niedziela, 5 września 2010

Kartka z pamiętnika LXXXVIII - Niholas Kinn

Chyba za bardzo wziąłem sobie do serca mój układ z Jamesem. Zależało mi na stałym związku, który pomógłby mi wejść powoli do świata dorosłych, czy chociaż poważnych osób. Bardzo lubiłem Pottera, imponował mi, jego zainteresowanie moją osobą pochlebiało mi bardzo, jednak czegoś mi brakowało. Właśnie, dlatego postanowiłem pozostając w tym związku poszukać jakiegoś innego. Szczerze mówiąc póki, co dziewczyny nie wydawały mi się interesujące. Byłem pewny, że za kilka lat się to zmieni, lecz teraz wolałem pogłębić swoją wiedzę na przykładzie chłopaków. Oni byli mniej wymagający i bardziej skłonni do współpracy. I całe szczęście, ponieważ nie czułem się na siłach walczyć z dziewczyną.
Po całkiem sporym czasie uważnego rozglądania się za odpowiednią dla mnie ofiarą znalazłem kogoś, kto mógłby się nadać. Był to Puchon z trzeciej klasy, wysoki i z tego, co zauważyłem całkiem spokojny, choć często uśmiechnięty. Miał ładną twarz, ciemno oczy i brązowe włosy krótko ścięte, lśniące i zadbane. Potrzebował okularów do czytania z tego, co zdołałem zauważyć, gdy przeglądał Proroka przy śniadaniu.
Teraz jednak sprawy miały się trochę inaczej. Byliśmy na korytarzu, on nieubłaganie zmierzał w stronę biblioteki, a ja jak cień podążałem za nim. Nie widziałem innego wyjścia by wiedzieć o nim więcej, a tym sposobem nikt nie mógł mnie posądzić o zbytnie interesowanie się chłopakiem. Starałem się zachowywać naturalnie, nie zdradzić swoich zamiarów niepotrzebnym gestem. Zatrzymywałem się jednak przed każdym zakrętem i wychylając głowę upewniałem się, że Puchon jest wystarczająco daleko. Tak głupie zachowanie niewątpliwie przejąłem od Jamesa, który często wymyślał coś absurdalnego w moim towarzystwie. Lubiłem go jednak za to. Mój aktualny obiekt zainteresowania był zwyczajnym chłopakiem, który nie wyróżniał się niczym szczególnym. Może, dlatego właśnie zwróciłem na niego uwagę, lub miałem nadzieję, że w przeciwieństwie do Pottera nie będzie o mnie tak łatwo zapominał. Nie łatwo było znaleźć sobie kogoś idealnego. Większość ludzi stanowiła albo niedostępne okazy, albo nie dało się odgadnąć, jaki naprawdę jest ich charakter. Usilne wyszukiwanie potencjalnego partnera również nie należało do najłatwiejszych zadań. Z trudem znalazłem w ogóle McCoya, którego śladem właśnie podążałem. Podobał mi się wyjątkowo, miał w sobie coś, co mówiło mi, że nadawałby się idealnie na chłopaka, nawet dla mnie, chociaż upolowanie takiej zdobyczy nie byłoby wcale łatwe. Westchnąłem głośno i zacisnąłem pięści by dodać sobie otuchy.
- Dasz radę, Niholasie. Potter dał radę, to ty tez sobie poradzisz. – wyszeptałem do siebie. Nie miałem pojęcia, jak sprawdzić, czy chłopak interesuje się chłopakami, jak namówić takiego do związku, ani jak w razie potrzeby przekabacić go na swoją stronę. Byłem kompletnie niedoświadczony pod tym względem.
McCoy zniknął za zakrętem, więc ponownie wolnym krokiem zbliżyłem się do tamtego miejsca. Słyszałem głosy osób wracających z biblioteki i zmierzających w moją stronę. To uniemożliwiało mi podchodzi, więc uznałem, ze lepiej będzie zachowywać się jeszcze bardziej normalnie. Raźnym krokiem wziąłem zamaszysty obrót o kilkanaście stopni i robiąc krok do przodu wpadłem w coś miękkiego, chociaż nie idealnego. Znałem skądś tę szatę, ale dopiero krawat uzmysłowił mi, że nie mógłbym nie wiedzieć, co to za osoba. Zmarszczyłem brwi, jakbym miał się rozpłakać i zwlekałem z podniesieniem głowy do góry. Nie mogłem tego jednak uniknąć. Z bólem skierowałem wzrok wyżej i nie myliłem się.
- Och, przepraszam! – odskoczyłem od Puchona. – Nie zauważyłem cię za tym zakrętem. – siliłem się na beztroski ton. Kilka dziewczyn ze Slytherinu minęło nas, a ich głosy przynajmniej zagłuszały panującą ciszę. Nie wiedziałem, co robić. Czy uciekać, czy zostać i wykorzystać tę sytuację najlepiej jak się da.
- Nic się nie stało. – rzucił w końcu McCoy i uśmiechnął się, co uspokoiło mnie znacznie. Był całkiem zwyczajnym nastolatkiem.
- Wracasz z biblioteki? – zapytałem niewinnie, ale to spowodowało, że chłopak zaczął się głośno śmiać, jakbym właśnie opowiedział mu niezły dowcip. Przeszło mi nawet przez myśl, że może jestem brudny ma twarzy, albo coś sobie zrobiłem wpadając na niego. Pospiesznie otarłem twarz skrajem szaty i przygładziłem włosy, przez co on wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem, a ja zawstydziłem się czerwieniąc.
- Przecież wiesz, że nie wracam z biblioteki, tylko do niej idę. – wyjaśnił, gdy zdołał się trochę uspokoić. Jego słowa zaniepokoiły mnie i wywołały tym większe zmieszanie. To nie było przyjemne, a on chyba mnie przejrzał. Musiałem wyglądać jak dorodny włoski pomidor w słońcu.
- Nie wiem, o co ci chodzi... – starałem się jakoś z tego wywinąć.
- Szedłem przed tobą jeszcze chwilę temu. – naprowadzał mnie.
- A! To ty? Nie wiedziałem! – kłamałem jak z nut, zaś kolejna salwa śmiechu wstrząsnęła chłopakiem.
- Śledzisz mnie już od dawna. Chyba nawet od Wielkiej Sali. – wyznał, przez co miałem ochotę głośno przekląć. Więc naprawdę mnie zauważył, a teraz musiałem na szybkiego wymyślić inną wymówkę. Pozostawała nadzieja, że nie wie, dlaczego za nim podążałem i tego się chwytałem.
- To nie tak! – specjalnie opuściłem głowę w dół. – Chodzi o to, że ja też idę do biblioteki, a nie chciałem żebyś pomyślał, że cię śledzę, dlatego postanowiłem się skradać. – na większą głupotę już bym nie wpadł. McCoy chyba jednak połknął haczyk, bo patrzył zdziwiony, kiedy robiłem minę nadąsanego dziecka.
- Ha, ha! Zabawnie wyszło. – pogładził włosy i kiwnął głową. – Wyszło ci zupełnie odwrotnie, bo miałem wrażenie, że mnie śledzisz, a nie unikasz posądzenia o to. – wzruszyłem ramionami i pozwoliłem sobie na krótki uśmiech, nadal jednak byłem zawstydzony, co idealnie pasowało także do mojej wymówki. Chyba zdołałem się jakoś wywinąć z tej kłopotliwej sytuacji.
- Następnym razem nie będę tyle myślał. – chciałem podtrzymać rozmowę. Może to była jedyna okazja by dowiedzieć się o Puchonie więcej i jakoś do niego zbliżyć? Musiałem wykorzystać okazję, nawet, jeśli miałoby się nie udać. Mało tego McCoy okazał się miłym chłopcem, z którym dało się spokojnie porozmawiać. Może była to także szansa na zaplanowanie jakiegoś kolejnego spotkania. Okazało się jednak, że nie mam ku temu okazji. Podeszła do nas jakaś dziewczyna z jego domu i objęła go za szyję uśmiechając się kokieteryjnie.
- Co się dzieje, As? – pocałowała w policzek Puchona, gdy ja mogłem tylko bezradnie rozłożyć ręce. Obawiałem się, że nie jestem jedynym kandydatem do McCoya, co zostało szybko potwierdzone, gdy chłopak ją przedstawił.
- Nic, rozmawiamy tylko. – złapał ją za rękę i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej. – To Alice, moja dziewczyna. – powiedział to tak jakby się chwalił. Ukłuło mnie to. Miałem nadzieję, że to ktoś odpowiedni, ale okazało się, że już teraz wyłącznie przeszkadzałem. Z jakiegoś powodu poczułem się zdradzony, chociaż mogło to być tylko złudzenie, ponieważ zawiodłem sam siebie. Nie dało się ukryć, że narobiłem sobie nadziei i to tylko po to by teraz bardziej bolało. Udawałem, więc zainteresowanie dziewczyną.
- Bardzo ładna, lepiej dobrze jej pilnuj, bo wielu chętnie zabiega pewnie o jej względy. – oszalałem i naprawdę to mówiłem, sprawiając tym przyjemność dziewczynie, która skromnie skryła się za McCoyem.
- Prawda! – energicznie przytaknął. – Muszę strzec swojej owieczki, jak pies pasterski. – słodził i miałem nadzieję, że więcej tego nie usłyszę. Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło.
- Idę do biblioteki, a zapomniałem pergaminu na wypracowanie. Biegnę po niego, a was zostawiam samych. – kolejny wymuszony uśmiech i czym prędzej się oddaliłem. Mogłem tylko pluć sobie w twarz, że tak się to skończyło, bo przecież nadal mogłem się łudzić, że to właściwa osoba. Za to się nie płaciło żadnej ceny, a już na pewno nie taką, jak ta, która przypadła w udziale mi. Pozostawały mi tylko dręczące uczucia zawodu i bólu w klatce piersiowej, gdy pomyślałem, ze nie mam szans na znalezienie kogoś idealnego, kim mógłbym się przechwalać, kto zadbałby o mnie, tak jakbym tego chciał, jakbym był idealny także dla niego.
Zwolniłem bieg, gdy miałem pewność, że oni już mnie nie zobaczą. Nie miałem powodu do płaczu, chociaż wielka chęć ku temu pozostawała. Poniekąd dostałem przecież kosza. Puchon nie był tego świadomy, ale odrzucił mnie na wstępie.
- Puk, puk, puk. – usłyszałem i poczułem to na ramieniu. Odwróciłem się i byłem naprawdę zaskoczony widząc nieznajomego chłopaka, który posyłał mi zniewalający uśmiech. Widziałem go w prawdzie kiedyś, ale nie pamiętałem szczegółów. Był średniego wzrostu, zadowolony z życia, miał cudownie niebieskie oczy i rudą czuprynę, a jego policzki wydawały się lekko pucate. Niewątpliwie zaliczał się do grona wyjątkowo przystojnych chłopaków. Wyciągnął w moją stronę bukiet róż zrobionych z papieru. Było widać, że zostały wykonane ręcznie, ale niebywale starannie. Zastanawiałem się przez kilka chwil, dlaczego mi je dał, ale wolałem nie pytać. Wyczuwałem, że to nie byłby najlepszy pomysł. Uśmiechnąłem się oglądając prezent.
- Są śliczne! – stwierdziłem z entuzjazmem. – Sam je zrobiłeś?
- Tak, ale nie miałem okazji ich wręczyć, a ty jesteś taki dziwnie smutny. Nie powinieneś, bo jesteś przecież taki ładny, że uśmiech tylko lepiej na ciebie wpłynie. Gadam głupoty. – twierdził poważnie. A jednak zachichotałem dzięki jego słowom. Dały mi one naprawdę wiele i były takie naiwne, aż słodkie.
- Skoro takie kwiaty nie dotarły do odpowiedniej osoby to obaj mamy dziś pecha, prawda? – starałem się nadać swoim słowom odpowiedni ton, by brzmiały podobnie do jego. Nie wiem, czy mi się udało, ale na jego twarzy pojawił się tym większy uśmiech. Był dziwny pod tym względem.
- Teraz już nie można mówić o pechu, bo kwiatki znalazły innego właściciela. – odgarnął włosy z czoła, ale one szybko na nie wróciły. – Jestem Edvin Versar, czwarta klasa Gryffindoru. – to przypomniało mmi skąd znam tego chłopaka. W końcu czasami mijałem go w pokoju wspólnym, ale do tej pory nie przyglądałem mu się uważniej. Sam nie wiem, jak mogłem wcześniej nie zwrócić na niego uwagi.
- Niholas Kinn, drugi rok... – zacząłem, ale sądząc po jego rozbawionej minie nie musiałem kończyć, bo on wiedział, z jakiego jestem domu. Podaliśmy sobie dłonie, a on uścisnął moją mocno i zdecydowanie. Spodobała mi się, jako kandydat na przyjaciela. Wydawał się szczery i otwarty już od pierwszego spotkania, a mało tego miał naprawdę pokrzepiający uśmiech. Byłem ciekaw, kto pozwolił sobie na nieodebranie bukietu, a który włożono tyle serca. To niesprawiedliwe, ale teraz przynajmniej ja mogłem zadbać o tak cudowny prezent. Był on o wiele cenniejszy niż prawdziwe kwiaty, ponieważ przeliczało się go na wysiłek włożony w stworzenie, a nie na monety. Cieszyłem się, że to na mnie padło, gdyż cały poprzedni żal rozlał się po moim ciele i rozpłynął, znikając całkowicie.
- Widziałem cię wiele razy w pokoju wspólnym. – wyznał. – Ale takiej miny, jak dziś nigdy nie miałeś, dobrze, więc, że już jej nie ma. Tak wyglądasz lepiej, bardziej naturalnie. – w nim zaś również nie było ani grama czegoś sztucznego. Zupełnie jakby miał zawsze być tylko i wyłącznie takim chłopakiem. Zawstydziłem się mając świadomość, że on mnie pamięta, a ja jego niewyraźnie. On o tym wiedział, ale nie mówił nic by mnie nie pogrążyć, czy też mieć do mnie żal.
- Idziesz do dormitorium? – zagadnął jeszcze. Pokiwałem głową. Skoro McCoy okazał się niewarty mojego zainteresowania to nie wiedziałem, czego mam szukać. Zdecydowanie bardziej opłacało mi się wrócić do siebie tym bardziej, że miałem towarzysza podróży, który zdecydowanie nadawał się na starszego kolegę do wykorzystania na wypadek większych zadań domowych, czy wypracowań. Od razy poczułem sympatię do tego chłopaka i chciałem lepiej go poznać.
- Jeśli proponujesz, że wrócimy tam razem, to się zgadzam. – wzruszyłem ramionami niby to obojętnie. - Ale musisz mi obiecać, że jeszcze się gdzieś spotkamy poza pokojem wspólnym, jeszcze ktoś pomyśli, że robisz za mnie zadania i co będzie? – roześmiał się, a ja wraz z nim. Edvin Versar, jego imię nic mi nie mówiło a jednak teraz oznaczało świetną zabawę i miłą atmosferę. Miałem nadzieję, że ten chłopak pozwoli mi mniej myśleć o przykrej samotności, jeśli nie liczyć Pottera, który raz na jakiś czas przypominał sobie, że istnieję. Znalezienie przyjaciela wcale nie było złym pomysłem, a wręcz przeciwnie. Nie mogłem jednak ukryć, że Edvin podobał mi się fizycznie, ale musiałem go lepiej poznać, jeśli to on miałby jednak zostać moim chłopakiem. Po raz kolejny pogrążyłem się w przyjemnych myślach. Nikt nie byłby mi potrzebny gdybym miał dobrego przyjaciela, z którym mógłbym spędzać czas, relaksować się, a właśnie miałem takiego w zanadrzu o krok ode mnie.
- Z chęcią wrócę do pokoju. – posłał mi słodki uśmieszek.

6 komentarzy:

  1. Witam. Ślicznie, słodko i niewinnie. Taka mała noteczka na poprawę humoru w deszczowy dzień. Ciekawe co będzie dalej.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju xD Przepraszam Pottera, ale gdybym miała wybierać, to ja zdecydowanie wolę Edvina XD Z d e c y d o w a n i e ! XD Chłop;ak jest miły, ładny, uroczy i... jak widać czekał na to, az Kinn uwolni się ze sznureczka Pottera. Ciekawe, jak zareaguje, gdy zobaczy "swoją własność". Pewnie będzie marudził, a Remu poinformuje go, że to wyłącznie jego wina - i słusznie! xD Jestem strraszna XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kociaku! ;3 U mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci szczerze, że dzisiaj onet tez szwankował. Gdybyś próbowała wejść na bloga koło 13.40 (a u mnie byłaś o 13.12) to nie zdołałabyś nic zrobić - sama jeszcze przed chwila walczyłam z onetem, ale chyba coś naprawili. Nawet miałam do nich pisać, ale... w gruncie rzeczy nawet nie wiedziałam, gdzie się to zgłasza. jak tak dalej pójdzie, to wszyscy przeniosą się na blogger xDA wczoraj tez od 13.40 nie można było ułaskawić onetu - dopiero o 20 się uspokoiło. A ja dodałam notkę przed 13.40 - więc miała farta xDOjj lemonek będzie - i nie tylko XD W sumie... to będzie on za 2 tygodnie, bo dopiero go piszę xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh, Kirhan... Starasz się zadowolić czytelników i to bardzo ^^. Podoba mi się Twoja postawa, ja bym tak nie umiała !Powiem Ci szczerze, że kiedyś czytałam i komentowałam Twoje notki (pod innym podpisem), ale później nie wyrabiałam O.oWiec... podziwiam Cię xdOkey, uzupełniłam braki, przeczytałam już wszystko i zarzekam się, że będę czytać już na bieżąco xDI chciałabym Ci zadać pytanie...Czy w końcu będzie mój kochany Cornel ?! :<No i przy okazji zapraszam na mojego "wkraczającego w życie" bloga - www.existence-yaoi.blog.onet.pl. Notki będą rzadko więc sądzę, że gdybyś miała ochotę czytać to nie będziesz musiała co chwila tam zaglądać ^^.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, tekst że się skradał bo nie chciał być posądzony o sledzenie Pottera mi przypominał, cóż no i wypal ale może nie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń