niedziela, 27 czerwca 2010

Odwiedziny

6 marca
Uznałem, że od moich ostatnich odwiedzin u Syriusza minęła stanowczo zbyt wiele czasu. Oczywiście, miałem na głowie naukę i nie mogłem pozwolić sobie na opuszczanie zajęć, jednak mogłem wcześniej znaleźć dla niego trochę czasu. Czułem się winny, że tak go zostawiłem, jednak obiecałem sobie, że dzisiejsze odwiedziny w Skrzydle Szpitalnym, będą o wiele lepsze od ostatnich. Oczywiście musiałem brać pod uwagę swoje samopoczucie, które wcale nie było najlepsze, jako że pełnia była za pasem, jednakże Syri był w tym wypadku moim priorytetem. Miałem odwiedzić go z przyjaciółmi, chociaż wcale się na to nie zanosiło, jako że wysłali mnie pierwszego zapewniając, iż dojdą, gdy tylko uporają się z małą niespodzianką dla Blacka. Nie miałem pojęcia, o co chodzi i czułem się tym urażony, jednak oni zapewniali, że dla dobra ich przedsięwzięcia powinienem trzymać się chwilowo z daleka. Pożegnałem ich prychnięciem i urażony przeszedłem korytarzem Skrzydła Szpitalnego, by znaleźć się przed drzwiami sali, w której leżał Syriusz. Nie czekałem na nich, tak jak tego chcieli wszedłem do środka. Kruczowłosy uniósł się do siadu momentalnie, kiedy tylko usłyszał, że ktoś się pojawił. Uśmiechnął się widząc mnie. Wyglądał o niebo lepiej, niż przed dwoma dniami. Z ulgą stwierdziłem, że chłopak dochodzi do siebie i nic nie stoi na przeszkodzie by w najbliższym czasie dołączył do nas na zajęciach, a także w sypialni.
- Jak się czuje mój biedny pieseczek? – zapytałem żartobliwie podchodząc do jego łóżka i pocałowałem go w czoło. Popatrzył na mnie prosząco.
- Nie dostanę więcej? – starał się by jego wzrok był niewinny, a twarz przybrała słodki wyraz, niestety mogłem tylko westchnąć i stwierdzić z żalem:
- Nie mogę. Jeśli się zarażę będę miał problem, a jutro jest pełnia. Chory jestem do niczego, a wtedy przemiana będzie jeszcze gorsza...
- Ale ja już nie zarażam! – obruszył się, jednak mogłem tylko wzruszyć ramionami i pokręcić głową patrząc na niego przepraszająco. Musiał mnie zrozumieć i nie wykluczałem, iż tak też było, chociaż nie chciał łatwo dawać za wygraną.
Dostrzegłem książkę na stoliku, przy łóżku chłopaka. Sądząc po nazwie dotyczyła starych run. Najwyraźniej Wavele odwiedził chłopaka jakiś czas temu tak jak obiecał. Cieszyłem się z tego, ponieważ Syri nie czekał tylko na nas, ale miał także innych, którzy dotrzymywali mu towarzystwa. Chciałem o to zapytać, jednak w tej też chwili do środka wbiegł Andrew. Rzucił się niemal na Blacka i przytulił go mocno całując w policzek z figlarnym uśmiechem. Wzrok kruczowłosego skierował się w moją stronę, jakby mówił „widzisz, a on potrafi!”. Nie mogłem jednak nic na to poradzić. Ponownie wzruszyłem ramionami.
- A gdzie reszta? – zapytał, chociaż nie musiał. W tamtej chwili do środka wszedł Potter i wraz z Pettigrew trzymali w rękach wielki papierowy kwiatek, wykonany dosyć niezgrabnie, krzywo pomalowany, powiększony zapewnie magicznie. Teraz wiedziałem już, dlaczego nie chcieli bym o tym wiedział. To naprawdę było idiotycznym pomysłem. Sam Black złapał się za czoło i patrzył na nich z uchylonymi ustami, jakby chciał za chwilę skwitować ich „prezent”. Nie odezwał się jednak, zapewne nie chcąc urazić dumy, jaką wydawali się emanować. Ich kwiatek nie przypominał specjalnie żadnego. Podejrzewałem, iż miała to być róża, chociaż doprawy nie byłem pewien. Sądząc po tym, jak przyglądał mu się Syri, on także głowił się nad tym zagadnieniem.
- Jak się czujesz? Ten kwiatek na pewno ci pomoże wrócić do zdrowia! – okularnik zaklaskał w dłonie i uśmiechnął się kładąc spory kawał papieru przy łóżku, a którym Syri starał się jakoś znieść widok tego „czegoś”.
- Dziękuję wam za... to... – dobrał jakieś słowo. – Ale dobrze, że pytasz jak się czuję. – ożywił się nagle. – Lepiej, zdecydowanie lepiej i nie mam zamiaru siedzieć tu zbyt długo. – zapewnił siadając na skraju materaca i założył pantofle. – Mam już dosyć siedzenia tutaj. Wczoraj wpadł do mnie Wavele, więc miałem przynajmniej, z kim porozmawiać. Regulus wczoraj z samego rana. - chłopak zwrócił się do mnie, a ja z zaskoczeniem zauważyłem dopiero teraz, iż jego brata rzeczywiście już nie było. Zajęty i nastawiony wyłącznie na Syriusza zapomniałem całkowicie o tym niewielkim fakcie, iż dotąd dzielił całe Skrzydło Szpitalne z bratem. Cieszyłem się jednak w duchu, że chłopiec wyzdrowiał szybko i mógł wrócić do dormitorium. Teraz tylko Syri musiał dostać pozwolenie na opuszczenie tego miejsca.
- Dobra, bo nudzicie mi się tutaj, a ja przecież nie będę leżał bez końca. Proponuję spacerek po pokoju. – prychnął pod nosem niezadowolony z ograniczeń, jakie były na niego teraz nałożone. Nawet gdybym chciał go upomnieć i poprosić by się nie ruszał spod ciepłej pościeli, nie posłuchałby mnie. Sam wiem, jak ciężko jest uleżeć kilka dni i nie ruszać się z miejsca ani na krok. Byłoby to dla mnie niemałym wyzwaniem, gdybym musiał przez tydzień jedynie oglądać sufit. Toteż nie zdziwiło mnie, że Black lawiruje między łóżkami, by urozmaicić sobie czas. Współczułem mu jeszcze bardziej z tego właśnie powodu. Narzucił na plecy ciepły koc, owinął się nim i uprzedzając wszelkie chichoty spojrzał po nas poważnie, ostrzegawczo.
- Wczoraj, zanim odwiedził mnie Wavele chodziłem bez celu to tu to tam i w kącie znalazłem to. – pokazał nam jakiś niewielki złoty wisiorek. Miał owalny kształt, był dosyć wypukły i ozdobiony. Mogłem się założyć, iż nie tylko się otwiera, ale i kryje w środku coś więcej i Syri pokazał nam, że tak właśnie jest, chociaż nikt nie powiedział tego na głos. W środku znajdowało się niewielkie czarno-białe zdjęcie przedstawiające młodego mężczyznę. Sądząc po stonowaniu kolorów miał jasne włosy. Ciężko byłoby powiedzieć cokolwiek o oczach, jednak podejrzewałem, iż i one do ciemnych nie należały. Był przystojny, miał drapieżne spojrzenie i uśmiechał się lekko kpiąco do fotografa. Sądząc po tym, jak zadbana wydawała się ta ozdoba, niewątpliwie ktoś dbał o nią póki jej nie zgubił.
- Jak myślicie, kto to jest? – Peter przyglądał się błyskotce jakby chciał dostrzec coś niedostrzegalnego, coś, co miałoby stanowić trop. Pchnął palcem wisior, który zatoczył kółeczko i obrócił się wokół własnej osi kilka razy, by później znowu swobodnie chybotać się na łańcuszku.
- Niewątpliwie mężczyzna. – syknął ironicznie Syriusz, a jego uwaga zawstydziła trochę blondynka.
- To widzę. – rzucił urażony. – Chodzi mi o to, kim jest.... To znaczy... – zaczął się plątać nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Black przerwał jego zmagania ze słownictwem machając na niego ręką, by się uspokoił.
- Niewątpliwie ktoś ważny, skoro znajduje się w wisiorku, prawda? Może to mąż, albo chłopak... – tym razem to on się zawahał, po czym chciał się poprawić, jednak przerwał mu James.
- Raczej były chłopak. Zdjęcie wygląda na stare, teraz robi się zupełnie inne, więc ten mężczyzna musi mieć swoje lata, a to znaczy, że nie zgubiła tego młoda osoba.
- To może być dziadek. – upomniał go Sheva. – Albo ojciec. – on także wysuwał pewne teorie, jednak każde z nas mogło je obalić, zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
- To może należeć do którejś nauczycielki, ale nie będziemy ich przecież wypytywać, prawda? – ponownie podjął Black, a ja milczałem zostawiając im te sprawę. Nie potrzebowali mnie akurat w tym przypadku. – Póki, co musimy poczekać, może ktoś będzie się o niego upominał, albo go szukał. Lepiej trzymać go przy sobie i zawsze możemy prowadzić małe śledztwo w sprawie tego wisiorka. Ktoś musi zauważyć, że zniknął, a skoro jest ważny dla tej osoby, to będzie jej zależało na jego odnalezieniu.
- Zawsze to lepsze niż nauka. – stwierdził otwarcie J. – Szukanie właściciela tajemniczego wisiorka, to niezła zabawa, nawet, jeśli nudna, bo już jesteśmy skazani na postój w śledztwie. Ale, Black, chory, czy nie, spisałeś się świetnie. Możemy na tym zyskać...
- Nic nie zyskamy. – w końcu wtrąciłem się do rozmowy. – Jeśli myślisz, że wyciągniesz coś z właściciela tego wisiora, to od razu cię rozczaruję. Nie pozwolę na to. – wziąłem od Syriusza ozdobę i schowałem do kieszeni. – Będzie pod moją opieką. – widziałem zawiedzioną minę okularnika, ale nie żałowałem go. Wiedziałem, że dobrze zrobiłem, a i uśmiech Syriusza świadczył jednoznacznie, że zgadza się ze mną całkowicie. Teraz musiał tylko wyzdrowieć całkowicie i mogłem nadrobić swoją wstrzemięźliwość. W końcu zdrowy Syri nie zagrażał mi niczym.

5 komentarzy:

  1. Pierwsza! Czy ten wisiorek to przypadkiem nie medalion Blackow?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chory to jedna sprawa, ale liczy się też i to, że przez wścibstwo Evans chłopaki nie mogą się chociaż przez chwilkę potrzymać za ręce czy schować w jakimś przejściu, aby wyrazić swe dozgonne uczucie. Choroba utrudnia to wszystko straszliwie, a wstrzemięźliwość w końcu musi mieć swoje granice. Dobrze, że tuż przed chorobą Sheva i Remi pofolgowali sobie z Blackiem... w ten sposób to była taka jakby.. malutka przepustka. Coś, co przedłużało termin braku tęsknoty, choć zdecydowanie ten limit już się wyczerpał xDJ. na tropie? Hah.. z fajką w ustach i czapkom a la Sherlock Holmes XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo, kotek xD Zapraszam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. A niee, nie zafunduję im angsta xD Teraz będzie miło i przyjemnie... choć trochę zawstydzę Subaru, ale on to przeżyje xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, a już myślałam, że udało się im przemienić całkowicie, ciekawe kto wpadł na pomysł z tym kwiatkiem i ten wisiorek do kogo może należeć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń