niedziela, 7 czerwca 2015

Remus obolały

5 października
Cudownie uzdrowiony, zwolniony ze Skrzydła Szpitalnego i z jakiegoś powodu zaopatrzony w ból głowy, siedziałem jak struty w Pokoju Wspólnym, podczas kiedy Zardi przetrząsała swoją torbę w poszukiwaniu zaginionego zadania z transmutacji, które jej pożyczyłem. Nie wiem, w jaki sposób można zgubić coś tak cennego w przeciągu dwóch godzin, ale pewnie nie chciałbym nawet wiedzieć.
- Musi gdzieś być! - denerwowała się dziewczyna. - Przepisywałam je... to znaczy przerabiałam, ale wiesz o co mi chodzi! W pokoju, żeby mnie nikt nie nakrył w bibliotece. Schowałam do torby z zamiarem oddania i... i wtedy widziałam je ostatni raz! Merlinie, ależ bajzel w tej torbie! - wyrzuciła z niej wszystko na blat stolika. - „Taniec wampirów”, urocze, ale to nie to. - wrzuciła książkę do torby. Uznała, że jeśli dotknie wszystkiego, to może jakimś sposobem przypomni sobie coś, o czym zapomniała i naturalnie dowie się, co z moim zadaniem. - Balsam do ust. Szukałam go tydzień temu i nie znalazłam. Miło, że się pojawił. - kolejna rzecz wylądowała w torbie. - Stare Fasolki Wszystkich Smaków... Nie polecam, ale sama je jem, bo zawsze zapominam, że jakieś miałam i przypominam sobie dopiero, kiedy są gumowate i stęchłe. - w taki sposób przedarła się przez swój śmietnik i w dalszym ciągu nie miała pojęcia, gdzie podziało się moje zadanie.
Naprawdę nie miałem ochoty pisać wszystkiego raz jeszcze, ale nie miałem też sił żeby ruszyć się z miejsca lub chociażby denerwować.
- Znajdę je, Remi! Naprawdę je znajdę! Albo oddam ci swoje. - obiecała.
- Remus Lupin? - usłyszałem wzywający mnie głos McGonagall. Nie ważne o co chodziło, na pewno nie miało to pomóc mojej obolałej głowie.
- Tutaj! - wstałem z miejsca i pokazałem się.
Kobieta zbliżyła się do nas i zamachała mi przed nosem moim zadaniem. Zardi pobladła, a ja z trudem mogłem zebrać myśli.
- Gdzie pani to znalazła?! - wybuchnęła przyjaciółka, a muszę przyznać, że w improwizacji była najlepsza. - Tyle tego szukałam! Przetrząsnęłam każde miejsce, w którym mogłam to zapodziać! Ale przecież nie wynosiłam stąd rzeczy Remusa... - zmarszczyła brwi, a nauczycielka wpatrywała się w nią z ponaglającym pytaniem w oczach. - Przegrałam zakład z Remusem i za karę muszę nosić za nim jego rzeczy. Już się bałam, że zgubiłam jego zadanie. - przyznała i zgarnęła do swojej torby wszystko, co leżało jeszcze na stole. - Nawet zaczęłam przeszukiwać swoje rzeczy żeby się upewnić, czy przypadkowo nie pomieszałam sobie toreb. Nie ważne! Skąd pani to ma, jeśli mogę zapytać?
- Jakimś dziwnym sposobem, to oto zadanie znalazło się pod drzwiami mojego gabinetu.
- Hę? - Zardi miała naprawdę głupią minę, ale moja na pewno nie była lepsza. - To niemożliwe. Nie było mnie w tamtych rejonach dzisiaj. Remi?
- Nie. - pokręciłem głową.
- Czyli to fizycznie niemożliwe.
- Ale magicznie tak. - zauważyłem. - Może ta osoba, która chce pozbyć się Jamesa teraz szkodzi jego znajomym.
- Lupin! - krzyk Evans był chyba najbardziej irytującym dźwiękiem, jaki mogłem w tej chwili usłyszeć. Moja migrena najwyraźniej miała mi dzisiaj rozsadzić głowę. - Och, przepraszam pani Profesor. Nie widziałam, że pani tu jest. - ukłoniła się nauczycielce i spojrzała na mnie wściekła. - Lupin, co twoje gacie robią w mojej bieliźnie?! - zamachała mi przed twarzą moimi bokserkami. Czy to był jakiś światowy dzień majdania mi wszystkim, co popadnie przed oczyma? - Poznajesz? Są nawet podpisane! Co robiły u mnie?!
- Nie mam zielonego pojęcia. - westchnąłem i spojrzałem na nauczycielkę. - Mówiłem pani, że to musi mieć związek z Jamesem? W przeciwnym razie, co moje bokserki... w gwiazdki... robiłyby między barchanową bielizną mojego największego wroga i jednocześnie dziewczyny mojego przyjaciela? I to całe zadanie z transmutacji akurat pod pani drzwiami? Niedługo ktoś wbije mnie w sukienkę Kapturka z Ever After High i wyjdzie, że lubię takie przebieranki.
- Co to jest Ever After High? - McGonagall uniosła brew i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Yyy, nie chce pani wiedzieć.
- Uwielbiam Ever After High! - Zardi zapiszczała z podniecenia.
- Tak, wiem. - przyznałem ciężko. - W jakiś sposób się przecież o tym dowiedziałem. - myślę, że to wystarczyło nauczycielce transmutacji, ponieważ nie chciała nas dłużej słuchać. Wyszła z Pokoju Wspólnego, ale miałem wrażenie, że zajmie się całą sprawą na poważnie. W końcu niedługo mogło się zrobić naprawdę nieprzyjemnie. Tak jak było w przypadku Jamesa, który ostatnio miał trochę spokoju, a teraz siedział u dyrektora, z którym musiał omówić kilka spraw dotyczących jego ochrony. Tym bardziej, że zbliżały się pierwsze mecze quidditcha, których nigdy by sobie nie odpuścił. Ostatni rok nauki, najlepszy szukający szkoły. Nie, nie James Potter. On żył tym sportem i sławą, jaką dzięki temu zdobywał.
- A właśnie, Evans. - zatrzymałem dziewczynę zanim odeszła. - Nie zastanawiałaś się przypadkiem, czy to wszystko, co przytrafia się ostatnio Jamesowi to nie sprawka jakiejś zazdrosnej dziewczyny, która jest wściekła o wasz związek? - spojrzała na mnie ostro, odwróciła się na pięcie i oddaliła bez słowa. - Dzięki za gacie! - zdążyłem tylko rzucić. Cóż, nie zależało mi na rozmowie z nią, ale byłoby miło gdyby łaskawie wzięła sobie moje słowa do serca. Nikt tak nie obroni Jamesa jak jego wściekła na cały świat ukochana.
Miałem tylko nadzieję, że Syriusz jest w jednym kawałku. W końcu był u Victora w sprawie run odnawiających, które chcieliśmy wypróbować na zniszczonym wyjcu. Tylko o Petera nie musiałem się martwić. Był tak nieznaczący dla świata, że nikt nie zawracałby sobie głowy szkodzeniem mu. Zresztą on sam był tak zajęty śledzeniem Narcyzy, że świata poza tym nie widział.
Już widziałem oczyma wyobraźni, jak ktoś usilnie stara się zrobić mu krzywdę, ale nieświadomy, zakochany na zabój graniczący z głupotą chłopak po prostu wymyka się wszystkim pułapkom nie wiedząc, że w ogóle to robi. Mający go rozciąć topór zbroi opada, a Peter po prostu zatrzymał się wcześniej, bo zauważył na ziemi zgubioną przez Narcyzę spinkę lub pobiegł szybciej ponieważ ją zobaczył gdzieś przed sobą. To wszystko tak przerażająco do niego pasowało.
Spojrzałem na Zardi, która z prośbą w oczach wpatrywała się we mnie intensywnie. Wiedziałem czego chce i nawet nie miałem siły odmówić jej tej odrobiny męczącej przyjemności. Zgodziłem się więc usiąść z nią na dłużej i wysłuchać jak piszczy na temat swojej dziwacznej baśniowej serii magicznego wszystkiego, którą zaraziła się od jednej z koleżanek.
Nawet nie wiem kiedy przysnąłem uśpiony jej monotonnym kwileniem. Odzyskałem jednak świadomość bardzo szybko, ponieważ ona nadal mówiła i podniecała się wszystkim, co było związane z jej kolejną już pasją. Nie wiem w jaki sposób potrafiła oddać jedno i to samo serce kilku sprawom jednocześnie, ale tak właśnie działała. Depresyjny wampir z książki, baśniowe córki i synowie w magicznej szkole baśni, japońskie komiksy o gejach, przedstawienie teatralne o Czerwonym Kapturku, wielki przekręt niemoralnej sesji fotograficznej. Na pewno o czymś jeszcze zapomniałem, ale nie wiem czy to pomogłoby mi ją zrozumieć. Ta dziewczyna była po prostu szalona! Ale była też moją przyjaciółką i wiedziałem, że mogę na nią liczyć w każdej chwili.
- Remi, ale pamiętasz, że dzisiaj jest pełnia, prawda? - zadała niespodziewanie pytanie, które nie tylko przykuło moją uwagę, ale także zaskoczyło mnie mocno. Ona wiedziała, jaka jest odpowiedź, a ja nie mogłem uwierzyć, że naprawdę o tym zapomniałem.
Tyle się ostatnio działo, że wypadło mi z głowy, na czym świat stoi! Zapomniałem o pełni. Pełni, która przypadała na dzień, kiedy to byłem obiektem nienawiści skrytobójcy polującego na Jamesa. Mogłem pocieszyć się tylko tym, że nasza mapa Hogwartu została ukończona i teraz mogliśmy z chłopakami bez przeszkód przechadzać się korytarzami będąc niezauważonymi przez nikogo, ale doskonale wiedząc, gdzie kręcą się inni.
- Pomóc ci jakoś? - zaproponowała Zardi, ale pokręciłem głową odmawiając.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Dam sobie radę ze wszystkim. Zaszyję się w mojej dziupli, przemienię i będzie jak znalazł.
- W razie problemów wiesz gdzie mnie szukać. - uśmiechnęła się naprawdę czarująco.
Tak. Na niej zawsze mogłem polegać, a teraz pomogła mi oswoić się z myślą, że dziś w nocy będę musiał opuścić przyjaciół. I pomyśleć, że powód mojego bólu głowy był tak oczywisty, a ja zwyczajnie nie mogłem na to wpaść. Wilkołak zapominający o przemianie? To dopiero kpina! W moim dotąd nudnawym życiu nagle za dużo się działo i takie były tego skutki. Tęskniłem za prostymi czasami pierwszych klas szkoły, kiedy to moją głowę zaprzątały tylko miłostki innych, zabawa, psoty i nikt nie polował na mojego przyjaciela, ani nie chciał mi zaszkodzić. Dorastanie było koszmarem.

019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz