piątek, 27 sierpnia 2010

Upadek...

Tak, wróciłam! Może nie był to wyjazd o jakim marzyłam, ale było fajnie. Nawet nie wiecie jak tęskniłam! Następna notka pojawi się w niedzielę wieczorem - po moim powrocie z konwentu.


8 kwiecień
Chociaż dni lenistwa i odpoczynku dobrze na mnie wpływały, to musiałem przyznać, iż przepełnione zajęciami godziny mijały mi zdecydowanie szybciej i jeszcze przyjemniej. Z tego właśnie powodu bardzo entuzjastycznie przyjąłem rozpoczynające się na nowo lekcje. Nie mogłem powiedzieć tego samego o przyjaciołach, którym ponownie włączyła się opcja narzekania. Chyba mogłem pokusić się o wysnucie teorii, iż im człowiek był starszy tym częściej narzekał. Posługując się przykładem chłopaków mogłem w przyszłości opatentować swoje wywody, a ktoś może wymyśliłby jakiś eliksir zapobiegający temu nawykowi. Nie wykluczałem, iż i mnie dopadł ten sam syndrom starzenia się, jednak sam nie mogłem tego określić, potrzebowałem kogoś, kto mógłby mnie pod tym względem ocenić.
Zajęcia skończyły się zanim właściwie dotarła do mnie ta prawda. Pozwoliłem sobie na chwilę nieuwagi, a ta przeciągnęła się. Moje myśli cały czas uciekały gdzieś, rozbiegały się w rożnych kierunkach. Przez chwilę wydało mi się to dziwne, jednak uznałem, że był to wpływ niedawnej przerwy wielkanocnej i teraz muszę na nowo przyzwyczajać się do obowiązków.
- Remusie, idziemy... – Syriusz przyjrzał mi się uważnie i dotknął czoła. Nie rozumiałem, dlaczego to robi, jednak on jakby wyjaśniając dodał. – Jesteś bledszy niż zawsze. – postanowiłem nawet tego nie skomentować. Po prostu zebrałem swoje rzeczy i skinąłem na przyjaciół. Mogliśmy spokojnie przejść do kolejnej klasy. Nogi pode mną zadrżały, kiedy przechodziłem przez próg. Wydawało mi się, że moje ciało jest dziwnie ociężałe, a myśli przebiegały przez głowę zdecydowanie wolniej niż zawsze. Nie rozumiałem zachowania własnego organizmu, chociaż mogło to być złudzeniem.
- Syriuszu, mógłbyś jeszcze chwilę poczekać? – Wavele przywołał do siebie kruczowłosego, który przeprosił mnie i wrócił jeszcze do sali. Wydawał się z tego faktu bardzo zadowolony, jakby właśnie miał odebrać prezent świąteczny od przebranego za ‘czerwonego brodacza’ wujka. To mogło oznaczać tylko jedno – nową książkę, którą udało się zdobyć nauczycielowi. Poczułem nawet lekkie ukłucie zazdrości na myśl o tym, że mój Syriusz potrafi tak wspaniale się uśmiechać, kiedy chodzi o runy.
Zakręciło mi się w głowie, więc oparłem dłoń o ścianę i rozmasowałem kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa. To trochę pomogło. Może zaszkodziło mi śniadanie, albo wręcz przeciwnie, zjadłem za mało?
Syri wychodząc z sali upychał coś do swojej torby, a więc nie pomyliłem się, co do jego konszachtów z profesorem.
- Dobrze się czujesz? – zapytał niepewnie, a jego dłoń ponownie powędrowała do mojego czoła. – Chyba masz gorączkę...
- Bzdura! – odtrąciłem jego rękę. – Nic mi nie jest, czuję się znakomicie. Chodźmy już. – odepchnąłem się od ściany i ruszyłem przodem. Powoli ciemniało mi przed oczyma, czułem to dziwne wirowanie w głowie, które sprawiało, że miałem ochotę zwrócić ostatnio zjedzone danie. Chyba jednak nie czułem się tak dobrze, jak mówiłem. Grunt usunął mi się spod stóp i zwyczajnie straciłem kontakt z rzeczywistością.
Od dawna nie miałem wizji, nie reagowałem gwałtownie na pełnie, a dziś najwyraźniej coś się ze mną stało. Tonąc w ciemnej otchłani wiedziałem, że zaraz coś zobaczę, że ocknę się we śnie, więc wcale nie dziwił mnie obraz polany i osób na niej. Bez trudu poznałem obecnego tam postawnego mężczyznę o drapieżnych rysach twarzy, kilkudniowym zaroście. Przed nim siedziało dziecko, dziewczynka, mała słodka istotka, z którą mężczyzna bawił się jak kochający ojciec. Nie wiem, czy były to wspomnienia przekazane mi przez Greybacka wraz z likantropią, czy też zwyczajny omam. Wiedziałem za to, że dziewczynce pisana jest śmierć z rąk ojca, zaś sam starszy wilkołak zmieni się nie do poznania. Tutaj był zadbany, bardzo męski i zapewne, dlatego jego ukochana oddała jego uczucia, a jednak zmieniła zdanie, gdy dowiedziała się, kim jest. Poczułem ogromne współczucie, kiedy patrzyłem na niewinną zabawę z dzieckiem, na spokojnie okazywaną miłość.
A jednak ta łagodność widoczna w oczach Greybacka zmieniła się nagle w czystą nienawiść, we wściekłość i nieopisany ból. Jego dłoń przypominająca szponiastą łapę typowego mieszańca przebiła się od tyłu przez drobną pierś dziewczynki. Przeszła przez całe ciało i wydostając się na zewnątrz przodem, a w zaciśniętej pięści tkwiło świeże serce, które nagle zaczęło wysychać, zwijać się jak suszona śliwka, czernieć, kurczyć się.
Mężczyzna spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, tak innym od tego, który znałem obecnie. On był kiedyś inny, ogarnęło go szaleństwo po tym, co przeżył. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, przekrzywił głowę, przez co wyglądał niewinnie.
- My nie jesteśmy źli. – zwrócił się do mnie. – My stajemy się źli przez zepsutych ludzi. To oni tworzą wilkołaki. Uważają nas za zło wcielone nie wiedząc, iż w ten sposób zaczynają nas kształtować, jakbyśmy byli z gliny. – nie byłem pewny, dlaczego, ale z moich oczu popłynęły łzy. On mógł mieć rację i jego własny dramat sprawiał, że czułem wielki ból. Ja mogłem być taki sam jak on. Gdyby moi przyjaciele mnie odrzucili może i ja zacząłbym się zmieniać, upodabniać do Greybacka.
Sięgnął do swojej piersi, wbił w nią dłoń i krzywiąc się wyjął swoje własne serce pokazując mi je. Było równie zasuszone, co serce dziewczynki po tym jak wyjął je z jej piersi.
- Takie się staje, gdy już się zmienisz, gdy staczasz się w dół, takie są serca tych, którzy NAS zmieniają. – umieścił najważniejszy organ na powrót w swoim ciele i wskazał pazurem za mnie. Obejrzałem się i wtedy zobaczyłem rząd postaci. Jego żonę, którą kiedyś widziałem, chociaż tylko przez chwilę, jego córeczkę, moich przyjaciół. A więc najważniejsze dla nas osoby, które wiedziały, kim jestem ja, które wiedziały, kim jest on.
Poczułem ciężką dłoń na ramieniu, a patrząc do góry dostrzegłem spokojne oblicze mężczyzny, którego się bałem, którego nienawidziłem, a któremu współczułem, którego powoli ponownie zaczynałem rozumieć.
- Patrz uważnie, ponieważ wiele możesz się jeszcze nauczyć, nawet ode mnie. – zapewnił i skinieniem głowy ponownie zwrócił moją uwagę na znajomych ludzi. Ich oczy były zamknięte jakby spali a tym czasem przed ich ciałami zmaterializowały się czerwone, soczyste serca. Powoli jednak serce żony Greybacka zaczęło czernieć. Wiedziałem, co się dzieje. Dowiadywała się, że jej ukochany jest wilkołakiem, powoli zaczynała się go obawiać, nie ufała mu, chciała uciec, aż w końcu serce przypominało już tylko bryłkę węgla, a to oznaczało, że jej miłość się rozpłynęła, zniknęła. Ale dziecko nie wiedziało, co się dzieje, on nadal był dla niego tatusiem.
- Ale z czasem ona mogła ją napuścić przeciwko mnie. – wilkołak czytał w moich myślach, wyjaśniał powoli nieścisłości. – A wtedy tylko bardziej bym cierpiał, a dobrze wiesz jak dotkliwa potrafi być czasami rana zadana przez ukochaną osobę. Twoi przyjaciele także mogą się zmienić, ich miłość do ciebie wyparuje, zniknie, a ty staniesz się taki jak ja... – szeptał prosto do mojego ucha. – Ale możesz temu zapobiec, możesz uratować ich przed zatraceniem się. Zabij ich, a wtedy będą już na zawsze cię kochali, nie zdradzą...
Byłem przerażony jego słowami, nie potrafiłbym tego zrobić, nigdy nie przyszło mi to na myśl. Jak w ogóle mógł proponować mi coś podobnego. Ale nie mogłem się od niego odsunąć, nie byłem w stanie uciec przed nim, chociaż czułem jak mdli mnie na samo wspomnienie tego, co mi proponował.
- Nigdy! – wyrzuciłem z siebie z wielkim trudem. – Oni są inni! – nawet mnie zabolało to stwierdzenie. Bo przecież jego żona dała mu dziecko, była dla niego wszystkim, a później okazała się tak słaba, tak bojaźliwa. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć, a przecież nie chciałem go ranić. Greyback, który stał ze mną nie był bestią, którą znałem, był nauczycielem, był duchem, który tłumaczył mi motywy jego postępowania, powoli wprowadzał w arkany moich przemian, moich mocy.
- Potrafiłbyś to zrobić, tak jak ja potrafiłem. Ja zostałem złamany, zmieniłem się, ty też możesz, gdy tylko poczujesz jak w sercu twoich bliskich kwitnie zdrada, gdy dostrzeżesz zarys noża w ich dłoniach. Wtedy i ty się zmienisz.
Nie mogłem wytrzymać. Upadłem na kolana, znowu czułem niesamowite mdłości, a w następnej chwili wymiotowałem, oczy paliła mi nieznośna jasność, coś rozrywało moje ciało. Wróciłem ze snu do rzeczywistości. Opadłem bezwładnie na plecy i leżałem słaby, na granicy snu i jawy niezdolny do ruchu, ponownie zasypiałem, chociaż teraz ogarniało mnie wyłączne ciepło, świadomość nie podsuwała żadnych obrazów.

4 komentarze:

  1. *łasi się* Czeeść, kociaku xDCo ciekawego zwiedziłaś? xDAh, no właśnie... dawno nie było Greybacka XD Może gdyby poznał przyjaciół Remiego to by wiedział, że jednak nie mówi prawdy. Victor zaniósł Remiego do Skrzydła Szpitalnego, prawda? W końcu byli blisko jego sali.... Tylko, czy ktoś widział, jak Remi męczy się, będąc w stanie snu-wizji? Jestem ciekawa, jak to wyglądało z perspektywy innych i.... co się stanie po obudzeniu.Ahh, noo! Witaj z powrotem! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Pięknie chociaż krótko. Jestem ciekawa co będzie dalej. Mam nadzieję że Remus nie będzie rozważał propozycji zatrzymana przyjaciół w ten sposób. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda Remusa, że musi przechodzić przez takie bolesne wizje, które jednak ranią też jego serce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, to wszystko się śniło Remusowi, oby nie zasiał wątpliwości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń