niedziela, 29 października 2017

Kartka z pamiętnika CCCVIII - Aaron



SZCZĘŚLIWEGO HALLOWEEN WSZYSTKIM! BAWCIE SIĘ GENIALNIE I NIECH TO BĘDZIE NAPRAWDĘ MAGICZNY DZIEŃ!

Harry.Potter.full.339622

Uśmiechnąłem się szeroko i z jakiegoś powodu naprawdę radośnie, co zdarzało mi się raczej nieczęsto. Wróć! Musiałem wziąć na to drobną poprawkę, ponieważ miałem wrażenie, że na przekór mojej naturze gbura uśmiechałem się w ten sposób coraz częściej.
- Nie powiem ci! - drażniłem się z Shevą, który usilnie chciał wiedzieć z kim się spotykam. Nie dziwiłem mu się, ponieważ wiedział o mnie tak wiele, że jego zainteresowanie było rzeczą w pełni zrozumiałą. Nie planowałem jednak ustępować. Jeszcze nie teraz.
- Dowiesz się, kiedy będziemy wracać do domu na Wielkanoc. To będzie mój prezent dla ciebie. - i tak się wtedy dowie, jako że było to nieuniknione, ale tego na razie wiedzieć nie musiał.
- To niemal dwa miesiące! - blondyn rzucił mi błagalne spojrzenie, ale za dobrze znałem te jego zagrania. W ten sposób nie mógł mnie zmusić żebym puścił parę z ust.
- Podobno czekanie zaostrza apetyt, więc masz okazję przekonać się czy to prawda.
- To niesprawiedliwe! - wydął wargę, jak obrażony dzieciak.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś zachowywać się poważniej, żeby być uznawanym za godnego chłopaka dla swojego kochanka? - uniosłem brew i uśmiechnąłem się kącikiem ust, co miało wyrażać tryumf i przewagę nad przyjacielem.
- Milcz! - skarcił mnie. - Miałem, ale uznałem, że do końca szkoły będę tylko poważniej wyglądał, a zachowywać się jak stary dziad zacznę dopiero po zakończeniu edukacji w naszej pięknej szkole. - rozłożył ramiona, jakby prezentował mi nie nasz pokój, ale od razu całe wnętrze pałacu.
- Niech ci będzie. - machnąłem lekceważąco ręką – To twój wybór, a mi to nawet pasuje. A teraz przepraszam, ale mam coś do załatwienia przed spotkaniem, na które jestem umówiony. - wyszczerzyłem się i przed lustrem ostatni raz sprawdziłem, czy dobrze wyglądam. Poprawiłem koszulę oraz fryzurę upewniając się jak prezentuje się mój irokez i zadowolony skinąłem głową. Nie było źle. Wprawdzie z jakiegoś powodu pomyślałem o kogucie, ale nie wydawało mi się to istotne. Kogut przed randką z kurą pewnie też sprawdzał swój grzebień.
- Kiedy wrócisz twoje włosy i tak będą w nieładzie i będę wyczuwał od ciebie zapach seksu na kilometr, więc nie musisz tak się starać, bo ubrania zdejmiesz, a włosy, jak mówiłem, będziesz miał rozczochrane. - Sheva uśmiechnął się rozbawiony moimi próbami upiększania się na ostatnią chwilę. - Idź już i baw się dobrze.
- Dzięki. - mrugnąłem do niego zalotnie i raźnym, sprężystym krokiem opuściłem naszą sypialnię.
W drzwiach niemal wpadłem na Cyrille’a, który złapał się za serce wystraszony wizją kolizji, do której niemal doszło. Szybko jednak doszedł do siebie i poniuchał w powietrzu.
- Randka? - nawet nie musiałem potwierdzać, ponieważ w jego pytaniu kryło się od razu potwierdzenie. - Jeśli ona wyleje na siebie tyle samo perfum, będziecie wspólnie śmierdzieć tak bardzo, że ludzie będą omijać was wielkim łukiem.
- Dzięki. - prychnąłem i wyminąłem chłopaka. Czyżbym naprawdę przesadził? Może moja woda po goleniu naprawdę miała zbyt intensywny zapach i powinienem pomyśleć o jej zmianie? Cóż, postanowiłem zapytać o to Florina przy najbliższej okazji.
Na początek jak zawsze wstąpiłem do kuchni i zaopatrzyłem się w jakieś smakołyki. Tym razem z okazji zbliżającego się święta zakochanych na topie było ciasto różane, czekoladowe oraz sok z pomarańczy. Przy okazji ukradłem bitą śmietanę, ponieważ byłem pewny, że będzie się świetnie komponować z aromatycznymi ciastami. Dokarmianie Florina smakołykami sprawiało mi dziwną przyjemność, której nigdy wcześniej nie czułem. Może właśnie taka była moja prawdziwa natura, ale dopiero on pozwolił mi ją odkryć?
Zaopatrzony w jedzenie dla mojego kochanka, pomaszerowałem do starej graciarni, gdzie urządziłem mu pokój, kiedy tylko postanowiłem zatrzymać go przy sobie na dłuższy czas, zanim oddam go pod opiekę mojej rodziny.
Wystukałem melodię jednej z moich ulubionych piosenek i nacisnąłem klamkę otwierając drzwi. Uderzył mnie ciepły, słodki zapach płynnego wosku oraz palących się knotów. Zaskoczony rozejrzałem się po pomieszczeniu i szybko wszedłem do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Mrok graciarni rozjaśniały dziesiątki palących się tu i ówdzie świec. Mniejszych, większych, białych i kolorowych. Florin stał na materacu rozłożonym na podłodze niemal pośrodku kręgu migotliwego światła. Ubrany wyłącznie w jeansy, rozłożył ramiona i okręcił się dookoła wyraźnie dumny z siebie. Wyglądał zjawiskowo. Z trudem przełknąłem ślinę chłonąc cały ten spektakl szeroko otwartymi oczyma. Chwilę mi zajęło zwrócenie uwagi na to, że w tle słyszę cichą, spokojną muzykę. Nie był to ten rodzaj muzyki, który uwielbiałem, ale słodkie dźwięki melodii wpadały w ucho, podobnie jak słowa. Chłopak opowiadał o swojej ukochanej i o jego planach wobec niej, o przyszłości, jaką chciał z nią tworzyć, o tańcu w ciemności, kiedy ma ją w ramionach. Nie byłem pewny, czy taki dobór muzyki miał dla Florina jakieś znaczenie, ale jeśli chciał mi w ten sposób coś przekazać to nieźle mu poszło, ponieważ odebrałem to niemal jak oświadczyny.
- Nie wiem co powiedzieć. - przyznałem podchodząc bliżej. Odłożyłem tacę ze smakołykami na bok i podszedłem do blondyna. Po drodze pozbyłem się trampek, aby nie włazić w nich na materac, który Florin musiał wygrzebać gdzieś z tego śmietnika, w którym sypiał.
- Nie mów nic. - chłopak uśmiechnął się do mnie tajemniczo i zabrał się za rozpinanie guzików mojej koszuli. - Ciii… - uciszył mnie łagodnie, kiedy chciałem skomentować to, co właśnie robił.
Posłusznie nie powiedziałem nic. Pozwoliłem żeby zdjął moją koszulę, a następnie przytulił się do mnie mocno. Czułem jego gorącą skórę na swojej, jego sutki ocierające się od czasu do czasu o moje, jego gorące dłonie na plecach. Również go objąłem i zamknąłem oczy wdychając znajomy, cudowny zapach jego ciała, szamponu do włosów oraz wosku, którym przesiąkł. I nagle coś do mnie dotarło. Czułem, jak jego pierś porusza się miarowo z każdym oddechem, czułem jak jego serce bije mocno i równo. Więc to dlatego mnie rozebrał. On chciał żebym to czuł, chciał żebym był świadomy życia, które go wypełniało, życia, które postanowił mi oddać.
Florin zaczął się powoli kołysać, a jego ciało zmusiło do tego samego moje. Morderczo powoli przechylał się nieznacznie w prawo i w lewo, jego nogi stawiały drobne kroczki. Pozwoliłem się poprowadzić w rytm muzyki. Nigdy nie tańczyłem, więc nie wiedziałem jak mi to wyjdzie, ale chłopak musiał się tego spodziewać i zapewne właśnie dlatego po prostu tuliliśmy się do siebie i kołysaliśmy.
Otuleni światłem świec i ciepłem drobnych płomyków, skąpani w dźwiękach pięknej, wymownej piosenki po prostu poruszaliśmy się w narzucanym przez Florina tempie. Ilekroć utwór dobiegał końca, zaczynał się na nowo, a mi wcale to nie przeszkadzało.
Delikatnie musnąłem szyję chłopaka w miejscu, gdzie pod ustami mogłem wyczuć jego puls i westchnąłem zachwycony. Wokalista właśnie rozwodził się nad tym, że znalazł kogoś z kim dzieli marzenia, a kiedyś chciałby dzielić także dom, kogoś komu powierza swoje sekrety i kto kiedyś wyda na świat potomstwo, które wspólnie spłodzą. Sam nie wiem dlaczego, ale te słowa były dla mnie jak grom z nieba. Jasne, związek z Florinem nie mógł pozwolić nam na dzieci, ale to był tylko nieistotny szczegół, który wcale nie umniejszał podniosłości tej chwili.
- Czy dobrze to wszystko rozumiem? - zapytałem szeptem muskając ucho mojego chłopaka.
- Tak. - poczułem, jak Florin wtula twarz w moje ramię i byłem pewny, że jest zarumieniony. Seks to nie to samo, co wyznania miłości. Blondyn właśnie odsłonił przede mną swoje najbardziej intymne pragnienia.
- Więc i ja tego chcę. - przyznałem.
Może było za wcześnie aby myśleć o wspólnej przyszłości po grób, ale przecież mogliśmy spróbować i nikt nie mógł zabronić nam marzyć o patrzeniu razem w przyszłość. Życie nie było bajką, było usłane cierniami trudów, zmartwień i zawodów, ale to nie oznaczało, że nie należało szukać swojego własnego happy endu.
Odsunąłem się od Florina na krok i spojrzałem na jego zarumienioną twarz. Pocałowałem go delikatnie, a on odpowiedział tym samym. Wsunął dłonie w moje włosy i opuszkami palców masował mój skalp. Ja tymczasem gładziłem jego kręgosłup sunąc palcami w górę i dół jego pleców, jakbym chciał je rozgrzać swoim dotykiem.
Nie trwało to długo, ale kiedy oderwaliśmy od siebie usta obaj byliśmy usatysfakcjonowani.
- Zdradzisz mi w jaki sposób zdołałeś to wszystko zorganizować? - zapytałem rozglądając się w około.
- Po prostu przeszukałem wszystkie zakamarki tego pokoju. Znalazłem stare, niedziałające radio i zdołałem je jakoś naprawić, ukradłem kasetę z tym nagraniem, ale spokojnie, zwrócę ją później. Świeczki także tutaj znalazłem, podobnie jak zapałki i materac.
Zamruczałem wyrażając w ten sposób zachwyt nad jego zaradnością i podniosłem serwetkę, którą zasłonięta była taca, z którą tutaj przyszedłem.
- Masz ochotę na piknik?
- Tak! - Florin zadowolony rozsiadł się na materacu i zadarł do góry głowę. - Pokarm mnie. - poprosił, a ja nie miałem nic przeciwko.
Po moim wnętrzu rozlało się ciepło, które mógłbym porównać do tego, jakie wywoływała odrobina alkoholu dolana do ciepłego napoju. Chyba właśnie odnalazłem swoje „szczęśliwe zakończenie”.

środa, 25 października 2017

Kartka z pamiętnika CCCVII - James Potter

Rozmowa z McGonagall z początku do najprzyjemniejszych nie należała, ponieważ kobieta wpatrywała się we mnie tak, jakbym to ja zmusił dziewczyny do walki, ale kiedy upewniła się, że nie miałem z tym nic wspólnego, jej ton zmienił się i była bardziej przystępna. Nie powiedziałbym, żeby miała być dla mnie miła, ale jednak nie zabijała mnie wzrokiem i nie warczała na mnie, a to było wielkim plusem.
Doceniałem to, że Syriusz próbował mi pomóc w całym tym przesłuchaniu u nauczycielki transmutacji od kiedy tylko o nim usłyszał, ale przyznaję, że kiedy przyszło co do czego, nie pamiętałem żadnej z jego rad. Nie pamiętałem, czy kazał mi być naturalnym, czy też grać cwaniaka lub ofiarę, którą poniekąd byłem. Zestresowany i zamyślony miałem pustkę w głowie, więc po prostu mówiłem wszystko, co przychodziło mi do głowy i co zgadzało się ze stanem faktycznym.
Ostatecznie szybko zostałem zwolniony z przykrego obowiązku wysłuchiwania mądrości McGonagall na temat kobiet i tego, że należy uważać na ich uczucia, ponieważ mogą prowadzić do takiej sytuacji jak ta „na załączonym obrazku”. Poinformowała mnie, że przez najbliższy tydzień nie będę miał styczności z dwójką zakochanych we mnie dziewczyn, ponieważ poddane zostały stosownej karze, co przyjąłem z ulgą. Jakoś na razie za nimi nie tęskniłem i miałem inne plany, niż użeranie się z nimi. Nie szczególnie interesowało mnie także to, jaką karę otrzymały.
Opuściwszy gabinet nauczycielki, zastanowiłem się chwilę nad swoimi dalszymi krokami. Mogłem wrócić do sypialni, do śniadania została mi godzina, i spędzić czas z przyjaciółmi lub pokręcić się samotnie sobie tylko znanymi ścieżkami niczym samodzielny kocur. Naturalnie wybrałem tę drugą opcję. Syriusz i Remus będą zajęci sobą i swoim różowym, kwiecistym światem miłosnym, Peter nie myślał ostatnio o niczym innym, jak tylko o zaglądaniu dziewczynom pod spódnice, więc i on nie był dla mnie dobrym towarzystwem.
Biblioteka była jeszcze zamknięta, więc nie mogłem liczyć na to, że natknę się w jej okolicy na Severusa Snape’a, który zawsze kręcił się niedaleko niej lub w środku. Do dormitorium chłopców w Slytherinie również nie mogłem się zakraść, a kręcenie się przy wejściu nic by mi nie dało. Zwróciłbym tylko niepotrzebnie na siebie uwagę. Postanowiłem więc posiedzieć trochę na schodach niedaleko wejścia do Wielkiej Sali. W ten sposób na pewno się na niego natknę i przy okazji poczekam na przyjaciół w spokoju i ciszy.
I tak też zrobiłem. Upewniłem się, że Wielka Sala jest całkowicie pusta i usiadłem na najniższym schodzie prowadzącym na pierwsze piętro zamku.
Pozwoliłem z początku myślom swobodnie krążyć, żeby w końcu nadać im odpowiedni kierunek. Pomyślałem kolejny już raz o ciemnowłosym Ślizgonie, na którego punkcie mi dzisiaj odbiło i puściłem wodze fantazji.
Niemal naprawdę widziałem, jak zatopiony w lekturze jakiegoś podręcznika niespiesznie schodzi po schodach. Jego lśniące, niemodnie zapuszczone do ramion włosy przysłaniają twarz ciemnym, gładkim wodospadem. Jest tak pochłonięty podręcznikiem, że nawet nie ma czasu zareagować, kiedy potyka się i traci równowagę. Upuszcza książkę na schody i przechyla się niebezpiecznie do przodu. Spadłby i pewnie się połamał, gdyby nie fakt, że reaguję w mgnieniu oka. Łapię go w pasie i przyciskam do swojego ciała, dzięki czemu Severus odzyskuje równowagę. Na początku nie jest świadom tego, co właśnie się wydarzyło, ale po chwili wraca mu jasność myślenia i pospiesznie odsuwa się ode mnie, przez co znowu traci równowagę. Tym razem upadłby do tyłu i rozwalił głowę, ale i tym razem mój refleks okazuje się niezawodny. Znowu go łapię i tym razem nie planuję puścić tak łatwo.
- Zostaw mnie! - mówi piskliwie i stara się wyrwać. Na jego bladych policzkach pojawia się cień rumieńca.
- Nie. - odpowiadam krótko i pewnie. - Stanowisz zagrożenie dla samego siebie, więc uspokój się, bo obaj runiemy z tych schodów. - patrzę na niego poważnie, a do niego najwyraźniej dociera sens moich słów, bo daje za wygraną. Uspokaja się i przestaje wyrywać.
- A teraz mnie puść! - prycha, kiedy całkowicie panuje już nad swoim ciałem.
- Nie chcę. - przyznaję i uśmiecham się kącikiem ust, jak przystało na drapieżnika, za którego się uważam.
Na piersi czuję mocne, szybkie uderzenia serca chłopaka, którego przyciskam do siebie, jakbym chciał żeby się ze mną stopił w jedno. Jego oddech jest w prawdzie miarowy, ale wiem, że to tylko fasada, za którą kryje się niepewność i może nawet strach.
- Puszczaj! - znowu zaczyna się wyrywać, a ja nic sobie z tego nie robiąc miażdżę jego usta swoimi. Ponieważ Severus otworzył wargi z zamiarem sprzeczania się ze mną, teraz nie mam najmniejszego problemu z wepchnięciem w nie języka. Mój pocałunek jest brutalny i gwałtowny, ale smak Severusa sprawia, że nie mogę się powstrzymać. Penetruję jego usta i popycham go lekko na schody. Nogi odmawiają mu posłuszeństwa lub po prostu moja wola jest silniejsza od jego, ponieważ siada, a ja klękam po obu stronach jego ud i wsuwam dłoń w jego włosy na karku. Napieram na niego przez co niemal leży na chłodnej posadzce, a moje ciało coraz mocniej przywiera do jego ciała. Gdybym nie obawiał się tego, że krawędzie schodów zaczną wbijać mu się w plecy, posunąłbym się o wiele dalej. Niestety mogę tylko wisieć nad nim, całować go badając językiem najgłębsze nawet zakamarki jego ust i podtrzymywać jego głowę w ten władczy i jednocześnie szarmancki sposób. W tym czasie drugą ręką podpieram się i w ten sposób utrzymuję równowagę, chociaż z rozkoszą wsunąłbym dłoń pod szkolne szaty Ślizgona.
Moje fantazje rozwiały się równie szybko co się pojawiły, ponieważ ciągnięcie ich nie ma sensu. Na schodach nic z nim nie zrobię, więc zaczynam snuć kolejną wizję.
Rozpoczyna się podobnie, od potknięcia się Snape’a i mojego ratunku. Rożnica polega jednak na tym, że znajdujemy się na samym dole schodów, więc po prostu popycham go na ścianę i przygważdżam do niej całym sobą. Od próbuje się wyrwać, ale łapie go za ręce i unieruchamiam je nad jego głową za pomocą jednej tylko ręki. Warczy na mnie, przeklina, ale ja całuję go z równą pasją, co w poprzedniej fantazji. Wciskam kolano między jego nogi i unoszę je tak, aby przylgnęło ciasno do jego krocza. Zaczynam wykonywać nim powolne, wymowne ruchy, a on zaczyna drżeć, chociaż nadal chce mi uciec. Sięgam więc wolną ręką do jego krocza i obejmując dłonią wypukłość spodni, zaczynam ją dodatkowo masować. Nie ważne jak bardzo Severus zapewnia, że tego nie chce, nie ważne jak zaciekle się wyrywa. Nie ma ze mną szans, a jego członek twardnieje, co czuję wyraźnie pod palcami. Liżę jego ucho i szyję, rozsuwam zamek spodni i bezceremonialnie wkładam rękę pod bieliznę. Jego podniecenie jest gorące w mojej dłoni. Pewnymi, sprawnymi ruchami zaczynam go stymulować, czuję jak twardnieje coraz bardziej, podobnie zresztą, jak ja sam. Wydobywam z jego gardła pierwszy jęk i wtedy też puszczam przytrzymywane dotąd ręce. Severus chyba nawet nie wie, co robi, ponieważ już się nie wyrywa. Zaciska dłonie na mojej szacie na plecach i kiedy sięgam ręką głębiej w jego bieliznę, naciskając palcem na rozgrzane wejście między jego pośladkami, on podnosi nogę, czym ułatwia mi zadanie. Ukrop w jego spodniach sprawił, że mój palec i jego wejście są wilgotne, dzięki czemu mogę wepchnąć w niego palec i słyszę jak chłopak wciąga głośno powietrze w płuca. Zaczyna wymownie pojękiwać, kiedy ocieram się o niego swoim kroczem i penetruję go palcem, a następnie dodaję kolejne. Jego spodnie i bielizna osunęły się jakimś cudem na tyle, że nie mam problemów z rozciąganiem go. Znowu całuję go gwałtownie i odsuwam dłoń. Rozpinam swoje spodnie i wyjmuję z nich swój gotowy do akcji członek. Czuję jak pulsuje pożądaniem, jest napęczniały od krwi i mam pewność, że sprawi się dzisiaj niezawodnie. Pompuje go kilkoma ruchami ręki, żeby rozprowadzić po nim pierwsze krople nasienia, a następnie podnoszę wyżej kolano Severusa i wchodzę w niego bez ostrzeżenia. Ustami tłumię jego krzyk i nie czekam nawet aż przywyknie do mojej wielkości. Od razu zaczynam go brać na tej cholernej ścianie, nie mając dla niego litości. Każde moje pchnięcie unosi go na centymetr nad ziemię i wywołuje głośny jęk. Severus przylgnął do mnie tak mocno, że jego penis ociera się o przód mojej szkolnej szaty. Mam to jednak w nosie, bo w każdej chwili będę mógł ją wyczyścić. Teraz ważniejsze jest to, żeby wchodzić w niego mocno i głęboko, wychodzić szybko i niemal do końca, żeby znowu naprzeć na jego wejście, które za każdym razem rozkosznie sunie po moim trzonie.
- Ach! - słyszę jak Severus jęczy przy moim uchu. Jego usta układają się niemal w pełne pasji „tak”, ale nie przechodzi mu ono przez gardło. Nie musi. Jego ciało mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć.
Jestem tak bliski orgazmu i jednocześnie tak bardzo nie chcę tego kończyć, że sprawia mi to niemal fizyczny ból. Jeszcze kilka pchnięć, kilka słodkich jęków i…
- Kurwa! - krzyknąłem i złapałem się za głowę, bo właśnie oberwałem w nią czyjąś dłonią.
- Nie śpij! - Syriusz roześmiał się patrząc na mnie z góry, a ja zacząłem przeklinać go głośno, ale tylko w swojej głowie.
- Przerwałeś mi! - prychnąłem.
- Coś ważnego? - spojrzał na mnie kpiąco.
- Nie wiesz nawet jak bardzo! - wstałem patrząc na niego gniewnie. Na szczęście jego gwałtowne uderzenia sprawiło, że moje podniecenie fantazjami zniknęło i nie musiałem martwić się erekcją, która na pewno nie pomogłaby mi podczas śniadania.

niedziela, 22 października 2017

Kartka z pamiętnika CCCVI - James Potter

26 marca
Kiedy obudziłem się rano, byłem niewyspany i zdenerwowany. Śniły mi się głupoty, a wszystko z winy wydarzeń, jakie miały miejsce wczorajszego dnia. Dzisiaj będę musiał stanąć przed McGonagall i opowiedzieć jej o wszystkim, co zaszło. To poniżające, ponieważ jestem mężczyzną i sam mogę o wszystkim decydować, bez głupiej bójki ze strony dwóch zainteresowanych mną dziewczyn. A może to nie o bójkę chodziło, ale o fakt, że muszę się tłumaczyć przed innymi? Nie lubię być od kogoś zależny, chociaż przyznaję, że wpakowałem się w związek, który z moimi upodobaniami niewiele ma wspólnego na dłuższą metę.
Jasne, kochałem Lily, uważałem, że jest bardzo atrakcyjna i inteligentna, ale była też cholernie ambitna i dominująca, a to z kolei nie pasowało mi już tak bardzo. Lubiłem twarde, stawiające opór sztuki, ale ktoś, kogo nie dało się zwyciężyć nie stanowił dla mnie wystarczająco interesującego wyzwania.
Sheva był ideałem, którego nie udało mi się nigdy zdobyć, Nakamura był odpowiednio twardy i nieustępliwy, ale nie było czasu aby go sobie podporządkować tak, jakbym sobie tego życzył, Niholas był ciekawostką, która jednak za bardzo się we mnie zakochała i po prostu mi spowszedniała, Remus przez pewien czas stanowił sposób na wyżycie się i odreagowanie emocjonalne, Agnes była cudowna, ale czegoś jej brakowało, zaś Severus Snape… O, tak! Mój cudowny Severus Snape był tym czego naprawdę potrzebowałem. Otoczony twardą skorupą, w środku był miękki i słodki. Przypominał mi pierwszorzędny łakoć, który pod chrupiącą powłoką z mlecznej czekolady z orzechami oraz wafelkiem kryje łagodne, kremowe wnętrze. Gdybym w międzyczasie nie kręcił z Lily, może udałoby mi się w końcu zdobyć Severusa. Zatrzymałbym go dla siebie, mimo tego, że należał już do kogoś innego.
Przez moje ciało przemknął prąd podniecenia na myśl o Ślizgonie, który tak mi się podobał, a z którego zrezygnowałem z powodu mojej aktualnej dziewczyny. Ileż bym oddał żeby cofnąć czas i znowu go dręczyć!
Przyznaję, Sheva był moim ideałem, ale gdybym miał wskazać osobę, z którą chciałbym spędzić życie, byłby to najpewniej właśnie Snape. Dlaczego? Ponieważ stawiał się, chociaż nie miał ze mną szans, próbował zawsze walczyć, nawet jeśli sprawa była dla niego przegrana, nie poddawał się łatwo i można było go złamać. Tak, tak, tak. On był tym, który zdominowawszy moje życie, nigdy nie byłby dla mnie kłopotem lub nieprzemyślanym błędem, jak czasami myślałem o Evans.
- James – głos Syriusza wyrwał mnie z zamyślenia. - Uważam, że tym, co najbardziej dotknie twoje adoratorki, jest ich całkowite ignorowanie.
Spojrzałem na chłopaka, który właśnie usiadł na swoim łóżku całkiem rozbudzony. Przypomniało mi się, że miał coś wymyślić, żeby Agnes i Lily dostały nauczkę za wstyd, jakiego mi narobiły.
- Co masz dokładnie na myśli? - dopytałem.
- Powiedz im, że nie interesują cię bijące się o lalkę dziewczynki i dopóki nie spoważnieją i nie zaczną zachowywać się jak przystało na ich wiek, nie masz zamiaru spotykać się z żadną z nich.
- I to ma być kara? - zapytałem z powątpiewaniem.
- Jeśli odpowiednio dobierzesz słowa i będziesz trzymał się swojego postanowienia? Tak, jak najbardziej.
Westchnąłem ciężko. I tak nic innego nie przychodziło mi do głowy, a Syriusz mógł mieć rację. Nie dowiem się, jeśli nie spróbuję.
- Niech będzie. - przystałem na to. W końcu dziewczyny były na tyle zdesperowane, że rzuciły się sobie do gardeł, więc dlaczego nie miałbym wykorzystać tej pasji? Poza tym, rozstanie z Lily na pewien czas dawało mi wolną rękę do zakręcenia się przy Severusie ten zapewne ostatni w tym roku raz.
Na myśl o nim znowu poczułem ciepło w lędźwiach. Od tak dawna nie miałem czasu na rozmyślanie o moich byłych szaleństwach i podbojach, że niemal zapomniałem jak cudowne jest uczucie niewymuszonej, samoistnie pojawiającej się podniety, która przychodzi nagle i nie chce opuścić podbrzusza przez długi czas słodkiej udręki.
Niemal zapomniałem czym jest prawdziwe pożądanie, kiedy pozwoliłem żeby moim życiem zawładnęła rutyna. Teraz mogłem na nowo poczuć między nogami prawdziwą rozkosz i miałem zamiar to wykorzystać. Ukaranie Lily nie musiało być karą także dla mnie. Wręcz przeciwnie, mogłem dać upust swoim pragnieniom i drzemiącej we mnie dzikości.
- Masz całkowitą rację, Syriuszu. Teraz zaczynam dostrzegać sens twojego rozumowania. - uśmiechnąłem się chyba zbyt entuzjastycznie i nie do końca niewinnie, sądząc po minie Remusa, który właśnie się we mnie wpatrywał. - No co? - zapytałem starając się nie dać po sobie poznać, że moje myśli były trochę zbyt frywolne.
- Nic. - chłopak wzruszył ramionami. - Zastanawiam się tylko, co znowu kombinujesz.
Jeśli wszystkie wilkołaki były jak Remus, ich intuicja mogła okazać się bronią bardziej niebezpieczną niż kły i pazury.
- Rozkoszuję się myślą o ukaraniu dziewczyn. - nie skłamałem, ale też nie wdawałem się w szczegóły, więc chyba nie byłem też do końca szczery.
Remus wzruszył ramionami wydając się nie do końca przekonanym o mojej prawdomówności lub po prostu domyślił się, że lepiej nie wiedzieć wszystkiego dla dobra ogółu.
Wstając z łóżka i powoli się ubierając, znowu odpłynąłem myślami w kierunku Slytherinu oraz chłopaka, który z jakiegoś powodu zawrócił mi w głowie, jak nikt inny. Może gdyby Sheva był równie bezbronny, co Snape, to on byłby moim numerem jeden.
Inaczej mówiąc, najwyraźniej uwielbiałem dominować nad partnerem, który stawiał opór, ale który nie miał ze mną szans.
Czyżbym był większym zboczeńcem niż początkowo sądziłem? Najwyraźniej. Wszystko na to wskazywało. W końcu kto normalny lubuje się w polowaniu na bezbronną, ale próbującą walczyć zwierzynę? Byłem drapieżnikiem! Tak, to do mnie pasowało. Nie powinienem zapewne tak bardzo się z tego cieszyć, ale też nie planowałem nad tym ubolewać. Musiałem to zaakceptować.
W pełni ubrany, zniknąłem na chwilę w łazience żeby umyć twarz, zęby i uczesać się, czy raczej zmierzwić włosy w modny i ekstrawagancki sposób. Następnie odrzuciłem myśli o Severusie oraz mojej naturze, a zamiast tego skupiłem je na nieprzyjemnym obowiązku rozmówienia się z McGonagall.
- Dobra chłopaki. Zabieram swój seksowny tyłek do McGonagall. Trzymajcie za mnie kciuki, bo nie chcę, ale muszę. Na samą myśl o tym zaczynam się czuć nieswojo. Wstyd nad wstydami, żeby baby biły się o faceta, jakby sam nie miał prawa głosu. - podobnie jak wczoraj żaliłem się przyjaciołom. Peter wrócił do pokoju późno i teraz jeszcze spał mając w nosie moje problemy.
- Dasz sobie radę, stary. Mówiłem ci już. Miałeś pecha, nie wstydź się, bo nie jesteś mniej mężczyzną tylko dlatego, że ktoś się o ciebie pobił. Wyobraź sobie, że lubisz damskie zapasy i to był taki właśnie pokaz. - Syriusz wiedział, jak pocieszyć człowieka, chociaż damskie zapasy wcale mnie nie kręciły. Nie mniej jednak, nie miałem innego pomysłu, więc spróbowałem sobie to wyobrazić, tak jak polecił.
Nie pomogło. Wcale nie czułem się przez to lepiej. Zostałem upokorzony i sprowadzony do roli pozbawionego własnej woli przedmiotu!
- Dobra, miejmy to już za sobą. Idę. - oświadczyłem i wyszedłem z sypialni.
W Pokoju Wspólnym było niewiele osób, na szczęście nie spotkałem ani Lily, ani Agnes. Może i dobrze, ponieważ wolałem powiedzieć kim kilka słów dopiero po rozmówieniu się z nauczycielką transmutacji. Jedna sprawa naraz. Oto klucz do sukcesu! Najpierw wyjaśnienia, później ukaranie dziewczyn, oto jak zapowiadał się mój dzisiejszy rozkład zajęć.
- Severus. - szepnąłem sam do siebie przepuszczając w przejściu za portretem Grubej Damy trzy dziewczyny z trzeciego roku. Tak, musiałem dodać do mojego planu jeszcze jeden punkt, a był nim właśnie Severus Snape, który najwyraźniej miał mnie dzisiaj prześladować. Myślałem o nim, przestawałem na chwilę i ponownie zaczynałem o nim myśleć. Może to z winy tego, jak poczułem się wczoraj podczas starcia dwóch dziewczyn, które na mnie leciały? Może po prostu moja psychika uznała, że jestem słaby i postanowiła się podbudować dzięki komuś, kto działał na mnie jak afrodyzjak?
Mam ochotę go przelecieć, pomyślałem z całą powagą. Zmusić go do tego żeby się mi w pełni poddał i w pewnym momencie przestał walczyć, kiedy rozkosz zdominuje wszystkie inne uczucia. Nie miałem jednak pewności, że udałoby mi się wzbudzić w nim pożądanie siłą, więc nawet nie planowałem próbować.
- Marzenia muszą pozostać marzeniami. - zanuciłem opuszczając w końcu Pokój Wspólny i wychodząc na korytarz.

niedziela, 15 października 2017

Bójka

James westchnął żałośnie.
- Gdyby ktoś mi o tym opowiadał, powiedziałbym mu, że powinien czuć się mile połechtany skoro biją się o niego dwie atrakcyjne dziewczyny, ale kiedy to ja jestem w centrum tego wszystkiego, czuję się upokorzony.
- Upokorzony? - Syriusz uniósł brew, jakby oczekiwał, że zdoła ułożyć ją na kształt pytajnika, co niemal mu się udało, ponieważ naprawdę z jego twarzy dało się wyczytać pytanie.
- Czy ja wyglądam jak zabawka, o którą biją się dzieci? - J. wskazał na siebie wszystkimi palcami dłoni. - Do jasnej cholery, jestem mężczyzną! To ja wybieram! Jestem drapieżnikiem, a nie zdobyczą!
- Cóż… - westchnąłem wzruszając ramionami – Mogłeś o tym pomyśleć zanim zakręciłeś się wokół dwóch samic alfa, które nie ustąpią miejsca samcowi alfa tak łatwo. Ciesz się, że Zardi jest rozsądna i nie pakuje się w takie kabały, bo akurat ona ma moc żeby zeżreć faceta i wypluć kości, które będą jej służyć jeszcze przez długie lata. Stary ta dziewczyna to uosobienie monarchii absolutnej, więc ciesz się, że biją się o ciebie tylko dwie płotki, z całym szacunkiem dla nich.
- Remi, wiem, że chciałeś dobrze, ale wcale mnie to nie pocieszyło.
- Próbowałem. - rzuciłem ponownie unosząc i opuszczając szybko ramiona w charakterystycznym geście, który coraz częściej wykonywałem.
- Dobra, zostawmy współczucie i pocieszanie na później. - Syriusz z trudem powstrzymywał podniecony uśmiech. - James, opowiadaj!
- W sumie to niewiele jest do opowiedzenia. Zabrałem Lily na romantyczną randkę, a przynajmniej na tyle romantyczną, na ile byłem w stanie biorąc pod uwagę, że musiała odbyć się w szkole. W każdym razie, zabrałem ją na wierzę astronomiczną żebyśmy mogli pooglądać gwiazdy, wybłagałem od Skrzatów Domowych przekąski na mały piknik i wszystko było cudownie, póki nie pojawiła się Agnes. Okazuje się, że Lily postanowiła w końcu zemścić się na niej, za ten pocałunek, który miał miejsce jakiś czas temu. Ten, kiedy Lily chciała mnie otruć, tak dla przypomnienia. Jak wiecie, mój interes odmładzający kwitnie, ponieważ nadzoruje go Agnes. No więc Lily wysłała kilka swoich przyjaciółeczek, żeby... sterroryzowały Agnes. Lily powiedziała im, że skoro jest moją dziewczyną to one jako jej najbliższe przyjaciółki mają prawo do darmowego odmładzania kiedy tylko chcą. Chyba nie muszę wam tłumaczyć, jak to się skończyło i dlaczego Agnes znalazła się wściekła w samym środku mojej randki, dosłownie, ponieważ stanęła w niewielkim torcie, który właśnie miałem pokroić. W każdym razie, najpierw oskarżyła Lily o wszystko, o co się dało, szybko w krzykach przedstawiła mi sytuację, a następnie stwierdziła, że Lily nie zasługuje na takiego chłopaka jak ja i ona byłaby o wiele lepszą partnerką dla mnie.
- Nie ukrywam, że się z nią zgadzam. - mruknąłem pod nosem bardziej do siebie, niż do niego. - Ją przynajmniej lubię i nie jest wredną jędzą.
- Remi, proszę cię, nawet jeśli mówisz prawdę to nie przy mnie. Wolałbym zaprzeczyć temu, że Lily jest jaka jest, ale nie mogę, więc wolę nie musieć przyznawać ci racji.
Cóż, okularnik przynajmniej był szczery sam ze sobą.
- Wracając do tematu. Lily oczywiście stanęła okoniem, zaprzeczyła w takich słowach, że wolę ich nie powtarzać, wygłosiła swoje racje mentorskim tonem udowadniając, że nie ma lepszej dziewczyny dla mnie niż ona sama, ponieważ jest najmądrzejsza, najpiękniejsza i inne naj, naj. Agnes odpowiedziała równie wyszukanym tonem i wiązanką, której również nie przytoczę, po czym sam już nawet nie pamiętam, w którym dokładnie momencie, rzuciły się sobie do gardeł. Chociaż nie, czekajcie! Na pewno było to gdzieś między trollowym tyłkiem i owłosionym brzuchem Slughorna.
- No dobra, wiemy już jak do tego doszło i mniej więcej kiedy, ale teraz powiedz nam, jak to się w ogóle skończyło. - Syriusz wyraźnie bawił się lepiej niż powinien. Miał wypieki na twarzy i nie miałem najmniejszych nawet wątpliwości, że są one wynikiem opowieści Jamesa o zakończonej katastrofą randce.
- Pojawił się Namida. - wyrzucił z siebie James. - Przyznaję, że nie mam szczęścia jeśli chodzi o tego człowieka, ale nie będę wchodził w szczegóły. Przechodził koło wierzy, słyszał jak się wydzierają i poszedł sprawdzić, co się dzieje. Zobaczył dwie ciągnące się za włosy i wyzywające od najgorszych dziewczyny oraz mnie stojącego bez ruchu z wypisanym na twarzy przerażeniem lub jakąś inną głupią, kompromitującą miną, która nie przystoi mężczyźnie. W każdym razie rozdzielił dziewczyny z grobowym spokojem. Jestem pewny, że w środku aż się gotował z wściekłości, bo nie słuchały go kiedy prosił i groził, więc musiał użyć siły. Naturalnie nie obeszło się bez zaklęcia lub dwóch, bo nawet on nie chciał przypadkiem oberwać, kiedy się drapały, jak szalone. Przy okazji nie bez satysfakcji uświadomił mi, że powinienem się cieszyć, że to były dziewczyny, bo przynajmniej użyły siły fizycznej, paznokci i zębów, a chłopcy sięgnęliby po różdżki i zaklęcia tak nieprzyjemne, że mogłoby być nieciekawie. Nawet ja bym wtedy pewnie oberwał kilkoma. O ile na początku był chyba zły na dziewczyny, o tyle później na pewno dobrze się bawił mówiąc mi to wszystko, jakby napawał się tym, że nie wiedziałem co zrobić, kiedy one się szarpały.
- Uważam, że przesadzasz. - postanowiłem okiełznać trochę ponoszącą Jamesa wyobraźnię. - Namida nie jest zły, to bardzo spokojny nauczyciel, niemal dystyngowany, jeśli chodzi o jego zachowanie, więc dlaczego miałby się cieszyć z twojego nieszczęścia?
- Powiedzmy, że między mną i nim wisi widmo przeszłości. - Potter nie chciał się rozgadywać na ten temat. - Dawne czasy, niemal zamierzchłe, kiedy byłem młody i jeszcze głupszy niż teraz. To jednak nie jest istotne w tej chwili. Ponieważ obie dziewczyny to Gryfonki, Namida wezwał McGonagall i przedstawił jej sytuację, a przynajmniej to, czego sam był świadkiem. Ponieważ jest późno, McGonagall odesłała mnie do dormitorium, ale dziewczyny sobie zostawiła. Jutro będzie chciała ze mną porozmawiać o całym tym zajściu, więc znowu najem się wstydu.
Spojrzałem na przyjaciela ze współczuciem, bo cóż innego mogłem zrobić.
- Dasz sobie radę. - powiedziałem mało pomocnie. - Opowiesz jej jak było, że dwie zakochane w tobie dziewczyny rzuciły się sobie do gardeł i wyjdziesz z tego obronną ręką. McGonagall na pewno nie będzie cię oceniać przez pryzmat tego, co zrobiły Agnes i Lily.
- Jeśli stanie po ich stronie, uzna, że je zwodziłem i to ja doprowadziłem do tej szarpaniny.
- McGonagall nie stanie po stronie dziewczyn tylko dlatego, że nie mają w spodniach „drobiu”. - Syriusz wyszczerzył się nie wiedzieć czemu. - Odwaliło im na twoim punkcie i tyle. Nie ma w tym twojej winy i ona na pewno również to zrozumie. Mało tego, będzie ci współczuć i zrozumie twoje zawstydzenie tą sytuacją.
- Skąd ta pewność? - zapytaliśmy jednocześnie z Jamesem, spoglądając na Syriusza, który właśnie związywał włosy w niedbały, ale twarzowy kok.
- Ponieważ ma głowę na karku, a to co z naszej winy ostatnio się jej przytrafiło sprawi, że będzie po twojej stronie. Czasami wypadki chodzą po ludziach i nie ma w tym naszej winy, właśnie tak sobie pomyśli.
Od kiedy mój chłopak został takim psychologiem? Nie miałem pojęcia, ale może się nie mylił. Może, ponieważ pewności nigdy nie mogliśmy mieć, jednak miałem wrażenie, że jego słowa podniosły Jamesa na duchu przynajmniej trochę. Jego ramiona nie były bowiem już tak spięte, na ustach niemal pojawił się uśmiech i nie mógł zaprzeczyć, że w słowach Blacka było trochę racji. To ostatnie chyba miało najbardziej zbawienne właściwości, ponieważ teraz James nie mógł odpowiedzieć żadnym kontrargumentem, który miałby sens.
- No dobrze, ale teraz powiedzcie mi, co ja mam zrobić z dziewczynami. - napięcie Jamesa teraz już całkowicie opadło i chłopak odetchnął z zauważalną ulgą. - Teraz są w łapach McGonagall, ale ona w końcu je wypuści i wtedy znowu staną się moim problemem.
Zastanowiłem się, co ja zrobiłbym na miejscu chłopaka i po prostu nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Z chłopakami obchodziło się inaczej niż z kobietami, a jedyną dziewczyną, z którą znałem się naprawdę blisko była Zardi, a ona nijak nie nadawała się za przykład zwyczajnej białogłowy. Była na to zbyt wyjątkowa i nazbyt ekstremalna. Zardi była Zardi, a więc nie zaliczała się tak naprawdę do kobiet.
- Musisz je ukarać! - kruczowłosy zatarł ręce, jakby był sadystą, który właśnie będzie zabierał się za torturowanie swojej ofiary. - Musisz dać im nauczkę, żeby więcej nie stawiały cię w takiej sytuacji. Przykro mi, ale musisz być twardy i naprawdę je ukarać, a nie robić do nich maślane oczy, tak żeby widać było, że przy okazji karcisz samego siebie. Nie wiem jeszcze w jaki sposób najlepiej będzie to zrobić, ale daj mi czas do jutrzejszego poranka, a coś wymyślę.
Zarówno okularnik, jak i ja wpatrywaliśmy się w Syriusza, który podniósł się leniwie z mojego łóżka i przeszedł na swoje. Żaden z nas nie wiedział, co może przyjść do głowy Blackowi i zapewne, kiedy już się tego dowiemy, będziemy żałować, że w ogóle usłyszeliśmy jego pomysł. Mój Syri był nieobliczalny, więc musieliśmy liczyć się ze wszystkim.

środa, 11 października 2017

Plany na przyszłość

Po udanym wypadzie do Hogsmeade, leżeliśmy z Syriuszem rozleniwieni na moim łóżku. Nasze nogi splatały się ze sobą, a biodra przylegały ciasno do siebie. Syri trzymał jedną rękę na moim boku, zaś drugą podpierał się unosząc nieznacznie, aby było nam łatwiej rozmawiać, kiedy tak wpatrywaliśmy się w siebie, jak para zakochanych nastolatków, którymi byliśmy.
- Zamieszkaj ze mną po skończeniu szkoły. - nic nie zwiastowało tematu, który niespodziewanie rozpoczął Syriusz.
Zaskoczył mnie tą propozycją, ponieważ nie myślałem za wiele o tym, gdzie będę mieszkał po szkole. Bardziej martwiłem się o przyszłą pracę niż mieszkanie. Wydawało mi się oczywiste, że zostanę z rodzicami, aby maksymalnie zmniejszyć koszta swojego utrzymania.
- Nie martw się, wynajmiemy coś niewielkiego, taniego. Wprawdzie James chciał się żenić zaraz po szkole, ale myślę, że uda nam się to odsunąć w czasie i też mógłby z nami mieszkać. Kiedy skończymy szkołę, będziemy i tak musieli doszkalać się jeszcze przez jakiś czas, więc nie widzę problemu w tym żebyśmy mieli uczyć się do zawodu, pracować i wspólnie mieszkać.
Nie do końca wiedziałem, co powiedzieć. Jasne, bardzo chciałem z nim zamieszkać, dzięki czemu miałbym pełną swobodę, a przyjaciele zatroszczyliby się o moją wilkołaczą część, ale czy aby na pewno mogłem sobie na to pozwolić? Poniekąd planowałem pomagać mamie w pracy i uczyć się wszystkiego, czego tylko mogłem w międzyczasie. Wynajęcie mieszkania wiązało się ze znalezieniem sobie prawdziwej pracy. I tutaj problemem mogła być moja likantropia, ponieważ bywały lepsze i gorsze dni na przemianę, a nie chciałem żeby ktoś domyślił się dlaczego raz w miesiącu jestem humorzasty, zmęczony, pokaleczony.
- Syriuszu, chciałbym z tobą zamieszkać i to bardzo, ale nie jestem pewny, czy to dobry pomysł. To znaczy… Muszę porozmawiać o tym z rodzicami.
- Jasne, Remi! W pełni to rozumiem. - chłopak uśmiechnął się, chociaż miałem wrażenie, że gdzieś w głębi był trochę zawiedziony tym, że nie rzuciłem się na ten pomysł z pełnym entuzjazmem.
- A jak chcesz przekonać do tego Jamesa? - postanowiłem trochę zmienić temat. - Wiesz równie dobrze co ja, że Evans liczy na wielkie wesele i „żyli długo i szczęśliwie” zaraz po szkole. Szykuje się na dziecko i w ogóle.
- Już o tym myślałem. - przyznał, a jego twarz wyraźnie pojaśniała. - Wyjaśnię mu wszystko dosadnie, żeby pojął jak trudno będzie mu uporać się z pracą, nauką, utrzymaniem domu, opieką nad żoną i później dodatkowo dzieckiem. Już teraz nie szczególnie dobie radził ze szkołą i tym swoim projektem ogórasowego krzesła, a co dopiero kiedy dojdą kolejne obowiązki. Jestem pewny, że jakoś uda mu się przekonać Evans. Nie będzie zachwycona, że zamieszka z nami, ale kij tam z nią.
Zastanowiłem się nad wszystkim, co mówił i wyobraziłem sobie sytuację, w której mieszkamy we trójkę. W końcu kiedy będziemy uczyć się i pracować, nasz wspólnie spędzany czas będzie niesamowicie ograniczony, a nie chciałem zrywać z nimi kontaktu. Moglibyśmy czasami jeść wspólne śniadania i kolacje, wspólnie wychodzić lub wracać do domu, spędzać razem wieczory oraz noce. W końcu już teraz żyliśmy podobnie, więc dlaczego by nie zafundować sobie przedłużenia tego słodkiego koszmaru, jakim jest dzielenie przestrzeni życiowej z kimś innym?
- Syriuszu, bardzo chcę z tobą zamieszkać. - powiedziałem wracając do tematu, od którego przecież chwilę wcześniej uciekałem. - Porozmawiam o tym z mamą i tatą, jestem pewny, że zgodzą się, nawet jeśli mogliby być z początku niepewni.
Chłopak mocno przywarł swoimi wargami do moich w gwałtownym, szczerym pocałunku, który wyrażał to, czego zapewne nie mógł wyrazić słowami. Cóż, ja również nie mogłem się tego doczekać.
- Jeżeli napotkasz jakiekolwiek problemy, daj mi znać. - westchnął odsuwając się odrobinę. - Jestem pewny, że zdołam ich przekonać. Ale chyba będziesz musiał im wyznać, że obaj wiemy o tym kim jesteś.
- Ucieszą się. - zapewniłem. - Najpierw będą przerażeni, ale później będą w niebo wzięci wiedząc, że mam nie tylko ciebie, ale także innych przyjaciół, na których mogę liczyć zawsze i wszędzie.
- Taaak, ale mam nadzieję, że o mnie jednak nie będą wiedzieli zbyt wiele. - zamruczał.
Syri podwadził moją koszulkę kciukiem i powoli wsunął pod nią dłoń. Jego gorące palce dotknęły mojej nagiej skóry na żebrach. Zadrżałem i westchnąłem. Tak, tego rodzice nie musieli wiedzieć. Nie wiem czy potrafiłbym spojrzeć im w oczy, gdyby wiedzieli, że ich synek dorósł już do łóżkowych ekscesów ze swoim najlepszym przyjacielem. Ojciec mógłby nawet uznać, że w takiej sytuacji nie wypada żebym mieszkał z dwójką innych chłopaków, w tym z moim kochankiem. Nie miał córki, więc mógłby zacząć przesadnie martwić się o mnie, a to było raczej niekomfortowe.
Black zgiął nogę w kolanie i zaczął udem pocierać o moje krocze. Jęknąłem przysuwając się bliżej niego, aby przypadkiem nie uciec biodrami do tyłu, ponieważ to byłoby nieodżałowaną stratą. Naparłem więc sobą na jego ciało i z zadowoleniem stwierdziłem, że cała ta sytuacja wywarła także efekt na nim. Jego członek zaczynał powoli twardnieć i wypychać spodnie, podobnie jak mój. Powoli rozpiąłem więc najpierw jego, a później swoje spodnie i zsunąłem je ta, żeby nic nie krępowało naszego podniecenia.
Byłem w niebie, kiedy między kroczem moim i Syriusza nie było nic, co mogłoby nas od siebie odgradzać. Skóra przy skórze, członek przy członku. Ocierałem się o chłopaka łapiąc głęboko powietrze i drżącymi dłońmi objąłem nasze penisy. Zacząłem je delikatnie pocierać, rozkoszując się strukturą Syriuszowego członka pod moimi palcami.
Wtuliłem twarz w szyję chłopaka i pełną piersią wdychałem jego cudowny zapach. Wsłuchiwałem się w jego ciężki oddech przy uchu i byłem zachwycony gwałtownymi ruchami jego klatki piersiowej znajdującej się tak blisko mojej, że niemal wyczuwałem na sobie bicie jego serca. Raz lub dwa razy, przyszło mi nawet do głowy, że nie jestem do końca pewny, który z nas wydał głośniejszy jęk lub głębsze westchnienie, kiedy tak poruszałem dłońmi w górę i dół naszych członków, podczas gdy Syriusz pieścił mój sutek opuszkami palców, ugniatał go i podszczypywał.
Było mi tak dobrze, tak cudownie. Czułem, jak orgazm zbiera się w moim podbrzuszu.
- Syri, zaraz… Ach! - wiedziałem, że domyśli się reszty, więc nie próbowałem nawet mówić bardziej zrozumiale. Zamiast tego wtuliłem twarz w poduszkę, zagryzając na niej zęby i zamknąłem mocno oczy.
Doszedłem z jękiem, a wszystkie moje mięśnie spięły się gwałtownie, aby po chwili całkowicie się rozluźnić. Moje nasienie sprawiło, że mogłem z większą swobodą poruszać dłonią skupiając się całkowicie na członku Syriusza, który nie potrzebował wiele więcej do osiągnięcia szczytu. On także wytrysnął między nas ku mojej niewysłowionej radości.
Moje ciało, wrażliwe na dotyk i ruch po orgazmie, rozpłynęło się w gorącu Blacka, który przytulił mnie do siebie z całych sił.
- Kiedy ze mną zamieszkasz, będę ci robił dobrze na tak wiele sposobów, że nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo mogę być pomysłowy. - westchnął leniwie. Jego oddech był nierówny, ale powoli wracał do normy, podobnie zresztą jak mój.
Zadrżałem na dźwięk tych pełnych pasji i obietnicy słów. Czy naprawdę Syriusz planował uczynić z wynajmowanego mieszkania nasze gniazdko miłosne? I jak on to sobie wyobrażał, skoro James również miał z nami mieszkać?
- Szczegóły zostaw mnie, Remusie. - roześmiał się ochryple, bardzo podniecająco.
- Wiesz o czym myślałem? - zapytałem układając się wygodniej na pościeli i przyglądając mu się spod przymrużonych leniwie powiek.
Nie odpowiedział, a jedynie uśmiechnął się drapieżnie niczym kot polujący na mysz i odgarnął włos z mojego czoła.
Myślę, że obaj w pewnym momencie przysnęliśmy, ponieważ wyczułem obecność Jamesa, a przecież nie wiedziałem nawet, kiedy wrócił do pokoju.
Zamruczałem przeciągając się i przypadkowo obudziłem Syriusza, który drzemał obok mnie.
- Widzę, że wasza randka udała się lepiej niż moja. - rzucił gderliwie okularnik, kiedy w końcu skupiłem na nim spojrzenie.
- Było aż tak źle? - zapytałem gładząc palcami brzuch Syriusza, kiedy ten przeciągał się odsłaniając go.
- Nie, było całkiem nieźle. Póki Lily nie pobiła się z Agnes.
- Co?! - wykrzyknęliśmy jednocześnie z Blackiem i obaj usiedliśmy wyprostowani zamieniając się w słuch.

niedziela, 8 października 2017

Kartka z pamiętnika CCCV - Eric Lair

Stałem na środku sypialni wczesując palce we włosy i zastanawiając się za jakie grzechy „awansowałem” do rangi pokojówki. Mogłem być szczęśliwym singlem lub przynajmniej mieszkać samotnie za to szczęśliwie w otoczeniu świętego spokoju i umiarkowanego porządku. Co mnie więc podkusiło żeby zdecydować się na lokatora? Mało tego! Co mnie podkusiło żeby zamieszkać ze swoim chłopakiem, który był jednym wielkim problemem, od kiedy tylko go poznałem?!
Pewnie mnie opił. Byłem tak pijany, że nawet nie pamiętam, że byłem pijany – pomyślałem nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Corneliuszu Abrahamie Lowitt, co twoja przepocona koszulka robi na środku sypialni?! - krzyknąłem nie mając pewności, gdzie w tej chwili znajdował się właściciel górnej części garderoby, nad którą właśnie stałem.
- Leży i czeka aż ją zabiorę! - odpowiedź nadeszła z łazienki. - Mam tylko jedną rękę, nie mogę wykonywać wielu czynności jednocześnie!
- Takim tekstem może wzruszyłbyś zakochaną po uszy nastolatkę, ale nie mnie! - prychnąłem. - Chodź tu natychmiast i wrzuć tę koszulkę do kosza na pranie!
Skrzyżowałem ramiona na piersi i czekałem tupiąc ze zniecierpliwieniem nogą.
Po chwili drzwi łazienki otworzyły się cicho, a do pokoju wparadował nagi Cor. Jego ciało zawsze było idealne, ale od kiedy stracił jedną kończynę, zaczął ćwiczyć, rzeźbiąc każdy mięsień swojego ciała na wzór greckiego bóstwa. Do pracy zawsze nosił protezę ramienia, ale wracając do domu zdejmował ją i rzucał w kąt, jakby nie była mu wcale potrzebna. Przyznaję, że podobał mi się bez niej o wiele bardziej, ponieważ w przeciwieństwie do blizn na jego ciele, była czymś obcym.
- Nie mogłeś z tym poczekać? - mruknął poirytowany i podniósł swoją koszulkę z podłogi stając przede mną z wyzwaniem w oczach. - Cały śmierdzę tym zasranym barem, a ty nie możesz poczekać tych głupich kilkunastu minut?
- Nie mogłem, ponieważ twoje koszulki zawsze walają się po podłodze. Nie ważne czy pracujesz, czy też masz tego dnia wolne.
Od czasu, kiedy Cornel stracił rękę, chociaż równie dobrze mogło to być życie, był zmuszony zmienić pracę, jeśli chciał nadal się ze mną spotykać. Nie zostawiłem mu wyboru. Na początku nie protestował, ale kiedy wydobrzał i zaczął szukać bezpiecznej posady, pojawiły się pierwsze problemy ze znalezieniem sobie miejsca. Nie wiedział, co chce dalej zrobić ze swoim życiem, nie miał pojęcia jaka praca mu odpowiada, a jaka się dla niego nie nadaje. W końcu znalazł sobie posadę barmana w niewielkim magicznym barze i chociaż często na nią narzekał, chyba jednak ją lubił, ponieważ nie szukał żadnej innej.
- Mieszkamy ze sobą od tak dawna, że powinieneś się już do tego przyzwyczaić!
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję, więc ty naucz się w końcu wrzucać swoje brudne ubrania do kosza. A teraz naprawdę idź się wykąpać, bo cuchniesz. - zatkałem ostentacyjnie nos. Krótkie, krwiste włosy Corneliusa przesiąkły fajkowym dymem i mieszaniną perfum różnych ludzi, a zapach jego potu mieszał się z wonią alkoholu, którym musiał się przypadkowo oblać.
Cor zarzucił sobie brudną koszulkę na ramię i kładąc dłoń na moim biodrze, wsunął kciuk w szlufkę spodni. Przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem drapieżnika.
- Więc może sam mnie wyszorujesz skoro nie masz i tak co robić? - zamruczał uwodzicielsko. - Będę cię grzecznie słuchał i spełnię wszystkie twoje zachcianki. - kusił przesuwając językiem po moich wargach.
- Niech będzie, ale teraz odsuń się, bo naprawdę śmierdzisz. - odepchnąłem go lekko od siebie, kładąc dłoń na jego piersi. Czułem, jak pod moimi palcami poruszają się jego twarde mięśnie, przez co z trudem zmusiłem się do zabrania dłoni.
Idąc za nim do łazienki, śledziłem spragnionym spojrzeniem ruchy mięśni na jego plecach oraz idealny kształt jego pośladków. Gdyby tak nie cuchnął, nie zawracałbym sobie głowy prysznicem i po prostu rzuciłbym się na niego jak wygłodniałe zwierzę.
Cornel wszedł pod prysznic jako pierwszy, ja zaś rozebrałem się i wsunąłem się do kabiny zaraz za nim, zamykając za sobą jej drzwiczki. Mój kochanek zdążył już nałożyć szampon na włosy i teraz szorował je zapamiętale. Złapałem go za nadgarstek i położyłem jego dłoń na swoim pośladku. Następnie wsunąłem palce w miękkie, mokre i pokryte pianą włosy chłopaka, drapiąc delikatnie skórę jego głowy i pieniąc szampon jeszcze bardziej, aby jak najdokładniej pozbyć się z nich mieszanki różnych woni.
Cor uśmiechnął się wyraźnie zadowolony i mocno zacisnął palce na moim ciele, co wywołało przyjemne, podniecające dreszcze, które ogarnęły mnie całego. Jego dłoń była na tyle duża, że niemal czułem koniuszki jego palców przy moim wejściu, a to wywołało wyraźne poruszenie w moim kroczu. Przysunąłem się bliżej chłopaka, ocierając się o niego i spłukując pianę z jego włosów.
Kiedy jego palce wyraźnie natarły na dobrze unerwiony pierścień mięśni między moimi pośladkami, jęknąłem unosząc nogę do góry. Cor wsunął rękę pod moje kolano dając mi w ten sposób jakieś oparcie i jak gdyby w ogóle nie odczuwając mojego ciężaru, naparł palcem na moje wilgotne od spływającej po skórze wody wejście.
Wyjęczałem ciche „tak!”, kiedy zagłębił się we mnie i zaczął poruszać ręką do przodu i tyłu. Mój tyłek bardzo szybko zapragnął więcej i otrzymał to czego chciał. Nie potrzebowałem wiele przygotowania, zanim mojemu ciału przestały wystarczać same palce.
- Wejdź we mnie! - zażądałem jęcząc.
- Taki niecierpliwy. - usłyszałem w uchu zmysłowy, zachrypnięty szept kochanka, który odsunął się ode mnie i pchnął mnie lekko na pokrytą wilgotnymi kafelkami ścianę.
Przywarłem do niej policzkiem i sięgając do tyłu, rozsunąłem szeroko pośladki. Cornelius pocałował mnie w kark w ramach podziękowania i naparł swoim ciężkim i twardym członkiem na moje wejście. Czułem, że moje ciało obejmuje jego penisa zapraszająco i wciąga do środka.
- Jak zawsze gościnny. - skomentował zaczepnie.
- Tylko dla ciebie. - odpowiedziałem z jękiem, ponieważ kochanek już w następnej chwili pchnął mocno, zagłębiając się we mnie do samego końca. Splotłem ze sobą palce dłoni i podłożyłem je pod policzek.
- Mmmm, tak! Cor! - jęczałem, kiedy jego biodra uderzały mocno o moje pośladki przy każdym zdecydowanym pchnięciu. - Głębiej, tak! Tak! - gwałtownie łapałem powietrze. - Jeszcze! Ach!
Gorąca, duża pierś Cora przywarła do moich pleców. Czułem na skórze jego sutki, kiedy on uparcie bawił się moim. Moje krocze pulsowało boleśnie pragnąc zainteresowania. Serce biło w szalonym tempie wyznaczanym przez jego pchnięcia. Jęczałem, wzdychałem, wypowiadałem jego imię. Czułem każdy zagłębiający się we mnie centymetr gorącego, napęczniałego podnieceniem członka. Tęskniłem za każdym gładkim, twardym milimetrem, kiedy odsuwał ode mnie biodra. Jego penis idealnie pasował do mojego tyłka, jego biodra do moich pośladków.
- Boże, w końcu! Tak!
Cor ujął w dłoń mój członek i ścisnął mocno. Podczas, kiedy jego biodra uderzały we mnie z pełnią mocy w zdecydowanym, szybkim tempie, palce pieściły mnie leniwie. Miałem ochotę go zabić.
- Szybciej! - zażądałem.
- Jak sobie życzysz. - wiedział o co mi chodzi, ale robiąc mi na złość zwiększył tempo pchnięć nie zaś ruchów dłoni. Zawyłem sfrustrowany, a on roześmiał się cicho. - Już, już. Będę grzecznym chłopcem. - ukąsił mnie w ucho i w końcu wykonał polecenie tak jak należy.
Zajęczałem zamykając oczy i czerpiąc całym sobą z tego, co mi zaoferował. Łapałem powietrze urywanym oddechem i zaciskałem się ciasno na penetrującym mnie penisie. Byłem w niebo wzięty, kiedy tak brał mnie od tyłu zdecydowanie i niemal brutalnie. W każdym pchnięciu czułem jego siłę i witalność, chęć i pragnienie życia.
- Ach, Cor, ja…! - wydukałem, a on zrozumiał.
- Śmiało. - zachęcił mnie podnieconym warknięciem.
Teraz kiedy we mnie wchodził, unosił się trochę na palcach, przez co czułem cały jego ogrom jeszcze dokładniej, a to sprawiło mi niewyobrażalną rozkosz. Miałem wrażenie, że jestem jeszcze pełniejszy, niż przed chwilą i to wystarczyło żebym spinając całe ciało osiągnął upragniony orgazm.
Nie jestem pewny, jak ciasne zrobiło się wtedy moje wejście, ale kochanek syknął i zwiększył siłę pchnięć aby rozluźnić w ten sposób moje mięśnie. Udało mu się to i teraz moje zmęczone ciało przyjmowało go w siebie z jeszcze większą niż wcześniej wrażliwością.
Nie chciałem żeby kończył, ale nie mogłem też oczekiwać, że będzie brał mnie w nieskończoność. W końcu objął mnie bardzo mocno w pasie i wypełnił nie tylko swoim członkiem, ale także nasieniem, które ciepłym łaskotaniem wytrysnęło w głąb mnie.
- Rozumiem… - wziął głęboki, uspokajający oddech, a jego głos był głęboki i trochę drżący. Byłem pewny, że jego serce bije teraz szybko i boleśnie, podobnie jak jeszcze przed chwilą biło moje. - że wybaczysz mi tę pieprzniętą na środku koszulkę?
Roześmiałem się gardłowo i zajęczałem, kiedy wysuwał się z mojego ciała.
- Myślę, że ten jeden raz mogę to zrobić.