HAPPY HALLOWEEN!
NOTKA NA AI NO TENSHI!
Victor:
Noel leżał na łóżku zajmując niemal całą jego powierzchnię suknią, którą miał na sobie. Strój z epoki wiktoriańskiej, który tak sobie upodobał naprawdę był obszerny, chociaż broniłem się przed określeniem go powszechnym mianem „namiotu”. Nie wiem jakim cudem, jednak mężczyzna zdołał zmusić mnie do założenia mało wygodnego ubrania lorda, bym pasował do niego podczas Halloween, które zawsze było wielka uroczystością. Cały gabinet Noela był pięknie przyozdobiony na tę okazję i naprawdę przyjemnie było tutaj przebywać, tym bardziej, kiedy zamyślony pozwalał bym do woli bawił się jego magicznie wydłużonymi rzęsami, a nawet szturchał jego policzki pokryte grubą warstwą najróżniejszych środków.
Minęła dłuższa chwila, zanim oprzytomniał i machnięciem odgonił moją dłoń od swojej twarzy.
- Nie wolno, wiesz o tym! – skarcił mnie, ale wyjątkowo nie sięgnął po lusterko. Ponownie osunął się w dalekie krainy swoich myśli, których nie potrafiłem nijak przeniknąć.
Kiedy tak patrzyłem na niego i zastanawiałem się nad tajemnicami, które mógł kryć przyszedł mi na myśl poemat, który wywarł na mnie wielkie wrażenie dawno temu, gdy po raz pierwszy miałem okazję go usłyszeć w wersji śpiewanej. Teraz Noel wydawał mi się przedstawiać właśnie Panią na Shalott*. Czasami zastanawiałem się, czy dobrze robię wymuszając na nim męskie cechy, które przecież porzucił dawno temu. W końcu nie miałem prawa oczekiwać, że zaprze się samego siebie, by mi dogodzić.
- Przestań myśleć w ciszy i powiedz mi o co chodzi. – rozkazałem mu, chcąc by cisza przestała mi dokuczać.
Uśmiechnął się lekko, spojrzał na mnie zalotnie, jak zwykł to czynić i wsunął dłoń w moje włosy, jakby głaskał naburmuszone dziecko. Mimo wszystko głębia jego oczu wydawała się kryć jakieś zmartwienia.
- Chciałbym byś wiedział o mnie więcej. – znowu był taki nieobecny, ale tym razem już bez najmniejszej pomocy z mojej strony wrócił do mnie całym sobą.
Jego słowa bardzo mnie ucieszyły, chociaż nie dałem tego po sobie poznać. Jeśli Noel decydował się na wyznania, znaczyło to, iż uznał mnie za kogoś więcej niż zwyczajnego kochanka. Tym samym potwierdził, iż zdołałem uczynić go uzależnionym od siebie, zdobyłem jego serce już nie tylko pobieżnie, ale miałem je na zawsze i tylko dla siebie. Tyle wiedziałem i bez zbędnych zapewnień jakimi mógłby mnie uraczyć.
- Powiedz mi więc wszystko. Mamy na to czas. – starałem się go zachęcić nie pokazując, jak bardzo mnie to interesuje.
Ponownie się uśmiechnął, tym razem chyba czuł wyraźną ulgę, iż mógł pozbyć się ciężaru przeżyć, o których zapewne nie mówił jak dotąd nikomu.
And moving through a mirror clear
That hangs before her all the year,
Shadows of the world appear.
There she sees the highway near
Winding down to Camelot;
There the river eddy whirls,
And there the surly village churls,
And the red cloaks of market girls
Pass onward from Shalott.*
- Kiedy zrozumiałem, że nie interesują mnie kobiety, a mężczyźni wydają mi się naprawdę atrakcyjni, byłem nastolatkiem. – zaczął unikając mojego wzroku z jakiegoś powodu. – Co gorsza niejednokrotnie byłem mylony z dziewczyną z powodu mojego wyglądu, braku niektórych męskich atrybutów, jak zarost, czy szerokie barki. Z początku cieszyłem się tym, jako iż łatwiej było mi zwrócić na siebie uwagę mężczyzn, jednak szybko przekonałem się, że wcale nie było to pozytywne pod żadnym względem. Wystarczyło, że przyznałem się do swojej płci, a od razu mnie odsyłano z kwitkiem i patrzono na mnie dziwnie, jakbym popełnił jakieś przestępstwo, pozwalając by ze mną flirtowali.
Powoli zaczynałem nienawidzić kobiet, za to, że są tym kim są, zaś ja byłem kimś kim być nie powinienem. Moje ciało przeszkadzało mi bez względu na to, jak bardzo starałem się przypodobać interesującym mnie chłopcom. Dawałem z siebie wszystko, chciałem ukazać swoje zalety, by ostatecznie przełamać pasmo nieudanych prób, co jednak mi się nie udało.
Nie chętnie opuszczałem swój pokój, czy to w szkole, czy w domu, nie utrzymywałem żadnych znajomości, co nikogo nie dziwiło. Szybko rozniosła się wiadomość, że zachowuje się dziwnie i wydaję się interesować tą samą płcią. To przypieczętowało mój los i tym samym musiałem porzucić marzenia o udanym związku, w którym byłbym szczęśliwy.
Jakkolwiek dziwnie mogło to wyglądać, pożądałem kogoś kto dałby mi poczucie bezpieczeństwa, kto pomógłby mi pozbierać się po tak licznych upadkach, kto zaopiekowałby się mną, pozwolił się kochać i pokochałby mnie, takim jakim byłem, a więc z moim męskim ciałem, które tak boleśnie przypominało kobiece.
Wszystko to może wydawać ci się niepoważne i przesadzone, ale dziecko wychowane w rodzinie czarodziejów nie ma pojęcia o życiu poza tym światem. Mało tego czarodzieje nie zdradzają się łatwo ze swoimi upodobaniami, co dawniej było tym bardziej przestrzegane, jakby było zapisanym prawem. Nie miałem pojęcia, co należy zrobić, jak mam się zachowywać, gdzie szukać i czy w ogóle znajdę kogoś kto zechce chociaż przekonać się, że nie jestem taki zły. W większości nadal trafiały mi się propozycje od osób myślących, iż jestem dziewczyną, a ciągnie się to aż do teraz, jak sam wiesz. Były to jednak czasy, kiedy nie ubierałem się tak jak teraz, ale zupełnie normalnie. Moje usilne próby by wyglądać bardziej męsko kończyły się śmiechem innych i moim upodleniem. Nie byłem w stanie poradzić sobie z tym wszystkim.
Wtedy też zacząłem się interesować mugolami, częściej obserwowałem ich ukradkiem i znalazłem sposób odmienić swój los. Domyślasz się, co to za sposób, prawda?
Nie chcąc mu przerywać pokiwałem głową, a on mógł mówić dalej.
- Zacząłem od przebierania się tylko podczas kręcenia się pośród mugoli. Miałem jeszcze nadzieję, iż może wśród nich znajdzie się ktoś odpowiedni, ale nie dało mi to wiele. A jednak trafiłem na kogoś, kto był mną niewątpliwie zainteresowany i wydawało mi się nawet, że może znalazłem ostatecznie szczęście, które wcale mi nie sprzyjało przez wiele lat.
Tamten chłopak nie zraził się tym, że nie jestem tym za kogo mnie miał i nie zaprzestał się ze mną spotykać. Niestety dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że jednym jego interesem w tym wypadku było moje ciało, nie zaś jako taki „ja”.
Upadek był równie bolesny, co poprzednie niepowodzenia, chociaż po ogromnym załamaniu zmienił mnie znacznie pod wieloma względami. Zacząłem pochłaniać wszelką wiedzę na temat napojów miłosnych, afrodyzjaków, wszystko co mogło mi pomóc w jakikolwiek sposób było moim ratunkiem. Poza tym studiowałem także psychologię przeciętnego męskiego umysłu, co ostatecznie doprowadziło mnie do jako takiego rozwiązania.
Jedyną bramą do odnalezienia mojej drogi wydawało mi się poszukiwanie, próbowanie i liczenie na to, że w końcu szczęście mnie odnajdzie i pozwoli mi odnaleźć ostateczny spokój. Nie było to proste i wymagało ode mnie wielkiego wysiłku, by przełamać wszystkie bariery, które oddzielały mnie od celu, który obrałem. Ale udało się.
But in her web she still delights
To weave the mirror's magic sights,
For often through the silent nights
A funeral, with plumes and lights
And music, went to Camelot:
Or when the Moon was overhead,
Came two young lovers lately wed;
"I am half sick of shadows," said
The Lady of Shalott.*
- Mężczyzn, którzy byli zainteresowani związkiem ze mną było zdecydowanie więcej niż początkowo myślałem. Każdy zaczynał naszą znajomość będąc przekonanym, że jestem kobietą, a poznając prawdę część uciekała, ale byli i ci którzy pozostawali.
Żaden jednak nie był ze mną zbyt długo. Znajdowali sobie dziewczyny, lub po prostu związek ze mną okazywał się sekretem, który nagle wychodził na jaw i musieliśmy się rozstać, czego oni nie żałowali, chyba że chodziło wyłącznie o zaspokajanie ich potrzeb.
Kiedyś jednak byłem z jednym chłopakiem przez trzy miesiące, wydawało mi się, że to już koniec poszukiwań. Był całkiem miły, nie spotykał się z nikim innym. Naprawdę go lubiłem. W prawdzie nigdy nie zwracał większej uwagi na moje pragnienia, ale uznałem, że taki już jest i nie martwiłem się tym nazbyt wiele.
Odczuwałem jednak ogromny brak drobnych rzeczy, jak randki, pieszczotliwe pocałunki, wspólnie spędzany czas, którego nie poświęcalibyśmy na zaspokajanie go. Zaproponowałem mu więc zarówno spotkanie w kinie, jak zwyczajny spacer, ale odmówił.
- Nie mam czasu na takie drobnostki. – powiedział mi wtedy i wrócił do pracy. Był prawnikiem, więc często zajmował się swoimi sprawami nawet u mnie.
Wyglądając przez okno mieszkania widziałem liczne pary, cieszące się sobą, ale wszystkie opierały się na związku pomiędzy mężczyzną, a kobietą.
Dotarło do mnie, że także dla niego byłem niczym innym, jak tylko ciałem, które miało zadowolić jego pragnienie, nie otrzymując wiele w zamian. Gdy zapytałem go o to nie zaprzeczył. Uśmiechnął się bezczelnie i patrzył na mnie, jakbym był niepoważny.
- Nie masz do zaoferowania nic poza seksem, więc chyba nie oczekujesz, że będę tracił na ciebie więcej czasu niż muszę? Nie ważne jak ładny się wydajesz, ponieważ gdy zdejmiesz te kolorowe ciuszki stajesz się szpetny.
Płakałem wtedy naprawdę długo i skończyłem z takim życiem. Poczułem, że nie ma sensu ani prezentowanie się jako mężczyzna, ani jako kobieta i jakkolwiek nienawidziłem wszystkich tych ubrań, kobiecych drobnostek, które pozwalały im być ładniejszymi, to nie umiałem już zmienić ani siebie, ani przyzwyczajeń.
To życie było jak złota klatka, w której mnie zamknięto i pozwalano patrzeć na świat zza drogich krat. Cierpiałem, ale nigdy nie pozwalałem sobie tego pokazywać. Zacząłem bawić się mężczyznami uwodząc ich, ale nigdy nie dopuszczając ich do siebie wystarczająco. Nie dawałem im do siebie niczego poza uśmiechem, czy subtelnym gestem, który mógł zdradzać, że się nimi interesuję, co nie zawsze było prawdą. Nauczyłem się, że ci którzy zwracali na mnie uwagę prędzej czy później zdradzą moje uczucia, zaczną zapierać się poprzednich wyznań, a ostatecznie porzucą mnie.
Nie widziałem dla siebie ucieczki, bałem się podjąć decyzję, zmienić cokolwiek, by powrócić do poprzedniego życia, gdy byłem wyłącznie dziwnym, pięknym chłopcem. Trwałem oglądając świat, jako odbicie w lustrze. Dokładne, ale nigdy nie prawdziwe. Z większa jeszcze pasją poświęciłem się studiowaniu, a także eksperymentom na mężczyznach, których łapałem w swoją sieć, tylko po to by mieć pewność, czy moje afrodyzjaki i napoje działają właściwie, lub by dopracować je, ulepszyć, zmieniać.
Zajęty nie zwracałem przecież uwagi na to co mnie otaczało, nie rozczulałem się nad sobą, na nowo polubiłem swój styl bycia i tylko czasami wracały do mnie myśli, w których uświadamiałem sobie jak nisko upadłem, że sam siebie więżę nie mając okazji oddychać prawdziwym powietrzem. Byłem lalką w pięknych ciuszkach, mieszkającą w plastikowym domku, oddychającą sztucznym powietrzem, dla której świat stanowiły namalowane przez kogoś obrazy. Tak właśnie wyglądały ostatnie lata mojego życia zanim nie zacząłem uczyć tutaj zajmując się tym, co przychodziło mi bez najmniejszej trudności, a więc mugoloznawstwa, zaś dziewczętom pomagałem czasami z miłosnymi napojami, których sekrety opanowałem do perfekcji.
All in the blue unclouded weather
Thick-jewell'd shone the saddle-leather,
The helmet and the helmet-feather
Burn'd like one burning flame together,
As he rode down to Camelot.
As often thro' the purple night,
Below the starry clusters bright,
Some bearded meteor, trailing light,
Moves over still Shalott.*
- Kiedy zaczynałem tutaj pracę ty byłeś chory, więc nie spotkałem cię od razu. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy spotkałem cię w wejściu do Wielkiej Sali. Przepuściłeś mnie przodem jak gentleman, ale nie zainteresowałeś się mną w ogóle. Nie skomentowałeś niczego, jakbym był przeciętną nauczycielką. Nie dziwiło cię nawet, że nigdy wcześniej nie wiedziałeś mojej twarzy. To wywarło na mnie wielkie wrażenie. Nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu. Byłeś... Jesteś! Bardzo przystojny.
Poprawił się szybko i teraz był ożywiony, mówił z większą pasją, czym mnie cieszył. Po poprzednich, jakże przygnębiających przeżyciach, w końcu zaczął wspominać coś co z pewnością było dla niego przyjemniejsze.
- Pierwsze co wtedy rzuciło mi się w oczy, to właśnie to, że byłem dla ciebie wyłącznie dodatkiem do innych nauczycieli, którzy wraz z tobą pracowali tutaj. Następnym elementem był twój wygląd. Chociaż widziałem wielu mężczyzn, ty wydawałeś się wyjątkowy. Twoje oczy wydawały się zdradzać specyficzne barbarzyństwo, wyraźne rysy twarzy podkreślały twoje korzenie, a kiedy dowiedziałem się, że uczysz run byłem w stanie wytłumaczyć wszystko to właśnie przez pryzmat twoich zajęć.
Przez większość czasu podziwiałem cię z daleka, starałem się dowiedzieć dlaczego nie działa na ciebie mój czar. Obawiałem się podjąć ryzyko, a jednak byłem kuszony by zaryzykować. Byłem przeklęty nie mogąc znaleźć nikogo, kto by mnie pokochał i jakiś zły duch szeptał mi do ucha, że skoro i tak nie odmienię swojego losu to powinienem chociaż wykorzystać męską słabość, która musiała gdzieś się w tobie kryć.
- Ale jej nie znalazłeś. – zauważyłem z pewnym siebie uśmiechem.
- Tak, i teraz wiem dlaczego. – jego twarz pojaśniała jeszcze bardziej. – Ale wtedy wydawało mi się, że ukrywasz swoje zainteresowanie, że jesteś taki jak wszyscy, mimo iż wydawałeś się przecież inny. A jednak kiedy podejmowałam rozmowy z tobą wydawałeś się znużony i nie zainteresowany. Martwiłem się nawet, że może nie jestem wystarczająco ładny, więc z tym większą pasją starałem się upiększyć każdy szczegół swojego ciała.
Zabawne, że tak bardzo pragnąłem byś nie zwracał na mnie uwagi, a w tym samym czasie czyniłem wszystko by było odwrotnie. Nadal nie byłem zdecydowany, czy podjąć ryzyko, czy w ogóle powinienem się przejmować kimś takim jak ty, ale za każdym razem, gdy cię widziałem czułem, jak moje ciało przeszywają dreszcze. Podobałeś mi się z każdą chwilą coraz bardziej, nawet zastanawiałem się, czy jesteś w rzeczywistości, w bezpiecznym schronieniu gabinetu, grubiańskim Normanem. Runy zawsze kojarzyły mi się właśnie z tym, toteż pewne wyobrażenia pozostały i nie do końca było to błędne. – roześmiał się, gdy zmarszczyłem brwi słysząc jego ostatnie słowa. – Wydawało mi się nawet, że oszalałem, kiedy wyobrażałem sobie masę niestworzonych rzeczy. To było upokarzające! A jednak we wszystkich tych fantazjach, które przecież bolały mnie niesamowicie. Im więcej o tym myślałem, tym większą trudność sprawiało mi trzymanie się od ciebie z daleka.
Byłem ciekaw, co takiego mogło wtedy chodzić mu po głowie, jakie dziwne fantazje zagnieździły się w jego podświadomości, że sprawiały mu przykrość, a jednocześnie z całą pewnością musiały go wtedy podniecać. Jeśli kiedyś dane mi będzie poznać tę tajemnicę, na pewno wykorzystam zdobyte poprzez to informacje. Tym czasem on mówił dalej.
- Dziwne podszepty stały się częstsze, a ja powoli ulegałem. Zacząłem zwracać uwagę na to kiedy i gdzie przebywasz najczęściej, kiedy masz zajęcia i tak przez naprawdę długi czas. Czasami zastanawiałem się, czy mnie nie zaczarowałeś wtedy, pierwszego dnia, kiedy przecież byłeś tak blisko. Jakkolwiek było to niemożliwe, to stąpałem po tak kruchym lodzie, że mogłem w każdej chwili pogrążyć się w nicości. Powrót do dawnego życia, które sprawiło mi tyle bólu był jak samobójstwo, jak łamanie najważniejszych praw, a ja z dnia na dzień zagłębiałem się w tym zgubnym pragnieniu. I uległem, jak sam dobrze wiesz.
Lying, robed in snowy white
That loosely flew to left and right --
The leaves upon her falling light --
Thro' the noises of the night,
She floated down to Camelot:
And as the boat-head wound along
The willowy hills and fields among,
They heard her singing her last song,
The Lady of Shalott.*
- Kiedy tylko sam przed sobą przyznałem się, że chcę znowu zaryzykować, że czuję potrzebę bliskości, a ty wydawałeś mi się przecież idealnym kandydatem, nawet gdybyś nic do mnie nie poczuł. Zacząłem się tobą otwarcie interesować, może nawet byłem aż nadto nachalny...
- Nadto?! – aż usiadłem patrząc na niego z niedowierzaniem. – Niemal bałem się o siebie, kiedy tak mnie nękałeś! Ty wiesz, jak czuje się mężczyzna, który ma do czynienia z kobietą, która wydaje się nie zawahać przed niczym, by go zdobyć?
Z przyjemnością stwierdziłem, że Noel uśmiechał się rozbawiony. Takiej reakcji oczekiwałem z jego strony, na moje udawane oburzenie, chociaż mówiłem prawdę. Nie ważne, że się nim wtedy nie interesowałem. Każdy facet czułby się niepewnie, kiedy miałby zostać zdominowany przez płeć przeciwną. A ja miałem wtedy na głowie bardzo atrakcyjną i wyzywającą kobietę.
- Nie wiem dlaczego, ale nie przyszło mi do głowy, że możesz woleć mężczyzn, póki mi tego nie powiedziałeś. Zastanawiałem się nawet, czy nie masz jakiś problemów ze sobą, skoro jako jedyny nie reagowałeś na moje zaloty. Żeby się przekonać zastosowałem afrodyzjaki i bawiłem się tobą uznając, że ktoś taki jak ty może to lubić. W końcu byłeś dla mnie barbarzyńcą. – zaśmiał się ponownie nazywając mnie tym mało uprzejmym określeniem, z czego powstrzymałem się od komentarza. – Okazało się jednak, że wszystko staje tak jak stawać powinno i nie mogłem się powstrzymać by nie uszczknąć czegoś dla siebie, skoro miałem cię już na swojej łasce. Pierwszy raz to ja byłem górą, nie zaś inni. Spodobało mi się to uczucie. Władza nad kimś takim jak ty sprawiała mi niesamowitą przyjemność, ale nadal byłeś taki oporny. Kiedy się posprzeczaliśmy, przestraszyłem się, że znowu zostanę wykorzystany, dlatego tak ciężko było mi pogodzić się z tym, że pozwoliłem sobie na bezmyślne ryzyko. Ty nadal byłeś taki sam, a może bardziej otwarty na moje zaloty, co było tym bardziej przerażające. Tylko, że dałem się złapać w twoje sidła i chociaż nadal uważałem, by się z niczym nie zdradzić bawiłem się dalej, póki nie dałem swoim słabością zapanować nas sobą i wtedy właśnie powiedziałem ci prawdę.
- I dowiedziałeś się prawdy. – dodałem krótko, by później móc wyrazić swój niesmak nad jego słowami. – Myślałeś, że jestem impotentem! Wredna wiedźmo! – pstryknąłem go w nos. – Mam wszystko na swoim miejscu, a ty chciałeś ze mnie zrobić jakiegoś eunucha! Teraz zadbam byś poczuł jak dalece jestem w pełni sił i w jak doskonałym stanie jest moje ciało! To co przeżywałeś do tej pory to była zabawa. – syczałem na niego. Naprawdę byłem wściekły znając jego myśli sprzed naszego związku, chociaż nie byłem zły na niego, ale na pomysły jakie miał.
Przesunąłem się na łóżku i podwinąłem jego suknię, na co zareagował protestem. Kazałem mu jednak milczeć i pogodzić się z tym, że stracił szansę na powstrzymanie mnie wraz z wyznaniem mi okropnej prawdy o swoich przypuszczeniach.
Pani na Shalott dotarła w swojej łodzi do brzegów rzeki, chociaż nie było jej dane ani połączyć się z ukochanym, ani nawet zakosztować piękna Camelotu. Moja Pani jednak była w stanie osiągnąć swój cel żywa. Klątwa nie wiązała jej śmiercią, a jedynie długimi latami nieszczęść, by w ostateczności dotrzeć do Lancelota. Na nią czekał barwny zamek z jego świtą, nie musiała zazdrościć już kochankom, których widywała, nie musiała oglądać świata w lustrze i przede wszystkim nie przypłaciła swoich pragnień i miłości śmiercią.
Who is this? And what is here?
And in the lighted palace near
Died the sound of royal cheer;
And they crossed themselves for fear,
All the Knights at Camelot;
But Lancelot mused a little space
He said, "She has a lovely face;
God in his mercy lend her grace,
The Lady of Shalott."*
- Czas bym ja zakończył twoją historię. – rzuciłem zostawiając go w spokoju, z materiałem sukni nad kolanami. – Kiedy okazałeś się mężczyzną poczułem jak bardzo mnie interesujesz, zobaczyłem cię w zupełnie innym świetle niż dotychczas byłem w stanie podziwiać. Przyjemne podniecenie przeszło przez moje ciało, kiedy zdałem sobie sprawę, że mogę cię mieć, ale wtedy nie byłeś już natrętną kobietą, ale ekscentrycznym mężczyzną, którego zapragnąłem.
Jego twarz pojaśniała.
- Teraz widzę cię jako wyjątkowo urodziwy kawałek ciasta urodzinowego, takiego czekoladowo-orzechowego, który powinien się dostać tylko mnie i którym się nie podzielę. Nie boję się zaryzykować stwierdzenia, że nie musisz dalej szukać, bo znalazłeś to czego pragnęło twoje serce. Czyż nie jestem w stanie zapewnić ci wszystkiego, wiedząc kim jesteś?
Jego oczy błyszczały zawstydzeniem, ale na twarzy nie widać było ani odrobiny czerwieni. Puder zbyt dobrze krył jego skórę, by cokolwiek mogło zaszkodzić pięknemu makijażowi. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, to miałem wielkie szczęście. Kochanek taki jak Noel nie zdarzał się często. Mogłem bez przeszkód obnosić się z tym, iż jest mój i nikt nie byłby temu przeciwny, chyba że liczna rzesza zakochanych w nim chłopców, przekonanych o jego kobiecości.
- Jest... dobrze... – mruknął chyba nie do końca wiedząc co ma mi powiedzieć.
Może było zbyt wcześnie byśmy mogli uznać ten związek za trwały, ale powoli wdrażałem się w takie życie i byłem usatysfakcjonowany tym, co otrzymałem.
- Nie chcesz odpowiadać, jak należy? – syknąłem bawiąc się z nim. – Więc musze to na tobie wymóc. – wsunąłem dłoń pod poły sukni i sunąc palcami po udzie sięgałem do miejsca, które jak zawsze było dobrze strzeżone przez liczne części garderoby. Musiałem więc zrezygnować z konkretnych pieszczot i zadowolić się dotykaniem jego skóry, której nie było widocznej nazbyt wiele.
Pocałowałem go nie mogąc się przed tym powstrzymać w chwili kiedy miałem wielką ochotę, by uczynić go swoim, a nie mogłem poniszczyć jego pięknej sukni.
Zgasiłem mdłe światło, a sypialnię rozświetlały teraz latarnie z dyni i nieliczne zapachowe świeczki unoszące się w powietrzu. Pod nimi na łóżku leżeliśmy my. Objęci, w finezyjnych, niewygodnych strojach, które jednak czyniły nas idealnym dopełnieniem Halloween.
- Teraz znam twoje tajemnice. – szepnąłem mu na ucho, a mój głos i tak wydawał się dziwnie obcy w ciszy jaka nas otaczała, w tym półmroku. – Teraz wiem, co przeszedłeś, czego ci brakuje. Jesteś na mojej łasce, zupełnie jakbyś miał chodzić zawsze bez ubrania, ponieważ teraz nic już nie kryje cię przed moim wzrokiem.
- Ufam ci. – odpowiedział ciszej jeszcze niż ja. – Zaszedłem zbyt daleko, bym miał się obawiać czegokolwiek, a ty nie uciekłeś od razu, a więc jesteś moim rycerzem, czyż nie?
- Lancelotem, zaś ty jesteś Panią z wieży na Shalott.
Uśmiechnął się, chyba podobało mu się moje porównanie.
Trzymając jego dłoń w swojej gładziłem gładką skórę kciukiem, jakby naprawdę był tylko słabą, delikatną kobietą. Zasłużył na to tego dnia, kiedy odkrył się przede mną całkowicie.
Ten jeden dzień mogłem go rozpieścić. Ten jeden dzień chciałem go rozpieścić.
* "Lady of Shalott" by Alfred Tennyson