środa, 10 sierpnia 2011

Pokój

Na zmianę z Shevą odprowadzaliśmy Syriusza do łazienki i „pomagaliśmy” mu w czasie, kiedy on starał się wyrzucić swoje wnętrzności do muszli, gdyż w jego żołądku na pewno nie zostało już nic po szarlotce, którą w siebie wcisnął. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo chłopak nienawidzi słodyczy. W każdym innym wypadku zaproponowałbym „choremu” czekoladę i byłbym pewny, iż to pomoże w zwalczeniu mdłości. Niestety Black był przypadkiem beznadziejnym. Nie musiałem być lekarzem by wiedzieć, co mu dolega. Samo wspomnienie słodkiego ciastka, jego smaku, zapachu i wyglądu sprawiało, że nie potrafił zapanować nad odruchami wymiotnymi i kończył w łazience wypluwając żółć, która jako jedyna pozostała w zmaltretowanym organie.
- Jesteście siebie warci. – Sheva właśnie wracał trzymając pod ramię Syriusza, a to oznaczało, iż następnym razem przyjdzie kolei na mnie. Usiadłem, więc na skraju łóżka Blacka, zaś Andrew usadowił się na miejscu Pottera. – Jeden się truje, a niedługo później drugi faszeruje jabłkami na słodko.
Ciałem Syriusza targnął dreszcz. Spojrzał z żalem na zielonookiego, który od razu przeprosił za swoje nazbyt wymowne w tej chwili słowa.
- Remusie, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale teraz będziesz musiał ograniczyć swoje... jedzenie... do chwil, kiedy on nie patrzy i nie wie. – chłopak kontynuował po chwilowej przerwie. Tym razem to ja spojrzałem na niego żałośnie. Miał rację, po czymś takim Syri nie spojrzy nawet na moje łakocie by jego żołądek nie rozpoczynał szaleńczego tańca.
James wpadł jak burza przez drzwi, a za nim ciągnął się obładowany Peter.
- Załatwiłam! Mamy trzy paczki chrupek i dwie paluszków. Nic więcej nie udało nam się zdobyć. Zardi dała, co miała z największą chęcią, bo jest na diecie.
- Wielkie umysły myślą podobnie. – skomentował Sheva spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Wypraszam sobie, ja się nie odchudzam, ja ćwiczę dla zdrowia! – prychnąłem głaszcząc Blacka po głowie. Andrew zbył mnie machnięciem ręki.
- Lily obiecała, że jeśli będzie miała coś słonego to od razu nas poinformuje. – te słowa okularnika przyciągnęły nawet uwagę „umierającego”.
- Lily? – zapytał słabym głosem. – Dawaj te chrupki, nie widzisz, że jestem jedną nogą na tamtym świecie?! – warknął, a spora paczka uderzyła go prosto w twarz. J. czasami trafiał w sam środek tarczy. Nie mając siły by walczyć z taką zniewagą kruczowłosy rzucił się na słone chrupki kukurydziane, którymi planował oszukać żołądek. Peter położył przy nim resztę zdobyczy, które uprosili od Gryfonów. – Od kiedy jesteś z nią po imieniu? – już trzy kęsy sprawiły, że chłopak był silniejszy i bardziej pewny siebie. Albo słony smak działał cuda, albo temat, którego się uczepił odsunął od niego wspomnienia szarlotki.
- Od kiedy dała mi w twarz. – James odpowiedział bez skrępowania za to wzbudzając ogólne zainteresowanie. Historia, o której nic nie wiedzieliśmy, a więc ukrywane przez okularnika tajemnice. Teraz nie mógłby się wykręcić i musiał wyjawić nam wszystko. Nie wydawał się tym wcale przejęty. Wręcz przeciwnie rozsiadł się na swoim łóżku i odpowiedział na nasze pytające spojrzenia wzruszając ramionami. – Okazało się, że kiedy ja zapomniałem o tym przedstawieniu to ona już od dawna się tym zajmowała. Dostałem pierwszy raz właśnie wtedy, kiedy sobie przypomniałem. – wyszczerzył się. – A drugi, kiedy jej powiedziałem, że Wavele jednak żartował i nikt do nas nie przyjedzie, a więc jej starania poszły na marne. Nie wiem, dlaczego to mnie się oberwało skoro to nie ja wymyśliłem to kłamstwo tylko Wavele. Od tej pory postanowiłem mówić jej po imieniu. Dostojniej brzmi ‘Lily dała mi w twarz’ niż ‘Evans dała mi po gębie’.
- Przyznam się szczerze, że ja nie widzę żadnej różnicy. – mruknąłem pod nosem podnosząc chrupka, który wypadł Syriuszowi z opakowania na podłogę. Przez chwilę czułem się tak jakbym miał do czynienia z dzieckiem, którym przecież już nie był. Przez krótką chwilę panowała cisza, jakbyśmy wszyscy zastanawiali się, jaki temat podjąć następnie. Nie musieliśmy w prawdzie rozmawiać, jednak miarowy odgłos chrupania Syriusza był naprawdę denerwujący. Mogliśmy rozmawiać o czymkolwiek, byleby zagłuszyć ciągłe ‘chrup chrup i mlask’. A jednak żaden temat nie chciał się znaleźć. Z tego właśnie powodu nagła kompletna cisza zwróciła naszą uwagę. Syri przestał pożerać chrupki, czym zwrócił na siebie naszą szczególną uwagę.
Spojrzałem na kruczowłosego, który wpatrywał się wyraźnie zainteresowany w ścianę koło drzwi łazienki.
- Wcześniej w ogóle tego nie zauważyłem, ale teraz... mam wrażenie, że tam coś się nie zgadza. – „chory” nagle wrócił do zdrowia. Wstał o własnych siłach z opakowaniem chrupek w ręce i podszedł do ściany ignorując nasze zdziwione spojrzenia. Przez chwilę obawiałem się, że szarlotka miała dodatkowe skutki uboczne, lub wymioty uszkodziły chwilowo zdolność racjonalnego myślenia chłopaka, jednak wymieniłem tylko spojrzenia z przyjaciółmi i patrzyliśmy, co takiego nagle przyszło do głowy Blacka.
- Nie widzicie tego? – odwrócił się do nas, wepchnął do ust trzy chrupki jednocześnie i mruknął coś z pełnymi ustami. Palcem wyrysował jakiś kształt na tapecie, po czym odwrócił się ponownie, przełknął i mlaskając niesamowicie wyjaśnił. – Tutaj jest jaśniejszy ślad. Odznacza się od całości, taki duży kwadrat. Teraz, kiedy o tym wspomniał musiałem przyznać mu rację. Coś było w tamtym miejscu innego, ale przecież nigdy wcześniej tego nie widziałem, byłem niemalże pewny, iż wcale tego nie było, jakby zostało wymalowane przed chwilą, gdy my byliśmy zajęci wymiotującym Syriuszem.
- To wygląda jak drzwi... – James zbliżył się i zaczął sprawnie obmacywać ścianę, jakby od wieków zajmował się podobnymi sprawami. – To jest tajemne przejście! Jestem pewny! Pomóżcie mi, trzeba przepchnąć drzwi! – zakomenderował. Na szczęście miejsca do pchania było niewiele, więc Syri podał mi swój, jak sądziłem, podwieczorek i przepchał Pottera na bok by mogli zająć się wspólnie otwieraniem drzwi przejścia. Podejrzewałem, że od całych wieków nie było używane, skoro zajmując ten pokój przez niemal cztery lata nie dostrzegliśmy nic nadzwyczajnego.
Wśród głośnych stęknięć, jęknięć i cichych przekleństw czekaliśmy dobre pięć minut zanim chłopcy dali za wygraną.
- Tutaj musi być jakiś mechanizm zwalniający! – James nakręcił się i mogliśmy być pewni, że nie spocznie póki nie odkryje tajemnicy, jaką kryła ta część ściany.
- Może trzeba znać zaklęcie, może jesteście za słabi by odwalić ten kawał muru. Może, może, może. – Sheva przyjrzał się dokładniej z bliska. – A może to wcale nie jest przejście. Przecież nikt nam nie potwierdzi, że to nie jest odcisk po jakiejś szafce, albo kufrach, sam nie wiem. Mimo wszystko zakładać, że to tajemne przejście... – podzielałem jego sceptycyzm. Nie można tego jednak powiedzieć o Peterze, któremu nagle oczy rozbłysły szaleńczą radością.
- Może to przejście do dormitorium Slytherinu! – wstąpiły w niego nowe siły i rozanielony podbiegł do chłopaków, który zmęczeni opierali się o ścianę, jakby ich plecy mogły zdziałać więcej niż ręce. – Pomogę wam! – klasnął w dłonie i rozcierał je, jakby miał zaraz zabrać się do jedzenia dobrze wypieczonego kurczaka.
- Syriuszu, twoje chrupki. – pomachałem opakowaniem, które nadal znajdowało się w moich rękach. To przypomniało chłopakowi, iż jeszcze niedawno umierał, a jednak postanowił to zignorować. Wziął ode mnie chrupki i rozpoczął na nowo jedzenie. Zamyślił się, więc bez większych problemów zdołałem go położyć na jego łóżku i zaproponowałem Jamesowi i Peterowi by zaczęli opukiwać dokładnie wszystkie ściany pokoju, by sprawdzić, czy dźwięk, jaki wydają jest inny w jakimkolwiek miejscu, a już z całą pewnością w tym jednym, które sobie upatrzyli. To miało ich zająć na chwilę, a w najlepszym wypadku zniszczyłoby marzenia chłopaków o nowym odkryciu. Nie czułbym się bezpieczny śpiąc w pokoju, do którego prowadziłoby jakiekolwiek tajne przejście.
- Jeśli coś znajdziecie, dajcie znać. – rzuciłem by poczuć się lepiej i wcisnąłem się na łóżko koło Syriusza. Zacząłem karmić go chrupkami, głaskałem i starałem się nie myśleć o żadnych tajnych przejściach, które mogłyby doprowadzić kogokolwiek do naszego pokoju w środku nocy. Może byłem wilkołakiem, ale i ja czasami czegoś się obawiałem.

2 komentarze:

  1. Onet daje w kość, prawda?Przejście? Hmm... przez cztery lata nie było zauważone, a teraz Syriusz zdołał je dostrzec... No, jeszcze się zobaczy,czy to faktycznie przejście, niemniej czujący się lepiej Black jest wystarczającym szczęściem, za które pragnę temu "przejściu" podziękować xD Ja też chcę być pogłaskana przez Remiego xD"Załawiłam! Mamy trzy paczki chrupek i dwie paluszków" - Załatwiłem. Inny rodzaj xDSheva ze swoimi "wielkie umysły myślą podobnie" rozłożył mnie na czynniki pierwsze xD Kochany, dobry Andrew... zawsze potrafi powiedzieć coś takiego, że człowiek czuje się tak radośnie, jakby zjadł czekoladę ;3" J. czasami trafiał w sam środek tarczy" - czego do quidditch nauczy.. James jest ścigającym, prawda? Ostatnio rozwiązywałam tekst.. i wyszło mi, że byłabym doskonałym ścigającym xDDhttp://www.quidditchtest.glt.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja Remusa rozumiem. Śpisz sobie w nocy normalnie, jak gdyby nigdy nic, a tu nagle jakiś zboczeniec wskakuje ci do łóżka i cię gwałci. Ale nie mówię oczywiście o Syriuszu, bo on to niech se Remiego gwałci. Chociaż między nimi nie ma w ogóle seksu, ani nic, szkoda. Biedny Syriusz, niedopieszczony... Ale James i Peter się podjarali. Normalnie orgazmu zaraz dostaną. XD Nie no, dla Jama to zawsze musi byc tajne przejście, albo coś. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń