piątek, 29 czerwca 2012

Meeting

Nota na AI NO TENSHI

 

29 maja
Ziewnąłem przeciągle zasłaniając usta dłonią by nauczyciel historii magii nie widział, że to robię. Nie interesowałem się szczególnie tą dziedziną wiedzy, jednakże wychodząc z założenia, iż może być mi to kiedyś potrzebne zawsze usiłowałem zapamiętać jak najwięcej z nudnych zajęć. Dziś dodatkowo walczyłem z ogromną sennością spowodowaną złymi snami, które nękały mnie w nocy. Czy chodziło o Syriusza? Nie wiem, chociaż wątpiłem, by jego stan zdrowia miał na to jakikolwiek wpływ. Kruczowłosy na dniach miał opuścić Skrzydło Szpitalne i tylko czysta przezorność pani Pomfrey trzymała jego i Camusa w miejscu. W odwiedziny wpadaliśmy przynajmniej raz dziennie tłumacząc to „potrzebą przekazania notatek”, co było naturalnie wyłącznie wymówką pozwalającą nam na poplotkowanie, choć w większości obgadywaliśmy samych siebie i nauczycieli.
Tak oto wysnuliśmy daleko idące wnioski, co do miłości Slughorna, którą bez wątpienia była Sprout, Flitwick dostał kosza od McGonagall i teraz unikał jej, jak tylko mógł, ona nadal podkochiwała się w Camusie, licząc na to, iż nadal ma u niego szanse, nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami odchodzi z powodu kiepskiego stanu zdrowia by pracować w mugolskim zoo, Wavele wyznaje pogańskich bogów i zamienił pokój Seed w świątynie, gdzie składa ofiary ze zwierząt i kocha się z nią ku czci boga płodności. Krótko mówiąc, bez Syriusza zaczynaliśmy szaleć i interpretować świat na swoją modłę, by później móc mu opowiadać najciekawsze rzeczy.
Gdybym miał obarczyć kogoś lub coś winą za moje ciężkie psychicznie sny niewątpliwie musiałbym obwiniać głupie pomysły, w które przynajmniej częściowo wierzyliśmy. Bo czy było inne źródło nocnych majak, w których byłem częścią społeczności wilkołaków, która składała w ofierze magiczne dzieci by zapewnić sobie siłę i nieśmiertelność? Lub ucieczka przed potworem, który wychodzi zawsze nocami, więc ludzie są zmuszeni zamykając ogromną bramę przed zmrokiem i ukrywać się mając nadzieję, że paskudna, niebezpieczna istota nie przedostanie się przez wrota?
Rozsiadając się wygodnie w Skrzydle Szpitalnym, ja i James podjęliśmy próbę wyjaśnienia Syriuszowi wszystkiego, co się dzieje poza tym wielkim, białym pokojem, który dzielił na nauczycielem latania. Czy naprawdę przyświecał nam wtedy jakiś cel?
- Składa ofiary ze zwierząt? – Syri uniósł brew patrząc na nas z politowaniem. – Skąd wam to przyszło do głowy?
- Kręci się po Zakazanym Lesie. – to James wziął na siebie ciężar tłumaczenia. – Na pewno nie zbiera tam kwiatków dla swojej dziewczyny. Przecież go znasz! Widziałeś go z bliska, wiesz, jaki jest! To urodzony brutal! Jestem pewny, że szuka w lesie małych zwierzątek, a później je zarzyna wypruwając wszystkie flaki!
- Nie jest brutalny! Może czasami nieokrzesany, ale na pewno nie brutalny!
- Bronisz go! Ha!
Syriusz posłał mu kolejne wymowne spojrzenie.
- Nie sądzę żebyś nadal uganiał się za Seed, więc czemu tak naskakujesz na Wavele? Nic ci nie zrobił. Może czasami próbował upokorzyć, ale należało ci się. Zazdrościsz mu czegoś? Nie wpadnę na żaden inny pomysł...
- Tak. – James spojrzał bez strachu w oczy Blacka i zaczął wyliczać. – Ciała, talentu, łatwości w podrywie, dziewczyny...
- Oszczędź nam tego. – poprosiłem z westchnieniem i położyłem na szafce nocnej przy łóżku Syriusza książkę, którą mu przyniosłem, a o którą ostatnio prosił.
- Jesteś zazdrosny, a to wina twojego lenistwa. Gdybyś miał ochotę zmieniłbyś się i nie zadręczał myślami o Victorze.
- Dobra, poddaję się. – okularnik wydął wargę. – Może i jestem leniwy i dlatego go nie lubię, ale on jest tak samo winny. Gdyby się tak nie afiszował ze swoim związkiem z najlepszą laską w szkole, wtedy nikt by nie miał mu nic do zarzucenia! – nikt z nas nie chciał się kłócić z chłopakiem, który był uparty, jak osioł i wiedział swoje, nawet, jeśli się mylił.  – Czasami czuję, że zbyt szybko dorosłem. – zaczynała się część filozoficzno-psychologiczna wywodów Pottera. – W wieku jedenastu lat czułem seksualną frustrację zamiast oddać się w pełni quidditchowi.
- W wieku jedenastu lat w ramach podrywu wysmarowałem Remusa dżemem i zlizywałem go z niego łaskocząc. A Sheva podrywał go na teksty o księżniczkach, czy co on tam podobno mówił.
Brakowało nam tylko kogoś, kto powiedziałby „W wieku jedenastu lat zabiłem swojego pierwszego człowieka”.
- A właśnie. Zapomnielibyśmy. – uderzyłem się lekko w czoło.
- I założę się, że właśnie to jest najważniejsze, skoro zaczęliście od idiotycznych teorii. – Syri zignorował prychnięcie Jamesa, które kwitowało jego wypowiedź.
- W następnym roku zmieni nam się nauczyciel obrony przed czarną magią, Namida wprowadzi lektury obowiązkowe na swoje zajęcia, coś jeszcze było... – usilnie próbowałem sobie przypomnieć, jednak wyleciało mi z głowy, cokolwiek w niej wcześniej było, i nie prędko wróci, znając mnie.
- Sprout! – wystrzelił James. – Sprout chce żeby każdy z nas przez wakacje wyhodował jakąś roślinę, którą mamy jej pokazać w następnym roku. Zabroniła pokrzyw, trawy i dzikich kwiatów. To ma być coś, co naprawdę sami wyhodujemy, a nie przerzucimy z lasu lub łąki do doniczki. – tak, chociaż nie byłem pewny, czy to właśnie o tym zapomniałem, czy może o czymś jeszcze. – Jak myślicie, istnieje drzewo kutasikowe, które mógłbym wyhodować?
Nie chciałem wiedzieć skąd przyszło mu to do głowy bądź, kto mu naopowiadał o czymś podobnym. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby to gdzieś wyczytał nie myśląc wiele o prawdziwości wpisu. – Słyszałem też o roślinie, którą podlewa się moczem i kiedy wyrośnie wychodzi z niej jakaś nimfa, która jest ci bez reszty oddana.
- A ja słyszałem o pewnym naprawdę głupim okularniku, któremu dałoby się wmówić wszystko. – Syri kręcąc głową sięgnął po szklankę z sokiem i wypił kilka łyków, jakby chciał przeczyścić gardło, w którym mu zaschło. – Mało tego, jest dowodem na to, że trole korzystają z rowerów.
J. miał zamiar wyrazić swoje zdanie na temat tego drażliwego dla niego tematu, jako że porównywanie go do trola, zaś jego okularów do roweru było dla niego największą obelgą, gdy pani Pomfrey stanęła przy drzwiach wyjściowych podpierając się rękoma pod boki i tupała nogą wyczekująco. Był to bardzo wymowny znak, który krzyczał niemal „Wynocha! Godziny wizyt zakończone!”.
- Wracaj do nas szybko, bo bez ciebie nam wszystkim odwala. – uśmiechnąłem się do Syriusza i uścisnąłem jego dłoń. – Jutro przyjdę z Shevą. Przyniosę ci notatki z transmutacji.
- Jakie to romantyczne. – wyszczerzył się.
- Nie oczekuj romantyzmu, kiedy masz wkoło siebie innych ludzi.
- Czy panowie długo planują udawać, że mnie nie widzą? – kobieta podeszła bliżej. – Za trzy dni Syriusz wyjdzie i wtedy będziecie mogli rozmawiać do woli. Do tego czasu jest pod moją opieką i to ja decyduje jak długo trwają wizyty.
- I dlatego lepiej być kawalerem. Nikt nad tobą nie stoi i nie gdacze, że to źle, tamto jeszcze gorzej i nigdy nie jest idealnie.
- Czy jaśnie wielmożny pan Potter coś insynuuje? – jej wzrok mógłby zabijać i nawet bazyliszek nie miałby szans. Z kobietami w Hogwarcie nie warto było zaczynać. Wszystkie miały wyjątkowe charaktery i ostre pazury, a jedno kłapnięcie kłów zakończyłoby marny żywot mężczyzny, który próbuje im się postawić.
- Ja tylko stwierdzam fakt. Kobieta to... Już sobie idę! – nie dokończył, gdyż Pomfrey wyjęła ze swojego białego fartuszka pielęgniarki strzykawkę, która była bronią bardziej przerażającą niż różdżka, czy miecz. – Do widzenia, znikam.
- Czekaj, ja też idę! – raz jeszcze uścisnąłem dłoń Syriusza i wybiegłem z pokoju za Potterem mijając niebezpieczną szkolną pielęgniarkę.

2 komentarze:

  1. Kocham HP, a ten blog jest po prostu genialny. Na pewno będę wpadać tu częściej, a na razie zapraszam do mnie: http://ania-and-amanda.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo tak, Pomfrey to straszna kobieta, choć jako młoda osoba wyglądała... jeszcze bardziej przerażająco. Kurcze, młoda a już taka straszna. xDNiech Potter wyhoduje drzewko ze szkłami kontaktowymi, to wtedy pozbędzie się "rowerów". xD

    OdpowiedzUsuń