środa, 2 maja 2007

Dzień pierwszy vol.3

Wybaczcie denną notkę, ale biorąc pod uwagę, że zapowiada mi się dłuuugi tydzień, a w dodatku musze sobie zrobić usg węzłów chłonnych (proszę, niech to nie będzie nic poważnego!)... Heh... Dziś byłam u lekarza i jakoś ciężko było mi skompletowaać tę notę ^^"

 

Mimo ciągłych jęków Jamesa droga, jaką musieliśmy przebyć nie była najgorsza, pomijając fakt, iż Sheva wychodził już z siebie i około pięć razy miał zamiar wyrzucić okularnika z samochodu. Tydzień nawet, jeśli zapowiadał się pod znakiem nachalności Pottera z pewnością już teraz był obiecujący. Pierwszy raz miałem okazję przebywać za granicą, jednak w ogóle tego nie czułem. Andrew i jego ojciec rozmawiali po angielsku zapewne nie chcąc nas niepokoić. Może właśnie, dlatego J. z takim zapałem wychwalał wszystko, co z mężczyzną było związane.

Dom mieścił się na zapewne jednej ze spokojniejszych ulic Kijowa. Nie odznaczała się ona niczym szczególnym i bardzo przypominała te londyńskie. Pełna domków jednorodzinnych i zadbanych ogrodach i miłym dla oka tynku najczęściej w białym kolorze. Mimo, iż z zewnątrz każdy budynek wydawał się niewielki to od środka spokojnie można było podziwiać ogromną ilość pokoi i różnego rodzaju pomieszczeń, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Na życzenie Andrew pchając przed sobą Pottera wysiadłem z samochodu i rozprostowałem nogi, które trochę ucierpiały od ciągłego rozpychania się okularnika. Sheva otworzył drzwi i wpuścił nas przodem chcąc uniemożliwić Jamesowi wpatrywanie się w jego ojca, a tym bardziej głośne wyrażanie opinii na temat mężczyzny. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to bynajmniej nie przestronne wnętrze urządzone w klasycznym stylu z wysokimi schodami pod lewą ścianą, czy niewielka rzeźba przedstawiająca jakiegoś greckiego boga tuż przy drzwiach na stoliku, lecz krzątający się po mieszkaniu Fabien w fartuchu i puchatych kapciach.

- O, już jesteście? – młoda kobieta wyjrzała zza drzwi, w których stronę zmierzał Francuz.

- Co on kur...mmmpfff... – Andrew rzucając się na Pottera zasłonił mu usta dłonią nie pozwalając na powiedzenie niczego więcej.

- D... Dzień dobry... – wydukałem kątem oka patrząc na siłujących się ze sobą dwóch chłopaków. Syriusz kiwnął głową i ukłonił się lekko, zaś J. wymruczał sam nie wiem, co nadal trzymany przez jasnowłosego.

- Pokażę im pokoje! – chłopak kopnął okularnika w tyłek i zmusił do wgramolenia się na schody. Powoli przywykałem do tego, iż to zawsze ciemnowłosy był na straconej pozycji, a Syriusz potrafił z niemal każdej sytuacji wyjść cało. Dziwiło mnie tylko to, że bez względu na to, czy byliśmy w szkole, czy na wakacjach James miał tendencję do robienia z siebie ofiary, którą na dobrą sprawę był.

Jasnowłosy wepchnął okularnika do jednego z pokoi i odetchnął z ulgą. Usiadł na łóżku, które stało naprzeciw drzwi przy oknie krzyżując ręce.

- Na początek – zaczął smętnie – Tutaj śpi James, Remus obok, zaś Syri naprzeciwko Remiego. Nie martw się, J., sypialnia mojego ojca jest daaaleko! Swoje rzeczy możecie spokojnie rozpakować i poukładać – chłopak wskazał jasnobrązowy segment w pobliżu wejścia. Musiałem przyznać, że pokój był naprawdę ładnie urządzony. Każdy element idealnie pasował do innego. Dywan w różnych odcieniach brązu z maleńkimi liśćmi, elegancki żyrandol w kształcie kielichów kwiatów, czy też małe żółte dzwoneczki przy oknie.

- A gdzie dokładniej śpi twój tata? – Potter udał obojętnego, choć dobrze wiedział, że niewiele to da i został zignorowany.

- Ważniejsza sprawa... Moja matka myśli, że Fabien jest kuzynem ojca i nie może się dowiedzieć prawdy. Inaczej cała nasza trójka z moim tatuśkiem na czele miałaby armagedon załatwiony. Gdyby wiedziała, co jest między mną, a nim zatłukłaby ojca... Cóż jeszcze mogę powiedzieć... – spojrzał wściekle na Jamesa. – Nie odzywaj się nieproszony, jeśli ci życie miłe! A teraz zostawcie swoje rzeczy i idziemy na obiad! – tym razem chłopak wyglądał na rozradowanego. Zaczekał na nas i razem zeszliśmy na dół do ładnej kuchni w jasnych odcieniach zieleni. Przy dużym stole na środku siedzieli już wszyscy. James rzucił niechętne spojrzenie Francuzowi, po czym spoglądając na rozmawiającego z żoną Serhija westchnął rozmarzony.

Całe popołudnie udało nam się przesiedzieć w salonie nie robiąc nic innego jak tylko przeglądając stare oraz nowsze magazyny, czy książki o quidditchu i rozmawiając na ten temat. Niektóre rzeczy wyszły momentalnie, jak na przykład wielkie wielka miłość Jamesa do Madlen Worn, szwedzkiej szukającej, czy zamiłowanie Syriusza do długich włosów na wzór Mikaangela Rossi, włoskiego gracza, który zakończył karierę przed kilkoma laty.

- Wow! – wybałuszyłem oczy widząc jeden z artykułów w ‘Q. Play’ – Zgadnijcie, kogo znalazłem! – położyłem się na plecach, a podnosząc nogi oparłem je o wypoczynek – Prawdopodobnie najmilszy nauczyciel w naszej szkole... Teraz prawdopodobnie spędza wakacje z najbardziej niewinnym Ślizgonem, jakiego kiedykolwiek widział świat.

- C... Co?! Gdzie?! – chłopcy rzucili się na mnie niemal bestialsko przygnietli wyrywając mi z rąk gazetę. Nie trudno było się domyśleć, że to właśnie J. jako pierwszy dobrał się do czasopisma, a ja jęknąłem musząc znosić ciężar leżącego na mnie Syriusza. Było to całkiem milutkie, gdyby nie jego łokieć wbijający się między mój żołądek a wątrobę. Andrew nie mając zamiaru bić się z okularnikiem o jeden artykuł zaczął zaplatać mi na włosach małe warkoczyki, czekając na swoją kolej do odzyskania ‘Q. Play’.

- Więc wszystko jasne! – James przeciągnął się oddając gazetę jasnowłosemu – Camus grał w reprezentacji... To tłumaczy, czemu on taki obeznany we wszystkim. Ja też tak kiedyś będę! Zobaczycie. Miliony fanów... Pieniędzy więcej niż mogę sobie wyobrazić... Sportowy samochodzik, najlepsze miotły! Co za życie...

- J., ale każdy wie, co się z tobą dzieje, nie sądzisz? Ciekawscy na każdym kroku, ręka odpada od rozdawania autografów. Zero prywatności... – poczułem jak Black delikatnie gładzi moją dłoń. Osobiście wolałbym być z nim sam na sam i poprzytulać się do ciepłego ciała chłopaka. Niestety skazany na obstawę w formie Pottera nie bardzo miałem ku temu okazję.

*

Położyłem się spać stosunkowo późno marząc o chwili odpoczynku i ciszy, jakiej przy Jamesie nie było ani trochę. Łóżko było miękkie i ciepłe, co biorąc pod uwagę chłodniejszą noc cudownie usypiało. Mama Andrew zrobiła nam gorące kakao, co tym bardziej skleiło mi powieki. Wtuliłem się w poduchę i uśmiechając do siebie wymruczałem imię Blacka, z którym w końcu się spotkałem. Miałem tylko nadzieję, że przez czas pobytu tutaj zdołam znaleźć, chociaż chwilę na wspólny spacer, czy poufną rozmowę wzbogaconą o małą dawkę czułości.

Zanim cokolwiek do mnie dotarło zdążyłem zasnąć i obudziło mnie ciche skrzypnięcie zwiastujące czyjąś obecność w pokoju. Zadrżałem, jednak po chwili poczułem znajomy zapach i otworzyłem oczy, które nie potrafiły dostrzec żadnego kształtu i cały czas się zamykały. Poczułem jak moja kołdra podnosi się, a przyjemna, znajoma skóra styka się z moją.

- Tęskniłem – Syriusz objął mnie ramionami i pocałował delikatnie w skroń. Jego kolano wsunęło się delikatnie między moje uda, zaś palce zaczęły błądzić po plecach. Mocno wtuliłem się w pierś chłopaka nie do końca pojmując, o co chodzi, za to idealnie wiedząc, do kogo należy gorące ciało. Położyłem dłonie na gładkim torsie chłopaka i musnąłem go lekko ustami.

- Ja także tęskniłem... – wymruczałem układając się wygodniej i zwijając w kłębek, jednak, kiedy natrafiłem na opór krocza kruczowłosego wyprostowałem postanowiłem odrobinę się wyprostować.

- Kocham cię, Remi. – ostatnie słowa chłopaka docierały do mnie jak przez gęstą mgłę, jednak coś mówiło mi, że były one miłe i bardzo ważne. Uśmiechnąłem się i przesunąłem paznokciem po miękkiej skórze. Najprawdopodobniej rano i tak nic z tego nie będę pamiętał, jednak było mi przyjemnie ciepło i milutko. Syri był lepszy niż jakikolwiek miś, czy inna maskotka, a jego organizm był niczym naturalny grzejnik. Całe życie mógłbym tak przespać i na pewno nie żałowałbym ani jednej chwili. Zamruczałem i potarłem policzkiem o pierś chłopaka.

 

3 komentarze:

  1. Szlafroczek i papućki? Hm.. Dziwne to trochę... No, chyba że Fabien miał nasobei TYLKO szlafroczek i papućki ^^. A w ogóle to ja nie wiem, jak chłopaki tak długo wytrzymali - ja bym się chyba od razu rzuciła na wytęsknione ciałko, nie bacząć na publikę... Pogratulować samodyscypliny, pogratulować...;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Mimmi Dennis4 maja 2007 14:07

    Hej! Notka SUPER!! No cuż... J. odbiło... ^^ i jak śmiesz mówić, że notka denna?? to na końcu było kawaii ^^ POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. ~i-cant-feel4 maja 2007 21:25

    Hmmm... I oni nadal ze sobą wytrzymują... Cud, że jeszcze nie zabili J. :D Ale to chyba tylko kwestia czasu... Bardzo mi się tu podoba... Czekam na coś więcej jeśli chodzi o Remusa i S. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń