niedziela, 6 czerwca 2010

Kartka z pamiętnika LXXVIII - Oliver Ballack

Pogoda była okropna. Wielkie krople deszczu rozbijały się o szyby głośno, zupełnie jakby chciały wedrzeć się do wnętrza domu. Czasami nie byłem pewny, czy to nie grad, czy szkoły wytrzyma, nie pęknie. Sam ten odgłos był wystarczająco nieprzyjemny, a jednak dodatkowo widziałem w oknie błyski, słyszałem potworne grzmoty i ciarki przechodziły mi po plecach. Nie chciałem na to patrzeć, jednakże siedząc w salonie cały czas kątem oka dostrzegałem groźny rozbłysk, bym później mógł usłyszeć trzask.
Bałem się. Zawsze, gdy burza była tak blisko nie wiedziałem, co robić, wydawało mi się, że nigdzie nie jest bezpiecznie, ale starałem się zachowywać rozsądnie. Tym razem jednak wszystko wydawało się nasilone, nie do zniesienia. To właśnie, dlatego wczepiłem się w Reijela nieświadomie wbijając mu w łopatki swoje paznokcie i całe palce. Kolejny potężny grzmot i pisnąłem w jego ucho. Zdenerwowałem go tym. Wiedziałem to, kiedy syknął wściekle i odsunął mnie gwałtownie od swojego ciała. Jego oczy zwęziły się, na czole pojawiła się drobna zmarszczka oznajmująca irytacje, którą właśnie czuł.
- Zamiast burzy powinieneś bać się mnie! – warknął i przerzucił mnie sobie przez ramię. Sam nie wiem, dlaczego, ale czułem się bezpieczniejszy, kiedy to robił, kiedy miałem go tak blisko siebie, kiedy się mną zajmował. Nawet, jeśli był zły, a to nie zwiastowało niczego dobrego.
Postawił mnie około metra od ściany i pchnął do przodu. Tracąc równowagę uderzyłem dłońmi o jasną powierzchnię opierając się o nią. Reijel uklęknął za mną i wtedy też poczułem jak coś zaciska się na moich kostkach. Zupełnie znikąd pojawiły się ciężkie kajdany, które unieruchomiły moje nogi zaraz nad stopami. Byłem pewny, iż mój kochanek użył swoich mocy by je stworzyć, a tym samym przypieczętował mój los. A jednak okno znajdowało się za mną, nie mogłem widzieć więcej błysków, zaś niewygodna pozycja sprawiała, że nie myślałem o burzy, ale o odczuwanym dyskomforcie.
W następnej chwili straciłem spodnie i poczułem zażenowanie. Pochylałem się przecież zdecydowanie do przodu, moje nogi były lekko rozsunięte, a teraz nie miałem nawet bielizny, która chroniłaby mnie przed wzrokiem Reijela. Nie wiem, dlaczego tak się wstydziłem, chociaż mogłem się tego domyślać. Nie widząc go, nie mając pojęcia czy patrzy, co robi, byłem zdany na jego łaskę. A jednak mimo wszystko odczuwałem podniecenie, przez co było mi tym bardziej wstyd. Czy on o tym wiedział? Czy zdawał sobie sprawę, iż podnieca mnie swoim zdecydowaniem i władzą, jaką nade mną ma?
Zadzwoniła klamerka paska u jego spodni. Zaskoczony chciałem się odwrócić, by, chociaż spojrzeć na niego, ale nie widziałem nic. Z trudem patrzyłem w bok, nie mówiąc już o całkowitym spoglądaniu za siebie.
- Re... Reijel? – zająknąłem się, moje nogi drżały.
- Należy ci się kara, za to, ze piszczysz mi do ucha. Nie puszczę ci tego płazem. – powiedział spokojnym, zdecydowanym głosem, tym, który zawsze doprowadzał mnie do szału. Mój członek drgnął na ten dźwięk. Przygryzłem wargi by nie jęknąć już teraz. Spiąłem się cały wiedząc już, co nastąpi. I tak też się stało. Świst paska w powietrzu i gruba skóra uderzyła o moje pośladki pozostawiając po sobie piekący ból. Krzyknąłem cicho, a na mojej skórze zatrzymał się kolejny cios. Do tej pory dostawałem tylko dłonią, po raz pierwszy używał do tego paska. Podnieciło mnie to tym bardziej i z jakiegoś powodu myśl o tym, iż pasek ten należał do jego ulubionych i zawsze go używał, sprawiała mi większą jeszcze przyjemność.
Im dłużej mnie bił, im większy ból sprawiały uderzenia paska, im bardziej piekły mnie pośladki, tym twardszy się stawałem. Piszczałem i krzyczałem, byłem za daleko ściany, by moc się o nią oprzeć, by się otrzeć o cokolwiek. Moje krocze pulsowało nieznośnym bólem. Pragnąłem spełnienia, a do tego stanu doprowadziło mnie samo okładanie mojego tyłka. To było upokarzające, ale jednak przyjemne.
Z moich oczu puściły się łzy bezsilności. Tak bardzo potrzebowałem się zaspokoić, tak bardzo rozpalało mnie każde uderzenie paska. Jęczałem przez łzy imię kochanka i pragnąłem go szalenie.
Nagle przestał mnie karać. Objął mnie mocno ramionami zaplatając je na mojej piersi i pocałował w kark. Jego krocze przywarło do moich pośladków. On był podniecony! Aż jęknąłem czując jak świadomość tego ciśnie się do mojej nabrzmiałej męskości. Pomógł mi utrzymać równowagę, a ja złapałem jego dłonie swoimi przyciskając je do swojej piersi. Burza dla mnie już nie istniała, czułem się bezpieczny i chociaż policzki były mokre od łez byłem niesamowicie szczęśliwy.
- Jesteś taki niegrzeczny. – szepnął mi do ucha i pocałował je wywołując łaskotanie.
- Tak. – bezmyślnie zgadzałem się z nim chłonąc wspaniałą bliskość, ciepło jego ciała.
Bez najmniejszych problemów wyswobodził się z uścisku moich rąk. Uklęknął, a krępujące moje nogi kajdany rozpłynęły się w powietrzu. Z trudem mogłem ustać.
- Trzymaj mnie mocno za szyję. – polecił mi, a ja poczułem jak mocno zaciska dłonie na moich chyba już lekko spuchniętych pośladkach. Zabolało, pieczenie stało się jeszcze bardziej uciążliwe, a mój członek znowu stał się niemożliwie sztywny. Nie miałem innego wyjścia. Drepcząc w miejscu pozbyłem się całkowicie spodni i bielizny. Podskoczyłem oplatając go nogami, przylgnąłem do jego ciała zachłannie całując jego twarz. Tylko on znał mnie od tej strony i to on wydobył ze mnie tak krępujące cechy. Należałem do niego tak jak on należał do mnie. Nie oddałbym go nigdy nikomu.
- Wbijasz mi się w brzuch. – zamruczał liżąc muszelkę mojego ucha. Przeniósł mnie na sofę i posadził na niej. Specjalnie odwrócił ją tak, bym ponownie miał okno za sobą, nie widząc błysków. Troszczył się o mnie, chociaż nie pokazywał tego.
- Kocham cię. – westchnąłem wpatrując się w niego, jak w obrazek świętego. Był zachwycający. Podniecenie sprawiało, iż jego powaga nabierała drapieżności, jego jasne oczy błyszczały niebezpiecznie, usta łapały niemal gwałtownie powietrze.
Gdy zobaczyłem, jak klęka przede mną, jak jego dłonie rozsuwają moje nogi, by spojrzeć na moje krocze nie powstrzymałem się i z mojego członka spłynęła znaczna ilość nasienia. Cudem tylko nie doszedłem, ale dla niego nie miało to chyba znaczenia. Uśmiechnął się w ten niesamowity, pełen kpiny sposób i z niemożliwie erotyczną miną zlizał jasne krople z mojego ciała. W niekontrolowanym odruchu zacisnąłem dłonie na jego ramionach, szerzej rozłożyłem nogi, westchnąłem z przyjemności. Moje oczy niemal się zamykały, a jednak widziałem, jak oblizuje palce, poczułem jak nikną w moim wnętrzu, podczas gdy ja zostałem wchłonięty przez jego gorące usta. Samo to wystarczyło, bym wytrysnął, a mięśnie mojego wejścia wessały jego palce głębiej, zacisnęły się na nich.
- Och, kochanie. Rozluźnij się. – znowu szeptał do mnie zmysłowo. Zabrał dłoń, chociaż moje ciało stawiało opór. – Pozwól mi przejść przez ten „miłosny krąg”. – skubał moje wargi, a jego sporych rozmiarów członek wsunął we mnie główkę. Moje ciało było zbyt spięte po niedawnym orgazmie, a czułe słówka mężczyzny doprowadzały mnie dodatkowo do szaleństwa. Z wielkim trudem zdołałem zapanować nad sobą, by udostępnić mu swoje ciało. Reijel wykorzystał okazję i jego członek przedostał się przez mięśnie mojej dziurki. Przylgnąłem do niego z całych sił czując jak mnie wypełnia. Kiedy usłyszałem odgłos uderzającego o ziemię piorunu tuż nad naszym domem, on pchnął we mnie mocno, przez co krzyknąłem zagłuszając echo grzmotu. Jego penis wysunął się do połowy, a wraz z kolejnym trzaskiem za oknem nastąpiło kolejne mocne pchnięcie. Usta mężczyzny obsypywały moją twarz słodkimi pocałunkami, jego biodra nieznające umiaru podczas seksu znalazły odpowiedni rytm, który pozwalał mu sięgać głęboko we mnie, drażnić prostatę, doprowadzać do szaleństwa moja na nowo podniecone ciało.
Nie ważne jak bardzo obawiałem się czasami Reijela, nie ważne, że był nieobliczalny i przerażający. Uwielbiałem w nim te cechy, podniecał mnie jego wywarzony sadyzm, maltretowanie moich pośladków klapsami, lub pasem, tak jak dziś. Kiedy teraz myślałem o naszych początkach wydawały mi się one naprawdę szczęśliwymi chwilami, nawet, jeśli wtedy było inaczej.
- Mój słodki... – westchnął głośno zdobywając mnie coraz to namiętniej, z coraz to większą pasją. Szalałem ogarnięty bezkresnym podnieceniem, które on wydawał się wlewać we mnie z każdym pchnięciem. Wiedziałem, co mi powie, kiedy będzie po wszystkim, jakim rozkosznym zapewnieniem mnie obdarzy.
Wyjęczałem jego imię, kiedy osiągałem szczyt, a on wypełnił mnie swoim nasieniem. Czułem błogi spokój zaklęty w zmęczeniu, którego przyczyną był właśnie on.
I już nie bałem się zupełnie niczego, nie martwiłem się wyimaginowanym nieszczęściem. Byłem zbyt szczęśliwy.

5 komentarzy:

  1. hehe superaśna notka:) Ja lubić hehe :P uwielbiam takie scenki. Ostre, a jednak słodkie extra!

    OdpowiedzUsuń
  2. O cho! A ja właśnie wczoraj przeczytałam wszystkie kartki z pamiętnika tej pary ;D A notka jak zwykle. Cudo *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmmm, uwielbiam Cię XD Szkoda, że wcześniej nie przeczytałam tej notki, bo użyłabym Twojego pomysłu... bynajmniej nie z takim samym efektem - od wczoraj użerałam się oz kuzynem, który, im więcej ma lat tym głupszy się wydaje... Eh.Wyważony sadyzm - to jest to. Reijel może i jest momentami straszny, tyranizujący itd, ale dla Olivera jest całym światem, który w specyficzny sposób chroni go przed jego lękami.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie one shot - bez notki ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, miło się o nich czyta, choć Raiel jest takim sadystą to jednak o Olivera dba...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń