy nie cierpiałem na tym ja i przyjaciele, z którymi dzieliłem pokój, z wykluczeniem tego, który wszystkiemu był winien. Niestety teraz nawet w środku nocy mieliśmy naloty nawiedzonych dziewczyn, a tego było za wiele.
- James, jeszcze jedna zacznie się dobijać między jedenastą wieczorem, a dziewiątą rano, a wypieprzę cię za drzwi razem z tym cholernym fotelem! - warknąłem niewyspany na okularnika.
- Nie chciałem, naprawdę! - James złożył ręce jak do modlitwy i spoglądał na mnie błagalnie. - Robię co w mojej mocy, żeby się odczepiły, ale do nich nie dociera!
- Więc postaraj się żeby dotarło. - głos i spojrzenie Syriusza były mroczne i niebezpieczne. Wyglądał gorzej ode mnie, ponieważ myśl, że jakaś banda nastolatek mogłaby wedrzeć się do naszej sypialni nie pozwalała mu zasnąć przez wiele godzin każdej nocy. Miał bladą skórę, ciemne podkowy pod oczami, był nieogolony i miał koszmarny humor. W gruncie rzeczy był całkiem podniecający, ale nie mówiłem mu tego, ponieważ jego reakcje w tym stanie były nie do przewidzenia. - Potter, jeśli coś z tym nie zrobisz, rozpierdzielę tę twoją cudowną maszynę w drobny mak i to zakończy moje cierpienie!
- Zrobię, coś zrobię! - jęknął płaczliwie chłopak. Chyba wiedział, że Syriusz nie rzuca słów na wiatr i mógłby w przeciągu chwili zmieść z powierzchni ziemi mały interes Pottera. - Nie wiem wprawdzie co, ale coś na pewno. Rzucę się z wierzy w geście desperacji. - dodał mrukliwie. - Dlaczego ty i Remus nie możecie wziąć przykładu z Petera? Jemu nie przeszkadza, że dziewczyny nas nachodzą.
- Peter to stary zboczeniec i takie odwiedziny są mu na rękę. Nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Zasilają jego cholerny Kącik Trzepaka. - Syri wykonał ręką bardzo charakterystyczny gest układając dłoń w O i energicznie przyciągając ją do ciała i oddalając.
Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechem.
Pottigrew nawet nie zaprzeczył, a jedynie uśmiechnął się szeroko jakby ten komentarz mu schlebiał. Czasami naprawdę nie mogłem pojąć, co dzieje się w jego głowie.
- Wprowadź stałe godziny zapisów i stałe godziny sesji. - zaproponowałem. - Przestrzegaj ich bezwzględnie, albo po prostu załatw sobie kogoś, kto za ciebie będzie przyjmował zgłoszenia na...
- Nie! Jeśli kogoś w to wciągnę to będę musiał płacić! Zbieram na przyszłość mojego dziecka i nie mogę tak szastać pieniędzmi!
- Hę? - jęknęliśmy pytająco jednocześnie ja, Syriusz i Peter.
- O przyszłości myślę!
- Bogowie, James! Jaki ty jesteś durny! - Syri odetchnął z wyraźną ulgą i prawdę mówiąc wcale mu się nie dziwiłem. Z mojego serca również spadł kamień.
Obawiałem się, że James narobił sobie problemów, kiedy załamany po chwilowym rozstaniu z Evans zaczął przymilać się do innych dziewczyn, które bardzo chętnie odpowiadały na jego flirty. Nie wiem czy miało to coś wspólnego z „ogórkowym ustrojstwem”, ale jednak wiele dziewczyn wydawało się uganiać za Potterem. Przyznaję, był całkiem przystojny, ale niezmiernie głupi.
- Dobra, idziemy, bo śniadanie nie będzie na nas czekało, a lekcje tym bardziej. - Syri podał mi moją spakowaną torbę i uśmiechnął się mało szczęśliwie. Był zmęczony, niewyspany i najpewniej martwił się o to, czy będzie mu dane w końcu na poważnie zamknąć nocą oczy.
Kiedy widziałem go takim, miałem ochotę od razu rozwalić kwitnący interes okularnika lub zastraszyć go do tego stopnia, że sam położyłby temu wszystkiemu kres. Postanowiłem jednak dać mu ostatnią szansę.
Kiedy wyszliśmy z pokoju, zrobiło mi się niedobrze na widok czekających już u podnóża schodów dormitorium chłopców dziewczyn. J. rzucił nam szybkie spojrzenie i zaklęciem wypisał na drzwiach godziny, w których przyjmował zapisy, tak jak mu poradziłem. Naprawdę miałem nadzieję, że to poskutkuje.
Wraz z Syriuszem przedarliśmy się przez kordon dziewcząt, podczas gdy James informował rozwrzeszczaną bandę o zmianach jakie wprowadził. Ostrzegał je także, że jeśli się nie dostosują, będzie musiał im odmawiać sesji odmładzających.
- Przypominam wam, że jako uczeń ostatniego roku muszę przygotować się do egzaminów i myśleć o karierze po szkole!
Komu on wciskał te kity? Uczący się James Potter? Wątpiłem, czy ktokolwiek uwierzył w tę wymówkę.
Razem z Syriuszem zostawiliśmy całe to szaleństwo za sobą i opuściliśmy Pokój Wspólny. Ramię chłopaka ocierało się o moje i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. To było niewiele, ale w zupełności mi wystarczało. Przynajmniej na razie.
Przy stole w Wielkiej Sali dołączyliśmy do siedzącej tam już Zardi, która jadła swoje śniadanie czytając dziwaczną książkę o niesamowicie inteligentnym człowieku, który całą swoją wiedzę przelewał na ludzi, których sobie wyobrażał, czyniąc ich swoimi nieodłącznymi kompanami. Dziewczyna była zachwycona tą ideą od pewnego czasu, ale uważała się za zbyt leniwą na naukę wszystkiego, co mogłoby się jej przydać i próbę stworzenia nieistniejącego „przyjaciela”, który tą wiedzę by później posiadał i mógł jej nią służyć. To było zakręcone!
- Widzę, że nadal macie ciężko. - podniosła spojrzenie znad książki.
- Niedługo, ponieważ moja cierpliwość już się skończyła. - mruknął niezadowolony Black i przysunął sobie pustą miseczkę. Zaklęciem przywołał duże, czerwone jabłko, które pokroił w kostkę zapełniając nim całą miseczkę, po czym zalał to mlekiem rozpoczynając jedzenie. Od kiedy mało spał, próbował nadrobić sen witaminami. Ani myślał dodawać do swojego śniadania jakichkolwiek płatków, które jego zdaniem tylko czyniłyby go bardziej ociężałym.
Przy stole nauczycielskim panował gwar, kiedy Sprout i McGonagall oceniały nawzajem swoją cerę, a całkiem zawrzało, kiedy do ich rozmowy dołączył dyrektor. W zaledwie kilka minut wszyscy nauczyciele dyskutowali o maszynie Jamesa. Zresztą podobne debaty trwały także w innych miejscach Wielkiej Sali. Od kilku dni był to temat numer jeden w szkole i chyba tylko ja, Syri i Zardi mieliśmy tego serdecznie dosyć. Z tego tez powodu zastanawiałem się, czy Hagrid również będzie w temacie, jako że dzisiaj mieliśmy w planach odwiedzić tego poczciwego wielkoluda. Podobno nauczył się wypiekać przewspaniałe biszkopcikowe ciasteczka. Nie wierzyłem w to, ale nie wypadało odmówić mu odwiedzin i skosztowania tego jakże osławionego wypieku. Miałem tylko nadzieję, że mój żołądek to wytrzyma. Syriusz wsunął nawet do kieszeni spodni fiolkę kropel żołądkowych na wszelki wypadek i nie rozstawał się z nią od wczoraj. Biedak obawiał się, że zapomni zabrać ze sobą tego niezbędnego wsparcia naszych bebechów.
- Remi, czy on właśnie przysypia nad jedzeniem? - głos Zardi był cichy, kiedy zwróciła na siebie moją uwagę.
Spojrzałem najpierw w jej jasne oczy, a następnie podążyłem za jej spojrzeniem skupiając je na Syriuszu. Zupełnie jak dziecku, chłopakowi oczy same się zamykały, a głowa ciążyła kiwając się to w przód to w tył. Obawiałem się, że zaraz zanurkuje twarzą w mleku, ale jak do tej pory jego urocza buźka nie zbliżała się jeszcze niebezpiecznie do miseczki. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że jadł bardzo, bardzo powoli.
Zlitowałem się nad nim i wyjąłem mu łyżkę z ręki. Minęła dłuższa chwila zanim w ogóle to do niego dotarło. Poderwał gwałtownie głowę i rozejrzał się nieprzytomny.
- Pokarmię cię. - wyjaśniłem mu i nabrałem na łyżkę trochę jabłek i mleka. Black uśmiechnął się niemrawo i zamknął oczy. Otworzył usta i pozwolił się karmić. O dziwo, szło nam całkiem sprawnie i bez większych przeszkód udało mi się wcisnąć w mojego chłopaka cały jego posiłek. Ponieważ był wtedy trochę nieprzytomny, dokroiłem cicho jeszcze pół jabłka i dolałem więcej mleka, dokarmiając go jak należy. Zardi chichotała, kiedy przypadkowo brudziłem mlekiem twarz mojego chłopaka, ale na szczęście ani kropla nie wylądowała na jego szkolnej szacie, co mogłem sobie poczytywać za niejakie osiągnięcie.
Zastanawiałem się tylko nad tym, w jaki sposób mój kochanek planował nie zasnąć podczas dzisiejszych lekcji. To na pewno miało być trudniejsze i mogło skutkować niezłą awanturą, a nie małą mleczną kąpielą.

niedziela, 11 czerwca 2017

Szaleństwo

28 lutego
Stałem obok Syriusza obserwując z niedowierzaniem Jamesa, który właśnie niewinnie żartował z otaczającymi go kręgiem dziewczynami, które tylko czekały żeby za „drobną” opłatą, móc się odmłodzić na jego „ogórkowym fotelu”. Peter, który jako pierwszy zgodził się przetestować to cholerstwo, otrzymał zaszczytne zadanie, jako że stał obok Pottera z różowym koszyczkiem w rękach, a do tego też koszyczka, dziewczyny wrzucały pieniądze za usługę odmładzającą.
- To jest chore. - mruknąłem trochę do siebie, a trochę do chłopaka.
- Tak, masz rację. To jest chore. - odpowiedział głos zza naszych pleców. Zardi.
- O! Nie sądziłem, że się tu pojawisz. - uśmiechnąłem się do przyjaciółki, która miała na głowie turban z ręcznika.
- Taaaak, moje pięć minut dla wątpliwej urody okazało się mniej istotne niż to, co dzieje się tutaj. Chciałam zobaczyć na własne oczy to szaleństwo.
- I jak? - Syriusz obrzucił dziewczynę szybkim spojrzeniem. - Przy okazji, powiedz mi jakiej odżywki używasz, bo ładnie pachnie i chcę ją wypróbować.
- Podrzucę ci ją za chwilę. A co do tego tej całej odmładzającej akcji... Nie wiem, co powiedzieć. To straszne, ale opłacalne. Przynajmniej dla Jamesa, no i Agnes też na tym korzysta, bo J. odpala jej chyba z 5% dochodów. No dobrze, to jeszcze straszniejsze, niż początkowo sądziłam. A kiedy widzę tę rosnącą kolejkę chętnych...
- Mogę ci zrobić darmowe nacieranie ogórem, jeśli chcesz. - Syri wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Konkurencja dla Jamesa, który używa jakiegoś dziwnego fotela żeby ludzi kąpać w soku ogórkowym.
- Dziękuję, ale sama się ponacieram czym tam będę mogła. To będzie na pewno sensowniejsze, niż pozwalanie żeby nacierał mnie ktoś inny. Nawet fakt, że nie interesują cię kobiety jakoś mnie nie przekonuje do skorzystania z tej oferty.
- Nie łatwo cię zadowolić, co?
- Nawet sobie nie wyobrażasz! - machnęła ręką, jak stara kumoszka i uśmiechnęła się równie szeroko, co wcześniej Black.
Dziewczyna przeprosiła nas na chwilę i pobiegła do siebie po odżywkę dla Syriusza. Sam już nie wiedziałem, co było bardziej szalone, fakt, że moja przyjaciółka i chłopak wymieniali się kosmetykami do włosów, czy też to, że jeden z najlepszych przyjaciół odmładzał ogórkami koleżanki ze szkoły.
Zardi wróciła do nas akurat, kiedy do Pokoju Wspólnego weszła McGonagall. Sądząc po sadzonych przez kobietę zamaszystych krokach oraz spojrzeniu utkwionym w Potterze, doskonale wiedziała po co przyszła.
- Potter! - potwierdziła moje przypuszczenia już pierwszym słowem. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że wyłudzanie pieniędzy od kolegów i koleżanek jest w tej szkole nielegalne?! To cię klasyfikuje nawet do wyrzucenia ze szkoły! Chyba że... - zwiesiła głos i pozwoliła sobie na chwilę dramatycznej ciszy. - … udowodnisz mi, że to, co robisz nie jest szarlataństwem i to już w tej chwili.
Gdyby to było naprawdę możliwe, właśnie teraz leżałbym na ziemi z nogami do góry „zaliczając glebę”. Podejrzewałem, że to samo dotyczyłoby Syriusza i Zardi, który stali z otwartymi ustami, z niedowierzaniem wpatrując się w profesorkę.
- Czy ona właśnie... - wydukała dziewczyna.
- Tak, niewątpliwie. - przytaknął jej Syriusz.
James poczekał, aż dziewczyna siedząca właśnie na jego diabelskiej maszynie skończy swoją kurację odmładzającą i nonszalanckim gestem zaprosił na fotel McGonagall. Wydawał się wyraźnie uradowany faktem, że może jej coś udowodnić. A może po prostu był szczęśliwy, ponieważ przyszła do niego z głupią wymówką, co podbudowało niewyobrażalnie jego ego? Tak czy inaczej był w niebie, co wyrażał głupi wyraz błogości na jego twarzy. Mógłbym przysiąc, że ta radość wydawała się niemal perwersyjna, ale wolałem nie mówić tego głośno.
Maszyna odmładzająca została uruchomiona i napędzający ją ogórek poszedł w ruch tworząc Fontannę Młodości, jak postanowił nazwać ten proces okularnik. O ile pamiętałem, a nie szczególnie słuchałem wywodów na temat chwytów marketingowych, jakie planują z Agnes zastosować, nazewnictwo odgrywało tutaj kluczową rolę. Wątpiłem jednak, by miało to jakiekolwiek znaczenie dla McGonagall, która drżała dziwacznie na „fotelu tortur” Jamesa. Wyglądało to strasznie, a może nawet potwornie. Wysoka, chuda nauczycielka wytrzepywana jak dywan na dziwacznym cholerstwie, od którego trzy najrozsądniejsze osoby w Gryffindorze trzymały się z daleka.
- Stawiam, że powie o tym Sprout i ona też się tu zjawi. - usłyszałem przy uchu szept Zardi. - Po niej pojawi się Slughorn, bo to uwielbia.
- Dumbledore też przyjdzie, ale z czystej ciekawości. - dodał równie cicho Syriusz. - Noel pewnie też się skusi, chyba że Victor stanowczo mu tego zabroni. No, co? Nie patrzcie tak na mnie! Znam ich na tyle, żeby wiedzieć to i owo o ich dziwnych upodobaniach.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co jeszcze o nich wiesz. - przyznałem szczerze.
Nie wiem, jak to możliwe, ale jak zaczarowani patrzyliśmy, jak nasza nauczycielka się „odmładza”. W Pokoju Wspólnym panowała względna cisza, której przyczynę trudno było określić. Buczała tylko maszyna Jamesa, uczniowie się nie odzywali. Może czekali na ocenę McGonagall, a może obawiali się konsekwencji tego, że dali się naciągnąć na odmładzanie lub po prostu byli równie zaskoczeni, co ja i dwójka towarzyszących mi osób.
Cieszyłem się, że tylko ja, Zardi i Syriusz staliśmy na schodach oglądając to przedstawienie z daleka, ponieważ mieliśmy nie tylko niezły widok na wszystko, ale także wolną rękę do prowadzenia cichych dyskusji.
- Chyba zaraz zwymiotuję.
- Hm? - spojrzałem na przyjaciółkę.
- Wyobraziłam sobie Slughorna na tym Jamesowym cudzie.
- O mój Boże! - zemdliło mnie, ponieważ jej słowa sprawiły, że i przed moimi oczyma stanął obraz wytrząsającego swoje zbędne kilogramy nauczyciela eliksirów. Wielki, okrągły gość trzęsący się jak galareta i polewany sokiem z ogórka. Aż przeszły mnie ciarki! To była doprawdy przerażająca wizja i miałem nadzieję, że nigdy nie będę świadkiem czegoś podobnego.
Przyjaciółka umknęła do dormitorium dziewczyn aby pozbyć się odżywki z włosów i z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że efekt końcowy bardzo interesował mojego chłopaka. Syriusz miał na głowie imponującą czuprynę, a jego kiedyś brutalnie obcięte włosy odzyskały swoją cudowną długość. Oznaczało to jednak, że chłopak musiał spędzać więcej czasu na dopieszczaniu swojej czarnej grzywy.
Wprawdzie moje włosy sięgały odrobinę za ramiona i na pewno odrobina uwagi dobrze by im zrobiła, ale zupełnie nie miałem do tego nerwów. Specjalistyczne szampony i wymyślne odżywki? Nie należałem do osób, które przejmowałyby się takimi głupotami.
McGonagall w końcu skończyła swoje 15 minut terapii odmładzającej Jamesa i teraz uważnie obmacywała swoją twarz. Chłopak podał jej nawet lusterko. Zginał się przy tym niemal w pół, jak rasowy przydupas i mało brakowało, a płaszczyłby się uniżenie. Heh, podnóżek profesorów się znalazł.
- No, Potter, muszę przyznać, że naprawdę nie wierzyłam, że to może coś dać. Widzę jednak, że jakieś ziarnko prawdy w tych twoich reklamach rozwieszonych po szkole jest. Na pewno wspomnę o tym dyrektorowi, żebyś mógł nadal robić to, co robisz. Wprawdzie nie pochwalam tych opłat, ale biorąc pod uwagę efekty, - znowu przejrzała się w lusterku – mogę przymknąć na to oko.
- Bardzo pani dziękuję! - James gdyby mógł to chyba nawet by ją wycałował z tej całej wdzięczności.
Jeśli w tym wszystkim nadal chodziło o Evans, to zastanawiałem się, jak pokrętnie musiał w tej chwili pracować umysł przyjaciela.
McGonagall opuściła Pokój Wspólny podejrzanie sprężystym krokiem, a rozmowy znowu rozgorzały. Zrobiło się głośno jak w ulu, może nawet głośniej niż na samym początku. O ile wcześniej do Jamesa dobijały się same dziewczyny, o tyle teraz widziałem coraz więcej chłopaków zainteresowanych efektami Potterowego ustrojstwa.
- Ludzie są szaleni. - westchnąłem ciężko.
- Wilkołaki również, Remi. - Syriusz klepnął mnie w pośladek i roześmiał się. - Wszyscy jesteśmy, ale niektórzy bardziej niż inni.

środa, 7 czerwca 2017

James w akcji

27 lutego
- James, nie żebym miał wątpić w twój zdrowy rozsądek, ale co to u licha jest?! - marszcząc brwi spojrzałem na dziwactwo, które stało na środku naszej sypialni, kiedy wróciłem po dodatkowych zajęciach z eliksirów, które miały mnie lepiej przygotować do końcowych egzaminów, które powoli nas goniły.
- To, mój przyjacielu, jest przyszłość!
- Że co?!
- Przyszłość, Remi! Przyszłość! To wabik na kobiety! No dalej, Remusie, wysil się! Czego najbardziej pragną kobiety?
Spojrzałem na chłopaka wymownie. Nie mógł mieć najmniejszych nawet wątpliwości, że mam go za wariata i w każdej chwili jestem skłonny wezwać dyrektora aby zajął się przeniesieniem go do Świętego Munga.
- Pieniędzy? - mimo wszystko spróbowałem odpowiedzieć na jego pytanie, mając nadzieję, że może w jego pokręconej łepetynie została jakaś garstka zdrowego rozsądku.
- Tego też, ale to nie tej odpowiedzi oczekuję. Zgaduj dalej! - chłopak z czułością pogłaskał coś, co wyglądało jak przerośnięty fotel bujany skrzyżowany z huśtawką i jakimś dziwnym narzędziem tortur.
- Księcia z bajki?
- Remusie, zacznij współpracować! Nie, nie, nie!
- Skąd mam wiedzieć czego one chcą skoro jedyna dziewczyna z jaką naprawdę miałem kontakt to Zardi?! - prychnąłem poirytowany, co najwyraźniej dotarło do chłopaka, ponieważ spokorniał.
- Młodości, Remusie. Kobiety zawsze pragną młodości. Chcą pieniędzy, ponieważ dzięki nim mogą się odmładzać, książę z bajki też jest metodą na odmłodzenie się. Ta maszyna może im to zapewnić! - wyraźnie czekał na westchnienia zachwytu lub nawet oklaski. Niestety nie doczekał się ani jednego, ani drugiego.
- Co proszę? - zamrugałem oczyma kilka razy, jakbym dopiero obudził się z długiego snu.
- To urządzenie może odmłodzić każdego o rok w przeciągu piętnastu minut! - głos chłopaka był podniesiony z podniety.
- Bogowie, wiedziałem, że nie powinienem był wracać do siebie. - od strony drzwi dobiegł głos Syriusza. On także chodził na dodatkowe zajęcia, chociaż w jego przypadku chodziło o rozwijanie jego mocnych stron, a więc o runy.
- Śmiejcie się ile chcecie, niedowiarki! Kiedy po szkole rozejdzie się wiadomość, że posiadam maszynę odmładzającą, nie odgonię się od kobiet! Lily pożałuje swoich humorków i cichych dni!
Tak, mogłem się domyślić, że to właśnie o Evans cały czas chodziło.
- Skąd pewność, że to dziadostwo działa? - Syri stanął obok mnie i podpierając się pod boki, przyglądał się koszmarnej konstrukcji Jamesa.
- Przetestowałem ją na Peterze i działa. Wygląda teraz o rok młodziej! Peter, chodź tutaj!
Blondynek wyszedł z łazienki, gdzie najpewniej przeglądał się przed lustrem. Nie wyglądał jakoś inaczej niż zawsze, chociaż może jego skóra na twarzy była jakaś taka gładsza niż zazwyczaj i bardziej rozjaśniona, czy jak to w ogóle można byłoby nazwać. Tyle, że na pewno nie było to zasługą „maszyny młodości” Pottera.
- J., pamiętasz, że Peter położył się wieczorem spać z jakąś śmierdzącą ogórkami maseczką na twarzy, prawda? - rzuciłem niby to od niechcenia.
- To nie przez maseczkę! - okularnik tupnął nogą jak dziecko. - Zanim nie usiadł na mojej machinie, wcale nie wyglądał młodziej!
- Dobra, przyjmijmy, że masz rację. - Syriusz podniósł ręce w geście pojednania. - Jaka jest tajemnica działania tego twojego ustrojstwa? Jakaś tajemnicza magiczna część? Zaklęcie sprzed stuleci, które niedawno odkryłeś? Eliksir odmładzający, którego formuły jeszcze nie udoskonalono, co udało się dopiero tobie?
- Tak po prawdzie to... ogórki. - James uśmiechnął się niepewnie.
Moja szczęka opadła niemal do ziemi i nie byłem pewny, czy aby dobrze usłyszałem. Ogórki? Takie długie, zielone, warzywne warzywo? Te ogórki?
- Chwila, bo chyba mi wosk uszy zapchał. Że co? - Syri pochylił się w stronę chłopaka i nadstawił uszu.
- No, ogórki.
- Twoja maszyna jest napędzana ogórkami?!
James wydał ciężkie westchnienie umęczonego wynalazcy, który sam nie był przekonany, co do wystarczającej zarąbistości swojego tworu.
- Jeden ogórek na piętnaście minut. Maszyna przerabia ogórka na papkę, która zaczyna krążyć w tych tutaj rurkach... - pokazywał nam to wszystko palcem. Naprawdę zależało mu na tym, żebyśmy zrozumieli jak działa jego rzekomo odmładzający rupieć. - Nad człowiekiem unosi się delikatna mgiełka ogórkowego soku, a fotel jest wprowadzany w drżenie, które relaksuje mięśnie...
- Dobra, nie chcę wiedzieć więcej. - Syriusz wymiękł i zrobił krok w tył. - Zademonstruj mi to na kimś. Najlepiej na jakieś dziewczynie, bo one na pewno zauważą różnicę, jeśli jakakolwiek będzie.
- Zardi się nie zgodzi, ale może Agnes? - zaproponowałem. Wszystko, byle tylko któryś z nich nie wpadł na pomysł żeby testować to coś na mnie. - James, ona cię lubi, więc gdybyś tak spróbował ją nakłonić...
- Dobra, idę! - okularnik przystał na tę propozycję od razu, co było zastanawiające. Musiał być naprawdę zdesperowany. Bez mrugnięcia okiem wyszedł z pokoju zostawiając nas samych.
Spojrzałem na Syriusza, zaś ten popatrzył na mnie i zwyczajnie wzruszyliśmy jednocześnie ramionami. Rozsiedliśmy się na swoich łóżkach czekając na powrót przyjaciela, któremu chwilowa separacja z jego narzeczoną zdecydowanie nie służyła. Chłopak naprawdę był w Evans beznadziejnie zakochany i nie można było tego nijak zmienić. Ruda była wredną lisicą i wiedźmą jakich mało, pod wieloma względami, a J. po prostu świata poza nią nie widział. I pomyśleć, że kiedyś był zwyczajnym nastolatkiem, który uganiał się za wszystkim, co się rusza, jak długo było to w jego guście.
Po niespełna piętnastu minutach drzwi naszej sypialni otworzyły się i pojawił się w nich zadowolony James w towarzystwie niepewnej, ale wyraźnie zafascynowanej Agnes. Widać dziewczyna tak inteligentna jak ona, nie mogła przegapić okazji, aby przetestować możliwe, że rewolucyjne urządzenie.
- Plus za niej za odwagę. - szepnąłem do Syriusza. - Ja nie usiadłbym na czymś, co wygląda tak koszmarnie.
- Wygląda jak coś, co stoi w pokoju zboczonego seryjnego mordercy. - zgodził się ze mną chłopak.
James tymczasem uroczystym gestem zaprosił Agnes do zajęcia miejsca na jego odmładzającym fotelu. Okularnica zdjęła szkła i rozsiadła się wygodnie. Obserwowała cały sprzęt z zafascynowaniem godnym wynalazcy równie szalonego co Potter.
J. umieścił ogórek w pudełeczku przypominającym drobną sokowirówkę i nacisnął przycisk, który wprawił cały fotel w drżenie. Pokój wypełnił dźwięk przypominający maszynkę do mielenia mięsa. Skrzywiłem się z odrazą, ale póki co nikt nie ucierpiał, więc obserwowałem, jak zielona maź zaczyna płynąć rurkami, które wchodziły pod fotel, a w pewnym momencie śmierdząca ogórkami mgiełka zaczęła unosić się w powietrzu, jakby za sprawą spryskiwaczy. Twarz Agnes w mgnieniu oka była mokra i dziewczyna po prostu musiała zamknąć oczy. Dobrze, że miała na sobie wyraźnie wysłużoną koszulkę, ponieważ także ona po części była mokra w kilka chwil.
Po piętnastu minutach koszmarny dźwięk ucichł, a fotel przestał się trząść. Ciemnowłosa dziewczyna nadal żyła, co niewątpliwie było ogromnym plusem. James podał jej ręcznik, aby otarła twarz i pomógł zejść z fotela. Zaprowadził ją do łazienki, gdzie mogła przejrzeć się w lustrze.
- To naprawdę niesamowite! - usłyszałem jej głośne westchnienie. - Moja skóra jest taka miękka i nawilżona, niemal jakbym naprawdę odmłodniała! James, to rewolucyjne! To może na zawsze zmienić kosmetologię!
- O bogowie. - Syriusz opadł na swoje łóżko kryjąc twarz w poduszce. Rozumiałem go, ponieważ sam miałem ochotę walić głową o ścianę.
- Musisz to opatentować! Pomogę ci w tym za jeszcze dwie takie piętnastominutowe sesje! Rozpowiem o tym dziewczyną. Wzbogacisz się na tym! Jeśli chcesz, mogę zostać twoją menagerką! To będzie interes życia, przemyśl to! - Agnes z ogromnym uśmiechem na twarzy wybiegła z naszej sypialni i było pewne, że za chwilę cały Gryffindor dowie się o wynalazku Pottera.
- To początek koszmaru. - jęknąłem do Syriusza, który w odpowiedzi zamruczał w poduszkę.