środa, 28 marca 2018

Żyją!

Miałem ochotę zamknąć oczy, ale jednocześnie po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Mój chłopak i przyjaciel podskakiwali na stopniach schodów i zjeżdżali coraz niżej i niżej, a fotel telepał się niebezpiecznie grożąc wywróceniem w każdej chwili. Jeśli by do tego doszło, połamaliby się, a może nawet skręcili karki. Powinienem im pomóc, ale problem polegał na tym, że ta Jamesowa „fontanna młodości” była odporna na magię, a więc nikt z nas nie mógł nic na to poradzić ani zapobiec nieszczęściu. Byłem pewny, że ta myśl już kilka lub nawet kilkanaście razy przetoczyła się przez mój umysł, jednak z powodu potwornie głośnych dźwięków wydawanych przez ten piekielny fotel oraz krzyków dwójki moich kompanów, niemal nie słyszałem własnych myśli.
Cholera!
- Bogowie, już niedaleko! Niech oni to przeżyją! - stojąca jak spetryfikowana Zardi, pisnęła żałośnie za zasłaniających usta dłoni. - Mam tylko dwa wskrzeszenia! - panikowała.
Zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi, ale nie miałem też szczególnie ochoty zastanawiać się nad tym w tej sytuacji.
- Chodź! - rzuciłem trochę zbyt głośno z przejęcia i złapałem ją mocno za rękę.
Z początku zupełnie się nie poruszyła, ale po chwili zrobiła pierwszy niepewny krok. Kolana roztrzęsły się jej tak bardzo, jakby to ona spadała ze schodów, więc puściłem jej dłoń i zamiast tego objąłem ją w pasie.
Pokonaliśmy dwa stopnie, kiedy fotel w końcu zjechał na sam dół, przesunął się na metr lub dwa po płaskiej powierzchni i zatrzymał się w miejscu.
- Merlinie! - jęknąłem z ulgą, ponieważ szalona dwójka przyjaciół, których wybrałem na swoją małą, niepołączoną ze mną więzami krwi rodzinę, bezpiecznie tkwiła na tym piekielnym cholerstwie. Byli cali i zdrowi!
- Ja chcę jeszcze raz! - krzyknął entuzjastycznie James, ale wyszło mu to piskliwie, więc byłem całkowicie pewny, że powiedział to tylko dla zachowania pozorów. Był tak samo przerażony, jak Syriusz, co było widać w jego ogromnych oczach.
Chłopcy powoli zsunęli się z fotela, podczas kiedy ja i Zardi pokonywaliśmy schód po schodzie. Zauważyłem, że ich ciała drżały, kiedy adrenalina zaczęła powoli uwalniać ich spod swojego wpływu.
- Potter! - po kilku głębokich oddechach, Syri warknął na okularnika, jakby to on był wilkołakiem, a nie ja. - Nie chcę nigdy więcej słyszeć o tym twoim cholerstwie! Kurwa, poczułem po raz drugi smak tej samej marchewki. Nie była tak dobra, żebym chciał jej jeszcze raz kosztować!
Spojrzał na mnie tymi swoimi wciąż rozbieganymi oczyma i opadł ciężko na podłogę siadając na niej tak, jakby właśnie ugięły się pod nim nogi. Biorąc kolejnych kilka uspokajających oddechów, ukrył twarz w dłoniach.
James w tym czasie usiadł na swoim fotelu i próbował zapanować nad rozedrganymi dłońmi oraz wciąż przyspieszonym oddechem.
- Zanim umrę chcę jeszcze spłodzić potomka!
Zamarłem na ostatnim stopniu schodów słysząc pełne wyrzut wyznanie mojego chłopaka, które ten skierował do Pottera.
- Przygotuj się, Remusie! - tym razem Black zwrócił się bezpośrednio do mnie. - Nie wiem jak, ale zapłodnię cię i będziemy mieli dziecko, bo jestem pewny, że ta zaokularzona cholera stanie się przyczyną mojej przedwczesnej śmierci!
Może to głupie, ale ulga rozlała się po moim ciele falą gorąca zastępującego poprzednie zimno. Zardi na pewno coś wyczuła, ponieważ poruszyła się w moich objęciach i pokrzepiająco pogładziła moje krzyże. Cieszyłem się, że mam ją u boku. Zawsze mogłem na nią liczyć, a jej obecność działała na mnie kojąco jak żadna inna.
Wszyscy daliśmy sobie jeszcze chwilę na uspokojenie nerwów, które były napięte jak postronki. Potrzebowaliśmy tego, chociaż jedni z nas bardziej, drudzy mniej. W końcu nie mówiąc nawet słowa, zabraliśmy się za przesuwanie Jamesowego fotela. Chcieliśmy mieć to już z głowy i byłem pewny, że okularnik znajdzie kogoś innego do wtaszczenia tego ustrojstwa do zamku.
Chociaż przeoraliśmy spory kawałek trawnika przed szkołą, bez żadnych więcej pełnych wrażeń przygód dostarczyliśmy odmładzający fotel na wyznaczone dla niego miejsce. Wiązało się to z tak ogromną ulgą, że miałem ochotę płakać, a sądząc po minach przyjaciół, oni również nie zawahaliby się uronić kilku łez z tego powodu. Koszmar mieliśmy już za sobą.
- Idę do biblioteki. - Syriusz trochę nas zaskoczył takim wyznaniem.
Może niechciany zjazd po schodach zaszkodził mu bardziej niż sądziliśmy? Wprawdzie sam nie wiem, jak zareagowałbym na jego miejscu, ale żeby nagle obudziła się w nim pasja do kucia?
Black widząc nasze miny przewrócił oczyma.
- Będę szukał sposobu na zapłodnienie mężczyzny. - dodał celem wyjaśnienia.
Moje usta otworzyły się szeroko, a oddech zamarł w piersi. Nie sądziłem, że aż tak poważnie powinienem traktować jego wcześniejsze słowa. Byłem jednak w mniejszości, jeśli chodzi o reakcję na takie plany, ponieważ na twarzach Jamesa i Zardi wykwitły wielkie uśmiechy. Ten pierwszy od dawna w końcu marzył o odkryciu czegoś tak przełomowego, zaś dla przyjaciółki była to szansa na przeniesienie do świata rzeczywistego wielu czytanych przez nią historii, które tak uwielbiała. W końcu wszystkie te homo-romanse, w których tak się zaczytywała były dla niej źródłem informacji i podniecenia, którego sama nigdy nie czuła i odczuć nie mogła.
- Pomogę ci! - zaoferowała się z pasją i całkiem zapomniała, że jeszcze przed chwilą była osłabiona i wystraszona. Ot i cała Zardi. - Chodź, pójdziesz z nami. - złapała mnie za rękę, jak wcześniej ja trzymałem jej dłoń i pociągnęła mnie lekko.
J. nawet nie protestował, kiedy zostawialiśmy go samego z jego interesem. Wiedział, że nie chcemy mieć już dzisiaj nic więcej wspólnego z „ogórkowym narzędziem tortur” i akceptował to. Zresztą podejrzewałem, że kiedy tylko skończy pracę, dołączy do nas i odda się poszukiwaniom eliksiru zmiany płci, który jego zdaniem mógłby rozwiązać wiele problemów.
Docierając do feralnych schodów, które z takim trudem dziś pokonaliśmy idąc w dół, zatrzymaliśmy się przed nimi na kilka chwil refleksji. Mieliśmy niesamowitego pecha i jednocześnie jeszcze większe szczęście, ponieważ wszyscy byliśmy cali i zdrowi, mimo niemożliwej do zapomnienia przygody sprzed kilkudziesięciu minut. Przyznaję, że podziękowałem wtedy cicho wszystkim bogom, w których wierzyli ludzie. Mój chłopak i przyjaciel nie ucierpieli, chociaż ich sytuacja wydawała się wręcz beznadziejna, a to zasługiwało nawet na więcej niż głupie „dziękuję” wypowiedziane wielokrotnie w myślach.
Przyszło mi nawet do głowy, że nieźle bym się zdziwił, gdybym nagle usłyszał dopływające z Nieba: „nie ma za co”. Niemal roześmiałem się na tę myśl, ale równie szybko, jak się pojawiła, zniknęła bezpowrotnie, gdy krótkowłosa pociągnęła mnie ponownie za rękę.
Wspięliśmy się ostrożnie po schodach, które trochę nas teraz przerażały na odpowiednie piętro i skierowaliśmy swoje kroki do biblioteki. Cieszyłem się, że została otwarta po niedawnym oczyszczaniu jej z powodującego dziwne zachowanie robactwa. Tęskniłem za tymi wszystkimi książkami, które były przez to poza moim zasięgiem.
- Pamiętajcie, że każda informacja może być dla nas bezcenna. - upomniał nas Syri i otworzył przed nami drzwi. Gestem wzorowego kamerdynera zaprosił nas do środka i sam wszedł jako ostatni.
Rozpierzchliśmy się między półkami, ponieważ każde z nas postanowiło poszukać czegoś w innym dziale. Ja wybrałem ten, który uznałem za najbezpieczniejszy i możliwie pozbawiony dziwactwa, a więc historyczny. W przeciwieństwie do będącej ze mną w bibliotece dwójki, nie byłem szczególnie entuzjastycznie nastawiony do zapładniania kogokolwiek, ani do bycia zapładnianym. Mimo wszystko nie chciałem siedzieć bezczynnie, więc wyszukałem jakąś w miarę interesującą pozycję dotyczącą magicznego życia starożytnych Greków oraz ich szalonych bóstw. Syriusz na pewno doceni mój wkład. W końcu Grecy i ich bogowie byli szaleni, niewyżyci i bardzo skorzy do płodzenia półbogów.
I tak też się stało. Rozsiadłem się przy jednym ze stolików i kiedy dołączyła do mnie dwójka przyjaciół, Black obdarzył mnie pełnym uznania uśmiechem. On naprawdę myślał, że zacząłem podzielać jego wielką potrzebę spłodzenia dziecka przed śmiercią sprowadzoną przez Jamesa.
Ech, mój wielki głuptas!
- Do dzieła! - zakomenderował wesoło Syriusz i ukrył nos w książce, której tytułu nie mogłem nawet odczytać, ponieważ był tak wyblakły i zatarty, że nawet moje wilkołacze oczy nie dawały mu rady.

niedziela, 25 marca 2018

Witamina D

Aktualnie choruję na dramę, do której klip podrzucam Wam poniżej ;) HIStory 2: Crossing the Line ma pełno wad, ale jest tak czarującym tytułem, że mnie w sobie rozkochał. Moje serduszko fangirla cierpi na myśl, że po TAKIM zakończeniu odcinka 6 muszę czekać co najmniej do środy aby obejrzeć kolejną część T^T



17 kwietnia
Byłem wprawdzie rozleniwiony, jednak jednocześnie czułem rozpierającą mnie od środka energię. A wszystko dzięki słońcu, które wyjrzało zza chmur oraz ciepłu jego promieni. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo mi tego brakowało. A przynajmniej do tej chwili, kiedy przypomniałem sobie tę rozkosz zasłonięty przed ciekawskimi oczyma innych uczniów przez gruby pień rosnącego na błoniach drzewa, opierałem się o twardą pierś siedzącego za mną Syriusza.
Chłopak mruczał mi do ucha swoją ulubioną na chwilę obecną piosenkę, obejmował mnie jednym ramieniem w pasie, zaś drugim karmił suszonymi morelami. Nadal nie przekonał się do czekoladowych słodkości, więc stawiał na suszone owoce, które wprawdzie były równie słodkie, co moje łakocie, ale bez porównania zdrowsze. To chyba tłumaczyło skąd u mojego chłopaka tak idealne ciało, a u mnie mało imponujący zwałek skóry na brzuchu oraz całkowicie płaska klatka piersiowa. Czułem, że znowu muszę przejść na dietę i wziąć się za siebie.
- Mógłbyś przestać mnie obwąchiwać? - zapytałem, kiedy w przerwie dla nabrania oddechu między jedną wymruczaną zwrotką a drugą, mój chłopak n-ty raz przystawił nos do mojej szyi i wziął wyjątkowo głęboki oddech.
- Mógłbym, ale nie chcę. Tak ładnie pachniesz… - zamruczał mi do ucha – Mmm, zapach mojego chłopaka… Czy może być coś lepszego?
- Zapach dyniowego ciasta? Albo śliwkowego z kremem czekoladowym?
- Heh… - Syri westchnął ciężko, a ja uśmiechnąłem się naprawdę szeroko sam do siebie.
Z jakiegoś powodu czasami uwielbiałem w ten sposób psuć jego niemal romantyczne teksty, które dziewczynom zapewne dodawałyby skrzydeł, ale mnie z jakiegoś powodu irytowały. Nie byłem pewny, czy w ten sposób ratowałem się przed zawstydzeniem, czy może uważałem je za zbyt banalne lub za mało szczere. Jakkolwiek by jednak nie było, potrzeba takiej do bólu pozbawionej romantyczności reakcji zawsze okazywała się silniejsza ode mnie.
- No co? - zapytałem niewinnie.
- Nic, Remusie. Zupełnie nic. - kruczowłosy oparł brodę o moje ramię. - Źle to ująłem. Czy może być coś bardziej podniecającego, niż zapach faceta, który rozpala mnie do czerwoności? To brzmi lepiej, prawda?
- Yyy, nie jestem do końca pewny, ale na pewno w tym kontekście moje ciacha już nie pasują. - mruknąłem trochę zawstydzony, a trochę rozbawiony.
- Doprawdy? A już myślałem, że jedno wspomnienie o słodyczach potrafi postawić cię w stan pełnej seksualnej gotowości. - zakpił z premedytacją Black.
- Jak widzisz jednak nie. Mój romans z czekoladą i ciastkami jest niewinny, czysty, pozbawiony wulgarności. - odpowiedziałem nadając swojemu głosowi dumny, wyniosły ton.
Co tu dużo mówić, pasowaliśmy do siebie. I nie chodziło o nasze ciała, które tak komfortowo czuły się ze wzajemną bliskością, ale o nasze charaktery, temperamenty, wszystko, co tworzyło nas wewnętrznie. Po tym, co wspólnie przeszliśmy jako przyjaciele oraz jako para, po wszystkich dobrych i złych chwilach, po tylu latach bliskiej znajomości, byliśmy po prostu idealnie dobrani. Nie mogłem teraz wyobrazić sobie chodzenia z kimś, kto nie znałby mnie tak dobrze jak znał mnie Black i kogo ja znałbym na równie dobrze.
- Moje dwie papużki nierozłączki! - zaszczebiotał przesłodzonym tonem James, który właśnie wrócił ze swojego dyżuru przy odmładzającym ogórkowym ustrojstwie. - Nie za dobrze wam, kiedy ja usycham z tęsknoty za uczuciem?
Spojrzeliśmy na niego wymownie, unosząc wysoko brwi, w geście wyrażającym pytanie, powątpiewanie i kpinę jednocześnie.
James daleki był od „tęsknoty za uczuciem”. Od kiedy postanowił ukarać swoje dwie najzacieklejsze adoratorki, flirtował z kim popadnie i podejrzewałem, że za naszymi plecami spotkał się nawet z kilkoma dziewczynami i przynajmniej dwoma chłopakami. Nadal jego jedyną miłością była Evans, co lubił często powtarzać, ale nie przeszkadzało mu to cieszyć się w pełni chwilowym stanem wolnym.
Jak sam powtarzał, na świecie istnieli ludzie pokroju Zardi, którzy nie potrzebowali seksu aby żyć, tacy, jak ja i Syriusz, którzy czasem mieli ochotę poświntuszyć pod wpływem podniecenia rozbudzonego przez tę drugą osobę oraz tacy jak on, niemal uzależnieni od intymnego kontaktu fizycznego.
- Dobra, nic już nie mówię! - James uniósł pojednawczo ręce do góry. - Potrzebuję waszej pomocy. Jak widzicie zrobiło się słonecznie, a słońce to witamina D, która może dopełnić moje zabiegi odmładzające, więc chciałbym wynieść moją „fontannę młodości” na zewnątrz. - patrzył na nas wyczekująco. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, więc kontynuował zawiedziony. - No, chciałbym żebyście pomogli mi ją wypchać na błonia, ponieważ dla bezpieczeństwa musiałem rzucić na nią zaklęcia uniemożliwiające lewitację.
No i teraz mieliśmy już jasność, co do tego, czego od nas oczekuje.
Poczułem, jak dłoń mojego chłopaka gładzi mnie po brzuchu, a w następnej chwili jej ciepły ciężar znika, kiedy Black zabrał rękę.
- Zobaczymy, co da się zrobić! - Syriusz zanurkował dłonią w opakowaniu rodzynek, wrzucił do ust pełną ich garść, po czym pogryzł je i skrzywił się. - Cholera, zemdliło mnie. Mam ochotę rzygnąć.
Przewróciłem oczyma, ponieważ wiedziałem, że tak będzie. W końcu kruczowłosy zjadł już niemal całe opakowanie suszonych moreli, połowę opakowania suszonych śliwek i zabrał się ostro za rodzynki.
- Dasz mi za pomoc pół ogórka. - burknął podnosząc się powoli, a ja już tęskniłem za jego ciałem przyciśniętym do mojego. - Muszę zjeść coś obojętnego i wodnistego, bo inaczej naprawdę puszczę pawia.
- Dobra, dobra! Masz pół ogóra, tylko chodź mi pomóc.
Podniosłem się w trawy korzystając z wyciągniętej w moją stronę pomocnej dłoni Syriusza i wraz z przyjaciółmi wróciłem do zamku. Moje chwile słodkiego lenistwa dobiegły końca.
Udaliśmy się do sali przeznaczonej na mały interes Jamesa i chyba dopiero teraz uzmysłowiliśmy sobie z Syriuszem na co się zgodziliśmy. Od dawna nie widzieliśmy tego ogórkowego cholerstwa, które teraz wydawało mi się większe niż w moich wspomnieniach. Większe i na pewno o niebo cięższe.
Syri rzucił ciche przekleństwo.
- Co jest, doktorku? - za naszymi plecami pojawiła się Zardi z objedzoną w ¼ marchewką w ręce. Teraz byliśmy w komplecie.
- Bogowie, dzięki wam! - Syriusz wyrwał dziewczynie z ręki warzywo i odgryzł wielki kawałek.
- Hej!
- Albo się ze mną podzielisz, albo zwymiotuję w kącie. - chłopak spojrzał na nią tak poważnie, że wydała z siebie tylko westchnienie rezygnacji.
Black dokończył jej marchewkę, co z jakiegoś powodu wydało mi się bardzo erotyczne, i w końcu mogliśmy zabrać się za przenoszenie fotela. Ja i Zardi ustawiliśmy się po „stronie pchania”, zaś James i Syri „ciągnięcia”. Cholerstwo okazało się cięższe niż początkowo sądziliśmy, więc przepychanie go przez próg pomieszczenia okazało się bardo niekomfortowe. Podejrzewałem nawet, że na fotel rzucono zaklęcie obciążające go, aby uniknąć przykrych konsekwencji w sytuacji, gdyby jakaś zazdrosna osoba, która nie zdołała zapisać się na kurację odmładzającą we właściwym czasie, pragnęła dokuczyć innym którym się udało.
Droga przez korytarz nie była taka zła i szło nam całkiem sprawnie, ponieważ mogliśmy pchać jamesową żyłę złota w czwórkę, jednak kiedy dotarliśmy do pierwszych schodów miałem ochotę płakać.
Każde z nas odmówiło krótką modlitwę do wybranego boga z prośbą o pomoc i zabraliśmy się do wykonywania tej misji niemal niemożliwej. Syri i James podtrzymywali fotel z przodu, zaś ja i Zardi staraliśmy się robić to samo z tyłu. Schodek po schodku, unosiliśmy nieznacznie fotel i opuszczaliśmy go dając sobie chwilę na poprawienie chwytu i nabranie oddechu. Szło nam nie najgorzej.
Byliśmy w połowie pierwszych schodów, kiedy James jęknął, a jego spocona ze stresu dłoń ześlizgnęła się z fotela. Ten zachwiał się niebezpiecznie i stał się wystarczająco ciężki, abyśmy go z Zardi nie utrzymali. Chłopcy z przodu już wiedzieli, że mają przekichane, kiedy usilnie próbowałem wczepić się w fotel i nie pozwolić mu spaść. Niestety nawet moja siła młodego wilkołaka nie dała temu rady. Krzyknąłem w obawie, że to ciężkie ustrojstwo przygniecie moich przyjaciół, ale na szczęście mieli na tyle refleksu, że wskoczyli na fotel, w chwili, kiedy zaczynał zsuwać się w dół prosto na nich.
- KUUUURRRRWAAAAAA! - krzyk zjeżdżających na fotelu po schodach chłopaków rozniósł się po korytarzu, a ja i Zardi patrzyliśmy przerażeni, jak dwójka drogich nam osób nierównym, podskakującym ślizgiem sunie w dół.

niedziela, 18 marca 2018

Kartka z pamiętnika CCCXIX - Andrew Sheva

- Nie żebym nie cieszył się szczęściem moich przyjaciół, ale co ty się, cholera, tak szczerzysz? - zapytałem Aarona, który od rana podśpiewywał pod nosem i zachowywał się jak nieźle naszprycowany ćpun. Wczoraj wieczorem wróciliśmy do szkoły po przerwie wielkanocnej, więc spodziewałem się raczej przygnębionego i zdołowanego emo, a nie „wesołego Romka”. - Jeśli wyjdziesz z pokoju z takim bananem, zniszczysz sobie reputacje Mrocznego Księcia. Czy też to, co z niej pozostało… - ostatnie zdanie dodałem już dużo ciszej.
- Mam po prostu dobry humor. - chłopak wzruszył ramionami. - Czy to coś złego?
- Nie, jasne, że nie! - uniosłem ręce w pojednawczym geście, na wypadek, gdyby jednak miały się w nim odezwać jakieś huśtawki nastrojów. - Ale czy w twoim życiu uczuciowym wszystko gra?
Przyjaciel spojrzał na mnie pytająco, najwyraźniej nie rozumiejąc skąd wzięło się to pytanie.
- Tak, a czemu miałoby być inaczej?
- Wróciłeś do szkoły zostawiając swojego chłopaka. - wtrącił się Cyrille, który do tej pory siedząc na swoim łóżku przeglądał podręcznik historii magii. - Nie powinieneś nad tym ubolewać skoro wszystko między wami dobrze się układa? Zamiast być z nim, utknąłeś tu z nami. - jego głos nabrał zjadliwej nuty, jakby chłopak nadal miał żal do Aarona o tajemnice, które ten trzymał dla siebie przez tak długi czas.
- Każdy dzień przybliża mnie do końca roku, a koniec roku oznacza dużo, bardzo dużo Florina. - wyjaśnił zupełnie niezrażony tonem przyjaciela Mroczny. - Poza tym wiem, że czeka na mnie pod opieką moich rodziców i niczego mu nie brakuje.
Rudzielec przewrócił oczyma i chociaż nie świadczyło to o nim zbyt dobrze, rozumiałem go, ponieważ sam miałem ochotę zrobić to samo. Romantyczny Aaron to koszmarnie dziwaczny Aaron. Ten chłopak kojarzył się wszystkim przede wszystkim z żywiołowością wściekłego psa, atmosferą dumnej powściągliwości oraz brakiem miłosnego zaangażowania. Nawet jeśli doskonale wiedzieliśmy, że to tylko pozory, to jednak miały w sobie coś prawdziwego. Bogowie, Aaron nie był przecież uśmiechniętym i pełnym życia elfiątkiem, które będzie skakać po zielnej trawce! 
- Merlinie, zakochany szczeniak… - jęknął z kpiną Pszczoła – Nie chcę tego dłużej słuchać. Jak minęły twoje Święta? - zwrócił się do mnie.
- Normalnie. - wzruszyłem obojętnie ramionami. - Mój facet czekał na mnie z utęsknieniem, mama również, tata nie mógł wrócić na Wielkanoc.
Miałem wrażenie, że moje życie od dłuższego czasu jest nijakie i pełne powtarzających się schematów. Zupełnie jakbym naprawdę zaczął dorastać i zamieniać się w starego tetryka, którego nic nie cieszy, nic nie bawi, który tylko jest, narzeka i dalej jest. Trochę zazdrościłem Aaronowi tej jego niewinnej radości z faktu posiadania chłopaka i pasji z jaką o nim myślał. Dawniej wydawało mi się, że związki właśnie takie są i miłość rozpala zakochanego mimo upływających lat. Teraz nie byłem już tego taki pewny.
Czy mój związek zaczął mi się nudzić? Tak i nie. Przede wszystkim wydawał się pozbawiony nowych elementów, niczym nie zaskakiwał, stal się przewidywalny. Z drugiej strony Fabien nadal potrafił mnie rozpalić i niezmiennie go uwielbiałem. Czegoś jednak mi brakowało. Może to z powodu tej ogromnej różnicy wieku między nami? Ja potrzebowałem nastoletniego szaleństwa, a on marzył o ustatkowaniu się i spokojnym życiu. Kiedy ja nie miałbym nic przeciwko szaleństwie w klubie, tańcu, wyjściu na koncert lub inną imprezę, Fab preferował domowe zacisze. Gdzie podział się ten szalony facet, który był w stanie przelecieć nieletniego dzieciaka tylko dlatego, że ten chętnie rozkładał przed nim nogi? Dla niego byłem jedynym partnerem, z jakim może się związać, nikt inny nie wchodził w grę, ponieważ tak wyglądały sprawy łączenia się w pary w Upadłym Rodzie. Ale dla mnie mógł być jednym z wielu! Mogłem go zawsze porzucić dla młodszego, przystojniejszego, bardziej charyzmatycznego chłopaka. Czy więc Fabien nie powinien bardziej się starać aby mnie zadowolić?
To były jednak beznadziejne Święta, skoro teraz nachodziły mnie takie myśli. Byłem więc wdzięczny przyjaciołom, że dali mi chwilę sam na sam ze samym sobą i swoimi problemami. Nie było wątpliwości, że wyczytali z mojej twarzy, że coś nie gra i dlatego woleli milczeć.
Moje spojrzenie spotkało się z nich, kiedy najpierw popatrzyłem na niewinnego, pełnego ideałów Cyrille’a, a następnie na doświadczonego, ale żyjącego chwilowo w świecie różowego tła i kwitnących kwiatków Aarona. Czy powinienem z nimi porozmawiać na dręczące mnie tematy? Czy powinienem zdradzić im odrobinę z sekretów mojego chłopaka, aby lepiej mnie zrozumieli? Nie chciałem trzymać tego wszystkiego w sobie, ponieważ wiedziałem, że w końcu zacznę się dusić. Zresztą wypowiadając głośno swoje rozterki, mogłem lepiej się im przyjrzeć i zasięgnąć opinii kogoś z zewnątrz. Nie byłem typem chłopaka, który lubiłby męczyć się ze wszystkim samemu tylko dlatego, że ma jaja. Wolałem mówić, mówić, mówić!
A może wcale nie było żadnego problemu? Może zwyczajnie miałem kiepski dzień i wszystko miało nabrać innych barw jutro lub nawet dzisiaj wieczorem? O.K., nie byłem dziewczyną, nie mogłem tego zwalić na jakiś zespół stresu przedmiesiączkowego, czy co one tam miały, ale gorsze dni i tak mogłem mieć.
- Dobra, porozmawiałem już sam ze sobą, więc możemy przejść do innego zestawu pytań. Takiego, który nie doprowadzi mnie na skraj rozpaczy. - rzuciłem próbując się uśmiechnąć. Nie poszło mi jednak najlepiej. - Jeżeli nie przejdzie mi do jutra, powiem wam, co mnie dręczy. - obiecałem przyjaciołom. - Aaronie, opowiedz nam coś więcej o swoich słodkich świętach. Żeby wkurzać Cyrille’a i rozbawiać mnie.
- Hę? Serio? - chłopak z irokezem zmarszczył niepewnie brwi. Rudzielec tylko prychnął poirytowany, chociaż bez najmniejszego cienia prawdziwej urazy. - Nie wiem czy to dobry pomysł, kiedy wydajesz się…
- Ja jestem od myślenia, ty od wykonywania moich poleceń. - przerwałem mu. - Proszę. - jęknąłem robiąc błagalną minę. Może opowieść o świeżej, młodocianej miłości Aarona i Florina pozwoliłaby mi odnaleźć to czego brakuje w teraz w moim związku. Może poczułbym natchnienie do rozkręcenia mojej nudnawej egzystencji „chłopaka własnego ojca”, jak czasami o tym myślałem, jako że mój partner był mniej więcej w wieku mojego taty.
Mroczny westchnął ciężko i poddał się mojej woli. Skinął poważnie głową, po czym uśmiechnął się znowu pełen radości. Nie wiem od kiedy czarny kolor mógł razić, ale najwyraźniej przy Aaronie niemożliwe okazywało się możliwe.
- No więc, było cudownie! Moi rodzice okazali się bardzo otwarci na wieść, że będą mieli lokatora i mój Flo od razu przypadł im do gustu. Karmiłem go smakołykami i śmieciowym żarciem, kiedy nie robiliśmy zupełnie nic, obijając się bezceremonialnie. Zabrałem go na wielkie zakupy i ubierałem jak tylko mi się podobało, a przyznaję, że był w niektórych tych ciuszkach naprawdę pociągający. - niewiele brakowało, a chłopak zapiszczałby niczym nastolatka. - To oklepane, ale zaciągnąłem go do przymierzalni i trochę świntuszyliśmy, jak w jakiejś historii dla napalonych dziewczyn. Odkryłem, że facet również powinien czytać te wszystkie bzdurne romansy, ponieważ wtedy lepiej wie, co może spodobać się drugiej osobie i ma więcej pomysłów, które urozmaicają… pożycie.
- O Merlinie! Ktoś w ogóle jeszcze używa tego słowa w dzisiejszych czasach?! - Cyrille nie mógł się powstrzymać od zgryźliwego komentarza.
Bingo! - pomyślałem. Właśnie tego mi brakowało – urozmaicenia. Fabien nie czytał żadnych „bzdurnych romansów”, więc zwyczajnie i po męsku myślał, że związek nie wymaga wiele. Myślał, że wystarczy po prostu być i tym byciem zdoła w pełni mnie zadowolić. Nie oszukujmy się, tak jak facet powinien o siebie dbać na zasadach podobnych do kobiety, tak i powinien niemal pluć banałami godnymi najprostszych historii czytanych przez małolaty. W końcu romanse tego typu powstawały nie dlatego, że autor lubi powtarzać to, o czym wielokrotnie już pisano, ale dlatego, że właśnie to kręci dziewczyny, chłopaków, ogólnie ludzi! Dlaczego w tak wielu historiach jedna osoba przyszpila drugą do ściany? Ponieważ to podniecające! Dlaczego należy zwracać uwagę na drobne, czasami głupie szczegóły? Ponieważ większości się to podoba!
- Jesteś geniuszem, stary! - wydałem z siebie radosny pisk, który chwilę wcześniej chciałem przypisać przyjacielowi. - Lecę napisać list!
Zostawiłem zaskoczonych kumpli w pokoju, wybiegając z niego ile sił w nogach. Musiałem jak najszybciej zażądać od Fabiena zaczytywania się w romansach aby dokształcił się w dziedzinie związków i moich potrzeb. Jasne, będzie stawiał opór, ponieważ mężczyźni zawsze polegają na swojej męskości, i bynajmniej nie chodzi tu o penisa, niczym narkomani na silnej woli.
Oto klucz do wielokrotnych męskich porażek, który właśnie odkrył mój cudowny przyjaciel!
Wyobraziłem sobie Aarona czytającego głupią powieść dla nastolatek marzących o wielkiej miłości i zamiast się roześmiać, jak zrobiłbym to jeszcze przed godziną, zawyłem z zachwytu nad genialnością tego obrazu.
Remedium na moje problemy!

środa, 14 marca 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVIII - James Potter

- No chyba sobie jaja robisz?! - spojrzałem na chłopaka stojącego w umówionym w miłosnym liście miejscu.
- Noooo heeeejjj… - Bastian machnął ręką w zwolnionym tempie w sposób, który od wieków przypisywało się gejom i uśmiechnął się do mnie szeroko, bardzo nieszczerze. No tak, tajemnicza B., „b” jak Bastian.
- Ty po prostu prosisz się o ostre rżnięcie! - warknąłem nieźle wkurzony. Dałem z siebie zdobić skończonego idiotę. Pięknie! Naprawdę pięknie! Równie dobrze mogłem sobie wytatuować „imbecyl” na czole.
- Tygrysku, wyluzuj. Nie ważne jak, ważne, że cię tu zwabiłem. Dawaj tego kwiatka, niech coś mam z tego, że się z tobą spotkałem. - wykonał dłonią gest ponaglający mnie do wręczenia mu róży, którą przygotowałem dla mojej adoratorki.
Przez chwilę walczyłem z przemożną chęcią żeby wsadzić mu tę cholerną różyczkę w ten ciasny, niewątpliwie seksowny tyłek lub w tę bezczelną, urodziwą buźkę.
- No dalej, tygrysie. - podszedł do mnie i po prostu wyrwał mi kwiat z ręki. Gdybym nie pozbył się wcześniej kolców, na pewno rozciąłby mi tym rękę, a miałem wrażenie, że wcale by się tym nie przejął.
- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. - rzuciłem ostro.
Denerwowało mnie to, że Bastian wydawał się niezrażony moimi odmowami, a nawet coraz bardziej nakręcał się na flirtowanie ze mną. Cholera, przecież ten koleś każdą komórką ciała krzyczał HETERO! Dlaczego więc tak nieźle bawił się moim kosztem? Cóż, chyba znałem odpowiedź – ciekawość.
- Co nie znaczy, że nie zmienisz zdania. - chłopak przesunął palcem wskazującym od nasady mojego nosa po jego czubek i znowu uśmiechnął się sztucznie, czarująco. Nawet nie próbował ukryć tego, że to wszystko jest tylko grą.
Przyznaję, że miałem ochotę postarać się i sprawić, żeby jednak naprawdę stracił dla mnie głowę i zakochał się i to tylko po to żeby coś mu udowodnić. Nie chciało mi się jednak z tym męczyć i niepotrzebnie gimnastykować, ponieważ ten twardogłowy dupek mógł być odporny nawet na moje podchody.
Zakląłem cicho pod nosem, a on po prostu przywarł swoimi wargami do moich. Nie miażdżył ich, ale i nie całował delikatnie. Nie odpowiedziałem na to jawne wyzwanie, ale nie poddał się. Przesunął koniuszkiem języka po krzywiźnie moich warg, a kiedy i to wyraźnie olałem, wbił palce w moje biodra i przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że na całej długości ciała czułem gorąco jego skóry nawet przez ubrania. Był niecierpliwy. Tak niecierpliwy, że mimowolnie poczułem dreszcz podniecenia pełznący po moim kręgosłupie.
Uchyliłem usta wpuszczając go. Czułem na wargach jego uśmiech, kiedy wsunął we mnie język. Zacisnął dłonie na moich włosach i przyciągnął mnie mocniej do siebie, więc w odpowiedzi położyłem jedną dłoń na jego karku czyniąc ponownie i odpowiedziałem z pasją na jego pocałunek. Zderzaliśmy się zębami, walczyliśmy o dominację językami, nasza ślina mieszała się i zaczęła mi spływać po brodzie, jakbym jeszcze nie był wystarczająco nią pokryty.
I pomyśleć, że kiedyś byłem przekonany, że pocałunki są tak czyste i ładne, jak przedstawiają to w telewizji. Szybko przekonałem się jednak, że w rzeczywistości bardziej przypominają te w erotykach, kiedy to ślina pokrywa niemal połowę twarzy. Nie chodzi tu w końcu o sentymenty i bycie ułożonym dżentelmenem, ale o pasję, płomień, pożądanie.
Drugą dłoń zacisnąłem na jego twardym, cholernie idealnym pośladku. Nie miałbym nic przeciwko temu, że zrobić z niego użytek. Nie uśmiechało mi się jednak ponoszenie konsekwencji, jakie to za sobą niosło. Wiele dałbym za możliwość wzięcia w posiadanie Bastiana, ale nie był wart wstąpienia do cholernej sekty zjebów czystej krwi.
Blondyn pociągnął mnie mocno za włosy i przerwał w ten sposób pocałunek. Podejrzewałem, że moje wargi były równie czerwone i opuchnięte co jego, ale nie przejmowałem się tym jakoś szczególnie.
Spojrzałem w jego rzucające mi wyzwanie zielone oczy i uśmiechnąłem się z wyższością. Otarłem się kroczem o jego krocze i przesunąłem językiem po zębach. Miałem nad nim niewątpliwą przewagę. Byłem biseksualny, więc podczas kiedy on odgrywał tylko swoją rolę, ja naprawdę czerpałem pełnymi garściami z tego spotkania. Może i na początku nie byłem nim szczególnie zachwycony, ale teraz wyraźnie dostrzegałem płynące z niego zalety.
Przez chwilę rozkoszowałem się widocznymi w oczach chłopaka wątpliwościami, które może nawet były zabarwione odrobiną strachu, ale niestety szybko, stanowczo zbyt szybko się pozbierał i zrozumiał, że teraz to ja sobie z nim pogrywam.
To niewątpliwie go zdenerwowało. Syknął z irytacją i z trudem ukrył pogardę jaką w nim budziłem. Sam nie wiem, czy czyniło to ze mnie bardziej sadystę czy masochistę, ale podobało mi się to, niemal mnie to podniecało.
- Jesteś szajbusem! - rzucił jako obelgę i roześmiał się szczerze. - Cholera, zaczynam cię lubić, Potter.
- Wiem, ciężko mi się oprzeć. To pewnie przez to tajemnicze spojrzenie skryte za szkłami okularów.
- A kiedy je zdejmiesz to świat staje się tajemniczy, co? Wszystko robi się zamazane?
- Bingo! - wyszczerzyłem się do niego i znowu otarłem o to idealnie zbudowane ciało, którym Bastian bezsprzecznie się szczycił.
- Kurwa, mam ciarki, kiedy tak robisz. I to nie te, o których myślisz. Jakbym wchodził w paszczę lwa. - przyznał w przypływie szczerości.
- A powinno być na odwrót, prawda? Tego chce ten twój cały Lord. Żebyś w jakiś sposób przeciągnął mnie na waszą stronę. Problem w tym, że mógłby przysłać mi nawet dziesięciu takich pieprzonych przystojniaczków jak ty, cały cholerny harem, a ja nadal obstawałbym przy swoim. Popatrzyłbym, pofantazjował, dokończył ręką – wykonałem wymowny gest obrazujący masturbację i wzruszyłem ramionami – Jestem prostym chłopakiem, który niewiele potrzebuje żeby się zaspokoić.
Blondyn westchnął ciężko, jakby miał do czynienia z wyjątkowo upartym dzieckiem.
- I tak będę próbował.
- Na to liczę.
Obaj byliśmy na swój sposób popieprzeni, chociaż każdy z nas w inny sposób. Może dlatego tym razem łatwiej przyszło mu zaakceptowanie mnie, kiedy niemal zmiażdżył swoimi ustami moje w kolejnym pocałunku. Ponownie gwałtownym i mocnym, ale pozbawionym jakiejkolwiek namiętności czy pożądania. Przynajmniej z jego strony. Nie znaczyło to jednak, że nie dał z siebie wszystkiego, co mógł za partnera mając stu procentowego faceta. Jego ciało było twarde i mocne, dłonie duże i silne, a usta miękkie i szorstkie jednocześnie. Miał w sobie wszystko to, za co uwielbiałem mężczyzn. W dodatku nie bawił się w delikatność, nie uważał żeby nie zrobić mi krzywdy, co również bardzo mi odpowiadało. Był drapieżnikiem tak samo jak ja i może dlatego czułem jak kręci mi się w głowie od tej niesamowitej dawki testosteronu. A może to z powodu za małej ilości tlenu docierającej do mózgu, kiedy połykaliśmy siebie nawzajem?
Odsunąłem się od niego z trudem i zaczerpnąłem raptownie powietrza. Moje płuca były mi za to niezmiernie wdzięczne, podobnie zresztą jak okulary, które przetrwały to chyba tylko cudem. Dyszałem przez chwilę i z zadowoleniem stwierdziłem, że Bastian także potrzebował tej odrobiny wytchnienia.
Może i nie planowałem przyłączyć się do jego wesołej kompanii, ale naprawdę zaczynałem coraz bardziej lubić te jego wymuszone rozkazami zaloty. Pod pewnym względem on również nieźle się bawił, więc korzystaliśmy na tym obaj. Gdyby jeszcze był gotowy posunąć się dalej o kilka kroków. Nie odmówiłbym! Tym bardziej, że podczas tego pocałunku miałem okazję obmacać jego muskularne plecy i doskonale wyrzeźbioną klatkę piersiową. Ten chłopak naprawdę o siebie dbał i uświadomił mi, że w moim typie byli nie tylko słodcy chłopcy, ale także takie bestie jak on.
Spojrzałem na niego, a on popatrzył na mnie i poczułem to wymowne, pierwotne mrowienie w trzewiach, które ostrzegało, że jeśli zaraz nie przestaniemy to krew uderzy mi do głowy i to bynajmniej nie do tej, którą miałem na karku, ale tej ukrytej w spodniach.
- Jeśli nie masz zamiaru paść na kolana i mi obciągnąć lub wypiąć się dla mnie i otworzyć, uważam to spotkanie za zakończone. - powiedziałem, kiedy miałem pewność, że zdołam zapanować nad głosem.
- Nawet mi to nie przeszło przez myśl, więc skończyliśmy na dzisiaj. I dzięki za różę. - uśmiechnął się kpiąco podnosząc kwiat z ziemi, gdzie odrzucił go wcześnie, kiedy to pierwszy raz dnia dzisiejszego mnie całował.
- Nie ma sprawy, następnym razem przyniosę smakowe prezerwatywy. Jakie chcesz?
Pokazał mi środkowy palec odchodząc w głąb korytarza, który wybrał na miejsce naszej dzisiejszej „randki”.

niedziela, 11 marca 2018

Wiem, że nic nie wiem

Przyznaję, że zaczynaliśmy się już niecierpliwić, kiedy w końcu, po wyświadczeniu przysługi Slughornowi, James dołączył do nas w pokoju. Wydawał się zmęczony, jakby nauczyciel kazał mu przy okazji pomóc sobie w przeprowadzce, co biorąc pod uwagę nieprzewidywalność profesora, wcale nie byłoby dla żadnego z nas zaskoczeniem. Ledwie o tym pomyślałem, a przed oczyma stanął mi obraz psora uśmiechającego się przymilnie i prosząco, podczas kiedy za jego plecami stała góra gratów, które tylko czekały na naiwnego, który gdzieś je przeniesie.
- Dobra, stary, siadaj i dokończmy rozmowę, którą zacząłeś przed korkami. - Syri wpatrywał się niecierpliwie w okularnika.
- Prawdę mówiąc to straciłem już wątek i całą ochotę. - J. zwalił się ciężko na swoje łóżko. - Nie wiem ile ważył ten cholerny kociołek i reszta, ale w pewnym momencie marzyłem o tym, żeby je za sobą ciągnąć zamiast nieść.
- Hej, nie rzucaj mi tu takiego ochłapu! Mówisz, że łazi za tobą koleś, który chce cię przekonać do dołączenia do Śmierciożerców, więc powiedz coś więcej, bo to jednak istotna informacja! - kruczowłosy naprawdę się na to nakręcił.
- Nie mam w sumie wiele do dodania. - Potter wzruszył ramionami i układając dłonie pod głową.
- Ale do tej pory się nie zgodziłeś? - zapytał nieśmiało Peter. Głos mu trochę zadrżał, ale podejrzewałem, że miało to coś wspólnego z byciem cykorem i strachem nawet przed samym sobą. Pet był odważny tylko, kiedy chodziło o podglądanie dziewczyn.
- Koleś się stara i idzie mu to nieźle, ale to nie znaczy, że się zgodzę. Dajcie spokój, oni chrzanią coś o czystości krwi! - James zerwał się do siadu. - Opowiadałem wam o moim dziadku, pamiętacie? Nie zamierzam go zdradzić, a przyłączenie się do takiej bandy popaprańców byłoby z tym równoznaczne.
Tak, pamiętałem uwielbienie z jakim J. opowiadał o swoim pozbawionym magii dziadku, który opowiadał mu niesamowite historie o Hogwarcie, do którego nawet nie uczęszczał. Było to w czasie naszego pierwszego spotkania w pociągu i sprawiło, że James wydał mi się wtedy naprawdę sympatycznym wariatem. Syriusz usłyszał o nim trochę później, kiedy już stał się częścią naszej Gryfońskiej grupki.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy przypomniałem sobie moje pierwsze spotkanie z Syriuszem. Wydawał się wtedy zadufany w sobie, co w sumie nie było takie dalekie od prawdy. Był nieuprzejmy i specjalnie poddał pod wątpliwość moją męskość, co szybko okazało się być po prostu dziecinnym sposobem na okazanie sympatii. Syri grał dupka, ponieważ taki powinien być, a kiedy okazało się, że jego uwaga skupiła się na kimś tak niepozornym jak ja, sięgnął po najłatwiejszy sposób na zwrócenie na siebie mojej uwagi – poprzez drobne przytyki.
- Wiem o czym teraz myślisz! - wytknął mi grożąc palcem. - Nie zapędzaj się.
Rzuciłem mu szeroki uśmiech z wyszczerzonymi zębami. Oj, doskonale wiedziałem, że on również pomyślał o dniu, w którym wszyscy rozpoczęliśmy szkołę. Żałowałem, że nie mogę spojrzeć na siebie jego oczyma, że nie mogę cofnąć się w czasie do tego pamiętnego 1 września i na nowo przeżyć nasze pierwsze spotkanie w życiu.
Zachichotałem cicho. Syriusz był wtedy większy i lepiej zbudowany ode mnie, więc wydawał mi się umięśniony, zaś ja byłem drobny i wychudzony, przez co moje oczy wydawały się większe, a całość niemal dziewczyńska. Kiedy patrzyłem na to, jacy byliśmy z perspektywy czasu, miałem ochotę śmiać się do rozpuku. Banda głupków, którym się wydawało, że są doroślejsi niż byli w rzeczywistości.
- Nadal jednak chciałbym usłyszeć więcej o tym chłopaku i jego próbach zwerbowania cię. - po krótkiej przerwie na wspominki, Black znowu wrócił do tematu, który go interesował najbardziej.
- Po co ci to wiedzieć? Planujesz się do nich przyłączyć? - James poprawił okulary na nosie, podciągając je wyżej palcem wskazującym.
- Oszalałeś?! - Syri prychnął wyraźnie poirytowany. - Chodzę z wilkołakiem. W dodatku mieszańcem. Moja czystej krwi rodzina mnie wydziedziczyła i teraz rozpieszcza mojego młodszego brata, który ma być chlubą rodu. Jestem ostatnią osobą, którą chcieliby widzieć w swoich szeregach.
- Moja narzeczona pochodzi z niemagicznej rodziny – przypomniał kruczowłosemu Potter – a jednak to nie wydaje się im przeszkadzać.
- Zapewniam cię, że moje pytania dotyczące tej bandy nie mają na celu ewentualnego przyłączenia się do nich. Moje plany na przyszłość to posada Aurora i szczęśliwe życie u boku tego tutaj, wspomnianego już wcześniej wilkołaka. Do tego ty spłodzisz dziecko, które ja i Remus wychowamy jak swoje. - Syriusz wyszczerzył się przebiegle. - Evans na pewno będzie zachwycona taką perspektywą.
Przewróciłem oczyma, ponieważ wiedziałem do czego zmierzał. Ruda Lisica dostałaby szału, gdyby usłyszała o czymś podobnym. Dwójka najgorszych osobników w całej szkole miałaby zajmować się jej dzieciątkiem? To nie do zaakceptowania! Jeszcze by się okazało, że ta para gejów sprowadziłaby na złą drogę jej pociechę!
- Doskonale cię rozumiem. - James pokiwał potakująco głową – W naszych planach na przyszłość nie ma miejsca na Śmierciożerców. Tym bardziej, że nadal nie ruszyłem do przodu z tym eliksirem, który pozwoliłby na czasową zmianę płci żebyście mogli sobie z Remusem spłodzić własne dziecko.
Spojrzałem wilkiem na okularnika, który wcale nie przejął się moim niezadowoleniem. Syriusz również nic sobie z tego nie robił, kiedy zadowolony wylewnie dziękował przyjacielowi za to, że nadal o tym pamięta i chce wciąż pracować nad tym głupim, durnym wręcz pomysłem.
Jak to w ogóle możliwe, że poważna rozmowa przerodziła się w coś podobnego? Sądząc po zniesmaczonej minie Petera, nie był szczególnie zadowolony z przebiegu tej dyskusji. Nie mogłem mu się dziwić, w końcu jako jedyny był w naszej grupce „normalny”.
- Przepraszam za nich. Wiem, że każda tolerancja ma swoje granice i wolałbyś nie słyszeć o czymś tak dziwacznym, jak te całe zmiany płci… - westchnąłem.
- Taaa, nie ma sprawy. - Peter uśmiechnął się wprawdzie do mnie, ale nie było w tym za grosz szczerości. Byłem mu jednak wdzięczny, ponieważ będąc naszym przyjacielem nie powiedział, co tak naprawdę myśli o idei dzieci w związkach homoseksualnych oraz zmiany płci w tym tylko celu.
Potrząsnąłem głową, aby odgonić się od tych niepotrzebnych myśli i rzuciłem poduchami kolejno w Jamesa i Syriusza.
- Przymknijcie się już! - ofukałem ich. - Jeśli macie zajmować się takimi głupotami, lepiej skupmy się na… czymś innym! - nie miałem pojęcia czym mielibyśmy się zająć jeśli nie nauką, ale nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, że tego moi przyjaciele mają już na dzisiaj po dziurki w nosie.
Przyjaciele spoglądali na mnie z płomykami rozbawienia błyszczącymi w oczach. Ich miny niemal wykrzykiwały ironiczne: „Czymś innym? Serio?”. Prychnąłem więc poirytowany, ale nie odezwałem się, bo i co niby miałem powiedzieć? Nie miałem pomysłu na to czym ich zająć, a co tu mówić o ciętej ripoście.
Okazało się jednak, że problem sam się rozwiązał, ponieważ sposób na odciągnięcie ich myśli od tematu zmiany płci zastukał papierowym dziobem w okno. Spoglądaliśmy zaskoczeni na ptaka origami, który wytrwale wystukiwał monotonny rytm. James wpuścił go do środka i obserwowaliśmy, jak papierowy zwierzak siada na jego kolanach.
Domyśliliśmy się od razu, że to wiadomość dla Pottera, więc odczekaliśmy stosowną chwilę, aby okularnik mógł „pozostać sam na sam” ze swoim liścikiem. Następnie podeszliśmy do jego łóżka i czekaliśmy. Jeśliby nic nam nie wyjaśnił, zaczęlibyśmy mu zerkać przez ramię. Na szczęście nie było potrzeby sięgać po tak bezczelne metody.
- To list miłosny. - rzucił w ramach wyjaśnienia chłopak. - Napisany wierszem i zawierający prośbę o spotkanie.
Nastąpiły kolejne długie chwile milczenia, które każdy z nas mógł wykorzystać tak jak tylko chciał. Ja wolałem nie zaprzątać sobie głowy sprawami sercowymi Jamesa, więc niemal medytowałem oczyszczając umysł z jakichkolwiek myśli.
- I co zamierzasz? Pójdziesz? - Peter nie wytrzymał. Kiedy chodziło o dziewczyny, zawsze był wyjątkowo dobrze poinformowany i ciekawski.
- Nie mam nic do stracenia, a ta tajemnicza B. na pewno będzie czekać. Zresztą ma ładny charakter pisma, więc jestem ciekaw jak wygląda. No i ładnie pachnie. - obwąchał liścik napisany na różowej papeterii i uśmiechnął się szeroko. - Mam powodzenie.
Nie chciałem mu nawet przypominać o tym, że nadal w planach na przyszłość miał ślub z Evans, jeśli nie chciał umrzeć z rąk ojca dziewczyny.

środa, 7 marca 2018

Rewelacje

Czekając na korepetycje w udostępnionej nam w tym celu sali, rozmawialiśmy przyciszonymi głosami podzieleni na mniejsze grupki. Był to podział w pełni naturalny i wynikał ze stopnia zażyłości, więc nikomu to tak naprawdę nie przeszkadzało. Miałem nawet wrażenie, że kilku osobom było to na rękę, jak chociażby Jamesowi, który od dłuższego czasu wyraźnie próbował nam coś powiedzieć, chociaż zupełnie nie mógł się przemóc. Kilkukrotnie zaczynał już zdanie, ale ostatecznie kończył je wiele mówiącym „później”, a wspomniane „później” wydawało się bardzo odległe w czasie, kiedy okularnik walczył sam ze sobą.
- Potter, jeszcze raz zaczniesz i nie skończysz, a wybiję ci zęby! - Syriusz wymiękł jako pierwszy i to on ostrzegł okularnika przed podjęciem kolejnej nieudolnej próby wyjawiania nam czegoś, co go gryzło.
- Ej, to nie jest łatwe! To, co chcę wam powiedzieć to coś wielkiego! - James warknął w odpowiedzi, ale na tyle cicho, aby słyszała to tylko nasza czwórka, czyli on, ja, Syri oraz Peter.
- Wykrztuś to z siebie, człowieku! Zaraz przyjdzie Slughorn ze swoim naręczem notatek i nie porozmawiamy o niczym. - Black był jak zawsze NIEZWYKLE subtelny i wyrozumiały. Czasami nie mogłem uwierzyć, że potrafił być zupełnie inny, kiedy nie chodzi o przyjaciół, ale o mnie. Ten chłopak miał w sobie tyle samo zadziorności, co łagodności i tylko od niego zależało którą stronę siebie komu pokaże.
James wziął głęboki oddech, który najwyraźniej miał mu dodać odwagi i spojrzał nam wszystkim po kolei w oczy.
- Chcą mnie zwerbować. - wydusił w końcu w jednym, krótkim i niezrozumiałym dla mnie zdaniu.
- Hę?! - Syri wyglądał na jeszcze bardziej poirytowanego. I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście minut temu przekomarzaliśmy się i rozmawialiśmy o głupich książkach.
- Przynajmniej raz w tygodniu zaczepia mnie jeden koleś i próbuje mnie namówić do przyłączenia się do… - chłopak rozejrzał się, aby mieć pewność, że żadna z siedzących przy stoliku osób nas nie podsłuchuje – … do Śmierciożerców.
Moje usta uchyliły się nieznacznie, zaś oczy były pewnie dwa lub nawet trzy razy większe niż zazwyczaj. Wpatrywałem się w okularnika osłupiały. Nie spodziewałem się, że pogarszająca się sytuacja w kraju może w jakiś sposób odbić się na którymś z nas. Byliśmy w końcu tylko bandą nastolatków! Teraz dotarło do mnie wyraźnie, że powoli przestawaliśmy być dziećmi, które żyły na uboczu z daleka od problemów dotykających całą społeczność magiczną. Jasne, jakiś czas temu mieliśmy trochę problemów ze Śmierciożercami, ale wtedy były to dopiero początki całej tej kabały i nie sądziłem, że wytrzymają na tyle długo aby się umocnić i na poważnie wedrzeć się w życie nas wszystkich. A może po prostu oszukiwałem się próbując myśleć w ten sposób? W końcu każdy wiedział, że to niebezpieczna banda narwańców, którzy są przekonani o swoich racjach i czystości krwi.
- I pomyśleć, że wyparłem ich z pamięci… - mruknąłem poniekąd sam do siebie, ponieważ było już dla mnie jasne, że przez cały ten czas starałem się po prostu nie myśleć o problemach dotykających ludzi poza szkołą. Byłem w dużym stopniu samolubny, ale nic na to nie mogłem poradzić. Dorastanie i odpowiedzialność nie szły w parze z cieszeniem się szkolnym życiem, a ja jako wilkołak wolałem czerpać z normalności pełnymi garściami, póki miałem ku temu szansę.
- Jesteś pewny, że właśnie o to w tym wszystkim chodzi i że naprawdę jest… no wiesz kim? - Syriusz od razu przybrał swój „profesorski” ton osoby trzeźwo i racjonalnie patrzącej na świat, co nie zdarzało mu się jakoś szczególnie często.
- Nie uważasz, że to byłby raczej słaby sposób na podryw? - James spojrzał na kruczowłosego jakby ten zadał mu właśnie pytanie o tak oczywistej odpowiedzi, jak to o wynik dodawania dwóch do dwóch.
- Dobra, może trochę przesadzam. - mój chłopak przyznał się do błędu. - Ale sam o tym pomyśl. Dlaczego akurat ty? Przecież jesteś…
Dalszą wypowiedź chłopaka zakłóciło wejście Slughorna, który narobił przy tym tyle hałasu, że nawet gdyby Black dokończył zdanie, niewiele byśmy usłyszeli.
Nauczyciel przytachał ze sobą niewielki kociołek, przenośny podgrzewacz Wędrownego Mistrza Eliksirów oraz kilkanaście składników, które najwyraźniej planował dziś wykorzystać w ramach przypomnienia nam jakiegoś niezbędnego do zapamiętania przepisu, który mógłby pojawić się na egzaminie. Znając Slughorna, mogłem przypuszczać, że ten właśnie eliksir będzie głównym tematem testu praktycznego na zakończenie edukacji, który czekał nas niebawem.
- Niech mi ktoś pomoże, drodzy państwo! - poprosił obładowany profesor, a jego pokaźne ciało zakołysało się dziwacznie, kiedy zarzucił biodrem. - Niech ktoś weźmie materiały na dzisiejszy dzień spod mojej pachy. Syriuszu, jesteś najbliżej, więc gdybyś był tak miły… - znowu wykonał ten okropny gest, który nazwałem właśnie „falującym boczkiem dzika”.
Spojrzenie Syriusza wrzeszczało: Dlaczego ja?!!, kiedy wygrzebywał spod trochę przepoconej ręki nauczyciela przygotowane przez niego notatki. Na polecenie Slughorna przekazał je dalej i ostatecznie każdy miał swój nieszczególnie zachęcająco pachnący egzemplarz.
- No dobrze, od razu przejdę do tematu dzisiejszych korepetycji i zajmiemy się właściwościami eliksirów w zależności od dodawanych do nich składników.
Było bardziej niż pewne, że w takiej sytuacji nie porozmawiamy z Jamesem na temat tego, co aktualnie działo się w jego życiu i kto go nachodził, kiedy nie było przy nim żadnego z nas. Było bowiem jasne, że ktokolwiek zaczepia Jamesa, robi to wtedy, kiedy chłopak jest sam i nie ma nas w pobliżu. A więc zależało im tylko na okularniku lub zwyczajnie tylko do niego zdołali dotrzeć.
Patrząc po twarzach przyjaciół byłem pewny, że każdy z nich miał ochotę dodać coś od siebie aby skomentować całą tę bądź, co bądź dziwaczną sytuację. Z tym jednak musieliśmy poczekać.
Slughorn dawał z siebie wszystko przez dobre dwie godziny i chociaż eliksiry były moją słabą stroną to jednak musiałem przyznać, że ten jeden raz wydawały mi się niezwykle proste i zrozumiałe. Do tytułu geniusza wiele mi brakowało, ale czułem, że gdybym miał więcej czasu to na pewno zdołałbym poradzić sobie z tym przedmiotem lepiej niż dotychczas.
Prawdę mówiąc, nauka sprawiała, że wyznanie Jamesa niemal zupełnie wyleciało mi z głowy. Nic się wtedy nie liczyło, ponieważ do tego stopnia skupiłem się na eliksirach. Zresztą nie tylko ja dałem się temu pochłonąć. Kilka innych osób również dało się pochłonąć, co oznaczało jedno – byliśmy zdesperowani aby zdać egzaminy najlepiej jak się tylko dało.
- Jamesie, bądź tak miły i pomóż mi zabrać się z tym wszystkim. - nauczyciel uśmiechnął się w ten swój przymilny sposób do okularnika i niby to obojętnym ruchem ręki wskazał na swoje szpargały. Nie wiem jak to możliwe, ale miałem wrażenie, że kiedy przyszedł na nasze korepetycje miał tego wszystkiego ze sobą znacznie mniej. A może po prostu nie chciał wracać do siebie obładowany jak muł? Tak czy inaczej, zabierał nam Jamesa, co znowu uniemożliwiało nam rozmowę na temat, który wcześniej narzucił przyjaciel.
- Ależ oczywiście! - J. już był na nogach i zbierał szpargały nauczyciela. Ten chłopak nie potrafiłby przegapić żadnej okazji, aby przypodobać się profesorowi świeżo przed egzaminami. Podejrzewałem nawet, że każdy z nas zachowałby się w takiej sytuacji podobnie, jako że wszystkim nam zależało na przychylnym spojrzeniu grona pedagogicznego. Tutaj chodziło o naszą przyszłość!
Wracając do naszego dormitorium nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Dlaczego? Nie miałem pojęcia. Może chodziło o rewelacje na temat rekrutacji do Śmierciożerców, a może podobnie jak ja przyjaciele analizowali to, czego nauczyli się w ciągu ostatnich godzin.
Kilka razy miałem wrażenie, że Peter chciałby oddzielić się ode mnie i Syriusza, co objawiło się wyraźnym wahaniem oraz spoglądaniem w stronę sowiarni, kiedy akurat przechodziliśmy obok niej. Może właśnie przypomniał sobie, że zapomniał napisać do rodziców? W każdym razie nie zdecydował się na odwiedziny w sowiarni i wrócił z nami do pokoju.
- Co jest, Pet? - Syriusz zwrócił się do chłopaka, kiedy tylko ten zaczął kręcić się niespokojnie siedząc na swoim łóżku i przeglądając notatki z korepetycji. - Jeśli masz jakieś pytania co do tego, co właśnie przerobiliśmy to pytaj póki moja wiedza jest świeża i cokolwiek pamiętam.
Blondynek spojrzał na niego nieruchomiejąc, po czym pokręcił głową.
- Nie, nie. Po prostu zapomniałem o zadaniu z zielarstwa na jutro i teraz mi się przypomniało.
Ach, to wiele tłumaczyło.
- Nie powinienem tego proponować, ale mogę dać ci odpisać. - zaoferowałem, na co chłopak odpowiedział uśmiechem ulgi.
- To bardzo mi pomoże, dzięki. - zaczął przegrzebywać swoją torbę w poszukiwaniu pergaminu, więc i ja to zrobiłem, aby ułatwić mu chociaż trochę życie. W końcu od czego ma się kumpli.

niedziela, 4 marca 2018

Popularna, ale głupia seria

15 kwietnia
-Beznadziejna! Ona jest po prostu największą idiotką w historii literatury! Koszmar! - z jękiem opadłem na swoje łóżko i odrzuciłem na nocną szafkę książkę, którą właśnie skończyłem czytać. - A naiwność bijąca od tej serii sprawia, że nawet ja czuję się tym zażenowany!
Nade mną pojawiła się przystojna twarz Syriusza z ustami wygiętymi w ironicznym uśmiechu.
- Więc po co to czytasz? Która to już część?
- Trzecia… – mruknąłem pod nosem – I nie mam bladego pojęcia, dlaczego to właściwie czytam. Po prostu uznałem, że warto wiedzieć czego i dlaczego się nie cierpi, a tę serię od samego początku uznawałem za debilną.
- Nadal nie pojmuję dlaczego się z nią męczysz skoro jest taka okropna. - Syri pokręcił głową i usiadł na skraju mojego łóżka. Niemal położył się na mnie sięgając po wolumin, który przed chwilą odłożyłem. Po chwili zastanowienia, kiedy miał już książkę w ręce, po prostu przygniótł mnie do materaca swoim ciałem, nie robiąc sobie niczego z moich jęków protestu oraz ostrzeżeń, że grozi mi uduszenie się. Może byłem wilkołakiem, ale Syriusz swoje ważył, a ja w tej chwili byłem w ciele zwykłego nastolatka. Moja klatka piersiowa musiała się unosić jeśli chciałem oddychać!
Spiąłem się cały i wysunąłem ramiona spod Blacka, a następnie zacząłem go spychać z siebie. Naturalnie na jego pomoc nie mogłem liczyć, jako że właśnie otworzył powieść na przypadkowej stronie i zaczął ją czytać.
W końcu udało mi się pozbyć z siebie jego ciężaru i właśnie w tamtej chwili Syri uznał, że woli siedzieć zamiast leżeć. Myślałem, że zaraz go rozszarpię na drobne kawałeczki!
- Czekaj, czekaj, bo chyba nie pojmuję. Więc ona kocha tego jednego jedynego, ale nagle po pocałunku będącym efektem szantażu dociera do niej, że kocha też tego drugiego, ale kocha go mniej, niż tego pierwszego, który jest jej jedynym od początku serii i dlatego teraz rozpacza? - Syriusz spojrzał na mnie jakbym to ja był tym, który wymyślił ten absurd i podał czytelnikom w tak dramatyczny sposób.
- Nooo… Tak, dokładnie tak. - pokiwałem głową.
Syriusz skrzywił się z niesmakiem, przerzucił strony powieści i zaczął czytać w innym miejscu. Ja tymczasem obserwowałem wszystkie zmiany, jakie zachodziły na jego twarzy, kiedy tak przedzierał się przez tekst jednej z najgłupszych książek, z jakimi miałem do czynienia. Chociaż nie, nie najgłupszych, ale z pewnością najbardziej naiwnych.
Miałem ochotę chichotać, kiedy Syriusz krzywił się, marszczył brwi, to znowu unosił je wysoko. Jego twarz zdradzała wszystko, co myślał o tej lekturze i nawet nie próbował tego ukrywać.
- Więc on podsłuchał, że nie ma u niej szans, co go zraniło, odszedł żeby dołączyć do jakiegoś tam starcia, a ona kazała go zawrócić żeby mu powiedzieć, że nie ma szans i musi sobie iść? - spojrzenie szarych oczy przeniosło się z tekstu na mnie.
- Ykhm – odchrząknąłem – Prawdę mówiąc to tak, chociaż później wydarzyło się to, o co pytałeś wcześniej, więc…
- Masz szlaban na takie debilne powieści! - Syri odrzucił książkę na jej poprzednie miejsce. - Naczytasz się tego, a później ci odwali i to ja będę miał problem. Nie żebyśmy wcześniej swoich własnych kłopotów nie mieli, ale przynajmniej u nas dramat był dramatem, a nie wymuszonym powodem do rozpaczy żeby było ciekawiej. Merlinie, ja teraz nie wyrzucę tego absurdu z głowy! - zrozpaczony chłopak złapał się za głowę i ukrył twarz w mojej poduszce.
Roześmiałem się przytulając do jego pleców. Syri uwielbiał czasami dramatyzować, co było na równi denerwujące, jak i zabawne. Dziś zupełnie mi nie przeszkadzało, ponieważ miałem go dzięki temu przy sobie. Wsłuchiwałem się w równomierne bicie jego serca i czułem, jak mięśnie jego pleców poruszają się przy każdym oddechu oraz drobnym ruchu.
- Ale naprawdę, Remusie, nie czytaj więcej czegoś takiego. - chłopak wygrzebał twarz z poduchy i położył na niej policzek. - Lepiej poświęć ten czas na mnie. Wprawdzie jestem tylko zwykłym czarodziejem, ale zapewniam cię, że od kontaktu ze mną nie zgłupiejesz, a ta książka może obniżyć znacznie twój iloraz inteligencji. I to przed samymi egzaminami!
- Głuptas! - rozbawiony pocałowałem go w policzek, a kiedy zmienił pozycję kładąc się na boku, przywarłem ustami do jego warg. Były suche i ciepłe, a smakowały pomarańczą, którą chłopak pochłonął kilkanaście minut wcześniej.
Z rozkoszą oddałbym się pieszczotom i przyjemności, gdyby nie fakt, że na dzień dzisiejszy przypadało nam kolejne spotkanie grupy korepetytorskiej. Było poświęcone eliksirom, więc nie mogłem go sobie odpuścić i musiałem być w pełni skupiony, a nie osiągnąłbym zadowalających wyników, gdybym wcześniej musiał walczyć z podnieceniem lub nabierać sił po kompletnym oddaniu się w jego władanie. Odsunąłem się więc od chłopaka i poklepałem go lekko po piersi.
- Wstawaj, nie planujesz chyba pokazywać się ludziom w tych dresach? - wskazałem ręką Syriuszowy całokształt, czyli podwiniętą koszulkę, która odsłaniała brzuch oraz poszarpane, rozciągnięte spodnie, które zsuwały się z bioder Blacka odsłaniając bieliznę i z trudem się na nim trzymając. Przedstawiał sobą wprawdzie bardzo kuszący obraz, ale nie chciałem żeby poza mną i moimi niewrażliwymi na uroki Syriusza przyjaciółmi oglądał go w takim stanie ktoś więcej.
Kruczowłosy wyszczerzył się do mnie szeroko doskonale wiedząc jak wygląda i domyślając się o czym myślę.
- Jesteś pewny, że nie chcesz pochwalić się przed innymi, że ta boskość należy do ciebie? - tym razem to chłopak zaprezentował swoje ciało wymownym ruchem dłoni.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziałem od razu – I tak nikt nie będzie wiedział, że to moje, poza tymi kilkoma osobami, które o nas wiedzą. Zresztą nie chcę kusić losu. I tak jestem zaskoczony, że jak dawniej dziewczyny uganiały się za tobą całymi tabunami, tak teraz wszystko ucichło… Co? Nie podoba mi się to spojrzenie.
Syri najpierw uciekł wzrokiem w bok, ale po chwili zaczął wpatrywać się we mnie naprawdę intensywnie, jakby chciał żebym wyczytał z jego oczu wszystko to, co chciał mi w tej chwili powiedzieć.
- Remusie… - wydał z siebie ciężkie westchnienie. - To nie tak, że się za mną nie uganiają. Po prostu ty o tym nie wiesz, ponieważ nie chcę cię martwić, a wiem, że tak właśnie by było.
- C-co? - spoglądałem na niego z niedowierzaniem.
- Tylko się nie denerwuj, dobrze? Po prostu one mnie zaczepiają czasami, podsyłają miłosne liściki prosząc o spotkanie, wyznają mi ostatecznie swoje uczucia, a ja z szarmanckim uśmiechem daję im kosza. Każdej mówię, że spotykam się z kimś innym żeby wzięły mnie za babiarza i tak to w sumie wygląda.
Nie mogłem w to uwierzyć! Wręcz nie mieściło mi się to w głowie! Mój chłopak ukrywał przede mną fakt, że dziewczyny wyznawały mu od lat swoje uczucia. Jak mogłem się tego nie domyślić? Jak mogło mi nie przyjść do głowy, że kogoś takiego jak Syriusz Black dziewczyny nie zostawiają w spokoju ot tak dobie?
Merlinie, przecież on wyglądał jak młodociany model! Czarne, opadające na ramiona włosy, które dodawały jego przystojnej twarzy dzikiego wyglądu, pełne figlarnych błysków szare oczy, uśmiech mówiący „wiem, że jestem bogiem”, ciało, nad którym pracował grając w quidditcha, imponujący wzrost. Jak mogłem być tak głupi żeby nigdy o tym nie pomyśleć?
- Ziemia do Remusa Lupina. - kiedy Syri zamachał mi ręką przed twarzą, spojrzałem na niego próbując skupić je na jego twarzy. - Gniewasz się?
- Jeszcze nie wiem. - odpowiedziałem szczerze.
Czy w ogóle miałem powody i prawo do gniewu?
- Flirtowałeś z nimi? - sam nie wiem dlaczego zadałem to pytanie, ponieważ Syriusz spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Oszalałeś?! No, może gdyby były chłopakami… - zaczął, ale spojrzałem na niego wilkiem, więc spoważniał. - Dobrze, dobrze. Nic już nie mówię.
Jeszcze przez chwilę nie spuszczałem z niego wzroku, po czym pocałowałem go szybko i kazałem mu się przebrać. Wykonał polecenie bez zbędnego narzekania.
Szybko odpowiedziałem sobie na pytanie, które zadał mi chłopak i które sam sobie zadawałem. Nie mogłem gniewać się na niego za to, że zataił przede mną rzecz, która rzeczywiście mogłaby mnie niepotrzebnie dręczyć. Kiedyś już mieliśmy swoje ciche dni, które dały nam się nieźle we znaki i nie chciałem znowu przez to przechodzić. Ufałem Syriuszowi, kochałem go i chciałem żeby tak właśnie zostało. Nie miałem wpływu na jego popularność i wściekanie się o to nie miałoby najmniejszego nawet sensu.
- Dlaczego powiedziałeś mi o tym właśnie teraz? - zapytałem, kiedy zakładał na siebie mniej obcisłą koszulkę.
- Ponieważ czytasz głupie książki dla naiwnych nastolatek, które nie mają pojęcia jak wygląda prawdziwe życie. - odpowiedział i wiedziałem, że mówi szczerze, chociaż nie do końca pojmowałem, jak te dwie sprawy mogą się ze sobą łączyć.