środa, 4 lipca 2012

Wszystko i nic

o.O Rzeczywiście, zapomniałam o tym całkowicie. 6 LAT BLOGA! Haha, zawdzięczam temu "dziecku" tak wiele, że sama nie wiem, jak powinnam odwdzięczyć się mojemu blogowi XD Był ze mną od samego początku mojej studenckiej kariery! I chociaż ma coraz mniej aktywnych czytelników, to jednak nadal pomaga mi żyć.

 

3 czerwca
- Popatrz na mnie. Idą wakacje, a ja zamieniam się w Petera. – uniosłem koszulkę pokazując brzuch Syriuszowi. Znowu zaczynała się moja faza dbania o siebie. Najpewniej była spowodowana wydarzeniami z poniedziałkowej zabawy. – Dlaczego nie może być taki jak twój, tylko taki... Taki zwiotczały?
- Nie jest zwiotczały tylko zwyczajny. – Syri przyjrzał się dokładnie i wbił w niego palec. – To zwyczajny brzuch. Gdybyś stawał na głowie starając się ćwiczyć, wtedy bardziej przypominałby mój. Ale przecież dawniej wcale ci nie przeszkadzał...
- Dawniej myślałem, że to jest umięśniony brzuch. – wydąłem usta niezadowolony z tego, że musiałem przyznać się do swojej poprzedniej głupoty. Kilka lat temu byłem święcie przekonany o tym, że Syriusz jest umięśniony, kiedy w rzeczywistości był przeciętny. Dopiero teraz widziałem różnicę. – Jeśli przejdę na dietę nie wytrzymam długo, jeśli zacznę ćwiczyć też wymięknę po góra dwóch tygodniach. Nie ma zaklęcia, albo eliksiru na lepsze ciało?
- Jest, ale nie chcesz go wypróbowywać. – Sheva wtrącił się do naszej rozmowy. – Zamieniasz się w kulturystę po jednej dawce, a wierz mi, nie o to ci chodzi.
- Ale ja nie mogę być taki nijaki! – upierałem się przy swoim. Nie podobało mi się moje ciało, ale nie miałem na tyle silnej woli by je zmienić. Oczywiście, przesadzałem porównując się do Petera, ale jednak...
- Mam podobny. Taki nijaki. – Sheva podwinął swoją koszulę.
- Ale twój jest mniejszy, a mój ma taką paskudną fałdę!
- Bo ja ćwiczę na swój zbereźny sposób. Ta twoja fałda też zniknie, kiedy zaczniesz TAK ćwiczyć. – jego wymowne spojrzenie zarumieniło moje policzki i zakończyło temat. Nie chciałem wiedzieć więcej o jego sposobach na „pozbywanie się fałdek na nijakim brzuchu”.
Syri pocierał palcami o brodę zamyślony. Mruczał coś niezrozumiałego pod nosem, jakby planował użyć zaklęcia, którego nie pamiętał zbyt dokładnie.
- Jeśli to wilkołak ćwiczyłby raz w miesiącu intensywnie, wtedy Remus nie musiałby tego robić, a i tak nie miałby problemów. – odezwał się nagle. – Gdyby cię zmusić do biegania, skakania i ogólnie zrzucania kilogramów, kiedy jesteś przemieniony, wtedy się tak nie męczysz, a może nawet szybciej widać efekty. Możemy spróbować w nowym roku.
- Nie stracę nic poza brzuchem, ewentualnie. – przyznałem rację Blackowi i skinąłem głową zgadzając się na jego propozycję. – Ale już przez wakacje muszę o siebie zadbać! Dużo owoców, dużo warzywnych sałatek, a mało czekolady!
Z jakiego powodu spojrzenia przyjaciół oddawały to, co sam myślałem. Nie było szans na realizację tego planu, wiedziałem. Już wielokrotnie starałem się zrezygnować z łakoci i w efekcie wracałem do nich objadając się bez opamiętania, co było jeszcze gorsze.
- Nie martw się, Remi. Miłość cię kiedyś odchudzi. – James, który zdawał się podsłuchiwać pod drzwiami wszedł do pokoju trzymając w rękach kilkanaście zwojów pergaminu, które planował wykorzystać na pisanie zaległych zadań. – Myślisz, że zakochani stosują diety? Nie! Posiłek musi być pełny i urozmaicony, żeby oddawał bogactwo uczuć. Słyszałeś kiedykolwiek o romantycznej kolacji przy sałacie i pomidorze? – rzucił zwoje na swoje łóżko i sięgnął po jeden wkładając go do torby. – Sami widzicie. Miłość sama odchudza zakochanych. A innym się tyje. – wskazał Petera, który uśmiechnął się wyrozumiale i wzruszył ramionami.
- Mój tata przed ślubem przytył pięć kilo, kiedy tylko mama zaczęła dla niego gotować, a i wcześniej jakoś tak mu wszystko rosło. Więcej do kochania, tak mówi tata.
- I ma rację! – okularnik przyklasnął temu stwierdzeniu. – Kiedy Lily będzie w ciąży też będę miał więcej do kochania.
Zignorowaliśmy jego stwierdzenie, jak i rozmarzony ton. On po prostu sam nie wiedział, co robi. Pakować się w łapy kogoś pokroju Evans z własnej woli? To dyby na całe życie, ale James od dawna wydawał się dążyć do samozniszczenia swoimi motywami postępowań, pomysłami i kiepskim nosem do miłości. Był skazany na straszy nos u boku wymagającej kobiety, która nie będzie się bała wycelować w niego różdżką.
- Kroczysz ku zagładzie. – Syriusz odważył się powiedzieć głośno to, co mi tylko chodziło po głowie. – Z resztą, wracając do ciebie, Remusie. Lubię cię takiego, jaki jesteś. Z tą fałdką, czy bez tej fałdki, to nie ważne.
- A! Skoro o fałdkach mowa... Zapraszam was do siebie na grilla w lipcu. Wszystkich! Dam wam znać sową, kiedy, gdzie i jak, ale na pewno chcę żebyście wpadli. To nawet nie jest prośba, ale rozkaz. – J. uśmiechnął się przyjaźnie, ale uśmiech spełzł mu z twarzy, kiedy zobaczył górę zadań domowych, które na niego czekały. Peter zrobił swoje, kiedy okularnik uganiał się za Evans, więc teraz musiał pokutować sam.
Pukanie do otwartych drzwi naszego pokoju wyrwało nas z niejakiego letargu. W progu stała Zardi i tupała wyczekująco nogą, jakbyśmy byli z nią umówieni i zapomnieli o spotkaniu. Odchrząknęła przeczyszczając gardło i spojrzała na nas w sposób, w jaki zazwyczaj robiła to Mcgonagall – znad okularów, których dziewczyna nie miała.
- Czy panowie o czymś nie zapomnieli? Za dziesięć minut w czwartek cieplarni Sprout rozdaje nasiona. Chyba, że wy macie już swoje?
- Cholera! – James zerwał się na równe nogi. – Rzeczywiście! Zapomniałem!
Nie tylko on. Miny całej naszej grupy zdradzały zaskoczenie i niejaki strach. Jeśli się spóźnimy będziemy zmuszeni sami znaleźć nasionko, które pozwoli nam na wyhodowanie magicznego drzewka dla nauczycielki zielarstwa.
Dobrze, że nie wymagało to pakowania, ani zabierania czegokolwiek, gdyż nigdy nie zdążylibyśmy na czas. Dziękując wylewnie dziewczynie, która przychodząc po nas sama naraziła się na problemy, pognaliśmy czym prędzej na sam dół zamku, a później na błonia. Czwarta cieplarnia była dosyć daleko, ale nie było już możliwości byśmy nie dotarli na czas.
Kiedy wpadliśmy do środka wszyscy uczniowie z naszego roczniku byli na miejscu. Ustawili się w kolejce po ziarenko, co dało nam dodatkowy czas. Nauczycielka, bowiem notowała skrzętnie każdy wydany „groszek”. Mieliśmy, więc czas by odsapnąć i nie dać po sobie poznać, że pojawiliśmy się w ostatniej chwili.
„Drzewo czekoladowe” pomyślałem nagle nie wiedząc, dlaczego „Chciałbym drzewko czekoladowe. Albo ciastkowe. Ciastka z galaretką!”  Wiedziałem oczywiście, że było to niemożliwe, gdyż wszystkie tego rodzaju drzewa były zbyt rzadkie, by rozdawać ich nasiona uczniom, który ledwie kończą czwarty rok nauki. Jakie więc dostanę?
Zardi, która stała o dwie osoby przede mną właśnie krzywiła się na swój wybór. Wyjęła z pudełeczka Czarną Jarzębinę, którą należało trzymać w chłodzie i podlewać atramentem rozcieńczonym w wodzie. Po niej losował James. Chłopak również nie miał szczęścia. Wierzba Bijąca nie należała do jego ulubionych drzew, chociaż wiedział, jak ją uspokoić dzięki odwiedzinom, jakie mi składał podczas pełni. Po nim był Peter. Blondynek zamieszał pestkami w pudełku, aż Sprout musiała go upomnieć, by ich nie niszczył.
- Pnącze Wisielca. – skrzywił się i otrzepał, jak pies z wody. Nie zazdrościłem mu. Sama nazwa odstraszała.
Nadeszła moja kolej. Bałem się, chociaż tak naprawdę nie miałem, czego. Rośliny nie były niebezpieczne w pierwszym stadium hodowli, a nasze miały mieć zaledwie centymetr, kiedy przyniesiemy je do szkoły po wakacjach i będziemy się nimi opiekować cały następny rok.
- Biedronka? – spojrzałem na nauczycielkę zdziwiony.
- Tak, tak. Bardzo ładnie, Remusie. To wspaniały krzew. – kobieta zanotowała nazwę przy moim nazwisku i uśmiechnęła się. Tylko, że ja pierwszy raz w życiu słyszałem o krzewie Biedronce! Jak miałem trzymać ziarno, gdzie zakopać, jak podlewać, czy w ogóle miałem robić coś podobnego? – Poradzisz sobie, Remusie. – pocieszyła mnie, chociaż kiepsko. Podejrzewałem, że nie prędko odpocznę po tym roku szkolnym, skoro już na wstępie musiałem zająć się nieznaną rośliną.
- Biały dąb. – Syriusz zamykał całą kolejkę i jak się okazało zdołał wylosować najłatwiejszą w opiece roślinę, która naprawdę nie potrzebowała wiele. Zazdrościłem mu spoglądając na swoje czerwone nasionko w czarne plamki.

5 komentarzy:

  1. O tak, ja Tobie i Twojemu blogowi też wiele zawdzięczam ;) I na pewno go Was nie opuszczę ;3Aż jestem ciekawa, jak wygląda hodowla tego krzewu. W ogóle... Sprout powinna chyba dawać jakieś broszurki z informacjami o tym, jak należy postępować z nasionkiem i... nie wiem, czemu, ale krzew od razu skojarzył mi się z młodym Fillipem, którego fascynowały piękne zwierzątka magiczne wykonane przez Marcela ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. kociak1@vip.onet.pl4 lipca 2012 16:26

    Hej ;) Zapraszam na mojego bloga ;) http://mojenienormalniezajebistezycie.blog.onet.pl Wpadnij ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. to już 6 lat bloga, a 4 lata minęły od kiedy zaczęłam go czytać. Aż sama sie sobie dziwie, ze tyle wytrwałam, chociaż z drugiej strony nie wyobrażam sobie by można było przestać czytać to Twoje dzieło. Jej, a ja pamiętam jeszcze jak czytałam pierwsze rozdziały i to zdziwienie jak się zorientowałam, że to będzie yaoi. Jakoś nie zwróciłam wcześniej uwagi na nazwę, tylko od razu zabrałam się do czytania. I w sumie dobrze, bo jakbym przed czytaniem zobaczyła, ze to yaoi pewnie bym zrezygnowała, ale jak już miałam przeczytane te kilka notek to nie mogłam się już oderwać. I nie mogę się oderwać tak już przez 4 lata. Kurcze, jak to długo już! No nic, życzę Ci kolejnych 6 lat pisania, a najlepiej nigdy nie przestawaj tego pisać, bo nie wyobrażam sobie że nagle w srody, piątki i niedziele miałabym tutaj już nie zaglądać. Sto lat, o! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie rodzice nakłaniają na prawdo jazdy już od 3 lat ==' Ale dzielnie walczę. xDO, zdecydowanie kwestia studiowania jest drażliwym tematem, ale czy się coś jeszcze o tym pojawi... może, ale raczej tak... wspominając... Zresztą - czasami sama nie wiem, co mam pisać. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem naprawdę pod wrażeniem tych 6 lat, które wytrwałaś przy tym blogu. Naprawdę. To niesamowite ;)No i mam, oczywiście, nadzieję, że nie skończysz tego pisać, bo... to byłoby takie dziwne. I napewno strasznie by mi go brakowało!Także życzę weny na kolejne 6 lat, a najlepiej jeszcze dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń