środa, 10 stycznia 2018

Biblioteka

Otarłem spływającą po policzku łzę i wysmarkałem nos. Podczas układania swojego przydziału książek, natrafiłem na krótką, ale piękną historię, która wzruszyła mnie do głębi. Nie miałem wątpliwości, że znalazła się w niewłaściwym miejscu przypadkiem, jako że zupełnie nie pasowała do działów, które miałem posprzątać. Była to opowieść o chłopcu, który uwielbiał ubierać się w sukienki z falbankami i wplatać wstążki we włosy. Nie miał przyjaciół, ponieważ uważano, że jego upodobania nie są normalne. Nie był jednak sam. Jako dziecko pomógł wróbelkowi i to właśnie drobny ptak stał się jedną z najbliższych chłopcu osób. Po latach, już jako licealista, chłopak natknął się na nastolatka, który obiecał go chronić i zaproponował mu przyjaźń. Tym młodzieńcem był właśnie uratowany przed laty wróbelek, który okazał się posiadać umiejętność przemiany w człowieka, o czym chłopak nie ma pojęcia. Naturalnie była to historia miłosna. Miłości, która wzięła swój początek w przyjaźni, wiążąc ze sobą dwa krystalicznie czyste serca. Nic dziwnego, że płakałem.
Syriusz wyjrzał zza regałów i zmarszczył brwi. Całym sobą pytał, co się dzieje, kiedy zobaczył, że się rozkleiłem. Machnąłem mu więc ręką i pokręciłem głową, żeby się nie przejmował. Pokazałem mu również cienki wolumin mojej ulubionej w tej chwili opowieści. Black przewrócił oczyma ostentacyjnie i rozbawiony zniknął za swoim działem.
Nagle coś sobie uświadomiłem. Przejrzałem wolumin kolejny raz i jeszcze jeden, ale nie znalazłem żadnej pieczątki. To niewielkie cudo nie należało do biblioteki. Ktoś najwyraźniej zostawił je tutaj, Merlin wie z jakiego powodu i kiedy. Zastanawiałem się przez chwilę, co powinienem zrobić i w końcu podjąłem decyzję. Odłożyłem tę wzruszającą historię na bok, postanawiając zabrać ją ze sobą i dołączyć do swojej kolekcji. Ktokolwiek ją tutaj zostawił, najwyraźniej nie planował jej odzyskać. Sądząc po książkowym burdelu, z którym musiałem się uwinąć, nie mogła leżeć między wszystkimi tymi wielkimi, starymi i nudnymi książkami od wczoraj.
A więc postanowione! Teraz mogłem zabrać się spokojnie do pracy. Takie przynajmniej było założenie. Problem w tym, że moje myśli krążyły wokół jednego tylko tematu. Miałem nieodpartą ochotę raz jeszcze zabrać się za czytanie, a może nawet nauczyć się na pamięć każdego słowa tej opowieści. W końcu byłem nią tak oczarowany, że niemal czułem fizyczny ból w piersi. Zakochałem się. Naprawdę się zakochałem.
Jak to w ogóle możliwe, że nie ma drugiej części?! A może była, ale ja o niczym nie wiedziałem? Nie… Na pewno nie. Po dłuższym zastanowieniu uznałem, że gdyby było coś więcej, na ostatnich stronach na pewno znalazłaby się jakaś informacja na ten temat. Przecież czegoś tak istotnego nie można ot tak pominąć. Mimo wszystko obiecałem sobie, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, sprawdzę prawdziwość swoich domysłów. Chciałem mieć stuprocentową pewność, że nic mnie nie ominie.
Gdybym zapytał w Esach Floresach na Pokątnej, któryś z pracowników na pewno udzieliłby mi wielu szczegółowych informacji na temat interesującego mnie tytułu. Problem w tym, że ten sklep był zbyt daleko, a ja nie miałem cierpliwości, aby czekać. Pozostawało mi więc wyłącznie Hogsmeade. Na początek lepsze to niż nic, więc postanowiłem, że przy najbliższym wypadzie do miasta, zahaczę o księgarnię. Jeśli nie konkretna kontynuacja to może gdzieś czekała na mnie jakaś historia poboczna po innych wróblach. W końcu tak bardzo je pokochałem, że z rozkoszą dowiedziałbym się czegoś więcej o nich oraz o ich życiu miłosnym.
- Czy ty się przypadkiem nie obijasz? - nawet nie wiem, kiedy James znalazł się naprzeciwko mnie, zerkając przez szparę ponad układanymi książkami. Dział, którym się zajmował zaczynał się naprzeciwko mojego, ale mimo moich wilczych zmysłów nie wyczułem go tak bez reszty pochłonięty własnymi myślami.
- Mój analityczny umysł oblicza właśnie czas, potrzebne miejsce oraz szacuje liczbę książek, które muszą iść do odnowy i tych, które mogą wylądować na półkach. - rzuciłem prychając. Nie miałem zamiaru przyznawać się do tego, że naprawdę się obijałem i to przez dłuższy czas. Nie żebym naprawdę musiał to ukrywać, ale po prostu uznałem, że tak będzie lepiej.
James mierzył mnie przez chwilę spojrzeniem, jakby potrafił odgadnąć moje myśli, ale ostatecznie chyba uznał, że w tym, co powiedziałem może być chociaż trochę prawdy, ponieważ odpuścił, a jego twarz złagodniała.
- A tak w ogóle to co tu robisz, skoro twój dział jest na drugim końcu biblioteki? - teraz to ja byłem podejrzliwy.
- Mam do Slughorna kilka pytań dotyczących mojej góry książek. - odpowiedział zwięźle.
- Chcesz go przekabacić i nic nie robić, przyznaj się! - Syriusz wychynął zza swojego regału. Jak na człowieka, miał całkiem niezły słuch.
- Wcale nie! - James oburzony prychnął kilka razy. - No, może trochę bym chciał, ale nie o to chodzi! Dostałem najnudniejsze i najtrudniejsze działy, więc muszę się upewnić, co do kilku rzeczy. Zresztą nie będę wam tego tłumaczył bo i tak nie zrozumiecie. Zamiast tego wracajcie do swojej pracy.
James przegonił nas machnięciami dłoni, jakbyśmy byli uciążliwymi muchami, co wywołało nasz szczery śmiech. Potter zawsze wiedział jak się z nami obchodzić, żeby nic nie wskórać. Poprychał więc jeszcze chwilę i udając urażoną dumę, skierował się w tę stronę biblioteki, z której dochodziło nas denerwujące, radosne mruczenie Slughorna.
Zacząłem wtedy zastanawiać się na poważnie nad tym, co już wcześniej przyszło mi do głowy, chociaż nie dałem się temu pytaniu rozwinąć. Dlaczego nauczyciel eliksirów był w tak doskonałym humorze? Co tak bardzo go cieszyło i napełniało energią? Na pewno nie była to zasługa Sprout, ponieważ profesorka zielarstwa ignorowała go, dając tym do zrozumienia, że nie ma u niej najmniejszych szans. Ale skoro nie ona była powodem jego doskonałego nastroju to kto lub co?
- Im szybciej to skończymy, tym więcej czasu będziemy mieli do zagospodarowania tak, jak byśmy sobie tego życzyli. - Syri uśmiechnął się do mnie wyjątkowo słodko. Niemal niewinnie, co w jego przypadku nie było zbyt częste.
- Masz rację. - wydusiłem zachwycony tym, jaką łagodnością się właśnie odznaczał. Ciężko było uwierzyć, że to w ogóle możliwe, a jednak.
Radosny Slughorn i łagodny Syriusz?
- Syriuszu?
-Tak? - spojrzał na mnie wielkimi oczyma.
Cholera! Coś było nie w porządku. Bardzo nie w porządku. Przyszło mi do głowy, że może zarówno nauczyciel, jak i mój chłopak dotykali jakiejś zatrutej książki lub takiej obłożonej klątwą. W końcu zachowanie Blacka nie było normalne, podobnie jak radosny nastrój profesora.
- James! - krzyknąłem na przyjaciela, mając w nosie fakt, że jesteśmy w bibliotece, nawet jeśli pustej. J. wyjrzał zza regału, za którym zniknął przed chwilą. - Wracaj tu szybko, jeśli chcesz dupę ocalić! - przywołałem go.
Nie był zachwycony faktem, że musi się wracać, ale posłusznie stanął przede mną po zaledwie kilku lub kilkunastu sekundach.
- Co? - zapytał raczej mało uprzejmie, ale bez złości.
Wskazałem palcem Syriusza, który przyglądał nam się zaciekawiony, a kiedy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem okularnika, uśmiechnął się do niego w ten sam pełen niewinności sposób, w jaki wcześniej uśmiechał się do mnie.
- O Merlinie! - oczy Jamesa stały się wielkie. - Co mu się stało?!
- Nie mam pojęcia. Przed chwilą był zupełnie normalny, a tu nagle coś takiego. Nie jestem pewny, co się dzieje, ale wydaje mi się, że to ma jakiś związek z tym koszmarnym mruczeniem Slughorna. - przedstawiłem przyjacielowi swoją teorię, a ten słuchał z uwagą. Na koniec odsunął się na dwa kroki od Syriusza i zabronił mu się dotykać, aby przypadkiem nie zarazić się „dziwnym zachowaniem”, jak postanowiliśmy to nazwać. Nie mówiłem mu o możliwości przenoszenia się tego czegoś, czymkolwiek to było, drogą kropelkową lub poprzez wdychanie oparów. I bez tego James nie wiedział, jak się zachować.
- Musimy to zgłosić. - postanowił.
- Nikt nam nie uwierzy, że coś jest z nimi nie tak. Tylko nam pewnie wyda się to podejrzane.
- Hmm… - okularnik zamyślił się. - Nie tylko nam! - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - McGonagall zna Syriusza niemal tak dobrze, jak my. Od razu zauważy, że ta zmiana i ten uśmiech nie są czymś naturalnym. Zna też Slughorna. Zostań tutaj z nimi, a ja po nią pobiegnę.
Rzuciłem mu mroczne, wymowne spojrzenie. Wiedziałem, że bał się o siebie i dlatego nie chciał zostać dłużej w bibliotece. Nie planowałem się z nim kłócić.
- Idź. - powiedziałem tylko, mając nadzieję, że nauczycielka transmutacji zdoła nam jakoś pomóc. Nie chciałbym żeby Syriusz został taki miły, słodki i niewinny do końca swoich dni. To byłoby zbyt dziwne, nawet jak dla mnie, a przecież byłem wilkołakiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz