środa, 3 czerwca 2015

Gra w opowiadania

Wziąłem głęboki oddech opierając policzek na dłoni i wpatrywałem się w pomięty, poniszczony świstek papieru, który kiedyś był zgrabnym, denerwującym wyjcem.
- Kto cię tak załatwił? - pytałem nie oczekując żadnej odpowiedzi. Nie miałem pojęcia, co z nim począć, jak wydobyć z niego jakiekolwiek informacje na temat adresata. Nie dawało mi to spokoju, nie mogłem nawet spokojnie sypiać, chociaż przyznaję, że nie narzekałem na jakość moich snów.
- Daj spokój, Remusie. Takim intensywnym wpatrywaniem się w niego nic nie zdziałasz. - Syriusz przerwał mi moje „wgapiania się”. Musiałem mu przyznać rację, chociaż nie miałem zielonego pojęcia, co innego mógłbym zrobić. Przecież nie miałem żadnej alternatywy, kiedy moje myśli były zmonopolizowane przez wyjca. Najwyraźniej za bardzo się w to angażowałem. A może tylko mi się wydawało?
Jedno spojrzenie na sceptyczną minę Syriusza i już wiedziałem, że na pewno nie groziła mi normalność. Byłem szalony, ale Syri był gorszy. Teraz udawał obojętnego, ale szalał ze złości, kiedy nie patrzyłem, ponieważ on także nie wiedział jak dojść do ładu i składu z listem.
- Uważam, że powinniśmy zagrać w jakąś grę. - Black nie dawał za wygraną próbując odsunąć mnie od sprawy, która nas najbardziej w tej chwili powinna zajmować, a w przypadku której utknęliśmy w martwym punkcie.
Nie chciałem z nim walczyć, ponieważ nie miałem szans na wygraną. Poddałem się więc jego woli, która nie była wcale taka zła, jakbym chciał to sobie wmawiać.
- W co? - postawiłem sprawę jasno. - A najważniejsze, tylko my gramy czy oni też? - wskazałem na przyjaciół, z których jeden spał, zaś drugi dumał z miną zawodowego głupka.
- Postaramy się wymyślić grę dla nas wszystkich. A przynajmniej dla naszej trójki, bo nie wypada męczyć Petera bardziej niż jest już umęczony. To poczciwa dusza, ale nie służy mu Skrzydło Szpitalne. Jest leniwy, a tutaj staje się jeszcze bardziej leniwy.
- Jest mniej i zawsze może więcej? - uniosłem brew.
Syri spojrzał na mnie w sposób świadczący o tym, że najwyraźniej nie czuję się zbyt dobrze psychicznie. Nie skomentowałem tego. W końcu moje pytanie naprawdę było bardzo dziwaczne i cały czułem się teraz nieswojo. Może zbyt dużo wypoczynku dawało mi się we znaki? Lub nie służyła mi atmosfera przesadnego luzu, zbyt długie godziny snu, ciągły odpoczynek, paskudne lekarstwo Pomfrey, zatrucie. Powodów mogło być wiele i żaden nie wydawał mi się właściwy.
- Powiedzmy, że zagramy w opowiadania. Z nauczycielami, żeby było wesoło.
- Ja zaczynam! - James nagle zainteresował się naszą konwersacją i już rozmasowywał dłonie, jakby były mu potrzebne do zabawy. - Powiedzcie mi o kim chcecie.
- Slughorn. - zaproponował Syriusz.
- Wavele. - dodałem do pary. Black spojrzał na mnie jak na oprawcę, ale słowo się rzekło. Teraz wszystko zależało do Jamesa.
- Trudne! - pożalił się okularnik, ale od razu zaczął myśleć. - Dobra, coś mam. Victor Wavele ma w sobie krew ludzi północy, ale ucząc w Hogwarcie był zmuszony ograniczyć barbarzyńskie praktyki swoich przodków. Postanowił jednak nagiąć szkolne zasady. Wyjął więc z kufra ukrytą dotąd kuszę i strzałki do niej, po czym późnym wieczorem wymknął się z zamku na polowanie. Nie chcąc przypadkowo zranić jednorożca, za cel obrał sobie dzika. Długo chodził i szukał swojej ofiary, ale w końcu zwietrzył wielkiego guźca szukającego w krzakach korzonków. Bestia niewątpliwie była wielka, więc postanowił nas początek ją rozjuszyć, a później zabić z głową, ponieważ na dziki nie polowało się z byle kuszą. Nie posiadał odpowiednio mocnej, długiej i ostrej broni by ugodzić po samo serce, ale wtedy nie byłoby zabawy. - doskonale wiedziałem, co będzie dalej, ale słuchałem. - Użył runy widzenia aby namierzyć tyłek bestii i wystrzelił trafiając prosto w jej wielki zad. Usłyszał ryk rozwścieczonego guźca, który do złudzenia przypominał ryk Slughorna. Szybko zrozumiawszy swoją pomyłkę, Wavele uciekł na drzewo w ostatniej chwili by schować się przed wybiegającym z krzaków, wściekłym Slughornem, któremu z pośladka sterczała strzałka. Slughorn nigdy się nie dowiedział, kto do niego strzelił, za to Wavele wyleczył się z namiętnego uwielbienia do polowań. Koniec!
- Przewidywalne, ale dobrze rozegrane. - przyznałem. - Pora na Syriusza, bo sam tę zabawę wymyślił. Hm... Seed.
- I Camus!
- Auć! - przyznałem.
- No chyba Was... - Syriuszowi nie spodobała się para, z którą miał wymyślić swoją historię i nie mogłem mu się dziwić. O wiele łatwiej wymyślało się coś o ludziach, których nie znaliśmy zbyt dobrze. Camus należał za to do grona osób znanych nam doskonale. - Seed w młodości uwielbiał mecze quidditcha, a najbardziej imponował mu młody Marcel Camus, prawdziwa francuska legenda. Marzył o tym by być taki jak on i nawet nie zauważył, kiedy zapałał uczuciem do zupełnie niedostępnego sportowca. Kiedy dowiedział się, że po poważnej kontuzji jego idol uczy w Hogwarcie też chciał tutaj trafić, więc wymienił się z siostrą. Przy pierwszej możliwej okazji wyznał Camusowi miłość, ale dostał kosza, ponieważ nauczyciel był już żonaty i kochał swoją żonę tak bardzo, że nie planował jej wymieniać na inny model. Seed musiał więc pocieszyć złamane serce, a Camus uznał to wydarzenie za tak mało znaczące, że zwyczajnie o nim zapomniał. Nie powiedział o tym nawet swojej żonie, którą był Fillip Ballack. - spojrzał na nas chmurnie. - Nic innego nie wymyślę i bez takich zagrań poniżej pasa! - warknął.
Przyszła moja kolei i teraz najchętniej zrezygnowałbym z gry, ale przyjaciele nigdy by mi na to nie pozwolili. Musiałem więc się skompromitować by moja kolejka przeszła.
- Nieznany nikomu za dobrze profesor Mikolaj Pjec! - Syriusz wyraźnie chciał się mścić.
- I dyrektor. - zadecydował James. To było szczęście w nieszczęściu.
- Wszyscy znają historię tajemniczego gościa dyrektora i jego prawdopodobnego romansu z uczennicą. - zacząłem od razu improwizować. - Ale nikt nie znał prawdy kryjącej się za tym wszystkim. Tylko dyrektor wiedział, że tajemniczy, niepokazujący się uczniom na oczy profesor astronomii był w rzeczywistości kobietą. To z nią nocami spotykał się Dumbledore, z nią romansował i przeżywał uczuciowe wzloty i upadki, a ostatecznie po jednej chwili zapomnienia w swoim gabinecie, dowiedział się od niej, że będą mieli dziecko. Dyrektor zaczął więc studiować książki na temat ciąży i dzieci, a w czasie wakacji, kiedy uczniowie nie mieli o niczym pojęcia, urodziła mu się śliczna córka. Zamek jest duży, a liczba zaklęć nieograniczona, więc nikt nawet nie wie, że dziecko jest w szkole, a dyrektor i tajemniczy Mikolaj Pjec opiekują się nim na zmianę.
- To miało być krótkie opowiadanie, a nie domysły dotyczące teraźniejszości. - zauważył zgryźliwie Syriusz, ale nie dałem się sprowokować. Swoje odbębniłem, więc ponownie przyszła kolej na Jamesa. - Podniesiemy poprzeczkę. Jamesie, dla ciebie Filtch!
- Irma Pince? - zapytałem przepraszająco. Nie od dziś wiedzieliśmy, że tych dwoje coś ze sobą kręci.
- Naprawdę chcecie żebym wam opowiadał, jak to Filch przygwoździł Pince do jej biurka w bibliotece i ostro „tegował”? - mina Jamesa wskazywała wyraźnie na niechęć do opowiadania tego oraz niemoc do wymyślenia czegoś innego. - Jak całuje ją tymi krzywymi ustami i rozbiera to jej chude ciało? A teraz uwaga, romantyczna scena! Po wszystkim pieszczotliwie liczy jej wystające żebra, kiedy ona plecie warkoczyki z jego cienkich, rzadkich włosów.
- Dobra, zaliczyłeś! - Syriusz miał dreszcze. Ja też je miałem. Dreszcze obrzydzenia na myśl o tej dwójce razem. Fuj! Nie wiem, czy mogło być coś bardziej paskudnego.
- Więc jak? Slughorn i Sprout dla Syriusza? - James roześmiał się widząc nasze wykrzywione miny. Nie byłem w stanie ocenić, która para jest gorsza, ale najchętniej nie myślałbym ani o jednej, ani o drugiej.
- Jeśli tak ma teraz wyglądać nasza zabawa i ja dostanę parę Dumbledore/McGonagall to może dajmy sobie spokój z kontynuowaniem gry, co? - zmarkotniałem, bo jeszcze do niedawna całkiem nieźle się bawiłem.
- Prawdę mówiąc, mam teraz przed oczyma wszystkie te paskudne obrazy, więc wolałbym odpocząć. - Syriusz nadal otrzepywał się zniesmaczony wizjami najgorszych par naszej szkoły. Cieszyłem się, że ograniczyliśmy się do nauczycieli, a inni pracownicy byli jedną propozycją, bo nie zniósłbym dziwacznych pomysłów Pottera. Przecież zawsze mógł wymienić Hagrida! Fuj, to dopiero byłoby obrzydliwe!
- Wolę myśleć o tym wyjcu. - przyznałem z przekąsem i w ten oto sposób wróciliśmy do punktu wyjścia.
Wydaliśmy ciężkie zbiorowe westchnienie i prawdę mówiąc żaden z nas nie miał już na nic ochoty.

100311

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz