piątek, 12 sierpnia 2011

Mordercy

ONET POWRÓCIŁ I MAM NADZIEJĘ, ŻE JUŻ TAK ZOSTANIE...


KIRHAN RUSZYŁA TYŁEK I ZACZĘŁA PISAĆ FANFICTION Z SUPERNATURAL. JEŚLI INTERESUJE WAS WINCEST, ZAPRASZAM:


http://hana-no-blood.blog.onet.pl


22 grudnia
Mogłem odetchnąć spokojnie. Moi szaleni przyjaciele sprawdzili każdy zakamarek pokoju stwierdzając z niejakim żalem, że jest całkowicie wolny od tajemnych przejść. Uderzali w ściany, czym tylko mogli, a odgłos zawsze był ten sam. Żadnego pustego dudnienia, poruszonych cegieł. Jeszcze z samego rana sprawdzali wszystko dokładnie z tym samym skutkiem. Nic podejrzanego nie znaleźli.
- Na brodę Merlina, zapomniałem o tym na śmierć! – po przydługim wstępie James przeszedł do konkretów. – Miałem wam powiedzieć coś ważnego! Nie, nie zapomniałem, co! – zastrzegł widząc uśmiech na twarzy Shevy. – Wiem, kto jest mordercą!
- Hę? – nie byłem jedynym, który wydał z siebie ten jakże wymowny odgłos.
- Kto chce zabić! – z opłakanym skutkiem starał się nas naprowadzić okularnik. – Voodoo, chłopaki. Voodoo!
- Przecież nikt nikogo nie planował zabijać. – Andrew podszedł do Jamesa i pogłaskał go po głowie, jak głupie dziecko. – Gorzej się czujesz, co?
- Dobra, niech będzie! Więc torturować! Wychodzi na to samo! Zatorturują kogoś na śmierć! Wczoraj w Hogsmeade trafiłem na ślad.
- Przecież nie było cię w Hogsmeade... – Syriusz spoglądał czujnie na chłopaka, jakby oczekiwał, że zaraz mu odbije i będziemy zmuszeni go obezwładnić, wezwać Pomfrey i zamknąć przyjaciela w Świętym Mungu.
- To, że mnie nie widzieliście nie znaczy, że mnie tam nie było. – uśmiechnął się wywijając nad głową swoją Peleryną Niewidką. – W ten oto sposób, niezauważony przez nikogo mogłem zaczaić się w odpowiednim miejscu i trafić na tych, którzy kupowali to, co jest niezbędne w voodoo. Czasami kocham książki. – wyszczerzył się do mnie, jakbym to ja powiedział mu, co ma robić i gdzie szukać. – Tak dotarłem do winowajców. To nasi dwaj znajomi, prymusi z astronomii. Są z różnych domów, więc nie będą robić laleczek w zaciszu pokoju. Jestem pewny, że będą chcieli się spotkać i zrobić to razem. I tutaj zaczyna się nasz udział. – rozłożył ramiona uśmiechając się konspiracyjnie. Był zauważalnie dumny z siebie. Nie mogłem mu się dziwić. Była to chyba pierwsza sprawa, jaką rozwiązał, czy przynajmniej ruszył do przodu. Mało tego bez niczyjej pomocy.
- Dobra, udało ci się, przyznaję. Ale co dalej? – zielone oczy Andrew lśniły uciechą. Widać jego zdaniem gra była warta świeczki.
- Cóż... Wystarczy śledzić jednego, by dotrzeć do drugiego. Jeśli weźmiemy na celownik tego wysokiego czarnego Krukona dotrzemy do blondyna. Czarny jest mózgiem całej operacji. To on robił zakupy, a więc wiedział, czego im potrzeba. Mój analityczny umysł, zaszedł jeszcze dalej. Kiedykolwiek będą się w to bawić zrobią to po obiedzie. Wtedy będą mieli najwięcej wolnego czasu, który mogą poświęcić na wszystko. Większość osób wtedy śpi, uczy się, wychodzi na błonia. Znajdą, więc odpowiednie miejsce i tam się zaszyją. Będziemy odbywać warty dwójkami i zawsze po obiedzie.
- Zacznijmy od Remusa i Shevy. Ich analityczne umysły przydadzą nam się bardziej niż twój już nieźle wysłużony. – Syriusz uśmiechnął się do mnie i skinął głową pokazując, że wie, co mówi. Trochę mnie to zadziwiło, w szczególności po jego ostatnich dąsach, jednak najwyraźniej wszystko wróciło do normy i był gotowy zapomnieć o urazach.
- Chwila, chwila... Przecież my teraz jesteśmy po obiedzie... – nie odkryłem tym drogi morskiej do Indii, chociaż niewątpliwie uświadomiłem sobie całą prawdę o tym, czego się ode mnie oczekuje.
- Dokładnie, Remi. – J. rozłożył się zadowolony na łóżku z rękoma pod głową. Miał zamiar wypoczywać, lenić się, może nawet spać, podczas gdy ja miałem wraz z Shevą włóczyć się bezczynnie po korytarzu pod wierzą Ravenclawu.
- Nie ma, po co z nimi dyskutować, Remi. Zabieraj wałówkę i idziemy. To będzie długie popołudnie. – Sheva już zapakował do swojej torby wszystko, co tylko mogło mu się przydać i czekał na mnie pod drzwiami. Nie potrafiłem tak jak on odmówić sobie wszystkich przyjemności niedzieli tylko po to by uganiać się za czarownikami voodoo. Przecież równie dobrze to ja mogłem leżeć spokojnie na łóżeczku i liczyć barany, by zasnąć w błogim spokoju.
- Czy to naprawdę muszę być ja? – jęknąłem błagalnie. Nagle marzyłem o tym by się położyć, zamknąć oczy, przespać.
- Tak. To musisz być ty. – Syri podszedł do mnie i otworzył moją szafkę nie zaglądając jednak do środka. Wiedział, że jest wypełniona łakociami, których nie chciał oglądać na oczy. – Zapakuj wszystko, co musisz i idźcie. To jest okazja by wykryć coś większego. Jeśli mają kogoś torturować, to bez trudu znajdziemy z czasem kogoś poranionego, zmęczonego, może nawet niezdolnego do pracy. Z twoim słuchem i węchem możemy dowiedzieć się o wiele wcześniej, kto to taki, a weekendy dają największe możliwości. Jeśli nie zrobią tego dzisiaj zabawią się za tydzień. Musimy czuwać nad wszystkim. Poza tym wiesz, że jestem leniwy i nie chce mi się iść bardziej niż tobie. Następnym razem to ja pójdę z Shevą, ale dzisiaj idź ty, proszę. – jego błagalna mina, cielęce spojrzenie i błagalnie złożone ręce tym razem przekonały nawet mnie.
Spakowałem się, zabrałem pelerynę Pottera i zostawiłem chłopaków samych. Widać niedane mi było wypoczywać, a przecież powieki kleiły mi się do siebie i z trudem mogłem się koncentrować. Nie wyspałem się z powodu wczesnej pobudki, jaką zafundowali mi James i Syriusz, a teraz miałem pokutować.
- Nie martw się, zapakowałem koc. Przykryjemy się, zdrzemniemy, a ich możemy mieć w nosie. Jeśli ktoś będzie wychodził, dowiemy się tego.
- Cii... – przyłożyłem palec do ust i szybko nakryłem siebie i chłopaka Peleryną Niewidką. Złapałem go za rękę ściskając ja lekko, po czym obaj przywarliśmy do ściany. Nawet niewidoczni nie biliśmy przecież niematerialni jak duchy, żeby ktokolwiek mógł przejść obok nie wyczuwając, że się o niego ocieramy.
To był zadziwiający zbieg okoliczności. Wolnym krokiem korytarz przemierzał wysoki chłopak. Nie pamiętałem nawet, czy kiedyś dotarłem do jego imienia. Zupełnie nie sądziłem, że będzie mi ono potrzebne. Chłopak minął nas i musiałem przyznać, że wcale nie czułem się całkowicie pewnie owinięty peleryną, która przecież mogła w każdej chwili dać nam się we znaki i zaprzestać swojego cudownego działania.
Powoli i cicho ruszyliśmy za Krukonem. Nie miał przy sobie niczego, w czym mógłby ukryć części składowe laleczki voodoo, a jednak zaczął kręcić się niespokojnie im bardziej oddalał się od swojego Domu. Podążając za nim skręciliśmy za róg akurat, kiedy chłopak ukrywał się we wnęce po jakiejś starej zbroi, lub gobelinie. Cokolwiek to było musiało być ogromne, gdyż ciemnowłosy był w stanie cały ukryć się w cieniu ścian. Ostrożnie podeszliśmy bliżej. Mimo mroku panującego na tym korytarzu i w tej jednej wnęce byłem pewny, że znajdują się tam dwie osoby, a tą drugą zapewne był blondyn, z którym tak często widywaliśmy naszego pierwszego podejrzanego. Upewniłem się, co do tego słysząc ich głosy.
- Ja zajmę się laleczkami, a ty udoskonalisz zaklęcie kształtu. Im bardziej będą podobne tym lepiej. Byłoby doskonale gdyby przypominały jego miniaturkę. Żeby wszystko działało jak należy musimy się przyłożyć, jasne? – J. miał rację. Ciemnowłosy w tym wypadku był prowodyrem całego zamieszania.
- Zrobię, co mogę, ale nie oczekuj cudów. Nawet ja jestem tylko uczniem i przede mną wiele lat praktyki zanim będę mógł doścignąć Flitwicka.
- Więc przyznajesz, że jesteś cienias? – wysoki nastolatek wykorzystał okazję by zakpić ze starszego kolegi, który prychnął głośno. Odskoczyliśmy z Shevą w tył, kiedy nagle pojawił się przed nami.
- Jestem tylko realistą, a tobie przydałoby się leczenie. Twoje ego wpływa każdym otworem twojego ciała. Wolę, więc być cieniasem, niż na starość moczyć się samym sobą. – odciął się i wyszedł z sieni. – Dasz znać, kiedy skończysz, a do tego czasu trzymaj się ode mnie z daleka. Będę się z tym lepiej czuł, a ty może zapanujesz nad swoim niebezpiecznym dla otoczenia przyrostem pewności siebie.
Rozstali się bez pożegnania. Chyba nadal było im daleko do stosunków koleżeńskich. Zakrawali raczej na partnerów w zbrodni, po której planowali się rozstać i więcej nie widzieć na oczy.
- Remi. – usta Shevy znalazły się zaraz przy moim uchu. – Chyba zdążymy na sjestę przed podwieczorkiem. Wracajmy, nic tu po nas. I tak mieliśmy wielkie szczęście. – mówił cichutko, więc nie obawiałem się, że ktokolwiek mógłby go usłyszeć. Skinąłem mu głową.
- Masz rację. Oni i tak załatwili już swoje sprawy. Na kilka dni mamy spokój. – uspokojony, że nie prędko będę zmuszony ponownie czuwać nad spokojem szkoły wyobraziłem sobie swoje łóżko i rozkosz snu, którego planowałem zaznać przed opychaniem się słodyczami.

6 komentarzy:

  1. A spoko, też mam takie problemy. CHamskie to. Onet się buntuje no... Trudno się mówi, pewnie za kilka dni wróci do normy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie Onet w ogóle nie chce i nie mogę założyć bloga, a jak raz mi się udało, to nie mogłam nic edytować i wklejać notek. Nie uśmiechało mi się przepisywać 3 stron z Worda. Liczę jednak, że to się wszystko naprawi, i że szybciutko dostaniemy nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wal oneta z mordę i przenoś się na inny blog.

    OdpowiedzUsuń
  4. Remi pójdzie lulu... Jak fajnie. ^ ^ Ale niezł ta sprawa z voodoo. A James ma kompleksy, a konkretniej jeden - kompleks wyższości. ,,Mój wspaniały umysł...'' bla, bla... Nie no, bez przesady, Potter przystopuj. XD Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. O, jest! Świetnie!Ja tam Cię nie chcę pospieszać, ale może jakieś romantyczne wstawki SirixRemi wrzucisz? Jakoś mało ich :DMożesz również zignorować tę prośbę xDNotka świetna. Ciekawa jestem kogo chcą zavoodoować na świerć. Pewnie Jamesa, on się tak cholernie w oczy rzuca. Szalony rowerzysta w Hogwardzie xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, chłopaki mieli wielkie szczęście, że wyszli akurat o takiej, a nie innej porze, i że łepetynka Jamesa zadziałała szybko xD Oj taak. Syri jest troskliwy, a więc możliwość wylegiwania się i liczenia baranków przez Remiego może odbyć się na łóżku Blacka xDJa w onet bardzo zwątpiłam i powoli przenoszę się na blogspota. Z Onetem nigdy nie wiadomo, a psuje się coraz częściej.

    OdpowiedzUsuń