niedziela, 27 stycznia 2008

Ślub?

23 listopad

Ogień strzelał wesoło w kominku sprawiając, że Pokój Wspólny był ciepły, przytulny i pełen uczniów odrabiających zadania, czy po prostu spędzających wspólnie czas. Na zewnątrz było już ciemno, mimo że bynajmniej godzina nie wskazywała na taki mrok. Prawdziwa zima była coraz bliżej i chociaż śnieg zdążył już stopnieć w dalszym ciągu czułem delikatne ciepło powoli kończącej się jesieni. Peter z batonikiem w dłoni, pełną buzią i wzrokiem utkwionym w szachownicy przypominał mi nadrabiającego zaległości tłuszczowe futrzaka szykującego się do snu. Tylko Potter wydawał się bez reszty pochłonięty równocześnie grą i jakimiś myślami. Sądząc po jego minie nie chodziło ani o coś miłego, a ni tym bardziej łatwego. Zdziwiłbym się gdyby sam okularnik wiedział, o co mu chodzi. Dobrze wiedziałem, że sam tydzień przebywania z innymi osobami może zbliżyć ludzi, a co dopiero dwa lata nauki, przez które przyjaciela są tak łatwi do odszyfrowania jak najprostsze z zadań na Zaklęciach. Podczas kiedy ja siedziałem spokojnie przyglądając się czasami całkiem beznadziejnym ruchom Peta i równie nieudolnym atakom Jamesa, Syriusz niczym grzeczne dziecko leżał na sofie z głową na moich udach i twarzą z twarzą wtuloną w mój brzuch. Miał zamknięte oczy, lecz mimo to dobrze wiedziałem, że nie spał. Nasza pozycja już i tak była zbyt dwuznaczna bym miał jeszcze dodawać do tego, jakieś pieszczoty, więc chłopak musiał zadowolić się naszą wzajemną bliskością w taki, nie zaś inny sposób. Zupełnie odmienne ogniwo stanowił w tym wypadku Andrew. Skulony na podłodze, oparty o wypoczynek jak zwykle zajęty był notowaniem czegoś i planami na przyszłość. Podziwiałem go w duszy za to, że potrafił przyjmować wszystko ze spokojem i fascynacją, nie zahaczając o wstyd, czy zażenowanie, nawet w bardzo dziwnych sytuacjach. Z całą pewnością gdybym tylko wiedział, co z takim zacięciem pisał, później nie mógłbym nawet spokojnie spać, więc uznałem za najrozsądniejsze zajmowanie się tylko mało inteligentną grą.
Potter sięgał właśnie po laufra, kiedy wstał przewracając pionek, a na jego twarzy widniało przerażenie, jakby właśnie uświadomił sobie, że został dźgnięty szpadą i zaraz umrze mając przed oczyma najbardziej przerażające widoki. Otworzył usta, zamknął je, otworzył, wybełkotał coś i tępym wzrokiem spojrzał na Syriusza.

- Black, mamy problem – rzucił na wydechu otrzepując się z zimnych dreszczy, które łatwo było u niego dostrzec. – Syri, to sprawa życia lub śmierci! – kruczowłosy nawet nie zareagował, w ogóle się nie poruszył – Nie udawaj, że śpisz! To jest ważne, musimy pogadać!
- Nie widzisz, że jestem zajęty? – powietrze zadrżało łaskocząc mógł brzuch, kiedy chłopak odezwał się obejmując mnie w pasie i wtulając policzek mocniej w moje ciało.
- Ja tam nic nie widzę. – bąknął lekko urażony obojętnością Syriusza, James lustrując go wściekłym spojrzeniem – Możesz się łasić, tulić i mi łaskawie pomóc skoro twoja przyszłość jest ci całkowicie obojętna!
- Jak już sam zauważyłeś jestem zajęty łaszeniem się i tuleniem, więc z łaski swojej przestań mnie zadręczać i daj spokój. Jesteś już dużym chłopcem i poradzisz sobie bez wujcia Blacka.
- Wujcio Black chyba nie wie, że jutro McGonagall przetrzepie nas z Transmutacji roślin w owady – ironiczne prychnięcie tłumaczyło nagłą desperację i niepokój nie nauczonego chłopaka.
- Nie zapyta nas, bo uzna to za stratę czasu.
- A skąd ty możesz to wiedzieć. To jest McGonagall! Ona kocha znęcać się nad nam podobnymi! Dociera to do tego zamglonego rozkoszą móżdżka? McGonagall... Transmutacja... Odpytywanie... – Syriusz westchnął jakby ktoś kazał mu właśnie lecieć na drugi koniec zamku tylko po to by powiedzieć ‘dzień dobry’ dyrektorowi. Pocałował delikatnie mój pępek przez materiał ubrania i wstał z zaspaną miną.
- Dobra. Dawaj rękę, Sheva pióro! – jasnowłosy posłusznie wykonał polecenie, a zaskoczony Potter wystawił przed siebie lewe ramię. Powstrzymałem śmiech, kiedy Black zaczął wypisywać okularnikowi na ręce najważniejsze informacje z ostatniej lekcji i zakończył wszystko wielka kropką by mieć spokój. Zanim reszta paczki oprzytomniała on już leżał tak jak poprzednio, na moich nogach mocno tuląc się wracając do stanu swojej małej krainy przyjemności płynącej z lenistwa. Dziś wydawał się jeszcze bardziej obojętny na wszystko niż zawsze. Niewyspany po nocnym studiowaniu Obrony Przed Czarną Magią, ale i rozbudzony ciepłem nie miał ochoty na nic. Nie musiałem czytać w jego myślach, by wiedzieć, że ruszanie się z miejsca to ostatnie, na co miał ochotę. Chyba żaden zwierzak nie mógł równać się z tym dużym, ciepłym pieszczochem ignorującym wszystko i wszystkich, kiedy tylko miał na to ochotę.
- Teraz tylko się nie myj do jutra wieczorem i jesteś ustawiony – zamruczał podnosząc mój sweter i liżąc brzuch, by po chwili dać sobie z tym spokój, kiedy zadrżałem i poczerwieniałem. To uczucie było zupełnie inne, kiedy byliśmy sami, a inne, gdy otaczali nas Gryfoni i każdy z nich mógł zauważyć nasze dziwne zachowanie.
- Jeśli to nie podziała odpowiesz za moje oceny! – J. nie był uradowany, ale widać było, że znacznie się uspokoił. Usiadł na swoim miejscu z nogami na fotelu i w końcu zrobił swój ruch wyrywając Peta z chwili delektowania się resztkami czekolady z batonika. Wszystko wracało znowu do stanu sprzed kilku minut, chociaż Syri był zbyt pobudzony, jak na pół śpiącego. Zaczął się kręcić, aż w końcu znalazł dogodną pozycję niewiele różniącą się od poprzedniej. Otworzył oczy i położył się na plecach wpatrujące we mnie od dołu.
- Remi, przyjąłeś moje oświadczyny, więc czemu by nie wziąć ślubu w tym roku? – coś się we mnie przekręciło, zabuzowało i chciało wyjść, podczas kiedy zainteresowanie kolegów przeniosło się z tego, co robili właśnie na naszą dwójkę, a ja czułem jak moje policzki pieką i płoną – Potter będzie księdzem, Zardi zaprojektuje ci suknię, żeby moja panna młoda była olśniewająca, Pet będzie trzymał obrączki, a Andrew sypał kwiatki. Jeśli chcesz możemy poczekać jeszcze rok, czy dwa i zrobić jakiś przytulny ołtarzyk w zakazanym lesie. Podobno są tam całkiem romantyczne miejsca. – prychnąłem, uderzyłem go lekko w czoło palcem, odwróciłem głowę i znowu popatrzyłem na te szare oczy pełne proszącego wyrazu. Nie miałem zamiaru robić z siebie idioty, ale dla niego mogłem nawet dwa razu powtarzać każdy głupi gest.
- Nie ubiorę się w suknię ślubną, zapomnij – syknąłem na samą myśl o tym czując niemiłe dreszcze – Jestem chłopakiem i już nie przypominam dziewczyny. – fakt faktem odrobinę wydoroślałem, co było kroplą w morzu, jednak wolałem okłamywać samego siebie niż robić za księżniczkę dla Syriusza, który bez sprzecznie w każdym przedstawieniu obsadzałby rolę księcia na białym koniu, zapewne Potterze, chociaż jak dotąd nie widziałem nigdy rumaka z wielkimi, okrągłymi goglami.
- Chwila, chwila! – naturalnie J. musiał wtrącić swoje skoro i tak zazwyczaj jego usta były najczęściej otwarte, a język obijał się o podniebienie i zęby od ciągłego bełkotu – Dlaczego to ja musze być księdzem? Wolę sypać kwiatki! – gdybym nie siedział to z pewnością teraz leżałbym z łopatkami przy dywanie.
- James... Wyglądasz jak gremlin na rowerze i chcesz sypać kwiatki? Nauczysz się kwestii i będziesz nietoperzem!
- Czuję się dziwnie nie w temacie – wydukałem do siebie, na co Black znowu zaczął się tulić i ocierać lekko.
- Będziesz najpiękniejszy. Sam się przekonasz, że to będzie wspaniała uroczystość. Taki nieoficjalny ślub w gronie przyjaciół. I bez względu na to, co wydarzy się w przyszłości będziesz tylko mój.
- Głupi, i bez tego jestem twój – zarumieniłem się znacznie chowając twarz patrząc w bok – To o ciebie bym się martwił. Jeszcze trochę i każda będzie chciała cię chociażby dotknąć.
- Tylko ty możesz mnie dotykać. Nikt inny się nie liczy – sięgnął w górę i pogładził mnie po policzku – Pocałuj mnie. – speszyłem się jeszcze bardziej.
- Ale...
- Nikt nie zauważy. Są zajęci – jakimś cudem uległem. Pochyliłem się i szybko naznaczyłem usta chłopaka muśnięciem. Nie wiedziałem, co jeszcze mógł wymyślić, ale mimo to był słodki i niemożliwy, jak zawsze.

