niedziela, 7 listopada 2010

Kartka z pamiętnika XCIII - Ryo Nakamura

Wziąłem głęboki oddech i bezpardonowo wtargnąłem do dużej sali Skrzydła Szpitalnego, gdzie zawsze leżeli najbardziej chorzy, czyli ci, którym niedane było kręcić się po szkole z przeziębieniem, czy małymi bólami. Tym razem miałem, kogo tam odwiedzić, chociaż nie czułem się nazbyt komfortowo w miejscu, które kojarzyło mi się z chorobami, problemami i samotnością. Nie było tu tak barwnie jak w Pokoju Wspólnym, ani tak głośno i wesoło. Wręcz przeciwnie. Tutaj panowała grobowa cisza, a i o towarzystwo było ciężko. Ciągle otaczała cię biel, szarość i metalowe oparcia łóżka. Wzdrygnąłem się niechętnie rozglądając po tak surowo urządzonej sali. Nie była to moja pierwsza wizyta tutaj, jednak za każdym razem reagowałem w podobny sposób, a więc strachem i niechęcią.
Porzuciłem niepotrzebne myśli, ponieważ miałem o wiele więcej poważniejszych zmartwień niż Skrzydło Szpitalne. „Założyłem” najbardziej beztroski uśmiech, na jaki było mnie stać i pomachałem Lupinowi woreczkiem z łakociami, które mu przyniosłem. Nie wypadało przecież przychodzić z pustymi rękoma do chorego.
Gryfon zdziwił się widząc mnie, ale jego twarz była tak szczera, iż od razu wiedziałem, jaką przyjemność sprawiły mu moje odwiedziny. To podniosło mnie na duchu do tego stopnia, że bez skrępowania podszedłem do jego łóżka. Był sam, a więc wybrałem dobry moment by do niego wpaść.
- Jak to możliwe, że taki silny facet rozłożył się tak fatalnie? – rzuciłem przyjacielsko kładąc swój niewielki pakuneczek na jego szafce.
- Chwilowa niedyspozycja. Stres zrobił swoje. – odpowiedział, a jego wzrok zlustrował przyniesione przeze mnie słodycze, chociaż Remus bynajmniej nie sięgnął po nie. Postanowiłem udać, że wcale tego nie widziałem i podjąłem rozpoczęty przed chwilą wątek, chociaż nie specjalnie wiedziałem jak. – Wydajesz się czymś dręczyć. – zaskoczył mnie zmianą tematu. Nie wiem, jak zdołał to dostrzec, ale miał rację. Miałem na głowie kilka problemów, z którymi nie mogłem sobie poradzić sam i dlatego przyszedłem do niego, chociaż nie wypadało mi przecież tego robić. Nie miałem jednak zbyt wielu znajomych, na których mógłbym polegać, zaś Lupin był mi najbliższy ze wszystkich znanych mi osób. Jakkolwiek nie byłem dla niego najmilszy, kiedy się poznaliśmy, to on wydawał się wcale tego nie pamiętać.
- Jest kilka rzeczy... – mruknąłem półgębkiem, ale on czytał w moich intencjach lepiej niż ja mogłem je kiedykolwiek wyrazić.
- I przyszedłeś porozmawiać... – westchnął ciepło, po czym dodał żartobliwym tonem. – To ja się łudzę, że się martwisz, a ty tutaj chcesz samolubnie poprosić o pomoc!
- Nie da się ukryć. – przytaknąłem. Wpatrywał się we mnie słuchając, tak, więc nie przerywałem na zbyt długo przechodząc do sedna sprawy. – Zawsze jest coś, co zrobiłeś w przeszłości, a teraz chciałbyś się pozbyć następstw i w ogóle, prawda? – chłopak wyrozumiale pokiwał głową. – No i właśnie... Jak się tego pozbyć? – zadałem to niemądre pytanie, ale oczekiwałem na nie konkretnej, prawdziwej odpowiedzi.
Przez twarz Remusa przeszedł jakiś grymas, którego nie miałem brać do siebie. Spowodowało go raczej moje niespodziewane pytanie, którego nie mógł się spodziewać. Zastanowił się chwilę, po czym odgarnął włosy z oczu by lepiej mnie widzieć.
- Nic nie można zrobić, ale jeśli się zaakceptuje to, co stało się w przeszłości, wtedy jesteś w stanie o tym zapomnieć. To raczej nie zmienia wiele, ale pozwala być spokojniejszym. Chociaż jeśli chciałbyś prawdziwej rady to powinieneś zapytać jakiegoś profesora, któremu ufasz najbardziej. Oni zawsze potrafią znaleźć jakieś dobre rozwiązanie. – Ta część jego odpowiedzi nie była dla mnie tak pomocna, chociaż może tylko, dlatego, że moje problemy dotyczyły poniekąd profesora. Miałem ochotę zapytać, jakiego on wybrałby ze wszystkich, jacy uczyli w szkole, ale uznałem to za przejaw zbytniego wścibstwa i pozostawiłem tę sprawę niedopowiedzianą. Siedzieliśmy, więc w dręczącej ciszy nie wiedząc, o czym teraz powinniśmy pomówić, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie zanim nasze trwanie w niepewności i speszeniu nie zostało przerwane przez głośne wtargnięcie do sali.
- Ryo Nakamura, tutaj jesteś! – odezwał się karcący głos, w którym wyczułem nie tylko naganę, ale i jasne ponaglenie. Syknąłem pod nosem, ponieważ miałem nadzieję, że nie zostanę znaleziony w Skrzydle Szpitalnym, co chyba nie uszło uwadze Lupina, który uniósł brwi patrząc na mnie pytająco, jakby chciał bym potwierdził jego domysły. Nie musiał jednak mieć pewności, że odwiedziny u niego miały być także sposobem na znalezienie kryjówki, która w tej chwili została odkryta.
- Chyba chwilowo będę uciekał... – mruknąłem i odwróciłem się do Namidy, który tupał nogą czekając aż zainteresuję się nim. Machał do mnie błękitną kopertą, którą zostawiłem wcześniej na jego łóżku. Miałem ochotę zakląć, ale powstrzymałem się, by Gryfon nie zaczął się zastanawiać nad relacjami między mną a nauczycielem.
- Pan profesor, cóż za miła niespodzianka... Właśnie miałem się do pana wybrać żeby wyjaśnić kilka spraw...
- Kłamczuch. – skarcił mnie szeptem Lupin i sięgnął po przyniesione przeze mnie słodycze, jakby tym pokazywał mi, że wizyta została zakończona, a moim obowiązkiem jest się oddalić i zająć swoimi sprawami. A „moje sprawy” czekały nieubłaganie przy drzwiach lustrując mnie wzrokiem. Nie miałem wyjścia, jak tylko stanąć twarzą w twarz z tym, co miało się stać. Czułem się jak skazaniec wychodząc pod eskortą Namidy z pomieszczenia, a gdy znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości od miejsca, gdzie mogliśmy zostać usłyszani mężczyzna zaczął prosto:
- Co to jest? – otworzył kopertę wyjął list pokazując mi znaną mi przecież treść, po czym schował go ponownie. W prawdzie pisałem to pod wpływem chwili i wyrzutów sumienia spowodowanych swoją mało pozytywną przeszłością, jednak nadal wydawało mi się, że zrobiłem dobrze. Mój pogląd różnił się jednak z poglądami profesora, który chyba nie rozumiał jak poważny błąd popełnił godząc się na związek ze mną.
- Chciałbym porozmawiać z tobą nie jak z partnerem, ale jak z przyjacielem. – mogłem użyć stwierdzenia „byłym partnerem”, jednak nie chciałem go bardziej denerwować, a przecież właśnie o tym napisałem w tym głupim liściku, który stał się powodem pościgu za mną.
- Dobrze. – Namida zgodził się bez złości, czego mogłem się spodziewać. Remusowi na pewno nie chodziło o taką rozmowę z nauczycielem, ale nie było innego profesora, któremu bym ufał tak jak właśnie temu jednemu, który dzielił ze mną niektóre winy.
- Chodzi o to, co robiłem dawniej. – spuściłem wzrok wpatrując się w podłogę. – Wiesz, jaki byłem, wiesz, że posuwałem się do tego, do czego nie powinienem, zachowywałem się okropnie, a więc musisz rozumieć, że nie jestem kimś wartościowym i nie powinienem narażać cię na późniejsze wątpliwości. Nie zasłużyłem żebyś był dla mnie taki dobry, bo robiłem złe rzeczy, które nie znikną nigdy. – chociaż nie mówiłem wszystkiego miałem nadzieję, iż domyśla się ogólnego zarysu sytuacji.
Wydawał się zakłopotany, a właśnie tego się obawiałem zawsze. Wiedział o mnie wszystko i dlatego bałem się, że kiedyś zacznie we mnie wątpić, lub z poczucia obowiązku unieszczęśliwili samego siebie będąc ze mną.
- Obaj mamy coś na sumieniu, a więc nasza sytuacja jest podobna z tym wyjątkiem, że ja jestem starszy. Jako przyjaciel powiem ci, że jeśli ktoś cię kocha to pomoże ci wymazać z pamięci wszystkie przykrości, a jako twój partner pochwalę się, że jestem osobą, która już zaakceptowała to, co się działo i zrozumiem cię, kiedy postanowisz odejść, ponieważ znajdziesz kogoś innego, albo się mną znudzisz, jednak nie pozwalam ci na zerwanie tylko, dlatego, że ubzdurałeś sobie, że nie zasługujesz na związek ze mną. Jeśli tak myślisz to znak, że to ja nie zasłużyłem na ciebie. Ale skoro chcesz to zakończyć to trudno. A szkoda, bo chciałem cię zabrać w kilka ŁADNYCH miejsc po zakończeniu szkoły. – zaznaczył to jedno słowo wyraźnie by pozwolić mi przypomnieć sobie nasze rozmowy, podczas których pozwalałem sobie na niemądre plany wakacyjnych wypraw we dwoje. Użyłem wtedy właśnie tego określenia, które on wykorzystał w tak przebiegły sposób. Miałem świadomość, że to nie ostatnia nasza rozmowa na temat przeszłości, ale teraz chciałem to zakończyć, tym bardziej, jeśli Namida naprawdę planował zabrać mnie na krótką, wspólną wycieczkę.
Odwrócił się odchodząc powoli i machał w dalszym ciągu niebieską kopertą, prezentując ją ze wszystkich stron. Poddałem się, jak przystało na dzieciaka. Wyrwałem mu ją z rąk i podarłem wkładając strzępy do ust by ją połknąć i zniszczyć tym samym wszelkie dowody. Zebrało mi się jednak na wymioty i nie byłem w stanie jej przełknąć, ani nawet pogryźć. Wyplułem oślinione kawałki krzywiąc się i starałem się opanować odruch mojego żołądka. Tenshi śmiał się ze mną otwarcie i klepnął w pośladki karcąco.
- Nie rób więcej takich rzeczy. – objął mnie i pocałował w czoło, po czym zabrał się za pozbywanie się tego, co wyplułem.

2 komentarze:

  1. Wczoraj czytałam charakterystykę Ryo XDD Jakie grzeszki ma na sumieniu... przecież Namida wie, o jego skłonnościach do... no.. częstego robienia TEGO, ale ja odnoszę wrażenie, a Ryo ma jeszcze coś na sumieniu. Nie mądrze się zachował. Oboje są podobni, boją się, że jeden odtrąci drugiego, choć w przypadku Namidy jest to już raczej ogromny lęk... bo bardzo kocha. Jejuu, oby nigdy się nie rozstali i byli tak szczęśliwi, jak Marcel i Fillip! xDHahah XD Kobiety i panowie na miotłach, a jak xD W nagłówku nawet jedną widać.. po lewej stronie zamku xP

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, pieknie, Ryo i Namida razem cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń