piątek, 7 września 2007

Deszcz...

Yyy... Nie nie jestem yuri ^^" A czy to ma jakieś znaczenie? Powiem szczerze, że po raz pierwszy ktoś zadaje mi otwarcie takie pytanie XD

 

23 wrzesień

Zbudzony przez Syriusza z rana, jeszcze nie do końca zdołałem się rozbudzić, mimo iż było już blisko południa. Nie spieszyło mi się do biblioteki, chociaż zadania wisiały bardzo nisko nad uchem i pod postacią niby to ślicznych motylków szeptały do ucha najróżniejsze opisy tortur, jakie przygotował dla nas Slughorn za kolejne braki referatów. Nawet mając czyste konto nie mogłem być pewny jego reakcji na ewentualne lenistwo, a patrząc na przykład, jaki dali Potter i Black bez przeszkód mogłem zapomnieć o chwili odpoczynku. Nie podobała mi się wizja tygodniowego wysłuchiwania opowieści nauczyciela o tym, jak to eliksiry wielokrotnie ratowały mu życie, nawet, jeśli miałoby pomóc w czymkolwiek.

Zaledwie korytarz przed biblioteką Black złapał mocniej moją dłoń i pokręcił minimalnie głową, dając do zrozumienia bym zwolnił jeszcze bardziej i zostawił troje przyjaciół na przedzie. To już samo w sobie oznaczało jego kolejny pomysł, o którym nic nie wiedziałem, a prawdopodobnie powinienem mając do wyboru kruczowłosego, bądź ‘Wywar ze skrzydełek biedronki i jego zastosowania w miłosnych czarach’. Moje roztargnienie i ciągle aktualna niechęć do nauki, wynikały właśnie z nazbyt bliskiego kontaktu z Syrim, podobnie jak delikatne uśmiechy na samo wspomnienie o temacie uczuć.

Jak gdyby nigdy nic podeszliśmy pod drzwi biblioteki, jednak, kiedy marudzący James nieświadom niczego wszedł do środka zagłuszając wszystkich i ubolewając nad swoim udręczeniem powodowanym edukacją, Syriusz pociągnął mnie w tył, a wrota same zamknęły się przed moim nosem odgradzając od reszty kolegów.

- Więc? – odwróciłem się w stronę uśmiechniętego chłopaka, który nie zraził się nawet moją mało entuzjastyczną reakcją.

- Więc... – przeciągnął nadal niesamowicie ucieszony – Mam zamiar coś ci pokazać, i musimy tam być tylko we dwoje. Spodoba ci się nawet, jeśli to mało oryginalne – kruczoczarna grzywka opadła mu na oczy i podrażniła nos, przez co Black zabawnie się skrzywił i w miarę szybko je odgarnął. Tęskniłem już za tą dłuższą burzą, którą miał zanim dorwaliśmy go z nożyczkami, mimo wszystko mogłyby być znowu krótkie, ponieważ i to miało swoje dobre strony, zwłaszcza, gdy gładząc chłopaka po głowie czuło się wyraźnie ich miękkość.
- Coś ty znowu wymyślił? Ja wiem, że czasami musisz, bo nie byłbyś sobą, jednak nie zgadzam się na żadne większe wyskoki, pamiętaj! – ostrzegłem go, jednak w odpowiedzi dostałem tylko cichy jęk, po którym Syriusz zaczął się zwięźle tłumaczyć.
- Ty nigdy nie przywykniesz do mojej dobrej strony natury, prawda? Zobaczysz, że będą mi się należały przeprosiny i to takie z wielkim buziakiem i dużą ilością tłamszenia! – jego ostatnia zachcianka zabrzmiała mi bardziej jak groźba, niż obietnica miłych chwil, ale wolałem to przemilczeć by nie kończyć tygodnia z urażonym Blackiem, który nie odezwałby się ni słowem, a później żądał niewiadomo, czego w ramach przebłagania.
Chłopak w dalszym ciągu trzymając moją dłoń zaczął ciągnąć mnie w kierunku wyjścia ze szkoły, a spod szaty wyjął parasol, który zapewne był powodem jego niespokojnych ruchów podczas śniadania. Nie chciałem wiedzieć, co jeszcze mógłby ukrywać pod ciemnym materiałem, a już na pewno, co byłby w stanie tak schować. Nie rozumiałem jedynie, dlaczego dziwne dreszcze niepokoju chodziły mi po ciele na samą myśl o przyszłych kłopotach związanych z pomysłowością kruczowłosego.
Początek jesieni był całkiem przyjemny. Słońce świeciło dosyć mocno, jednak deszcz nie dając za wygraną już od kilku dni zalewał błonia i ochładzał powietrze. Gdyby w powietrzu unosił się ten specyficzny zapach wiosny sam uwierzyłbym, że dopiero ma się ona zacząć, a tym czasem niezaprzeczalnie skończyła się wiele miesięcy temu. Na niektórych drzewach widziałem już pierwsze pozłacane liście, a Zakazany Las wydawał się bardziej rozleniwiony niż zazwyczaj. W takie dni w większości chciało się siedzieć w ciepłym pokoju z książką w ręce, kubkiem gorącej herbaty na stoliku i kilkoma czekoladowymi ciastkami. Gdyby posadzić na tej samej sofie Syriusza, który z nudy zaplatałby mi warkoczyki na włosach i mówił coś samemu do siebie, mógłbym uznać, że jest to obraz mojej przyszłości, do której chciałem dotrwać bez większych problemów, czy też kłótni z chłopakiem.

- I? – otrzepałem się, kiedy wychodząc z ciepłego zamku poczułem chłodny powiew na szyi. Black objął mnie ramieniem i rozłożył parasol.

- Jakie ‘i’? Chodź, a nie ‘i’. – przewróciłem oczyma nadal nie mając pojęcia, o co chodzi chłopakowi. Starając się ominąć, co większe kałuże i bajorka brnąłem razem z Gryfonem przez zabłocone błonia docierając do ogrodu za zamkiem, w którym kiedyś widzieliśmy Camusa i Fillipa. Patrząc pod nogi nie zwracałem większej uwagi na nic innego. Dopiero szarooki zatrzymał mnie w miarę suchym miejscu i opuścił parasolkę. Skrzywiłem się czując ziemne krople, które bynajmniej nie rozpieszczały, a tylko przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Niezadowolony popatrzyłem na uśmiechniętego i dumnego przyjaciela patrzącego przed siebie. Sam spojrzałem w tamtą stronę i zajęczałem cicho ściskając mocno jego rękę. Nad lasem rozpościerała się kolorowa i świetnie widoczna tęcza, która dopełniała cudowny klimat tego miejsca. Byłem zachwycony i nawet, jeśli wiele razy widziałem już podobne zjawisko to nigdy nie wywołało na mnie takiego wrażania. Stojąc z Syriuszem nie obrzeżach ogrodu profesor Sprout, trzymając jego dłoń i czując ciepło, kiedy obejmując mnie ponownie zasłonił parasolem jednak tym razem tak by nie zasłaniać tęczy, wyraźnie dostrzegałem jak piękne może być wszystko, co dotąd było tylko czymś normalnym.
- Przepraszam – bąknąłem cicho rumieniąc się i spuszczając lekko głowę, jednak wzrok nadal miałem utkwiony w ‘kolorowym rogaliku’. Żałowałem tego, w jaki sposób potraktowałem Syriusza nie wiedząc nawet, o co chodzi. Może czasami był trochę niepoczytalny, ale pozwalał mi dostrzec to, że jestem dla niego kimś ważnym, a przynajmniej tak chciałem to odbierać. Przytuliłem się do niego i zamruczałem cicho, co z pewnością mu się spodobało, gdyż zachichotał.
- Czyli, jednak ci się podoba – odetchnął z ulgą.
- Jestem szczęśliwy... – dźgnąłem kruczowłosego w bok i roześmiałem się czując jak się lekko wygiął i zajęczał. – Pochyl się – rozkazałem mu i robiąc pół kroku z bok z powagą na twarzy położyłem dłonie na jego policzkach. Czułem się trochę jak dziecko, które chce podziękować za cos starszemu koledze, chociaż porównanie to wypływało bardziej z czytanych książek niż realnego obrazu. Stanąłem na palcach unosząc się odrobinę i zamykając oczy pocałowałem Blacka, tak jak sam o to prosił zanim wyszliśmy z zamku. Czułem jak wykrzywia usta i z pomrukiem przysuwa mnie bliżej wolną ręką. Gdyby puścił parasol obaj wrócilibyśmy przemoczeni, ponieważ deszcz zaczął padać coraz bardziej, a dotąd delikatna chmurka zgęstniała przysłaniając słońce. Tęcza zniknęła i chociaż nie żałowałem tego ani odrobinę trochę zaczynałem za nią tęsknić.
- Przy tobie nawet ona nie miała szans, jesteś ładniejszy niż tysiące takich – Black przymknął oczy odwracając się w stronę niknącej smugi kolorów. Speszyłem się i niby to urażony popatrzyłem na zamek.
- To krępujące – powiedziałem szczerze ciągnąc Syriusza z powrotem do szkoły – Idziesz pisać referat i może to wybije ci z głowy takie porównania.- z całej słodyczy i romantyzmu przyjaciela największą wadą było właśnie to, że lubił doprowadzać mnie na skraj zażenowania i czerwieni na policzkach. Z trudem mogłem powstrzymywać uśmiech powodowany tym wspaniałym doświadczeniem i niespodzianką, jaką zrobił mi chłopak, ale nie mogłem przezwyciężyć tej swoistej nieśmiałości, kiedy zaczynał o mnie mówić. Nawet mogąc znieść o wiele więcej niż na samym początku, takie rzeczy nadal mnie zawstydzały i wywoływały rumieńce. Żałosne skomlenie Blacka, którym zareagował na moje słowa delikatnie zmniejszyło czerwień, gdyż skupiłem się głównie na koledze. Miałem do niego słabość i bynajmniej mnie to nie dziwiło. Jego rozpieszczanie mnie było czasami aż nadto słodkie i czułem się tak, jak gdyby nie dzieliła nas różnica kilku miesięcy, a lat. Nie wytrzymałbym rozstania z chłopakiem, gdyby miał kończyć szkołę wcześniej niż ja. Przywiązywałem się do ludzi, a on nie był dla mnie kimś zwyczajnym, przez co tym bardziej nie mogłem zostawić go samego, chcąc być przy nim częściej niż dotychczas.

 

  

9 komentarzy:

  1. Po prostu super. Będę wchodzić na Twój blog tak często jak tylko będę mogła. Ależ ten Syri jest słodki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Takai no Tenshi7 września 2007 17:18

    Ledwo co przyszłam ze szkoły, a od razu włączyłam kompa :) może i bez większych nadziei na notkę, ale taki malutki płomyczek tlił się w mojej duszyczce :) nawet nie wiesz jak się ucieszyła, gdy zauważyłam nową notkę :D jakie to kawaii czytać Twoje opko i do tego słuchać hide =* po prostu idzie się rozpłynąć ;) ja osobiście to zazdroszczę Remuskowi Syriego... ach... gdbyby taki Syri istniał w naszysm świecie i chciał być tylko ze mną... mrrr :D ale wkońcu nie odbiję go Remikowi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mrauuuuuuuuu, super, kawaii i niesamowicie. Jak ty to robisz, że ci takie cudeńka wychodzą z notek? Takie coś, to wspaniałe rozpoczęcie wekendu. Tylko gdyby jeszcze nasi nadpobudliwi nauczyciele nic nie zadawali... Ech...Czy masz w planach pojawienie się jakiejś notki na Ai no Tenshi w najbliższej przyszłości? Plosie!!! Tęsknie za Phillip'kiem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... jak zawsze słodziutko^^ Szczerze, to spodziewałam się, że Syriusz jakoś bardziej odbije sobie tydzień udręki, ale i tak było uroczo... mrau^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Syri jest taki rozkosznie słodki.... Super notka, czekam!

    OdpowiedzUsuń
  6. śliczne, po prostu cudownie rozkoszne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Dawno mnie tu nie było ^^ Syri ma czasami niegłupie pomysły ^^ ten był Kawaii ^^ POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Nocia cudeńko ^.- Wcale, a wcale nie dziwie się Remusowi, że podejrzewał Syriusza. Chyba każdy wie, że wiele rzeczy plącze mu się w głowie i nie koniecznie muszą to być pozytywne rzeczy ^_^ A to porównanie Syriusza... Taak wiadomo, że ukochana osoba zawsze jest piękniejsza niż tysiąc kwitnących róż *rozmarzona* Więc niech Remusik się przyzwyczai! Bo pewnie jeszcze nie raz będzie słyszał podobne rzeczy ^^"Pozdrawiam i wenki życzę.PS.Mam małą prośbę...Czy mogłabyś powiadamiać mnie o nowych notkach? Byłabym ci niezmiernie wdzięczna^_^ www.hidden-true.blog.onet.pl Jeszcze raz pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    to było cudowne Syriusz, sprawiłeś wielką radość Remusowi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń