środa, 24 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXV - Albus Dumbledore

- Więc? Co planujesz teraz zrobić? - Gellert leżał na boku i podpierał głowę ramieniem, aby lepiej mnie widzieć. Leżałem obok niego na plecach i wpatrywałem się w sufit zamyślony.
- Nie mam pojęcia. - przyznałem szczerze, chociaż nieszczególnie byłem tym faktem zachwycony. Nienawidziłem sytuacji, w których nie wiedziałem, co robić.
- Mogę spróbować ci jakoś pomóc. - zaoferował, ale jego uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.
- Jak? - postanowiłem nie odrzucać jego wyciągniętej w moją stronę pomocnej dłoni.
- A bo ja wiem? - Gellert przewrócił oczyma, jakbym był dzieckiem, które zadaje niemądre pytanie.
- Gellercie, nie chcę żadnych dodatkowych problemów. Ten jeden mi wystarczy, a jeśli musiałbym później jeszcze sprzątać po tobie…
- Tak, tak, wiem. Już to kiedyś przerabialiśmy i teraz ty jesteś bohaterem, a ja tym złym, który siedzi zamknięty w wieży, jak cholerna księżniczka.
- Ale za to jaka księżniczka. Gdyby każda taka była, zamiast być dyrektorem latałbym po świecie i uwalniał je z ich więzień. - rzuciłem zaczepnie.
- Ha! I myślisz, że pozwoliłbym ci na uganianie się za innymi? - wyzywające spojrzenie dzikich oczu mojego kochanka nie pozostawiało miejsca na jakiekolwiek wątpliwości.
Gellert nie lubił się dzielić i obejmowało to także mnie. Miał mnie na wyłączność, nie ważne czy między nami się układało, czy też nie, moim obowiązkiem było pozostać mu wiernym, nawet gdybym miał cierpieć katusze z niezaspokojenia, kiedy on jest daleko.
- Księżniczek mu się zachciewa. - prychnął poirytowany i ukąsił mnie w ucho na tyle mocno, aby wyrwać  moich ust syk bólu. - Zadbam o to, abyś nie miał sił myśleć o czymkolwiek!
*
Godzinę później nie byłem bliższy znalezienia rozwiązania problemu znikających ubrań, chociaż bezsprzecznie czułem się niepokonany i mógłbym przenosić góry, gdybym nie był taki zmęczony.
- Poczekaj aż problem sam się rozwiąże. - Gellert wodził palcem po moim policzku rysując na nim runy dotykiem. - Prędzej czy później musi się wydarzyć coś, co naprowadzi cię na właściwe rozwiązanie. Najlepsze, co możesz zrobić to słuchać, co się mówi. Uczniowie mają nad tobą tę przewagę, że jest ich więcej, a więc więcej widzą i słyszą, a później gadają. Nastaw się na odbiór i poleć zrobić to samo nauczycielom. Pamiętasz dlaczego ja w końcu zostałem pokonany? Myślałem, że dam radę samemu podbić świat. Na początku szło łatwo, później pojawiły się problemy, a ostatecznie ty udowodniłeś, że nie mam szans znaleźć się na szczycie, ponieważ potrzebuję do tego właśnie ciebie.
Zastanowiłem się nad jego słowami. Miał rację, sam nie mogłem udźwignąć wszystkich odpowiedzialności, jakie na mnie spoczywały, a błądzenie po ciemku nie było rozwiązaniem.
- Masz rację. - przyznałem.
- Wiem o tym. Chociaż myliłem się, kiedy mówiłem, że nie zdołasz odkryć eliksiru na chwilową zmianę płci.
Zarumieniłem się przypominając sobie swoje liczne porażki oraz ostateczny sukces, który zaowocował dokładnie tak, jak chciałem. Żywy dowód mojego sukcesu uczył się teraz w Akademii Magii Beauxbatons. Dowód, o którym nie wiedział nikt poza naszą dwójką oraz samym wspomnianym dowodem. Dziecko, którego się nie spodziewaliśmy, chociaż mieliśmy nadzieję je spłodzić. Nasz największy i najpilniej strzeżony sekret.
- Gdybym był młodszy podjąłbym kolejną próbę, tym razem na sobie. - wyznał, na co spojrzałem na niego zaskoczony. - Byłem młody i wydawało mi się, że mam już wszystko, a teraz żałuję, że nie dałem z siebie więcej. Nie bądź taki zdziwiony! - roześmiał się chyba trochę zawstydzony. - Świadomość, że zostawisz coś lub kogoś po sobie, kiedy się zestarzejesz jest kusząca.
- Nie jesteśmy jeszcze tak starzy.
- Masz rację, przed nami jeszcze wiele lat życia, ale kiedyś przyjdzie na nas czas. Dobra, nie wiem skąd mi się to wzięło! - porzucił melancholijny temat i zmiażdżył moje usta swoimi.
*
Rozkręcaliśmy się dopiero, kiedy przez uchylone okno do sypialni wleciał papierowy ptak z wiadomością. Zignorowalibyśmy go, ale krążył wokół nas z taką zaciętością, że nie byliśmy w stanie skupić się na sobie nawzajem.
Gellert złapał go i zmiażdżył w dłoni zanim mi go nie podał. Rozwinąłem wiadomość karcąc partnera wzrokiem, ale on tylko wzruszył obojętnie ramionami.
- To od Horacego. Chciałby ze mną porozmawiać na temat „ostatnich niepokojących wydarzeń, które na szczęście nie zachwiały jego pozycją poważanego i szanowanego nauczyciela, ale ugodziły w jego dumę”. - przeczytałem na głos.
- Merlinie, on nic się nie zmienił przez wszystkie te lata, co?
- Jest grubszy i starszy, ale jego ego pozostało niezmienione.
- Odpowiedz mu, że pracujesz nad sprawą i znajdziesz dla niego czas dopiero późnym wieczorem.
Kim byłem aby mu się sprzeciwiać? Zrobiłem więc dokładnie tak, jak mi polecił, nie wychodząc nawet z łóżka.
W tym czasie Gellert przygotował dla nas herbatę i przyniósł ciastka. Zrobił to jednak bardziej dla siebie niż dla mnie. Byłem pewny, że zgłodniał i tylko dlatego wysilił się na tyle, co z jakiegoś powodu naprawdę mnie bawiło.
Jedząc wyraził sobie niezadowolenie z faktu, że ciągle nam dzisiaj przeszkadzają, chociaż cieszył się, że nauczyciele w pełni na mnie polegają. Dzięki temu nikt nie podejrzewał, że spotykam się z kimś jego pokroju i że sam pomogłem mu znaleźć sposób na wymykanie się z jego więzienia raz na jakiś czas.
- Ludzie widzą to, co chcą widzieć. - zakończył i zaklęciem pozbył się okruszków ze pościeli oraz pustego talerza i kubków.
Patrzyłem na niego analizując jego ostatnie zdanie. A co jeśli za całe zamieszanie w szkole nie odpowiadał uczeń, który, rozmyślnie lub nie, rzucił jakieś dziwaczne zaklęcie? Przecież nie rozpoznawał go żaden z moich nauczycieli. Gellert proponował podsłuchiwanie uczniów, ale może powinienem sięgnąć dalej, bo do samego Hogsmeade. Osoby w Hogwarcie wywodziły się z podobnych środowisk. Uczniowie byli uczniami, nauczyciele obracali się raczej pośród osób na swoim poziomie. W mieście jednak można było trafić na osoby, z każdego środowiska społecznego i o różnym statusie. Jeśli tam nikt nie słyszałby o podobnym przypadku, mógłbym poczuć się pokonany, ale gdyby jednak ktoś rzucił na to trochę światła…
- Jesteś genialny, Gellercie!
- Hm? Tak wiem, ale możesz mi wyjaśnić dlaczego akurat teraz… - mruknął niewyraźnie, kiedy zgniotłem go w mocnym uścisku swoich ramion.
- Powiem ci później. - zapewniłem i pocałowałem go z nową pasją, jaką w sobie odnalazłem. Był zaskoczony, ale nie opierał się.
Byliśmy parą dorosłych mężczyzn, o których słyszał cały czarodziejski świat, a zachowywaliśmy się jak nastolatkowie. Przy nim czułem się o wiele młodszy niż byłem w rzeczywistości, miałem wrażenie, że czas zatrzymał się na najszczęśliwszych chwilach naszego życia, jakby te przykre nigdy się nie wydarzyły.
Rozpływałem się w jego ramionach i miałem nadzieję, że on rozpływa się w moich. Nie mieliśmy już w prawdzie sił na kolejne namiętności, ale nasze języki kochały się ze sobą między naszymi połączonymi ustami i to w zupełności nam teraz wystarczało. Silne, szczupłe dłonie mężczyzny łapały garściami moje włosy i pociągały za nie lekko, kiedy zmienialiśmy pozycję. Moje w palce pieściły wtedy jego kark i ramiona, jakbym obawiał się, że pod mocniejszym dotykiem jego ciało zacznie pękać i rozpadać się niczym porcelana, z którą ktoś nie obchodził się należycie ostrożnie.
Mieliśmy dla siebie jeszcze tylko tych kilka godzin, zanim mój kochanek nie będzie zmuszony wrócić do swojego więzienia aby nikt nie zauważył jego zniknięcia. Nie chcieliśmy przecież rozsiewać paniki, ale zwyczajnie być ze sobą mimo błędów jakie w życiu popełniliśmy. Każdy czasami błądzi, ale to nie znaczy, że błądzący nigdy nie odnajduje właściwej drogi.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, a Gellert opadł na pościel usatysfakcjonowany i wyraźnie zadowolony. Ułożyłem się obok niego i tuliłem się w jego ciało. Objął mnie i wodził palcami po skórze moich pleców jak zawsze, kiedy leżeliśmy spleceni ze sobą ciesząc się po prostu sobą nawzajem.
Ta chwila była nasza, a droga jaką przeszliśmy aby do niej dotrzeć była wyboista, ale nie niemożliwa do pokonania.



niedziela, 21 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXIV - Syriusz Black

Nie ważne jak długo i jak intensywnie nie myślelibyśmy nad sensownym planem szpiegowania Skrzatów i odkrycia miejsca, w którym ukrywają swojego szalonego pobratymcę, i tak nie doszlibyśmy do niczego. Nasze głowy były zupełnie puste, a przynajmniej pusta była moja. Skoro nie mogliśmy wykorzystać Peleryny Niewidki, wszystko wzięło w łeb i po prostu zostaliśmy z niczym. W takiej sytuacji nawet mój Remus nie mógł nas wybawić z opresji. Był naprawdę dobrym czarodziejem, ale nie cudotwórcą.
Moje myśli powoli zaczynały wchodzić na mroczne ścieżki brutalnego wyciskania informacji siłą ze Skrzatów Domowych, kiedy zaraz nad moją twarzą, a leżałem na swoim łóżku z rękami pod głową, pojawiła się doniczka z kwiatkiem w środku.
- Kurwa! - syknąłem nie mogąc powstrzymać przekleństwa i sturlałem się z łóżka na ziemię. Upadek bolał, ale na pewno mniej niż bolałaby doniczka rozbijająca się na mojej głowie. - Nic mi nie jest! - rzuciłem do zaniepokojonych przyjaciół i wczołgałem się na łóżko. Cholerny kwiatek w doniczce, który wylądował na mojej poduszce właśnie wypluwał z siebie zwitek pergaminu.
Cóż, dobrze, że kotary mojego łóżka były zasunięte, ponieważ przyjaciele na pewno zainteresowaliby się czymś takim, a ja wolałem jednak uniknąć tłumaczenia im dlaczego ktoś omal nie roztrzaskał zaczarowanej donicy na mojej głowie. Sam zrobiłem coś podobnego nauczycielowi run, kiedy pokręciłem jedną z nich i nabiłem mu ogromnego guza. Do tej pory mi tego nie zapomniał, a przecież od tamtego czasu minęło już wiele miesięcy, może nawet rok.
Sięgnąłem po wypluty przez kwitek pergamin uświniony chlorofilem i rozwinąłem. Zacząłem czytać wiadomość i musiałem przyznać, że domyślałem się już wcześniej tego, co w nim znajdę. Victor chciał się ze mną spotkać za pięć minut na zakręcie korytarza prowadzącego do mojego Domu.
- Idę zwerbować Victora. - rzuciłem do kolegów biorąc donicę pod pachę.
Na szczęście nie zadawali pytań co do zaczarowanego chwasta, którego niosłem.
Stawiłem się na miejscu spotkania jeszcze przed nauczycielem i krążyłem po korytarzu zataczając kółka. Nie denerwowałem się, po prostu nie lubiłem sterczeć bezczynnie, kiedy chwilę wcześniej podskoczył poziom adrenaliny w mojej krwi, a niewątpliwie w moich żyłach płynęło jej nadal naprawdę sporo po otrzymaniu wiadomości w tak ekstremalnym stylu. Victor Wavele był mściwą bestią, co do tego nie miałem wątpliwości.
Stukot obcasów jego eleganckich butów usłyszałem jeszcze zanim pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Ten człowiek był elegancki nawet jeśli musiał ubierać się w co tylko popadło. Podziwiałem go za to. Tym mocniej, że kiedy się zbliżył i miałem okazję obrzucić go szybkim spojrzeniem nie mogłem zaprzeczyć, że wyglądał naprawdę dobrze w tym co miał na sobie. A przecież kolory jego ubrań były prawdziwie paskudne.
- Syriuszu, zapewne domyślasz się dlaczego chciałem z tobą rozmawiać? - nauczyciel nie owijał w bawełnę. Patrzył mi w oczy, jakby sądził, że skłamię w odpowiedzi na jego pytanie, jeśli miałem coś wspólnego z całym dzisiejszym zamieszaniem.
- Wiem. - przyznałem, jako że nie trudno było się domyślić, o co może mu chodzić. - Wiem kto jest za to odpowiedzialny, ale nie chcę aby to się  rozniosło.
- Mów. - to jedno słowo wyrażało od razu zgodę. Czułem to, ponieważ znałem już nauczyciela wystarczająco dobrze, by czasami rozumieć go bez zbędnych słów, czy przydługich wyjaśnień.
- Szalony Skrzat Domowy.
- Co? - wytrzeszczył oczy.
Wziąłem głęboki oddech i powtórzyłem.
- Szalony Skrzat Domowy. Wiem to z pewnego źródła. Cokolwiek zginęło zostanie na pewno w końcu oddane. - dodałem, ponieważ miałem zamiar zadbać by naprawdę tak było. - Rzecz w tym, że osoba, która mi to powiedziała nie chce aby dowiedział się o tym dyrektor, a ja musiałem obiecać, że niczego mu nie zdradzę. Przyznaję, że pańska wiadomość była mi na rękę, ponieważ już wcześniej zastanawiałem się nad poproszeniem o pomoc. Pomijam fakt, że niemal rozwalił mi pan głowę. - rzuciłem nauczycielowi pełne urazy spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robił. Po prostu wzruszył ramionami.
- Refleks masz całkiem niezły, jak widzę. - brzmiał jego komentarz.
- Podejrzewamy, że szkolne Skrzaty mogą ukrywać tego wariata. - wróciłem do interesującego nas w tej chwili najbardziej tematu. - Nie wierzymy, że mógłby ukrywać się gdzieś w zamku bez wiedzy innych. Problem w tym, że nasz plan inwigilacji Skrzatów jest dziurawy jak sito. W sumie to dziura na dziurze, więc nie mamy nic czego moglibyśmy się uczepić. Potrzebujemy pomocy aby pozbyć się problemu i odzyskać możliwość normalnego ubierania się, ponieważ swoje ubrania odzyskaliśmy. - dostrzegłem błysk w oczach nauczyciela i domyśliłem się, że musiało zginąć mu coś, na czym bardzo mu zależało. Byłem ciekaw co to takiego, ale nie wtykałem nosa w nie swoje sprawy aż do tego stopnia. Nie chciałem walczyć o życie lawirując między spadającymi donicami.
- Umówmy się, że ty zadbasz aby wszystkie ukradzione rzeczy wróciły do właścicieli, a ja w tym czasie zajmę się ze Skrzatów informacji.
A więc nie myliłem się! Naprawdę mu na czymś zależało.
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę, a on uścisnął ją pewnie.
- Tylko proszę pamiętać, że dyrektor nie może się o niczym dowiedzieć.
- Spokojnie, Syriuszu, nie jestem amatorem. Wiem w jaki sposób zmusić kogoś do mówienia bez alarmowania kogokolwiek.
- Proszę mnie nauczyć! - o tak, coś podobnego mogłoby mi się w przyszłości przydać. Tym bardziej jeśli miałbym w jakiś sposób współpracować z Remusem w jego agencji detektywistycznej.
Nauczyciel namyślał się przez dłuższą chwilę.
- Kiedy skończysz szkołę. - powiedział w końcu – To nie jest zgodne z wytycznymi Ministerstwa Magii dotyczącymi używanych przez czarodziejów zaklęć, ale kiedy ukończysz Hogwart, podejmę się tego i nauczę cię.
Czułem, jak mnie usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Tak, wiedziałem, że na tego człowieka mogę liczyć zawsze! Był dla mnie niczym starszy brat i to nie miało się zmienić nawet po zakończeniu szkoły. Pasował mi taki układ.
Zgodziłem się kiwając głową. Wymieniliśmy kilka zdawkowych uprzejmości i w końcu rozeszliśmy się wracając do swoich zajęć. On musiał zabrać się za przepytywanie Skrzatów, zaś ja za nakłanianie Hagrida do jak najszybszego zwrotu ukradzionych przez jego Skrzata ubrań i innych części garderoby.
Zanim jednak przystąpiłem do pisania łzawego listu do gajowego, od którego planowałem zacząć swoją część naszego układu z profesorem, opowiedziałem o spotkaniu przyjaciołom. Uznałem, że skoro i tak siedzimy w tym razem to powinni znać wszystkie szczegóły. Zresztą byłem pewny, że Victor opowie o wszystkim Noelowi, jako swojemu najlepszemu przyjacielowi, który na pewno również ucierpiał na skutek Hagridowego błędu w ocenie sytuacji, jego dobrego serca i głupiej mózgownicy.
Przyjaciele obiecali mi pomóc w pisaniu listu i zmyślaniu rzewnych historii, które przekonałyby Hagrida do działania. Bluzka po zmarłej mamie, prezent od ukochanej babci lub byłego chłopaka, którego nadal się kocha, bluza z autografem idola i inne opowieści mogłyby równie dobrze zamienić się w jakąś książkę dla młodzieży, gdyby tylko trochę ciężej nad tym popracować. Tyle że ja nie potrzebowałem zbioru opowiadań a łzawego listu. Chciałem w nim opisać Hagridowi niby to zasłyszane na korytarzach i w Pokoju Wspólnym historie ukradzionych łaszków. Do tego kilka wstydliwych wyznań o paradowaniu na golasa przed sympatią lub wręcz przeciwnie, przed kimś kogo się nie lubi. Po liście planowałem wybrać się do Hagrida osobiście kolejnego dnia i zabierając ze sobą przyjaciół opowiedzieć mu jeszcze kilka zmyślonych historii, może już nie tak dramatycznych, ale wartych usłyszenia i rozważenia, a później pozostanie mi odczekanie na ruch Hagrida. Jeśli go nie uczyni, wrócę z czymś jeszcze lepszym. Z czymś, czego nie będzie mógł zignorować! Byłem pewny, że gajowy należał do osób w pewnym stopniu przesądnych, więc jeśli rozegrałbym wszystko właściwie, może zdołałbym go wystraszyć i zmusić do pokornego, natychmiastowego zwrotu ubrań, które zalegały w jego chacie. Nie oszukujmy się, na pewno nie miał w planach zabrać się od razu za ich odsyłanie. Obawa, że zostanie odkryty, jako przyczyna problemów była zbyt wielka. Nie, Hagrid nie planował zabrać się do pracy bez zwlekania i nie trzeba czytać w jego myślach by wiedzieć.
Czekało nas naprawdę sporo pracy, jeśli chcieliśmy przekonać tego upartego osła do czegokolwiek.

niedziela, 7 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXIII - Noel Seed

Wybaczcie mi wszelkie literówki, powtórzenia i inne byki T^T

Niemal nagi, mając na sobie tylko bokserki, przegrzebywałem szufladę z koronkową bielizną w poszukiwaniu takiej, która spełniałaby wszystkie wymagania mojego narzeczonego, ale jednocześnie nie zniknęłaby, kiedy tylko ją na siebie założę.
Chociaż początkowo sądziłem, że nie będzie to tak trudne, szybko przekonałem się, jak bardzo się myliłem i powoli zaczynałem wątpić w to, że w ogóle zdołam znaleźć coś odpowiedniego. Obawiałem się, że w grę wchodziły w najbliższym czasie tylko zwyczajne slipy i bokserki, ale to nie zadowalało Victora, który zagustował w koronkach do tego stopnia, że sam zapełnił moją szufladę delikatnymi, seksownymi majtkami o najróżniejszym kroju.
Zza moich pleców rozległo się ciche prychnięcie, nie pierwsze i nie ostatnie dnia dzisiejszego.
Uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony i zasunąłem szufladę poddając się. Odwróciłem się do siedzącego w fotelu, nadąsanego mężczyzny i pokręciłem głową z westchnieniem, jakbym miał do czynienia z upartym, głupiutkim uczniem.
- I pomyśleć, że jeszcze niedawno uważałeś, że powinienem nosić tylko stuprocentowo męską bieliznę, a teraz płaczesz nad koronkowymi majtkami, które zniknęły.
Victor prychnął głośno i nachmurzył się jeszcze bardziej.
- Nie płaczę! - syknął. - Lubiłem cię w tych majtkach. Były bardzo seksowne…
- I zawsze, kiedy je ubierałem twoje drugie ja przejmowało nad tobą kontrolę. - wskazałem wymownie na krocze mężczyzny i zaśmiałem się cicho. Chmurna mina mojego narzeczonego sprawiła mi dziwną radość. Wydawał mi się taki słodki i niewinny w tym swoim nadąsaniu. Ten dumny mężczyzna naprawdę ubolewał nad utratą mojej bielizny, a musiałem przyznać, że nie spodziewałem się tego, że może ją aż tak bardzo lubić. Jasne, podniecała go, ale nie sądziłem, że do tego stopnia.
- Chodź tu! - rzucił rozkazującym tonem wskazując na swoje kolana.
Uśmiechnąłem się i podszedłem. Wspiąłem się na fotel klękając okrakiem nad jego udami i oparłem swoje czoło o jego. Wsunąłem dłonie w gładkie, brązowe włosy mężczyzny bawiąc się nimi na jego karku.
- Jestem… - powiedziałem cicho, niemal szeptem i potarłem swoim nosem o jego.
Victor przesunął dłońmi po moich udach od kolan po biodra i powoli w dół, aby znowu podjąć wędrówkę w górę. Zadrżałem, kiedy zrobił to po raz pierwszy, a później dreszcze sunęły po moim kręgosłupie za każdym razem, gdy zmieniał kierunek, w którym poruszały się jego ręce.
- Jesteś piękny, Noelu. - wymruczał. - Nie ważne, co masz na sobie, ale i tak uwielbiałem cię w tych cholernych majtkach i podwiązkach.
Zamruczałem z aprobatą i lekko musnąłem ciepłe, suche usta mężczyzny.
- Powiedz mi czego chcesz, kochanie. - szepnąłem w jego ucho i przygryzłem wrażliwą muszelkę.
- Wstań, a przekonasz się czego chcę. - zamruczał gardłowo.
Przez całe moje ciało przeszedł cudowny dreszcz podniecenia, który sprawił, że moje serce razem z krwią pompowało rozkosz prosto do krocza.
Zerwałem się na równe nogi wyczekując z niecierpliwością ruchu Victora.
Na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, który przegonił wcześniejsze niezadowolenie. Mężczyzna również się podniósł i powoli, patrząc mi w oczy, uklęknął przede mną. Powoli przesunął opuszkami palców po skórze moich ud. Oblizał się i przysuwając do mojego krocza, zaczął kąsać je i ssać przez materiał bokserek. Momentalnie zacząłem twardnieć, a on zamruczał z aprobatą. Jego palce wydawały się wodzić po moich udach niczym po strunach harfy.
Zatęskniłem za delikatnymi, lekkimi koronkami, które w tej chwili pozwoliłyby mojemu członkowi na swobodę, czego nie mogły mi zaoferować bokserki. Krępowały mnie, a Victor jakby nic sobie z tego nie robił. W końcu jednak zahaczył palcami o gumkę bielizny i zsunął ją odsłaniając moją pobudzoną męskość.
Patrzyłem w dół, na klęczącego przede mną mężczyznę i widziałem głód w jego oczach, kiedy spoglądał na moje ciało.
- Cudowny… - zamruczał i przechylając głowę w bok, sięgnął wargami moich jąder. Najpierw lizał je lekko, drażniąco, a następnie possał lekko. Jakby dla kontrastu, jego dłonie zacisnęły się mocno na moich pośladkach.
Zajęczałem i gdyby nie silne, zdecydowane dłonie na moim tyłku pewnie ugięłyby się pode mną kolana.
Victor tymczasem przesunął język wyżej i zaczął sunąć po spodniej stronie mojego członka. Wsunąłem dłonie w jego włosy, ale starałem się za nie nie ciągnąć. Nie chciałem żeby mój kochanek martwił się łysieniem na starość w takiej chwili.
W końcu poczułem jak gorąca wilgoć ust mężczyzny zaczyna obejmować cały mój członek od główki po trzon. Jęknąłem głośno i zadrżałem, ale Victor nie pozwolił mi na przegrupowanie sił. Opróżnił policzki i od razu zaczął poruszać głową. Raz miał między wargami tylko koronę mojego penisa, to znowu brał mnie w siebie tak głęboko, że nosem niemal dotykał mojego podbrzusza.
- Bogowie, Victorze! - jęknąłem gardłowo. Odchyliłem głowę do tyłu i łapałem głęboko powietrze. Poczułem, jak palce kochanka wbijają się w moje ciało tak mocno, że na pewno miały zostawić po sobie siniaki.
Nagle rozkosz stymulacji skończyła się, kiedy mężczyzna wstrzymał swoje cudowne ruchy.
- Nie! - wydusiłem z siebie i spojrzałem na to klęczące piękno, które wyczekująco uchyliło usta w sposób, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Zacisnąłem pewniej dłonie na włosach mężczyzny i wypchnąłem biodra do przodu, zagłębiając się w słodkie ciepło chętnych warg.
Zacząłem walić jego usta powoli, ale głęboko, jednak kiedy zobaczyłem z jaką błogością przyjmuje każde pchnięcie, podniecenie sięgnęło zenitu i chyba tylko cudem nie wytrysnąłem w te wspaniałe wargi. Victor wyglądał, jakbym to ja sprawiał mu w tej chwili niewyobrażalną przyjemność, a nie na odwrót. Zwiększyłem tempo ruchów, ale jednocześnie nie wchodziłem już tak głęboko.
Spod półprzymkniętych powiek popatrzyłem na Victora i dostrzegłem, że w czasie kiedy ja pieprzyłem jego usta, on masował swoje pobudzone krocze.
- Mój boże! - jęknąłem, zadrżałem i wytrysnąłem niespodziewanie. Moje ciało poruszało się spazmatycznie, kiedy opróżniałem jądra w te gorące, anielskie usta.
Mój mężczyzna zaczął teraz znowu poruszać głową, aby wyssać ze mnie całe nasienie do ostatniej kropli. Dopiero wtedy wypuścił mnie ze swojego ciepła i oblizał się zadowolony.
- Myślę, że bez tych koronek i tak damy sobie jakoś radę. - zamruczał.
- Doprawdy? A jak on da sobie radę? - wskazałem na wypychającą jego spodnie męskość.
- Hmm… - podniósł się z klęczek i usiadł w fotelu rozchylając zapraszająco uda. - Obaj chcemy abyś zaspokoił go dłońmi. Żebyś go dotykał i pieścił, zapamiętał jego kształt do tego stopnia, abyś przypominał go sobie nawet wtedy, kiedy w toalecie trzymasz w dłoni swojego.
Gdyby nie fakt, że przed chwilą szczytowałem i potrzebowałem dłuższej chwili by się zregenerować, na pewno znowu znajdowałbym się w pełnej gotowości słysząc te słowa. A tak:
- Victorze! - jęknąłem tylko i wziąłem głęboki oddech. Moje serce wydawało się lekkie i skrzydlate.
Uklęknąłem między nogami mężczyzny i dobrałem się do jego spodni. Rozpiąłem je uwalniając spod materiału imponującą, ciężką męskość kochanka.
Pochyliłem się biorąc go w usta, aby rozprowadzić po nim moją ślinę, a następnie odsunąłem się i objąłem go dłonią tak jak tego chciał.
Zacząłem powoli sunąć w górę i w dół gorącego, pulsującego trzonu. Kiedy stwierdziłem, że jest zbyt suchy, znowu go polizałem. W końcu jednak mogłem przyspieszyć ruchy dłoni, a pierwsze wypływające z jego penisa drobne krople nasienia zaczęły ułatwiać mi pracę.
Victor był duży, nabrzmiały od pulsującej krwi. Pod palcami wyczuwałem jego żyły i wiedziałem doskonale kiedy trzon rozszerzał się przechodząc w idealnie kształtną koronę penisa. Mimowolnie przypomniało mi się to cudowne uczucie, kiedy ta pełna główka pokonywała opór moich mięśnie i wnikała we mnie ze słodką mieszaniną rozkoszy i cudownego bólu.
Wróciłem myślami do swojego aktualnego zajęcia. Tak bardzo chciałem zadowolić kochanka, wypełnić jego polecenie i zapamiętać jego kształt i strukturę każdym nerwem.
Przyspieszyłem ruchy i zmieniłem odrobinę kąt, dzięki czemu siła jaką wkładałem w pieszczenie kochanka pozostawała taka sama, ale on mógł odczuwać wszystko dokładniej. Drugą dłonią sięgnąłem jego jąder i zacząłem je masować.
- Noelu! - moje imię wyjęczane zachrypniętym z rozkoszy głosem było niczym muzyka.
Uśmiechnąłem się do siebie i nie przerywałem. Może odrobinę jeszcze zwiększyłem tempo, na tyle na ile byłem w stanie.
Kiedy w końcu poczułem, jak jądra kochanka zbliżają się do jego ciała, a on wypchnął biodra prosto w moją dłoń, przysunąłem wargi do jego ciała zaczynając spijać każdą stróżkę nasienia, które je opuściła.
Victor uwielbiał kiedy to robiłem.
- O tak, Noelu. Właśnie tak. - wydyszał, co było moją małą wygraną, gdyż obaj w tamtej chwili dostaliśmy to czego chcieliśmy.

środa, 3 października 2018

Był plan i nie ma planu

- Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy się w to mieszać. - Peter usiadł na swoim łóżku nadąsany i splótł ramiona na piersi. Wyglądał jak małe pulchne dziecko, które nie dostało ciastka, o które prosiło.
Syriusz przewrócił oczyma i westchnął ciężko. Do najcierpliwszych ostatnio nie należał, więc poniekąd rozumiałem jego frustrację.
- To może być ostatni raz, kiedy oglądam dziewczyny w bieliźnie!
- Peter, jeśli czegoś nie zrobimy to i tak zakończysz swoją karierę podglądacza na tym dniu. Ale do tego dojdzie całkowity koniec krótkich spódniczek i wielkich dekoltów, ponieważ każda laska będzie chodzić w jakimś obciachowym worku, byle tylko nie zniknął z jej ciała. Kapujesz? Ludzie połączyli te cholerne kropki i zrozumieli, że muszą unikać ładnych ubrań, które lubią. To oznacza, że żadna dziewczyna nie wyjdzie już poza swój pokój w czymś, co mogłoby zniknąć na twoich oczach. Dociera, jak na razie?
Peter rzucił Blackowi nieprzyjemne spojrzenie, ale po chwili najwyraźniej uspokoił się lub po prostu zrozumiał, że Syri ma rację i nic nie zyska na odcięciu się od naszej próby uporania się z problemem szalonego Skrzata Domowego.
- Dziewczyny nie są głupie. O ile to możliwe, są mądrzejsze od nas. Niektórym z nas wisi, czy zobaczą nas w bieliźnie, ale dla nich to coś wielkiego, więc nie zaryzykują. A jeśli one nie będą ryzykować, ty nie będziesz oglądał. Proste.
Cisza jaka zapadła była krępująca, ale na pewno potrzebna. Ja, Syri i James byliśmy w jednej drużynie, zaś Peter jak na razie zostawał w tej drugiej, mniej licznej. Nawet jeśli tylko Syriusz uważał, że może nam się udać, staliśmy za nim murem. Każdy z nas chciał w końcu móc ubierać się normalnie. Nawet ja! Wprawdzie moje ubrania nie należały do najlepszych, ale miałem takie, które szczególnie lubiłem oraz takie, w których uwielbiał oglądać mnie Syriusz, więc nie planowałem ich stracić na rzecz jakiegoś skrzaciego wariata.
- Niech będzie. Zacznę pomagać, ale jeśli uznam, że mi się to nie opłaca, rezygnuję!
- Pasuje mi to! - Syri wyraźnie odetchnął z ulgą. - Jestem pewny, że nie zrezygnujesz tak w ogóle.
Optymista.
Zdecydowaliśmy jednak, że mimo ostatecznej chęci Petera w zaangażowanie się w nasze „polowanie”, nie zaczniemy go od razu, ale damy sobie przynajmniej jeden dzień na wnikliwe przeanalizowanie naszych możliwości i późniejsze zebranie pomysłów. Burza mózgów, pasowałoby powiedzieć, gdyby nie fakt, że nasze głowy będą prawdopodobnie tak puste, że jakikolwiek plan się w nich narodzi, nie będzie on szczególnie odkrywczy. Byliśmy zwykłymi nastolatkami, a nie zaprawionymi w bojach łowcami głów.
Zresztą żaden z nas nie znał się na Skrzatach Domowych, więc co tu mówić o łapaniu jednego z nich.
- Yyy, chłopaki? - zwróciłem na siebie uwagę kolegów. - Nasz pierwotny plan obejmował śledzenie Skrzatów Domowych pod Peleryną Niewidką, prawda?
- No tak, i nadal taki jest. Musimy dowiedzieć się czy pomagają temu walniętemu i gdzie może się on chować…
- Peleryna to część garderoby. Pożądana przez wiele osób, uwielbiana przez nas…
- Nie wiem o czym mówisz. - rzucił z pełną powagą, niemal pogrzebową Syriusz. - Przecież nikt nie mówił nic o Pelerynie Niewidce. Komu przyszłoby do głowy wykorzystywać ją, kiedy istnieje zagrożenie, że Skrzat ją przejmie.
Taaaak… Teraz miałem pewność, że Syri zrozumiał w pełni gafę, jaką wcześniej popełnił obmyślając tę część swojego planu. Jak to możliwe, że wcześniej nie dotarło do mnie, że mogliśmy stracić naszą bezcenną pelerynę w taki głupi sposób?
- Czyli zostaliśmy z niczym… - James zwalił się na swoje łóżko i ułożył dłonie pod głową. - Jeśli na coś nie wpadniemy, jesteśmy skończeni. Nie wierzę, że nauczyciele coś wymyślą, a nie możemy donieść na Hagrida. Nawet anonim nie zda się na nic, bo łatwo je wyśledzić zaklęciami, które Dyrektor na pewno zna.
- Powinniśmy połączyć siły z kimś, kto nas nie wyda i nie powie dyrektorowi kto stoi za tym wszystkim, ale jednocześnie będzie mocnym sprzymierzeńcem. - Syriusz zaczął krążyć po pokoju. - Wiemy wszyscy którego nauczyciela można wykorzystać, ale nie wiem na ile będzie trzymał gębę na kłódkę. Podejrzewam, że może mu bardzo zależeć na pozbyciu się problemu, bo na pewno stracił albo ulubiony garnitur, albo przynajmniej koszulę. On zawsze ubiera się nienagannie, więc…
- Słyszałem, że się zaręczył. - dodał James. - Seed się wygadał na zajęciach z mugoloznawstwa, bo jego siostra chciała żeby on również to zrobił. Wtedy jako bliźnięta mogliby urządzić podwójny ślub.
Patrzyliśmy na Jamesa zaskoczeni. Nie trudno było domyślić się, że Syriusz mówił o Victorze, ale żaden z nas nie wiedział o zaręczynach.
- Mówiliśmy o ślubnych tradycjach mugoli i tak jakoś mu się wymsknęło. Wydawał się zadowolony.
- Nie wiedziałem nawet, że Seed kogoś ma. - przyznałem. - Myślałem, że jest ponad tym, a przynajmniej jest zbyt zajęty pilnowaniem Wavele’a żeby nie zdradzał mu siostry.
- Przyznaję, również tak myślałem, ale wszystko wskazuje na to, że poznał kogoś zanim rozpoczął pracę tutaj i teraz zachęcony przez siostrę postanowił się ostatecznie ustatkować.
- I co ty na to? - zacząłem uważnie przyglądać się Jamesowi. - Twoja Noela niedługo będzie po słowie, a przecież byłeś w niej zakochany.
J. westchnął ciężko.
- Przyznaję, że to był dla mnie szok. Naprawdę miałem nadzieję, że jednak rozstanie się z nim i da szansę komuś młodszemu. Mnie. Teraz muszę o niej całkiem zapomnieć. Jeśli cieszyła się na te zaręczyny tak bardzo, jak mówił Noel to nie mam już najmniejszych szans.
Biedny James. Nazbierało mu się tyle miłości życia, że zamiast raz mieć złamane serce, on miał je łamane niemal bezustannie. Pierwszym, który mu je złamał był Sheva i podejrzewam, że to przyjaciel odczuł najdotkliwiej.
- Trudno. Mam Lily, więc nie powinienem marzyć o innej. Ale i tak wnerwia mnie fakt, że akurat taki nadęty bufon jak Wavele ją zdobył! Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby nadal tu uczyła i nagle jej piękna suknia rozpłynęłaby się w powietrzu zostawiając ją w samej bieliźnie? Założę się, że byłaby koronkowa! I w takim delikatnym kolorze różowym. A może nawet i ona by zniknęła. W końcu Seed na pewno bardzo ją lubiła. No co?
Wzruszył ramionami patrząc na nas z ognikami przekory w oczach, kiedy my wpatrywaliśmy się w niego. Jego erotyczne fantazje naprawdę nas nie interesowały, w szczególności jeśli dotyczyły kobiet. Chociaż niechętnie to przyznawałem nawet przed samym sobą, nie miałbym nic przeciwko, gdyby w jego fantazjach pojawił się tracący ubrania Victor Wavele. W końcu nie musiałem go lubić, aby uważać, że jest przystojny. Nie znaczyło to jednak, że naprawdę chciałbym zobaczyć go bez ubrania lub nawet całkiem nagiego. Nie, to byłoby za dużo.
- Nie ważne, udam, że nie słyszałem. - Syriusz machnął ręką. - Chociaż przyznaję ci rację, Seed pewnie miałaby na sobie różową koronkową bieliznę. A teraz wyobraź sobie, że na ślubie będzie mieć białą, a tym, który się do niej dobierze będzie nie kto inny, jak Victor. - mój chłopak roześmiał się widząc przerażoną i zbolałą minę Pottera. Zakładałem, że James wyobraził sobie moment, w którym Wavele zdejmuje piękną białą suknię ze swojej nowo poślubionej żony i podziwia ją w śnieżnobiałych koronkach.
- Merlinie, będę miał koszmary erotyczne przez ciebie! Tyle piękna nie moje!
Black zaśmiał się ochryple. Odkaszlnął jednak i roześmiał się raz jeszcze, tym razem normalnie. Niestety jego „złowieszczy” śmiech stracił całą złowieszczość.
Byliśmy bandą szalonych chłopaków, którzy uwielbiali sobie nawzajem dokuczać i dogadzać, jakkolwiek dziwacznie by to nie brzmiało. Byliśmy po prostu niepoprawni.
Przez chwilę milczeliśmy, póki nie poczułem na sobie przeszywającego spojrzenia Syriusza. Aż zadrżałem, kiedy przeszył mnie zimny dreszcz. To nie zwiastowało niczego dobrego. Kiedy popatrzyłem na mojego chłopaka, po jego twarzy błąkał się uśmiech, który wcale mi się nie podobał. Przez chwilę wyobraziłem sobie siebie w białych koronkach i zadrżałem ponownie. Nie czytałem w myślach Blacka, ale byłem pewny, że właśnie o tym w tamtej chwili myślał. Zastąpił Seed mną, co było naprawdę przerażające. Kiedyś mógł mnie poprosić o założenie czegoś takiego, a ja pewnie zgodziłbym się, gdyby mnie dobrze przekonywał.
Merlinie, nie!

poniedziałek, 1 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXII - Albus Dumbledore

Patrzyłem z niedowierzaniem na stojącego przede mną w samej bieliźnie Gellerta, który wypluwał z siebie przekleństwa w naprawdę zadziwiającym tempie. Kiedy przeszył mnie swoim intensywnym spojrzeniem lśniących wściekłością dzikich i pięknych oczu, zadrżałem bynajmniej nie ze strachu.
Gellert był wprawdzie bardzo szczupły, ale jego mięśnie choć słabo zauważalne były twarde i silne. Jego przydługie, posiwiałe włosy i równie srebrna broda z rozkosznym wąsikiem nadawały mu zadziorności, która zawsze tak mi imponowała i rozpalała. Ostry nos, kuszące usta…
Mój wzrok znowu zaczął schodzić w dół po pokrytej bladą skórą piersi czarodzieja.
- Oczy mam wyżej, Dumbledore! - wyrzucił z siebie ochryple, jakby strzelał z bicza.
Znowu zadrżałem, ponieważ doskonale pamiętałem dzień, kiedy daliśmy szansę takiej formie erotycznej rozrywki.
Gellert stojący nade mną z lśniącym złotym blaskiem magicznym pejczem… Krótki, ale intensywny ból zastępowany przez rozkoszne ciepło i drętwienie skóry…
- Znam to spojrzenie, Albusie, i nie radzę ci nadal zmierzać w tym kierunku.
Wziąłem głęboki oddech, który miał mnie uspokoić, chociaż wbrew pozorom wcale tego nie zrobił, a  jedynie bardziej mnie rozpalił, gdyż moje nozdrza wypełnił zapach szamponu i płynu do kąpieli, jako że mężczyzna stojący przede mną niedawno wyszedł z łazienki po długiej kąpieli. Mój wieloletni kochanek nie domyślił się jednak tego, jak na mnie podziałał, nazbyt skupiony na swojej nagości.
- Jeśli trochę ochłonąłeś, powiesz mi co to ma znaczyć? - wskazał na swoje pozbawione ubrań ciało. Jeszcze niedawno miał bowiem na sobie zupełnie nowe szaty, które kupiłem mu specjalnie z okazji naszej randki, którą na dziś zaplanowaliśmy.
- Nie mam pojęcia – przyznałem szczerze. Gellert nie do końca mi chyba dowierzał, biorąc pod uwagę badawcze spojrzenie, jakim mnie przeszywał. - Naprawdę nie wiem! - uniosłem ręce w geście mającym dodatkowo podkreślić moją niewinność. - Z ubraniami wszystko było w porządku i naprawdę liczyłem na to, że dziś gdzieś razem wyjdziemy.
- Niech będzie. Wierzę, ale w takim razie, co…
Jego pytanie zostało przerwane przez kroki słyszane na schodach dzięki stukotowi obcasów. Gellert zaklął po swojemu i zniknął w toalecie, jako że pracujący w mojej szkole nauczyciele na pewno rozpoznaliby go w mgnieniu oka, a ja nie chciałem się tłumaczyć z jego obecności w moim gabinecie. Tym bardziej kiedy miał na sobie wyłącznie bieliznę.
Żałowałem jednak tego, że musiał się schować, ponieważ bardzo podobało mi się to, co do tej pory widziałem. Co z tego, że nie byliśmy już najmłodsi, skoro to co było między nami nadal cechowały żywe i mocne uczucia? I nie chodziło wyłącznie o sentymenty, motylki w brzuchu czy romantyzm, ale także o te bardziej pierwotne uczucia, jak pożądanie czy podniecenie. Gellert nadal był dla mnie atrakcyjny, a mojemu libido niczego nie dało się zarzucić.
- Proszę! - zaprosiłem kobietę, która zapukała do drzwi gabinetu. McGonagall weszła do środka skanując pomieszczenie jakby oczekiwała, że zobaczy tu coś, co mogłoby ją zainteresować. Miała na sobie jakąś mało elegancką suknię, co trochę mnie zdziwiło, biorąc pod uwagę to, jak zawsze ubierała się z dużą dbałością o szczegóły.
- Panie dyrektorze, mamy problem. Wśród uczniów i nauczycieli wybuchła panika, kiedy nagle zniknęły ubrania, które niektórzy z nich mieli na sobie. Niektórzy zostali zupełnie nadzy. - dodała aby podkreślić powagę sytuacji.
- Proszę usiąść i powiedzieć mi na ten temat coś więcej. - wskazałem krzesło przed biurkiem, które kobieta zajęła posłusznie.
- Nastąpiło to jednocześnie lub niemal jednocześnie w różnych częściach szkoły. U uczniów z różnych domów i każdej płci. Podobnie było z nauczycielami. Sama ucierpiałam przez to wszystko i proszę mi wierzyć, że nie mam pojęcia jak do tego w ogóle doszło, a przecież powinnam mieć chociaż jakieś podejrzenia.
- Mogę sobie to wyobrazić. - moje myśli wróciły do niemal nagiego kochanka, który zapewne podsłuchiwał teraz pod drzwiami toalety. - No cóż, chodźmy sprawdzić, czy nie było to jakieś zaklęcie rzucone przez ucznia, które wymknęło się spod kontroli. - podniosłem się i otworzyłem drzwi koleżance z pracy.
Miałem nadzieję na spędzenie bardzo romantycznego i gorącego dnia z moim kochankiem, ale to musiało poczekać. Im szybciej zajmę się sprawami szkoły, tym szybciej znowu znajdę się z nim sam na sam, a właśnie tego pragnąłem najbardziej w tej chwili.
Opuściłem więc swój gabinet z żalem i bólem, ponieważ czułem między nogami napięcie, od którego mogła mnie uwolnić tylko jedna osoba, a tę musiałem niestety zostawić samą w gabinecie. Że też ze wszystkich dni coś takiego musiało wydarzyć się właśnie dzisiaj!
***
Nic. Jedno wielkie nic. Chociaż wykorzystałem cały arsenał znanych mi zaklęć, które mogły się przydać w odkryciu przyczyny problemu znikających ubrań, nie udało mi się dojść prawdy. Byłem jednocześnie zły i podniecony, jako że z jednej strony moja wiedza zawiodła, zaś z drugiej miałem przed sobą wyzwanie.
- I gdzie moje ubrania? - powitało mnie nadąsane pytanie, zaledwie wróciłem do siebie.
- Nie wiem. Jk na razie nie doszedłem do niczego. - odpowiedziałem przyznając się do porażki.
- Naturalnie, że nie. Beze mnie raczej nie łatwo jest ci dochodzić. - słysząc to zadarłem głowę do góry. Na twarzy Gellerta pojawił się zbereźny uśmieszek. - No dalej, rozbieraj się. Skoro nie możemy wyjść jak planowaliśmy, będziemy mieli randkę tutaj. Już to przemyślałem, kiedy cię nie było. Niech te twoje Skrzaty dostarczą nam tutaj jedzenie, otworzymy wino i zapewnisz mi należytą rozrywkę. Ale nie planuję jako jedyny siedzieć w samej bieliźnie!
- Fala podniecenia rozlała się po moim ciele z niesamowitą siłą. Gellert na pewno wiedział, że właśnie rozbudził we mnie podniecenie, które zdoła tylko w jeden sposób ostudzić. Uśmiechał się do mnie bowiem w ten wiele mówiąc sposób, który od lat doprowadzał mnie do przyjemnego szaleństwa.
- Nie każ mi czekać, Albusie. - upomniał mnie ostro.
Posłusznie wysłałem od razu wiadomość do Skrzatów i przygotowałem wspomniane przez kochanka wino. Następnie rzuciłem zaklęcie na drzwi oraz całe pomieszczenie aby je wyciszyć i uniemożliwić innym dostanie się do środka. Rozebrałem się do bielizny tak, jak chciał tego mój Gellert. Zauważyłem, że jego spojrzenie sunęło po moim ciele tak, jak wcześniej moje przesuwało się po jego.
- Mmm… Rozumiem, że mamy teraz chwilę dla siebie, więc chodź tu do mnie. - zamruczał zmysłowo, co poczułem aż w kroczu, a jego drapieżny chichot powiedział mi, że najprawdopodobniej moje podniecenie było także widać na mojej twarzy.
Postąpiłem kilka kroków w jego kierunku, a on szybko skrócił resztę dzielącego nas dystansu. Nie wiem, co robił, kiedy wyszedłem, ale najwyraźniej miałem z tym wiele wspólnego, jako że mężczyzna złapał mnie zdecydowanie, niemal brutalnie za szyję i przyciągnął do mocnego, wygłodniałego pocałunku. Objąłem go w pasie i poddałem się, kiedy jego gorący język wpełzł w moje usta. Nie było w tym za grosz delikatności, jako że Gellert uwielbiał, kiedy nasze wargi i języki walczyły ze sobą pieszcząc się przy tym gwałtownie i mocno. Tak jak on uwielbiał wygrywać w takich starciach, tak i ja uwielbiałem, kiedy był górą.
- Tfuj! - odsunął się nagle ode mnie i przesunął palcami po języku. - Mam w ustach twoją brodę.
Nie wytrzymałem i roześmiałem się. Jego stwierdzenie było szczere do bólu, obrzydliwe, ale jednocześnie dziwnie intymne. Po tylu latach burzliwego związku nie tylko moją brodę miał już w ustach.
- Nie pozbędę się jej, Gellercie. - od razu zaznaczyłem z mocą.
- Cholera, to ty powinieneś siedzieć zamknięty w wierzy, a nie ja! Wprawdzie z łatwością się z niej wymykam, ale mimo wszystko. - jakiś psotny ognik zalśnił w jego oczach. - Stawałbym pod wierzą, a ty spuszczałbyś swoją brodę abym się po niej wspiął. - roześmiał się rozbawiony niczym dziecko swoim dowcipem. Uspokojenie się zajęło mu dłuższą chwilę. - Roszpunko moja… - rzucił szczerząc ostre zęby i kładąc dłonie na moich biodrach, przysunął mnie bliżej siebie.
Na udzie poczułem jego twardniejącą męskość.
Nawet gdyby świat dowiedział się o nas, nikt by nie uwierzył, że to ten sam czarodziej, który terroryzował magiczną społeczność nie tak znowu dawno temu i którego pokonałem.
Jęknąłem, kiedy mężczyzna zatopił zęby w moim ramieniu i lizał ugryzione miejsce, jakby chciał mi w ten sposób wynagrodzić swoją słabość do podobnych zachowań.
To najwyraźniej miał być bardzo udany dzień, nawet bez obiecanej przed miesiącem randki poza murami zamku.