10 komentarzy:

  1. Nie no, Syriusz to ma wizje^^ Ja też nie wyobrażam sobie Pottera jako księdza... J. i sutanna? To ja wolę Petera...=]

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko sie zapowiada:P mam nadzieje ze opiszesz noc poslubna ze wszystkimi szczegolami:D a tak wogole to kiedy byly oswiadczyny? O.O chyba mi umklo:P ale i tak jest super :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie skończyłam czytać INSYGNIA ŚMIERCI i jestem załamana śmiercią Lupina. Twoje opowiadanie przynosi pociechę. Notka śliczna jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. hej! boska notka! jak zawsze wzreszta :D ja tez skonczylam juz czytac INSYGNIA SMIERCI ale musze przyznac ze spodziewalam sie czegos wiecej,pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Tjaa, Syriusz zawsze był TROSZKĘ bardziej pokręcony od reszty (na swój sposób), ale pomysł ze ślubem mi się podoba ^^. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. mangosia@buziaczek.pl28 stycznia 2008 00:22

    Wdech, wydeh.... KYAAAAAAAA dzięki za 200 rozdzialik opowiadania Remusa jesteś BOSKA nie przestawaj!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Po Insygniach Śmierci, Twoja notka znacznie poprawiła mi humor... chociaż okazało się, że mam skrzywienie yaoistyczne i kiedy Tonks ['] zupęłnie nie pasowała mi do tej roli, pomyślałam... a co z Blackiem? I nie ważnie, że wg książki on przeniósł się w zaświaty :( Notka świetna, śmiałam się jak głupia z lenistwa Syriusza i z pomysłu ślubu :D Pozdrawiam :)PS. Moje lenistwo, nie komentuję każdej notki, ale czytam wszystkie, postaram się poprawić ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. niedawno zaczęlam czytać TWpojego bloga i musze przyznać, ze jest przeboooski!!!! wcześniej unikałam historii z HP, ale TWoje opowiadanie z Remim i Syrim mnie urzekło :D:D:D masz nową fanke ;) z niecierpliwościa czekam na ciąg dalszypozdrawiam :*ps. w wolnej chwli zapraszam do mnie:http://zawile-sciezki-zycia-naruto-i-sasuke.blog.onet.pl/http://kakairulove.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    cudownie, wspaniale, fantastycznie, o ja Syriusz to ma pomysły... już chce ślub ;) naprawę bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń