środa, 8 września 2010

Kartka z pamiętnika LXXXIX - Edvin Versar

Cornel będzie w następnej notce ^^


Nauka nie była dla mnie nazbyt wielkim problemem, chociaż bywały dni, gdy zupełnie nie miałem na nią ochoty, innym razem czułem dziwną potrzebę zaglądania do książek. Jaki dzień miałem dzisiaj? Sam do końca nie byłem pewny. Kumple od niechcenia przeglądali notatki, a ja ciągle uciekałem gdzieś myślami. A to do lasów w pobliżu domu dziadków, to znowu do naszego domku wakacyjnego nad morzem. Żyłem zbliżającym się końcem szkoły, jeśli miałem być szczery. A jednak nie mogłem pozwolić sobie na zbytnie rozluźnienie. Nazbyt wielką przyjemność sprawiłbym wtedy kolegom, którzy uwielbiali naśmiewać się ze wszystkich potknięć. Po raz kolejny moje myśli uciekły daleko od rozłożonych przede mną książek do zaklęć. Lekko nieprzytomnie wpatrywałem się w rzędy liter, które nic mi nie mówiły. Kumple musieli to zauważyć, gdyż dostałem z łokcia w żebra, a oni roześmiali się, jakby właśnie spłatali mi jakiegoś wyjątkowo dobrego figla. Dalekie było to jednak od prawdy, ale nie każdy musiał rozumieć ich dziwne gry. Ja po prostu je ignorowałem.
Spojrzałem na zegarek i obliczyłem szybko czas, jaki pozostał mi jeszcze do spotkania. Nie chciałem się spóźnić, jako że nie leżało to w mojej naturze, jednak miałem jeszcze sporo czasu do zagospodarowania. Przewróciłem strony podręcznika i znowu wpatrywałem się w litery. Czułem się przez to głupio, ale niewiele mogłem na to poradzić. Zrobiło mi się trochę zimno, chociaż słońce powoli sączyło się z okien do pokoju wspólnego. Nie chciało mi się ruszać z miejsca, więc rozmasowałem ramiona dłońmi. Koledzy wyraźnie mieli dosyć bezużytecznego siedzenia. Podczas gdy ja nie reagowałem na nich w żaden szczególny sposób oni okładali się ciężkimi woluminami robiąc spore zamieszanie przy stolikach. Chyba tylko cud sprawił, że wcześniej tego nie zauważyłem. Czas wzmożonej nauki chyba wszystkim dawał się we znaki, a wygłupu pomagały odreagować stres idealnie.
- Dobra, i koniec tego dobrego. Za dużo się uczymy i już nam to zaczyna szkodzić. – Sean odłożył swoją książkę zmuszając resztę by uczyniła to samo. Nie chciał zostać bezbronny, gdyby jednak walka miała trwać. Ku jego wielkiej radości, jak sądziłem, chłopcy poszli za jego przykładem uśmiechając się szaleńczo, chociaż nie znalem powodu, dla którego mieliby tak właśnie wyglądać w takiej chwili. Aż mnie ciarki przeszły po plecach, ale najwidoczniej oni uważali swoje zachowanie za bardzo zabawne. Jak zawsze z resztą.- Najnowszy temat do dyskusji, to kobiety! – Rob klasnął w dłonie. Dziwnym zbiegiem okoliczności czwórka znajomych skierowała swoje spojrzenia na mnie. Oczywiście wiedziałem, o co im chodzi. Sami namówili mnie na związek z Christine, z którą rozstałem się tydzień temu w mało przyjaznej atmosferze.
- Ja się nawet nie wypowiem. – ostrzegłem ich kryjąc się za zaklęciami. Wyrwali mi książkę z ręki i zadowoleni ponownie lustrowali spojrzeniem. Znaleźli sobie kozła ofiarnego, który stawiał opór. – Chcecie rozmawiać o dziewczynach to proszę bardzo. Ja mam ich dosyć do odwołania. Zbyt wiele oczekują od przeciętnego chłopaka. Musimy zawsze wiedzieć, na co one mają ochotę, bo w przeciwnym razie będą się wściekać i liczyć błędy, a później poskarżą się przyjaciółce. Dzięki!
- Przynajmniej była ładna. – Sean zawsze patrzył tylko na to.
- Ładna to nie denerwująca. Dziewczyny są ładne, gdy nie są wymagające, jasne? – syknąłem przez zęby. – Już wolę wrócić do nauki niż ciągnąć ten temat dalej. – wyznałem szczerze. To naprawdę było dla mnie drażliwe. Starałem się jak mogłem by zadowolić tamtą dziewczynę, ale ona jak na złość, ciągle była niezadowolona. W końcu uznała, że jestem beznadziejny i rzuciła mnie najprościej w świecie. Nie powiem, że mnie to nie dotknęło, gdyż miałem nadzieję, iż ona docenia moje starania w skrytości serca. Przeliczyłem się.
- Nie masz szczęścia do kobiet, przerzuć się na chłopców. – Dean wyszczerzył się wrednie, a koledzy parsknęli śmiechem. Poczułem się, jak walnięty w łeb ciężką, żelazną pałką. Miałem ochotę go rozerwać.
- Odwalcie się ode mnie. – warknąłem. – Nie potrzeba mi nikogo, a już w szczególności nie chłopaka! – kopnąłem pod stołem najgłośniej śmiejącego się kolegę, a więc Seana. Z wyglądu zupełnie nie przypominał brata, chociaż byli bliźniakami, za to ich charaktery zatrważająco zlewały się ze sobą. Dwa potwory!
- Och, nie gniewaj się, Edvin. My chcemy dla ciebie dobrze. Nasz mały Vinnie potrzebuje kogoś, kto go przytuli do piersi, nawet płaskiej. – Greg nie pozostawał w tyle. Chętnie rozwaliłbym im łby.
- Bo jeszcze uznam, że na mnie stadnie lecicie. – tym razem to ja uśmiechałem się niewinnie, chociaż z widoczną kpiną. – Bo poproszę o zmianę pokoju, z takimi zbokami spać nie będę.
- Ha! Chciałbyś! Szukaj gdzie indziej, nie jesteś w moim typie, wybacz kotku. – Rob mrugnął do mnie i chłopcy znowu się śmiali, chociaż tym razem ja także. Żarty słowne należały zawsze do tej bezpieczniejszej formy rozrywki, więc pozwalaliśmy sobie w nich nawet na największe bzdury. Nie mniej jednak miałem serdecznie dosyć związków po tym jednym wyjątkowo nieudanym. Potrzebowałem rozrywki, zabawy, miłej odskoczni od codzienności by zapomnieć o tamtej porażce i wrócić do swojej formy sprzed wyniszczającego mnie związku. Za dużo o tym myślałem.
Spojrzałem na zegarek. Był to już najwyższy czas bym zebrał się na umówione wcześniej spotkanie z niedawno poznanym drugoklasistą. Jego towarzystwo sprawiało mi niewiarygodną przyjemność. W przeciwieństwie do kolegów nie nabijał się ze wszystkiego, ale mogłem z nim rozmawiać bez przeszkód, a on był wiernym i wdzięcznym słuchaczem. Lubiłem go, chociaż wcześniej znałem tylko z widzenia, jak i cały Gryffindor ze wszystkimi jego klasami.
Z tego, co mówił Kinn to miał coś do załatwienia w bibliotece, więc to pod nią mieliśmy się spotkać. Pozbierałem, więc swoje rzeczy.
- Ja uciekam. – rzuciłem niedbale. – Zabierzcie moją torbę później do pokoju, a ja idę się spotkać z chłopakiem. – specjalnie powiedziałem to cwaniacko, by dali mi później spokój.
Zadowolony opuściłem pokój wspólny i nucąc pod nosem melodię, którą sobie nagle przypomniałem przemierzałem korytarze zmierzając do wyznaczonego miejsca spotkania. Miałem wielką nadzieję, że Niholas będzie miał ochotę wyjść na błonia. Odrobina świeżego powietrza na pewno miała się dobrze sprawdzić w przypadku takim jak mój, a więc przy psychicznym zmęczeniu, jakie odczuwałem. Może chłopak miałby do mnie jakieś pytania związane z poprzednimi latami nauki, wtedy tym lepsze miałbym chwilowo zajęcie.
Zauważyłem ze zgrozą, że stałem się potwornie nudny od czasu pewnych przykrych przeżyć, a które ciągle wspominałem i nie potrafiłem przestać. Zastanawiałem się nawet, jakie byłoby najlepsze lekarstwo na moje dolegliwości, o ile istniało.
Ściąłem ostro ostatni zakręt i straciłem równowagę wpadając na niższego od siebie ucznia. Chyba się spieszył, gdyż siła, z jaką odbił się ode mnie powaliła go na ziemię, a tym samym ja skończyłem na nim. Siłacz powalił mnie bez trudu. Tylko dzięki niebywałemu szczęściu nie zgniotłem osoby pod sobą. Na czworaka sterczałem nad Niholasem, jak się właśnie okazało.
- Ups, co za spotkanie. – zaśmiałem się odpychając rękoma od posadzki by uklęknąć. Coś przefrunęło mi koło dłoni i opadło na twarz Kinna. Chłopak zabrał papier z policzków i kiedy zdziwiony pokazał mi go porwałem szybko świstek i schowałem do kieszeni. Było to zdjęcie mojej byłej, które sam nie wiem, dlaczego, nadal ze sobą nosiłem. Wstałem pospiesznie na nogi i zaśmiałem się skrępowany.
- To twoja dziewczyna? – Niholas podniósł się sam i temu poświęcił większość swojej uwagi. Nie wiem, dlaczego, ale poczułem przypływ nagłej paniki. Denerwowałem się.
- Nie, nie! – zaprzeczyłem trochę zbyt głośno, co mogło się wydać podejrzane. Chłopak patrzył teraz na mnie zapewne z mieszanymi uczuciami, tak przynajmniej wyglądał. Z jakiegoś powodu czułem, że musze się wytłumaczyć, wyjaśnić, że cokolwiek sobie pomyślał to tylko nieporozumienie. Zaciąłem się jednak i nie specjalnie wiedziałem, od czego zacząć.
- To moja była. – wystrzeliłem bez namysłu, ale w tym wypadku to chyba było pozytywnym odruchem. – Miałem jej oddać to zdjęcie, później chciałem wyrzucić, ale w końcu o nim zapomniałem. Dała mi je ledwo zaczęliśmy się spotykać i w ogóle. Jak to baba... Jak tylko ją spotkam dam jej to i zniknie. – moje słowa chyba naprawdę były nie na miejscu. W końcu, co Niholasa mogło interesować, co takiego ze sobą noszę? Prawdopodobnie wydawałem mu się dziwny i nadgorliwy. – Przepraszam?
- Za co? – drugoklasista uśmiechnął się, dzięki czemu mi ulżyło. Był to dobry znak. Odetchnąłem nawet głośno, a on zachichotał.
- Sam nie wiem do końca, za co, ale chyba się wygłupiłem.
- Nie, to miło, że tak się martwisz o to, co myślę. – pokazał mi język i wzruszył ramionami. – Całkiem ładna.
- Hę? Co? – nie zrozumiałem.
- Ona. – wskazał kieszeń, w której ukryłem zdjęcie.
- A! – znowu zachowywałem się idiotycznie. – Nie taka ładna, kiedy się ją lepiej pozna. No, ale, gdzie się wybieramy? -  zmieniłem temat pospiesznie. Zbyt wiele osób chciało bym rozwodził się nad przeszłością, a ten tydzień i tak był dla mnie ciężki i nie byłem sobą, ale tak jakby kimś innym.
- Może błonia, jest ładna pogoda, możemy pospacerować. – trafił w dziesiątkę. Zupełnie jakby wiedział, czego chcę. Rozradowany klasnąłem w dłonie i pokiwałem głową. Wracał mi doby humor.
- Idealnie! O tym wcześniej myślałem. Nie ma to jak telepatia. – przeciągnąłem się i z podwójną werwą stawiałem kroki na korytarzu. W takim tempie bardzo szybko mogłem wrócić do stanu sprzed pół roku, kiedy to byłem prawdziwym Edvinem Versar.
Idąc obok siebie rozmawialiśmy o bliskich już egzaminach. Cała szkoła tym żyła, każdy chyba myślał tylko o tym, co go czeka czy podoła? Tym samym był to temat, który nigdy się nie nudził i zawsze był aktualny.
W pobliżu głównych schodów było nadzwyczajnie ruchliwie. Ciągle ktoś tutaj wchodził lub schodził, wbiegał lub zbiegał. Niektórzy potrafili zajmować niesłychanie dużo miejsca, kiedy wymachiwali rękoma na wszystkie strony nie oszczędzając nikogo, kto znalazł się w pobliżu.  W tym momencie padło na nas. Jakiś Krukon wyraźnie się spieszył. Byliśmy wtedy na samym dole schodów, gdy zostałem pchnięty przypadkowo. Przeliczyłem się sądząc, że tak niepozorny chłopak nie może mieć zbyt wiele siły. Niestety miał jej sporo i tym sposobem dostałem w plecy lądując na ścianie. Problem stanowił Niholas idący obok, gdyż pchnąłem go biodrem i poniekąd właśnie on zamortyzował moje zetknięcie się ze ścianą całym ciałem. Koniec końców zgniatałem go i trochę mało wygodna była to pozycja. Popatrzyłem na Kinna bojąc się czy nic mu przypadkiem nie zrobiłem. Był cały, na szczęście, ale był też bardzo blisko mnie. Nieświadomy nawet tego, co robię popatrzyłem w jego oczy, poczułem to dziwne przyciąganie, które w takim momencie ogarnia człowieka. Niholas miał ładną twarz, bo był zbyt młody bym mógł inaczej to określić. Mój wzrok przesunął się po każdym kawałku jego buzi, spoczął dłużej na ustach. Gdyby Kinn był dziewczyną nawet bym się nie dziwił swojemu zainteresowaniu nim, ale dziwnym trafem moja głowa sama przysuwała się do niego. Byłem już niesłychanie, blisko, kiedy zdołałem się opanować. Uciekłem głową gwałtownie w tył, odskoczyłem od chłopaka i ze strachem patrzyłem na niego. Sam nie wiem, co widziałem w jego oczach, ale chyba także się przestraszył tego, co niemal się stało. Nagle odechciało mi się żartów na temat związków z chłopakami, jak i wszystkich innych. Co ja robiłem?
- Wybacz, popchnął mnie. – rzuciłem sztywno, machinalnie. – Pewnie jesteś obolały, lepiej może wrócić do dormitorium? – chłopak odwrócił ode mnie wzrok, kiedy to powiedziałem. Może uraziłem go swoja nagłą niechęcią, może uznał, że traktuję go jakoś nienaturalnie? Sam gubiłem się w swoich myślach i domysłach. – Zapomniałem schować książki po nauce. – nie panowałem już nad tym, co mówiłem, a Niholas wyglądał na zranionego. Plułem sobie w twarz za to, co zrobiłem w tej chwili, ale to było w pewnym sensie niezależne ode mnie. – Idź sam na błonia, znajdę cię później. – zanim zdołał odpowiedzieć, ja pobiegłem już w stronę, z której przyszliśmy. Byłem nieświadomy tego, co się właśnie działo, nie pojmowałem, o co chodziło, myślałem nawet czy aby na pewno nie wymyśliłem sobie tej sceny sprzed chwili. Bo niby, jakim cudem moje ciało mogłoby reagować na Niholasa? Ale czułem, że się do niego zbliżyłem, kotłowało się we mnie pragnienie by to zrobić, by go pocałować! Zamknąłem oczy krzywiąc się na samą myśl o tym. Jak niby miałbym zrobić coś takiego, dlaczego uciekałem, jak pies z podkulonym ogonem? Miałem świadomość, że zraniłem tym Kinna bardzo i zupełnie nie rozumiałem samego siebie. Kim ja w ogóle byłem?

3 komentarze:

  1. O proszę XD Ciągnie ich do siebie. I po przyjacielsku i po... miłosnemu xDDHeh, wyobraziłam sobie, jak Edvin szuka Kinna i nagle słyszy jego głos, chce podejść bliżej, ale zdaje sobie sprawę, że chłopak nie jest sam. Słucha, jak Kinn mówi, że najpierw odtrącił go Potter, a teraz... a teraz osoba, do której tak de facto zaczął czuć prawdziwe uczucie, a nie jakieś zauroczenie... Po czym słychać stłumiony szloch chłopaka, który no.. wtula się w Remiego, który wracając z dormitorium zauważył Kinna i powiedział do Syriusza, żeby szedł sam, bo on coś musi sprawdzić. Ehh xDOooo, jestem ciekawa, czy Corni wytrzymał swój celibat xDNie ma to jak koledzy - oni potrafią dobić, no naprawdę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooch, za chwilę mój Cornel kochany! *-*No, rozdział fajny, tylko szkoda że Edvin uciekł. Trzeba przezwyciężać swoje... cośtam. xD Na prawdę, ciekawe jak to będzie... Ale powiem szczerze, że wolałam Pottera od niego. Nie wiem, ale James mi tak jakoś bardziej się podobał, bardziej pasował do Kinna, był bardziej zabawowy i takie tam. Szkoda, że Niholas chce go porzucić... doprawdy.Ale i tak ich nie przeżywam, wolę mojego Corneliusa :3333 I mój biedaczek miał celibat... niedobry Eric :< ZUO!Dobra, czekam na mojego kochanego :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, och nie, nie zranił Kinna tą swoja ucieczka, aby porozmawiali i rozwiązali to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń