środa, 5 września 2007

A może jednak seme?

22 września

Jak na ostatni dzień możliwości dręczenia Syriusza ten piątek zaczął się najzwyczajniej w świecie. Brakowało mi pomysłów na dokuczanie chłopakowi coś mi mówiło, że skończę swoją dominację na zwyczajnym buziaku na dobranoc. Nie robiło mi to większej różnicy, chociaż z całą pewnością wolałbym dorzucić do tego jakąś małą niespodziankę. Właśnie w takich chwilach wyraźnie dostrzegałem różnice między moim poziomem, a tym, który reprezentował sobą chociażby Black. Ja może i nadawałem się do nauki, za to z pewnością nie do wymyślania niestworzonych głupot, czego czasami mi brakowało. Niektórych swoich nawyków nie potrafiłem zmienić i wątpiłem by to kiedykolwiek się udało.

Wielka Sala jak zawsze była pełna i nic szczególnego się tam nie działo chyba, że miałbym wliczyć w to wszystko podenerwowanego Pottera, który uderzał palcami o blat stołu i cały czas wodził spojrzeniem po grupie pierwszorocznych. Dobrze wiedziałem, na kogo patrzy, jednak jego energiczne ruchy dłoni i dodatkowo nóg, przez co cały czas odczuwałem drgania wszystkiego wokół, zaczynały denerwować nie tylko mnie. Koledzy z grupy ledwie wytrzymywali i zaciskali pięści sycząc przez zęby, by w końcu nie zrobić okularnikowi krzywdy. Sam przywiązałbym go do krzesła i zostawił na pastwę losu, co rozważałem całkiem poważnie.

- Podejdę! – oświadczył w końcu nie stąd ni zowąd, na co osoby siedzące najbliżej nas odetchnęły z ulgą nie dociekając nawet, o co mogło mu chodzić. – Zapytam czy się ze mną umówi. Raz kozie śmierć... Nie, nie zrobię tego – Potter ponownie usiadł od nowa denerwując wszystkich.
- J., może to nie moja sprawa, jednak, jeśli już się z nim umówisz to niby gdzie pójdziecie? Na wycieczkę krajoznawczą po błoniach, czy zwiedzanie zamku z najciemniejszymi korytarzami? – na mojej twarzy mimowolnie pojawił się ironiczny uśmiech. Jakoś nie chciałem by chłopak pogrążył się zaraz po pierwszym akcie odwagi, a wszystko na to wskazywało.
- Remi, mój geniuszu! – James rzucił mi się na szyję, jednak szybko został odciągnięty przez Syriusza. – Najpierw zdobędę jego zgodę, a później pomożecie mi coś wymyślić. Więc... – wstał i usiadł – Boje się.
- Mamusiu... – Andrew uderzył się lekko w czoło i przetarł twarz – Co ci szkodzi? I tak jesteś największym osłem i idiotą w szkole, więc nawet go to nie ruszy. Tylko nie wydzieraj się na pół Sali, bo od razu dostaniesz w zęby. – profesorskie podejście jasnowłosego bardzo mi pasowało i dawało niesamowity efekt biorąc pod uwagę pewny ton głosu. Mimo to nie wierzyłem w tak wielką odwagę Jamesa, który naturalnie mógł mnie jeszcze zaskoczyć.
- Obstawiamy, panowie. Założę się, że w kocu pójdzie. Może i zrobi z siebie pośmiewisko, jednak pójdzie. – Syriusz z wyczekiwaniem popatrzył po stole, czekając na reakcję. Wyczułem w tym małą iskierkę nadziei na zakończenie dnia inaczej niż się tego spodziewałem jeszcze przed kilkoma chwilami.
- Jestem za tym, że się nie odważy! – wyciągnąłem dłoń ponad stołem, a Black z radością ją uścisnął.
- Jeśli przegram... – pociągnął mnie lekko i wyszeptał do ucha – będę pieścił ustami i językiem twoje ciało od szyi po biodra w taki sposób, jaki sobie zażyczysz. – zaczynałem płonąć, jednak opanowałem się w miarę szybko gotując na jakąś ripostę.
- Niech będzie, ja zajmę się twoim brzuchem – oblizując zęby najwyraźniej zachęciłem kruczowłosego. Wydawał się pewny swego, puszczając moją rękę przyłożył palec wskazujący do ust całując go lekko i posyłając mi buziaka. Musiałem przyznać, że wolałem przegrać i właśnie w taki sposób pomęczyć przyjaciela, jednak Potter nadal nie wyglądał na zdecydowanego. W stosunku do inny swoich miłości był stosunkowo pewniejszy, najwidoczniej z wiekiem zaczynał coś rozumieć, chociaż było to bardzo naciągane stwierdzenie. Jedyną pewną rzeczą był fakt ciągłych ruchów nóg i rąk okularnika, od których powoli wszystkim nam robiło się słabo. Na jego miejscu od razu podarowałbym sobie jakiekolwiek zamartwianie i zaszył w pokoju lamentując nad własnym tchórzostwem i nieśmiałością. J. nie wydawał mi się być typem chłopaka, który daje za wygraną już na wstępie, co udowodnił w pierwszej klasie.
- Idę, a jeśli zginę to tobie Peter, zapisuję moje skarpetki, Sheva weź bieliznę i listy miłosne do ciebie, Syriuszu, moja część słodyczy należy do ciebie, a tobie Remi... tobie zostają książki! – połowa stołu zgodnie przewróciła oczyma, nie wykluczając naszej grupy. Tylko kilka dziewczyn chichotało cicho zapewne będąc przekonanymi, iż chłopak myśli o poderwaniu jednej z koleżanek. Zająłem się swoim śniadaniem pomijając dalszy rozwój akacji z okularnikiem, której i tak nie miałem możliwości dostrzec. Wystarczył mi specyficzny uśmieszek Blacka, który z pewnością tylko czekał aż dopiję sok. Powoli docierała do mnie powaga zakładu, który przegrałem. Wystarczyło, że pusta szklanka dotknęła blatu, a Syri złapał mnie pewnie za dłoń i wyciągnął spomiędzy siedzących spokojnie kolegów. W głębi łudziłem się, że będę miał odrobinę czasu, jednak na nadziejach się skończyło. Usłyszałem jeszcze tylko krótkie słowa Jamesa ‘Zastanowi się’ i już sterczałem na korytarzu oparty o ścianę z ucieszoną twarzą przyjaciela przed oczyma.
- Zakład zakładem, prawda? Chyba, że moje Remiątko obleciał strach? – nie miałem zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Kładąc dłonie na jego ramionach pchnąłem chłopaka na ścianę zamiast mnie i uklęknąłem powoli. Sam wyraźnie czułem zażenowanie i dziwne impulsy wynikające z naszego położenia. Rozpiąłem jego szatę i podciągnąłem koszulę dając mu ją do przytrzymania.
- Tylko później tego nie żałuj! – syknąłem w miarę spokojnie przymykając oczy i naznaczyłem liźnięciem opaloną skórę kilka milimetrów od pępka. Wyposzczony chłopak od razu zajęczał i odchylił głowę opierając się mocniej o mur. Śpiąc z Andrew nie miał okazji na żadne pieszczoty, więc tym większą miałem teraz nad nim przewagę. Po raz kolejny musnąłem to samo miejsce i jedną dłoń kładąc na udzie Syriusza drugą dotknąłem wilgotnego śladu. Rozprowadziłem go po ciele kolegi tworząc ozdobną literkę ‘R’. Uśmiechnąłem się nie będąc w stanie nawet nad tym zapanować i pocałowałem lekko jego brzuch. Poniekąd było to bardzo przyjemne także dla mnie, więc chętniej zacząłem wodzić ustami po skórze kruczowłosego. Czułem zapach cytrynowego płynu do kąpieli, co tylko bardziej mnie zachęcało. Opuszkami palców zacząłem znaczyć kontury brzucha przyjaciela, zaś językiem drażniłem miejsca najbardziej wyczulone i podatna na łaskotanie. Tak jak się spodziewałem Black w gruncie rzeczy był delikatny. Skręcał się i pojękiwał marszcząc czoło za każdym razem, kiedy musnąłem niewielkie wgłębienie między lekko spiętymi mięśniami, a bokiem. Był słodki i nawet, jeśli myślałem tak o najstarszym Blacku, to nie można było tego zmienić. W takich chwilach żałowałem, że nie mogę przez cały czas być tym dominującym partnerem. W prawdzie większą przyjemność sprawiała mi opieka, jaką otaczał mnie chłopak, ale ta cudowna niewinna mina udręczonego pieszczotami Syriusza budziła we mnie ta milczącą część natury, o której istnieniu sam do końca nie wiedziałem.
- Remi, wystarczy... – westchnął po prawdopodobnie ośmiu minutach, przez które zaczynałem odczuwać zmarznięte i obolałe kolana – Zaczynam przyzwyczajać się do tej roli, więc zabierz ozorek i tą zaciśniętą łapkę... – roześmiałem się wstając z jękiem i wedle jego życzenia pozbywając się także ręki z jego uda. Jak widać nie tylko mnie podobały się odwrócone role. Teraz już z pewnością nie miałem wątpliwości, co do tego, że czasami przejmę pałeczkę by, chociaż przez chwilę pooglądać sobie tak zmienionego Blacka.
- To ostatni dzień, kochanie – przykładając palec do jego nosa z uśmiechem musnąłem wargi chłopaka – Liczę na cudowne powitanie z samego rana i małą dawkę słodyczy. Pamiętaj! – wystawiłem mu język, kiedy jeszcze nie zdołał dojść do siebie i szybko ruszyłem w stronę klasy, gdzie za kilkanaście sekund miała rozpocząć się pierwsza lekcja. Odwróciłem się do kruczowłosego wyciągając dłoń. Po raz kolejny już miałem ochotę zostać takim, jakim byłem teraz i zamiast stanowić problem, samemu opiekować się ukochanym. Najbliższe noce nie zapowiadały się spokojnie i bezproblemowo, gdyż myśli o stałej zamianie zaczynały kołatać mi się po głowie niemal uporczywie. Syriusz będzie musiał dać z siebie wiele by ponownie rozpieścić mnie i uczynić potulnym, grzecznym Remusem, którego znał.

10 komentarzy:

  1. nie, nie, nie, Remi jest słodkim Remuskiem, niech nie zamienia sie w drugiego Blacka!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawaiiiiiiiiiiiiiiiii!!! Jak zawsze suuuuuper słitaaaaaaaaśne, ale wolę starego Remiego. Jakoś tak bardziej mi pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, to było słodkie... Szkoda, że tydzień Remiego tak szybko się kończy =)P Pozdrawiam -

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie! Nie zgadzam się! Remus ma być Remusem, a nie seme... ;P Jest zbyt słodki i niewinny, żeby być seme, a Syri jest zbyt cudowny żeby być uke... ;) Opowiadanie jak zwykle Cudowne przez duże C ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. SUPER!!!!!!!!! Po prostu rewelacyjna notka. Teraz tylko czekam na jakąś kartkę z pamiętnika:)

    OdpowiedzUsuń
  6. heh... ciekawe, jak się opowieść "rozkręci" xD... coraz ciekawiej się robi, ale... kiedy będzie coś nowego na silent jealousy???

    OdpowiedzUsuń
  7. Najchętniej czytałabym nowe notki codziennie, ale wiem, że takie rzeczy są niewykonalne, więc się nie domagam. Teraz Syri będzie musiał sie postarać, żeby dopieścić swojego Remuska ^_^ mrau

    OdpowiedzUsuń
  8. Kirhan, czy ty jesteś yuri? ;>

    OdpowiedzUsuń
  9. ach, ten Remi...;) Mimo wszystko też wolę, jak jest slodkim Remiątkiem;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    wspaniale, och James taki nie pewny, ja chcę więcej Remusa dominującego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń