niedziela, 10 lipca 2011

Problemy Rudolfa

4 grudnia
Śnieg spadł zaledwie wczoraj, jednak nie wątpiłem, iż jego gruba warstwa sięgałaby mi kolan. Ogólna biel sprawiała, że wiele osób nie myślało bynajmniej o nauce, ale planowało spędzenie czasu wolnego na błoniach oddając się zimowym szaleństwom. Nie podzielałem ich entuzjazmu, jako że stroniłem od chłodu najlepiej jak się dało, a było to trudne, w dzień taki jak dziś, kiedy to czekałem z przyjaciółmi przed wyjściem z zamku na Sprout, która miała zabrać nas na zajęcia do odpowiedniej cieplarni. Gdybym mógł na pewno starałbym się jakoś wymigać od tych zajęć, jednakże późniejsze nadrabianie zaległości wcale nie podniosłoby mnie na duchu zimowy wieczór, kiedy inni relaksowaliby się przed kominkiem. Z tego właśnie powodu starałem się dzielnie znosić wszystkie przeciwności losu. Opatuliłem się dokładnie szalikiem, naciągnąłem na uszy czapkę, dopiąłem nawet ostatni guzik kurtki i byłem gotowy w każdej chwili stawić czoła przeciwnością losu. Miałem tylko nadzieję, iż śnieg nie zacznie prószyć akurat w chwili, gdy ja będę maszerował wydeptaną przez innych ścieżką.
- Wyglądasz jakbyś miał się rozpłakać, Remusie. – Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jego płaszcz był rozpięty, czapkę trzymał w ręce, a szalik przewiesił przez ramię. On nie bał się zimna i wydawał się mieć wmontowany w brzuch piecyk, który ogrzewał zarówno właściciela, jak i każdego, kto się do niego zbliżał. Niestety nie mogłem się do niego tulić, ponieważ niewątpliwie wyglądałoby to dziwnie, a moja teoria pieca nie przekonałaby innych.
Planowałem odpowiedzieć na zaczepkę Syriusza, kiedy przeszkodził mi ciężki, ciemny kształt, który wpadł między mnie, a Blacka.
- Zachowujcie się normalnie. Gadać, gadać! – syknął intruz, a jego ręka przesunęła się przed moimi oczyma sięgając do Shevy. Zaskoczony potrzebowałem chwili, by zebrać myśli. Unosząc wzrok dostrzegłem wyraźne rysy twarzy, szeroką zarośniętą szczękę, dłuższe włosy. Nagle intruz skurczył się i był niewiele wyższy ode mnie. Porwał szalik Andrew owijając się nim dokładnie.
- Rudolf? – Syriusz nie mniej zaskoczony niż ja patrzył na chłopaka, który wpatrywał się uparcie przed siebie.
- Patric, u licha! Mów mi Patric. Idzie? – skierował pytanie do Shevy, który znajdował się naprzeciwko niego.
- Kto ma iść? – jasnowłosy zawahał się. – Dobra, nie odpowiadaj, znam odpowiedź. Tak, idzie i chyba cię rozpoznała, bo patrzy w tę stronę.
- Szlag! – Rudolf spojrzał na mnie przelotnie i kładąc dłoń na mojej głowie zdjął moją czapkę. Założył ją na siebie i przyjacielskim gestem zmierzwił mi włosy, chociaż jego twarz wyrażała obrzydzenie. Nie silił się przy tym na delikatność, przez co ostatecznie odwrócił moją głowę w bok. Dopiero teraz wiedziałem, o co chodzi. O pięć metrów od nas stała Bellatrix. Wysoka, dumna i naprawdę piękna. Jej czarne włosy spływały na plecy, wielkie oczy lustrowały plecy Rudolfa, a wymalowane na czerwono usta wyrażały niezadowolenie.
Rud objął Syriusza za szyję po przyjacielsku i zaczął kiwać się wraz z Blackiem na boki. To wydawało się zmylić Ślizgonkę, która zaczęła rozglądać się na boki podejmując tym samym dalsze poszukiwania. Po chwili zaczęła się oddalać nadal czujna.
- Odchodzi. – skomentował Sheva bez większego entuzjazmu i wyciągnął rękę po swój szalik. Lestrange obejrzał się za siebie i czekał dalej. Dopiero, kiedy miał pewność, że dziewczyna całkowicie zniknęła i nie będzie w stanie go dostrzec pozwolił sobie na zdjęcie z siebie naszych części garderoby.
- Byłem przekonany, że wasi rodzice już planuję wasz ślub. – Syriusz nie omieszkał zawrzeć w tych słowach nuty ironii. Jego były kolega rzucił na niego okiem od niechcenia. Wcześniejsza obawa rozpłynęła się i twarz Ślizgona przybrała ostry wyraz.
- PO szkole! – zaznaczył sycząc na Blacka. – PO, a więc teraz mogę sobie używać, jasne? A jeśli któryś z was się wygada, co dzisiaj widział rozpruję was i będę wyciągał kosteczkę po kosteczce póki nie pozbędę się każdej, jaką w sobie macie, jasne? – jego ciemne oczy nie śmiały się, chociaż usta zdobił lekko uśmiech. To sprawiło, że chłopak wyglądał bardzo groźnie i nie wątpiłem, że byłby w stanie spełnić swoją groźbę. Rudolf zmienił się od czasu, kiedy po raz ostatni rozmawiał z Syriuszem. Wtedy był tylko nastolatkiem, który lubił mieć władzę nad słabszymi, teraz sam nie wiedziałem, jak powinienem określić uczucia, jakie niosła ze sobą jego obecność.
- Nie widzieliście mnie tutaj. W ogóle mnie nie widzieliście. – rzucił rozkazującym tonem chłopak i obrzucił nas wszystkich niechętnym spojrzeniem. Tylko Syriuszowi oszczędził tego pełnego pogardy wzroku i oddalił się najszybciej jak tylko było to możliwe. Musiałem przyznać, że jego towarzystwo zagęszczało atmosferę i dopiero teraz, gdy Rudolf zostawił nas samych zrozumiałem, jak ciężko było mi przy nim oddychać.
- Nam grozi a przed babami ucieka. – James prychnął dopiero teraz odzyskując głos. On zapewne także wyczuł zmianę, jaka zaszła w Ślizgonie i z tego właśnie powodu nie wdawał się z nim wcześniej w rozmowy. Syriusz z westchnieniem pokręcił głową.
- To nie do końca tak. Siostry Black, moje kuzynki, to coś więcej. – podjął temat, jakby chciał bronić byłego znajomego. – Jedna do przesady słodka, zaś druga pragnie dominacji, posłuszeństwa i siły. Rud trafił najgorzej i bardzo mu współczuję. Bella jest okropna nawet, jeśli darzy kogoś uczuciem. Będzie musiał ją zdominować, ale wtedy będzie jak pies przywiązany do budy. Musi jej unikać, jeśli chce zażyć jeszcze wolności. Z Narcyzą jest inaczej. Ona lepi się do Lucjusza i wierzy we wszystko, co on jej powie. Ufa mu i dlatego daje mu wolną rękę. Chyba nie myślisz, że Bella byłaby skłonna robić coś podobnego, gdyby Rudolf zdeklarował się, że z nią będzie? Najbardziej neutralna jest Andromeda, chociaż jest tak zajęta swoim chłopakiem, że nie utrzymuje kontaktu z nikim z rodziny. Nawet ja widuję ją tylko podczas posiłków. Pierwsza czarna owca w rodzinie w moim pokoleniu.
Peter prychnął głośno i z dumną miną oświadczył:
- Narcyza jest od niej o wiele ładniejsza i o wiele inteligentniejsza.
- Nie wiem, o co ci chodzi, Pet, ale ciebie zazwyczaj ciężko zrozumieć. – Syriusz machnął lekceważąco ręką. – Sprout idzie panowie, zbieramy się. – zaczął zapinać swój płaszcz. Jeszcze zanim naciągnąłem czapkę pochylił się do mojego ucha i szepnął na nie cicho: - Podejrzewam, że nie będę pierwszym Blackiem, który zaraz po szkole, jako pełnoletni czarodziej zamieszka z kochankiem. – zarumieniłem się, więc szybko zasłoniłem twarz czapką, by nie widzieli tego inni w mojej grupie.
- Potter. – zupełnie niespodziewanie, jakby spod ziemi pojawiła się Evans. Nawet nie wiedziałem, kiedy do nas podeszła, ale wyraźnie ignorowała wszystkich poza Jamesem. – Słyszałam, że zbierasz ludzi do przedstawienia dla Ministerstwa. Chcę być Alicją. – nie owijała w bawełnę i miałem wrażenie, że o planach okularnika dowiedziała się od któregoś z nauczycieli. Świadczyło o tym zdecydowanie w jej głosie.
J. poprawił swoją kurtkę, okulary, a następnie odchrząknął głośno.
- Z tym może być problem. – wyznał bez większego zainteresowania dziewczyną. – Ja już mam Alicję. Dzisiaj rano prosiłem Agnes i zgodziła się, więc możesz być, co najwyżej Królową Kart. Z resztą będziesz pasować. – dziewczyna mierzyła go chłodnym spojrzeniem, jednak ten wydawał się nie zrażony. – Albo chcesz, albo nie. Mam masę chętnych, każdy chce popisać się przed ludźmi z ministerstwa. – blefował, jednak o dziwo szło mu naprawdę dobrze. Evans zastanawiała się intensywnie i wydawało mi się, że widzę jak jej mózg pracuje przetwarzając szybko informacje, jakby był skonstruowany niczym zegarek.
- Dobra! Niech będzie Królowa! – warknęła nie do końca zadowolona. Odwróciła się od okularnika, który niemal dostał w twarz jej długimi włosami i dumnym krokiem pomaszerowała do swoich koleżanek.
- Dziewczyny są nienormalne. – stwierdził nagle Potter, który najwyraźniej zapomniał, iż podkochiwał się w nauczycielce mugoloznawstwa.
- Niektóre są całkowicie normalne i nie różnią się specjalnie od nas. – Sheva wskazał palcem na Zardi, która „psioczyła” pod nosem nie mogąc zasunąć zamka kurtki. Aż poczerwieniała na twarzy ze złości i tupiąc dawała upust swojej irytacji, a gdy w końcu wygrała walkę z opornym przedmiotem uśmiechała się dumnie, jakby właśnie pokonała gołymi rękoma zionącego ogniem smoka.
- Ruszamy, proszę państwa. Mamy pięć minut na przejście do cieplarni, nie ociągać się! – Sprout otworzyła przed nami masywne drzwi zamku, a do środka wpadł chłodny podmuch wiatru niosący ze sobą liczne płatki śniegu. Zaczynała się zawierucha.


  

1 komentarz:

  1. Cóż za komiks xDHmm... Potter jedynie w obecności Evans wydaje się być... poważniejszy i jakby... waży słowa ;3 Aż mi się oczy zrobiły większe xD Rudi źle trafił, oj źle, a pamiętając, jak wkurzył się, gdy Gustav obraził Alena, którego z chęcią bym przygarnęła, stwierdzam, że dopadł go straszny pech... a ciekawe, czy Gustav jeszcze ma czelność i ochotę na powtórkę rozkwaszenia mu nosa przez Blooda. ;3

    OdpowiedzUsuń