czwartek, 1 listopada 2007

And...

28 październik

Po masakrycznym piątku nadchodziła jeszcze gorsza sobota. Zdając sobie sprawę z tego, że ten dzień nic nie zmieni, a tylko będzie przedłużeniem cierpień, nie wstawałem nawet z łóżka. Black zachowywał się tak, jakby mnie nie znał. Nawet jego wzrok omijał mnie wielkim łukiem. Byłoby mi łatwiej gdyby, chociaż pokazał, że jest mu przykro i brakuje mu mnie, niestety o tym mogłem marzyć podobnie, jak o tym, że tylko śnię. Już powoli raz po raz otwierałem oczy z nadzieją, by po zaledwie minucie wrócić do rzeczywistości. Nie podobało mi się to, ale nie miałem najmniejszego wpływu na nic. Udawałem tylko, że w dalszym ciągu śpię, kiedy to przyjaciele wychodzili w pokoju, dzięki czemu nie musiałem patrzeć im w oczy, rozmawiać, czy w ogóle istnieć. Sheva jako jedyny prawdopodobnie wiedział, że czekam aż wyjdą z sypialni, gdyż otarł się o moje łóżko trzęsąc nim znacznie.

Położyłem się przodem do posłania Blacka patrząc na jego kołdrę i przypominając sobie jej ciepło, kiedy leżałem tam wraz z chłopakiem. Łzy zebrały mi się pod powiekami, a oddech stał się drżący. By ulżyć samemu sobie pozwoliłem spłynąć słonym kroplą po twarzy. Wsiąkły w pierzynę, kiedy je otarłem i zostawiły po sobie ciemniejsze ślady na materiale. Dołowało mnie to, że wilgoć szybko wyschnie, a moje serce w dalszym ciągu będzie tak samo rozpłatane. Gdyby istniał lek na takie dolegliwości teraz byłbym zapewne jak nowo narodzony po tej bolesnej śmierci.
Usiadłem mając dosyć leżenia i czułem jak kręci mi się w głowie. Mój żołądek bym zupełnie pusty i zapewne domagał się jakiegoś posiłku po całodobowej głodówce, ale nie byłbym w stanie nic przełknąć. Nie interesowało mnie, czy mój organizm wytrzyma kolejny dzień postu. Szczerze mówiąc to nic już nie miało dla mnie sensu i znaczenia. Wstałem powoli zakładając stare, wyprane spodnie i luźny, ciemny sweter, jakbym liczył na to, że zniknę całkowicie. Postanowiłem nadrobić zaległości z poprzedniego dnia nie mając większego pomysłu na cokolwiek. Niczym śmierć w ślimaczym tempie dociągnąłem się do drzwi, a nie słysząc żadnych odgłosów z Pokoju Wspólnego wyślizgnąłem się na zewnątrz schodząc po schodach, mijając puste wnętrze u Grubą Damę, właśnie rozmawiającą o czymś ze szlachcicem z obrazu na drugim piętrze.

O tej porze wszyscy siedzieli w Wielkiej Sali objadając się obfitym śniadaniem, a ja bez przeszkód i zbędnych konwersacji przeszedłem pod bibliotekę. Pomieszczenie, które zazwyczaj świeciło pustkami, a zapełniało się przed egzaminami, teraz już całkowicie opustoszało. Wydawało mi się, że słyszę jak powietrze rozmawia z kurzem odkładającym się na niektórych woluminach. Dawniej uznałbym to wszystko za oznakę totalnego znudzenia, teraz była wręcz żałosnym odruchem samotności.
Stając przed wielką półką opatrzoną nagłówkiem ‘Historia Magii’ błędnym wzrokiem wpatrywałem się w niewyraźne tytuły na grzbietach książek. Wszystko było tak niesamowicie monotonne póki czyjeś dłonie nie spoczęły na moich ramionach. Chociaż drgnąłem nie było we mnie żadnych specjalnych uczuć. Wszystkie uleciały zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej. Pomalowane na czarno paznokcie wbiły się nieznacznie w wełniany materiał swetra. Ciepły policzek przytarł do mojego, a płomienne włosy wyraźnie wskazywały intruza.

- Coś taki smętny? – zapytał jak gdyby w dalszym ciągu wszystko było tak jak dawniej. – Nadal źle się czujesz po tym wypadku? – nie odpowiedziałem na to w dalszym ciągu szukając potrzebnej mi pozycji. – Sam jesteś? – chłopak najwidoczniej nie robił sobie z tego nic. – Tylko mi nie mów, że twój rozwrzeszczany książę się obraził. Pokłóciliście się? – mimowolnie pozwoliłem na to by łzy zaszkliły oczy, gdy Krukon rozglądał się na boki – Nie odpychasz mnie, nie szarpiesz się... Chyba cię nie rzucił? – tym razem jego głos był nadzwyczaj poważny, a ja nie powstrzymałem płaczu zdradzając tym prawdę. – Nic się nie martw, masz mnie. On jest tutaj zbędny! – ciepłe i duże ciało Cornela przycisnęło mnie do siebie, a pełne wargi pocałowały w policzek. Nie szamotałem się, sam nie wiem czy w ogóle miałem zamiar się uwalniać. Stęskniony za ramionami Blacka pozwalałem by zupełnie inne dłonie gładziły moje żebra, zaś usta składały pocałunki na twarzy. Byłem słaby i pozbawiony chęci do życia. Gdyby chłopak chciał, mógłby zrobić ze mną, co tylko mu się podobało. Taki rodzaj czułości szybko mu się znudził. Wziął mnie gwałtownie na ręce wywołując tym chęć krzyku, który jednak się nie wydobył. Zacisnąłem dłonie na jego bluzie i zamykając mocno oczy nieśmiało przytuliłem się do równomiernie unoszącej się piersi. Z jego ruchów mogłem wnioskować, że jest zaskoczony i ucieszony zarazem. Z jakiegoś powodu zaczynałem mu ufać, a wspomnienie gry na flecie przyciągało mnie jeszcze bardziej do natrętnego chłopaka.

- Powinienem być zły... – bąknąłem w końcu, kiedy Cor ani zrobił ani jednego kroku. – Wszystko zniszczyłeś...
- Nie prawda, dałem ci szansę na nowe życie ze mną. Będę lepszy niż on. Dam ci wiele niczego nie oczekując. Wezmę, co mi dasz i kiedy uznasz to za stosowne. Kiedy poznasz mnie lepiej porozmawiamy na ten temat. W poniedziałek po zajęciach spotkamy się pod Wielką Salą. Przygotuję coś specjalnie dla ciebie. Tylko powiedz, że będziesz.
- Będę – nie pomyślałem dobrze przed tym krótkim zapewnieniem. Po prostu to powiedziałem. I tak nie planowałem zupełnie nic na najbliższe dni, a i harmonogram odgórny ustalany na bieżąco przez przyjaciół teraz już nie obowiązywał. Mogłem robić, co tylko chciałem nie ponosząc za to żadnych konsekwencji i tego też mi brakowało. Uzależnienie od kogoś było wbrew pozorom czymś przyjemnym i miłym. Czułem się doceniony i potrzebny, zaś teraz nie miałem pojęcia, po co istnieję.

- Ktoś tu jest lekko obojętny... Pocałowałbym cię, ale wiem, że na to mi nie pozwolisz.. Zadowolę się tuleniem, a później zobaczymy. Skoro jesteś już wolny to nic nie stoi nam na przeszkodzie wspólnie spędzonych chwil. Założę się, że zdołam zdobyć cię w tydzień. Będziesz mój, pozwolisz mnie, na co tylko zechce i zapomnisz o byłbym. Stawką będzie...
- Tabliczka czekolady – westchnąłem mając świadomość, iż wszelkie słodycze będą przypominać mi Syriusza i jego niejednokrotną słodycz wymieszaną z niedopieszczeniem.

Ruch, kilka zamienionych z kimś słów, odrobina ciepła i biblioteka w dziwny sposób pomogły mi się uspokoić. Nie powstrzymywałem smutku, tęsknoty, czy płaczu, ale w widoczny sposób pozbywałem się uciążliwych ran, które zaczęły się zasklepiać. Z cała pewnością musiałyby minąć lata zanim zdołałbym chociażby odrobinę zapomnieć jak było mi z Blackiem, jak smakowały jego usta, pachniały ubrania, jak wielkie ciepło płynęło z każdego gesty, słowa, lub dotyku. Zdołałem się zmienić, by teraz wracając do poprzedniego stanu natrafić na niekończący się opór jakiegoś niezrównoważonego nastolatka. Dzięki temu łatwiej było mi myśleć o marnej przyszłości, a gdzieś w głębi tliła się nadzieja na to, ze będę jeszcze kiedyś szczęśliwy.

- Mogę się pouczyć, czy masz zamiar nosić mnie od regału do regału? – spławiłem szybko Corneliusa czując, że za chwilę po raz kolejny rozpłaczę się niczym dziecko.
- Obiecałeś, że się ze mną spotkasz, więc wyjątkowo dam ci już spokój. – nie przypominałem sobie żadnej obietnicy, ale nie chciałem wszystkiego przedłużać. – Po podwieczorku...
- Kolacji, ja musze się uczyć! – podniosłem głos przerywając mu i samemu zsuwając się na ziemię przy okazji zabierając poszukiwany wolumin. Nie byłem pewien czy w ogóle zjawie się w umówionym miejscu. Wszystko zależało od tego, jak miną mi najbliższe godziny, czy też noc. Nie chciało mi się ruszać z miejsca, a tym bardziej, kiedy miałem świadomość braku Syriusza., który przez rok był dla mnie najważniejszy, a teraz ulotnił się zostawiając mnie zupełnie samego, nieprzystosowanego do życia w samotności. Wszystkie fundamenty mojej świadomości i zdrowego rozsądku zostały poważnie zachwiane. Mogłem jedynie wraz z każdym oddechem myśleć o tym, iż Black w tej samej chwili robi to samo, że niebo nad moją głową górowało także nad nim, słońce ogrzewało nas oboje, podobnie jak deszcz, który wnika w ubrania przeciwstawiając słońcu swój chłód.
Ucieszony chłopak zniknął nadzwyczajnie szybko. Znowu rozryczałem się poważnie wracając pamięcią do chwil spędzonych w bibliotece, lub jej okolicach wraz z Syrim. Do jego bliskości, której czasami unikałem, a później tak pragnąłem. Moje wspomnienia, chęci i uczucia bez przerwy się powtarzały raz po raz pokazując oczom to samo, rozradowaną twarz, intrygujące oczy, przystojne i słodkie oblicze. Zaczynałem szaleńczo łaknąć powrotu do przeszłości, ale chociaż mógłbym może i to osiągnąć, to byłem zbyt słaby by w ogóle temu podołać.

  

14 komentarzy:

  1. *chlip* REMUS NIE PODDAWAJ SIEEEEEE ; WALCZ O SYREIEEEGOOOOO , a rudego spal (teee kirhan-san znowu plakalam bo syriego nie bylo buuuuu>.<)

    OdpowiedzUsuń
  2. W dalszym ciągu smutno, ale w zasadzie to podoba mi się. Nie koniecznie to, że Cornelius próbuje kręcić z Remim, i niszczy wszystko dookoła, ale jeśli chodzi o akcję jestem ponownie na TAK!Chciałabym tylko dowiedzieć się jak to wszystko wynika z perspektywy Syriusza :)No nic zmykam już i czekam na notkę piątkową. To już jutro, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. ... A więc jednak mówiłaś prawdę! Nie wyobrażałam sobie Remusa i Corneliusa razem, a teraz... nie dość, że będą razem to jeszcze mnie jakoś to nie dziwi! O.o Nie wiem jakim cudem, ale jakoś mi się teraz normalne to wydaje... jednak... wolę żeby Remus i Syriusz wrócili do siebie... oni najlepiej do siebie pasują...

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie brakuje Syriusza ;__________;.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kirhan-sama... Naprawdę świetnie piszesz... *chlip* *chlip* ale pogódź Syriego i Remuska! *szloch* Bo to jest takie smutne! *ociera łezki*

    OdpowiedzUsuń
  6. jakie to smutasowate..ale.... super! naprawde fajnie piszesz,a ta historia.. cód miód i orzeszki!

    OdpowiedzUsuń
  7. bałam się przez cały czas, ze Syri wejdzie do biblioteki i to wszystko zobaczy ==' i nie spodziewałam się, że Remi się zgodzi na spotkanie z cornym... w zasadzie nie bardzo mi się to podoba. Nie chcę żeby oni się cos... tego Oo... żeby w ogóle ich coś łączyło. Myślałam, że Remi prędzej zdradzi swój sekret, po czym wszystko się ułoży, bo Syri go nie zostawi, niż, że ten porpostu tak jakby da sobie spokój i jeszcze pozwoli Corneliusowi na tak wiele. No trudno... zobaczymy co dalej, powodzenia w pisaniu

    OdpowiedzUsuń
  8. cudne ale najlepiej bedzie jak oni sie pogodza *chlip* bo to smutne oni nie moga przeciez życ bez siebie*chlip*:(

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Takai no Tenshi2 listopada 2007 08:40

    tak, jak każda notka, ta również jest świetna...szkoda, że znów smutaśna, i że znów poleciała mi łezka...

    OdpowiedzUsuń
  10. biedny Remi, jak Syriusz mógł mu to zrobić. zaraz się rozpłaczę, hlip. mam nadzieję, że się zejdą. czekam na kolejną notkę, pozdro

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziwne to trochę(oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu), Ale mam nadzieję, że do niczego większego między Remusem, a Corneliusem nie dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. A może by tak kartkę z pamiętnika Syriusza? ;>

    OdpowiedzUsuń
  13. NA STOS Z RUDYM !!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam,
    Remus nie poddawaj się, a Syriusz naprawdę jest to obojętne...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń