niedziela, 23 listopada 2014

Zła muszla

5 sierpnia
- Jak można rozwalić nogę na muszli? - prychnąłem patrząc na zwijającego się na łóżku Jamesa, któremu poznana zaledwie wczoraj pielęgniarka bandażowała nogę. Cóż, mieliśmy szczęście, że Wavele wpadł jej w oko i uznał za stosowne podtrzymanie tej znajomości na czas naszego pobytu nad morzem. Spodziewał się raczej kolejnego dnia kaca kochanka, nie zaś wypadku ucznia, ale kobieta i tak się przydawała i mogła okazać się niezastąpiona później. Tylko Seed musiał przeboleć fakt, że jego facet flirtuje z jakąś obcą kobietą, ale radził z tym sobie znakomicie, pamiętając swoją powolną śmierć po wielkiej plażowej imprezie.
- Muszle są ostre, a ta była jak żyleta! - poskarżył się okularnik w swojej obronie i jęknął, kiedy bandaż dotykał rany. I tak powinien się cieszyć, że było to niegroźne skaleczenie, a nie krater wymagający szwów, jako że wtedy kąpiele i chodzenie mogłyby przerodzić się w przymusowe siedzenie na tyłku.
- Taaa, żylety. Dzieci człapią małymi, pulchnymi i delikatnymi nóżkami, a taki James Potter od razu musi rozwalić platfusa!
- To nie jest platfus! - prychnął J. między jękami.
- Gotowe. Postaraj się nie chodzić przynajmniej już dzisiaj, a jeśli już musisz to skacz na jednej nodze. Dam ci coś na ból. - kobieta, nie pamiętałem jej imienia, ale była całkiem atrakcyjna, jeśli było się normalnym mężczyzną, podała okularnikowi tabletkę i szklankę wody. Było jednak oczywiste, że robiła to nie z dobrego serca, ale chcąc się przypodobać nauczycielowi run. Trudno, nas już to nie dotyczyło. Najważniejsze, że zrobiła swoje i wyszła z naszego pokoju, więc mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nie łatwo uważać na słowa i gesty, kiedy ma się do czynienia z czyimś przekrętem. Jedno nieostrożne słowo, które zdradzi orientację Victora albo jego zamiar wykorzystania pielęgniarki jako zwykłej pielęgniarki i po nas.
- Więc idziemy do spania, fajtłapo jedna. - westchnął ciężko Syriusz. - Nie wypada nam zostawiać kaleki samego, a więc nie mamy co robić. Tylko nie myśl sobie, że jutro też pozwolimy sobie na takie marnowanie czasu!
- Co za wielkoduszność. - J. podciągnął się wyżej na łóżku i zaczął niezgrabnie się rozbierać. Chociaż niechętnie to jednak poszedłem za jego przykładem. Zupełnie nie byłem śpiący, ale pozbawieni gier i mając przy boku ofiarę losu, nasza możliwość znalezienia sobie rozrywki zmalała do jednej opcji – snu.
Nudziłem się, kiedy Potter rzucał się na łóżku jeszcze obolały, a później nudziłem się nadal, kiedy już jego leki zaczęły działać i jego bezustanne kręcenie się ustało. Nie mogłem zasnąć, zwyczajnie nie mogłem. Mój wilkołak był rozbudzony i domagał się zajęcia, które zapewni mu jakąś rozrywkę. Czuł wakacje, czuł bliskość morza i plaży, dobrej zabawy, nie akceptował jakiejś głupiej braterskiej solidarności, która zatrzymała mnie i Blacka w pokoju. Niewiele brakowało, a to ja zacząłbym się teraz kręcić na wszystkie strony pod cienkim prześcieradłem, które chroniło mnie przed owadami.
- Wiem, że nie spisz, słyszę jak oddychasz. - szept Syriusza wydawał mi się niemal krzykiem, ale w porównaniu z okropnym chrapaniem Jamesa był zaledwie mysim piskiem.
- I ty mi to mówisz? Sam jesteś daleki od chociażby ziewania.
- Ale ja jestem z was najstarszy.
- Tak, normalnie dziadek. Aż dziw, że nic cię nie strzyka w kręgosłupie po seksie.
- Hm, może coś się zmieniło od ostatniego razu. Chciałbyś to sprawdzić? - odnalazłem w jego pytaniu maleńki cień niepewności, który z łatwością mógłbym przegapić gdyby nie mój wilczy słuch. Kiedy się postarałem, mogłem nawet wiedzieć, kiedy moi nauczyciele w pokoju naprzeciwko urządzali sobie małe orgie.
- No, nie wiem Syriuszu. Jeśli jednak tak się już postarzałeś to jutro obaj będziecie unieruchomieni i będę usiał sam się bawić na plaży. Jeden zraniony w stopę, drugi nieruchomy z powodu przeciążenia starego kręgosłupa...
- Hm, więc obiecują przestać, jeśli tylko poczuję, że mój kręgosłup nie wytrzymuje twojego tempa.
- Mojego? - drażniłem się. - Moje tempo narzucę ci, kiedy wrócimy do szkoły. Będziemy mieli więcej swobody, więc na pewno znajdzie się okazja żeby rozdziewiczyć twój tyłek, skoro mój już ma to za sobą.
- Ho, ho, cóż za plany. - Syri roześmiał się w swoją poduchę by nie obudzić Jamesa, który i tak wystarczająco nam przeszkadzał.
Wygramolił się z łóżka, słyszałem doskonale każdy jego krok, każdy ruch i niemal słyszałem bicie serca. Na palcach podczłapał do mnie i wsunął się pod prześcieradło.
- Jeśli ten osioł się obudzi, następnym razem dosypię mu proszków nasennych do kolacji.
- Nie odgrażaj się, kociaku. I tak tego nie zrobisz. - roześmiałem się cicho. - Wiesz, Syriuszu. Gdyby nie to, że byłby to twój pierwszy raz, z rozkoszą zamieniłbym się dziś miejscami. - dobrze wiedziałem, co we mnie wstąpiło. Zwyczajnie byłem sobą. Tym nowym, lepszym sobą, zmienionym przez problemy w związku. Byłem Remusem Lupinem na progu dorosłości.
- Więc mi się dziś upiekło. - Syriusz roześmiał się jako drugi i potarł swoim nosem o mój. Wcale się nie przejął tym, że chcę go zdegradować z jego stanowiska w naszym związku. Może sam już o tym myślał, kiedy się rozstaliśmy? Miałem taką nadzieję, ponieważ z jakiegoś powodu naprawdę chciałem go zdobyć i poczuć pod sobą. Bardzo, bardzo, bardzo.
- Tylko częściowo. - szepnąłem mu do ucha i zacisnąłem dłonie na jego pośladkach okrytych tylko materiałem bokserek.
- Przeżyję. - usłyszałem rozbawienie w jego głosie, a później poczułem ciepły oddech na twarzy. Nasze usta zetknęły się ze sobą po długiej rozłące. Moja naga pierś zetknęła się z jego i już wiedziałem, że żaden z nas nie będzie chciał odsunąć się na dłużej niż to naprawdę konieczne. Byłem pewny, że gdyby mnie nie całował od razu wydałoby się, co robimy i pewnie nie tylko z mojej winy.
- Sy... - zacząłem w jego usta, ale nie skończyłem, ponieważ wszedł mi w słowo, a jego wargi ocierały się o moje, kiedy szeptał.
- Mam wszystko. - i znowu mnie całował, a ja odpowiadałem, to znowu pocałunek wydawał się być mój, a jego tylko odpowiedzią. Pogubiłem się w pewnym momencie i tylko czerpałem z tego przyjemność. Moje spodnie piżamy zwyczajnie się zdematerializowały bez mojej wiedzy i to samo spotkało bokserki Blacka.
Nic nie mogło zastąpić słodkiego uczucia nagiej skóry ocierającej się o nagą skórę, męskich dłoni na szorstkim, twardym ciele, tak innym od kobiecego. Chociaż nie, musiałem się poprawić. Nic nie mogło zastąpić dłoni Syriusza i jego ciała, które bardziej niż moje znajdowało się na granicy między dziecięcością a męskością.
Nic dziwnego, że się podnieciłem i to samo spotkało mojego chłopaka, który napierał członkiem na moje udo i niezgrabnie usiłował nie odrywać ode mnie ust, a jednak działać by móc posunąć się dalej, do samego końca. Próbowałem mu pomagać jak tylko byłem w stanie. Po omacku wsunąłem pod biodra poduszkę, rozsunąłem nogi zapraszająco lub raczej wspomagająco. Wspólnie na oślep wycisnęliśmy na jego dłoń żel z tubki i dalej poszło jak z górki.
Jego palce, twardsze i bardziej szorstkie niż pamiętałem, wymacały moje wejście, zbadały je, rozpieszczały póki nie uległo lekkiemu naporowi. Od naszego ostatniego razu minęło wystarczająco dużo czasu by moje ciało zapomniało jak reagować, było spięte i dlatego byliśmy zmuszeni poświęcić więcej czasu na szczegóły zaliczające się do gry wstępnej. Powoli, dokładnie, nie chcieliśmy przecież obudzić Jamesa, który tylko by nam przerwał, a później wypominał podobne akcje pod jego nosem. W ten sposób było bezpieczniej, mniej namiętnie, gdyż pragnienie opadało i wznosiło się we własnym rytmie, ale nie mogliśmy pozwolić sobie na nic innego. Musiałem być gotowy, musiałem go w sobie zmieścić.
Spełnienie naszych fantazji okazało się różnić od wspomnień tak niedalekiej przecież przeszłości. Jego członek był większy niż zapamiętałem, niż zapamiętał pierścień moich mięśni, zaś on musiał być ciaśniejszy niż we wspomnieniach Syriusza. Mimo bólu, jaki towarzyszył zbliżeniu, a którego odgłosy tłumiły nasze bezustanne pocałunki, byliśmy w stanie obaj odczuwać rozkosz, która przedzierała się przez bolesne fale.
Moje dłonie na jego pośladkach, jego dłonie przy mojej twarzy, jego członek głęboko we mnie, język penetrujący usta i zapraszający do swojego własnego królestwa, ciepło, gorąc, wilgotny pot pokrywający moją i jego skórę. Pchnięcie i odpowiedź mojego ciała, kolejne i znowu to samo. Ból zmieszana z rozkoszą, irytacja z powodu przymusu zachowania ciszy z podnieceniem wywołanym tym samym powodem. I znowu seria zbawiennych pchnięć, które zamieniały cierpienie w radość i radość w cierpienie. Nie chciałem żeby to się kończyło, ale sam nawet nie potrafiłbym dłużej wytrzymać tej dłoni, która w pewnym momencie zaczęła mnie pieścić i doprowadzać do białej gorączki.
Nie wiem, który z nas doszedł jako pierwszy i w sumie nie miało to żądnego znaczenia. Obaj znaleźliśmy spełnienie, wróciliśmy na właściwe tory z naszym kulawym związkiem. I już nie było mowy o nudzie czy problemach z zasypianiem. Nasze zbliżenie okazało się lekiem na całe zło spowodowane ślamazarnością Pottera. Może powinienem mu podziękować za to, że zranił sobie stopę? Nie, raczej nie. Poczułby się zbyt pewnie i znowu zaczął udawać pana i władcę sytuacji, ale kogo to obchodziło? Leżałem przy Syriuszu, a on dyszał mi do ucha. Kto w takiej sytuacji interesowałby się jakimś ślepym okularnikiem? Były ważniejsze sprawy niż ten kaleka.

070214

3 komentarze:

  1. Remus się zmienił na lepsze. James zawsze coś sobie zrobi najpierw złamany nos,teraz rozciął stope o muszle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak przeczytałam ten dialog Remusa z Syriuszem, to mi się przypomniały pierwsze rozdziały.. Powiem ci że na przełomie lat, bardzo subtelnie i delikatnie pokazałaś jak zmienia się Remi z dzieciaka w młodego faceta, jego sposób myślenia z naiwnego i słodkiego w lekko sarkastycznego, ale wciąż trochę słodkiego, nawet to jak mówi o sobie i innych się zmieniło. Bardzo mi się to podoba.
    To co mi się jeszcze podoba to opis tego gorącego, cichego seksu. Wyszło to naturalnie i nie wymuszenie. Mam nadzieję że już teraz między Syriuszem i Remusem nie będzie aż tak dużych kryzysów, bo do twarzy im ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam bardzo dużo do napisania w kwestii tego rozdziału. Więc.
    Remus... Zgadzam się z Alieną (dobrze odmieniłam? :D) odnośnie rozwoju i dojrzewania Remusa. Udało ci się to.
    Ale pomimo to... Remus jako seme mi nie pasuje. Nie, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić! A wyobraźnię mam dobrą. Może raz, czy kilka. Tak dla przełamania monotonii. Ale na pewno nie na stałe. O nie.
    No i Victor. Ten to ma problemy. Z tą kobietą. XD
    Fajny rozdział. Trochę dziwne okoliczności tego zbliżenia, ale. I tak fajnie. Hm. Myślałam, że więcej wyjdzie tego komentarza. :D
    Czekam na następny rozdział.
    Weny i czasu życzę! @-}--

    OdpowiedzUsuń