środa, 30 czerwca 2010

Kartka z pamiętnika LXXXII - Reijel

NOTKA NA AI NO TENSHI!


Oliver miał zjawić się w domu lada moment. Jego zwykły dzień codzienny zaczynał się pracą, po której przygotowywał dla mnie obiad, który jedliśmy wspólnie, później sprzątał, znajdował czas by odpocząć, zająć się mną, a później sen, jeśli mu na to pozwoliłem, i znowu praca. Nie słyszałem by narzekał na cokolwiek, nie kręcił nosem na masę obowiązków, jaka spoczywała na jego brakach, ani nie upominał mnie za ciągłe obijanie się na kanapie, akurat, kiedy nie wychodziłem by załatwić „jakieś sprawy”, o których w gruncie rzeczy nie miał pojęcia.
Słyszałem cichy trzask zamka, chłopak wszedł do domu, rozglądał się po przedpokoju i dostrzegł światło w kuchni. Nie musiałem tego widzieć, by być pewny, iż to właśnie ma miejsce pod tym dachem.
- Reijel? – rzucił głośno, ale nie odpowiedziałem. – Nie drażnij mnie! – warknął i tupiąc głośno przeszedł pod same drzwi kuchni, gdzie stałem przy stole ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
- Czyżbym cię aż tak rozpieścił, że masz czelność na mnie krzyczeć? – mruknąłem dbając o każdy szczegół, a w tym wypadki niezbędna była twardsza nuta i dobrze słyszalna groźba. Oliver jakby przybladł i spuścił głowę. Dąsał się i dlatego nie przeprosił. Zdecydowanie na zbyt wiele pozwoliłem mu ostatnimi czasy, niestety dziś było już za późno bym miał to zmienić.
- Co tutaj robisz? – kolejne mruknięcie, tym razem jednak przepełnione urażonym tonem. A jednak uniósł odrobinę głowę patrząc na zastawiony stół, na którym czekał na niego gorący obiad. Nie ruszył się jednak z miejsca.
- Jeśli jeszcze nie odkryłeś mojej tajemnicy to ci ją zdradzę. Stoję, Oliverze. Najzwyczajniej w świecie stoję w kuchni. – syknąłem kpiąco, zaś on rozeźlony rzucił mi ostre spojrzenie, za które w najbliższym czasie zdecydowanie zostanie ukarany. – Nie pamiętam, od kiedy jesteśmy razem. Od jakiś dwóch lat, gdzieś w tym okresie się to zaczęło, więc każdy dzień jest równie dobry na obchodzenie rocznicy. – dodałem beznamiętnie, jakby było to coś nudnego i całkowicie zwyczajnego. Chłopak wytrzeszczył oczy. Wyglądał jak mało urodziwy karp, jednak nie planowałem tego komentować.
- Ro... rocznica? – wybąkał i wodził oczyma to po mnie, to znowu po swoim obiedzie. Przewróciłem oczyma i podchodząc do niego złapałem go mocno za kark. Usiłował schować go w ramionach, jednak nie potrafił się już wyswobodzić. Poprowadziłem go w ten właśnie sposób do stołu, posadziłem na krześle. Nadal był zaskoczony, więc mogłem robić, na co miałem ochotę. Umyłem mu, więc ręce w niewielkiej miseczce z wodą, którą przygotowałem wiedząc, iż tak się to skończy. Wytarłem mu je kładąc na blacie stołu.
- Czyżbyś jadł już ze znajomymi po pracy? – syknąłem, a on podskoczył lekko na dźwięk tego tonu.
- N... nie! – zaprzeczył szybko i złapał za sztućce.
