środa, 27 września 2017

Niewidzialna randka

Razem z Syriuszem przekradliśmy się jednym z naszych ulubionych tajnych korytarzy prosto do piwnic Miodowego Królestwa, które oferowało nam wszystkie swoje uroki na wyciągnięcie ręki. Korzystając z okazji, to właśnie tam zrobiliśmy pierwsze zakupy, chociaż stwierdzenie „zrobiliśmy” było lekką przesadą, ponieważ w głównej mierze to ja je zrobiłem. Z początku starałem się być rozsądny i dokładnie przemyśleć każdy zakup, ale kiedy Syriusz zaczął dorzucać do mojej reklamówki więcej łakoci, za które to on miał zamiar zapłacić, przestałem się ograniczać tylko do niezbędnej porcji cukru.
Może to nieładnie z mojej strony, ale uwielbiałem przychodzić z moim chłopakiem do Miodowego Królestwa, ponieważ nie żałował mi swoich oszczędności i w nosie miał to, czy przytyję od nadmiaru czekolady.
Nasze, czy raczej moje, zakupy zostawiliśmy w korytarzu przejścia i przytulając się do siebie, owinęliśmy peleryną niewidką. Cicho wyszliśmy schodami na górę do sklepu i korzystając z okazji, jaka się nam nadarzyła, kiedy właścicielka upuściła na blat kilka monet, które zaczęły toczyć się w różne strony, wrzuciliśmy do otwartej kasy wyliczoną wcześniej sumę pieniędzy za to, co zabraliśmy z piwnicy. Następnie opuściliśmy Miodowe Królestwo i ciesząc się umiarkowanym ciepłem panującym na zewnątrz, ruszyliśmy na polowanie na kremowe piwo.
To zadanie było zdecydowanie trudniejsze, ponieważ w Trzech Miotłach kręciło się pełno czarodziejów, którzy po pracy postanowili rozerwać się spotykając ze znajomymi i napić czegoś mocniejszego i nierzadko słodkiego, sądząc po zapachach unoszących się w powietrzu.
- Jednemu będzie łatwiej niż dwójce. - Syriusz wyszeptał w moje ucho, rozglądając się po wnętrzu baru. Miał całkowitą rację, więc skinąłem tylko głową. Wyszliśmy na zewnątrz za pewnym grubym jegomościem, który wypił wystarczająco dużo aby jego policzki były rumiane, a krok nierówny.
Zaszyliśmy się w jednej z ciemnych, bocznych alejek koło podejrzanie wyglądającej knajpy, do której goście jakoś się nie garnęli. Dzięki temu miałem pewność, że nikt mnie tam nie przyłapie na chowaniu się za śmietnikiem, zaś Syriusz mógł ze spokojnym sercem wyruszyć na swoje łowy.
- Uważaj na siebie. Zaraz wracam. - rzucił i pocałował mnie na odchodnym. Zniknął pod peleryną Jamesa zostawiając mnie samego.
Nie wiedziałem do końca co powinienem robić czekając na niego. Nie opłacało się liczyć sekund, ponieważ to nigdy nie pomaga, a tylko wydłuża czas czekania, ale nie miałem innego pomysłu, aby skupić na czymś umysł. Zacząłem więc powoli liczyć w myślach, jednocześnie nasłuchując.
Za drzwiami baru, koło którego się rozsiadłem, coś zaczęło szeleścić i szurać. Po chwili drzwi się otworzyły i ku mojemu przerażeniu, ktoś wyszedł na zewnątrz. Rozważałem ucieczkę, ponieważ obecność ucznia Hogwartu w dzień powszedni w Hogsmeade na odległość śmierdziała nielegalnym opuszczeniem szkoły, jednak zawahałem się i tylko wyjrzałem zza kosza na śmieci.
Poczułem jak po pierwszym przypływie adrenaliny, moje ciało oblewa fala ulgi. Było jasne, że mężczyzna, który opuścił okropny bar był ślepy i nie mógł mnie zobaczyć. Gdybym zaczął uciekać, na pewno usłyszałby mój ruch, ale w takiej sytuacji nie mógł wiedzieć, że nie jest sam w ciemnej alejce.
- Byle do jutraaaa… - zaczął cicho mruczeć pod nosem jakąś piosenkę, którą chyba zmyślał na poczekaniu, ponieważ brzmiała równie okropnie, co jego zachrypnięty głos. - Jutro przecież też jest dzień, kolejny dzień na picie, kolejny dzień by zapomnieć i odnaleźć siebieeee… Pieprzyć Doris i jej zakłamanie, jej głupotę i fałszywą miłość, pieprzyć wszystko! Jutro przecież też jest dzień, kolejny dzień na picie, kolejny dzień by zapomnieć i odnaleźć siebie na nowoooo…
Mężczyzna, który mógł mieć koło 70 lat podskoczył trzy razy u wyjścia z alejki i zamachał rękoma niby to w rytm mruczanej melodii. Wyglądało to komicznie, ale powstrzymałem cisnący się w piersi śmiech. Biedak musiał zostać zraniony przez jakąś kobietę i kto wie, jak długo już pił żeby zapomnieć o wszystkim, co go w związku z tym dręczyło.
Miałem nadzieję, że Evans nie doprowadzi do podobnego stanu Jamesa, jeśli uzna, że jednak związek z nim to pomyłka. Wyobraziłem sobie scenę, w której ja i Syriusz przychodzimy do obleśnego, śmierdzącego potem i brudem baru aby odebrać stamtąd naszego upitego przyjaciela, który mamrocze pod nosem, że kocha i nienawidzi Lily Evans jednocześnie, ponieważ go rzuciła, a on wiązał z nią przyszłość. Oczyma wyobraźni widziałem, jak podtrzymujemy chłopaka z obu stron i prowadzimy do domu, a on zaczyna śmiać się i chlipać na przemian, wymiotuje w krzakach, przysypia i zmusza nas do ciągnięcia go dalej, a w końcu docieramy do jego zabrudzonego i pełnego butelek po piwie domu. Kładziemy go na nieszczególnie świeżej pościeli, Syriusz go rozbiera do snu, a ja powoli sprzątam bałagan panujący w mieszkaniu.
To nie była zbyt optymistyczna wizja i w rzeczywistości na pewno nie byłaby tak potwornie zwyczajna i mugolska, ale wolałem nie wkładać w dłoń pijanego Jamesa różdżki nawet we własnej głowie.
Tak się zamyśliłem, że dopiero zapach Syriusza wybudził mnie z ponurych myśli o zranionym okularniku i jego pijackich przygodach.
- Masz wszystko? - zapytałem cicho.
- A miałem nadzieję, że jednak cię zaskoczę! - zaśmiał się Syri stojący gdzieś przede mną. - Tak, mam wszystko, chodź. - uniósł pelerynę tak, że widziałem go pod nią i zrobił tam dla mnie miejsce. Podniosłem się ze swojego kącika i podchodząc do chłopaka wtuliłem w niego mocno.
- Zajrzymy do pani Puddifoot, co ty na to? Dzisiaj na pewno znajdzie się dla nas jakiś kącik, w którym nikt nas nie zauważy i nie będzie nam przeszkadzał.
- Mmm, tak. Z przyjemnością. - zgodziłem się entuzjastycznie. Syriusz na pewno nie czytał w moich myślach, ale najwyraźniej znał mnie i moje fantazje lepiej niż ktokolwiek inny.
Wolnym krokiem, tuląc się przy tym do siebie, ruszyliśmy w górę ulicy mijając barwne, nierzadko naprawdę śliczne wystawy sklepów. Syri przerwał jednak nasz beztroski spacerek.
- Remusie, szybko! Jeśli się pospieszymy, wejdziemy do herbaciarni bez problemu! - pociągnął mnie za rękę gwałtownie. Biegiem ruszyłem za nim, dopiero po chwili zauważając dwie kobiety, które właśnie otwierały drzwi Herbaciarni u Pani Puddifoot. Dopadliśmy do zamykających się za nimi drzwi niemal w ostatniej chwili i wsunęliśmy niezgrabnie do środka. Mieliśmy szczęście, że kobiety wymieniały właśnie głośne powitania z właścicielką, ponieważ dzięki temu nikt nie słyszał, jak przypadkiem kopnąłem w próg. Zapewne także sapanie moje i Syriusza mogłoby przyciągnąć czyjąś uwagę, gdyby nie ta kobieca paplanina, która była tak głośna i radosna, że zapewne potrafiłaby zagłuszyć wszystko.
Cicho i tym razem bez obijania się o cokolwiek, przeszliśmy w jeden z kątów herbaciarni. Rozsiedliśmy się na podłodze z daleka od garstki obecnych w środku ludzi i uspokoiliśmy oddechy, czekając na właściwy moment, żeby się obsłużyć.
Kiedy kobiety, dzięki którym niepostrzeżenie dostaliśmy się do środka złożyły zamówienie i otrzymały je kilka chwil później, zaczęliśmy z Syriuszem czekać na odpowiedni moment do zaatakowania kontuaru z ciastami i ciasteczkami. Niedługo później, zza pleców właścicielki rozległo się ciche piszczenie minutnika piekarnika, więc zadowolona zniknęła w drzwiach prowadzących na zaplecze. To była nasza szansa. Wstaliśmy powoli i na palcach przekradliśmy się za ladę. Kobiety plotkowały cicho i chichotały, a pani Puddifoot była zajęta wyciąganiem wypieków z pieca, więc wraz z Syriuszem porwaliśmy po talerzyku i widelczyku i zabraliśmy się za ciasta. Najpierw to ja zapełniłem swój talerz, podczas gdy Syriusz trzymał pelerynę w taki sposób, aby nikt nie zauważył mojej reki czy znikających nagle ciastek, które lewitowały przez chwilę zupełnie odsłonięte. Kiedy moja całkiem spora porcja łakoci była bezpieczna pod peleryną niewidką, Syriusz zabrał się za wybieranie ciast dla siebie. Najwidoczniej postanowił dziś zaryzykować, ponieważ nie żałował sobie mocno czekoladowych pyszności, które nie były na pewno tak słodkie jak te waniliowe lub kremowe. Zadowoleni wróciliśmy na swoje miejsce i zabraliśmy się cicho za jedzenie. Wprawdzie nie wiedziałem, w jaki sposób podrzucimy właścicielce brudne sztućce i naczynia oraz pieniądze za to, co zabraliśmy, ale nie wątpiłem, że znajdziemy jakiś sposób.
Ułożyłem głowę na ramieniu Blacka i naprawdę zadowolony z tej niecodziennej randki nie myślałem nawet o powrocie do szkoły. Pozwoliłem żeby Syri dał mi spróbować kilku ciastek ze swojego talerzyka i sam poczęstowałem go jednym, które okazało się wcale nie tak słodkie, jak początkowo sądziłem. Nie wiem, czy mój chłopak polubił ciasta, czy tylko starał się to udawać, ale jadł i nie wykrzywiał się tak jak kiedyś. Może naprawdę będzie kiedyś w stanie liźnięciami zjadać płynną czekoladę z mojej skóry. Nie liczyłem na to w dniu dzisiejszym, ponieważ nawet taki twardziel jak on nie wytrzymałby czekolady to zjedzeniu trzech kawałków czekoladowego ciasta, ale mieliśmy czas na dziwne pieszczoty, więc nadzieję mogłem mieć, podobnie jak mogłem wyobrażać sobie jakby to było, gdyby do czegoś podobnego naprawdę w przyszłości doszło.
Aż zadrżałem z podniecenia i uśmiechnąłem się do siebie.

niedziela, 24 września 2017

Plany w planach

25 marca
Victor Wavele był wykurzony jak osa, która tylko szuka ofiary dla wyładowania na niej swojej frustracji. Każdy to widział i dlatego nikt nie chciał mu wchodzić w drogę – ani uczniowie, ani inni nauczyciele. McGonagall była zaś bardzo cicha, jak na nią. Zapewne powinno dać nam to do myślenia i sprawić, że nasze wyrzuty sumienia będą nie do wytrzymania, ale tak nie było. Byliśmy tylko ludźmi, a ludzie bywali bezlitośni.
Nie żebym w ten sposób próbował przekonać samego siebie, że to postępowanie moje i przyjaciół było słuszne mimo konsekwencji, jakie za sobą niosło. Przecież musieliśmy ukarać Wavele’a, a że pociągnęło to za sobą pewne ofiary… Cóż, dla większego dobra czasami trzeba było poświęcić jednostki.
Zauważyłem jednak, że on i Noel nie wydawali się skłóceni w ramach następstwa naszego „niewinnego” przekrętu. Najwyraźniej nauczyciel run miał dar przekonywania, skoro udało mu się oczyścić konto. Przyznaję, że jakaś mała cząstka mnie miała nadzieję, że jego problemy będą trwały trochę dłużej. Może nadal miałem do niego żal o to, jak blisko byli kiedyś z Syriuszem. Prawdę mówiąc byłem przekonany, że już sobie z tym poradziłem i nie wracałem myślami do tamtych mrocznych czasów, kiedy to między mną i Blackiem nie układało się najlepiej. Teraz zastanawiałem się czy to aby na pewno prawda i przeszłość odeszła w zapomnienie, skoro coś głęboko we mnie odzywało się mrocznym, pełnym zawiści głosem.
- Nie chcę rozsiewać paniki i złych wiadomości, ale co jeśli rozwścieczyliśmy tygrysa i w ramach zemsty na wszystkim, co żyje, Wavele zrobi nam taki egzamin, że nawet Syriusz będzie miał problemy z jego zaliczeniem. - James naprawdę mógł wybrać lepszy moment niż śniadanie żeby podjąć ten temat. Przez niego kanapka z szybką i serem stanęła mi w gardle i odechciało mi się jej kończyć.
- Do egzaminu zostało nam jeszcze sporo czasu, więc zapomni. - Syri zbył wątpliwości Jamesa machnięciem ręki. - Nie wiemy dlaczego jest taki wnerwiony, więc może to nie przez nas.
- Noel wydaje się patrzyć na niego jak na rozjuszonego tygrysa w klatce. Jestem pewny, że to fascynacja, więc może jednak masz rację. - miałem wrażenie, że okularnik próbuje przekonać sam siebie do wiary w ocenę sytuacji Blacka.
- A co z McGonagall? - zapytałem. - Mówiąc, że cicha woda brzegi rwie, a ona jest stanowczo zbyt cicha.
- Dobra, dajmy jej dwa dni, jeśli nic się nie zmieni, naślemy na nią Zardi. Nikt nie uzna za podejrzane, że akurat ona zacznie się martwić o stan zdrowia nauczycielki, która „od kilku dni jest taka milcząca i przygaszona”. - ostatnią część Syriusz rzucił głosem stylizowanym na kobiecy, jakby właśnie to miała powiedzieć nauczycielce transmutacji Zardi. - A teraz przestańcie panikować i po prostu zachowujcie się normalnie. Nie chcemy żeby ktoś zaczął nas o cokolwiek podejrzewać.
Westchnąłem ciężko i skinąłem głową. James zrobił to samo idąc za moim przykładem, a zaraz za nim podążył Peter, który z ustami pełnymi jajecznicy nie mógł wzdychać, ale pokiwał energicznie głową zgadzając się w pełni na zaczątek planu Syriusza.
Apetyt niestety już do mnie nie wrócił, więc dopiłem tylko herbatę. W takiej sytuacji najlepszym, co mogłem zrobić było zabranie z pokoju tabliczki czekolady i noszenie jej przy sobie, na wypadek gdybym poczuł się głodny i chciał w jakiś sposób oszukać żołądek.
Nie miałem w planach głodowania, ponieważ głodny wilkołak to zły wilkołak, a zły wilkołak stanowi utrapienie dla samego siebie i swojego otoczenia.
Nie zostaliśmy w Wielkiej Sali dłużej niż przez kolejnych pięć minut. Dokończyliśmy, co mogliśmy i zebraliśmy się do wyjścia. W drzwiach złapała nas jeszcze Agnes, która rzuciła Jamesowi wyjątkowo szeroki uśmiech, zaś resztę naszej paczki obdarzyła zdecydowanie subtelniejszym.
- Chłopaki, chwileczkę. Mam sprawę dotyczącą naszych dzisiejszych korepetycji. Są odwołane, bo Wavele ma coś bardzo ważnego do załatwienia i nie znajdzie czasu na pilnowanie nas dzisiaj. Nie jestem pewna komu przekazał tę informację, ale dotarła do mnie przed chwilą.
- Och, jasne. - tym razem Syri wydawał się trochę przejęty. - Dzięki za informację.
Pozwoliliśmy dziewczynie wrócić do stołu i w grobowej ciszy opuściliśmy Wielką Salę.
- Nie jest tak źle. Mamy wolne popołudnie, więc spędzę je z Lily. - przynajmniej James starał się zareagować na zmianę planów optymistycznie, chociaż na pewno i on zastanawiał się nad tym, co dokładnie mogło zmusić nauczyciela run do odwołania naszych uczniowskich zajęć.
Black nie odezwał się ani słowem wyraźnie zamyślony. Byłem pewny, że zaczynał powoli martwić się o swojego ulubionego profesora i zapewne planował nawet odwiedziny u niego, żeby poznać szczegóły kierujące takim, a nie innym obrotem spraw.
Wróciliśmy do pokoju i spakowaliśmy szybko podręczniki, które były nam potrzebne dzisiejszego dnia. Do zajęć pozostało nam jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy zmarnować go na bezczynnym siedzeniu na łóżkach. Podejrzewałem, że wiem o czym myślą moi przyjaciele. James planował randkę z Evans, Syriusz zaprzątał sobie głowę Wavelem, a Peter rozmyślał albo o drugim śniadaniu, albo o Narcyzie, której ostatnio nie prześladował tak często jak jeszcze kilka tygodni temu.
Wychodząc w końcu z sypialni, rozdzieliliśmy się, ponieważ okularnik dorwał swoją rudą dziewczynę, której chciał pochwalić się czasem, jaki dla niej wygospodarował. Nie wiem czy była tym naprawdę zadowolona, czy tylko udawała, bo była wredną jędzą, ale Potter najwyraźniej bardzo się cieszył z jej reakcji. Nie wiedziałem jej wprawdzie, ponieważ szli kawałek za nami, ale jego entuzjastyczne komentarze dało się słyszeć chyba w całej szkole.
- Remi, skoro mamy wolne popołudnie, może zaszyjemy się gdzieś tylko we dwoje? - propozycja Syriusza sprawiła, że serce zabiło mi szybciej i zachłysnąłem się powietrzem. Nie spodziewałem się tego, ponieważ naprawdę sądziłem, że planuje cały wolny czas przeznaczyć dla Wavele’a. Nie zdziwiłbym się, chociaż nie byłem w stanie określić, czy mi to przeszkadzało czy nie. W końcu sami trochę nabroiliśmy i miał prawo w końcu się tym przejąć na poważnie.
- Tak, jasne! - uśmiechnąłem się szeroko. - Masz już coś w planach?
- Żadnego, ale jestem pewny, że coś się samo wymyśli, kiedy tylko będziemy sami. - Syri mrugnął do mnie zalotnie. - Chociaż przyznaję, że mam dziwną ochotę wpaść na chwilę do Hogsmeade żeby uzupełnić nasze zapasy piwa kremowego i twoich słodyczy. James będzie zajęty, więc jego peleryna niewidka należy do nas. Co ty na to?
To raczej nie były szczególnie romantyczne plany, jakich się spodziewałem, ale musiałem przyznać, że nie miałem nic przeciwko. Moje łakocie rzeczywiście zaczęły się wyczerpywać, a czas spędzany z moim chłopakiem był niezwykle cenny i nie miało znaczenia, czy byliśmy wtedy w obrębie szkoły, czy też niezauważeni przemykaliśmy przez miasteczko. Zresztą mały wypad do Hogsmeade nie oznaczał, że nie znajdziemy czasu na pieszczoty, na które liczyłem.
- Jasne. - odpowiedziałem entuzjastycznie. - Zbliża się Wielkanoc, więc w Miodowym Królestwie na pewno będzie już sporo nadziewanych jajek, które tak lubię.
Zabawne, że wystarczy wspomnieć przy mnie o słodyczach, a w każdej sytuacji mogłem się odnaleźć. Gdyby James zaproponował coś podobnego Evans, na pewno byłaby na niego niesamowicie wściekła, a tymczasem ja zaczynałem cieszyć się jak małe dziecko na wspólny wypad na czekoladowe zakupy z moim chłopakiem. Wprawdzie oznaczało to, że będziemy musieli się ukrywać pod peleryną niewidką i będzie nam trochę niewygodnie, ale przynajmniej będziemy blisko siebie. Może nawet wpadniemy do jakiejś kawiarni, jeśli nie będzie w niej nikogo i urządzimy sobie sekretną randkę?
Rozmarzyłem się mając nadzieję, że dzisiejsze popołudnie przyniesie mi naprawdę wiele przyjemności i niezapomnianych chwil z moim chłopakiem. Syriusz na pewno zauważył mój zadowolony uśmiech, ponieważ niby przypadkiem zatoczył się w moją stronę i otarł się swoim ramieniem o moje.
- Wiedziałem, że spodoba ci się ten pomysł. - rzucił tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć. - Ale mam też lepszy na później, kiedy już wrócimy. Obtoczę w czekoladzie niektóre twoje części ciała i będę ją z nich zlizywał. Jestem pewny, że bardzo szybko polubię słodycze.
Zarumieniłem się i w milczeniu skinąłem głową. Przyznaję, że wizja takiej „zabawy” podziałała na mnie bardzo pobudzająco i gdyby nie fakt, że dotarliśmy już pod salę lekcyjną, a Evans dołączyła do swoich przyjaciółeczek stojących zaraz przed nami, może nawet bym się podniecił. Lisica na szczęście działała na mnie jak zimny prysznic, więc nie musiałem przejmować się konsekwencjami mojej wyjątkowo w tamtej chwili obrazowej wyobraźni.

środa, 20 września 2017

Zemsta nie zawsze jest słodka

24 marca
Rzuciłem szybkie spojrzenie przyjaciołom, którzy starali się powstrzymać zadowolone uśmiechy spoglądając to na mnie, to na siebie nawzajem. Nasz plan zemsty na Wavele’u był bezbłędny, chociaż wpadliśmy na niego zaledwie dzisiejszego ranka. Nie był wprawdzie oryginalny, jako że kiedyś mieliśmy okazję przetestować go na dwójce bezbronnych chłopaków, którzy wpadli w oko Zardi, ale teraz dzięki zdobytemu wtedy doświadczeniu miał stać się naszą bronią.
Wprawdzie musieliśmy dla dobra sprawy poświęcić niewinną osobę a nawet dwie, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Wavele musiał dostać za swoje, ponieważ pogrywał sobie z naszymi uczniowskimi serduchami. Teraz my mieliśmy zamiar pograć sobie z jego sercem.
W czasie kolacji James otulony peleryną niewidką zakradł się do stołu nauczycielskiego i naszprycował posiłek Wavele’a oraz McGonagall kilkoma kroplami środka nasennego. Nie miał zadziałać od razu, ale dopiero po co najmniej pół godzinie, więc odpowiednio dobraliśmy dawkę i teraz czekaliśmy na efekty.
Zjedliśmy swoją kolację odliczając czas, jaki pozostał dwójce nauczycieli do zaśnięcia. Na pięć minut przed „godziną zero”, grono pedagogiczne zakończyło posiłek i zaczęło rozchodzić się do swoich gabinetów. Odczekaliśmy więc chwilę i podążyliśmy za naszą zdobyczą. James za Wavelem, zaś Syriusz i ja za McGoanagall. Peter umówił się z Seed na korepetycje z mugoloznawstwa, aby najlepszy przyjaciel nauczyciela run nie kręcił się niepotrzebnie w jego pobliżu. Zresztą Seed był nam jeszcze potrzebny później. Potrzebowaliśmy przecież świadka, który zobaczy nasze dzieło i odpowiednio je wykorzysta.
Idąca przed nami nauczyciela zachwiała się i podtrzymała ściany. Potrząsnęła głową aby odgonić senność, ale nie udało jej się to, ponieważ już w kilka sekund później runęła w dół. Niechybnie uderzyłaby o podłogę, gdyby nie to, że byłem już przygotowany. Rzuciłem zaklęcie lewitacji i powstrzymałem ją przed upadkiem. Zawisła w powietrzu w dziwnie wygiętej pozycji, ale to nie było istotne.
Syriusz czym prędzej pobiegł przodem aby otworzyć drzwi jej gabinetu. Wpadliśmy do środka z lewitującą śpiącą nauczycielką i od razu zabraliśmy się do pracy. Z połączonej z biurem sypialni wyciągnęliśmy koc, który rozłożyliśmy na podłodze. Obniżyłem nauczycielkę na niego i zabraliśmy się za rozbieranie jej.
Została w samej bieliźnie, co nie robiło na mnie i Syriuszu żadnego wrażenia, kiedy James wystukał na drzwiach melodię, która była naszym hasłem. Otworzyłem szybko drzwi i wpuściłem go do środka. Przed nim nie było nic, ale wiedziałem, że na pewno przykrył peleryną niewidką ciało Wavele’a, więc odsunąłem się od razu, robiąc mu sporo miejsca.
J., który jako jedyny wiedział, gdzie zatrzymał nauczyciela run, ściągnął z niego pelerynę. Przejąłem od niego Wavele’a, kierując nim za pomocą zaklęcia w taki sposób, że nieprzytomny mężczyzna leżał zaraz obok wysokiej, szczupłej nauczycielki.
- Myślicie, że powinniśmy rozebrać ich całkowicie? - Zapytałem niepewnie.
- Nie, jeśli odpowiednio ich ustawimy i o odpowiedniej porze sprowadzimy tu Seed. Chociaż Wavele’a rozbierzemy, bo zasłużył na to żeby świecić jajami za to, że nas okłamał. - Syriusz był bezwzględny, ale miał całkowitą rację.
Zabraliśmy się za rozbieranie nauczyciela i muszę przyznać, że to sprawiło mi o wiele większą przyjemność niż zdejmowanie ubrań McGonagall. W przeciwieństwie do niej, Victor Wavele mógł się pochwalić naprawdę imponującym ciałem. Był doskonale zbudowany, zarys jego mięśni był wyraźny i imponujący. Musiałem przyznać, że był seksowny. Miałem wrażenie, że wszyscy trzej przełknęliśmy ciężko ślinę, kiedy już pozbyliśmy się wszystkich jego ubrań i mogliśmy przyjrzeć się jego nagiemu ciału.
Przytomniejąc z chwilowego letargu, w jaki wpadliśmy, ułożyliśmy odpowiednio dłonie i nogi dwójki naszych ofiar i sprawdziliśmy czas. Mieliśmy dziesięć minut na wysłanie do nauczyciela mugoloznawstwa szkolnej sowy z informacją, że powinien pojawić się w przeciągu pięciu minut u McGonagall, ponieważ to, co dzieje się w jej gabinecie może go zainteresować.
To zadanie należało do mnie, ponieważ byłem z naszej paczki najszybszy.
- Przygotujcie pelerynę. Za chwilę wracam. - rzuciłem i wybiegłem z gabinetu nauczycielki transmutacji najszybciej jak mogłem.
Miałem szczęście, ponieważ sowiarnia była całkowicie pusta, dzięki czemu mogłem niezauważony przywiązać liścik do nogi sowy. Wcześniej wraz z chłopakami napisaliśmy go magicznie, aby nie można było nas poznać po charakterze pisma.
- Dostarcz to do Noela Seed. - poinstruowałem sowę i wypuściłem ją. Teraz musiałem jak najszybciej wrócić do przyjaciół.
Kiedy dotarłem pod gabinet McGonagall, przyjaciół nie było widać. Tak jak ustaliliśmy, drzwi gabinetu były uchylone, a więc oni musieli chować się pod peleryną naprzeciwko nich.
- Pokażcie chociaż buty, żebym wiedział, gdzie mam się schować. - mruknąłem cicho i czekałem. Po chwili jakby znikąd pojawiły się dwie pary trampek, dzięki czemu mogłem z powodzeniem wcisnąć się w lukę między Syriuszem i Jamesem. Chłopcy nakryli mnie peleryną i teraz pozostawało nam tylko czekać.
I czekaliśmy.
Czas płynął niemiłosiernie powoli, jak zawsze, kiedy człowiek czeka na coś z zegarkiem w ręku. Już chyba pięć razy zdążyłem zwątpić w to, że Seed w ogóle zainteresuje się liścikiem, jaki mu wysłaliśmy i pojawi się u McGonagall, kiedy do moich nozdrzy doleciał jego zapach.
- Idzie. - szepnąłem do chłopaków cichutko i obserwowaliśmy rozwój wypadków.
Mężczyzna pojawił się na korytarzu i marszcząc czoło spojrzał na uchylone drzwi gabinetu McGonagall. Złapał za klamkę lekko je uchylając.
- Przepraszam… - zaczął i nie skończył zdania, jakie chciał wypowiedzieć. Stanął niemal na baczność, a drzwi, które przypadkiem pchnął, rozwarły się szeroko.
Seed nie mógł wybrać lepszego momentu na pojawienie się w nich. Wavele dopiero co doszedł do siebie i zaskoczony spoglądał wielkimi, skołowanymi oczyma na mężczyznę w drzwiach. Wyglądał dzięki temu jakby naprawdę przerwano mu w trakcie zabawy z McGonagall, która również odzyskała dopiero przytomność i wyglądała na równie winną, co sam profesor run.
Seed odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę, z której przyszedł.
- Noelu! - krzyknął za nim Wavele, ale nie mógł pobiec za nim, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że jest nagi.
- Kurwa, co to wszystko w ogóle znaczy?! - syknął.
Szybko odnalazł swoje ubrania na podłodze i założył na siebie spodnie. Całą resztę zwinął w kłębek i przycisnął do piersi wybiegając z gabinetu nauczycielki, która okryła nagi biust kocem, na którym przed chwilą leżeli. Podczas kiedy Victo przeklinał wniebogłosy, ona nie odezwała się ani słowem. Była czerwona na twarzy i zszokowana. Nie wiedziała, co się stało i miałem nadzieję, że nigdy się nie dowie. Podniosła się powoli z miejsca i podeszła do drzwi zamykając je.
To sprawiło, że odetchnąłem z ulgą i łapiąc przyjaciół za ręce, odciągnąłem ich od naszego „miejsca przestępstwa”.
Byłem pewny, że zanim Noel doniesie siostrze o zdradzie jej kochanka, Victor zdąży wyjaśnić chłopakowi, że to wszystko nieporozumienie i nie ma pojęcia, jakim sposobem znalazł się w gabinecie McGonagall nago. Podejrzewałem nawet, że liścik, który wysłałem posłuży za dowód, że Victor został wrobiony. Nie martwiłem się więc o to, jak mężczyzna poradzi sobie z całą sytuacją. Na pewno jednak dostał nauczkę i więcej nie będzie pogrywał z niczyimi uczuciami, ponieważ nauczy się raz na zawsze, że nawet niewinne kłamstewka mogą kogoś kosztować wiele nerwów.
Żal było mi tylko nauczycielki transmutacji, która niczemu nie była winna, ale idealnie nadawała się do realizacji naszego planu. Miałem nadzieję, że będzie zbyt zawstydzona aby drążyć temat tego, co się stało i po prostu postanowi zapomnieć. Nie chciałem być zmuszony do bezustannego oglądania się za ramię w obawie, że mogłaby jakimś sposobem dotrzeć do prawdy.
- Muszę przyznać, że to było niezłe. - James odważył się odezwać dopiero, kiedy byliśmy już na tyle daleko, że nikt nie mógłby nas powiązać z tym, co wydarzyło się w gabinecie McGonagall.
- Ja mam mieszane uczucia. - przyznałem. - Wrobiliśmy trzy osoby zamiast jednej, ale trzeba było to zrobić.
- Może zwalą winę na jakieś opętanie, czy coś w tym stylu. - Syriusz uśmiechnął się szeroko. - Jutro dowiem się, co z Wavelem i jego nie takim małym problemem. Należało mu się.
Z tym zgadzaliśmy się wszyscy, chociaż pewnie jako jedyny będę teraz borykał się z poczuciem winy, które już teraz dawało o sobie znać.

niedziela, 17 września 2017

Kartka z pamiętnika CCCIV - Andrew Sheva

- Fuck! Fuck, fuck, fuck!
- Aaronie, co ty robisz? - spojrzałem na przyjaciela, który właśnie wytargał kolejną już kartkę z zeszytu i zrobił z niej kulkę, która wylądowała w koszu na śmieci obok kilkunastu poprzednich.
- Myślę! - odpowiedział warknięciem przyjaciel.
- Taaak, a to na pewno jest powód do przeklinania. Rzadko zdarza ci się myśleć, więc rozumiem, że może sprawiać ci to ból lub jakieś problemy. - rzuciłem zgryźliwy komentarz.
- Dobra, nie przesadzaj tak! Powiem ci. - Aaron skapitulował i wziął kilka uspokajających oddechów. - Pracuję nad projektem prezentu dla kogoś.
Ha! Wiedziałem, że kogoś ma! Wprawdzie nie powiedział mi jeszcze kogo, ale już byłem o krok bliżej. Teraz musiałem tylko wydusić z niego jakieś szczegóły. Kobieta czy może jednak mężczyzna? Ktoś kogo znam, a może zupełnie nieznana mi dusza, na którą do tej pory nie zwracałem uwagi? Musiałem się tego dowiedzieć!
Tak, byłem ciekawski. Nie ukrywałem tego. Powiedziałbym, że nigdy, ale nie byłem do końca pewny, czy to prawda. W każdym razie musiałem wiedzieć wszystko, a przynajmniej wiele.
- No dobrze, więc z jakiej okazji ma być to prezent? - rozpocząłem swoje niewinne przesłuchanie.
- Bez okazji. - Aaron wzruszył ramionami, a moje brew wystrzeliła w górę zdradzając moje zaskoczenie. - No co?!
- Nie, nic, nic! Po prostu nie do końca wierzyłem, że jesteś romantyczną duszą. No, może czasami sprawiałeś takie wrażenie, ale nie myślałem, że jest to prawdą. - przyznałem szczerze.
Nie oszukujmy się, nikt nie spodziewałby się romantyzmu po chłopaku z farbowanym irokezem na głowie, który od czasu do czasu w ramach zachcianki maluje paznokcie na czarno i przesunie po oku czarną kredką.
- Ponieważ nie jestem! - Aaron prychnął, ale bardziej żeby przekonać siebie, niż mnie. Po chwili namysłu skrzywił się jednak niezadowolony z wniosków do jakich doszedł. - Dobra, może jednak jestem. Ale nie zawsze! Mam lepsze i gorsze dni! Zresztą w końcu mi to przejdzie. To tylko pierwsza faza.
- Jasne. Oczywiście, że tak. - przytaknąłem, ale mój brak przekonania był wyraźnie widoczny na mojej twarzy i słyszalny w moim głosie. - Jestem pewny, że w końcu ci przejdzie i wtedy nie będziesz tak się starał. Normalnie powiedziałbym, że seks jest tym momentem, w którym mężczyzna przestaje wychodzić ze skóry żeby zadowolić partnerkę czy partnera, ale ty chyba masz już ten etap za sobą. Nie mylę się, prawda? - musiałem go trochę podenerwować robiąc z niego zakochanego mięczaka. Aaron tak słodko się denerwował!
- Gdyby chodziło mi tylko o seks, nie przyszłoby mi nawet do głowy żeby zaprzątać sobie myśli jakimiś prezentami. Jeśli wiązałem się z kimś dla seksu to nigdy nie wychodziłem poza łóżko z moimi zalotami. - chłopak wydawał się oburzony pomysłem, że mógłby mieszać pociąg seksualny z romantycznymi uniesieniami. Niektórzy na pewno tak postępowali, ale nie on. Podziwiałem jego prostotę.
- No dobrze, więc to ktoś, na kim ci zależy. O jakim prezencie myślałeś?
- Nie wiem.
- Co?!
- Nie wiem! Gdybym wiedział, nie wściekałbym się tak bardzo! - Czarny skrzyżował ramiona na piersi. - Chcę żeby to było coś, co może nie mieć znaczenia, ale z drugiej strony będzie wyjątkowe żeby ta osoba mogła sama nadać temu sensu. To nie tak, że nie wiem co ona czuje! - zaczął się tłumaczyć. - Po prostu nie chcę żeby ciężar moich uczuć był zbyt wielki, ponieważ ten związek zaczął się na próbę i teraz chyba obie strony nie są pewne wzajemnych uczuć. Wiem, że w końcu będziemy musieli o tym porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka spraw, powiedzieć, co czujemy, ale nie jestem na to gotowy.
- Więc dlaczego chcesz przejąć inicjatywę i dać tej osobie prezent?
Aaron westchnął ciężko i odchylił się na krześle. Nie pospieszałem go, ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że musi pomyśleć i znaleźć odpowiednie słowa, żeby wyjaśnić mi wszystko.
- Jestem zakochany. - wydusił w końcu. - Zakochałem się, ale to świeże uczucie i nie jestem jeszcze pewny, jak długo ono się utrzyma. Możemy się przecież sobą znudzić lub znudzi się tylko jedno z nas. Możemy przestać się dogadywać lub pojawi się problem, którego nie będziemy w stanie rozwiązać lub zignorować. Jest wiele możliwości, ale na chwilę obecną jestem zakochany, jak cholerny szczeniak. Dlatego właśnie ten cały prezent nie może być czymś banalnym i materialnym. To musi być coś naprawdę zajebistego i wyjątkowego, ale jednocześnie lekkiego.
- Merlinie drogi, ależ ty wszystko komplikujesz! - westchnąłem.
- Ja mam pomysł.
Obaj z Aaronem podskoczyliśmy wystraszeni, kiedy za naszymi plecami nagle rozbrzmiał głos Cyrille’a. Cholera, nawet nie słyszeliśmy, kiedy wyszedł z łazienki i dołączył do nas dopiero co wykąpany i z mokrymi jeszcze włosami.
- Moje dziewczyny nie były ze mną na tyle długo żebym mógł w ogóle o czymś takim pomyśleć, ale zawsze mi się to podobało. Pokażę wam o co chodzi! - rudzielec uśmiechnął się szeroko. Wyglądał niemal jak szaleniec lub Zardi, która łatwo się na coś nakręcała i zachowywała się jak wariatka.
Chłopak wygrzebał z dna swojej szafki jakiś magazyn i schował go za plecami podchodząc do nas powoli.
- Obiecajcie, że nie będziecie się śmiać. - rzucił na początek.
Oczywiście obiecaliśmy solennie, jako że nie mieliśmy zielonego pojęcia, o co chodzi. Podejrzewałem jednak, że gdyby to było naprawdę zabawne to żadne obietnice nie powstrzymałyby nas przed wybuchem śmiechu. Cyrille musiał zdawać sobie z tego sprawę, ale i tak zadowolił się naszą obietnicą.
Z ciężkim westchnieniem położył na blacie biurka, przy którym siedzieliśmy magazyn i otworzył go na właściwej stronie.
Szczęka mi opadła i niemal straciłem zęby, kiedy uderzyła o podłogę. Nie mogłem uwierzyć w to, na co patrzyłem. Uniosłem jedną połowę magazynu i spojrzałem na okładkę, aby upewnić się, że patrzę na to, na co rzeczywiście patrzyłem.
- BDSM? - spojrzałem na okularnika zaskoczony.
- Tak, BDSM. Odkryłem jakiś czas temu, że strasznie mnie to kręci, ale nie chciałem żebyście uciekli, gdybym się do tego przyznał. - chłopak zrobił zbolałą minę. - Nie każdy uważa to za normalne, ale teraz uznałem, że to nie najgorszy moment żeby się do tego przyznać. Ale o tym później, na razie skupmy się na tym prezencie, OK? A więc spójrzcie tutaj. - chłopaczek wskazał palcem na zadziwiająco zgrabną i naprawdę ładną skórzaną maskę zakrywającą oczy, do której za pomocą pasków oraz srebrnych obręczy przymocowany był okrągły knebel. Po bokach maska miała drobne, czarne pióra, a całość prezentowała się zadziwiająco kusząco. Nie miałem wprawdzie takich upodobań, ale mój zmysł estetyczny działał sprawnie, więc potrafiłem ocenić na ile to… coś było ładne.
- Uuuu… - tylko na tyle było stać Aarona, który porwał magazyn i zaczął go przeglądać. Na jego twarzy malowały się naprzemiennie przerażenie i fascynacja, kiedy oglądał zamieszczone tam projekty.
- Jeśli chcesz jej coś dać to daj jej władzę nad całym sobą na tę jedną noc. - wyjaśnił Cyrille, a w jego głosie słychać było napięcie. Podejrzewałem, że obawiał się naszej reakcji bardziej niż mogło się nam wydawać. - Mogę? - chłopak wyciągnął dłoń po swoją własność i otworzył na innej stronie, kiedy Aaron mu ją oddał. - To będzie idealnie pasować do maski i twojego ciała. - stwierdził niczym znawca, pokazując Czarnemu… Co właściwie? Coś, co nie do końca można było nazwać strojem, ponieważ była to tylko ogromna ilość skórzanych pasków połączonych ze sobą obręczami i sprzączkami, które opasały całą klatkę piersiową, szyję oraz ramiona, krępując je na plecach. - Założysz to i jeśli ona przyjmie twój prezent sama skrępuje ci ręce i założy maskę.
Aaron spojrzał na rudzielca znad magazynu.
- Nie podejrzewałem cię o takie zboczenia. - powiedział szczerze. - Cholera, podoba mi się ten pomysł! Jest świetny! - twarz Czarnego rozświetlił szeroki uśmiech. - Zamów mi to!
- Dobrze, ale chcę coś w zamian. - Cyrille czekał, a kiedy Aaron skinął głową, kontynuował. - Chcę być obecny przy przymiarce.
Przez chwilę obaj moi przyjaciele milczeli mierząc się wzrokiem.
- A co mi tam! Dobra. Ty lepiej będziesz wiedział, co ma być ciaśniejsze, a co luźniejsze. Umowa stoi! - wyciągnął rękę w stronę rudzielca, który uścisnął jego dłoń wyraźnie zadowolony.
Roześmiałem się nie mogąc powstrzymać wesołości. Moi przyjaciele byli niesamowicie i kryli w sobie o wiele więcej tajemnic niż podejrzewałem. Kochałem ich równie mocno, jak tych, których musiałem zostawić w Hogwarcie. Miałem nadzieję, że kiedyś się spotkają i będziemy stanowić jedną wielką popieprzoną rodzinę.

niedziela, 3 września 2017

Kartka z pamiętnika CCCIII - Victor Wavele

Nie potrafiłem oderwać od niego spojrzenia, kiedy tak kręcił się po moim pokoju cudownie piękny. Jeszcze do niedawna Noel tak bardzo dbał o swój wygląd, że uważałem to za przejaw szaleństwa, zaś teraz zachowywał się jak normalny mężczyzna. Zadbany, ale w pełni normalny. Związek ze mną zmienił go nie do poznania. Z zagubionego, nie potrafiącego zrozumieć swojej seksualności chłopca, stał się pewnym siebie i swojego uroku mężczyzną.
Nie dziwnego, że z każdym dniem zakochiwałem się w nim coraz bardziej.
Nawet teraz udowadniał mi, jak ogromne zmiany w nim zaszły i jak dobrze się z tym czuje. Wiedział, że kręci mnie odrobina niedbałości w jego codziennym stroju i byłem niemal pewny, że to właśnie dlatego dzisiaj założył na siebie moje niebieskie jeansy. Byłem wyższy i postawniejszy od niego, więc moje spodnie musiał podwinąć w nogawkach, tym bardziej, że wisiały nisko na jego biodrach, niemal się z nich zsuwając. Jakby tego było mało, nie rozdrabiał się bawiąc w zakładanie podkoszulka, ale bezczelnie prezentował swoją jasną, naznaczoną licznymi malinkami pierś.
Doprowadzał mnie tym do szaleństwa!
- Jestem na skraju wytrzymałości, nie miej do mnie pretensji jeśli cię zaatakuję, bo nie wytrzymam dłużej tego, jak się ze mną drażnisz. - ostrzegłem, kiedy Noel powoli, niemal ostentacyjnie oblizał usta, na których pozostały resztki spienionego mleka.
- I tak trzymasz się dłużej niż przypuszczałem. - mój kochanek zmarszczył brwi i wydął usta – To znak, że muszę się bardziej starać, skoro tak dobrze idzie ci powstrzymywanie się.
- Jesteś szalony! - prychnąłem po części udając oburzenie. Znalazłem się przy nim w zaledwie dwóch krokach i kładąc dłonie zdecydowanie na jego biodrach, przysunąłem go do siebie pojedynczym szarpnięciem. - Żebyś później nie żałował.
- Jeśli się postarasz, nie będę musiał. - w jego oczach pojawił się wyzywający błysk.
- Kiedy z tobą skończę, będziesz potrzebował zastępstwa na najbliższe dwa dni, bo nie zdołasz ruszyć się z łóżka nawet na krok. - rzuciłem starając się brzmieć groźnie.
Zsunąłem dłonie z jego bioder na pośladki i ścisnąłem je mocno. Podniosłem Noela zmuszając go tym samym do objęcia mnie nogami w pasie i sięgnąłem jego warg. Byłem spragniony jego pocałunków, drżenia jego ciała pod moim, melodii słodkich jęków, które potrafił z siebie wydawać. Przycisnąłem go do ściany i całowałem namiętnie przez kilka długich, cudownych chwil. Odsunąłem się tylko na chwilę, aby spojrzeć w jego płonące pożądaniem oczy i przyssałem się do jego słodkiej szyi. Lizałem ją, całowałem, ssałem lekko w najbardziej wrażliwych miejscach. W końcu zdołałem zapanować nad sobą na tyle, żeby przenieść go na łóżko i rzucić na nie bezceremonialnie.
Oblizałem się podziwiając ten rozpalony cud. Pragnąłem go tak bardzo, że moje krocze mogłoby rozerwać materiał spodni, gdybym zwlekał chociaż chwilę dłużej ze zdjęciem z siebie wszystkich ubrań.
Noel nie spuszczał ze mnie spojrzenia, kiedy szybko skopywał ze swoich bioder moje spodnie oraz swoją bieliznę. W przeciągu jednej chwili obaj byliśmy nadzy.
Przywarliśmy do siebie ponownie, jakby jutra miało nie być.
Moje myśli zaczęły krążyć maniakalnie wokół tego cudownego tyłeczka, w który musiałem się wbić już, teraz, zaraz. Czułem, że nie wytrzymam i nie znajdę w sobie na tyle sił, żeby przygotować Noela wystarczająco, by nie sprawić mu bólu. Mózg w mojej głowie zawiesił działanie i przeniósł się w okolice krocza. Teraz to tam znajdowało się centrum dowodzenia nad moim ciałem.
- Bogowie, Noelu. - westchnąłem.
- Nie przejmuj się. Zrób to. - wydyszał w moje usta.
I w tej samej chwili usłyszeliśmy głośne, zdecydowane pukanie do drzwi.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz wściekłości na tego, który ośmielał się niszczyć tę cudowną chwilę czystego pożądania. Miałem nadzieję, że natręt odejdzie, ale po zaledwie kilku sekundach pukanie rozległo się ponownie.
- Kurwa jego mać! - syknąłem.
- Victorze, jesteś u siebie? - zza drzwi doszedł mnie głos dyrektora i całe seksualne napięcie sprzed chwili po prostu opadło.
- Jedną chwilę! - odkrzyknąłem i wziąłem kilka głębszych oddechów dla ochłonięcia. Zsunąłem się z równie zawiedzionego całą tą sytuacją co ja kochanka i wciągnąłem na siebie szybko spodnie i podkoszulek.
Zostawiłem Noela w części sypialnej i przeszedłem do gabinetu. Otworzyłem drzwi mając nadzieję, że to coś naprawdę ważnego.
- Przepraszam, że tyle to trwało, ale rozebrałem się już do kąpieli, kiedy pan dyrektor zapukał. - wyjaśniłem. - Wejdzie pan?
- Na chwilę, dziękuję. - dyrektor stanął na środku gabinetu i odwrócił się w moją stronę. - Mam do ciebie prośbę, Victorze. Chciałbym żebyś zajął się tłumaczeniem tych dwóch książek. - mężczyzna wyciągnął w moją stronę dwa stare tomiszcza. - Ich treść może okazać się dla nas niezwykle istotna, nawet jeśli nie teraz to w przyszłości. Na pewno słyszałeś już wiele o niejakim Lordzie Voldemorcie, który rośnie w siłę i co jakiś czas terroryzuje mugolskie rodziny czarodziejów. To wszystko się ze sobą łączy, więc będę ci niezmiernie wdzięczny, jeśli zajmiesz się tymi dwiema książkami.
- Oczywiście, panie dyrektorze. Zrobię co w mojej mocy żeby dostarczyć panu tłumaczenie możliwie najwcześniej. - tylko idź już sobie, myślałem.
- Ogromnie ci dziękuję. Nie będę już przeszkadzał i pozwolę ci trochę się zrelaksować i odpocząć.
- Och, nie ma problemu, naprawdę. - jest problem i to cholernie duży problem! Jeszcze chwilę temu byłem tak napalony na mojego chłopaka, że miałem ochotę zatracić się w nim bez przygotowania, a teraz stałem tutaj z moim podstarzałym przełożonym przed oczyma i uśmiechałem się sztucznie.
- No cóż, do zobaczenia przy kolacji.
- Tak, do zobaczenia, panie dyrektorze.
Odprowadziłem go do drzwi i zamknąłem je za nim na klucz.
Cholera! Nie byłem już w nastroju do seksu.
Rzuciłem książki na biurko i wróciłem do sypialni, gdzie mój kochanek włożył na siebie bieliznę oraz jeden z moich podkoszulków. On również nie miał już ochoty na ostre zabawy.
- Przepraszam. - rzuciłem zrezygnowany i usiadłem na materacu obok niego.
- Wiesz jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze – Noel uklęknął na pościeli za mną i kładąc dłonie na moich ramionach zaczął mi je lekko masować.
Westchnąłem z przyjemności. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaki byłem spięty, a teraz dzięki zabiegom mojego kochana mogłem poczuć, jak całe moje ciało zaczyna się rozluźniać. Uśmiechałem się mimowolnie poddając tej pieszczocie, póki Noel nie skończył obejmując mnie od tyłu. Oparł brodę o moje ramię i zamruczał leniwie.
- Od razu lepiej, prawda? - zapytał niewinnie.
- O tak, nie zaprzeczę. Bez porównania. - obróciłem głowę w bok i nosem wodziłem po jego policzku, póki nie wyszedł na powitanie moich warg swoimi.
Całowaliśmy się niespiesznie, a kiedy dłonie chłopaka wsunęły się w moje włosy, zmieniłem pozycję, łapiąc Noela w pasie i sadzając go na swoich udach.
- Mam ochotę poleżeć z tobą w wannie pełnej gorącej wody. - szepnął przerywając pocałunek. Potarł swoim nosem o mój, a następnie dał mi kilka małych, niewinnych buziaków.
Wygiął się sięgając po swoją różdżkę, która leżała na nocnej szafce i rzucił kilka małych zaklęć w stronę łazienki. Usłyszałem szum płynącej wody i już wiedziałem, że właśnie tam wylądujemy w przeciągu dziesięciu minut.
- Rozumiem, że dzisiejszą noc również spędzisz u mnie?
- Nie zamierzam się stąd ruszać do jutrzejszego poranka, więc chyba będziesz musiał odwołać kolację z dyrektorem. - rzucił zaczepnie.
- Skoro tak stawiasz sprawę to widzę, że nie mam innego wyjścia. Dyrektor będzie musiał obejść się dzisiaj bez mojego towarzystwa.
- Doskonale. - Noel uśmiechnął się szeroko i podniósł się z moich kolan. Wyciągnął dłoń w moją stronę, więc ująłem ją i pozwoliłem poprowadzić się do zaparowanej łazienki. Wanna była niemal pełna, więc Noel zakręcił wodę i zaczął mnie powoli rozbierać.
Powoli zaczynałem odzyskiwać wigor i ochotę na seks, które utraciłem zaledwie kilkadziesiąt minut wcześniej, a sądząc po tym, w jaki sposób spojrzenie Noela wędrowało po moim ciele, w jego przypadku było podobnie.
Ten wieczór nie był jeszcze zmarnowany.