niedziela, 25 lutego 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVII - Aaron

Siedząc na podłodze na środku mojego obklejonego plakatami, zabałaganionego pokoju, spoglądałem na spiętego Florina, który starając się zajmować jak najmniej miejsca, usiadł na skraju łóżka. Wyglądał jak ptak w za ciasnej klatce lub olbrzym, który nieudolnie próbuje wmieszać się w tłum niskich ludzi. Cholera, po prostu nie mogłem na to patrzeć! Irytowałem się widząc go takim wystraszonym, jakby pod moim dachem miało go spotkać coś złego. Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę, ale nie miałem pojęcia w jaki sposób to zrobić. Postanowiłem więc improwizować.
- Wiem, że mój pokój nie robi najlepszego wrażenia, ale posprzątam tu i pozbędę się wszystkich tych śmieci. - machnąłem ręką w stronę ścian. - Nie pomyślałem wcześniej o tym, w jakim stanie zostawiłem swój śmietnik, przepraszam.
Florin nie zareagował.
Westchnąłem ciężko, wziąłem kilka głębokich oddechów i wstałem z miejsca stając przed nim tak blisko, że musiał się wyprostować, aby nie siedzieć z nosem na moim brzuchu. Zadarł głowę do góry i w końcu spojrzał mi w oczy.
- Jesteś tu bezpieczny, a moi rodzice zajmą się tobą.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - wydusił, a w jego różnobarwnych oczach pojawiło się coś na wzór poczucia winy.
- Gówno prawda! - prychnąłem poirytowany. - To świetny pomysł! Nie masz się gdzie podziać, a ja całe miesiące spędzam w szkole, więc mój pokój jest wtedy zupełnie pusty. Moim rodzicom też przyda się jakieś zajęcia na czas, kiedy ich synów nie ma z nimi w domu. - ująłem w dłonie jego twarz. - Wróć do szkoły, skończ ją i pozwól się sobą zaopiekować. Słyszałeś moich rodziców, nie mają nic przeciwko przyjęciu cię pod swój dach.
Zupełnie nie rozumiałem dlaczego Florin się waha i nie może zaakceptować swojej nowej sytuacji. Przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy, kiedy spędzaliśmy ze sobą czas w szkole i kiedy snuliśmy plany na najbliższą przyszłość. Dlaczego właśnie teraz obleciał go strach?
Nakryłem jego usta swoimi w delikatnym, dodającym otuchy pocałunku. Odsunąłem się jednak szybko, ponieważ moi staruszkowie mogli w każdej chwili wpaść do pokoju.
- Spójrz na tę sytuację inaczej. - w końcu wpadłem na pewien pomysł. - Zatrzymujesz się w moim domu nie jako lokator darmozjad, ale jako przyszły zięć. - uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. - A więc spróbuj się oswoić z sytuacją i moimi rodzicami, ponieważ jeśli nam wyjdzie to kiedyś będziemy musieli im powiedzieć, co nas łączy. Do tego czasu po prostu wkup się w ich łaski, niech nie widzą świata poza tobą, bądź dla nich jak kolejny syn, ale lepszy od tych rodzonych.
- Aaronie, ty chyba się nie słyszysz…
- Ależ słyszę się doskonale! - wyszczerzyłem zęby dumny ze swojego geniuszu. - Jesteś moim chłopakiem, więc nic nie stoi na przeszkodzie żebyś poczuł się jak członek rodziny, prawda?
Florin pokręcił głową z niedowierzaniem, jakbym był szaleńcem. Z jakiegoś powodu do głowy przyszedł mi doktor Frankenstein, ale szybko odrzuciłem tę myśl, jako że za dobrze pamiętałem tę historię i za cholerę nie chciałbym być jej częścią.
- Aaron, Florin, zejdźcie na obiad! - krzyk mojej mamy rozniósł się po całym domu. Cóż, wychowała dwóch synów, więc nic dziwnego, że potrafiła donośnie się wydzierać. Wielokrotnie musiała przekrzykiwać mnie i Noaha, kiedy kłóciliśmy się o byle głupotę, a lata takich ćwiczeń głosowych muszą robić swoje.
Złapałem blondyna za rękę i zmusiłem do podniesienia się z miejsca. Wyciągnąłem go z pokoju i puściłem jego dłoń, aby nie czuł się skrępowany bardziej niż do tej pory.
W kuchni siedział już tata, więc przysiedliśmy się do niego. Ja zupełnie swobodnie, Florin zaś nieśmiało, ze spuszczonym spojrzeniem. Dobrze, że miałem spędzić w domu najbliższy tydzień, ponieważ dzięki temu mogłem zadbać o przyzwyczajenie mojego chłopaka do jego nowej sytuacji oraz do moich staruszków. Oni naprawdę nie byli tacy źli!
- Po obiedzie skoczymy z Florinem na miasto. Musimy zrobić zakupy. - poinformowałem rodziców i głównego zainteresowanego, który do tej pory nic nie wiedział o moich planach. Nie mogłem jednak pozwolić żeby ciągle chodził w moich starych ubraniach. Był ode mnie wyższy o pół głowy, a więc część moich ciuchów była dla niego krótka i jedynym sposobem na zmianę takiego stanu rzeczy były zakupy.
Musiałem przyznać przed samym sobą, że nie mogłem się tego doczekać. Z przyjemnością wyobrażałem sobie siebie siedzącego na sofce przed przymierzalnią, w której mój przystojny facet zakłada modne, idealnie na nim leżące ubrania, które sprawią, że będzie jeszcze seksowniejszy niż dotychczas. Trampki, obcisłe czarne jeansy, luźny podkoszulek, który odsłoni jedno z jego ramion. Oblizałem się na samą myśl.
- Jedz zamiast wpatrywać się tak w tego sznycla! - ot, zostałem skarcony przez rodzicielkę za coś czego nie byłem nawet świadomy.
Posłałem Florinowi jeden z moich zabójczych uśmiechów, które znał tylko on i rzuciłem się na obiad niczym wygłodniała bestia. Musiałem mieć dużo energii żeby móc tułać się po sklepach tak jak sobie to wyobraziłem.
Mama bez pytania zadbała o dokładkę mięsa i ziemniaków zarówno dla mnie, jak i dla blondyna, który na pewno odmówiłby, gdyby dała mu ku temu okazję. Na szczęście ona zdawała sobie z tego sprawę równie dobrze, jak ja i dlatego pozbawiła go tej sposobności. Florin musiał więc zjeść wszystko, co mu podała, jeśli nie chciał sprawiać nikomu problemów, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej. W tym domu na pewno nie zgłodnieje.
Podczas kiedy moja rodzicielka dokarmiała domowników, tata zaczął zadawać Florinowi proste, niezobowiązujące pytania dotyczące zainteresowań, upodobań i innych pierdół, dzięki którym mogliby nawiązać jakąś rozmowę. Nie mogłem mu się dziwić, że chce poznać lepiej chłopaka, z którym przyjdzie mu mieszkać. Blondas nie był jednak łatwym przeciwnikiem i wyciągnięcie z niego przynajmniej trzech pełnych zdań było nie lada wyzwaniem.
Staruszek zagadywał mojego chłopaka nawet kiedy obiad dobiegł już końca, dzięki czemu mama zdążyła wcisnąć mi w rękę pieniądze dla Florina. Nie chciała aby chłopak o tym wiedział, ponieważ na pewno nie przyjąłby ani grosza, ale wychodząc z założenia, że to ja jestem jego sponsorem, mógł łatwiej dać się przekonać do zakupowego szaleństwa. Dodatkowo zabrałem ze sobą także swoje oszczędności, ponieważ trzymałem je na czarną godzinę, a ta z pewnością nadeszła.
Uzbrojony w gotówkę, wyrwałem swojego partnera z rąk ojca i obiecałem, że będą mieli jeszcze nie jedną okazję na pogawędkę. Teraz to mi blondyn miał poświęcać swój czas.
Wystarczyło, że znaleźliśmy się na chodniku przed domem, a Florin od razu zasypał mnie pytaniami na temat celu naszego wyjścia. Nie owijałem więc w bawełnę i powiedziałem mu szczerze o swoich planach na najbliższe godziny. Tak jak się tego spodziewałem, wywołało to falę niezadowolenia i wykrętów.
- Ty nie masz pieniędzy, ale ja je mam. - próbowałem mu to jakoś wytłumaczyć. - To będzie prezent! Dla ciebie i dla mnie, ponieważ też chcę cię oglądać w jakiś ładnych ciuszkach. Czy to coś złego? - starałem się grać na jego uczuciach względem mnie. - Jeśli już naprawdę będziesz musiał to zrobić, oddasz mi pieniądze, kiedy zaczniesz pracować i zarabiać. Mi się nie spieszy, a ty możesz zmienić zdanie i pozwolić abym rozpieszczał ciebie i siebie jednocześnie.
Prowadząc bezowocną dyskusję na temat prezentów, jałmużny oraz pożyczki, dotarliśmy spacerem do centrum miasta i skierowaliśmy kroki do wielkiej galerii handlowej. Było tam kilka sklepów, które koniecznie musieliśmy odwiedzić. Wprawdzie na modzie nie znałem się zupełnie, ale wiedziałem co mnie kręci i co potrafiłoby postawić mnie na baczność. Czy trzeba nam było czegokolwiek więcej?
Florin spoglądał na mnie błagalnie, kiedy wybierałem dla niego liczne ubrania w każdym odwiedzanym przez nas sklepie. Nie miałem jednak dla niego litości. Chciałem go rozpieszczać, chciałem żeby czuł się pewnie i swobodnie w swojej skórze.
- Och przestań już tak na mnie patrzeć! - prychnąłem w pewnej chwili. - Nie mam nic przeciwko temu żebyś gonił w moim towarzystwie nago, ale tak się składa, że byłbym cholernie zazdrosny gdybyś prezentował się w całej okazałości innym, więc ubrania są ci potrzebne. - skarciłem go wpychając do przymierzalni. - Masz mi się pokazać za każdym razem, kiedy coś przymierzysz!
- To krępujące! - poskarżył się.
- Robiliśmy dużo więcej o niebo bardziej krępujących rzeczy, więc nie przesadzaj.
- Odynie, przecież ja w to dupy nie wcisnę! - usłyszałem po chwili i nie mogłem ukryć zadowolonego uśmiechu.
- Wciśniesz, wciśniesz. Zaufaj mi! - uspokoiłem go i upewniłem się, że w przymierzalni jesteśmy sami, aby słodkie widoki mieć tylko dla siebie. Byłem w końcu zazdrośnikiem, kiedy chodziło o to co moje i zniewalające, a Florin bezsprzecznie pasował do takiego opisu.

środa, 21 lutego 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVI - Michael Nedved

Prawdę powiedziawszy nigdy nie byłem szczególnie twórczy ani nawet w przeciętnym stopniu pomysłowy i właśnie z tego powodu nienawidziłem wszelkich wielkich okazji, które wiązały się z prezentami, niespodziankami, cholernym „zaskocz mnie!”, którego na szczęście nigdy nie usłyszałem z ust Gabriela. Ktoś kto dobrze mnie znał, nigdy nie oczekiwał po mnie niczego szczególnego, ale kiedy w grę wchodziły walentynki, nawet ja musiałem ruszyć swoją pustą mózgownicą. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Nie mogłem wejść do domu i rzucić durnym komentarzem typu: „Wiem, że dzisiaj walentynki, ale przecież my kochamy się tak bardzo, że każdy dzień jest dla nas wyjątkowy, po co więc obchodzić w jakimkolwiek stopniu to jedno komercyjne święto?”. Takie wymówki stosowali tylko ci, którym zwyczajnie nie chciało się przygotować czegoś specjalnego dla swojej drugiej połówki. Przyznaję, kiedyś sam wychodziłem z założenia, że walentynki do durne święto, ale w końcu uświadomiłem sobie, że tak jak co roku obchodzimy z jakiegoś powodu Boże Narodzenie, Halloween lub Wielkanoc, tak również Walentynki stanowią ten jeden, wyjątkowy dzień, który należy uszanować.
Idąc przyozdobioną serduszkami, gołębiami i innymi kojarzącymi się z miłością pierdołami Pokątną, szukałem prezentu, który przypadłby chociażby w najmniejszym stopniu do gustu Gabrielowi.
Nie wiem dlaczego, ale przeciskając się między chmarą ludzi oblegających Pokątną, miałem wrażenie, że zaraz ze sklepów na ulicę wylegną Arabscy kupcy i niczym na targu zaczną do mnie nawoływać: „Hello, my friend! Hello!”.
Niemal roześmiałem się myśląc o takiej ewentualności, chociaż nie powinno być mi do śmiechu, biorąc pod uwagę, że nie miałem pojęcia czym uszczęśliwić dziś kochanka.
Nagle moją uwagę przykuła budka z rzucającym się w oczy napisem: „Nie wiesz co kupić ukochanej osobie? Pomożemy!” 
- Nic nie tracę… - mruknąłem cicho do siebie, aby nie zwracać niepotrzebnie uwagi ludzi dziwacznym zachowaniem.
Stanąłem w kolejce do budki od strony, z której siedziała młoda kobieta i czekałem na swoją kolei. Po drugiej stronie rad udzielał mężczyzna i pewnie to tam powinienem stanąć, jako że mój partner był facetem z krwi i kości, jednak obawiałem się, że w tym przypadku lepszej rady udzieli mi płeć piękna. Jakaś kobieta w kwiecie wieku przechadzała się między kolejkami i rozdawała kwestionariusze do uzupełnienia przed podejściem po radę. Cóż, chętnych było tak wielu, że nie mogłem się dziwić sposobom na przyspieszenie niezbędnych procedur. W końcu gdyby jedna osoba tamowała kolejkę przez kilkadziesiąt minut, większość osób nie dotarłaby do domu na czas.
Odebrałem od kobiety swój kwestionariusz oraz ołówek i zabrałem się za jego wypełnianie. Zaznaczyłem odpowiednią płeć, wzrost oraz sylwetkę, wybrałem kilka zainteresowań i upodobań Gabriela, ulubiony kolor, materiał, styl ubierania się i inne pierdoły, a kiedy w końcu doszedłem do końca setki pytań, byłem równie głupi, co przed rozpoczęciem tej przeprawy z kwestionariuszem. A już myślałem, że może dzięki niemu mnie olśni! Niestety nie olśniło.
W końcu doczekałem się na swoją kolei i podałem uśmiechniętej kobiecie świstek papieru, za którego przeglądanie zabrała się z pasją. A przynajmniej do momentu. Po niespełna kilkunastu sekundach spojrzała na mnie już bez uśmiechu, następnie na kwestionariusz, ponownie na mnie i wróciła do moich odpowiedzi. Musiałem przyznać, że studiowała je bardzo dokładnie, co dobrze o niej świadczyło.
- Jak bardzo jest przywiązany do prezentów i obchodzenia walentynek? - zapytała w końcu siląc się na miły uśmiech, co jednak wcale jej nie wychodziło.
Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią.
- Nie szczególnie, ale jeśli nic nie przygotuję będzie miał ciche dni.
- Jakie prezenty dostawał do tej pory i jak na nie reagował? - zadała kolejne pytanie.
Wcześniej sądziłem, że problemem były dla niej moje preferencje seksualne, jednak teraz pojąłem, że chodziło raczej o wysoko podniesioną poprzeczkę, bo co mężczyzna powinien sprezentować innemu mężczyźnie, aby nie został źle odebrany?
Rozłożyłem ramiona prezentując kobiecie siebie.
- To co widać na załączonym obrazku. Nie narzekał.
Szatynka uniosła wysoko brwi, jakby była zaskoczona moją szczerą odpowiedzią, a jej oczy zrobiły się zdecydowanie większe. Opanowała się jednak.
- Skąd więc pomysł, aby teraz spróbować czegoś innego? Czy coś sugerował, a może sprawiał wrażenie, że jest coś, co chciałby dostać?
- Po prostu nie mam już pomysłów na erotyczne zabawy. - nie owijałem w bawełnę – Jesteśmy ze sobą od lat, więc wykorzystałem już chyba wszystkie możliwe opcje. Przyznaję, rano obudziłem się z całkiem niezłym pomysłem jednoczesnej penetracji, ale obawiam się, że nie jesteśmy tak hojnie obdarzeni przez naturę żeby się nam udało…
- Liczy się gest, człowieku! - obok nas przeszło dwóch roześmianych nastolatków. Jeden trzymał bukiet kwiatów i czekoladki, drugi był obładowany pakunkami. - Jeśli zacznie narzekać, zapytam czy jest ze mną tylko dla profitów i wtedy albo będzie jej głupio, albo okaże się, że mnie nie kocha. To banalnie proste, stary!
Drgnąłem gwałtownie i uśmiechnąłem się do dziewczyny, która czerwona na twarzy i jeszcze bardziej zszokowana niż na samym początku, wpatrywała się we mnie dziwnie.
- Mam pomysł! Dziękuję za pomoc, do zobaczenia! - pomachałem do niej i szybkim krokiem pomaszerowałem w stronę, z której przyszła tamta dwójka nastolatków.
To było tak proste, tak cudowne w swej prostocie. Liczył się gest! Gabriel nie był dziewczyną, która oczekuje drogich prezentów, nie był też niewinną nastolatką, która ucieszy się z pluszowego misia. Gabriel był Gabrielem, mężczyzną w stu procentach! Nie musiałem wychodzić z siebie i wymyślać skomplikowanych zabaw łóżkowych, czy kupować drogich podarków. Nie ważne co zrobię, dla mojego kochanka najważniejsze będzie to, że zrobiłem cokolwiek.
Po niedługiej chwili znalazłem to czego szukałem. Przekroczyłem więc próg kwiaciarni i wszedłem niemal do innego świata. Podejrzewałem, że tak musiał czuć się każdy facet, który tutaj wchodził.
Rozejrzałem się za kwiatami, które mogłyby spodobać się Gabrielowi i po stanowczo zbyt długich poszukiwaniach zażyczyłem sobie ogromny bukiet. Zadowolony z siebie planowałem także kupić czekoladki, ale ostatecznie zrezygnowałem ze słodyczy. Nie chciałem żeby nas później po nich zemdliło. Kwiaty i seks wystarczą!
Z gotowym bukietem, dobrych kilkadziesiąt minut później, wróciłem do domu. Rozebrałem się do naga, wziąłem szybki prysznic, wysuszyłem dokładnie i założyłem na szyję obrożę, do której przyczepiłem łańcuch wyprzęgnięty ze spodni.
Tak roznegliżowany stanąłem przed drzwiami z bukietem w rękach, zasłaniając nim całe swoje biodra.
Odliczałem minuty do pojawienia się Gabriela i miałem już powoli dosyć bezczynnego czekania, ale kiedy drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich mój partnera, poczułem, że to moje kretyńskie sterczenie miało jednak sens. Uśmiech, jaki pojawił się na przystojnej twarzy przyjaciela wynagradzał mi wszystko. Nie wątpiłem, że chłopak domyślał się tego, co czeka go w domu, ale może to właśnie z tego powodu był w tak dobrym nastroju. W to przynajmniej chciałem wierzyć.
- I co my tu mamy… - rzucił siląc się na powagę. Odstawił swoją aktówkę pod ścianę, zdjął szybko buty i stanął przede mną wyraźnie podniecony. Jego oczy były niemożliwie czarne z pożądania, oddech był szybki, a spodnie eksponowały pobudzoną męskość.
Nie powiedziałem ani słowa nie tylko dlatego, że nie musiałem, ale także z powodu gry, jaką chciałem podjąć. Byłem niewolnikiem, który miał dogodzić swojemu panu i Gabriel szybko pojął zasady tej zabawy.
Wziął ode mnie bukiet i zaciągnął się jego wonią mrucząc z zadowoleniem.
- Dobry chłopiec. - pochwalił mnie i obrzucił uważnym, płomiennym spojrzeniem. - Chodź tutaj i klękaj. - rozkazał, a przez moje ciało przeszły rozkoszne dreszcze podniety. Gabriel wiedział jakim tonem wypowiedzieć polecenie, aby rozpalić wszystkie zmysły. - Planowałem zacząć od prysznica, ale obawiam się, że jednak nie wytrzymam tak długo.
Stanąłem przed nim, opadłem na kolana i drżącymi z podniecenia dłońmi rozsunąłem zamek jego spodni. Wsunąłem w powstałą dziurkę palec obsuwając bieliznę i wydobyłem gorącą, ciężką męskość Gabriela. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem czując jak jest twardy, co było moją zasługą. Oblizując się niczym przed ucztą, wziąłem go głęboko w usta.

niedziela, 18 lutego 2018

Kartka z pamiętnika V-Day Special 2018 - Alen Neren

Kiedy wracałem do domu, na zewnątrz było już chłodno i ciemno. A wszystko dlatego, że zasiedziałem się w pracy, co na szczęście nie zdarzało mi się zbyt często. Nienawidziłem późnych powrotów, ponieważ miałem wtedy świadomość, że nie nacieszyłem się jeszcze należycie dniem i jego naturalnym światłem. Stawałem się przez to mrukliwy i byłem zmęczony nawet nicnierobieniem. Na domiar złego, niebo zasłaniały chmury, więc nie mogłem liczyć na naładowanie swoich baterii blaskiem gwiazd i księżyca. Czułem, że już teraz emanuję niezadowoleniem i złym humorem, na który nie było lekarstwa.
Pożegnałem jakże mi teraz niezbędne świeże powietrze i otworzyłem drzwi mieszkania wchodząc do środka.
- Blood? - zawołałem w głąb spowitego ciszą wnętrza. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, więc najwyraźniej mój partner nie wrócił jeszcze do domu.
Rozebrałem się szybko zrzucając buty i odwieszając kurtkę na wieszak. No tak, płaszcza Blooda nie było nigdzie widać, więc miałem już pewność, że jestem sam, co również nie napawało mnie optymizmem.
Z ciężkim sercem, całym sobą odczuwając obezwładniającą mnie samotność, przeszedłem do salonu. Już miałem zapalić światło, kiedy nagle całe pomieszczenie rozbłysło blaskiem świec. Teraz też moje nozdrza zarejestrowały wszechogarniający zapach kwiatów, na który wcześniej nie zwróciłem uwagi. Skąpane w migotliwym świetle pomieszczenie było bez reszty wypełnione przez oszałamiające bukiety oraz najróżniejszej wielkości świece. Podłogę wyścielały płatki róż, a gdzieniegdzie poustawiane były misy wypełnione wodą, po której pływały niewielkie płonące świeczki. Na środku pomieszczenia stał mały okrągły stolik, elegancko zastawiony na dwóch osób.
Zaparło mi dech, odebrało mowę, po prostu mnie spetryfikowało.
Wprawdzie wiedziałem, że dziś walentynki, ale nie podejrzewałem Blooda o romantyzm, a przynajmniej nie do tego stopnia.
Drzwi wejściowe trzasnęły cicho i usłyszałem głos mojego kochanka.
- Wybacz, spóźniłem się! - chłopak wkroczył do pokoju i zastygł w bezruchu. - O kurwa! - wyrwało mu się.
Spojrzałem na niego zaskoczony. To nie była reakcja kogoś, kto przygotowałby taką niespodziankę.
- Denny, czy to nie ty to wszystko…
- Nie! To znaczy tak! Ale nie! Nie… nie do końca! - zaczął się plątać. - Wynająłem kogoś, żeby przygotował dla ciebie prezent niespodziankę na przeprosiny za to, że nie miałem dla ciebie ostatnio czasu. Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki, więc poprosiłem o pomoc fachowców. - chłopak przyglądał się wyraźnie zdegustowany naszemu salonowi. - Przyznaję, nie miałem też czasu skonsultować z nimi ich pomysłów i planów… Przesadzili!
- Coś ty im właściwie powiedział? - niepewnie złapałem chłopaka za rękę, aby przypadkiem nie zaczął niszczyć tak skrupulatnie przygotowanych dekoracji.
- Prawdę. Że beznadziejny ze mnie chłopak, że nie mam czasu dla ukochanej osoby, która przez lata walczyła o nasze uczucie i takie tam. Jednak z twoich kuzynek podpowiedziała mi, co mam mówić i skierowała mnie do specjalistów, którzy mieli się wszystkim zająć.
Chyba domyślałem się, która z moich kuzynek wykorzystała naiwność mojego chłopaka w ten sposób.
- Niech zgadnę, ona wybrała datę? - blondyn skinął głową na potwierdzenie moich domysłów. - Denny, czy ty wiesz co dzisiaj mamy? - zapytałem z głębokim westchnieniem.
Chłopak zawahał się wyczuwając, że to podchwytliwe pytanie.
- Tłusty czwartek? - strzelił w ciemno.
- Walentynki, głupku! - powstrzymałem wybuch śmiechu.
Tym razem to Blood wydał ciężkie westchnienie i raz jeszcze obrzucił cały pokój krytycznym spojrzeniem. Właśnie zrozumiał, że dał się wrobić w dziwaczną intrygę mojej kuzynki, która na pewno otrzymała swoją działkę za znalezienie klienta jakiejś grupie zajmującej się planowaniem niewielkich eventów.
Jakkolwiek jednak sprawy nie wyglądały, czułem rozpierające mnie od środka szczęście, ponieważ mój aromantyczny chłopak chciał w jakiś sposób przeprosić mnie za swój brak zainteresowania moją osobą i notoryczny brak czasu. W przypadku Denny’ego Zachira było to więcej, niżbym się kiedykolwiek po nim spodziewał.
Rozczulony zarzuciłem mu ramiona na szyję i przytuliłem się do niego mocno.
- Skoro już za to wszystko zapłaciłeś, wykorzystajmy okazję i bawmy się dobrze. - zaproponowałem, a on skinął głową chociaż bez entuzjazmu.
Podprowadziłem go do stolika i zajęliśmy swoje miejsca. Na środku oparta o misę ze świeczkami leżała koperta z cyfrą „1”. Zaintrygowany otworzyłem ją i odczytałem zawartą w środku wiadomość, na którą składało się proste „Smacznego”. Nagle kartka wraz z kopertą zamieniły się w złoty brokat, a przed nami na pustej dotąd zastawie pojawiła się kolacja. Lekka, wykwintna i naprawdę wyśmienita. Towarzyszyło jej białe wino, którego wcale sobie nie żałowałem.
- Czuję się jak w jakiejś pełnej różu bajce o księżniczkach. - pod wpływem alkoholu Blood szybko się rozluźnił i stał się bardziej gadatliwy. - To jakiś koszmar!
Roześmiałem się kręcąc z niedowierzaniem głową. W tym chłopaku nie było za grosz romantyzmu, a przecież potrafił czasami być tak niebywale słodki. Podejrzewałem jednak, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Może to dobrze, ponieważ nie chciałem aby zmienił cokolwiek w swoim zachowaniu. Kochałem go takim jakim był.
Po posiłku, kiedy rozparłem się wygodnie na krześle, coś błysnęło po lewej stronie przykuwając moją uwagę. Z niedowierzaniem patrzyłem na przyklejoną do drzwi łazienki kopertę z błyszczącą cyfrą „2”. Od razu zrozumiałem, że to kolejna część zaplanowanych na ten wieczór atrakcji. Zerwałem się więc z miejsca i odkleiłem kopertę od drzwi. Tym razem w środku było krótkie: „Wejdź i pozwól sobie na relaks”.
- Blood, chodź, chodź, chodź! - przywołałem kochanka pospiesznie. Podszedł do mnie posłusznie, jak grzeczny szczeniak i oparł czoło o moje ramię. Rzuciłem szybkie spojrzenie, na opróżnioną do połowy butelkę wina i uśmiechnąłem się do siebie. Tak, pijany Blood to potulny Blood. Cenne odkrycie, które warto zapamiętać.
Pogłaskałem go po głowie i wprowadziłem do łazienki. Tak jak podejrzewałem wanna była pełna pachnącej różami wody, na której powierzchni unosiły się czerwone płatki. Tutaj również nie zabrakło świec.
- Rozbieraj się, skarbie. - rzuciłem słodko do kochanka i zrzuciłem szybko z siebie wszystkie ubrania. W tym czasie Blood zdążył uporać się tylko z połową guzików swojej koszuli, które rozpinał jeden po drugim, jakby był dzieckiem, które nie do końca radzi sobie z koordynacją wzrokowo ruchową. A więc za alkoholem podążały także pewne komplikacje… Pomogłem mu więc rozebrać się do naga i wspólnie wsunęliśmy się do ciepłej, pachnącej wody. Rozsiadłem się między nogami chłopaka i oparłem plecami o jego ciepłą pierś. Było mi błogo!
Denny objął mnie ramionami w pasie i opierając brodę o moje ramię, zaczął delikatnie muskać moje ucho oraz szyję.
- Od tego różanego smrodu kręci mi się w głowie. - wyszeptał przy tym, co idealnie psuło romantyczny nastrój, ale taki komentarz tak bardzo do niego pasował, że mimowolnie przypadł mi do gustu.
- Tak, tak, mój narzekający misiu. - na próbę rzuciłem słodkim zdrobnieniem po raz drugi dzisiejszego wieczoru. Blood nie zareagował, co było naprawdę doskonałą wiadomością. Zazwyczaj, kiedy wymykało mi się coś podobnego upominał mnie, obdarzał chłodnym spojrzeniem lub ignorował tak ostentacyjnie, że odechciewało mi się prób przyzwyczajania go do jakichkolwiek zdrobnień. Magia wina była wspanialsza niżbym sobie to zamarzył.
Poczułem, że mój kochanek przysysa się do mojej szyi z zapałem. Westchnąłem z przyjemnością, kiedy zostawiał na moim ciele pierwszą malinkę. Ledwie ją skończył, a już zabierał się za robienie kolejnej.
- Za wysoko, nie ukryję ich pod ubraniem i wszyscy je jutro zobaczą. - zauważyłem ułatwiając mu dostęp do swojej szyi.
- I dobrze. - mruknął skupiony na swoim zajęciu.
Ostatecznie dał sobie spokój po wyssaniu pięciu drobnych siniaczków na mojej szyi oraz ramionach. Postanowiłem nie pozostawać mu dłużnym. Odwróciłem się więc w jego stronę i przytuliłem tak mocno, że nasze krocza zetknęły się ze sobą.
Zamruczałem i specjalnie otarłem się o niego. Nasze ciała zareagowały leniwie pierwszymi oznakami bliskiej erekcji. Nie to jednak było moim zamiarem, a przynajmniej nie od razu. Przywarłem więc ustami do szyi Blooda w miejscu, którego nie zauważy stojąc rano przed lustrem i tam zostawiłem po sobie dwie malinki, które miały być widoczne tylko dla osób trzecich. Chciałem żeby współpracownicy Denny’ego wiedzieli, że chłopak ma już kogoś, kogoś zaborczego, z kim spędzał walentynki i kto nie zamierza się dzielić tym apetycznym, niewinnym kąskiem, jakim był Denny Zachir.
Odsunąłem się od niego nieznacznie i uśmiechnąłem zalotnie. W jego fioletowych oczach kryły się żądza, szaleństwo oraz pijackie zdziecinnienie. Już miałem zachichotać rozbawiony tym połączeniem, kiedy nagle poczułem na pośladkach uścisk jego dłoni.
- Gdzie mi uciekasz. - mruknął i jedną ręką łapiąc mnie za szyję, przyciągnął do pocałunku.
Na jego ustach czułem smak wina i podejrzewałem, że moje smakowały podobnie, ale żaden z nas nie planował na to narzekać. Zarzuciłem ramiona na szyję Blooda i przywarłem do niego tak, jakbym chciał się wtopić w jego ciało. Ocierałem się swoim pobudzonym kroczem o jego równie entuzjastycznie przyjmujące naszą bliskość i całowałem go namiętnie, zachłannie, w całkowicie pozbawiony delikatności sposób – zupełnie jakbym chciał go połknąć.
W końcu musieliśmy jednak przerwać nasze namiętny wrestling naszych języków oraz szermiercze zmagania penisów, ponieważ woda robiła się chłodna. Nasza skóra i tak była już nieznośnie pomarszczona, a nie chciałem przypłacić dłuższego marznięcia w wannie chorobą.
Niezgrabnie wyszliśmy z wody i wytarliśmy się do sucha. Nie wiem skąd wzięło się w nas tyle silnej woli i opanowania abyśmy nie rzucili się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta. Otuliliśmy się nawet pluszowymi szlafrokami, których wcześniej bezsprzecznie nie posiadaliśmy, i opuściliśmy łazienkę.
Na drzwiach naszej sypialni wisiała kolejna biała koperta. Ta była jednak trochę grubsza od poprzednich. Tym razem to Blood dobrał się do niej pierwszy. Ze środka na jego dłoń wypadły dwie prezerwatywy o złotym kolorze. Z jakiegoś powodu zarumieniłem się zawstydzony. Na dołączonej do tego „prezentu” wiadomości widniał rysunek połączonych ze sobą obrączek ślubnych oraz słowa: „Powiedz ‘TAK’”.
Denny spojrzał na mnie, a jego usta wykrzywiły się nieznacznie w jakże rzadkim u niego uśmiechu.
Złapał za rogi opakowań prezerwatyw zębami, odrzucił niedbale za siebie kopertę oraz kartkę, które w locie zamieniły się w brokat i uchylił drzwi naszego pokoju. Sypialnia nie różniła się szczególnie od salonu i łazienki. Zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować lub chociaż domyślić się, co planuje, chłopak złapał mnie i porwał w swoje ramiona niczym księżniczkę. Pisnąłem, ponieważ byłem pewny, że niechybnie skończę na ziemi. Blood zdołał jednak utrzymać mój ciężar w ramionach i przenosząc mnie przez próg, wniósł do pokoju.
Czułem, że jestem czerwony na twarzy, że płonę ze wstydu oraz dziwnej towarzyszącej temu wszystkiemu radości. Byłem ciekaw, czy mój podpity kochanek będzie pamiętał jutro, co wyprawiał.
Blood położył mnie na obsypanej płatkami pościeli. Poły szlafroka same rozjechały się na boki, więc niewiele potrzebowałem aby całkiem się go pozbyć. Kochanek nie spuszczając ze mnie wzroku, odrzucił na bok swoje okrycie i wdrapał się na łóżko. Wypuścił spomiędzy zębów dwa niewielkie kwadraciki i oblizując się lubieżnie, podkradł się do mnie na czworakach z miną polującego na zwierzynę drapieżnika. Wisiał nade mną przez chwilę piękny, silny i tylko mój, przyglądając mi się, jakby kontemplował moją nijakość. W pewnym momencie sapnął jednak ukontentowany i niemal brutalnie przywarł do moich ust. Odpowiedziałem na pocałunek z równą zaciekłością, zaciskając dłonie na jego pokrytych gorącą skórą plecach.
Zajęczałem w te spragnione mnie usta i uginając nogi w kolanach, rozsunąłem je na boki, robiąc między nimi miejsce mojemu partnerowi.
Blood przyjął ten gest z pomrukiem aprobaty. Pochylił się bardzo nisko nad moim ciałem podpierając się na przedramionach i kilka razy próbował zaprzestać pocałunku, chociaż kiedy tylko odsuwał usta od moich, od razu do nich powracał na kolejnych kilka cudownych chwil. W końcu udało mu się uwolnić spod czaru pocałunku i przywarł niemal równie zachłannie do mojej szyi liżąc ją i obsypując pełnymi, bardzo wilgotnymi pocałunkami.
Wzdychałem i zacząłem pojękiwać, kiedy jego usta znalazły się na mojej piersi, a w pewnym momencie zębami drażnił jeden z moich wrażliwych na takie zabiegi sutków. Uwielbiałem kiedy to robił, ponieważ doznania te docierały prosto do mojego krocza. Krew krążyła w żyłach szybciej i spływała do członka, który prężył się boleśnie. Jakby tego było mało, pierś chłopaka ocierała się o główkę mojego penisa, przez co drżałem na całym ciele.
Kiedy Blood oderwał się od mojej zmaltretowanej brodawki, niemal żałowałem, że nie dręczy mnie dłużej. Nie miałem jednak wiele czasu na opłakiwanie tej utraconej rozkoszy, ponieważ język i wargi chłopaka przesuwały się niżej i niżej sunąc po moim brzuchu.
Wydałem z siebie głośny jęk przyjemności i udręki, kiedy pierś Denny’ego przywarła mocno do mojego krocza, a jego policzek do mojego brzucha na pępku.
- Ach! - westchnąłem po raz kolejny i spojrzałem w dół na czuprynę jasnych włosów. - Blood… - wydyszałem imię mojej miłości i zamarłem. - Blood? - powtórzyłem, tym razem niepewnie. - Blood!
Z ust chłopaka wydobyło się głośne chrapnięcie.
Nie mogłem w to uwierzyć! Nie mieściło mi się to po prostu w głowie. Zasnął?! Zasnął w takiej chwili?! Rozpalił mnie do czerwoności i nagle tak po prostu odpłynął?! Miałem ochotę krzyczeć, płakać, śmiać się i zdzielić tego śpiącego diabła po głowie. Nie zrobiłem jednak żadnej z tych rzeczy.
Pokręciłem tylko głową i wysunąłem się spod pijanego kochanka. Jakoś udało mi się podciągnąć go na łóżku wyżej i odwrócić na plecy, aby spał w wygodniejszej pozycji. Następnie spojrzałem na jego urodziwą twarz, na której widniał zadowolony uśmiech. No proszę, ja cierpiałem, a on uśmiechał się przez sen.
- Blood, Blood, Blood… - westchnąłem zrezygnowany, kładąc głowę na piersi chłopaka i pogładziłem ją palcami. - Kocham cię, ale czasami mam ochotę zabić. - zamknąłem oczy i usilnie próbowałem uspokoić swoje nadal gotowe do seksu ciało.


niedziela, 11 lutego 2018

Kartka z pamiętnika CCCXV - Ryo Nakamura

Siedziałem znudzony na fotelu ustawionym w kącie gabinetu Tenshiego i po prostu starałem się nie przeszkadzać, kiedy pracował. Bez większego entuzjazmu obserwowałem, jak metodycznie poprawia górę sprawdzianów uczniów piątej klasy. Odkładał poprawiony test na lewo, z prawej sięgał po nowy, układał go przed sobą, czytał zamieszczone przez ucznia odpowiedzi, punktował jeśli były właściwe, nanosił poprawki i punktował, jeśli zawierały błędy, odwracał kartkę i znowu punktował lub poprawiał i punktował, podliczał wszystko, oceniał, odkładał na lewo i znowu sięgał po nowy sprawdzian po prawej. I tak w kółko. Jak w ogóle można było czerpać przyjemność z pracy nauczyciela?
- Zaczynam się irytować, kiedy tak na mnie patrzysz. - Tenshi przerwał ciszę, którą do tej pory zagłuszał tylko szelest pergaminu i skrobanie jego pióra o papier.
- Tylko patrzę! - prychnąłem. - Co twoim zdaniem mi pozostaje, skoro wolisz pracować zamiast się mną zająć?
- Ryo, błagam… - Tenshi westchnął ciężko i odłożył pióro na bok. - Chodź tu do mnie. - wyciągnął do mnie ramiona.
Podszedłem usadawiając się na jego kolanach nadąsany. Tak naprawdę nie byłem na niego zły, a jedynie nudziłem się, kiedy się mną nie zajmował.
- Tak jak ty jako uczeń czasami musisz się uczyć, tak ja muszę czasami pracować. - zaczął najprościej jak się dało. - Nawet jeśli o wiele ciekawszym zajęciem byłoby wsłuchiwanie się w twoje jęki, to jednak mam obowiązki, z których muszę się wywiązywać. Twoje bezustanne wpatrywanie się we mnie wcale mi nie pomaga. Tym bardziej, kiedy śledzisz dosłownie każdy mój ruch.
Przygryzłem wargę zastanawiając się chwilę nad znaczeniem ostatniego zdania. Można było odebrać je na tak wiele różnych sposobów, że mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie.
- Lubię na ciebie patrzyć. - zamruczałem zmieniając taktykę. - I to bardzo. - zmieniłem pozycję odwracając się w jego stronę i pocałowałem go lekko. Najchętniej rzuciłbym się na swojego chłopaka jak wygłodniałe zwierzę, ale doskonale wiedziałem, że w ten sposób niczego nie zyskam. Uchyliłem nieznacznie usta, a Tenshi złapał przynętę i wsunął swój język między moje wargi. Objąłem go ramionami, zaś on ujął w swoje dłonie moją twarz. Nie miałem jednak czasu na pogłębienie tego pocałunku lub zdecydowaną odpowiedź, ponieważ mężczyzna odsunął się i oparł swoje czoło o moje.
- Muszę wrócić do pracy.
Prychnąłem wstając z jego kolan i wróciłem na swoje miejsce. Nie planowałem ułatwiać mu sprawy, już nie. Rozsiadłem się na fotelu zarzucając nogi na podłokietniki i wpatrywałem się w kochanka, który rzucił mi tylko szybkie trochę zaskoczone spojrzenie. Na pewno przeczuwał, że moja pozycja nie wróży niczego dobrego i miał rację.
Sunąłem wzrokiem po jego ciele od twarzy po koniuszki palców i sięgnąłem do swojej wyobraźni oraz pamięci. Tymi dłońmi, które teraz tak zdecydowanie trzymały pióro, sunął po mojej piersi, kiedy mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Tymi palcami sprawiał mi rozkosz, a tymi ustami doprowadzał mnie do orgazmu.
Tak, działało. Czułem w spodniach, że ta taktyka naprawdę się sprawdza. Powoli zacząłem więc dotykać swojej piersi, chociaż fantazjowałem o dotyku Tenshiego. Wsunąłem dłonie pod koszulkę i bawiłem się swoim sutkiem tak, jak mógłby bawić się nim mój chłopak.
Moje ruchy były wprawdzie subtelne, ale poruszenie na fotelu nie uszło uwagi nauczyciela, który podniósł spojrzenie znad sprawdzianu i zatrzymał je na mnie. Wpatrywałem się w niego, kiedy on patrzył na mnie.
- Ryo…
- Nie przeszkadzaj sobie. Ty pracuj, a ja zatroszczę się sam o siebie. - postarałem się aby mój głos brzmiał najniewinniej jak się dało.
Tenshi oblizał wargi i byłem pewny, że zaschło mu w ustach, zaś jego krocze na pewno było teraz niezwykle ożywione, zapewne znajdowało się o krok lub dwa od erekcji.
Położyłem drugą dłoń między swoimi nogami i zacząłem poruszać nią miarowo. Przygryzłem wargę aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie odrywałem przy tym spojrzenia od mężczyzny, którego to dotyk chciałbym teraz na sobie czuć.
- Ryo… - powtórzył moje imię, co dopełniło moich fantazji. Mój członek był już w połowie drogi do pełnej erekcji.
Mężczyzna patrzył na mnie z mieszaniną bólu i pożądania. Z łatwością mogłem sobie wyobrazić, jak podchodzi do mnie, stawia mnie na nogi i w chwili, kiedy jestem przekonany, że nie ma sił na dłuższe stawianie oporu, on wystawia mnie za drzwi gabinetu i dokładnie je za mną zamyka.
Tak, Tenshi Namida byłby do tego zdolny. Nie ważne, co do mnie czuje, ponieważ jest dorosłym, poważnym mężczyzną, który zdaje sobie sprawę z powagi swoich obowiązków. Praca stoi u niego na równi ze mną, ponieważ to dzięki niej może myśleć o utrzymaniu siebie w tej chwili oraz moim dobrobycie w przyszłości. Jasne, po szkole znajdę sobie pracę, ale on musi mieć pewność, że zdoła mnie utrzymać nawet jeśli postanowię żerować na nim.
Ta świadomość całkiem nieźle zdusiła we mnie pragnienie dokuczenia mu i jednocześnie intymnego zbliżenia się do niego. Gdyby mi na nim nie zależało, gdybym go nie kochał, już dawno rzuciłbym tego nudnego, niemal trzydziestoletniego dziada i znalazłbym sobie kogoś niewyżytego w moim wieku. Przez to już jednak kiedyś przechodziłem i żaden z moich dotychczasowych kochanków nie zdołał dać mi tego, co otrzymałem od Tenshiego.
Zdjąłem nogi z podłokietników, ułożyłem się na fotelu w połowie na nim leżąc i skrzyżowałem nadąsany ramiona na piersi. Pod zaczątkach podniety nie było już śladu.
- Jesteś beznadziejny! - prychnąłem na mężczyznę. - Przez ciebie moje libido w niedługim czasie będzie przypominało zbyt długo ubijaną bitą śmietanę! Będzie rosło, rosło i rosło, a w pewnym momencie po prostu oklapnie i na nic już się zda!
- Przesadzasz i wyolbrzymiasz. Kiedy uporam się z tymi sprawdzianami, będę mógł poświęcić ci czas. Wprawdzie nie tak, jakbyś sobie tego życzył, ale jednak. Jeśli będziesz przeszkadzał, nigdy nie skończę pracy.
Nagle zrozumiałem dlaczego zdecydowana większość nastolatków dbała o to, aby poza swoją drugą połówką mieć także grono przyjaciół. Przynajmniej mieli czym się zająć, kiedy ich chłopak lub dziewczyna nie mieli dla nich czasu. Nie żebym kiedykolwiek był gotów na podobny krok. Nie byłem dobry w zawieraniu znajomości i wystarczało mi w zupełności, że Tenshi był całym moim światem. Nawet jeśli w tej chwili niebywale nudnym światem.
- Zanim ty się z tym ogarniesz, ja nie będę miał już ochoty na nic.
- Nic na to nie poradzę, obowiązki to obowiązki i stoją na pierwszym miejscu, przed przyjemnościami.
- Nudziarz! - prychnąłem dając upust irytacji. - A wracaj sobie do tych cholernych sprawdzianów! - wstałem z miejsca i rozeźlony popatrzyłem na mężczyznę, który przyglądał mi się jakbym był ciężarną kobietą, która właśnie miała swoje humorki. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej, więc wyszedłem z gabinetu mężczyzny trzaskając przy tym ostentacyjnie drzwiami.
Czasami oddałbym wiele, aby moja złość na kochanka nie przechodziła mi tak szybko i łatwo. Chciałbym wściekać się na niego i obrażać całymi dniami, żeby poczuł dotkliwie moją złość. Chciałem aby obawiał się o przyszłość naszego związku i umierał z zazdrości, gdyby widział mnie rozmawiającego z kimś innym na korytarzu i ignorującego jego osobę. Krótko mówiąc, chciałem dać mu nauczkę. Problem w tym, że nie byłem na tyle silny. Co gorsza nie potrafiłem zachowywać się naturalnie w stosunku do moich rówieśników, więc nawet gdybym próbował z kimś rozmawiać na złość mojemu chłopakowi, nie wyszłoby to najlepiej.
Miałem jednak dosyć załamywania rąk i wybaczania Tenshiemu wszelkich zaniedbań mojej osoby. Byliśmy razem od tak dawna, że pewne zachowania nie powinny mieć miejsca!
Wróciłem do swojego dormitorium i rzuciłem się na łóżko. Usilnie próbowałem ułożyć sobie jakiś plan działania, sposób na to, aby dać kochankowi nauczkę, ale zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Byłem w tym beznadziejny, a wszystko dlatego, że stroniłem od ludzi, byłem samotnikiem i wolałem towarzystwo jednej ważnej dla mnie osoby od bycia otoczonym przez mniej istotne jednostki.
Powoli miałem dosyć samego siebie.

środa, 7 lutego 2018

Nie taki ranek straszny

10 kwietnia
Życie było niesprawiedliwe! Jakby mało było tego, że na dzisiejszą noc przypadała pełnia, przez co nie byłem w pełni sił, to na domiar złego przewiało mnie ostatnimi czasy i teraz czułem bardzo nieprzyjemny i intensywny ból tuż obok miejsca, gdzie kręgosłup łączy się z czaszką. Żeby mnie dobić, ból promieniował w taki sposób, że bolała mnie lewa część głowy, włącznie z czołem. 
Jedyną pociechę stanowił fakt, że Syriusz zaraz po przebudzeniu zauważył, że coś mi dolega i w swojej troskliwości postanowił otoczyć mnie opieką.
To właśnie z tego powodu klęczał teraz przede mną usłużnie i zakładał mi skarpetki, jakbym był arystokratą, a on moim służącym.
- Choleraaa! Jestem spóźniony! Jestem spóźniony! - Peter wypadł pędem z toalety i ile sił w krótkich nogach pognał do drzwi pokoju. - Cholera! Torba! - zatrzymał się nagle, w kilku susach dopadł swoich podręczników i przeklinając pod nosem w końcu wybiegł z pokoju.
Cóż, biedak zasiedział się w toalecie akurat w dniu, kiedy miał korepetycje z eliksirów załatwione mu specjalnie przez samego Slughorna. Nauczyciel nie życzył mu źle, więc wiedząc jak słabo Peter radzi sobie z jego przedmiotem, poprosił jedną ze swoich najlepszych uczennic o podciągnięcie blondynka z materiału z ostatnich kilku zajęć. Nie dziwiłem się panice chłopaka, kiedy uzmysłowił sobie, że jest spóźniony.
- Łazienka wolna, więc ja idę się wykąpać! - James zatarł ręce, a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek. - Nie sądziłem, że Peter tak szybko ją zwolni, ale jednak cuda się czasami zdarzają. - dziarskim krokiem wszedł do łazienki i zamknął z rozmachem drzwi.
Echo zamkniętych głośno drzwi jeszcze nie ucichło, kiedy poczułem, jak ciepłe palce Syriusza wpełzają pod materiał nogawki spodni mojej piżamy. Spojrzałem w dół na mojego kochanka, który uśmiechając się figlarnie, sunął delikatnym dotykiem wyżej. Zostawiając za sobą ślad łaskotania, podwinął moje spodnie po kolana i pochylił się całując najpierw jedną, a później drugą moją nogę.
Nie wiem, co chodziło mu po głowie, ale delikatnym dotykiem pieścił moje łydki, masując je, muskając opuszkami palców i bardzo, bardzo powoli, o wiele wolniej niż wcześniej, przesuwał się trochę wyżej. Na pewno wiedział, że jego dotyk sprawia mi rozkosz i łagodzi ból głowy, ponieważ z każdą chwilą jego uśmiech stawał się coraz to szerszy.
W końcu przeniósł dłonie na moje uda i teraz to na nich skupiły się jego rozkoszne zabiegi. Żałowałem, że mam na sobie spodnie i nie mogę na nagiej skórze ud poczuć pieszczoty jego palców, ale nie mogłem narzekać. Tym bardziej, że bardzo szybko okrężne ruchy jego dłoni poczułem po wewnętrznej stronie ud.
Westchnąłem opierając się rękami o łóżko za plecami i patrzyłem na zadowolonego z siebie Syriusza. Chłopak wydawał się chłonąć całym sobą kształt moich nóg, chociaż osobiście nie rozumiałem, co w nich widzi. Były w końcu przeciętne i w wielu miejscach naznaczone bliznami.
- Mmm – Syri zamruczał gardłowo i niesamowicie zmysłowo. Nachylił się do mnie bliżej i jego usta znalazły się o centymetr lub dwa od mojego krocza.
O ile jego masaż działał na mnie w leniwym, słodkim tempie, o tyle ten gest bardzo szybko rozbudził wszystkie moje pragnienia.
Przełknąłem ciężko ślinę i patrzyłem jak chłopak oblizuje się, pochyla jeszcze bardziej i w końcu obnaża zęby, które zacisnął lekko na wybrzuszeniu mojego krocza. Jego ślina wnikała w materiał spodni, co sprawiło, że zaczął przylegać do mojego ciała w te niekomfortowy, ale podniecający i doprowadzający do pasji sposób. Black musiał być tego świadomy, ale nic sobie z tego nie robił. Zaczął nawet lekko ssać moje krocze przez materiał piżamy i wyraźnie był zadowolony z faktu, iż mój członek zaczął reagować na tę niecodzienną pieszczotę bardzo entuzjastycznie.
- Syriuszu, nie męcz mnie. - poprosiłem piskliwym głosem i westchnąłem głośno, kiedy mój chłopak odsunął się ode mnie.
- Jakże bym śmiał cię męczyć, Remusie. - rzucił zaczepnie i jednym, płynnym ruchem złapał za gumkę moich spodni. Odciągnął je zdecydowanie, a ja zadrżałem po części z podniety, a po części z zawstydzenia. Nie miałem na sobie bielizny, więc teraz mój członek sterczał dumnie niczym nie krępowany.
- Syriuszu… - zacząłem, ale przerwano mi.
- Ciiii… Zaufaj mi, wiem jak zrobić ci dobrze z rana.
W to akurat nie wątpiłem.
Syriusz pochylił się nad moim ciałem, a jego ciepły oddech ogrzał moje krocze. Znowu drżałem i jęknąłem wymownie, kiedy gorące usta Blacka zamknęły się zdecydowanie w połowie mojej długości. Nie ważne jak często pieścił mnie w ten sposób, doznania zawsze były niesamowite i tak cudowne, że niemal traciłem głowę. Jego ciepły, język był niebywale zwinny, a ruchy głowy szybkie i doskonale dopasowane do moich upodobań. Ten chłopak znał mnie aż za dobrze i pewnie dlatego bardzo szybko znalazłem się na skraju wytrzymałości.
- Syriuszu… - wydusiłem.
Mój kruczowłosy kochanek zrozumiał, co chcę mu przekazać. Odsunął się i rozkoszne ciepło jego warg zniknęło. Zamiast tego objął mój członek dłonią i utkwił spojrzenie swoich ślicznych oczy w mojej twarzy. Potrzebował minuty, góra dwóch abym szczytował.
Spiąłem wszystkie mięśnie i rozluźniłem je oddając się ekstazie. Nawet nie wiem kiedy zamknąłem oczy, ale za to wiedziałem, kiedy je otworzyłem. Syri właśnie wycierał moje krocze oraz swoją dłoń materiałową chusteczką, którą wygrzebał z kieszeni spodni. Często zapominałem, że takie ze sobą nosi, ale w tej chwili nie dało się o tym nie pamiętać.
- Mmm, moje kochanie od razu nabrało kolorów. - zamruczał szczerząc zęby.
Już miałem coś na to odpowiedzieć, kiedy James wyszedł z łazienki. Obrzucił nas na początku beznamiętnym spojrzeniem, ale nagle zaczął się przyglądać uważniej.
- Świntuszyliście! - jęknął nadąsany. - Wychodzę tylko na chwilę, biorę szybki prysznic, a wy już z samego rana nie możecie się od siebie odkleić! Miejcie litość dla wciąż jeszcze samotnego faceta!
Z początku byłem zawstydzony, ale kiedy chłopak skończył swoją wypowiedź, roześmiałem się. Zabiegi Syriusza oraz humor Jamesa sprawiły, że niemal całkowicie zapomniałem o dolegliwościach dzisiejszego poranka. Podejrzewałem wprawdzie, że szyja i głowa dadzą jeszcze o sobie znać, ale w tamtej chwili po moim ciele nadal krążyły iskierki niedawnego orgazmu.
Syriusz podniósł się na nogi i pochylił nad moim uchem.
- Z chęcią kontynuowałbym dziś wieczorem, ale będziemy trochę zajęci uganianiem się po Zakazanym Lesie.
Przygryzłem wargę kryjąc uśmiech.
- Ja również chciałbym kontynuować. - przyznałem cicho i objąłem obiema dłońmi jedną dłoń Syriusza. Przyciągnąłem ją do ust i pocałowałem lekko. - Urwijmy się z historii magii.
- J. będzie wściekły.
- Myślę, że szybko nam wybaczy. - kusiłem.
Syriusz w końcu uśmiechnął się i skinął potakująco głową. Byliśmy umówieni!
- A teraz podnoś łapy do góry. - polecił mi i zabrał się za ubieranie mnie, jakby nigdy nic. Nie wiem, czy jako dziecko lubił bawić się w przebieranie lalek, ale szczerze w to wątpiłem. Mimo wszystko zajmowanie się mną wydawało się sprawiać mu przyjemność. Nie mogłem zaprzeczyć, że sprawiało ją również mi. Co jakiś czas jego dłonie muskały moją nagą skórę, co posyłało rozkoszne dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Naprawdę chciałem zaszyć się z moim chłopakiem w jakimś zacienionym kącie i zmniejszyć dzielącą nas odległość do zera.
- Nie mogę na was patrzeć! - prychnął w połowie rozbawiony, a w połowie poirytowany James. - Gdybym miał depresję po rozstaniu z Lily, przy was nabawiłbym się myśli samobójczych. Za dużo między wami słodyczy i miłości, a od tego mdli.
Miał rację. Sam zdawałem sobie sprawę z tego, że dla osób nieszczęśliwie zakochanych mój związek z Syriuszem byłby przekleństwem, które na pewno nie pomogłoby im podnieść się z klęczek i stanąć dzielnie na nogi. Tym bardziej podziwiałem Zardi, która tak entuzjastycznie i z taką radością przyjmowała wszelkie przejawy uczuć między mną i Blackiem.
- Kiedy zejdziesz się znowu z Evans, będziesz miał w nosie to, jak twój związek widzą inni, więc nie czepiaj się naszego. - Syriusz machnął na przyjaciela, jakby odganiał uciążliwą końską muchę. - Miłość rządzi się swoimi prawami i jest na swój sposób cholernie samolubna.
Zaburczało mi w brzuchu na tyle głośno, że przyjaciel spojrzeli na mnie zaskoczeni. W odpowiedzi wzruszyłem tylko niewinnie ramionami.
- Dokończymy tę dyskusję innym razem, muszę nakarmić światło moich oczu. - Syriusz złapał mnie za rękę i postawił na nogi. - Zakładaj spodnie, Potter. Nie mamy czasu na ciebie czekać.
- Tak, tak! - J. lekceważąco machnął ręką i wciągnął na siebie jeansy, które leżały na jego łóżku.
Co tu dużo mówić, dobraliśmy się w korcu maku.