- To dobrze, ale nie pozwolę ci jeść w spokoju. Zachowywałeś się dziś nieodpowiednio, nie pozwolę sobie na taki ton w stosunku do mnie. – ostrzegłem i klękając przy jego kolanach rozpiąłem guzik jego spodni, rozsunąłem zamek. Ponownie zaskoczony chłopak patrzył na mnie znowu robiąc tę niesamowicie głupią minę. Czułem, jak jego krocze rośnie, gdy trzymałem na nim dłoń. – Jedz! – rozkazałem, a on nie miał odwagi odezwać się chociażby słowem. Zaczął swój posiłek, gdy ja sprawnie zdjąłem z niego spodnie, później skarpety, by na końcu zająć się górą jego ubrania. Jak się okazało Oliver pochłonął zupę w zadziwiająco szybkim tempie. Zostawiłem go nagiego przed stołem i podsunąłem drugie danie. – Nie spiesz się tak, nikt cię nie goni. – znowu klęczałem przed nim, między jego nogami. Trzymając dłonie na jasnych, miękkich udach przesunąłem nimi lekko w górę. Chłopak po raz kolejny spuścił głowę by patrzyć na to, co robię. – Szczególna uroczystość wymaga szczególnej oprawy, nie sądzisz. – tym razem wypowiedziałem te słowa łagodniej i ruchem głowy przypomniałem mu o obiedzie. Tym samym przybliżyłem twarz do pobudzonego całą sytuacją członka Olivera. Chuchnąłem na niego, trąciłem nosem i oblizałem główkę. Mięśnie chłopaka spięły się, a moich uszu doszedł dźwięk widelca przesuwającego się ciężko po talerzu. Na to właśnie liczyłem. Mój kochanek był bardzo czuły na wszelkiego rodzaju gry słowne, na rozkazy, męczenie go, a więc także czynność, jakiej się poddałem, gdy on miał po prostu jeść, była dla niego podniecającą męką.
Zdawałem sobie sprawę z tego, iż rozpieszczam go nadto, że powoli przestawał się mnie obawiać, jak było to wcześniej. Oczywiście, było to czymś, na co nie mogłem pozwolić jednak chłopak zmienił się niesamowicie przeze mnie, więc zasługiwał na odrobinę pieszczot. Właśnie, dlatego postanowiłem zabawić się w coś tak głupiego, jak ta rocznica. Dwa lata temu Oliver był zwyczajnym przystojnym chłopakiem, który szalał po Hogwarcie, ale w jego oczach widziałem głębię, pustą głębię, która zupełnie nie pasowała do jego urodziwej twarzy i ciekawej duszyczki. Wtedy czytałem w jego myślach, dowiedziałem się skąd jego wewnętrzny smutek, rany głęboko w nim. Nieodwzajemnione uczucie, które nie powinno istnieć, powoli nadchodząca śmierć jego wnętrza. Fascynował mnie, podobał mi się, pragnąłem go dla siebie. Widząc, jak bardzo bliski był mu kuzyn, chciałem zagarnąć dla siebie masę uczuć, których Fillip nie był świadomy. Siłą zdobyłem Olivera dla siebie, wypełniłem wszelką pustkę swoim jestestwem, a on z bezmyślnej marionetki stał się posłusznym, wspaniałym kochankiem, za którym szalałem. Wydarłem z jego serca dawne uczucia, zastąpiłem je nowymi. Zdecydowanie musiałem nagrodzić go za to, jak ładnie poddał się mojej mocy dając się pojmać, uczynić niewolnikiem.
Objąłem ustami koniec jego członka. Pisnął, a sztuczce uderzyły z łoskotem o talerz. Był to wspaniały odgłos biorąc pod uwagę powód, dla którego się pojawił. Zacząłem go lizać, w tym jednym miejscu, które było bardzo wrażliwe na wilgoć. Słyszałem jak chłopak usiłuje jeść, jak jęczy z pełnymi ustami. Z tym większą satysfakcją moje wargi masowały jego członek, palce gładziły udo, blisko krocza, język wwiercał się w maleńką dziurkę na końcu dumy Olivera. Ukąsiłem go lekko, a on z piskiem wylał się w moje usta. Opadł ciężko na stół, jego ciało było spięte, więc subtelnymi ruchami dłoni, starałem się je wymasować, by jak najszybciej się zrelaksowało.
Wstałem oblizując się i przyciągając bliżej niego krzesło usiadłem obserwując skutki swoich działań. Chłopak był w połowie posiłku, cały brudny od niego, co świadczyło o tym, iż często coś wypadało mu z ust, nie trafiał do nich widelcem, ale był wtedy doprawdy piękny. Zawsze wydawał mi się najwspanialszy, kiedy doprowadzałem go do szaleństwa.
- Zapomniałbym. – podałem mu deser. Kawałek ciasta, w którym ukryłem coś specjalnie dla niego. Niewielki prezent, by wiedział, że gdziekolwiek jest, zawsze należy tylko do mnie. – W środku coś jest, nie zrób sobie krzywdy. – ostrzegłem od razu. Mój kochanek najpierw przyjrzał mi się uważnie, jakby myślał, że to jakiś żart, jednak wiedząc, iż nigdy nie żartuję rzucił się na ciastko rozwalając je po całym talerzyku póki nie dotarł do złotego przedmiotu. Nie bawiąc się w subtelność, wygrzebał palcami drobny prezent i oblizał go z masy, w której przypadkiem go ubrudził.
Był to niewielki złoty kolczyk do ucha z wiszącym na nim maleńką obrączką. Oliver przyglądał mu się uważnie, jakby planował dostrzec każdy szczegół. I rzeczywiście dostrzegł. Na wewnętrznej stronie tej miniaturowej obrączki wygrawerowano „Na zawsze mój”. Uśmiechnął się, zachichotał i przytulił mnie mocno napierając swoim nagim ciałem na mnie. Niemal czułem jego wspaniałą skórę przez swoje ubrania.
- Na zawsze twój, tak? – powiedział płaczliwie, chociaż wiedziałem, iż nie pozwoli sobie na nic takiego. Nadal był tym twardym chłopcem, którego widziałem w szkole, chociaż teraz już tylko udawał przede mną. – Potrafisz być słodki, częściej niż przypuszczałem. – zamruczał, a ja odsunąłem go gwałtownie patrząc ostrzegawczo w jego lśniące łzami i radością oczy. Nie wiem, z czego się tak cieszył, ale byłem zadowolony, iż sprawiłem mu czymś przyjemność. Nie znałem się na ludzkich obyczajach, więc wykorzystałem najbanalniejszy i najgłupszy trik, jaki stosowano, kiedy człowiekowi brakowało pomysłu. A jednak musiałem osiągnąć swój cen, o ile nie dostałem jeszcze więcej niż się spodziewałem.
- Ja nie jestem słodki, nigdy! – syknąłem na niego, uderzyłem w pośladki zapominając, że chłopak podniecał się tym i uwielbiał klapsy. Pożałowałem tego w następnej chwili, kiedy z niewinną miną spojrzał w dół na swoje znowu podniecone ciało. – Szlag!

6 komentarzy:

  1. Hehe fajowe.... fajnie,że Reijel jest choć odrobinę ludzki :) Fajowe :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Za takie rozdziały powinno się ozłacać autora xD Reijel, cząstka ludzkiej duszy, uczuć.... napotkała na gruby, mroczny mur, lecz udało jej się go przebić, znajdując niewielką lukę. No boskości ** Niby maleńki prezent, a jak bardzo sprawił przyjemność. Szkoda mi Oliviera... tylko czemu on cierpiał? Miał kolegów, kuzyna, więc... czego mu brakowało?

    OdpowiedzUsuń
  3. Takim ludziom jak ty powinno się stawiać pomniki za notki takie jak ta. No to się Rejiel wpakował heh xD.

    OdpowiedzUsuń
  4. wiecej bezwzglednego znecania sie plooooox!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak Reijel ma serce i jest sentymentalny ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och pięknie, Raijel tak wielką radość mu sprawiłeś, i ta końcówka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń