niedziela, 28 listopada 2010

Sposób

14 czerwca
Zostałem siłą wyciągnięty z pokoju przez Syriusza, który nie powiedział ani słowa na temat tego, dlaczego to w ogóle robił. Po prostu mnie pospieszał i nie chciał słuchać wymówek żadnego typu. Poniekąd nawet nie chciałem się wymigać od tej wielkiej niewiadomej, którą przede mną stawiał. Zaakceptowałem jego pośpiech, nie rozumiejąc zupełnie niczego. Nie mniej jednak miałem za sobą tak wiele, że chwile, kiedy nie musiałem wkładać wiele wysiłku w chodzenie, były przyjemnością. Mogłem poddać się całkowicie woli Syriusza i samemu nie robić niemalże nic. Było w tym coś przyjemnego i samolubnego.
- Oto rozwiązanie, Remi. – rzucił z uśmiechem pokazując mi stolik w Pokoju Wspólnym, przy którym siedzieli przyjaciele. Na blacie stało kilka świeczek.
- O co chodzi? – zapytałem nie mając pojęcia, co chłopak chciał mi poprzez to przekazać. Skrzywiłem się obserwując wszystko nie rozumiejąc.
Syriusz westchnął głośno i posadził mnie na krześle siadając naprzeciwko.
- To rozwiązanie twojego problemu. Masz gorsze dni, czujesz się z tego powodu źle, więc znalazłem lekarstwo na twoje dolegliwości. Magiczne zaklęcie, dzięki któremu będzie ci lepiej i na nowo zaczniesz się uśmiechać.
- Hm? – chociaż jego zamiary nie były już dla mnie tak samo niezrozumiałe, to nie do końca mogłem pojąć, co takiego czaiło się w jego głowie. Po co były mu świeczki, na jaki wpadł pomysł? Miałem przecież nadzieję, że Syriusz dał sobie spokój z kombinowaniem jeszcze wczoraj, tym czasem dziś już miałem na głowie, jego genialny pomysł, którego szczegóły ujawnił mi niedługo później.
Zapalił świeczki od swojej różdżki, rozłożył je na stole w sposób, który uznał za odpowiedni i uśmiechnął się niewinnie. Podał mi kartkę, na której nakreślił jakieś słowa, a z czego był naprawdę dumny. Aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze na myśl o tym, co mogły zawierać wszystkie te zdania.
- Czytaj, Remi. Jeśli codziennie będziemy palić świeczki, a ty będziesz czytał zaklęcie to jestem pewny, że poczujesz się lepiej do poniedziałku. To naprawdę zadziała, zobaczysz. Ogień z płonącej świecy ma ładny zapach, więc cię uspokoi i napełni energią. A teraz do dzieła. Nie ma, na co czekać, chcę żebyś się czuł jak należy. – zaczął mnie poganiać i obserwował mnie, jakbym za chwilę miał się przemienić w jakieś bardzo interesujące zwierzątko. Postanowiłem, więc upewnić się, co to za magiczną formułę dla mnie przygotował.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy natrafiłem na niezgrabny wierszyk niemający żadnej mocy, poza wydźwiękiem dziecięcych zabaw w czarowanie wśród mugoli. Sądząc po zachęcających ruchach głowy Syriusza, chciał bym przeczytał to głośno. Ciężko mi uwierzyć, że coś równie absurdalnego mogło mu przyjść do głowy, nie wspominając o wstydzie, jaki czułem mając wyrecytować dziwaczne rymy ułożone przez mojego nadzwyczajnie chętnego do pomocy chłopaka. Zawahałem się, jednak ostatecznie zacząłem czytać półgłosem, by nikt inny tego nie słyszał.
- Wśród świec tych płomienia, co świat opromienia, ja zagubiony, życiem zmęczony, marzę o cudzie, w codziennym trudzie... – przełknąłem ciężko ślinę, ale kontynuowałem. – Szukam natchnienia w świecie podziemia, życia radości wśród otchłani nicości. Niech to odrzucę, do świata powrócę, tego, co piękno mi oferuje, gdy żyć tak usilnie tutaj próbuję... – spojrzałem na przyjaciela oddając mu kartkę, chociaż nie skończyłem jeszcze czytać. Wolałem w ogóle nie mieć z tym do czynienia, jeśli ostateczny efekt miał być podobny do początku. Chłopak wydawał się zawiedziony. Uśmiechnąłem się jednak do niego. Syri złapał mnie za rękę pod stołem, chociaż wymagało to od niego sporo wysiłku.
- Mogłeś dokończyć. – mruknął chowając kartkę do kieszeni. Miałem nadzieję, że nie planował tego jeszcze kiedyś wykorzystać. Nie był jednak zły, a przynajmniej nie wydawał się zdenerwowany, że nie doceniłem jego „talentu”.
- Myślę, że same świeczki wystarczą. Już i tak jest mi dobrze, więc nie musisz się starać. Wystarczy, że wiem jak cię to martwi. – wydawałem się recytować, co było powodem niedawno czytanego wierszyka. Ścisnąłem mocniej dłoń Syriusza pod stolikiem i czułem się zdecydowanie lepiej, niż wcześniej. Wątpiłem, że świece i „zaklęcie” mają jakąkolwiek moc, ale pozwoliły mi spojrzeć na wszystko inaczej. Miałem wrażenie, iż zdołam spokojnie wrócić do normalnego stanu ducha, kiedy to przez najbliższe dni będę ogrzewał się dodatkowo przy płomyczkach. Mimo że Pokój Wspólny był jasno oświetlony świeczki wydawały się dodawać mu więcej uroku. Nie zwracaliśmy wszak uwagi na innych, którzy mogli wziąć nas za lekko chorych, skoro bawimy się w coś podobnego, jednakże niewiele miałem wspólnego z gorszymi jeszcze dziwactwami, więc ten jeden raz mogli mi zaufać.
- Przy okazji, Remusie. Jutro idziemy do Hogsmeade i twoim obowiązkiem jest nam towarzyszyć. Kupię więcej świeczek, może jeszcze coś miłego, by nadal poddawać cię mojej terapii. – zaczął dzielnie Black, który widział w tym wszystkim najwyraźniej jakieś plusy dla siebie. Zgodziłem się jednak skinieniem głowy, bez czekania na jakiekolwiek wytłumaczenia. Cokolwiek miało się dziać, to było to opłacalne także dla mnie, gdyż mając do dyspozycji Blacka mogłem życzyć sobie wszystkiego, co tylko mogłoby sprawić mi przyjemność. Postanowiłem jednak skupić się czystko na spacerze i odwiedzeniu Miodowego Królestwa. Myśl o masie łakoci, jakie tam posiadano przepełniała mnie uczuciem głodu i chęcią sięgnięcia po czekoladę. Gdybym kiedyś miał pisać poradnik dla wilkołaka na pewno uwzględniłbym w nim, że słodkie rzeczy najlepiej działają na nieokiełznaną naturę i uzależniają, co wydawało się częściowo najgorsze. Nie chciałem stać się podobnym do Slughorna i to tylko ze względu na swoją słabość do łakoci.
- Nie wolno wam tylko nic przeskrobać. – upomniałem przyjaciół w obawie przed błędami, jakie byli dolni popełniać wielokrotnie w każdej dogodnej do tego chwili. – James już ukradł Pelerynę Niewidkę, więc nie trzeba nam zwracać na siebie uwagi. Jeśli ktoś wpadł na pomysł, że to nasza zasługa, że zginęła, wtedy możemy niepotrzebnie zwrócić na siebie uwagę.
- Mówiłem, że ją odzyskałem, a nie ukradłem. – prychnął Potter. – A to wielka różnica. Poza tym nikt poza wami nie ma o tym pojęcia. Jesteśmy bezpieczni i możemy bez obaw zwiedzać Hogsmeade, a przede wszystkim miejsca, które interesują mnie. – wyszczerzył się, aż okulary podniosły się na jego policzkach.
Obok nas przeszła Zardi. Uśmiechnęła się do mnie wymownie, po czym prychnęła i wyszła przez dziurę za portretem. Bezsprzecznie odgrywała jakąś kolejną ze swoich ról, które nigdy nie trafiały się mi, jakby nie chciała zawracać mi niepotrzebnie głowy innymi i sobą. Nie wątpiłem, że udało jej się dowiedzieć czegokolwiek na temat Evans i jej niechęci do mnie, jednakże dziewczyna nic mi nie mówiła, a więc nie miałem całkowitej pewności, co do jej odkryć. Zamiast tego pozwalałem by brała na siebie całą brudna robotę, co wydawało się jej sprawiać przyjemność. Postanowiłem zmienić tok mojego myślenia.
- Dlaczego siedzimy jednak tutaj, a nie w sypialni? – zadałem pierwsze lepsze pytanie, jakie narzuciło mi się samo. Było w nim coś z prawdziwego pytania, na które Syriusz znał odpowiedź.
- Ponieważ tutaj jest stolik i dobre oświetlenie. Z resztą już ja zadbam, byś był zadowolony nawet w pokoju. Mam świetny pomysł, ale nie zdradzę ci go teraz. Musisz poczekać aż nadejdzie czas.
- Czyli do jutra. – pozwoliłem sobie zauważyć, zaś on wyszczerzył się zmieszany, najprawdopodobniej zapominając, jaki dziś dzień tygodnia. Rozbawił mnie tym, jako że taka nieuwaga wywoływała u mnie ogólną wesołość.
- Jutro, tak – mruknął rumieniąc się bardzo subtelnie na policzkach. – Ale do tego czasu musisz naładować się pozytywna energią, a nic tak nie działa na człowieka, jak odrobina czułości, światła i mojego uśmiechu. – schlebiał sobie niewinnie. Mógłbym się z nim kłócić, gdybym uznał to za stosowne, jednak nie mylił się znacznie. Syriusz działał na mnie zarówno w sposób pozytywny, jak i negatywny. Byłem ciekaw, co takiego znajdziemy w Hogsmeade, co jego zdaniem tym bardziej pozwoli mi na odnalezienie dobrego humoru. Może wcale nie mówił poważnie tylko chciał mnie pocieszyć? A może wręcz przeciwnie, i jest coś, co mogło mnie przywrócić do świata? Nie mogłem się doczekać.

5 komentarzy:

  1. Nie mogę doczekać się tej niespodzianki!! ^^Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No jak mogłaś mi to zrobić - ja tu wyjeżdżam na tydzień a ty mi tu takie zakończenie robisz?! Nieładnie, nieładnie... teraz będę umierać z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Same niespodzianki - jedna w pokoju wspólnym, druga na wycieczce, a trzecia w sypialni... Co do drugiej, to byc może będą to słodycze, a trzecia kojarzy mi się w przyjemnościami, jakie przez Evans zostały częściowo przyćmione w czasie chodzenia po korytarzach - o McGonagall raczej nie muszą się martwić xD Ciekawe, co9 jeszcze wymyśli Syri ;>Depresja - ulubiony stan człowieka w czasie jesieni. A wystarczy, że pojawi się za oknem śnieg, przyświeci słońce, a ja mam przed sobą rozdział o Remim i od razu czuję się wesoła i radosna ;3 Ten blog zawsze kojarzy mi się z zimą ;3 Taką magiczną ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. ~NiewinnaZabawka29 listopada 2010 13:27

    Interesujące..

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, tak słodko dbają o samopoczucie Remusa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń