środa, 27 maja 2015

Kartka z pamiętnika CCLXVI - Victor Wavele

Wziąłem głęboki oddech dla opanowania nerwów, później kolejny i jeszcze jeden. Nie to spodziewałem się zobaczyć odwiedzając mojego kochanka w jego pokoju, który dawniej paskudnie różowy i przesadnie usłany miękkimi materiałami, teraz był po prostu przeciętnym pokojem, mogącym należeć do każdego. Sądziłem, że mamy to za sobą, że wyleczyłem go z tych niezdrowych praktyk, a tymczasem on właśnie przymierzał letnią sukienkę.
- Noelu? - chciałem zwrócić na siebie jego uwagę i udało mi się, ponieważ podskoczył jak oparzony i spojrzał na mnie z miną winowajcy przyłapanego na występku. - Co ty...
- Przepraszam! Przepraszam! - zaczął panikować.
- Więc? Co się dzieje? Myślałem, że mamy już za sobą ten etap? Wiesz, że nie musisz...
- Wiem! Naprawdę wiem! Ale... ale to była część mnie przez tak długi czas. Po prostu miałem wrażenie, że nie pamiętam już jak się wtedy czułem w swoim ciele i chciałem tego spróbować.
Od dawna obawiałem się, że usłyszę od niego coś podobnego, ale za każdym razem miałem także nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Mój facet przez tyle lat musiał udawać kobietę, chcąc by mężczyźni, w których się zakochiwał zwracali na niego uwagę, że rola kobiety weszła mu w krew, a ja to odrzuciłem, postanowiłem zmienić, może nawet zniszczyć. Akceptowałem to jaki był, ale chciałem poznać go takim, jakim był naprawdę, a nie jakim musiał się stać.
- Nie gniewaj się, ja po prostu...
- Nie gniewam się. - przerwałem mu. Teraz zapewne powinienem mu wszystko zdradzić, powiedzieć coś pocieszającego, coś o miłości, prawdzie i innych pierdołach, ale nie należałem do ludzi, którym przychodziłoby to tak łatwo. Byłem druidem, wojownikiem, zasranym nauczycielem run i moja edukacja nie obejmowała trudnych związków. - … - chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem, co powinienem mówić w takiej chwili.
- Zdejmę jeśli chcesz. - patrzył na mnie wielkimi, niewinnymi oczyma, jakby naprawdę robił coś złego, jakby był dzieckiem. Na co dzień był inny, pewny siebie, a teraz... Czy była to moja wina? Czy to dlatego, że rozkochałem go w sobie do tego stopnia, że nie chciał mnie stracić?
- Podobasz mi się w tym, ale jednak wolę cię w spodniach. - przyznałem. - A jeszcze bardziej bez niczego. - musiałem to przyznać – Nagiego, pode mną.
- Zboczeniec! - prychnął, ale widziałem ulgę na jego twarzy. Zdjął z siebie kwiecistą, zwiewną sukienkę i musiałem przyznać, że mi ulżyło.
- Mówi mi to podniecony facet w damskich majtkach? - uniosłem brew.
- Cieszę się, że cię widzę. - odparł urażony. - Nie wiem czy pamiętasz, ale należę do osób, które zawsze reagują na ciebie bardzo entuzjastycznie.
- Czasami, kiedy tak na ciebie patrzę, zastanawiam się jak by to było gdybym miał macki ośmiornicy. - złapałem go w pasie i przyciągnąłem. - Wprawdzie przyssawki byłyby idealne na sutki, ale mogłyby nie sprawdzić się na jądrach. Tam przydałyby się jakieś elastyczne witki. Ciepłe, miękkie, bardzo sprawne. Jak myślisz? - Noel niestety nie mógł odpowiedzieć, ponieważ „przypadkowo” już pieściłem jego członek, więc poza jękiem nic więcej nie mogło wyjść z jego ust. Nie planowałem go zmuszać do mówienia, bo i po co. Tak było wystarczająco dobrze. - Wsunąłbym jedną w twój słodki, ciasny tyłeczek, drugą pieścił członek, kolejną jądra, jedna w usta, dwie przyssane do sutków. Przy okazji językiem wodziłbym po twojej piersi. Myślę, że to byłoby bardzo przyjemne. Miałbyś mnie wszędzie, czułbyś na całym ciele. - szeptałem do jego ucha i kąsałem je lekko. Tkwił twardy, gorący i wilgotny w mojej dłoni, jęczał i sapał blisko mojej twarzy, opierał się plecami o moją klatkę piersiową i drżał. - Zostawiłbym na twojej jasnej skórze pełno śladów po przyssawkach żebyś pamiętał jak było ci ze mną dobrze. - sam się nakręciłem i Noel na pewno czuł na swoich plecach mój wbijający się w kręgosłup członek. Miałem niestety tylko dwie ręce, więc z trudem oderwałem je od jego ciała i rozpiąłem swoje spodnie. Musiałem uwolnić się od sztywnego materiału jeansów, by teraz ocierać się o jego pośladki bez większych problemów. Po zastanowieniu uznałem jednak, że nie ma sensu brudzić niepotrzebnie bielizny, więc zsunąłem niżej zarówno swoją, jak i jego. Teraz gorąca skóra dotykała gorącej skóry, a jego pośladki wypinały się do tyłu w sposób, który wskazywał na to, że doskonale wie, gdzie trafię po chwilowej zabawie. Już teraz mój członek ułożył się między jego pośladkami, niczym w idealnej kołysce, więc ocierałem się podniecając nas obu w najlepszy w tej pozycji sposób. Nie wystarczyło mi to niestety na zbyt długo, więc zabrałem się za zwilżanie i rozciąganie jego wejścia.
- Widzisz jak ci dobrze nagiemu? - zamruczałem i pocałowałem jego kark. - Od razu przyciągasz kłopoty.
- To nie kłopot. - wyjęczał z frustracją. Pragnął mnie i czułem płynącą z tego dumę.
Nie od razu spełniłem jego prośbę. Wsunąłem w jego wejście zaledwie główkę penisa i wyjąłem pospiesznie. Znowu naprowadziłem swoje ciało na jego rajskie wrota i uciekłem do tyłu.
- Przestań się bawić! - skarcił mnie i sięgnął do tyłu. Jego palce zacisnęły się boleśnie na moim członku.
- Auć!
- Więc się nie baw tylko mnie weź!
- Nie mogę, ponieważ mnie ściskasz!
- A tak, zapomniałem. - powiedział nawet nie próbując udawać, że ze mnie nie kpi. Zwolnił jednak uścisk, co pozwoliło mi odetchnąć i przepraszająco pogłaskać mojego penisa.
- Jeśli go skrzywdzisz, więcej w ciebie nie wejdzie. - poskarżyłem się, ale Noel odpowiedział tylko spojrzeniem pełnym politowania. - Widzę, że odzyskałeś już swoją pewność siebie.
Mogłem tego nie mówić. Spłoszył się, zaczerwienił i pewnie nie mógłbym liczyć na seks gdybym go wtedy nie pocałował. Mocno, długo i głęboko póki nie przestał się szarpać, a i wtedy nie byłem chętny do odrywania się od niego. Kiedy emocje opadły miałem za to pewność, że mi nie ucieknie, więc mogłem puścić jego ręce i zrobić krok do tyłu. Postanowiłem wtedy, że będę się z nim kochał tak, jak powinienem to robić najczęściej – całując.
Wykorzystałem jego posprzątane, lśniące nowością biurko sadzając go na nim i rozkoszując się widokiem jasnej skóry na ciemnym drewnie. Oblizałem się nawet lubieżnie obserwując jego biodra. Miałem go wziąć, ale nie wytrzymałem i przyssałem się do prężącego się zapraszająco członka. Wziąłem głęboko w usta i zacząłem ssać, masować wargami, lizać z najprawdziwszą rozkoszą. Musiałem go skosztować zanim w ogóle przejdę do konkretów. Później nie miałbym przecież okazji.
Wsłuchiwałem się w jego jęki, słodkie pokrzykiwania. Uwielbiałem go, kochałem jak nikt inny na świecie i dlatego tak bardzo lubiłem się z nim drażnić. Był dla mnie wszystkim i nie miało to nic wspólnego z tym, że nikogo innego nie miałem.
Tak jak pragnąłem, całowałem go w chwili, kiedy mój członek na poważnie przekraczał granice jego pierścienia. Jeśli to miały być zaręczyny to nie miałem nic przeciwko nim. W końcu czułem, że nigdy z nikim nie było mi tak dobrze, jak z Noelem. Chciałem by czuł to w każdym moim ruchu i geście, toteż nie odrywałem swoich warg od jego, dłonie bezustannie gładziły zgrabne uda, kształtne biodra, wrażliwe żebra.
Poruszałem się w rytmie, który wypracowaliśmy sobie przez wszystkie dotychczas odbyte stosunki. Znałem tempo w jakim lubił zaczynać i w jakim kończyć, z jednego jęku potrafiłem wyczytać siłę pchnięcia, głębokość i kąt. Nie miał przede mną tajemnic, choć to nie mój mózg, ale ciało dokonywało wszystkie obliczenia intuicyjnie.
Jeśli ja wiedziałem o Noelu tak wiele, to on musiał znać równie pikantne szczegóły moich upodobań. Zrozumiałem to, kiedy zaciskał się na mnie mocno, gdy się cofałem i lżej kiedy wchodziłem. Dokładnie tak jak lubiłem. Mój członek puchł nadal w jego ciele, pulsował, przejmował kontrolę nad moim jestestwem. Stał się moim mózgiem, dowódcą, katem. Każdy ruch wydawał się coraz bardziej namiętny, rozkoszny i niepowstrzymany. Było mi tak cudownie, że gdybym nie miał za sobą lat praktyki, pewnie roztopiłbym się i wypłynął z tego ciepłego, aksamitnego wnętrza idealnego tyłeczka.
Wytrzymałem wystarczająco długo by moje mięśnie się zmęczyły, zaś Noel szczytował z krzykiem tłumionym moimi ustami, zaś ja już chwilę później uwolniłem wszystko, co mogłem dokładnie w jego miękki środeczek. Miałem wrażenie, że uśmiecha się z zadowoleniem, jakby to sprawiało mu radość, czego nie potrafiłbym chyba pojąć, gdyby było to prawdą. Nie wnikałem więc w szczegóły, ale zająłem się nim przenosząc w wygodniejsze, lepsze miejsce, wycierając, pozwalając by mógł nadal oglądać moje nagie ciało, co przypadło mu bardzo do gustu. Czasami lubiłem go porozpieszczać i nie widziałem w tym nic złego.
Noel kichnął, więc otuliłem go pościelą i położyłem się obok na jego wygodnym, wielkim łóżku.
- Tylko mi nie zachoruj. - ostrzegłem poważnie i odpłynąłem myślami w przyszłość, już planując nasz kolejny raz. Widać byłem od niego trochę uzależniony.
- A troszczyłbyś się o mnie? - zapytał z przekorą usatysfakcjonowany skończonym przed chwilą zbliżeniem.
- I zaraził się? Nie ma mowy! - nie mówiłem serio, ale podobało mi się to, w jaki sposób zmarszczył wtedy żałośnie czoło. Naprawdę uwielbiałem mu czasami podokuczać!

1 komentarz:

  1. Czekałam na kartkę tej pary, uwielbiam ich ;)
    Jak zwykle - rozdział super :D

    OdpowiedzUsuń