środa, 1 września 2010

Kartka z pamiętnika (School Special) - Albus Dumbledore

Notkę dedykuję wszystkim z Was, którzy od dziś zaczynają szkołę! Niech to będzie dla Was dobry rok, ja będę z Wami!


Na Ai no Tenshi nowa notka!


Wiele razy zastanawiałem się, kiedy upragnione przeze mnie listy od Gellerta przestaną przychodzić, a jednak, chociaż minęło tak wiele lat on nadal pisał, a ja z niecierpliwością czekałem na wieści od niego i z szybko bijącym sercem odpowiadałem na te wiadomości. Od wielu lat nie miałem okazji zobaczyć się z nim, porozmawiać w cztery oczy. Zbyt wiele kilometrów nas dzieliło, za dużo obowiązków. Ja musiałem doglądać szkoły, on pracował ciężko nad urzeczywistnieniem naszego wspólnego marzenia, które ja już porzuciłem. Byliśmy zupełnie różni, zawsze tak było, a jednak potrafiliśmy znaleźć wspólny język. Może właśnie to sprawiło, że znaliśmy się tak długo i chociaż rozdzieliły nas przykre wypadki to nie potrafiliśmy zrezygnować z naszej znajomości. Pamiętałem nasze wspólne przygody, chwile spędzone razem, liczne wypady do świata mugoli, gdzie folgując sobie robiliśmy sobie z nich żarty, by później siadać na ławeczce i rozmawiać godzinami w pobliżu ulicznego grajka o niesamowitym głosie z gitarą, który stanowił dla nas podkład muzyczny, sprawiając, że wszystkie te chwile nabierały tym większej magii. Takiej, której nie byliśmy w stanie wyczarować mimo posiadanych przez nas różdżek i niemałych umiejętności. Pewne rzeczy przychodziły same, niezależnie od naszych chęci. Tęskniłem za latami młodości, za beztroską i pięknem, które nas wtedy otaczało. Teraz nie mogłem pozwolić sobie na tak wiele, nawet na połowę tamtej swobody, ale nadal to wspominałem, półki były pełne ukrytych w maleńkich flakonikach moich wspomnień Gellerta. Często, gdy siedziałem już sam w gabinecie, wśród licznych portretów, zamknięty w swoim małym świecie, pogrążałem się w kolorowym świecie z myślodsiewni, która pomagała mi wiernie odtwarzać wydarzenia z przeszłości. Wszystkie one były tak niesamowite, że nie musiałem zbyt długo zastanawiać się, które byłoby najodpowiedniejsze. Mogłem losować z zamkniętymi oczyma, a i tak zawsze byłem zachwycony tym, co ukazała mi pamięć.
Tym razem było podobnie, gdyż list, który otrzymałem nieprzerwanie nasuwał mi na myśl coraz to nowe wspomnienia. Tęskniłem za Gellertem coraz bardziej, gdy tylko mogłem oddać się słodkim objęciom przeszłości. Oglądanie własnych przeżyć, jakby było się kimś zupełnie obcym, było niesamowite i przyjemne zarazem. Dostrzegałem dzięki temu więcej szczegółów, rzeczy, które dawniej były dla mnie zakryte, niewidoczne, ale zawsze istotne.
Nie wytrzymałem długo siedzenia na miejscu. Moje ciało zadrżało, czułem pustkę i potrzebę zapełnienia jej czymś, jak najprędzej. Słyszałem w uszach szum liści, słowa jednej z piosenek, jakie Gellert lubił śpiewać wieczorami. Tym samymsięgnąłem po fiolkę ze wspomnieniami lasu. Wlałem srebrną zawartość do misy przyglądając jej się dłuższą chwilę. Lśniła, wyglądała jak morze, od którego odbijało się słońce w ciepły wietrzny dzień, kiedy to fale tworzyły piękne refleksy na pozornie gładkiej powierzchni. Zamknąłem oczy i pochyliłem się czując jak wspomnienia wciągają mnie w siebie, przenoszą do miejsca ukrytego głęboko w sercu i w pamięci, a teraz zaklętego w złotych niciach, które potrafiły zmieniać kształt, chociaż nie konsystencję przywodzącą na myśl rzadką galaretę, jak zawsze sądziłem.
Otwierając oczy znalazłem się w tak dobrze mi znanym miejscu. Las w pobliżu mojego domu był gęsty, ale łatwo można było znaleźć tak liczne polany. To właśnie na jednej z nich znajdowałem się teraz. Przede mną siedziało dwóch młodych ludzi. Tak, wtedy miałem około siedemnastu lat. Byłem szczupły, wysoki i niewątpliwie przystojny, jeśli ktoś lubił długowłosego o płomiennym kolorze czupryny z małą bródką i zawadiackim uśmiechem. Kucałem wtedy przy Gellercie, który również był wtedy młokosem. Niższy ode mnie o głowę, ciągle odgarniał z oczu półdługie jasne jak len włosy, które kręciły się licznymi śrubkami. Chociaż nie wyglądały to były niebywale miękkie. Jego błękitne oczy miały w sobie niesłychanie wiele drapieżności, gdy się uśmiechał widziałem ostro zakończone kiełki, przez które chłopak wyglądał jak zamieniona w człowieka bestia. Uwielbiałem te właśnie, drobne na pozór, szczegóły, które sprawiały, że Gellert wyróżniał się z tłumu. Był typowym chłopakiem z miasta, świadczył o tym jego styl bycia, swoboda, wrodzona ciekawość, pewność siebie. Nic, więc dziwnego, że lgnąłem do niego, jak pszczoła do miodu. Gdy opowiadał mi o swoich poglądach czułem, że naprawdę w to wierzy, że razem moglibyśmy osiągnąć swoje cele. On był sercem naszego przedsięwzięcia, ja mózgiem. Bardzo szybko staliśmy się nierozłączni. Podziwiałem go, ukradkiem obserwowałem, gdy tylko miałem ku temu okazję. Nadal pamiętałem podniecenie, które mnie krępowało, gdy oglądałem jego drapieżny uśmiech, słuchałem jego drżącego niespokojnie głosu, zawsze, gdy opowiadał, co jesteśmy w stanie osiągnąć razem. Nasze życie jednak nie ograniczało się wyłącznie do motta: „Dla większego dobra”, chociaż ono przyświecało nam zawsze i wszędzie. Świat kierował się przecież właśnie tym. Tamtego dnia wybraliśmy się po prostu na wielką wycieczkę we dwójkę i przysiadaliśmy na łące pośród ciepłych promieni przebijających się przez korony drzew. Nie spodziewaliśmy się, że uda nam się trafić akurat na moment, kiedy to króliczek wpadnie w zasadzkę i stanie się pożywieniem dla sprytnego lisa. Widząc rozbawienie Gellerta sceną, w której biedny długouchy wałczył o życie, sam czułem, że rzeczywiście jest to niebywale zabawne. Nie chodziło t o samą śmierć, o brutalność, ale o jasne przesłanie, jakie to ze sobą niosło. Lis miał rodzinę, którą musiał wykarmić, sam musiał żyć, a więc dla „większego dobra” zabijał nieszczęsnego królika, a później zabrał szarpiące się nadal zwierzę między zarośla. To tam je wykończył i zabrał zapewne do nory.
- Wszystko jest takie. – odezwał się Gellert i wygodnie rozłożył pod drzewem. – By zmienić świat na lepsze, poświęcając to, co należy poświęcić, trzeba być twardym.
- A mu jesteśmy twardzi. – odpowiedziałem wtedy i tak właśnie myślałem. Przy nim byłem odważny i pewny siebie, to on dodawał mi sił bym dążył zawsze do celi tak jak on miał to w zwyczaju, tak jak się od niego nauczyłem.
- Razem jesteśmy niepokonani! – Gellert pociągnął mnie za koszulę powalając bez trudu na ziemię. Pozycja, w jakiej się znajdowałem nie pozwalała mi znaleźć oparcia, bym był w stanie uniknąć upadku. Nie przeszkadzało mi to nawet, gdyż chłopak usiadł na moim brzuchu szczerząc się zwycięsko. Uniósł w górę jedną brew przyglądając mi się z lekką ironią. – Ktoś tu mówił przed chwilą, że jest twardy, a teraz leży na trawie.
- Skąd wiesz, czego się tyczyło moje „twardzi”? – chyba obaj wstydziliśmy się trochę tych słów, ale on nawet nie mrugnął, gdy ja miałem nadzieję, że nie jestem nazbyt rumiany.
- Chcesz bym się przekonał, o co mogło ci chodzić? – złapał mocno mój nadgarstek ręki, w której trzymałem różdżkę. Tym samym byłem już całkowicie bezbronny. Gdyby chodziło tu o kogoś innego nie miałbym problemu z wyswobodzeniem się, jak także nie dopuściłbym do podobnej sytuacji. Tutaj jednak chodziło o Gellerta, a wobec niego byłem zawsze bezsilny i zdany na jego łaskę i niełaskę.
- Chcę tego, czego chcesz ty. – powiedziałem wymijająco. Nie wiem, co mógł wtedy pomyśleć, ale wiedziałem, co dalej zrobił, a teraz miałem także okazję by na to patrzeć. Jego twarz zbliżyła się do mojej, jego oczy zrobiły się węższe, bardziej niebezpieczne, ale zdecydowanie podniecające. Przysunął się jeszcze bardziej i czekał bym teraz to ja się poruszył. Podniosłem głowę, wyswobodziłem dłoń z lekkiego uścisku i wsunąłem ją w miękkie, gęste włosy. Różdżka wcale nie przeszkadzała mi tak bardzo, a gdy w końcu zdołałem sięgnąć jego warg, zapomniałem o niej całkowicie. Błękit jego tęczówek wydawał się zmieniać odcienie, pochłaniać mnie. Tonąłem w nim, jakbym usypiał. To Gellert pogłębił to muśnięcie, jego język przedostał się do moich ust, zaczął pieścić moje podniebienie. Wydawało mi się, że jestem słaby i nie potrafię wykonać nawet jednego ruchu. Jego ciało było mniejsze od mojego, a jednak emanowało nadnaturalną siłą i energią, która podporządkowywała mnie sobie. Westchnąłem, gdy chłopak odsunął się ode mnie.
- To także część matury i naszych planów. – dodał jakby chciał mi coś tym uświadomić, chociaż nie musiał.
- Wielki plan wszechświata. Ty i ja, razem, tak? – moja dłoń tylko przez chwilę gładziła jego policzek. – Nasz cel to nasze dziecko, a by się narodziło musimy się starać.
- Chwilowo mam trochę inny plan. – rozejrzał się szybko w około i uśmiechnął zawadiacko, co świetnie mu wychodziło. W pobliżu nie było nikogo, byliśmy całkiem sami i obaj mieliśmy w głowach tylko jedno – siebie. Już nie jednokrotnie łączyliśmy się ze sobą, zbliżaliśmy do siebie, teraz nasze pragnienia wcale nie wydawały się tak dziwne, ale naturalne. Otoczeni zielenią, dzikością, czystą naturą nie potrafiliśmy nad sobą panować. Zamknąłem oczy nie obawiając się niczego, całowałem go, a on mnie, dotykałem jego karku, masowałem, co Gellert wręcz uwielbiał. On wsunął dłoń pod moje ubranie, drapał brzuch i kąsał wargi. Bawił się jak zawsze, gdy rozpływałem się pod jego dotykiem. Nasze ciała różniły się pod pewnymi względami, choć wydawały się przecież bardzo zbliżone. Wystarczyło, że zdjąłem jego koszulę, a już widziałem jasną skórę, która reagowała na mocniejsze pieszczoty. Ukąsiłem go w szyję, poddałem to miejsce, drapałem mocno plecy, zaś on mógł tylko muskać moją pierś palcami, a ja już czułem to niebywale wyraźnie. W końcu szalałem za nim, kochałem go, niemal nie potrafiłem bez niego wytrzymać. Sam nie wiem, kiedy się to zaczęło, kiedy przestałem myśleć o nim, jako o znajomym z wakacji. To wydawało się niemal niemożliwe, by moje uczucia kiedykolwiek były inne niż w tamtej chwili. W końcu byliśmy parą nie od dziś.
- Jak dobrze jest dorastać. – odezwał się zsuwając ciut niżej, na moje biodra. Ocierał się o nie powoli, ale zdecydowanie. Podniecony byłem już od pewnego czasu, ale dopiero teraz miałem okazję poczuć to ze zdwojoną siłą, gdy na mojej twardej erekcji znalazła oparcie jego i obaj ocieraliśmy się teraz o siebie. Ponownie go całowałem, pieściłem jego ramiona, rozkoszowałem się gorącą skórą i przyjemnością, jaką sobie sprawialiśmy.
- Dobrze, że mieliśmy okazję się poznać. – poprawiłem go, na co on zareagował warknięciem i ukąsił mnie w ucho.
- Musisz mi obiecać, że będę twoim jedynym, jasne?
- A mogłoby być inaczej? Jesteś i zawsze będziesz tylko ty. – mówiłem to szczerze i nie złamałem danego słowa. Wtedy w tamtym lesie kierowało nami pożądanie, ale nie było w nas ani cienia fałszu. Jęknąłem głośno, zaś Gellert stęknął i wyjął ze swoich i moich spodni pobudzone członki. Teraz doznanie było o wiele intensywniejsze, pragnienie nie do wytrzymania. Nie potrafiliśmy normalnie mówić. Jęki westchnienia, to jedyne, na co było nas stać. W końcu jednak zdołałem wydobyć z siebie jakieś nieskładne słowa, by w chwilę później poczuć jak moje ciało uwalnia całą odczuwaną wcześniej rozkosz, a później to on doszedł bez skrępowania za to z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. Jeszcze chwilę ocierał się brudząc nas tym bardziej, a później zsunął się ze mnie, położył obok i splótł swoje palce z moimi. Razem tworzyliśmy siłę nie do pokonania, podobnie z resztą jak atrybuty naszych planów. Osobno były tylko pomocnymi przedmiotami, jak różdżka, peleryna i kamień, razem były potężną bronią.
Odwróciłem głowę w bok, patrzyłem na Gellarta, który uśmiechnięty wypoczywał z zamkniętymi oczyma. Naprawdę się w nim kochałem i nie potrafiłem odmówić mu niczego.
Moje wspomnienia kończyły się w tej chwili. Znowu wciągał mnie spokojny wir, tym razem wiódł jednak do teraźniejszości. Musiałem, a raczej chciałem, odpisać na list mężczyzny, teraz równie sędziwego, co ja. Chciałem przypomnieć mu nasze wspólnie spędzone chwile, uczucia, które nas łączyły, a które nie zgasły. Nadal byliśmy sobie bliscy, gdybyśmy mogli wrócić do dawnych czasów zapewne nie zmieniliśmy zupełnie nic, a może tym zachłanniej łapalibyśmy wspólne chwile? Z pewnością ja tak bym właśnie chciał postąpić.


  

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! Kirhan, gratulację! Notka idealna! Oby tak dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dreszcze mnie napastują XDNo proszę.. dyrcio też miał ukochanego - jakby wiedzieli o tym inni, to szkoła byłaby nagle bardzo przyjaznym domem, choć zapewne rodzice nie byliby już tego samego zdania ;] Mógłby ten Gellart kiedyś przyjechać... no.. hm.. może bez opisywania stosunku (bo starszych ludzi.. to.. nie.. bardzo xD) Ale tak, aby Remi to widział.. ich ukradkowe spojrzenia, a może i dotyki xD

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, cuż za notka... nietypowa, ale przez to jeszcze ciekawsza. Gdyby ktoś wiedział co tam się dzieje... :D Czekam na ciąg dalszy.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze wiedziałam, że Dumbledore miał swoje potrzeby- skazitelnie skryte, ale potrzeby. Super Ci to wychodzi, naprawdę! Nie mogę doczekać się na nową część ;)Jestem Twoją nową czytelniczką, mam nadzieję, że będę przez długi czas cieszyła się tym, co piszesz. Szkoda, że na nowy rozdział na ai-no-tenshi będę musiała poczekać miesiąc... Miesiąc w szkole!pozdrawiam gorąco ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj nie będzie notki?

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, pięknie Dumbledore i Gellert byli kochankami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń