środa, 18 kwietnia 2018

Kiedy coś jest z nami nie tak, jak być powinno

19 kwietnia
To zdecydowanie był jeden z tych dni, kiedy czułem się jak przeżuty, przełknięty, zwrócony i wypluty. I pomyśleć, że to właśnie na dziś James zaplanował „wielkie węszenie”, jak poprzedniego dnia wieczorem zaczął nazywać szukanie ojca dziecka, w które był wrabiany. Zupełnie nie czułem się na siłach żeby kręcić się przy Skrzydle Szpitalnym i wypatrywać potencjalnych „dawców nasienie”. Zamiast tego z rozkoszą zostałbym w pokoju i nie robił zupełnie nic, poza leżeniem, siedzeniem i zwyczajnym byciem.
Co tu dużo mówić, w życiu każdego człowieka zdarzały się dni takie jak ten, kiedy to coś było z nim nie tak, ale nie potrafił ocenić co. Tym razem padło na mnie, ale równie dobrze popołudniu lub jutro ten stan mógł dopaść któregoś z moich przyjaciół. Nie było w tym zasady, nie było reguł. Ot, wstajesz i jesteś do kitu, coś się wydarzy i nagle zaczynasz się sypać.
Niewątpliwie miałem jednak trochę szczęścia, ponieważ było jeszcze wcześnie i nikt nie oczekiwał, że o tej porze zwlekę się z łóżka. Mogłem więc leżeć na plecach patrząc w sufit i nie myśląc o niczym. W innych okolicznościach nazwałbym to marnowaniem czasu, ale w tych po prostu tego potrzebowałem. Nie żeby sprawiało mi to jakąkolwiek przyjemność, jednak na pewno większą, niż miało mi sprawić kręcenie się przy SS i czekanie na gwiazdkę z nieba w postaci podejrzanie zachowującego się chłopaka.
Doskonale wiedziałem czego mi trzeba na poprawę humoru i dla nabrania sił do życia – książek! Problem polegał jednak na tym, że nie tylko wydałem już wszystkie przeznaczone na ten miesiąc pieniądze, ale zaciągnąłem już u siebie dług na poczet przyszłego miesiąca. Inaczej mówiąc, byłem bez grosza przy tyłku, a moje czytelnicze potrzeby rosły z każdą chwilą. Nic dziwnego, że byłem taki zmarnowany, kiedy musiałem sobie odmawiać tego, czego potrzebowałem równie mocno, co powietrza by oddychać.
- Nie  spisz już? - usłyszałem cichy szept Syriusza i jego stęknięcie, kiedy przewracał się z boku na bok. Podejrzewałem, że układał się tak aby leżeć przodem do mnie. Nie mogłem być tego jednak pewny, ponieważ przez zasłonięte kotary nie widziałem niczego.
- Nie, już nie. - odpowiedziałem równie cicho. - Obudziłem się i nie mogę już zasnąć.
- Po wczorajszych rewelacjach wcale się nie dziwię. I tak mieliśmy szczęście, że udało nam się bez problemu zasnąć w nocy. Z początku sam uwierzyłem, że James wdepnął w tak wielkie hipogryfowe kupsko.
- Tak, chyba wszystkich nam to przyszło do głowy. W końcu James jest nieprzewidywalny. - zgodziłem się z chłopakiem.
- W końcu to głupek, narwaniec, pechowiec. Po prostu Potter.
Skinąłem, ale przypominając sobie, że Syriusz mnie nie widzi, potwierdziłem jego słowa głośno.
- A co powiesz o nas, skoro się z nim przyjaźnimy? - zapytałem po chwili dla żartu.
- Jesteśmy masochistami, Remi. - Black zachichotał. - Zdecydowanie i każdy z nas na inny sposób.
- Nie, to nie moje! - usłyszeliśmy zdenerwowany, podniesiony głos Jamesa, który mnie osobiście przestraszył, więc podejrzewałem, że Syriusz zareagował podobnie.
Wysunąłem głowę zza kotary w nogach łóżka, wychylając się na tyle aby móc zobaczyć Jamesa. Ponieważ on swojej wczoraj nie zaciągnął, było widać, jak rzuca się po materacu. A więc spał i mówił do siebie.
- Wiem, że jest podobny, ale nie mój! - upierał się we śnie James. - Nie, nie! Tylko nie James Junior!
Niemal parsknąłem śmiechem. A więc chłopak nawet śnił o tym, że chcą go wrobić w ojcostwo? No pięknie. We śnie i na jawie. Bycie Jamesem Potterem potrafiło być przerażające.
- Myślisz, że powinniśmy go obudzić żeby się tak nie męczył? - Syriusz rozsunął kotary swojego łóżka i posłał mi jeden ze swoich popisowych, czarujących uśmiechów.
- Nie mam pojęcia, czy powinno budzić się ludzi z koszmarów, czy to będzie dla nich jakiś szok. To chyba dotyczy tylko lunatyków, więc może spróbujmy?
Wygramoliłem się z łóżka, a Syriusz dołączył do mnie. Powoli zaczęliśmy wspólnymi siłami potrząsać Jamesem, który nadal mamrotał coś pod nosem i wił się w pościeli. Kiedy udało nam się doprzeć do jego uśpionej świadomości, zerwał się gwałtownie z łóżka i błędnym, szalonym wzrokiem zaczął rozglądać na boki, jakby czegoś szukał. Miałem ochotę roześmiać się, ale jednocześnie byłem trochę przestraszony tym czy aby na pewno nie zrobiliśmy mu jakiejś krzywdy. W końcu wyglądał jak rasowy wariat!
Dopiero po chwili spojrzał na nas i zdołał skupić wzrok na tyle, żeby wyglądać normalniej i przytomniej. Nie żeby miało to jakieś szczególne znaczenie w przypadku Pottera, ale jednak woleliśmy go w formie szalonego, ale zdrowego na psychice.
- Co? - nie wiedział, co się dzieje.
- Miałeś koszmary o tym całym bachorze. - rzucił prosto z mostu Syriusz. - Było cię pełno na całym łóżku i zacząłeś przez sen podnosić głos, więc cię obudziliśmy dla świętego spokoju. Dodam, że bardziej twojego niż naszego.
J. wodził spojrzeniem ode mnie do Syriusza i z powrotem. Po chwili skinął głową, ale milczał jakby chciał przeanalizować to, co usłyszał. Nie wiem ile pamiętał, że swoich koszmarów, ale miałem szczerą nadzieję, że wystarczająco aby zmienić zdanie i dać sobie spokój z pomocą Lani Caine przy dorwaniu chłopaka jej siostry.
- Tak, przyznaję, to nie było miłe. - okularnik odetchnął głęboko i unosząc twarz do góry, spojrzał na sufit.
Sam nie wiem dlaczego już jakiś czas temu zrezygnowaliśmy z baldachimów, które rozciągały się nad nami, a zostawiliśmy tylko zasłony, które dawały nam niezbędne minimum prywatności. Czasami miałem wrażenie, że ktoś może nas przez to od góry podglądać kiedy śpimy, ale idąc w zaparte, woleliśmy jednak móc patrzeć na biały sufit, niż kolorowy materiał.
- Kiedy cała ta sprawa dobiegnie końca, będę mógł zapomnieć o problemach i spać spokojnie.
- A więc nie ma szans, że odpuścisz? - zapytałem nie bez nadziei w głosie.
- Nie, Remi. Muszę to zrobić.
Westchnąłem ciężko przyjmując to do wiadomości. A więc nie było szans na święty spokój i robienie słodkiego niczego. Trzeba było węszyć, nawet jeśli nie miało się na to ochoty.
- Byle jeszcze nie teraz. - wróciłem zmarnowany do swojego łóżka i położyłem się dokładnie tak jak wcześniej. Jedyny wyjątek stanowiły kotary, które odsłoniłem, aby móc widzieć przyjaciół.
Wystarczyło mi jedno spojrzenie na nich, abym wiedział, że doskonale wiedzą, co mi dolega. A przynajmniej rozumieją objawy, ponieważ nie było szans aby odgadli przyczynę takiego stanu rzeczy. W końcu ja sam jej nie znałem.
- James, rozumiem twój plan i wszystko, nawet uważam, że ma on sens, ale co zrobimy jeśli chłopak nie wie o dziecku lub dla niego ta cała Kimbelry była tylko przejściową miłostką? Wtedy nie ma szans żeby się kręcił przy SS, więc możemy szukać go do woli. Nawet jeśli dziewczyna powie nam, kto jest ojcem, znowu może skłamać i próbować wrobić kogoś innego. Tak w ogóle to pytałem o to wczoraj, ale zasnąłeś. - niedługo posiedzieliśmy w ciszy, ponieważ Syri wykorzystując to, że James obudził się i nie wyglądał na kogoś, kto planuje znowu położyć się spać, przeszedł do swoich pytań.
Chyba nikt nie mógł zaprzeczyć, że były to celne uwagi, ponieważ nie mieliśmy pewności, na ile Kimberly Caine będzie chciała z nami współpracować. Wąchanie dziewczyny lub jej ubrań, które mogły mieć kontakt z „dawcą nasienia”, aby później obwąchiwać wszystkich chłopaków w szkole nie wchodziło w grę.
- Nie martwcie się szczegółami. - głos okularnika o dziwo brzmiał bardzo pewnie. - Jeśli będzie trzeba, wymyślimy coś nowego. Na razie cieszmy się chwilą bez problemów, bo kiedy Lani zacznie się do nas dobijać, będzie już za późno.
Nawet tego nie skomentowałem. Dlaczego miałaby się dobijać do nas? Zardi była jedyną dziewczyną, która wiedziała jak ominąć zabezpieczenia i zakraść się do naszego dormitorium i miałem nadzieję, że tak pozostanie. Ostatnim czego chciałem były masowe „najazdy” dziewczyn na nasze małe królestwo. Zresztą chyba każdy chłopak wolał mieć swój własny kącik, gdzie mógłby się zaszyć i nie myśleć o płci przeciwnej.
Nawet nie planowałem zastanawiać się nad tym, jak to wyglądało w przypadku moim i Syriusza, jako że my musielibyśmy szukać schronienia przed tą samą płcią, a to na pewno byłoby niesamowicie trudne.
Marzyłem aby cofnąć czas i znowu móc przesypiać noc nie musząc myśleć o tym, że przyjdzie mi się niedługo podnieść i podążyć za Jamesem na spotkanie kłopotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz