niedziela, 29 sierpnia 2010

Już nie "śpiąca"

W nagrodę za Waszą cierpliwość najbliższe notki będą dłuższe! Dziękuję, że jesteście ze mną nadal.


Z uczuciem wielkiej ulgi doszedłem do siebie i w końcu byłem w stanie bez przeszkód kojarzyć najistotniejsze fakty. Do tej pory nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje, zaś teraz rozróżniałem już podstawowe elementy, które składały się na wystrój Skrzydła Szpitalnego. To znaczyło, że przyjaciele byli przy mnie i pomogli mi tutaj dotrzeć, co naprawdę mnie ucieszyło. Wiele bym oddał by zawsze mieć ich pod ręką, tak jak teraz mogłem na nich liczyć w każdej chwili. Miałem wielką nadzieję, że nie zmartwiłem ich zbytnio swoją nagłą utratą przytomności.
Gdy mój wzrok był już wyraźny i byłem w stanie swobodnie poruszać głową spojrzałem w bok na krzesełko przy łóżku zajmowane przez Syriusza. Uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie, a równocześnie także do niego. Jego widok sprawił mi niemożliwą do opisania radość i od razu zapomniałem o złym śnie, jeśli rzeczywiście był aż taki zły. Wymęczył mnie jednak psychicznie, nie mogłem zaprzeczyć samemu sobie, bo niby jak? To naprawdę nie było przyjemne, a w szczególności, jeśli wziąć pod uwagę jak dziwne i straszne rzeczy mówił Greyback z tej małej wizji.
- Witam moją śpiącą królewnę z krainy baśni i legend. – zagadnął, a ja poczułem ciepło na dźwięk jego przyjemnego dla ucha głosu. – Jak się spało? – złapał moją dłoń, ścisnął ją i nie planował wcale jej puszczać, było to po nim widać.
- Powiesz mi, co się stało? – poprosiłem błagalnie. Chciałem wiedzieć.
- Oczywiście! – jego krzesło stuknęło o podłogę, gdy siadał bliżej mnie. – Właśnie podchodziłem do ciebie wracając od Wavele, kiedy zacząłeś mi padać. Złapałem cię, chociaż z trudem, i bez zbędnego czekania zabrałem z chłopakami tutaj. Pani Pomfrey od razu sprawdziła, co ci może być i kazała nam wyjść. Oczywiście uparłem się, że zostanę tutaj póki się nie obudzisz i nie mam zamiaru zbyt łatwo się poddawać. Ona nie chce nic mówić, ale obaj wiemy, co się dzieje.-  skinąłem mu głową potwierdzając. Nie trudno było się tego domyślić znając moją tajemnicę, ale kobieta nie miała pojęcia, że koledzy już mnie rozpracowali i wiedzą.
- Dziękuję – mocno zacisnąłem dłonie na jego pięści. Nie chciałem by mi uciekł, a byłem szczęśliwy z powodu jego troski. Szczerze mówiąc zawsze byłem szczęśliwy, gdy miałem do czynienia z tą łagodnością i czułą częścią jego natury. Uwielbiałem każdą pieszczotę, miłe słowo. Wilkołactwo działało czasami w niepojęty dla mnie sposób. To byłem słaby i flegmatyczny, to znowu wesoły i niemal rozpływałem się w słodyczy, a to znowu denerwowałem i byłem niebezpieczny dla otoczenia. W tej chwili czułem się jak szczenię, które wymaga opieki i towarzystwa bliskiej osoby, którą niewątpliwie był Black.
- To nic wielkiego, słodyczy moja... – chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie pojawiła się pani Pomfrey, a gdy tylko zobaczyła, że jestem przytomny, spojrzała wymownie na Syriusza. Już on wiedział, co to oznaczało i to znakomicie.
- Panie Black, myślę, że to już czas zniknąć stąd i dać spokój zarówno mnie, jak i mojemu pacjentowi. – ona nie informowała, ale rozkazywała i była doprawdy zdeterminowana.
- Proszę mi tego nie robić! – kruczowłosy starał się wyglądać na cierpiętnika i szybko wstał z krzesła, by mieć większe pole manewru dzięki takiemu, a nie innemu postawieniu sprawy. To zakrawało nawet na wojnę pomiędzy uciążliwym odwiedzającym, a stawiającą na swoje pielęgniarką szkolną. Żadne z nich nie było skłonne by ustąpić, a ja wcale nie kwapiłem się do przerywania im, chociaż miałem w planach zadanie kobiecie kilku pytań dotyczących mojej sprawy.
- Umowa dotyczyła przebudzenia, a Remus czuje się już całkiem dobrze i nabrał kolorku, prawda Remusie?
- Nie odpowiadaj! – Black zmierzył kobietę ostrym jak brzytwa spojrzeniem wytrawnego oszusta. – Ona chce tego użyć przeciwko nam, a na to nie pozwolimy! – i tylko zdenerwował tym bardziej Pomfrey, która jak strzała pomknęła w stronę chłopaka, jednak ten odskoczył w tył i był gotowy do ucieczki, która jednak nie miała nic wspólnego z opuszczaniem Skrzydła Szpitalnego. Z przyjemnością oglądałem to jakże ciekawe widowisko. Pielęgniarka dawała z siebie wszystko starając się złapać Blacka, lecz ten raz po raz uciekał jej i unikał sprawnie planowanych uderzeń różdżką. Gdyby nie to, że kobieta ta była naszą pielęgniarką pewnie nie martwiłaby się o nic i zaklęciem pozbyła się tak uciążliwego, lecz kochanego potwora. Cieszyłem się w duszy, że Syri jest w stanie tak się wygłupiać, ale wizje znajomych, którzy również mogli tu być, ale ich zabrakło, zachęcała mnie do większego starania się, by szybko dojść do siebie.
Po tej niesamowicie wyglądającej zabawie musiałem opanować śmiech i nie dopingować mojego prywatnego obrońcy, który sam dotaszczył mnie aż do Skrzydła i teraz bronił się zażarcie byleby nie musieć opuszczać mnie tak wcześnie. Zapowiadała się długa i męcząca gonitwa, która wcale nie była dla mnie czymś złym, lub nieodpowiednim. Poniekąd stanowiło to dla mnie nie lada rozrywkę i atrakcję. Pielęgniarka uganiająca się za Syriuszem nie była częstym widokiem, a tym bardziej, gdy ostro ścinając zakręty mijali łóżka, a nawet kilka razy mnie. Przez pewien czas nawet z tego chichotałem, jednak wolałem zlitować się nad zmęczoną kobietą i pewnym siebie Blackiem.
- Niech pani pozwoli mu zostać jeszcze chwilę! – musiałem niemal krzyczeć tak głośno się zachowywali w tamtej chwili. Całe szczęście udało im się to usłyszeć, przez co oboje zatrzymując się gwałtownie, zwrócili na mnie uwagę. Miło z ich strony, że przestali biegać jak opętani nie mówiąc o odgłosach, jakie wydawali.
- Powinieneś odpoczywać. – dosadnie rzuciła pani Pomfrey.
0 Ale jeśli pani nie pozwoli mu jeszcze posiedzieć to skończycie nadal bawiąc się w indian i kowboi. – nie znalazłem lepszego porównania, a to dobrze oddawało scenę sprzed chwili. Moje usta nadal chciały się uśmiechać na wspomnienie tej gonitwy. To zapewne była dla nich niezła zabawa. Rozradowane oblicze Syriusza to potwierdzało.
- Niech będzie, ale tylko chwilę! – kobieta poddała się zapewne wiedząc, że nie wypadałoby jej kontynuować niedawnej farsy, w którą sprawnie wrobił ją sam „wielki” Syriusz Black.
- Jestem zwycięzcą! – Syri podnosząc ręce do góry wyszczerzył się szeroko. Ten gest nie spodobał się jednak pielęgniarce.
- Zaraz zmienię zdanie! – syknęła.
- Już jestem cichutki i spokojniutki! – chłopak usiadł na krzesełku przy mnie i z anielską miną złączył dłonie, wyprostował plecy. Nadal się wygłupiał, ale nie chcąc tego dłużej oglądać Pomfrey zniknęła w swoim gabineciku.
I znowu byliśmy sami, tylko ja i mój drogi kruczowłosy. Uśmiechałem się, gdy wystawił język w stronę drzwi pokoiku kobiety, a ta krzyknęła jeszcze zza nich: „Widziałam to!”. Oboje byli niesamowici.
- Teraz możemy porozmawiać. – Black pogłaskał mnie po głowie jakbym był dzieckiem i potrzebował jego czułości by nie płakać. – Znowu wracają ci złe dni w czasie pełni, ale dlaczego? Przecież było tak dobrze. – zmarszczył brwi. – To trochę niesprawiedliwe, skoro czułeś się znakomicie przez tyle czasu. Może coś jest jednak nie tak? – mogłem tylko wzruszyć ramionami.
- Powiem ci, jeśli dowiem się czegoś od Pomfrey, ale do tego czasu niewiele zgadniemy. Ach, i przeproś ode mnie chłopaków. Przysporzyłem im zmartwień...
- Głupek! – uderzył mnie lekko w głowę dwoma tylko palcami. – To nic nie da, bo zawsze będziemy się martwić. Jak się ma wilkołaka za przyjaciela to tak już jest. Ale kiedyś będzie lepiej i w czasie pełni razem będziemy ci pomagać i to nie tylko przed przemianą, ale i po niej, kiedy będę się ocierał o ślicznego wilczka. – teraz to ja miałem ochotę go uderzyć, ale dałem sobie spokój. – Wiesz, przyniosę ci dużo łakoci! – zmienił temat wyczuwając niebezpieczeństwo. – Tutaj nie będziesz miał dostępu do swojego słodkiego skarbczyka, więc zdradź mi hasło do niego. – zamrugał słodko oczyma. Niestety musiałem mu zaufać. Zaraz po zabawie z pisankami ukryłem swoje słodkości i te od Syriusza, w szafce nocnej, po czym zamknąłem ją zaklęciem i by dostać się do mojego skarbu niezbędne było hasło. Dzięki temu uniknąłem podjadania moich słodyczy przez przyjaciół, a teraz musiałem tak wiele zaryzykować.
- Esy-Floresy. – mruknąłem niechętnie i niewyraźnie. – Hasło to Esy-Floresy, ale nie wolno ci mówić nikomu, jasne?! – mierzyłem Blacka wzrokiem by mieć pewność, że mnie nie wyda. Skinął głową, ale nie byłem w stanie powiedzieć, czy mówi prawdę bez słów. I tak było za późno.
- Więc ja biegnę i zaraz wracam! – podszedł do tego aż nadto entuzjastycznie. Wzruszyłem tylko ramionami, a on poderwał się z miejsca i już go nie było.
Pani Pomfrey chyba słyszała jak trzasnął w biegu drzwiami, gdyż pojawiła się niedługo później ze wstrętnymi syropami w dłoniach.
- To konieczne? – zapytałem siląc się na normalny ton, chociaż ona wiedziała, jakie paskudztwo przychodzi mi pić. Wiedziałem, co mi odpowie: „Nie marudź tylko łykaj, bo nie urośniesz”. I to też po chwili usłyszałem z jej ust. Bardzo niechętnie pochłonąłem te świństwa, ale było to nieodłącznym elementem mojego życia. Byłbym bogaty gdyby płacono mi za picie tych paskudztw.
- Jak się czujesz? – zapytała troskliwie patrząc mi w oczy, jakby to one miały udzielić jej odpowiedzi i może coś w tym było.
- Znośnie. Kiedy będę mógł iść na zajęcia?
- Nie prędko. Jakiś tydzień spędzisz tutaj, a później...
- Co?! – tego się nie spodziewałem. – Przecież pełnia jest jutro! Po niej mógłbym wrócić, prawda? Więc dlaczego aż tyle? Ja mam niedługo egzaminy, nie mogę się lenić tutaj... – na poczekaniu wymyślałem powody, co szło mi trochę opornie mimo szczerych chęci i wielkich starań.
- Ze mną się nie dyskutuje – kobieta skarciła mnie, po czym ciągnęła. – Z jakiegoś powodu objawy przed pełnią się ponownie nasiliły, póki nie dowiem się, co to spowodowało nie mam zamiaru ryzykować, że znowu mi zasłabniesz na korytarzu. Wolę mieć cię tutaj przez kilka dni. Może wtedy czegoś się dowiem i szybciej cię wypuszczę. A może przypuszczasz, co mogło się stać? – w odpowiedzi pokręciłem głową.
- Tak jak pani mówiła, wszystko było dobrze. Czułem się świetnie, nie miałem koszmarów i nawet zapomniałem o tych dolegliwościach. Czy to możliwe, ze to, dlatego? – czułem się jak podczas pierwszego roku nauki w szkole.
- Sprawdzimy to, Remusie, a jeśli zajdzie potrzeba sprowadzimy specjalistów, chociaż wolałabym tego uniknąć... - aż mi włosy stanęły na karku, a dreszcze wstrząsnęły całym ciałem. Tylko tego mi brakowało, żeby wyrzucono mnie ze szkoły, gdy ktoś dowie się, kim jestem i że uczę się w Hogwarcie.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie mogłem do tego dopuścić, a więc musiałem się dowiedzieć, czego chce ode mnie moje wilcze wcielenie, że tak „umila” mi spokój szkolnych dni. To także uniemożliwiało Syriuszowi towarzyszenie mi podczas pełni i częste odwiedziny. Kto wie, do czego by doszło gdyby ktoś wiedział, że moi przyjaciele są zamieszani w moją likantropię. Chciałem się stąd jak najszybciej wyrwać i w spokoju żyć dalej ciesząc się każdym dniem, nawet tym wyjątkowo nudnym.
Pojawił się Syriusz z całą paczką pyszności. Pani Pomfrey od razu zmierzyła go chłodnym spojrzeniem, ale nie odezwała się. Wstała z miejsca, zabrała puste flakoniki i zamknęła się w gabinecie. Prawdopodobnie chciała sprawić mi tym przyjemność i pozwolić na odrobinę normalności, za co byłem jej niezmiernie wdzięczny.
Black z czarującym uśmiechem wręczył mi zapas słodyczy.
- Dowiedziałeś się czegoś? – już na wstępie przeszedł do konkretów, jak to on w podobnych chwilach.
- Nie, ale muszę, bo czeka mnie wiele dni w zamknięciu.
- Pomogę ci! – zadeklarował ledwie skończyłem zdanie. Miałem nadzieję, ze to jakoś mi pomoże i da szansę się stąd szybko wyrwać. Nie liczyłem na jakieś szczególne ułatwienie sprawy, czy może pomoc wilczych genów. Musiałem sobie z tym poradzić sam, nie wliczając naturalnie przyjaciół, na których mogłem liczyć. Dla nich była to przygoda z wilkołakiem i rozrywka, a nie obowiązek. Byli wyjątkowi.
Wpakowałem do ust dwie Czekoladowe Żaby jednocześnie. Od razu było mi lepiej! Czekolada potrafiła zdziałać cuda, a w szczególności w organizmie takiej bestii jak ja. Syriusz miał swoje miejsce zaraz obok łakoci, a może na równi z nimi.


  

9 komentarzy:

  1. Witam. wychodzi na to że jestem pierwsza. To dla mnie zaszczyt :D No oczywiście nocia sympatyczna, taki słodki Syriuszek, na dodatek to bieganie po SS. Odcinek słodko gorzki. Czekam na więcej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki ładny, uroczy Remi, a musi cierpieć z powodu takich ran i Greybacka. Ciekawi mnie coraz bardziej, czemuż to nasiliły się te dolegliwości... konstelacja gwiazd się zmieniła, czy coś? xD Może dlatego profesor od astronomii w postaci motyka tak często przesiadywał z Remim.. jakby chciał go ostrzec? Niee, pewnie przesadzam xDNotki będą dłuższe? *__*A tak w ogóle, jak Ty to robisz, że udaje Ci się je pisać trzy w ciągu tygodnia? XD Jak było na konwencie? ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo kotecek xD U mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam twojego bloga od dłuższego czasu i powiem ci, że pierwszy raz trafiłam na coś takiego. Twoje opowiadanie to nie jest jakiś tam suchy romans, ale cała rozbudowana opowieść w której liczy się nie tylko miłość, ale i uczucia. Od czułości przez humor aż po samą nienawiść. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Życzę powodzenia w pisaniu dalszych notek ^^!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bu~! Cały tydzień w szipatlu T^T jak ja jednego dnia nie mogę wytrzymać to współczuję chłopakowi.Zabawa w Indian i Kowboji *___*. A co do kąpieli to mnie olśniło w trakcie pisania XD. A przypisów od autora jest dużo bo po " Jestem tygrysem" miałem dobry humor xDDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Subaru posunie się do różnych rzeczy - od delikatnych po niezwykle rozpalające xD Powiem jedno - Tenshi ma przekopane XDDwie strony A4? A mnie się wydawało, że masz dłuższe notki ode mnie XD To ja mam... hmm... 2 i pół, trzy xD W zeszycie wychodzą dwie kartki xP Chciałabym abyś była moją nauczycielką na studiach, wiesz? XDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak się cieszę z nowego rozdziału ^^ Hihi, warto było czekać :) Mam pytanko. Kiedy uzupełnisz charakterystyki? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. O jejka To Remusowi się na pewno sprzykrzy Skrzydło Szpitalne. Jestem ciekawa z jakiegoż to powodu Remi tak cierpi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    cudnie, no i Syriusz podzielił się ze swoimi łakociami, czemu tak sie dzieje z Remusem a ta gonitwa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń